1013

"Wolne" miasto Białystok Na przełomie 1918 i 1919 roku grupa żydowskich mieszkańców Białegostoku wystąpiła z żądaniem utworzenia wolnego miasta. Od jesieni 1917 roku w mieście istniał Centralny Komitet Narodowy Obwodu

Białostockiego, na czele którego stał ksiądz Nawrocki i aptekarz Feliks Filipowicz. Z kolei kapitan Józef Tarasewicz i kapitan Stanisław Markiewicz ze Związku Wolnych Polaków zorganizowali Milicję Polską. Po wyparciu Rosjan z ziem polskich, od 1915 roku w Białymstoku stacjonował znaczny niemiecki garnizon. Przez Białystok przebiegała bowiem strategiczna linia kolejowa z Brześcia przez Grajewo do Prus Wschodnich, od której utrzymania zależał los niemieckich oddziałów rozmieszczonych na terytorium Ukrainy. Na wieść o wybuchu rewolucji w Niemczech oraz podpisaniu w dniu 11 listopada 1918 roku zawieszeniu broni między Niemcami a państwami Ententy, niemieccy żołnierze białostockiego garnizonu wypowiedzieli oficerom posłuszeństwo i utworzyli Radę Żołnierską, tzw. Soldatenrat. W tej sytuacji członkowie Związku Wolnych Polaków w porozumieniu z Centralnym Komitetem Narodowym Obwodu Białostockiego przystąpili do działania. Ze strony Niemców nie napotkano niemal żadnego oporu. Jednocześnie rozeszła się plotka, że na Białystok maszerują polskie wojska. Niemcy z Soldatenratu zaproponowali więc polskiemu Centralnemu Komitetowi Narodowemu zawarcie umowy. Podpisano ją w nocy z 11 na 12 listopada. Na jej mocy Rada Żołnierska miała wydać Polakom broń, amunicję oraz magazyny wojskowe, a w zamian polski Komitet zagwarantował „bezpieczny odjazd żołnierzy niemieckich”. Polacy niezwłocznie zaczęli zajmować ważniejsze obiekty w mieście oraz obsadzili drogi wyjazdowe w kierunku Warszawy i Grajewa. Do 13 listopada siły polskie w mieście wzrosły do około 500 ludzi, pozostających pod dowództwem kapitanów Stanisława Markiewicza i Józefa Tarasiewicza. Jednocześnie do Warszawy pojechała polska delegacja, by rozmawiać o możliwościach włączenia Białegostoku do odradzającej się Polski. Delegacja spotkała się z płk. Henrykiem Minkiewiczem, ówczesnym komendantem miasta stołecznego Warszawy. Ten obiecał wysłać do Białegostoku dwie kompanie Polskiej Siły Zbrojnej stacjonujące w Ostrowi Mazowieckiej. Żołnierze ci nie zostali jednak wpuszczeni do miasta, gdyż w obawie o los niemieckich jednostek na Ukrainie, dowództwo niemieckie skierowało do miasta znaczne niezrewoltowane siły, rozwiązało białostocką Radę Żołnierską oraz przywróciło porządek w garnizonie. Przewaga Niemców byłą tak duża, że oddziały polskie „po krótkiej wymianie strzałów” wycofały się z miasta do Łap, w efekcie czego 14 listopada Niemcy znów przejęli władzę w Białymstoku. Pod koniec listopada 1918 roku Polacy podjęli próbę opanowania miasta. Komenda Naczelna Polskiej Organizacji Wojskowej wysłała z Łomży oddział pod dowództwem Kazimierza Wyszyńskiego. Polscy żołnierze dotarli do Jeżewa, gdzie w nocy z 23 na 24 listopada zostali zaatakowani przez Niemców. Jakkolwiek atak niemiecki odparto, to dalszy marsz na Białystok bez ściągnięcia posiłków stał się niemożliwy. Jednak polskie władze w Warszawie powstrzymały dalszą operację na Białystok. Niemcy zagrozili bowiem, że będą ewakuować swoje wojska z Ukrainy przez Grodno i Warszawę oraz Brześć, Warszawę i Częstochowę. Oznaczałoby to obsadzenie tych linii wojskami niemieckimi i de facto oddanie pod ponowną okupację całego niemal kraju. W tej sytuacji Naczelny Wódz Józef Piłsudski postanowił pójść na kompromis i na mocy podpisanego porozumienia z Niemiecką Radą Żołnierską w Brześciu, zagwarantował Niemcom nieskrępowany przejazd przez Białystok i Grajewo do Prus Wschodnich. W konsekwencji czego Niemcy zachowali kontrolę nad Białymstokiem.

W styczniu 1919 roku ewakuacja niemieckich jednostek z Ukrainy uległa przyspieszeniu, w efekcie stało się jasne, iż wkrótce do Białegostoku powrócą polscy żołnierze. W tej sytuacji część ludności żydowskiej miasta, skupiona wokół pisma „Gołos Biełostoka” wystąpiła z żądaniem utworzenia wolnego miasta Białystok. Na początku XX w. do Białegostoku napłynęła znaczna liczba Żydów tzw. „litwaków”, wypędzonych na mocy carskich ukazów z rejonu Brześcia oraz Wilna. W efekcie czego tuż przed wybuchem I wojny światowej Żydzi stanowili niemal 70% mieszkańców miasta, posiadając ok. 100 bożnic i domów modlitwy. W okresie niemieckiej okupacji miasta doszło do wzmożonej emigracji ludności żydowskiej, czego jednak nie dostrzegali pozostali mieszkańcy. Powracający z frontu porucznik Leon Mitkiewicz-Żółtek wspominał, że "publiczności cywilnej na ulicach widać mało, za to Żydzi panują tu wszechwładnie - pełno ich wszędzie". Ostatecznie po wycofaniu się Niemców i przejęciu 19 lutego 1919 władzy w mieście przez Polaków, separatystyczne pomysły Żydów zostały zlikwidowane. Jednocześnie w celu ograniczenia dominacji żywiołu żydowskiego w mieście, na mocy decyzji z 10 maja 1919 roku obszar miasta powiększono poprzez przyłączenie okolicznych wiosek i letnisk, zamieszkałych w przeważającej większości przez Polaków. Zmiany te spotkały się z "histeryczną" postawą niektórych środowisk żydowskich, które zdecydowały się na bojkot wrześniowych wyborów do Rady Miejskiej. Żadnego rezultatu nie przyniosły apele publikowane na łamach drugiego żydowskiego dziennika "Los Naje Łebn", w których zachęcano do udziału w wyborach. W efekcie w Radzie nie znalazł miejsca ani jeden przedstawiciel wyznawców religii mojżeszowej, których w Białymstoku nadal było ponad 50%. Okres powojennej stabilizacji w Białymstoku nie trwał długo. W dniu 28 lipca 1920 roku do miasta wkroczyły oddziały Armii Czerwonej, witane entuzjastyczne przez część ludności żydowskiej. Na szczęście "władza sowiecka" nie zdążyła się jeszcze na dobre zadomowić, gdy zmuszona została, po przegranej Bitwie Warszawskiej, do ucieczki. Zanim jednak Sowieci opuścili Białystok dopuścili się bestialskiego mordu na 16 białostoczanach. "Los sprawił, że byli to obywatele różnych stanów, wyznań i narodowości" - napisał Adam Dobroński. Wśród 16 ofiar było 10 katolików, 4 Żydów, 1 prawosławny i 1 ewangelik.

Wybrana literatura:

P. Łossowski – Zerwane pęta. Usunięcie okupantów z ziem polskich w listopadzie 1918 roku

Listopad 1918 we wspomnieniach i relacjach

http://szlak.uwb.edu.pl/historia.html

Godziemba - blog

06/11/2013 John Kerry amerykański Sekretarz Stanu był w Warszawie - krótko. Kilkanaście godzin.. Wpadł do nas, jako jedynego kraju w Europie - nie zajrzał do Niemców, Francuzów czy Brytyjczyków.. Stary przyjaciel Polski wpadł na chwilkę do swoich przyjaciół.. Zjadł ciastko na Krakowskim Przedmieściu, pościskał dłonie, pogłaskał dzieci.. Był też na grobie pana Tadeusza Mazowieckiego, pierwszego ”niekomunistycznego” premiera.. Powiedział też coś o potędze Polski (???) O naszym wspaniałym rozwoju gospodarczym.. Nic nie wspomniał o odsetkach od płaconego długu na poziomie 60 miliardów złotych. I o całkowitym długu publicznym idącym w biliony złotych… Kto mu to wszystko powiedział? A może wyczytał w Gazecie Wyborczej? Nie przypominam sobie, żeby panowie Kerry i Mazowiecki się znali.. Chyba, że John Kerry pracował w Tygodniku Powszechnym - jako tajny współpracownik.. Nie był także obecny przy obalaniu rządu premiera Olszewskiego.. To dlaczego akurat na grób Tadeusza Mazowieckiego? Kto mu to podpowiedział? Jeżeli już - to bardziej ”niekomunistycznym” premierem był pan Jan Olszewski. Chociaż obaj socjaliści.. No ale on na razie nie ma swojego grobu.. Sekretarz Stanu porozmawiał sobie z panem Donaldem Tuskiem, z panem Siemoniakiem od naszej obrony, no i z twórcami marsjańskiego łazika.. Tak sobie pomyślałem… Żeby tylko nie przyszło naszym budowniczym socjalistycznej, skorumpowanej, marnotrawnej i operetkowej- III Rzeczpospolitej ,do głowy, że Polska powinna mieć swoje miejsce na Marsie.. Boże! Ile nas by to kosztowało jako podatników, no i Marsa byśmy oczywiście nie dolecieli, bo jak byśmy dolecieli, to cel zostałby osiągnięty i mogłyby zostać cofnięte pieniądze w ramach rządowego programu” Polacy na Marsie”.. Łazik – owszem- bardzo ciekawa rzecz, ale trzeba go sprzedać Amerykanom, niech oni- mając wspaniałą państwową agencję kosmiczną NASA, która głównie marnotrawi pieniądze amerykańskiego podatnika, kupi go sobie i wykorzysta w lotach nie tylko na Marsa, ale na inne planety.. A planet jest wiele- więc programów państwowych i badawczych może być wiele.. I wiele można zarobić przy tej okazji.. A ile jest gwiazd na Niebie? Zresztą czy ktoś jest w stanie sobie wyobrazić Niebo bez gwiazd? Zresztą gdyby nawet udało nam się dolecieć na Marsa, to mogłoby się nie udać zbudowanie tam osady typowo polskiej, demokratycznej, pełnej praw człowieka z parlamentem i rządem.. Ale przy samozaparciu twórców może byłoby to możliwe.. Polska Demokratyczna Republika Marsa…Czy to nie pięknie brzmi? I jakby to wbiło w dumę miliony Polaków rozsianych po świecie, w poszukiwaniu pracy, dobrobytu i pomyślności- poza swoją ojczyzną, a nie u siebie.?. Na pewno poprawiłoby samopoczucie i pozwoliło zapomnieć o troskach dnia dzisiejszego w demokratycznym państwie prawnym.. Bo w dużej mierze to demokratyczne państwo prawne powoduje troski u swoich” obywateli”.. Ale powiedzmy wprost: pan John Kerry, wielki demokrata, nie przyleciał zjeść ciastko z wiśnią na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.. I żeby wprawić w stres sprzedawczynię ciastka, której na widok Kerrego trzęsły się ręce.. Przyleciał z amerykańskimi biznesmenami po te 140 miliardów złotych, które wkrótce Polska przeznaczy na zakupu uzbrojenia, czyli około 45 miliardów dolarów(???) No jest to niezła sumka, nawet zważywszy na długi Ludowej Republiki Stanów Zjednoczonych dochodzące do 19 bilionów dolarów.. I to było głównym punktem programu, a być może i sprawa naszych zaległości wobec Światowego Kongresu Żydów, którym jesteśmy winni 65 miliardów dolarów, jeszcze za remanenty wojenne.. To myśmy tworzyli” polskie obozy koncentracyjne „ na terenie Polski i mordowali Żydów razem z Niemcami, zwanymi w propagandzie” Nazistami”.. To tacy specyficzni Niemcy.. „ Naziści” to „skrajna prawica”… Jak mówią propagandyści..

Bo gdzie można ukryć liść? Najlepiej w lesie. A jak nie ma lasu” No to zasadzić las.. Może gazem łupkowym nadgonić nasze zaległości finansowe? Chociaż Amerykanie mają tego gazu w bród i żeby go sprzedać dopłacają do niego. W czasie gdy Polska kupuje gaz z Federacji Rosyjskiej po bajońskich sumach, szczególnie po podpisaniu umowy ostatniej, przez pana Waldemara Pawlaka… I nikt nie kwapi się, żeby w końcu zrobić wolny rynek gazu… No bo nastąpiłby koniec bajońskich zysków.. Pan Kerry odwiedził też bazę lotnictwa taktycznego w Łasku.. Spotkał się z amerykańskim komponentem lotniczym tam przebywającym.. Cała wizyta odbywała się atmosferze przyjaźni i wzajemnego zrozumienia. To znaczy bardziej naszego zrozumienia, niż zrozumienia Amerykanów.. Jak kupimy od nich sprzęt wojskowy za 45 miliardów dolarów, tak jak kupiliśmy F-16, za 5,4 miliarda dolarów- o ile pamiętam sięgając pamięcią, i zapłacimy te 65 miliardów dolarów zaległości powojennych- to będziemy najlepszymi przyjaciółmi Amerykanów na całym ziemskim globie.. A jeszcze jak coś dorzucimy.. To z pewnością.. A czy jeszcze coś nam zostanie na otarcie łez? Czy Polska jest w stanie zapłacić te sumy? Jak nie mamy- to pożyczymy od Amerykanów.. I powoli- wielkim wysiłkiem- spłacimy..

Jest jeszcze tarcza antyrakietowa.. Amerykanie ją zainstalują w Polsce w roku 2018- to znaczy w czasie, gdy już pan Kerry prawdopodobnie nie będzie Sekretarzem Stanu, a i nie wiadomo, czy Republikanie nie przejmą steru władzy nad demokracją amerykańską.. Ale co przeszkadza – w demokracji- pleść co człowiekowi ślina na język przyniesie.. Każdemu według jego potrzeb, każdemu według jego oczekiwań.. Jednego pogłaskać, innemu uścisnąć dłoń, innemu nakadzić sny o potędze.. Słowa, słowa, słowa.. Las, las, las.. A w tym lesie ukryty liść.. 140 miliardów złotych to nie w kij dmuchał! WJR

Titanic zwany Polską nabiera wody Wizja bankructwa jest coraz bardziej realna. Komisja Europejska przewiduje dla Polski wzrost gospodarczy w tym roku na poziomie 1,3 proc., choć równie dobrze może się okazać, że polskie PKB będzie jeszcze niższe i wyniesie zaledwie ok. 1,1 proc. Ten wielce rachityczny wzrost gospodarczy to nie żadne ożywienie czy pędząca gospodarka, lecz raczej niebezpieczna stagnacja w tzw. dolnym stanie wód, a nawet powolne cofanie się. Tym bardziej, że jednocześnie KE zakłada, że gdy idzie o deficyt sektora finansów publicznych w Polsce to ten gwałtownie podskoczy, aż do 4,8 proc. Jeśli by jednak jeszcze doliczyć wszystkie te długi, które MF J.V.Rostowski poukrywał po różnych szufladkach, ów deficyt może sięgnąć 5,5 proc. w relacji do PKB. A to właśnie ten wskaźnik jest decydujący dla KE, tym bardziej, że wcześniej w ciemno polski rząd zaakceptował i podpisał Pakt Fiskalny, w którym obowiązujący deficyt strukturalny ma wynosić zaledwie 0,5 proc. Jesteśmy objęci nadal procedurą naprawczą w ramach tzw. procedury nadmiernego deficytu, w którym dopuszczalna granica deficytu to zaledwie 3 proc. Co szczególnie niebezpieczne dla polskich finansów publicznych to fakt, że deficyt budżetu państwa wzrósł aktualnie do poziomu 40 mld zł i, co szczególnie alarmujące w ciągu 1 miesiąca - października wzrósł aż o 10 mld zł. To prawdziwy szok nie tylko dlatego, że do końca roku pozostały jeszcze dwa miesiące, ale dlatego również, że 350 firm planuje jeszcze grupowe zwolnienia ok. 40 tys. pracowników, a blisko 1300 firm może zbankrutować. Oczywiście wzrost polskiego PKB na śladowym poziomie 1,3 proc. to znacznie mniej niż tylko 0,5 proc. wzrost PKB w Niemczech, bo tam wzrost gospodarczy tworzą głównie firmy i banki niemieckie, u nas w Polsce zaś takie firmy jak Volkswagen, Opel, Siemens, Real, Tesco, Auchan, BASF, Bayer, BRE Bank, ING itd. Ma to niewiele wspólnego z polskim Produktem Narodowym Brutto. Choć więc statystycznie na papierze mamy jeszcze formalnie wzrost PKB to realnie wyraźnie pogarsza się sytuacja fiskalna i materialna polskiego społeczeństwa, gwałtownie rośnie zadłużenie, skala ubóstwa i utrzymuje się wysokie bezrobocie. Sytuacja staje się tym bardziej groźna, że Prezydent RP może skierować ustawę o OFE do Trybunału Konstytucyjnego. Wszystko wskazuje na to, że rządowy skok na OFE może się nie powieść w konfrontacji z lobby OFE, z grupą posłów skupionych wokół G.Schetyny i J.Gowina. Wtedy katastrofa w finansach publicznych jest murowana, a wizja załamania się budżetu i potencjalnego wewnętrznego bankructwa całkiem realna. Już dziś załamanie się dochodów podatkowych w budżecie państwa jest ewidentne, w tej sferze będziemy się dalej pogrążać, ale jak ma być inaczej gdy prawie cały wartościowy - dochodowy majątek narodowy został wyprzedany w ręce obcego kapitału. Coroczny transfer zysków z Polski za granicę to obecnie ok. 70 mld zł, zagraniczne firmy zarobiły według NBP w 2012r. ponad 14 mld euro. Nasz "Sztukmistrz z Londynu wspólnie z Nikodemem Dyzmą wodzą za nos, nie tylko polską opinię publiczną opowiadając bajeczki na lewo i prawo jak to świetnie sobie radzimy z kryzysem bo nam rośnie PKB. W te opowieści, że Polska jest potęgą gospodarczą uwierzył chyba nawet Sekretarz Stanu USA J.Kerry - niewątpliwie jesteśmy potęgą w produkcji drewnianych palet, uprawie i eksporcie jabłek, malin i truskawek, a ostatnio nawet szminek i cieni do powiek. Na razie jednak głównie jesteśmy dużym rynkiem zbytu, rynkiem taniej siły roboczej i wielkim pożyczkobiorcą, który płaci bardzo wysokie odsetki. Przy wzroście PKB 1,3 proc. czy nawet 2,5 proc. nie tylko nikogo nie dogonimy no chyba, że Burundi czy Kirgizję, ale raczej będziemy się cofać, żeby kogoś gonić musielibyśmy się rozwijać w tempie 5-6 proc. Przy 1-2 proc. wzroście nie ma żadnych szans na rozwiązanie tak fundamentalnych kwestii jak: bezrobocie, niska dzietność, ogromne 1 bln zł zadłużenie publiczne i blisko 0,8 bln zł zadłużenie prywatne, rosnącej biedy, fatalnej służby zdrowia czy wielkiej emigracji ludzi młodych. Obecny nędzny wzrost gospodarczy to balansowanie na granicy recesji i totalnego zadłużenia i tak napędzany jeszcze gasnącą budową kawałków autostrad, galerii handlowych w każdym powiatowym mieście i kredytami konsumpcyjnymi, na które większości Polaków już nie stać.

Z pewnością rozwijamy się wolniej, niż rośnie nasze zadłużenie, a to tak naprawdę oznacza, że właśnie się zwijamy i kurczymy. Przy obecnym wzroście PKB rzędu 1,3 proc. i przyszłorocznym, na razie planowanym na 2,5 proc. przeciętny Polak musi się liczyć z pogorszeniem własnej sytuacji materialnej i wzrostem bezrobocia. Co prawda już dziś każdy ustawiony przetarg, przekręt prywatyzacyjny fikcyjne obroty, fałszywe faktury, handel wewnątrz wielkich korporacji ich własnych spółek też tworzy wzrost PKB. Za chwilę nawet będzie można do polskiego PKB doliczyć jeszcze zyski z prostytucji, przemytu towarów, handlu narkotykami, więc na papierze może się poprawić. Źródełko z dochodami budżetu państwa wysycha w zastraszającym tempie, a ministerstwo finansów niezwykle prymitywny sposób zaostrza jeszcze skrajny fiskalizm. Zanosi się na to, że będzie tylko gorzej. Zagrożony może się okazać nawet ten znowelizowany budżet tegoroczny, jak i zwłaszcza ten na rok 2014, któremu w razie wpadki z ustawą o OFE zabraknąć może ponad 20 mld zł. Obecny rząd, żeby załatać coraz większą dziurę w burcie statku pod nazwą "Polski Titanic", który gwałtownie nabiera wody zdążyli już rozebrać i wyprzedać wszystkie szalupy ratunkowe, a ostatnie koło ratunkowe pod nazwą "Skok na OFE" trzyma dziś w swym ręku Prezydent RP. Zamieszanie i kompromitacja z tym bublem prawnym, choć można było skorzystać ze sprawdzonego węgierskiego rozwiązania, wszystko to może spowodować odpływ z polskiego rynku miliardów dolarów i gwałtowną zmianę polskich obligacji, co już przepowiada Bank Credit Suisse. Wtedy wizja wcześniejszych wyborów może okazać się całkiem realna. Janusz Szewczak

Wzrost gospodarczy, a problemy narastają

1. W mediach aż roi się od informacji jak to poprawia się koniunktura w polskiej gospodarce, przez wszystkie przypadki odmieniany jest wzrost gospodarczy i towarzyszy temu prezentacja różnego rodzaju wskaźników, które mają przekonać nawet niedowiarków, że będzie coraz lepiej. Do tego rodzaju komentarzy został wykorzystany wczorajszy komunikat Komisji Europejskiej, która koryguje lekko w górę wskaźniku wzrostu gospodarczego w Polsce jeszcze w roku 2013, a także w latach 2014-2015. Oczywiście należy się cieszyć z poprawy koniunktury, ba wręcz trudno zrozumieć dlaczego polska gospodarka oparta o blisko 40 milionów konsumentów ciągle nadrabiających zaległości w tym zakresie po poprzednim ustroju, korzystająca z szerokiego strumienia środków unijnych na inwestycje, mogła znaleźć się na poziomie wynoszącego zaledwie 0,5% PKB wzrostu gospodarczego w I kwartale tego roku (w sytuacji kiedy wzrost PKB w Polsce w 2/3 zależy od wzrostu konsumpcji i inwestycji).

2. Komisja Europejska prognozuje, że wzrost PKB w naszym kraju w 2013 wyniesie 1,3% (wcześniej przewidywała 1,1%), w 2014 roku – 2,5% (wcześniej przewidywała 2,2%), a w 2015 roku- 2,9% (wcześniej przewidywała 2,6%).

Jednocześnie w komunikacie KE podkreśla się wyraźne pogorszenie sytuacji finansów publicznych. W 2012 roku deficyt całego sektora wyniósł 3,9% PKB, a w 2013 roku wyniesie aż 4,8% PKB, choć w programie konwergencji przedstawionym KE wiosną 2012 roku, polski rząd zobowiązał się do sprowadzenia tego deficytu poniżej 3% PKB do końca roku. KE pisze także o przewidywanej poprawie sytuacji w polskich finansach publicznych w 2014 roku ale tylko na skutek przejęcia z systemu emerytalnego aktywów szacowanych na 8,5% PKB i w związku z tym rok ten ma się skończyć nadwyżką w sektorze finansów publicznych wynoszącą 4,6% PKB, a dług publiczny ma się zmniejszyć z 58,2% PKB na koniec 2013 roku do 51% PKB na koniec 2014 roku.

3. Komunikat KE mimo swojego optymistycznego wydźwięku, potwierdza jednak to co od kilku lat jest widoczne w naszym kraju gołym okiem, rząd Tuska wpędził polską gospodarkę w pułapkę niskiego wzrostu i wszystko wskazuje na to, że przez najbliższe kilka lat z niej nie wyjdziemy. Mówiłem o tym w Sejmie podczas I czytania projektu ustawy budżetowej na 2014 rok i wywołałem tym wzburzenie przedstawicieli rządu i posłów Platformy którzy na wyścigi obwiniali za to kryzys na świecie i w Europie. Stwierdziłem, że rząd Tuska doprowadził do tego, że polska gospodarka rozwija się w tempie około 2%PKB rocznie, a taki wzrost jak wiadomo, nie rozwiązuje żadnych naszych problemów, nie podnosi poziomu życia większości Polaków, nie daje nowych miejsc pracy, wręcz zmniejsza z roku na rok poziom zatrudnienia w gospodarce.

4. Otóż Donald Tusk przejmując władzę na jesieni 2007 roku z rąk Jarosława Kaczyńskiego, przejmował rozpędzoną gospodarkę, o wzroście wynoszącym 6,8% PKB. Jeszcze w 2008 roku to rozpędzenie, dało średnioroczny wzrost gospodarczy wynoszący blisko 5% PKB, a później był już zjazd po równi pochyłej do poziomu 0,5% PKB w I kwartale 2013 roku. Mówiłem, że słyszymy od kilku lat od rządzących, że ten gwałtowny spadek wzrostu PKB, to skutek kryzysu w strefie euro, choć wszyscy doskonale wiedzą, że tzw. wskaźnik eksportu netto, wpływa na polskie PKB średniorocznie zaledwie w 1/3, a w 2/3 o tym wzroście stanowią czynniki krajowe, takie jak konsumpcja i inwestycje. Natomiast na kształtowanie się poziomu konsumpcji i inwestycji decydujący wpływ mają decyzje rządowe, a te od kilku lat szkodzą obydwu tym składnikom wzrostu PKB. Wręcz zadziwiający, jest notowany od 2 lat spadek inwestycji publicznych (wg. projektu budżetu będzie o także kontynuowany w 2014 roku),w sytuacji kiedy do Polski w latach 2007-2013 „weszło” około 400 mld zł środków z budżetu UE.

5.Tak niski wzrost gospodarczy przewidywany przez KE w Polsce do roku 2015 w sytuacji kiedy już w 2014 roku ma rozpocząć się realizacja projektów w ramach nowej perspektywy finansowej, w której Polska ma uzyskać ponad 440 mld zł środków unijnych, jest wręcz zatrważający. Niestety nie ma w Polsce ciągle poważnej debaty dotyczącej wymienionych wyżej i innych strategicznych problemów, a rządzący Polską od 6 lat prominentni politycy z Platformy i PSL-u, nie chcą w ogóle na ten temat rozmawiać. Im jest dobrze ale, że miliony młodych Polaków nie widzą swoich szans rozwojowych w ojczyźnie, rządzących Polską, zdaje się w ogóle nie interesować. Kuźmiuk

Rostowski dyktuje Tuskowi nowy skład rządu Józef Piłsudski „Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym. więcej
Rostowski „ "Musimy mieć wiarygodność moralną. Nie mogą się zdarzać takie przypadki jak na Dolnym Śląsku. Musimy jednoznacznie różnić się od PiS, które każdą swoją podłość usprawiedliwia rzekomo szczytnymi celami" (źródło
Rostowski w rozmowie z Nowakowską i Wielowieyska „Pan też jest sześć lat. Czuje się pan zagrożony dymisją? „..” Rostowski „ - Nie było roku w ciągu tych sześciu lat, abym nie myślał o odejściu. Ale jakoś jeszcze trwam. „...” Chciałbym, żeby rekonstrukcja była daleko idąca. Powinna powstać nowa ekipa, która pociągnie PO w wyborach do Sejmu w 2015 r. Pokaże program nie tylko na te dwa lata do końca kadencji, ale także na pierwszą połowę następnej kadencji. „....”Aleksander Smolar uważa, że rekonstrukcja bez zmiany ministra finansów będzie ruchem bez znaczenia. - Czuję się doceniony (śmiech). „...”W kontekście śmierci Tadeusza Mazowieckiego ktoś powiedział, że rządy także dziś muszą być gotowe ponosić polityczne koszty koniecznych zmian. „...”Nadszedł czas, aby podjąć wiele wątków, z którymi wchodziliśmy w pierwszą kadencję: większy nacisk na prawa obywatelskie, swobody gospodarcze, dynamizowanie gospodarki. „....”Wicepremier Piechociński zdradził nam, że rozważał pan obniżenie CIT do 16 proc. - To marzenie każdego liberalnego ministra finansów. Dziś, niestety, nas na to nie stać. „...(źródło )
Adam Michnik „„ Jesteśmy podzieleni. Wielka część naszych rodaków definiuje naszą sytuację jako katastrofę, ruinę ubekistan. Na to jest jedna rada cierpliwość. Cukier musi się rozpuścić. Cierpliwość to powinność patriotyczna ”Cierpliwość oznacza, że metodami wojskowymi, pałkami się do niczego ludzi nie przekona. Trzeba wierzyć, że kropla drąży skałę „...(więcej )
Janusz Szewczak , główny ekonomista SKOK „ mamy budowę fiskalnego totalitaryzmu.”...”Zbyt dużo polskich długów jest w rękach podmiotów zagranicznych. Jesteśmy pod kroplówką, dodatkowo uzależnieni - jak narkomani - od bodźców narkotycznych. To jest duży problem i zagrożenie. „....”Być może chodzi o „...” przygotowanie się na przedterminowe wybory. Wtedy rozpaczliwe klajstrowanie rozpadającego się budżetu ma sens. Jeśli rzeczywiście Platforma myśli o wcześniejszych wyborach, zdając sobie sprawę, że każdy miesiąc może przynieść totalną kompromitację, to działania Rostowskiego są zrozumiałe. „...”To zbiega się w czasie z wyjazdem Jana Vincenta Rostowskiego do Londynu. Minister był na tajnym spotkaniu Grupy Bilderberg.”...”Być może na spotkaniu grupy Bilderberg zapadły jakieś decyzje. Dlatego warto, by Rostowski powiedział Polakom, co robił na tym spotkaniu, o czym rozmawiał, z kim, jak nas reprezentował, co tam mówiono o Polsce. Mogłoby się okazać, że najważniejsze decyzje o polskiej przyszłości zapadają poza Polską...”...”Wydaje się, że polski parlament powinien uzyskać na specjalnym posiedzeniu informacje od ministra, co on robił na tym niezwykle tajemniczym konwentyklu, który wygląda jak jakaś loża masońska. „... „Warto byłoby, żeby minister Rostowski poinformował, czym się tam zajmowano, jaką opinię przedstawiał minister, czy coś obiecał, czy o coś prosił. Takie są reguły demokratycznego państwa prawa. Rostowski nie jest prywatnym biznesmenem, jest ministrem RP. Tam nawet dziennikarzy nie wpuszcza się, by zrobili zdjęcia. W”....”..”Po co właściwie ma mówić o spotkaniu, w którym brał udział?”....”To byłoby bardzo ciekawe. A dodatkowo, być może to spotkanie ma jakiś związek z pogłębiającymi się problemami finansowymi państwa polskiego. One są widoczne na każdym kroku.”...„ mamy totalne załamanie w finansach publicznych, szczególnie w dochodach budżetu państwa. Premier Donald Tusk przyznał kilka dni temu, że jest problem. Jak na liberała o zabarwieniu socjaldemokratycznym niewątpliwie to spore osiągnięcie, że szef rządu przyznaje się, że są problemy z wpływem dochodów z podatku VAT, akcyzy, podatków od dochodów osobistych oraz CiTu. Sytuacja jest niepokojąca. Dlaczego rośnie opresja skarbowa państwa?”....”....” Łupienie przedsiębiorców, podatników, kierowców, pieszych, jest tak opresyjne, że Polacy od dawna czegoś takiego nie doświadczyli. Ostatnio doszło do niemal 200 zmian w ordynacji podatkowej, a dodatkowo Ministerstwo Finansów rozważa możliwość wprowadzenia blokady konta bankowego podatnika prewencyjnie na trzy miesiące. Zwiększa się elastyczność, uznaniowość w stosowaniu przepisów. To niezwykle niebezpieczne, mamy budowę fiskalnego totalitaryzmu.”...”Rozmawiał Stanisław Żaryn „...(więcej )
Tomasz Sakiewicz o Rostowskim „ Minister napisał w swoim oświadczeniu, że jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie, „założonym i obdarzonym dotacją założycielską przez George’a Sorosa”. W Europie i na świecie toczą się od dłuższego czasu makroekonomiczne gry spekulacyjne na walutach obcych państw. Jak podała AFP,Węgierski Nadzór Finansowy ustalił, że fundusz Sorosa 9 października ub. roku „usiłował wygenerować fałszywe lub mylne sygnały w odniesieniu do rozmiarów podaży, popytu oraz ceny akcji banku, dokonując ich krótkiej sprzedaży. Transakcja spowodowała spadek kursu OTP o 14 procent w ostatnich 30 minutach sesji”. Następnego dnia premier WęgierFerenc Gyurcsany oświadczył, że załamanie notowań największego krajowego banku było częścią szerszego ataku na węgierski rynek pieniężny i kapitałowy. Jeszcze w październiku bank centralny Węgier podwyższył główną stopę procentową do najwyższego poziomu w całej Unii Europejskiej, aby bronić forinta przed dalszym spadkiem. Jednocześnie Międzynarodowy Fundusz Walutowy udzielił pożyczki Budapesztowi w celu ochrony finansów krajowych przed krachem spowodowanym masową wyprzedażą aktywów przez inwestorów. Soros, założyciel i prezes Soros Fund Management, w wydanym komunikacie wyraził „głęboki żal z powodu operacji przeprowadzonej przez jego fundusz”. Zapewnił także o gotowości do współpracy z węgierskim nadzorem „....(więcej )
Coryluus „Oto wczoraj pojawiła się w TVN informacja, że Bank Anglii przejął złoto Czechosłowacji i upłynniał je przed wojną i w trakcie jej trwania, dzieląc się przy tym zyskami z Rzeszą. Urzędnicy tego banku czynili to jak twierdzi autor notatki, bez wiedzy rządu. I to jest moim zdaniem najważniejsze: bank Anglii działa bez wiedzy rządu Wielkiej Brytanii. Czy ktoś jest w stanie w takie rzeczy uwierzyć? Jeśli założymy, że bank Anglii, jest w rzeczywistości rządem Wielkiej Brytanii, a panowie nazywający siebie dla żartu wprost rządem, są jedynie klubem dżentelmenów bez stałego zajęcia, „... (więcej )
Rostowski , człowiek Sorosa ostatnio o mało nie zdymisjonował Tuska . Bo do tego sprowadzałoby się złożenie skuteczne przez Rostowskiego dymisji . Musiało to przerazić Tuska . A z pewnością należy wierzyć Rostowskiemu , kiedy mówi , że „Nie było roku w ciągu tych sześciu lat, abym nie myślał o odejściu. Ale jakoś jeszcze trwam.” Przecież celowo niszcząc gospodarkę , wypędzając miliony Polaków za granicę , doprowadzając miliony polskich rodzin i polskich dzieci do nędzy porównywalnej jedynie z okresem wojen Rostowski musi liczyć się z tym ,że po dojściu do władzy Obozu Patriotycznego czeka go proces prze trybunałem Stanu i prawdopodobnie więzienie. Odsunięcie Tusk od władzy centrala Rostowskiego odroczyła , ale pokazała Tuskowi ,że teraz to Rostowski podyktuje Tuskowi cały skład rządu .
Dzięki temu Rostowski i jego patroni nie licząc się już całkowicie z bieżącym interesem Tuska przyspieszą w Polsce lewacką rewolucje kulturową i wzmogą niszczenie gospodarki i społeczeństwa poprzez pogłębione wprowadzanie socjalizmu niemieckiego Polska i Polacy muszą liczyć się teraz z dwoma latami wzmożonego terroru podatkowego , pogłębiania nędzy i biedy , z terrorem lewaków i ich propagandy w szkołach . Po utworzeniu rządu Rostowskiego w którym Tusk będzie tylko pajacował , a nie rządził nastanie „era Rostowskiego „ . Którą będzie można porównać z rewolucja kulturalna w Chinach , czy Wielkim Skokiem Mao Marek Mojsiewicz

Postawa służebna De mortuis nihil nisi bene - niby że o nieboszczykach tylko dobrze, albo wcale. Łatwo powiedzieć - ale jakże tu „wcale” nie napisać o Tadeuszu Mazowieckim, kiedy właśnie umarł? „Umarł; myślę, że wolno mu było” - powiedział cesarz Klaudiusz o pewnym nieboszczyku. Ale Tadeusz Mazowiecki nie jest przecież nieboszczykiem zwyczajnym już choćby dlatego, że w okolicznościowych panegirykach, jakie z okazji śmierci pojawiają się w niezależnych mediach głównego nurtu, jego życiorys rozpoczyna się od roku 1968, a nie - dajmy na to - od 1990, jak większość życiorysów. Takie rzeczy trzeba doceniać, nic tedy dziwnego, że i flagi zostały opuszczone do połowy masztu, a red. Tomasz Lis już mówi o Tadeuszu Mazowieckim, jako „wielkim Polaku”. Znaczy - taki jest rozkaz, taka mądrość etapu, a jeśli istniejący dotychczas Kościół katolicki zostanie zastąpiony „Kościołem Otwartym”, to tylko patrzeć, jak Tadeusz Mazowiecki zostanie santo subito - oczywiście razem z panem red. Adamem Michnikiem, który na wszelki wypadek już teraz zamieścił w internetowym wydaniu swojej gazety wspólną fotografię, na której obydwaj z Tadeuszem Mazowieckim prezentują „zadumę”. Jakże tedy, w takich okolicznościach przyrody „wcale” nie pisać o Tadeuszu Mazowieckim? Pisać, a jakże - ale właściwie jak? Też „dobrze”? Ale wiadomo, że z niewolnika nie ma robotnika i kiedy ktoś pisze „dobrze”, ale bez przekonania, to może z tego wyjść taki panegiryk, jak w słynnym żydowskim dowcipie o pogrzebie jakiegoś łajdaka. Żaden z żałobników nie chciał wygłosić przemówienia, bo nieboszczyka nie było za co pochwalić. Aż jeden się podjął i powiedział tak: jaki nieboszczyk był, to wiemy. Ale pozostawił po sobie takich synów, że przy nich to on wygląda jak sam świątobliwy cadyk! W przypadku Tadeusza Mazowieckiego byłaby to zresztą nieprawda; pan red. Wojciech Mazowiecki wprawdzie pracował kiedyś w „Gazecie Wyborczej”, ale już przestał, więc nie ma o czym mówić. Zresztą, skoro pan red. Lis poinformował wszystkich, jaki jest rozkaz, to na pewno panegiryki posypią się jak z rękawa, a nawet lepiej - niczym za komuny wstępniaki z okazji setnej rocznicy urodzin Włodzimierza Eljaszewicza Uljanowa („Lenina”), więc jeszcze jeden panegiryk mógłby tylko spowodować embarras de richesse. Tedy zasada symetrii podpowiada zbawienne wyjście z sytuacji; skoro ktoś nie chce pisać „dobrze”, to niech zwyczajnie napisze prawdę.

