2 stycznia 1971
R
o z m ó w c a: Zawsze słyszę, że uwolnienie się od wszelkich
pragnień i skłonności jest warunkiem samorealizacji. Jednak widzę,
że warunku tego nie można spełnić. Brak wiedzy o sobie samym
sprawia, że powstają pożądania, a pożądania te utrwalają stan
niewiedzy. Prawdziwe błędne koło!
M
a h a r a j: Nie trzeba spełniać żadnych warunków. Nie trzeba
niczego zdziałać i z niczego rezygnować. Tylko patrzeć i
pamiętać, że cokolwiek pan odczuwa, nie jest panem ani nie jest
pańskie. Znajduje się to w polu świadomości, ale pan nie jest nim
ani jego zawartością. Nie jest pan nawet tym, który zna to pole.
Jest to tylko pańskie przekonanie, że ma pan do zrobienia rzeczy,
które następnie pana wiążą przez pańskie motywy, pożądania,
niepowodzenia, poczucie zawodu itd. Wszystko to działa hamująco.
Niech pan po prostu patrzy na wszystko co się zdarza, świadomy że
jest pan poza tym.
R:
Czy znaczy to, że powinienem się powstrzymać od robienia
czegokolwiek?
M:
Nie może pan! To co jest w ruchu, musi poruszać się nadal. Jeśli
nagle się pan zatrzyma, załamie się pan.
R:
Czy chodzi tu o to, że poznający i poznawane stają się jednym?
M:
Jedno i drugie, to idee powstające w umyśle i słowa, które je
wyrażają. Nie ma w nich rzeczywistej jaźni. Rzeczywista jaźń nie
jest ani pomiędzy, ani poza nimi. Szukanie jej na poziomie mentalnym
jest bezowocne. Niech pan przestanie szukać i spostrzeże, że jest
ona tu i teraz - jest tak dobrze panu znanym "jestem",
wszystko co ma pan do zrobienia, to przestać traktować siebie jako
znajdującego się w polu świadomości. Z drugiej strony musi pan
poświęcić tym sprawom całą swą uwagę. Jak dotąd nie rozważał
ich pan wnikliwie, jednokrotne wysłuchanie tego co mówię, nie zda
się na wiele. Niech pan zapomni o swoich dawnych doświadczeniach i
osiągnięciach, stanie nagi wobec wichrów i deszczów życia, a
wówczas może się panu powiedzie.
R:
Czy w pańskich naukach jest miejsce na pobożność i uwielbienie
/bhakti/?
M:
Kiedy czuje się pan źle, idzie pan do lekarza, który mówi co panu
dolega i jaka jest na to rada. Zaufanie do lekarza czyni wszystko
łatwym: bierze pan lekarstwo, przestrzega diety i wraca do zdrowia.
Ale jeśli się nie ma do lekarza zaufania, można ciągle ryzykować,
albo zacząć samemu studiować medycynę! W każdy razie do
działania pobudza pana chęć wyzdrowienia a nie lekarz. Bez ufności
jednak nie ma spokoju. Zawsze komuś pan ufa, swojej matce np. lub
żonie. Spośród wszystkich ludzi ten kto zna siebie, człowiek
wyzwolony, jest najbardziej godny zaufania. Ale sama ufność nie
wystarcza. Bez pragnienia wolności cóż warta jest wiara, że
mógłby pan tę wolność osiągnąć? Pragnienie i ufność muszą
więc iść w parze. Im silniejsze jest pańskie pragnienie, ty
łatwiej przychodzi pomoc. Największy nawet guru jest bezradny,
dopóki uczeń nie ma zapału do nauki. Zapał i powaga mają
największe znaczenie. Pewność przyjdzie wraz z doświadczeniem.
Niech pan odda się swemu dążeniu, a oddanie wobec prowadzącego
przyjdzie samo. Jeśli pańskie pragnienie i ufność będą silne,
to dadzą one wyniki i doprowadzą pana do celu, bez wahań i
kompromisów.
Największym
guru jest pana wewnętrzne "ja". Zaprawdę, ono jest
największym nauczycielem /sadguru/.
Tylko ono może doprowadzić pana do celu i tylko ono czekać będzie
na pana u kresu wędrówki. Proszę mu zaufać, a nie będzie pan
potrzebował żadnego zewnętrznego guru. Niech pan jednak pamięta,
że należy mocno pragnąć znalezienia go i nie podejmować niczego,
co stwarza przeszkody i opóźnienia. Jeśli pan coś takiego zrobił,
proszę nie tracić sił i czasu na wyrzuty. Niech pan uczy się na
swoich błędach i nie powtarza ich.
