Dylemat „człowieczeństwa”
Jak to się dzieje, że im więcej wiemy o życiu człowieka, tym trudniej nam powiedzieć, kto nim jest?
Aborcja, zapłodnienie in vitro, klonowanie to tylko niektóre współczesne problemy związane z początkowymi etapami życia ludzkiego. Sposób ich szczegółowego rozstrzygnięcia wynika w pierwszym rzędzie z koncentrowania się na problemie statusu prenatalnych form życia ludzkiego, czyli pytaniu: czy embrion (płód) ludzki jest człowiekiem? Obserwując toczącą się dyskusję, można usłyszeć wiele odpowiedzi na to pytanie. Postęp w naukach biomedycznych, jaki dokonał się u schyłku XX wieku, powinien jednak doprowadzić do jednoznacznej odpowiedzi. Nic takiego nie następuje. Czym więc jest dylemat „człowieczeństwa” i jak to się dzieje, że im więcej wiemy o życiu człowieka, tym trudniej nam powiedzieć, kto nim jest?
Od kiedy człowiek?
W codziennym życiu ustalenie, kto jest (nie jest) człowiekiem, nie nastręcza nam raczej większych trudności. Odniesienie jednak tej powszechnej umiejętności do embrionów (płodów) ludzkich, u wielu nie prowadzi już do tak oczywistych wniosków. Dominujący wpływ na ocenę zdają się mieć w tym przypadku cechy morfologiczne embrionów. Nasze przekonanie o tym, kto jest człowiekiem, to znaczy, kto należy do gatunku ludzkiego, kształtuje się niemalże wyłącznie na podstawie spostrzeżenia dotyczącego cech zewnętrznych ludzi urodzonych, a w szczególności dorosłych. Wygląd płodu ludzkiego, zwłaszcza zaś ludzkiego embrionu, odbiega od tego, jak nam się wydaje, normalnego „obrazu” człowieka. Co więcej, do niedawna był on znany jedynie specjalistom. W konsekwencji spontanicznie pojawiają się tendencje do odmawiania embrionom statusu istoty ludzkiej. O tej odmienności wyglądu często mówiono w historii rodzaju ludzkiego przy okazji dyskusji o „człowieczeństwie”, na przykład w czasach odkryć geograficznych.
Opieranie się wyłącznie na wyglądzie zewnętrznym jest zatem niewystarczające. Zagadnienie „człowieczeństwa” jest bowiem wielopłaszczyznowe i wymaga głębszej refleksji o charakterze interdyscyplinarnym. Wskazuje na to już sama analiza semantyczna terminu „człowiek”. Określenie to — biorąc pod uwagę jego stronę pragmatyczną — nie ma jednoznacznej konotacji. W procesie komunikacji używamy go, w zależności od kontekstu wypowiedzi, w dwóch odmiennych znaczeniach: deskryptywnym lub wartościującym. Często nawet nie do końca to sobie uświadamiając. W pierwszym znaczeniu przywołujemy je do oznaczania określonego bytu w rzeczywistości (sfera bytu). W drugim: do przekazywania w procesie komunikacji określonych treści aksjologicznych (sfera wartości). Tę dystynkcję znaczeniową widać najlepiej na terminach pochodnych od terminu „człowiek”, np. „ludzki”, „nieludzki”. Mówimy przecież o „nieludzkich warunkach”, o „ludzkim człowieku”, także gdy zirytowani określamy kogoś zwrotem „to zwierzę”, nie chcemy bynajmniej sugerować, iż jakaś osoba nie należy do gatunku ludzkiego, lecz że odmawiamy jej afirmacji należnej ludziom. Jeżeli zatem w odniesieniu do embrionu (płodu) używamy terminu „człowiek” w znaczeniu deskryptywnym, komunikujemy wówczas o jego przynależności do gatunku ludzkiego. Jeżeli natomiast używamy go w znaczeniu wartościującym, informujemy nie tylko, że embrion (płód) należy do gatunku ludzkiego, ale przede wszystkim, że uznajemy związaną z tą przynależnością wartość tej istoty. Wartość, w której skład wchodzi to wszystko, co potocznie określamy terminem „człowieczeństwo” i co domaga się afirmacji we wzajemnych międzyludzkich relacjach, których regulacja jest przedmiotem etyki i prawa. Chcąc zatem zachować w ramach dyskusji precyzję, należy wyraźnie zaznaczyć, w jakim znaczeniu używa się terminu „człowiek” odnośnie do embrionu (płodu) ludzkiego i o jakim aspekcie jego „człowieczeństwa” się dyskutuje. Kwestia ich przynależności do gatunku ludzkiego nie jest bowiem tożsama z zagadnieniem postawy, jaką względem nich zajmiemy. Odpowiedzi należy poszukiwać na terenie właściwego obszaru wiedzy: nauk biomedycznych, gdy pytamy o przynależność do gatunku ludzkiego lub etyki i prawa, gdy rozważamy osobowość (podmiotowość prawną), a w konsekwencji sposób ich traktowania.
