Nowa metoda na prognozy sezonowe
Z "wizjonerami" jest tak, że balansują pomiędzy cienką granicą pomiędzy śmiesznością a geniuszem. Gdyby wierzyć we wszystkie nowe wizje, doszlibyśmy do absurdu, ponieważ wszelkie naukowe dane dotyczące życia na Ziemi należałoby wyrzucić do kosza. Z drugiej strony, gdyby każde nowe podejście po prostu odrzucać, nie mielibyśmy szans na żaden przełom.
Właśnie w takiej sytuacji znalazł się amerykański meteorolog Judah Cohen z Massachusetts Institute of Technology. Za tym meteorologiem i klimatologiem stoją konkretne liczby. Od pięciu lat wyliczał on prognozy sezonowe na zimę za pomocą danych, które z pozoru wydają się zupełnie nieistotne. Cohen opiera bowiem swoje predykcje na podstawie ilości śniegu na Syberii jesienią i jak twierdzi, korelacja jest olbrzymia.
Cohen w świecie amerykańskiej meteorologii stał się istotną postacią, a korporacje, dla których wiedza o pogodzie jest kluczowa, płacą mu grube tysiące dolarów za udostępnienie szczegółowych danych. Są przesłanki, by widzieć w nim wybitnego naukowca, a nie hochsztaplera. Nieomylnie przewidział cztery kolejne zimne zimy w Europie, jak dotąd sprawdza się także to, co mówił niedawno odnośnie do panującego sezonu. Wszystko zgadza się także wobec jego prognoz dla Ameryki Północnej.
Według Cohena, im szybciej w październiku przybywa pokrywy śnieżnej na Syberii, tym większe jest prawdopodobieństwo, że zima w Europie i Ameryce Północnej będzie śnieżna. Tymczasem w październiku 2013 roku w rosyjskiej krainie mrozu było nadzwyczaj ciepło jak na tę porę roku. Cohen stwierdził zatem, że w tym roku zima będzie ciepła.
Ma rację, chociaż w styczniu w USA zdarzył się okres poważnych mrozów, które w końcu miesiąca dotarły także do Europy. Mówimy jednak o ogólnym trendzie, którego nawet najbardziej mroźny epizod nie jest w stanie zaburzyć. Grudzień był ciepły, początek lutego również takowym zdaje się być, co znajduje odzwierciedlenie w średniej dla całego sezonu zimowego.
Cohen tłumaczy się z epizodu zimowego całkiem logicznie. Uważa, że nawet najcieplejsza zima, która przecież trwa aż trzy miesiące, może mieć swoje mroźne epizody. Tłumaczy jednak, że wpływ pokrywy śnieżnej jesienią na Syberii jest lepszym predyktorem średniej temperatury zimy w Europie niż w Ameryce Północnej, ze względu na... geografię. Zimne masy powietrza poruszają się bowiem z Syberii na wschód, a nie na zachód, gdzie napotykają na niejako "ścianę", jaką jest ciepły Pacyfik.
Być może jednak pomysł Cohena nie jest wizją genialnego mistrza meteorologii, a jedynie przeoczoną przez klimatologów obserwacją. Zbadano niedawno korelację pomiędzy jesienną pokrywą śnieżną na Syberii, a "jakością" zimy w Europie i rzeczywiście takowa wystąpiła. Zapewne najbliższe lata upłyną pod znakiem wyjaśniania tej współzależności, ze względu na wiele zmiennych moderujących, które pomiędzy obiema tymi danymi występują.