Tłumacz: jolq
Beta: unbelievable, Serena_
Rozdział 66. Zależność
Czwartek minął dość mgliście. Podczas zaklęć Harry zauważył, że Ernie go obserwuje, jednocześnie unikając bezpośredniego kontaktu. W trakcie lunchu przepraszająco spoglądał na Hannę Abbot, lecz dziewczyna również szybko uciekła wzrokiem. Po skończonych lekcjach, kiedy Harry wracał do wieży Gryffindoru, zawołał go ktoś, kto z pewnością nie chciał rozmawiać z nim na temat Draco. Profesor McGonagall spotkał na korytarzu na trzecim piętrze.
- Panie Potter, proszę zaczekać.
Choć jej słowa były uprzejme, wypowiedziała je rozkazującym tonem. Niczym żołnierz wypełniający rozkaz, Harry odwrócił się tak szybko, że niemal uderzył Hermionę swoją szkolną torbą. Wyszeptał w jej stronę tylko szybkie „przepraszam” i zwrócił się do McGonagall.
- Tak, pani profesor?
- Dyrektor prosi pana do swojego gabinetu tak szybko, jak to możliwe.
Chłopak przytaknął i po chwili zniknął za rogiem.
- Harry, już jesteś! Wejdź, proszę, i usiądź. Sorbetu cytrynowego?
- Nie, dziękuję.
Zielonooki usiadł w wygodnym fotelu i zaczął się zastanawiać, jak bardzo musi jeszcze urosnąć, by przestać się w nim zapadać.
- Chciałem ci przekazać, że dziś popołudniu dostałem list od Ministra Magii. Knot chce odwiedzić cię w sobotę. Przyjedzie zaraz po śniadaniu i zostanie aż do obiadu.
- Ale… W sobotę jest mecz!
Chłopak postanowił dać upust swojemu oburzeniu – w końcu Quidditch był dużo ważniejszy niż udawana wizyta Knota. Dumbledore wyglądał na rozbawionego.
- Możliwe, że uda ci się namówić Ministra do obejrzenia go razem z tobą. Wspomniałem mu, że nie będziesz zadowolony z opuszczenia meczu.
- W porządku. Co mam zrobić?
- Chciałbym, abyś przyszedł do mojego gabinetu wcześnie rano, zanim ktokolwiek cię zobaczy. Nałożę ci maskę, więc przygotuj się na ostrożne jedzenie śniadania i pamiętaj, żeby nie dać się sprowokować do żadnej walki. Proponuję także, abyś był grzeczny, miły i kulturalny w stosunku do Ministra; ostateczna decyzja należy jednak do ciebie.
- Już zacząłem planować tę wizytę, proszę pana. Mam zamiar zachowywać się nienagannie.
- Myślę, że zazwyczaj tak jest.
Harry zaczął się zastanawiać czy dyrektorowi chodzi o to, że w nienaganny sposób się zachowuje, czy raczej, że próbuje się tak zachowywać. Niestety miał świadomość, że druga opcja jest bardziej prawdopodobna.
- Skoro już tu jesteś, Harry, czy moglibyśmy przez chwilę porozmawiać o profesorze Lupinie?
- O co chodzi, sir?
- Czy ostatnio wasze relacje popsuły się w jakikolwiek sposób?
Gryfon postanowił nie dopuścić do wybuchu złości i tym razem pozostawić przedmioty w gabinecie nienaruszone. Rzucił swojemu rozmówcy stanowcze spojrzenie.
- Nie, proszę pana.
Dyrektor westchnął.
- Co, jak mam rozumieć, oznacza: tak, ale nie chcę z panem o tym rozmawiać.
Chłopak jeszcze bardziej zapadł się w fotel.
- To naprawdę nie jest pańska sprawa.
- Jeżeli tak uważasz, to nie powinieneś wspominać o tym swojemu ojcu.
- Och.
- Jestem pewien, że jesteś tego świadomy.
Harry poddał się.
- Nie wiem, co mam myśleć o Remusie! Chcę mu ufać, ale on twierdzi, że nie powinienem. Remus jest jednym z niewielu dorosłych w moim życiu, którzy wydają się o mnie dbać, więc co mam myśleć, kiedy mówi coś takiego? W dodatku jest jeszcze mój ojciec, który twierdzi, że zabije Lupina, jeżeli będę z nim sam na sam chociaż przez chwilę. Remus również zabronił mi widywać się ze sobą bez osób trzecich, ale nagle zmienił zdanie. Co ja powinienem o tym wszystkim myśleć?
Słowa same wypłynęły z ust chłopaka, który teraz gniewnie wpatrywał się w dyrektora. Gryfona naszła ochota, by jednak rozbić kilka rzeczy.
- Harry, jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałbym wyjaśnić kilka kwestii.
Chłopak uparcie patrzył w dół, ale pokiwał głową na znak zgody.
- Po pierwsze: profesor Lupin powiedział ci, żebyś mu nie ufał?
- Tak.