R:
Czy pozwoliłby pan zadać sobie osobiste pytanie?
M:
Proszę, niech pan pyta.
R:
Widzę, że siedzi pan na skórze antylopy. Jak można to pogodzić z
zasadą nie używania przemocy /ahinsa/?
M:
Przez ten cały okres życia, w którym pracowałem zarobkowo,
wyrabiałem papierosy, pomagając w ten sposób ludziom niszczyć
zdrowie. Zaś naprzeciw drzwi mego mieszkania władze miejskie
urządziły publiczną toaleta, szkodząc w ten sposób mojemu
zdrowiu. Jak w tym brutalnym świecie można uniknąć przemocy?
R:
Ale z pewnością należy unikać wszelkiej dającej się uniknąć
przemocy. A jednak w Indiach
każdy
święty człowiek ma do siedzenia skórę tygrysa, lwa, leoparda lub
antylopy.
M:
Może jest tak dlatego, że w dawnych czasach nie znano sztucznych
tworzyw, a skóra była najlepszy środkiem ochrony przed wilgocią.
Reumatyzm nie ma w sobie niczego pociągającego, nawet dla ludzi
świętych! W ten sposób powstała tradycja używania skóry
zwierzęcej do dłuższych medytacji. Czym jest głos bębna dla
świątyni, tym jest skóra antylopy dla jogina. Zaledwie ją
zauważamy.
R:
Ale jednak zwierze musiało zostać zabite.
M:
Nigdy nie słyszałem o joginie zabijającym tygrysa, aby zdobyć
jego skórę. Zabijający nie są joginami i jogini nie są
zabójcami.
R:
Czy nie powinien pan jednak wyrazić swej dezaprobaty, odmawiając
używania skóry?
M:
Cóż za pomysł! Nie aprobuję całego wszechświata, dlaczego więc
miałbym przeciwstawiać się tylko skórze?
R:
Cóż złego dzieje się z wszechświatem?
M:
Zapomnienie o tym, kim się jest, jest największą krzywdą, z
której płyną wszystkie nieszczęścia. Niech pan troszczy się o
najważniejsze, a to co mniej ważne zadba o siebie samo. Nie sprząta
pan ciemnego pokoju. Najpierw otwiera pan okna. Wpuszczenie do środka
światła czyni wszystko łatwym. Tak wiec wstrzymajmy się z
naprawianiem innych do chwili, gdy zobaczymy siebie takimi, jakimi
jesteśmy - i zmienionymi. Nie ma potrzeby kręcić się w kółko,
zadając ciągle pytania. Niech pan znajdzie siebie, a wszystko
znajdzie się na właściwy miejscu.
R:
Pragnienie powrotu do źródła jest bardzo rzadko spotykane. Czy
jest ono w ogóle naturalne?
M:
Wyjście jest naturalne na początku, wejście - na końcu. Lecz w
rzeczywistości są one jednym, jak wdech i wydech.
R:
Czy w ten sam sposób ciało i jego mieszkaniec są jednym?
M:
Zdarzenia w czasie i przestrzeni - narodziny i śmierć, to miejsce i
tamto, przyczyna i skutek - mogą być traktowane jako jedno, ale
ciało i ucieleśniony w nim nie należą do tego samego szczebla
rzeczywistości. Ciało istnieje w czasie i przestrzeni, jest
przemijające i ograniczone, zaś jego mieszkaniec jest poza czasem i
przestrzenią, wieczny i wszystko przenikający. Ich utożsamianie
jest poważnym błędem i powoduje nie kończące się cierpienia.
Może pan mówić, że umysł i ciało to jedno, ale nie staną się
one przez to podstawą, rzeczywistości.
R:
Kimkolwiek by nie był ów mieszkaniec, sprawuje on nad ciałem
kontrolę i dlatego jest za nie odpowiedzialny.
M:
Istnieje kosmiczna siła, która sprawuje nad nim kontrolę i
odpowiada za nie.
R:
A wiec mogę robić to, na co mam ochotę i składać winę na jakaś
kosmiczną siłę? Jakie to łatwe!
