The Police Spacerując po księżycu

Tee Police

Spacerując po księżycu


Copyright © Wiesław Weiss 2008

Copyright for Polish edition © In Rock Musie Press 2008

Wydawca: Włodzimierz Wieczorek

Redakcja: Magdalena Wójcik

Projekt okładki, skład i łamanie: Radosław Ślusarczyk

Autorzy zdjęć: Grzesiek Kszczotek (6), Wiesław Weiss (136), BEW (248-249, 251), FPM (232, 235, 246-247, 254-255, 256, 281, 283, 285, tył okładki), PAP (238, 252-253), Corbis (242-243, 245), BTM (II), Pangaea (18), EMi (21), Universal (okładka, 3, 13, 14, 19, 23, 25, 27, 32, 37, 39. 45, 47, 55, 58, 63, 66, 69, 70, 73, 78, 79, 81, 85,87,90,92,93,96,98, 101, 102, 107, III, 113, 115, 118, 122, 124, 125, 126, 128, 130, 131, 139, 140, 143, 148, 150, 153, 157, 160, 162, 166, 167, 169, 171, 173, 175, 176, 178, 181, 182, 188, 190, 192, 196, 197, 198, 200, 203, 205, 206, 207, 209, 210, 212, 213, 215, 216, 217, 219, 225, 226, 241, 244, 250).

Do autorów kilku zdjęć zamieszczonych w tej publikacji nie udało się nam dotrzeć. Osoby zainteresowane proszone są o kontakt z wydawcą.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Żadna część tej książki nie może być reprodukowana bez zgody wydawcy z wyjątkiem zacytowania krótkich fragmentów przez recenzenta.

In Rock

ul. Wieruszowska 16

60-166 Poznań

tel./fax (061) 8686795

www.inrock.pl

Wydanie I Poznań, maj 2008

ISBN 978-83-60157-34-3

Druk i oprawa: Drukarnia Oficyny Wydawniczej READ ME, Łódź


WSTĘP

Do dziś to pamiętam. Dość przestronne jak na garderobę, ładnie umeblowane pomieszczenie na zapleczu hali sportowej gdzieś na obrzeżach Turku, dawnej stolicy Finlandii. I wbity w duży wiklinowy fotel, zmęczony po wielogodzinnej próbie, w której miałem przyjemność uczestniczyć, Sting. Rozmowa miała odbyć się wczesnym popołudniem, bałem się, że nie zdążę, bo z lotniska dość daleko do miasta (choć miasto wcale nie takie duże), a z miasta, jak się miało okazać, równie daleko do hali. A po drodze musiałem zameldować się w hotelu, zostawić bagaże, włożyć bardziej odpowiedni strój. Ale kiedy dotarłem na miejsce, oczywiście taksówką, ktoś z ekipy poinformował mnie, że artysta prosi o przełożenie godziny spotkania. Cóż, próba ważniejsza. Ostatnia czy przedostatnia próba przed koncertem otwierającym trasę.

Podczas licznych przerw Sting kilkakrotnie podchodził do naszej trójki - oprócz mnie i Grześka Kszczotka, fotoreportera „Tylko Rocka", był tam Wojtek Jagielski, reprezentujący Radio Zet. Artysta przepraszał, że musimy czekać, a gdy odpowiadaliśmy, że nie ma sprawy, że możliwość oglądania i słuchania go podczas pracy wszystko wynagradza, kręcił tylko głową: To jeden wielki bałagan, nie próba! Ale dwa dni później, na koncercie, w którym oczywiście również uczestniczyłem, wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Ba, robiło wrażenie przygotowanego wiele tygodni wcześniej.

Byłem jedną z nielicznych osób w dziesięciotysięcznym tłumie zgromadzonych w wielkiej sportowej hali w Turku, które wiedziały, że jeszcze przed dwoma dniami nic tak naprawdę nie było dopracowane, dramaturgia spektaklu ulegała zmianom, muzycy się mylili, nagłośnienie siadało. Wtedy zrozumiałam, w jakim stresie musiał być Sting tego dnia. I tym bardziej doceniłem to, że jednak w środku nocy, po wielu godzinach harówki, znalazł czas na długą rozmowę z dziennikarzem z Polski.


Gadaliśmy o wszystkim. O płytach solowych wydanych do tamtej pory, o karier aktorskiej, o życiu w blasku reflektorów. Ale też o odległym już wówczas począt

artystycznej drogi.

Sting trochę zgaszonym ze znużenia głosem mówił mi: Bez wątpienia muzyka była A mnie ucieczką. Widziałem tylko dwa sposoby, by wyrwać się z mojego mias,

.. _______r .,.™.».-.w.#» ij'm.u uwu spuaouy, oy wyrwać się z mojeg

(z Newcastle), z mojego otoczenia. Jednym z nich była kariera piłkarska, drugim - kariei w świecie rocka. Mówił też: Musiałem planować, kombinować, spiskować, naprzykrzę się innym. Była to jedyna droga, bym wyrwał się z robotniczego otoczenia, by chłopak tai jak ja, pochodzący z rodziny katolickiej, mógł dać nogę z protestanckiego wszechświat w którym podziały klasowe raczej odzierają cię z marzeń, niż pomagają by twoje sny

snpłmh) łoili »» i^ftni /„..„_...~— — —■ -•- » ■

spełniły. Jeśli nie jesteś krezusem, ani nie należysz do arystokracji, rock 'n 'roli to jedyn\ droga ucieczki przed dławiącym systemem... \

Oczywiście mówiliśmy też o The Police. Bo od The Police wszystko się zaczęłcj Gdyby nie ten zespół, utworzony w 1977 roku i działający ledwie kilka lat, Sting być możj nigdy nie wydostałby się z Newcastle. Być może musiałby porzucić marzenia o światowa karierze, wrócić z Londynu, którym dopie

karierze, wrócić z Londynu, którym dopiero co zdążył się zachłysnąć, do rodzinneg, Ktoś się oburzy: jak to, nawet sami Policjanci o niej opowiedzieli! To prawda, miasta, do pracy nauczyciela, którą tam wykonywał, i do grania jazzrockowych kawałkóv Sting opublikował w 2003 roku książkę „The Broken Musie. Memory" (wydanie w zadymionych klubach, bo i tym się przez kilka lat parał. _1cW- Niepokorna muzyka. Wspomnienia", Wydawnictwo Literackie, 2004), ale

Kiedy rozmawiałem ze Stingiem w Turku, The Police juz od dawna nie było. wszystko wskazywało na to, że jest to zamknięty raz na zawSze rozdział historii muzyki ,ckowej Gdyby ktoś zapytał mnie wtedy, czy wierzę w t0, ze zespół kiedykolwiek mowi działalność choćby na kilka koncertów, odpowiedziałbym przecząco. Gdyby ktoś apytał wówczas Stinga, czy jest szansa na reaktywowanie tria, które na przełomie lat edemdziesiątych i osiemdziesiątych zdobyło wszystko, c0 w świecie rocka było do dobycia, i które sprzedało w tym czasie czterdzieści pięć milionów płyt, odpowiedziałby apewne: nie. Ale jak mawiał Sean Connery: Nigdy nie mów nigay.

Reaktywowanie The Police w 2006 roku chyba „ie tylko dla mnie było wielką despodzianką. Oczywiście niespodzianką, która sprawiła wielką radość - zwłaszcza tym, ttórzy przed laty słuchali płyt „Outlandos d'Amour" „Reggatta de Blanc", „Zenyatta 4ondatta", „Ghost In The Machinę" i „Synchronicjty- z wypiekami na twarzy. Niespodzianką, która przywołała pamięć o tym, jak wiele trójka muzyków dokonała. A we mie wywołała też chęć przyjrzenia się raz jeszcze ich wspólnym losom. Zwłaszcza te kariera zespołu nie doczekała się tak naprawdę bardziej wnikliwej monografii.

Ktoś się oburzy: jak to, nawet sami Policjanci o niej opowiedzieli! To prawda,

> .V ODiektywle jrzeik sportowej w Turku. y iv rinlmndii -

zczotka:

- -j.ąa pan leci odpowiedziałem. Anna,

3 0 fui-Jfów w Vj

a Okęciu, i,'o furifu isii - ucieszyła sie.

aung opuuniv\jvvtii v. —— --

polskie: „Niespokojna muzyka. Wspomnienia", Wydawnictwo Literackie, 2004), ale doprowadził ją tylko do początków wspólnej działalności. Bardziej szczegółowo potraktował temat Andy Summers w autobiografii „one Train Later" z 2007 roku, ale choć objawił w niej nieoczekiwanie duży talent literacki, chyba nie zależało mu na relacji ściśle trzymającej się faktów i w pełni obiektywnej. Interesująco odniósł się do wspólnej przeszłości także Stewart Copelani założyciel zespołu, w swoim filmie dokumentalnym „Everyone Stares. The Police Inside Out" z 2006, ale w tym przypadku mamy do czynienia z wizją skrajnie wr?Cz subiektywną. Wspomnieć wreszcie warto wydaną rok wcześniej książkę ,&cret Poiice Man" Henriego Padovaniego, który grał w The Police w początkowym okresie działalności, ale dotyczy ona niewielkiego wycinka historii grupy.

Po uważnym zapoznaniu się z tymi i innymi materiałami nie mogę zresztą me zauważyć, że choć rzuciły nowe światło na wiele faktów z historii The Police, wcale nie rozwiały wątpliwości, jakimi kariera tria obros}a, Ba> Wraz z ich ukazaniem się pojawiło się wiele nowych znaków zapytania. JedWprzykład: pobyt grupy w Paryżu w październiku 1977 roku, kiedy Sting stworzył p1Osenkę „Roxanne", on sam opisał zupełnie inaczej niż Andy Summers: w ich relacją bardzo zresztą szczegółowych, trudno doszukać się choćby jednego punktu wspolnego.


Zapewniam więc: niełatwo pisać o historii The Police, skoro sami bohaterowie pamiętają ją różnie. A przekonałem się o tym także, robiąc z nimi wywiady. Miałem bowiem sposobność przepytać nie tylko Stinga. Rozmawiałem również z Andym Summersem. Nie dotarłem co prawda do Stewarta Copelanda, ale udało mi się namówić na wspomnienia Sonję Kristinę, jego wieloletnią towarzyszkę życia, która narodzinom i powolnemu wzlotowi The Police przyglądała się z bliska (fani rocka z lat siedemdziesiątych pamiętają ją jako charyzmatyczną wokalistkę zespołu Curved Air - z Copelandem jako bębniarzem).

Spacerując po Księżycu" to próba przedarcia się przez ten gąszcz nie zawsze spójnych informacji, relacji i wspomnień, i opowiedzenia historii The Police na nowo. Z uwypukleniem mało znanych faktów. I z zaznaczeniem wątpliwości, których pewnie już nigdy nie da się wyjaśnić w sposób bezsporny. Próba, a więc rzecz nie aspirująca do miana wyczerpującej biografii. Ale taka wczerpująca biografia The Police z powodów, które próbowałem zasygnalizować, być może nigdy już nie powstanie. Obym się mylił.

WIESŁAW WEISS Warszawa, marzec 2008


10

Sonja Kristina, przed laty wokalistka zespołu Curved Air, nawet dziś niechętnie wraca myślami do koncertu, który dała z nim 5 grudnia 1976 roku w Newcastle Polytechnic. Wyjątkowo nieudanego koncertu. Muzykom, zadłużonym u firmy płytowej, u menażera i nie wiadomo u kogo jeszcze, ściganym przez urząd skarbowy, brakowało jednak motywacji, by zagrać z energią i żarem, jakich można było od nich oczekiwać. Gdyby jeszcze publiczność dopisała! Niestety, przestronna sala świeciła pustkami. Mało kto już wówczas pamiętał jedyny przebój Curved Air, „Back Street Luv" z 1971 roku. Podobnie jak duże płyty grupy, bardzo zresztą udane, pomysłowo łączące rock z muzyką dawną i współczesną, folkiem i jazzem, ale należące do epoki, która wraz z pojawieniem się punk rocka wydawała się odchodzić w niepamięć.

Los Curved Air był przesądzony. Decyzja o uśmierceniu formacji po wywiązaniu się ze wszystkich zobowiązań, a więc w styczniu 1977 roku, zapadła kilka tygodni wcześniej. Ale chociaż wspólne granie było rozdziałem zamkniętym, muzyków bardzo zabolały słowa organizatora koncertu, towarzyszące wypisywaniu czeku: Tysiąc funtów? Nie jesteście tyle warci!

-----"sam^-------1

[> A r t r o c k o w c y z C u r v e a Air. Stewsr; Copeland pierwszy z lewej* ii o n J i Hriscina - wiaaorao.

12

Kristina i jej chłopak, perkusista Curved Air, Amerykanin Stewart Copeland, nie mieli jednak zamiaru rozpamiętywać porażki samotnie w hotelowym pokoju. Poprosili miejscowego dziennikarza, korespondenta tygodnika „Sounds", Phila Sutcliffe'a, którego znali z wcześniejszych wyjazdów do Newcastle, by im zapewnił na ten wieczór dwie-trzy godziny dobrej zabawy. W ten sposób trafili do stołówki St. Mary's College, gdzie nawet o tak późnej porze można się było napić piwa, a także posłuchać miejscowej grupy jazzrockowej The Last Exit z ubranym w drelichy, brodatym wokalistą i basistą Gordonem Sumnerem, zwanym Stingiem.

Stewart wspominał w późniejszych latach: To był okropny koncert, kawałki po siedem minut, wymagające skupienia. A jednak publiczność szalała ~ z powodu Stinga. Z powodu jego gadek. Z powodu jego śpiewu. Z powodu jego prezencji. Sting już wtedy miał to coś, co ma dziś... A Sonja twierdzi: Już tam w Newcastle zobaczyłam w nim kogoś, kto bez trudu zawładnąłby stadionem.

Po występie Sutcliffe przedstawił obojgu frontmana The Last Exit. Doszło do krótkiej rozmowy i może także do wymiany telefonów, ale jeśli nawet tak było, perkusista karteczki nie zachował. O Stingu przypomniał sobie na początku stycznia, kiedy grupa Curved Air miała już za sobą pożegnalny koncert, odegrany bez pompy w Winter Gardens w prowincjonalnym Malvern.

13

Stewart od kilku tygodni, a może i miesięcy planował utworzenie własnego zespołu. Wiedział, że musi to być coś zupełnie innego niż Curved Air. Marzył o niewielkim składzie, najlepiej trzyosobowym, aby koszty były jak najmniejsze. Sam chciał wziąć na siebie obowiązki menażera, bo po pierwsze nie zamierzał nikomu płacić za prowadzenie wspólnych interesów, a po drugie chciał dopilnować, by formacja nie popadła w długi, z których później trudno byłoby jej się wygrzebać, jak to się stało z Curved Air. Chociaż nie miał większych doświadczeń kompozytorskich, zaczął tworzyć repertuar dla wymyślonego tria: proste, krótkie, naładowane energią utwory wyrastające z ducha punkowego zrywu. Wiedział bowiem, że od czasu debiutu Sex Pistols tylko takich rzeczy chcą wytwórnie płytowe, pisma muzyczne i wypełniająca kluby młodzież. Zresztą bardziej wyszukanych piosenek nie umiał komponować. Wymyślił też nazwę dla zespołu: The Police, swoisty hołd dla ojca, agenta CIA działającego przez lata na Bliskim Wschodzie. Był tylko jeden problem: nie umiał znaleźć odpowiednich muzyków. Nie pomogło nawet ogłoszenie, które umieścił w prasie. Wtedy przypomniał sobie o Stingu, który wykonywał co prawda muzykę bliższą jazzu niż rocka, spod znaku -jak sam mówił - Return To Forever Chicka Corei, ale miał ciekawy, ekspresyjny głos, łatwość nawiązywania kontaktu z publicznością, charyzmę.

Copeland kilka dni szukał Sutcliffe'a, aby wyciągnąć od niego numer telefonu Stinga. I w końcu zadzwonił, podobno 6 stycznia, kiedy wokalista na jednym z ostatnich wspólnych koncertów z The Last Exit żegnał się z publicznością Newcastle przed planowanym od dawna wyjazdem do Londynu.

C> stewsrt wopelana

- ledną nogą w »urved

Air, drugą w Tłie Police.

14

[> ii t i n g luz po wizycie u golibrody.

Sting co prawda owej rozmowy nie pamięta. Nie wspomina o niej w swojej książce „Niespokojna muzyka"; twierdzi, że to on już po przybyciu do stolicy odezwał się, właściwie bez przekonania, do Copelanda. A niezobowiązujące spotkanie, pełne muzyki, zaowocowało powstaniem zespołu. Jakby nie chciał zaakceptować faktu, że idea The Police kiełkowała w głowie perkusisty od dawna. I że to on pociągał

- w każdym razie w tym początkowym okresie

- za sznurki. On zdecydował się na Stinga, on zadzwonił, on przedstawił dokładny plan działania. I miał szczęście, że basista nie tylko był gotów spróbować, co z tego wyniknie, ale już za dwa dni miał się zjawić w Londynie.

Sięgnijmy jednak po „Melody Maker" z września 1979 roku. W wywiadzie udzielonym wtedy dziennikarzowi pisma Sting mówił: Spakowałem wszystko do samochodu i wyjechałem. Niedawno się pobraliśmy. Dziecko miało sześć tygodni. Brzmi to dramatycznie i takie było. Moje życie nagle się rozstroiło. Powiedziałem sobie: „Dość ". Był tylko jeden sposób, by coś odmienić. Siedzieliśmy w samochodzie z psem i nie mieliśmy dokąd pojechać. Mieliśmy kogoś w Battersea, więc tam właśnie wyruszyliśmy. Spaliśmy na podłodze przez dwa miesiące. Było okropnie. Jedyne, co dawało mi nadzieję, to zespół, o którym opowiedział mi Stewart Copeland, kiedy zadzwonił na kilka dni przed wyjazdem. Zapewniłem go, że zobaczymy się w Londynie...

A więc jednak był telefon od Stewarta. Była też wizja grupy, która miała już zalążki repertuaru i miała nawet nazwę. Pozostawała dla Stinga wszakże wielką niewiadomą. I prawdopodobnie jedną z kilku możliwości, jakie brał pod uwagę. W swojej książce twierdzi przecież, że przede wszystkim liczył na to, iż nadal będzie śpiewał i grał

15

na basie w The Last Exit. W wywiadzie, jakiego udzielił w 1976 roku wspomnianemu Philowi Sutcliffe'owi dla „Sounds" - jedynym poważnym wywiadzie, jakiego udzielił w tamtym okresie - zapewniał zresztą: Na dziś wolę być w The Last Exit niż w The Rolling Stonas, a nawet w Yes. I podobno namówił kolegów, by również podążyli do Londynu.

Zapewne była taka opcja. Ale czy realna? Czy Sting naprawdę wierzył, że starsi od niego muzycy zdecydują się na przeprowadzkę do innego miasta, gdzie nazwa The Last Exit nic nikomu nie mówiła i gdzie w czasach punkowej eksplozji grupa jazzrockowa nie mogła chyba liczyć na stałe klubowe koncerty, nie mówiąc o nagraniach? W jednym z późniejszych wywiadów tak w każdym razie komentował pozostanie dwóch spośród trzech kolegów, gitarzysty Terry'ego Ellisa i perkusisty Ronniego Pearsona, w Newcastle: Ja nie wahałem się rzucić stałej pracy nauczyciela, a oni, zawodowi muzycy, byli zbyt przerażeni, by zrobić jakikolwiek krok. W innym zaś dodawał: Była to pewnie mrzonka, sądzić, że cały zespół wraz z rodzinami przeniesie się do Londynu, mimo wszystko byłem zawiedziony...

Dodać należy, że grupa się jednak w Londynie pojawiła. 19 stycznia 1977 roku przyjechała na zaplanowane wcześniej koncerty w pubie Red Cow, w klubie Nashville Rooms i w Londyńskiej Szkole Ekonomicznej, a w międzyczasie miała też zagrać w Bristolu. Niestety, odbyły się tylko dwa z tych występów, 21 stycznia w Nashville Rooms u boku Kites i następnego dnia w Londyńskiej Szkole Ekonomicznej u boku Kevina Coyne'a, a jedynie pierwszy spotkał się z jakimkolwiek zainteresowaniem (może dlatego Sting nie wspomina o drugim w „Niespokojnej muzyce"). Klapa zaś całej wyprawy odebrała muzykom zapewne nadzieję na kontynuowanie wspólnej kariery w stolicy.

Ekipa z The Last Exit przybyła co prawda do Londynu raz jeszcze, 24 lutego, by w końcu zagrać w Red Cow, ale kameralny koncert raczej nie mógł wpłynąć na zmianę jej punktu widzenia. Zwłaszcza że podczas tej drugiej wizyty wiedziała już o zaangażowaniu Stinga w projekt pod nazwą The Police. I musiała zdać sobie sprawę z tego, że list, jaki wysłał jej po wspólnych koncertach w styczniu, pełen zapewnień o lojalności, był nie do końca szczery. Zresztą o tym, że koledzy z Newcastle poczuli się przez Stinga zdradzeni, świadczy najdobitniej rozgrzeszająca wypowiedź jedynego z całej kompanii, który był zdecydowany podążyć za Stingiem, gitarzysty Gerry'ego Richardsona: Nigdy nie czułem złości na Stinga, że mnie porzucił, jeśli mogę tak powiedzieć. Chociaż byliśmy bliskimi przyjaciółmi i rozstanie niemal mnie zabiło. Ale on wyruszył w świat z żoną i dzieckiem, i musiał próbować

16

wszystkiego, co jego zdaniem mogło mu zapewnić środki utrzymania. I choć sam Sting w swojej książce winą za rozstanie obarcza dawnych kolegów, w jakimś sensie przyznał się do swej, chyba nieuniknionej zdrady w wywiadzie, którego udzielił mi przed laty. Bo cóż innego znaczą następujące słowa, odnoszące się przecież do początków jego kariery: Musiałem planować, kombinować, spiskować, naprzykrzać się innym...

Aby w pełni je zrozumieć, trzeba jednak cofnąć się w czasie do grudnia 1974 roku, do momentu poznania przez Stinga starszej o cztery lata irlandzkiej aktorki Frances Tomelty. To ona wniosła bowiem w życie prowincjonalnego nauczyciela i muzyka powiew wielkiego świata, rozbudziła w nim ambicje, jakich wcześniej pewnie nie miał, i spróbowała wyrwać z zatęchłego, ubogiego Newcastle. Zwłaszcza kiedy związek został scementowany: w lutym 1976 roku dziewczyna zaszła w ciążę, a ponieważ oboje pochodzili z rodzin katolickich, prostą konsekwencją był ślub i to ślub kościelny. Uroczystość odbyła się 1 maja, a dziecko - syn Joseph - przyszło na świat 23 listopada.

Sting twierdzi dziś, że Newcastle go dławiło. Mówi: To matnia. Miejsce, przeciwko któremu się buntujesz, co jest zjawiskiem pozytywnym, ponieważ czyni cię silnym. I dodaje: Pomyślałem, że jeśli na poważnie myślę o karierze muzyka, jest oczywiste, że w Newcastle daleko nie zajadę. Natomiast swoją decyzję o wyjeździe do Londynu lubi przedstawiać jako coś niemal heroicznego. Oto z dnia na dzień wyruszył z żoną, małym dzieckiem i psem w nieznane, na niepewny los.

[> r r i n c e s T o ?n e 1z y w życiowej roli - jako Ładv Maebeth. Partneruje Jej wybitny aktor irlandzki Peter 0»Toole.

17

Nie do końca tak było, ale mitologizowanie własnej historii to przecież przywilej gwiazd. Prawda jest taka, że Frances przez cały czas trwania zwązku miała bazę w Londynie - dzieliła tam dwupokojowe mieszkanie przy Prince Of Wales Drive w dzielnicy Battersea z przyjaciółką Pippą Markham, byłą aktorką, pełniącą w tym czasie obowiązki jej agentki. I nie wyobrażała sobie opuszczenia stolicy na dłużej. Tam od dawna grała epizody w serialach telewizyjnych - zadebiutowała już w 1969 roku w „Coronation Street". No i liczyła na to, że prędzej czy później przebije się na duży ekran, co miało jednak nastąpić dopiero w 1983 roku, wraz z dużą rolą w komedii „Bullshot" Dicka Clementa. Tak czy inaczej, w Newcastle była gościem, w czasie wolnym od zadań zawodowych. I mimo że angażowała się w karierę The Last Exit, a w pewnym momencie stała się nawet kimś w rodzaju nieformalnego menażera zespołu, przeprowadzka Stinga do Londynu była tylko kwestią czasu.

Już w lipcu 1976 przyszły frontman The Police porzucił stałą pracę, nauczyciela angielskiego w St. Paul's First School (mimo że w jednej z piosenek napisanych w tym okresie radził: „Don't Give Up The Day Job"). Nie bardzo więc wiadomo, dlaczego przenosiny nastąpiły dopiero w styczniu następnego roku. Być może pozostanie w Newcastle jeszcze przez kilka miesięcy wymusiły zobowiązania wobec The Last Exit. A może Sting chciał wcześniej zapewnić sobie jakieś zajęcie? Na pewno jednak nie miała to być praca nauczyciela. Frances, która wierzyła w talent męża, przekonywała go w każdym razie, że powinien zrobić wszystko, by spróbować poświęcić się całkowicie muzykowaniu. Jak twierdzi Richardson: Moim zdaniem Frances naciskała go jak cholera... Chociaż zawsze był niesłychanie ambitny - spróbujcie zagrać z nim w Scrabble...

Sting miał podstawy, by wierzyć, że uda mu się utrzymać rodzinę z pisania piosenek i grania. W październiku 1976 roku podpisał bowiem pięcioletnią umowę autorską z Virgin Publishing, a szefowa owego wydawnictwa, Carol Wilson, łudziła go nadzieją na wielką karierę. Dodać może warto, że kontrakt, który wtedy pozwalał wokaliście spojrzeć w przyszłość z optymizmem, z czasem okazał się ogromnym utrudnieniem. Wyjątkowo niekorzystny, gwarantował Stingowi jedynie pięćdziesiąt do sześćdziesięciu procent honorariów autorskich za piosenki, które tworzył, gdy zwykle umowy tego rodzaju zapewniają twórcy osiemdziesiąt do dziewięćdziesięciu procent. To oznaczało, że Sting nie miał skorzystać na sukcesie The Police tak bardzo, jak na to zasłużył. Sprawa ostatecznie trafi na wokandę sądową, a po burzliwym procesie dojdzie do ugody, ale nie wybiegajmy w przyszłość.

18

Carol Wilson poznała Stinga ze swoim chłopakiem, Mikiem Howlettem, byłym basistą kultowego zespołu Gong. I podczas częstych wizyt w Londynie przyszły frontman The Police stał się niemal rezydentem jego domowego studia. Od jesieni 1976 rejestrował w nim próbne wersje, tak zwane demo, własnych piosenek z myślą

0 zaprezentowaniu ich w Virgin Publishing, chociażby „Every Little Thing She Does Is Magie", którą później wprowadzi na listy przebojów z The Police (sam grał na wszystkich instrumentach - gitarze akustycznej, basie i afrykańskim bębenku). Uczestniczył też w próbnych nagraniach Howletta. I prawdopodobnie podczas tych sesji, gdzieś na początku 1977 roku, narodziła się idea wspólnego zespołu - Strontium 90 (Sting nazywa go w swojej książce błędnie Stront 90). Idea niecodzienna, ponieważ Howlett i Sting mieli w nim dzielić funkcje wokalisty

1 basisty.

Gitarzystą Strontium 90 został Andy Summers, rockowy weteran, mający za sobą występy nawet w późnym wcieleniu legendarnego zespołu The Animals Erica Burdona. Howlett poznał go w styczniu 1977 roku w mieszkaniu Lady June, poetki zawiązanej ze sceną muzyczną Canterbury. Na bębnach miał grać Chris Cutler, przedstawiciel awangardy rockowej, wywodzący się z formacji Henry Cow, ale po rozstaniu z nią związany też krótko z Gong. Niestety, już po pierwszych próbach w domu Carol Wilson w Aceton przyjął propozycję udziału w jakimś projekcie muzycznym na Węgrzech i porzucił Howletta. Wtedy Sting ściągnął na jego miejsce Stewarta Copelanda. Losy The Police i Strontium 90 od początku więc splatały się ze sobą, a Sting i Stewart dzielili czas pomiędzy obydwie grupy. Zapewne też byli gotowi poświęcić się całkowicie tej, która zacznie odnosić sukcesy. Przyszłość obydwu stała przecież pod znakiem zapytania.

t> atrontiura 30 podczas próby. Jedno z nielicznych zajęć zespo-ću* G a lewej: Andy Suraraers, ating i Mikę Howlett.