Jego odpowiedź była niewiele głośniejsza niż szept.
- Po drugie: widziałeś profesora Lupina z wilkołakiem, który, jak przypuszcza twój ojciec, należy do Unii Wolności Wilkołaków?
- Wyglądał na cholernie zadowolonego z powodu tego spotkania.
- Rozumiem. Po trzecie: twój ojciec groził profesorowi Lupinowi?
- Tak. – Harry wtulił się w miękkie oparcie fotela. – Powiedział, że łatwiej jest mu kontrolować jego, niż mnie.
- Rozumiem.
Dyrektor nie powiedział nic więcej. Po długiej chwili chłopak postanowił podnieść głowę. Zobaczył zapatrzonego w dal profesora, który delikatnie głaskał feniksa.
- Ma pan dla mnie jakieś rady?
Pytanie wręcz ociekało sarkazmem i Gryfon był zdziwiony, że w ogóle odważył się je zadać.
- Hm? Oj, tak. Pytasz o profesora Lupina?
- Tak, proszę pana. Powinienem mu ufać czy nie?
- W tym przypadku muszę powiedzieć, Harry, że powinieneś zdać się na swój własny instynkt. Zdanie się na niego w wielu przypadkach jest lepsze, niż przemyślane działanie. – Dyrektor wstał. – Dziękuję ci za rozmowę, ale obawiam się, że właśnie nadchodzi mój następny gość. Pamiętaj, że te drzwi stoją przed tobą otworem zawsze, gdy chcesz ze mną porozmawiać.
Z wyjątkiem teraz, pomyślał Harry z przekąsem.
- Tak, wiem, sir.
- Dobrze. Pozwól, że cię odprowadzę.
Starszy czarodziej otworzył drzwi i Gryfon znalazł się twarzą w twarz z Hermioną, która właśnie miała zapukać. Niepokój na jej twarzy wskazywał na to, że dziewczyna nie wie, dlaczego została wezwana do gabinetu dyrektora i chłopak poczuł się winny. Nie powinien mówić swojemu ojcu o fretce, ale pod koniec jego wyjaśnień Severus wydawał się być bardziej zaintrygowany, niż zły i Harry miał nadzieję, że nie przysporzył Hermionie problemów.
To już nie ma znaczenia. Musiałem wiedzieć, jak bardzo ona ryzykuje. Spojrzał ponownie na przyjaciółkę, ale ona wpatrywała się w profesora Dumbledore’a. Nawet nie próbując podsłuchiwać, Potter odszedł.
W drodze do wieży Gryffindoru Harry nie zwracał uwagi na nic. Wyrzucił ze swojej głowy myśli o Lupinie oraz Hermionie i skupił się na obmyślaniu planu na sobotę.
Muszę nam kupić więcej czasu. Powinienem wyglądać na naprawdę zaaklimatyzowanego w tym miejscu, pokazać mu, że źle zniosę przeniesienie. Muszę wydawać się pokorny i posłuszny, co raczej nie jest moją mocną stroną. Trzeba pokazać Knotowi, że bardziej przydam mu się tutaj, niż gdziekolwiek indziej. Może przekonam go, że mogę szpiegować Dumbledore’a?
W Pokoju Wspólnym Gryfonów usiadł blisko kominka i wbił wzrok w płomienie. Zastanawiał się, czy lepiej na wizytę Knota założyć mugolskie ubrania, czy może ukryć je pod szkolną szatą, dzięki czemu będzie mu łatwiej grać swoją rolę pokornego i dobrze wychowanego młodzieńca. Poduszki, na których siedział, zmieniły swój kształt, gdy ktoś usiadł obok.
- Ziemia do Harry’ego.
Usłyszał wesoły głos, odwrócił się i spojrzał na Zoë.
- Wyglądasz dziś bardzo mugolsko.
- Tak? Mój tata jest mugolem.
- Naprawdę? Nigdy nie zauważyłem u ciebie żadnych… naleciałości.
Zoë wzruszyła ramionami.
- Prawie cały czas wychowywałam się wśród czarodziejów. Tata nie jest za bardzo przywiązany do świata mugoli, chociaż to z nimi prowadzi interesy.
- Co robi?
- Pisze książki fantastyczne. – Zoë zachichotała. – Ministerstwo krytykuje go za zdradzanie informacji o czarodziejskim świecie mugolom, a on musi jeszcze wydawać książki wyjaśniające to, czym są jednorożce, lub na czym polega zaklęcie lewitacji.
- I zarabia na tym?
- Wystarczająco dużo, żeby moja mama mogła z tego utrzymać całą rodzinę. Nawet wtedy, kiedy ja i mój brat mieszkaliśmy jeszcze w domu, zawsze miała jakieś oszczędności. Teraz pracuje w Departamencie Transportu i żyje nam się lepiej. Myślę, że przedtem miałam w swoim życiu tylko dwie nowe szaty.
Harry przypomniał sobie, że młodszy brat Zoë jest Krukonem.
- Wyglądasz na zamyślonego – powiedziała.
