Tłumacz: unbelievable
Beta: Serena_
Rozdział 62. W złym miejscu
Harry miał nadzieję na ściągnięcie uwagi Severusa w czasie lunchu, ale jego miejsce przy stole prezydialnym pozostało puste. Remus w połowie posiłku otrzymał sowę i wybiegł z Wielkiej Sali. Harry żałował, że nie można na tyle ufać sowom, by wysłać do ojca całkowicie prywatny list.
Kiedy Hermiona zebrała się do biblioteki, Potter wziął swój płaszcz i udał się do lochów. Gdy dotarł do prywatnych kwater Mistrza Eliksirów, zauważył, że w szparze pod drzwiami nie widać światła. Podjął szybką decyzję. Zamierzał wejść do środka, schować się w swojej sypialni i zaczekać, aż Snape wróci. To powinno być bezpieczne. Wyszeptał hasło, a drzwi otworzyły się przed nim.
Harry zaczekał, aż zamkną się za nim drzwi i zapalił światło. Salon naprawdę był pusty. Młodzieniec zastanawiał się, czy Severus został wezwany. Zawahał się w połowie drogi do drzwi. Powinien pójść prosto do swojego pokoju. Problem w tym, że nie zabrał ze sobą niczego, czym mógłby zająć czas. Prawdopodobnie powinien wybrać sobie książkę.
Przesunął różdżką wzdłuż jednej z dolnych półek. Błysk srebra na ciemnej skórze przykuł jego uwagę – nie tytuł, ale grafika; pułapka i z pewnością śmiercionośne zęby. Wyciągnął wolumin, na którym zobaczył napis: Zaklęcia, dzięki którym posiądziesz ludzkie dusze.
Ręka Harry’ego zacisnęła się na książce. Gryfon zamarł, nie mogąc zmusić się do odłożenia tomu na miejsce – pomiędzy ciasno ułożone pozycje. Jego spojrzenie wróciło na przerażający rysunek. Wstręt sprawił, że w jego gardle urosła potężna gula.
Dusze… Tego właśnie potrzebujemy, prawda? – naciskał jego umysł. – Zabicie ciała Voldemorta nie przyniosło pożądanych efektów. Gdyby udało się zniszczyć jego duszę, albo chociaż skutecznie ją usidlić…
Harry, sparaliżowany niezdecydowaniem, po prostu stał, wpatrując się we wciąż zamkniętą księgę.
Nagle drzwi zaczęły się otwierać. Światło z korytarza przecisnęło się przez wolną przestrzeń i jak błyszczący nóż pomknęło ku niemu. Wejście do kuchni znajdowało się po drugiej stronie oświetlonego już salonu, więc Harry desperacko rzucił się za kanapę. Wylądował z głośnym hukiem, wciąż mając w dłoni różdżkę, choć książka upadła dalej od niego. Wyciągnął się po swój płaszcz i zdążył schować pod nim jedynie swoje nogi.
- Petrificus totalus!
Zaklęcie zostało skierowane na oślep w kierunku dźwięku i minęło Harry’ego o włos. Dało się słyszeć kroki pochodzące od więcej niż jednej pary stóp. Wnętrzności Gryfona skręciły się z czystego przerażenia. Severus nie był sam, co oznaczało, że Harry będzie musiał zmierzyć się z czymś o wiele gorszym niż tylko z wykładem na temat braku dyskrecji. Potter lekko się przesunął, aby widzieć coś pomiędzy nóżkami kanapy, ale był zbyt daleko, by zobaczyć cokolwiek ponad polerowanymi butami z czarnej skóry, błyszczącymi pod długim, matowym materiałem - płaszczem lub peleryną. Młodzieniec wyciągnął dłoń po książkę, która leżała tuż na krawędzi cienia rzucanego przez kanapę, ale okazała się być zbyt daleko, by mógł zabrać ją bez wystawiania na widok swojego ramienia.
Dało się słyszeć ostrożne kroki.
- Myślę, że to tutaj, proszę pana.
Draco! Harry poczuł się niemal zrelaksowany, by po chwili znów się spiąć. Lepszy byłby jakikolwiek Śmierciożerca. Jeżeli chodzi o Draco, nie mogli liczyć na nic konkretnego. W dodatku Snape nie będzie mógł dalej szpiegować, jeżeli jego lojalność zostanie poddana w wątpliwość.
Kroki zbliżyły się jeszcze bardziej. Malfoy zerknął za kanapę, by po chwili z ciekawością zajrzeć pod nią. Szare oczy, otwarte możliwie szeroko, starały się złapać wszelkie możliwe światło, gdy patrzył na wolumin. Harry starał się oddychać bezdźwięcznie.
- Znalazłeś coś? – zapytał Mistrz Eliksirów.
- Tylko książkę.
Draco odepchnął się od kanapy i wstał. Gdy Gryfon niemalże odetchnął z ulgą, przesunięto kanapę. Potter wiedział, że wciąż jest niewidzialny, ale mimo to poczuł się bardziej odsłonięty. Malfoy podszedł bliżej.
- Dziwne. To nie wygląda…
Obrócił się, by dokładniej przyjrzeć się pokojowi, a jego wypolerowane buty nastąpiły na dłoń Harry’ego.