19

O Anay Suamers niedługo orzed dołączeniem do The Police.

Mała dygresja. Chociaż wydawać się może, że Andy Summers zetknął się ze Stingiem i Stewartem Copelandam właśnie w Strontium 90, nie do końca tak było. On sam pisze w swojej książce „One Train Later", że drogi jego i Stinga przecięły się już w październiku 1976 roku. Grał wtedy w Newcastle jako jeden z wykonawców orkiestrowej wersji „Tubular Bells" Mikę'a Oldfielda wraz z Newcastle Symphony Orchestra pod batutą Davida Bedforda (zajął na scenie miejsce samego kompozytora, który tego dnia nie mógł wystąpić). A rolę supportu pełniła lokalna grupa The Last Exit, która nie zrobiła na nim jednak wielkiego wrażenia... Andy: Mówiono mi, że są nieźli, więc postanowiłem posłuchać. Stanąłem z tyłu sali i wytrwałem jakieś pięć minut, po czym oddaliłem się, by zjeść kanapkę z serem i wypić filiżankę herbaty... Z kolei dwa tygodnie później wrócił do Newcastle jako gitarzysta zespołu Kevina Ayersa i w Drogenheyer Hotel zetknął się z muzykami Curved Air - przy szklance whisky wdał się w długą rozmowę ze Stewartem Copelandem...

Wróćmy jednak do wydarzeń z 8 stycznia 1977 roku. Tego dnia rankiem Sting, Frances, ich kilkutygodniowy synek Joe i pies Buttons porzucili Newcastle raz na zawsze. Zapakowali dwie gitary, kilka toreb ubrań i - podobno - fotel bujany do Citroena Dyane i wyruszyli do Londynu. Wylądowali we wspomnianych już dwóch pokojach na ostatnim piętrze domu przy Prince Of Wales Drive w dzielnicy Battersea, u Pippy Markham, ale właściwie u siebie, ponieważ wcześniej Pippa dzieliła

20

to mieszkanie z Frances. Założenie było jednak takie, że natychmiast zaczynają szukać samodzielnego lokum, co okazało się jednak trudniejsze, niż myśleli. A trudności z wynajęciem mieszkania w Southgate w północnym Londynie zainspirowały Stinga do napisania pierwszego własnego tekstu dla The Police - „Landlord", jeszcze do muzyki Stewarta. Z Battersea małżonkowie szybko w każdym razie się wynieśli, do pokoiku w Bayswater, właściwie w centrum, minutę drogi od Hyde Parku, który udostępniła im kolejna koleżanka Frances, aktorka zaangażowana w tym czasie do teatru w Edynburgu. Dopiero wiosną udało im się rzeczywiście urządzić w Londynie - kupili na kredyt suterenę przy Leinster Sąuare 28, również w Bayswater.

Tymczasem jednak urządzili się u Pippy. I już 9 stycznia, dzień po przyjeździe, Sting udał się do dzielnicy Mayfair, gdzie przy Green Street 26, na ostatnim, czwartym piętrze dużego osiemnastowieczego domu, mieszkali Stewart i Sonja. A pierwsze dłuższe spotkanie z perkusistą przerodziło się w godzinne muzykowanie. Sting zwierzył się w swojej książce, że nie bardzo wiedział, jaki charakter miało to wspólne granie. Napisał, że do końca nie miał pojęcia, czy to jam session czy przesłuchanie. Ale też zaznaczył, że między nim a Stewartem niemal natychmiast narodziła się więź muzycznego porozumienia, co oczywiście dobrze rokowało dalszej współpracy. Dodał też zarazem, że nowy kompan przekonał go do projektu wspólnej grupy raczej energicznym podejściem do sprawy niż ciekawą wizją muzyki. Dla Copelanda było bowiem oczywiste, że formacja musi włączyć się w nurt punkowy, który wlewał się z coraz większą siłą w życie muzyczne Brytanii. Taki charakter miały utwory, które zdążył skomponować dla grupy i tego wieczoru po raz pierwszy puścił Stingowi: proste, szorstkie, szybkie, zadziorne, chociażby „Fali Out" czy „Nothing Achieving", dalekie od finezyjnej muzyki, jaką basista tworzył dotychczas i z której ciężko było mu zrezygnować.

Sting mówił po latach: To był trudny okres. Stewart chciał założyć grupę punkową, aleja nie byłem pewien, czy to coś dla mnie. Wcześniej grałem w zespole jazzowym i nie bardzo paliłem się do tego pomysłu, ale niesamowita energia, jaka biła od tych nowych grup, była czymś świeżym i inspirującym. Pomyślałem: „ W porządku, jestem nowy w Londynie, nikt mnie tu nie zna, nie zaszkodzi więc spróbować". Traktowałem to jako kolejne muzyczne doświadczenie.

Kiedy zapytałem Stinga, na ile poważnie traktował nihiłistyczną estetykę punku, odpowiedział szczerze: Wcale nie traktowałem jej poważnie. Nawet jeśli zdarzało nam się grać coś, co mieściło się w tym nurcie, traktowaliśmy to z dużą dozą ironii.

21

t> iitlng: Osobiioie wiele zawazięczats Sex Pistols, Me 'oyibyrs gazie jestem, gdyby nie Johnny ,\ozzen»

Z muzykami z punkowego kręgu łączyło mnie poczucie niedopuszczenia, wiesz, przekonanie, że zatrzaśnięto nam drzwi przed nosem. Inny element punku, który wydawał mi się bliski, to energia, jaka była w tej muzyce. Ale w warstwie muzycznej punk specjalnie mnie nie interesował.

A jednak w 1981 roku w rozmowie z dziennikarzem magazynu „Musician" potrafił zdobyć się na kilka ciepłych słów na temat muzyki Sex Pistols: To nie było wcale aż tak bardzo odległe od Ornette'a Colemana. Chociaż poważni muzycy uważali, że punk jest okropny, w rzeczywistości miał wszystko, co powinna mieć w sobie dobra muzyka, czyli emocje. Chociaż zaraz dodawał: W punku brakowało mi melodii i poezji, ale traktowałem go jak odskocznię. I powoli, ale pewną ręką, jak wywrotowiec, wprowadzałem do wyrosłej z punk rocka muzyki The Police własny zmysł melodyczny.

22

Natomiast w wywiadzie udzielonym w 1980 roku „New Musical Express" zdobył się na refleksję następującą: Osobiście wiele zawdzięczam Sex Pistols. Nie byłbym tu, gdzie jestem, gdyby nie Johnny Rotten. Przypuszczam, że on sam ma gdzieś to, co mówię, ale naprawdę czuję, że gdyby nie impuls, który dali Pistolsi, nie byłoby nic z tego, co mamy w muzyce dziś, i nadal musielibyśmy słuchać Gary 'ego Glittera. I choć zawsze podkreślał, że od wykonawców z kręgu Sex Pistols dzieliła go bariera wieku, z nutą żalu w głosie mówił: Gdybym w 1977 roku miał dziewiętnaście lat, pewnie wariowałbym jak Sid Yicious!

Ciekawe, że w późniejszych latach do fascynacji punk rockiem za bardzo nie chciał się przyznać Stewart Copeland, który tak żarliwie przekonywał Stinga do pójścia taką a nie inną ścieżką. Zapytany w 1982 roku przez dziennikarza pisma „Modern Drummer", jaka muzyka kręciła go w okresie narodzin grupy, odpowiedział: O to właśnie chodzi. W tym czasie nie było muzyki, która by mnie kręciła, jeśli mam być całkiem szczery. Zresztą ostatnią rzeczą, jaka mnie naprawdę nakręciła, była muzyka Jimiego Hendrixa. Rozmówca nie dał jednak za wygraną i zauważył, że Stewart musiał przecież mieć wizję tego, co chce robić z The Police. W odpowiedzi usłyszał: Nasza wizja grupy, którą tworzyliśmy, dotyczyła tylko zasad jej działania. Jeśli chodzi o muzykę, miałem swoją wizję, ale uległa zmianie, tak jak wszystkie nasze koncepcje, kiedy poznaliśmy się lepiej. Inaczej mówiąc, wiedziałem, że chcę mieć trzyosobowy zespół niezależny od przemysłu muzycznego, który, upraszczając, działałby tak, żeby granie w nim było ekscytujące, a nie nudne. Wiedziałem też, że muzyka The Police ma się nadawać do tańca, ponieważ jestem bębniarzem i rytm jest tym, co mnie szczególnie interesuje...

I jeszcze jedna wypowiedź Stewarta, z której może wynikać, że jego zwrot w stronę punk rocka miał w sobie coś z wyrachowania: W 1977 roku, na początku rewolucji punkowej, nagle powstała luka: kluby domagały się zespołów punkowych, a zespołów punkowych było nadal bardzo mało. Można więc było stworzyć grupę i wskoczyć w tę lukę. Niemal natychmiast po utworzeniu ruszyliśmy w trasę i uczyliśmy się wszystkiego, grając koncerty. Propozycji było tyle, że musieliśmy wśród nich wybierać. Ale nie trwało to długo. Pod koniec 1977 roku został odkręcony kurek i scenę zalały miliony zespołów. Dlatego pojechaliśmy do Ameryki...

Za właściwy moment narodzin The Police uznać należy 12 stycznia 1977 roku. Wtedy, ledwie trzy dni po spotkaniu Stinga ze Stewartem, odbyła się pierwsza próba grupy. Stewart zwołał ją bez uprzedzenia. Sting siedział w domu i zabawiał Joego, a ponieważ nie miał go z kim zostawić, musiał zabrać do Mayfair. Już na miejscu

23

D> Pierwszy s k i a d The Police: ii t e w a r t Qopeltf.no., £» c i n g i Henri Pidovini, który 3Agr«i tylko n~ debiutanckim singlu zespoiu.

poznał trzeciego członka formacji, gitarzystę Henriego Padovaniego. Stewart zaangażował go pod wpływem impulsu i raczej na podstawie prawdziwie punkowego wyglądu niż umiejętności.

Padovani, dwudziestoczterolatek, który przyszedł na świat na Korsyce, ale do Londynu przybył z Paryża, bodajże w grudniu 1976 roku, niewiele wcześniej niż Sting, mówił słabo po angielsku i grał słabo na gitarze. Był jednak tak bardzo zafascynowany rockiem, iż rzucił studia ekonomiczne, by całkowicie poświęcić się graniu. Do Anglii przyjechał urzeczony zespołem The Flamin' Groovies, hołdującym hippisowskim ideałom, liczył nawet na to, że do niego dołączy, ale kiedy poznał Stewarta, pod jego wpływem zwrócił się w stronę punk rocka. Ściął długie włosy, zgolił brodę i zaczął kręcić się z gitarą po klubach w rodzaju Roxy. Miał nawet propozycję dołączenia do zespołu London, nawet gdyby się okazało, że wcale nie umie grać. Stewart uznał to za wystarczającą rekomendację do The Police. Chociaż w jednym z późniejszych wywiadów ironizował: Henri znał jakieś trzy akordy. W tamtych dniach, kiedy zaczęliśmy koncertować, mawiałem, że mamy dwudziestominutowy set i dwudziestominutowego gitarzystę. Ale też wyjaśniał: Wiedziałem, że Sting to wyrafinowany muzyk jazzowy i obawiałem się, że kiedy zobaczy Henriego, odpadnie. Henri nigdy przedtem nie był w zespole z prawdziwego zdarzenia i oto miał się pojawić Sting, który przez lata grał z wszystkimi tymi starymi wygami ze świata jazzu. Boże, myślałem, wpadnie w szał. Nie mam pojęcia, jak nam się to udało, ale zrobiliśmy na nim wystarczająco duże wrażenie, by przyszedł na następną próbę...

Sting zawsze podkreślał, że od początku zdawał sobie sprawę z miernych umiejętności Henriego, ale został, ponieważ wierzył w siłę przebicia Stewarta. Mówił: No więc zaczęliśmy próby w salonie mieszkania Stewarta w Mayfair, które zrobiło na mnie spore wrażenie. Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że był w nim dzikim lokatorem z początku wszystko wydawało mi się oparte na naprawdę solidnych podstawach. Stewart ściągnął Henriego Padovaniego. Wystartowaliśmy od dziesięciu kawałków napisanych przez Stewarta. Jego pomysły muzyczne były gówno warte. Ale energia, dynamika, jaką miał w sobie, naprawdę do mnie przemawiały. Od pierwszej chwili wiedziałem - to ktoś dla mnie. To prawda, zobaczyłem w nim coś z siebie. Egocentryk. Pełen niesamowitej energii. Zdeterminowany jak cholera. Bardzo inteligentny. A chęć wpasowania się w to, co działo się w miejscach takich jak Roxy, ukazywała go zarazem jako oportunistę.

25

niesamowitej energii, Zdeterminowany Jak cholera* -tiardao inteligentny.,.

Stewart natomiast był ciągle pełen dystanstu do przybysza z Newcastle: Sting był typowym chłopakiem z prowincji. Myślał, że każdy chce go wykiwać. A jako muzykowi brakowało mu pewności siebie... Może dlatego na tym etapie nie brał go pod uwagę jako kompozytora. Wyjaśniał to natomiast tak: Sting grał w zespole jazzowym i jego materiał absolutnie nie pasował do miejsc takich jak Roxy czy Vortex. Rola kompozytora spadła więc na mnie, chociaż wcześniej napisałem może ze dwa kawałki dla Cumed Air i to przy pomocy Darryla Waya.

Ciekawe, że chociaż Stewart w jednej z cytowanych wypowiedzi zapewniał, iż kluby londyńskie wręcz czekały na zespoły takie jak The Police, trójce muzyków nie udało się w pierwszych tygodniach nigdzie zaprezentować. Bębniarz wpadł wówczas na pomysł, by zacząć nie od koncertów, a od nagrania singla. Zgodnie z obowiązującą w punkowych czasach zasadą „do it yourself' postanowił też, że grupa nagra i wyda płytkę własnym kosztem. A że odpowiedniej kwoty - osiemset funtów - nie miał, zwrócił się o pomoc do przyjaciela, Paula Milligana. Ten nie tylko pożyczył mu pieniądze, ale też zapewnił, że poczeka na ich zwrot do momentu sprzedania całego nakładu. Jego postawie zawdzięczamy więc debiut fonograficzny Policjantów.

26

> Miles czasie w i e r z v i

w opelw nie bar : w T h e

na, .'ł tym ■azo leszcze Police,

Nagrań dokonano 12 lutego w wynajętym za sto pięćdziesiąt funtów, maleńkim studiu Pathway w londyńskim Islington. Zarejestrowano dwie kompozycje Stewarta: „Fali Out" i sygnowaną razem z bratem, łanem, „Nothing Achieving". Oparte na prostych gitarowych motywach, zagrane ostro i szybko, zaśpiewane w krzykliwy sposób, bez wątpienia trafiały w klimat punkowych czasów. Chociaż ożywione krótkimi solówkami gitarowymi miały też w sobie -zwłaszcza druga - coś z ducha wczesnego, archaicznego hard rocka. Uważny słuchacz mógł zresztą dostrzec, że za tym świadomie prymitywnym graniem kryje się erudycja muzyczna, na przykład głos Stinga miał soulowy posmak, a partie gitary nosiły piętno psychodelii. Jednoznacznie punkowe były natomiast teksty, pełne narzekań na szkołę („Fali Out") i rodziców („Nothing Achieving").

Podczas sesji potwierdziły się niestety wszystkie obawy Stinga co do Padovaniego (Już po kilku pierwszych próbach Henry zaczyna doprowadzać mnie i Stewarta do szału: godzinami uczymy chłopaka numerów, które go przerastają...). Stewart wyjaśniał później w wywiadzie dla miesięcznika „Musician": Kiedy zjawiliśmy się w studiu, Henri był podenerwowany i nie mógł pozbierać się do kupy. Musiałem go zastąpić. Zresztą i tak to ja godzinami uczyłem go partii gitarowych w obydwu kawałkach, nie sprawiło mi więc żadnej trudności zagranie ich w studiu. Rola Padovaniego ograniczyła się do zagrania solówki w „Fali Out".

Ponieważ wynajęcie studia kosztowało sto pięćdziesiąt funtów, Stewartowi zostało sześćset pięćdziesiąt funtów i przeznaczył je na wytłoczenie dwóch tysięcy egzemplarzy winylowego singla w zakładach w Durham należących do wytwórni

27

> Sting i Anay Suaaers, oas i gitara Strontium 90. PćSniei bas i gitara The Police.

RCA oraz wydanie go w założonej w tym celu wraz ze starszym bratem, Milesem Copelandem, firmie Ulegał Records. Miles z różnym powodzeniem działał jako menażer, agent i wydawca płyt w poprzednim okresie (opiekował się między innymi Wishbone Ash i Curved Air), a od czasu punkowego zrywu próbował odnaleźć się w nowej rzeczywistości (zajął się Sąueeze i Chelsea, a The Police pomagał tylko ze względu na koneksje rodzinne - nie wierzył w przyszłość tria).

Okładka singla „Fali Out" powstała, jak na punkowe czasy przystało, chałupniczym sposobem. Stewart tak o tym opowiadał: Henri, Sting i ja udaliśmy się na dach domu, w którym mieszkałem, zrobiliśmy sobie zdjęcie, skserowaliśmy je i letrasetem dodaliśmy napis: „THE POLICE". Na tył wrzuciliśmy zdjęcie z magazynu detektywistycznego, znowu wykorzystaliśmy letraset i napisaliśmy: „Produkcja Stewart Copeland" i tak dalej. To była naprawdę prosta robota,

28

jak jakieś szkolne zadanie czy coś w tym rodzaju - z użyciem kleju, nożyczek i żyletki. Zdjęcie zespołu na stronę tytułową zrobił nieodpłatnie Lawrence Impey, kumpel Stewarta z czasów szkolnych. Oto co zapamiętał z tej sesji: Stewart chciał, żeby wyglądali na twardych facetów, chociaż jedyna marynarka, jaką miał Sting, nie pasowała do tego wizerunku...

Mniej więcej w tym samym czasie pierwszych nagrań dokonał zespół Strontium 90. Ponieważ wytwórnia Virgin wiązała pewne nadzieje z projektem, za którym stał Mikę Howlett, zażądała wstępnych wersji kilku utworów. W maleńkich Visual Earth Studios w Londynie zarejestrowano cztery kompozycje lidera: „Electron Romance", „New World Blues" (w „Niespokojnej muzyce" nazywana „Not On The Planet"), „Lady Of Delight" i „Towers Tumble", a także - co ciekawe -jedną Stinga: „Visions Of The Night", która pojawiła się też w repertuarze The Police. Szefowie Virgin nie wykazali jednak nimi żadnego zainteresowania i taśma wylądowała w szufladzie na wiele lat. Dopiero w 1997 roku Howlett przypomniał sobie o niej i doprowadził do wydania wszystkich piosenek na płycie, zatytułowanej „Police Academy" (wraz z roboczą Stingową wersją „Every Little Thing She Does Is Magie", o której była mowa wcześniej, oraz nagraniami koncertowymi Strontium 90, o których będzie mowa dalej).

Dla fana The Police jest to muzyka fascynująca. Okazuje się bowiem, że wczesna współpraca Stewarta Copelanda i Stinga z Andym Summersem w ramach Strontium 90 miała większy wpływ na ukształtowanie się ich późniejszego stylu niż to, co robili z Henrim Padovanim. Kompozycje Howletta, zazwyczaj śpiewane przez niego w duecie ze Stingiem, ciążyły co prawda w stronę funky („New World Blues", „Electron Romance") czy komercyjnego hard rocka („Lady Of Delight"), nie brakowało w nich też solowych popisów rodem z poprzedniej epoki - gitary („New World Blues") i basu („Electron Romance"). Ale pojawiły się również takie elementy, jak partie gitary oparte na efektach („New World Blues", „Towers Tumbled") czy akcentowanie bliskie reggae („Towers Tumbled").

Ciekawe, że Mikę Howlett, podobnie jak Stewart Copeland, chciał się ze Strontium 90 odnaleźć w świecie punk rocka. Na okładce płyty „Police Academy" napisał: Byłem zanurzony w eksplodującą wtedy londyńską scenę punkową ~ uważałem tę muzykę za terapeutyczną. Ale to utwór Stinga, zaśpiewany przez niego samego „Visions Of The Night", miał najwięcej wspólnego z punkowym graniem. Całkiem melodyjny, ale porażający atakiem gitarowym w duchu Sex Pistols, do dziś robi duże wrażenie. A wtedy musiał chyba dać Stewartowi

29

t> wtyliź mnie - b i a. g a. < a. s < o w £ m i wypisanymi n& koszulce Cherry Vi.nil3.ii., przed.55tiiwicielk.i punkowe! sceny nowojorskiej, poaezis koncertów w Wielkiej ^rytinii. ijting i w ok.ulirichi Jeaynie gr*^: u niej nw b*sie.

30

Copelandowi wiele do myślenia. Pokazywał, że warto dopuścić do głosu Stingajako kompozytora. Był też doskonałym świadectwem, że nawet do prostego, punkowego grania przydałby się The Police lepszy gitarzysta niż Henri Padovani. Zdumiewające, że jeszcze wtedy nikomu nie przyszło do głowy, iż tym gitarzystą mógłby być właśnie Andy Summers!

Tymczasem grupa otrzymała interesującą propozycję od Milesa Copelanda. Otóż na koncerty do Wielkiej Brytanii przyleciała Cherry Vanilla, prawdziwe imię i nazwisko Kathy Dorritie, barwna postać z kręgu nowojorskiej bohemy artystycznej, współpracowniczka Andy'ego Warhola i Davida Bowiego (jakiś czas była jego agentką prasową), a w tym czasie wokalistka punkowa. Wraz z nią przybyli gitarzysta Louis Lepore i pianista pochodzenia portorykańskiego Zecca. Natomiast basistę i bębniarza postanowiono znaleźć na miejscu.

O pomoc w zorganizowaniu trasy i znalezienie brakujących muzyków poproszono właśnie Milesa, który zdążył się wsławić w punkowych kręgach zorganizowaniem występu Sex Pistols w amsterdamskim klubie Paradiso. Miles natomiast skontaktował się z bratem: Zadzwoniłem do Stewarta i mówię: „Słuchaj, przyjeżdża Cherry Vaniłla. Interesująca dziewczyna. Zabukowałem jej koncerty. To dobra okazja, żeby The Police pokazało się publiczności pod warunkiem, że ty i Sting zagracie też w jej zespole. Dobijemy targu?" A Stewart na to: „Świetnie!" Zorganizowałem im więc próby: Cherry, jej gitarzysta (Miles zapomniał o pianiście), Stewart i Sting. Pracowali w bardzo zdyscyplinowanej atmosferze... Dodajmy,

że Miles zaproponował The Police groszowe stawki: piętnaście funtów za wieczór do podziału na trzech. Wiedział, że Stewart, Sting i Henri będą zachwyceni samą możliwością zaprezentowania się publiczności. Zwłaszcza że trasa miała objąć wiele renomowanych klubów, jak Eric's w Liverpoolu czy JB's w Dudley, z dobrym nagłośnieniem i dobrymi światłami.

Do spotkania z Cherry doszło 17 lutego (Sting: Stawiliśmy się na przesłuchanie i dostaliśmy tę robotę...), pierwsza próba odbyła się cztery dni później. A już 1 marca koncertem w klubie Alexander's w Newport w Walii rozpoczęła się trasa. Dla The Police był to debiut sceniczny. Sting w „Niespokojnej muzyce": W środku zimno, wilgotno i obskurnie; czuć ostry zapach zatęchłego

31

dymu i mdlący, przesycony chmielem smród zeszlotygodniowego piwa. Ustawiamy sprzęt i nagłośnienie na maleńkiej scenie upstrzonej wypalonymi dziurami po papierosach, lepiącej się od rozlanych drinków i starego potu... (tłum. Janusz Margański).

Repertuar tria składał się w tym czasie z trzynastu utworów. Były to głównie -jakżeby inaczej? - kompozycje Stewarta, oprócz „Fali Out" i „Nothing Achieving" także „Kids To Blame" z czasów Curved Air oraz „Shake Some Ashes", „I Know How To Hook" czy wspomniana wcześniej „Landlord" - wyjątkowo z tekstem Stinga. Muzycy wykonywali też punkową wersję standardu bluesowego „Little Red Rooster" Williego Doxona (spopularyzowanego przed laty przez The Rolling

Stones). Ponieważ jednak numery były krótkie, grane w zabójczym tempie, pierwszy występ The Police trwał dziesięć minut (w polskim wydaniu „Niespokojnej muzyki" mówi się o godzinie i dziesięciu minutach, ale jest to prawdopodobnie błąd tłumacza). Dopiero po kilku tygodniach program rozrósł się do piętnastu minut.

Trasa objęła aż kilka koncertów w Londynie: 3 marca w wypełnionym po brzegi Roxy, 6 marca w Nasłwille Rooms i 15 marca w Dingwalls. Poza tym obydwa zespoły zagrały w High Wycombe, Warrington, Liverpoolu, Birmingham, Middlesborough, Leeds i West Runton. Na niektórych koncertach główną gwiazdą był Johnny Thunders ze swoimi The Heartbreakers, co gwarantowało większą publiczność, ale dla The Police było rozwiązaniem niezbyt korzystnym: rolę supportu przejmowała wówczas Cherry Vanilla, a krótki występ tria stawał się nic nieznaczącym dodatkiem do popisów Amerykanów. Sting nie krył w późniejszych wywiadach, że The Heartbreakers wkurzali go, zwłaszcza że to oni byli podczas wspólnych wieczorów magnesem dla publiczności, a pod względem umiejętności ustępowali jego zdaniem zarówno Cherry Vanilli, jak i The Police. Muzyka Cherry Vanilli okazała się zresztą dla niego miłym zaskoczeniem: mimo oprawy rodem z peep show i niemal pornograficznych tekstów intrygowała jazzującym klimatem i tak naprawdę nie miała z punk rockiem nic wspólnego.

32

Jeano z niewielu ziohow»nvor>. zalę^. koncertowych The Police w skiiazie z Henrire Picov«ni» iw okul«.-«cr.J.

Dla The Police trasa nie była sukcesem. Sting wyjaśniał: Stewart wywodził się z Curved Air i większość ludzi - w szczególności dziennikarze - wiedziała o tym i odnosiła się do jego pojawienia się w punkowym składzie z dozą cynizmu. Z punktu widzenia mody i oczekiwań chwili byliśmy cokolwiek podejrzani. A wiarygodność liczyła się w tym czasie bardziej niż cokolwiek innego - muzyka, powiedzmy sobie szczerze, była na dalekim planie. Kolejna sprawa to fakt, że naprawdę umieliśmy grać na instrumentach. A jeśli mam być brutalnie szczery, niewiele osób potrafiło wtedy grać. To było: bang-bum-bang okraszone kilkoma akordami. Ja potrafiłem śpiewać, co także przyjmowano z podejrzliwością, bo wtedy ryczało się do mikrofonów. Dla nas był to zły moment. Ale zespół już działał i nie zamierzał się poddać. Jego nazwa pojawiła się w kilku miejscach na murach, udało nam się nagrać płytę...

Zdaniem Stewarta w nawiązaniu kontaktu z punkową publicznością przeszkadzała z kolei postawa Stinga: Jeden z pierwszych koncertów zagraliśmy w klubie

33

Nashrille Rooms. Stawiło się całe środowisko punkowe. A Sting... Sting odezwał się w te słowa: „Dobra, teraz będzie punkowo, a więc banalne słowa i okropna muzyka..." Spieprzył wszystko. A co na to sam Sting? To prawda, stawiałem się, ale prawda jest taka, że nie bardzo wiedziałem, gdzie wśród tych punkowych zespołów jest miejsce dla nas...

Wspólna trasa z Cherry Vanillą była dla Stewarta i Stinga mimo wszystko interesującym doświadczeniem. Grając codziennie w dwóch składach, z dwoma różnymi gitarzystami - Henrim Padovanim i bardzo utalentowanym Louisem Lepore'em - mogli się po raz kolejny przekonać, jaką mordęgą jest współpraca z pierwszym i jaką przyjemnością mogłoby być granie, gdyby w składzie The Police znalazł się ktoś taki jak drugi. Wspólne próby z Lepore'em często bowiem przeradzały się w jamy, w których było miejsce na popisy pełne jazzowej swady

- zwłaszcza Sting po rozstaniu z The Last Exit tęsknił za takim właśnie muzykowaniem. I to chyba Sting przekonał Stewarta, by zaprosić do The Police właśnie Louisa - na miejsce Henriego. W rezultacie zaprosili amerykańskiego gitarzystę na kawę i zaproponowali, by został w Anglii na stałe i dołączył do ich zespołu. Niestety, Louis odmówił. Czemu zresztą trudno się dziwić. Po pierwsze

- nie chciał rozstawać się z Cherry, zwłaszcza że prywatnie była jego dziewczyną. Po drugie - nie miał zamiaru opuszczać na dłużej Stanów Zjednoczonych. A po trzecie - co znaczyła wówczas nazwa The Police? Nic!

