Jacek Bartyzel
Rojalizm francuski wczoraj i dziś
Minione, powojenne półwiecze 1945-1995 nie było czasem "dobrej pogody" dla
tradycyjnej prawicy monarchistycznej (tak we Francji jak i gdzie indziej) z
powodów dość oczywistych. Oprócz, delikatnie mówiąc, powszechnego zaniku
zrozumienia sensu oraz wrażliwości na transcendentalną symbolikę instytucji
monarchii, zadziałały tuż po wojnie w ojczyźnie Kapetyngów czynniki bardzo
skonkretyzowane i aktualne. Rojaliści francuscy bowiem, po niesławnym
pogromie "Marianny" (a dla nich po prostu "la guese" - dziwki), prawie co do
jednego stanęli u boku Marszałka Petaina, primo dzieląc z nim przekonanie o
konieczności zaoszczędzenia wykrwawionej pokolenie wcześniej Francji losu
okupowanej Polski, secundo w nadziei, że autorytarne Etat Francais będzie
najnaturalniejszą drogą przejścia do restauracji monarchii tradycyjnej,
antyparlamentarnej i zdecentralizowanej. Nie wdając się tu w wielce złożoną
kwestię oceny i Petaina i rojalistów (ale w każdym bądź razie nie zapominając
ani na chwilę o tragicznym wymiarze decyzji tych ludzi, całą swą przeszłością i
wszystkimi emocjami związanych z orientacją antyniemiecką; nie mających
także najmniejszych sympatii natury ideowej do nazizmu), jedno trzeba
stwierdzić na pewno: po wyzwoleniu Francji spod okupacji niemieckiej i
politycznym skonsumowaniu tegoż przez kilkuletni konkubinat gaullistów i
chadeków z komunistami i socjalistami monarchiści nie mogli czuć się
bezpiecznie. Całkiem dosłownie zresztą: pamiętajmy, że szalały wówczas
zupełnie bezkarnie bojówki Thoreza urządzające upolowanym a domniemanym
kolaborantom hańbiące "epuracje", a NKWD bezkarnie porywało ludzi z ulicy i
miało swój obóz koncentracyjny pod Paryżem. (Doświadczyli tej atmosfery
przecież także, najdalsi od "reakcjonizmu", Giedroyć i Czapski, którym
"nieznani sprawcy" wymalowywali swastyki i napisy "faszyści".).
Przypomnijmy jeszcze, że nie oszczędzono żadnego upokorzenia twórcy
doktryny "nacjonalizmu integralnego" (czyli po prostu nowoczesnego
rojalizmu), Karolowi Maurrasowi, począwszy od skazania go - człowieka, który
osobiście w ogóle nie brał udziału w życiu politycznym Vichy - na karę
dożywotniego więzienia, a skończywszy na symbolicznym wykluczeniu z grona
"nieśmiertelnych", tj. Akademii Francuskiej (jedyny taki wypadek w dziejach tej
instytucji). Ponieważ skazano go za to, iż jego doktryna polityczna i uczniowie
stworzyli ustrój Państwa Francuskiego (a więc za par excellance Orwellowskie
przestępstwo "zbrodniomyśli"), to można powiedzieć, że spotkało go to samo co
Sokratesa - też przecież oskarżonego o oddawanie czci bogu nieuznawanemu
przez demokratyczne państwo i o demoralizację (czytaj: uczenia wątpienia w
mądrość ludu) młodzieży. W pełni usprawiedliwiony był tedy okrzyk
zawleczonego przed lyoński trybunał "sprawiedliwości", 77-letniego starca: ten
proces i ten wyrok to rewanż za Dreyfusa!
Nic przeto dziwnego, że w tych okolicznościach część monarchistów zeszła
nawet do podziemia; jedna z takich grup wydawała w latach 1945-47 nielegalne
"Dokumenty Narodowe" ("Les Documents nationaux") - swoistą "białą księgę"
masowych czystek na Bogu ducha winnych ludziach, o czym w oficjalnej prasie
pisze się dopiero teraz (ciekawe, że u nas puściła o tym farbę... "Gazeta
Wyborcza"!). Inni przybierali jakieś przedziwne, wręcz nieprawdopodobne
barwy ochronne, jak na przykład: usiłujący kojarzyć Maurrasa z ... Blumem,
oraz burbońską lilię z czerwoną różą, Ruch Socjalistyczno-Monarchistyczny;
kierowane przez Philippe`a Burena Rojalistyczne Centrum Formacji Politycznej,
które później odnalazło się na... lewicy gaullistowskiej; Narodowy Ruch
Rojalistyczno-Demokratyczny czy Biuro Akcji Socjalistyczno-
Monarchistycznej. Jako ciekawostkę zupełnie szczególnego wymiaru można
wspomnieć fakt istnienia w latach tuż powojennych Unii Monarchistów
Protestantów, kontynuującej dorobek Stowarzyszenia im. Sully`ego,
afiliowanego jeszcze przed I wojną światową do Ligi Akcji Francuskiej.
Jeszcze inną, alternatywną dla zaangażowania stricte politycznego, formą
obecności monarchizmu w życiu umysłowym Francji było naonczas
"metapolityczne" środowisko "Courrier de la Mesnie", akcentujące
spirytualistyczno-chrześcijański wymiar idei królewskiej w duchu apoteozy
monarchii średniowiecznej, charakterystycznej dla umysłowości wielkiego
pisarza katolickiego, Georgesa Bernanosa. Formowały ten nurt zwłaszcza
publikacje niepospolitej subtelności filozofa, Gabriela Marcela, o którego
poglądach i zaangażowaniu monarchistycznym uparcie się dziś milczy.
Orleanizm
Z pewnością najważniejszym punktem odniesienia, ogniskującym tak myśl jak
wszelką akcję, w krajach posiadających ustalone zasady (i podmioty)
dynastycznego legitymizmu jest osoba Pretendenta. Mimo jego istnienia rzecz
jest jednak bardziej skomplikowana, i to z dwóch różnych powodów.
