Tłumacz: Serena_
Beta: unbelievable
75. Mroczna magia i mroczne istoty
Początek tygodnia wypełniły rozmowy o balu, a uczniowie wyszukiwali coraz to nowe zaklęcia poprawiające urodę i modyfikujące przebrania. Harry spodziewał się, że na poniedziałkowej obronie przed czarną magią zaczną przerabiać zaklęcia znakujące, jednak zamiast tego profesor Lupin rozdał im testy sprawdzające wiedzę z dwóch poprzednich tematów. Pod koniec lekcji przykazał także zapoznanie się z podstawami zaklęć znakujących – przygotowujących kogoś do stania się celem jakiejś klątwy – i stwierdził, że ćwiczenia praktyczne rozpoczną w środę.
Jednak w środę Remus wyglądał blado, jakby nie przespał kilku nocy z rzędu. Gdy weszli do sali, stał oparty o brzeg biurka. Harry pamiętał, że pełnia zbliżała się nieubłaganie. Zauważył, że bardziej martwi się o wilkołaka niż o siebie.
Lupin odbił się od biurka i wyprostował plecy. Na chwilę stracił równowagę i zachwiał się nieznacznie, lecz szybko odzyskał stabilność.
- Jak wiecie, planowałem, że zaczniemy dziś zaklęcia znakujące, jednak zdecydowałem się zmienić plany.
Draco pochylił się delikatnie w kierunku Harry’ego z szelmowskim uśmiechem na ustach.
- Skoro pan Malfoy zamierza oznaczyć i przekląć wszystkie szlamy, w zamian zajmiemy się zaklęciami usuwającymi nalot nazębny. – Głos Draco idelanie odzwierciedlał słabość wyczuwalną w tonie Remusa.
Harry musiał się bardzo starać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Czuł, jak kąciki jego warg drgają mimowolnie.
- Harry, Draco. Może chcielibyście nam coś powiedzieć?
Potter zastanawiał się, czy Remus przypadkiem nie podsłuchał komentarza Malfoya. Zazwyczaj było im wolno cicho rozmawiać podczas lekcji, jeśli nie przeszkadzali innym.
Draco zrobił zdziwioną minę.
- Nie, proszę pana.
Spojrzenie Lupina powędrowało w stronę gryfona.
- Harry?
- Ja nic nie mówiłem – odpowiedział chłopak.
- Dobrze. W takim razie odbieram Gryffindorowi i Slytherinowi po dziesięć punktów, a wy nie będziecie już razem siedzieć. Harry, usiądź z Ronem. – Remus zmarszczył brwi. – Draco, ty możesz siedzieć z Hermioną Granger.
Draco wzruszył ramionami z wystudiowaną obojętnością, po czym zebrał swoje rzeczy z biurka, wstał i podszedł do miejsca obok Hermiony, patrząc wyczekująco na Rona, który z prychnięciem irytacji skierował się w stronę Harry’ego.
- Witam panią, panno Granger – zaczął formalnie, a jego głos brzmiał czysto w cichej sali. – Proszę wybaczyć, że wypłoszyłem pani chłopaka.
- To nie jest mój chłopak i nic się nie stało – stwierdziła Hermiona krótko. Postarała się uśmiechnąć. – Witam również, panie Malfoy.
Draco uśmiechnął się cwanie i teatralnym ruchem zajął miejsce przy biurku. Ron uniósł brwi, zdziwiony.
- Nie sądziłem, że będzie chciał zmienić miejsce.
- A ja tak. Zawsze marudzi, że macie od nas lepszy widok.
Remus odchrząknął.
- W związku z tym, że w sobotę – jak wiecie – jest pełnia oraz z powodu obecnej sytuacji politycznej, postanowiłem nauczyć was paru przydatnych uroków oddziałujących na wilkołaki.
Harry, który właśnie obracał się, by przesunąć swoje książki, prawie spadł z krzesła. Draco zakrztusił się głośno.
- Oż, jacie! – Justin nie mógł powstrzymać się od komentarza. Jego twarz natychmiast się zaczerwieniła.
Harry podniósł rękę wysoko w górę.
- Tak?
- Czy to przypadkiem… To znaczy, chyba nie wolno panu tego robić, prawda?
- Wątpię, żeby to wpłynęło w jakikolwiek sposób na moją przyszłą karierę. Nic z tego, co zamierzam powiedzieć, nie opiera się na mojej wyjątkowej znajomości wilkołaków. Ludzie zdają się zapominać, jakie to niebezpieczne istoty. Zacznijmy od tego co wiecie. Kto potrafiłby zrobić wilkołakowi krzywdę?
Tylko głębokie oddechy uczniów przerywały przemożną ciszę, która zapadła w pomieszczeniu. Bladość Remusa nieuchronnie przypominała im o tym, kim był. Profesor cofnął się za biurko. Z wahaniem zaczęto poddawać pod dyskusję propozycje.
- Tojad w najczystszej postaci.
- W dużej ilości, tak. Pięć punktów dla Ravenclawu.
- Zurückfahrentrunk Wolfmana*?
- Tylko osłabia wilkołaka; nie powoduje żadnej szkody.
- Srebro!
- Odpowiednio przetopione i wykorzystane jako broń, tak. Pięć punktów dla Gryffindoru.
- Czosnek?
- Nie, to się tyczy wampirów, Neville.
- La Pierre d’Affinage** – rzucił Draco przeciągle – potocznie nazywany fałszywym kamieniem filozofów, zamienia żelazo w srebro. Wstrzyknięty do układu krwionośnego lub połknięty, zabije wilkołaka w ciągu paru sekund.
- A normalnego człowieka, panie Malfoy? – Remus patrzył na Ślizgona dziwnie.
- Tego nie wiem. Zabicie kaczki to kwestia jednej minuty. – Draco wzruszył ramionami, wyraźnie czując się niekomfortowo. – Ojciec dał mi jeden do zabawy, kiedy byłem mały. Nakarmiłem nim kaczkę. Zabrano mi kamień, kiedy zmusiłem skrzata domowego do zjedzenia go. Mimo tego, że nie miał na niego żadnego wpływu.
Remus gapił się na swojego ucznia bez słowa. Harry obserwował, jak jabłko Adama nauczyciela przesuwa się w górę i w dół, gdy ciężko przełykał ślinę.
- Draco, próba zabicia skrzata domowego jest… - Lupin mocno zacisnął żeby - … nielegalna.
- Nie wiedziałem tego wtedy! Miałem osiem lat! Ojciec powiedział mi, że kiedyś zabił mugola, używając kamienia, więc chciałem wypróbować, jak działa.