Po koncertach w kraju Miles chciał wysłać Cherry Vanillę, oczywiście w towarzystwie The Police, na trasę po Europie, ale pomysł nie wypalił, ponieważ wokalistka nadwerężyła struny głosowe i trafiła do szpitala. Powstała luka, wypełnił ją inny amerykański zespół - Wayne County And The Electric Chairs. Mimo zmiany głównej gwiazdy Milesowi udało się wywalczyć dla The Police rolę supportu. I 19 marca grupa wyruszyła samochodem z Londynu do Dover, następnie promem z Dover do Ostendy i w końcu znowu samochodem z Ostendy do Holandii na pierwsze w swej karierze koncerty zagraniczne. W następnych dniach grała kolejno w Tweede Exloermond, Groningen, Nijmegen, Rotterdamie, Amsterdamie

- w słynnym Paradiso, Eindhoven i Maasbree. Według niektórych źródeł finałowym akcentem był występ 28 marca w Palais des Glaces w Paryżu u boku nie tylko Wayne'a County'ego i jego ekipy, ale też gwiazd brytyjskiego punk rocka, The Jam i Generation X. Sting nie wspomina o tym co prawda w „Niespokojnej muzyce", ale pierwszy koncert tournee, w maleńkim Tweede Exloermond, również zatarł się w jego pamięci — o tym, że jednak się odbył, wiemy z relacji muzyka miejscowego zespołu Crisis. który teeo dnia Docrzedzał The Police i Wayne'a County'ego.

E> .Vayne Countv w uz.s.er k i e a y supportowiii go grupa The Police. Obecnie, po operacji zmiany pici, Jayne

> Henri Paaovani < z prawej} z jeanym z muzyków zespołu A a y n e»a Gounty»ego»

Podczas pobytu w Holandii formacja weszła do jakiegoś taniego studia i nagrała wersje demo kilku numerów, w tym po raz pierwszy utwór Stinga -„Don't Give Up Your Daytime Job", napisany jeszcze w czasach The Last Exit. Informacja ważna, potwierdza bowiem, że Stewart zaczął już wówczas dopuszczać Stinga do komponowania materiału. Sam Sting tak wspomina ten okres: Graliśmy wówczas krótki, piętnastominutowy set, podczas którego wyłem i zawodziłem. Z początku wykonywaliśmy głównie kawałki Stewarta, ale z czasem uznałem, że chcę mieć więcej do powiedzenia. Chciałem, by mój głos był lepiej wykorzystywany, zacząłem więc sam komponować piosenki w podobnym stylu. Dodaje też jednak: Problemem, jakiemu musiałem przez cały czas stawiać czoło, były ograniczenia naszego gitarzysty. I dalej: Pisałem partie gitary i okazywało się, że Henri nie potrafi ich zagrać. Moje kompozycje wymagały technika, nie kogoś, kto był jedynie entuzjastą.

Henri Padovani, czyli amator w składzie, był dla Stinga właściwie od początku działalności The Police powodem frustracji. I choć Stewart wydawał się podzielać zdanie o konieczności znalezienia innego gitarzysty, od czasu rozmowy z Lepore'em nie podjął żadnego kroku w tym kierunku. Może dlatego Sting po powrocie do kraju poważnie zastanawiał się nad odejściem z The Police. W tym czasie do Londynu przybył bowiem jedyny kolega z The Last Exit, który zdecydował się porzucić Newcastle, pianista Geny Richardson. Sting próbował nakłonić Stewarta, by przyjął go do grupy, ale ten opowiadał się za składem trzyosobowym, kojarzącym się fanom rocka z tak świetnymi zespołami, jak Cream i The Jimi Hendrix Experience, i za jednoznacznie gitarowym

brzmieniem. Geny zatrudnił się więc najpierw jako organista w barze topless w Soho - za pięćdziesiąt funtów tygodniowo. A zaraz potem został szefem muzycznym zespołu popularnego piosenkarza z Trynidadu, Billy'ego Oceana. I zaproponował Stingowi, by został basistą w składzie, który formował.

Choć z „Niespokojnej muzyki" dowiadujemy się, że frontman The Police bez wahania odrzucił lukratywną ofertę, w rzeczywistości był gotów ją przyjąć. Tak w każdym razie zapamiętał to Stewart: Przeżyliśmy tylko jeden prawdziwy kryzys. Sting dostał propozycję grania w zespole Billy 'ego Oceana za dziewięćdziesiąt funtów tygodniowo. W tym czasie umieraliśmy z głodu. Graliśmy z Cheny Yanillą za piątaka za wieczór, a czasem nie była nam w stanie zapłacić nawet tego. Postawiłem ją jednak pod ścianą. Wymusiłem kasę. Aby zatrzymać Stinga. Odszedłby, jestem pewien, ponieważ robi to dla pieniędzy. Kasa ma dla niego duże znaczenie. Gdyby uznał, że The Police nie ma szans, wziąłby tę robotę. Cieszę się, że taki moment nastąpił, bo gdy dziś mówi: „Dupa tam, to ja napisałem numery na pierwszy album, to ja jestem The Police", mogę powiedzieć: „Naprawdę? Gdyby nie ja, grałbyś u pieprzonego Billy'ego Oceana ". Dodajmy, że zespół Oceana rozleciał się po czterech miesiącach. Tak więc cztery miesiące później Sting wróciłby pewnie do Newcastle i wylądował w jakiejś grupie jazzowej grającej w pubach.

Drogi Stinga i Geny'ego rozeszły się wtedy na długie lata. Geny zakończył zresztą karierę pianisty i został wykładowcą w wyższej szkole muzycznej w Newcastle. Ale w 1996 roku doszło do jeszcze jednego spotkania- Sting zaprosił Geny'ego do udziału w nagraniu swojej solowej płyty „Mercury Falling"...

> tiiUy

gwiizds

Oce

ti

lem

m.n z inns ntych lat

Tymczasem Cherry Vanilla odzyskała głos i na początku kwietnia znowu ruszyła w trasę po Wielkiej Brytanii, oczywiście wspierana przez The Police. Nasłwille Rooms w Londynie, Barbarella's w Birmingham, Woods Centre w Plymouth, Top Of The World w Stafford, Tiffany's w Shrewsbury, Lafayette w Wolverhampton, Roundhouse w Londynie (z dodatkowym udziałem The Stranglers w roli głównej gwiazdy), Rock Garden w Middlesborough, Apollo w Glasgow, Roxy w Londynie, Politechnika w Newcastle, Howard Mallet Club w Cambridge i Electric Circus w Manchesterze to tylko niektóre z miejsc, w których grupa zagrała między 3 kwietnia a 13 maja. A potem, między 18 a 25 maja, kontynuowała tournee u boku Wayne'a County'ego — wtedy pojawiła się dwukrotnie na scenie słynnego londyńskiego klubu Marąuee. W międzyczasie zaś, 11 i 12 maja, zagrała jako support Cherry Vanilli w klubie Gubus w Paryżu.

Dla Stinga koncert 6 maja w Newcastle był pierwszą sposobnością powrotu do rodzinnego miasta. Niestety, formacja The Police wypadła tego dnia blado, w każdym razie mniej porywająco niż miejscowi punkowcy z zespołu Penetration, którzy zagrali pierwsi. Sting w „Niespokojnej muzyce": Wieczór w Newcastle Poły jest daleki od moich wyobrażeń o powrocie do domu w chwale. Zostajemy zmieceni ze sceny przez młodą punkową kapelę o nazwie Penetration, która jest, mówiąc uczciwie, naprawdę wspaniała... (tłum. Janusz Margański).

Sting, który przed utworzeniem The Police nigdy nie był w trasie, nie bardzo radził sobie z trudami długiej i wyczerpującej wyprawy. Sam przyznaje w swojej książce, że właśnie podczas tego tournee - w nocy z 11 na 12 kwietnia, w drodze powrotnej ze Stafford - był bliski rozbicia mikrobusu, którym formacja podróżowała po kraju, co mogło zakończyć się tragicznie: Autostrada jest pusta, a my pędzimy środkowym pasem około osiemdziesięciu mil na godzinę. Henri porusza się i powoli dociera do niego, że kieruję furgonetkę na zewnętrzny pas. Ponieważ nie ma wokół nas żadnego ruchu, nie rozumie, dlaczego wykonuję taki manewr, aż przerażony konstatuje, że mam zamknięte oczy. Krzyczy na mnie, a ja nagle budzę się i widzę majaczącą drogę, furgonetką wjeżdżającą na wewnętrzną barierkę. Krzyczę razemz Henrim i przez chwilę, która wydaje się wiecznością, próbuję się do końca wybudzić, a następnie w jakiś niepojęty sposób kontruję i oddalam się od barierki, zmierzając jednak z przeraźliwym piskiem opon na nasyp ograniczający jezdnię za przeciwległym poboczem. Słowa „skręć w przeciwną stronę "przepalają mi mózg, więc poślizgiem kieruję rozpędzony samochód w przeciwnym kierunku. Po stu jardach stwierdzam, że wszystko jest już pod kontrolą i doznaję ogromnej ulgi. Zwalniam i zjeżdżam na pobocze... (tłum. Janusz Margański).

37

t> JrAliśtny wówczas krótki, piętnastominutowy set, podczas którego wyłem i zawodziłem* /: początku wykonywaliśmy głownie kawałki Stewarta, ale z czasem uznałem, te chcę mieć więcej do powiedzenia***

Intensywna działalność koncertowa The Police oderwała Stinga i Stewarta od Mike'a Howletta i Andy'ego Summersa. Ale zespół Strontium 90 nie zakończył działalności. Wprost przeciwnie. Na 28 maja wyznaczono jego debiut sceniczny. Tego dnia w namiocie cyrkowym Hipodrome w Paryżu miała się odbyć wielogodzinna impreza dla pięciu tysięcy fanów grupy Gong. Scenariusz przewidywał występy jej kolejnych składów, odtworzonych w miarę możliwości na tę jedną okazję, a poza tym recitale poszczególnych muzyków z własnymi zespołami. Wszystko to w oprawie przedstawienia cyrkowego - wśród klownów, połykaczy ognia, akrobatów, iluzjonistów. Mikę Howlett, zaproszony jako były muzyk jednego z Gongowych wcieleń do udziału w tym wydarzeniu, postanowił pokazać się także jako lider Strontium 90. Po latach wspominał: Wyszliśmy na scenę koło drugiej po południu. Kiedy wyjebaliśmy „Lady Of Delight", publiczność popatrzyła na nas, jakby dostała kopa w zęby - zapewne spodziewała się czegoś łagodniejszego i bardziej wydumanego...

Trzy nagrania dokumentujące koncert w Paryżu trafiły po latach na wspomnianą już płytę „Police Academy". Były to wściekle dynamiczne wykonania utworów

30

/

Electron Romance

nowanego na okładc'

/ miał zwyczaj tak w

ł

utworów wykonanych „Visions Of The N Stewarta Copelanda

Jak wynika ze \* - w trakcie obiadu i Stingowi, że chciała granie: surowe, ale i(łu-Stewarta oraz pełne S ,&* umiejętności i żar koi pierwszej próby Stroi , pociągu; może to i pu' spójne, bv miało ma , ,a że intensywność wsp*. więcej satysfakcji ni , z Kevinem Ayersem. że ani Sting, ani Ś

ght" i „Visions Of The Night", przemia-hot" (powinno być „3 O'Clock Shit" - Sting

rzecz na żywo). Ale, co ciekawe, wśród lazły się też inne numery, które podobnie jak rtuar The Police: „Dead End Job" Stinga, ersa oraz „Be My Girl" Stinga.

już podczas tego pobytu w Paryżu Andy kiej restauracji - zasugerował Stewartowi go w The Police. Spodobało mu się wspólne hwyciła go kinetyczna energia bębnienia a basie Stinga. Co prawda nie od razu docenił

r rażeniach z przesłuchania kasety z rejestracją

'


potraktowali zbyt powf^


, . , ;ał w „One Train Later": Brzmi jak katastrofa =■ npd 'ażenia grania zespołu, nie jest wystarczająco lastępnych prób zdał sobie sprawę z tego, a ze Stewartem i Stingiem daje mu o wiele ' był h wyg°dnickie i ograniczające muzykowanie - tegd jego głównym szefem. Wydaje się jednak, \e o pj, .wszego sygnału ze strony Andy'ego nie

j.

A Sting i Stewart wróć' -j 90, zagrali znowu z Hr •; Vins w Colmar we Fra'

30 maja ukazał się

ogłosiło go płytą tygc' niejak'

,

ega ^oj ■

Dno ^\ ^cJa Pozostała w każdym razie bez odpowiedzi.

a fc^'\xrf]'ce' I 29 maja, nazajutrz po występie Strontium

rockowym w amfiteatrze Amphi de la Foireaux

all Out". Zebrał niezłe recenzje, a Radio Clyde ^arfc*1 f> owy f™™1 „Sniffin' Glue" - wydawany przez rf k ^fa firmy płytowej Step Forward, działającej i punkowego imperium Milesa Copelanda - nie ;tawił na The Police suchej nitki. Mimo że grupa ^. musiała zająć się dystrybucją, dwutysięczy f3 id rozszedł się błyskawicznie. Stewart wyjaśniał: p był na fali, a to była jedna z pierwszych Pt, Arych płyt nie było jeszcze z czego wybierać, ciki my punkowiec miał wszystkie punkowe płyty, f)),, tamtej pory wyszły, i kiedy ukazała się kolejna, płytka The Police, kupił la także.

Pojawienie się singla na rynku umożliwiło The Police zagranie pierwszych w karierze koncertów w roli głównej gwiazdy, na razie tylko w Londynie: 31 maja w Railway Hotel, 9 czerwca w Musie Machinę, 10 i 17 czerwca w Roxy oraz 24 czerwca w Marąuee. Grupę supportowały kolejno zespoły: Skrewdriver, The Table, Bethnal, Mutants i The Lurkers. Na ostatni z tych występów przyszedł Andy, któremu bardzo już zależało na pracy ze Stewartem i Stingiem. Oddajmy mu głos: Nie ulegało dla mnie wątpliwości, że są świetnymi muzykami, którzy mają wiele do zaoferowania, ale wpuścili się w granie, które zupełnie im nie odpowiadało. I dalej: Grali mocniej i szybciej niż wszyscy inni w tym czasie, przez co niemal nie utracili publiczności. Ale kiedy współpracowaliśmy z Mikiem Howlettem, sporo jamowaliśmy, wiedziałem więc, co jeszcze potrafią. Było to ekscytujące i pomyślałem sobie: „ Chryste, tego właśnie szukałem od wieków ". Zawsze chciałem grać w zespole trzyosobowym i nigdy mi się nie udało. Do tamtej pory zawsze akompaniowałem innym i byłem dość sfrustrowany. I nagle spotkałem tych dwóch gości.

[>-iotowi do podboju świat*: ating, Henri P«dovani i Stewirt

Czułem, że w trójkę moglibyśmy wiele zdziałać. Potrzebowali innego gitarzysty i uważałem, że powinienem to być ja.

Wszystko wskazuje na to, że właśnie po koncercie w Marąuee zaczął się okres intensywnych rozmów Andy'ego, Stinga i Stewarta na temat zmiany gitarzysty w The Police. Stewart nie do końca jednak wierzył w to rozwiązanie. Chociaż sam zgodził się wcześniej na zastąpienie Henriego Padovaniego przez Louisa Lepore'a, teraz przeraził się, że zaangażowanie Andy'ego, kolejnego weterana, kojarzonego ze sceną rockową lat sześćdziesiątych, z zespołami Zoot Money Big Roli Band i Eric Burdon And The Animals, całkowicie już pozbawi The Police wiarygodności w punkowych kręgach.

Tymczasem doszło do pierwszych - i, jak się miało okazać, jedynych

- londyńskich koncertów zespołu Strontium 90, przemianowanego przez Mike'a Howletta na The Elevators: 12 lipca w Dingwalls i 21 lipca w Nasłwille Rooms. Na pewno zbliżyły Andy'ego, Stinga i Stewarta do siebie - o dalszej współpracy z Mikiem Howlettem nikt już nie myślał, po co bowiem w zespole drugi wokalista i basista? A jednak Stewart upierał się, że wyrzucenie Henriego, jedynego muzyka The Police akceptowanego przez środowisko punkowe jest błędem. Zaproponował więc granie w składzie czteroosobowym, na dwie gitary. Na to nie chciał się zgodzić Andy. Nie miał zamiaru grać z drugim, w dodatku miernym gitarzystą. Zresztą argumenty o punkowym wizerunku The Police, o wiarygodności grupy w środowisku, nie przemawiały do niego. Dla niego liczyła się tylko muzyka.

Andy w pewnym momencie przestał nalegać, zwłaszcza że przecież przyszłość The Police ciągle stała pod znakiem zapytania. O tym, że jednak został muzykiem grupy, zdecydował przypadek. Otóż w tych dniach wpadł na stacji metra Oxford Circus na Stewarta. Obaj wsiedli do tego samego wagonu. I to spotkanie przesądziło o wszystkim. Andy napisał w swojej książce: Gdybym pojechał następnym pociągiem, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. A zdanie to uznał widocznie za kluczowe dla całości, skoro dał jej tytuł „One Train Later" - „O jeden pociąg później".

Andy i Stewart poszli wtedy razem na kawę do jednej z małych, przytulnych knajpek na West Endzie. Długo ze sobą dyskutowali i w końcu osiągnęli kompromis

- zdecydowali, że jednak spróbują grać na dwie gitary. Sting, który już wcześniej dał się przekonać Andy'emu, że jego miejsce jest w The Police, stwierdził tylko: Potrzebowaliśmy w zespole kogoś spokojnego. Z jeszcze jednym Stewartem Copelandem albo jeszcze jednym Stingiem zespół by się szybko rozleciał.

41

25 lipca, w klubie Musie Machinę w Londynie, grupa po raz pierwszy wystąpiła w składzie czteroosobowym, supportowana przez zespoły Wasps i Flicks. Nie był to udany koncert. Partie gitarzystów mijały się ze sobą, ton całości nadawały niezamierzone dysonanse. Henri zdawał sobie sprawę z tego, że musi w zespole konkurować z mistrzem instrumentu. Nie bardzo potrafił się w tej nowej sytuacji odnaleźć, czuł się zagrożony. W jednym z późniejszych wywiadów zwierzał się: Andy mówił: „Zagraj to! Nie potrafisz? Och... " Czułem się jak młody lisek pouczany przez starego wilka...

4 sierpnia grupa wyruszyła na drugi festiwal punk rocka w Mont de Marsan we Francji. Gwiazdom imprezy - The Clash, The Jam i The Damned - zafundowano samolot. Wykonawcy drugiego rzutu, jak The Boys, The Maniacs, The Tyła Gang i właśnie The Police, musiały zadowolić się zdezelowanym autokarem - bez klimatyzacji, bez wygód. Podróż trwała trzydzieści siedem godzin. Przebiegała w niezbyt przyjemnej atmosferze. Stosunki między muzykami The Police a członkami pozostałych zespołów były więcej niż chłodne. Sting w późniejszych latach wyjaśniał: Poznałem wiele osób z punkowego kręgu. Ale nigdy nie zostaliśmy kumplami. Nie sądzę, byśmy mieli wiele wspólnego z tymi ludźmi. Nie należeliśmy do punkowej załogi i nie zależało nam na tym, by wejść w to środowisko.

Narastał też konflikt między Andym a Henrim - eksplodował już na miejscu, panowie pokłócili się o wzmacniacze. Henri, który być może przeczuwał, że jego godziny w The Police są policzone, od momentu zejścia ze sceny - po krótkim, ale niesłychanie intensywnym występie - nie rozmawiał z pozostałą trójką. W drodze powrotnej zespoły zdane na autokar nocowały w Paryżu, w nędznym, brudnym hoteliku. Policjantom przypadł jeden pokój z trzema łóżkami: Andy musiał spać razem ze Stingiem...

10 sierpnia, już po przybyciu do Londynu, grupa weszła do Pathway Studios i przystąpiła do nagrania drugiego singla. Miles zaangażował w roli producenta Johna Cale'a, wywodzącego się z kultowego dla pokolenia punk rocka zespołu The Velvet Underground, ale też z wielu płyt solowych. Pomysł wydawał się dobry, okazał się fatalny. Cale przyszedł na sesję spóźniony i pijany, a jego uwagi rozmijały się z wizją nagrań, jaką mieli muzycy The Police. Zresztą Stewart, Sting i Andy nie potrzebowali kogoś apodyktycznie kierującego sesją, sami wiedzieli, co chcą osiągnąć. Z wyjątkiem może partii gitar - Andy i Henri, którzy podjęli próbę odbudowania koleżeńskich relacji, mimo burzliwej dyskusji nie mogli znaleźć pomysłu na interesujące wykorzystanie dwu eitar. Zirytowany cała sytuacii Andy

> John Cale* bm. sesję 2 The Police r:zvszea< soćźniony I n!1*nv.

zaczął w pewnej chwili grać riff z jednego z utworów Led Zeppelin, a Cale, kompletnie niezorientowany, krzyknął: No i o to chodziło! Nagrajmy to! Czym zupełnie pogrążył się w oczach muzyków, którzy odłożyli instrumenty i skierowali się do wyjścia.

Nieudana sesja przekonała Stinga i Stewarta ostatecznie, że dla Henriego nie ma już miejsca w The Police. I jeszcze tego wieczoru gitarzysta dowiedział się, że został zwolniony z zespołu, najpierw bezpośrednio od Stinga, a potem telefonicznie także od Stewarta. Oddajmy głos Henriemu: Nagraliśmy tego dnia „Visions Of The Night" i „Dead End Job". No więc John był pijany i niemal cały czas czytał gazetę. Pamiętam, że Sting był wkurzony. Pamiętam też, że John nie przepadał za Andym. Nalegał, bym to ja zagrał solówki gitarowe, z czym Andy nie chciał się zgodzić. W końcu zaczęliśmy się całkiem nieźle bawić, ponieważ dotarło do nas, że John wcale nie jest durniem, a nagrania nam się podobały. Wersja „ Yisions Of The Night" nagrana tego dnia jest w boksie „ Message In A Box ", a co się stało z tym wykonaniem „Dead End Job" - nie mam pojęcia. Po sesji poszliśmy ze Stingiem do mnie i rozmawialiśmy o przyszłości The Police bez mojego udziału, a więc o czymś, co wisiało w powietrzu. Zdecydowałem się wtedy wrócić na Korsykę i zrobić sobie zasłużone wakacje. Dotarło do mnie, że siedzę już w Anglii dziewięć miesięcy, a kiedy w grudniu 1976 roku wyjeżdżałem z domu, zamierzałem spędzić tu co najwyżej kilka tygodni. Obiecałem sobie też, że wrócę do Anglii najszybciej, jak to będzie możliwe, żeby kontynuować moją przygodę...

43

Sting tak później komentował wyrzucenie gitarzysty: Ze smutkiem rozstawaliśmy się z Henrim, ponieważ był uroczym facetem i szczerze go lubiliśmy. Ale zarazem Stewart i ja zdawaliśmy sobie sprawę z tego, ze to jedyna droga, by zespół wzniósł się na wyższy szczebel. Dla mnie dołączenie Andy 'ego oznaczało, że w w naszym gronie pojawił się ktoś, kto jest w stanie zagrać partie gitarowe, które piszę, a to sprawiało, że mogłem uczynić je bardziej niejednoznacznymi, a mówiąc wprost, bardziej wyrafinowanymi. Dla mnie było to wyjście: wykorzystać energię, wykorzystać witalność punkowego grania, ale uczynić je bardziej melodyjnym i bogatszym harmonicznie.

W innym wywiadzie mówił zaś: Jesteśmy twardzi. A ja potrafię być naprawdę bezwzględny. Wywaliliśmy gitarzystę, którego wszyscy lubiliśmy. Kochaliśmy Henriego jako osobę, ale wyrzuciliśmy go, ponieważ stał na drodze rozwoju muzycznego grupy. To było okrutne. Ale trzeba było to zrobić. Wywaliliśmy go na raty. Zacząłem ja, a Stewart skończył.

I jeszcze opinia Stewarta: Henri był gitarzystą punkowym -potrafił nieźle grać trzy akordy, potrafił nieźle grać rock'n 'roli i to się doskonale sprawdzało w klubach punkowych, w których występowaliśmy na samym początku. Ale Sting i ja czuliśmy, że mamy więcej do powiedzenia, a w tym składzie doszliśmy do ściany.

Najbardziej powściągliwie komentował rozstanie z Henrim jego główny konkurent w grupie, Andy. W swojej książce napisał: Henri opuszcza zespół, który nadal jest niczym, nadal jest nigdzie.

Informację o rozstaniu Henriego Padovaniego z The Police podano do prasy dwa dni później, 12 sierpnia. Muzycy zgodzili się, by w oficjalnym komunikacie znalazła się zmieniona wersja zdarzeń: aby nie pogrążać gitarzysty, pozwolono mu oświadczyć, że to on zdecydował się odejść z zespołu, zniechęcony zbyt wyrafinowanym sposobem gry Andy'ego Summersa...

Henri kontynuował karierę - z niewielkim sukcesem — w grupie Wayne County And The Electric Chairs, a później we własnej formacji The Flying Padovanis. Z dużym powodzeniem działał natomiast od 1984 roku jako wiceprezes firmy płytowej IRS oraz menażer włoskiego piosenkarza Zucchero. Ciekawe, że Stewart i Sting pozostali z nim w przyjacielskich stosunkach. W 2006 roku obaj wzięli udział w nagraniu jego piosenki „Welcome Home" na solowy album „A croire que c'etait pour la vie" (CIA - Copeland International, 2007). A we wrześniu 2007 podczas koncertu reaktywowanego The Police w Paryżu zaprosili na scenę do wspólnego wykonania utworu „Next To You".

13 sierpnia grupa The Police miała zagrać w klubie Red Cow, ale w związku z odejściem Henriego i koniecznością opracowania materiału nieco inaczej niż dotychczas występ odwołano. Debiut składu: Stewart, Sting, Andy nastąpił więc dopiero 18 sierpnia w klubie Rebecca's w Birmingham. Sting zanotował w „Niespokojnej muzyce", że koncert był sukcesem, grupa dała z siebie wszystko, a publiczność przyjęła ją z prawdziwym entuzjazmem — były aż trzy bisy.

Inaczej zapamiętał ten wieczór Andy, który tak napisał w „One Train Later": Patrzę na Stinga i Stewarta wręcz z niedowierzaniem - właśnie zagraliśmy piętnaście kawałków w dwanaście minut, jakbyśmy chcieli pobić rekord prędkości. I dalej: Być może tak się czuli Dizzy Gillespie i Charlie Parker, kiedy w latach czterdziestych zaczęli grać bebopowe numery z zawrotną prędkością, żeby biali nie mogli przy nich tańczyć. Śmiałbym się, gdyby nie było to tak żałosne; nawet publiczności opadły szczęki. Jeśli nie stać nas na nic innego, jesteśmy przynajmniej najszybszym zespołem w okolicy. Tak bardzo chcemy być postrzegani jako punkowcy, że zupełnie zapomnieliśmy o muzyce; zdaje się, że chodzi o to, iż kiedy jesteś uważany za autentycznego, odniesiesz sukces - to, co masz do zaprezentowania, nie ma znaczenia. Jesteśmy zespołem, ale jak dla mnie - tylko z nazwy.

Andy, który w Rebecca's czuł się tak, jakby znalazł się w samym środku piekła, zwierzył się też, że nie mógł znieść plucia w artystów, które w punkowych czasach było standardowym zachowaniem słuchaczy: Flegma ląduje na gryfie mojego Telecastera, rozbryzguje się na mojej twarzy i w moich włosach, brudzi mi spodnie. W takich chwilach nienawidzę całym sercem tych, dla których gramy. Jestem tak wzburzony, że niemal chory, i myślę tylko: „ Pieprzyć to, to nie jest tego warte". I jeszcze refleksja ogólniejsza: Młodzież znowu się buntuje, kolejne pokolenie próbuje obalić ustalony porządek, ale tak jak wcześniej hippisi —przeminie.