No dobrze - ale cóż to właściwie jest ta prawda? Dzisiaj wielu filozofów dochodzi do wniosku, że prawdy w ogóle nie ma, chociaż jeśli tak, to przynajmniej to zdanie powinno być prawdziwe. A skoro byłoby prawdziwe, to by oznaczało, że prawda jest - konkretnie taka, że prawdy nie ma. Inny nieboszczyk, ksiądz prof. Józef Tischner utrzymywał - co prawda tylko wtedy, gdy próbował dokonać syntezy zasady omne trinum perfectum z filozofowaniem „po góralsku” - że prawda jest, a jakże i to nawet w trzech postaciach: święta prawda, tyż prawda i gówno prawda. Okazuje się tedy, że i o Tadeuszu Mazowieckim można by napisać prawdę i to co najmniej na trzy sposoby. Czy jednak nie byłby to jakiś nadmierny ładunek prawdy? Co za dużo, to niezdrowo, zwłaszcza gdy pamiętamy o spostrzeżeniu Stefana Kisielewskiego, że „nic tak nie gorszy, jak prawda”. A zgorszenia - wiadomo; należy w miarę możności unikać, zwłaszcza gdy wspomina się o nieboszczyku, który właśnie umarł. Hmmm! Okazuje się, że pisać „dobrze” niełatwo, a prawdę - jeszcze trudniej. „I nie miłować ciężko - i miłować”. Ale nigdzie nie jest powiedziane, że ma być łatwo, więc mówi się: trudno - i piszmy! Kiedy patrzymy wstecz na życie Tadeusza Mazowieckiego, cóż przede wszystkim rzuca się nam w oczy, jakaż nic przewodnia się przez ten długi żywot przewija? Myślę, że nie popełnię wielkiego, a może nawet żadnego błędu, kiedy powiem, że słynna na cały świat, a w każdym razie - na całą Polskę „postawa służebna”. Bywały okresy, w których przypominała ona opisywaną przez Konrada Lorenza w książce „Tak zwane zło” „postawę pokory”, chociaż gwoli sprawiedliwości trzeba też powiedzieć, że bywały okresy, kiedy wyglądała godniej - oczywiście, jak to mówią - wedle stawu grobla. Wspomina o niej Stefan Kisielewski w swoich „Dziennikach” pod datą 18 lutego 1973 roku: „Miałem dwa okropne przeżycia: zbiorowiska dzisiejszych Polaków obradujące. Pierwsze, to był 34-osobowy „komitet konsultacyjny” koła „Znak”, w którym uczestniczyłem po długiej przerwie (kiedyś odbywało się to w Ożarowie). Drugi był zjazd Związku Kompozytorów. Oba okropne. U katolików na pewno były referaty i dyskusje teoretyczne, o etyce społecznej i stosunku katolików do niej. Referaty wygłosili Andrzej Święcicki i Zygmunt Drozdek, szło w nich, ogólnie mówiąc, o to, żeby nie będąc marksistami, działać pożytecznie dla Polski i moralności. Było w tym sofistyczne wirtuozerstwo, była szczera dobra wola, ale wszystko oderwane od rzeczywistości, od polityki, od czegokolwiek. Oślizgłe to w końcu było, a o tym, żeby „ruch” nasz wrócił do postawy opozycyjnej - mowy nie ma! Nawet dawne mówienie, że działamy w myśl zasad pozytywistycznej „pracy organicznej”, a nie z miłości do tego, co jest, uznano by za herezję. Teraz w modzie jest „postawa służebna” rodem z „Więzi” - brrr!” Rodem z „Więzi”, której naczelnym redaktorem od pierwszego numeru był właśnie Tadeusz Mazowiecki. Ładny interes! SM

07/11/2013 „Witam, co tam u mnie słychać”? - taka teraz formułka obowiązuje pośród europejskich przywódców podczas spotkania z Johnem Kerrym, amerykańskim sekretarzem stanu. To wszystko po aferze podsłuchowej, którą ujawnił Snowden. Może właśnie dlatego sekretarz stanu przebywając w podróży wpadł tylko do Polski, pomijając Europę.. Bo komu byłoby przyjemnie, gdyby ktoś żartował sobie, pytając” co tam u mnie słychać?”, wiedząc, że był przesłuchiwanym, pardon- podsłuchiwany? No cóż.. Takie czasy, takie obyczaje.. Wszyscy podsłuchują wszystkich.. A w ostateczności wszystkich aresztuje policja.. Wpadł do nas, wiedząc, że nikt go nie będzie pytał o podsłuchy, ale żeby pilotować te 140 miliardów złotych, które- jako sojusznik Ludowej Republiki USA- mamy wkrótce wydać na zbrojenia.. Głównie w obronie demokracji i praw człowieka.. Na wojny w Iraku i Afganistanie, gdzie demokracja jest najbardziej potrzebna wydaliśmy ze 20 miliardów złotych.. Demokracja warta jest każdych pieniędzy.. Nie jest to co prawda ulubiony ustrój Pana Boga, jako króla- ale ulubiony ustrój wszystkich umiłowanych przywódców państw demokratycznych, czytaj socjalistycznych.. Ale odbijemy! No może nie wszystkie 20 miliardów, ale chociaż część.. Wzrośnie akcyza na piwo i inne alkohole.. Nie wiem czy na piwo bezalkoholowe – również. Ale chyba też.. I to o 40% w stosunku do obecnej akcyzy w piwie.. A miało nie być już podwyżki podatków, panie premierze, ale widocznie autorytet pana Jacka VIncenta Rostowskiego, którego Pan sobie wziął z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego sponsorowanego przez Pana G. Sorosa, wielkiego dobroczyńcy ludzkości- przeważył.. To jest wielki specjalista w zakresie- wyciągania pieniędzy z Polaków w interesie różnych szemranych gremiów międzynarodowej finansjery .”Dziennikarze” zadają pytanie, czy Pan premier odwoła pana Jacka Vincenta Rostowskiego” Pytanie jest źle postawione: panie Premierze, czy pozwoli się Pan odwołać przez Pana Jacka Vincenta Rostowskiego? Bo na oko widać, że pan Jacek Vincet Rostowski gra pierwsze skrzypce w rządzie Pana Donalda Tuska.. Tak jak pan Tadeusz Mazowiecki nie był pierwszym nie komunistycznym premierem- był ostatnim komunistycznym premierem z towarzyszem Czesławem Kiszczakiem jako szefem MSW.. No właśnie! Co słuchać u wiernych Kościoła Powszechnego? Taką ankietę ogłosił papież Franciszek, w której to ankiecie będzie pytał wiernych Kościoła co sądzą o tym i owym, o Komunii Świętej dla rozwodników, o homoseksualistach, o stosunku do par żyjących na kocią łapę i o innych sprawach budzących” kontrowersje” we współczesnym świecie demokracji, socjalizmu i praw człowieka. .No, no, no.. Jak już Głowa Kościoła Katolickiego, namiestnik Chrystusa na Ziemi, biskup Rzymu, kierujący się naukami Chrystusa Pana, będzie pytał tłumu czego chcą i czego oczekują w Kościele- to chyba już powolny koniec Kościoła.. To już zasady Chrystusa Pana obowiązywać nie będą? Jago nauczanie pójdzie w kąt, a na to miejsce przyjdzie” wola ludu”. Bo to lud jest suwerenem, a nie Bóg, któremu lud powinien być posłuszny.. Teraz Pan Bóg będzie słuchał ludu.. Ot – demokracja! Tylko patrzeć, jak papież Franciszek zarządzi wybory demokratyczne, tajne i bezpośrednie, żeby lud mógł sobie powybierać biskupów i proboszczów.. Nie wyobrażam sobie na plakatach wyborczych kandydatów na biskupów i proboszczów, którzy będą brali udział w demokratycznych kampaniach wyborczych.”. Zaufaj mi, a nie Bogu.”- będą krzyczały plakaty wyborcze finansowane z funduszy Komitetu Wyborczego Wyborców Proboszczów.. Nie wiem, tylko czy kandydaci będą na plakatach wyborczych występowali w sutannach, czy tak po cywilnemu, żeby wyborcy mogli rozróżnić startujących przeciw Panu Bogu. I co będą obiecywać, żeby zostać proboszczem czy biskupem..? Może darmowe wino mszalne. ?.Albo zasiłki dla bezrobotnych- oczywiście darmowe, albo nową drogę w gminie.. Nowe prawa dla kobiet i dzieci, więcej demokracji w szkołach, przedszkolach i żłobkach.. Więcej demokracji wszędzie.. Żeby rozwalić wszystko do reszty. Chcesz mojej zguby- demokrację zafunduj mi luby.. Państwo się śmiejecie? Mnie już nie jest do śmiechu.. Wczoraj trafiłem na audycję mojego ulubionego redaktora „polskiego radia”, pana redaktora Romana Czejarka. z pierwszego programu.. Program się chyba nazywa” Cztery Pory Roku”. Pan redaktor zaprasza wyłącznie gości z którymi się zgadza. Było właśnie o demokracji w polu i zagrodzie.. Była jakaś pani aktywistka z ideologicznej fundacji dotyczącej bożka demokracji, która rozprawiała o tym, że dzieci trzeba uczyć demokracji od małego.. (???) A także w rodzinie.. Żeby ojciec i matka tak zdecydowanie nie decydowali, gdzie dzieci mają jechać na wakacje, ale, żeby dzieci decydowały.(???) Nie zrozumiałem, czy już powinny decydować przy pomocy większości w rodzinie, przegłosowując swoje fanaberie, czy też na razie całość demokracji odbywać się będzie w formie dialogu i wzajemnego zrozumienia dzieci i rodziców.. W końcu dialog jest fundamentem demokracji.. Pojęcia głowy rodziny nie ma już dawno, w rodzinach panuje chaos, dzieci otrzymały od socjalistycznego państwa prawa dziecka przeciw rodzicom.. To państwo decyduje o tym , jakie prawa nadać.. I dzieci rodziców mają swojego rzecznika ich praw.. Mogą naskarżyć na rodziców do tego państwowego rzecznika.. I rozsadzić rodzinę jak się tylko uprą.. Padły nawet słowa Churchilla o demokracji, że demokracja nie jest najlepszym ustrojem ale lepszego nie wymyślono…(???) Jak nie jest najlepszym, to po co wymyślać jeszcze gorszy- chciałoby się zapytać..? Uczyć od dziecka dzieci , że prawdę ustala się w głosowaniu większościowym. przeciw rodzicom.. Autorytet już nie jest potrzebny.. Dzieci będą wybierały sobie płeć, a być może i rodziców.. Nie podobają im się rodzice obecni, bo nie dają im na lody i gumę do żucia, czy hamburgery i batoniki- ulubione przykład drogi do otyłości redaktora Czejarka… To wybiorą sobie innych! W drodze głosowania w rodzinie, a w przyszłości, na osiedlu, w gminie, w powiecie i w państwie.. Nich dzieciaki wybierają, skoro natura dała im rodziców złych, biednych, nieodpowiednich.. Koniec z zasadą, że rodziców się nie wybiera.. Właśnie postęp demokratyczny polega na tym, żeby rodziców sobie wybrać- i to demokratycznie.. Głosować, organizować głosowania, dialogować, przebierać pośród rodziców- i wybrać sobie najlepszych.. Oczywiście wybiegam trochę w przyszłość, ale co to szkodzi pofantazjować sobie odrobinę, i „ troszkę” tym bardziej, że to wszystko najbliższa przyszłość.. Jak się raz powiedziało „ a” to w przyszłości powie się” b”.. Wszędzie zapanuje demokracja większościowa, w każdym domu i w każdej zagrodzie.. Przyjdzie czas, że władza każe stawiać pomniki demokracji. .Bożki demokracji będą wszędzie, nawet w toalecie nie da się przed nią zwiać. Bo przed demokracją nie ma gdzie zwiać- jak śpiewa Lady Punk.. Jakoś „ polskie radio” nie puszcza tej piosenki.. A taka ładna- i piękne słowa- bardzo pouczające, ale nie pasujące do formuły programu wychwalającego demokrację.. Przecież to zwykły nonsens, głupota i wariactwo- ta demokracja. Lady Punk ma rację. .Chyba ta piosenka nosi tytuł” Strach się bać”. Czy coś podobnego.. Taka ładna, ale jakoś nie puszczają.. Muszą napisać do redaktora Romana Czejarka, żeby puścił..?

Jak mu starsi i mądrzejsi pozwolą- rzecz jasna… Może spróbować warto? Jak wrócę ze szpitala.. Odrobiłem lekcję za piątek mojej nieobecności.. Pozdrawiam wszystkich moich czytelników serdecznie. .Nawet tych, którzy czytają, ale nie podoba im się.. Trudno! WJR

Projekt ustawy o zmianach w OFE coraz bardziej sierotą

1. Po skierowaniu przez rząd Tuska projektu ustawy o zmianach w OFE do konsultacji i coraz liczniejszych zastrzeżeniach ciężkiego kalibru zgłaszanych do niego, przede wszystkim przez instytucje publiczne (KNF, Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, NBP, a nawet Centrum Legislacyjne Rządu), staje się on coraz bardziej „sierotą”. Wczoraj ukazał się w jednym z dzienników wywiad z ministrem Rostowskim (współtwórcą zmian w OFE), w którym szef resortu finansów, domaga się od premiera głębokiej rekonstrukcji rządu i jak można się domyślać już nie widzi dla siebie miejsca w przyszłym składzie Rady Ministrów. Także wczoraj przewodniczący komisji finansów publicznych Dariusz Rosati, prominentny poseł Platformy, stwierdził wprost, że ustawa w kształcie przedłożenia rządowego, raczej nie zostanie uchwalona, a niezależnie od jej ostatecznej zawartości, zapewne zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego.

2. Przypomnijmy także, że ze zmianami w OFE związany jest nierozerwalnie projekt budżetu państwa na 2014 rok.

Otóż w konsekwencji umorzenia około 150 mld zł obligacji skarbowych, będących w posiadaniu OFE, rząd zaplanował w projekcie budżetu na 2014 rok o 8 mld zł mniejsze koszty obsługi części krajowej długu publicznego (mają one spaść z 32,4 mld zł w roku 2013 do 24,4 mld zł w roku 24,4 mld zł). Także w planie finansowym Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (tab. 28 zawarta w sejmowym druku 1779- projekt budżetu państwa na 2014 rok), zapisano w przychodach kwotę 15, 37 mld zł jako te pochodzące z reformy OFE. Tylko więc przyjęcie ustawy o zmianach w OFE w kształcie przedłożenia rządowego i to wyraźnie przed 31 stycznia 2014 roku, daje szansę na uwzględnienie ponad 23 mld zł pochodzących z tego tytułu w projekcie budżetu na 2014 rok.

3. Także krytyka rządowych propozycji zmian w OFE przedstawiona przez KNF, zwiera wiele trafnych spostrzeżeń, nad którymi rządzący nie mogą przejść obojętnie. Pierwsze z nich to uczynienie z OFE agresywnych funduszy akcji poprzez zakaz inwestowania przez nie w obligacje skarbowe albo te gwarantowane przez skarb państwa. Drugim, spowodowanie znacznego podniesienia udziału i roli inwestorów zagranicznych w finansowaniu polskiego długu publicznego poprzez umorzenie blisko 150 mld zł obligacji skarbowych, co wystawia cały rynek długu na ogromne ryzyko. Kolejne to likwidacja tzw. minimalnej wymaganej rocznej stopy zwrotu, której istnienie do tej pory dawało ubezpieczonym w OFE pewne gwarancje bezpieczeństwa i było swoistym „batem” dla PTE (właścicieli OFE) aby chociaż taki minimalny poziom zwrotu, corocznie ubezpieczonym zapewnić.

4. Z kolei Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa w swoim stanowisku wobec rządowych zmian w OFE wskazała, że aktywa posiadane przez OFE stanowią ich własność, a więc podlegają ochronie wynikającej z art. 21 Konstytucji RP.

Prokuratoria zwróciła także uwagę, że OFE są niepaństwowymi osobami prawnymi, a ZUS państwową jednostką organizacyjną i w związku z tym odebranie części własności niepaństwowym osobom prawnym i przekazanie na rzecz państwowej jednostki organizacyjnej jest klasycznym wywłaszczeniem i konsekwencją takich decyzji mogą być odszkodowania na rzecz Funduszy, a dokładnie ich właścicieli czyli PTE. Te dwa fundamentalne zastrzeżenia do rządowych zmian w OFE, tak dotknęły rządzących, że bardzo szybko po ich opublikowaniu, Prokuratoria Generalna ustami swojego rzecznika w popłochu się z nich wycofała.

5. Skoro do projektu zmian w OFE poważne zastrzeżenia zgłasza wiele instytucji publicznych i rząd jak się wydaje nie bardzo wie jak na nie zareagować( oprócz straszenia, żeby się z nich wycofały), główny twórca tego projektu minister Rostowski już psychologicznie jest poza rządem, a szef komisji finansów publicznych w Sejmie ma wątpliwości czy zostanie on uchwalony w kształcie przedłożenia rządowego, a w dodatku na tych zmianach oparty jest w ogromnej kwocie 23 mld zł projekt budżetu na 2014 rok, to sytuacja rządu Tuska staje się coraz bardziej dramatyczna. Niezależnie jednak od tego jak ostatecznie zakończy się sprawa proponowanych przez rząd Tuska zmian w OFE, to jednak uczynienie z nich „sieroty” jeszcze przez znalezieniem się projektu ustawy w Sejmie, jest ewenementem na skalę światową. Kuźmiuk

Nasi panowie i szlachta Dwie świetne książki, o tym samym, ale z różnych punktów widzenia, dwóch poziomów. Co więcej, wymowa tych książek jest niemal identyczna. To labor of love, taka miłość tryska z ich stronnic, że jasne jest, że autorami są emigranci. Jeden pisał w Szkocji, drugi w Argentynie. Tacy, którzy wszystko stracili i tylko najpotężniejszą bronią jaką jest pamięć mogą się posiłkować aby wyczarować świat, kresową Atlantydę, której już nie ma. Dają nam ją w prezencie od swojej wyobraźni. Kniaź Pierejesławski, czyli Mieczysław Jałowiecki podarował nam Na skraju Imperium i inne wspomnienia (Warszawa: Czytelnik, 2013), a Florian Czarnyszewicz powieść autobiograficzną Nadberezyńcy: Powieść w trzech tomach osnuta na tle prawdziwych wydarzeń (Kraków: Arcana, 2010). Obaj piszą o służbie Polsce. Obaj mają taką samą Rzeczypospolitą: od morza do morza, wielką, wieloetniczną, z dominującą kulturą łacińską, szlachecką, polską, w której słońcu inne kultury miały prawo koegzystować, rosnąć i wspólnie nasz kraj budować. Kniaź opowiada o high society przed rewolucją bolszewicką i potem, a jego krajan o szlachcie zagrodowej. Właściwie pan Jałowiecki przy panu Czernyszewskim to zapadnik. Jego majątki były na Żmudzi, etnicznym mateczniku litewskim. Tego drugiego gniazdem były ziemie nadberezyńskie, cały łańcuch zaścianków, gdzie Polska trwała. Tak samo zresztą jak w Petersburgu, drugiej stolicy Jałowieckiego. Eksterminowła polskość dopiero Bolszewia, prawie całkowicie, chociaż dziś nieśmiało pojedyńcze jej pędy znów pojawiają się tu i ówdzie w Intermarium i całej post-Sowiecji. Jaka była różnica? Car szanował własność prywatną. Jak się nie brało udział w powstaniach i konspiracjach osobiście, to zwykle nie konfiskowano. Do tego stopnia, że jeśli majątek był zapisany na żonę, a mąż był w powstaniu, to majątku nie ruszano z zasady. Ale nie ubiegajmy biegu wydarzeń. Michał Jałowiecki to Polak z krwi i kości, czyli potomek Rurykowiczów, a jego babka była Szkotką z Mac Donaldów Mac Bury, druga z Szemiothów i Witkiewiczów. Niesamowicie wykształcony, poliglota, szlachetny, dobry, skromny, szczodrobliwy, a jednocześnie dzielny, silny, głęboko wierzący, choć i przesądny na swój sposób: „dwory jak ludzie mają duszę” (s. 178). Z wykształceniem wyższym rolniczym, służył w dyplomacji zarówno rosyjskiej jak i polskiej, jego wielką zasługą było reprezentowanie interesów polski w Gdańsku od samego początku. O sobie mówił, że jest „konserwa wileńska” (s. 451). Nie znosił parweniuszy, nacjonalizmu, szczególnie niemieckiego i rosyjskiego szowinizmu, kiepsko tolerował Anglików. Chociaż współpracował blisko z Romanem Dmowskim, uważał, że jego doktryna jest dobra dla Polski zachodniej i centralnej, a nie dla wieloetnicznych Kresów (s. 253-54, 704). Piłsudskiego – dalekiego powinowatego – uważał za niebezpiecznego socjalistę i zbira, ale po wzięciu przez niego władzy i zaprowadzeniu ładu mówił mu „wuju.” Socjalistów nie cierpiał jako podbuchujących tłuszczę hipokrytów i nienawistników. Jego odraza w stosunku do rewolucji we Francji jest świetna (s. 535, 549, 607). Biurokraci, poborcy podatkowi i inne darmozjady też były u Mieczysława Jałowieckiego na czarnej liście (s. 571, 726). Najbardziej autor wspomnień jednak nienawidził chamstwa i dawał mu zawsze odpór jeszcze większym chamstwem – tak jak go tego ojciec nauczył (s. 544, 702). Za wierność RP ród Pierejesławskich Jałowieckich ucierpiał srogo: „Powstanie 1863 r. zrujnowało naszą rodzinę doszczętnie” (s. 18). Powrócili z zesłania, mozolnie dźwignęli się z kolan. Michał urodził się i wychował na wsi, w Syłgudyszkach, w I RP, a dokładnie w Wielkim Księstwie Litewskim. Nominalnie kraj był pod zaborami, ale nie jego kraj. Tam gdzie polska ziemia, tam gdzie polskie majątki – tam też i Polska. „Wychodzono z założenia, że jedyną niezniszczalną częścią polskiego status quo na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej jest ziemia w polskich rękach. W myśl tej zasady nie było ofiary, której by ziemiaństwo polskie na rzecz utrzymania tej ziemi nie poniosło” (s. 102). Zwyczaje były żywcem przeniesione z XVIII w. i wcześniej. A może lepiej powiedzieć tak: zwyczaje dziedziczyło się tam. Mieliśmy doczynienia z kontynuacją starej RP wbrew faktom politycznym. Co więcej, ponieważ kniaziowie Pierejesławscy byli bardzo zamożni i wielce ustosunkowani na dworze, robili dla Polski i obywateli RP bardzo wiele. Budowali koleje, rozwijali kulturę rolniczą. Utrzymywali stosunki z innymi ziemianami, często skuzynowanymi. Tutaj rytm nadawały przyjęcia i polowania, częstokroć połączone ze sprawami publicznymi. Opisy biesiadowania są wyśmienite. Każda chwila była cenna aby nacieszyć się rodziną i przyjaciółmi. Carpe diem. A cudowna gościnność? Kiedyś gdy autor wspomnień w podróży będąc przenocował w dworze pod Smorgoniami i chciał za to zapłacić obruszony właściciel majątku żachnął się: „Panie my przecież jesteśmy bracia szlachta” (s. 234). Zwyczaje te przetrwały do 1945 r. (s. 688). Zasadą naczelną jednak było przebywać wystarczająco często z ludem aby prostemu człowiekowi przekazać wartości, którym się hołduje: polskie, tradycjonalistyczne i konserwatywne. Stąd wspólne polsko-litewskie obchody powstania styczniowego, gdzie po litewsku przemawiali jego weterani. Na wsi, rytm życia regulowała natura oraz święta kościelne, a w tym i miejscowe jarmarki, zwyczaje ludowe częstokroć połączone jeszcze z rozmaitymi gusłami pogańskimi Żmudzinów, jak „Łabonarynie,” co miało być świętem Narodzin Matki Boskiej. W mieście życie toczyło się według kalendarza szkolnego. Kniaź był wychowany trochę według reguł ks. Kitowicza, co mu na dobre w życiu wyszło. Musiał nie tylko nauczyć się spraw gospodarskich w majątku, ale ojciec jego posłał go do pracy w fabryce lokomotyw na jedno lato. Otoczony był głównie ludźmi szlachetnymi, takimi jak on. Gdy raz doświadczył przykrości od rosyjskiego kolegi, którego podłość zaraz jednak potępił rosyjski dyrektor szkoły – generał, Jałowiecki skonstatował: „Pojąłem wtedy, że ludzie dzielą się na dobrych i złych niezależnie od narodowości. Poczułem jednocześnie związek z moją klasą społeczną rządzącą się moralnymi zasadami, które wyróżniają nas od innych. Zrozumiałem też, że przestrzeganie tych zasad, a nie bogactwo, czyniło z nas grupę zamkniętą” (s. 37). Wspomnienia są pełne przepyszności, choćby przegląd szlachty na jarmarku konnym w Wiłkomierzu, zwyczaje korporacji Arkonia, a w tym mordobicie ze strajkującymi studentami-socjalistami rosyjskimi. Świetne ujęcia życia dworskiego w Rosji, a w tym car jako „samolubna kukła” (s. 230), czy obleśny Rasputin (s. 266). Porywają cudowne opisy przyrody, misyjne umiłowanie kultury łacińskiej, którą Jałowiecki krzewił wszem i wobec, a na wschodzie szczególnie (s. 161). Są też i sprawy żydowskie, takie jak na przykład spluwanie na krzyż (s. 486), czy opinia osób Jałowieckiemu bliskich, że komunizm jest żydowski i że Żydzi przejęli władzę w Rosji, albo potem młodzież żydowską witającą bolszewików w 1939 r. (s. 756). Ale są też sympatyczne anegdotki o symbiozie gospodarczej polsko-żydowskiej, anty-bolszewicki dyrektor banku – Żyd, czy mojżeszowego wyznania kupiec drzewny, który pod niemiecką okupacją Jałowieckiego poratował, uczciwie mu płacąc za eksploatację lasu, choć nie musiał, jak również miłe słowo o prof. Szymonie Askenazym (s. 605). Negatywne i pozytywne sprawy mieszają się, tak jak sprawiedliwie obserwował wydarzenia autor Na skraju Imperium. Wspomnienia irytująco nie mają indeksu. Mimo tego są przepyszne. Rekomendujemy jak najmocniej. U Floriana Czarnyszewicza podobne są akcenty. Falująca puszcza, zapierające dech opisy natury, nawet fragment opisujący brzdąca Stacha wspinającego się na drzewo, chowającego się w potężnych konarach dębu przed wyjącą czernią jest majstersztykiem umiłowania przyrody. Wszelakie zwyczaje, biesiadowanie, wspólne modlitwy, mowy pogrzebowe, recytowanie wierszy przy grobie. Szczegółowy opis każdego szlachcica, każdej szlachcianki, kto gdzie zasiada przy stole, jakie ma cechy charakterystyczne. A już to Kantyczka nabożny, a obok równoważy go bezbożnik Huszcza. Jest i o pocałunkach na powitanie, a w tym i w rękę (starszych) oraz w potylicę (młodszych) (s. 252). Czarnyszewicz to Mickiewicz prozy. Chociaż przyznajmy, że opis bójki z policją w Bobrujsku to czysty Wiech! (s. 534). Podobnie próby uwodzenia przez bolszewika przebranego za dziewczynę polskiego wywiadowcę Stacha (s. 571-78). Zaściankowcy żyli zgodnie z naturą i religią. Budzi się ziemia, człowiek z miłością i zawziętością ją pielęgnuje aby wyhodować swoją przyszłość. Nie rzuci jej, bowiem jest ona niezbędną częścią szlacheckiego jestestwa. Raz po raz wychodzi też inna esencja zaściankowości – miłość do Polski, ojczyzny, o której się za dużo nie wie, bo zaborca nie pozwalał się uczyć języka i historii. Niektórzy zaściankowcy odpadają ze społeczności, ruszczą się, przechodzą na prawosławie. „Po wielu wsiach… jest prawosławne Polaki, które do swoich jeszcze pociąg czują i gdyby w pobliżu kościół mieli, na wiarę polską by wrócili” (s. 74). Ale większość trzyma religię katolicką, narodowość, język: „od samej kołyski hodujcie w polskiej mowie i miłości do Królestwa” (s. 260). Nie dają się mimo wszelkich przeciwności. No i objawiają się w Bobrujsku na corocznych procesjach – 100,000 luda! Wbrew wszystkiemu, wbrew przemocy, prześladowaniom. Trwają nad Berezyną. Wiedzą, że są szlachtą. Ich przodkowie o Rzeczypospolitą walczyli, a to obliguje. Na tajnych kompletach nauczyciel młodzieży „rozjaśniał przed nimi świat, budził jej świadomość narodową, dumę szlachecką, rozpalał zamiłowanie do zawodu rycerskiego i żądzę bohaterstwa” (s. 172). Oni też spełniają się: pracą — wyrywaniem puszczy ziem uprawnych; nauką – w zaściankowej izbie o przewagach i glorii Polski; oraz walką – nie tylko młodzież, ale i niektórzy starsi, choćby szczególnie podbijpiętowy Mieczyk Piotrowski. Zawsze znajduje się dość ochotników do powstania. „Po polsku?! Jezusie…. Polskie wojsko” (s. 137). I dalej: „Polska się zaczeła! W Bobrujsku rządzą legiony! Prażą bolszewików, szatkują, rozganiają na wszystkie strony, zabierają miasto za miastem. Słyszycie?! Polska się zaczęła! Skończyły się już nasze biedy na zawsze” (s. 229). I gruchnął pod powałą hymn narodowy. Bez patosu. Bez względu na to czy jest car, czy Niemiec, czy komisarz, Smolarnia i okoliczne zaścianki otoczone są morzem chłopstwa, od czasu do czasu wrogiego. Łatwo ich zaagitować, cyklicznie powraca atmosfera pogromowa. I nie ważne czy najeżdrza się na sąsiadów dlatego, że są katolikami, czy Polakami, czy szlachtą. Ważne, żeby ich bić. A nasi się bronią. Stale, nieustępliwie. Przed zawadyjakami, bandytami, czerwonymi. Nie dają swego. Zwycięscy – okazują miłosierdzie. Są przecież szlachtą i katolikami. Tak przecież przykazał sam Pan Jezus. A czerń chce rezać, zazdrości zamożności zaścianków, twierdzi, że Polska to pańszczyzna. „Otóż Polska niesie swobodę nie tylko dla nas, Polaków, lecz dla wszystkich narodów w Jej granicach zamieszkałych. Jednaką będzie dla nas, Białorusinów, Żydów i innych… Polska nasza prawdą ma być” (s. 312). Rzeczpospolita przecież to wolność, równość, braterstwo dla katolików, prawosławnych, muzułmanów i żydów. Ale żadnej utopii egalitarnej: „Bóg lasu nie zrównał, więc też i ludzi nie można zrównać… W Polsce gdy da Bóg ją wyzwolić krzywdy nikomu nie będzie” (s. 363). Raz na jakiś czas pojawiają się Żydzi jako część kresowego krajobrazu, ze swoimi przywarami, śmiesznostkami, atrybutami, funkcjonalnością, obrotnością. To oni przynosili wiadomości, to oni skupowali płody ziemi. Ale jest też o przysłowiowym instynkcie samoobronnym, dostosowawczym – przepyszna opowieść, gdy chłopcy żydowscy chcieli poddać się do niewoli aby uniknąć walki na śnieżki. Komizmu takiego nie ma w opisach bolszewickich komandirów i komisarzy, wśród których są też i Żydzi (s. 406). Ale nie tylko naturalnie. Najbardziej zatrute fragmenty dotyczą zaściankowców, których zbałamucił bolszewizm. Byli i tacy. Większość Smolarnii i innych zaścianków – mimo, że pała miłością do Polski – pozostaje ostrożna, nieufna. Polska ich porzuciła na łup Bolszewii, mają zamiar się więc z czerwonymi ułożyć (s. 555). Może się uda zachować świeżo postawiony kościół, może pozwolą dzieci po polsku uczyć. Tylko nieliczni decydują się porzucić zaścianki i chutory, rodziców i ukochane i gotować się po polskiej stronie do wyzwoleńczej wojny. Rzeczpospolita przecież swoich nie zostawi. Nadberezyńcy symbolicznie kończą się aktem sprawiedliwości: Stach i Kościk porywają i duszą bolszewickiego zdrajcę. A trupa – fru w przerębel. Mazel Tov! Rekomendujemy wielce. Czernyszewicz i Jałowiecki kresom pomniki ze słów zbudowali, pomniki wieczne, które muszą na zawsze do kanonu polskiej literatury trafić. Marek Jan Chodakiewicz

Razwiedka robi milowy kroku na drodze faszyzacji naszego kraju „Bo to jest święta prawda stara: z poczwarki miast motyla, nędzna wykluje się poczwara – i tyla!” – napisał jeszcze przed wojną zapomniany dzisiaj humorysta Bogdan Brzeziński w humoresce zatytułowanej „Romans poety” i z tego tytułu napisanej mową wiązaną: „Chwilkę jedną, miły druhu, siedź tu cicho i bez ruchu, ja tymczasem w słowach prostych skończę tworzyć mój akrostych” – rozpoczął poeta, a kiedy już skończył, zaczął opisywać przyjacielowi zalety swojej narzeczonej: „Ona, ona – cudne dziewczę, obraz jej me zmysły łechce. Oczy ma jak dwa turkusy, usta proszą o całusy, zęby ma jak pereł sznurek…” – i nagle zabrakło mu rymu! Przyjaciel próbował spieszyć z pomocą: „może w rodzinie jest jakiś Turek? Może ma jakiś ciekawy wzgórek? Albo nie; wal tak: a zaś nos ma jak ogórek!”. – Zwariowałeś?! – ryknął poeta – i nagle podjął wartko: „Zęby ma jak pereł rządek, kocha czystość i porządek”… Wspominam o Bogdanie Brzezińskim, bo dzisiejsi humoryści – w każdym razie ci, w których gustują telewizyjni redaktorzy – to mizeria; oni się chicholą, a publiczność ponuro milczy, bo widać czuje, że sowizdrzałowie robią ją podwójnie w konia: chicholą się, bo któż by się nie cieszył, gdyby za nędzne chałtury nie inkasował od telewizyjnych funkcjonariuszy tyle szmalu, a ponadto – w głębi duszy z frajerów, którzy to oglądają. To już lepsze produkcje trafiały się podczas konkursu poetyckiego, jaki w 1971 roku urządziliśmy na Jelonkach i w którym ex aequo laury zdobył kolega Łukasiewicz i kolega Miszalski. Kolega Łukasiewicz za trzynastozgłoskowiec o dwu postaciach, a kolega Miszalski za patetyczną odę. A dzisiaj co? Dzisiaj „poezji nikt nie zji”, w związku z czym nawet robiący za idola pan Wojewódzki musi podpierać się agresorami. Wróćmy jednak do spiżowej sentencji o poczwarze. Najwyraźniej Bogdana Brzezińskiego wspierały proroctwa, bo właśnie w dniach ostatnich okazało się, że tak zwana tolerancja prędzej czy później musi doprowadzić do bezprawia i terroru. Ale incipiam. Otóż w 1988 roku „kazało” wprowadzić w naszym nieszczęśliwym kraju moratorium na wykonywania kary śmierci. W rezultacie kary śmierci orzeczone przez sądy nie były wykonywane, tylko automatycznie zamieniane na tzw. ćwiarę, czyli 25 lat – bo kodeks karny z 1969 roku zniósł karę więzienia dożywotniego. W 1995 roku Sejm to moratorium przedłużył na kolejne pięć lat i wtedy zapytaliśmy ówczesnego ministra sprawiedliwości Jerzego Jaskiernię, kto właściwie to moratorium w 1988 roku wprowadził. Odpowiedział nam na piśmie, że „nie można ustalić autora tej decyzji”. No proszę! „Nie można ustalić autora” – ale wszystkie niezawisłe sądy i inne organy demokratycznego państwa prawnego w podskokach i posłusznie wykonały rozkaz anonimowego dobroczyńcy ludzkości. Jeśli mimo takich przykładów ktoś jeszcze powątpiewa w teorię spiskową, to jest nie tylko człowiekiem mało spostrzegawczym, ale prawdopodobnie ciężkim idiotą. Mijały lata i oto okazało się, że odsiadujący z łaski anonimowego dobroczyńcy ludzkości wyroki „ćwiary” lada moment powinni wyjść na wolność. Najwyraźniej okupująca Polskę razwiedka postanowiła wykorzystać tę okazję do zrobienia milowego kroku na drodze faszyzacji naszego nieszczęśliwego kraju. Pod pozorem i w ramach proklamowanej w ubiegłym roku świętej wojny z „faszyzmem”, to znaczy z polską młodzieżą, której okupacja kraju przez bezpiekę przestała się podobać, posłużyła się nie tylko agenturą w niezależnych mediach głównego nurtu, ale również pobożnym ministrem Jarosławem Gowinem. W niezależnych mediach głównego nurtu agentura zaczęła pokazywać jakieś dzikie baby – że to niby strasznie się boją tych przestępców, którzy teraz będą się na nich mścić – i tak dalej, i temu podobne. Odgłosy tej padgatowki dotarły do uszu pobożnego ministra Gowina („Hej tam w Warszawie jest pan minister siwy i taki miły, przez okno rzuca spojrzenia bystre…”), który wychodząc razwiedce naprzeciw, wykombinował sobie, żeby tych skazańców na wolność nie wypuszczać, tylko dalej trzymać w izolacji – ale oczywiście nie za przestępstwa, co to, to nie, boć przecież żyjemy w demokratycznym państwie prawnym, gdzie nikogo dwa razy za to samo karać nie wolno – ale wolno go „leczyć”, jako „podejrzanego o chorobę psychiczną”. Ciekawe, że na ten pomysł tubylcza razwiedka wpadła jeszcze w latach siedemdziesiątych, najwyraźniej inspirując się sowieckim odkryciem „schizofrenii bezobjawowej”, na podstawie której tamtejsi wracze umieszczali podejrzanych o te przypadłość w izolatorach zwanych popularnie psychuszkami. Jeśli dobrze pamiętam, pierwszym pacjentem, u którego zdiagnozowano ową „schizofrenię bezobjawową” był Włodzimierz Bukowski, którego potem, już jako „chuligana”, wymieniono w Zurychu na genseka Komunistycznej Partii Chile, Luisa Corvalana (Pamieniali uligana na Luisa Corvalana. Gdie najti takuju blad’, cztob na Lońku pamieniat’? – głosił anonimowy wierszyk). Jednak były w partii siły, które się tego przestraszyły i w „Polityce” ukazał się artykuł „Wariacje na temat osoby podejrzanej”, wyszydzający ten pomysł do gołej ziemi. Ale teraz, po latach, razwiedka dopięła wreszcie swego, dla większego szyderstwa wykorzystując do faszyzacji państwa pobożnego ministra Gowina – wtedy jeszcze wysługującego się premieru Tusku. Ustawę nadającą pozory legalności temu niesłychanemu bezprawiu poparło 408 posłów, co pokazuje, że rozsadnikiem faszyzmu w naszym nieszczęśliwym kraju nie są żadni „kibole” czy narodowcy, tylko Umiłowani Przywódcy, a głównym legowiskiem faszystowskim jest Sejm, a ściślej: hotel sejmowy. Ustawa wprowadza kategorię „osób stwarzających zagrożenie”, pod egidą ministra zdrowia tworzy psychuszki pod nazwą „Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym” – przez modestię nie wpisano „imienia dr. Józefa Mengele” – przewiduje, że dobrani specjalnie wracze nieubłaganym palcem będą wskazywać ofiary niezawisłym sądom, no a one już w podskokach zrobią wszystko, czego oczekują od nich nasi okupanci – podobnie jak w czasach dobrego fartu za Józefa Stalina. Za przyjęciem ustawy głosowało 408 posłów, przeciw – zaledwie 3, wstrzymało się 30, a nie głosowało 19. Umiłowani Przywódcy z Platformy Obywatelskiej głosowali za ustawą w liczbie 196, przeciwko – nikt. Umiłowani Przywódcy z PiS – za ustawą 131, przeciwko – nikt. Trzódka posła Palikota się podzieliła: 8 było za, 25 się wstrzymało. PSL – 28 za, przeciw – nikt. SLD – 21 za, 4 się wstrzymało, przeciw – nikt. Solidarna Polska – 16 za, przeciw – nikt. Niezależni – 5 za, 3 przeciw. Inicjatywa Dialogu – 3 za, 1 się wstrzymał, przeciw – nikt. Jeszcze raz się okazało, że w sprawach istotnych dla państwa, jak Anschluss, ratyfikacja traktatu lizbońskiego, czy wprowadzenie psychuszek, PiS i Solidarna Polska głosuje tak samo jak Platforma, PSL i SLD – z tym, że o ile PO, PSL i SLD daje w ten sposób wyraz umiłowaniu zdrady i zaprzaństwa, to PiS – płomiennego patriotyzmu. SM

Trucizna w tolerancyjnym opakowaniu W ramach jesiennej konfrontacji z obywatelami, nasi okupanci sięgają po coraz głębsze rezerwy. Najwyraźniej pan doktor Maciej Lasek, ostatnio nazywany Laskiem Brzozowym, już nie wystarcza, więc w państwowej telewizji ujrzeliśmy aż dwa autorytety moralne na raz: pana redaktora Tomasza Lisa i pana redaktora Adama Michnika. Wprawdzie pan redaktor Tomasz Lis jest autorytetem moralnym - jakże by inaczej - ale w porównaniu z panem redaktorem Michnikiem - autorytetem moralnym drobniejszego płazu. Bo pan redaktor Michnik jest autorytetem moralnym patentowanym. Nie tylko jako „Żyd roku 1990”, nie tylko jako przyjaciel generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, ale również, a może nawet przede wszystkim - przedstawiciel awangardy europejsów. Tedy obydwaj panowie redaktorzy gawędzili sobie, jak by tu zmeliorować mniej wartościowy tubylczy naród, no i oczywiście - jakby tu zmeliorować tutejszy Kościół, który - zamiast rzucić się w otchłań otwartości - pogrąża się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych. Pan redaktor Lis raczej słuchał, podczas gdy pan redaktor Michnik rozwinął cały program melioracji zarówno mniej wartościowego tubylczego narodu, jak i tutejszego Kościoła. Zalecał cierpliwie i metodyczne działanie tak, aby - jak to ujął - „cukier się rozpuścił”. A jak cukier się już rozpuści, to wszyscy będą słodcy i można będzie bez problemu ich zlizać. Jak powiadało Radio Erewań, wszystko się zgadza, ale pewne szczegóły wymagają wyjaśnienia. Przede wszystkim - nie żaden cukier, tylko już prędzej arszenik, albo nawet cyjanek potasu. To jest ta sama trucizna którą 60 lat temu próbowali aplikować polskiemu narodowi rodzice oraz bliżsi i dalsi kuzyni pana redaktora Michnika, w postaci marksizmu-leninizmu. Wtedy truciznę tę aplikowano brutalnie i bez ceregieli, metoda przymusowego karmienia przez rurę. Dzisiaj jest oczywiście inny etap, toteż i redaktor Michnik ani słowem się nie zająknie o klasowej nienawiści, czy dyktaturze proletariatu. Przeciwnie - z ust spływa mu sam miód, kiedy tak deklamuje o tolerancji i w ogóle - ale wiadomo, że to tylko zmiana rewolucyjnej taktyki, zmiana opakowania, w którym jednak - tak samo, jak przed 60 laty - znajduje się ta sama trucizna - tym razem z wytwórni trucizn Antoniego Gramsciego. To ona ma się rozpuścić, to ją mamy wchłonąć i w ten sposób dostosować się do oczekiwań pana redaktora Michnika, który chciałby nas przerobić na własny obraz i podobieństwo, a w ostateczności - na obraz i podobieństwo pana redaktora Lisa, bo wiadomo, ze nie ma rzeczy doskonałych. Ponieważ od roku 1944 trucizna jest aplikowana aż do dnia dzisiejszego - bo pępowina łącząca III Rzeczpospolitą i PRL-em nie została przecież przecięta i jad sączy się nadal - wypada częściowo zgodzić się ze spostrzeżeniem pana redaktora Michnika, że na obszarze Polski żyją - jak to ujął - „dwa plemiona”. To racja - ale tylko częściowo, bo na obszarze Polski żyje z jednej strony tradycyjny naród polski, a z drugiej strony - plemienna wspólnota rozbójnicza moskiewskich psiaków, które teraz, jeden przez drugiego, próbują zostać europejsami. Nietrudno się domyślić do której grupy należy pan redaktor Michnik ze swoimi antenatami i ze swoimi przyjacioły. Dlatego łatwiej nam zrozumieć również zabiegi wokół melioracji polskiego Kościoła. Tak się składa, że niedawno minęła 60 rocznica aresztowania prymasa Stefana Wyszyńskiego przez poprzedników pana redaktora Michnika. Podobnie jak on dzisiaj, również oni wtedy próbowali przerobić Kościół w Polsce według swoich wyobrażeń. Dzięki niezłomnej postawie prymasa Stefana Wyszyńskiego to się nie udało, ale ponieważ tamten rozkaz nie został nigdy odwołany, to dzisiaj kolejne pokolenia ubeckich dynastii przejmują pałeczkę, a właściwie - nie żadną „pałeczkę”, tylko milicyjną pałę, przy pomocy której próbują przerobić Kościół na „żywą cerkiew”. Ale widać, że niezbyt dobrze to idzie, skoro nasi okupanci w ramach jesiennej konfrontacji z obywatelami, muszą sięgać aż po najgłębsze rezerwy w osobie pana redaktora Adama Michnika, „Żyda roku 1990” i jednego z największych cadyków w naszym nieszczęśliwym kraju.