„Płód” i „dziecko poczęte”
Wspomniane rozróżnienie semantyczne pozostaje aktualne także przy posługiwaniu się terminami „embrion”, „płód”. Są to terminy „techniczne”, właściwe naukom biomedycznym. Służą do oznaczenia jakiegoś znaczącego — z punktu widzenia tych nauk — stopnia rozwoju organizmu określonego osobnika. Mają więc konotację „przedmiotową”. Wynika ona z przedmiotu badań tych nauk, ujmują one bowiem egzystencję człowieka — podobnie jak i innych gatunków — od strony somatycznej. Jako terminy „techniczne” mogą być i są używane do oznaczania rozwoju wszystkich istot żywych, które przechodzą takie same stadia rozwoju swojego organizmu. Stosując zatem ten termin do oznaczenia organizmu człowieka, należy dodawać przymiotnik „ludzki”, np. embrion ludzki, płód ludzki. Przedostanie się ich do języka potocznego, a także do języka używanego w refleksji etycznej czy prawnej, spowodowało pewną korektę znaczeniową tych terminów. Zaczęto używać ich w sensie podmiotowym, w więc nie do określenia etapu rozwoju organizmu ludzkiego, lecz do oznaczenia samej — choć jeszcze nie w pełni rozwiniętej — istoty ludzkiej. Pomimo to terminy te nadal zachowały jednak swoje przedmiotowe „zabarwienie” znaczeniowe i — ujmując rzecz generalnie — można powiedzieć, że pełnią one wtedy funkcję perswazyjną. Same w sobie sugerują określony status prenatalnych form życia ludzkiego. Wyraźnie jest to dostrzegalne na przykład w kolejnych wersjach tzw. ustawy antyaborcyjnej. Ilekroć ustawodawca rozszerzał zakres warunków dopuszczających przerywanie ciąży, posługiwał się terminem „płód”, w przeciwnym przypadku używał terminu „dziecko poczęte”.
Czy jest jakaś możliwość ominięcia tej wieloznaczności terminu „człowiek”? Wydaje się, że tak. Na gruncie języka polskiego deskryptywne znaczenie terminu „człowiek” najlepiej oddaje termin „istota ludzka”. W przypadku zaś znaczenia wartościującego dla refleksji w obszarze filozoficzno-etycznym terminem właściwym zdaje się termin „osoba ludzka”, zaś w obszarze prawnym termin „podmiot prawa”.
W konsekwencji rysują się niejako trzy zasadnicze płaszczyzny refleksji nad „człowieczeństwem” embrionu (płodu) ludzkiego: biomedyczna, filozoficzno-etyczna, prawna. Oczywiście nie są to jedyne sfery refleksji. O „człowieczeństwie” można dyskutować, patrząc z różnych perspektyw, na przykład psychologicznej, socjologicznej czy wreszcie religijnej. Wszystkie one wzajemnie się przeplatają i uzależniają, niemniej jednak każdy z poziomów refleksji dotyczy zgoła odmiennych zagadnień.