Wśród gorzkich refleksji Summersa z tego okresu znalazło się też spostrzeżenie, że nawet Miles Copeland odnosił się do The Police z pogardą, ponieważ uważał grupę za fałszerstwo. A na Andy'ego patrzył tego wieczoru ze szczególną niechęcią, bo wystąpił w spodniach o pół cala szerszych niż pozwala na to punkowa norma...

W następnych tygodniach grupie udało się zagrać tylko dwa koncerty, 2 września w Penthouse w Scarborough i pięć dni później w Dingwalls w Londynie. Stewart, który nadal pełnił obowiązki menażera, szukał pomocy, gdzie się dało. W pierwszej kolejności zadzwonił do Milesa i ten, owszem, zaproponował The Police krótką trasę po Europie u boku dobrze znanego Stewartowi i Stingowi zespołu Wayne County And The Electric Chairs (w którego składzie występował

t* Po zmianie składu: Anay summers, Sting i Stewar: niepewna, alacego i relny nietęgie.

Gooeland. Przyszioić

46

już wtedy Padovani), ale dopiero w październiku. Zdesperowany bębniarz zwrócił się więc o pomoc do Keitha Moore'a, dawnego księgowego Curved Air, w tym czasie współpracującego z Milesem. Przedstawił mu trudną sytuację finansową tria i poprosił o radę. Usłyszał to, o czym do tej pory słyszeć nie chciał: jeśli formacja ma przetrwać, musi znaleźć menażera z prawdziwego zdarzenia, który weźmie na siebie finansowanie jej działalności, a kiedy już wyprowadzi ją na szersze wody, odzyska zainwestowane pieniądze. Okazało się też, że jest ktoś, kto chętnie się karierą The Police zajmie: Alex Riahi, imigrant z Iranu, któremu udało się wprowadzić na listy przebojów zespół The News.

Stewart, Sting i Andy zgodzili się spotkać z Alexem, ale warunki, które zaproponował, trochę ich zmroziły. Menażer obiecał każdemu z muzyków co prawda stałą pensję w wysokości sześćdziesięciu funtów tygodniowo, ale w zamian mieli mu odstąpić prawa do wszystkich piosenek napisanych w okresie obowiązywania umowy. Domagał się też podpisania kontraktu na co najmniej pięć lat. Oznaczało to, że gdyby grupa odniosła sukces i zaczęła zarabiać miliony, co - jak wiemy

- rzeczywiście nastąpiło, nadal otrzymywałaby tylko skromne wynagrodzenie. I nawet po 1982 roku, kiedy układ przestałby obowiązywać, honoraria autorskie za przeboje stworzone do tamtej pory, wędrowałyby do kieszeni Riahiego.

Andy pisze w „One Train Later", że choć cała trójka miała świadomość, iż są to warunki wręcz bandyckie, rozważała ich przyjęcie. Była bowiem w tak trudnej sytuacji finansowej, że wizja stałej tygodniowej pensji bardzo ją kusiła. Na szczęście postanowiła nie robić niczego pochopnie. I zaproponowała menażerowi kilkutygodniowy okres próbny, a gdyby współpraca układała się dobrze, przedłużenie jej na lat pięć.

Riahi o dziwo się zgodził. Udostępnił formacji pomieszczenie na próby w londyńskim Pimlico, co z początku bardzo ją ucieszyło, ponieważ przestała płacić za wynajem sali, i co niebawem przeklęła. Okazało się bowiem, że menażer nie zamierza jedynie przyglądać się postępom pracy nad repertuarem, ale chce mieć na niego wpływ. Obwieszony złotymi łańcuchami wpadał na próby i wrzeszczał: Dlaczego nie możecie grać jak The News? W przeciwieństwie do was oni wiedzą, czego chce publiczność. Za dwa lata będą największym zespołem świata! Ale muzycy The Police jakoś nie byli przekonani o geniuszu The News. Andy wspomina: Nienawidziliśmy ich, nienawidziliśmy ich głupiej muzyki i łysego wokalisty, ale Alex powtarzał: „The News, The News". „Kurewsko złe wieści"

- mamrotaliśmy za jego plecami (nazwa The News znaczy „Wieści").

47

Mlles ze sczególną niechęcią patrzy* ni Anayłego, ponieważ ^podni-Łch o pói caii szerszych niż pozwala na to punkowa

40

Kiedy Riahi odjeżdżał swoim wielkiem Mercedesem, Stewart, Sting i Andy szli do malej kawiarni za rogiem i dyskutowali o wspólnej przyszłości. Największym problemem wydawał się brak fajnego, naprawdę przekonującego repertuaru. Stewart po eksplozji twórczej z początków działalności The Police wydawał się wypalony. Sting podsuwał kolegom swoje piosenki, tworzone jeszcze w czasach The Last Exit i nowe, ale próby nadania im punkowego ostrza zwykle się nie udawały. Nie przekonywały również propozycje Andy'ego, zazwyczaj przesycone blues-rockowym duchem.

Na początku października okazało się, że wspólna trasa po Europie z zespołem Wayne'a County'ego jakoś się rozmyła. Na pocieszenie Miles zorganizował The Police dwa koncerty u boku The Damned w Holandii: 16 października w Mafcentrum w Maasbree i nazajutrz w klubie Melkweg w Amsterdamie, a także dwa kolejne u boku odpowiednio The Damned i County'ego we Francji: 20 października w piwnicy gdzieś koło Les Halles w Paryżu i nazajutrz w Nashville Club przy St. Germain w tym samym mieście.

Aby zminimalizować koszty, grupa wyruszyła w tę podróż zdezelowanym Citroenem, który dławił się jak stary astmatyk, z gitarami, ale bez sprzętu - liczyła na to, że będzie pożyczać wszystko od gwiazdy wieczoru. Promem dostała się z Ipswich do Rotterdamu, a później z trudem dotarła na miejsce pierwszego występu, do Maasbree. Andy wspomina: Graliśmy tego wieczoru w ciemnej, zadymionej sali gdzieś na flamandzkim polu pełnym flamandzkich punków i flamandzkich rzygowin. Gwiazdami byli The Damned, a my jedynie skromnym dodatkiem. Brian James pożyczył mi wzmacniacz, za co byłem mu ogromnie wdzięczny... Lepiej wypadł koncert amsterdamski, fani do dziś piszą w intemecie o tym, że klub Melkweg pękał w szwach, chociaż nie jest to pewne - Andy w ogóle tego wieczora nie zapamiętał.

Również relacje z pobytu tria w Paryżu są pełne sprzeczności. Andy wspomina jedynie wieczór pierwszy, kiedy grupa miała znowu zagrać przed The Damned, ale koncert odwołano z powodu miernej sprzedaży biletów. Jak wyjaśnił muzykom ktoś w kasie, nie wiedząc zresztą, z kim ma do czynienia: Ze Damned? Nikt tu nie zna tej pieprzonej suki. Ze Polis? Nie rozśmieszajcie mnie! Sting z kolei odnotowuje w tylko wieczór drugi, kiedy formacja zagrała u boku County'ego w Nasłwille Club. Nieważne. Ważne, że grupa spędziła kilka dni w tanim paryskim hoteliku za dworcem St. Lazare, w okolicy, gdzie roi się od dziewcząt uprawiających naj-

ctnr<!7v 7nwńrl świata.

Sting wspomina, że po raz pierwszy w życiu widział tam prostytutki, które zaczepiają potencjalnych klientów wprost na ulicy (dziwne to, bo ja rok później, podczas pierwszego w życiu pobytu w Wielkiej Brytanii, nie mogłem się opędzić od natrętnych dziewcząt w londyńskim Soho; na moje słowa: Nie rozumiem odpowiadały: Do tego nie musisz niczego rozumieć...). Twierdzi też, że absolutnym zaskoczeniem była dla niego olśniewająca uroda owych pań (tu wierzę - angielskie dziwki nie należą do najbardziej apetycznych). I dodaje: Wyobraziłem sobie, że jestem zakochany w jednej z nich. Przecież one też mają chłopaków. Jak bym się wtedy czuł? Miałem w głowie melodię, na poczekaniu wymyśliłem tekst.

Dziewczynie należało jeszcze nadać imię. Nietypowe, oryginalne, intrygujące. Za inspirację posłużył stary plakat teatralny wiszący w obskurnym foyer hotelu, reklamujący sztukę „Cyrano de Bergerac" Edmunda Rostanda. Sting oczywiście wiedział, że obiekt westchnień bohatera to Roxana. W jednym z późniejszych wywiadów wyjaśniał: To piękne imię i kryje się za nim cała mitologia. Roxana była ukochaną Cyrano de Bergeraca, Roxana była żoną Aleksandra Wielkiego. Jest w tym imieniu ogromny ładunek emocjonalny... A w swoich wspomnieniach umieścił zgrabne trzyzdaniowe podsumowanie całej historii. Napisał, że w hotelowym pokoju stworzył piosenkę o dziewczynie, której dał imię Roxana. Przywołał ją gratis z ulicy i ubrał w romans i smutek sztuki Rostanda. A ona odmieniła jego życie. Dodajmy jednak, że sporo czasu miało jeszcze upłynąć, zanim do tego doszło.

Tymczasem, 22 października, Sting wyruszył rozpadającym się już zupełnie Citroenem z powrotem do Londynu. Natomiast Andy i Stewart udali się wynajętym na koszt niejakiego Eberharda Schoenera, luksusowym Volkswagenem do Monachium.

Andy od dawna uczestniczył w nagraniach Schoenera, dyrygenta opery monachijskiej, ale też cenionego w Niemczech twórcy muzyki elektronicznej (grał na jego płytach „The Book", wydanej w 1977 przez Ariolę, i „Trance-Formation", wydanej w tym samym roku przez EMI Electrola). I jeszcze przed dołączeniem do The Police zobowiązał się wziąć udział w kolejnej sesji artysty, a także wesprzeć go

50

> aberhard Schoener. lo on uratował reuzykćw Ihe Police przea »raiercią giociową. Ale też głównie on zarabia ao dzii na wspólnie nagranych płytach.

podczas zaplanowanych na przełom października i listopada koncertach czy raczej spektaklach laserowo-cyrkowych z tłem muzycznym. Tuż przed wyjazdem przekonał Schoenera telefonicznie, by zaangażował także Stewarta, a po dotarciu do Monachium namówił go, by zatrudnił dodatkowo Stinga. I również Sting dołączył do kolegów - przyleciał z Londynu kilka dni później.

Współpraca z Schoenerem, kontynuowana w późniejszym okresie, nie była dla muzyków ważnym doświadczeniem artystycznym, ale - ponieważ wynagrodzenia okazały się godziwe - zapewniła im przetrwanie w tym trudnym okresie (Stewart: To było główne źródło dochodów The Police przez pierwsze dwa lata działalności).

Podczas czterodniowych prób zorganizowanych w studiu filmowym ARRI przy Tiirkenstrasse muzycy musieli opanować kilka długich kompozycji klawiszowca, opracowanych na skład rockowy, awangardową orkiestrę, śpiewaków operowych i jazzowych oraz chór dziecięcy. I między 28 października a 3 listopada uczestniczyli w niecodziennych spektaklach zainscenizowanych w namiocie cyrkowym, ustawionym między Barerstrasse, Gabelsbergerstrasse i Tiirkenstrasse. Andy wspominał: Muzyczne idee przyświecające tym koncertom były bardzo dziwne. Całość trwała dwie i pół godziny, a było w niej miejsce i na pokazy laserowe, i na mimów, i na akrobatów, i na intrygujące popisy syntezatorowe, i na kwartet smyczkowy, i na wiele innych osobliwości. I dodawał: Czułem się, jakbym grał w filmie Felliniego... Co ciekawe, Sting miał uczestniczyć w przedsięwzięciu jedynie jako basista, ale kiedy Schoener usłyszał jego głos, zaproponował mu też rolę wokalisty.

51

Warto dodać, że grupa przemyciła do programu dwa własne utwory, z tym że musiała je wykonywać w rozszerzonym składzie, wspomagana przez pianistę Hansiego Stróera - brzmienie instrumentów klawiszowych stanowiło bowiem nieodłączny element spektaklu.

8 listopada grupa towarzyszyła Schoenerowi także - wraz z innymi muzykami, jak Stróer i saksofonista Olaf Kubler - podczas sesji nagraniowej w Electrola-Studio w Monachium. Owocem był album „Flashback", wydany w następnym roku przez Harvest. Zawierał muzykę w znacznej mierze improwizowaną, a więc stworzoną wspólnym wysiłkiem - rzeczy takie, jak Flashback, Lereley czy Magma (później przemianowana na Koań). Dlatego Sting i Stewart mieli za złe Schoenerowi, że podpisał kompozycje tylko swoim nazwiskiem i tym samym w następnych latach zgarniał za nie honoraria autorskie. Zwłaszcza że kiedy formacja odniosła sukces, wspólne nagrania z tego okresu sygnowano na okładkach płyt często: Eberhard Schoener, Sting, Andy Summers i Stewart Copeland, jakby były dziełem Schoenera i The Police. Stewart mówił: Miałem wrażenie, że zostaliśmy orżnięci, jeśli chodzi

0 prawa autorskie, bo chociaż Eberhard dodał na płycie smyki i tak dalej, podstawa muzyki była nasza. Schoenera bronił jednak zawsze Andy, który bardzo się z nim przyjaźnił i który uważał go wręcz za kogoś w rodzaju mentora.

Grupa wróciła do Londynu 10 listopada. Jeszcze tego dnia spotkała się z Riahim z nadzieją, że zorganizował jej koncerty w kraju, a może nawet załatwił kontrakt na nagrania, co od początku obiecywał. Okazało się, że menażer nie podjął nawet próby nadania jej karierze szybszego tempa. Po kilku kolejnych dniach prób w Pimlico zdecydowała się więc z nim rozstać. Stewart tak to wspomina: Nie graliśmy koncertów. Zespół praktycznie zniknął ze sceny. Ludzie pytali: „ Co się stało z The Police? Jesteście nadal razem?" Byliśmy w dupie i pewnego dnia zdecydowaliśmy: „ Pieprzyć gościa!", załadowaliśmy sprzęt do samochodów i po prostu spłynęliśmy...

Formacja była znowu zdana na siebie. W następnym okresie ćwiczyła kolejno w różnych maleńkich salach rozsianych po całym Londynie, zazwyczaj pomalowanych na czarno, „ozdobionych" przez poprzedników wulgarnymi graffiti

1 - jak twierdzi Andy - cuchnących moczem i rzygowinami. Na jakiś czas zadomowiła się w piwnicy zakładu fryzjerskiego przy Finchley Road w północnym Londynie, później przeniosła się do kanciapy przy Jeddo Road w Shepherds Bush, a stamtąd do klubu Manos przy Kings Road w Chelsea.

Nie grała koncertów, postanowiła więc zająć się czymś innym. Sting wspomina: Nieustająco próbowaliśmy nowv materiał i uznaliśmy, że iedvnv snosóh.

52

by nie zardzewieć, to nagrać album. Zarobiliśmy wystarczająco dużo na singlu „Fali Out", by wiedzieć, że jeśli wyprodukujemy album na własny koszt, możemy go wydać nakładem Ulegał Records i spróbować raz jeszcze tej samej sztuczki.

Pomysł poparł Miles Copeland, chociaż nadal nie wierzył w formację aż tak bardzo, by zostać jej menażerem. Zgodził się mimo wszystko wyłożyć pieniądze na pokrycie kosztów sesji. Znalazł małe studio, Surrey Sound Studios, w Leatherhead na południe od Londynu. Właścicielowi, Nigelowi Grayowi, który w tym czasie porzucił karierę lekarską, by zostać realizatorem nagrań, zaproponował zamiast wynagrodzenia udział w zyskach ze sprzedaży płyty. Ale ten uznał, że grupa nieznana, więc interes niepewny, i stwierdził, że woli gotówkę: trzy tysiące funtów. Miles zapłacił połowę, natomiast drugą obiecał po ukazaniu się dzieła, ale potem miesiącami zwlekał z uregulowaniem należności.

Grupa miała wejść do studia 13 stycznia. Zostało jej więc kilka tygodni na dopracowanie repertuaru - z przerwą świąteczną, kiedy Sting wrócił do Newcastle i tam po kilku wspólnych próbach zagrał znowu, po raz ostatni, z The Last Exit - w wypełnionym po brzegi teatrze uniwersyteckim, a Andy poleciał z żoną Kate do Stanów, by odwiedzić teściów.

Sting wiedział, że jeśli chce przejąć rolę głównego kompozytora w The Police, musi to zrobić teraz. I w sposób bardziej natrętny niż w przeszłości zaczął podsuwać kolegom własne piosenki, których miał w zanadrzu całe mnóstwo, tworzył bowiem od dawna. Już wtedy zagrał im „Roxanne", ale jazzująca ballada w rytmie bossa novy z początku nie wzbudziła entuzjazmu u kolegów.

Przełomem okazał się utwór „I Can't Stand Losing You", ostrzejszy i bardziej zadziorny niż inne. Spodobał się Stewartowi i Andy'emu. Andy zapamiętał: Właśnie ten numer wydawał się wskazywać kierunek, którego szukaliśmy. Sting poszedł za ciosem. Na kolejną próbę przyniósł „So Lonely", kawałek wykonywany jeszcze z The Last Exit (z innym tekstem, jako „Fool In Love"), ale w ostrzejszej, zdynamizowanej wersji. A potem jakby pękła bania z piosenkami. Sting podczas każdego spotkania zaskakiwał kolegów czymś nowym. Andy wspomina w swojej książce, że frontman nagle eksplodował jako kompozytor, w każdym razie takie wrażenie odnieśli on i Stewart. Tymczasem wokalista jedynie z większą pewnością siebie forsował pomysły, które dawniej nie trafiłyby w zespole, ciągle przecież hołdującym punkowym wzorom, na podatny grunt. Po miesiącach wspólnego grania nauczył się też nadawać im kształt, jakiego oczekiwał Stewart: nieco upraszczać formę, przyspieszać tempo, a wykonaniu przydawać werwy i mocy.

53

Co ciekawe jednak, podczas prób grupa zaczęła w tym czasie odchodzić od punkowego ataku. I chociaż Sting przydawał swoim piosenkom punkowości, aby odważyć się pokazać je kolegom, kiedy przystępowali razem do opracowania, często odrzucali tę otoczkę, kierując się raczej ku muzyce - jak pisze o tym w swojej książce — pełnej powietrza i światła.

Bez wątpienia duży wpływ na zmianę podejścia miało pojawienie się w składzie Andy'ego, który przekonał Stewarta, że „punkowość" to niekoniecznie czad, a raczej zerwanie z konwencjami, w przypadku gitary chociażby rezygnacja z solówek, a idąc dalej tym tropem — próba wykorzystania instrumentu w sposób, w jaki nie był dotychczas szerzej w rocku stosowany, raczej do budowania intrygujących przestrzeni dźwiękowych niż do grania prostych riffów. Andy wykorzystał na przykład echoplex, prymitywny pogłos, który zastosowany z inwencją posłużył do tworzenia faktur gitarowych o fascynującej, nierzadko egzotycznej strukturze harmonicznej i nieoczekiwanej palecie kolorystycznej. Rozległe akordy gitarowe ożywione echem i delayem nadały muzyce The Police - zwłaszcza w późniejszym okresie - zupełnie nowąjakość.

Zmieniło się też, a może przede wszystkim, podejście całej trójki do rytmu. Do czego nie doszłoby, gdyby Stewart nie zakochał się w muzyce reggae i nie potrafił zarazić tą młością Stinga i Andy'ego. Andy tak o tym mówił: Przed The Police właściwie każdy zespół trzyosobowy miał skłonność do rozkręcania wzmacniaczy na fuli, piekielnego bębnienia i wyciskania z gitary tylu nut na sekundę, ile się tylko da. My mamy inne podejście, o wiele bardziej minimalistyczne, zakładające wprowadzenie o wiele więcej przestrzeni, w czym bardzo pomogło nam reggae. Słuchaliśmy reggae, wykorzystaliśmy rifjy reggae 'owe podczas jamowania na próbach, zanim jeszcze znaleźliśmy dla nich miejsce w naszych kompozycjach. Ale w końcu wprowadziliśmy je do piosenek i stały się częścią brzmienia The Police. Wymieszaliśmy reggae z rockiem. Jak każda świeża muzyka, nasza wyrosła z innych rzeczy. Łatwo wskazać jej źródła, ale wynik końcowy jest moim zdaniem czymś całkiem świeżym.

Warto też przytoczyć wypowiedź Stewarta z wywiadu dla pisma „Musician" z 1981 roku na temat motywów sięgnięcia grupy do reggae: Im mniej zużyte składniki wykorzystasz w swojej muzyce, tym bardziej interesujący uzyskasz wynik. Kto jeszcze dziś chce słuchać mieszanki country z bluesem? Albo jazzu z funkiem? Albo rocka 2 muzyką klasyczną? Natomiast rytmy karaibskie nadal są w znacznej mierze mezużyte; ciągle jest w nich mnóstwo świeżych nomvsłńw. A no7.a tvm rvtmv


karaibskie same w sobie są bardziej interesujące niż jakiekolwiek inne. Bardziej niż bluesowy backbeat czy całe bogactwo rytmiczne jazzu. Rytmy, które pochodzą z Karaibów i z całej Ameryki Łacińskiej, są po prostu lepsze, bardziej zaraźliwe. I nie tak wytarte.

Jeśli wierzyć Stewartowi, bez trudu zainteresował muzyką reggae Stinga: Pewnego razu Sting robił party, więc ja, polegając na przeczuciu, że reaguje natychmiast na to, co fajne w muzyce, przyniosłem całą paczkę płyt Boba Marleya i The Wailers, trochę Burning Speara, trochę rzeczy dubowych. I oczywiście Sting natychmiast dostrzegł, jakie możliwości daje takie ujęcie rytmu jak w reggae... Chociaż sam Sting twierdzi dziś, że nie od razu przekonał się do reggae: Zawsze kochałem czarną muzykę. Chodziłem na koncerty Jamesa Browna, ludzi tego rodzaju. Znałem Boba Marleya, ale z początku nie zrobił na mnie większego wrażenia. Dziś go uwielbiam, ale w pierwszym okresie The Police nie słuchałem zbyt wiele reggae. Większa część tej muzyki wydawała mi się taka sama. Trudno jednak potraktować tę wypowiedź serio, w utworach przygotowywanych na pierwszą płytę The Police pojawiły się bowiem partie basu nasycone reggae'owym groove'em. Sam Sting przyznawał na przykład, że w „So Lonely" stary utwór The Last Exit bezwstydnie przetasował z pomysłami z „No Woman No Cry" Boba Marleya.

Prawdąjest natomiast to, że grupa nigdy nie próbowała grać reggae jako takiego. Fascynacja tą muzyką po służyła jej jedynie do innego niż dotychczas spojrzenia na warstwę rytmiczną. Miał rację Stewart, kiedy w 1979 roku w wywiadzie dla pisma „Sweet Potato" mówił: Figur, które gramy, tak naprawdę nie znajdziesz na żadnej płycie z muzyką reggae - to nasza własna mieszanka. Kiedy już weźmiesz beat, puls, z jednego miejsca i przenieszje w inne, otwierają się miliony możliwości.

Przejście od repertuaru opartego głównie na kompozycjach Stewarta do repertuaru opartego głównie na kompozycjach Stinga nie było oczywiście tak łatwe, jak mogłoby to wynikać z następującej wypowiedzi pierwszego z nich: Miałem bardzo klarowną wizję tego, co chciałem grać, ale Sting przewrócił wszystko do góry nogami. Kiedy usłyszałem jego piosenki, moja koncepcja muzyki uległa gruntownej zmianie. Sting zwierzał się w 1979 roku w rozmowie z dziennikarzem „Sweet Potato", że metamorfoza The Police okupiona była konfliktami, sporami, wybuchami gniewu - nieuniknionymi, kiedy dochodzi do zderzenia dwóch tak silnych osobowości. W innym wywiadzie z tego okresu, dla tygodnika „Melody Maker", mówił: Uważam, że praca liczy się bardziej niż przyjaźń. Jesteśmy przyjaciółmi, nie ma dwóch zdań. Ale kiedy pracujemy i coś mnie wkurza,

ylzezego nie możecie grać jak 'The Kewsi .i przeciwieństwie ao was oni "leazą, czego chce publlaznoti. Za awa lata bęaą największy: zesooters

mam gdzieś naszą przyjaźń. Jestem zły i już. Stewartjest dokładnie taki sam. Dlatego wiele ze sobą walczymy. To trudny związek. Nie zawsze jesteśmy dla siebie mili i uprzejmi. Atmosfera jest często bardzo, bardzo napięta...

W celu wyeliminowania przynajmniej jednego powodu sporów o to, ile czyich kompozycji znalazło się na płycie, mianowicie finansowego, Sting zgodził się, aby honoraria autorskie za wszystkie numery, bez względu na to, kto jest ich twórcą, dzielone były po równo. Było to jednak rozwiązanie dziwne, które w przyszłości musiało doprowadzić do kryzysu i ostatecznie do rozwiązania The Police, co sam wokalista przyznaje w swojej książce. Łatwo mu było wszakże dzielić się honorariami w sytuacji, kiedy grupa pozostawała mało znana, chodziło bowiem o niewielkie kwoty. Kiedy jednak odniosła wielki sukces, okazało się, że lekką ręką oddaje kolegom wielomilionowe kwoty. I wystarczyło uśmiercić grupę, by położyć rękę na całości honorariów za tworzone przez siebie przeboje...

57

12 stycznia 1978 roku grupa przedstawiła repertuar bliski już tego, co chciała zaprezentować na pierwszej dużej płycie, w londyńskim klubie Rock Garden. A następnego dnia rozpoczęła nagrania w Surrey Sound Studios, zbudowanych na górnym piętrze dawnej mleczarni. Obowiązki producentów pełnili sami muzycy, realizatorami byli Nigel Gray i jego brat Chris. Miles Copeland zaproponował, by album, który miał się ukazać w firmie Ulegał Records, otrzymał tytuł „Police Brutality", który można było zilustrować na okładce fotografią trójki muzyków w strojach policjantów, znęcających się nad skąpo odzianym dziewczęciem. Pomysł spodobał się Stewartowi i Andy'emu, jedynie Sting był przeciwny, ale tymczasem jego punktu widzenia koledzy nie brali pod uwagę.

Sting pisze w „Niespokojnej muzyce", że nagranie płyty trwało dziesięć dni. Być może tak właśnie było. Ale dodać trzeba, że Miles, negocjując niskie stawki za wynajęcie studia, zgodził się, by formacja pracowała tylko wtedy, gdy akurat ekipa z Surrey miała wolne popołudnie albo wówczas, gdy ktoś - najczęściej zdarzało się to duetowi Godley And Creme - odwoływał sesję. Oznaczało to, że formacji udało się uporać z zadaniem dopiero w końcu marca.

Miles sporadycznie wpadał do studia, aby sprawdzić, jak Stewart, Sting i Andy wydają zainwestowane przez niego pieniądze. Kiedy pojawił się w Surrey po raz pierwszy, grupa pracowała akurat nad utworem „Be My Girl", wykonywanym swego czasu przez Strontium 90. Nie krył zawodu, powiedział nawet, że kawałek brzmi jak numer Curved Air sprzed pięciu lat, co w jego ustach było najgorszą obelgą. I jeśli nie przerwał sesji, to chyba tylko dlatego, że traktował projekt brata z dużą Pobłażliwością.

Grupa znowu trochę koncertowała, głównie w klubach i pubach Londynu: ^2 Stycznia w Mnrmipp ^0 ct^^nia m \/™^»v Q ; o'

> -J-cćwną rolę grafik naprąwdę napal ona laska, która przez szeić godzin kręcenia miotała we mnie swoimi bal onatni* uoprowadZAia mnie ao szAle/iStw&f

1> Oyioby nalwnoicią sądzić, że muzyka to najważniejsza z rzeczy, o których musisz myśleć, •• tym biznesie szron* wizualna oagrywa ogromną rolę w sp'-zea«żv Piyt

4 marca w Rochester Castle. Podczas jednego z wieczorów w Hope And Anchor Andy tuż przed wyjściem na scenę uderzył gitarą o futrynę i musiał grać na kompletnie rozstrojonym instrumencie. O przerwaniu występu nie było mowy, ponieważ formacja nadal zasuwała - to jego słowa - jak pieprzony pociąg ekspresowy. W swojej książce napisał, że brzmiał tego wieczoru jak Arnold Schoenberg na kwasie. Dodał też, że podczas kompletnie nieudanego koncertu przyszła mu myśl o zakończeniu kariery muzyka. A w książce „One Train Later" można znaleźć więcej gorzkich szczegółów na temat działalności estradowej The Police w tym czasie.