SM

„Polska się wyludnia [i…] tuż-tuż się przybliża” Czy sukces Niepodległości II Rzeczpospolitej był efektem utraty decydentów przez ludzi trzech zaborców? Osoby pokolenia Solidarności niewątpliwie w tym dniu zadają sobie pytanie dlaczego ich postawa i poświęcenie nie zostały docenione, lecz w Niepodległej już Polsce, w niezrozumiały sposób były zwalczane i odsuwane od procesów decyzyjnych. I dlaczego w nawiązaniu do dzisiejszej ewangelii osoby skorumpowani rządcy w Polsce wychodzą lepiej niż „synowie światła”, a układ który powstał stał się tak hermetyczny, zwłaszcza po śmierci Papieża, niedopuszczający do przypadkowych nominacji. Dlaczego walka o wyrwanie się z dominacji sowieckiej nadal się toczy pod kuriozalną formą histerii antyrosyjskiej, którą nasz wschodni sąsiad jeszcze podgrzewa, w sytuacji kiedy niepostrzeżenie, krok po kroku jesteśmy kolonizowani przez sąsiada od którego się ledwo wyrwaliśmy 11 listopada 1918 r. Dlaczego są opluwane w wyjątkowo obrzydliwy, antysemicki sposób ofiary Holokaustu (z których setki tysięcy zgodnie z przedwojennymi spisami uważały się za Polaków), poprzez sugerowanie że były zamordowane przez kogoś innego niż Niemców („polskie obozy koncentracyjne”) zwłaszcza w USA i zachodniej Europie, w których to krajach wpływy polityczne ich współrodaków są wyjątkowo silne. (Z drugiej strony nadzieja w tym że rozpętana publiczna antyamerykańska debata o podsłuchiwanie p. kanclerz doprowadzi w efekcie do rozbicia tego kuriozalnego – na grobach ofiar - sojuszu z Niemcami. Tym bardziej że pomoc dla Żydów podczas wojny miała charakter masowy i np. w wiosce Zarzetka do której po spaleniu sklepu przez Niemców w Wyszkowie przeniosła się moja rodzina pomagali im prawie wszyscy – w efekcie w trakcie tylko jednej łapanki Niemcy aresztowali ok. 100 gospodarzy, w tym i mojego dziadka oraz 11 z nich za pomoc Żydom zastrzelili). Dlaczego nastąpiła antypaństwowa ewolucja względem Traktatu Lizbońskiego którego początkowo wetował postkomunistyczny polityk ze złamanym kręgosłupem, sprzeciw „Nicea albo śmierć” formułowało PO, a prawica jego przyjęcie ogłosiła za… sukces negocjacyjny i co znamienne jedynie pióro nie chciało go podpisać. Dlaczego zgadzamy się na zorganizowane przez szkołę demoralizowanie naszych dzieci i jak to określił abp. Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski to że „Polska się wyludnia” i wyprzedawanie polskiej ziemi „tuż-tuż się przybliża”. Dla osób które chcą zrozumieć procesy zachodzące na świecie, w tym i przyczyny imposibilizmu gospodarczego Polski, a które nie mają informacji zastrzeżonych dla niewielu i tak jak autor jedynie śledzą prasę w swoim fachu polecam artykuł Adam Entous i Joe Parkinsona „Turkey's Spymaster Plots Own Course on Syria” zawarty w Wall Street Journal, nie omówiony w polskich mediach, a którego treść jest przedmiotem debaty w Washington Post i Financial Times - Daniel Dombey „Turkey needs action, not words, to show west allegiance”. W czasie gdy polskie media trywializują konflikt jaki odgrywa się na Bliskim Wschodzie, nasz w nim udział, jak i jego konsekwencje, o tyle Wall Street Journal zapoznaje elity amerykańskie, które nie biorą udziału w procesie decyzyjnym, dlaczego USA nie ulegają namowom Turcji (jak i Arabii Saudyjskiej) aby bardziej się zaangażować w obalenie Assada. Otóż ten dziennik finansistów w artykule ukazuje “Arabską Wiosnę”, a przynajmniej jej obecną fazę nie jako proces który kształtują dążący do zmian świadomi obywatele, lecz jako walkę wywiadów w których służby tureckie okazały się niekontrolowalnymi przez amerykańskie i z tego powodu wystąpił pat syryjski. Już samo zaprezentowane oficjalne zdjęcie roboczego lunchu prezydenta Obamy i Johna Kerrego z premierem Erdoganem w Gabinecie Owalnym ukazuje z jednej strony respekt jakim cieszy się Turcja w Waszyngtonie, a z drugiej strony niespotykane napięcie na twarzach amerykańskich rozmówców. Dopiero obecnie omówione spotkanie, które odbyło się w maju, nie było ono kurtuazyjną „herbatką”, lecz wg Wall Street Journal dla dwóch(!) stron ciężkimi rozmowami - „both sides knew would be a difficult meeting”. Ich wynik może wyjaśnić późniejsze wydarzenia na Bliskim Wschodzie, w tym i w Turcji. W spotkaniu obok premiera Erdogana uczestniczył Hakan Fidan szef służb tureckich, którego autorzy w samym podtytule „Hakan Fidan Takes Independent Tack in Wake of Arab Spring” obarczają odpowiedzialnością za niezależną politykę Turcji podczas wydarzeń na Bliskim Wschodzie i brak właściwego koordynowania jej z działaniami amerykańskimi.

Wyjaśniają czytelnikowi jak do tego doszło że powyższe służby stały się niezależne, oraz dlaczego amerykanie z dystansem podchodzą do tureckiej presji wspierania opozycji w Syrii. Jak wyjaśnia w tekście sam ambasador amerykański w Turcji James Jeffrey pozycja Turcji okazała się tego kalibru, że nie do zastąpienia na Bliskim Wschodzie i jednocześnie stwierdza wprost że turecki sojusznik przyjacielem nie jest: "Hakan Fidan is the face of the new Middle East […] We need to work with him because he can get the job done […] But we shouldn't assume he is a knee-jerk friend of the United States, because he is not." Okazuje się że jest przeciwieństwem chwalonego księcia Bandar bin Sultan al-Saud’a - „No big cigars, no fancy suits, no dark glasses. He's not flamboyant”, będącego politykiem bardziej ?proizraelskim? niż samo USA (WSJ Ellen Knickmeyer „Spy Chief Distances Saudis From U.S. Prince Bandar's Move Raises Tensions Over Policies in Syria, Iran and Egypt”, FT Roula Khalaf “UN will not be influenced by Saudi Arabia’s politics of anger”), a który połączył siły z działaniami CIA („Prince Bandar bin Sultan al-Saud, Saudi Arabia's intelligence chief, who has joined forces with the Central Intelligence Agency in Syria”). O ile autorzy artykułu obarczają służby irańskie (MOIS) za doprowadzenie do utrzymywanie się Assada przy władzy – „Maj. Gen. Qasem Soleimani, […] direct military support for Mr. Assad has helped keep him in power” - o tyle rozpisują się o uniezależnieniu tureckich służb jako o przyczynie erozji oddziaływania USA na ten kraj ”Mr. Fidan's rise to prominence has accompanied a notable erosion in U.S. influence over Turkey”. Wiążą to z nominacją Hakana Fidana w 2010 r., który pozostał na stanowisku, mimo oskarżenia go już na początku służby o przekazanie tajnych informacji do Teheranu dostarczonych przez Amerykanów. David Ignatius powołujący się na informacje Wall Street Journal w artykule Washington Post „Turkey blows Israel’s cover for Iranian spy ring” wprost cytuje izraelski donos na niego do CIA: „Israeli intelligence officers are said to have described him facetiously to CIA officials as “the MOIS station chief in Ankara,””. Wg Wall Street Journal dla Izraela i USA główną winą była niechęć Fidana do antagonizowania się z Iranem i jak stwierdził cytowany izraelski wysoki urzędnik fakt, że nie był on wrogiem Iranu („Mr. Fidan's rise at Mr. Erdogan's side has been met with some concern in Washington and Israel because of his role in shaping Iran policy. One senior Israeli official says it became clear to Israel that Mr. Fidan was "not an enemy of Iran.") W efekcie tej nominacji amerykański urzędnik wprost przyznaje że wystąpiła walka między CIA i kontrwywiadem tureckim: “The CIA spies on Turkey and the MIT runs an aggressive counterintelligence campaign against the CIA, say current and former U.S. officials.” Był to równoczesny odwrót od strategicznego partnerstwa z Izraelem jaki wg Washington Post został zawarty między tymi krajami: „The Israeli-Turkish intelligence alliance was launched in a secret meeting in August 1958 in Ankara”. Po tym jak służby Fidana (MIT) przejęły kontrolę nad wywiadem wojskowym w 2012 r. wielu generałów tureckich którzy jak twierdzi Wall Street Journal mieli ścisłe relacje ze Stanami Zjednoczonymi zostało uwięzionych i w połowie obecnego roku skazanych na długoletnie więzienie. Wg Pentagonu oznaczało to coup de grace dla dotychczasowego statusu sił zbrojnych Turcji jako arbitra w tym kraju i wpływów amerykańskich w Turcji: „Many top generals with close ties to the U.S. were jailed as part of a mass trial and convicted this year of plotting to topple Mr. Erdogan's government. At the Pentagon, the jail sentences were seen as the coup de grace for the military's status within the Turkish system.”

W związku z tym że powyższe rozmowy odbywały się przed wydarzeniami w Istambule, jak i równoległym ogłoszeniem wyroku względem generałów tureckich możliwe, że rozmowa Prezydenta Obamy z premierem Ergodanem nie dotyczyła faktu że Turcy przekazują broń „swojej” opozycji w Syrii, lecz dążeniem do „oszczędzenia” swoich ludzi w Turcji. A obecność Fidana nie była związana z faktem że amerykanie uważają go jako osobę nr. 2 w tym kraju ("the No. 2 man in Turkey,[…] He's much more powerful than any minister and much more powerful than President Abdullah Gul"), lecz z prozaicznego powodu aby wsparł premiera w jego dążeniu do przekonania prezydenta USA, że nie ma innego wyjścia, gdyż generałowie spiskowali chcąc obalić jego rząd i on na takie ryzyko swojego życia nie może się zgodzić i im odpuścić, nawet jeśli są przyjaciółmi USA do których i on się zalicza. Późniejszy rozmowy w Niemczech z Kanclerz Merkel również możliwe że były poważniejsze niż wszystkim się wydawało, ponieważ mogły dotyczyć wsparcia Niemiec dla Turcji, a przynajmniej ich zneutralizowanie, w obawie przed przewrotem – który ogłoszonoby jako kolejny etap bliskowschodniej wiosny, gdy istniała obawa że może on być wsparty przez niezadowoloną z rozwoju sytuacji Amerykę i Izrael: „Mr. Obama had grown increasingly uncomfortable with the Turkish leader's policies relating to Syria, Israel and press freedoms, say current and former U.S. officials.” Zauważmy że dopiero po tych spotkaniach nastąpiły zarówno wybuchy niezadowolenia społecznego w Turcji, ogłoszenie wyroków na generałów, jak i plan bezpośrednich działań militarnych w Syrii. W świetle rewelacji Wall Street Journal powyższą politykę można również zinterpretować jako dążenie do zmiękczenia reżimu Assada w taki sposób, aby po przefarbowaniu i wkomponowaniu innych decydentów, stało się zbędne korzystanie z pomocy bojowników wspieranych przez Turcję. W pewnym sensie Wall Street Journal wprost takie nastawienie opisuje cytując stwierdzenia o tym że Turcy przepuszczali broń i ludzi ale do kontrolowanych przez siebie oddziałów („Some moderate Syrian opposition leaders say they immediately saw that arms shipments bypassed them and went to groups linked to the Muslim Brotherhood”), a podczas dyskusji cały czas pojawiał się kluczowy postulat amerykański że musi być ona dostarczana ale do „właściwych” ludzi – „The goal was to convince the Turks that "not all fighters are good fighters"[…] Mr. Kerry told Turkish officials […] that "they need to be supportive of the right people."”. A nawet cały artykuł kończy się podsumowaniem, że różnych polityków można uważać za właściwych i na procesy można patrzeć przez różne okulary („soczewki”) - "we look at the world through different lenses". Całość tekstu w Wall Street Journal brzmi jak odcinek z wyśmiewanej „spiskowej teorii dziejów”, podczas gdy jest to tekst najbardziej prestiżowego dziennika dla finansistów na który powołuje się zarówno Washington Post w którym pisuje małżonka polskiego ministra SZ, jak i omawia Financial Times. I chociaż konkluzja dotyczy Turcji, to w dzień Święta Niepodległości aż strach pomyśleć którzy politycy w Polsce są właściwymi dla kogo i przez jakie soczewki patrzą podejmując kluczowe decyzje. I czy nie należy jak najwcześniej nagłośnić kwestię wystąpienia z eurokołchozu, bo za chwilę to nawet dyskutowanie o tym okaże się prawnie zabronione. Dr Cezary Mech

08/11/2013 „Doświadczamy nie tylko upadku Europy, ale całego Zachodu” - twierdzi pan były prezydent Czech- Vaclav Klaus, który przebywał 30 października 2013 roku na Uniwersytecie Łódzkim w ramach serii” Wykładów Rektorskich”, wykład odbył się pod patronatem Rektora Uniwersytetu Łódzkiego prof. Włodzimierza Nykiela- jako piętnasty z kolei. Szkoda, że telewizja państwowa i państwowe radio nie transmitowały tego wykładu, chociaż fragmentów.. Ale, żeby choć wspomniały o tych wykładach. Przecież powtarzają co jakiś czas, że mamy wolność słowa i demokrację.. Przyznam się Państwu, że ja też nie wiedziałem.. Nie natknąłem się na tę informację nigdzie.. Jaki musi być strach rządzących i sterujących całą tą demokracją, że nawet nie wspomnieli, że do Polski przyjechał był prezydent- Vaclav Klaus.- człowiek prawicy eurosceptycznej. Człowiek poważny- wielki czeski mąż stanu.. A nie operetkowy jak nasi” umiłowani przywódcy”.. Prawdziwy patriota czeski.. Strach się bać.. Do jakiego stopnia blokuje się ważne informacje..? Powinien – przynajmniej grzeczność tego wymagała- żeby spotkał się z nim prezydent, premier, marszałek Sejmu.. A tu nic! Przyjechał prezydent Czech a oficjalnego spotkania nie ma.. Jak cała ta próżniacza klasa lewicowa musi go nienawidzić.. Tytuł wykładu w zatłoczonej niebieskiej auli Wydziału Prawa i Administracji: ”Republika Czeska i Polska: Sąsiedzi i przyjaciele”. Bardzo się cieszę, że młodzież szczelnie wypełnia tego typu spotkania.. Niech się dowiaduje prawdy o Europie i niech wie, że są jeszcze ludzie, którzy odważnie mówią prawdę o totalitarnej Unii Europejskiej. W auli zajęto wszystkie schody.. A schody dopiero się zaczynają… Unia bankrutuje, a my – mam na mydli władze polskie- myślą jakby tu szybko przyjąć europejską i polityczną walutę- euro.. Myślą jakby tu wbić dodatkowy gwóźdź w gospodarkę, a nam sztylet w plecy.. Jest to dla mnie wilka radość, że jednak nie wszyscy Polacy śpią.. Szkoda tylko, że wykład był wygłoszony w języku angielskim i nie był tłumaczony.. Moim zdaniem wielkie niedopatrzenie.. Co prawda młodzież uczy się angielskiego, ale, może nie wszystko zrozumie dokładnie. Prezydent Klaus mówił:” Miałem nadzieję, i w paru momentach naszej najnowszej historii, rzeczywiście tak było, że będziemy działać wspólnie, aby przeciwstawić się niepohamowanej, przynoszącej efekty odwrotne od zamierzonych, wysoce niedemokratycznej, scentralizowanej Unii Europejskiej, ponieważ powinniśmy się do tego- historycznie, na podstawie własnych doświadczeń- zmotywowani, jeśli nie nawet zobligowani. Nasze bardzo podobne doświadczenia z komunizmem, komunizmem jego niedemokratycznym reżimem politycznym, z niewydolnym systemem ekonomicznym, z bezproduktywnym i niedemokratycznym modelem integracji, powinny wyostrzyć nasze spojrzenie, kiedy widzimy bardzo podobne- jest to podobieństwo strukturalne, nie chodzi o ich wielkość i rozmach- zjawiska w Unii Europejskiej. Wciąż wierzę, że wcześniej czy później, będziemy musieli podjąć bardziej agresywne działania. Sytuacja w Europie tego wymaga”. Przyznam się Państwu, że trochę się dziwię panu prezydentowi Klausowi, którego bardzo szanuję, jako czeskiego męża stanu.. Czy on nie jest zorientowany w polskiej scenie politycznej? Przecież Polską nie rządzą eurosceptyycy, ale euroentuzjaści, którzy sprzedaliby własną matkę za tłuste posady i wielkie wpływy.. Tak jak sprzedali ojczyznę.. Czy dla nich słowo” ojczyzna” jeszcze coś znaczy? Moim zdaniem- nic! I pan prezydent pokłada w nich nadzieję, że coś może się zmienić przy ich udziale, Na pewno nic! Nie wiem skąd u pana prezydenta takie przekonanie.. ??? W Czechach chociaż zrobiono dekomunizację, a u nas grubą kreską pan premier Mazowiecki zakreślił braterstwo komunistów starych z nowymi- w budowie neokomunizmu. Dawna komuna przeistoczyła się w nową komunę.. Z bardziej ludzką twarzą.. Ale łagodność procedury kamufluje potworność zasady. .A zasadą w Unii Europejskiej jest antychrześcijanizm, gospodarka planowa i reglamentowana i wielka biurokracja regulująca prawie wszystkie dziedziny życia” Europejczyków”.. Europa zdycha! ”Doświadczamy nie tylko upadku Europy, ale całego Zachodu”- jak twierdzi prezydent. Mam zresztą dwie jego książki, które przeczytałem.. ”Błękitna planeta w zielonych okowach ”i „ Czym jest Europeizm”? Nie mam pozycji Klausa- „Gdzie zaczyna się jutro” Rzecz musiała ukazać się niedawno.. „Oba nasze kraje powinny współdziałać w promowaniu racjonalnej polityki ekonomicznej, bronić systemu gospodarki wolnorynkowej w opozycji do obecnie obowiązującego w Europie” die soziale Marktwirtschaft” – co oznacza społeczną gospodarkę rynkową, czyli coś takiego jak żonaty kawaler,. albo kwadratowe koło.. Ale z kim pan Klaus chce bronić wolnego rynku? Z socjalistami z Platformy Obywatelskiej? Z socjalistami pobożnym z Prawa i Sprawiedliwości? Z socjalistami bezbożnymi z sojuszu Lewicy Demokratycznej? Czy może z socjalistami pobożnymi z Polskiego Stronnictwa Ludowego..? A może z antychrześcijańskim i europejskim nurtem,” Twój Ruch” -pana Janusza Palikota. powiązanego z Komisją Trójstronną i Klubem Bilderbera, poprzez swojego lidera.. Pan Kalus uważa, że powinniśmy pozostać poza strefą euro i zwalczać irracjonalne pomysły obrońców środowiska dotyczące energii nuklearnej, źródeł odnawialnych, tanich tradycyjnych źródeł energii. ”Nowy Wspaniały Świat politycznej poprawności, moralnego relatywizmu, stopniowego zanikania prywatności i medialnej manipulacji i powinien spotkać się z silnym oporem”- uważa były prezydent. ”Nasza sytuacja wymaga podjęcia odważnej akcji dokonania prawdziwej zmiany. Próby zrobienia czegoś gdzieś na marginesie są niewystarczające. Powinniśmy oprzeć się pokusie pogodzenia z kolejną utratą naszej wolności i z naszym więdnącym, relatywnym dobrobytem.”

Są patrioci w poszczególnych landach europejskich, którzy nie spisali swoich ojczyzn na straty wobec kołchozu i wielkiego molocha, którzy zabiera ludziom wolność i reguluje postępowanie w ich życiu. Orban. Klaus, Janusz Korwin – Mikke- to ludzie, którzy kochają swój kraj- co prawda na różne sposoby, ale kilka celów jest wspólnych.. Opór przed totalitaryzmem Unii Europejskiej, opór przed” wspólną walutą”, uniezależnienie się od międzynarodowych instytucji finansowych.. Zrzucenie z siebie jarzma biurokracji europejskiej na rzecz Europy ojczyzn.. Każdej akcji zawsze towarzyszy reakcja.. Rosnący ucisk poprawności politycznej, ucisk fiskalny, ucisk amoralny- musi w końcu doprowadzić do reakcji.. Nie da się w nieskończoność pchać narodów w kierunku przeciwnym do zdrowego rozsądku.. I wmawiać ludziom, że dwa razy dwa nie równa się cztery.. Europie potrzebnych jest więcej ludzi pokroju pana Vaclava Klausa.. Żeby przyspieszyli rozpad tego kołchozu.. My im w tym pomożemy! Żeby się tylko nic panu Januszowi nie przytrafiło złego.., bo to różnie bywa w III Rzeczpospolitej demokratycznej.. Niedawno „zmarł” 39 letni Ryszard Modzelewski z Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej i Rynków Finansowych.. Był wicemburmistrzem Śródmieścia, Woli i Bielan.. No nie jednocześnie! O co tam chodziło? Doświadczamy nie tylko upadku Europy, ale całego Zachodu.. Doświadczamy upadku Polski! WJR

Tusk zarządza polskimi dziećmi jak swoim bydłem roboczym Noam Chomsky „UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).”...(więcej )
Rafał Zaza „O co tu chodzi? To jaśniejsze, niż letnie słońce Jednoroczny tylko wpływ do budżetu z podatku PIT  to ok. 38,1 mld zł  (dane  GUS za 2011 r.). Jeśli młodzi wcześniej zaczną szkołę, wcześniej też  ją skończą , pójdą do pracy i zaczną płacić podatki  rok wcześniej. Rok dłużej będą musieli pracować, by przejść na emeryturę, I o to przecież chodzi. „..(źródło )
Aleksander Piński „zakaz uczenia dzieci w domu jako alternatywy dla publicznej edukacji wprowadził w 1937 r. Adolf Hitler „...”Adolf Hitler zaszczepiał niemieckie poczucie wyższości już uczniom szkół podstawowych. W NSDAP najliczniejszą grupą zawodową byli nauczyciele nauczania początkowego „.....”jak silnym narzędziem indoktrynacji jest publiczne szkolnictwo. Było nim od samego początku. Nie jest przypadkiem, że kraj, który pierwszy wprowadził obowiązkową publiczną edukację (zrobiły to w 1794 r. Prusy, część dzisiejszych Niemiec), to kraj, który wywołał dwie wojny światowe i którego władze, przy braku sprzeciwu ze strony narodu, dopuściły się zbrodni na niespotykaną wcześniej skalę. „.....”Bez państwowej oświaty nie byłoby dwóch wojen światowych i Holokaustu „....”Piętnastu policjantów weszło do domu państwa Busekros w Norymberdze i siłą zabrało 15-letnią Melissę spod opieki rodziców. Wykonywali wyrok sądu będący reakcją na to, że Melissy nie uczono w publicznej szkole, ale w domu. Nie zdarzyło się to w trakcie dyktatury nazistów w latach 30. XX w., ale zaledwie pięć lat temu. Wolfgang Drautz, konsul generalny Niemiec w USA, oświadczył wówczas, że niemiecki rząd ma „uzasadniony interes w przeciwdziałaniu powstawaniu grup społecznych opartych na poglądach innych od głównie obowiązujących". ...(więcej )
Rokita „„„Polska szkoła wchodzi w okres degradacji, a uniwersytety nie pełnią misji cywilizacyjnej, gdyż tak bardzo zapadły się już w drugorzędność. „....(więcej)
video Korwina Mikke „ Dziecko niewolnika należy do Pana . Tak ma być w Unii Europejskiej „ ...(więcej)
Pawel Lepkowski „„Wysyłając do szkoły dzieci w wieku od trzech do sześciu lat, czynimy im potworną krzywdę intelektualną i emocjonalną. Propagowanie tego łajdackiego pomysłu za pieniądze podatnikównabijających kabzę ośrodkom telewizyjnym uważam za szczególną nikczemność rządu Donalda Tuska „....”Jak każda przymusowa kolektywizacja życia społecznego, przynosi ono określonym grupom pokaźne korzyści. „....”To model znany z historii: janczarzy, Hitlerjugend czy stalinowscy pionierzy ze swoim upiornym bohaterem Pawlikiem Morozowem. W Imperium Otomańskim wprowadzono prawo, które nazywało się dewszirme. Oznaczało ono specjalny pobór dzieci z rodzin chrześcijańskich, które musiały oddać w niewolniczą służbę sułtanowi”....”Pierwsze miejsce zajmowała indoktrynacja, która ze zbieraniny kilkunastoletnich chrześcijan tworzyła doborowe oddziały ślepo oddanej sułtanowi piechoty tureckiej „.....(więcej )
Ziemkiewicz „„chcąc nie chcąc umocnimy w Polsce podział na dwa obiegi edukacyjne. Podział, któryod maleńkości naznacza tych lepszych, i tych trwale zepchniętych do motłochu. „.....””Oczywiście, fakt, że władza działała pod naciskiem lewackich idiotów, którzy w III RP skolonizowali wiodące media tak samo jak na Zachodzie, nie zdejmuje odpowiedzialności z Tuska. „.....(więcej
Oto co piszą Elbanowscy w swoim artykule w Rzeczpospolitej „ Dnia dziecka nie będzie „ „Co trzecie dziecko w Polsce objęte jest rządowym programem „Wychowanie do życia w biedzie", co oznacza, że jegorodziców nie stać na zapewnienie mu godziwych warunków do życia. Nasz kraj przebija w tej statystyce wszystkie państwa Unii, a kolejne rządy dbają o to, żeby ten stan utrzymać

http://naszeblogi.pl/35832-biedron-o-przepraszaniu-przez-kaczynskiego-gejow-i-lesbijek
Lewactwo wysyłając dzieci Polaków do szkól o rok wcześniej chce zrealizować za jednym zamachem dwa cele . Ekonomiczny, czyli zwiększenie wyzysku Polaków poprzez wcześniejsze pójście do pracy, bo pójście do szkoły o rok wcześniej oznacza pójście do pracy o rok wcześniej. Drugi cel związany jest z ustanawianiem ideologii politycznej poprawności religią państwową , religia panującą w Polsce. Oderwanie o rok wcześniej dzieci od rodziców pozwoli socjalistom uczynić z małych bezbronnych Polaków janczarów obłąkanej religii politycznej jaką polityczna poprawność W tym wypadku , czyli zapędzeniem małych polskich dzieci do pełnych przemocy, narkotyków, państwowych szkół Tusk musiał kierować się również ważnym interesem ekonomicznym i społecznych Niemiec Wcześniejsze ukończenie szkół przez Polaków oznacza szybsze dostawy polskiego robola do niemieckich fabryk , a do tego młoda osoba łatwiej ulega procesowi germanizacyjnemu. Aby uczynić ideologię politycznej poprawności religia panująca , szkoły zostały oddane w ręce fanatyków tej świeckiej religii . Lewaków, pedofilów, homoseksualistów , socjalistów , i wszelkiej maści degeneratów Tusk i jego ferajna utrwalili socjalistyczny , hitlerowski model szkolnictwa. Polskie szkoły są faktycznie szkołami neohitlerowskimi w swej strukturze i w swych zadaniach Mamy czasy internetu , jest to ogromny postęp , są to narzędzia, które powinny zrewolucjonizować szkolnictwo i metody nauczania . Do tego niesamowity postęp technik audiowizualnych . W niektóre dni dzieci w ogóle nie musiałyby chodzić do szkoły wykłady on line, czy lekcje prowadzone w ten sposób , że dzieci odrabiają on line zadania i ćwiczenia w domu , a nauczyciel mając do dyspozycji kamery i mikrofony nadzoruje proces nauczania Ale lewactwo na siłę utrzymuje prymitywny hitlerowski model szkoły , gdyż szkoła przestała uczyć . Stał się miejscami kultu politycznej poprawności z maniakalną , chorą seksualizacją dzieci na czele i kultem socjalistycznego modelu państwa Polskie dzieci muszą być wyrwane z brudnych łap socjalistów, a socjalistyczny hitlerowski model szkoły zlikwidowany . Należy zacząć od bonu edukacyjnego , a potem całkowicie zlikwidować państwowe szkolnictwo. Być może warto zostawić ogólny nadzór państwa w postaci egzaminów. Socjaliści piorąc mózgi Polaków posługują się lewackim zabobonem ,że rodzice , gdyby nie przymus państwa to w ogóle by nie posyłali dzieci do szkół. Jest to zwykłe kłamstwo . Zresztą konieczność zadawania egzaminów wyłowiłaby ten margines patologicznych rodzin „Dodam ,że w Pekinie dzieciom imigrantów z interioru nie przysługuje prawo do szkoły , dlatego biedni wyzyskiwani imigranci ze wsi wysyłają swoje dzieci do szkól ….prywatnych . 4O procent pekińskich dzieci chodzi do takich szkół

http://naszeblogi.pl/36494-zarzadzanie-starcza-sila-robocza-przez-socjalistyczny-rezim
Aleksander Piński „zakaz uczenia dzieci w domu jako alternatywy dla publicznej edukacji wprowadził w 1937 r. Adolf Hitler „...”Adolf Hitler zaszczepiał niemieckie poczucie wyższości już uczniom szkół podstawowych. W NSDAP najliczniejszą grupą zawodową byli nauczyciele nauczania początkowego „.....”jak silnym narzędziem indoktrynacji jest publiczne szkolnictwo. Było nim od samego początku. Nie jest przypadkiem, że kraj, który pierwszy wprowadził obowiązkową publiczną edukację (zrobiły to w 1794 r. Prusy, część dzisiejszych Niemiec), to kraj, który wywołał dwie wojny światowe i którego władze, przy braku sprzeciwu ze strony narodu, dopuściły się zbrodni na niespotykaną wcześniej skalę. „.....”Bez państwowej oświaty nie byłoby dwóch wojen światowych i Holokaustu „....”Piętnastu policjantów weszło do domu państwa Busekros w Norymberdze i siłą zabrało 15-letnią Melissę spod opieki rodziców. Wykonywali wyrok sądu będący reakcją na to, że Melissy nie uczono w publicznej szkole, ale w domu. Nie zdarzyło się to w trakcie dyktatury nazistów w latach 30. XX w., ale zaledwie pięć lat temu. Wolfgang Drautz, konsul generalny Niemiec w USA, oświadczył wówczas, że niemiecki rząd ma „uzasadniony interes w przeciwdziałaniu powstawaniu grup społecznych opartych na poglądach innych od głównie obowiązujących". „....” Nie bez powodu w 1806 r., po klęsce Prus w bitwie pod Jeną, przebudowę państwa rozpoczęto od zacieśnienia kontroli nad tym, kto i czego uczy w szkołach publicznych. Wprowadzono państwowe certyfikowanie nauczycieli oraz sankcje odebrania dzieci rodzicom, jeżeli nie dopilnują, by chodziły one do szkoły (sankcja istniejąca do dzisiaj także w Polsce). Niemiecki filozof Johann Gottlieb Fichte (1762–1814), propagator pruskiego systemu edukacji publicznej, twierdził w „Odezwach do narodu niemieckiego" z 1807 r., że „nie wystarczy mówić do uczniów, trzeba kształtować ich charakter w taki sposób, by sami z własnej woli chcieli tego samego co my" „.....”Rolę publicznego, obowiązkowego szkolnictwa w niemieckich agresjach militarnych zauważył także Erich Maria Remarque, autor słynnej (zakazanej i palonej na stosach przez nazistów) powieści z 1929 r. „Na zachodzie bez zmian". Twierdził, że powodem I wojny światowej była indoktrynacja dzieci w publicznych niemieckich szkołach. Także Dietrich Bonhoeffer, urodzony w 1906 r. luterański duchowny, znany z otwartego oporu wobec Hitlera (za co stracono go 9 kwietnia 1945 r.), uważał II wojnę światową za nieuniknioną konsekwencję niemieckiego szkolnictwa publicznego. „.....”W książce „Approaches to Auschwitz: The Holocaust and Its Legacy" (Podejścia do Auschwitz: Holokaust i jego spuścizna) historycy Richard L. Rubenstein i John King Roth piszą, że nauczyciele, zwłaszcza ze szkół podstawowych, byli największą grupą zawodową w NSDAP. Pochodziło z niej także 30 proc. kierownictwa partii (nauczycielami byli na przykład szef SS Heinrich Himmler i skazany na śmierć przez Trybunał w Norymberdze Julius Streicher, twórca antysemickiego tabloidu „Der Strumer"). Ich praca wśród młodzieży była wyjątkowo skuteczna. Do Narodowo-Socjalistycznej Organizacji Studentów, która m.in. wywołała antysemickie zamieszki w 1931 r. w Austrii i Niemczech, należało ok. 60 proc. wszystkich żaków, co świadczy o blisko dwukrotnie wyższym odsetku poparcia dla nazistów w tej grupie niż w całym społeczeństwie. „.....”skoro widzi się, jak silnym narzędziem indoktrynacji jest publiczna edukacja, powinno się jej konstytucyjnie zakazać „.....”publiczna edukacja prowadzona pod przymusem i przez państwowych nauczycieli równie skutecznie propagowała ideały III Rzeszy i Trzeciej Fali, co dzisiaj III RP „.....”Bez wieloletniego prania mózgu w szkołach politycy nigdy nie mieliby takiej władzy nad społeczeństwem. Nie bez powodu państwo przejęło pełną kontrolę nad szkołami w Prusach w 1794 r., gdy chłopi zbuntowali się przeciw panom feudalnym i trzeba było wybić im z głów nieposłuszeństwo. I dlatego, parafrazując Władysława Gomułkę, raz zdobytych szkół politycy nie oddadzą nigdy. „.....Matematyka nienawiściCzego uczyły państwowe szkoły w Niemczech w latach 30 XX. w. Przykładowe zadania z matematyki:Utrzymywanie chorej psychicznie osoby kosztuje ok. czterech marek dziennie. Obecnie jest 300 tys. chorych psychicznie pod opieką państwa. Ile kosztuje ich utrzymanie? Ile pożyczek dla nowożeńców o wartości 1000 marek każda można by udzielić za te pieniądze? więcej
Rafał Mierzejewski „Bon oświatowy. Tak nazywa się pomysł, który może rozwiązać wiele problemów polskiej oświaty. „....”dea bonu – niekoniecznie musi on konkretyzować się w formie papierowego dokumentu – polega na tym, że pieniądze z państwowej kasy przeznaczone na edukację idą za każdym uczniem do tej szkoły, którą on sobie wybierze. Niezależnie od tego, czy jest to szkoła publiczna – powołana przez państwo, czy społeczna – założona przez rodziców, czy też prywatna – utworzona przez przedsiębiorcę, który chce na nauczaniu zarobić. Bon każdego ucznia jest wart tyle samo i może on – np. w przypadku tańszej szkoły państwowej – pokrywać całość kosztów edukacji, lub w droższej szkole prywatnej – tylko część (resztę pieniędzy dopłacają wtedy rodzice).Głównym celem bonu jest wprowadzenie konkurencji do systemu edukacyjnego, zapewnienie – jak tłumaczył pomysłodawca tego systemu noblista Milton Friedman – rywalizacji między szkołami prywatnymi a publicznymi. Friedman w 2005 r., rok przed  śmiercią, wyznał, że gdyby bony edukacyjne się upowszechniły, byłby to jego wielki sukces w dziedzinie polityki społecznej „...(więcej )