- Po prostu staram się zaplanować najbliższy weekend.
- Obejrzysz mecz, poobijasz się. Nad czym więcej miałbyś zastanawiać? – wzruszyła ramionami.
- Moje życie jest trochę bardziej skomplikowane.
- Moje jest raczej nudne. – Zoe rzuciła mu pytające spojrzenie. – Masz jeszcze trochę tych magicznych papierosów?
Harry przyjrzał jej się uważnie.
- Co?
- Wydają się naprawdę śmieszne. Miałam nadzieję, że uda mi się wybłagać od ciebie chociaż jednego.
- Jeżeli zależy ci na zabawie tego rodzaju, możesz ją zdobyć w łatwiejszy sposób. – Harry skrzywił się, widząc jej zaskoczony wyraz twarzy. – Spójrz – powiedział łagodniej. – Nie mam żadnego powodu, by palić. Z początku był to jakiś substytut jedzenia, ale teraz to już jest tylko moja głupota. – Uśmiechnął się. – Mam jeszcze kilka Nastrojowych Skrzydełek i cukierków, dzięki którym twoje włosy zmienią kolor.
- Dzięki nim nie uniosę się w powietrze.
Chłopak wyciągnął swoją różdżkę, wyszeptał Leviosa, celując w koleżankę, wysyłając ją pod sufit.
- Proszę. Gotowe – powiedział szyderczo.
- Opuść mnie!
- Nie. Musisz tak wisieć przez pięć minut.
- Harry, proszę. Nie będę ci już przeszkadzać.
Skrzywiony chłopak opuścił na podłogę czerwoną na twarzy dziewczynę. Zoë złapała szybko swoją torbę.
- Pójdę już.Gryfon złapał ją za ramię.
- Nie przeszkadzałaś mi. – Włosy miała rozczochrane, ale on skupił się jedynie na jej szeroko otwartych ze zdziwienia oczach. – Jeżeli zaczniesz palić z mojego powodu, to mi będzie przeszkadzać.
- Och. – Zoë wyglądała na zawstydzoną. – Nie myślałam o tym jak o nałogu. Wydawało mi się to sposobem na dobrą zabawę.
- To nadal palenie. – Gryfon w zamyśleniu popatrzył na sufit. – Wiesz, zastanawiam się czy Nastrojowe Skrzydełka będą wystarczająco słabe magicznie, by móc nimi sterować, jeżeli będziesz pod działaniem zaklęcia lewitacji. Chcesz spróbować?
* * *
Kiedy Hermiona wróciła z gabinetu dyrektora, zobaczyła Zoë, Rona, Ginny i jednego piątoklasistę latających w Pokoju Wspólnym. Harry próbował ją obserwować na tyle, na ile jest to możliwe bez spuszczania wzroku z dziewczyn: Ginny właśnie skrobała głową dach. Hermiona przesunęła wzrokiem po pomieszczeniu, aż w końcu zatrzymała spojrzenie na zielonookim. Gryfon nie był zaskoczony. Wraz z Deanem stali pośrodku pokoju i z wyciągniętymi różdżkami pomagali latającym. Panna Granger energicznie podeszła do chłopców.
- A więc teraz wy będziecie oficjalnymi zastępcami bliźniaków?
Harry roześmiał się.
- Chcemy po prostu pozbyć się nudy. Czy istnieje jakaś reguła zakazująca latania w Pokoju Wspólnym?
Dziewczyna skrzywiła się.
- Moglibyście ich chociaż trzymać niżej? Właściwie… Mógłbyś to teraz zostawić? Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności.
Poszli do Pokoju Życzeń. Harry odniósł wrażenie, że jest to ich własny salon. Tym razem to Hermiona wypowiedziała zaklęcie blokujące, choć on też coś od siebie dodał.
- Po co to zrobiłeś?
- Blokuję zapachy. Ojciec mnie tego nauczył i uważam, że jest przydatne, kiedy w pobliżu jest wilkołak.
- Rozumiem. – Gryfonka zmarszczyła brwi. – Dlaczego lewitujesz ludzi w Pokoju Wspólnym?
- Zoë poprosiła mnie o papierosy. – Spojrzał w dół. – Chciałem jej pokazać prostszy sposób na podobną zabawę.
- Zarumieniłeś się – zauważyła dziewczyna.
- To mnie nie cieszy. Mam na myśli tą sprawę z papierosami. Jeżeli Teresa też mnie o nie zapyta, to chyba umrę.
- Wiesz, że to zrobi? Uwielbia cię.
Chłopak oparł się o poduszki i zamknął oczy.
- Pieprzyć to. Nie potrzebuję więcej spraw, którymi muszę się martwić.
- Znasz moją opinię na ten temat.
- Znam. – Harry otworzył oczy. – Chyba nie o tym chciałaś rozmawiać. Czego chciał Dumbledore?
Dziewczyna posłała mu gniewne spojrzenie.
- Ty mi powiedz.