59

Trio ciągle nie miało własnego sprzętu nagłaśniającego i musiało go pożyczać, a stać je było jedynie na jakieś mierne wzmacniacze, które nadawały się może dla drugorzędnej kapeli punkowej, na pewno zaś nie dla muzyków z ambicjami Stewarta, Stinga i Andy'ego. Problemem był też transport: grupa jeździła na koncerty zdezelowanym mikrobusem, który często odmawiał posłuszeństwa i cała trójka musiała go pchać w nadziei, że silnik w końcu zapali. Formacji nie było również stać na promowanie się, Stewart wpadł więc na pomysł, by w wolne wieczory cała trójka wyruszała na miasto uzbrojona w farby w spreyu i zdobiła mury nazwą The Police.

Sting, przekonany, że w najbliższym czasie nie ma szans na poprawę sytuacji finansowej, zaczął dorabiać udziałem w reklamach telewizyjnych. Ponieważ świetnie prezentował się przed kamerą, Pippa Markham, wspomniana już agentka żony, bez trudu załatwiała mu rólki w spotach zachwalających walory na przykład biustonoszy Triumph (Sting: Musiałem macać cycki aktorki Joanny Lumley...) czy dżinsów Brutus (Sting: Główną rolę grała naprawdę napalona laska, która przez sześć godzin kręcenia miotała we mnie swoimi balonami. Doprowadzała mnie do szaleństwa...). I chociaż Frances zaczęła w tym czasie całkiem sporo zarabiać, między innymi grała z powodzeniem w przedstawieniach teatru radia BBC oraz dostała dużą rolę w serialu telewizji Granada „Strangers", chciał za wszelką cenę dotrzymać jej kroku. I kiedy reżyser Tony Scott powiedział mu, że nie nadaje się do reklamówki gumy do żucia Wrigley's, bo nie ma w sobie punkowej zadziorności, był tak zdesperowany, że wskoczył na stół i zaczął pluć na wszystkie strony. Chcecie punku? Macie punk! Nie tylko otrzymał rólkę, ale też pozwolono mu sprowadzić kolegów z zespołu, pod warunkiem, że wszyscy wystąpią jako platynowi blondyni. Tak się złożyło, że Stewart, który jest w rzeczywistości rudy, kilka tygodni wcześniej ufarbował włosy na pożądany kolor. Natomiast Sting i Andy musieli rozjaśnić swoje blond czupryny. Andy użył z początku niewłaściwego barwnika i okazało się, że ufarbował włosy na pomarańczowo. Moja głowa wyglądała tak - wspomina -jakby właśnie wylądowało na niej UFO... Dopiero metodą prób i błędów doszedł do właściwego koloni. I 22 lutego grupa mogła pojawić się na planie reklamówki gumy do żucia.

Zdarzenie błahe, a jednak nie do końca. Andy w swoich wspomnieniach pisze: Może to było oryginalne przesłanie w butelce (nawiązanie do jednego z późniejszych Wspólnych przebojów - „Message In A Bottle") skierowane do nas, ponieważ kiedy

tylko

udzielonym w 1979 roku pismu „Trouser Press" wyjaśniał: Byłoby naiwnością sądzić, że muzyka to najważniejsza z rzeczy, o których musisz myśleć. W tym biznesie strona wizualna odgrywa ogromną rolę w sprzedaży płyt.

Platynowe czupryny okazały się - nawet jeśli brzmi to głupio - podstawą niezwykle wyrazistego image'u The Police, zachowanego do końca wspólnej działalności. Andy podkreśla w „One Train Later", że wygląd muzyków nabrał czaru, a prosty zabieg sprawił też, że cała trójka zyskała wspólną tożsamość. I choć dziś nazywa tę przemianę faustowskim paktem, czymś w rodzaju podpisania umowy z diabłem, wtedy zauważał: Nie mogę nawet mówić o luksusie sprzedania się, bo na horyzoncie nie widać żadnej kasy.

Stewart zaś na zarzut, że grupa wzorem gwiazd muzyki pop wykoncypowała sobie image, odpowiadał: Nasz image narodził się sam z siebie. Nie usiedliśmy, aby go wymyślić. I jeszcze puentująca całe zdarzenie wypowiedź Andy'ego: Kiedy oświadczyłem przyjaciołom, że dołączam do grupy nowofalowej The Police, za moimi plecami podśmiewano się z tej decyzji. Zwłaszcza kiedy pojawiła się fryzura blond. To był dopiero powód do naigrywania się. Ale mogli się śmiać, naprawdę miałem to gdzieś, to ja śmiałem się ostatni...

W tym czasie zaczęło się zmieniać nastawienie Milesa Copelanda do The Police. Punktem zwrotnym były zorganizowane przez niego wspólne koncerty grupy z legendarnym amerykańskim zespołem Spirit: 10, 11 i 12 marca w Essex University w Colchester, w teatrze Rainbow w Londynie i w sali Locarno w Bristolu. Sting napisał w „Niespokojnej muzyce", że publiczność sprawiała wrażenie, jakby wypadła z pętli czasu: włosy do ramion, koraliki, sandały, brudne paznokcie.

I puenta: Nie sądziłem, że jest jeszcze tylu hippisów...

Oczywiście trudno było oczekiwać, by zwolennicy Spirit przyjęli The Police z entuzjazmem, a jednak grupie udało się podbić ich serca. Również amerykańscy muzycy byli pod wielkim wrażeniem tria, a swoją opinią na jego temat podzielili się z Milesem, Wńrv tak o tvm onowiadał

61

t> Uiles Ciopelina. Areszcie zajarzyi

w jednym z późniejszych wywiadów: Podczas trzeciego z tych wieczorów jeden z gości ze Spirit podszedł do mnie i powiedział: ,, Ten zespół jest naprawdę świetny. To najlepszy angielski zespół, jaki widzieliśmy od dawna". Tak więc to byl ten moment, koncert w Locarno w Bristolu, kiedy zajarzyłem...

Dlatego zapewne Miles z zupełnie innym nastawieniem niż dotychczas jechał 21 marca do Surrey Sound Studios, by wysłuchać gotowej płyty grupy. Wtedy poznał „Roxanne". I potrafił docenić tę piosenkę, chociaż wydawała się nie pasować do takiego wizerunku formacji, na jakim mu zależało: buńczucznego, aroganckiego, punkowego. Pomyślana oryginalnie jako subtelna bossa nova, ostatecznie przerodziła się w rodzaj tanga z akcentami reggae. Sting wyjaśniał w „Niespokojnej muzyce": To Stewart podpowiedział, żeby zaakcentować na basie i na bębnie taktowym drugie uderzenie każdego akordu, nadając piosence zapętlony argentyński charakter (tłum. Janusz Margański).

Sting tak przedstawił w jednym z wywiadów prezentację płyty Milesowi: Nagraliśmy parę kawałków, w tym jeden, który sam właściwie uważałem za rzecz do odstrzału. Mam na myśli ,,Roxanne". Ale nie zastanawiałem się nad tym specjalnie aż do momentu, kiedy puściliśmy gotowy album Milesowi Copelandowi, bratu Stewarta, działającemu w branży, ale tak naprawdę nie wykazującemu większego zainteresowania The Police. W gruncie rzeczy, mówiąc oględnie, omijał nas z daleka. Podczas sesji pojawiał się co prawda w studiu, ale chyba tylko po to, by służyć Stewartowi braterską radą. Okazało się jednak, że całość mu się podoba. Kiedy doszliśmy do ,,Roxanne", byliśmy trochę zakłopotani, ponieważ piosenka była czymś Qnachronicznym - w porównaniu z innymi kawałkami była wolna, spokojna, Melodyjna. Tymczasem zamiast zmieszać ją z błotem, stwierdził, że jest zajebista. "owyślałem: ,,Podoba mu sie? Fantaxtvr.7.nip!"

EZ

A jak zapamiętał tamto przesłuchanie Andy? Oto jego wspomnienie!" zaczerpnięte z książki „One Train Later": Boimy się puścić Milesowi tę piosenkęl ponieważ jesteśmy pewni, że odniesie się do niej z nienawiścią. Co by nie mówić, tą ballada odległa o jakieś milion mil od tego, co jest na czasie. I dalej: KawałeA dobiega końca i przez kilka sekund trwa brzemienna cisza, która zdaje siĄ potwierdzać nasze najgorsze obawy. I wtedy nagle Miles wstaje, śmieje się. ,, To\ kurewsko dobry numer - biorę go jutro do A&M, dajcie taśmę". Zatkało nasM Milesowi się podoba. Byliśmy pewni, że znienawidzi tę balladę, ale Miles - jalm wszyscy ci dawni królowie Tin Pan Alley - słyszy to, czuje kasę i zaczyna swo/e| podchody. Piosenka nosi tytuł ,,Roxanne"... I

I jeszcze raz Sting: Następnego dnia Miles poszedł z „Roxanne" do A&Mm i wieczorem pojawił się w studiu z informacją że wydadzą ją na singlu. Byłemi zachwycony, ponieważ tak naprawdę lubiłem „Roxanne", a była czymś zupełniei różnym od tego, co robiliśmy - i właśnie w niej wytwórnia dostrzegła potencjałt komercyjny. To był punkt zwrotny w historii The Police... I

Rzeczywiście, już 22 marca, nazajutrz po usłyszeniu „Roxanne", Miles Copelandl pojawił się w biurze wytwórni A&M, z którą współpracował jako menażer zespołu! Sąueeze, i puścił piosenkę Mike'owi Noble'owi. Dogadał się z nim, że firma wydal rzecz na singlu. Dla The Police była to oczywiście nobilitacja, ale pamiętać teżl trzeba, że umowa, którą wkrótce potem podpisano - w wyłożonych aksamitem! biurach przy Fulham Road - dotyczyła tylko tej jednej płytki. Przedłużenie kontraktuj i wydanie przez wytwórnię również albumu rozważano jedynie w przypadku, gdyby] „Roxanne" odniosła sukces. i

Zgodnie z filozofią Stewarta grupa zrezygnowała ze standardowej zaliczki, I a dzięki temu Milesowi, który ostatecznie zgodził się pełnić obowiązki jej menażera,! udało się wynegocjować wysoką stawkę honorariów autorskich, całkiem pokaźnej fundusze na promocję oraz obietnicę wydania singla także w Stanach! Zjednoczonych. I

Na rynek brytyjski płytka trafiła 7 kwietnia z utworem „Peanuts" na stronie B. 1 Zebrała niezłe recenzje. „Record Mirror" wybrał ją na singel miesiąca i omówił nal całej stronie, bardzo pochwalił „Sounds", ciepło potraktował „Melody Maker", tylko! „New Musical Express" zignorował, a „Time Out" zjechał. Z entuzjazmem! wypowiadali się o niej znani muzycy, nawet Mick Jagger.

Niestety, radio BBC nie dopuściło „Roxanne", historii paryskiej dziwki, na swoją antenę, a na jego decyzji wzorowały się też inne rozgłośnie, chociażby Capital Radio.

waząt... balecie zrobione ao ri..

64

."• ..'je?p.zrr. iehoener zgoazii się, by grupa The Police otwieriii Jego koncerty raiędzy innymi piosenką ^oxanne.

Mimo że w poprzednich latach utwory o prostytutkach, jak „Honky Tonk Women" The Rolling Stones czy „For The Love Of Money" The O'Jays, pojawiały się na listach przebojów. Sting był rozgoryczony: Wierzyłem w ,,Roxanne" - to poważna piosenka o prawdziwym związku. Nie ma w niej mowy o pieprzeniu, nie ma nic sprośnego. To prawdziwa piosenka z wiarygodnym tekstem na temat rzeczywistych uczuć, tymczasem radio nie chciało jej grać, ponieważ opowiada o prostytutce. A wystarczy napisać jakiś bzdurny kawałek o bzykaniu, w którym jednak nie pojawi się słowo „bzykanie", i masz przebój. Trochę przygnębiające.

W wypromowaniu singla nie pomógł fakt, że grupa tylko dwa razy zagrała w tym czasie dla londyńskiej publiczności: 18 kwietnia w Nashville Rooms u boku The Crooks oraz pięć dni później w Roundhouse u boku Steel Pulse, Wreckless Erica i Johna Coopera Clarke'a. A już 6 maja musiała polecieć do Niemiec, by po raz drugi wesprzeć swoimi umiejętnościami Eberharda Schoenera i przez dwa tygodnie, od 13 do 31 maja, uczestniczyć w spektaklach pod hasłem Laser Theatre, tym razem na terenie całego kraju, od Getyngi przez Bochum, Kolonię, Boblingen, Offenbach i Monachium po Diisseldorf. Wraz z Schoenerem wystąpiła również w dwóch programach telewizyjnych, a jeden z nich został trzy lata później pokazany nawet przez Telewizję Polska^. Także tym razem doszło do wspólnych nagrań, chociaż bez udziału Stewarta, jak Octogon, Code-Word Elvis czy Video-Magic, wydanych jeszcze w tym roku przez Harvest na płycie „Video-Magic". A materiał z obydwu wspólnych albumów, dostępnych tylko w Niemczech, posłużył rok później za podstawę brytyjskiej

85

składanki „Video Flashback" (w następnych zaś latach kilku innych podobnych zestawów).

Grupa wróciła do Londynu 3 czerwca i na miejscu dowiedziała się, że singel „Roxanne" rozszedł się w dziesięciu tysiącach egzemplarzy -wynik jak na wielką wytwórnię mizerny.

Trudno w to dziś uwierzyć, ale o wiele lepiej sprzedawał się wydany w tym samym czasie, 27 maja, solowy singel Stewarta Copelanda. Bębniarz nie bardzo mógł pogodzić się z faktem, że nawet najfajniejsze w jego odczuciu piosenki, jakie stworzył na pierwszy album The Police, ustąpiły ostatecznie miejsca propozycjom Stinga. Nagrano tylko jedną jego kompozycję, „Peanuts", która ukazała się na stronie B płytki „Roxanne", ale wokalista dodał do niej własne słowa.

Stewart wyjaśniał: Wielu moich piosenek Sting nie chciał śpiewać, a w tych, które śpiewał, zmieniał teksty. Bardzo się różnimy, inaczej wyrażamy siebie i mój sposób pisania nie odpowiada mu. Z kolei Sting tak komentował tę wypowiedź: Stewartowi i Andy'emu ciężko napisać piosenkę dla mnie. Dysponuję co prawda szeroką skalą, a jednak z pewnymi dźwiękami nie bardzo sobie radzę. Poza tym głównym atutem Stewarta jako autora piosenek jest ironia, a ta nie najlepiej mi wychodzi. Niektóre rzeczy pisane przez nich po prostu do mnie nie pasują.

Stewart wierzył zwłaszcza w jedną ze swoich propozycji, „Don't Care", ale ponieważ Sting upierał się, że nie potrafi jej fajnie wykonać, nagrał ją w Surrey Sound Studios sam: zagrał na wszystkich instrumentach oraz - do raz pierwszy w życiu - zaśpiewał.

l> iiielu moiah piosenek Sting nXe ohoiai iplewić, tt w tyah, które ipiewii-i, ztnleniAi teksty... tClirk Kent wkrtCJi do akcji.

Zadowolony z wyniku zarejestrował jeszcze dwa własne utwory, „Office Girl" i „Thrills". A następnie wydał wszystkie na singlu w stworzonej w tym celu - przy pomocy Milesa - firmie. Płytkę sygnował pseudonimem Klark Kent, wziętym oczywiście od bohatera komiksów i filmów o Supermanie. Wydawnictwo pod każdym względem miało się zresztą kojarzyć z superbohaterem. Singel wytłoczono na zielonym winylu i wydano z zieloną nalepką w zielonej okładce - zielony to kolor kryptonitu, minerału pochodzącego z Kryptonu, ojczystej planety Supermana. Firma zaś otrzymała nazwę, jakżeby inaczej, Kryptone Records.

Wydaniu „Don't Care" towarzyszyła natrętna kampania reklamowa, trochę w duchu punkowych prowokacji. W materiałach prasowych znalazła się na przykład informacja o pięknych siostrach trojaczkach, które rzuciły się ponoć z ostatniego piętra jednego z nowojorskich wieżowców na 42 Ulicę, trzymając się za ręce i śpiewając „Ave Maria", ponieważ Kent odrzucił ich awanse, a gazeta „Daily Maił" zamieściła na pierwszej stronie zdjęcie zamaskowanego artysty oddającego mocz na grób dziewcząt...

67

Niesmaczne? Bez wątpienia. Ale skuteczne. Wszystkie rozgłośnie radiowe z BBC na czele rzuciły się na „Don't Care", a zaintrygowana wytwórnia A&M zdecydowała się wydać singeł w dużym nakładzie. Zaraz potem płytka weszła na listy przebojów i ostatecznie sprzedała się w trzydziestu pięciu tysiącach egzemplarzy. A Klark Kent został zaproszony do udziału 31 sierpnia w popularnym programie telewizji BBC „Top Of The Pops". Oczywiście Stewart nie mógł podczas tego występu sam akompaniować sobie na wszystkich instrumentach, poprosił więc o pomoc kolegów. I jest w tym gorzka ironia, że grupa The Police zadebiutowała w „Top Of The Pops" nie pod własnym szyldem, wykonując „Roxanne", a jako formacja Klarka Kenta, grająca „Don't Care".

Muzycy wystąpili z zasłoniętymi twarzami, aby nie rozpoznano w nich Policjantów, chociaż „New Musical Express" już 12 sierpnia zdemaskował Stewarta, on sam jednak zadzwonił do redakcji i zaprzeczył, jakoby był Klarkiem Kentem. Tygodnik zamieścił jego dementi, ale kilka tygodni później opisał występ zamaskowanych Policjantów w „Top Of The Pops" w humorystycznej rubryce „Jaws" w notatce pod znamiennym tytułem: „You Can't Hide An Old Hippie" - „Nie ukryjesz starego hippisa". Głównym bohaterem żartobliwego tekstu był Andy Summers, który zdaniem autora, Geoffa Bartona, jak na starego hippisa całkiem nieźle poguje...

Ciekawe, że również Sting zaprezentował się w tym czasie jako wokalista poza The Police. 11 maja nakładem firmy Charley trafił na rynek singel z utworem „Nuclear Waste" o wymowie antynuklearnej, sygnowany przez tajemniczy zespół Fast Breeder & Nuclear Reactor, tajemną enklawę dawnych i przyszłych gwiazd, jak

0 nim napisano w materiałach promocyjnych. W nagraniu nietrudno było rozpoznać głos Stinga, nazwiska towarzyszących mu muzyków owiewała jednak aura tajemnicy. Dopiero po jakimś czasie ujawniono, że w nagraniu wzięli udział między innymi Mikę Howlett, dawny lider Strontium 90, oraz Gilli Smyth, Harry Williamson, Nik Turner i Steve Broughton, wokalistka, gitarzysta, saksofonista

1 perkusista Mother Gong, zespołu spowinowaconego z Gong. Sting z kolei ujawnił Po latach, że pierwotnie na singlu miał zaśpiewać Johnny Rotten z Sex Pistols, ale nie zgodził się pojawić w otoczeniu muzyków, których uznał za „pierdzieli", 1 W ostatniej chwili ściągnięto do studia właśnie jego.

Chociaż grupa The Police nie mogła w tym czasie pochwalić się nadmiarem Propozycji koncertowych, liczyła na to, że sytuacja prędzej czy później ulegnie Poprawie, w lipcu zatrudniła w każdym razie szefa tras i dźwiękowca.

Obowiązki te powierzyła Kimowi Turnerowi, bratu Martina Turnera z Wishbone Ash, dawniej perkusiście, znanemu z takich zespołów jak Cat Iron i The Andy Fraser Band, który jako tour manager współpracował jedynie z punkowymi The Cortinas. Dodać warto, że z kolei szefem tras Cat Iron był przed laty Stewart Copeland, role się więc odwróciły...

Nie bardzo wiadomo, co było źródłem optymizmu muzyków. Może fakt, że wytwórnia A&M, mimo klapy rynkowej singla „Roxanne", postanowiła dać grupie jeszcze jedną szansę. I zgodziła się wydać kolejny singel, z piosenkami „Can't Stand Losing You" Stinga i zwariowaną, rock'n'rollową „Dead End Job" całej trójki. Postawiła jednak warunek: nagranie „Can't Stand Losing You" zostanie zremiksowane przez zawodowca, który nada mu bardziej komercyjny szlif. Muzycy byli w kropce. Zgodzić się na kompromis czy nie? Andy napisał w „One Train Later", że grupa była warunkiem wytwórni urażona, ale nie bardzo potrafiła się postawić: To potężna firma i my potrzebowaliśmy jej bardziej niż ona nas...

Miles dostarczył firmie taśmę z piosenką i w ciągu trzech tygodni lipca powstało pięć różnych miksów nagrania. Żaden nie wypadł dobrze. Ostatecznie zdecydowano o wydaniu oryginalnego miksu, przygotowanego przez The Police. Dla trójki muzyków była to chwila triumfu. Andy podkreślił w swojej książce fakt, że wytwórnia po tej nauczce już nigdy nie próbowała grupie niczego narzucać. Co więcej, w długoterminowym kontrakcie, który w końcu podpisano, znalazła się klauzula - w punkcie trzydziestym szóstym - gwarantująca The Police całkowitą swobodę artystyczną.

e pokolenie też m& prAwo się zaprezentowAć ~ nie z&tnierzAmy złożyć tylko dlAtego, że rzAmy więcej niż dwAazieioiA trzy Iaca*.

70

> Ten okres byś testem iv;«i-y» oyi J«i< /lieusrające zaCnlenie hiijniższ? punkt naszej egzystencji***

Stworzyła ona precedens, z którego skorzystało w następnych latach wiele innych zespołów. Stewart wyjaśniał: W rzeczywistości klauzula zapewniająca swobodę artystyczną była standardową częścią umowy aż do czasu, kiedy Lou Reed zapragnął zerwać kontrakt z RCA i wypełnił zobowiązanie wobec wytwórni, nagrywając cztery strony elektronicznych szumów — ,, Metal Machinę Musie ". RCA musiało to wydać i w jednej chwili klauzula zapewniająca artystom swobodę artystyczną zniknęła z umów. Dopiero myją przywróciliśmy. Cokolwiek nagramy, muszą to wydać.

Ciekawe, że wytwórnia A&M zaproponowała grupie umowę długoterminową, mimo że singel „Can't Stand Losing You", wydany 14 sierpnia, również nie odniósł wielkiego sukcesu na listach przebojów. Pojawił się na nich jednak i zatrzymał na pozycji czterdziestej drugiej. I był to mimo wszystko sukces, jeśli weźmie się pod uwagę, że i on nie miał właściwie promocji w radiu. Komisja weryfikacyjna BBC nie dopuściła bowiem „Can't Stand Losing You" na antenę, co tłumaczyła obawą, że tekst piosenki, w którym pojawiał się motyw samobójstwa, może kogoś skłonić do odebrania sobie życia. Zwłaszcza że wątek samobójstwa został uwypuklony na okładce.

71

Na płytce znalazło się zdjęcie Stewarta w roli kandydata na wisielca, stojącego z zaciśniętą pętlą na szyi na wielkiej bryle lodu, która powoli rozpuszcza się pod wpływem ciepła z grzejnika elektrycznego. Fotografia ta była świadectwem makabrycznego poczucia humoru, ale jednak tylko poczucia humoru. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by ktoś rzeczywiście chciał odebrać sobie życie w taki sposób: tkwiąc godzinami na rozpływającym się powoli lodowym bloku. Obróciła się wszakże przeciwko grupie, chociaż Stewart po sukcesie singla Klarka Kenta, promowanego w równie kontrowersyjny sposób, wierzył pewnie, że w czasach punk rocka tak właśnie trzeba zwracać na siebie uwagę.

Sting skomentował decyzję rozgłośni na łamach tygodnika „Melody Maker": Wydaje się, że BBC wzięło się za osądzanie poetyckich metafor. Jedyny powód, dla którego nie zagrało „ Can 't Stand Losing You ", jest zdaje się taki, że w tekście pada słowo „zabić się". Po pierwsze, są setki piosenek na temat samobóstwa, po drugie, ta ma charakter ironiczny - to nie jest rzecz na serio...

Nie sprzyjało grupie radio, przestała mu w tym czasie sprzyjać prasa. W recenzjach singla dominowały kpiny z The Police, na przykład Bob Edmans zatytułował omówienie zamieszczone przez tygodnik „New Musical Express" żartobliwie: „Nie warte aresztowania". Powodem ataku nie była jednak muzyka, a fałszywy zdaniem mediów, punkowy wizerunek formacji. Mimo że grupa z punk rockiem nie miała już prawie nic wspólnego, czego jednak niezbyt rozgarnięci dziennikarze jakoś nie dostrzegli.

Fakt, że płytka nie doczekała się uczciwych recenzji, najbardziej bolał oczywiście Stinga, twórcę „Can't Stand Losing You". Czemu oczywiście dawał wyraz. W jednym z wywiadów z tego okresu mówił: Jesteśmy za młodzi, byśmy zdążyli zaliczyć Woodstock, i za starzy na punk. To nie nasze pokolenie wykreowało dinozaury rocka, a ludzie starsi od nas. Nasze pokolenie też ma prawo się zaprezentować - nie zamierzamy złożyć broni tylko dlatego, że mamy więcej niż dwadzieścia trzy lata. Czego ludzie od nas oczekują? Prasa flekuje nas ze wszystkich stron tylko dlatego, że Stu grał w Curved Air...

Pojawienie się singla „Can't Stand Losing You" na dalszych pozycjach list Przebojów tylko nieznacznie zwiększyło zainteresowanie grupą promotorów koncertowych. Nadal grała niewiele. 16 i 17 sierpnia oraz 23 września poprzedzała Punkowy zespół Chelsea w Torąuay Town Hali, Plymouth Van Dyke Club i Margate Dreamland Ballroom, a 4 września towarzyszyła zapomnianym już dziś zupełnie

Railwav Hntpi Knnrprtnwała

iako płńwna P"wia7fla

wyłącznie w Londynie: 9 września w słynnym Marąuee, 14 września w Rock Garden, a 3 października w Nashville Rooms. I zwłaszcza występy w Marąuee i Nashville Rooms przyciągnęły sporo fanów. Do tamtej pory jednak przyjmowana była chłodno. Andy w swojej książce napisał o lecie 1978 roku: Dla mnie ten okres był testem wiary. Był jak nieustające zaćmienie Słońca. Najniższy punkt naszej egzystencji... Dodajmy, że grupa nadal otrzymywała za koncerty groszowe stawki. Trudno się więc dziwić Stingowi, że zaczął rozglądać się za jakimś dodatkowym, lepiej płatnym zajęciem.

Właśnie tego lata wokalista, zachęcany przez Pippę Markham, która była pod wrażeniem jego profesjonalizmu na planie reklamówek telewizyjnych, podjął próbę sprawdzenia się w zawodzie aktora. Mimo obaw, których wyrazem była następująca wypowiedź: Muzycy, którzy są też aktorami, spacerują po cienkiej linie. Popatrzcie na Davida Essexa. To dobry aktor i dobry piosenkarz, ale ludzie nie biorą go serio jako aktora, ponieważ śpiewa, i nie biorą go serio jako muzyka, bo gra w filmach. Trzeba być bardzo ostrożnym. Mam świadomość ryzyka, ale zdecydowałem się je podjąć. I, o dziwo, w krótkim czasie zdystansował na tym polu żonę, Frances Tomelty, doświadczoną aktorkę, która nigdy nie wydźwignęła się ponad nieznaczące role w przeciętnych filmach, głównie telewizyjnych. Tymczasem on miał niebawem zostać zasypany propozycjami udziału w dziełach wybitnych reżyserów, od Davida Lyncha po Francisa Forda Coppolę. Co więcej, jak się okaże, wiele z ról, za które małżonka dałaby się pewnie zabić, odrzuci. Ale też nigdy nie zacznie traktować kariery aktorskiej zbyt serio. Gdy go o to przed laty zapytałem, wyjaśnił: Nigdy nie miałem ambicji, by zostać aktorem. Stałem się aktorem przez przypadek. Oczywiście staram się zawsze wykonać każde zadanie, którego się podejmuję, jak najlepiej. Ale aktorstwo nie jest pasją, która mnie pochłania bez reszty. Nie mam ambicji, by dokonać czegoś wielkiego w tym zawodzie. Gram w filmach, ponieważ po pierwsze - to świetna zabawa, po drugie - ta zabawa pozwala mi wydostać się czasem z mojej wieży z kości słoniowej, oderwać się od pisania piosenek, od tworzenia muzyki, a po trzecie - lubię nowe zajęcia, lubię spotkania z nowymi ludźmi, lubię przebywać w otoczeniu, którego nie znam. Aktorstwo to dla mnie sposób na odświeżenie życia. To coś takiego jak zmiana pracy na jakiś czas...