Wymuszenia rozbójnicze, kradzieże, pobicia stają się w szkole codziennością. MEN nie reaguje. Szkoła to miejsce, gdzie zagrożone jest bezpieczeństwo uczniów. Lawinowo przybywa przypadków przemocy. „....”Z danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że szkoła zaraz po ulicy jest najmniej bezpieczną przestrzenią publiczną. „.....”Minister Szumilas z 6 mln zł, jakie miała w tym roku zarezerwowane na program „Bezpieczna i przyjazna szkoła", 4,5 mln zł przeznaczyła na kampanię informacyjną o obniżeniu wieku szkolnego, a 1,25 mln zł na... promowanie zdrowej żywności. Ile wydała na bezpieczeństwo? Jedynie 250 tys. zł. Pieniądze te trafiły na profilaktykę przeciwdziałania narkomanii „...(więcej )
Pod bokiem nauczycieli rozgrywają się dziecięce dramaty, które trwają miesiącami. „....”Przybywa też kradzieży, udziału w bójce i przestępstw narkotykowych. Alarmujące są także statystyki MSW dotyczące szkolnej przestępczości. Wynika z nich, że w zeszłym roku blisko 35 proc. rozbojów, wymuszeń, kradzieży rozbójniczych popełniono na ulicy, a niemal 29 proc. - czyli 7,5 tys. - w podstawówce lub gimnazjum. Podobnie sprawa wygląda z bójkami, także tymi, które kończą się  uszczerbkiem na zdrowiu, za czym kryją się uszkodzenia ciała czy połamane kończyny.”......”O tym, że szkolną przestępczość można ograniczyć, świadczą dane z 2007 r., kiedy spadła ona o kilkanaście procent. Ówczesny minister edukacji Roman Giertych przekonuje, że był to efekt przyjętego w 2006 r. rządowego programu „Zero tolerancji dla przemocy w szkole".Jego następczyni Katarzyna Hall z programu się wycofała, co natychmiast zostało odnotowane przez policyjne statystyki.”....(więcej )
Lekcje seksu dla czterolatka”...”Edukacji seksualnej powinny być poddane już małe dzieci – wynika z konferencji współorganizowanej przez MEN „.....”Już sześciolatek powinien rozumieć pojęcie „akceptowalny seks",”....”Była poświęcona prezentacji „standardów edukacji seksualnej w Europie", które WHO opracowało z niemieckim Federalnym Biurem ds. Edukacji Zdrowotnej. „...”edukację należy rozpocząć przed czwartym rokiem życia. W tym okresie dziecko należy nauczyć umiejętności, takich jak „rozmowa dotycząca prokreacji z wykorzystaniem określonego słownictwa". Dziecko powinno umieć też „wyrażać własne potrzeby, życzenia i granice, na przykład w kontekście zabawy w lekarza". „.....”Standardy WHO określają, co w dziedzinie seksu powinny umieć dzieci w kolejnych przedziałach wiekowych. Między 9. a 12. rokiem życia dziecko powinno nauczyć się już „skutecznie stosować prezerwatywy i środki antykoncepcyjne w przyszłości". Powinno też umieć „brać odpowiedzialność za bezpieczne i przyjemne doświadczenia seksualne". „.....”WHO radzi, by dziecko miedzy 12. a 15. rokiem życia potrafiło samo zaopatrywać się w antykoncepcję. Zdaniem WHO młodzieży w wieku powyżej 15. roku życia można dodatkowo wpoić „krytyczne podejście do norm kulturowych/religijnych w odniesieniu do ciąży, rodzicielstwa itp.". „.....”Ryszard Legutko z PiS. – To wprowadzanie seksu w świadomość bardzo młodego człowieka. Eksperci WHO to szkodliwi durnie „.....”wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka, która złożyła w Sejmie projekt ustawy zakładającej edukację seksualną od pierwszej klasy podstawówki (obecnie wychowanie do życia w rodzinie są zajęciami nadobowiązkowymi od piątej klasy). „ „...(więcej )
Nowy trend w nowoczesnym wychowywaniu dzieci lansują psychologowie w Norwegii. Ich zdaniem, dzieci powinny oglądać pornografię! - podaje onet.pl. Nowy trend w nowoczesnym wychowywaniu dzieci lansują psychologowie w Norwegii. Ich zdaniem, dzieci powinny oglądać pornografię!I to im wcześniej, tym lepiej. Arodzice powinni z nimi o tym dyskutować.”.....”Poglądom Lindskoga wtóruje terapeuta rodzinny i seksuolog Thomas J. Winther. – Ciekawość jest zdrową częścią rozwoju dziecka – przypomina starą prawdę. –Porno nie wywołuje traumy u dzieci – przekonuje dr Winther. „.....(więcej)
Hans Frank „Polska powinna być tak uboga, aby Polacy sami chcieli pracować w Niemczech” „...(więcej )
Marek Mojsiewicz

Kondukt przebierańców Historia objęcia przez śp. Tadeusza Mazowieckiego urzędu pierwszego premiera III RP jest znacznie ciekawsza niż by się wydawało z rocznicowych czytanek. W skrócie, najpierw to właśnie Mazowiecki miał "ucho" i zaufanie Wałęsy, potem to zaufanie stracił na rzecz Geremka, czego skutkiem była manifestacyjna rezygnacja z miejsca na liście wyborczej Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie - na znak protestu przeciwko zdominowaniu jej przez środowisko tego drugiego. I to właśnie ten drugi, Geremek, miał być pierwszym premierem rządu III RP, opartego na postulowanym przez Michnika sojuszu "reformatorskiej części" PZPR (czyli grupy Kwaśniewskiego) ze "światłą częścią" opozycji (czyli tzw. lewicą laicką). Gdy Wałęsa zorientował się, że taki PZPR-owsko-OKP-owski spisek zmierza do zmarginalizowania go w Gdańsku jako wyłącznie przywódcy związku zawodowego, wypromował na swych rozgrywających braci Kaczyńskich i polecił im, na przekór grupie Geremka-Kuronia-Michnika, wynegocjować inną koalicję, ze "stronnictwami sojuszniczymi", ZSL i SD. I to Kaczyńscy wykreowali w tej konfiguracji na premiera wypchniętego poza układ Mazowieckiego, który jeszcze kilka dni wcześniej gorliwie polemizował z tezą "wasz prezydent, nasz premier", dowodząc na łamach, że na premiera i rząd "Solidarności" jest stanowczo za wcześnie. Ot, polityka. Polityka, której postsolidarnościowy zbowid nie chce dzisiaj przypominać, bo - jak to zbowidowcy - wolą byli opozycjoniści udawać, że się zawsze kochali, zawsze walczyli ramię w ramię i zawsze mieli na względzie wyłącznie wyższe wartości. Jeśli mam do polityki Mazowieckiego pretensję, to, wbrew stereotypowi, który zapewne każe się tego czytelnikom po mnie spodziewać, wcale nie o tę nieszczęsną "grubą linię", która w medialnym zgiełku zmieniła się w "grubą kreskę" i zaczęła symbolizować zupełnie co innego niż w oryginalnym wystąpieniu premiera miała znaczyć. Jego polityka nie była słuszna, ale nie była bynajmniej niegodziwa. Uważał, że reforma gospodarcza ważniejsza jest od politycznej. Że trzeba ją ochronić przed ewentualnym buntem sił starego porządku. Bał się, że jeśli nowa władza za ostro przyciśnie nomenklaturę, zacznie ona spiskować przeciwko demokracji, i sądził, że jeśli pozwoli jej zachować majątki, przywileje i specsłużby, to nie zacznie. W efekcie spisek nomenklatury przeciwko demokracji, który i tak się zawiązał − bo kto rezygnuje z władzy i wpływów, które miał, jeśli nie zostanie do tego zmuszony? − dysponując pieniędzmi, mediami i służbami PRL-u stał się spiskiem potężniejszym od wreszcie wolnego państwa polskiego, okaleczył je, podporządkował sobie i w zasadzie do dziś nim rządzi. Skutki strategii Mazowieckiego okazały się fatalne − ale nie były to skutki, których chciał czy też które przewidywał. Moim skromnym zdaniem, był człowiekiem podobnym do śp. Lecha Kaczyńskiego − do polityki zbyt porządnym. Tyle że był politykiem od Kaczyńskiego jeszcze słabszym (wydaje się, że w ogóle polityka nie jest robotą dla starej daty inteligentów). Dowodem nie tylko jego premierowanie, ale też Unia Demokratyczna - partia, której był formalnym przywódcą i symbolem, w której miał za sobą większość działaczy, a w której mimo to zupełnie go ubezwłasnowolniono i w końcu − brzydko mówiąc − wysiudano. Moja główna pretensja do śp. Tadeusza Mazowieckiego dotyczy nie jego aktywności politycznej, ale tego, co stało się z nim po roku 2005. Gdybym wyliczył tu poglądy przez całe życie przez niego głoszone (zostawiam to indywidualnej ciekawości wspartej guglem), czytelnik byłby, jestem przekonany, bardzo zdziwiony. To były poglądy bardzo odległe od ideowego przybornika dzisiejszych lemingów. Poglądy zwane dziś "pisowskimi" i uporczywie zwalczane, wyszydzane i poniżane przez te właśnie opiniotwórcze kręgi, które uczyniły Tadeusza Mazowieckiego ikoną, i które najgłośniej śpiewały jego chwałę w ostatnich dniach. Przykre, że sędziwy działacz katolicki dał im na to przyzwolenie. Opowiadając się po stronie Tuska, Palikota i ich towarzystwa, przyjmując milcząco patronat nad nimi za cenę schowania do kieszeni poglądów, o które walczył odkąd zyskał jako taką polityczną dojrzałość, sprzeniewierzył się sobie. Gdybym mniej wiedział o jego drodze życiowej, uznałbym to za konformizm, ale myślę, że przyczyna była inna. Tą przyczyną był graniczący z obsesją strach przed Jarosławem Kaczyńskim. Wszystko, nawet bydło z Krakowskiego Przedmieścia szczające na smoleńskie znicze, wydało się byłemu redaktorowi naczelnemu "Tygodnika Solidarność" lepsze niż rządy człowieka, którego skądinąd dobrze poznał, bo przecież to on właśnie zrobił go premierem, a potem doprowadził do jego upokarzającej klęski w wyborczym starciu z Wałęsą (skądinąd fakt, że dał się wtedy Mazowiecki do tej wyborczej konfrontacji podpuścić, był na pewno jego największym błędem w życiu). Trzeba przyznać − nie był Mazowiecki jedyny. Lista ludzi niegdyś prawych, mądrych i zasłużonych, którzy zwariowali z nienawiści do Kaczyńskiego i strachu przed nim, jest długa, przy czym niektórych z nich ta nienawiść popchnęła do zachowań groteskowych i kompromitujących, a niektórych nawet do wręcz nikczemnych. Osobny temat, co takiego jest w "Kaczorze" i ile w jego hejterach troski o dobro wspólne, a ile zapiekłej małości i mszczenia zadawnionych urazów z czasów wspólnej działalności konspiracyjnej i politycznej. W każdym razie, wybór, którego po roku 2005 dokonał Tadeusz Mazowiecki, by w imię walki z PiS w kwestiach fundamentalnych nabrać wody w usta i dać się wykorzystać jako jeden z patronów prących do władzy sitw, miał przykry dla niego skutek. Gdy obserwowałem żałobę po pierwszym premierze III RP, nie mogłem się − a myślę, że nie ja jeden − oprzeć wrażeniu, że ciągnie za tą trumną jakaś gromada przebierańców. Jako człowieka bezwzględnie uczciwego, któremu nigdy nic się do palców nie przykleiło, mimo sprawowania najwyższych urzędów, żegnały go hordy aferzystów, przekrętaczy, drobnych cwaniaczków i małych naciągaczy. Jako przykładnego katolika i wiernego syna Kościoła − gromada antyklerykałów, libertynów i wojujących ateuszy, nie potrafiących dnia przeżyć bez rytualnego splunięcia na ten Kościół i głoszone przezeń wartości. Jako wielkiego Polaka − osobnicy, którzy zrobili z poniżania Polski, zohydzania jej historii i tradycji oraz wyszydzania patriotyzmu swą główną publiczną misję i przy okazji intratny biznes. Jako męża stanu i działacza pochylonego nad "krzywdą człowieka prostego" − salony, których głównym spoiwem jest pogarda dla "starszych, gorzej wykształconych i z małych ośrodków", jako nie umiejących sprostać wyzwaniom nowoczesności.

Po prostu − korowód przebierańców, który codzienny rechot: "udał nam się Palikot" zamienił na chwilę na żałobne pienia: "taki wielki Polak umarł, taki prawy człowiek"... Tfu! "Więc choć nie wolno z bólu drwić, naukę bierzcie z pieśni tej": powiedzonko "Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz" dotyczy także układania się na sen wieczny.

Rafał Ziemkiewicz

Platforma Anty-obywatelska

1. Dzisiaj Sejm, będzie decydował o tym czy wniosek obywatelski dotyczący referendum w spawie 6-latków poparty prawie milionem podpisów Polaków, będzie przedmiotem dalszych obrad choćby w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży czy też zostanie odrzucony w I czytaniu przez większość koalicyjną Platformy i PSL-u. Zwracam na ten fakt uwagę, ponieważ w przestrzeni publicznej, funkcjonuje przekonanie, że w dzisiejszym głosowaniu, Sejm zdecyduje o zorganizowaniu referendum w spawie obligatoryjnego pójścia 6-latków do I klasy. Okazuje się, że posłowie Platformy, a także najprawdopodobniej i większość posłów PSL-u, są tak wystraszeni możliwością zabrania głosu przez Polaków w sprawie przyszłości edukacji w naszym kraju, że są gotowi nie dopuścić do tego aby w Sejmie obyła się chociaż dyskusja na ten temat. Przecież skierowanie tego obywatelskiego wniosku do sejmowej komisji, oznacza tylko możliwość dogłębnego omówienia sytuacji w polskim szkolnictwie w tym skutków reformy wprowadzonej w przez rząd Jerzego Buzka w 1998 roku, bowiem dopiero po II czytaniu tego wniosku na sali plenarnej Sejmu, posłowie mogliby zdecydować czy referendum w tej sprawie odbędzie się, czy też nie. Jak się okazuje nawet na taki skromy gest wobec blisko 1 miliona obywateli, którzy zdecydowali się złożyć podpis pod wnioskiem o referendum w sprawie 6-latków, nie jest możliwy ze strony posłów Platformy i PSL-u.

2. Posłowie Platformy i PSL-u, bronią w ten sposób reformy edukacji z 1998 roku ale przede wszystkim tej wprowadzonej już przez rząd Donalda Tuska w 2009 roku. Otóż to wtedy między innymi zdecydowano o obligatoryjnym pójściu 6-latków do I klasy szkoły podstawowej. Wprawdzie później trochę pod naciskiem samorządowców ale także rodziców dzieci 6-letnich, decydowano o przesunięciu wejścia w życie tej pseudo reformy na kolejne lata ale rok 2014 ma być już tym, od którego ta obligatoryjność w pełni obowiązuje. Co jest głównym interesem rządzących w tej sprawie? Wcale nie interes dzieci, o którym się najczęściej mówi. Otóż tym interesem jest skrócenie o 1 rok nauki dla dzieci w wieku od 6 do 9 lat, a w konsekwencji całej edukacji do poziomu szkoły średniej z dotychczasowych 13 lat do 12 lat.

3. Do roku 2009 dzieci w tym wieku uczyły się przez 4 lata. Po „zerówce” realizowanej w przedszkolu lub w szkole, dzieci w wieku 6-lat musiały posiąść umiejętność czytania, pisania i liczenia przynajmniej w zakresie 0-20. W klasach 1-3 zdobywały dalszą wiedzę. Po reformie 2009 roku ten sam zakres wiedzy, muszą osiągnąć nie w 4 lata jak do tej pory ale w 3 lata. Z punktu widzenia rządzących w wyniku reformy z 2009 roku edukacja dzieci od zerówki poprzez szkołę podstawową do gimnazjum będzie trwała 12 lat, a wcześniej lat 13, co oznacza, że w okresie 12 lat, rząd oszczędza jednoroczną kwotę subwencji edukacyjnej. W roku 2013 wynosi ona około 40 mld zł, a więc rocznie „oszczędza się” w ten sposób przynajmniej 3,5 mld zł. Co więcej w ten sposób o jeden rok przyśpieszy się pojawienie tych ludzi na rynku pracy, a to oznacza przyśpieszenie o ten jeden rok wpłat pochodzących od ich wynagrodzeń między innymi podatku dochodowego od osób fizycznych, składek na ZUS, NFZ i Fundusz Pracy. Zamiast więc dodatkowego jednorocznego wydatku budżetowego na subwencję oświatową w kwocie około 40 mld zł, rządzący mają dodatkowe wyrażone w miliardach złotych rocznie, wpływy podatkowe i składkowe do systemu finansów publicznych.

4. Stąd właśnie determinacja rządzących w sprawie odrzucenia wniosku o referendum, jako że interes dzieci i ich rodziców, nie ma dla nich żadnego znaczenia. W tej sytuacji rozważania o nieprzygotowaniu szkół do przyjęcia 6-latków (braku dla nich świetlic, stołówek czy łazienek), czy uciążliwości dla małych dzieci szczególnie w mniejszych miejscowościach, związanych z ich dowożeniem do szkół jednym autobusem od 6 do 8 rano i odwożeniem od 16 do 18, nie są żądnym argumentem dla posłów Platformy i PSL-u. Mają zgodnie z decyzjami politycznymi Platformy i PSL-u, bezwzględnie odrzucić już w I czytaniu wniosek o referendum. Platforma Obywatelska, staje się w ten sposób coraz bardziej Anty-obywatelska. Kuźmiuk

Stanisław Michalkiewicz: Żarty Johna Kerry’ego W koszmarnych czasach głębokiej komuny opowiadano sobie dowcip, jak to Nikita Chruszczow przyjechał z gospodarską wizytą do kołchozu. – Jak wam się tu żyje? – zażartował towarzysz Chruszczow. – Bardzo dobrze! – zażartowali kołchoźnicy. Kto by pomyślał, że w identyczny sposób będzie sobie żartował amerykański sekretarz stanu John Kerry w rozmowach z ministrem Radosławem Sikorskim i premierem Donaldem Tuskiem? Skomplementował mianowicie „naród polski”, że w ciągu ostatnich 25 lat przekształcił Polskę w „potęgę gospodarczą” i „w dziedzinie bezpieczeństwa”. Z pewnością żartował, bo gdyby mówił to serio, to by oznaczało, że sekretarz stanu USA całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Takie przypuszczenie byłoby jednak niegrzeczne, więc musimy taktownie przyjąć, że sobie żartował niczym towarzysz Chruszczow z kołchoźnikami. Nawiasem mówiąc, „potęgą gospodarczą”, i to nawet 10. w świecie, Polska była za Edwarda Gierka – oczywiście dopóki wszystko się nie skawaliło. Więc skoro teraz sekretarz stanu USA żartuje sobie z nami w podobny sposób, w podobny sposób nam kadzi, to nie da się ukryć – dobrze to nie wygląda i tylko patrzeć, jak kryzys, który według zapewnień premiera Tuska właśnie się „skończył”, pojawi się znowu, i to w straszliwej postaci. Czy przypadkiem nie z tego właśnie powodu minister Rostowski, którego na stanowisko szefa resortu finansów musiały premieru Tusku kategorycznie nastręczyć jakieś potężne Moce, powiada, że do rządu powinna wejść „nowa ekipa”? Z pewnego punktu widzenia słuszna jego racja; dotychczasowa musiała nakraść się już wystarczająco, więc póki jeszcze cokolwiek zostało, trzeba dać szanse wyposzczonym kolegom. Ale mniejsza z tym, bo ciekawa jest również przyczyna, dla której sekretarz stanu John Kerry żartuje sobie z nami akurat w taki sposób. Skoro Polska została „potęgą gospodarczą”, to czyż w tej sytuacji wypada wierzyć zapewnieniom pana posła Waszczykowskiego, że naszego nieszczęśliwego kraju „nie stać” – jak to ujął pan poseł – na zwrócenie Żydom „ich własności”? To nie jest takie oczywiste, bo jakże – „potęgi gospodarczej” nie stać na przekazanie bezcennemu Izraelowi i organizacjom wiadomego przemysłu 65 miliardów dolarów? Jak mawiano w dawnych czasach: albo starosta – albo kapucyn, to znaczy: albo „potęga gospodarcza”, albo „nie stać”. Nie jest tedy wykluczone, że żarty amerykańskiego sekretarza stanu, oprócz oczywiście zalet rozweselających, miały również charakter, że tak powiem, wciągający. Nie przypominam sobie bowiem, by minister Sikorski czy premier Tusk próbowali wyjaśniać Johnowi Kerry’emu, że te wszystkie opowieści o Polsce jako „zielonej wyspie” to tylko takie propagandowe makagigi, za pomocą których niezależne media głównego nurtu utrzymują rozmaitych półgłówków w zadowoleniu z własnego rozumu, podczas gdy tak naprawdę to „trup baronowo, grób baronowo, plajta, klapa, kryzys, krach!”. Być może na taką szczerość nie pozwalała im nie tyle duma narodowa, ile raczej instynkt samozachowawczy: co sobie amerykański sekretarz stanu o nich pomyśli i czy nimi nie wzgardzi. Wyobrażam sobie, jak zwłaszcza ta ostatnia możliwość działałaby na ministra Sikorskiego, który przecież całkiem niedawno chwalił się, jak to instruuje Johna Kerry’ego w polityce światowej, jak dzwoni do niego przez telefon, jak sugeruje mu zbawienne rozwiązania, a tamten słucha i w podskokach wykonuje. Nie jest zatem wykluczone, że John Kerry w szczerej rozmowie z politykami izraelskimi, którzy trochę boczą się na administrację prezydenta Obamy, poradził im, by właśnie teraz, kiedy prezydent Komorowski przechwala się, że na modernizację naszej niezwyciężonej armii zamierza wydać co najmniej 40 miliardów dolarów, szybko nas obskubali, bo później, kiedy znowu okaże się, że potęgą gospodarczą Polska jednak nie jest, może nie być już z czego. Stanisław Michalkiewicz

09/11/2013 Demokracja- mać! Ile się rodzice natrudzili, żeby doprowadzić do referendum w sprawie posyłania sześciolatków do państwowych szkół? Zebrali ponad milion podpisów- co nie jest łatwą sprawą, wymaga wielkiego wysiłku, organizacji, kosztów… I po co? Żeby się bronić przed tyranią państwa demokratycznego? Powinno być oczywistością, że ja jako rodzic posyłam dziecko do szkoły w wieku sześciu, siedmiu, ośmiu czy pięciu lat? Powinna to być suwerenna decyzja rodziców, a nie obcych im ludzi, którzy przy pomocy większości decydują, że dziecko powinno pójść do państwowej szkoły w celu wytresowania go na” obywatela” w wieku sześciu lat, czy też nie… Było siedmiu- teraz będzie sześciu, za jakiś czas pięciu, potem czterech, a potem po prostu demokratyczne państwo prawne odbierze dzieci rodzicom zaraz po urodzeniu.. Bo w demokratycznym państwie prawnym dzieci rodziców są własnością państwa demokratycznego i tych wszystkich posłów demokratycznych, głównie z Platformy Obywatelskiej, dawnej Unii Wolności- i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Poseł Kłopotek już nie wytrzymał uczestnictwa w tej tyranii.,. Popatrzcie Państwo … Forsują na przysłowiowego chama swoje widzimisię, bagatelizując zdanie rodziców dzieci. w tej sprawie. Boją się referendum, bo wiedzą, że „obywatele” by się zbuntowali- poprzez referendum-, przeciw zawłaszczaniu przez demokratyczne państwo prawne- decyzji o losie ich dzieci.. Ta demokracja to wielka obrzydliwa tyrania.. Tylko patrzeć jak przegłosują, żeby wymordować rodziców dzieci, którzy nie zgadzają się na decydowanie przez gremium sejmowe o losie ich dzieci.. Oczywiście demokratycznie- mać! Co się działo wczoraj w studio TVN 24- widziałem w Internecie? Pani Karolina Elbanowska, inicjatorka referendum- nie dopuszczana do głosu przez przesłuchującego ją „ dziennikarza” TVN 24 chciała wyjść ze studia.. „Dziennikarz” nie dopuszczał jej do głosu- ględził swoje, a ona- gość zaproszony do programu- nie mogła nic powiedzieć(???) To po co ONI zapraszają gości do studia, żeby gość nie mógł nic powiedzieć? Clauzewitz miał rację: demokracja wcześniej czy później doprowadzi do wojny domowej. .Demokracja zaprogramowana odbiera ludziom ich naturalną wolność do decydowanie nie tylko o sobie, o swoich dzieciach, o swoich pieniądzach, i o swoim prawie swobodnego wyboru., prawie naturalnym, które powinno być szanowane bez względu na liczbę posłów w Sejmie,, kolor skóry, przekonania polityczne, zamożność, płeć, sposób zaspokajania popędu płciowego i inne- ważne w demokratycznym państwie prawnym- argumenty. Popatrzcie Państwo…”Chłopki” z tzw Polskiego Stronnictwa Ludowego Europejczycy” światli” Europejczycy z Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej i Unii Wolności- zadecydowali, że naród nie ma nic do powiedzenia w sprawach własnych dzieci.. A PSL tak broni swoich posad, które obsadził swoimi ludźmi wiejski segment demokratycznego państwa prawnego.. Unia Wolności Platformy Obywatelskiej obsadziła swoimi ludźmi- miejski segment demokratycznego państwa prawnego.. Reszta opozycji, nawet opozycji wobec samych siebie- też stara się znaleźć jakiś segmencik demokratycznego państwa prawnego, który będzie można obsadzić swoimi.. Co za cyrk! Nóż się już w kieszeni otwiera” obywatelom” demokratycznego państwa prawnego. Bo demokratyczne państwo prawne robi z nimi co chce.. Wytarza ich w pierzu i smole, ograbi z pieniędzy, ubezwłasnowolni, zabierze dzieci- ale można sobie pokrzyczeć. Nawet powrzeszczeć, aż głos dobiegnie do samego Pana Boga… Taka jest różnica z poprzednią komuną niedemokratycznego państwa prawnego, bo wtedy- jak twierdzą obecne urwisy- demokracji nie było. A co było?. Teraz jest! Mać! Ale władza robi swoje przeciw ludziom zwanych w demokracji-„obywatelami”. Nie piszę tego dla żartu.. Przyjdzie czas, że wszystkich przeciwników tyranii demokratycznego państwa prawnego będą wsadzać do Berezy Kartuskiej i potajemnie mordować… Panie Januszu niech Pan uważa.. Obawiam się o Pana- jak najbardziej.. Sytuacja się jak najbardziej zaostrza.. A jak mówił towarzysz Gomułka na Kremlu: „Władzy raz zdobytej nigdy nie oddamy”.. I trzymali ją do roku 1989, a potem się podzielili się władzą z tzw. opozycją.. Władzy raz zdobytej okrągłostołowo nigdy nie oddadzą.. Już uchwalili ustawę o „osobach stwarzających zagrożenie”(???) Było to 23 października 2013 roku, media jak zwykle służyły w służbie ciszy- w tydzień po moich urodzinach.. Niezawisłe sądy będą kierowały do domu wariatów wszystkich stwarzających zagrożenie dla demokratycznego państwa prawnego.. Co jeszcze zrobią z nami nasi wrogowie, którzy rządzą naszym państwem? Tylko obozy i krematoria.. Już forsują palenie zwłok.. Żeby nie było żadnych śladów.. Współcześni bolszewicy walczący z nami i wykańczającymi cywilizację łacińską.. Wielu jest na służbie zła.. Nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za czynione zło.. W demokracji odpowiedzialności indywidualnej nie ma- jest zbiorowa.. Czyli żadna! I bolszewicy atakują już frontalnie Kościół.. Czy jest do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu,, żeby szefowa Świętokrzyskiego „Twojego Ruchu”, jednocześnie prezes Stowarzyszenia Stop Stereotypom( kto daje na te ideologiczne stowarzyszenia pieniądze?), pani Małgorzata Marenin, podawała do sądu arcybiskupa Józefa Michalika, za to, że jako feministka czuje się poniżona wypowiedzią arcybiskupa, który w sprawie pedofilii powiedział, że ”pornografia i pokazywana w niej fałszywa miłość, brak miłości rozwodzących się rodziców, promocja ideologii gender”- są przyczynami pedofilii.. To nie można już tego powiedzieć? Że gendrer i feministki są przyczyną siania zamętu w resztkach upadającej cywilizacji? Księża będą wkrótce skazywani za prowadzenie mszy świętych i adorowanie Chrystusa.. W końcu czy wolno pić krew i jeść ciało Chrystusa? Można oskarżyć każdego księdza o kanibalizm.. Za propagowanie wiary chrześcijańskiej- także.. Czy propagowanie wiary chrześcijańskiej jest zgodne z demokracją i prawami człowieka? Chrystus nie był demokratą, propagował Prawa Boże, a nie Prawa Człowieka..(!!!) Czas skończyć z propagatorami praw naturalnych.. Feministka Małgorzata Marenin chce, żeby arcybiskup wpłacił 200 000 złotych na Centrum Praw Kobiet(???) A może na „Twój Ruch”? Albo na Stowarzyszenie Stop Stereotypom.?. Powinno się naprawdę nazywać Stop Polskiej Tradycji? Albo Stowarzyszenie do Walki z Tradycją.. Bolszewicy ukrywają się pod takimi nazwami.. Wszystko co do tej pory było oparte na tradycji- to stereotypy.. Trzeba te” stereotypy” wyeliminować.. Im szybciej tym lepiej.. Naród bez tradycji przestanie być narodem.. Szybciej zmieni się go w bezmyślną bezkształtną magmę, którą będzie można kształtować według pomysłów budowy Nowego Wspaniałego Świata.. Tworzenie tych wrogich Polsce i Polakom stowarzyszeń ma na celu przyspieszenie rozkładu tego co jeszcze pozostało po cywilizacji łacińskiej.. Zamienienie gruzowiska cywilizacji w jeszcze większą kupę gruzów. .Jeszcze bardziej zagruzowaną.. Tylko patrzeć jak papież będzie pozywany do sądu, nie tylko za jazdę bez biletu środkami miejskiej komunikacji, ale nie w Rzymie.. Bo tam może jeździć za „ darmo”, nawet kanar nie może się do niego przyczepić.. Będzie można go pozwać za byle co- jak tylko stanie się „obywatelem”. Na razie „obywatelem” nie jest.. Ale jak się wyniesie z Watykanu..(????) W końcu chce przenieść siedzibę.. Dokąd zmierza świat kiedyś cywilizowany łacińsko? Kto go kieruje na manowce.?. W bagna nihilizmu, hedonizmu, relatywizmu, pornografii, wszelkiego rodzaju zboczeń.. I feminizmu gender.. Musi to być potężny wróg tej upadającej cywilizacji.. Ma pieniądze, media, zakupionych ludzi.. I przewraca wszystko do góry nogami.. Chyba, że upadnie Ludowa Republika Stanów Zjednoczonych , gdzie ludzie zajęci pracą pozwolili, żeby gremia amerykańskiej władzy opanowali tzw. neokonserwatyści, wcześniej trockiści.. A Ludową Republikę Unii Europejskiej przywłaszczyli sobie czerwoni komisarze, w tym komisarz Lewandowski.. Na razie to wszystko czarno wygląda.. Bolszewicka komuna się rozrasta.. WJR

Rostowski chyba żegna się z resortem

1. W ostatnim tygodniu były omawiane w Sejmie w II i III czytaniu tzw. ustawy okołobudżetowe między innymi zamrażające płace w sferze budżetowej (już 6 rok z rzędu) i fundusz socjalny w sektorze przedsiębiorstw, zmniejszające wsparcie do zatrudnienia osób niepełnosprawnych, a także podwyższające stawki VAT o 1 pkt procentowy na kolejne 3 lata (2014-2016) i likwidujące zwroty VAT w budownictwie mieszkaniowym. Mimo tego, że debata nad nimi trwała przez całą środę (na sali plenarnej i w komisji finansów), a w piątek w czasie głosowań sam zadałem dwa moim zdaniem fundamentalne pytania, skierowane bezpośrednio do ministra Rostowskiego, ten nie zdecydował się na zabranie głosu. Pytałem czy zdaje sobie sprawę, że mrożenie płac w sferze budżetowej, rozmiarów funduszu socjalnego w przedsiębiorstwach, a także obniżanie dofinansowania do zatrudnienia osób niepełnosprawnych czy podwyżka podatku VAT, wpływają na ograniczenie konsumpcji w Polsce, a to jest podstawowy czynnik wpływający na wzrost PKB? Pytałem także czy zdaniem ministra zgodne z Konstytucją RP, jest przedłużenie obowiązywania podwyższonych stawek VAT na lata 2014-2016, skoro w ustawie z 2010 roku wyraźnie zapisano, że będą one obowiązywały tylko od 2011 roku do 2013? Odpowiadali na nie wiceministrowie finansów Hanna Majszczyk i Maciej Grabowski i oczywiście udzielili wymijających odpowiedzi, a sam Rostowski mimo, że był na sali plenarnej, sprawiał wrażenie nieobecnego.

2. Później na sejmowym korytarzu w krótkiej rozmowie z dziennikarzami powiedział, że nie widzi zagrożenia dla uchwalenia budżetu na 2014 rok w Parlamencie w konstytucyjnym terminie 4 miesięcy (do końca stycznia 2014), bo mimo tego, że ten budżet jest trudny, to jednak nie trudniejszy niż ten na 2013 rok. Tyle tylko, że minister Rostowski z rozmysłem pominął fakt, że w projekcie budżetu na 2014 rok zostało wpisane ponad 23 mld zł wpływów z przygotowywanych przez rząd zmian w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE), a projektu tej ustawy ciągle nie ma w Sejmie i być może pojawi się w nim dopiero pod koniec listopada. Co więcej do tego projektu zgłaszanych jest coraz więcej zastrzeżeń sformułowanych przez ważne instytucje publiczne (KNF, NBP, Prokuratoria Generalna, GUS, a nawet ministerstwo transportu), których przyjęcie nawet w części w zasadniczy sposób może zmienić skutki finansowe tej ustawy dla budżetu na 2014 rok.

3. Przypomnijmy tylko, że ze zmianami w OFE zaprojektowanymi przez rząd, projekt budżetu państwa na 2014 rok, jest związany wręcz nierozerwalnie. Otóż w konsekwencji umorzenia około 150 mld zł obligacji skarbowych, będących w posiadaniu OFE, rząd zaplanował w projekcie budżetu na 2014 rok o 8 mld zł mniejsze koszty obsługi części krajowej długu publicznego (mają one spaść z 32,4 mld zł w roku 2013 do 24,4 mld zł w roku 2014). Także w planie finansowym Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (tab. 28 zawarta w sejmowym druku 1779- projekt budżetu państwa na 2014 rok), zapisano w przychodach kwotę 15, 37 mld zł, jako te pochodzące z reformy OFE. Tylko więc przyjęcie ustawy o zmianach w OFE w kształcie przedłożenia rządowego i to wyraźnie przed 31 stycznia 2014 roku, daje szansę na uwzględnienie ponad 23 mld zł pochodzących z tego tytułu w projekcie budżetu na 2014 rok.

4. Minister Rostowski zapewniał dziennikarzy w Sejmie, że jego zdaniem tak się właśnie stanie, choć sprawiał wrażenie jakby to już go specjalnie nie interesowało. Rzeczywiście wokół zmian w OFE narastają coraz większe emocje, dystansuje się od nich w sposób bardzo spektakularny prominentny europoseł Platformy Jerzy Buzek (miał w tej sprawie spotkanie z prezydentem Komorowskim), ba nawet przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych Dariusz Rosati, stwierdził w wywiadzie, że nie jest pewny czy zostanie on przyjęty w formule przedłożenia rządowego. Słowem sztandarowy projekt ministra Rostowskiego w opałach, a on sprawia wrażenie nieobecnego. Zdaje się, że zbliżająca się rekonstrukcja rządu, obejmie także stanowisko ministra finansów. Kuźmiuk

Granty w srebrnikach Lewicy brakuje sił, żeby blokować obchody Święta Niepodległości, więc organizuje marsz Nigdy Więcej Nocy Kryształowej przed… Uniwersytetem Warszawskim. To podłe, głupie i szkodliwe Wojująca lewica pogodziła się z klęską w wojnie o Święto Niepodległości. Wbrew szumnym zapowiedziom, że zawsze będzie święto „faszystów” blokować i rozpędzać, odpuściła robienie tego dnia zadym − nie łudźmy się, nie dlatego, żeby anarchistom i lewakom została dana łaska nawrócenia, ale dlatego, że bez „antyfaszystowskich” posiłków z Niemiec okazała się zdolna gromadzić nie więcej niż kilkuset bojówkarzy. Żeby jakoś zachować zasłoniętą czarną chustą twarz, lewica postanowiła wykreować konkurencyjne święto „walki z faszyzmem”. Wybór padł na 9 listopada, rocznicę niemieckiej nocy kryształowej. Oczywiście pod hasłem: „Nigdy więcej nie może się to powtórzyć”. Oczywiście w nadziei, że do wiecu i pochodu pod takim hasłem, nagłaśnianego przez zaprzyjaźnione media, przyłączą się, po raz kolejny uwiarygodniając „czegewarystowski” „hardkor”, rozmaite autorytety – od prof. Janion do celebrytów z seriali. I że tym sposobem pośle miejscowa lewica przesłanie w świat, głównie do Europy, a zwłaszcza do rozdających w niej karty Niemiec: wasze granty, stypendia, subwencje i inne formy wsparcia nie idą na marne! Lewica w III RP wciąż istnieje i walczy! Wszystko byłoby dobrze, gdyby bojowcy od red. Blumsztajna i autorytety od red. Żakowskiego pojechali przestrzegać przed powtórką ekscesów nazistów tam, gdzie one miały miejsce: do Niemiec. Jednak pomysł, by z Polski, z Warszawy, wysyłać światu sygnał: „Polacy przepraszają za nazizm i protestują przeciwko jego nawrotowi”, to gorzej niż skrajna głupota. To żyrowanie najbardziej agresywnej niemieckiej polityki historycznej − nie zawaham się napisać, zważywszy, że pozbawione realnego oparcia w polskim społeczeństwie lewicowe organizacje i salony funkcjonują głównie dzięki unijnym grantom − za judaszowe srebrniki. Czy wam, lewicowcom, do cna we łbach zakisło, na litość boską?! Naprawdę nie zdajecie sobie sprawy, jaką przysługę oddajecie swoim sponsorom? Naprawdę nie rozumiecie, jak podłe, głupie i szkodliwe jest organizowanie marszu Nigdy Więcej Nocy Kryształowej pod Uniwersytetem Warszawskim, w sercu miasta zrównanego przez niemiecki narodowy socjalizm z ziemią, na gruzach getta? Co daje wam czelność, by w żałobną rocznicę zrównywać swoim bezmyślnym „precz z nacjonalizmami!” nacjonalizm Rosenberga i Himmlera z nacjonalizmem zakatowanego przez nazistów „Rudego” czy zamęczonego w Auschwitz Mosdorfa? Czy, pytam organizatorów tej pseudosłusznej akcji, naprawdę jesteście tak bezmyślni czy też macie za to coś obiecane? Proszę, nie wstydźcie się powiedzieć co. Może gwiazdorskie kontrakty na występ w szykowanym dla niemieckiej telewizji publicznej prequelu serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, tym razem opowiadającego o tym, jak polscy nacjonaliści kładli ideowe podwaliny pod Holokaust i torowali Hitlerowi drogę do władzy?! RAZ

10/11/2013 „Otwierać, nie otwierać” - tak się wyraził mój ulubiony redaktor Polskiego Radia państwowego, pan redaktor Roman Czejarek, gdy audycja dotyczyła rozmowy o komornikach- jakiś czas temu. Nie wiem dlaczego komputer systematycznie zamienia mi literkę ”j”, na literkę” s”. I nawet dostałem maila od pana redaktora, ale nie ustosunkował się on do sprawy- już nie pamiętam jakiej- merytorycznie, którą poruszyłem, ale zauważył jedynie, że nie będzie z takim jak ja dyskutował, bo przekręcam jego nazwisko.. Skoro przekręcam.. To ciekawe, bo naprawdę za każdym napisanym razem komputer zamienia literkę” j” na literkę” s”.. Nazwisko brzmi wtedy Czesarek.. Tu pan redaktor ma rację- bo chyba takiego drugiego redaktora nie ma.. Żeby tak rozdzielać włos na czworo, unikając zawsze sedna sprawy i jeszcze zapraszając do studia rozmówców, z którymi się wyłącznie zgadza.. To wielka sztuka! Przyjąć roztrząsany temat za zastany i wokół niego rozpętywać dyskusję.. Na przykład rozmowa o demokracji w rodzinie…. Najpierw należałoby zaprosić profesora Jacka Bartyzela z Uniwersytetu Łódzkiego, żeby- jako monarchista – opowiedział o demokracji, albo profesora Adama Wielomęskiego – również monarchisty- z Akademii Przyrodniczej i Humanistycznej w Siedlcach, który też opowiedziałby o demokracji- a potem dopiero uprawiać dyskusje promującą demokrację w rodzinie.. Żeby dzieci decydowały gdzie, co i jak- mają robić rodzice..(???) Przecież to czyste wariactwo- tak jak demokracja w państwie.. Jeden wielki chaos.. I pan redaktor Roman Czejarek tego nie widzi.. „Otwierać , nie otwierać”- jest sposobem myślenia promującym relatywizm. Przychodzi do domu człowieka skazanego przez sąd komornik, przedstawiciel sądu w celu wyegzekwowania należności od wierzyciela, a pan redaktor ma dylemat” otwierać, nie otwierać”- komornikowi.. To jakieś curiosum..(???) I jeszcze pyta o to na antenie radia przedstawiciela komorników , które może mieć nawet milionową rzeszę słuchaczy.. Jak to nie otwierać? Przyszedł przedstawiciel sądu z sądowym nakazem, a pan redaktor pyta komornika” otwierać, nie otwierać”(???). Komornik oczywiście odpowiedział grzecznie, że otwierać- no bo jak tu nie otwierać jak przyszedł z nakazem przedstawiciel sądu.. Co innego gdyby do wierzyciela przyszedł pan redaktor Roman Czejarek bez nakazu i krzyczałby, żeby otwierać.. Wtedy nie otwierać- rzecz jasna! Bo nie wiadomo o co chodzi panu redaktorowi Czejarkowi. Może chce nas pobić.. Tym bardziej, że nie ma nakazu.. Słuchający wątpliwości pana Redaktora Czejarka słuchacz państwowo- rządowego radia może mieć teraz dylemat: otwierać nie otwierać- drzwi komornikowi sądowemu, którzy przyszedł do niego z nakazem po pieniądze… Tak jak ma wątpliwości pan redaktor Roman Czejarek.. Ja – jako człowiek prawicy, szanujący prawo- otworzyłbym drzwi przed komornikiem, tak jak przed policją, która przyszła z nakazem sądowym, w celu przeszukania mojego twardego dysku w ramach nowej ustawy uchwalonej przez 408 demo- makabrycznych, pardon- demokratycznych posłów i przy okazji mieszkania, jako” osoby stwarzającej zagrożenie” swoimi felietonami.. I byłbym odstawiony do Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym.. Mówiąc wprost do domu wariatów.. Zresztą sam sobie jesteś winien Grzegorzu Dyndało.. Pożyczanie pieniędzy na konsumpcję- to jest ostateczność., a nie sposób na życie. Żyć trzeba z tego co się ma, a nie z tego co chciałoby się mieć.. Zdarzają się w życiu każdego człowieka przykre okoliczności i wtedy- być może pieniądze trzeba pożyczyć z banku. Jak się nie zaoszczędziło paru groszy.. Ale jest to sytuacja awaryjna.. Dobry zwyczaj nie pożyczaj- czy ktoś jeszcze przypomina to przysłowie? Przydałaby się audycja radiowa- panie redaktorze Czejarek, która zwracałaby uwagę na niemoralność pożyczania pieniędzy w bankach i o skutkach takiego postępowania- jak to może się skończyć dla pożyczającego.. Wtedy nie byłoby setek tysięcy problemów komorniczych, a naród nie byłby tak zadłużony- zarówno prywatnie, jak i państwowo- przez państwo, którego tubą propagandową jest polskie radio państwowe.. Niech się różni ludzie wypowiedzą o idei zadłużania się, czy to jest dobra idea, czy może błędna? Moim zdaniem błędna.. Jest to życie na kredyt. Budżety- zarówno domowe, jak i budżet państwa powinny być zrównoważone.. Oczywiście każdy z nas dostał od Pana Boga rozum i wolną wolę.. Zabronić mu pożyczania pieniędzy nie wolno. Byłoby to przeciw samemu Stwórcy, który jednak każdemu ten rozum dał.. I potem będzie go chciał rozliczyć na Sądzie Ostatecznym z jego postępowania. Nie mógłby go rozliczyć, gdyby mu zabronił decydować o sobie… To jasne! „Zrównoważony” oznacza, że państwo powinno tylko tyle wydać, ile ma do wydania- a nie wydawać pieniądze , których nie ma, albo które pożyczy w różnych międzynarodowych instytucjach na rachunek ludzi zamieszkujących terytorium Polski.. To jest zwykła obrzydliwość żeby zadłużać kolejne pokolenia Polaków.. Najpierw pokolenie zasypane pod gruzami Warszawy, przez głupotę dowódców- a teraz pokolenia zasypywane długami.. Ciągle rządzą nami nasi wrogowie , agenci, albo idioci.. Ilość startów samolotu musi się równać ilości lądowań.. To dlaczego budżet może wydawać więcej niż ma w swoim skarbcu? To się nie bilansuje.. A żeby było normalnie- musi się bilansować.. To dla mnie oczywiste.. Najlepiej pieniądze wydawać, jak się je zarobi, a nie jak się pożyczy.. Najpierw posiadanie pieniędzy- a potem wydawanie, ale żeby trochę zostało na” czarną godzinę”.. W całość musi być wliczona oszczędność. Jak to się jeszcze niedawno mówiło. „.Pamiętaj przychodzie być z rozchodem w zgodzie” – mówiły nasze babcie, też jeszcze nie tak dawno.. Nie da się łatwo zdobywać broni, już podczas toczącej się walki, szczególnie jak się broni nie ma..