Coś chrupnęło. Ból był nie do zniesienia. Ciało Pottera zwinęło się, gdy młodzieniec starał się kontrolować swoje płuca. Dzięki strachowi i odrobinie buntu, Gryfonowi udało się nie krzyknąć, ale żadna ilość kontroli nie mogła mu zabronić wydać z siebie pierwszego, słyszalnego dźwięku wywołanego złością. Draco, zaskoczony, odskoczył w tył.
- Panie Malfoy!
- Wszystko w porządku – odpowiedział Ślizgon, ponownie podchodząc bliżej.
Harry miał wrażenie, że jego dłoń za chwilę spłonie z bólu. Ugryzł się w język i starał się nie ruszać, choć jego ciało chciało komfortu, a do tego konieczna była zmiana pozycji. Potter nie zauważył zbliżających się do niego stóp Ślizgona, dopóki nie napotkały jego uszkodzonej ręki. Stłumił syk bólu, chowając twarz w szatę na ramieniu. Malfoy stanął na palcach, kołysząc się w tę i z powrotem, celowo wywołując tym większy ból. Ciało Gryfona chciało wyrwać rękę, przyciągając ją do siebie, by choć trochę zniwelować agonię, a jego świat skurczył się do tego jednego miejsca na ciele; do tłumienia skowytu szatą, by nie zdradzić swojej obecności.
Boli, boli, boli, boli…
Draco coś powiedział. Jego głos był odległy, przebiegły i zadowolony.
- Harry James Idiota Potter! – odpowiedział mu inny głos.
Draco sapnął i ponownie drgnął. Duża dłoń sięgnęła w przestrzeń za kanapą, złapała niewidzialny płaszcz i odrzuciła go na bok. Gryfon poczuł się nieco zażenowany, gdyż jego oczy wilgotniały z bólu. Miał nadzieję, że to nie wyglądało tak, jakby naprawdę płakał.
- Wstawaj – warknął Snape przez zaciśnięte zęby.
Oczy mężczyzny błyszczały z ledwo kontrolowanej furii. Potter spróbował usiąść, nie wypuszczając różdżki z dłoni, jednocześnie starając się nie używać uszkodzonej dłoni. Zdecydował, że najlepiej będzie udawać włamanie do kwater Mistrza Eliksirów.
- Przepraszam, profesorze – powiedział, ledwo łapiąc oddech. Nie potrafił kontrolować przepływu powietrza.
- Wstawaj!
Snape złapał go za kołnierz, niemalże rzucając na ścianę. Harry odruchowo oparł się o nią zranioną dłonią. Nie bojąc się już odnalezienia, młodzieniec zaczął krzyczeć. Zgiął się z bólu, upuszczając różdżkę. Severus jedynie przypatrywał się synowi, któremu ledwie udało się wziąć drżący oddech.
- Boli.
- Podejrzewam, że to na twoją rękę nadepnąłem – zauważył daleki głos.
Potter ostatni raz zerknął na twarz ojca, zanim przeniósł wzrok na Draco, lustrującego go oceniającym spojrzeniem.
Severus pochylił się i rozplótł do końca pelerynę niewidkę. Gładka tkanina ześlizgnęła się z ramion Harry’ego. Jego ojciec sięgnął przed siebie, zręcznie rozplatając palce młodzieńca zaciśnięte na zranionej dłoni. Gryfon syknął, gdy Snape go dotknął.
- No, no, panie Potter… - Mężczyzna wyzywająco podniósł brew. – Podejrzewam wielokrotne złamanie kości. Oczywiste jest więc stłuczenie i obrzęk. Będziesz potrzebował pani Pomfrey.
Złoty Chłopiec jedynie kiwnął głową. Mistrz Eliksirów wskazał różdżką na zranioną rękę syna.
- Immobilis! – Mężczyzna wyglądał na niemal rozbawionego. – Ale jeszcze nie teraz. Możesz mówić, Potter?
Harry rozważył absurd odpowiedzenia „nie” na tak sformułowane pytanie.
- Spróbuję - rzekł drwiąco.
Severus wyglądał na zniesmaczonego.
- Bardzo dobrze. Torpeo!
Dłoń młodzieńca zdrętwiała. Potter westchnął z ulgą, po czym wziął kilka głębokich wdechów.
- Przepraszam, profesorze. Chciałem tylko przejrzeć książki.
- Wślizganie się do Działu Zakazanego w bibliotece nie jest już dla ciebie wystarczająco satysfakcjonujące, Potter?
To nie tak!, pomyślał Harry, ukrywając skonsternowanie poprzez podniesienie z podłogi swojej różdżki. Powinien wrzeszczeć na mnie za przebywanie w jego kwaterach.
Snape wyciągnął dłoń w stronę Draco.
- Pokaż – warknął.
- To tylko…
- Teraz, panie Malfoy!
Draco rzucił zagadkowe spojrzenie na Gryfona, po czym umieścił księgę w wyciągniętej ręce głowy swojego Domu. Snape spojrzał na tytuł woluminu i wzdrygnął się.
- Harry!
- Nawet jej nie otworzyłem! – zaprotestował Złoty Chłopiec, zanim dotarło do niego, w jak okropny sposób dla tej chwili sposób Severus wyraził swoje oburzenie. – Moją uwagę przyciągnęła okładka.