Zdecydowana większość francuskich rojalistów, od bezpotomnej śmierci
ostatniego potomka starszej linii Burbonów, Henryka hr. Chambord (1883 r.),
pogodziła się, acz bez entuzjazmu - z uwagi na udział Filipa "Egalite" w
królobójczym głosowaniu oraz na rewolucyjne źródło władzy jego syna,
Ludwika-Filipa - z przejściem praw dynastycznych na orleańską gałąź rodu
Kapetyngów. Zdecydował tak również, po krótkich wahaniach, dając przewagę
argumentom "nacjonalistycznym" nad "dynastycznymi", sam Maurras. Tym
sposobem od 26 VIII 1940 r. po dziś dzień prawie powszechnie uznawaną
głową Domu Francji (Chef de la Maison de France) i jednocześnie pretendentem
- a wedle tradycyjnej terminologii francuskiej , odpowiadającej normie
fundamentalnej królestwa, iż królem Francji jest się już z mocy urodzenia, a nie
dopiero z tytułu koronacji, "królem z prawa" Henrykiem VI - jest 88-mio dziś
letni Hrabia Paryża (Comte de Paris), Henryk książę Orleański (Henri duc
d`Orleans), syn Jana księcia de Guise ("Jana III"). Istnieli jednak zawsze
nieprzejednani, "ortodoksyjni" legitymiści, którzy (nie bez formalnych racji)
uważali, że normy fundamentalne królestwa, określające porządek
dziedziczenia, mają charakter absolutny i nie mogą być unieważnione także
przez arbitralną decyzję monarchy. W tym wypadku chodzi o postanowienie
Ludwika XIV, który w 1713 r., za cenę uzyskania tronu hiszpańskiego dla
swojego młodszego wnuka i jego potomków, wykluczył ich od dziedziczenia
praw sukcesyjnych do tronu św. Ludwika. Teoretyczny zrazu spór stał się
praktyczny właśnie z chwilą wygaśnięcia starszej linii Burbonów. "Ortodoksi"
uznawali odtąd za pretendentów prawowitych następców Filipa Burgundzkiego,
króla Hiszpanii (którzy zresztą też utracili tam władzę na rzecz potomków
infantki Izabeli). Nie miało to większego znaczenia dopóki (przez półwiecze)
nad francuskim monarchizmem panował niepodzielnie Maurras, a stosunki
pomiędzy nim a Domem Orleańskim układały się pomyślnie. Sytuacja uległa
jednak zmianie, kiedy Henryk Orleański, jeszcze jako syn Pretendenta w 1937
r., zdołał nakłonić swego ojca do publicznego zdezawuowania ideologii i
polityki Action Francaise, a w szczególności nacjonalizmu i antysemityzmu
Maurrasa. Ponadto, już przed wojną Hrabia Paryża objawiał pewne skłonności
ku radykalizmowi socjalnemu, czemu dał publicznie wyraz w książkach
"Kwestia jutra" (1933) i "Proletariat" (1938).
W czasie wojny Hrabia Paryża zachowywał się raczej niezdecydowanie. W
kampanii czerwcowej 1940 r. służył w Legionie Cudzoziemskim pod
przybranym nazwiskiem Robert d`Orliac. Zdemobilizowany, zachęcał rojalistów
do zaangażowania się w tworzenie struktur Vichy, ale sam pozostał na uboczu,
także dosłownie, albowiem osiadł w Maroku. Jeśli brać do końca serio słowa
generała de Gaulle`a, właśnie wtedy zaprzepaścił swoim niezdecydowaniem
jedyną w tym stuleciu szansę Restauracji we Francji. De Gaulle bowiem
wielokrotnie dawał do zrozumienia, że gdyby Książe wyjechał z nim do
Londynu i sygnował Apel 18 czerwca Wolnych Francuzów, to on, de Gaulle,
mógłby ziścić swoje najgorętsze pragnienie stania się "najwierniejszym
poddanym Jego Królewskiej Wysokości". Powtórzył to raz jeszcze zięć
Generała, Alain de Boissieu, na pogrzebie twórcy V Republiki. W listopadzie
1942 r. Henryk pośredniczył w rokowaniach pomiędzy dowódcą floty Vichy,
admirałem Darlanem a generałem Eisenhowerem, ale nie dał się wciągnąć w
antygaullistowskie intrygi Anglosasów. Po wojnie osiadł w Hiszpanii, a od 1948
r. w Portugalii.
W 1950 r. francuskie Zgromadzenie Narodowe zniosło uchwaloną w 1886 r.
uchwałę rangi konstytucyjnej, skazującą na dziedziczną banicję członków
wszystkich dynastii panujących kiedykolwiek we Francji (a zatem prócz
Burbonów i Orleanów, także rodzinę Bonapartych). Książe Orleański mógł
powrócić do ojczyzny, co uczynił osiadając w zamku Louveciennes pod
Paryżem. Podjął wtedy próbę zreorganizowania i zjednoczenia ruchu
rojalistycznego poprzez utworzenie Biura Politycznego Hrabiego Paryża,
Komitetu Centralnego Monarchistów (tożsamość nazewnicza z kompartiami,
choć na pewno przypadkowa, brzmi jednak arcykomicznie) oraz tygodnik "Ici
France", gdzie zdołał przyciągnąć do współpracy autorów tej rangi, co
wspomniany już Marcel, filozof-wieśniak Gustave Thibon, Bertrand de Jouvenel
i... słynny autor powieści kryminalnych Georges Simenon.
Chociaż zaproponowana płaszczyzna współpracy miała łączyć różne nurty
ideowe, rychło dał się odczuć wpływ osobistych przekonań Pretendenta, które
można określić zdecydowanie jako liberalne, a nawet demokratyczne i socjalne.
Koncepcja Hrabiego Paryża, wykładana przezeń już przed wojną w "Szkicu o
rządzie jutra" (1936), a rozwinięta w książkach "Między Francuzami" (1948),
"Zarys konstytucji monarchicznej i demokratycznej" (1949) i "List do
Francuzów" (1983), jest próbą ideowo-ustrojowego kompromisu pomiędzy
tradycyjną nauką o królu - "poruczniku Boga na ziemi" z teorią "reprezentanta
ludu-narodu". Król miałby być tedy gwarantem jednocześnie wartości
historycznych i "nowoczesnych", dzięki swojej podwójnej - religijnej oraz
demokratycznej - sankcji władzy. Książe Orleański nie ukrywa też, że byłby
gotów zaakceptować brytyjski model monarchii parlamentarnej z
charakterystyczną dla niego, symboliczno-reprezentacyjną rolą władcy.