Ale nasza historia zna takie przypadki.. Znowu wracam do idiotycznego pomysłu wybuchu Powstania Warszawskiego., które pochłonęło 200 000 ludzi i niczego nie załatwiło. .”Poszli nas w bój bez broni” wyśpiewywali ludzie niespełna rozumu. A delegat rządu londyńskiego, Jan Stanisław Jankowski, gdy mu mówiono, że brakuje broni odpowiedział:” TO SOBIE ZDOBĘDĄ”(!!!!!).(Piotr Zychowicz,” Obłęd 44”, str. 306). A po wojnie odkryto magazyn broni Armii Krajowej w którym było ponad 700 sztuk pistoletów maszynowych(!!!) To jest dopiero obłęd i organizacja.. Głupota goni głupotę.. Tak jak dziś! Gdzie nie spojrzeć racjonalnym okiem- głupota.. Góry głupoty i nonsensu organizowane nam przez rządzących w dużych dawkach.. Oczywiście „otwierać”- panie redaktorze Romanie Czejarek. komornikowi sądowemu, przychodzącemu z nakazem. Bo potem i tak kolbami w drzwi załomocą.. A Pan – jak chce- może nie otwierać.. To Pana problem! Ale niech Pan nie wprowadza w zakłopotanie innych.., czy mają „otwierać, nie otwierać”(!!!)

OTWIERAĆ! WJR

Rosjanie pokazują kto rządzi w EuroPolGazie

1. Wczoraj przez media zaledwie przemknęła informacja o niecodziennym przebiegu posiedzenia Rady Nadzorczej i Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy (WZA) polsko – rosyjskiej spółki EuroPolGaz, obsługującej przebiegający przez nasz kraj odcinek gazociągu Jamalskiego. Otóż do spółki wcześniej wpłynęła rezygnacja drugiego wiceprezesa spółki, a niedługo potem także prezesa (obaj reprezentowali w spółce PGNiG) i po ich przyjęciu chciano powołać następców zaakceptowanych przez polskiego ministra skarbu. Niestety reprezentanci drugiego udziałowca w spółce rosyjskiego Gazpromu, opuścili obrady Rady Nadzorczej i WZA i w ten sposób działalność spółki została sparaliżowana. Zgodnie bowiem z jej zmienionym w 2010 roku pod naciskiem Rosjan statutem, zarząd może podejmować decyzje tylko w pełnym 4-osobowym składzie (2 przedstawicieli PGNiG, 2 przedstawicieli Gazpromu). Kolejne posiedzenie WZA zwołano na 12 listopada ale zdaje się, że strona rosyjska zdecydowała się na rozgrywkę z polskimi udziałowcami w EuroPolGazie i będzie przedłużała swoją nieobecność.

2. Przypomnijmy tylko, że wszystko to co się dzieje obecnie w EuroPolGazie jest konsekwencją „słynnego” porozumienia gazowego pomiędzy Polską i Rosją zawartego w 2010 roku. Wtedy to właśnie ówczesny wicepremier Pawlak z ówczesnym wicepremierem Rosji Sieczinem, podpisali porozumienie o dodatkowych dostawach rosyjskiego gazu do Polski. Rząd Tuska uznał to porozumienie za swój wielki sukces będący ponoć dowodem bardzo dobrych stosunków z Rosją. Na czym ten „sukces” polegał? Umowę podpisano do roku 2022 ale nastąpiło to dopiero po burzliwej debacie w Sejmie, zarządzonej zresztą na wniosek PiS, bo wcześniej rząd Donalda Tuska forsował umowę aż do roku 2037. Poza tym w kontrakcie zawarte zostały: formuła cenowa kupowanego gazu oparta na cenach ropy naftowej i ceny znacznie wyższe niż dla innych odbiorców w Europie Zachodniej, zakaz reeksportu przez Polskę gazu kupionego w Rosji, opcja bierz i płać (a więc płać także wtedy kiedy nie jesteś w stanie gazu zużyć).

3. Niestety były także znaczące ustępstwa wobec Rosjan jeżeli chodzi o zapisy statutowe dotyczące spółki EuroPolGaz, a także sposobu jej funkcjonowania. Otóż polska strona ostatecznie przystała na zaproponowane jeszcze podczas wizyty w 2009 roku ówczesnego premiera Putina w Polsce, wypchnięcie mniejszościowego (4%) polskiego udziałowca EuroPolGazu, spółki Gaz-Trading (PGNiG i Gazprom mają po 48% akcji). Do tej pory to uzgodnienie na szczęście nie zostało zrealizowane. Przystała także na 4 osobowy zarząd spółki (2 przedstawicieli PGNiG, 2 przedstawicieli Gazpromu), który od tej pory ma podejmować decyzje jednogłośnie. Sporne sprawy zgodnie z tymi nowymi zapisami w statucie, ma rozstrzygać Rada Nadzorcza, której przewodniczącym jest przedstawiciel Gazpromu. Darowano także stronie rosyjskiej około 0,5 mld USD zaległych opłat za tranzyt gazu Jamałem, a także odszkodowań za brak dodatkowych dostaw gazu do Polski w 2009 roku(z czego nie wywiązał się Gazprom, mimo wcześniejszych zobowiązań). Wreszcie strona polska zgodziła na obniżenie rentowności EuroPolGazu do maksymalnie 2% (wcześniej 6-7%) i w związku z tym znacznego obniżenia opłat dla Gazpromu za tranzyt gazu przez Polskę do Niemiec (około 27 mld m3).

4. Teraz Rosjanie do maksimum wykorzystują, zapisy w statucie EuropolGazu i poszerzają w niej swoje wpływy, nawet przez podejmowanie decyzji, które mają mało wspólnego z profesjonalnym podejściem biznesowym (opuszczenie obrad WZA, aby sparaliżować działalność spółki jest taką właśnie decyzją). Zdaje się, że w ten sposób chcą wymusić na polskiej stronie zgodę budowę gazociągu przez Polskę na Słowację, który dla zmyłki nazywają Jamałem II, o czym poinformował prezydent Putin w telewizji, a premier Tusk przyznał się, że nic o sprawie nie wie. W Polsce po tym skandalu, poleciały głowy (w zarządzie PGNiG, a pewnie była to jedna z przyczyn późniejszego odwołania ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego) i sprawa przycichła. Teraz jak się wydaje ze zdwojoną siłą wraca. Kuźmiuk

U progu nowego etapu Któż jak nie lekarze może najlepiej potwierdzić, że człowiekowi śmiertelnie choremu przed samym zgonem pozornie się poprawia, na chwilę jakby wracał mu wigor, ale wkrótce następuje bolesny powrót do rzeczywistości i koniec? Otóż pewne znaki wskazują, że podobnie może być również z rządem pana premiera Tuska. Jeszcze wczoraj („jeszcze wczoraj tokaj piłem, moja ty, miła ty dzieweczko!”) minister Sikorski i premier Tusk grzali się w cieple bijącym od amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry’ego, który naszemu nieszczęśliwemu krajowi podkadzał ponad wszelką przyzwoitość - że jest „potęgą gospodarczą” i „w dziedzinie bezpieczeństwa”, a już wkrótce ... - ale nie uprzedzajmy faktów. Bo wkrótce, to rozpoczyna się w Warszawie światowa konferencja w sprawie walki z klimatem, podczas której płomienni bojownicy przeciwko znienawidzonemu klimatowi będą sobie wypijać i zakąszać - oczywiście w przerwach między snuciem zbawiennych projektów poprawienia świata. Kiedyś walczyli z „globalnym ociepleniem”, ale okazało się, że przedmiot swojej walki przedstawili nazbyt ściśle, wskutek czego coraz częściej trzeba było uciekać się do niezawodnej dialektyki i na przykład tłumaczyć, że jeśli jest zimno, to dlatego, że jest cieplej - i tak dalej. Takie wyjaśnienia budziły jednak coraz większe wątpliwości, więc rada w radę uradzono, by już nie walczyć z „globalnym ociepleniem” tym bardziej, że obok szajki bojowników z globalnym ociepleniem pojawiła się konkurencyjna szajka, próbująca wypłukiwać złoto z powietrza pod pretekstem walki z globalnym oziębieniem - tedy rada w radę uradzono, by kompromisowo walczyć „ze zmianami klimatycznymi”. Z tego punktu widzenia jest wszystko jedno, czy się ociepla, czy oziębia, bo zarówno ocieplenie, jak i oziębienie oznacza „zmianę klimatyczną”, to znaczy - karygodną zmianę klimatyczną, której cała postępowa ludzkość mówi stanowcze: „NIE!” Przy takim podejściu do sprawy można wypijać i zakąszać bez konieczności uciekania się do niezawodnej dialektyki, chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, że skoro postępowa ludzkość postanowiła wojować z klimatem, to i klimat nie ma innego wyjścia, jak podjąć rzuconą rękawicę i zacząć wojować z postępową ludzkością. Bóg jeden wie, czym ta wojna się skończy, ale że nic dobrego z tego wyniknąć nie może, to rzecz pewna. Ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, że gospodarzem wspomnianej światowej konferencji jest rząd premiera Tuska. To on będzie obydwie szajki karmił i poił, przyprawiając sobie w ten sposób jeszcze jeden bobkowy listek do wieńca sławy, w którym świeżą zielenią odznaczają się listki, dosztukowane z okazji wizyty sekretarza Johna Kerry’ego, który z ministrem Sikorskim i premierem Tuskiem, jako globalnymi potentatami, namawiał się w sprawach polityki światowej. „Lecz tymczasem na mieście inne były już treście” - powiada poeta. Kiedy tak premier Tusk z ministrem Sikorskim grzali się w cieple buchającym od sekretarza stanu USA i przymierzali przed lustrem wieńce sławy, kiedy były prezydent Kwaśniewski, niczym rycerz bez zmazy, wysłany na Ukrainę z misją uwolnienia krasawicy-raskrasawicy Julii Tymoszenko z mocy straszliwego smoka w osobie Wiktora Janukowycza, stawiał mu kategoryczne ultimata - w klubie parlamentarnym Polskiego Stronnictwa Ludowego zbuntował się poseł Eugeniusz Kłopotek. Warto zwrócić uwagę, że Polskie Stronnictwo Ludowe całą swoją działalnością zdaje się potwierdzać jedno z ewangelicznych błogosławieństw - o „cichych”, którzy „na własność posiądą ziemię”. PSL znane jest wprawdzie ze swej stuprocentowej zdolności koalicyjnej, dzięki której wchodzi do prawie wszystkich rządów - ale w odróżnieniu od innych sojuszniczych stronnictw, które do rządów wchodziły z wielkim przytupem i tromtadracją - PSL wchodzi do nich i trwa bez ostentacji. Złośliwi powiadają, że Polskie Stronnictwo Ludowe tak jest zaabsorbowane dojeniem Rzeczypospolitej, że o żadnej ostentacji ani pomyśli. Nie jest tedy wykluczone, że PSL przyswoiło sobie kilka elementarnych politycznych mądrości, że „tisze jediesz - dalsze budiesz”, albo, że „pokorne cielę dwie matki ssie” - dzięki czemu unika medialnego rozgłosu, koncentrując się raczej na konkretach, zwanych inaczej „konfiturami władzy”. Ale i tam musiała się zdarzyć odrobina szaleństwa, bo oto poseł Eugeniusz Kłopotek uparł się głosować wbrew stanowisku koalicji za referendum w sprawie posyłania sześciolatków do szkół. Z takim bowiem projektem wystąpiła pani Krystyna Szumilas, piastująca stanowisko ministra edukacji narodowej. Przeciwko temu pomysłowi zaprotestowali rodzice, którzy nie tylko utworzyli w tym celu coś w rodzaju staropolskiej konfederacji pod nazwą „Ratuj Maluchy”, ale zebrali prawie milion podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Pani minister Szumilas, a za nią cały rząd, hołdując faszystowskiemu przekonaniu, że dzieci są państwowe i zwalczający władzę rodzicielską, jest oczywiście temu przeciwny, kombinując sobie przy okazji również i takie korzyści, że ufne 6-latki będzie można łatwiej zainfekować marksizmem kulturowym i potem faszerować rozmaitymi tolerancjami aż do kompletnego zidiocenia, dzięki czemu nasi okupanci następne pokolenia mniej wartościowego narodu tubylczego będą eksploatowali już znacznie łatwiej. Tym łatwiej, że w żydowskiej gazecie dla tubylczych Polaków pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska energicznie pomysł referendum zwalcza, więc od strony niezależnych mediów wszystko wydaje się gites tenteges. Cóż tedy mogło tak zatwardzić posła Eugeniusza Kłopotka, że się odgraża, iż zagłosuje za referendum? Tajemnica to wielka i nie przystoi nam tutaj wyskrobywać świętych jej pieczęci tym bardziej, że ważniejsze jest co innego. Rzecz w tym, że po odejściu z PO pobożnego posła Jarosława Gowina i posła Jacka Żalka, koalicja PO-PSL dysponuje w Sejmie większością zaledwie jednego głosu. Więc jeśli poseł Kłopotek w zatwardziałości swojej rzeczywiście zrobi to, co zapowiada, to może to być początek końca koalicji, a kto wie, czy i nie rządu premiera Tuska. Bo już i z Platformy dochodzą głosy, że skoro tak, to trzeba by zastanowić się nad przyspieszonymi wyborami. Tymczasem Solidarna Polska wcale się nie zastanawia, tylko właśnie złożyła na ręce pani marszalicy Ewy Kopacz wniosek o skrócenie kadencji Sejmu. Skoro tworzone są takie fakty dokonane, a głosy o potrzebie przyspieszonych wyborów dobiegają nawet z czeluści Platformy Obywatelskiej, to nieomylny to znak, że razwiedka tym razem nie zmobilizuje sejmowych konfidentów i nie nakaże im uzupełnić koalicyjną większość, tylko może postawić na przyspieszenie konstruowania politycznej alternatywy dla wyborców w sytuacji, gdy moralne zużycie Platformy Obywatelskiej staje się coraz bardziej widoczne. Taką alternatywą mogłaby być koalicja PO z Sojuszem lewicy Demokratycznej i dziwnie osobliwą trzódką posła Palikota, który właśnie dał głos, ale chyba niezbyt fortunnie. Ochłonąwszy z żałoby i prywatnie po matce i urzędowo, po nieboszczyku Tadeuszu Mazowieckim, włączył się w kampanię zwalczania pedofilii wśród katolickiego duchowieństwa. Najwyraźniej jednak w sukurs duchowieństwu przyszły niebiańskie auxilia, bo oto Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne uznało pedofilię za „orientację seksualną”. W ten oto sposób z pedofilii w jednej chwili znika całe dotychczasowe odium. Czyż bowiem szlachetną „orientację”, podobną takim wzniosłym orientacjom, jak sodomia, czy gomoria, można nadal uważać za przestępstwo, a jej wyznawców oprymować, molestować i „wykluczać”? Jasne, że nie można, więc widać jak na dłoni, że ten cały poseł Palikot, podobnie jak przodująca w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym pani red. Katarzyna Wiśniewska, którą judenrat „Gazety Wyborczej” rzucił był na religijny odcinek frontu ideologicznego i która z tego tytułu molestowała i molestowała arcybiskupa Michalika, to po prostu wiocha i obciach, przynoszące wstyd całej postępowej ludzkości. Ciekawe, że poeta wszystko przewidział i to w dodatku zaraz po zakończeniu I wojny światowej, pisząc w natchnieniu: „Ha! Będą ze wstydu się wiły dziewki fabryczne, brzuchate kobyły!” Wprawdzie pani red. Katarzyna Wiśniewska brzuchata nie jest, ale nie wymagajmy od proroctw aptekarskiej precyzji zwłaszcza, że jeśli chodzi o brzuch, to poseł Palikot jest wystarczająco korpulentny; wprawdzie nie tak, jak poseł Kalisz, który bogactwem swej tuszy mógłby obdarować ze trzy Katarzyny Wiśniewskie, niemniej jednak. Jeśli tedy pedofilia jest „orientacją”, to również iustitia musi w stosunku do niej dokonać zasadniczego zwrotu, porzucić język nienawiści, zaprzestać prześladowań, zaś związki kształtowane zgodnie z tą orientacją uznać za „związki partnerskie” i jako takie - otoczyć ochroną prawa. Skoro stoimy w obliczu takiej rewolucji o której nie śniło się nawet pani filozofowej Magdalenie Środzie, to czyż ewentualny upadek rządu premiera Tuska nie przychodzi w samą porę? Nie można wlewać młodego wina w stare bukłaki, więc na nadchodzący etap, do którego swoje mądrości będą musiały dostosować również niezależne media głównego nurtu, a ich funkcjonariusze - śpiewać z innego klucza - więc na nadchodzący etap nasi okupanci muszą chyba przygotować nie tylko przyspieszone wybory, ale i alternatywę polityczną dla obywateli, żeby bez względu na to, kto te przyspieszone wybory wygra, również i one były wygrane. W tej sytuacji zatwardziałość posła Kłopotka nabiera znaczenia prawie metafizycznego. SM

DUMA I NIEPODLEGŁOŚĆ Gdy przyjdzie czas na historyczną refleksję nad działaniami obecnego reżimu, ktoś zapewne zwróci uwagę, że grupie rządzącej znakomicie udało się nawiązać do sukcesji po komunistycznych antenatach. Przekonali mianowicie Polaków, że narodowe Święto Niepodległości powinno być kojarzone z atmosferą zagrożenia, prowokacji i represyjnych działań ze strony jawnych i tajnych służb. To skojarzenie – tak mocno utrwalane przez komunistycznych władców PRL, odżywa dziś w wielu wypowiedziach i decyzjach związanych z obchodami 11 Listopada.

Oczywiste potwierdzenie takiej refleksji przynoszą nie tylko wydarzenia z 2011 i 2012 roku, gdy reżim z rozmysłem utrudniał Polakom spokojne uczestnictwo w marszach i manifestacjach niepodległościowych, ale również tegoroczna decyzja partii opozycyjnej o przeniesieniu społecznych obchodów do Krakowa, w obawie (jak podkreślono), „przed czymś co pachnie gigantyczną prowokacją”. Z pewnością można poszukiwać usprawiedliwienia takich rozstrzygnięć, rozprawiać o „mądrej taktyce” i „niewpisywaniu się w scenariusz totalnej prowokacji”. Trudno jednak odrzucić myśl, że decyzja Jarosława Kaczyńskiego została wymuszona przez reżim i jest rodzajem kompromisu, którego konsekwencje mogą okazać się niezwykle groźne. Kilkuletnie działania tandemu Komorowski-Tusk wykazują bowiem na tyle logiczną spoistość, że łatwo je umiejscowić w znanych z najnowszej historii praktykach komunistycznych. Od trzech lat reżim skutecznie zohydza Polakom ideę narodowego świętowania i w miejsce autentycznych i spontanicznych obchodów proponuje efekciarskie „imprezy alternatywne”, podczas których promowane są „nowoczesne formy patriotyzmu”. Tak „nowoczesne”, jak nowocześni są funkcjonariusze partii komunistycznej i peerelowscy wojacy, którzy zaludniają dziś belwederskie salony. Chodzi przy tym nie tylko o świadome deprecjonowanie pojęcia patriotyzmu bądź sprowadzanie obchodów 11 Listopada do sfery demagogii i pustej symboliki (w czym przoduje środowisko Belwederu), lecz o utrwalenie szeregu negatywnych skojarzeń i reakcji społecznych, a w konsekwencji - o zastąpienie Święta Niepodległości jego skarlałą namiastką, którą obecny reżim nazywa „Świętem Wolności 4 czerwca”. Być może niewiele osób wie, że w początkach instalowania komunizmu w Polsce, sowieccy namiestnicy próbowali odgrywać role patriotów i starali się podkreślać swoje rzekome przywiązanie do polskich tradycji. Jednym z elementów tej mistyfikacji były państwowe obchody Święta Niepodległości, hucznie obchodzone w roku 1944. Lud pracujący miast i wsi miał świętować je w radosnej atmosferze, tak, by „dzień ten był istotnie wielkim świętem całego narodu” - jak zalecano w propagandowym okólniku. Nabożeństwa, defilady wojskowe, akademie z „częścią artystyczną”, zbiorowe śpiewanie Roty, hymnu oraz odczyty z historii Polski, a także eksponowanie sztandarów i emblematów orła, miały przyciągnąć Polaków i budować złudne „poczucie wspólnoty narodowej”. W następnych latach, gdy komuniści mogli już przystąpić do siłowej rozprawy ze społeczeństwem, Święto Niepodległości zostało odrzucone i skazane na zapomnienie. Nie tylko nie wolno było go obchodzić, ale nawet o nim wspominać. Zastąpiono je bowiem tzw. „Świętem Odrodzenia”, ustanowionym na pamiątkę moskiewskiego Manifestu PKWN. Odtąd to 22 lipca, a nie 11 Listopada miały wyznaczać symboliczny początek polskiej niepodległości. Moskiewskiemu „świętu” nadawano ogromne znaczenie propagandowe, wzmacniając pozytywne skojarzenia np. organizowaniem festynów, podczas których Polacy mogli nabyć artykuły niedostępne w peerelowskich sklepach czy nacieszyć się obecnością ówczesnych „gwiazd scen i estrady”. W latach 70. i 80. zadbano również o to, by dzień 11 Listopada był kojarzony z represjami, aresztami i biciem uczestników „nielegalnych” manifestacji. Każdego roku ośrodki propagandy dokładały też szczególnych starań, by obchody polskiego święta przedstawiać w jak najczarniejszych barwach. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że obecny reżim prowadzi działania zmierzające w tym samym kierunku. W „fazie pierwszej” - po skutecznym zniechęceniu Polaków do organizowania wlasnych manifestacji, po szeregu bandyckich prowokacji i zapowiedziach siłowych rozwiązań, osiągnięto stan, w którym jedyna partia opozycyjna, a wraz z nią wiele innych środowisk rezygnuje z prawa do stołecznych obchodów rocznicy odzyskania niepodległości. Gdyby krok ten został wykorzystany do wytłumaczenia Polakom, w jakim kraju żyją i z kim naprawdę mają do czynienia, można byłoby z tej decyzji wyprowadzić jakieś dobro. Argumentacja oparta na obawie przed prowokacją i lęku przed akcjami odwetowymi, przy jednoczesnym podtrzymywaniu bredni o „mechanizmach demokracji” i „państwie prawa” – czyni z tej decyzji ponury akt kapitulacji i stawia partię Jarosława Kaczyńskiego na przegranej pozycji. Jeśli bowiem 11 listopada władza uderzy w uczestników zgromadzeń (chcąc np. uzyskać kolejny powód do zaostrzenia prawa) – łatwo wytłumaczy to „warcholstwem” i „agresywnym zachowaniem”, za które i tak oskarży opozycję. Jeśli zrezygnuje z ataku – będzie miała pole do wyśmiewania się z obaw PiS-u i umocni rolę własnych, alternatywnych obchodów. Nietrudno też zauważyć, że reżim przygotowuje się już do przeprowadzenia „fazy drugiej”, w której Święto Niepodległości będzie musiało ustąpić przed fałszywym, historycznym erzacem.„Święto Niepodległości 11 listopada i Święto Wolności 4 czerwca – zwycięstwa wyborczego, które zakończyło epokę komunistyczną w Polsce warto obchodzić w sposób radosny” – oznajmił wczoraj lokator Belwederu. To porównanie, tak urągające Polakom i historycznej prawdzie, pojawia się coraz częściej w wypowiedziach Komorowskiego i zwiastuje zamiar uczynienia z farsy wyborczej 1989 roku daty równorzędnej lub zastępczej wobec autentycznego Święta Niepodległości. Zapowiadana na rok 2014 propagandowa hucpa pod nazwą - „25 rocznicy zwycięstwa” oraz ustanowienie „Święta Wolności” posłuży umocnieniu tych tendencji i będzie kolejnym krokiem na drodze fałszowania polskiej historii. Cokolwiek przyniesie nam dzień jutrzejszy, będzie on naznaczony fatalnym ustępstwem wobec reżimu. Fatalnym również dlatego, że decyzja o przeniesieniu obchodów jest głęboko sprzeczna z samą ideą świętowania wydarzeń z 1918 roku. Ten dzień ma być powodem do dumy i szczególnego manifestowania polskości. Ma nam przypominać, że Polaków stać na niepodległość – ale tylko wówczas, gdy nie szczędzą ofiar, są zdolni do walki, nie rezygnują i nie cofają się przed wrogiem. Nie wolno zamazywać prawdy o ogromnej cenie naszej niepodległości, bo jest ona wyższa niż spokój manifestacji lub wygoda partyjnych działaczy. Doskonale rozumieli to uczestnicy „nielegalnych zgromadzeń” w latach komuny, gdy 11 listopada płacili cenę więzienia, kalectwa, a nawet życia. To dzień, w którym dumy z bycia Polakiem nie można zamienić na złudne poczucie bezpieczeństwa. Tym bardziej, jeśli reżim, który każdego roku próbuje odbierać nam radości ze świętowania, chce nam dziś zabrać dar jeszcze cenniejszy. Celem każdej kampanii organizowanej wokół Święta Niepodległości są ci Polacy, którzy mają jeszcze odwagę manifestować swoją polskość i autentyczny patriotyzm. Fundamentem tej odwagi nie jest zaś kompromis, roztropność bądź strategia gry politycznej. U jej podstaw leży poczucie dumy narodowej i pamięć o tym ile kosztuje niepodległość. Aleksander Ścios

11/11/2013 Prawda jest taka, że nie ma prawdy - można odnieść wrażenie słuchając naszych demokratycznych przedstawicieli demokratycznego państwa prawnego. Plotą jakieś duby , co im ślina na język przyniesie, nic to nie ma sensu- ale przelewają z próżnego w puste i wprowadzając słuchaczy i widzów w błąd. Pan prezydent Bronisław Komorowski zestawił wczoraj pana Tadeusza Mazowieckiego z Wincentym Witosem(????). Do zestawienia brakuje jeszcze profesora Bronisława Geremka.. Jest tam trochę miejsca, na Placu trzech Krzyży- można dostawić jeszcze dwa pomniki” Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka. Te postaci – to dwa różne światy.. Wincenty Witos- to wielki polski patriota, współtwórca”Cudu nad Wisłą” roku 1920,więzień brzeski Józefa Piłsudskiego, emigrant- prześladowany przez klikę Piłsudskiego, musiał uciekać na emigracje do Pragi czeskiej. Wiele wiedział, jako premier o Józefie Piłsudskim- szczególnie o jego zachowaniu w czasie Bitwy Warszawskiej.. Kiedy składał dymisję na jego ręce z funkcji naczelnego wodza na jego ręce.. A panowie Geremek i Mazowiecki? To zupełnie inna bajka naszej historii.. ”Doradcy Solidarności”, którzy na jej plecach rozgrywali swoje interesy.. Interesy nowo powstającego państwa o nazwie Unia Europejska.. I trzeba przyznać, że okazali się skuteczni. Popchnęli nas w kierunku zlikwidowania polskiej suwerenności.. Teraz słuchamy „ mędrców” z Brukseli i wykonujemy w podskokach wszystko czego zażądają. To jest nowoczesne państwo” suwerenne”. Jak nie wykonamy, tego czego od nas chcą- płacimy kary.. A przecież państwo suwerenne to takie, które nie toleruje obcej władzy na swoim terytorium. My tolerujemy obcą władzę na naszym terytorium.. Obu panów charakteryzuje postawa służebna w każdych czasach.. Z patriotyzmem nie mieli wiele wspólnego.. Proeuropejscy patrioci.. Tak jak kiedyś- proradzieccy.. „Jestem bezwyznaniowy”- pisał gen. Haller w swoich pamiętnikach o Józefie Piłsudskim.. O czym sam mu powiedział.. Towarzysz Piłsudski nazywał Polaków” narodem idiotów”(??)) Chyba z a to powiedzenie ma wszędzie pomniki i ulice wystawiane przez jego zwolenników.. A co z Dmowskim? Który załatwił Polsce niepodległość na szczeblu międzynarodowym? Wielki mąż stanu nie może doczekać się w „ suwerennej” Polsce tylu pomników i ulic, co „ Bandyta spod Bezdan” towarzysz Piłsudski.. I ten pomnik postawiony z wielkim wysiłkiem na Placu na Rozdrożu jest ciągle oblewany farbą przez różnej maści lewicowców spod ciemnej gwiazdy- raczej spod czerwonej gwiazdy bolszewickiej… Niewiele osób wie, że towarzysz- bandyta – Józef Piłsudski napadał na urzędy pocztowe i funkcjonariuszy Królestwa Polskiego.. 7 czerwca 1907 roku jego ludzie z organizacji bojowej Polskiej Partii socjalistycznej, napadli na urząd pocztowy w Samsonowie, w kieleckiem.. Wiecie Państwo ile zrabowali?. Dwa ruble i 75 kopiejek..(!!!) Ale już w dniu 22 lutego 1907 roku po napadzie na urząd pocztowy w Warszawie przy ulicy Wspólnej- bandyci z PSS-u zrabowali 6427 rubli i 94 kopiejki(!!!) Dane podaję za Jędrzejem Giertychem z książki” O Piłsudskim”.. A już na stacji Rogów, Warszawa- Koluszki- zrabowali 39 155 rubli i 7 kopiejek..(!!!) Ale najsłynniejsze są Bezdany pod Wilnem, gdzie w napadzie uczestniczył sam przyszły komendant.. Było to w dniu 26.09.1908 roku.. Wtedy PPS –siaki zrabowały 477 408 rubli i 84 kopiejki.. „Ziuk” brał w tym bandyckim napadzie udział razem ze swoją przyszłą drugą żona- Aleksandrą Szczerbińską.. Rewolucjoniści- mać! Żeby dowiedzieć się prawdy o towarzyszu Józefie Piłsudskim można przeczytać Jędrzeja Giertycha” O Piłsudskim” czy pana Henryka Pająka” Ponurą legendę Piłsudskiego”,” Lodową Ścianę” dr Ryszarda Świętka.. Ta ostatnia pozycja – wydana w 1998 roku jest praktycznie niedostępna.. Dopiero Państwo zobaczycie co to z postać ponura.. Nie jest to żaden twórca polskiej niepodległości.. Chciał tylko Polski w granicach zaboru rosyjskiego.. Bo kłóciło się to z interesem niemieckim i austriackim.. Mój dziadek był powstańcem wielkopolskim.. Zapytajcie jeszcze dzisiaj ludzi z Wielkopolski co sądzą o Józefie Piłsudskim.. Mój dziadek nieżyjący już od roku 1976 zawsze mi powtarzał jako dziecku.. ”Pamiętaj Waldek, Piłsudski to zdrajca”(!!) Ale byłem wtedy dzieckiem… Coja mogłem rozumieć z zawiłości politycznych? Piłsudski torpedował wszelkie działania mające na celu zwycięstwo Powstania Wielkopolskiego, a mimo to, przy pomocy Błękitnej Armii przyłączyliśmy Wielkopolskę do Polski.. Gdy Niemcy weszli do Polski w 1939 roku dzięki obłędnej polityce Józefa Becka, człowieka Józefa Piłsudskiego- moim zdaniem agenta angielskiego, który odwrócił uwagę od Zachodu i ściągając pierwsze uderzenie największej ówcześnie armii świata na Polaków- Niemcy poszukiwali Powstańców Wielkopolskich i ich po prostu wieszali.. Dziadek zakopał ordery w ogrodzie.. Szczęśliwie przeżył niemiecką okupację i bolszewizm.. Był kowalem w armii.. Zajmował się końmi! Lubił wypić wino z jabłek z zapalić papierosa.. Takim był człowiekiem- prostym , polskim patriotą,brdzo pracowitym… Kochał Polskę i czuł się Polakiem.. Chociaż dobrze mówił po niemiecku, tak jak moja mama.. Pamiętam jak jeździłem z nim na rynek z jabłkami w Pile.. Był to rok 1973, 74, 75.. Ciągnąłem wózek z jabłkami ze trzy kilometry na targ przez ulicę Lelewela w Pile.. Ulicę poniemieckich domków… To był czas mojego dzieciństwa spędzanego w Pile- mieście mojego urodzenia.. Jeździło się na wakacje do babci i dziadka.. Wujek- brat mamy- wtedy jeszcze hodował nutrie- na skóry. Karmiło się je rabarbarem… Dzisiaj to nie do pomyślenia.. Ekologia, prawa nutrii, wszystko wywrócone do góry nogami..Tak jak to dzisiejsze „ święto”.. Propaganda wmawia młodym słuchaczom i oglądaczom różne głupstwa.. To wszystko legenda i manipulacja.. Józef Piłsudski twórca polskiej niepodległości.. Już koniowi nie chce się nawet śmiać.. Piłsudczycy- mać! WJR

Polska w pułapce klimatycznej

1. Dzisiaj zaczynają się w Warszawie na Stadionie Narodowym obrady 19. Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych nazywanej także szczytem klimatycznym. Od dłuższego czasu zarówno premier Tusk jak i minister ochrony środowiska Marcin Korolec twierdzą, że szczyt w Warszawie to nieprawdopodobny wręcz splendor dla naszego kraju ale na pytania jakich to profitów Polska może oczekiwać w związku z tym przedsięwzięciem, oprócz tych o charakterze turystycznym, żadnych innych nie potrafią wymienić. Nic nie wskazuje na to, żeby szczyt w Warszawie mógł się zakończyć jakimkolwiek sukcesem, bo kraje będące największymi emitentami CO2 (Chiny, USA, Indie, Rosja), nie są zainteresowane żadnymi ograniczeniami emisji, co wyraźnie podkreślają na kolejnych tego rodzaju wydarzeniach.

2. Niestety najbardziej „postępowa” w zakresie ograniczenia emisji CO2 jest Unia Europejska, która już w 2008 roku zaordynowała wszystkim krajom członkowskim słynną formułę 3×20% (20% ograniczenie emisji CO2, 20% udział energii odnawialnej w całości zużywanej energii i poprawa o 20% efektywności zużycia energii – to wszystko kraje UE mają osiągnąć do roku 2020). Niestety premier Tusk w grudniu 2008 roku zaakceptował te ograniczenia i teraz już wiemy, że będą one kosztowały naszą gospodarkę i nasze państwo miliardy złotych dodatkowych wydatków rocznie co w oczywisty sposób uwidoczni się w cenach energii elektrycznej i cieplnej. Co więcej co i rusz mamy kolejne inicjatywy Komisji Europejskiej aby w redukcji emisji CO2, UE poszła jeszcze dalej- przynajmniej o 30% i to niestety przy przyjęciu roku 2005 jako roku bazowego (wcześniej w negocjacjach tzw. ramowych prowadzonych między innymi przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego rokiem bazowym był rok 1989 co czyniło Polskę głównym beneficjentem tego systemu redukcji ponieważ do roku 2007 zmniejszyliśmy emisję o ponad 34%).

3. Gdybyśmy mieli rząd myślący przede wszystkim w kategorii narodowego interesu, to na podstawie rozliczenia efektów tzw. protokołu z Kioto Polska powinna być pokazywana jako prymus redukcji emisji CO2 (wspomniana wyżej redukcja aż o 34%). Niestety od popisania przez premiera Tuska w na jesieni 2008 roku tzw. paktu energetyczno-klimatycznego w Brukseli jest dyżurnym chłopcem do bicia. Otóż po zmianie roku bazowego do redukcji CO2 z 1989 na 2005, zobowiązania redukcyjne Polski do 2020 roku są tak olbrzymie i kosztowne, że trudno sobie wyobrazić abyśmy byli w stanie im sprostać. A przecież chodzi o redukcję CO2 „tylko” o 20%, podczas gdy co i rusz zarówno Komisja Europejska jak i Parlament Europejski zgłaszają postulaty przyśpieszenia redukcji dwutlenku węgla do 2020 aż o 30%, a to oznaczałoby konieczność zamknięcia części kopalń węgla kamiennego i wielu zakładów energetycznych (elektrowni i ciepłowni). W tej sytuacji minister środowiska na kolejnych posiedzenia Rady Europejskiej musi wetować te pomysły Komisji i w tej sytuacji Polska jest przedstawiana publicznie jako główny hamulcowy polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Niestety tuż przed szczytem w Warszawie, ambasadorzy krajów UE w imieniu swoich rządów, podjęli decyzję o zawieszeniu aukcji 900 mln pozwoleń na emisję CO2 w latach 2013-2015 (wcześniej taką decyzję podjął Parlament Europejski), co oznacza wzrost ich ceny na rynku europejskim i będzie kosztowała polskie podmioty gospodarcze (głównie energetykę) miliardy złotych dodatkowych wydatków (protestowała tylko Polska i Cypr ale nie zdołaliśmy zablokować decyzji w tej UE sprawie).