Remus wyraźnie starał się zwolnić swój oddech.
- Jednak zabrano ci go.
- Dodatkowo ojciec poinstruował mnie o różnicy pomiędzy wartościowymi magicznymi sługami a robactwem. – Draco rzucił Hermionie niejasne spojrzenie. – Wybacz, Granger. To on tak twierdził, nie ja. – Dotknął dłonią czoła i lekko pomasował skroń. – Mogłem o tym nie wspominać.
- Nie, Draco, to całkiem skuteczna broń przeciwko wilkołakom. – Remus odetchnął głęboko. – Zabija wilka prawie natychmiast. Człowiek niezarażony ma parę minut i można go uratować po podjęciu odpowiednich środków. – Rozejrzał się po sali. – Pieć punktów dla Slytherinu. Ktoś jeszcze?
Klasa milczała.
- A co z zaklęciami? – nalegał Remus.
- Wilkołaki po przemianie są wyjatkowo odporne na uroki.
- Zasadniczo masz rację, Hermiono. Pięć punktów dla Gryffindoru. – Remus westchnął przeciągle. – Znamy jednak trzy klątwy działające na wilkołaki. Mam pozwolenie dyrektora na nauczenie was dwóch z nich. – Powoli prześlizgnął się wzrokiem po twarzach uczniów. – Są to zaklęcia czarnomagiczne.
- Profesorze! – Hermiona zachłystnęła się z wrażenia.
Harry nie był w stanie zareagować inaczej, niż tylko bezmyślnym gapieniem się na Lupina. Nauczyciel westchnął i zgarbił się.
- Normalnie nigdy nie nauczyłbym nikogo ani jednego czarnomagicznego zaklęcia. Profesor Dumbledore nie pozwoliłby na to nikomu. Jednakże jesteśmy zaniepokojeni pogróżkami Unii Wolności Wilkołaków i mamy nadzieję, że uda nam się przygotować starszych uczniów do obrony. Ktokolwiek czuje, że nie poradzi sobie z ciężarem odpowiedzialności, jaki niosą ze sobą te zaklęcia, może w każdej chwili wyjść, jednak od wszystkich z was będę wymagał wiedzy teoretycznej na ten temat. Co klątwa czyni wilkołakowi oraz jaki ma wpływ na rzucającego. – Remus spojrzał na każdego ucznia z osobna. – Użycie tych klątw jest zakazane. Obie szkodzą wilkołakom; jedna z nich może zabić zdrowego człowieka. Nie będziemy ich ćwiczyć, oczywiście. Możecie z nich skorzystać tylko w sytuacji bezpośrednioego zagrożenia.
Wszyscy skinęli milcząco głowami. Hannah wybuchnęła płaczem i Justin pocieszającym gestem przytulił ją do siebie.
- Bardzo mi przykro – szepnął Remus. – Nie powinniście być zmuszani do radzenia sobie w takich sytuacjach. – Nerwowo potarł twarz. – Cóż. Pierwsza klątwa to Przekleństwo Słabości: Debilitario; druga to Klątwa Przełamania: Rumperio. Klątwa Przełamania jest łatwiejsza do rzucenia, lecz także mniej efektywna. Osłabia obronę i zdolność wilkołaka do regeneracji w celu umożliwienia atakującemu użycia siły fizycznej. Rzucona na zdrowego człowieka może spowodować zniszczenie dużego obszaru skóry… Tak, Harry?
- Mam nóż, który został tak zaczarowany, by nie przecinać ludzkiego ciała. Czy mogę go użyc przeciwko wilkołakom?
- Jeśli rani zwierzęta, to tak. Jednak jeśli zdecydowałbyś się na zaatakowanie mnie w tej chwili, to oczywiście kwalifikuję się jako człowiek.
- W porządku, dziękuję.
- Przekleństwo Słabości jest dużo silniejsze. Niweluje większość wilkołaczych mocy: szybkiej regeneracji, zwinności, siły i, co najważniejsze, odporności na inne uroki. Jednak nie wolno zapomnieć, że to też dużo mocniejsze zaklęcie czarnomagiczne, mające większy wpływ na rzucającego. Harry, zechciałbyś przypomnieć klasie o skutkach używania czarnej magii?
Harry zorientował się, że bezskutecznie szuka słów, które z łatwością mógłby wypowiedzieć, gdyby sam wybrał czas na komentarz.
- Cóż, zaklęcia czarnomagiczne są częścią większego obszaru magii zwanego magią duszy. Uroki te do rzucenia wymagają poświęcenia części duszy, lecz także ją zmieniają w taki sam sposób, jaki efekt wywierają na ofierze. Na przykład Klątwa Cruciatus wymaga czerpania przyjemności z rzucania jej, więc za każdym razem pragniesz coraz więcej. To zaklęcie… Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem, jednak domyślam się, że sprawia, że rzucający jest bardziej… oschły?
- Prawie – przyznał Lupin. – Draco, może ty wiesz?
- Zaklęcie to zwiększa ludzką potrzebę dominacji nad innymi.
- Dokładnie tak. Jednorazowe użycie nie powinno spowodować widocznych zmian charakteru, jednak im częściej rzuca się to zaklęcie, tym bardziej wpływa ono na nasz sposób myślenia. Oczywiście mam nadzieję, że żadne z was nie będzie musiało bez ustanku stawiać czoła wilkołakom. – Lupin uśmiechnął się gorzko. – Jak myślicie, co powinno się zrobić po rzuceniu tej klątwy? Padma?
- Rzucić kolejną.
- Wspaniale. Podstawowym celem Przekleństwa Słabości jest uwrażliwienie wilkołaka na inne klątwy. Do ataków fizycznych Klątwa Przełamania jest dużo lepsza, gdyż jest też bezpieczniejsza. – Remus zadrżał. – Dobrze więc, jakieś pytania? Skoro już to omówiliśmy, ktokolwiek chce, może wyjść.
To były dziwne zajęcia. Z pewnych względów Harry cieszył się, że nie było obok niego Draco, by mogli dzielić te rzadkie momenty porozumienia, uśmiechy i chichoty, których normalnie doświadczali. Ron był tak zszokowany, że w ogóle się nie odzywał. Jego jedyną reakcją było wstanie z miejsca, gdy Lupin pozwolił im wyjść i szybkie zajęcie go, gdy Harry delikatnie pociągnął go za rękaw. Po lekcji każdy otrzymał częściową wejściówkę do Zakazanego Działu i polecenie napisania długiego na trzy stopy eseju oceniającego Przekleństwo Słabości i Klątwę Przełamania. Draco jedynie rzucił Harry’emu pełne obaw spojrzenie, zanim skierował się na lunch. Hermiona wydawała się pogrążona we własnych, ponurych myślach. Harry zastanowił się, czy w bibliotece Severusa było coś o wilkołakach.