Trudno tedy się dziwić, że fundamentalnie "reakcyjni" spadkobiercy Maurrasa
odrzucili taką reinterpretację idei monarchistycznej. U zarania Action Francaise
(1899) Maurras przecież aż dwa lata potrzebował na przekonanie jej
republikańsko-autorytarnych założycieli (Vaugeois, Pujo i in.) do monarchizmu,
argumentując właśnie, iż tylko król zdoła trwale wyeliminować demokrację
parlamentarną. Maurrasiści ogłosili sprzeciw wobec demokratyzacji doktryny
piórem Jean-Jacquesa Lagora (pseudonim Jeana Arfela, który już wkrótce
będzie raczej znany pod nowym pseudonimem: Jean Madiran) w dwutygodniku
"L`Independance francaise". Lagor oznajmił, że monarchiści narodowi mogą
tolerować istnienie rojalistów demokratycznych, ale nigdy nie zgodzą się na
oddanie im przywództwa ruchu. Był to faktycznie bunt przeciwko "królowi de
iure" i jego strategii politycznej. Można powiedzieć, że historia się powtórzyła,
mając na uwadze opozycję "la chambre introuvable" (izby niemożliwej),
złożonej z konserwatywnych "ultrasów", przeciwko nazbyt, ich zdaniem,
liberalnemu władcy, Ludwikowi XVIII.
Tymczasem Hrabia Paryża zacieśniał coraz bardziej związki z generałem de
Gaulle`m, a po jego powrocie do władzy (1958) wyrażał publicznie poparcie i
dla nowego prezydenta i dla porządku konstytucyjnego V Republiki.
Potwierdzeniem dalekosiężnych planów obu wielkich Francuzów może być fakt
zawarcia z inicjatywy Generała małżeństwa pomiędzy synem Hrabiego Paryża,
hrabią de Clermont, a księżniczką Marią Teresą Wirtemberską, traktowanym
przez de Gaulle`a w kategoriach - zdawać by się mogło już nieaktualnych -
polityki państwowo-dynastycznej i jako przesłanka planowanego odprężenia w
stosunkach francusko-niemieckich. Zaś 12 października 1960 r. urzędowa
Agencja France-Presse nadała niespotykany w dziejach jakiejkolwiek republiki
komunikat o następującej treści: w dniu wczorajszym w czasie akcji bojowej
przeciw jednostkom Algierskiego Frontu Wyzwolenia zginął Franciszek książę
Orleański, syn Hrabiego Paryża, uzupełniony informacją o wystosowaniu przez
prezydenta de Gaulle`a do pogrążonego w żałobie ojca odręcznego pisma, w
którym znalazło się m.in. zdanie: Śmierć młodego księcia Franciszka, który
zginął dla Francji na polu chwały, jest jeszcze jednym przykładem oddania dla
ojczyzny ludzi jego rasy, którzy stanowią wątek naszej historii.
Trudno natomiast orzec jednoznacznie czy znacznie późniejsze objawy
poparcia, których Książe Orleański nie szczędził w obu (1974, 1981)
kampaniach prezydenckich F. Mitteranda, były wyrazem jego demokratycznosocjalizujących
inklinacji, czy też swoistą karą wymierzoną Giscardowi
d`Estaing za zdradę, której ten dopuścił się wobec de Gaulle`a w 1969 r.
wzywając do głosowania "non" w decydującym o pozostaniu lub odejściu
Generała referendum.
Apogeum odrodzonego orleanizmu były w ostatnim czasie uroczyste obchody
millenium (987-1987) panowania Kapetyngów na zamku Amboise nad Loarą.
W ich kulminacyjnym momencie "Henryk VI" przekazał prawa sukcesyjne
swojemu wnukowi, Janowi księciu de Vendome, pozbawiając tym samym
sukcesji swojego syna, Henryka hrabiego Clermont. Tym razem, w
przeciwieństwie do wspomnianej decyzji Ludwika XIV, było to posunięcie
najzupełniej usprawiedliwione i zgodne z normami prawa dynastycznego.
Hrabia Clermont albowiem dopuścił się skandalu porównywalnego z ekscesami,
których widownią jest od wielu lat Dwór św. Jakuba; porzucił swoją prawowitą
małżonkę i matkę kilkorga dzieci, znaną nam już Marię Teresę, a następnie
zawarł świecki konkubinat, co automatycznie wyklucza go od sukcesji.
Nietrudno jednak się domyślić, że mimo zażegnania skutków tego wybryku
decyzją Hrabiego Paryża, i mimo tego, iż młody książę Jan zachowuje godną -
katolicką i tradycjonalistyczną - postawę, bardzo wielu dotychczasowych
orleanistów przeszło do odłamu "niezłomnych" legitymistów (wzmacniając ten
wątły dotychczas nurt), widzących prawowitego pretendenta w osobie Księcia
Kadyksu i Andegawenii, Ludwika-Alfonsa ("Ludwika XX").