Snape wyprostował się i spiorunował syna spojrzeniem. Jakoś udało mu się spojrzeć na niego z góry, choć Harry wątpił, że różnica wzrostu między nim była większa niż kilka centymetrów. Złapał młodzieńca za ramię, mocno wbijając palce w jego mięśnie i zaciągnął go do ściany za fotelem. Otworzył drzwi do swojej sypialni i wepchnął Harry’ego do środka ze słowami:
- Wchodź tutaj. Teraz. Rozprawię się z tobą, jak tylko pan Malfoy wyjdzie.
Potter wpatrywał się w niego. Severus chyba nie oczekiwał, że będzie czekał w jego najbardziej prywatnym pokoju bez rozejrzenia się wokół?
Snape po prostu zamknął drzwi, pozwalając, by ciężkie, dębowe drewno zatrzasnęło się za nim z cichym hukiem.
Ciemność.
Harry’ego ogarnęła ciemność.
Przez chwilę wszystko inne zagłuszyła panika: szybkie bicie serca i płytki, urywający się oddech. Dopiero po dłuższym momencie Gryfon zaczął się uspokajać. Był sam w normalnym pokoju i wszystko, co miał zrobić, to powstrzymać się od dotknięcia czegokolwiek.
Nic nie widzę.
- Lumos!
Harry wziął drżący wdech – potrafił czarować, używając do tego lewej ręki! Pokój nie był już pochłonięty egipskimi ciemnościami. Zaciekawiony, uważnie słuchał.
- Co pan robi, profesorze? – usłyszał głos Malfoya.
- Rzucam zabezpieczenia na drzwi. Teraz nie będzie nas podsłuchiwał.
Potter miał właśnie zaprotestować mentalnie, gdy przyszło mu do głowy, że Severus chce, by jego syn usłyszał tą rozmowę, jednocześnie pragnąć, by Malfoy myślał inaczej. Gryfon w końcu spojrzał za siebie. Ku jego uldze, pokój nie wydawał się być umeblowany u Borgina i Burkesa. Meble, choć nieliczne, były całkiem zwyczajne. Sypialnia była trochę większa od jego własnej. Stało w niej podwójne łóżko z baldachimem, komoda i szafa w jednym z rogów. Choć podłoga nie była goła, leżał na niej widocznie zużyty dywan. Poza tym Harry zobaczył mały, kaflowy kominek i kolejne drzwi. Młodzieniec próbował nie przyglądać się rzeczom na komodzie, ale zauważył noże, fiolki z eliksirami i kilka książek. Zastanawiał się, czy coś ukryto pod dywanem, ale stwierdził, że lepiej tam nie zaglądać. Zamiast tego przeciągnął pod drzwi mały, leżący dotychczas przy łóżku dywanik. Usiadł wygodnie i zaczął słuchać.
*
Severus był wściekły i, trzeba przyznać, trochę się bał. Rozmawiał z Draco wielokrotnie, odkąd Harry zaczął kwestionować lojalność młodego arystokraty, ale ten za każdym razem niechętnie deklarował przywiązanie do Czarnego Pana i jego motywów. Być może, zdaniem Draco, Severus to właśnie chciał usłyszeć. Snape jednak nie był tego pewny. Zaprzyjaźniając się z Potterem i jednocześnie pozostając na starej pozycji w Domu Węża, Malfoy mógł wprowadzać w życie przebiegły plan, który – być może – obróci się na korzyść mistrza jego własnego ojca. Severus nie miał pojęcia, w które wytłumaczenie powinien wierzyć.
Pomyślał, że jego podopieczny na pewno jest urażony sposobem, w jaki Voldemort traktuje Lucjusza. Najwyższym celem Czarnego Pana – w oczach młodego Malfoya – nie było pozbycie się szlam, ale zapewnienie czystokrwistym czarodziejom unoszenia się ponad prawem. Na przykładzie własnego ojca Draco dowiedział się bolesnej prawdy.
Temat rozważań Mistrza Eliksirów sprawił, że mężczyzna odruchowo skrzyżował ramiona na piersi.
- Powiedz mi – rzucił Malfoy tonem przepełnionym sarkazmem – jak Harry dostał się do środka? Jesteś tak niekompetentny w chronieniu swoich własnych kwater?
Snape podjął decyzję. Przyjmie, że Draco nie ufa Czarnemu Panu, ale wciąż oczekuje przywilejów, które – według niego – należą się czystokrwistym. To powinno być bezpieczne.
- Harry jest niezwykle… entuzjastycznym uczniem – powiedział przebiegle, przygotowując Draco na prawdę. – Podałem mu swoje hasło.
- Jakie to nadzwyczajne.
Severus przyjrzał się swojemu uczniowi. Mógł powiedzieć, że traktuje Harry’ego jako swoją zabawkę do łóżka i zadawania bólu, a Draco mógł mu uwierzyć… albo nie. Snape podejrzewał, że znając się lepiej, niż obaj sądzą – poza tym Severus był głową Domu Draco już od pięciu lat. Przypuszczał, że młody arystokrata uzna to za zbyt nieprawdopodobne. Zdecydował się na inne wytłumaczenie.
- Draco… - Mistrz Eliksirów westchnął i machnął ręką, wskazując młodzieńcowi, by usiadł. – Miałem nadzieję, że tego uniknę, ale nadszedł czas, by być z tobą szczerym.
- Zdradzasz naszego pana? – zasugerował chłodno Draco. Zignorował prośbę o zajęcie miejsca.