*
Obrona przed czarną magią zdominowała pozostałą część dnia. Severusa nie było na kolacji ani gabinecie. Nie wiedząc, co robić, Harry użył świstoklika, by dostać się do swojego pokoju w lochach. Zanim zdążył spojrzeć na drzwi, zauważył stos książek na szafce obok łóżka. Zbliżył się, by obejrzeć tytuły ułożone od najstarszych do najmłodszych. Na szczycie leżała kartka, zapełniona krzywym pismem Severusa.
Wierzę, że mogą ci się przydać. Proszę, prowstrzymaj się od niepotrzebnych eksperymentów. Nie przypuszczam, bym miał choć trochę wolnego czasu przed poniedziałkiem. Ważne sprawy załatwiaj, jak zwykle.
Harry zastanowił się, co znaczyło „jak zwykle”. Dumbledore? Szlaban? Wzruszył ramionami i ponownie spojrzał na książki. Mroczne Istoty; Mroczne Metody leżały na wierzchu. Pod spodem znajdowały się zbutwiałe Wilkołaki i ich słabości i nowy tom zatytułowany Świt Zatrutego Księżyca. Na samym dole znajdowały się dwa stare teksty: Tajemnice Obrony przed Likantropią i Magiczna Obrona przed Przeklętymi – Wervolfe, Vampyr & Zhombie.
Harry przejrzał książki, lecz wszystkie wydały mu się zbyt mroczne, by czytać je dokładnie. Oprócz klątw, których nauczył ich Remus, zawierały również inne, o wiele mroczniejsze zaklęcia. Jedno powodowało zatrzymanie przemiany wilkołaka, co kończyło się jego śmiercią. Były też ilustracje. Magiczna Obrona przed Przeklętymi była wybitnie kolorowa, wypełniona groteskowymi potworami i scenami ataków zatopionymi we krwi. Harry, w miarę czytania kolejnych stron, niepokoił się coraz bardziej. Myśl o tym, że Severus właśnie wykonuje pracę dla Voldemorta i z pewnością przeczytał wcześniej te książki, wściekły na Remusa, wcale nie pomagała.
W czwartkowym Proroku Codziennym zamieszczono dwa artykuły o wilkołakach; jeden ostrzegał ludzi o nadchodzącej pełni, a drugi opisywał powstanie UWW. W piątkowej gazecie była retrospekcja ataków wilkołaków w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich trzech lat, porównana do czasów pierwszej wojny z Voldemortem. Artykuł wyraźnie tuszował wpływ Voldemorta na stosunek społeczności do wilkołaków. Zamiast tego miało się wrażenie, że zwiększona liczba ataków jest niewyjaśnionym zjawiskiem naturalnym, spowodowanym większym zagęszczeniem ciemnych mocy. Harry’ego zemdliło. Miał ochotę na rozmowę z Remusem po to tylko, by okazać mu sympatię, jednak Lupina zabrakło na śniadaniu.
Harry udał się na eliksiry i zajął swoje zwyczajowe miejsce. Wbił wzrok w wagę, jednak nie widział jej; utonął w ponurych myślach. Kiedy rozmawiał z Remusem kilka dni wcześniej, Lupin miał zamiar oszukać Randolpha. Uczenie wszystkich sześcio- i siedmiorocznych uczniów, jak pokonać wilkołaka, nie wpisywało się w tę samą politykę. Czy Lupin się poddał? Miał zamiar dać się zabić? Harry skulił się na ławce, próbując wymyśleć, jak skontaktować się z Remusem. Miał nadzieję, że zobaczą się na następnych zajęciach, jednak wątpił, by tak się stało.
Profesor Snape zdążył rozpocząć wykład, zanim Harry zauważył, że Draco wszedł do sali. Przez chwilę gapił się na tył jego głowy. Blondyn siedział sam przy stoliku drugiej stronie pomieszczenia. Harry spędził resztę zajęć rozmyślając o Remusie i zastanawiając się, czemu Draco nie usiadł obok niego. Do końca lekcji stracił trzydzieści punktów.
Gdy tylko Snape zwolnił ich z sali, Harry podszedł do Malfoya.
- Draco?
Przez moment chłopak nie reagował. Powoli przechylił lekko głowę.
- Tak, Potter?
- Czy ty… Zrobiłem coś nie tak?
Słysząc pytanie, Draco spojrzał prosto na Harry’ego.
- Biorąc pod uwagę twoje snobistyczne zachowanie w ostatnich dniach, to ja powinienem o to pytać.
- Snobi… Draco, przecież się nie widzieliśmy!
- To ty nie widziałeś mnie. Zignorowałeś mnie, kiedy pytałem, czy ze mną usiądziesz!
- Ja… Naprawdę cię nie widziałem. Przepraszam.
- Jak można nie widzieć kogoś, kto jest oddalony o parę centymetrów od ciebie?!
- Przepraszam – powtórzył Harry. – Martwiłem się o Remusa i nic innego do mnie nie docierało. Nie zauważyłem, że jesteś w sali, dopóki nie dostrzegłem cię po drugiej stronie pomieszczenia.
Nagle oddech Draco uspokoił się, a jego napięcie opadło, wpuszczając na twarz zwyczajowy uśmieszek.
- Naprawdę, Harry, powinieneś dać się zbadać! Coś jest wyraźnie nie tak z twoją głową. Pakuj rzeczy, pogadamy w drodze na zajęcia.
*
- Dobrze – zaczął Draco, gdy szli po schodach. – Wytłumacz mi, dlaczego martwisz się o kogoś, kto już jest wilkołakiem?
- Ostatniego lata Re… Lupin wdał się w konflikt z Randolphem. Wiesz, kto to jest, prawda? Lider Unii Wyzwolenia Wilkołaków. Randolph ogłosił, że Remus jest zdrajcą i inne wilkołaki mogą go zabić, ale nie rozkazał nikomu, by to zrobił. Wydaje mi się, że uczenie dwóch klas antywilkołaczych klątw będzie wystarczającym impulsem, by wreszcie ktoś to zrobił.
- O, rzeczywiście. – Draco wpatrywał się w poręcz prześlizgującą się pod jego dłonią. – To calkiem dobry powód. Mimo wszystko, wciąż nie możesz z tymi nic zrobić.