Pomimo dominującej przez prawie pół wieku (1940-87) pozycji w obozie
monarchistycznym orleanizm, jako prąd ideowy, nie wydał zbyt wielu
wybitnych przedstawicieli. Pewne zasługi na tym polu mają: najbliższy
przyjaciel Hrabiego Paryża, Philippe hr. de Saint-Robert, przewodniczący
Stowarzyszenia Przyjaciół Domu Francji Stephane Bern i redaktor "Dynastie"
Gerard Leclerc. Jedynym wybitnym intelektualistą tego nurtu (zresztą raczej
nietypowym, bo bardzo konserwatywnym, nie idącym na kompromisy z
demoliberalizmem, tyle że nie nacjonalistycznym) był niedawno (1992) zmarły
prawnik, dziennikarz i myśliciel polityczny - Louis Salleron. (Jego rodzony brat,
pisujący pod pseudonimem Paul Serant, jest cenionym historykiem ruchu
prawicowego we Francji, autorem m.in. takich prac jak: "Dysydenci Akcji
Francuskiej" i "Romantyzm faszystowski" - o Drieu La Rochelle, Brasillachu i
in.). Salleron już w latach 30. był bardzo blisko Księcia Orleańskiego i
redagował półoficjalny jego organ "Courrier Royal". Zajmował wysoką pozycję
w administracji Vichy jako członek Rady Narodowej Państwa Francuskiego,
reprezentujący Unię Syndykatów Rolniczych, oraz założyciel i szef Centralnego
Biura Organizacji Korporacyjnych; nadto redagował "Idees. Revue de la
Revolution nationale". Po wojnie wchodził w skład Biura Politycznego
Hrabiego Paryża, był wykładowcą w Centrum Studiów Politycznych,
współpracownikiem "Ecrits de Paris", "Itineraires" i (do ostatnich chwil życia)
edytorialistą jedynego dziś narodowo-katolickiego dziennika we Francji -
"Present".
Ideowo Salleron to nie tylko monarchista i konserwatysta, ale także zwolennik,
działacz i teoretyk korporacjonizmu, w duchu wskazań katolickiej nauki
społecznej, oczywiście w jej tradycyjnym kształcie, przed
"socjaldemokratyzacją" w aspekcie gospodarczym a "demokratyzacją" w
filozofii polityki, przeprowadzoną przez Sobór Watykański II. Jak wszyscy
przywiązani do integralnego depozytu Tradycji katolicy we Francji był Salleron
skonfliktowany z progresistowskim i lewicującym Episkopatem Francji; do
ostatka występował na przykład przeciwko zafałszowywaniu doktryny
społecznej Kościoła polegającym m.in. na odwracaniu o 180 stopni sensu
zasady pomocniczości, aby usprawiedliwić, a nawet postulować zwiększenie
interwencji państwa w życie osób, rodzin i wspólnot, a struktur
ponadnarodowych w kompetencje państw członkowskich Unii Europejskiej.
Jeśli orleanizm w głównym nurcie można określić jako "centrolewicę"
francuskiego monarchizmu, to miano "skrajnej lewicy" ("goszystów" Króla)
należy się z pewnością założonej w 1974 r. Nowej Akcji Rojalistycznej
(Nouvelle action royaliste; do 1978 r. występowała ona pod nazwą Nowa Akcja
Francuska). Założycielem, przywódcą i głównym ideologiem NAR jest
publicysta Bertrand Renouvin, redaktor dwumiesięcznika "Royaliste". Swoje
główne idee wyłożył on w książkach "Nieład ustanowiony" (1975) i "Republika,
czyli król we śnie" (1989).
Lewicowość NAR to nie tylko zaangażowanie po stronie Mitteranda oraz
demokratyczno-socjalna frazeologia, ale także przyłączenie się do nagonki
prowadzonej przez cały republikańsko-laicki establishment na "populistyczny" i
"ksenofobiczny" Front Narodowy Le Pena. "Nowi" rojaliści z aplauzem
włączają do swojej tradycji polityczno-ideowej pierwszą, "liberalną" fazę
Rewolucji 1789 r. i oddają nieustanne hołdy Deklaracji Praw Człowieka i
Obywatela. Ich ideał i "mit założycielski" demokratycznego monarchizmu to
przypięcie sobie przez króla niebiesko-czerwonej kokardy Komuny Paryża.
Dlatego NAR, jako jedyny odłam monarchistów, nie tylko że nie brała udziału
w kontrdemonstracjach podczas Bicenteneire, ale nawet przyłączyła się do
świętowania 200 rocznicy tzw. zdobycia Bastylii.
Wedle wywodów Renouvina i programu NAR monarchia "nowoczesna"
powinna być ukoronowaną demokracją, i to nie tylko polityczną, ale także
gospodarczą i społeczną. Jej zadaniem zaś powinno być nie tylko
symbolizowanie jedności narodowej i tradycji historycznej (jak w istniejących
jeszcze w Europie monarchiach parlamentarnych), ale także ochrona wolności
indywidualnej oraz "pluralizmu" religijnego (w kraju, gdzie władca nosił tytuł
tres chretien!), kulturalnego i regionalnego. Rojaliści demokratyczni uważają, że
monarchia mogłaby być przywrócona jedynie drogą głosowania powszechnego;
stąd zadaniem praktycznym, które sobie stawiają, jest uprawianie takiej
propagandy, która koncentruje się na wykazywaniu niesprzeczności idei
monarchicznej z zasadami demokracji. Za dowód słuszności swojej taktyki
NAR uznała wynik badań sondażowych z 1994 r., w których 17%
ankietowanych deklarowało zgodę na ewentualną Restaurację.
Rojalizm narodowy
Mimo wszystko najważniejszym odłamem ruchu monarchistycznego w czasach
IV i V Republiki pozostał kierunek nacjonalistyczny, zapoczątkowany przez
Maurrasa, choć daleko mu do pozycji jaką w życiu umysłowym i politycznym
Francji Action Francaise zajmowała przed wojną. Wówczas prawie nie sposób
wskazać było intelektualistę, który by nie podlegał w jakiejś mierze
oddziaływaniu doktryny Maurrasa, co z drugiej strony wydłużało jednak
również listę "dysydentów" odchodzących w stronę integralnego katolicyzmu
(Bernanos), chadeckiego centrum (Maritain, Mauriac), faszyzmu (Brasillach,
Rebatet), a nawet... komunizmu (Maurice Blanchot, Claude Roy). W każdym
bądź razie nurt maurrasowski jest jedynym odłamem monarchizmu, który może
zaliczyć do swego grona znakomitych przedstawicieli literatury francuskiej po
1945 r. Mowa tu przede wszystkim o pokoleniu tzw. huzarów (les hussards)
piszących zgryźliwie cyniczne, impertynenckie powieści, świadomie
prowokacyjne wobec "humanistycznego" zadęcia kapłanów lewicy od Sartre`a
po Aragona: Roger Nimier, Jacques Laurent, Michel Deon (obaj debiutowali
podczas wojny na łamach "L`Action Francaise" i byli sekretarzami redakcji tego
dziennika), Antoine Blondin. Członkiem Akcji Francuskiej, jeszcze jako student
przed wojną, był także światowej sławy historyk Philippe Aries.