Biomedyczny status embrionu (płodu) ludzkiego, czyli przynależność do gatunku ludzkiego, został już na tyle rozpoznany, iż w literaturze przedmiotu spotykamy się ze stwierdzeniem, że „dzisiejsze osiągnięcia nauk przyrodniczych, zwłaszcza genetyki molekularnej, możliwość zapłodnień w probówce, w wyniku czego rozwija się człowiek i tylko człowiek mający w pełni zaprogramowany kierunek rozwoju — są tak przekonywające, iż negowanie ich jest stanowiskiem nieracjonalnym, nienaukowym, zamierzonym ignorowaniem prawdy” (Z. Chłap). Nieżyjący już francuski genetyk prof. Jerome Lejeune twierdził, że „obiektywnie, istnieje tylko jedna możliwa definicja ludzkiej istoty: istota ludzka jest członkiem naszego gatunku. Jej ludzka natura zostaje określona przez genetyczne dziedzictwo ludzkiego gatunku, jakie otrzymuje od swoich rodziców. Embrion jest więc częścią ludzkiego gatunku”. Dzięki zatem postępowi nauk biomedycznych przynależność do gatunku ludzkiego identyfikujemy obecnie nie na podstawie cech morfologicznych, lecz genetycznych (ludzki genotyp) danego osobnika.
Po pierwsze człowiek
Z tego faktu nie należy jednak „automatycznie” wyciągać wniosków natury filozoficzno-etycznej czy prawnej. Nie istnieje bowiem proste przejście od faktów do powinności. Otwiera się przez to droga do głębszej refleksji na płaszczyźnie filozoficzno-etycznej. Trzeba pamiętać, że nadrzędna pozycja człowieka w świecie jest wszak pewnym „aksjomatem antropologicznym”. Aksjomatem założonym przez sam gatunek ludzki. Mówiąc krótko: uznajemy siebie za byty osobowe (osoby ludzkie), co w wymiarze etycznym skutkuje zakazem traktowania się we wzajemnych relacjach w sposób przedmiotowy. Dopiero opierając się na takich założeniach, przynależność do gatunku ludzkiego nabiera istotnego znaczenia. Różne są przyrodzone i nadprzyrodzone uzasadnienia tego aksjomatu. Współcześnie najszerzej akceptowanym uzasadnieniem jest przyrodzona godność ludzka. Można powiedzieć bez przesady, że jest ona — wraz z wynikającym z niej katalogiem praw — współczesnym Dekalogiem. Historia ludzkości to m.in. zmaganie się ze wszelkimi przejawami gwałcenia tej godności, na przykład niewolnictwem, dyskryminacją rasową, dyskryminacją kobiet. Stąd też tak wielkim dorobkiem wspólnoty międzynarodowej było proklamowanie 10 grudnia 1948 r. Deklaracji Praw Człowieka i dążenie, aby zawarte w niej standardy były chronione przez ustawodawstwa krajowe. W art. 1 Deklaracji zapisano, że „wszyscy ludzie rodzą się równi pod względem swej godności i swych praw. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem i winni odnosić się względem siebie w duchu braterstwa”. Współcześnie nie ma jednak zgody, czy w ten sam sposób powinny być traktowane, w ramach wspólnoty ludzkiej, dzieci przed narodzeniem, a w szczególności na etapie rozwoju embrionalnego. Pomimo proklamowania 20 listopada 1959 r. Deklaracji Praw Dziecka oraz uchwalenia 20 listopada 1989 r. Konwencji o Prawach Dziecka i zapisania w nich, że „dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga szczególnej opieki i troski, w tym właściwej ochrony prawnej, zarówno przed, jak i po urodzeniu”, godność i prawa dzieci poczętych nie spotykają się z powszechną akceptacją. Pojawiają się bowiem głosy, iż nie jest wystarczający do uznania ich praw sam fakt przynależności do gatunku ludzkiego. Konieczne jest jeszcze spełnianie przez nie innych warunków, na przykład posiadania systemu nerwowego, osiągnięcia zdolności do życia poza organizmem kobiety, czy wreszcie narodzenie się, a nawet przeżycie określonego czasu. Te różnorakie fakty empiryczne, tak zwane kryteria rozwojowe, w połączeniu z odpowiednią argumentacją, są podnoszone, aby uzasadnić „przesunięcie” uznania godności i praw dzieci poczętych poza moment poczęcia. Sformułowanie kryteriów rozwojowych nastąpiło w związku z dyskusjami wokół aborcji, niemniej jednak nie pozostają one bez wpływu na rozstrzyganie innych problemów biomedycznych. Pojawienie się ich w ramach refleksji filozoficzno-etycznej zaowocowało w konsekwencji także różnymi rozwiązaniami w sferze prawnej, w tym również w odniesieniu do statusu dzieci poczętych. U podstawy każdego systemu prawnego leżą bowiem określone założenia filozoficzno-etyczne i od nich zależy, jaki system wartości będzie chronić prawo. Neutralność aksjologiczna prawa nie jest bowiem możliwa. Stąd też poszczególne systemy prawne w ochronie dzieci poczętych mogą być inspirowane odmiennymi koncepcjami antropologicznymi.