- Wiem. Chciałbym tylko móc z nim porozmawiać. Ostatnim razem, jak miałem okazję, nawrzeszczałem na niego.
Nagle Harry przypomniał sobie, jak pani Weasley wybuchła płaczem na widok Freda i George’a wracających w jednym kawałku po Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Nie miał zamiaru zbliżać się do takiego stanu ani na jotę.
Gdy znaleźli się w korytarzu prowadzącym do sali, w której odbywała się obrona przed czarną magią, Harry dostrzegł brzeg szat Severusa, gdy ten znikał za drzwiami pomieszczenia.
- Widać Snape dzisiaj prowadzi zajęcia – wymamrotał Draco.
Harry przytaknął. Nie był zaskoczony. Gdy weszli do sali, Severus zajmował miejsce na podwyższeniu. Ręce nauczyciela tonęły w fałdach czarnego materiału, przez co wyglądał jak słup mroku.
- Po raz kolejny okazuje się, że wasze postępy nie mają nic wspólnego z pierwotnym zarysem profesora Lupina – parsknął – ani z jakąkolwiek teorią na temat tego, co powinniście umieć. Może z wyjątkiem spontanicznej lekcji o wilkołakach? – Severus uśmiechnął się mściwie. – Podążając tym torem, dziś napiszecie test z wiedzy o dementorach. Odłóżcie książki, wyciągnijcie pióra i pergaminy. Zaczniemy, gdy będziecie gotowi. Im dłużej się guzdracie, tym bardziej będziecie się musieli postrać, by zaliczyć dzisiejsze zajęcia.
Umiejętność Harry’ego w pokonywaniu dementorów była czysto praktyczna, a to był test z teorii. Nie znał połowy odpowiedzi, więc oddawał kartkę pełen wstydu i zażenowania. Severus rzucił okiem na testy i rozpoczął zajęcia, czytając najbardziej absurdalne odpowiedzi. Używał przy tym swojego najbardziej uszczypliwego tonu. Harry miał ochotę wstać i krzyknąć na niego. Powstrzymywały go przed tym jedynie dywagacje, czy tego typu zachowanie Severusa jest związane ze stresem, w jakim się znajdował. Ciekawe, czy członkowie Zakonu mogliby nanieść te momenty na mapę okresów wzmożonej nerwowości?Tylko, że – pomyślał – Snape był taki już przed powrotem Voldemorta. Jednak istnieją też inne źródła stresu. Dawniej mogły to być problemy z panem Malfoyem. Albo, no cóż, tak jak dzisiaj, Remus.
- Przestań myśleć o niebieskich migdałach, Potter! To są istotne informacje.
Galopujące myśli Harry’ego zatrzymały się z łoskotem. Jeśli mówiłby na głos, z pewnością powiedziałby teraz coś, za co zarobiłby prawdziwy szlaban. Severus wiedział co Voldemort planował w związku z dementorami. Podobnie jak Remus – tylko w o wiele mniej przyjemny sposób – dawał im rady, jak skutecznie się chronić. Harry zmusił się do skupienia dla dobra reszty klasy.
*
Zaplanowanemu na popołudnie spotkaniu GD towarzyszyły nieustające nerwowe szepty. W końcu Michael Corner – przewodniczący sesji – zadecydował, że należy przedyskutować klątwy przeciw wilkołakom, a także przećwiczyć ataki w grupach. Po zakończeniu spotkania większość członków pozostała w sali, by cicho dyskutować o wilkołakach, spekulując o potencjalnych celach.
- Myślicie, że Lupin… - Harry napiął się, słysząc słowa Deana, jednak kontynuacja, której się spodziewał, nie nastąpiła. - … też zostanie zaatakowany?
Harry westchnął ciężko.
– To możliwe.
- Założę się, że Liga nie jest z niego zadowolona. – Włosy Susan podskakiwały, gdy ochoczo kiwała głową.
- Na pewno! – podkreślił Ernie. – Powtórzył naszą lekcję o wilkołakach z całym szóstym i siódmym rocznikiem. Wszyscy znają czarnomagiczne klątwy i inne sposoby obrony.
- Wiecie, można byłoby się zastanawiać…
- Z pewnością jest teraz na ich celowniku.
Harry poczuł, jak rodzi się w nim agresja.
- Randolph… - zastanowił się przez chwilę. - Lider LWW już kiedyś stwierdził, że zamordowanie profesora Lupina nie będzie karane w społeczności wilkołaków.
- Przeklęty – skomentował Ernie.
- Może mógłbym zrobić temu zdjęcia! – Colin prawie podskakiwał z podniecenia.
Harry zamarł. Dostrzegł, że Ron wykrzywił się za plecami chłopaka.
- Colin – warknęła Hermiona szorstko – większość z nas jest bardzo pozytywnie nastawiona do profesora Lupina.
- Mimo wszystko, tylko sobie wyobraźcie! Zdjęcie walczących wilkołaków! Byłoby genialne! – Wreszcie zauważył kilka nieprzychylnych spojrzeń, które mu rzucano i obniżył ton głosu. – Oczywiście mam nadzieję, że Lupin wygra.
Harry stwierdził, że problem z Colinem polegał na tym, że chłopak kompletnie nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był niepoprawny, więc w sumie nie można było mieć do niego o to pretensji. Jednak najwidoczniej inni nie mieli takich skrupułów.
- Jeśli jeszcze raz odważysz się powiedzieć, że byłoby „genialnie” zobaczyć mojego ulubionego profesora atakowanego przez morderczego terrorystę, a pokażę ci, co oznacza atak, który nie będzie ci się wydawał taki ciekawy. Jasne? – stwierdził wrogo Justin.
- I tak byś się nie odważył, Colin – rzuciła Lavender. – Jak sobie wyobrażasz robienie zdjęcia walczącym wilkołakom? Myślisz, że ty i twój fantastyczny aparat mielibyście okazję oglądać potem słońce?
*
Sobotni ranek powitał ich szarugą i dżdżystą mgłą. Harry miał nadzieję, że kiepska pogoda potrwa cały dzień, lecz Prorok Codzienny zapowiadał przejaśnienia już wieczorem. Mugolska gazeta Deana głosiła ten sam pogląd.
Harry snuł się po zamku pogrążony w ponurych myślach, dopóki Ron nie wyciągnął go na zewnątrz.
- Całe to siedzenie w środku nie działa na ciebie dobrze, Harry – stwierdził.
- A wychodzenie na deszcz tak?
- Nie marudź, tylko chodź do Hagrida.