Po 1945 r. żyli jeszcze i tworzyli tacy koryfeusze Akcji Francuskiej z okresu jej
największej świetności, jak: filozof Henri Massis (1886-1970), który napisał u
schyłku życia tak ważne dzieła jak "Maurras i nasze czasy" oraz "Barres i my";
czy historyk Pierre Gaxotte (1895-1982). Trudno jednak zaprzeczyć, że
działalność neomaurrasistów w pierwszym dziesięcioleciu po wojnie, miała do
pewnego stopnia charakter epigońsko-nostalgiczny. Wymownym tego dowodem
jest na przykład fakt, iż wielu autorów (m.in. Robert Harvard de la Montagne i
Raoul Girardet) koncentruje się na spisywaniu historii ruchu, a jeszcze bardziej
to, że tym, co pozostało, kierują dzieci historycznych przywódców Ligi Akcji
Francuskiej: pierwszym przewodniczącym Restauration nationale (nowa nazwa
formacji od 1955 r.) był Louis-Olivier de Roux, a dyrektorem tygodnika
"Aspects de la France" Pierre Pujo. Neomaurrasowski "nacjonalizm integralny"
dysponował w tym półwieczu kolejno tygodnikami: "L`Independence
Francaise", "Aspects de la France" i od kilku lat z powrotem "L`Action
Francaise", oraz wieloma świetnymi piórami, jak: Jean de Fabregues (redaktor
"La France Catholique"), Georges Calzant, Nicolas Kessler, Marcel Justinien,
Gabriel Matzneff, Pol Vandromme, Roland Lautenbach, Michel Formentaux,
Georges-Paul Wagner czy Guy Steinbach (aktualny przewodniczący Restauracji
Narodowej). To jednak, że prąd maurrasowski stanowi nadal zjawisko
intelektualnie żywe i twórcze, jest zasługą trzech, w głównej mierze autorów.
Pierwszym i najstarszym z nich jest, urodzony w 1910 r., Jacques Ploncard
d`Assac. Jego ewolucja ideowa była raczej nietypowa, bo przeciwna do tej,
którą przebywali faszystowscy dysydenci AF; Ploncard d`Assac był w młodości
związany z quasi-prawicowymi ugrupowaniami nacjonalistycznorewolucyjnymi,
w tym z ruchem Francystów (Parti francistes) późniejszego
kolaboranta, Marcela Bucarda, który składał hołd jednocześnie Joannie d`Arc i...
komunardom. Już jednak przed 1939 r., zrażony radykalizmem socjalnym i
totalizmem narodowych rewolucjonistów, przeszedł na prawicę narodowokonserwatywną
i monarchistyczną, czyli do Action Francaise. W czasie wojny
popierał oczywiście Petaina, a następnie osiedlił się w Portugalii, gdzie zyskał
osobistą przyjaźń premiera Salazara (którego został biografem) oraz patriarchy
Lizbony, kardynała Cerejeiry. Jednocześnie był członkiem Biura Politycznego
Hrabiego Paryża oraz stałym współpracownikiem "Aspects de la France". Do
Francji powrócił po socjalistyczno-komunistycznej "rewolucji goździków"
(1974).
Ploncard d`Assac to autor bardzo płodny, a do jego najznaczniejszych publikacji
należą: "Doktryny nacjonalizmu" (1959), "Państwo korporacyjne" (1960),
"Naród, Europa i chrześcijaństwo" (1964), "Kryzys komunizmu" (1965),
"Reakcja" (1968), "Idee, które zabijają" (1971) i "Manifest nacjonalistyczny"
(1972). Jego szczególnym wkładem do teorii narodu jest rozwinięcie
maurrasowskiego rozróżnienia pomiędzy nacjonalizmem a nacjonalitaryzmem.
Ten pierwszy jest zjawiskiem naturalnym, koniecznym i konserwującym;
oznacza pielęgnowanie własnych tradycji, kultury i tożsamości oraz ich obronę
w sytuacji rozlicznych zagrożeń, płynących od kosmopolitycznej cywilizacji
masowej. Nacjonalizm tak pojmowany nie jest redukcjonizmem, zawężaniem
trybu egzystencji ludzkiej do etnosu, lecz uświadomieniem sobie bogactwa form
tej egzystencji, wyrażonej twórczością kulturalną, duchowością, obyczajami i
instytucjami politycznymi danego narodu. Takim był, zdaniem Ploncarda,
nacjonalizm francuski Drumonta, Barresa, Bourgeta i Maurrasa, a także włoski
nacjonalizm Corradiniego i portugalski luzytanizm Salazara i Sardinhy.
Nacjonalitaryzm zaś wychodzi od bałwochwalstwa narodu, zawężonego w
pojmowaniu go do aspektu biologicznego (rasa), a wchodząc w symbiozę z
lewicowym rewolucjonizmem (faszyzm, narodowy socjalizm) przejmuje jego
filozofię (materialistyczny determinizm), metodę (monopartia i terror) oraz cel -
zbudowanie totalitarnego państwa-narodu (stąd pojęcie "nacjonalitaryzm",
będące kontaminacją słów "nacjonalizm" i "totalitaryzm"). Dążąc do
ujednolicenia wszystkiego i poddania jednej woli, nacjonalitaryzm niszczy w
istocie życie narodowe: tradycje narodu, jego tabu i świętości. Pozorna bliskość,
a nieraz i faktycznie wspólny rodowód organizacyjny i personalny obu nurtów,
nie powinny uważnemu i uczciwemu badaczowi przesłaniać prawdy, iż
nacjonalizm i nacjonalitaryzm to idee i postawy wręcz przeciwstawne pod
każdym względem.
Najwybitniejszym myślicielem, nie tylko w obrębie nurtu monarchistycznonarodowego,
ale całej powojennej prawicy francuskiej jest, ponad wszelką
wątpliwość, wspomniany już tu filozof i publicysta Jean Madiran. Urodzony w
1921 r., był wychowankiem Instytutu Katolickiego w Maslacq, założonego i
prowadzonego przez wielkich pedagogów, braci Andre i Henri Charlierów.