- Czarny Pan był kiedyś wspaniałym liderem i przebiegłym politykiem – odpowiedział Snape. – Jest jednak powód, dla którego źle widziane są próby osiągnięcia nieśmiertelności. Na pewno zauważyłeś, że nasz wybitny przywódca zachowuje się ostatnio jak szaleniec.
Malfoy wyglądał na zamyślonego.
- Rozważałem tę możliwość, profesorze, ale miałem nadzieję, że mój brak doświadczenia sprawił, że pominąłem kilka strategicznych punktów planu. – Draco cedził słowa przez zęby, a jego ton przesiąknięty był arystokratycznym sarkazmem.
Snape pozwolił, aby jego usta wykrzywiła drwina. To przynajmniej było szczere, a odpowiedź Draco co najmniej zachęcająca. Czyżby młodzieniec czekał na znak, że bezpiecznie jest wyrazić swoje wątpliwości? Z drugiej strony Malfoy równie dobrze mógł czekać na obciążające Severusa informacje, by móc podzielić się nimi z Czarnym Panem.
- Twój ojciec ma strategię. Voldemort miał ją, gdy był młody. Jednak teraz… - przerwał, pozwalając młodzieńcowi dokończyć to zdanie w taki sposób, w jaki mu się podoba.
Malfoy zignorował to.
- Jestem ciekawy, profesorze – powiedział z powierzchowną uprzejmością – co ma z tym wspólnego podanie hasła Potterowi do pańskich prywatnych kwater.
Snape uśmiechnął się sarkastycznie.
- Bardzo niewielu ludzi ma szansę na skuteczne wyzwanie naszego pana.
Zapadła cisza. Draco zmrużył oczy.
- A Harry Potter jest jedną z nich? – zgadywał.
- Tak.
- A co nam to da?
Mistrz Eliksirów podszedł do barku i nalał sobie wina. W jego umyśle pojawiła się myśl, że jest dopiero wczesne popołudnie, ale musiał zająć czymś ręce, by nie zdradziły jego niepokoju. Szkło, podobnie jak nóż lub pióro, dawało mu możliwość ukrycia przebiegłych myśli.
- Wolność od kapryśnego mistrza – powiedział, wolno podnosząc kielich na wysokość oczu – i, jeżeli dobrze to rozegramy, młodego Harry’ego w pełni sił.
- Potter będzie bezużyteczny, mając prawdziwą moc.
- W rzeczy samej, będzie trochę zagubiony. – Wino, niemalże ciemne w cieniu, przybrało kolor głębokiej i mocnej czerwieni, gdy Snape trzymał kieliszek przed ogniem. – Jednakże widzi mnie jako swojego mentora, a ciebie uważa za przyjaciela. – Zamiast patrzeć na wino, Snape skupił całą uwagę na Malfoyu. – Do kogo się zwróci, gdy będzie zagubiony?
- Nie jestem pewien, czy to tu leży problem, profesorze. Harry ma silne przekonania.
- Zgadza się, ale przekonania, o których mówisz, wyjątkowo łatwo uda się zmienić – odrzekł Snape. Przypomniał sobie, że Gryfon przysłuchuje się ich rozmowie. Severus miał nadzieję, że jego syn jest na tyle bystry, by zrozumieć, że słowa Mistrza Eliksirów są dalekie od prawdy i nie dają upustu jego prawdziwym myślom. – Był prześladowany przez mugoli. Niestety nasz pan zdecydował się traktować niemal identycznie do nich, powodując, że Potter nie dzieli naszych przekonań. Mamy więc równowagę, a Harry nie ma pełnego zaufania ani do czarodziejów, ani do mugoli. Wystarczy trochę korzystnego traktowania go ze strony dobrze usytuowanych czarodziejów i będzie przekonany o istnieniu lepszych alternatyw.
Draco spojrzał pogardliwie na nauczyciela.
- On nie opuści Granger, tego nie może się pan spodziewać. Zaprosił ją na bal z okazji Halloween, wiedział pan?
Wzruszając ramionami, Severus zlekceważył słowa ucznia.
- Błędy młodości. Kiedy byłem w jego wieku, zrobiłem dużo więcej dla pewnej kobiety.
To wspomnienie o Lily wywołało w jego piersi ból większy niż kiedykolwiek wcześniej. Snape spanikował, gdy zdał sobie sprawę, że ich syn przysłuchuje się tej rozmowie. Zastanawiał się, czy Harry’emu było łatwiej czy trudniej niż jemu słuchać takich słów.
Dlaczego pozwoliłem mu przysłuchiwać się tej rozmowie?
- Więc myślisz, że mu to przejdzie?
Zrobiłem to, bo Harry musi wiedzieć wszystko, co powiedziałem.
Snape patrzył prosto w oczy Malfoya.
- Oczywiście – odpowiedział, próbując pozbyć się z głowy niechcianych myśli. – Mimo wszystko, ta dziewczyna jest tylko szlamą.
A ja jestem kłamcą, mordercą i zdrajcą… Ale on wie to wszystko, prawda? Dobry Boże, Lily, czy Harry wie, że cię kochałem?