*
Hagrida nie było w chatce, więc skierowali się w stronę zakazanego lasu, by obejrzeć fantasmity – nową dumę gajowego. Chłopcy zastali zwierzęta na udawaniu rumuńskich długorogów. Harry stwierdził, że gdyby były nieco większe, wyglądałyby całkiem podobnie do smoków. Jednak smoczątka rozmiarów sporych psów collie były dość zabawnym widokiem. Przypominały mu Norberta, lecz mimo wszystko wyglądały bardziej dorośle.
Nagle usłyszał rumor i odwrócił się, by zobaczyć trójkę podglądających ich dzieciaków, kryjących się za krzakiem agrestu.
- Cześć – rzucił Ron przyjaźnie.
- Cześć – odpowiedziało jedno z dzieci, średnie wzrostem.
Chłopiec miał jasnobrązowe włosy. Wyraźnie wiódł prym w grupie.
- Sigurd! Nie wolno nam rozmawiać z obcymi – syknął wyższy chłopak.
Ron zachichotał.
- Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. – Spojrzał chytrze na Harry’ego. – To Harry Potter.
Dziecięce oczy otwarły się do granic możliwości.
- Czemu ten smok jest taki mały? – Sigurd szybko otrząsnął się z szoku.
- Wiesz, jaki to gatunek smoka? – spytał Harry.
- No cóż, wygląda jak rumuński długorogi, ale jest za mały. Czy to smoczątko?
Ron był pod wrażeniem.
– Dzieciak zna się na smokach – twierdził, kiwając głową z aprobatą.
Potter uśmiechnął się.
- To w ogóle nie są smoki. To fantasmity udające smoki. Jeśli postoicie tu przez chwilę, może nawet przemienią się w coś innego. – Dzieci podeszły do zagrody. – Tylko niczego nie dotykajcie.
- Się wie – stwierdził najmłodszy chłopiec, ostrożnie zakładając ręce za plecy.
Przyglądali się przez dłuższą chwilę.
- Ale nudy.
Słowa wyższego chłopca nie zdążyły jeszcze przebrzmieć, a mały smok rozpoczął przemianę. Jego nogi wydłużyły się, a szyja skróciła. Błyszczące pióra i przyjemne futerko zastąpiły łuski. W ciągu minuty mogli podziwiać uroczą miniaturkę hipogryfa. Najmłodszy chłopiec z uciechy klasnął w dłonie.
- Całkiem niezłe – podsumował Sigurd.
Ron i Harry nie odważyli się zostawić dzieci samych przy klatkach, więc zostali i rozmawiali z nimi. Potter dowiedział się całkiem sporo o ukrytych w Hogwarcie rodzinach uchodźców, zanim groźnie wyglądający czarodziej podleciał na szkolnej miotle.
- Wasza trójka! Wiecie, że nie wolno wam wychodzić na zewnątrz w weekendy ani rozmawiać z uczniami!
Harry i Ron zostali zdegradowani do „Nie obchodzi mnie, czy to Harry Potter; wciąż jest uczniem tej szkoły i wciąż go nie znacie!”.
*
Jak tylko weszli do zamku, pojawił się przed nimi Fawkes. W otwarte ramiona Harry’ego wrzucił małą rolkę lawendowego pergaminu, po czym wdrapał się na jego ramię i tam usadowił z głową pod skrzydłem.
- Co to jest?
Harry zamarł.
– Mam iść do biura Dumbledore’a. Słuchaj, spotkamy się w wieży, dobrze? Albo na obiedzie, jeśli zajmie mi to dłużej.
- W porządku.
W zależności od wygody, Fawkes lawirował pomiędzy lataniem wokół Harry’ego i podróżą na jego ramieniu. Młodsi studenci gapili się bezwstydnie, gdy mijali ich na korytarzu, a starsi musieli się powstrzymywać, by nie robić tego samego. Przed biurem dyrektora feniks podniósł głośne trele. Nie uzyskawszy odpowiedzi na pukanie, Harry z wahaniem otworzył drzwi. Severus właśnie wychodził z kominka.
- Witaj. – Harry wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. – Gdzie jest Dumbledore?
- Zajęty. Posłał po ciebie w moim imieniu. Wydawało się to najbezpieczniejszym sposobem na rozmowę.
- W porządku.
Severus wypuścił z płuc długi, świszczący oddech.
- Mamy powody, żeby przypuszczać, że wilkołaki obrały sobie ciebie na cel miesiąca.
- Tak, wiem.
- Ty… Słucham?!
- Remus. - Harry przełknął głośno ślinę. – Remus przesłał mi informację.
- A wziąłeś pod uwagę mówienie o tym komukolwiek?
Harry zamrugał.
– Nie sądziłem, że to robi jakąkolwiek różnicę,
Severus zagapił się na syna kompletnie osłupiały.
- W przyszłości, proszę, informuj dyrektora i mnie o jakichkolwiek śmiertelnych groźbach, które otrzymujesz. Czy to jasne?
- To nie była groźba – tłumaczył Potter. – Raczej ostrzeżenie. Obiecał, że on tego nie zrobi.
Severus zasyczał. Przez chwilę przypominał jadowitego węża gotowego do ataku. Potrząsnął głową.
- Cóż. Mamy więc potwierdzenie. Masz być w dormitorium o wschodzie księżyca i chcę, żebyś tam został do odwołania.
- A co z kolacją?
Severus zawahał się, ale w końcu skinął głową.
- Możesz iść na kolację ze współdomownikami i wrócić razem z nimi. Nie kręć się nigdzie.
Harry wywrócił oczami.
- To chyba jasne! To znaczy… Czemu miałbym im cokolwiek ułatwiać?
Przez chwilę ojciec patrzył na niego ostro, po czym podszedł. Z wahaniem uniósł dłoń, położył ją na ramieniu syna i zacisnął konwulsyjnie.
- Dobrze. – Dłoń opadła. – Idź już.
Harry skinął głowa i wyszedł bez słowa.
*
Harry zaliczył właśnie bolesne lądowanie na podłodze po podróży przez kominek, gdy tajemnicza postać wychynęła zza kontuaru. Potter uchwycił różdżkę palcami zanim rozpoznał intruza. W cieniu stał Remus Lupin. Biorąc pod uwagę okoliczności, nie była to tak uspokajająca wiadomość jak zazwyczaj. Zachował czujność, trzymając broń w pogotowiu. Remus podszedł dwa kroki bliżej.Wyglądał nieswojo i dziko w przydymionym świetle lampy; łatwo było dostrzec różnicę pomiędzy nim a zdrowym człowiekiem. Harry cofnął się za róg, lecz Remus szybko skrócił dystans między nimi. Wyglądał, jakby płynął po podłodze. Harry przypuszczał, że efekt wywołany był zbliżającą się pełnią, teraz odległą o zaledwie parę godzin. Przez moment Potter miał wrażenie, że wilkołak zemdleje i przewróci się prosto na niego, bądź zwyczajnie go ukąsi, czy też… cokolwiek. Jednak zamiast tego usłyszał ostry świst szybko wciąganego do nozdrzy powietrza.