Debiutował w czasie wojny na łamach "L`Action Francaise", zaś po
Wyzwoleniu pisywał (pod pseudonimem Jean-Jacques Lagor) do "Ecrits de
Paris" oraz redagował (1946-1950) "L`Independance Francaise",
przekształconej następnie w "Aspects de la France". Brał aktywny udział w
niesieniu pomocy dla powstańców węgierskich w 1956 r. Rok wcześniej założył
miesięcznik "Itineraires", który z powodu wiernego trwania przy integralnym
Depozycie Katolickiej Wiary i za bezkompromisową walkę z progresizmem,
socjalizmem i komunizmem został w 1966r. potępiony przez ulegający tym
tendencjom Episkopat Francji. W 1982 r. założył pierwszy po 37-letniej
przerwie (i jedyny dziś) dziennik tradycjonalistyczny i kontrrewolucyjnokatolicki
we Francji - "Present". Przywiązany zawsze szczególnie do
duchowości benedyktyńskiej, a umocniony w tym wieloletnim kierownictwem
duchowym i przyjaźnią opata Le Barroux, Dom Gerarda, został Madiran w 1987
r. oblatem Zakonu św. Benedykta.
Umysłowe predyspozycje Madirana do zbudowania syntezy godzącej
ostatecznie nacjonalizm integralny Action Francaise z uniwersalizmem św.
Tomasza z Akwinu, odkrył już sam Maurras, który u schyłku życia "namaścił"
Madirana na swojego ideowego sukcesora, jakby przeczuwając, że ten uczeń
będzie "pobożnym Maurrasem" (Le Pen, z kolei, niedawno nazwał Madirana
"Maurrasem uśmiechniętym"). Budowanie tej syntezy było jednak, i za życia
Mistrza i po jego śmierci, swoistym dialogiem-pojedynkiem. Z początku
Madiran uznał, że "chrystianizacja" Maurrasa polegać winna na odróżnieniu
jego doktryny politycznej i estetycznej (religijnie bez zarzutu) od filozoficznej,
którą - jako skażoną pozytywizmem i agnostycyzmem - trzeba odrzucić. Później
zrozumiał, że tak wypreparowany Maurras-filozof nie istniał nigdy
rzeczywiście, a błąd jego był (na początku) właśnie w czystym estetyzmie
politycznym, oraz w oddzieleniu - tak samo jak niegdyś uczynił to Platon -
(słusznej) idei rządów arystokracji i "króla-filozofa" od zagadnienia wolności,
co prowadzi do wypaczenia koncepcji ustroju w kierunku pretotalitarnym. Atoli
Maurras - przypomina Madiran - odżegnał się przecież od młodzieńczych
bluźnierstw o czterech ciemnych Żydach i anarchicznym duchu Ewangelii, i
zabraniał ich przedrukowywania w reedycjach swych wczesnych pism. Z kolei,
papież św. Pius X, z właściwym mu nieomylnym instynktem, odrzucił
propozycję wpisania dzieł Maurrasa na Index i stwierdził, że Maurras to nie
tylko "dobry obrońca Kościoła", ale i "dobry obrońca Wiary" (który to pogląd
nie został już wzięty pod uwagę w 1926 r. przez Piusa XI, ale też i jego decyzja
o ekskomunice była następstwem skomplikowanego splotu okoliczności raczej
politycznych). Dlatego, konkluduje Madiran, prawdziwa "chrystianizacja"
Maurrasa nie może polegać na mechanicznym rozczłonkowywaniu fragmentów
jego doktryny na "prawowierne" i "nieprawowierne" lub wręcz pogańskie, albo
na próbie usprawiedliwiania teorii politycznej kosztem filozoficznej, tylko na
takim odczytaniu jego podstawowej (a faktycznie całościowej i "całkującej")
formuły: politique d`abord, które będzie zupełnie zgodne z katolicką doktryną
społeczną, ukoronowaną tomizmem. Otóż takie odczytanie Maurrasa stało się,
zdaniem Madirana, możliwe dopiero dzisiaj, w epoce dekadenckiej i
neobarbarzyńskiej w stopniu zupełnie niewyobrażalnym i dla Maurrasa i dla
jego współczesnych. Właśnie totalność dechrystianizacji państwa,
społeczeństwa i rodziny, zniweczenie dorobku 1500 lat historii Civitas Dei
zapoczątkowanej przez Konstantyna Wielkiego i Chlodwiga, pozwala dopiero
odkryć prawdziwą intencję, być może nie do końca świadomie sformułowaną,
lecz intuicyjnie genialną, formuły "najpierw polityka". Oznacza ona bowiem
naprawdę, iż pierwszym celem i zadaniem akcji politycznej jest odbudowanie
społeczeństwa i państwa chrześcijańskiego (la cite catholique), gdyż stanowi to
absolutnie konieczny warunek rozkrzewiania samej Wiary Katolickiej.
Taka interpretacja pochodzi z podsumowującej zagadnienie książki "Pius
Maurras" z 1966 r.; spośród ogromnego dorobku Madirana wymienić trzeba
przynajmniej "Filozofię polityczną Świętego Tomasza" (1948), "List do Jana
Ousset" (1960), "Państwo katolickie dziś" (1962), "Integryzm. Historia pewnej
historii" (1964), "Herezję XX wieku" (1968), "Dwie demokracje" (1977),
"Republikę Panteonu" (1982).
Autorytet i pozycja Madirana były z pewnością czynnikiem, który zadecydował,
że nurt maurrasowski jest obecnie we Francji jądrem szerszego niż rojalizm
ośrodka prawicy narodowej i integralnie katolickiej, której inne segmenty
tworzyły lub tworzą: Armia Kontrrewolucyjna franko-algierskiego "szuana"
Roberta Martela i płk Chateau-Joberta; Akcja Rodzinna i Społeczna (baron
Arnaud de Lassus i in.); Centrum Andre et Henri Charlier (ks. Francois
Pozzetto); Komitety "Solidarność - Chrześcijaństwo", przenikające katolickie
skrzydło Frontu Narodowego (Bernard Antony).