Podmiot czy przedmiot
W którym miejscu w ramach prawa toczy się spór o „człowieczeństwo”? Gdzie jest ten newralgiczny punkt, który przesądza, iż dzieci poczęte są uważane za równoprawnych członków wspólnoty politycznej (państwa), czy też, nieuznawane, pozostają poza jej obrębem, jako ewentualny przedmiot praw innych ludzi?
Tym miejscem jest niewątpliwie kwestia podmiotowości prawnej (hominum causa omne ius constitutum est). To właśnie przez uznanie za podmiot prawa dokonuje się przeniesienia na teren prawa filozoficzno—etycznego założenia, że człowiek jest osobą. Bez tego „zabiegu” legislacyjnego nie miałoby ono mocy prawnej, zasada praworządności wymaga bowiem poruszania się w obszarze norm prawnych.
Posiadanie tego atrybutu jest swoistym warunkiem sine qua non posiadania jakichkolwiek praw w ramach danego systemu prawnego. Najpierw trzeba przesądzić, czy ktoś jest podmiotem prawa, aby móc przejść do określenia zakresu przysługujących mu praw i ich ochrony, na przykład prawa do życia. Podmiotowość prawna jest pierwotna w stosunku do posiadania praw. Oczywiście w pierwszym rzędzie jest to zależność logiczna, a nie czasowa. Człowiek pozbawiony podmiotowości prawnej nie tylko nie podlega ochronie prawnej w sposób przewidziany w ramach danego systemu prawnego dla ludzi posiadających ten atrybut, lecz może także stać się przedmiotem uprawnień tych ludzi, jak np. niewolnik. W konsekwencji zasadnicze znaczenie dla uznania „człowieczeństwa” dzieci poczętych na gruncie prawa ma kwestia podmiotowości prawnej. Jej przyznanie wyklucza zaliczenie dzieci poczętych do kategorii rzeczy i stanowi prawną barierę chroniącą przed przedmiotowym traktowaniem.
Klasycznym przykładem prawnych konsekwencji odmowy uznania podmiotowości prawnej dzieci poczętych jest ustawodawstwo USA dotyczące aborcji. W słynnym orzeczeniu z 1973 r. w sprawie Roe v. Wade Sąd Najwyższy USA uznał, że płód nie jest „osobą” (podmiotem prawa) w rozumieniu XIV poprawki do konstytucji, a tym samym nie przysługuje mu prawo do życia. Doprowadziło to do ukształtowania się w USA ustawodawstwa aborcyjnego na zasadzie tzw. modelu terminowego. W modelu tym ochronie podlega tylko prawo kobiety do prywatności, zaś dziecko poczęte traktowane jest jako rzecz będąca w jej dyspozycji. Występujące w tym ustawodawstwie ograniczenia aborcji są przewidziane ze względu na populacyjne interesy państwa i traktowane jako wyjątek od prawa do prywatności.
Również polski ustawodawca nowelizujący w 1996 r. ustawę antyaborcyjną był świadomy tej „logiki” prawa. Chcąc w ramach systemu prawnego uzasadnić dopuszczenie aborcji z tzw. względów społecznych, dokonał równocześnie zmiany w kodeksie cywilnym, usuwając zapis przyznający dzieciom poczętym zdolność prawną.