- Remusie!
- Jego zapach. Na tobie. Dotykał cię. – Lupin uniósł lekko głowę. Jego oczy jarzyły się na tle nieprzyjemnie bladej twarzy. – Jeśli bym cię nie kochał, prawdopodobnie bym cię znienawidził.
O dziwo Harry przypomniał sobie właśnie moment, gdy poczuł zazdrość w czasie konfrontacji z Seleną.
- Wybacz. Przykro mi z tego powodu.
Harry starał się chyłkiem przesunąć choć trochę. Remus zauważył jego wysiłki i cofnął się o pół kroku tak, że dystans między nimi nie był już groźny, lecz intymna atmosfera rozmowy pozostała. Harry zastanowił się, czy społeczność wilkołaków posiada pojęcie przestrzeni osobistej i, jeśli tak, jak jest przez nich postrzegane.
- Powinienem być w swoich komntatach – wymamrotał Lupin. Potarł czerwone ze zmęczenia oczy. – Ale potrzebowałem dać ci znać, Harry. Powiedzieć ci, że jeśli umrę, to nie za ciebie. Umrę za siebie. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
- Tak, żebym nie czuł się winny – wyrzucił z siebie Harry.
- Nie powinieneś. O jakiegokolwiek ucznia by nie chodziło, postąpiłbym tak samo. Przynajmniej lubię myśleć, że tak by było. – Nauczyciel wzruszył ramionami. – Jeśli się mylę, to – o ironio – mam szczęście, że chodzi o ciebie.
Nagle Harry zrozumiał prawie wszystko. Zapragnął pochwycić przyjaciela w ramiona i wesprzeć go; powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jednak nie mógł; bał się go dotknąć. Poza tym wiedział, że nie może niczego obiecywać. Odsunął się i delikatnie skinął głową.
- Nie boję się śmierci – stwierdził Remus nieobecnie. – Możliwe, że znów ich zobaczę. Syriusza i Jamesa, Lily.
- Jeśli przeżyjesz – zaczął Potter. – Jeżeli oboje przeżyjemy…
- Tak?
- Chciałbym porozmawiać z tobą o Jamesie.
Lupin skinął głową.
- W przyszłym tygodniu trzymaj się ode mnie z daleka. Będę obolały i wściekły. Lecz, gdy to wszystko się skończy…
Harry zdał sobie sprawę, że Remus spalił za sobą jeden z mostów. Otwartość, na którą pozwolił sobie w czasie zajęć, zaprzepaściła jego szansę na oczyszczenie imienia po obu stronach.
Wilkołak odetchnął głęboko.
– Wtedy nasze spotkania powinny już być bezpieczne. Przyjdź do moich komnat.
Harry przytaknął. Lupin westchnął przeciągle. Jego niepokojąca, dzika aparycja nagle przybladła i przez chwilę znów wyglądał jak zmęczony życiem nauczyciel.
- Muszę iść spać. Życz mi dobrego księżyca, Harry.
Harry automatycznie kiwnął głową, po czym powtórnie usłyszał prośbę przyjaciela; tym razem w swojej głowie. Zawahał się. Mam nadzieję, że księżyc będzie dla ciebie łaskawy – pomyślał szczerze. Wzdrygnął się. Zbyt łatwo mógł sobie wyobrazić wilka ścigającego się w świetle gwiazd z wielkim, czarnym psem. Może znowu ich zobaczę.
Te słowa wywołały blady uśmiech na twarzy Remusa. Nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku, odwrócił się i odszedł. Harry obserwował, jak niepewnie wspina się po schodach w kierunku swoich komnat.
*
Ku niezadowoleniu Harry’ego niebo oczyściło się w okolicach zachodu słońca. Wiedział, że księżyc wzejdzie jeszcze przed nastaniem kompletnych ciemności. W oczekiwaniu na coś ciekawego do zrobienia, siedział w pokoju wspólnym, grając z Ronem w szachy. Zbliżał się czas kolacji. Ludzie naokoło rozmawiali o wilkołakach i nagle paranoiczne zachowanie Harry’ego na GD wydało się wszystkim uzasadnione. Usłyszał, jak uczeń trzeciego roku tłumaczy pierwszoroczniakowi, żeby koniecznie przyszedł do dormitorium zaraz po kolacji, bo śmietanka LWW zdąża w stronę Hogwartu, by pochwycić profesora Lupina i zarazić tylu studentów, ilu się tylko da.
W czasie kolacji Ron odważnie usiadł niedaleko Lavender. Colin narzekał na ból brzucha i wyszedł przed deserem. Harry’ego wyraźnie to zmartwiło. Powtarzał sobie, że nie ma powodu do niepokoju – Colin wciąż desperacko pragnął Lavender i już nie raz omijał posiłki z tego powodu. Potter postarał się skupić na rozmowie pomiędzy Hermioną, Ginny i Deanem. Kątem oka obserwował, jak Ron wychodzi z Lavender i Parvati, a Iggy z Andrew i Jackiem. Alarm w jego głowie wciąż odtwarzał obraz Colina opuszczającego samotnie salę - niczym w filmie. Zastanawiał się, co mówił wyraz twarzy kolegi, lecz prawda uderzyła w niego dopiero, gdy razem z Hermioną wracał do pokoju wspólnego. Colin nie wyglądał na obolałego czy zdenerwowanego. Był zdeterminowany.
- Cholera.
Zatrzymał się w pół kroku. Hermiona, kilka kroków przed nim, odwróciła się.
– Coś się stało?
- Colin.
- Przejdzie mu, nie przejmuj się.
- Nie. Gdybyś tylko widziała wyraz jego twarzy, gdy wychodził z wielkiej sali. On to zrobi. Spróbuje sfotografować wilkołaka.
- Nie bądź niepoważny! Nawet Colin nie jest aż tak głupi.
- Myślisz? – spytał Harry ironicznie.
- No cóż, może. - Hermiona zamarła. – Cholera.