Debiutem Stinga na wielkim ekranie miał być epizod w filmie „The Great Rock'n'Roll Swindle" Juliana Tempie z Sex Pistols w roli głównej. Wokalista zgodził się na kontrowersyjny epizod - muzyka rockowego o skłonnościach homoseksualnych, który wraz z kolegami porywa Paula Cooka.

^ Jesteśmy za młodzi, byśmy zdążyli zaliczyć Woodstock, i za starzy na punk* i0 nie nasze pokolenie wvkreowaio dinozaury roaka, a luazle starsi °a nas...

74

[> Sting w B»ło znanym filmie ,iadio gra. Wykonał w nim piosenkę Three Sceps To He£ven, której nie ma na żaanej jego płycie.

W jednej ze scen miał namiętnie pocałować uprowadzonego bębniarza - na tylnym siedzeniu Chevroleta. Miles Copeland, który dowiedział się o bulwersującej sekwencji, kiedy została już nakręcona, był pełen obaw, że zniszczy karierę The Police. Sam Sting z kolei narzekał: To nudny film, mam nadzieję, że nigdy nie wejdzie na ekrany. Nie podobała mi się praca z reżyserem, a granie z Paulem Cookiem było koszmarem.

Na szczęście dla niego i jego grupy scena wypadła fatalnie i ostatecznie została wycięta z „The Great Rock'n'Roll Swindle" (chociaż znalazła się w roboczej wersji filmu, pokazanej z wideokasety w warszawskim klubie Remont, nie mam pojęcia jakim cudem, bodajże latem 1979 roku - byłem, widziałem). Sting mimo wszystko zainkasował za udział w zdjęciach sto dwadzieścia pięć funtów (a więc raptem trzy czy cztery razy więcej niż Maciek Góralski, perkusista polskiego punkowego Kryzysu, który wystąpił w zbiorowej scenie rewolty).

Tylko dwadzieścia funtów dostał wokalista za nakręconą jednego dnia stycznia następnego roku rólkę mechanika samochodowego, który wielbi tragicznie zmarłą

gwiazdę czasów rock'n'rolla, Eddiego Cochrana, w niskobudżetowym filmie „Radio gra" Chrisa Petita. Obraz ten, wyprodukowany przez Wima Wendersa i utrzymany w jego stylu, przeszedł przez ekrany niezauważony, mimo dobrej prasy. Dla fanów Stinga ma jednak ogromną wartość: sekwencja, w której frontman The Police śpiewa stary przebój Cochrana „Three Steps To Heaven", to przecież jego solowy debiut. I aż dziwne, że nikt nie wpadł na pomysł wydobycia nagrania ze ścieżki dźwiękowej i wydania go na płycie. Może ukaże się kiedyś w jakimś boksie podsumowującym karierę wokalisty?

Tak czy inaczej, dziwne, że Sting zgodził się na udział w „Radio gra", miał już wtedy za sobą bowiem znaczącą rolę aroganckiego guru modsów zwanego Asem w filmowej wersji opery rockowej „Quadrophenia" zespołu The Who. Tak mówił

0 swoim bohaterze: To okropna postać, nie wzbudza sympatii, ale to ona dała mi możliwość zaprezentowania umiejętności aktorskich. I dodawał: Lubię grać postaci negatywne. Po całym dniu bycia kimś dobrym, wspaniałym, przyjemnie czasem mieć możliwość zdjąć buty i stać się złem wcielonym.

Przyjął rolę w „Quadrophenii" nie od razu. Z początku uważał, że jest za stary, by wcielić się w młodzieżowego rebelianta z lat sześćdziesiątych, który jeździ skuterem, tańczy Mashed Potato i przewodzi modsom w starciach z rockersami na plaży w Brighton. Pippa Markham przekonała go jednak, by spotkał się z reżyserem, Frankiem Roddamem, a kiedy już doszło do konfrontacji, nie było mowy o tym, by Asa zagrał ktoś inny (do roli bez powodzenia przymierzali się Johnny Rotten

1 Jimmy Pursey, wokaliści Sex Pistols i Sham 69).

Zdjęcia do filmu trwały cały wrzesień i początek października. Właściwie nie kolidowały z działalnością The Police, ponieważ grupa nie była w tym czasie zbyt aktywna: taśma z jej pierwszym albumem leżała od kilku miesięcy w sejfie wytwórni A&M, a do koncertów nadal dochodziło rzadko. Jedynym utrudnieniem miał się więc okazać zaaranżowany nagle występ w popularnym programie telewizyjnym „Old Grey Whistle Test". Sting nie był pewnie zadowolony, że studio w Manchesterze wynajęto na 2 października, a więc w dzień jego urodzin. Zwłaszcza że nie było mowy 0 zwolnieniu tego przedpołudnia z planu »Quadrophenii". Właśnie wtedy miała bowiem być kręcona trudna scena wielkiej zadymy w Brighton. W tej sytuacji Sting musiał po zakończeniu zdjęć

V,

76

polecieć do Manchesteru i dać z siebie wszystko podczas prestiżowego telewizyjnego popisu The Police.

Aby zamaskować zmęczenie, postanowił pokryć twarz metaliczną farbą w spreyu. Przez nieuwagę chlusnął nią sobie w oczy. Doznał poparzenia, był bliski utraty wzroku - uratowało go to, że w pobliżu znajdowała się klinika okulistyczna i natychmiast udzielono mu pomocy. Rozważano odwołanie występu, ale Sting zdawał sobie sprawę, jak bardzo może odmienić los grupy jej pojawienie się w lubianym przez młodzież programie telewizyjnym. Zdecydował się więc zaśpiewać - w wielkich okularach przeciwsłonecznych, które przez cały czas zsuwały mu się na czubek nosa, co wyglądało komicznie i nie bardzo pasowało do zapowiedzi wygłoszonej przez popularną prezenterkę Annę Nightingale: Oto nowa ekscytująca grupa o wyglądzie aniołów... Głównym punktem krótkiego występu była oczywiście piosenka z ostatniego singla - „Can't Stand Losing You". A w nocy Sting, kompletnie już wykończony, musiał wrócić pociągiem do Londynu i stamtąd udać się samochodem do Brighton, gdzie od siódmej rano kręcono ciąg dalszy sceny wielkiej rozróby z udziałem modsów, rockersów i policji...

Koniec zdjęć do „Quadrophenii" zbiegł się z nagraniem przez grupę 16 października kilku utworów do programu radia BBC, prowadzonego przez Kida Jensena: nieoczekiwanie dopuszczonego na antenę „Can't Stand Losing You", a także „Hole In My Life", „Truth Hits Everybody" i „Next To You". Muzycy nie słyszeli audycji, nadana została bowiem 24 października, kiedy od kilku dni przebywali w Stanach Zjednoczonych.

Trasa amerykańska była pomysłem Milesa Copelanda, który podobnie jak Brian Epstein, menażer Beatlesów, uważał, że wystarczy podbić tamtejszy rynek, by mieć u stóp cały świat. Ale do jej zorganizowania nigdy by nie doszło, gdyby nie łan Copeland, brat jego i Stewarta, który od jakiegoś czasu przebywał za oceanem i pracował w małej agencji koncertowej Capricorn/Paragon Production w Macon w Georgii. To on wszystko zaaranżował - zorganizował Policjantom serię małych klubowych występów za skromne honoraria pokrywające minimalne koszty. Dokładnie: dwadzieścia trzy koncerty w ciągu dwudziestu siedmiu dni za dwieście do trzystu dolarów za wieczór.

Przygotowania do wyprawy, obejmującej też Kanadę, trwały kilka miesięcy, co najmniej od kwietnia. Wtedy to Miles poleciał do Stanów i wszystko zaaranżował: kupił używane kombi, którym muzycy mieli podróżować po kraju, oraz skromny sprzęt nagłaśniający mieszczący się wraz z instrumentami z tyłu samochodu.

77

^.ng lako As, najmodniejszy z Moasćw, w ei< r±n i The iVho "i^uaaropheniii.

Ci' o n e ■•■ v z g s o o ^ u

78

{> ■sramy mocny, ostry set który przeszywa publiczność n* wylot - nigdy wczeiniei nie siyszeli czego* podobnego,..

p

w komplecie: i»n, iitewirt i Miles,

Przygotował też kosztorys wyprawy, obejmujący noclegi w tanich hotelach, po dwóch w pokoju - muzykom towarzyszył jedynie Kim Turner, który dzielił z nimi funkcję kierowcy - oraz całodzienne wyżywienie w granicach do dwudziestu dolarów na osobę.

Grupa nie mogła liczyć podczas tego tournee na niczyje wsparcie. Wytwórnia A&M w ogóle nie była zainteresowana promowaniem podopiecznych na rynku amerykańskim, ponieważ nadal nie ukazała się tam żadna ich płyta - skoro singel „Roxanne" nie zrobił furory w Anglii, nikt nie spieszył się, mimo wcześniejszych obietnic, z wydaniem go w Stanach. Andy wspomina dziś: Wszyscy odradzali nam tę trasę, ludzie z A&M mówili: „Nie, nie, stracicie kasę!" Ale pojechaliśmy, zagraliśmy w Rat, zagraliśmy w CBGB ś, amerykańska wytwórnia przyszła nas zobaczyć i z miejsca podpisała kontrakt... Ale wtedy, w 1978 roku, nawet on wahał się, czy warto tracić czas i energię na małe klubowe koncerty za oceanem, gdzie poza Bostonem - o tym za chwilę - nikt nawet nie słyszał o The Police. Zwłaszcza że jego towarzyszka życia, Kate, była w ósmym miesiącu ciąży...

Stewart i Kim polecieli do Nowego Jorku 19 października. Sting i Andy Summers, prawdopodobnie aby oszczędzić na noclegu, podążyli za nimi nazajutrz, w dniu pierwszego koncertu - w legendarnym klubie CBGB's w nowojorskiej Bowery. Niestety, samolot tanich linii Laker miał czterogodzinne opóźnienie i kiedy o dwudziestej drugiej trzydzieści wylądował na lotnisku im. Johna Fitzgeralda Kennedy'ego, do wyjścia The Police na scenę, po kompletnie już dziś zapomnianym zespole Son, zostało dziewięćdziesiąt minut. Wykończeni muzycy musieli więc udać się prosto do klubu.

79

Andy tak opisuje ten wieczór: Pospieszna próba dźwiękowa na oczach publiczności i jesteśmy gotowi do występu. Nikt na widowni nas nie zna, nikt o nas nie słyszał - musimy pokazać, co jesteśmy warci, a to wywołuje determinację, by rozwalić wszystko w drobny mak. Zmęczenie długim lotem daje o sobie znać, ale w jakiś sposób Nowy Jork wpływa z ulicy do środka, by nabuzować nas adrenaliną. Gramy mocny, ostry set, który przeszywa publiczność na wylot nigdy wcześniej nie słyszeli czegoś podobnego. Przesycone reggae i echoplexem granie oraz wysoki głos Stinga tną zawiesistą atmosferę jak nóż: pod koniec pierwszego setu wszyscy są na nogach i zawodzą razem z nami. Chociaż publiczność nie jest liczna, mamy wrażenie oszałamiającego sukcesu...

O drugiej trzydzieści w nocy grupa musiała wyjść na scenę ponownie. Raz jeszcze oddajmy głos Andy'emu: Powtarzamy pierwszy set niemal bez żadnych zmian. Brakuje nam piosenek i właściwie nie mamy wyjścia, poza możliwością wzbogacenia części instrumentalnych o jamowanie. A brak materiału okazuje się ważnym czynikiem kształtującym nasz styl, ponieważ oznacza, że musimy

POLiLE DFPT

'■*■ - - e Police ■ ;■ r> i 'o i,' * j ^ « "i erv j< *,« .i s 2 v s 1? v

i nam tę trasę, luazie z

rozbudowywać każdy numer, aby grać wyznaczoną ilość minut. Chociaż mieliśmy próby w Londynie, granie dla publiczności przez cale trzy tygodnie, dzień po dniu, to zupełnie inne doświadczenie. Energia płynąca od publiczności daje nam silę, dzięki której jamowanie staje się tak łatwe. Andy dodaje też, że wzbogacenie podczas pobytu w Stanach wspólnego grania o wstawki improwizowane, niecodzienne efekty czy wariacje rytmiczne nadało mu zupełnie nowy wymiar. I puentuje, że grupa zaczęła wtedy brzmieć jak punkowa wersja legendarnego zespołu jazzowego Weather Report.

Następnego dnia grupa znowu wystąpiła w CBGB's, ale w dalszej części trasy grała głównie w małych prowincjonalnych klubach, jak Last Chance Saloon w Poughkeepsie w stanie Nowy Jork, The Firebarn w Syracuse w tym samym stanie, Shaboo w Wilimantic w Connecticut czy Phase 111 w Swissvale w Pensylwanii. Trudno było oczekiwać, by takie występy, zazwyczaj dla niezbyt licznej publiczności, odmieniły jej los. A jednak nie był to zmarnowany czas. Nawet koncert w dziurze takiej jak Poughkeepsie - 23 października, dla zaledwie czterech słuchaczy - okazał się znaczącym wydarzeniem w historii The Police.

Bardzo dobrze zapamiętał ten wieczór Andy: Panuje dojmujący chłód i rozładowujemy nasz sprzęt z samochodu w głęboki śnieg. Zdaje się, że to niezłe miejsce, ale dzisiejszego wieczoru nie ma mowy o większej publiczności. Dotarły cztery osoby. To śmiałkowie lub szaleńcy, którzy mimo mrozu przyszli zobaczyć nieznany angielski zespół punkowy pod nazwą The Police. Cztery osoby? Przez moment mamy poczucie, że dało o sobie znać przeznaczenie — może pisana nam jest porażka, nawet w tym kraju, a sukces w CBGB s wydaje się nagle tak odległy. Ale rozstawiamy graty i po otrzymaniu czegoś do jedzenia odzyskujemy siły na tyle, by powiedzieć: „Pieprzyć to, grajmy, potrzebujemy praktyki, przynajmniej się rozgrzejemy". Wbiegamy więc na scenę, by stanąć przed niemal niewidoczną publicznością i odegrać pełny koncert, rzucając się po scenie jak świry, prężąc się ijamując do upadłego...

Ale to nie wszystko. Miles Copeland wyjaśnia: Większość grup powiedziałaby: ,, Co za gówno! Pieprzyć to!". Tymczasem The Police wyszli na scenę i zagrali jeden z najlepszych koncertów w karierze. Sting poprosił słuchaczy, żeby się przedstawili. Jeden okazał się didżejem - w rzeczywistości chodzi o kobietę, Jane Hamburger z rozgłośni WPIX - i muzyka grupy zwaliła go z nóg. Od następnego dnia grał ją do upadłego w swoich audycjach. W rezultacie koncert okazał się jednym z najważniejszych, jakie zespół zagrał...

81

Z kolei w Bostonie, o czym była już mowa, radio grało „Roxanne" na długo przed przybyciem The Police. Dlatego w tym mieście grupa mogła zagrać cztery razy pod rząd w renomowanym klubie Rat - między 26 a 29 października. Sting komentuje: Zaczęło się od Bostonu. Lokalne radio dorwało angielski singel z „Roxanne " i zaczęło grać. I kiedy tam dotarliśmy, sprzedaliśmy cztery koncerty w Rat... I wyjaśnia, że był to czas znużenia muzyką disco, która dominowała w rozgłośniach amerykańskich - w lukę, która powstała, zaczęli wdzierać się wykonawcy rockowi - Elvis Costello, Dire Straits czy właśnie The Police.

Pojawienie się „Roxanne" na antenie rozgłośni radiowych w Stanach sprawiło, że została przez A&M włączona do programu punkowej składanki „No Wave" (wraz z „Next To You"). A kiedy była już dostępna na płycie wydanej oficjalnie w Stanach,

ż mieliśmy próby w Lonaynie, granie dla publicznośei przez caie oznie, dzień po aniu, to zupełnie inne doświadczenie***

[> Liv 1 i. z

zaczęły po nią sięgać także wielkie komercyjne rozgłośnie o zasięgu ogólnokrajowym, poczynając od KRBE z Houston i nie wyłączając KHJ z Los Angeles. To wszystko sprawiło, że wytwórnia A&M wypuściła w końcu w Stanach, w styczniu następnego roku, singel z „Roxanne" i „Dead End Job". A trzydziesta druga pozycja płytki na liście przebojów tygodnika „Billboard" była wystarczającą zachętą do wydania w Stanach także - w późniejszym terminie - albumu tria.

Wróćmy jednak do trasy. Jej finałowymi akcentami były kolejne dwa naładowane niesamowitą energią koncerty w CBGB's, w dniach 14 i 15 listopada (podczas pobytu w Nowym Jorku Sting kupił bezprogową gitarę basową Fender Precision). Pokazywały to, o czym Andy mówił później, w 1980 roku w wywiadzie dla miesięcznika „Guitar": że Stewart, Sting i Andy zgrali się podczas tego trzytygodniowego pobytu za oceanem bardziej niż kiedykolwiek do tamtej pory, że okrzepli jako zespół, że wreszcie w pełni uświadomili sobie, na co ich razem stać. Sting: Ta trasa zrobiła z nas psy wojny! Mieszkaliśmy w najtańszych hotelach, dzieliliśmy łóżka. Pojechać do Ameryki, płacić za siebie, grać w najbardziej parszywych klubach... To z nas zrobiło zespół - rozgniatający wszystko, co na drodze, nieustraszony!

Andy wyruszył do domu już 16 listopada, aby być przy żonie, kiedy będzie rodzić córkę, co nastąpiło trzy dni później (dziewczynka otrzymała imię Layla, zaczerpnięte z piosenki Erica Claptona). Musiał złapać samolot o szóstej rano. Tak o tym po latach napisał: Płacąc za taksówką na lotnisko spłukuję się z ostatnich groszy, które zarobiłem na trasie i przez moment się zastanawiam,

83

jak dostanę się z Heathrow do domu w Putney... Stewart i Sting zostali w Nowym Jorku jeszcze jeden dzień, ale 17 listopada oni również polecieli do Londynu, aby nie przegapić innych ważnych narodzin. Tego dnia ukazał się pierwszy album The Police, mianowany ostatecznie „Outlandos d'Amour". Nowy tytuł, tak jak poprzedni, „Police Brutality", wymyślił menażer. Sting nazwał go po latach osobliwą mieszanką esperanto i bełkotu, która w ustach Milesa Copelanda brzmi jak parodia francuskiego, tracącego raczej jego uczelnią z Alabamy niż Sorboną. Od początku zresztą nie był nim zachwycony, ale w końcu go zaakceptował; uznał, że trafia w nieco absurdalne poczucie humoru całej trójki. Zresztą nie pojawił się inny, lepszy pomysł.

Płyta była właściwie autorskim dziełem Stinga. On podpisał niemal wszystkie kompozycje i teksty z wyjątkiem muzyki w „Peanuts" oraz opatrzonego fortepianowym podkładem tekstu w „Sally". Muzyka w „Peanuts" była dziełem Stewarta, tekst i fortepianowy podkład w „Sally" - Andy'ego. Trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że oba utwory, a już zwłaszcza „Sally", znalazły się na płycie tylko dlatego, aby koledzy mieli poczucie, iż też wzięli udział w tworzeniu materiału. Co wcale jednak nie znaczy, że nie mieli wiele do powiedzenia. Muzyka The Police, zwłaszcza w tym początkowym okresie, była jednak wspólnym dziełem. Stingowi zawdzięczała oczywiście najwięcej, przede wszystkim świetne, zapadające w pamięć melodie. Ale ojej oryginalności przesądziła zdumiewająca wręcz świeżość pomysłów aranżacyjnych oraz wynikających z nich rozwiązań rytmicznych, harmonicznych, kolorystycznych.

Andy tak o tym mówił w 2006 roku w wywiadzie dla

Pisma ..Reenrd Cnilector"' Mnim 7rtnnipm u> The Pnlire

najważniejsze były aranżacje. Brzmienie było wynikiem myślenia trzech osób, nie tylko Stinga. Było wynikiem reakcji chemicznych, jakie zachodziły między nami. W Los Angeles, gdzie mieszkam, działa parę zespołów grających muzykę The Police, ale zasadniczo nie jest ich wiele, ponieważ nasz materiał trudniej odtworzyć niż wielu innych grup. Jest skomplikowany rytmicznie, a niektóre partie gitary również nie należą do łatwych do zagrania. Podobało mi się to, że są trudne. W przeszłości grałem z różnymi zespołami proste dwunastotaktowe bluesy, ale taka muzyka wydawała mi się potwornie nudna pod względem harmonicznym. Była zbyt trywialna jak na mój gust.

Wynikiem zderzenia trzech osobowości, a więc Stinga, Stewarta i Andy'ego, była też pomysłowość w łączeniu w ramach poszczególnych kompozycji różnych stylów, od rocka w swej najbardziej uproszczonej postaci - pamiętamy o punkowym rodowodzie The Police - przez reggae po jazz i nawet muzykę współczesną. Podkreślał to Andy w cytowanym wywiadzie: The Police było syntezą wielu różnych rodzajów muzyki. Ja na przykład starałem się wykorzystywać elementy jazzu i muzyki klasycznej dla stworzenia podstaw harmonicznych naszych piosenek. A potwierdzał też Sting, nawet mówiąc w jednym z wywiadów o swoich inspiracjach wokalnych: W moim śpiewie słychać różne wpływy, poczynając od Elli Fitzgerald i Cleo Laine. Ale zarazem nigdy nie słuchałem wokalistów rockowych, nigdy nie kopiowałem Roberta Planta ani nikogo z tego kręgu.

Ciekawie zresztą Sting mówił o pomyśle na muzykę, która czerpie z wielu różnych stylów, także w rozmowie ze mną: Każda piosenka ma oczywiście swoich rodziców, każda wypływa z czegoś, co powstało wcześniej, w każdej można doszukać się związków z czymś, co już było. Dla mnie muzyka to system modularny. Sięgasz po jakiś fragment, dodajesz do niego coś innego, potem dokładnie mieszasz i powstaje zupełnie nowa kompozycja. A także: Pisanie piosenek utrzymanych w różnych stylach to jak kierowanie samochodem, który może mieć różne kolory. Jeśli nawet przemalujesz samochód, będzie to nadal ten sam samochód, jadący w tym samym kierunku. Wiesz, ja nie chciałbym stać się niewolnikiem jednej muzycznej idei. Nie chciałbym zostać zamknięty w szufladzie, na którą przyklejono jakąś określoną nalepkę: „bluesman", „jazzman", „śpiewak pop". Ja mówię o sobie: muzyk. 1 interesuje mnie cały muzyczny wszechświat. Interesuje mnie całe muzyczne spektrum. Tak właśnie widzę muzykę - jako pewną całość. Nie przyjmuję do wiadomości barier pomiędzy popem, jazzem i muzyką klasyczną. Oczywiście zdaję sobie snrawe z teeo. że wiele je dzieli. A jednak jako twórca sięgam do nich wszystkich,

85

Trasa po stanach zrobiła z nas zespći - rozgniatający wszystko co na ?~roa.ze, nieustraszony 1 Zrobiła z nas psy wojnyt

kradnę z nich wszystkich i z tych różnych elementów buduję swoją muzykę. I wreszcie: Każdy rodzaj muzyki, który stanowi obieg zamknięty, przestaje się rozwijać i w końcu czeka go już tylko śmierć. Ogromne znaczenie mają więc poszukiwania nowych źródeł inspiracji -poszukiwania nowego paliwa. Może to być muzyka ludowa różnych narodów. Może to być jazz, może to być muzyka klasyczna. Elementy tych gatunków mogą odświeżyć daną odmianę rocka czy popu. Gdy określony rodzaj muzyki staje się dogmatem, gdy zaczynają rządzić nim raz na zawsze ustalone prawa - jest skazany na śmierć. No i większość odmian rocka to już martwa muzyka.

Wynikiem takiego podejścia była oczywiście płyta, która mogła z kolei razić rozrzutem stylistycznym, brakiem wspólnego mianownika. Sting w ogóle jednak nie Przyjmował takiego punktu widzenia do wiadomości: Dla mnie album to zbiór mniej lub bardziej przypadkowych piosenek, nic ponadto. Nie postrzegam albumów jako całości - to pretensjonalna idea, z lat sześćdziesiątych, kiedy za płytą musiał stać jakiś koncept.




i

WILL BE AT

RATHER RIPPEO RECORDS ON THE CORNER OF HEARST & EUCL1D

T0M0RR0W AT NOON!!

Na „Outlandos d'Amour" bez wątpienia nie było żadnego konceptu. Pierwszy utwór, „Next To You", przypominał, że punktem wyjścia do muzyki The Police był punk rock. Sting przyznaje, że chciał stworzyć coś niesłychanie prostego, opartego na trzech akordach, chociaż ostatecznie trochę rzecz rozbudował pod względem harmonicznym. Tak czy inaczej, wykonanie, pełne werwy i czadu, szalonego bębnienia i krzyku, przydało utworowi punkowej zadziorności. Chociaż z drugiej strony dźwięki gitary zagrane techniką slide - Andy na płytach zrealizowanych ze Stingiem i Stewartem sięgnął po nią jeszcze tylko dwa razy, w „Lady Of Delight" z repertuaru Strontium 90 i „It's Alright For You" z drugiej płyty The Police - nadały całości lekko bluesowy odcień. A nakładki głosu Stinga, wzbogacające partie wokalne pod względem harmonicznym, nieco złagodziły utwór.

Pasował do muzyki o punkowym rodowodzie tekst o miłości na granicy szaleństwa, chociaż Sting twierdzi, że koledzy mieli co do tego wątpliwości. Mówi: Stewart i Andy chcieli uczynić kawałek bardziej agresywnym, dorzucili więc do słowa: „Mam na ciebie gnata", ale powiedziałem, że czegoś takiego nie zaśpiewam. I dodałem, że BĘDZIEMY wykonywali piosenki miłosne. Jednym słowem zacząłem się stawiać. Stewart nie potwierdza jednak słów Stinga: Tak naprawdę nie przeszkadzały nam teksty o miłości - pod warunkiem, że śpiewał je z agresją w głosie!

Next To You" wykonywały w późniejszych latach tak różne zespoły, jak Anthrax, Down By Law, Supergrass, Foo Fighters i The Offspring.

Piosenka „So Lonely", wybrana na następny

cn album

camvm

87

t> Pieprz się ciool Taki

nipis widniai na

bębnach istewarta

w czasach The Police*

Sting twierazi, że siowa

te b y -ć y skierowane a o

niego.

(z premierowym utworem Stinga „No Time This Time" na stronie B), potwierdzała zauroczenie tria muzyką reggae. Była też zarazem świadectwem umiejętności wykorzystania elementów tej muzyki - Sting przyznawał, o czym była już mowa, że wzbogacił melodię wywiedzioną ze starego utworu The Last Exit akordami z „No Woman No Cry" Boba Marleya, a w jednym z wywiadów powiedział nawet: Bądźmy szczerzy, ,, So Lonely " to bezwstydna zrzynka z ,, No Woman No Cry " - w graniu nie pozbawionym zdecydowanie rockowego czy wręcz punkrockowego uderzenia i noszącym już wyraźne cechy własnego stylu. Także tutaj pojawiały się akcenty bluesowe - w partii harmonijki. Tekst był wyznaniem rozpaczliwej samotności po rozstaniu z ukochaną. Ale Sting śpiewał go bez nutki żalu w głosie, wręcz z furią, zdzierając struny głosowe, jakby chciał przekreślić jego melodramatyczny Wydźwięk. I w tym również czuło się szkołę grania muzyki pełnej punkowego ducha.

Na pozycji trzeciej grupa umieściła „Roxanne", swój najlepszy utwór do tamtej pory, odczytanie dość konwencjonalnej ballady w rytmie tanga, z naleciałościami reggae - nawet w śpiewie Stinga czuło się wpływ akcentowania Boba Marleya - i z prawdziwie rockowym ogniem. Genialna choć prosta aranżacja potwierdzała dużą inwencję w tym zakresie: w zwrotkach rytm akcentowała gitara, a bas i bębny potraktowane zostały z dozą swobody, natomiast w refrenach role się odwracały i rytm przejmowały bas i perkusja.

Piosenka doczekała się wielu wersji, wykonywali ją między innymi George Michael i zespół Fali Out Boy, a w popularnym filmie „Moulin Rouge" jako „El Tango de Roxanne" Ewan MacGregor, Jose Feliciano, Jacek Koman i Richard Roxburgh.