Ten zabieg legislacyjny szedł niewątpliwie w przeciwnym kierunku aniżeli orzecznictwo sądowe, które w ochronie dziecka poczętego było prekursorem. Pomimo braku w kodeksie cywilnym zapisu przyznającego dziecku poczętemu zdolność prawną, Sąd Najwyższy, inspirując się zasadą nasciturus pro iam nato habetur quotiens de commodis eius agitur (dziecko poczęte uważa się za urodzone, ilekroć chodzi o jego korzyści), chronił jego różnorakie interesy. Ukoronowaniem tej linii orzecznictwa było niewątpliwie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z dnia 28 maja 1997 r., w którym uznał niekonstytucyjność wspomnianych wyżej przepisów dopuszczających aborcję z tak zwanych względów społecznych. Trybunał wskazał, iż podmiotowość prawna jest przynależna każdej istocie ludzkiej, w tym także dziecku poczętemu. Uznał ponadto, że życie i zdrowie ludzkie są dobrami prawnymi chronionymi konstytucyjnie, a ich wartość nie może być różnicowana w zależności od fazy rozwoju człowieka, w szczególności zaś w fazie życia prenatalnego. Stanowisko takie Trybunał wywiódł z przepisów konstytucyjnych, przede wszystkim zaś z zasady demokratycznego państwa prawnego.
Uznanie godności
Ta linia orzecznictwa zaowocowała ostatecznie w styczniu 2000 r. wyraźnym zapisem w polskim prawie, iż dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności (ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka). Na jej mocy Rzecznik zobowiązany został do podejmowania działań w celu zapewnienia dzieciom — w tym poczętym — pełnego i harmonijnego rozwoju, z poszanowaniem ich godności i podmiotowości, a także ochrony ich praw, w szczególności zaś prawa do życia i zdrowia.
Te zapisy wskazują niewątpliwie, iż na gruncie prawa polskiego „człowieczeństwo” embrionu (płodu) ludzkiego zostało uznane, a jego godność i prawa z niej wynikające potwierdzone. Dylemat „człowieczeństwa” został rozstrzygnięty. Nie można zatem nadal podtrzymywać poglądu uznającego — w sferze normatywnej — dziecko poczęte za część ciała kobiety. Należy również odrzucić stanowisko, iż jest ono dobrem sui generis różniącym się w prawie od ludzi urodzonych. Jeżeli bowiem dzieci poczęte uznane zostały za podmioty prawa, to — zgodnie z zasadą równości w prawie — należy kształtować ochronę prawną ich aktualnych interesów i dóbr w sposób przyjęty dla innych ludzi. Sprawą — miejmy nadzieję, niedalekiej przyszłości jest kwestia pełnego rozwinięcia tych zapisów w prawie polskim. Oprócz weryfikacji istniejącego już ustawodawstwa, na przykład w zakresie aborcji, pozostaje kwestia wprowadzenia nowych rozwiązań prawnych, które zabezpieczałyby interesy dzieci poczętych, w szczególności w obszarze osiągnięć biomedycznych, na przykład regulujących problematykę sztucznego zapłodnienia.
W jakim stopniu społeczeństwo polskie pozostanie wierne temu wyborowi antropologicznemu? W społeczeństwach pluralistycznych, dopuszczających wielość opcji filozoficzno-etycznych, istnieje przecież zawsze możliwość dokonania innego wyboru. Dylemat „człowieczeństwa” może być więc wciąż na nowo podnoszony. Powrót do stanu poprzedniego należałoby jednak uznać za znaczny regres w ochronie praw człowieka. Tak jak dziś krytycznie oceniamy dawne prawodawstwa dopuszczające niewolnictwo, tak być może przyszłe pokolenia równie krytycznie ocenią naszą kulturę prawną, w której z tak wielkim trudem kształtuje się respekt dla praw człowieka nie- narodzonego.
Na zakończenie warto przypomnieć słowa z encykliki „Redemptor hominis” Jana Pawła II: „zasada praw człowieka sięga głęboko w dziedzinę wielorako rozumianej sprawiedliwości społecznej i staje się podstawowym jej sprawdzianem w życiu organizmów politycznych”.
Mariusz Żelichowski,
prawnik, doktorant na Wydziale Prawa i Administracji UJ,
przygotowuje pracę doktorską na temat ochrony prawnej embrionu ludzkiego.
opr. mg/mg
Copyright © by Gość Niedzielny (Azymut - 6 (27)/2000)