Szybko pobiegli na górę. Zatrzymali się w dziurze za portretem i niespokojnie zeskanowali wzrokiem pomieszczenie. Colina nie było w środku. Sprawdzili, czy nie kryje się gdzieś za tapczanami, lecz bez skutku. Nikt nie widział także Dennisa ani Lavener. Harry podszedł do Rona siedzącego samotnie przy rozpoczętej parii szachów. Rudzielec rzucił im krótki uśmiech, gdy opadli na kanapę obok niego.
- Udało mi się nie powiedzieć nic głupiego w czasie kolacji! – stwierdził radośnie. Po chwili zamarł. – Czy to oznacza, że straciłem zainteresowanie Lavender?
- Dobra robota i nie, niekoniecznie. Widziałeś może Colina?
- Nie. – Weasley wzruszyl ramionami. – A powinienem?
- Myślę, że może próbować sfotografować wilkołaka.
Hermiona westchnęła.
– Nie sądzę, żeby był aż tak głupi. A ty, Ron? Jak myślisz?
- No cóż, znasz Colina – prychnął Ron. – Pewnie myśli, że bycie wilkołakiem to świetna sprawa. Prawie jak super bohater.
Harry spojrzał na Hermionę. Dziewczna siedziała z rozchylonymi w przerażeniu ustami, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Harry potarł nerwowo skronie.
- O co chodzi? – Ron wyprostował się w fotelu. – Chyba by tak sądził, no nie?
- Tak – odpowiedział Potter ponuro. – Owszem.
Przetarł dłonią twarz i ponownie spojrzał na Hermionę. Tym razem jej oczy przesłały mu jasny komunikat zbliżającej się katastrofy.
Ron otrzepał się i wstał.
– W takim razie sprawdźmy mapę. To znaczy, nie ma sensu panikować, prawda?
Harry pobiegł do dormitorium, porwał mapę i zbiegł po schodach do pokoju wspólnego. Odwinął pergamin i rozpoczął poszukiwania od ukończonych części mapy. Odetchnął z ulgą, nie zobaczywszy nikogo pomiędzy Hogwartem a zakazanym lasem.
- Ludzie w tunelu – wyszeptał Ron.
Harry spojrzał w tamtą stronę. Dostrzegł dwie małe kropeczki blisko ujścia tunelu i cztery nieco oddalone. Wszystkie zbliżały się do zamku. Pochylił się, by dostrzec imiona.
- Flint – sapnął ze zdziwienia. – I Selena z większą grupą.
- Marcus Flint?
- Tak mówi mapa. Idzie z przodu. Nie poznaję drugiego imienia.
- Więc nie wszyscy są wilkołakami.
- Mógł zostać zarażony.
- Nie – powiedziała twardo Hermiona. – Potrzebują kogoś o zdrowych rękach, by odblokował drzwi z tunelu.
- Cholera, rzeczywiście – rzucił Ron. – Nawet, jeśli wszyscy wzięli lekarstwo.
- Cóż, Flint wyraźnie nie chce być zbyt blisko.
Spojrzeli z powrotem na mapę.
- Są coraz bliżej, szybko idą.
- Colin! – wskazała Hermiona. Creevey schodził po schodach. Był na piętrze powyżej głównego hallu. Musiał…
- Idziemy! – Harry skierował się w stronę drzwi.
- Harry, nie! Czekaj!
Harry dobrze wiedział, co dziewczyna zamierza powiedzieć. Pewnie coś o tym, że musi pozostać w Gryffindorze – bezpieczny. Nie zamierzał dać jej tej szansy. Jeśli pobiegnie, a Colin zawaha się chociaż przez chwilę, będzie mógł go uratować. Szybko przebiegł przez pokój, wyleciał na korytarz i rzucił się w kierunku schodów. Hermiona wybiegła za nim, wciąż coś wołając.
Harry ocenił, że dziewczyna była całe piętro za nim, kiedy dotarł do głownego hallu. Nikogo tam nie było. Harry zeskanował pomieszczenie i podbiegł do drzwi.
- Harry Jamesie Potterze! – wrzask Hermiony osiągnął prawie matczyny ton. – Nie waż się otworzyć tych drzwi!
- Nie wyjdę na zewnątrz! – Harry uchylił drzwi. – COLIN! – zawołał w ciemną przestrzeń. – COLIN!
- Pójdę po Snape’a. Przysięgam, że pójdę!
- COLIN! – Harry zerknął na opuszczone błonia, srebrzące się w świetle księżyca.
Usłyszał, że Hermiona kontynuuje wędrówkę po schodach, prawdopodobnie zamierzając wypełnić swoją groźbę, lecz wiedział, że może to zignorować jeszcze przez minutę czy dwie. Ostrożnie stał w drzwiach, nasłuchując i czekając aż jego wzrok przyzwyczai się do ciemności. W polu widzenia nic się nie poruszało. Jeśli Colin pobiegł, mógł być już w zakazanym lesie – zbyt daleko, by Harry mógł go usłyszeć. Potter przeszukał kieszenie w poszukiwaniu mapy, lecz szybko zorientował się, że zostawił ją w pokoju wspólnym Griffindoru. Zastanawiał się, czy Hermiona pamiętała, by zabrać ją ze sobą. Niech to szlag.
Nagle zdał sobie sprawę, że Hermiona naprawdę gdzieś poszła i stoi sam pośrodku hallu głównego, z jedną nogą na zewnątrz zamku. Obiecał zarówno Remusowi, jak i Severusowi, że będzie tej nocy bardziej ostrożny. Cofnął się do wewnątrz, wciąż spoglądając na obszar od jeziora po chatkę Hagrida.
Dopiero gdy odwrócił się, by wrócić do dormitorium, zobaczył wilka.
Stał na wewnętrznych schodach zamkowych, tylne łapy usadowił wyżej, przednie stopień niżej; na wysokości oczu Harry’ego. Pozycja przybrana przez napastnika nadała mu wygląd górskiego zwierzęcia, skanującego teren poniżej. Wyglądałby jak żywcem wyjęty z mugolskiego kalendarza z dzikimi krajobrazami, gdyby nie to, że pysk miał nieco zbyt wydłużony, a uszy nadstawione pod nienaturalnym kątem. Zwięrzę miało głębokie, nieludzkie złotej barwy oczy, niezaprzeczalnie skupione na Harrym z mocą klątwy imperiusa. Potter nie potrafił się ruszyć. Nie był nawet pewien, czy wciąż oddycha.
- Remusie? – Jego głos zabrzmiał w przeraźliwej ciszy, jak skrzek ptaka.