Spojrzenie Draco pozostało bez wyrazu – prawdopodobnie było odzwierciedleniem wzroku Mistrza Eliksirów. Snape nie miał pojęcia, czy jego słowa wywołały na Malfoyu odpowiednie wrażenie, czy może młody Ślizgon kalkuluje właśnie, ile korzyści będzie miał za dowody w sprawie niewierności Snape’a względem Czarnego Pana. Draco, z odrobiną elegancji ojca, usiadł w końcu na kanapie, pochylając się do przodu.
- Więc – naciskał – wróćmy wreszcie do meritum. Dlaczego Potter ma dostęp do twoich kwater?
Severus również usiadł, tyle że w fotelu obok kanapy. Nie mógł nie zauważyć, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy siedział tak wielokrotnie – jedyną różnicą było to, że na miejscu Draco zawsze był Harry. Mężczyzna pochylił się.
- Żeby mieć dostęp do mojej biblioteki.
- Co? – Draco zmarszczył brwi.
Jego wzrok przesunął się na książkę, która wciąż leżała na stole. Tytuł i obrazek migotały w słabym świetle.
- Nigdy nie uda mu się pokonać Czarnego Pana, wiedząc tak niewiele, ile mówi mu Dumbledore. Ponadto, praktyka niektórych czarnomagicznych zaklęć pomoże mu zniwelować niektóre z jego niezbyt dobrych cech.
Malfoy podniósł brwi w chłodnym zainteresowaniu.
- Czy pan… polecił mu tą książkę?
- Nie. – Severus uśmiechnął się i podniósł kieliszek do ust. – Ale jego instynkt pracuje bez zarzutu.
Wziął łyk ciemnego wina i rozkoszował się jego smakiem – owoce, drzewo i garbnik połączyły się w jedno, pieszcząc jego język doskonałością.
Strach, pomyślał. Każdy smak, podobnie jak każde działanie, jest różny.
Wbił w Draco intensywne spojrzenie.
- Prawdopodobnie już teraz oceniasz, ile warte byłoby zdradzenie mnie Czarnemu Panu. Ja, na twoim miejscu, z pewnością bym to zrobił. – Te słowa wywołały krzywy uśmiech na twarzy arystokraty. Snape nie zwrócił go. – Zanim podejmiesz decyzję, poproszę cię, żebyś przez kilka tygodni poobserwował mój plan. Zastanów się też, czy w naszych czasach rozsądne jest podążanie za ideami lorda.
Malfoy skinął głową.
- Z pewnością tak zrobię, profesorze. Będziemy mogli wrócić do tego tematu za tydzień lub dwa?
Jak tylko zdecydujesz, co przyniesie ci więcej korzyści, pomyślał Snape, lecz jedynie skinął uprzejmie głową.
Myśl, że Draco Malfoy go szantażuje była irytująca, ale również uspokajająca. To dawało Snape’owi względną kontrolę.
- Oczywiście.
Draco nie był skłonny do zajmowania czasu swojemu profesorowi. Gdy tylko wyszedł, Severus sprawdził, czy jego zabezpieczenia na drzwiach wciąż są na miejscu i zawołał Harry’ego.
- Co ty sobie myślałeś?!
Snape chciał zacząć rozmowę kontrolowanym wyrzutem, ale skończyło się na niekontrolowanym ryku wściekłości. Gdy tylko wyrzucił z siebie te cztery słowa, poczuł się jednocześnie przerażony i zadowolony, bo jego syn drgnął, a na jego bladej twarzy pojawił się wyraz czystego zmartwienia.
- Nikogo nie było. Pomyślałem, że poczekam w swoim pokoju.
- Nikogo nie było – powtórzył szyderczo Snape. – Skąd mogłeś to wiedzieć?
- Było ciemno.
Severus stłumił impuls, by się roześmiać. Powstrzymał się również od uduszenia Złotego Chłopca.
- Mimo to, mogłem mieć towarzystwo. – Gdy czerwony rumieniec pokrył policzki Pottera, Snape zrozumiał, że do Harry’ego dotarła najbardziej oczywista interpretacja jego słów. Mistrz Eliksirów dodał po chwili: - Jest też kilka przekleństw, które mogą zostać rzucone jedynie w kompletnej ciemności; to zaleta mieszkania w lochach.
Potter zadrżał.
- Możemy zmodyfikować świstoklik?
- Jestem skłonny ci go odebrać.
- Zszedłem tutaj dzisiaj. Jeżeli prosto ze swojego dormitorium przeniósłbym się do swojego pokoju tutaj, mógłbym zaczekać niezależnie od tego, czy miałbyś towarzystwo czy nie. Jeżeli mój pokój byłby chroniony w taki sposób, by przepuszczał dźwięki z zewnątrz i nie wypuszczał ich z wewnątrz, mógłbym bezpiecznie zaczekać.
- I, jak sądzę, mógłbyś również mnie szpiegować – wybuchnął ponownie Severus, słysząc słowa Złotego Chłopca. Mimo to pomysł nie brzmiał źle, jeśli Snape dopracowałby kilka pomniejszych szczegółów. – Powiedz mi, dlaczego tutaj jesteś. Przekonaj mnie, że to nie było twoje widzimisię.
Harry wzdrygnął się. Miał nadzieję nie robić zbyt wielkiego szumu wokół problemu, który go tutaj przywiódł, ale był tutaj i musiał pokazać to tak ważnym, jak to tylko możliwe. Zdecydował się zrzucić wszystko na Forest, a nie na Lupina.