Harry zakrył swoje poczucie winy ironicznym uśmiechem.
- Coś za coś, moja droga.
- Po prostu się o ciebie martwię.
- Myślisz, że ja nie martwię się o ciebie? – Chłopak poczuł, że drży. – Opowiadałem o wszystkim w teorii, dopóki nie usłyszałem tak przerażających rzeczy, że postanowiłem powiedzieć coś konkretnego. – Znowu poczuł się winny. – Zabiorą Cienia?
- Nie. – Duma w jej głosie wypierała zdenerwowanie, więc chłopak postanowił się odwrócić. Hermiona uśmiechała się. – Najwyraźniej poszło mi nadzwyczaj dobrze i dyrektor chce, żebym kontynuowała mój eksperyment; oczywiście pod nadzorem, ale jeszcze nie powiedział czyim. Najpierw mam ćwiczyć z Cieniem, a potem z jakimś dzikim zwierzęciem. Łasicą albo nawet ptakiem, jeżeli mi się uda.
- Po co masz to robić?
- Dumbledore chce, żebym szpiegowała dla Zakonu.
Harry zamrugał ze zdziwienia. Początkowy okrzyk: „Nie, to zbyt niebezpieczne!” został zepchnięty w głąb kolejną myślą: „To nie jest niebezpieczne. Jej tam nie będzie i nic jej nie grozi.”
- Gratuluję. To znaczy: to świetnie. Dziękuję.
- Dziękujesz? Za co?
- Severus czuł się winny, że po tym, jak wiadomość o nas wyjdzie na światło dzienne, nie będzie już mógł szpiegować Voldemorta. Bał się, że przez to stanie się bezużyteczny i będziemy mieli mniejsze szanse na zwycięstwo. Informacje przekazywane przez ciebie mogą pomóc.
- A nie czuje się winny, że porzuca cię i Knot przejmuje opiekę nad tobą?
- Myślę, że tak jest. Wydaje mi się, że on zazwyczaj psuje to, na czym mu zależy.
Sympatyczne spojrzenie dziewczyny szybko zmieniło się w pełne dezaprobaty.
- Gdyby nie był kiedyś Śmierciożercą, nie miałby teraz tego problemu, nie uważasz?
Harry’emu udało się ukryć gniew, ale jego głos i tak był szorstki, kiedy odpowiadał:
- Zaskakujące, jak bardzo możesz sobie spieprzyć życie, gdy masz siedemnaście lat.
- Siedemnaście?
Głos Hermiony był pełen zdumienia, a jej oczy prawie wyszły z orbit. Gryfon podejrzewał, że dziewczyna ma problemy z wyobrażeniem sobie profesora Snape’a w wieku siedemnastu lat. On miał przynajmniej ułatwienie w postaci Myślodsiewni, w której widział samotnego, wychudzonego chłopaka pełnego pasji i nienawiści.
- Tak sądzę. Wiem, że przyjął znak w trakcie pierwszego semestru ostatniej klasy. – Harry zawahał się. – Powiedział, że po raz pierwszy zabił przed rozpoczęciem roku szkolnego. Mógł mieć wtedy szesnaście lat.
Chłopak podciągnął kolana pod brodę, kiedy Hermiona zaczęła delikatnie głaskać go po plecach.
- To nie jest twój problem.
Gryfon oparł czoło o kolana.
- Czy ty tego nie rozumiesz? To nie jest problem, którym nie powinniśmy się zamartwiać, bo jesteśmy na to za młodzi. Ostatnim razem to były dzieci w naszym wieku lub tylko trochę starsze. Draco jest wystarczająco dorosły, by móc to zrobić. – Zaśmiał się bezdusznie. – Wystarczy, by jego ręka i różdżka zrobiły to, co jego usta mówią od dawna.
Zastanawiam się, czy jest tak samo przerażony jak ja?
– Ty zostałaś wybrana do walki po naszej stronie. – Chłopak zadrżał. – Mój ojciec wymaga ode mnie, bym został w tylnych szeregach, dopóki nie skończę szkoły. Mogę się na razie tego trzymać, ale jeżeli ja nie stanę do walki, to ona i tak sama do mnie przyjdzie.
Spojrzał na Hermionę. Początkowa pogarda w jej oczach zmieniła się w całkowity strach. Chłodno się do niej uśmiechnął.
- Jeżeli nie zabiję wcześniej Voldemorta, możesz być pewna, że w siódmej klasie będziemy chodzić na zajęcia ze Śmierciożercami.
- To…. – Głos dziewczyny załamał się.
- Tak?
- Czy on…? Malfoy?
Harry wzruszył ramionami.
- Wydaje mi się, że on już nie widzi w tym żadnych korzyści. Voldemort mógłby go mieć, ale musiałby w to włożyć trochę wysiłku. Wątpię, żeby w tym momencie Draco mógł stać się Śmierciożercą.
- Nadal siedzisz na lekcjach z kimś, kto może się nim stać.