M:
Tak, bardzo łatwe. Po prostu niech pan uzna Jedynego Sprawcę
wszystkiego, co jest w ruchu i pozostawi wszystko Jemu. Jeśli się
pan nie waha i nie oszukuje, jest to najkrótsza droga do
rzeczywistości. Niech pan stanie bez pragnień i obaw, odrzucając
wszelką kontrolę i wszelką odpowiedzialność.
R:
Cóż za szaleństwo!
M:
Tak, boskie szaleństwo. Co byłoby złego w odrzucania złudzenia
osobistej kontroli i osobistej odpowiedzialności? Obie przecież
istnieją tylko w umyśle. Oczywiście jak długo uważa pan siebie
za kontrolującego, musi pan również uważać siebie za
odpowiedzialnego. Jedno wynika z drugiego.
R:
W jaki sposób uniwersalne może odpowiadać za to, co indywidualne?
M:
Całe ziemskie życie zależy od słońca. Jednak nie może pan winić
słońca za wszystko, co się zdarza, chociaż jest ono ostateczną
przyczyną, światło sprawia, że kwiaty są barwne, ale ani tego
nie kontroluje, ani nie jest za to wprost odpowiedzialne. Ono jest
źródłem możliwości, i to wszystko.
R:
Nie podoba mi się to chowanie za jakąś kosmiczną siłą.
M:
Nie może pan spierać się z faktami.
R:
Z czyimi faktami? Z pańskimi czy moimi?
M:
Z pańskimi. Nie może pan zaprzeczać moim faktom, bo pan ich nie
zna. Gdyby mógł pan je znać, nie przeczyłby pan im. W tym leży
trudność. Bierze pan swoje wyobrażenia za fakty, a fakty za
wyobrażenia. Wiem z całą pewnością, że wszystko stanowi
jedność. Różnice nie dzielą. Albo jest pan odpowiedzialny za
wszystko, albo za nic. Wyobrażenie, że kontroluje się jedno ciało
i jest się za nie odpowiedzialny, to nonsens.
R:
Jednak pan jest także ograniczony przez swoje ciało?
M:
Tylko w sprawach dotyczących ciała. Ale nie przeszkadza mi to.
Podobnie przyjmujemy zmiany pór roku. Przychodzą one i odchodzą,
ale my ledwie je zauważamy. Tak samo ciała-umysły przychodzą i
odchodzą, życie zaś wiecznie poszukuje nowych form przejawiania
się.
R:
Jeśli tylko nie zrzuca się całego zła na Boga, to co pan mówi,
odpowiada mi. Zgodnie z moją wiedzą mógłbym przyjąć, że Bóg
istnieje, ale jest on chyba tylko pojęciem wytworzonym przez ludzki
umysł. Dla pana może on być kimś rzeczywistym, dla mnie natomiast
bardziej niż Bóg realne jest społeczeństwo, gdyż jestem zarówno
jego wytworem jak i więźniem. Pańskimi wartościami są: mądrość
i współczucie. Społeczeństwo ceni rozsądny egoizm. Żyję w
zupełnie innym świecie niż pan.
M:
Nikt pana do niczego nie zmusza.
R:
To pana nikt nie zmusza, ale mnie zmusza. Mój świat jest światem
zła, jest pełen krwi i łez, trudu i bólu. Usprawiedliwiać go za
pomocą intelektualizowania, poprzez wysuwanie teorii ewolucji i
karmy, jest obraźliwe i krzywdzące. Bóg złego świata jest
okrutny.
M:
Sam pan jest Bogiem swojego świata i jest pan zarówno niemądry jak
i okrutny. Załóżmy że Bóg jest tylko pojęciem stworzonym przez
pana samego. Ale proszę dojść do tego, kim pan jest i jak to się
stało, że pan żyje, tęskniąc do prawdy w świecie pełnym zła.
Jaki ma pan pożytek z wysuwania argumentów za Bogiem czy przeciw
Niemu, jeśli sam pan po prostu nie wie, kim jest Bóg, a wiec nie
wie pan, o czym mówi. Bóg zrodzony z lęku i nadziei, ukształtowany
przez pragnienia i wyobrażenie, nie może być tą Siłą, którą j
e s t , Umysłem i Sercem wszechświata.