- Ta kobieta, wilkołak, która spotyka się z Remusem… Mówiłeś, że jest częścią delegacji od Czarnego Pana, prawda? Była wczoraj w Hogsmeade. Widziałem ją. Chciałem porozmawiać z tobą tuż po spotkaniu dzisiaj rano.
Ponury uśmiech ojca ani trochę się nie rozjaśnił.
- Była z Lupinem? – zasugerował zjadliwie.
Potter przygryzł wargę.
- Tak, ale się nie ukrywali. Byli w Trzech Miotłach i pili razem. – Młodzieniec wziął głęboki oddech. – Myślę, że oboje są zaangażowani emocjonalnie.
Snape patrzył pogardliwie.
- Lupin wydaje się trochę za stary, aby darzyć jakąkolwiek kobietę romantycznym zainteresowaniem.
Ostatniej nocy Harry wiele myślał o tym, co powiedział teraz jego ojciec. Pomimo, że doszedł do podobnego wniosku, słowa Mistrza Eliksirów wydawały mu się nieco irytujące.
- Wiesz, są ważniejsze rzeczy niż seks! – rzucił. – Remus wyglądał na smutnego, kiedy ta kobieta była z niego niezadowolona. Sądzę, że wyglądałem tak samo, kiedy pokłóciłem się z Ronem, ale nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że byłbym nim zainteresowany w ten sposób! Jest moim przyjacielem i jego opinia wiele dla mnie znaczy. Boli mnie, gdy widzę, że jest przygnębiony. Remus wyglądał na zranionego, kiedy spiorunowała go wzrokiem, a oni… - Harry zastanawiał się, jak najlepiej opisać ich radość przy pierwszym spotkaniu, którego był świadkiem. – To nie jest ktoś, kogo zdarzyło mu się poznać. Ona coś dla niego znaczy.
Gryfon zorientował się, że opiera się plecami o ścianę, a ramiona ma skrzyżowane na piersi. Drżał, mówiąc tak wiele, choć wiedział dużo mniej. Smuciło go odizolowanie się Rona i przygnębienie doskonale widoczne na twarzy Remusa.
- Powiedz mi, że nie zostałeś tam, by ich obserwować.
- Nie, ale minęło trochę czasu, zanim udało mi się dotrzeć do drzwi niezauważonym. Stamtąd też udało mi się ich zobaczyć.
Snape z wahaniem wyciągnął przed siebie rękę. Jego palce delikatnie przesunęły się po ramieniu Harry’ego w geście pocieszenia, po czym ręka mężczyzny opadła bezwładnie.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś. Potrzebujemy lepszego systemu. Gdyby to był Avery… - Mężczyzna wykrzywił się. – Myślisz, że poradzę sobie z Draco?
- Mam nadzieję. Jesteś w lepszej pozycji niż ja, by móc mieć na niego oko.
- Mogę kontrolować kominki Slytherinu i kilka mniej oczywistych środków komunikacji, ale nie mogę go powstrzymać przed chodzeniem do sowiarni.
- Również będę go obserwował. Powinienem udawać, że udzielasz mi korepetycji z zakresu Czarnej Magii? To właśnie mu powiedziałeś, prawda?
- Tak, ale nie zapominaj, że według niego nie słyszałeś ani słowa z tej rozmowy. – Snape uśmiechnął się lekko. – A ja nic ci nie powiedziałem. Jeżeli cię zapyta, zaprzecz. To właśnie powinieneś zrobić w takiej sytuacji. Będziesz bardziej wiarygodny, nerwowo zaprzeczając, niż próbując udawać, że Malfoy wie więcej niż ty.
- Tak więc… Próbujesz zrobić mnie swego rodzaju swoim protegowanym, zanim zabiję Czarnego Pana. Dlaczego miałbym się na to zgodzić?
Snape wzruszył ramionami.
- Powinieneś to wiedzieć. Dlaczego chciałbyś, abym uczył cię korzystania z Czarnej Magii?
Tym razem to Harry wzruszył ramionami.
- Żeby go zabić, oczywiście. Przecież muszę wygrać.
Dziwne napięcie pojawiło się na twarzy Mistrza Eliksirów po słowach Pottera.
- Tak, oczywiście. Mój mały Ślizgon w ukryciu. – Usta Severusa wykrzywił wymuszony uśmiech. – Powinieneś pamiętać, jak obiecywałeś mi, że będziesz odpowiednio się zachowywał.
- Chodzi o to…
- To, czego chcesz, jest ważniejsze od czegokolwiek innego?
- Nie wiem! Kupienie kilku ciuchów i nauczenie się manier nie dają ci zbyt wielkiej kontroli nade mną! – Harry zamilkł, zaskoczony własnymi słowami. – Chodzi mi o to, że może nie jestem idealnym młodym czarodziejem, ale…
Snape chrząknął.
- Tego jestem pewien.
- …ale moi przyjaciele są! Fred, George i Ron dali mi lekcję o kupowaniu odzieży i kupiłem dużo więcej, niż zrobiłbym to normalnie, tylko po to, żeby zirytować bliźniaków!
- Mam nadzieję, że nie posłuchałeś ich rad dotyczących stroju?
- O ile wiem, ich gust jest co najmniej beznadziejny.
- Dobre spostrzeżenie.