- Dzięki temu przyjęcie przez niego Mrocznego Znaku jest mniej prawdopodobne. – Harry zamyślił się na chwilę. – Sądzę, że on jest tego wart. – Roześmiał się na myśl, jakie wymagania postawił przed Draco ostatniej nocy. – Czemu mam podać go Tomowi na tacy, bez żadnej walki?
- Bo jest obrzydliwym, małym świętoszkiem!
- Ideologiczna czystość nie wygra wojny.
- On mnie nienawidzi! Czy to nic dla ciebie nie znaczy?
- Znaczy. – Przyjrzał się uważnie przyjaciółce. – To znaczy, że przed nim jeszcze wiele nauki o tym, jak powinien traktować ludzi. Weź pod uwagę, że jego starzy przyjaciele na pewno nie są w stanie go tego nauczyć.
Spojrzała w dół, ale wcześniej Harry’emu udało się dojrzeć łzy na jej twarzy.
- Hermiono…
- Przepraszam. Ja tylko… Kiedy on coś do ciebie szepcze, a ty się potem odwracasz roześmiany i czerwony na twarzy, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tobie już na niczym nie zależy. Wiem, jakie rzeczy mówi Malfoy.
Harry wziął dziewczynę za rękę i mocno przytrzymał.
- Znasz to, co wykrzykuje na korytarzu – powiedział w końcu. – Albo raczej miał w zwyczaju wykrzykiwać. Kiedy z nim rozmawiam, nie jest tak samo, mówiłem ci o tym. Zresztą sama dobrze wiesz, co się dzieje, kiedy on obraża moich przyjaciół.
- Wiem?
- Pamiętasz ten dzień, kiedy powiedziałem mu, że zabieram cię na bal, a potem walczyłem z nim na obronie przed czarną magią? Przyszedł wtedy wszystko naprawić. – Harry poczuł satysfakcję ze swojej dobrej pamięci. – Draco nie lubi przyznawać się do błędu. Myślę, że to jest silniejsze od niego i teraz bardziej się pilnuje.
- Ale on nadal…
- To tylko twoje przypuszczenia. – Harry zawahał się. – Ja też nie jestem czystej krwi.
Hermiona wzruszyła ramionami.
- Czytałeś coś ostatnio?
- Tak, sztukę. Opowiada o czarownicy, która ma poślubić swojego dobrze urodzonego i posiadającego wszystkie możliwe zalety kuzyna, ale go nie kocha. Ma mugolskiego kochanka, którego przemyca do zamku, rodząc później jego dziecko. Ich syn jest jej ulubieńcem i ciągle go faworyzuje. Nie wie, że wykrada się wieczorami i stoi na czele gangu. Myślę, że niedługo zrobią coś naprawdę złego.
- A syn czystej krwi jest oczywiście dobry i cnotliwy?
- Mniej więcej. – Gryfon wywrócił oczami. – Nie bierz tego za bardzo do siebie. To są czasy elżbietańskie.
- I dzięki temu ta sztuka ma być w porządku?
Harry zmarszczył brwi.
- Wiesz, uprzedzenie sprzed czterystu lat jakoś mnie nie martwi. Mam za dużo na głowie w dzisiejszych czasach.
- Ludzie nadal to czytają!
- To jest dobra sztuka! Z wiarygodnymi bohaterami, napisana pięknym stylem w taki sposób, by tragedia, która tam się rozgrywa, nie wprowadziła cię w depresję. Tak, nadal jest chętnie czytana i naprawdę na to zasługuje. – Chłopak opadł na poduszki. – Jeżeli chcesz, możesz myśleć o tych chłopcach jak o „rozpieszczonym” i „tym grzecznym”, zamiast jak o „pół krwi” i „czystej krwi” czy „bydlaku” i „tym szczerym”. Wszystko będzie pasować. To jest nawet trochę ironiczne, bo ulubieniec matki wierzy, że jest czystej krwi, a mugolska walka, którą widzi na ulicy, dotyka go. Właściwie, to mogę się założyć, że on i jego koledzy zabiją jego prawdziwego ojca i dopiero wtedy matka przyzna się do wszystkiego.
- Cudownie. – Hermiona wyprostowała się. – Rzeczywiście bardzo elżbietańskie – przyznała z małym uśmiechem.
- Takie jest, prawda?
- Prawda.
* * *
Po obiedzie Harry wrócił do Pokoju Życzeń, by poczekać na Draco. Tym razem znalazł się w zwykłym salonie z lampką do czytania i stolikiem przy jednej z kanap. Skończył już czytać sztukę, której finał okazał się gorszy, niż podejrzewał. Mugolski syn rzeczywiście zabił swojego ojca, ale zgwałcił także przyrodnią siostrę. Kiedy odkrył prawdę, zabił matkę, jej męża, a na końcu sam popełnił samobójstwo. Przyrodnia siostra wraz z synem czystej krwi znaleźli ciała i domyślili się całej prawdy. Postanowili opuścić kraj. Dziewczyna poszła o wszystkim powiedzieć matce i braciom. Oczywiście chłopak miał także swoje przemówienie na temat siły destrukcji ludzkich pragnień i sztuka się skończyła.