Zaskoczeniem był kolejny utwór na płycie, „Hole In My Life", z tekstem na temat dojmującego uczucia pustki, wypalenia. Rytmicznie wyrastający jakby z „Roxanne", w warstwie melodycznej i harmonicznej prowadził w zupełnie inne rejony, mógł się skojarzyć z piosenkami The Beatles, a także Yes - Sting nawet wokalnie zbliżył się tu do Jona Andersona, a partie grupowe opracował w sposób zbliżony do tego zespołu. The Police i art rock? A dlaczego nie? Dodajmy do tego pełne swobody partie basu i perkusji (Andy: Zamiast pójść drogą gitarowego zawodzenia wspieranego przez bas i perkusję, odkryliśmy, że jesteśmy zespołem trzech solistów), a także pojawiający się po raz pierwszy w nagraniach tria akompaniament fortepianu, prościutki, ajednak wprowadzający jakby jazzową aurę. Wszystko to składa się na całość, która nie należy może do najzgrabniejszych kompozycji w dorobku Stinga i The Police, pozostaje wszakże interesującym świadectwem aspiracji grupy, szukającej własnej drogi ku muzyce odartej z pretensji, ajednak dość wyrafinowanej.

Dochodzimy do „Peanuts", kompozycji Stewarta. To kolejne po „Next To You" echo punkowych początków The Police. Ton nadają oczywiście bębny, dzielnie sekunduje im bas - rytm w drobnych wartościach, tempo dość szybkie, ale nie zagonione. Sama piosenka wydaje się trochę kanciasta, co umiejętnie maskuje Sting, zaokrąglając skandowane i wykrzykiwane frazy. W graniu zespołu nie ma już tej gwałtowności co podczas wczesnych koncertów, ale brzmienie jest całkiem ostre. A smaku całości przydaje niesamowite solo gitary czy raczej zmasowany atak gitarowych dźwięków. Andy w jednym z późniejszych wywiadów opowiadał, że jego partia w tym nagraniu, oparta na klasterach, miała przywodzić na myśl klimat solówek Johna Coltrane'a i Ornette'a Colemana. Jazz nowoczesny? Jedno iest newne. duch anarchii, iaki wDrowadzałv dźwięki sitarv Andv'ego

Summersa do „Peanuts", jak najbardziej pasował do punkowego wizerunku Copelandowego The Police. Podobnie jak pojawiająca się w zakończeniu, równie odlotowa partia saksofonu sporanowego, wykoślawiająca cytat z popularej pieśni kubańskiej „The Peanut Vendor" - oczywiście w wykonaniu Stinga, chociaż on sam tak naprawdę opanował instrument nieco później.

Tekst „Peanuts", napisany przez Stinga, był sarkastycznym portretem gwiazdy rocka, której życie, pełne brudu i skandali, stało się pożywką prasy brukowej. Autor, zapytany w 1979 roku przez dziennikarza „The New Paper", czy chodziło o konkretną osobę, wyjaśnił: Owszem, o Roda Stewarta. Byłem jego wielkim fanem. Wspaniały śpiewak. Ale potem... coś się z nim stało. Mam wrażenie, że nastąpiło to w okresie, kiedy był związany z Britt Ekland. Mam nadzieję, że nie skończę jak on...

Piosenka „Can't Stand Losing You", która tak jak „Roxanne" ukazała się wcześniej na singlu, to chyba najbardziej chwytliwa rzecz na płycie. I najbliższa reggae, chociaż i tu w refrenach grupa poszalała na rockowo. Sting tłumaczył się: Nasze single - „Can't Stand Losing You" i „So Lonely" - zostały zainspirowane przez reggae, ale to przypadek. To po prostu najlepsze piosenki, jakie stworzyliśmy w tamtym czasie. A poza tym elementy reggae nie są w nich obecne cały czas. Obie jadą w stronę zwykłego rock 'n 'rolla... Nawet tu, w utworze stworzonym z myślą

o małej płycie, znalazło się miejsce na intrygującą partię gitary z przystawką echoplex, opartą na rozległych, jakby klawiszowych dźwiękach i najlepiej zapowiadającą kierunek poszukiwań Andy'ego w późniejszym okresie, kiedy gitara stanie się - to jego słowa - instrumentem harmonicznym, orkiestrowym, a w owych orkiestrowych fakturach doszukać się będzie można - to także jego wskazówka — wpływu Messiaena, Bartoka, Schoenberga i Takemitsu.

Tekst „Can't Stand Losing You" to wyznania porzuconego chłopaka naznaczone groźbą samobójstwa, która, jak pamiętamy, przeraziła redaktorów z radia BBC. Co dziwi tym bardziej, że Sting nadał napisanym przez siebie słowom zdecydowanie żartobliwy charakter: narrator użala się, że dziewczyna odesłała mu nie tylko listy, ale też wszystkie podarowane jej winyle, w dodatku porysowane...

Po „Can't Stand Losing You" sięgnął w późniejszych latach między innymi zespół Feeder.

Truth Hits Everybody" to jeszcze jedna pamiątka z okresu debiutu, tym razem kompozycja Stinga, całkiem melodyjna, ale podana w oprawie punkowego pędu

1 zgiełku, chociaż twórca nie oparł się pokusie dość wymyślnego opracowania

§l~UDOWVch nartii

Piosenka „Born In The 50's" ujawniała przede wszystkim wpływ The Beatles, ale pojawiały się w niej akcenty i punkowe (w nie pozbawionej pokrzykiwań partii wokalnej), i reggae'owe (w warstwie rytmicznej). Tekst różnił się od pozostałych. Sting - jakby chciał sprowokować nihilistów i anarchistów z punkowego kręgu - mówił w nim o swoim pokoleniu, jego zmorach, zwątpieniach i rozczarowaniach, ale też o dojrzałości, świadomości społecznej i odpowiedzialności.

Najbardziej osobliwa rzecz na płycie to „Be My Girl - Sally", a więc monolog Andy'ego z dysonansowym fortepianowym tłem „Sally" i rodzaj rockowej klamry Stinga „Be My Girl". Tekst Andy'ego to humorystyczna opowieść człowieka, który pokochał i poślubił nadmuchiwaną lalę z sex shopu, jedna tylko myśl spędza mu sen z powiek: co będzie, gdy najdroższa wepnie szpilkę we włosy?

Andy wyjaśniał: Napisałem to pięć lat temu. Kiedy nagrywaliśmy pierwszy album, przekartkowałem notes ze starymi tekstami i znalazłem właśnie ten. Zupełnie o nim zapomniałem. Wszedłem do studia i sam nagrałem całość, nawet ten zwariowany fortepian... Dodajmy, że „Sally" przypomina bardzo podobne żarty zespołu Giles, Giles And Fripp z płyty „The Cheerful Insanity Of Giles, Giles

[> Kieay nagrywaliśmy pierwszy album, przekartkowaśem notes ze starymi tekstami i znalazietn właśnie ten* Zupełnie o nim zapomniałem, 'zszedłem a o studia i sam nagrałem całość,,.

91

And Fripp" (Deram, 1968). Andy musiał ją znać, ponieważ od młodzieńczych czasów kolegował się z Robertem Frippem. Chociaż sam pomysł umieszczenia na „Outlandos d'Amour" monologu mógł się narodzić podczas pracy nad piosenką „Dead End Job", wydaną na drugiej stronie singla „Can't Stand Losing You". Andy dla żartu ożywił ją bowiem odczytaniem kilku czy kilkunastu ogłoszeń o pracę z pisma „Leatherhead Advertiser"...

Sting w jednym z późniejszych wywiadów wyjaśniał, że coś tak dziwacznego jak „Be My Girl - Sally" mogło się znaleźć na „Outlandos d'Amour" tylko dlatego, że grupa nagrywała album za pieniądze własne, nie wytwórni, a poza tym już na samym początku współpracy z A&M wywalczyła sobie całkowitą swobodę twórczą. Podobnie można wyjaśnić umieszczenie na płycie finałowego zwariowanego jamu „Masoko Tanga" z luzackim graniem całej grupy na bazie figury rytmicznej rodem z reggae, z mnóstwem osobliwych brzmień, jak dźwięki fortepianu odtworzone od końca (partię wymyślił i zagrał Andy), z partią wokalną na totalnym zwisie w dziwnym, zapewne wymyślonym języku...

Sting zapytany o „Masoko Tanga" zakpił z rozmówcy: To rezultat eksperymentu z udziałem grupy i profesora parafizyki, który jest znany z wprowadzania ludzi w stan hipnozy — w takim stanie ujawniają się zdarzenia, które zdają się pochodzić z ich wcześniejszych żywotów. Śpiewam tę piosenkę w języku, którego nigdy nie słyszałem. Nie wiem, co znaczy.

Płytę „Outlandos d'Amour" trudno jeszcze uznać za świadectwo dojrzałości The Police. Ale na pewno jest dziełem intrygującym, dającym dobre pojęcie o ambicjach i inwencji grupy, która zaczynała od punk rocka i choć od punk rocka właściwie odeszła, potrafiła wykorzystać płynącą z niego energię do stworzenia własnej, oryginalnej muzyki. Można też zaryzykować stwierdzenie, że już tu został zdefiniowany styl tria, już tu pojawiły się wszystkie jego elementy. W latach późniejszych jedynie go rozwijała i modyfikowała.

W dniach po ukazaniu się albumu formacja promowała go na kilku klubowych koncertach - 25 listopada w londyńskim Electrix Ballroom, a później, między 28 a 30 listopada, w Limit Club w Sheffield, Pop Club w Yorku i Russell Club w Manchesterze. Natomiast 1 grudnia rozpoczęła trasę po kraju, obejmującą ośrodki akademickie - w Bath, Birmingham, Sheffield, Oldham, Loughborough, Derby, Newcastle, Glasgow, Fife, Edynburgu, Stoke-on-Trent, Cardiff, Exeter, Plymouth i Walsall.

Z dzisiejszej perspektywy może to dziwić, ale nie była główną gwiazdą, a jedynie towarzyszyła zespołowi Alberto Y Lost Trios Paranoias, któreeo odiazdowa.

92

[> Leawie siebie s<yszyi>iyr .ile natchnieni reakcją publiczności dajemy

przesycona kabaretowym duchem odmiana nowo-falowego rocka miała duże wzięcie u młodzieży studiującej. A jednak w trakcie tournee okazało się, że dla dużej części publiczności główną atrakcją była grupa Stewarta Copelanda, Stinga i Andy'ego Summersa. Już pierwszego wieczoru, podczas występu na uniwersytecie w Bath, sala wypełniła się po brzegi właśnie zwolennikami The Police. Formacja miała w każdym razie dużo lepsze przyjęcie niż zespół Alberto Y Lost Trios Paranoias, co dla niego z kolei było nieprzyjemnym zaskoczeniem.

Zacytujmy fragment książki Andy'ego: Kiedy wychodzimy na scenę, na sali panuje chaos. Rozpędzona fala czarnych skór, nastroszonych włosów i podartych T-shirtów naciera na scenę, jakby to miał być ostatni koncert, w jakim uczestniczą. Przez moment jesteśmy zaszokowani. Co się do diabła dzieje? Czy to publiczność Albertos? Ale nie ma przecież czasu na analizowanie sytuacji, trzeba jechać z tym koksem i to tak, jakby to był nasz ostatni koncert. Jesteśmy świadkami pandemonium. Ledwie siebie słyszymy. Ale natchnieni reakcją publiczności dajemy zabójczy występ i schodzimy ze sceny przy akompaniamencie histerycznego wrzasku dziewcząt domagających się powrotu grupy. A biedni Albertos stoją z boku sceny zaszokowani, twarze blade jak ściana. I dalej: W garderobie praktycznie skaczemy po ścianach. Jak to możliwe? Na koncertach w Londynie zima, ale tu, na przedmieściach Bath, jesteśmy bogami!

Tej nocy grupa wracała do Londynu wynajętym przez Milesa Copelanda Fordem Transitem z uczuciem, że jej los nareszcie się zaczął odmieniać.

7rp«7ta nnHf7as kr>1pinvrh koncertów hvłn nndobnie.

93

t> Stewart SJopeland

1 brian James, uwaj przyjaciele

2 boiska.

Zaintrygowani tak gorącym przyjęciem muzycy zaczęli wypytywać fanów w miastach, w których grali, skąd znają The Police. Okazało się, że single „Roxanne" i „Can't Stand Losing You" trafiły tam na podatny grunt. A nie były wielkimi hitami, ponieważ zignorowała je publiczność londyńska, która w większym stopniu niż jakakolwiek inna wpływa na notowania list przebojów.

Trasa poprawiła nastrój muzyków, ale nie odmieniła ich sytuacji finansowej. Grupa nadal otrzymywała skromne stawki - pięćdziesiąt funtów za koncert, z czego musiała oddawać dychę kolegom z Alberto Y Lost Trios Paranoias za możliwość korzystania z ich nagłośnienia, kolejną dziesiątkę kosztowała benzyna, a jeszcze jedną - tani hotel dla czterech osób, oprócz muzyków także dla Kima Turnera. Do podziału zostawało dwadzieścia funtów.

Finałowym akcentem roku był wspólny koncert The Police z zespołem Brian James Allstars 29 grudnia w Electric Ballroom w Londynie. Doszło do niego przypadkiem. Ponieważ Stewart wsparł Jamesa, byłego muzyka The Damned, podczas nagrywania małej płyty „Ain't That A Shame", towarzyszył mu również podczas wspomnianego występu, a pod koniec na scenę wskoczyli dodatkowo Sting i Andy Summers. W rezultacie cała kompania odegrała razem kilka utworów The Police.


95

Grupa powinna była zdyskontować sukces wspólnej trasy z Alberto Y Lost Trios Paranoias dalszymi koncertami w Wielkiej Brytanii, tymczasem jednak musiała wyruszyć do Niemiec na zaplanowane wcześniej kolejne występy z Eberhardem Schoenerem. Andy przyznaje w „One Train Later", że jechali na kontynent z poczuciem, iż jest to strata czasu. Z drugiej strony jednak nadal nie mogli sobie pozwolić na odrzucenie honorariów, jakie gwarantował im niemiecki artysta.

Od 6 stycznia cała trójka uczestniczyła w próbach zespołu, nazwanego Eberhard Schoener's Laser Theatre, w monachijskich Arri Studios. A trzy dni później wyruszyła z nim w wielką trasę po kraju, obejmującą Siegen, Aachen, Bochum, Diisseldorf, Hamburg, Berlin Zachodni, Bremę, Frankfurt, Wiirzburg, Neukirchen, Heidelberg, Saarbriicken, Freiburg, Stuttgart, Kieł, Kaunitz, Hanower, Kassel, Miinster i Monachium. Tym razem muzykom udało się przekonać Schoenera, by pozwolił im na otwarcie każdego koncertu zagrać cztery własne piosenki. W dalszej części byli już jednak tylko akompaniatorami, chociaż oczywiście Sting także w utworach pianisty mógł zaprezentować swoje umiejętności wokalne, a Andy grał liczne partie solowe na gitarach akustycznej i elektrycznej, na przykład w kompozycji „Code-Word Elvis". Trasa trwała do 1 lutego. Tym razem nie zaplanowano żadnych nagrań, ale zarejestrowano jeden wspólny występ telewizyjny - 18 stycznia w Bremie do popularnego programu „Musikladen".

Schoener liczył oczywiście na to, że współpraca z Policjantami będzie kontynuowana w przyszłości. I na przykład w 1980 roku próbował pozyskać Stinga jako głównego wykonawcę opery, którą stworzył w tym czasie. Ale ani on, ani koledzy nie mieli już wtedy czasu na udział w projektach niemieckiego artysty. Andy * jednym z późniejszych wywiadów wyjaśniał: Eberhard pozostał naszym Przyjacielem, chociaż dalsza współpraca okazała się niemożliwa. Granie z nim h\>1n

96

> Chcieli umieicli iv prasie ogłoszeni* z hisieuj The Police to nie punk* tiatychłr.iiist zaźąamem, by się z tego wycofali. Siole, żeby postrzegano n&s J^ko punkowaćw nit heA vy met al owców*

dużą frajdą, ponieważ pozwalało nam oderwać się od własnej muzyki, odetchnąć, a także nabrać dystansu do tego, co robiliśmy jako The Police...

25 stycznia, kiedy grupa przebywała w Niemczech, nakładem firmy Kryptone Records ukazał się drugi singel Stewarta Copelanda firmowany imieniem i nazwiskiem Klarka Kenta, nagrany już w sierpniu 1978 roku „Too Kool To Kalypso"/„Kinetic Ritual". Niestety, nie powtórzył sukcesu poprzedniego. Ale teżj bębniarz nie bardzo miał czas go promować. W terminarzu The Police było córa mniej wolnych dni.

Po zakończeniu wspólnej trasy z Schoenerem grupa zarejestrowała kilka występów radiowych i telewizyjnych - 2 lutego dla Radia Luksemburg, 6 lutego w legendarnym Club A Go Go w Newcastle do programu „Alright Now Rox" dla lokalnej Tyne-Tees Television (prowadził go Den Hegarty, wokalista The Darts), a 8 lutego w Monachium do programu „Scenę 79" dla jednej z telewizji niemieckich. Przypomniała się też brytyjskiej publiczności dwoma koncertami - 9 lutego w King's College w Londynie i nazajutrz w Leeds Polytechnic. Ale myślami była już wtedy w Surrey Sound Studios, gdzie niebawem miała przystąpić do pracy nad drugim albumem, zatytułowanym równie tajemniczo jak pierwszy - „Reggatta de Blanc".

Sesja rozpoczęła się 13 lutego i, choć Andy twierdzi, że zamknęła się w dwóch tygodniach, w rzeczywistości trwała prawie cztery, tak jak poprzednio rozłożone w czasie. Zakończona została dopiero 3 sierpnia. Grupa, tak jak poprzednio, zrezygnowała z pomocy finansowej wytwórni i wszelkie koszty pokryła sama z pieniędzy, które zdążyła zarobić na płycie „Outlandos d'Amour". Według różnych źródeł wyniosły one od sześciu do ośmiu tysięcy funtów. Wynajęcie studia kosztowało drożej niż poprzednio, ponieważ Grey, który awansował na współ-producenta - wraz z samymi muzykami - zdążył je unowocześnić, między innymi zastąpić magnetofony szesnastośladowe dwudziestoczterośladowymi.

97

Po raz pierwszy zaangażowano dodatkowego muzyka, Olafa Kilblera, saksofonistę z zespołu Eberharda Schoenera, aby zagrał w utworze „Low Life", napisanym przez Stinga pod wpływem spaceru przez mroczne zaułki Hamburga. Numer nie wszedł jednak na „Reggatta de Blanc", kilka lat przeleżał w szufladzie i ukazał się dopiero w listopadzie 1981 na singlu „Spirits In The Materiał World", promującym album „Ghost In The Machinę".

Andy wyjaśniał po latach: Stewart i ja nie lubiliśmy „Low Life". Moim zdaniem tekst był trochę snobistyczny, a muzyka miała w sobie coś trywialnie jazzowego. Było trochę nerwów, kiedy o tym rozmawialiśmy. Ale jazzowe solo saksofonu nie miało absolutnie nic wspólnego z The Police. Chociaż, patrząc na to z perspektywy czasu, przyznam, że kawałek nie jest taki zły. Natomiast Stewart prostował: Ależ ja zawsze lubiłem ten numer! To jeden z najfajniejszych tekstów Stinga, a muzyka jest interesująca. Jedynym problemem było to, że w tym czasie nadal próbowaliśmy się określić pod względem brzmieniowym, a solo saksofonu - też świetne -jest z innej bajki...

Andy pisze w „One Train Later", że podczas pracy nad „Reggatta de Blanc" grupa czuła się już w studiu tak, jakby należało do niej. Doświadczenia zdobyte zwłaszcza podczas koncertów w Stanach Zjednoczonych oraz pierwsze dowody uznania ze strony słuchaczy sprawiły, że nabrała pewności siebie, a nawet zuchwałości. Nad kompozycjami pracowała z większą świadomością własnego stylu, dzięki czemu repertuar miał szansę zyskać na spoistości, chociaż stawał się zarazem, za sprawą jamowego podejścia do grania, swobodniejszy niż dawniej. Stewart podkreślał, że tym razem, w przeciwieństwie do poprzedniej sesji, materiał nie był przećwiczony, zespół był. Nie bez znaczenia jest też fakt, że muzycy dużo lepiej rozumieli się z Grayem. Mogli więc eksperymentować, szukać nowych rozwiązań, co zaowocowało niezwykle twórczą atmosferą.

Stewart mówił w tym czasie: Nie zamierzamy trzymać się na każdej kolejnej płycie tej samej formuły. To ślepy zaułek. A Sting dodawał: Im bardziej jesteśmy popularni i im więcej mamy swobody, tym śmielej będziemy wzbogacać paletę środków ekspresji muzycznej. Co doprowadziło go do konstatacji dość zaskakującej i na pewno przesadzonej: W moim odczuciu grupa kieruje się w te same rejony muzyczne co Weather Report. Weather Report to artyści jazzowi wielkiego formatu, którzy odchodzą od jazzu ku muzyce nowych granic, my z kolei odchodzimy od rocka ku nowym granicom i prędzej czy później się spotkamy. I choć The Police nie było Pisane zbliżenie się do Weather Report aż tak bardzo, cytowana wvnowiedź iest

świadectwem ambicji, jakich ani Sting, ani pozostali muzycy na początku wspólnej drogi nie mieli. I które uczyniły płytę „Reggatta de Blanc" tym, czym jest. Arcydziełem rocka lat siedemdziesiątych.

Tymczasem jednak, po koncercie 21 lutego w Hatfield Polytechnic, sfilmowanym przez telewizję BBC i pokazanym później w cyklu „Rock Goes To College", grupa musiała rzucić wszystko i udać się do Stanów Zjednoczonych na drugąjuż trasę po tym kraju. Powód był oczywisty: w styczniu na rynku amerykańskim ukazał się singel „Roxanne", a miesiąc później album „Outlandos d'Amour".

Pierwsze koncerty, 1, 2 i 3 marca w legendarnym klubie Whiskey A Go Go w Los Angeles, były przede wszystkim szansą, by z The Police zapoznało się kierownictwo amerykańskiego oddziału A&M, nie wyłączając szefa wytwórni, Jeny'ego Mossa. Trio zrobiło tak dobre wrażenie, że firma była gotowa zainwestować w tournee, ale spotkała się z odmową - skoro muzykom tak długo udawało się uniknąć zadłużenia u wydawcy, za nic nie chcieli uzależnić się od niego finansowo teraz. Mimo że oznaczało to powtórkę z poprzedniej trasy amerykańskiej: stary samochód jako środek transportu,

ją się, iby zbliirć się ao nas... Anay poaczis zespoiu ao uisneylsnau.

III! 11 >

Police Bali

APRIL 27th 8:00 P.M.

Door PrliBs Fot Ev»tyono

Roxanne Look-ALike Contest

Prifotmmę fal Your fi/orrfunf

THE POLICE

Roxanne

Co me Ona - Corns Alf to tr>« Polic* Bali

(*nti Silng ■ f ttęnet

AOOP* BAWOOI* ' 9SS P

nędzne motele oraz skromne posiłki - hamburgery, zapiekanki z tuńczykiem i frytki - w rozbrzmiewających muzyką country barach dla kierowców ciężarówek.

Chociaż ludzie z A&M nie przeforsowali własnej, zdecydowanie droższej, ale bardziej cywilizowanej wersji podróży The Police przez bezdroża Ameryki, upierali się przy kontrowersyjnych pomysłach na promowanie formacji podczas jej pobytu w Stanach Zjednoczonych. Stewart opowiadał o jednym z nich: Chcieli umieścić w prasie ogłoszenia z hasłem: „ The Police to nie punk". Natychmiast zażądałem, by się z tego wycofali. Wolę, żeby postrzegano nas jako punkowców niż heayymetalowców. Nie bardzo jednak

potrafił przeciwstawić się innym „genialnym" konceptom speców od reklamy z A&M, na przykład takiemu, by podczas czterech koncertów w teatrze Paradise w Bostonie, 6 i 7 kwietnia, hostessy rozdawały słuchaczom gwizdki policyjne. Z zadowoleniem przyjął jedynie pomysł wydania w tym czasie specjalnej edycji singla „Roxanne" - wytłoczonego w kształcie odznaki policyjnej.

Mordercza trasa objęła w dniach od 1 marca do 9 kwietnia ponad trzydzieści koncertów, niekiedy po dwa dziennie, głównie w większych ośrodkach, jak Berkeley w Kalifornii, Austin, Houston i Dallas w Teksasie, Milwaukee i Chicago w Wisconsin, Kansas City w Missouri, St. Louis w Minnesocie, Cincinnati i Cleveland w Ohio, Pittsburgh i Filadelfia w Pensylwanii, Detroit w Michigan, Toronto w kanadyjskim Ontario, Boston w Massachusetts oraz Waszyngton i Nowy Jork. Tym razem nie zdarzyło się już, by na koncert przyszło kilka osób. Ba, w niektórych miastach zainteresowanie było tak duże, że zorganizowano po kilka występów. Tak było chociażby w Nowym Jorku, gdzie formacja zagrała czterokrotnie w Bortom Linę i dwukrotnie w CBGB's.

Andy w swojej książce: Ciągle nie możemy uwierzyć, że gramy w takich miejscach, jak Austin, Dallas, Chicago, Pittsburgh. Nagle czujemy się tak, jakbyśmy naprawdę stali się częścią sceny muzycznej, zawodowymi artystami, chociaż ledwie co zaczęliśmy. Dziewczyny przepychają się, aby zbliżyć się do nas. Unoszą koszulki, abyśmy wzdłuż rowka między piersiami napisali: Sting, Andy lub Stewart, i chichoczą nerwowo, kiedy marker drażni ich skórę. Seks jest częścią równania, seks to rock 'n 'roli, seks uruchamia dzwonek kasy...

100

Nie ulega wątpliwości, że trasa pomogła wypromować w Stanach „Roxanne" i „Outlandos d'Amour". Singel dostał się w tym czasie do gorącej setki tygodnika „BiUboard", a po kilku tygodniach dotarł na tej liście do pozycji trzydziestej drugiej, natomiast jeszcze lepszy wynik uzykał album - zajął w zestawieniach bestsellerów miejsce dwudzieste trzecie. Dla wytwórni A&M był to sygnał, by dać „Roxanne" drugą szansę w Wielkiej Brytanii. Wznowiona 12 kwietnia płytka z tym nagraniem poradziła sobie zdecydowanie lepiej niż za pierwszym razem. Promowana tym razem nawet przez najbardziej konserwatywne media, nie wyłączając radia i telewizji BBC - formacji udało się wreszcie wystąpić w „Top Of The Pops" - w krótkim czasie dostała się do dwudziestki angielskich list i ostatecznie osiągnęła na nich pozycję dwunastą. Taki był początek wspinaczki The Police na szczyty powodzenia.

Stewart zapytany wówczas przez dziennikarza pisma „Sweet Potato", czy spodziewał się, że „Roxanne" będzie hitem, odpowiedział: Kiedy tylko usłyszałem ten numer, powiedziałem sobie, że brzmi jak przebój i, do cholery, powinen być przebojem. No i stał się przebojem. Świetnie! Ale nie zdziwiłbym się, gdyby się nim nie stał. Nie ma w nim słodkich smyczków, potężnego efekciarskiego brzmienia, wspaniałej produkcji i celofanowego opakowania. Mam nadzieję, że sukces „Roxanne" to znak, że nadchodzą lepsze czasy. Natomiast Andy zdobył się w swojej książce na refleksję bardziej melancholijną: Był to moment triumfu zabarwiony gorzką satysfakcją.

Triumfował przede wszystkim Sting, który „Roxanne" skomponował. I bynajmniej się nie speszył, kiedy jeden z recenzentów z sarkazmem napisał, że sukces „Roxanne" wpisał The Police do grona artystów popowych: Zgoda, The Police to zespółpopowy. Tworzymy muzykę dla czyścicieli szyb, do gwizdania. Pamiętam dzień, kiedy „Roxanne" dotarło do pozycji szesnastej list. Siedziałem wtedy w pokoju hotelowym w Stoke, a na korytarzu dwaj goście malowali ścianę. „Ro-ox-anne... " —jeden zaśpiewał. „Hej, Bili, możesz mi podać żółtąfarbę... You don 't have to sellyour... " „Kurde, myślałem, że już ci dałem... " To było cudowne. To niesamowite uczucie napisać piosenkę, którą ludzie śpiewają czy gwiżdżą przy pracy. Nie można zagwiazdać „Death Disco " Public Image Limited...