4. Wszystko więc wskazuje na to, że na szczycie w Warszawie, przedstawiciele UE jak zwykle będą w awangardzie państw dążących do ograniczenia emisji (z czym także będą musieli się zgodzić przedstawiciele naszego kraju), bo przecież do UE będzie reprezentowała i Polskę. Wygląda więc na to, że na szczycie będziemy odgrywali rolę „czarnego Piotrusia” za to że próbujemy hamować postępową Unię, dążącą do głębokiego ograniczenia emisji CO2, nawet gdy miałby by to robić głównie kraje UE. Wydamy więc 100 milionów złotych na organizację szczytu klimatycznego i „kupimy” za te duże pieniądze tytuł „głównego hamulcowego” polityki klimatycznej w Europie. Kuźmiuk

Piłsudski. Fałszywy prorok prawicy W jednej ze swoich książek Thomas Molnar zwraca uwagę, że jednym z problemów prawicy jest częste lokowanie swoich nadziei w „fałszywych prorokach”, czyli w różnego rodzaju lewicowcach, którzy do swojego wokabularza politycznego dołączają hasła patriotyczne, narodowe i imperialne, co myli zaplecze społeczne ugrupowań prawicowych i skłania je do popierania „mężów opatrznościowych’, którzy z prawicą nie mają nic wspólnego. Klasycznym europejskim przykładem „fałszywego proroka” jest, rzecz jasna, Charles de Gaulle. Za patriotycznym frazesem tego polityka krył się bunt przeciw legalnemu państwu Vichy, późniejsze „oczyszczenie” Francji – wespół z komunistami – z „kolaborantów” (pod którym to pojęciem rozumiano ludzi prawicy, bez względu na ich stosunek do niemieckiego okupanta), a w końcu zdrada francuskiej Algierii i porzucenie setek tysięcy żołnierzy arabskiego pochodzenia, którzy do końca zachowali wierność Francji, a których pozostawiono na straszliwą zemstę algierskich niepodległościowców. Polska prawica ma także swojego „fałszywego proroka”. Jest nim Józef Piłsudski. Nic to, że zaczynał swoją działalność w PPS; w niepamięć poszły słynne wydarzenia na placu Grzybowskim i próba wywołania w Kongresówce rewolucji na spółkę z rewolucjonistami rosyjskimi. Nawet z terrorystycznego napadu bandziorów na pociąg pod Bezdanami zrobiono „bohaterski wielki czyn”. Zapomniano o gen. Rozwadowskim i sanacyjnej praktyce bicia opozycjonistów „przez nieznanych sprawców w mundurach oficerskich”. Prawda o Józefie Piłsudskim jest brutalna. Jego wielkie koncepcje w polityce międzynarodowej były katastrofą. Orientacja proniemiecka w I wojnie światowej o mało nie sprowadziła Polski do roli alianta Niemiec i kraju pokonanego w tej wojnie. Koncepcje geopolityczne Marszałka logicznie doprowadziły do katastrofy we wrześniu 1939 roku, gdyż polityka manewrowania pomiędzy III Rzeszą a Związkiem Sowieckim oparta była na irracjonalnym przekonaniu, że socjaliści narodowi nie dogadają się z socjalistami internacjonalnymi i nie podzielą się Polską. Równie krytycznie należy ocenić wewnętrzne rządy sanacyjne. Polska lat 1918-1926 może poszczycić się licznymi sukcesami: w miarę zwycięskimi kampaniami politycznymi i militarnymi o granice, ujednoliceniem prawa z trzech zaborów w jeden system, budową Gdyni, opanowaniem inflacji przez Grabskiego. A teraz prośba do Czytelnika: czy może Pan/Pani wymienić trzy sukcesy sanacyjne z lat 1926-1939? Sanacja zasadzała się na trwaniu ekipy przy władzy i cieszeniu się jej urokami, przywilejami, samochodami i gabinetami. Zero myśli przewodniej, żadnej wielkiej koncepcji. Właściwie jedyną wybijającą się postacią był wicepremier Kwiatkowski, za sprawą którego polska gospodarka była najbardziej zetatyzowana w Europie, ustępując jedynie sowieckiej. To jedyny, dosyć wątpliwy, sukces tej ekipy. Nawet „konik” Marszałka, jakim była armia, okazał się papierowym tygrysem, co objawiła wojna obronna z września 1939 roku. Józef Piłsudski i jego generałowie mentalnie tkwili w okopach i bitwach konnicy z I wojny światowej i wojny 1920 roku. Stąd brak zainteresowania dla lotnictwa, broni pancernej i wiara, że w bitwach decydują wielkie, statyczne zgrupowania piechoty. Nikt nie odbiera bohaterstwa polskim żołnierzom w 1939 roku, ale prawda jest taka, że polska armia przypominała współczesną armię Korei Północnej – liczebnie olbrzymia, ale sprzęt mająca z innej epoki, muzealny, archaiczny – co spowodowało, że Wojsko Polskie nie było zdolne nawiązać walki z niemieckimi dywizjami pancernymi wspomaganymi przez lotnictwo. Co więc powoduje nie tylko utrzymywanie się, ale wręcz wzrost mitu Józefa Piłsudskiego? Jest paradoksem, że polityk tak szkodliwy na arenie międzynarodowej, tak nieudolnie rządzący państwem po 1926 roku, który po swojej śmierci władzę powierzył ekipie totalnych miernot, stał się dziś największą postacią historyczną. Można to pytanie postawić po molnarowsku: co w Piłsudskim jest takiego, że ten lewicowy polityk przeciętnego formatu stał się symbolem dla polskiej „prawicy”, która – poza niewielkimi endeckimi segmentami – pokotem kłania się przed „Ziukiem” niczym przed jakimś bałwanem prawicowości i patriotyzmu? Podobnie jak Charles de Gaulle oszukał prawicę francuską, tak Piłsudski oszukał polską, szermując hasłami patriotycznymi, wizjami kawalerzystów machających szablami i nucących patriotyczne pieśni. Wszystkie te patriotyczne slogany miały w obydwu przypadkach decydujące znaczenie. W sytuacji, w której lewica współczesna odrzuciła narodową tożsamość na rzecz internacjonalizmu czy europejskości, hasła „patriotyczne” zaczęły silnie przyciągać prawicę, która zupełnie zapomniała, że pierwszymi patriotami byli jakobini. Patriotyzm zawsze był mitem kolektywistycznym, często kroć niechrześcijańskim, a zawsze zwróconym przeciwko hierarchii społecznej. Jest doktryną wielkiej masy ludzkiej, która zostaje zbudzona z letargu politycznego – naturalnego dla człowieka tradycyjnego – i poprowadzona do „wielkich czynów” przez rozmaitych demagogów. Masa ludzka może zostać podburzona zarówno pod hasłami patriotycznymi, jak i socjalistycznymi. Hasła socjalistyczne stanowią bezpośrednie i szybkie zagrożenie dla ładu; hasła patriotyczne mogą być socjalistycznym nawet przeciwne, ale w dłuższej perspektywie niewiele się różnią. Raz wzbudzony, poruszony i wyprowadzony na ulice lud niechybnie nabiera pychy i poczyna wyznawać idee egalitarne. Hasła narodowe mają w istocie charakter egalitarny. Jest to szczególnie niebezpieczne w micie piłsudczyzny, gdzie patriotyzm ma charakter czynny, aktywny. Lud walczy nie tyle o jakąś tam ojczyznę, ale o swoją ojczyznę – taką, o jakiej marzy: o socjalną. Jak mawiano za komuny: „o wyzwolenie narodowe i społeczne”. De Gaulle’a i Piłsudskiego łączy wspólna idea buntu – w imię patriotyzmu – przeciwko ustanowionej władzy i hierarchii w celu zdobycia jej dla siebie za pomocą demagogii. Dlatego nie istnieje prawicowa piłsudczyzna. Nie ma demagogii prawicowej.

Wielomski

Jak Marszałek walczył z klerem Wspominając o konfliktach Piłsudskiego z klerem katolickim, najczęściej podaje się przykład słynnego konfliktu wawelskiego, który to przykład jest o tyle nietrafiony, że Piłsudski już wtedy nie żył, aczkolwiek źródeł tego konfliktu szuka się we wcześniejszej niechęci kardynała Adama Sapiehy do sanacji i uosabiającego ten system marszałka. Tymczasem przykładów takich konfliktów jeszcze za życia Piłsudskiego było znacznie więcej. Dużo one mówią nie tylko o polityce tamtego okresu, ale o ideologii sanatorów i osobowości samego Piłsudskiego.

Arcybiskup Kakowski, będący członkiem Rady Regencyjnej, która 11 listopada 1918 roku przekazała zwierzchnictwo nad polskimi siłami zbrojnymi właśnie Piłsudskiemu, zanotował w swoich wspomnieniach pt. „Z niewoli do niepodległości”, że Piłsudski „nosił głęboko w sercu żal do księdza, który tłumacząc się względami formalnymi, nie chciał pójść z olejami świętymi do konającej jego matki. To było przyczyną jego niechęci do duchowieństwa”. Prywatnych urazów na pewno nie można lekceważyć przy szukaniu przyczyn pewnych zachowań, natomiast w przypadku Piłsudskiego wydaje się, że sprawa jest jeszcze bardziej złożona. Pisząc o kardynale Sapieże, nie można pominąć biskupa kieleckiego Augustyna Łosińskiego, którego antypiłsudczykowskie manifestacje były na pewno o wiele bardziej wyraziste niż w przypadku ówczesnego biskupa krakowskiego. Manifestacje te zaczęły się jeszcze wraz z wkroczeniem Pierwszej Kadrowej do Kongresówki i trwały do śmierci biskupa Łosińskiego, którego odwołania ze stanowiska domagał się minister Beck, interweniując w tej sprawie w Stolicy Apostolskiej. Powodem tej interwencji była odmowa biskupa manifestowania żałoby po śmierci marszałka, w tym odmowa bicia w dzwony kościelne. Podobne interwencje w Watykanie miały zresztą miejsce także w wypadku biskupa Sapiehy. Polska plotka głosi, że arcybiskup Sapieha nie otrzymał kardynalskiego kapelusza ze względu na afront, jaki miał uczynić papieżowi Piusowi XI, kiedy ten, jeszcze jako Achille Ratti, był nuncjuszem apostolskim w Polsce. Sapieha miał wtedy zarzucić nuncjuszowi, a przyszłemu Piusowi XI, że popiera w Polsce interesy niemieckie. Natomiast w niedawno opublikowanej w Polsce biografii Piłsudskiego autorstwa niemieckiej historyczki Heidi Hein-Kircher (książka pt.„Kult Piłsudskiego”) można znaleźć sugestię, że to właśnie konflikt wawelski zaszkodził abp. Sapieże w uzyskaniu tej godności, gdyż „dla Watykanu oznaczało to, że nie działał on w interesie Kościoła i w przyszłości także nie mógłby zapewnić zachowania spokoju”, toteż „prawdopodobnie dlatego nie otrzymał oczekiwanej godności kardynalskiej”.

Wszyscy wrogowie marszałka Politycznym przeciwnikiem Piłsudskiego był biskup poznański Stanisław Kostka-Łukomski, z ruchem endeckim związany był także późniejszy biskup poznański Walenty Dymek. Z pewnością do politycznych przeciwników ideologii piłsudczykowskiej należał także abp Józef Teodorowicz, który nawet w okresie, gdy duchowieństwo aktywnie uczestniczyło w polityce, należał do klubów sejmowych reprezentujących prawicę proendecką. Nawet prymas Hlond – uznawany za człowieka środka, dążącego do ułożenia poprawnych stosunków z ówczesną władzą świecką, reprezentowaną przez sanatorów – uznał za stosowne ogłoszenie w 1932 roku listu pasterskiego „O chrześcijańskie zasady życia państwowego”, w którym dobitnie piętnował nieetyczne zasady panoszące się w życiu publicznym. Natomiast Józef Piłsudski mniej znany jest fakt zdecydowanej antypiłsudczykowskiej postawy arcybiskupa metropolity wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego. To właśnie z osobą arcybiskupa wileńskiego wiąże się dość wymowny, a mało znany epizod świadczący nie tylko o stosunku Piłsudskiego do tego hierarchy, ale przede wszystkim o pewnej stronie osobowości Naczelnika. Epizod ten opisuje w swoich wspomnieniach ppłk. Adam Ludwik Korwin-Sokołowski, który nie był przeciwnikiem Piłsudskiego, ale wprost przeciwnie – pełnił obowiązki szefa gabinetu ministra spraw wojskowych w okresie, gdy funkcję tę sprawował właśnie Piłsudski (po 1935 r. Sokołowskiego zrobiono wojewodą nowogródzkim). Historia wydarzyła się podczas rautu z okazji defilady zarządzonej nagle przez Marszałka w Wilnie. Jak pisze Korwin-Sokołowski, na raucie był także abp Romuald Jałbrzykowski, który , jest wrogo usposobiony do Marszałka (…). Był inteligentny, o bardzo silnym charakterze, twardy i nieustępliwy”. Piłsudski, wchodząc do sali, „Przywitał się z większością obecnych (…). Idąc środkiem sali, demonstracyjnie wyminął abp. Jałbrzykowskiego i przywitał się ze stojącym tuż za nim czołowym wileńskim rabinem. Naturalnie zwróciło to uwagę wszystkich obecnych”.

Skuteczna szykana Ale najwyraźniej konflikty na linii Piłsudski – biskupi katoliccy obrazuje sprawa biskupa Stanisław Galia (faktycznie z domu biskup nazywał się Gała), który przez wiele lat, do 1933 roku, pełnił funkcję biskupa polowego Wojska Polskiego. W tym to 1933 roku doszło do pewnego incydentu, który zaowocował odwołaniem biskupa z zajmowanego stanowiska biskupa polowego. Pretekstu dostarczyły wydarzenia z pogrzebu ministra oświaty Czerwińskiego, oficjalnie ewangelika i masona, kiedy to biskup odmówił uczestnictwa w kondukcie żałobnym, chociaż uczestniczył we wcześniejszym nabożeństwie. Sprawę tę bardzo szczegółowo relacjonuje wspomniany wcześniej pułkownik Sokołowski, który z poruczenia Piłsudskiego kilkakrotnie nagabywał biskupa, aby sam zrzekł się swojej funkcji, gdyż „Marszałek w praktyce już go nie uznaje na tym stanowisku”. Gdy po kolejnej odmowie stanowisko bp. Galia zostało zakomunikowane Piłsudskiemu, ten bez ogródek powiedział: „No, to zastosujemy z konieczności skuteczną szykanę”. Jak pisze Sokołowski we „Fragmentach wspomnień 1910-1945″: „Otrzymałem polecenie wstrzymania wypłaty uposażenia dla całej Kurii Polowej i dla bp. Galia. (…) Wkrótce po wstrzymaniu uposażenia otrzymałem telefoniczną informację od min. Becka, że właśnie otrzymał od nuncjusza zgodę na odwołanie z wojska ks. bp. Galia, mogę więc już wstrzymać stosowanie dalszych kroków i nacisków”. Takie to były okoliczności odwołania biskupa Galia i skutkiem tego powołania na jego miejsce księdza, a późniejszego biskupa Gawliny. Opisując bp. Galia, mówił Piłsudski do nuncjusza Francesco Marmaggiego: „on był nierobem. Był on buveur et mangeur. Pełen intryg i świństw”, zaś przemawiając do księdza Galia przed jego powołaniem, wystawił poprzednikowi taką oto rekomendację: „Muszę też księdzu jako następcy parę słów i moją opinię powiedzieć o poprzedniku księdza. Nazywam go świnią – i to plugawą”. Kościół, pomimo że ustąpił w tej sprawie Piłsudskiemu, wynagrodził biskupowi Gallowi jego upokorzenia, nadając mu natychmiast arcybiskupstwo tytularne.

Fluidy niewiedzy Piłsudski ewidentnie lubił wchodzić z butami w kompetencje władz kościelnych, gdyż jeszcze w 1919 roku, przed powołaniem bp. Galia, sugerował na to stanowisko bp. Bandurskiego, jednego z nielicznych biskupów sympatyzujących z piłsudczykami (chociaż w latach późniejszych i jego stosunek do sanacji stawał się coraz bardziej krytyczny), ale wtedy nie czuł się jeszcze na tle mocny politycznie, by silnie akcentować swoje zachcianki. Później było już inaczej. Zanim doszedł do porozumienia ze stroną kościelną w sprawie obsady stanowiska biskupa polowego (jak wiadomo, ostatecznie stanęło na księdzu Gawlinie), „Marszałek zastosował taktykę odrzucania kolejno wszystkich kandydatów, póki nie wpłynie kandydatura ks. Mauersbergera”, gdyż właśnie tego księdza upatrzył sobie na wymienione stanowisko. Nawet jak zgodził się już na księdza Gawlinę, robił zastrzeżenia w sprawie miejsca konsekracji, podporządkowując cały czas tę sprawę swoim małostkowym rozgrywkom personalnym. Gdy Piłsudski zapytał ks. Gawlinę, gdzie będzie sakra, a ten odpowiedział, że w Warszawie, Piłsudski odrzekł: „No, na Warszawę nie mógłbym się zgodzić, to złe miejsce. Ja myślałem, że sakra będzie w Rzymie. Mógłbym się zgodzić na przykład na Łuck, na Warszawę nie. (…) w Warszawie ja bym nie dał honorów wojskowych (…) chyba żebym dopilnować miał gwarancje, iż nie będzie księdza Galia, ale to musiałbym mieć zapewnione”. Przypominanie tych faktów w przededniu kolejnych obchodów Święta Niepodległości będzie na pewno przez wielbicieli marszałka poczytane jako jeszcze jedno obrzucanie błotem ich idola. Ale jakby nie było, od opisywanych wydarzeń minęło kilkadziesiąt lat i jakieś fluidy spowodowały, że nastąpiła diametralna zmiana w ocenie Piłsudskiego przez współczesnych księży – wobec krytycznych opinii i co najmniej rezerwy prezentowanej przez duchowieństwo czasów II RR Obecnie słychać w większości same zachwyty nad życiem i zasługami marszałka, zachwyty te nagłaśnia także katolicka prasa, zapominając przy tym o ludziach często naprawdę oddanych sprawom wiary i sprawom narodu. Może warto zastanowić się, czy powodem tego nie są zmieszane fluidy niewiedzy i fluidy relatywizmu.Mazur

11 listopada wielka porażka i obciach peerelowskiej międzynarodówki! Biorę się za pisanie tekstu parę minut przed początkiem marszu narodowców oraz zaproszonych gości i parę minut przed końcówką marszu mecenasa WSI, Bronisława z Budy Ruskiej. Nie wiem, co się dzieje w Krakowie na marszu pod dowództwem Prezesa i nie mam pojęcia co się stanie w Warszawie, bo przecież stać się zawsze może, zdaniem Sienkiewicza nawet powinno. Wybrałem sobie taki i nie inny czas na pisanie felietonu, ponieważ jest bardzo ważna rzecz, która ma cudowną właściwość zupełnie niezależną od bieżących wydarzeń. Mam na myśli i podkreślić chcę wyraźnie zdecydowaną porażkę „fajnej Polski”, czy jak kto woli innego „radosnego obchodzenia rocznic”. Ten sukces można odtrąbić nie wnikając w detale i ewentualne atrakcje dnia dzisiejszego. Zacznijmy jednak od początku, żeby malkontenci nie zostawili felietonu po pierwszych zdaniach, uznając je za mało atrakcyjne w porównaniu do wieczornych wiadomości pokazujących, co też tego roku przygotowała nam władza kochana ubrana w kominiarki i szaliki „kiboli”. Początek 11 listopada był bardzo podobny do obchodów związanych z rocznicą Powstania Warszawskiego. Pamiętamy, mam nadzieję, że rok 1989 i kolejne prawie 20 lat niewiele różniły się w medialnym przekazie od czasów późnego PRL. Powstanie było akcją wariatów, antysemitów, powrotem do kalekiego romantyzmu i spaczonej martyrologii. Jeśli coś ewentualnie czcić, krzyczały media, to powstanie żydowskie, polskie było mało fajne i poważne. Ostatnie lata całkowicie zmieniły przekaz medialny, Powstanie Warszawskie stało się „modne” i co więcej nawet tacy zdecydowani krytycy Powstania, jak moja nieskromna osoba, zdecydowanie w przekazie medialnym odróżniają się od międzynarodówki z Czerskiej, która dotąd dyktowała formę i treść obchodów. Dziś krytycy Powstania, ale jednocześnie krytycy wszystkiego co najgorsze i w skrócie symbolizowane przez GW, mają swoje miejsce w obchodach Powstania, natomiast dawna „narracja” z Czerskiej zwyczajnie zdechła. Racjonalnej krytyki pisanej z pozycji Polaka nie łączy się z obciachem, jakim staje się opluwanie Powstania, przez internacjonalistów i to jest rzecz niebagatelna, bo oznacza, że jest miejsce dla każdej formy dyskusji o Powstaniu, nie ma miejsca dla oszczerców. Opiewanie bohaterstwa i bezgranicznego dążenia do wolności, nawet przy krytyce skutków, osiągnęło sukces na poziomie popkultury i tak narodziła się wielka porażka Michnika razem z całą okrągłostołową międzynarodówką. Drugą taką spektakularną porażką tego samego towarzystwa wystruganego sierpem i wyklepanego młotem, jest właśnie 11 listopada. Znów zachęcam do małej podróży wstecz. Przypomnijmy sobie idiotów w pasiakach, którzy sponsorowanymi gwizdkami z GW ośmieszali żydowską hekatombę zawartą w jednym słowie „Auschwitz”. Takie były początki 11 listopada, te bardziej znane. 3 maja 2013 roku mieliśmy ostatnią fazę podobnych wygłupów z udziałem osłów paradujących w różowych okularach wokół białej kupy na brązowej kupie, co przez chwile było godłem ćwierćinteligentów. Minęło ledwie pół roku i 11 listopada 2013 roku możemy wręcz mówić o powadze i kompletnej marginalizacji radosnych pajaców. Redaktorzy GW nie wiedzą co ze sobą zrobić, miłośnicy biłgorajskiego bimbrownika schowani po przypieckach, towarzysz Miller z trzema innymi towarzyszami złożył wieniec przy Cytadeli i palnął jakiś smutny bon mot. Zziajany Tusk, z językiem na brodzie dogonił jedyną imprezę dla średnio poważnych, czyli marsz Bronisława z Budy Ruskiej, gdyby nie dogonił musiałby dołączyć do stypy na Czerskiej lub w Biłgoraju. Szanowni Rodacy, zwłaszcza Ci, dla których słowa: Polak, Polska, Ojczyzna nie są czymś niemodnym i wstydliwym, radujmy się. Naprawdę jest wielki narodowy powód. Oto na naszych oczach w dwóch niezwykle ważnych miejscach polskiej historii, zdycha internacjonalistyczna szmira „fajnej Polski”. Bronisław z Budy Ruskiej, nieludzko wyśmiany 3 maja, 11 listopada uratował resztki powagi i przygarnął ostatnie sieroty. Rzecz jasna sam bym się do tego towarzystwa z przyczyn estetycznych i moralnych na krok nie zbliżył, ale spójrzcie na inny, milowy krok, wykonany w tak krótkim czasie. Oni się zwyczajnie wycofują, zamiast kultywować białe gówno na brązowym gównie maszerują z flagami biało-czerwonymi i poprawionymi kotylionami z prawidłową kolejnością barw narodowych, jak Pan Bóg przykazał. Zamiast idiotów z różowymi binoklami, którzy niosą „godło” z brei, na czele marszu mamy czołg z Bitwy Warszawskiej. Zamiast przeboju Kory albo Czesława, cierpiąc, ale jednak wysłuchali Roty, „Boże coś Polskę” i na baczność odśpiewali hymn. Nic tylko ogłosić wielki triumf rozumu i polskości nad głupotą i międzynarodówką. Zaczynając od wyżyn „europejskości” po woli schodzimy na polską ziemię, nie udało się lepszemu towarzystwu narzucić Polakom internacjonalistycznej plastikowej kichy. Takie rzeczy trzeba zauważać i oddzielać od bieżących atrakcji, ponieważ to są rzeczy fundamentalne, wskazujące, że kierunek i ostrze kpiny wymierzone w szmirowatych internacjonałów przynosi pożądany efekt. Dla mnie to jest znak szczególnej wagi i zachęta do dalszych działań, kto wie może już za rok na marszu Bronisława z Budy Ruskiej pojawi się wielki transparent „Bóg Honor Ojczyzna”, a w tym czasie komisarz Michnik będzie zmuszony coś popierdywać o rozwoju kowalstwa w czasie zaborów.

PS Dla Kaczyńskiego za manewr z Krakowem złoty medal. Stoi sobie Prezes na podium zwycięzcy 11 listopada i patrzy jak się bezsilnie miotają cywilni z umundurowanymi. Specjalna nagroda dla nieocenionego TVN24, cóż za intuicja reporterska, ustawić kamerę w miejscu, gdzie za chwilę rozegra się "dramat na żółtym pasku".

PS 2 Przepraszam pana redaktora Michnika, jednak był obecny na marszu i to czynnie, reprezentowany przez bolszewików z Antifa.

Matka Kurka

12/11/2013 „Są siły, które polską niepodległość podważają” - twierdzi pan Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, który jako socjalista demokratyczny, przywłaszczył sobie od lat termin” prawica”.. Oczywiście partia o nazwie Prawo i Sprawiedliwość nie jest prawicą, tym bardziej, że powołuje się na ideologię socjalisty- Józefa Piłsudskiego.. Jest – w najlepszym przypadku- socjaldemokratą w sosie pobożnym.. I jeszcze próbuje grać rolę partii narodowej.. Co nie jest prawdą, bo pan Jarosław Kaczyński był i jest zwolennikiem przyłączenia Polski do socjalistycznej Unii Europejskiej.. Przyłączenie państwa do innego państwa oznacza oczywiście utratę suwerenności. Część innego państwa- siłą rzeczy- nie może być suwerenna.. Dziwię się, że pan prezes Jarosław Kaczyński jest zdziwiony? I nie widzi tej prostej zależności.. Wydaje mu się, że zawsze tak będzie, że barany będą baranieć jeszcze bardziej.. Do kogo kieruje pan prezes swoje wątpliwości? Czy do pana premiera Tuska z którym na spółkę pozbawił Polskę suwerenności? To tak jak pan profesor Leszek Balcerowicz kieruje swoje uwagi pod adresem Donalda Tuska , jeśli chodzi o zadłużanie Polski, a sam ma udział w tym zadłużaniu- no i podważa zaufanie do premiera Donalda Tuska… Czy może kieruje wątpliwości w kierunku narodowców, którzy też uważają, że Polska nie jest krajem suwerennym w wyniku działania Prawa i Sprawiedliwości, Platformy Obywatelskiej, Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Twojego Ruchu.? A może panu prezesowi chodzi o to, że mamy niepodległość i suwerenność, ale pan Donald, poprzez swoje zachowanie w sprawie „ katastrofy smoleńskiej” niepodległość podważa? Bo sądzę, że o Kongresie Nowej Prawicy Pan prezes nie myśli.. Na razie nas nie zauważa, choć już w wielu tzw sondażach przekraczamy magiczne 5% ustanowione przeciw nam i nam podobnym- nie tak tłumnym partiom, jak inne. Okrągłostołowcy czuwają, żeby nikt nie powołany nie dostał się do Świątyni Demokratycznego Rozumu. Ale tym razem wygląda na to, że stanie się to, czego oczekujemy od dwudziestu lat rządów wrogów Polski i Polaków budujących absurdalny system gospodarczy, który krępuje, ubezwłasnowalnia, hamuje.. I okrada miliony Polaków z ich własności jaką jest wytworzony przez nich dochód… Wygląda również na to, że do Świątyni Demokratycznego Rozumu dostaną się również narodowcy- również przeciwnicy przynależności Polski do socjalistycznej Unii Europejskiej z innych powodów niż my.. Oni chcą socjalizmu krajowego- my socjalizmu nie chcemy , ani krajowego, ani międzynarodowego.. Uważamy, że socjalizm jest wrogiem nie tylko Polaków, ale wszystkich narodów zamieszkujących kulę ziemską – z prostego powodu.. Socjalizm jest systemem redystrybucji, a nie tworzenia dochodu.. W socjalizmie ludzie się nie bogacą, bo bogactwo pochodzi z pracy, a nie z zasiłków, redystrybucji, kradzionych pieniędzy i ze sfery budżetowej. Dobrze się ma wyłącznie biurokracja i masy różnych” przedsiębiorców” zaprzyjaźnionych z biurokracją., którym biurokracja pomaga wyciągać pieniądze z budżetu- oczywiście nie za darmo.. Z takim systemem daleko nie zajedziemy.. Czas, żeby podnieść próg bytności w Demokratycznej Świątyni Rozumu do przynajmniej 10%(!!!), albo 15- a może 20%(!!!!) Żeby nikt obcy nie wszedł do Demokratycznej Świątyni Rozumu. I nie mieszał- również demokratycznie. Tym bardziej, że od samego mieszania herbata o smak- nie staje się słodsza, tylko od cukru.. I pomyśleć, że okrągłostołowcy nachwali sobie gór pieniędzy- około 100 milionów złotych rocznie- na swoją destrukcyjną działalność wobec państwa i narodu polskiego.. 100 milionów rocznie z kieszeni tych, którzy ich nie popierają.. Bo według ostatnich demokratycznych sondaży w demokratycznym państwie prawnym do celebrowania tego wariackiego układu zamierza pójść 37% przebadanych umysłowo i głosować większości na te same partie destrukcyjne.. Ile jeszcze trzeba obserwować szkód, żeby zrozumieć bezcelowość glosowania na te obskurne partie, które nie mają Polakom nic do zaoferowania oprócz demagogii, i to za ich pieniądze? Istna kwadratura demokratycznego koła.. Zresztą w demokracji może być i kwadratowe koło i żonaty kawaler- wystarczy przegłosować.. No i mieszać w nieskończoność.. Chociaż nigdy herbata nie stanie się słodsza, jak twierdził Stefan Kisielewski. Nawet od wielkiego demokratycznego mieszania.. A może panu prezesowi chodziło o tajemnicze zgony wokół „katastrofy smoleńskiej”.. Remigiusz Muś, technik pokładowy z Jaka 40, który wylądował w Smoleńsku pół godziny przed Tupolewem. Zeznawał w prokuraturze Okręgowej w Warszawie różne ciekawe rzeczy.(???) Mówił o dwóch eksplozjach przez zgaśnięciem silników, widział szczątki ciał i kręcących się funkcjonariuszy rosyjskich, którzy ciałami nie byli zainteresowani, ale spisywaniem czegoś na przygotowanych stolikach.. I chyba to spowodowało, że 28.10 2012 roku znaleziono jego ciało w domu, w Piasecznie, w piwnicy, w sobotę.. Ale sekcję zwłok zrobiono w poniedziałek. Już więcej nic nie powie. Dariusz Szpineta - zawodowy pilot, instruktor pilotażu, wypowiadał się w mediach ostro o zamachu. Zszedł ze świata tego w roku 2011.. Krzysztof Zalewski. Dawny członek KPN. Naczelny miesięcznika „Technika Wojskowa Historia”, ekspert lotniczy, zajmował się przyczynami „katastrofy smoleńskiej”. Został zamordowany 10.12.2012 roku w siedzibie firmy Magnum X przez Cezarego S. Podobno- bo w naszym kraju nie wszystko jest pewne .Cezary S wcześniej był ranny, zadał Zalewskiemu śmiertelne ciosy, urwało mu dłoń. Ranny w brzuch, ale zabił Zalewskiego.. Zupełnie jak szef Urzędu Ceł.. Strzelił sobie trzy razy w brzuch i doczołgał się do drzwi żeby sobie jeszcze raz strzelić w brzuch.. Eugeniusz Wróbel, wiceminister transportu, kandydat PiS do Parlamentu Europejskiego, specjalista od systemów sterowania lotem,. Wykładał na Wydziale Automatyki i Elektroniki i Informatyki Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Zabił go syn- piłą. Sam skończył w zakładzie psychiatrycznym..

Krzysztof Knyż..- operator faktów TVN- sfilmował podchodzącego do lądowania Tupolewa. Zmarł 10 czerwca 2010 roku w Moskwie Zmarł na sepsę- była reakcja zapalna. Zachodnia prasa podawała, że został zamordowany we własnym mieszkaniu w Moskwie. Marek Dulinicz- archeolog, szef grupy archeologicznej- zginął 6.06 2010 roku. Biskup Mieczysław Cieślar..- zginął w nocy z 18 na 19 kwietnia 2010 roku w wypadku samochodowym.. Zajął stanowisko po śmierci gen. Adama Pilcha(protestanta). który zginął w „ katastrofie smoleńskiej”- odebrał telefon od osoby, która przeżyła. „Są siły, które polską niepodległość podważają”..- to być może prawda- jeśli Polska tę niepodległość ma.. Ale prawdziwy spór pomiędzy dwiema głównymi siłami demokratycznymi przebiega po linii „ katastrofy smoleńskiej”.. No i po linii posad.. Każdy nurt demokratyczny chciałby obsadzić samodzielnie demokratyczne państwo prawne swoimi zaufanymi ludźmi.. A co my mamy z tego mieć? Ano płacić za fanaberie zaufanych ludzi różnych partii demokratycznych w demokratycznym państwie prawnym.. I to jest nasza rola! WJR

Nie udało się zepchnąć na PiS odpowiedzialności za zamieszki w Warszawie

1. Prawo i Sprawiedliwość świadomie zrezygnowało z uczestnictwa w manifestacji podczas Święta Niepodległości w Warszawie w dniu 11 listopada, zdając sobie sprawę, że na ulicach w ten czy inny sposób, zostaną sprowokowane zamieszki. Dlatego właśnie w Wigilię Święta Niepodległości, a więc 10 listopada, została zorganizowana przez Prawo i Sprawiedliwość w Warszawie, manifestacja związana z jednej strony z miesięcznicą katastrofy Smoleńskiej z drugiej z obchodami Święta Niepodległości. Uroczystość niezwykle udana, rozpoczęła się podniosłą mszą świętą w Katedrze na Starym Mieście, a następnie przemarszem pod Pałac Prezydencki i pomnik Józefa Piłsudskiego na placu jego imienia, a także grób Nieznanego Żołnierza. W tych uroczystościach wzięło udział ponad 30 tysięcy uczestników i mimo tego, że trwały one ponad 4 godziny, to nie wydarzył się nawet najmniejszy incydent, chociaż jak się wydaje, rządzący wręcz oczekiwali na jakieś zamieszki.

2. To stwierdzenie, że władzy zależało na wywołaniu burd podczas uroczystości organizowanych przez Prawo i Sprawiedliwość wcale nie jest gołosłowne. Otóż w dniu 6 listopada, a więc sporo przed Dniem Niepodległości minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz ni mniej ni więcej, tylko użalał się publicznie w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”, że Prawo i Sprawiedliwość ucieka od konfrontacji. Minister mówił wprost „PiS moim zdaniem boi się konfrontacji liczebnej, z czymś co mu nagle wyrosło po prawej stronie. Nie chce wchodzić w licytację, która manifestacja jest większa. I ucieka o tej konfrontacji”. I dalej w tym samym stylu „Uciekają do Krakowa przy argumencie dla mnie tyleż bolesnym co humorystycznym. Mianowicie takim, że ponoć boją się prowokacji państwa policyjnego wymierzonego w manifestację pisowską. Uciekają więc do Krakowa, gdzie jak rozumiem, państwo polskie nie działa”. I to wszystko mówi minister spraw wewnętrznych, który raczej powinien być wdzięczny Prawu i Sprawiedliwości, że organizując w dniu 11 listopada obchody Święta Niepodległości w Krakowie, stara się unikać jakiejkolwiek konfrontacji nawet tej liczebnej ponieważ zdaje sobie sprawę, że rządzący Polską są skrajnie nieodpowiedzialni.

3. Przecież to właśnie ekipa Tuska zdecydowała, że w dniu 11 listopada kiedy jak wiadomo w Warszawie corocznie jest organizowanych przynajmniej kilkanaście różnego rodzaju manifestacji, rozpocznie się szczyt klimatyczny, który zawsze powoduje różnego rodzaju manifestacje organizacji pozarządowych (ostatnio niezwykle gwałtowne manifestacje tzw. ruchów ekologicznych, miały miejsce podczas szczytu klimatycznego w Kopenhadze). Na szczęście te organizacje w dniu rozpoczęcia obrad szczytu klimatycznego na dobre jeszcze do Warszawy nie zjechały i ich członkowie nie włączyli się do zamieszek, bo gdyby tak się stało, w mediach w tym tych zagranicznych, mielibyśmy festiwal oskarżeń, przed którymi trudno byłoby się bronić. Obrady szczytu będą trwały w Warszawie, aż 2 tygodnie i pewnie o manifestacjach organizowanych przez tzw. ruchy ekologiczne jeszcze usłyszymy, mamy jednak szczęście, że nie rozpoczęły się one w dniu Święta Niepodległości, bo trudno byłoby na tym wszystkim rządzącym zapanować.

4. Obciążyć odpowiedzialnością Prawo i Sprawiedliwość za zamieszki w Warszawie, próbował jeszcze wczoraj tuż przed odlotem do Paryża, Donald Tusk ale wypadło to bardzo nieprzekonująco. Na lotnisku Okęcie na zaimprowizowanej konferencji prasowej szef rządu mówił „każdy kto nie tylko toleruje ale i akceptuje tego rodzaju zdarzenia, ponosi za to współodpowiedzialność. Jeżeli słyszymy w Święto Niepodległości słowa o tym, że jakieś siły zagrażają polskiej niepodległości, to ja nie mam żadnych wątpliwości, że są to słowa wywołujące tego typu zagrożenie”. A więc zdaniem Tuska wypowiedź prezesa Kaczyńskiego w Krakowie, która miała miejsce około 20 wieczorem 11 listopada, była jednak przyczyną zamieszek w Warszawie, które rozpoczęły się około godziny 16-stej, a więc przynajmniej 4 godziny wcześniej. Doprawdy żelazna logika. Ale mimo tych wypowiedzi premiera Tuska i jego „nadwornego policjanta” Bartłomieja Sienkiewicza, dla wszystkich tych którzy myślą samodzielnie, jest oczywistym, że nie można obciążyć Prawa i Sprawiedliwości odpowiedzialnością za zamieszki w Warszawie. Kuźmiuk

Smoleński zakręt. Co dalej z wyjaśnianiem przyczyn katastrofy? Dwie komisje, dwie wersje zdarzeń, dwie grupy ekspertów i żadnych szans na kompromis. Trzy i pół roku po katastrofie smoleńskiej w sprawie jej okoliczności i przyczyn nie ma szans na zbliżenie stanowisk między rządem a opozycją ani na merytoryczną dyskusję z udziałem przedstawicieli obu komisji. Są wzajemne zarzuty, oskarżenia i polityczna gra. – Wiemy, co wydarzyło się 10 kwietnia w Smoleńsku – mówi publicznie od wielu miesięcy dr Maciej Lasek, szef oficjalnej komisji zajmującej się wyjaśnianiem okoliczności śmierci prezydenta. Te same słowa powtarza szef parlamentarnego zespołu wyjaśniającego katastrofę – Antoni Macierewicz. To jedyne zdanie dotyczące 10 kwietnia, pod którym obaj mogą się podpisać. Co do odpowiedzi na tę zagadkę, obaj panowie diametralnie się różnią. Zdaniem Laska i jego ludzi, w Smoleńsku zawinił błąd pilota. Kapitan Arkadiusz Protasiuk w złych warunkach zszedł za nisko, a potem zawadził skrzydłem samolotu o brzozę. W wyniku zderzenia z brzozą samolot stracił część skrzydła, odwrócił się na grzbiet i uderzył w ziemię z taką siłą, że pasażerowie zginęli. Zdaniem Macierewicza, kapitan Protasiuk podjął decyzję o odejściu na drugi krąg, wyprostował lot samolotu do toru poziomego i zamierzał poderwać maszynę do góry. Wtedy jednak doszło do dwóch wybuchów, które rozerwały poszycie kadłuba i doprowadziły do zderzenia samolotu z ziemią. Różnice zdań obu szefów zespołów wyjaśniających tragedię w tej – niewątpliwie najważniejszej – kwestii rzutują na całość ich ustaleń.