Harry odłożył książkę całkowicie wykończony psychicznie.
- Następnym razem wezmę się za coś prostszego.
Po napisaniu ośmiu cali wpracowania z zaklęć usłyszał pukanie do drzwi.
- Alohomora.
Drzwi otworzyły się, ukazując stojącego za nimi Draco. Blondyn powoli wszedł do pokoju, rozglądając się uważnie.
- Gdzie jest wszystko? Książki, maty, wykrywacz Kernera? – Spojrzał na Harry’ego. – To nawet nie jest ten sam pokój.
- Nie myślałem, że tego potrzebujemy. – Wstał i zaprosił Ślizgona do środka. – Chyba nie chciałeś się pojedynkować?
- Oczywiście, że nie. Gdybym to planował, powiedziałbym ci, żebyś przyprowadził sekundanta.
Harry wywrócił oczami.
- Oczywiście. Siadaj.
Draco usiadł naprzeciwko niego. Ręce i nogi rozwalił na kanapie, a na ustach zakwitł mu szyderczy uśmiech.
- To twoje prywatne miejsce do nauki?
- Dzisiaj tak. – Harry odłożył pióro i rzucił zaklęcie blokujące dźwięk, wzrok i zapach. – Miałeś czas, by wszystko przemyśleć. Zastanowiłeś się? Przyjmujesz ofertę?
- Zastanawiałem się, jak twoja prośba będzie wpływać na moje cele.
Harry zauważył użycie słowa „prośba”, ale postanowił to zignorować i po prostu przytaknął.
- Masz rację. Jednakże nie lubię być nieświadomy działań moich sojuszników. Wolę być o wszystkim informowany.
- Tak jak ja wolę zachowywać prywatność. Jakieś propozycje?
- Nie lubię tego i wolę wszystko wiedzieć. Jestem jednak skłonny zgodzić się na porozumienie stron. – Draco spojrzał na niego wyzywająco. – Ty nie możesz dążyć do uzyskania odpowiedzi na pytania, na które nie chcę ci ich dać oraz składać raportów dyrektorowi o moim zachowaniu, które kazałem ci zignorować.
Gryfon zastanowił się przez chwilę.
- Wszelkie działania przeciwko moim przyjaciołom…
- Jesteś im oczywiście przeciwny. Nie możesz być za bardzo podejrzliwy. Jeżeli ci powiem, żebyś odpuścił, musisz tak zrobić, a ja będę się zachowywał w ten sam sposób. Pasuje?
Po kolejnej minucie zastanawiania się Harry pokiwał twierdząco głową.
- Pasuje.
- Podajmy sobie w takim razie dłonie.
Obaj chłopcy wstali i z poważnymi minami wymienili uścisk. Gryfonowi przypomniało to spotkanie w zagajniku. Draco, wyraźnie bardziej zrelaksowany, usiadł z powrotem na fotelu i zaczął przyglądać się kolorowemu oświetleniu.
- To raczej dziwne miejsce do nauki, Harry.
- Ten pokój do tego nie służy. Nadaje się do czekania na ciebie dwie godziny, by potem przeprowadzić całą rozmowę w dwie minuty.
Chłopak wyłączył lampkę do czytania, przez co zniknęła różnica pomiędzy światłem a cieniem. Teraz pokój wydawał się równomiernie oświetlony.
- Zazwyczaj tak wygląda ten pokój, bardziej nadając się do rozmowy.
Pod wpływem impulsu chłopak zdjął z szyi pojemniczek, który dostał od Hermiony, i wydmuchał kilka baniek.
- Przychodzę tu czasami z przyjaciółmi.
Zaczął poruszać ręką pod wypuszczonymi bańkami i powoli robił się coraz bardziej wesoły. Przy zetknięciu z trzecią czuł się jeszcze normalnie. Przy piątej przygryzał język, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Harry?
Chłopak uśmiechnął się do swojego towarzysza.
- Chcesz trochę? Nie będziesz miał kaca.
Draco spojrzał na niego podejrzliwie.
- To są bańki mydlane, w dodatku niezbyt dobre. W dzieciństwie miałem podobne, tylko że w moich w każdej bańce był jakiś obrazek.
- To coś innego. Nie ruszaj się.
Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, Gryfon wydmuchał mu kilka bąbelków w twarz. Ślizgon zachichotał, a później zaczął się gwałtownie kręcić. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał wstać.
- Harry? - Draco przestał się kręcić, a na jego twarzy pojawił się nerwowy uśmiech, przez co wyglądał zupełnie inaczej. – Naprawdę tak sądzisz?
- Jak?
- Nie będę miał kaca?
- Nie.
- Skąd to masz?
- Nie mogę powiedzieć.
- Nie możesz?
- Nie. Chcesz więcej?