- Kupiłem tylko jedną rzecz, jaką mi zasugerowali. To kamizelka, więc mogę ją nosić z ciemniejszym rzeczami. Poza tym, wybrałem ją dla siebie i myślę, że to był rozsądny wybór. Wziąłem też kilka koszulek i pelerynę, która dla mnie jest dziwna, ale wydaje się być powszechna…
- Jakiej jest długości?
- Średniej.
- Jest do przyjęcia, szczególnie dla młodego człowieka. Ciemna czy jasna?
- W kolorze ciemnego burgunda.
- Dobrze. Coś jeszcze?
- Jedynym dziwnym wyborem były spodnie, wyjątkowo dobrze leżące na moich biodrach i kostkach. Idealnie dopasowały się do moich butów i peleryny.
Snape uniósł brwi.
- To brzmi całkiem modnie.
- Modnie? Jak to? – zapytał podejrzliwie Potter.
Mistrz Eliksirów roześmiał się.
- Nie mówię, że ekstrawagancko, jeżeli o to pytasz. Twierdzę, że to nowoczesny strój. Mógłbyś go założyć na przykład na pierwszą randkę do drogiej, ale nie konserwatywnej restauracji. To ubranie odzwierciedla twoją politykę i ważność rodowej linii, choć nie rzeczywiste wychowanie. Weasley’owie mówili coś na ten temat?
Tym razem to Harry się roześmiał.
- Nie, tylko się gapili.
- Któregoś razu będziesz musiał to założyć i pokazać mi się w tym, żebym mógł powiedzieć, czy dobrze sobie to wyobrażam. Jeżeli nie, to zapewne się ośmieszysz.
Potter obserwował, jak jego ojciec podnosi ze stolika niemal pełen kielich czerwonego wina, przypatruje mu się przez chwilę i ponownie odstawia.
Zastanawiam się, czy naprawdę miał ochotę na wino czy po prostu nalał go sobie z przyzwyczajenia, bo musiał przeprowadzić poważną rozmowę? A jeżeli już o to chodzi… Dlaczego Draco tutaj był? Wszyscy Ślizgoni tutaj bywają, czy tylko Malfoy?
Harry’ego zaskoczyło, że poczuł się trochę…
Na pewno nie zazdrosny, zdecydował. Zagrożony.
- Muszę zrobić skórę na twoją maskę.
- Mogę pójść z tobą? Możesz zabezpieczyć laboratorium.
Snape spojrzał na rękę Pottera. Po tym, jak Severus ją zamroził, Harry opuścił ją wzdłuż boku i kompletnie o niej zapomniał.
- Za godzinę. Teraz idź do pani Pomfrey. Takie urazy łatwiej wyleczyć w przeciągu kilku godzin od zranienia.
Młodzieniec skinął głową.
- W porządku.
Harry – ukryty pod Peleryną Niewidką – i Severus weszli do laboratorium. Snape zabezpieczył pomieszczenie, zanim pozwolił synowi zdjąć płaszcz. Potter pomyślał, że nieprzyjemne konsekwencje jego wybryku mają już omówione, ale przygotowywanie składników mikstur wydawało się uwalniać część umysłu profesora. Robiąc pomiar zawartości rtęci w kociołku, Mistrz Eliksirów rozpoczął przesłuchanie.
- Tylko nie mów mi, że zamierzałeś zacząć czytać tą książkę.
Złoty Chłopiec poruszył się niespokojnie.
- Jeszcze nie zdecydowałem.
- Nie zdecydowałeś…
Potter pomyślał, że jeżeli jego ojciec brzmi na tak złego, to pomiar na pewno wyjdzie zły, choć Snape nie wyglądał na kogoś, kto stracił koncentrację. Wciąż był niemożliwie precyzyjny.
- Nie otworzyłem jej, ale jest o tym, jak uwięzić czyjąś duszę; a nawet lepiej: jak ją zniszczyć. To może być to, czego potrzebujemy.
Severus skończył pomiar i – z niepotrzebnym impetem - zaczął siekać jakieś fioletowe składniki.
- Nie bądź idiotą!
- Próbuję myśleć praktycznie.
Snape spojrzał na syna.
- A jak myślisz, jaka będzie tego cena? Sądzisz, że chcę musieć potem ciebie zabijać? – Z twarzy Mistrza Eliksirów zniknęła wściekłość, gdy mężczyzna potrząsnął głową. – Nie mógłbym tego zrobić.
- Zabiłbyś mnie za to?
Harry poczuł się opuszczony i kompletnie zdezorientowany.
Severus odłożył nóż i wytarł ręce w czysty, biały ręcznik, pozostawiając na nim lekko bordowy śluz. Odwrócił się do niego.
- Jeżeli pokonałbyś w ten sposób Czarnego Pana – rzucił lakonicznie – to ty stałbyś się jego następcą. Inaczej ci tego nie wytłumaczę.
Młodzieniec otworzył usta, aby zaprotestować, ale zamknął je bardzo szybko.
- Rozważ kilka poważniejszych pozycji, które pozwoliłem ci czytać. Potraktuj mnie poważnie, kiedy mówię, że nie wolno ci zbliżać się do tej książki.
Harry skinął głową. Jego ojciec nadal go obserwował.
- Tak, sir – dodał z opóźnieniem.