Brzozowa kompromitacja Dla parlamentarzystów pracujących pod kierownictwem Antoniego Macierewicza podstawą do sformułowania tezy o wybuchu stało się… badanie brzozy. Drzewo w Smoleńsku, w pobliżu lotniska Siewiernyj, było jednym z pierwszych obiektów badań ekspertów. Już w kwietniu 2010 roku świat obiegły fotografie jego korony, ułamanej rzekomo przez skrzydło lecącego tupolewa. W 2012 roku wyszło na jaw, że eksperci „komisji Millera” i zespołu Laska źle zmierzyli brzozę. Ponowny pomiar (wykonany już na polecenie śledczych z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie) wykazał, że pomylili się o ponad półtora metra. I tu wyszła pierwsza sprzeczność w ich ustaleniach. Gdyby bowiem przyjąć, że tupolew ściął skrzydłem brzozę (jak najpierw chcieli „eksperci” państwowi), okazałoby się, że leciał niżej, niż wykazały rejestratory. Jest to więc sprzeczność w wynikach badań. Tezę o „pancernej brzozie” jako pierwszy obalił profesor fizyki Mirosław Dakowski – specjalista od praw pędu (jego wyliczenia przywołałem w książce „Zamach w Smoleńsku”). Dakowski udowodnił, posługując się danymi fizycznymi i matematycznymi, że gdyby rzeczywiście doszło do zderzenia samolotu z brzozą tej grubości, to skrzydło pozostałoby nienaruszone, a drzewo wyglądałoby inaczej. Profesor Dakowski przeanalizował również zdjęcia dostępne w internecie i zauważył, że na miejscu katastrofy brakuje śladów dziury w ziemi, jaka musiałaby powstać, gdyby uderzył w nią ważący prawie 100 ton samolot, pędzący z prędkością prawie 300 km na godzinę. To kolejny dowód przeczący wersji forsowanej przez Macieja Laska. Jeśli bowiem samolot – po rzekomym zderzeniu z brzozą – uderzył w ziemię, dlaczego nie ma żadnych śladów tego uderzenia? Profesor Mirosław Dakowski jako pierwszy zwrócił również uwagę na charakterystyczny kąt wygięcia blach kadłuba. Blachy wygięte były do zewnątrz, a nie do środka, co wskazywało na działanie siły odśrodkowej (charakterystycznej dla wybuchu), a nie dośrodkowej (charakterystycznej dla zderzenia z ziemią). Były to pierwsze ekspertyzy kwestionujące oficjalną (rosyjską) wersję zdarzeń. Do podobnych wniosków doszli półtora roku później eksperci współpracujący z zespołem Antoniego Macierewicza: profesor Wiesław Binienda, doktor Kazimierz Nowaczyk, dr Wiesław Berczyński i prof. Jacek Rońda. Szczególnie duże zainteresowanie wywołały ekspertyzy Biniendy (dziekana na Uniwersytecie w Akron w Ohio), który zaprezentował symulacje komputerowe wykonane przy pomocy nowoczesnego programu. Binienda obalił wersję o pancernej brzozie, dowodząc, że do katastrofy doszło nie nad brzozą, ale kilkaset metrów dalej. Wersję „pancernej brzozy” ośmieszyły wiele miesięcy później zdjęcia wykonane kilka dni po katastrofie. Były to zdjęcia feralnego drzewa stojącego w kępie innych drzew. Zdjęcia są o tyle istotne, że widać na nich drzewa sąsiadujące ze złamaną brzozą. Dzieli ich odległość mniejsza niż kilka metrów. Gdyby więc chcieć przyjąć, że samolot trącił brzozę skrzydłem, musiałby to zrobić w taki sposób, aby ominąć drzewa stojące obok. Jest to niemożliwe.

Bez konfrontacji Od dawna przyjętym zwyczajem w świecie nauki są konfrontacje poglądów naukowców prezentujących odmienne poglądy. Celem jest wymiana argumentów i próba wypracowania wspólnego stanowiska, a także poddanie krytyce rozumowania obu stron. Logiczne więc wydawałoby się spotkanie ekspertów Antoniego Macierewicza z ekspertami Macieja Laska. Choć Macierewicz wielokrotnie deklarował gotowość do takiej debaty i obiecywał dostosować kalendarz swojego zespołu do harmonogramu prac Laska, ten ostatni odmawia. Nie dał się przekonać nawet profesorowi Michałowi Kleiberowi – prezesowi PAN – który chciał debatę zorganizować pod patronatem swojej uczelni. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tym bardziej zespół Laska traci wiarygodność, im częściej odmawia merytorycznej konfrontacji z ekspertami PiS. A sam Maciej Lasek mówiący za pośrednictwem kamer telewizyjnych do Antoniego Macierewicza „Jeśli macie dowody na zamach, pokażcie je” daje dowód swojej hipokryzji. Nie ma możliwości zobaczyć tych dowodów, jeśli odmawia konfrontacji, czyli możliwości zapoznania się z nimi.

Człowiek Tuska Na konflikt między zespołami badającymi katastrofę nakłada się spór polityczny. Maciej Lasek – co słusznie zauważył Macierewicz – jest człowiekiem Donalda Tuska, mianowanym na stanowisko za jego zgodą i wykonującym jego polecenia. Trudno sobie wyobrazić, aby jakikolwiek urzędnik państwowy mianowany przez Tuska robił cokolwiek wbrew jego woli. Jeśli przyjąć, że rząd Donalda Tuska (w tym sam premier) jest co najmniej politycznie współodpowiedzialny za katastrofę tupolewa, to rodzi się pytanie, czy inżynier Lasek i jego komisja mają faktycznie wyjaśniać przyczyny katastrofy, czy bronić wizerunku Tuska i forsować wygodną dla niego wersję (zakładającą błąd pilota). Za taką tezą przemawiałoby nie tylko legitymizowanie wersji rosyjskiej, lecz również próba zbudowania politycznych oskarżeń wobec ludzi Macierewicza za każdym razem, kiedy przedstawiają oni fakty niewygodne dla rządu Tuska i samego premiera. Tymczasem oskarżenia, które pojawiają się wobec szefa rządu w tej akurat sprawie, nie wynikają z oczywistych politycznych animozji tylko z faktów, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego, a które w trakcie prac zespołu parlamentarnego wychodzą na jaw. Chodzi przede wszystkim o skandaliczne zaniechania służb podlegających Tuskowi w zabezpieczaniu wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, o paraliż większości państwowych instytucji, o dopuszczenie do remontu rządowego samolotu w zakładach w Samarze, w końcu o skandalicznie prowadzone śledztwo dotyczące okoliczności katastrofy. Co ciekawe, do faktów tych, jako niewygodnych dla rządu i jego szefa, a w oczywisty sposób mających związek z samą katastrofą, komisja Macieja Laska w ogóle się nie odnosi. Czy można wyjaśniać okoliczności katastrofy lotniczej (zwłaszcza tej, w której zginął prezydent kraju) bez prześwietlenia choćby okoliczności remontu samolotu?

Bez pozwolenia Jedyną rzeczą, jaką można zarzucić Antoniemu Macierewiczowi i posłom skupionym w jego zespole, jest zawłaszczenie tematyki smoleńskiej dla swojego obozu politycznego. Takie działanie wplata się w umacnianie wśród Polaków podziału na przeciwników i zwolenników tezy o zamachu, ale w taki sposób, aby ci drudzy musieli popierać PiS. Kto nie wierzy w zamach, nie ma prawa być członkiem PiS – i analogicznie: kto wierzy w zamach, musi popierać PiS. Przekonał się o tym choćby wspomniany wyżej prof. Mirosław Dakowski, który już w 2010 roku, mimo swojej gotowości, nie znalazł się w gronie parlamentarnych ekspertów wyjaśniających okoliczności katastrofy smoleńskiej (profesor w trakcie swoich publicznych wypowiedzi nie zajmuje się li tylko chwaleniem PiS). Ten sztuczny podział odczułem również na własnej skórze, gdy spotykały mnie przykrości ze strony niektórych działaczy PiS – za to, że broniąc publicznie tezy o zamachu (książki „Zamach w Smoleńsku”, „Operacja Smoleńsk”, artykuły i dziesiątki publicznych wystąpień), nie kryłem swego krytycznego stosunku do PiS. Jednak zawłaszczanie tematu smoleńskiego i wykorzystywanie go do politycznych celów, zmiany stanowisk w sprawie szczegółowych ustaleń (jak choćby wysokość i miejsce wybuchu bomby), liczne wpadki (jak niedawna nieostrożna wypowiedź prof. Rońdy w Telewizji Trwam) nie są w stanie zmienić faktu najważniejszego: to zespół kierowany przez Antoniego Macierewicza dzięki benedyktyńskiej pracy najpierw obalił kłamstwa rosyjskiej propagandy, a potem – krok po kroku – odsłonił tajemnicę smoleńskiej zbrodni, ujawniając przy okazji szereg patologii trawiącej polskie państwo. I jeśli w najbliższych dekadach podręczników do historii nie będą pisać PR-owcy Donalda Tuska, to właśnie ustalenia Antoniego Macierewicza, a nie wersja Laska, będą fundamentem do stworzenia rozdziału o okolicznościach katastrofy w Smoleńsku. Szymowski

13/11/2013 „Będę zszywał to co inni prują” -powiedział pan prezydent Bronisław Komorowski przedwczoraj podczas uroczystości świętowania odzyskania przez Polskę niepodległości- przed 85 laty.. Bo utraty suwerenności 1 grudnia 2009 roku, w momencie gdy wszedł w życie Traktat Lizboński- na razie nie świętujemy.. Chociaż niektórzy śpiewają: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”.. A przecież mamy wolną. Tak przynajmniej twierdzi pan prezydent Bronisław Komorowski i wszyscy wokół niego.. W poprzedniej komunie też władza twierdziła, że mamy wolną Polskę, ale decyzje zapadały w Moskwie..” Wchodzimy do Unii Europejskiej, żeby móc decydować o sobie” –mówił przed laty pan Andrzej Olechowski, współtwórca III Rzeczpospolitej Zbankrutowanej.. Na razie pan Władysław Kosiniak- Kamysz, nie bacząc na sytuację Polski, rozdał w swoim resorcie , pracy i polityki socjalistycznej- 4,3 miliona złotych na nagrody i premie dla aparatu za” rzetelną i terminową pracę zawodową”(????) W resorcie pracuje tylko 798 urzędników pracy socjalistycznej, czego nagrody dostało 741 urzędników, premie - 88. Przeciętna nagroda wynosiła 511 złotych na osobę urzędniczą - premia była dwukrotnie wyższa.. Powiedzmy sobie szczerze: to nie są żadne pieniądze zmarnowane.. O tym wszystkim donosi „Fakt”, który wczoraj - chyba, że program w Polsacie nie był na żywo- obchodził swoje 10 lecie istnienia w „ wolnej Polsce” ..Pan prezydent Bronisław Komorowski obecny na gali, bardzo chwalił ten „dziennik”, otrzymał wielkie brawa od zgromadzonej publiczności, a w większości były to dobrze znane- zgrane twarze telewizyjne.. Wygląda na to, że ONI wszyscy czytają dziennik” Fakt”… Skoro zostali zaproszeni na galę springerowskiego „ dziennika”.. Czy ktoś z Państwa miał w ręku dziennik” Fakt”? Przyzwoity człowiek nie bierze do ręki tego typu wydawnictwa.. Takie gazety nazywa się” brukowcami”..(!!!!) Pełnymi sensacji, morderstw i głupot, nagich bab i kulinariów. Podczas okupacji niemieckiej, Niemcy wydawali coś podobnego- nazywało się” Fala”. O ile mnie pamięć nie myli… Sensacja, goła baba, przepisy kulinarne.. Czyżbyśmy mieli kolejną okupację niemiecką?. W końcu Unia Europejska to pomysł niemiecki. Taka gazeta opiera się na wywoływaniu emocji u czytelnika, podnosi mu adrenalinę, żeby się naładował emocjonalnie na kolejny dzień., żeby mógł przetrwać do dnia następnego, żeby znowu sobie kupił dawkę kolejnej adrenaliny.. I przeczytał, czy Doda na koncercie była majtkach, czy też bez.. Albo dlaczego Edyta Górniak wyszła na plażę bez biustonosza? Bo w programie The Voice of Poland( dlaczego po angielsku?) jest w pełni ubrana.. I ubrana świeci pełnym blaskiem.. Tak jak świeciła obklejając całą Warszawę bilbordami propagandowymi z napisem” Jestem Europejką”?”(???). Razem z panem Cezarym Żakiem, Anią Przybylską i Michałem Żebrowskim.. To są wielcy” Europejczycy”.. Albo co pił z gwinta „aktor” Borys Szyc? No właśnie co on pił i dlaczego się awanturował..? I jak czuje się matka małej Madzi.. Jeśli pan prezydent zaczytuje się a takiej „gazecie”, a chyba czyta skoro wychwala ją pod Niebiosa- to nie dziwota, że nie ma czasu się zorientować co naprawdę dzieje się w kraju, którego jest głową.. Chociaż… Będzie zszywał to co inni prują, to znaczy, że ktoś jednak pruje ten kraj.. Że okrada- to jasne! Wyprowadza ile się da.. Miliardy złotych płyną za granicę w różnych postaciach.. Samych odsetek od długów- to 60 miliardów złotych..(!!!!) A ile transferują sieci handlowe mając dogodne warunki handlowe? Może w końcu weźmie się za tych wszystkich, którzy rzeczywiście” prują” ten kraj- i nich to wszystko jakoś pozszywa. .Żeby jeden dzień „dziennik Fakt” nie miał o czym pisać sensacyjnie.. Oczywiście nic konstruktywnego z tych sensacji nie wynika: ukradli dzisiaj, zmarnowali jutro, zniszczą pojutrze.. I dalej, i dalej i codziennie – jeszcze dalej.. Jeszcze więcej sensacji, żeby przykryć prawdę.. I te krzykliwe tytuły” Pijany poseł”(!!!) Chodzi o Przemysława Wiplera.. Podobno miał 1,4 promila w wydychanym powietrzu.. Może i miał: a co to będąc w knajpie nie wolno mieć promili? To niech Policja Obywatelska penetruje knajpy z alkomatami i sprawdza kto ile ma promili.?. I wygarnia na komisariat. Przecież na razie w knajpie promile można mieć, tak jak w domu.. Ale na razie.. Niech no tylko władza upora się z narodowcami? Może ich zdelegalizuje? Potem się weźmie za Kongres Nowej Prawicy- jak tylko urośnie w siłę.. Cały czas czekam na taśmy prawdy dotyczące” pijanego” posła Wiplera.. Jak nie zobaczę- to nie uwierzę.. Jak on bije tych sześciu policjantów i policjantkę.. Musi być niezły zuch.. Nie znałem go do tej strony.. A wyglądał na spokojnego człowieka.. Ale jak człowiek wypije ze cztery , pięć setek.. Jedna pani wcale nie wypiła, ale straciła pracę- jak to jest obecnie „ modne” w demokratycznym państwie prawnym chłostającym przedsiębiorców ile się da.. Miała kobiecina pięcioro dzieci.. I wiecie Państwo co faszystowskie państwo prawne zrobiło z dziećmi tej kobiety? Wzięło sobie… chyba . na pamiątkę(!!!) Zabrało dzieci kobiecie(!!!) Teraz ono będzie je wychowywało i utrzymywało te dzieciaki ,a ponieważ faszystowskie państwo socjalistyczne nie ma innych pieniędzy niż te, które nam odbierze- to oznacza, że to my będziemy utrzymywać te pięcioro dzieci.. Odbierają dzieci jak w niegdysiejszej Sparcie.. Będą je wychowywać na janczarów demokratycznego państwa prawnego.. Zabierają już dzieci rodzicom, za mały metraż mieszkania, za niedożywienie, za picie, za palenie…. Nie, nie nie… Za palenie przy dzieciach chyba jeszcze nie- a czas najwyższy zabierać za wszystko, co tylko przyjdzie faszystowskiemu państwu o głowy.. Nawet za punkty na radarze.. Tak jak odbierają zwierzęta ludziom.. Kilka dni temu pan Stanisław Tym’ „satyryk” jak się patrzy zaangażował się w akcję zrobienia porządku z rolnikiem, który postępował ze swoimi zwierzętami” niehumanitarnie”.. Pan Stanisław grał rolę w „ Misiu”, kręconym w poprzedniej komunie- było naprawdę śmiesznie.. Dlaczego nie kręci kolejnych odcinków- w tej komunie -jest jeszcze śmieszniej? Materiału jest w bród! Ale pan Tym tego nie widzi, bo związany jest emocjonalnie z tymi, którzy ten bałagan robią.. W końcu człowiek inteligentny powinien widzieć związki pomiędzy przyczyną a skutkiem.. Jakoś w III Rzeczpospolitej nie bardzo te związki widzi.. Nie wiem czy czyta dziennik” Fakt”.. Byłby się jeszcze wiele nauczył.. Na razie przyłączył się w obronie gnębionych zwierząt przez rolnika.. Przecież zwierzę było rolnika- a nie pana Stanisława Tyma.. Pan Tym powinien mieć swoje zwierzęta i się nad nimi nie znęcać.. Dobrze je karmić, opiekować się nimi- dbać o ich prawa.. Najlepiej zamieszkać z nimi w swoim domu.. A może nakręcić film z krową w roli głównej? Na obchodach 10 lecia dziennika” Fakt” pojawił się pan Michał Wiśniewski.. Zmienił wizerunek! Wizerunek co innego, a prawda o człowieku- co innego.. Nie ma już czerwonej czupryny.. Teraz wygląda już zupełnie inaczej.. Nie widziałem jego ostatniej żony.. I tych poprzednich też nie było.. Tym razem śpiewał, nie reklamował czegoś tam.. Panu prezydentowi się podobało.. Będzie łatwiej zszywał to co sam popruł.. Podpisuje systematycznie jakieś ustawy, które doskwierają Polakom.. Ale wizerunek ma inny.. Polacy go kochają! W demokratycznych sondażach przekracza 100% poparcia(???) To jest prawdziwie wybitny „ maż stanu” tak jak zmarły niedawno Tadeusz Mazowiecki.. No i czyta najlepszą gazetę w Polsce-„ Fakt”. Chyba czyta, skoro tak bardzo chwali.. Nie wiadomo czy czytał Traktat Lizboński-, tak jak pan premier- nie czytał.. No i ciekawe, czy pan premier Tusk czyta „Fakt’? I dlatego mamy takie „ elity”.. WJR

Szczyt Klimatyczny czyli mitologia globalnego ocieplenia Jakie są faktyczne naukowe podstawy do formowania alarmistycznej polityki wobec zmian klimatu? Jakie efekty przyniosła dotychczasowa walka z globalnym ociepleniem? Jakie dokładnie koszty poniesie Polska w wyniku realizacji europejskiej polityki klimatycznej? Na takie pytania powinien odpowiedzieć rząd przed zbliżającym się Szczytem Klimatycznym w Warszawie. W Święto Niepodległości, 11 listopada, odbędzie się kolejna konferencja Organizacji Narodów Zjednoczony ds. Zmian Klimatu – COP-19 (artykuł powstał jeszcze przed obchodami Święta – dop. red.). Po raz drugi w historii gospodarzem szczytu będzie Polska. Do Warszawy zawitają tysiące biurokratów, aktywistów ekologicznych i skrajnych obrońców środowiska. Za ten raut podatnicy zapłacą 100 mln złotych. Centralnym miejscem obrad będzie Stadion Narodowy. Organizacja konferencji jako uzasadnienie budowy tego horrendalnie drogiego obiektu wydaje się jedynym logicznym celem zwołania międzynarodowego zgromadzenia wyznawców religii efektu cieplarnianego w Warszawie.

W co gra rząd? Polska będzie odgrywała bardzo ważną rolę w trakcie tej konferencji, jako główny negocjator. Nie zapominajmy, że karty w tej grze rozdają światowe mocarstwa: Unia Europejska, której prawdopodobnie udało się przekonać Baracka Obamę, że polityka klimatyczna może okazać się skutecznym narzędziem dla ograniczania konkurencji ze strony dynamicznie rozwijających się krajów Azji czy Ameryki Południowej. W wydarzeniu będzie brało udział kilkanaście tysięcy przedstawicieli z ponad 190 krajów świata. Według Ministerstwa Środowiska, konferencja w Warszawie będzie początkiem globalnych negocjacji zmierzających bezpośrednio do zawarcia globalnego porozumienia klimatycznego po 2020 roku. Zakończenie negocjacji planowane jest na konferencji w Paryżu za dwa lata. Uważnym obserwatorom, którzy śledzą formowanie się tego projektu polityczno-biznesowego, trudno w to uwierzyć. Tego typu zapewnienia słyszymy co najmniej od 10 lat. Porozumienie jest tuż tuż, ale nie udaje się go podpisać. Faktycznie, wszystkie dotychczasowe rozmowy kończą się fiaskiem. Właśnie dlatego w akcie desperacji zadecydowano o przedłużeniu protokołu z Kioto, który obowiązywał do 2012 roku. Zapisy tego dokumentu poniosły spektakularną porażkę. W porównaniu do założeń zawartych w protokole (sygnatariusze zobowiązywali się do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 5 proc. w porównaniu do roku 1990) globalna emisji dwutlenku węgla wzrosła w tym okresie o 50 procent. Powodów tego stanu faktycznego jest kilka. Najbardziej oczywistym jest to, że człowiek nie tylko nie jest w stanie wpływać na poziom temperatury na Ziemi, ale nawet nie jest zdolny politycznie skoordynować poziomu emisji zanieczyszczeń przemysłowych w tylu krajach świata. Po drugie – co z tego, że emisje redukowane są w Europie, gdy równocześnie rosną one w zastraszającym tempie w krajach o największych poziomach produkcji przemysłowej, które nie podpisały żadnych zobowiązujących dokumentów. Poziom emisji wzrósł w Chinach i Indiach co najmniej dziesięciokrotnie więcej, niż wyniosły redukcje w UE i USA. Podczas gdy w tych największych krajach Azji emisje CO2 wzrosły odpowiednio o 200 i 100 ton per capita, Stany Zjednoczone zredukowały je jedynie o 14 ton, a Unia Europejska – o 12 ton na mieszkańca. Warto dodać, że USA także nie podpisały protokołu z Kioto. Za to w 2011 roku z ustaleń dokumentu wystąpiła Kanada, a w niedalekiej przyszłości na analogiczny krok zdecyduje się zapewne Australia, której nowy premier Tony Abbott jest zagorzałym przeciwnikiem kłamstwa cieplarnianego i jego pierwszym posunięciem po objęciu stanowiska było skasowanie wszelkich programów klimatycznych krępujących gospodarkę jego kraju. Zapewne analogicznego kroku oczekiwaliby Polacy od przyszłego rządu. Tak więc odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, jakie efekty przynosi realizowana polityka. Odpowiedź brzmi: odwrotne do założonych. Bowiem emisje zamiast się zmniejszać, drastycznie rosną.

Co na to klimat? Jaki ma to wpływ na klimat? A kto tak naprawdę myśli o klimacie!? Kilka tygodni temu świat obiegły zdjęcia satelitarne Arktyki. W ciągu ostatniej dekady powierzchnia wiecznej zmarzliny powiększyła się aż o 60 procent! Gdyby więc wiązać poziom emisji CO2 z topnieniem lodu w Arktyce, należałoby wysnuć logiczny wniosek, że im większe stężenie dwutlenku węgla w atmosferze, tym lepiej dla pokrywy lodowej. Dokładnie odwrotnie niż sugerują naukowcy opłacani przez Międzynarodowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC). Sęk w tym, że – jak dowodzą ich liczni i bardziej utytułowani oponenci histeryków klimatycznych – nie można znaleźć związku między stężeniem CO2 w atmosferze a zmianami klimatu, bowiem w przeszłości owo stężenie było znacznie wyższe, a zdarzały się okresy zarówno ciepłe, jak i zlodowaceniowe. Warto też przypomnieć, że powyższe fakty są ostatecznie kompromitujące dla IPCC, bowiem naukowcy związani z tą instytucją wieszczyli, że Arktyka roztopi się do 2012 roku lub nawet szybciej! Nie przeszkadza to tej instytucji w produkowaniu kolejnych alarmistycznych dokumentów. Tej jesieni światło dzienne ujrzał kolejny raport, w którym można przeczytać, iż „w 95 proc. prawdopodobne jest, że za ocieplenie się klimatu odpowiada człowiek”. Naturalnie nie można nawet stwierdzić, że takie ocieplenie ma miejsce, bowiem tym faktem można dowolnie manipulować, dobierając odpowiedni okres do analizy. Gdyby badać zjawisko od lat 20 lub 30, mogłoby się okazać, że temperatury spadają. Natomiast nie istnieje żadna metodologia, która udowadniałaby antropologiczny charakter tego ewentualnego zjawiska. Tak więc owa hipoteza jest zastraszająco słaba i niewiarygodna. Nic więc dziwnego, że coraz mniejsza grupa ludzi chce się z nią identyfikować. Jeszcze bardziej kuriozalnie brzmią prognozy, którymi straszą nas klimatyczni alarmiści z IPCC. Są oni pewni – zapewne również w 95 procentach – że globalne temperatury wzrosną o 0,4-2,6 stopnia Celsjusza w latach 2046-2065, a w latach 2080-2100 – o 0,3-4,8 stopnia Celsjusza. Proszę państwa, ludzkość osiągnęła więc już taki poziom rozwoju, że mędrcy wiedzą, co stanie się nawet za 87 lat! Czy to nie genialne? Oczywiście jest to śmieszne i żenujące, bo ci ludzie nie mogą być nawet pewni, że jutro się obudzą. Tak więc mamy odpowiedź na kolejne pytanie: na jakich podstawach naukowych opiera się histeria wokół zmian klimatu? Na modelach komputerowych, których prognozy w przytłaczającej większości już teraz okazały się błędne. Dlatego kolejny raport IPCC można włożyć – dosłownie – między bajki.

Rząd do tablicy Wróćmy zatem do interesów narodowych naszego kraju. Co może zyskać kraj najmniej – obok Danii – uzależniony energetycznie od importu, którego energetyka w ponad 90 proc. bazuje na spalaniu węgla kamiennego? Jak pogodzić „coraz bardziej ambitne cele” stawiane sobie przez Unię Europejską, czyli bazującą na bezemisyjnej technologii jądrowej Francję oraz mające „hopla” na punkcie zielonej energii bogate Niemcy? W połowie października urzędnicy poinformowali, że Polska odstąpiła o weta w przypadku wspólnego stanowiska na szczyt klimatyczny w Warszawie. W zamian deklaracja, która była negocjowana w Luksemburgu, nie zawiera wezwania do bardziej drastycznych redukcji gazów cieplarnianych niż poziomy obecne, czyli 20-procentowa redukcja emisji do 2020 roku. Delegacja polska odtrąbiła sukces. Polskę wspierały kraje Grupy Wyszehradzkiej, a więc Węgry, Słowacja i Czechy. Tymczasem unijne urzędasy dwoją się i troją, aby sprawiać wrażenie, że wszystko układa się po ich myśli. Komisarz ds. klimatu w UE Connie Hodegaard natychmiast zaapelowała, żeby 2014 rok stał się „rokiem ambicji”, aby wszystkie kraje członkowskie „odrobiły pracę domową” i nie udały się do Paryża z pustymi rękami. Wygląda więc na to, że niektórzy rzeczywiście łudzą się, iż cokolwiek uda się ustalić, mimo że od 1997 roku, a więc od 16 lat, nie widać szans na podpisanie jakiegokolwiek nowego globalnego dokumentu. Jedyną nowością, która być może wejdzie w życie, będzie funkcjonowanie „zielonego funduszu”, do którego państwa rozwinięte wpłacałyby 100 mld dolarów rocznie, aby finansować z niego ekologiczne inwestycje w innych krajach. Nie jest jednak jasne, czy Polska byłaby płatnikiem, czy beneficjantem takiego funduszu. Politycy muszą być ostrożni, bowiem kraje o najsilniejszej pozycji politycznej w Unii Europejskiej desperacko dążą do ustalania coraz bardziej drastycznych poziomów redukcji emisji gazów cieplarnianych. Przykładowo: Francja coraz głośniej mówi o 50-procentowym poziomie energii odnawialnej w bilansie energetycznym do 2040 roku. Dlatego rządzący powinni dbać o naszą energetykę węglową, aby zachować podstawy naszej gospodarki. Jeśli konferencja klimatyczna ma być naszą szansą, opinia publiczna powinna zostać wcześniej poinformowana, w jaki sposób będzie działał rząd. Na chwilę obecną trudno o jednoznaczną ocenę, w co tak naprawdę gra polska delegacja. A jeśli rząd zamierza bronić polskiej racji stanu i nie dać się ogłupić zielonym lobbystom, będziemy dobrze pisać w tym kontekście o gabinecie Donalda Tuska. Przynajmniej na odchodne. Tomasz Teluk

Prezydent Komorowski ostrzega rząd Tuska

1. W mediach wczoraj głównie o zamieszkach podczas manifestacji zorganizowanej przez Ruch Narodowy z okazji Święta Niepodległości w dniu 11 listopada w Warszawie i tylko Polska Agencja Prasowa zamieściła informację o liście jaki wysłał szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski do szefa Kancelarii Premiera Jacka Cichockiego. Szef Kancelarii Prezydenta w dosyć zdecydowanym tonie zasugerował służbom premiera Tuska, dokonanie pogłębionej analizy przepisów projektu ustawy o zmianach w OFE pod kątem ich zgodności z Konstytucją RP, przed wysłaniem go do Sejmu. Nawiązał w ten sposób do licznych uwag do projektu zgłoszonych podczas przeprowadzonych przez rząd konsultacji głównie przez instytucje rządowe (KNF, NBP, Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, a nawet Rządowe centrum Legislacji i ministerstwo transportu).

2. Przypomnijmy tylko, że Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa w swoim stanowisku wobec rządowych zmian w OFE wskazała, że aktywa posiadane przez OFE stanowią ich własność, a więc podlegają ochronie wynikającej z art. 21 Konstytucji RP. Prokuratoria zwróciła także uwagę, że OFE są niepaństwowymi osobami prawnymi, a ZUS państwową jednostką organizacyjną i w związku z tym odebranie części własności niepaństwowym osobom prawnym i przekazanie na rzecz państwowej jednostki organizacyjnej jest klasycznym wywłaszczeniem i konsekwencją takich decyzji mogą być odszkodowania na rzecz Funduszy, a dokładnie ich właścicieli czyli PTE.

3. Równie poważne są zastrzeżenia do rządowego projektu zgłoszone przez Komisję Nadzoru Finansowego (KNF). Pierwsze z nich to uczynienie z OFE agresywnych funduszy akcji poprzez zakaz inwestowania przez nie w obligacje skarbowe albo te gwarantowane przez skarb państwa. Drugim, spowodowanie znacznego podniesienia udziału i roli inwestorów zagranicznych w finansowaniu polskiego długu publicznego poprzez umorzenie blisko 150 mld zł obligacji skarbowych, co wystawia cały rynek długu na ogromne ryzyko. Kolejne to likwidacja tzw. minimalnej wymaganej rocznej stopy zwrotu, której istnienie do tej pory dawało ubezpieczonym w OFE pewne gwarancje bezpieczeństwa i było swoistym „batem” dla PTE (właścicieli OFE) aby chociaż taki minimalny poziom zwrotu, corocznie ubezpieczonym zapewnić.

4. Sam jestem bardzo krytyczny wobec OFE i to od dawna (mając w 1998 roku wybór ZUS czy ZUS i OFE wybrałem ZUS) ale uważam, że jedynym sensownym rozwiązaniem wobec tego systemu, byłoby wprowadzenie autentycznego wyboru dla ubezpieczonych w tym systemie ale z pełnymi tego konsekwencjami. Jeżeli ubezpieczeni przechodzą do ZUS to z całością dotychczasowych aktywów i tych obligacyjnych i akcyjnych i przyszłą składką i jeżeli zostają w OFE to także z całością aktywów i przyszłą składką. Każdy inne rozwiązanie w także to proponowane przez rząd Tuska, może zaprowadzić nasz kraj przed międzynarodowe trybunały i w konsekwencji obciążyć wielomiliardowymi odszkodowaniami, na co zwraca uwagę właśnie Prokuratoria Generalna.

5. W świetle wystąpienia szefa Kancelarii Prezydenta, trzeba także przypomnieć, że ze zmianami w OFE związany jest nierozerwalnie projekt budżetu państwa na 2014 rok. Otóż w konsekwencji umorzenia około 150 mld zł obligacji skarbowych, będących w posiadaniu OFE, rząd zaplanował w projekcie budżetu na 2014 rok o 8 mld zł mniejsze koszty obsługi części krajowej długu publicznego (mają one spaść z 32,4 mld zł w roku 2013 do 24,4 mld zł w roku 2014).

Także w planie finansowym Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (tab. 28 zawarta w sejmowym druku 1779- projekt budżetu państwa na 2014 rok), zapisano w przychodach kwotę 15, 37 mld zł jako te pochodzące z reformy OFE. Tylko więc przyjęcie ustawy o zmianach w OFE w kształcie przedłożenia rządowego i to wyraźnie przed 31 stycznia 2014 roku, daje szansę na uwzględnienie ponad 23 mld zł pochodzących z tego tytułu w projekcie budżetu na 2014 rok. W tej sytuacji włączenie się Kancelarii Prezydenta Komorowskiego już na tym etapie prac nad projektem ustawy o zmianach w OFE, nakazuje brać pod uwagę niemożność uchwalenia budżetu na 2014 rok przez większość koalicyjną Platformy i PSL-u i coraz większe prawdopodobieństwo rozwiązania Parlamentu. Kuźmiuk

14/11/2013 Demokracja się rozrasta No i stało się! Mamy za mało demokracji- najlepszego ustroju na świecie- bo lepszego nie wymyślono, jak twierdził W. Churchill związany z masonerią, choć nie należało niczego wymyślać- bo i po co.. Ludzkość sprawdziła sobie przez wieki różne ustroje autorytarne, w Europie istniała od zawsze monarchia- z drobnym wyjątkiem na Grecję- gdzie próbowano demokratycznie podejmować decyzje na Agorze, no i w czasie tzw. Rewolucji Francuskiej, gdzie pierwszy raz- od setek lat wprowadzono demokrację obalając króla- dokładnie- ścinając mu głowę.. No i jego żonie- królowej Marii Antoninie.. Żeby monarchia nie mogła się nigdy odrodzić,. ucinając jej głowę…. Zabić monarchię demokracją- hierarchię i porządek, zastąpić rządami chaosu i fałszywej równości.. Do tego zamiast Praw Bożych- Naturalnych- Prawa Człowieka wymyślone przez fałszywego człowieka.. Ile w człowieku potrafi być fałszu i niedoskonałości? Niech Państwo zwrócą uwagę.. Żeby zlikwidować monarchię przez jakobińskich demokratów rewolucyjnych wystarczyło ściąć króla i królową, wymordować arystokratów i tysiące księży oraz zakonnic- i ze dwa miliony ludzi sprzeciwiających się ustanowieniu demokracji. A co należałoby zrobić , żeby wymordować, pardon- przywrócić monarchę dzisiaj? Monarchię tworzyły tysiące- demokrację tworzą miliony.. Ludwik XIV miał 4000 urzędników dworskich.(????). Demokracja parlamentarna tylko w Polsce- to co najmniej milion urzędników dworskich(!!!!) – najjaśniej panującej demokracji.. Demokracja socjalistyczna to nie tylko olbrzymie koszty jej utrzymania- to potworny chaos wytwarzany codziennie w fabryce ustaw, zwanej parlamentem. Ja go nazywam roboczo- Świątynią Rozumu- z bezrozumnymi kapłanami prześcigającymi się w poszukiwaniu większości, żeby” obywatelom”- których jest w każdym państwie socjalistycznym większość- zabrać jak najwięcej wolności… Demokracja parlamentarna to tyrania większości. Jak pisał Paweł Jasienica: dla mieszkańca przedrewolucyjnej Francji współczesne państwo to jeden wielki dom niewoli(!!!) A pisał to w roku 1970.. Co by powiedział dzisiaj? Czy w domu niewoli- od tamtego czasu zapanowała wolność? Wbrew wszystkim tym, którzy twierdzą, że mamy więcej wolności- mamy więcej niewoli.. Ilość przepisów idzie w setki tysięcy, jak nie w miliony.. Wszędzie w demokracji- dominują totalitarne państwa policyjne.. Pałką propagandy atakuje się codziennie umysły ludzi, zmieniając ich w posłusznych” obywateli;’ i ludzi bez pomyślunku.. W bezmyślne- kierujące się emocjami- stado baranów-, nie obrażając baranów.. Bo barany na pewno nie kierują się emocjami, ale zaufaniem do głównego barana.. Mają władzę opartą na autorytecie, tak jak kiedyś ludzie żyjący w monarchii, mam na myśli monarchię katolicką szanująca wolność jednostki w posłuszeństwie Prawom Bożym- Naturalnym. Na nieposłusznego Prawom Bożym monarchę, papież zsyłał klątwę, co oznaczało sygnał do wymówienia posłuszeństwa Pomazańcowi Bożemu.. I jakoś to się sprawdzało.. Przy ulicy Wiejskiej w Warszawie, jako wspomagające demokrację- mają jeszcze stanąć dwa nowe budynki demokratyczne.. Mało tego jednego- będą jeszcze dwa.. Żeby prowadzić debaty i dialog.. Bo podstawą anarchii demokratycznej jest debata i dialog.. Im więcej dialogu i debaty- tym więcej demokracji, a im więcej demokracji- tym więcej chaosu i nieporządku.. A jak większa mętna demokratyczna woda- to łatwiej w niej łowić ryby.. Zniewalać, okradać, tyranizować, mamić, przerabiać na nowego człowieka. Tworzyć Nowy Wspaniały Świat, lepszy od tego, który buduje się w naturalnym porządku, w harmonii , z poszanowaniem tradycji.. Bo człowiek jest tyle wart- ile w nim duszy.. To nas odróżnia od zwierząt.. To człowieka Pan Bóg wybrał do czynienia sobie Ziemi poddanej- nie zwierzę.. Zwierzę stworzył dla człowieka.. I dlatego prawa zwierząt są zaprzeczeniem zasad naszej cywilizacji.. Prawa zwierząt wyjmują zwierzę spod jurysdykcji człowieka, a władzę nad nim oddają urzędnikowi stojącemu na straży przestrzegania praw zwierząt. Zwierze zawsze było własnością człowieka, bo Pan Bóg stworzył zwierzę dla człowieka, a nie przeciw niemu. Prawa zwierząt- są zaprzeczeniem prawa własności nad zwierzęciem.. Oba te prawa się wykluczają. Tak jak prawa dziecka- wyjmują dziecko spod jurysdykcji rodziców.. Oddają władzę nad dzieckiem w ręce urzędników demokratycznego państwa prawnego.. Już wkrótce- jak prawa dziecka będą się rozwijać tak jak do tej pory- dziecko będzie własnością demokratycznego państwa prawnego,. I to będzie układ nie naturalny- bo dziecko powinno być rodziców, a nie państwa.. Ciekawe, że państwo nie potrafi urodzić dziecka, nawet państwo demokratyczne i prawne- chyba, że bierzemy na serio mitologię grecką ,a po jego urodzeniu przywłaszcza sobie prawa nad nim.. Pomijając przy tym naturalne prawo do życia dziecka. .”Płód”- jak mówi lewica, będąca zwolennikiem zabijania dzieci nienarodzonych- można zabijać w kilku przypadkach.. Słowem „ płód, lewica ” posługuje się, żeby zamazać prawdę o człowieku. .Zawsze łagodność sformułowania maskuje potworność zasady.. Jeden demokratyczny budynek ma kosztować 50 milionów złotych, a drugi- tylko 20 milionów(???) To niewiele- na przykład w porównaniu z balangą odbywającą się obecnie na Stadionie Narodowym- zamiast meczów.. Bo przecież Stadion Narodowy został wybudowany przez Platformę Obywatelską i pana Donalda Tuska za 2000 naszych milionów złotych po to, żeby służył sportowi., a obecnie odbywa się tam balanga za 100 milionów zloty( słownie- sto milionów!) w sprawie przesunięcia Słońca i Księżyca, przepchnięcia Ziemi w jakieś inne miejsce, bardziej korzystne dla rozwoju demokracji i poszanowania praw człowieka.. Biurokracja socjalistyczna tam zebrana będzie walczyła z klimatem- za ciężkie pieniądze.. Jak będzie się oziębiać- będą walczyli z oziębieniem- jak będzie się ocieplać- będą walczyli z ociepleniem.. Jak się trochę przechyli Ziemia wobec Słońca- to będą walczyli z przechyłem.. Jak zlodowacieje- to z lodem, jak zdeszczowieje- to z deszczem.. Będą walczyli ze wszystkim- byle im pan Tusk dał te 100 milionów.. ”Wałęsa oddaj 100 milionów- śpiewał swojego czasu Kazik.. No i zabierają nam te sto milionów.. Popatrzcie Państwo.. Na taką ideologiczną hucpę pieniądze socjalistyczne państwo demokratyczne ma, choć żaden człowiek nie jest w stanie przesunąć Ziemi, zmienić położenia Słońca, wpłynąć na klimat. .Przesuwa więc naumyślnie czas… No i ma pieniądze na biurokrację.. I będą balansować przez dwa tygodnie za nasze pieniądze.. 10 000- może 12 000 lewicowych ekologów.. W jednym budynku ma być Komisja ds. Służb Specjalnych, a w drugim.. Na razie nie widmo, ale wiadomo, że demokratycznym posłom jest ciasno w obecnym budynku prawa i praworządności.. Mają tylko 2,5 metra kwadratowego, nie tak jak więźniowie w demokratycznych więzienia- tamci mają po 3 metry kwadratowe… Jest to jawnie niesprawiedliwe.. Żeby twórcy więzienia w jakim żyjemy na wolności, mieli mniej metrów kwadratowych niż ich ofiary.. Więzień- to więzień.. To tak jak z naczelnikiem i referentem.. Referent nie może brać większych łapówek niż naczelnik wydziału- to byłoby „niemoralne”.. Może brać- ale mniejsze.. W każdym razie będzie więcej demokracji, przynajmniej jeśli chodzi o budynki demokratyczne, będzie wygodniej demokratom demokratycznie wprowadzać różne rozwiązania nie służące nam, a służące im- no i służbom specjalnym. Dlatego dla nich musi być budynek za co najmniej 50 milionów złotych(!!!) Tani budynek- tania demokracja, tak jak tanie wino.. Tanie wino jest dobre, bo tanie.. A tania demokracja? I dlatego demokracja musi być droga.. WJR

Wydamy 100 mln zł i dostaniemy tytuł „głównego hamulcowego”

1. Od kilku dni trwają w Warszawie na Stadionie Narodowym obrady 19. Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych nazywanej także szczytem klimatycznym. Polska do organizacji szczytu została wybrana w 2012 roku w Dausze dosłownie „z łapanki” ponieważ wcześniej zgłoszona Ukraina oświadczyła, że nie ma takich pieniędzy, żeby tak wielkie przedsięwzięcie zorganizować. Pieniądze na organizację szczytu wyłożył Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska (NFOŚ) i jak się okazuje koszty tego przedsięwzięcia wyniosą według wstępnych szacunków przynajmniej 100 mln zł. Samo wynajęcie Stadionu Narodowego na dwa tygodnie ma kosztować 26 mln zł (stadion przez ten okres jest obiektem eksterytorialnym we władaniu ONZ) i zapewne ta operacja finansowa, znacząco wesprze wątłe finanse deficytowej spółki NCS, która na co dzień zarządza stadionem (co pozwoli jej na koniec tego roku wykazać mniejszy deficyt niż wcześniej planowano i wziąć prezesom kolejne premie za sukces finansowy). Oczywiście środki finansowe znacznie łatwiej pozyskać ministrowi środowiska z NFOŚ, niż z budżetu państwa ale przeznaczenie tak ogromnej kwoty na ten cel spowoduje, że tych środków nie przeznaczy się przecież na rzeczywistą ochronę środowiska w Polsce.