* * *
Po wydmuchaniu jeszcze kilku baniek Harry przestał się nimi zajmować. Ponownie zaczął myśleć o zbliżającej się wizycie Knota, a w jego rozluźnionym umyśle na nowo formowały i rozwijały się niektóre pomysły. Wyczuł ruch i uświadomił sobie, że Draco usiadł, ale mimo to postanowił nadal leżeć i wpatrywać się w sufit. Jego serce zabiło mocniej, a na twarzy pojawił się uśmiech.
- Harry?
- Tak?
- Sądzę, że powinniśmy już iść. Nie wiem jak ty, ale ja mam kilka rzeczy do zrobienia.
- Za chwilę. Pamiętasz, jak mi obiecałeś, jak to się nazywa, zależność?
Draco zaśmiał się.
- Zależność? To dyplomatyczny termin. Zaczynałem być wtedy pompatyczny.
- Chcę byś się teraz z tego wywiązał.
- Chcesz być widziany ze mną? Wczorajsza sytuacja to dla ciebie za mało?
- Tak.
Harry przekręcił się na bok. Draco siedział na kanapie, łokcie opierał na kolanach i uważnie wpatrywał się w swojego towarzysza.
- Knot zamierza mnie odwiedzić. Powiedział, że chce ocenić poziom mojej wiedzy, ale ja uważam, że chce mnie stąd zabrać i szuka powodu, by to zrobić.
- Więc?
- Więc chcę mu pokazać, że zdobywam tu cenne kontakty społeczne. Ciebie.
- Pamiętasz o tym, że mój ojciec jest w więzieniu, prawda?
- Nie sądzę, by dla Knota miało to jakiekolwiek znaczenie. On popiera stare rody czystej krwi.
Twarz Draco napięła się.
- Nie wydaje mi się, biorąc pod uwagę to, co mówił o moim ojcu.
- Draco, przecież Knot siedział w kieszeni twojego ojca przez lata! Musiał się szybko zrehabilitować. – Chłopak usiadł. – Ty nic nie zrobiłeś. – Przyglądając się światłom, zastanawiał się nad tym, jak Knot postrzega Ślizgona. – Właściwie, to może być dobre także dla ciebie. Skoro przyjaźnisz się ze mną, to znaczy, że odgradzasz się od działalności swojego ojca.
- A jeżeli ty przyjaźnisz się ze mną, to znaczy, że nie jesteś całkowicie straconym przypadkiem.
- Dokładnie!
Harry pokiwał głową, widząc uśmiechającego się coraz bardziej Malfoya.
- Jeżeli zrobię coś społecznie nieodpowiedniego, delikatnie mnie o tym poinformujesz.
- Mogę mu powiedzieć, że próbuję cię sprowadzić na dobrą drogę.
- Doskonale.
Draco rozłożył się wygodnie na kanapie.
- Zamierzam się dobrze bawić.
- Nie możesz tego robić kosztem moich przyjaciół.
- Nie bardziej, niż zawsze.
Harry zgodził się.
- Podejrzewam, że nie mogę po tobie oczekiwać niczego więcej.
Draco potrząsnął przecząco głową. Powoli jego uśmiech znikał, a wzrok zatrzymał się na ścianie za Gryfonem.
- Odkryłem, dlaczego ludzie mnie nie lubią – powiedział swobodnym tonem.
Harry starał się nie wywracać oczami. W jego głowie już formowały się odpowiedzi typu: „to dlatego, że mi zazdroszczą” lub „dlatego, że mówię inaczej niż oni”.
- Dlaczego? – zapytał w końcu.
- Bo tak naprawdę jestem dupkiem.
Gryfon spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym wybuchnął śmiechem.
- Dostaje pan najwyższą ocenę, panie Malfoy.
- Wielkie dzięki – wymamrotał Ślizgon.
- Nie zamierzam temu zaprzeczać. – Brunet spojrzał na niego pojednawczo. – Moim zdaniem ostatnio zachowujesz się znacznie lepiej, ale… - zawahał się przez chwilę. – Dlaczego doszedłeś do takich wniosków?
- Tamtego dnia, kiedy byłeś w sypialni Snape’a, właśnie wysłuchiwałem jego rad o tym, jak mam kontrolować ciebie i co zrobić, żeby Granger nie miała dla ciebie znaczenia. Pomyślałem sobie, że muszę brzmieć tak, jak on. Lubię go, ale wiesz co? Snape jest zimnym draniem. To dobrze.
- Wydaje mi się, że oboje wiele czerpiecie od tego samego mistrza.
- Potter! – Oczy Draco skoncentrowały się na Złotym Chłopcu, a następne słowa były niczym warknięcie: - Ja nie miałem żadnego kontaktu z Czarnym Panem.
Przez chwilę Harry’emu wydawało się, że Draco podaje mu zbyt wiele informacji dotyczących jego ojca, dopóki nie przypomniał sobie, że Severus był znanym Śmierciożercą w latach siedemdziesiątych.
- Nie miałem na myśli Voldemorta. Mówiłem o twoim ojcu.