Widocznie jednak mogę oddychać. Świadomie odetchnął głęboko, ciesząc się napływającym tlenem. Było coś nierealnego i paraliżującego w widoku dzikiego zwierzęcia na wytartych kamiennych schodach zamkowych. Głowa wilkołaka obniżyła się, gdy zwierzę pokonało kolejne trzy stopnie, zbliżając się do Harry’ego.
- Remus! – Tym razem wypowiedział to głośno, lecz w pewnym momencie jego głos prawie się załamał. Harry zastanawiał się, czy wilk rzeczywiście był Remusem. Z tego, co wiedział, to mogła być równie dobrze Selena. Chociaż nie – ona nie mogła się dostać do wewnątrz tak szybko. Ale jakiś inny wilkołak – czemu nie? Istota położyła uszy po sobie i zaczęła warczeć, ukazując dwa pojedyncze kły po obu stronach paszczy. Głebokie warknięcie przebiło się przez szum krwi przetaczającej się przez mózg chłopaka.
- Remusie, błagam! – Harry cofnął się o krok, po czym zdał sobie sprawę, że wychodzi na zewnątrz, prosto w nieznaną przestrzeń, wypełnioną nie wiadomo czym; czy też kim.
Wilkołak wyraźnie napiął mięśnie, wciąż warcząc. Skoczył. Gdy jego tylne łapy odbiły się od kamiennych stopni, Harry rzucił się na jedną stronę. Poczuł piekący ból, gdy jego ramię uderzyło o zimną posadzkę, lecz nieprzerwanie turlał się w bok, osłaniając głowę rękoma. Instyktownie uchwycił zapomnianą różdżkę w dłoń, podniósł się z ziemi i… nic. Wilk zniknął.
Harry zamrugał. Wciąż roztrzęsiony, rozejrzał się dookoła. Nie było widać żadnego wilkołaka. Był sam. Słychać było jedynie delikatne skrzypienie wciąż uchylonych drzwi, ukrywających srebrzystą pustkę.
Przeklinając głośno, Potter podszedł do drzwi i wyjrzał na zewnątrz. I rzeczywiście, w świetle księżyca dostrzegł długi ogon znikający na horyzoncie. Nagle Harry zapragnął mieć pod ręką Błyskawicę.
- POTTER!
Rozwścieczony krzyk Severusa sprawił, że Harry podskoczył w miejscu i szybko odsunął się od otwartych drzwi. Instynktownie zamknął je i odwrócił się twarzą do ojca.
- Ja tylko sprawdzałem…
- Ty tylko byłeś, jak zwykle, nieodpowiedzialnym idiotą! Co ty wyrabiasz, będąc poza dormitorium?!
- Colin…
Severus mówił poprzez zaciśnięte zęby:
- Głupota innych uczniów cię nie dotyczy, Potter.
Harry zadrżał. Wilk był sprytny. To rzeczywiście mógł być Remus – pewnie był, skoro mnie nie ugryzł. Remus na pewno miał dobry powód, żeby wyjść na zewnątrz. No cóż, chyba jestem mu coś winien, skoro mnie nie skrzywdził. Albo nie?
Severus przyglądał się emocjom, zmieniającym się na jego twarzy.
- O co chodzi?
Harry przypomniał sobie warknięcie wilkołaka, ledwie parę metrów od niego.
– Był tu wilkołak, proszę pana.
Poczuł, że zbiera mu się na wymioty.
Severus zerknął na trzymaną w dłoni mapę
– Nawet kilka.
- Nie. Tutaj, w środku. Skoczył na mnie i kiedy starałem się… odturlać, uciekł przez drzwi.
Severus przeklął. Podbiegł do drzwi, otworzył je i wyjrzał na zewnątrz.
- IDIOCI! Nie mam pojęcia, dlaczego wciąż się PRZEJMUJĘ! – Wściekle spojrzał na syna. – TY…! To wina tego cholernego wilkołaka, wszyscy mu UFACIE!
Obrócił się i trzęsącymi się rękoma rozwinął mapę. W momencie jego rozwścieczona twarz przybrała wyraźnie przestraszony wyraz.
- Lupin – rzucił bez wyrazu. – Spotyka się z resztą. Po prostu nie mógł się trzymać z dala od… imprezy.
Część jego uwagi znów skupiła się na Harrym i Hermionie, która przykleiła się do ramienia Pottera.
- Macie iść do Dumbledore’a – powiedział zimno. – Zrozumiano? Idźcie mu powiedzieć, że jego oswojony wilczek znowu hasa po błoniach, tym razem z kumplami, w towarzystwie skretyniałego ucznia. – Przerwał, by odetchnąć głęboko i spojrzał na zamknięte drzwi. – Zrobię, co będę mógł, ale będę potrzebował posiłków i to szybko.
Harry aż warknął, gdy implikacje wypowiedzi ojca dotarły do niego w pełni. Zamachał dłonią w kierunku drzwi.
– Nie możesz tam iść!
- Ja – zaczął chłodno Severus – jestem dorosły. I zrobię to, co uważam za słuszne. Ty zaś pójdziesz do dyrektora, a potem do swojego dormitorium. TERAZ!
Podkreśliwszy swoją wypowiedź groźnym spojrzeniem, otworzył drzwi, wyślizgnął się na zewnątrz i zatrzasnął je za sobą.
- O boże… - jęknęła Hermiona żałośnie.
Nie da sobie rady. Pomoc nie przyjdzie na czas. Harry rozpaczliwie ciągnął za klamkę, lecz Snape magicznie zaryglował drzwi. Chłopak odwrócił się do Hermiony.
- Słuchaj, ty idź do Dumbledore’a i wszystko mu powiedz – zaczął przybitym tonem. Zauważył niedowierzanie na twarzy przyjaciółki, więc szybko kontynuował. – Myślę, że trzeba powiedzieć reszcie, żeby przestali szukać Colina.
Trzęsący się głos prawdopodobnie pomógł. Niedowierzanie Hermiony przerodziło się w sympatię, gdy kiwała głową.
- Dołączę do ciebie, jak tylko będę mogła – stwierdziła dziewczyna. Razem pobiegli w górę schodów. Hermiona oddaliła się w kierunku biura dyrektora, a Harry – wciąż biegnąc, jakby wilkołak deptał mu po piętach – skierował się w górę, do wieży Gryffindoru.
* Zurückfahrentrunk Wolfmana – napój powodujący osłabienie i częściowe spowolnienie przemiany wilkołaka.
** La Pierre d’Affinage – kamień zamieniający żelazo w srebro; stanowił podstawową broń przeciwko wilkołakom w czasie pierwszej wojny z Voldemortem.