Nurt maurrasowski miał jednak po wojnie także swoich "dysydentów",
podobnie jak Action Francaise za czasów III Republiki. Kluczową rolę odegrał
tym razem filozof, powieściopisarz i publicysta Pierre Boutang (ur. w 1916 r.).
Początki jego aktywności były najzupełniej dla "maurassienns" typowe; przed
wojną redaktor związanego z Ligą pisma "L`Etudiant Francais", po zawieszeniu
broni aktywny zwolennik Petaina (ale po wkroczeniu Niemców do strefy
"wolnej" zaniechał działalności publicznej). Po Wyzwoleniu redaktor
nielegalnej "La Derniere Lanterne" i legalnych "Aspects de la France" (1947-
54).
Historia "dysdencji" Boutanga zaczyna się w październiku 1955 r., kiedy
zakłada on pismo "La Nation Francaise", głoszące program rewizji dziedzictwa
maurrasowskiego polegającej na odżegnaniu się od antysemityzmu,
antyprotestantyzmu i antymasonizmu, a pozytywnie nie zbliżeniu do generała de
Gaulle`a, co w tym środowisku było czymś niesłychanie bulwersującym (można
ów krok porównać do propiłsudczykowskich secesji z obozu narodowego w
latach 30.). Boutang uznał, że tylko de Gaulle ma realną szansę i polityczną
wolę obalenia systemu demokratyczno-parlamentarnego IV Republiki. Kiedy
zaś to stało się ciałem, Boutang ogłosił nowe ralliement ("przyłączenie")
narodowych monarchistów do V Republiki (przez analogię do ralliement XIXwiecznych
rojalistów-katolików z A. de Munem i J. Piou do III Republiki po
alokucji papieża Leona XIII "Au milieu des sollicitudes"). W uzasadnieniu tego
posunięcia Boutang twierdził, że swą polityką niezawisłości i mocarstwowości
Francji de Gaulle dowiódł, iż jest najautentyczniejszym spadkobiercą
maurrasowskiej doktryny nacjonalizmu integralnego, zaś system konstytucyjny
V Republiki stanowi najlepszą z możliwych w istniejących realiach społecznych
formę jedynowładztwa; zachowując "literę" republikanizmu, esencjonalnie jest
monarchistyczny. Należy zatem, twierdzi Boutang, myśleć nie "król contra
republika", lecz "król i republika".
Poważny kryzys zaufania wywołało jednak porzucenie przez de Gaulle`a idei
Algierii Francuskiej. Girardet i Laudenbach (wcześniej przyłączeni do
gaullizmu) opuścili "La Nation Francaise", aby założyć "L`Esprit public", który
został półoficjalnym organem OAS. Pozostał wprawdzie Aries, a przybyli Saint-
Robert i Matzneff, ale pismo zaczęło podupadać i w końcu zniknęło w 1967 r.
Po śmierci Generała zaś, Boutang zniechęcony do roztrwaniania dziedzictwa
gaullizmu, odsunął się w ogóle od polityki; napisał za to monografie Maurrasa
(1984) i Williama Blake`a (1990), "Sztukę poetycką" (1988) i trzytomową
"Ontologię Tajemnicy" (1973-1989).
Należy odnotować wystąpienie w ostatnim dziesięcioleciu nowej, dynamicznej
umysłowo generacji maurrasistów, którzy skupili się wokół interesująco
redagowanego kwartalnika "Reaction". Należą do tego grona m.in.: Jean-Pierre
Deschodt, Francois Huguenin, Claude Polin (syn znanego liberalnego historyka
idei, Rajmunda Polin), Claude Rousseau, Philippe Mesnard i Eric Letty.
(Propozycje i tematy obecne w publikacjach tego zespołu referowałem swego
czasu na łamach nie istniejącej już "Sprawy Polskiej" pod redakcją Marka
Jurka).
Legitymizm
Nie ulega wątpliwości, że spadkobiercy Maurrasa są "twardą", integralną
prawicą w geografii politycznej współczesnego rojalizmu francuskiego. A
jednak są jeszcze prawdziwi "ultrasi", zajmujący w tym wyimaginowanym
"parlamencie" monarchistycznym miejsce przy samej "ścianie", spychający tedy
siłą rzeczy nacjonalistów na pozycję "centroprawicy". To oczywiście
legitymiści, czyli zwolennicy potomka Ludwika XIV w linii prostej, 22-letniego
dziś księcia Kadyksu i Andegawenii, Ludwika-Alfonsa, czyli "Ludwika XX".
Historia na nowo zorganizowanego (w odróżnieniu od historycznego
legitymizmu epoki Monarchii Lipcowej, którego ojcem duchowym był
Chateaubriand) legitymizmu zaczyna się w 1957 r. od założenia Powszechnego
Stowarzyszenia Legitymistów Francji. Jego założycielami byli m.in.: historycy
Gerard Saclier de La Batie i Guy Auge oraz Pierre Taille i poeta-mistyk Henry
Montagu. Stowarzyszenie to przekształciło się następnie w Unię Kół
Legitymistycznych Francji (L`Union des cercles legitimistes de France), której
przewodniczącym jest Saclier de la Batie. Legitymiści wydają tygodnik "La
France Monarchiste et Legitimiste" (redaktorem jest Marcel Chereil de La
Riviere), "La Gazette Royale" i kilka skromniejszych periodyków. W młodszym
pokoleniu zaznaczyli się już Daniel Hamiche i Yves-Marie Adeline.
"Ortodoksyjność" legitymistów przejawia się nie tylko w ścisłym obserwowaniu
zasad prawowitości dziedziczenia, ale także w świadomej samoizolacji i
atakowaniu wszystkich pozostałych grup rojalistycznych bez wyjątku, za
uleganie "herezjom" liberalizmu, demokracji, laicyzmu, pozytywizmu i
nacjonalizmu, a także za zadzierzganie jakichkolwiek, choćby taktycznych
sojuszy, z prawicą republikańską (co w dzisiejszych realiach odnosi się przede
wszystkim do "kolaborowania" monarchistów albo z Frontem Narodowym, albo
z Nową Prawicą). Legitymiści odrzucają takie współdziałanie, ponieważ
uważają, że nie ma władzy prawowitej religijnie, moralnie i politycznie, niż
monarchia oparta na sukcesji urzeczywistnionej w dynastii. W sukcesji - a nie
jak chciał Maurras - w dziedziczności, albowiem korony nie dziedziczy się - ona
jest "niedysponowalna", stanowi niematerialną własność narodu. Nawet król nie
może ustanawiać i zmieniać prawa sukcesji, ani także zrzec się tego prawa lub
abdykować, bo nie on jest źródłem tego prawa, lecz tylko Bóg i boskie
upoważnienie, wyrażone w niezależnym od ludzkiej woli porządku sukcesji.