Ślizgon zmarszczył czoło, gdy jego towarzysz kontynuował.
- W pokoju Snape’a zauważyłem za to, że nadepnąłeś na moją rękę.
- Byłeś niewidzialny!
- Tak, ale przecież zauważyłeś, że stanąłeś na czymś niewidzialnym i potem zrobiłeś to ponownie, żeby spowodować ból.
- Byłeś niewidzialny, więc miałem prawo podejrzewać, że jesteś wrogiem.
- Jednak postanowiłeś mnie torturować, zamiast schwytać. – Harry utrzymywał poważny ton. Chciał Draco czegoś nauczyć, a nie go karać. – Jeżeli przytrzymałbyś mnie swoją stopą i wyjął różdżkę, to byłoby to zupełnie coś innego.
Rzęsy przykryły oczy Draco. Gdy odpowiadał, jego głos był chłodny i odległy.
- Rozumiem.
Potter wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy, ale zatrzymał go głos blondyna.
- Szkoda Kernera.
- Co?
- Wczoraj w pokoju miałeś wykrywacz Kernera. – Spojrzał na zdziwionego Gryfona i wzruszył ramionami. – Miałem nadzieję, że się nim pobawimy.
Potter starał się oddychać normalnie. Przypomniał sobie radosny, ale i wyczerpujący dźwięk połączonej muzyki i emocji. Jednak gdy odpowiadał, jego głos pozostawał oschły.
- Może innym razem.
* * *
Cały piątek Harry był zajęty planowaniem przyjazdu Knota. Popołudniu, idąc wraz z Hermioną na opiekę nad magicznymi stworzeniami, uświadomił sobie, że od czasu poproszenia go o ziemniaki podczas obiadu dziewczyna się do niego nie odezwała.
- Hermiono?
- Tak?
- Jesteś na mnie zła?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Nie.
Mimo przeczącej odpowiedzi, panna Granger nadal na niego nie patrzyła, więc chłopak zaczął szukać tematu do rozmowy.
- Wiesz, zacząłem czytać nową książkę.
- Naprawdę?
- Tak. Opowiada o pewnej dziewczynie żyjącej w czasie pierwszego panowania Voldemorta. Uciekła z Iranu, gdzie była rewolucja, i zamieszkała pod Londynem. Było trochę strasznie i teraz myśli, że jest bezpieczna. Oczywiście dla czarodziei, którzy to czytają, oczywiste jest, że dziewczyna używa przypadkowej magii. Teraz jest w Anglii, a tutaj dzieją się coraz dziwniejsze i straszniejsze rzeczy. Voldemort jest u władzy, a ona jest czarownicą mugolskiego pochodzenia. Musi się nauczyć jak korzystać ze swoich mocy, by chronić swoją rodzinę.
- To brzmi obiecująco.
- Nawet podoba mi się ta książka, chociaż świadomość, że rzeczy opisywane przez autora mogą być prawdziwe, trochę mnie dekoncentruje. Pewne zamieszki… - Chłopak wziął głęboki oddech. – Syriusz opowiadał mi o mugolskich zamieszkach, które Voldemort wykorzystywał, by wzbudzić w nich zamieszanie. Wiem, że atak bombowy IRA* był tak naprawdę czarodziejską walką, która przyniosła wiele niepotrzebnych ofiar.
- Wojna czarodziejów była tłumaczona jako atak IRA?
- Tak. Seamus wyjaśniał Dean’owi, że obie strony irlandzkich grup paramilitarnych zrobiły tylko połowę rzeczy, o które ich posądzano. Wspomniał jeden dzień, kiedy Lord Mountbatten, który naprawdę należał do IRA, zginął, a zamieszki były bardzo dziwne. Czarodzieje uważali, że zostały one wywołane przez jakiś czynnik z zewnątrz, może Śmierciożerców lub przez kogoś z mugoli, kto miał podobne cele. Chociaż może obie strony wtedy działały. - Harry skrzywił się. – Czytanie o tym, to jakby bycie tam. To było straszne dla mugoli, ale także i zwykłych czarodziei, którzy myśleli, że nie są w to zaangażowani. I wtedy myślę o tych, którzy naprawdę brali w tym udział – Syriuszu, Remusie czy o trójce moich rodziców. Zastanawiam się wtedy, czy ktoś z nich brał w tym udział? Czy ktoś z ich przyjaciół zginął w ciągu tych wydarzeń?
Chłopak zadrżał.
- Jest tyle rzeczy, o które chciałbym zapytać Syriusza.
Hermiona przygryzła wargę.
-Wciąż możesz porozmawiać z Lupinem.
Żal widoczny w oczach Gryfona przemienił się w irytację.
- Chciałbym. – Wzruszył powoli ramionami. – Chciałabyś pożyczyć tą książkę, kiedy już skończę czytać?
Dziewczyna spojrzała na niego ostrożnie, po czym się uśmiechnęła.
- Tak, Harry, chciałabym. Dziękuję.
---
* IRA – Irlandzka Armia Republikańska.