2. Obrady trwają zaledwie kilka dni ale z wypowiedzi prominentnych polityków UE i coraz liczniejszych konferencji prasowych organizowanych przez czołowe światowe organizacje ekologiczne, wynika, że Polska zostanie okrzyknięta „głównym hamulcowym” szczytu klimatycznego. Sygnał do ataku dała unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard z Danii, która jeszcze będąc w Brukseli na konferencji prasowej, stwierdziła, „że jeżeli Polska będzie podczas szczytu forsowała jakikolwiek narodowy interes, ostatnią rzeczą jaką powinna zrobić, jest goszczenie konferencji klimatycznej”. Oskarżenia pod adresem naszego kraju płyną także od różnych organizacji ekologicznych (WWF, Greenpeace, CAN). Twierdzą one, że Polska blokuje ambitne cele klimatyczne UE i w ten sposób nie sprzyja globalnemu porozumieniu klimatycznemu. Te ambitne cele klimatyczne to zwiększenie redukcji CO2 w UE do 2020 roku w pakcie klimatyczno-energetycznym z grudnia 2008 roku, podpisanym niestety przez premiera Donalda Tuska, z zapisanych 20% do 30% (rok bazowy 2005, a nie tak jak w porozumieniu z Kioto rok 1988). Nasz kraj, dla którego bardzo kosztowne będzie zrealizowanie tego pierwszego celu, stara się nie dopuścić do pojawienia takich ustaleń, bo oznaczałoby to „zabójstwo” dla dużej części przemysłu w Polsce i ogromne dodatkowe obciążenia budżetów gospodarstw domowych wzrostem kosztów energii elektrycznej i cieplnej.

3. Szczyt zapewne nie zakończy się żadnym globalnym porozumieniem, raczej usłyszymy, że zaawansowano przygotowania do kolejnych ONZ- owskich konferencji klimatycznych COP 20 w Limie w 2014 roku i COP 21 w Paryżu w 2015 roku ale to niestety właśnie Polska, będzie głównym oskarżonym o wszelkie jego niepowodzenia. Wiodące kraje unijne, które w zakresie technologii związanych z odnawialnymi źródłami energii (OZE) uczyniły największy postęp, a wręcz z produkcji urządzeń w tym zakresie stworzyły ważne gałęzie swoich gospodarek, prą do globalnego porozumienia, a ich zdaniem, UE poprzez zobowiązanie się do redukcji emisji o 30 % już do 2020 roku, ma być tym dobrym przykładem dla całego świata. Nie zwracają uwagi, że dla wielu krajów Europy Środkowo-Wschodniej w tym Polski już realizacja dotychczasowej polityki klimatycznej- energetycznej UE, oznacza spadek PKB i w konsekwencji zatrudnienia w gospodarce i widać to zarówno po skali wyprowadzania się przemysłu w inne części świata jaki coraz wyższym poziomie bezrobocia. Te negatywne procesy gospodarcze i społeczne dostrzegają jednak światowe potęgi gospodarcze (USA, Chiny, Indie) i dlatego globalnego porozumienia klimatycznego z wiążącymi celami redukcyjnymi, jeszcze długo nie będzie. Tylko niezamożna Polska wyda 100 mln zł na organizację szczytu i „kupi” za te pieniądze tytuł „głównego hamulcowego” polityki klimatycznej w Europie. Kuźmiuk

Janusz Szewczak: "Nic dziwnego, że nastroje Polaków tak bardzo się radykalizują. Idzie niewątpliwie czas próby" Okazuje się, że dzisiejsza Polska to nie tylko przysłowiowy Kraj Absurdów, ale państwo, w którym na całego trwa niewypowiedziana ekonomiczna wojna z własnym narodem, ale też coraz bardziej jawny stan wyjątkowy, przeciwko wszystkiemu co polskie, katolickie, tradycyjne, normalne i przyzwoite. Obecna władza i jej elity oraz media mętnego nurtu przestały już zachowywać jakiekolwiek pozory. Patriotyzmu gospodarczego w gazecie będącej własnością obcego kapitału uczą nas prezesi zagranicznych banków, działających i osiągających krociowe zyski właśnie w Polsce, na czele z J.K. Bieleckim i M. Morawieckim. Patriotyzmu historycznego młodzi Polacy nie uczą się od rodziców czy na zlikwidowanych lekcjach historii od nauczycieli, lecz na ławach sądowych od prokuratorów, sędziów karnych oraz redaktorów GW i TVN. Żyjemy w kraju, nie tyle absurdu i zakłamania, gdzie publiczne i komercyjne media każdego dnia, całą dobę kłamią, jątrzą, poniewierają i opluwają wszystkich tych, którzy podejmą choćby próbę walki o godność czy odruch sprzeciwu wobec tego co złe, bezprawne czy szkodliwe dla Polskiej Racji Stanu czy majątku narodowego. Żyjemy w kraju nad Wisłą gdzie ci, którzy w imieniu tej lepszej Polski, którzy podejmują walkę z patologią, korupcją, przestępczością gospodarczą, układami zamkniętymi, wysługiwaniem się obcym czy najzwyklejszą zdradą i zaprzaństwem są poniżani, zastraszani, włóczeni po sądach i prokuraturach czy opluwani przez kreatury pokroju posła S. Niesiołowskiego czy J. Palikota. Dożyliśmy czasów gdzie państwowe instytucje przedstawiają całkowicie fałszywy obraz naszej rzeczywistości gospodarczej, stanu finansów, państwowej kasy i kondycji materialnej polskiego społeczeństwa i polskiej rodziny. Czasu, w którym gdzie ministrowie i inni urzędnicy wszelkich szczebli stosują kuglarskie sztuczki i kreatywną księgowość, czasu, w którym Prokuratoria Generalna, instytucja mająca dbać o bezpieczeństwo i chronić majątek narodowy, w ciągu tygodnia zmienia zasadniczo zdanie na temat tego co jest, a co nie jest wywłaszczeniem Polaków. Nastał czas niewypowiedzianej wojny władzy i stojących za nią elit finansowych i różnego rodzaju zagranicznych lobby z własnym narodem. Coraz głośniej rozbrzmiewa hasło rządzącej kasty - Bój się Polaku. Każdy nowy dzień przynosi ewidentne dowody i przykłady bezgranicznej wręcz głupoty urzędniczej, marnotrawstwa i rozrzutności na najwyższych szczytach władzy, zaprzedania obcym, tolerowania, a nawet nagradzania przypadków korupcji, nepotyzmu, sprzedajności i pogardy dla zwykłego człowieka i obywatela. Z jednej strony widzimy chaos przypadkowość, brak profesjonalizmu, a z drugiej strony precyzyjnie zaplanowaną i coraz bardziej skuteczną destrukcję oraz wszelkie działania mające pozbawić Polaków resztek majątku narodowego, osobistej godności i nadziei na przyszłość we własnym kraju. Cnotą i chlubą rządzących stała się masowa emigracja młodych wykształconych Polaków - 1,5 mln osób - praktyczny brak własnych banków, wielkich sieci handlowych czy nowoczesnych dużych przedsiębiorstw (na 100 największych firm w Polsce tylko 17 i to częściowo jest jeszcze polskich, na ponad 60 dużych banków komercyjnych tylko 3 są jeszcze polskie). Neokolonialna struktura gospodarcza Polski jest powodem do dumy zachwytów ze strony rządzącej dziś w Polsce koalicji PO-PSL. Medialne uznanie, popularność i przychylność władz zyskują postawy i poglądy takich profesorów jak I. Krzemińskiego, J. Hartmana czy ostatnio dr J. Sowy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zabłysnął stwierdzeniem , że rozbiory były dla Polski triumfem i oznaczały postęp i modernizację, jak doniosła GW w Święto Niepodległości. Dla wielu dzisiaj luminarzy polskiego życia publicznego ideałem była by dziś Polska bez Polaków, a zagraniczne kurorty nie naznaczone zbytnią obecnością naszych Rodaków. Dziś etyki, kultury, historii i patriotyzmu gospodarczego uczą nas moralne karły i redaktorzy pokroju J. Kuźniara czy K. Wojewódzkiego. Tu już nie ma żartów - polskość, samo istnienie państwa polskiego, tradycja, kultura z „Panem Tadeuszem” na czele, resztki majątku narodowego, tkanka rodzinna, instytucja kościoła katolickiego, zwykła ludzka przyzwoitość, nasze zdrowie i nasze pieniądze są coraz bardziej i to całkiem realnie zagrożone. Spalona tęcza na Placu Zbawiciela stała się miejscem "walki i męczeństwa", skorumpowani politycy domagają się w sądach zwrotu "ofiarowanych fantów", w tym drogiego whisky, odmawia się leczenia ciężko chorym na raka czy małym dzieciom, ale kupuje się za 2,5 mld zł Pendolino, które dopiero ćwiczy na polskich torach jazdę pod górę i hamowanie. W ministerstwach i spółkach Skarbu Państwa wysoko płatne stanowiska obejmują bardzo młodzi ludzie bez żadnego doświadczenia, którzy nie ukończyli nawet studiów, członkowie rodzin, totumfaccy, przyjaciele królika, a nawet ludzie będący na bakier z prawem. Zwalniani są zaś ci, którzy ujawniają przekręty czy ci, którzy upomną się o polskość, przyzwoitość, a nawet normalność. Bo przecież dzisiaj tak świetnie brzmi hasło "Polskość to nienormalność". Ciężka choroba, anty-polska zaraza dotknęła już nie tylko media i celebryckie elity czy też decyzje praktycznie wszystkich szczebli władzy, ale głęboko zakorzeniła się w sercach i mózgach rządzących dziś Polską elit. Kłamstwo stało się metodą rządzenia, a propaganda i zaklinanie rzeczywistością, sposobem uprawiania polityki gospodarczej i zarządzania finansami, pogarda dla słabych chorych czy po prostu biednych stała się powszechnie akceptowaną normą społeczną. Jesteś bezrobotnym biednym, samotnym, choć kochającym rodzicem, zabierzemy ci dzieci. Nie masz pieniędzy na lekarstwa i leczenie, choć płacisz całe życie składki zdrowotne - poczekasz na wizytę u specjalisty do 2018r. Na pytanie o prawa człowieka o zasady konstytucyjne, o odpowiedzialność rządzących słyszymy jedynie "Bój się Polaku", my wiemy co dla ciebie dobre, wybij sobie z głowy referenda i protesty. Po raz kolejny słyszymy, że kryzys w Polsce się skończył i znów powróciła "zielona wyspa", bo PKB w III kw. urosło o 1,9 proc. i sprzedano 40 Bentleyi, Maseratti czy Ferrarii. To nic, że zabrakło już pieniędzy w ramach kontraktów NFZ-u dla szpitali i w Urzędach Pracy pieniędzy na zasiłki dla bezrobotnych. To nic, że jesteśmy na skraju bankructwa. Polski premier mówi coś o przyzwoitości gdy jego podwładni na potęgę handlują stanowiskami w ramach korupcji politycznej, a Polacy są codziennie wywłaszczani z ostatnich dochodowych składników majątku narodowego.

Z żelazną logiką realizowane jest założenie, że niewielu ma być jeszcze lepiej, a wielu znacznie gorzej, widocznie ma jeszcze wyjechać kolejne 2 miliony młodych Polaków, a ci starzy i chorzy mają popierać rząd czynem i umierać przed terminem. Władzy raz zdobytej nie oddamy, niech się wali, niech się pali my będziemy w gałę haratali. Wyrzucimy jeszcze 100 mln zł na szczyt klimatyczny, pozwolimy budować na cudzym gruncie, będziemy wmawiać Polakom, że gospodarka cudownie rośnie, a jak dalej to my będziemy rządzić, to nawet cytryna na sośnie urośnie. I to wszystko pomimo faktu, że do końca III kw. 2013 r. do sądów wpłynęło już blisko 18 tys. wniosków o upadłość, a liczba upadłości firm giełdowych w tym roku może pobić historyczny rekord, że krytykuje nas za deficyt, już nawet Komisja Europejska. Z ekranów telewizorów i szpalt gazet płynie nieprzerwanie komunikat "Polska rośnie w siłę, a naród żyje dostatniej". Polski premier D. Tusk chciałby aby Polska była drugą Kalifornią, tyle tylko, że ten amerykański stan jest od lat na granicy bankructwa. Ucieczka od rzeczywistości zawsze kończy się bardzo boleśnie, a tam gdzie było rżysko nie zawsze powstaje San Francisco, czasami pozostaje porzucony plac budowy. Na naszych oczach tracimy niepowtarzalną gospodarczą szansę czyli polskie łupki, a najnowsze przygotowywane przepisy unijne o delegowaniu pracowników mogą zlikwidować 340 tys. miejsc pracy w Polsce, podobnie jak konsekwencje pakietu klimatycznego. Władza i sądownictwo właśnie zastanawiają się czy kontenery, kioski, hale namiotowe to nieruchomość, którą można jeszcze opodatkować, niektóre Izby Skarbowe zastanawiają się czy nie objąć VAT-em pogrzebów, samorządy chcą oddać świeżo zbudowane drogi w zarządzanie prywatnym firmom. W Polsce mamy obecnie najmniej zawieranych małżeństw od 1945r., a Unia chce zakazać Polakom palenia i ogrzewania we własnych piecach węglem. Nic dziwnego, że nastroje Polaków tak bardzo się radykalizują. Idzie niewątpliwie czas próby.

Janusz Szewczak

Lewactwo będzie się bać Polaków jak muzułmanów ? Rosyjski pisarz German Sadułajew „Nie wolno wyrzekać się misji. Inaczej wpadniecie w nicość, tak jak Polska (…) półzdechły pies, którego depczą przechodnie, gospodynie oblewają wrzątkiem, a dzieci dla zabawy obrzucają kamieniami. ...(źródło )
W stołecznym Centrum Sztuki Współczesnej zniszczona została bluźniercza instalacja, która prezentowała film profanujący krzyż z figurą Jezusa Chrystusa. – Podczas naszej modlitwy niezidentyfikowana osoba oblała farbą rzutnik, z którego wyświetlany był ten obrazoburczy film. „..(źródło )
Sławoj Leszek GłódźPolsko, uwierz w swoją wielkość! „...”O narodowotwórczej roli przeszłości mówił przed laty kardynał Stefan Wyszyński: „Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości. Naród, który nie wierzy w wielkość, i nie chce ludzi wielkich, kończy się”. Polsko, uwierz w swoją wielkość! Umiej szanować wielkich ludzi, co szli wraz z tobą przez polskie dzieje! Są godni pamięci, wdzięczności, czci. „...”Przywołujemy do apelu pamięci nazwiska architektów niepodległości: Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Ignacy Jan Paderewski, Wincenty Witos, Ignacy Daszyński. Nazwiska wodzów formacji zbrojnych, które podjęły żołnierski marsz ku Niepodległej: brygadier Józef Piłsudski, generałowie Józef Haller, Józef Dowbor-Muśnicki. W ślad za nimi szły tysiące żołnierzy, w dużej mierze ochotników, świadomych tego, że to z ich trudu i znoju Polska powstanie, by żyć. Na jednym z takich szlaków ku Niepodległej, na drodze II Brygady Legionów, na karpackiej przełęczy, żołnierskie dłonie wzniosły krzyż z napisem: „Dla Ciebie, Polsko, i dla Twojej chwały”. Ileż to razy odzywać się będzie echo tych słów! „...(źródło )
rosyjski pisarz German Sadułajew „Nie wolno wyrzekać się misji. Inaczej wpadniecie w nicość, tak jak Polska (…) półzdechły pies, którego depczą przechodnie, gospodynie oblewają wrzątkiem, a dzieci dla zabawy obrzucają kamieniami. „....” otóż polska niechęć do Rosjan jest zjawiskiem irracjonalnym, wynikającym z urazu wobec samych siebie. Ten uraz wynika z faktu, że Polacy zaprzepaścili niegdyś unikalną historyczną szansę zbudowania największego mocarstwa w Europie Środkowej i Wschodniej. Rzeczpospolita miała wszelkie dane i możliwości ku temu, by stworzyć kontynentalną potęgę, ale przez krótkowzroczność własnych elit, zwłaszcza szlachty, przegrała najważniejszą szansę w swych dziejach. Polskie elity nie dorosły do cywilizacyjnych wyzwań, jakie przed nimi stanęły, co potrafili wykorzystać Rosjanie. Ci ostatni wyciągnęli lekcję z historii, która brzmi:Powinieneś być silny, inaczej po co istniejesz. Powinieneś byś silny, inaczej nie dadzą ci po prostu istnieć. Narodowe niby-państwa stały się kartą przetargową w grze prawdziwych państw. W Europie tamtych czasów popularny był wśród monarchów sport zwany „deptaniem Polski”. Jeśli jakiś monarcha wstawał rano w złym humorze albo się nudził, to szedł i nogami deptał Polskę. Psychoterapeuci mówili swym szlachetnie urodzonym pacjentom: to nic, że panuje u was kryzys, wybuchają bunty, jest nieurodzaj, naciskają was geopolityczni przeciwnicy, nie przejmujcie się, zawsze przecież możecie pomaszerować i zdobyć Polskę! A co na to Polska? Tylko piszczała.”....(źródło )
Nauczycielkom z muzułmańskiej szkoły w północnej Anglii nakazano nosić hidżab, nawet jeśli nie są one wyznawczyniami islamu.Aby utrzymać pracę, nauczycielki musiały podpisać zgodę na noszenie islamskiego hidżabu,  a także zgodzić się na inne muzułmańskie reguły - podaje "The Telegraph". Muszą na przykład pilnować, by dziewczęta w koedukacyjnych klasach siedziały oddzielone od chłopców, w tyle sali.”. więcej
„Brytyjski premier David Cameron powiedział, że istnieją "mocne przesłanki" świadczące o tym, że brutalne zabójstwo mężczyzny we wschodnim Londynie było atakiem terrorystycznym. „....” Nie damy się zastraszyć, nigdy się nie ugniemy - oświadczył. „...”inspirowany ideologicznie przez radykalny odłam islamu. „....”Wcześniej Cameron zlecił zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia sztabu antykryzysowego Cobra. Media zwracają uwagę, że zwoływane są one tylko w sprawach, które mogą mieć znaczenie dla bezpieczeństwa państwa. „.....”Według świadków zdarzenia dwaj napastnicy o nieeuropejskich rysach, w wieku ok. 20 lat, nożem przypominającym maczetę lub topór rzeźnicki zaatakowali mężczyznę idącego ulicą w dzielnicy Woolwich we wschodnim Londynie. Jak podała agencja PA, obcięli mu głowę, wznosząc okrzyki "Allah akbar" (Bóg jest wielki). „....”„widać mężczyznę trzymającego nóż w zakrwawionej ręce, który mówi: „....”Nigdy nie będziecie bezpieczni. Obalcie swój rząd, nie zależy mu na was. „......”policjanci otworzyli ogień do dwóch mężczyzn, którzy ich zdaniem byli uzbrojeni. Mężczyźni z ranami postrzałowymi zostali przewiezieni do dwóch różnych szpitali; stan jednego z nich jest ciężki. Letchford potwierdził, że zginęła jedna osoba. „.....( więcej)
Lewactwo poniża Polaków, ponieważ uważa że są oni bezbronni ,że odpowiadają opisowi Polski rosyjskiego pisarza „ półzdechły pies, którego depczą przechodnie, gospodynie oblewają wrzątkiem, a dzieci dla zabawy obrzucają kamieniami ” Ale lewactwo panicznie boi się muzułmanów. Mówiąc o lewactwie nie mam na myśli lichwiarzy, którzy są mózgami całej operacje uczynienia politycznej poprawności religia państwową Europy , ale wysługujące się im zwykłe socjalistyczne żulie , które potrafią poniżać , poniewierać i znęcać się tylko na bezbronnymi i słabszymi Czy ktoś słyszało jakimiś artyście spod znaku politycznej poprawności, który nagi leży i przyciska się swoimi genitaliami do ... Koranu , lub czy ktoś słyszał , aby jakieś lewackie feministki rozebrały się do naga i były fotografowane w pozach pornograficznym w ...meczecie Daily Mail Daily Mail” Opętana ideologicznie lewica stoi za rozruchami w w Anglii „Brytyjska lewicowa inteligencja zmiażdżyła całkowicie wszystkie społeczne wartości . „...”Pełna przemocy anarchia ,która utrzymuje się na brytyjskich miastach jest wynikiem całkowicie do przewidzenia 30 letniego lewicowego eksperymentu wypalającego w społeczeństwie całkowicie każdą fundamentalną wartość .”...” Rodzina w której dwoje rodziców związanych jest związkiem małżeńskim , wykształcona merytokracja ( moje : merytokracja rządy osób najbardziej utalentowanych i stojących najwyżej pod względem intelektu, które awansowały na swe stanowiska zgodnie z "systemem zasług", zob. merit system.   Etym. - ang.bryt. meritocracy 'jw.'; z łac. meritum 'zasługa'; zob. -kracja. ..(źródło) ) , karanie przestępców , narodowa identyfikacja , wymuszenie stosowani prawa antynarkotykowego , i wiele innych fundamentalnych zasad zostało zmiażdżonych przez lewicową inteligencję opętanych obsesją rewolucyjnego przekształcenia społeczeństwa. „...” Jak dostrzegł wczoraj Dawid Cameron , to jest wyrazisty obraz społeczeństwa , które jest nie tylko rozbite, ale również chore.”...”Większość tych dzieci pochodzi z gospodarstw domowych samotnej matki ( moje : autorka celowo nie używa słowa rodzina tylko gospodarstwo domowe ) ...za ta przerażającą sytuacją stoi świadome usunięcie najbardziej istotnego czynnika przygotowującego dzieci do życia w społeczeństwie , przemieniającego ich z pierwotnych dzikusów w cywilizowanych obywateli , usunięcie ojca , który jest zaangażowaną integralną częścią rodziny . „ ….Od czasu kiedy Partia Pracy ( socjaliści ) doszli do władzy w 1977 roku , rozpoczęli systematyczne niszczenie nie tylko tradycyjnej rodziny ,ale najmniejszego śladu idei ,że rodzice pozostający w związku małżeńskim są lepszym środowiskiem dla dzieci niż cokolwiek innego

http://mojsiewicz.salon24.pl/332484,daily-mail-opetana-ideologicznie-lewica-stoi-za-rozruchami

...tekst z 20111 roku po rozruchach w Londynie. Marek Mojsiewicz

15/11/2013 Opony mózgowe, a opony samochodowe Będzie już ostatecznie przymus wymiany opon mózgowych na samochodowe.. Na zimowych trzeba będzie jeździć od listopada do marca, w pozostałej części roku będzie można jeździć , zarówno na letnich – jak i zimowych Nie wiem jak przedstawia się sprawa wozów drabiniastych., jeśli chodzi o opony.. Będą chyba poprawki sejmowe.. Będzie dialog i kolejne czytania.. Nie wiadomo również nic o oponach do rowerów, motorowerów i motocykli.. Opony mózgowe- pozostają bez zmian. Na razie i tymczasowo.. Można je nosić zarówno w lecie- jak i w zimie. Te same! Bo już psychuszki są szykowane dla wszystkich , którzy zagrażają społecznie i demokratycznie.. Co to sieją zamęt w umysłach” obywateli” demokratycznego państwa prawnego.. Żal mi polskich chłopów pańszczyźnianych socjalizmu, którzy mają jeszcze wozy drabiniaste, mają też samochody, którymi jeżdżą do Kościoła i dojeżdżają do pola- także traktorem.. Zamienić opony z letnich na zimowe- w traktorach- to byłby dopiero pomysł …..stulecia. Właściwie napad rządowy stulecia… Do tej pory jeździło się na oponach różnie: czasami poprzecznie, a czasami podłużnie.. Wcześniej jeździłem na uniwersalnych, ale od jakiegoś czasu- bo dużo jeżdżę- jeżdżę na zimowych.. W zimie! Lepiej trzymają się błota pośniegowego i są przyczepniejsze.. Co nie oznacza, że powinny być przymusowe, bo wielu „obywateli” demokratycznego państwa prawnego opartego o przymus- jeździ niewiele lub- w zimie- wcale.. Wyjeżdża wtedy gdy widzi dobre warunki do jazdy.. Część się boi- i słusznie- jak człowiek nie jest pewien, że sobie poradzi , nie powinien wyjeżdżać.. I wiele osób tak robi- szczególnie starszych i niepewnych siebie… W końcu jazda po śliskiej powierzchni jezdnej nie należy do łatwych.. Pan Kubica sobie poradzi, ale nie wszyscy kierowcy to Kubice.. No i koszty.. Wymiana opon na zimowe kosztuje.. Można mieć gotowe feligi z zimowymi oponami.. I tylko zamieniać. Ale trzema mieć gdzie trzymać, żeby potem zamieniać.. Czasami zima przychodzi później- czasami wcześniej.. Na przykład w tym roku zimy na razie nie ma.. Ale na oponach zimowych należałoby jeździć.. Policjant miałby pretekst, żeby wlepić 500 złotych mandatu.. I odesłać na zmianę opon- na zimowe.. Znowu będą atakować pańszczyźnianych chłopów socjalizmu. Tak jak „pijanych” rowerzystów.. Swojego czasu- pan Zbigniew Ziobro walczący z” przestępczością”- powsadzał 10 000 chłopów pańszczyźnianych socjalizmu do więzienia.. Powsadzał przestępców urojonych- ale ci prawdziwi dalej hasali po wolności.. Bo chodziło o propagandę. Jak to szeryf walczy z” przestępczością”.. No i zgnoił jednego doktora.. Reszta jak brała łapówki- tak nadal bierze.. Bo w tym systemie tylko łapówki brać.. Jak wszędzie reglamentacja medyczna , a człowiek chciałby jeszcze pożyć..(???) Daje więc łapówkę i żyje.. Kto nie ma, czeka na operację- i najczęściej umiera.. Ale o tym statystki rządowe milczą.. Moim zdaniem przymus wymiany opon na zimowe powinien być drastyczny i zdecydowany. Cały kraj powinien walczyć z „ przestępczością” opon letnich w zimie. A wkrótce opon zimowych- w lecie. Nie powinno się cackać z opornymi. Że raz w tygodniu do Kościoła? A kogo to obchodzi- mają być zimówki- i już! Że stoi w garażu? No to co , że stoi w garażu?… Ale zawsze w zimie może wyjechać! Też powinien być mandat- nawet większy niż 500 złotych, bo to oznacza, że nie posiadający na felgach zimowych opon, chce zmylić władzę- chce ją oszukać i wprowadzić w błąd.. Trzyma samochód w garażu na letnich w zimie, i próbuje od czasu do czasu wyjechać- jak nie jest ślisko i pośniegowo-, żeby sobie przejechać pomiędzy listopadem a marcem. Bo w kwietniu- jak jeszcze leży śnieg i jest ślisko- już spokojnie na letnich można będzie sobie wyjechać.. Bo władza demokratycznego państwa prawnego zimę odwołała, tak jak pan premier Donald Tusk odwołał” kryzys”.” Kryzys był-’ „kryzysu” nie ma.. Pan premier jak czarodziej- zrobił kryzys swoimi rządami- no to i „ kryzys” odwołał.. To logiczne. Jaki ojcowski wobec nas jest pan Donald Tusk Obywatelski – prawie jak Ojcowski Park Narodowy- który nie jest Obywatelski… Ale jest Ojcowski.. Właśnie pojechał na miejsce katastrofy gazowej w Jankowie Przygodzim-nie wiem czy dobrze odmieniłem prawidłowo nazwę. To jest dopiero prawdziwy Ojciec narodu.. Całe sześć lat gnębi nas czym ma pod ręką w demokratycznym państwie prawnym, a tu nagle jedzie pokazać się jako ojciec, jaki to dobry i uczynny, i ile ma serca. Właśnie GUS donosi, że w Polsce 10 milionów Polaków zagrożonych jest głodem(!!!!) Nic tak nie uczy rozsądku- jak głód. Chyba o to chodzi panu premierowi- tak nas dojąc i poniewierając.. Jak była powódź- pojechał do powodzian- jak jest wybuch gazu- pojechał do wybuchu gazu, ciekawe dlaczego nie jeździ do głodnych dzieci? Pan Janusz Korwin- Mikke proponował wtedy powodzianom, żeby go pogonili widłami z tych wałów- bo to zwykła hucpa. Nie wiem czy go posłuchali.. Ale chyba nie- w końcu to premier 38,5 milionowego narodu, zwijającego się, ale jednak jeszcze narodu.. Represje powinny być dla jeżdżących na oponach letnich i uniwersalnych w zimie jak najbardziej dolegliwe. Policja Obywatelska powinna zabierać naruszającym demokratyczne prawo opon letnich i kazać wracać do domu delikwentowi na gołych felgach.. Wiecie Państwo jaka to byłaby jazda na zimowych felgach w zimie po śliskiej nawierzchni? Wszyscy wpadaliby w poślizg i byłoby jeszcze więcej wypadków. Chociaż ilość wypadków maleje- bo jednak siłą rozpędu- demokratycznego państwa prawnego- poprawia się stan dróg.. Jest trochę dróg szybkiego ruchu, trochę autostrad.. Wiele pieniędzy ginie w otchłaniach nowoczesności drogowej.. Ale powoli dróg przybywa.. Trzeba przyznać.. Mimo potwornego marnotrawstwa.. Ile to dobrego można ukraść kładąc cztery warstwy? Pisałem już, że nie tylko powinna być przymusowa zamiana opon letnich na zimowe- ustawowo. Ale zimowych na letnie- również.. Dlaczego nie.? I wprowadzić opony- wiosenne i jesienne.. Będziemy co kwartał – z grubsza- zamieniali opony letnie na jesienne- jesienne- na zimowe, zimowe- na wiosenne… I nich no ktoś tylko pomyli opony? To popamięta ruski miesiąc.. Kontrole, kontrole i jeszcze raz kontrole- mogą uratować bezpieczeństwo na polskich drogach.. Więcej elektroniki kontrolującej, więcej policjantów drogowych i obywatelskich, więcej inspekcji drogowej- jednym słowem wszystkiego więcej co mogłoby utrudnić jazdę kierowcom i obrabować jeżdżących z grosza.. W końcu potrzeby budżetu socjalistycznego państwa demokratycznego są nieograniczone- w przeciwieństwie do kieszeni kierowców.. Ale jeszcze można coś wyciągnąć.. No i należałoby powoli pomyśleć o koncesjach na jeżdżenie samochodem, czy to obutych w opony letnie, czy w zimowe.. Można zacząć od 100 złotych opłaty koncesyjnej rocznie, a potem stopniowo podnosić.. Można tym sposobem pozbyć się z dróg najbiedniejszych kierowców, no i trochę podoić z tej strony.. Można też wprowadzić ustawowy zakaz jeżdżenia po drogach samochodami starszymi niż 10 lat.. To by poprawiło bezpieczeństwo i pustkę na drogach.. Nareszcie byłoby tak, jak rząd chce.. Pusto i bezpiecznie! No i dopiero wtedy wziąć się za opony mózgowe. Wszystkim! Zacząć od tych, którzy to wszystko wymyślają i wprowadzają w życie..? Nie było takiego błędu, którego Polacy by nie popełnili” –twierdził Churchill. I miał wiele racji! Największym błędem było przyłączenie Polski do Związku Socjalistycznych Republik Europejskich.. Tak jak twierdziła Żelazna Dama- wobec Zjednoczonego Królestwa. Musimy poczekać na upadek socjalistycznego Imperium? Tak jak czekaliśmy na upadek Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.. No ale Reagana już nie ma.. Jest Barack Hussein Obama- mieszkający w Białym Baraku.. Na niego nie możemy liczyć! WJR

Powrót do mitu zielonej wyspy

1. Wczoraj główny Urząd Statystyczny (GUS), podał wyniki eksperymentalnego szacunku PKB za III kwartał 2013 roku i natychmiast premier Tusk pojawił się na konferencji prasowej na tle ekranu na którym wyeksponowano te optymistyczne dane gospodarcze. GUS poinformował, że PKB w III kwartale 2013 roku wzrosło realnie o 1,9% w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego, a produkcja przemysłowa we wrześniu wzrosła o 5,6% w stosunku do września 2012 roku. Wprawdzie szef rządu mówił o tym, „że swoją robotę wykonali przedsiębiorcy, obywatele i banki” i „skromnie przemilczał” rolę swojej ekipy w tym wzroście ale nie ulega wątpliwości, że wraca do mitu zielonej wyspy.

2. Niestety głębsza analiza tendencji w polskiej gospodarce pokazuje, że nieodpowiedzialna polityka rządu Tuska w ciągu ostatnich 5 kwartałów, wytłumiła najważniejsze krajowe czynniki wzrostu takie jak konsumpcja i inwestycje, od których zależy blisko 2/3 wzrostu naszego PKB. Przypomnijmy więc, że w III kwartale 2012 roku wzrost PKB wyniósł tylko 1,3% ale dodatnio na ten wzrost wpływało jeszcze spożycie (konsumpcja) ale tylko w wymiarze 0,1 pkt procentowego, ujemnie akumulacja w tym inwestycje, która odnotowała spadek aż o 0,9 pkt procentowego i wreszcie dodatnio wskaźnik eksportu o 2,1 pkt procentowego. W IV kwartale 2012 roku kiedy wzrost wyniósł tylko 0,7 pkt procentowego, spożycie wpływało już ujemnie na wzrost w wysokości 0,5 pkt procentowego, akumulacja (inwestycje i zapasy) także ujemnie w wysokości 1,2 pkt procentowego, a wzrost uratował już tylko dodatni wpływ eksportu netto w wysokości 2,4 pkt procentowego co wynikało z wolnego wzrostu eksportu przy znacznie szybszym spadku importu.

3. Z kolei w I kwartale tego roku spożycie znowu wpływało ujemnie na wzrost w wysokości 0,1pkt procentowego, ujemnie wpływała również akumulacja (inwestycje i zapasy) w wysokości 0,8 pkt procentowego, a wzrost ratował dodatni wpływ eksportu netto tym razem jednak już w niższej wysokości 1,4 pkt procentowego. Przy czym dodatni wpływ na wzrost PKB eksportu netto wynika jednak głównie z tego, że wprawdzie rośnie eksport ale bardzo powoli za to bardzo szybko spada import i to właśnie daje duże wartości wpływu eksportu netto na wzrost. W II kwartale tego roku spożycie wprawdzie wpływało już dodatnio na wzrost w wysokości 0,8 pkt procentowego ale jego składowe czyli spożycie indywidualne zaledwie w wysokości 0,1 pkt procentowego, a publiczne w wysokości 0,7 pkt. procentowego.

Zupełnie dramatycznie w II kwartale kształtował się wpływ akumulacji na wzrost PKB. Ten wpływ był ujemy i wyniósł aż 2,5 pkt procentowego, przy czym złożyło się 0,6 pkt procentowego spadku inwestycji i 1,9 pkt procentowego spadku rzeczowych środków obrotowych (zapasów). Jak pisze w uzasadnieniu GUS w II kwartale 2013 doszło do nienotowanego od wielu kwartałów spadku akumulacji aż o 14% w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego.

Wzrost PKB w II kwartale podobnie jak to jest już od roku znowu uratował eksport, dokładnie wskaźnik eksport netto. Wpłynął on pozytywnie na PKB w wysokości 2,5 pkt procentowego przy czym głównie dzięki szybszemu spadkowi tempa importu niż wzrostowi tempa eksportu. Wprawdzie w szacunkowych wynikach wzrostu PKB za III kwartał, nie ma informacji jak na ten wzrost wpływały konsumpcja, inwestycje i eksport netto, ale raczej nie ulega wątpliwości że konsumpcja „kołacze się” wokół zerowego wpływu na wzrost PKB, inwestycje ciągną dalej PKB w dół, a o jego szybszym wzroście niż II kwartale, zdecydował znowu głównie eksport netto.

4. Co więcej kilkanaście dni temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), opublikował raport dotyczący wzrostu gospodarczego w krajach Europy Centralnej, Wschodniej i Południowowschodniej w latach 2013-2017 z którego wynika, że potencjalny średnioroczny poziom wzrostu gospodarczego w Polsce wyniesie ok. 2,5%. Tak więc MFW potwierdza to co od kilku lat jest widoczne w naszym kraju gołym okiem, rząd Tuska wpędził polską gospodarkę w pułapkę niskiego wzrostu i wszystko wskazuje na to, że przez najbliższe kilka lat z niej nie wyjdziemy. Oczywiście trzeba się cieszyć, że wzrost PKB przyśpieszył w III kwartale prawie do 2% PKB ale niestety przy takim poziomie wzrostu będziemy mieli ciągle ponad 2 milionowe bezrobocie i liczącą blisko 2,5 miliona liczbę ludzi żyjących w skrajnej biedzie.

Premier Tusk wraca więc do mitu zielonej wyspy ale takim PR-em, wzrostu poparcia społecznego dla swojego rządu, a w konsekwencji i Platformy, na pewno nie odbuduje. Kuźmiuk


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
gprs t6 io pl 1013
Psychologia ogólna i rozwojowa$1013
1013
wymiana ciepla i masy, Własności fizyczne suchego powietrza tablice, Własności fizyczne suchego powi
1013
1013
1013
Logika języka i logika formalna 1013
1013
Braun golarka męska Entry, 100, 105, 1007, 1008, 1012, 1013 instrukcja obsługi
1013
gprs t6 io pl 1013
Psychologia ogólna i rozwojowa$1013
Asimov Isaac Nagie slonce (SCAN dal 1013)
1013 1
1013
1013 Jump Shirley Zaczarowany świat
zakres Rudol 1013

więcej podobnych podstron