Kluczem do istoty legitymizmu jest teza, iż człowiek nie może kierować innym
człowiekiem jak tylko za upoważnieniem boskim; a tego nie ma w
jakimkolwiek innym ustroju poza monarchią dynastyczną, gdzie władza
przechodzi zawsze na pierworodnego. Dlatego wszelkie sojusze z
ugrupowaniami nie uznającymi, albo choćby nie rozumiejącymi zasad sukcesji,
są popieraniem władzy nielegalnej z samej swojej istoty, a władzą nielegalną są
nie tylko demokracja, parlamentaryzm itp., ale również bonapartyzm,
autorytaryzm republikański, monarchia parlamentarna lub choćby zmieniająca
ustalony porządek dziedziczenia. Legitymiści nie uznają nawet argumentu o
istnieniu krajów w sposób "niezawiniony" nie posiadających legitymizmu, jak
na przykład Stany Zjednoczone. Odpowiadają oni, że jeśli USA nie zaznały
nigdy ustroju prawowitego, to nie z powodu jakiegoś determinizmu
historycznego czy kulturowego, lecz dlatego, że powołująca je do życia
oligarchia nie miała woli politycznej ustanowienia prawowitej dynastii.
Legitymiści bowiem w ostateczności nie są zwolennikami jakiejkolwiek
monarchii, a jedynie opartej na prawie boskim; monarchii katolickiej,
hierarchicznej, zdecentralizowanej, antyparlamentarnej, antyliberalnej i
antydemokratycznej. Bez związku z transcendencją, bez zgodności z prawem
Bożym monarchia prawdziwa - czyli ustrój prawdziwy - po prostu nie istnieje,
jest ontologicznym zero.
***
Wyłącznie dla sprawozdawczej ścisłości odnotować trzeba jeszcze istnienie
Koła Ludwika XVII (Cercle du Louis XVII), czyli potocznie mówiąc tzw.
naundorffistów, utrzymujących jakoby żyjący na początku XIX w. w Prusiech
zegarmistrz Naundorff był "cudownie" ocalałym z jakobińskiego terroru synem
Ludwika XVI i Marii Antoniny, Ludwikiem XVII. Rzecz należy oczywiście do
rzędu fantazji genealogicznych, tego samego rodzaju co historia niedawno
zmarłej sławnej oszustki, podającej się za równie "cudownie" ocalałą Anastazję
Romanową. (Ciekawe tylko, że w tę legendę i rzekomo pilnie strzeżoną
tajemnicę dworów Świętego Przymierza uwierzył chyba papież Leon XIII,
skoro tytułował w prywatnej korespondencji córkę Naundorffa "Votre
Altesse".). Zresztą, nawet gdyby Naundorff był naprawdę Burbonem, to i tak
jego potomstwo byłoby wyłączone od sukcesji, jako że ślubu udzielał mu pastor
protestancki, a prawa fundamentalne Królestwa Francji stanowią wyraźnie, że
następca tronu musi pochodzić z małżeństwa katolickiego. A obecny kandydat
naundorffistów, każący się tytułować "Karolem XII", urodził się w ogóle
(podobnie jak jego ojciec) przed jakimkolwiek formalnym związkiem swoich
rodziców.
***
Nie może podlegać dyskusji oczywisty fakt, że ruch monarchistyczny jest we
współczesnej Francji zjawiskiem politycznie marginalnym i nic nie wskazuje,
aby w dającej się przewidzieć przyszłości mogło się w tej mierze cokolwiek
zmienić. Jeżeli ktokolwiek żywi tu jakieś złudzenia, to co najwyżej właśnie ci
monarchiści "nowocześni", akomodujący doktrynę rojalistyczną do wymogów -
obowiązującej aspirantów do establishmentu - "wiary" demokratycznej. Co
innego jednak to zasięg wpływów politycznych, uzależniony zawsze i wszędzie
od istnienia sił społecznych z danym ruchem się identyfikujących, co innego zaś
- nie podlegająca przecież bezwzględnie tyranii Wielkich Liczb - życie
umysłowe. A na tym polu "stara" prawica - monarchistyczna, katolicka i
narodowa - ma wciąż jeszcze do zaproponowania, o czym przekonywa dorobek
Ploncarda, Sallerona, Madirana i innych, także nie uwzględnionych w
niniejszym przeglądzie autorów. Byłoby fatalnym błędem perspektywy sądzić,
że życie umysłowe nad Sekwaną wyczerpuje się w elukubracjach
postmodernistów, dekonstrukcjonistów i "nowych filozofów", albo że nigdy nie
ustająca "bitwa książek" rozgrywa się już tylko pomiędzy nimi a rasistowską i
neopogańską Nową Prawicą (ostatnio zresztą flirtującą z postkomunistami), lub
zauroczoną kalifornijskim modelem kapitalizmu prawicą liberalną (Guy
Sorman, Henri Lepage i in.). To prawda, że w "republice Panteonu" ta laicka
nekropolia - jak również inny szkaradny symbol republikańskiej pychy: wieża
Eiffla - górują nad gallijskim krajobrazem; nigdy jednak i nigdzie ich cień nie
będzie tak wielki, by mógł zasłonić całkiem Świętą Kaplicę, Sacre-Coeur i
nekropolis królów Francji w Saint-Denis.
Artykuł opublikowany w piśmie "Rojalista - Pro Patria" nr 1-2 (17-18)/1996 r.
Osoby zainteresowane kontaktami z legitymistami francuskimi mogą pisać do
SICRE: 22 rue Didot, 75014 Paris, France.