Snape powrócił do poprzedniego zajęcia. Odłożył fioletowe, sączące się plastry na bok i podniósł pojemnik z okrągłymi, czerwonymi ziarnami.
- Powinienem go zabić. Czarnego Pana, nie Draco.
- Nie możesz!
- Mogę spróbować.
Snape przysunął tłuczek do pojemnika z czerwonymi składnikami. Zdjął pokrywkę i Harry poczuł słodki, nieprzyjemny zapach. Potter kilkakrotnie wciągnął go w płuca, aby przekonać się, dlaczego go odrzucił. Nagle przypomniał sobie odór na wpół zjedzonej myszy, jaka leżała na nagrzanej słońcem werandzie ciotki i wuja, pozostawiona tam przez kota sąsiadów. Zastanawiał się, czy rozkładający się ludzie śmierdzą w ten sam sposób. Pomyślał o zabiciu Voldemorta. Snape nie mógłby zamordować Czarnego Pana, tego Potter był pewien. Tylko on, Harry, mógł to zrobić.
- Przepowiednia mówi, że albo ja zabiję jego, albo on zabije mnie – powiedział głośno Gryfon. Przyszła mu do głowy niespodziewana myśl. – Mógłbyś go zamordować tylko wtedy, gdyby najpierw on zabił mnie, prawda? – Snape spojrzał na niego, zaskoczony. Harry kontynuował. – Więc jeżeli będziesz próbował, niezależnie od tego czy ci się uda, czy nie, będziesz miał świadomość, że jestem martwy.
Przez chwilę Potter myślał, że Snape przerzuci wszystkie składniki, włącznie z kociołkiem, przez całe pomieszczenie. Zapomniał jednak, że dla mężczyzny eliksiry były tak ważne, że powstrzymywał przy nich swój temperament. Odłożył trzymany w ręku moździerz i cofnął się o kilka kroków.
- Muszę coś zrobić – nalegał. Mówił nierozsądnie i szybko. – Coś, co ma znaczenie.
- Zabijaniem ludzi nie można odpokutować zabijania ludzi!
Snape obrócił głowę, by spojrzeć na Złotego Chłopca.
- A za co ty chcesz odpokutować?
Harry opadł na taboret.
- Za życie – powiedział.
Severus uśmiechnął się ironicznie.
- Jest trudniejsze, niż powinno być, prawda?
Gryfon skinął głową. Snape westchnął.
- Zapamiętaj, Harry – powiedział ostrożnie. – Chcę, żeby Draco uwierzył, że uczę cię Czarnej Magii. Nie mam zamiaru robić tego naprawdę, a już na pewno nie po to, co zasugerowałem Malfoyowi. Może nauczę cię zastanawiania kilku pułapek albo zaklęć alarmujących, jeżeli będziesz chciał. Nie ma jednak mowy, żebym uczył cię, jak zniszczyć czyjąś duszę.
- Rozumiem.
Snape powrócił do moździerza, podnosząc tłuczek. Powrócił zapach przyprawiający o mdłości. Harry starał się wymyślić, jak skutecznie zmienić temat.
- Draco mnie wczoraj ochronił – powiedział w końcu.
- Ochronił cię?
- Goyle znalazł mnie po dowcipie bliźniaków. Byłem bezradny. Goyle chciał mnie gdzieś zabrać, ale Draco go powstrzymał.
Potter poprawił okulary, po czym – zirytowany – zdjął je i podrażnione potarł miejsce za uchem. Zastanowił się, czy wyrasta z oprawek.
- Zrobił to tylko dlatego, żeby utrzymać się z daleka od kłopotów. Co do tego nie mam wątpliwości.
- Nikogo nie było w zasięgu wzroku. Cóż… Nikogo, oprócz Barrett, która była z nimi. – Harry zawahał się. – Nie zdradziłby mnie.
- Jeżeli tak to ujmujesz, to nazwałby to nadzieją na lojalność. Mam nadzieję, że uda mi się zwodzić Draco do listopada.
- Będziesz bezpieczny do przesłuchania, jeżeli Czarny Pan się dowie?
Severus pozwolił sobie na krótki śmiech.
- Podejrzewam, że tak, ale – oprócz utraty życia – jest jeszcze jedna rzecz, której utrata byłaby dla mnie równa bolesna.
- Słucham?
- Wyobraź sobie, Harry, co się stanie, jeżeli Znak zacznie mnie palić w czasie przesłuchania. Jeżeli Czarny Pan się postara, może wprawić mnie w agonię. To – po pierwsze - sprawi, że w Ministerstwie dowiedzą się, że byłem Śmierciożercą. Po drugie, jeżeli zobaczą mnie wijącego się po podłodze lub niezdolnego do wypowiedzenia z bólu choć słowa, uznają mnie za niekompetentnego do sprawowania opieki nad kimkolwiek.
Potter skinął głową.
- Jeżeli spróbujesz go zabić, to też będzie rodzaj niekompetentności, prawda?
Severus podniósł głowę w zaskoczeniu.
- Obiecaj mi, że tego nie zrobisz – powiedział Harry.
Snape prychnął.
- Chcesz gryfońskiej czy ślizgońskiej obietnicy?
- Szczerze mówiąc, myślałem o puchońskiej.
Mistrz Eliksirów roześmiał się.
- Idź teraz do pani Pomfrey. Zobaczymy się we wtorek po kolacji w moich kwaterach… Obiecuję.