R:
Zgadzam się z panem, że świat w którym żyję i Bóg, w którego
wierzę, są wytworami mojej wyobraźni. Ale dlaczego mają być
wytworami pragnień? Dlaczego wyobrażam sobie świat tak pełen bólu
i Boga tak obojętnego? Co sprawia, że torturuję siebie tak
okrutnie? Człowiek oświecony powiada mi: "to tylko sen, skończ
z tym", ale czy on sam nie jest częścią tego snu? Czuję się
schwytany w pułapkę i nie widzę z niej wyjścia. Mówi pan, że
jest wolny. Od czego jest pan wolny? Na litość boską, niech pan
przestanie karmić mnie słowami i oświeci mnie. Niech pan pomoże
mi się obudzić, gdyż to właśnie pan widzi mnie miotającego się
we śnie.
M:
Kiedy mówię, że jestem wolny, stwierdzam tylko fakt. Jeśli jest
pan dorosły, znaczy to, że jest pan wolny od dzieciństwa. Jestem
wolny od wszelkich opisów oraz identyfikacji. Cokolwiek będzie pan
słyszał, widział albo myślał - nie jestem tym. Jestem wolny od
czyjegoś postrzegania albo pojmowania.
R:
Jednak posiada pan ciało i jest od niego zależny.
M:
Znowu pan zakłada, że jedynie pański punkt widzenia jest słuszny.
Powtarzam: nie byłem, nie jestem i nie będę ciałem. Dla mnie jest
to faktem. Ja również ulegałem złudzeniu, że się urodziłem,
ale mój Guru sprawił, że zrozumiałem, iż narodziny i śmierć są
tylko wyobrażeniami. Narodziny to tylko stwierdzenie: "mam
ciało", a śmierć - "porzuciłem ciało". Teraz,
kiedy wiem, że nie jestem ciałem, mogę je mieć lub nie - bez
różnicy. Ciało-umysł to jakby pokój. On istnieje, ale nie muszę
przebywać w nim przez cały czas.
R:
A jednak ma pan ciało i troszczy się o nie.
M:
Siła, która stworzyła ciało, troszczy się o nie.
R:
Przez cały czas przeskakujemy z jednego poziomu na drugi.
M:
Są dwa poziomy, które należy rozpatrywać: fizyczny faktów i
umysłowy - myśli, wyobrażeń. Jestem poza nimi dwoma. Ani pańskie
fakty, ani idee nie są moimi. Sięgam poza nie. Niech i pan je
przekroczy, a będzie pan widział to, co ja dostrzegam.
R:
To co chcę powiedzieć, jest bardzo proste. Jak długo uważam, że
jestem ciałem, nie wolno mi, powiedzieć, że Bóg będzie troszczył
się o moje ciało. Bóg nie będzie tego czynił, pozwoli ażeby ono
było głodne, aby chorowało i umarło.
M:
A czegóż pan oczekuje od zwykłego ciała? Dlaczego tak bardzo
niepokoi się pan o nie?
Utożsamia
się pan z ciałem i pragnie, ażeby było ono niezniszczalne. Dzięki
specjalnym praktykom może pan długo utrzymywać je przy życiu, ale
czy naprawdę warto o to zabiegać?
R:
Lepiej jest żyć długo i zdrowo. Pozwala to nam uniknąć błędów
dzieciństwa i młodości, rozczarowań wieku dojrzałego, cierpień
i otępienia starości.
M:
Ale niech pan żyje długo. Nie jest pan jednak władcą życia. Czy
może pan decydować o dniu swoich narodzin i śmierci? Nie mówimy w
tym samym języku. Pański język kształtują wierzenia, wszystko
zależy w nim od przypuszczeń i założeń. Mówi pan z przekonaniem
o rzeczach, których nie jest pan pewny.
R:
Dlatego tutaj jestem.
M:
Jeszcze pan tutaj nie jest. Ja jestem tutaj. Niech pan wejdzie. Ale
pan nie wchodzi. Chciałby pan, żebym żył pańskim życiem,
podobnie odczuwał i mówił pana językiem. Nie mogę panu pomóc i
nie pomogę. Musi pan przyjść do mnie. Słowa są wytworem umysłu,
a umysł zacieśnia i zniekształca. Stąd absolutna konieczność
wyjścia poza słowa i przejścia na moją stronę.
R:
Niech pan mnie tam przeniesie.
M:
Robię to, ale stawia pan opór. Rezygnuje pan z rzeczywistości na
rzecz pojęć, które je zniekształcają, Proszę zaniechać
posługiwania się pojęciami i pozostać cichym oraz uważnym. Niech
pan będzie rzetelny, a wszystko dobrze się ułoży.