Sukces w Stanach oznaczał jednak, że grupa musi natychmiast udać się z powrotem za ocean, aby ugruntować swoją pozycję na tamtejszym, najważniejszym rynku. 22 kwietnia poleciała jeszcze do Amsterdamu, by wystąpić w programie telewizji holenderskiej, nazajutrz wystąpiła w paryskim klubie Bataclan, a trzy dni później zagrała u boku Live Wire w Fulcrum Centre w Slough. Ale już 27 kwietnia koncertem w Agora Ballroom w Atlancie w stanie Georgia otwierała trzecie tournee amerykańskie.

101

*XXX PRESEiTS XXX The BEST X-Rated Featurl Boy Girl Moyies In O. City/

IF ffflWK

RATED

IH

HX CITY/

- The Police oakrywsią uroki Ameryki.

102

azlewazynę niską i grubą - accenlć Jej oawagę

W tym czasie Sting mówił w wywiadzie dla „Sweet Potato": Mieliśmy propozycje wspólnych tras po Stanach z zespołami Boston i Foreigner, ale nie przyjęliśmy ich, ponieważ mamy wrażenie, że jesteśmy w stanie udźwignąć rolę głównej gwiazdy. Dostaniemy się na duże areny jako główna gwiazda, albo nie będziemy grać w Stanach. Wiem, że to brzmi arogancko, ale gdy kogoś supportujesz, masz szczęście, jeśli publiczność uraczy cię oklaskami. Zasadniczo ludzie odnoszą się do ciebie z nienawiścią i nie ma znaczenia, czy twoja muzyka jest dobra czy zła. To po prostu część rytuału. A The Police nie jest wypełniaczem. I nigdy nie będzie.

Jeszcze ostrzej ujął problem Stewart: Naprawdę uważam, że pomysł trasy po Stanach w roli przystawki do Teda Nugenta, aby tylko pokazać się dużej widowni, to jedno wielkie gówno. Jaki, kurwa, sens w tym, by wyjść na scenę i zostać wygwizdanym przez sześćdziesiąt tysięcy ludzi, którzy nie mają pojęcia, kim jesteś, i którzy mają to gdzieś? Fachowcy mówią: „No tak, ale pokażesz się sześćdziesięciu tysiącom ludzi!" Dupa tam!

z wspomniany występ w Agora Ballroom w Atlancie potwierdził, że grupa decyzję, wyruszając w trasę po Stanach jako główna gwiazda.

a

183

I

Frida»Mayl8fh,197? KfcOORM.

KKLU-FM KSPC-FM

Bilety rozeszły się bowiem na pniu, a przyjęcie było entuzjastyczne. W wypromowaniu koncertu pomógł co prawda wymyślony przez dziennikarzy lokalnego radia, kontrowersyjny konkurs na... najładniejszą Roxanne. Andy: Mamy uczucie, że powinniśmy zaprotestować przeciwko traktowaniu kobiet w ten sposób, ale jesteśmy w głupiej sytuacji, ponieważ rozgłośnia, która intensywnie nas promowała, myśli, że pomysł nam się spodoba, zamykamy więc buzie na kłódkę. Z drugiej strony dziewczęta są zachwycone, nie brakuje chętnych. A pomysł polega na tym, by spróbowały wcielić się w Roxanne, ubogą prostytutkę...

Konkurs odbył się zaraz po koncercie, a muzycy The Police wystąpili w roli jurorów. Andy: Kusi nas, by wybrać dziewczynę niską i grubą — docenić jej odwagę i urodę wewnętrzną. Ale w końcu seksowna brunetka w gorsecie wysuwa się na czoło i kiedy Sting unosi jej spięte kajdankami nadgarstki do góry, a podniecony, pijany tłum mamrocze refren „Roxanne", ogłaszamy z wyrazem zakłopotania i zarazem pożądania na twarzach, że to ona jest zwyciężczynią...

Trasa zakończyła się 25 maja koncertem w Park West w Chicago. Objęła takie miasta, jak Waszyngton, dalej zaś Tampa, Miami, Orlando i Gainesville na Florydzie, Baton Rouge w Luizjanie, Tulsa w Oklahomie, Denver w Kolorado, Phoenix w Arizonie, San Diego, Santa Monica, Los Angeles i Santa Cruz w Kalifornii, Seattle w stanie Waszyngton, Milwaukee w Wisconsin, Minneapolis w Minnesocie, a także Vancouver w Kanadzie. Andy: ,,Roxanne" jest już hitem, co wieczór tłum śpiewają razem z nami. Każde miasto opuszczamy ze smutkiem, tak dobrze się tam czuliśmy. „Dlaczego wyjeżdżać?" - zastanawiasz się, gdy resztki wczorajszej adrenaliny ciągle jeszcze błąkają się po mózgu, zanim ktoś mówi, że trzeba się ruszać, czeka Phoenix. Jesteśmy jak maiynarze wędrujący z portu do portu, zostawiający za sobą szczątki obietnic: zadzwoń, napisz, tak, następnym razem, za kilka miesięcy znowu się zobaczymy, tak, ja ciebie też - wysłana grzechem ścieżka mglistej nadziei na kolejne spotkanie w przyszłości...

29 maja, w drodze powrotnej ze Stanów, grupa zatrzymała się w Monachium w Niemczech i wystąpiła w programie telewizyjnym „Rockpop". A dwa dni później koncertem w wypełnionym po brzegi teatrze Apollo w Glasgow rozpoczęła

104

tournee po Wielkiej Brytanii jako główna gwiazda, z amerykańskim zespołem The Cramps w roli supportu. W następnych dniach odwiedziła kolejno Edynburg, Liverpool, Birmingham, Hanley, Manchester, Nottingham, Londyn, Guildford, Bristol, Newcastle, Sheffield, Aylesbury i znowu Londyn, a w przerwie, 4 czerwca, zdążyła wyskoczyć do Geelen w Holandii, by zagrać na Pinkpop Festival.

Sukces „Roxanne" sprawił, że formacja wszędzie przyjmowana była jako gwiazda. Zdarzało się, że tłum śpiewał ze Stingiem wszystkie piosenki. A w Glasgow wygłosił nawet z pamięci cały monolog Andy'ego z „Be My Girl - Sally". Trasa brytyjska trwała do 17 czerwca, a już dwa dni później grupa ruszyła na krótkie tournee po Europie, obejmujące Szwecję, Niemcy, Holandię i Belgię. Grała zarówno w klubach, chociażby w Paradiso w Amsterdamie, jak i w wielkich halach sportowych w rodzaju Westfallenhalle w Dortmundzie. Przyjmowana entuzjastycznie, mogła wreszcie rozsmakować się w sukcesie. A jednak z wywiadów, jakich w tym czasie udzielił Sting, wynika, że była pełna obaw, na ile trwała okaże się jej popularność. Wokalista mówił na przykład: Kariera to jak spacer po linie - im większy sukces, tym lina cieńsza, dlatego tak wielu z niej spada.

Wznowiony 22 czerwca singel „Can't Stand Losing You" osiągnął jednak drugą ^ pozycję na listach przebojów w Wielkiej Brytanii. Wszystko wskazywało na to, || że publiczność naprawdę pokochała The Police, a kariera tria z każdym dniem nabiera dynamiki. Co miało też jednak złą stronę. Muzykom coraz trudniej udawało się wygospodarować czas dla siebie. Tymczasem drugi album ciągle jeszcze nie został ukończony. Sting pytany o to przez dziennikarzy, nawet na moment jednak nie tracił pewności siebie. Temat opóźnień i trudności pomijał, a opowiadał raczej, czego można się spodziewać po „Reggatta de Blanc": Na następnej płycie będzie kilka zmian — to zdumiewające, jak elastyczny może się okazać format tria, jeśli nad tym popracować. Poza tym wpływ Andy 'ego będzie trochę bardziej widoczny. Natomiast ja próbuję rozszerzyć skalę swojego głosu.

Dopiero w lipcu grupa znowu mogła zaszyć się w studiu i dopieścić nagrania. W tym okresie przerywała pracę tylko sporadycznie, na przykład 12 lipca, by wystąpić z „Can't Stand Losing You" w „Top Of The Pops", i 23 lipca, by w londyńskim studiu Maida Vale 4, zarejestrować kilka utworów, w tym świeżuteńki „Message In A Bottle", do audycji Johna Peela w BBC. 3 sierpnia praca nad „Reggatta de Blanc" została oficjalnie ukończona. I w następnych dniach grupa mogła wreszcie odpocząć.

W tym czasie, 16 sierpnia, w kinie London Plaża przy Leicester Sąuare odbyła się uroczysta premiera filmu „Ouadroohenia". który nieiako oasował Stinga na aktora.

105

Wokalista został wtedy zasypany propozycjami ról, ale wszystkie odrzucił, wzgardził nawet ofertą Francisa Forda Coppoli (nie podobał mu się scenariusz: historia stereotypowej gwiazdy rocka obarczonej stereotypowymi problemami gwiazdy rocka), nie mówiąc o tym, że nie zgodził się zagrać głównego antagonisty Jamesa Bonda w „Tylko dla twoich oczu" Johna Glena. Co nie znaczy jednak, że zrezygnował z kariery aktorskiej. Tymczasem jednak postanowił całkowicie skoncentrować się na The Police. Wraz z kolegami nie przyjął także propozycji stworzenia muzyki do filmu „Times Sąuare" Allana Moyle'a.

17 sierpnia grupa wystąpiła obok AC/DC na wielkim festiwalu rockowym w Belgii o mylnej nazwie Jazz Bilzen (jazz dominował w programie imprezy w okresie jej tworzenia, w połowie lat sześćdziesiątych). A równo tydzień później zagrała jako główna gwiazda na najbardziej prestiżowym festiwalu rockowym w Wielkiej Brytanii - Reading Festival. Andy: To największy tłum - trzydzieści tysięcy słuchaczy - dla jakiego graliśmy do tej poty. To trochę jak próbować zapanować nad potężną bestią. Ale mamy w sobie żar, furię, nieustępliwość. Sting przejmuje dowodzenie nad tłuszczą, a ta chętnie przystępuje do spisku - śpiewa, skanduje,

106

klaszcze, aż do końcowego „ Can 't Stand Losing You". To chwila triumfu. A kiedy schodzę po schodkach na zaplecze, widzę Lemmy 'ego, którego Motórhead wystąpił przed nami i porwał publiczność. Robi krok w moją stronę i szepce mi do ucha: „No i kto dał większego czadu? "...

Tego samego dnia, późnym wieczorem, właściwie w nocy, podczas skromnej uroczystości na festiwalowym zapleczu grupa odebrała złotą płytę za „Outlandos d'Amour". Kiedy zmęczeni, ale uśmiechnięci muzycy pozowali do zdjęć, nagle pojawił się Mark P, wspominany już wydawca punkowego fanzinu „Sniffm' Glue", i kompletnie pijany zaczął swoją zwykłą gadkę o zdradzie punkowych ideałów. Stewart odpowiedział jednym słowem: Spierdalaj. A tłum fotoreporterów po prostu odepchnął intruza. Andy twierdzi, że Mark P rozpłakał się jak dziecko. Przyznaje też, że zrobiło mu się go żal. Ale i zaznacza, że na szczęście nikt już nie postrzegał The Police tak jak on.

Upraszczając, można powiedzieć, że właśnie 24 sierpnia 1979 roku, w dniu występu na Reading Festival i odebrania pierwszej złotej płyty, grupa The Police weszła do rockowej superligi. Andy ujmuje to w sposób nie tak jednoznaczny: Od tego dnia nasza kariera zaczęła nabierać niesamowitej prędkości. Jedno nie ulega wątpliwości. Właśnie w tym czasie sukces zaczął przekładać się na krociowe zarobki - zwłaszcza że grupa nigdy nie brała zaliczek, nie żyła na kredyt, nie miała długów. Ale nagły przypływ gotówki oznaczał też krociowe podatki do zapłacenia, system fiskalny w Wielkiej Brytanii tego okresu najbardziej bowiem gnębił zarabiających najwięcej.

Tak o problemie mówił Sting: W ostatnim czasie stanęliśmy przed problemami finansowymi, które naprawdę są dziwaczne. Czy powinniśmy uciekać z powodu wysokich podatków z kraju? Czy powinienem kupić nieruchomość w Irlandii? Zabawne, muszę przyznać. To znaczy, nie narzekam. Chodzi o to, że jako mały zespół jesteśmy w stanie utrzymać koszty na niskim poziomie, a dzięki temu mieć bardzo wysokie zyski! Ludzie szydzą z nas, nazywając The Police przyjemnym małym interesikiem. Dobra, jesteśmy przyjemnym małym interesikiem. A zarobiliśmy sporą kasę nie tylko dlatego, że stanowimy świetny zespół, ale też dlatego, że jesteśmy bardzo inteligentni. Nie zadłużyliśmy się po same uszy, jak większość grup. Pomysł wyrzucenia stu tysięcy funtów na nagranie albumu z miejsca odrzuciliśmy, ponieważ jest bezsensowny. Większość grup nie zarabia pieniędzy -przepuszczają wszystko na producentów, kokę i mnóstwo innego gówna, o czym myślę z obrzydzeniem. Idiotyczny brak umiaru. Gdzie tu miejsce na przyjemności? Ale choć Sting

107

1 i

t> Steitirti żar, furia, i

ironizował na temat konieczności opuszczenia kraju, za rok rzeczywiście się na to zdecyduje, a jego śladem podąży też Andy. Jedynie Stewart, który jako Amerykanin nie podlegał skarbówce w Wielkiej Brytanii, mógł pozostać w Londynie.

Między 1 a 4 września grupa dała trzy koncerty w Niemczech - w Hamburgu, Monachium i Wies-baden. 7 września zagrała w Voorburgu w Holandii, a przy okazji odebrała złotą płytę za sprzedaż „Outlandos d'Amour" na tamtejszym rynku. Tego samego dnia w Wielkiej Brytanii ukazał się pierwszy singel promujący „Reggatta de Blanc", zawierający piosenki „Message In A Bottle" oraz niedostępną na albumie „Landlord", skomponowaną przez Stewarta do tekstu Stinga we wczesnym, punkowym okresie działalności The Police i przypominającą trochę hity The Jam. Andy zachwycał się utworem ze strony A: Myślę, że „Message In A Bottle" to najlepszy kawałek, w którym zagrałem w całym moim życiu. Dla mnie, na dziś, to ideał muzyki The Police.

108

Podobnego zdania byli chyba słuchacze, ponieważ płytka szturmem wdarła się na szczyty list przebojów -jako pierwsza w karierze tria.

10 września koncertem w Assembly Rooms w Derby grupa zaczęła drugą trasę po kraju jako główna gwiazda. Zakończyła ją 22 i 23 września dwoma występami w londyńskim Hammersmith Odeon. A zagrała też w Blackburn, Birmingham, Southampton, Oksfordzie, Leicester, Swansea, Cardiff i Brighton. 15 września w New Theatre w Oksfordzie banda około trzydziestu skinów wdarła się nieoczekiwanie do środka, podbiegła pod samą estradę, zaczęła szydzić ze Stinga i wrzeszczeć: Sieg heil! Sieg heil! Ale Sting nie takie rzeczy widział w czasach grania w The Last Exit w klubach i barach północno-wschodniej części kraju. Nie speszył się, również uniósł rękę do góry i zaprosił całą zgraję do wspólnego śpiewania: Dobra, właźcie do góry, pokażcie, co potraficie. Podpici skini z trudem wdrapali się na scenę, odtańczyli szalone pogo, obijając się o siebie i o zespół, a jeden nieudolnie coś zaśpiewał, po czym zeskoczyli i opuścili teatr. Sting później opowiadał: To było jak taniec z niedźwiedziami.

Kilka dni po zakończeniu tournee brytyjskiego grupa była już w Stanach Zjednoczonych. Czwartą trasę The Police po tym kraju, wyjątkowo długą, otworzyły trzy koncerty w dniach 27, 28 i 29 września w Diplomat Hotel w Nowym Jorku, a zamknął występ 1 grudnia w Tower Theater w Filadelfii.

Stewart w jednym z wywiadów udzielonych w tym czasie mówił: To dobrze mieć możliwość krążenia po całej Ameryce, ponieważ publiczność w różnych punktach Stanów jest tak różna! Nawet słucha inaczej. Ta ze Wschodniego Wybrzeża lubi brudne granie. Ta ze Środkowego Zachodu odlatuje, kiedy grzejemy heavymetalowo. A ta z Zachodniego Wybrzeża? Bóg jeden wie, co myśli. Czuje reggae, to ją nakręca. Mówiąc ogólnie, w Ameryce ludzie słuchają bardziej uważnie - może dlatego, że do klubów wpuszcza się tylko osoby, które ukończyły dwadzieścia jeden lat. A te wsłuchują się w nasze granie i doceniają je bardziej, podczas gdy w Anglii koncerty to histeria znacznie młodszej publiczności. Tej wystarcza sam puls. Ale z drugiej strony jest o wiele bardziej zaangażowana - chłonie muzykę nie tylko uszami, lecz całym ciałem.

Z kolei Sting, którego o rozmowę poprosił „Rolling Stone", najbardziej wpływowy magazyn społeczno-kulturalny w Ameryce, z przekąsem mówił o miernej frekwencji na niektórych koncertach: Granie w Stanach to dobry sposób na to, aby nam nie odbiło. W Zachodniej Wirginii (9 października w klubie Rogues na Yirginia Beach) daliśmy koncert dla pięciu osób w dniu, kiedy w Anglii byliśmy

109

na jedynce - z albumem i z singlem. I jakby drocząc się z dziennikarzem, zapewniał, że grupa The Police nie ma zamiaru podbijać Ameryki za wszelką cenę, jak większość zespołów brytyjskich od czasów The Beatles. Wyjaśniał: Kultura amerykańska była kulturą XX wieku. Zawdzięczamy jej jazz, świetną muzykę, wspaniałą literaturę, ale to się skończyło. Ta kultura jest martwa, ponieważ została zablokowana... W tym samym wywiadzie mówił też: Podoba mi się, że sprzedajemy miliony płyt. Przemawia do mnie fakt, że możesz trzymać rękę na pulsie narodu, a jednocześnie wszyscy wokół gwiżdżą twoją piosenkę. Albo: Jedyne, co łączy nas z punkiem, to fakt, że nie przystajemy do archetypu przegranej-gwiazdy—rocka. Nie chcę być kimś takim, zamierzam raczej stworzyć nowy archetyp: kogoś, kto ma kontrolę nad tym, co robi - osoby inteligentnej, myślącej.

Najbardziej niezwykłym wydarzeniem trasy był koncert 19 listopada w męskim zakładzie karnym Terminal Island State Prison w San Pedro w Kalifornii. Po zejściu ze sceny muzycy podarowali więźniom instrumenty i sprzęt nagłaśniający wartości czterech tysięcy dolarów. Inny pamiętny moment: 23 października panowie odwiedzili Centrum Lotów Kosmicznych imienia Johna Fitzgeralda Kennedy'ego na przylądku Canaveral na Florydzie i - uzyskawszy specjalne pozwolenie - nakręcili tam teledysk do piosenki „Walking On The Moon" (na filmie widać, jak Stewart uderza pałeczkami w kadłub rakiety Saturn V). Chociaż „Walking On The Moon" tak naprawdę nie odnosi się do spacerowania po Księżycu, a do stanu oszołomienia, na przykład po spożyciu alkoholu, ale też - i o to znaczenie chodziło Stingowi - wskutek zadurzenia miłosnego.

Dodać trzeba, że jeden z występów trasy - 7 listopada w teatrze Orpheum w Bostonie - został po latach, w maju 1995 roku, udokumentowany pierwszą z dwóch płyt albumu „The Police Live!". To raczej interesujący dokument niż zachwycające dokonanie koncertowe, ale słucha się go bardzo dobrze, zwłaszcza utworów potraktowanych na luzie, z improwizacyjną swobodą, a nawet z pewną skłonnością do wygłupu, jak „So Lonely", „Hole In My Life", „The Bed's Too Big Without You" i „Can't Stand Losing You". Punkowe numery w rodzaju „Next To You", „Fali Out" i „Landlord" wydają się trochę zagonione, ale brak precyzji został w nich wynagrodzony sporym ładunkiem energii. A swada wykonania hitów w rodzaju „Walking On The Moon" i „Message In A Bottle" mówi wszystko o klasie The Police.

5 października trafił wreszcie na rynek album „Reggatta de Blanc". Mimo nie najlepszych recenzji odniósł w Wielkiej Brytanii ogromny sukces. W krótkim czasie wspiął się na szczyt listy bestsellerów i pozostał tam przez cztery tygodnie.

i' I1,

110

Podobał się też za oceanem, ale tam dotarł tylko do pozycji dwudziestej piątej. Stewart tak skomentował na łamach tygodnika „Record Mirror" rozdźwięk między ocenami, jakie wystawili mu krytycy i słuchacze: Każda nasza płyta jest miażdżona przez prasę. A tydzień później wskakuje na pozycją pierwszą. To pokazuje, że dzieciaki bardziej ufają nam niż wam, panowie dziennikarze...

W repertuarze tym razem znalazło się tylko pięć piosenek stworzonych od początku do końca przez Stinga: „Message In A Bottle", „Bring On The Night", „Walking On The Moon", „The Bed's Too Big Without You" i „No Time This Time", znana już ze strony B singla „So Lonely". Aż cztery utwory dostarczył Stewart: „It's Alright For You", do którego Sting dopisał własny tekst, oraz „On Any Other Day", „Contact" i „Does Everybody Stare". A całości dopełniły dwie wspólne kompozycje całej trójki: instrumentalna „Reggatta de Blanc" i „Deathwish", także ze słowami Stinga.

Recenzenci dzielili się z czytelnikami przypuszczeniem, że Sting przeżywa kryzys twórczy, dlatego grupę wsparł aż w takim wymiarze Stewart, który przecież nie dał się poznać jako twórca równie zdolny co on. Pojawiły się też spekulacje, że nabrzmiewa konflikt pomiędzy tą dwójką i aby nie dopuścić do kryzysu, a w dalszej kolejności do rozpadu zespołu, Sting zgodził się, by Stewart umieścił na „Reggatta de Blanc" aż tyle numerów.

Jak było naprawdę? Nie bardzo wiadomo. Wiadomo natomiast na pewno, że po pierwsze na „Reggatta de Blanc" nie brakowało wybornej, prawdziwie porywającej muzyki (Stewart: Każdy inny zespół zapewne by się zamartwiał, że na płycie nie ma kolejnej „Roxanne". Ale właśnie takie

111

podejście to najlepszy sposób, by spieprzyć sobie karierę. Na „Reggatta" nie ma ,,Roxanne", ale jest przecież „Message In A Bottle"...). Nie ulega też wątpliwości, że dobrze się stało, iż Sting otworzył się w większym stopniu na muzyczne pomysły kolegów, nawet jeśli niekoniecznie równie przebojowe co jego własne. W rezultacie powstała bowiem całość bardziej urozmaicona, bogatsza, mająca w sobie więcej życia niż poprzednia. A że była dziełem grupy w pełni już dojrzałej, okrzepłej, doskonale znającej swoje atuty i słabości, nie mogła się nie udać. Stewart i Andy w późniejszych latach podkreślali, że pozostała dla nich najwspanialszym dokonaniem The Police. A i Sting przyznał w 1983 roku w wywiadzie dla pisma „Musician": Myślę, że „Reggatta" to był nasz moment. I dodał: Niestety, w późniejszych latach wpadliśmy w tryby całego tego mechanizmu stawania się „popularną grupą rockową" i o mały włos nie zaprzepaściliśmy wszystkiego. Musieliśmy się nieźle napracować, by powrócić do stanu, wjakim byliśmy wcześniej...

> Jedyne, co łącz? nas z punkiem, to fakt, że nie przystajemy ao archetypu przegranej-gwiazdy-rocka. Nie chcę być kitli takim, zamierzam raczej stworzyć nowy archetyp: kogoif kto ma kontrolę naa tym, co robi - osoby inteligentnej, myiląaej...

112

Reggatta de Blanc" otwierała zachwycająca, zabójczo chwytliwa, nie pozbawiona charakterystycznych akcentów reggae'owych piosenka w średnim tempie -„Message In A Bottle", która wcześniej ukazała się na singlu i dostała na szczyty list przebojów. Andy mówił o niej: To najlepszy numer, jaki nagraliśmy i chyba najbardziej lubiany przez naszych fanów, w każdym razie do czasu „ Every Breath You Take". Ma wszystkie cechy charakterystyczne naszego stylu. A Stewart przytakiwał: To jeden z najlepszych naszych momentów w studiu.

Sting miał od dawna riff budujący „Message In A Bottle" w głowie, ale dopiero przed sesją, kiedy przyszedł mu pomysł na tekst, rzecz ukończył. Ale urodę kompozycji uwypukliło dopiero wspólne opracowanie, oszczędne, wręcz eteryczne, pozostawiające spory margines swobody zwłaszcza partiom bębnów i gitary, pełne niuansów, niekoniecznie dostrzegalnych od pierwszej chwili, ale składających się na smakowitą całość.

Podkreślić trzeba, że od pierwszych sekund płyty czuje się, iż grupa gra z pewnością siebie i lekkością, czego czasem brakowało na „Outlandos d'Amour". Stewart dopiero kilka lat później ujawnił, że formacja zaczęła w tym czasie wykonywać utwory w studiu w sposób bliski jamowania: Nasz ulubiony sposób nagrywania - wypróbowany przy okazji „Message In A Bottle" -jest taki, że gramy kawałek przez dwadzieścia minut bez przerwy. Poszczególne fragmenty powtarzają się wiele razy — w dowolnej kolejności. Wtedy nie myśli się o nagraniu jak

0 kolejnych podejściach do piosenki. W rezultacie powoli rozgrzewamy się, nabieramy impetu. A potem bierzemy nożyczki, wycinamy najlepsze fragmenty

1 z nich montujemy numer. Jest w tym drobne oszustwo, ale nagrywanie płyt zawsze jest jakimś tam oszustwem. Na scenie nie da się zrobić czegoś takiego i dopiero tam człowiek pokazuje, że naprawdę potrafi grać.

Warto też zwrócić uwagę na to, że Grey nabrał doświadczenia i potrafił - przy współudziale samych muzyków - zmiksować to i inne nagrania na płycie w sposób

0 wiele bardziej doskonały niż poprzednio. Brzmienie jest tu więc wygładzone

1 dopieszczone. Chociaż oczywiście zachowane zostały założenia, które grupa przyjęła na samym początku i które wraz z wieloma innymi elementami złożyły się na styl The Police, chociażby takie, że miks eksponuje bębny i bas, a dzięki temu uwypuklona zostaje werwa rytmiczna muzyki tria.

Całości dopełniał zgrabny tekst, w metaforyczny i trochę żartobliwy sposób ujmujący temat samotności. Sting wyjaśniał: Gość siedzi na bezludnej wyspie, wrzuca do morza butelkę z wiadomością, że nie może znieść samotności,

113

[> iit-1 ng; Musia-ćen <nierzy<- się z <a.<.yf. ty". gćvrne"i, Siawa, aociekzjąc, czy to wszystko azieje się napr

niesie ze sobą

w odpowiedzi zaś otrzymuje miliony butelek, a na kartkach, które z nich wyjmuje, czyta: „No i co z tego? Ja też nie mogą znieść samotności!".

Piosenka „Message In A Bottle" doczekała się wielu wykonań. Własne wersje zaproponowali między innymi Dave Matthews Band, Leatherface, Machinę Head, John Mayer, No Doubt i Incubus.

Dodać warto, że w 1981 roku nakładem wydawnictwa Virgin Books ukazała się książeczka dla dzieci oparta na „Message In A Bottle". Jej historia jest dość niezwykła. Dwie osiemnastoletnie fanki The Police, Sharon Burn i Rossetta Woolf, zasypywały Stinga własnymi rysunkami ilustrującymi jego teksty. Ten zaintrygowany wpadł na pomysł wydania prac dotyczących właśnie „Message In A Bottle", sam znalazł wydawcę i tak powstał zgrabny tomik w kształcie butelki...

Wracamy do „Reggatta de Blanc". Kompozycja tytułowa, sygnowana przez całą trójkę, powstała z jamu, a dokładniej z długiej jamowej części, która na koncertach wzbogacała utwór „Can't Stand Losing You", co słychać na wspomnianym albumie koncertowym„The Police Live!". W części wstępnej wprowadzała atmosferę karnawału w Rio, ale szybko przechodziła w część jednoznacznie rockową, bardzo motoryczną, z hipnotycznymi bębnami, czadowymi motywami gitary i ujmującymi zaśpiewami bez słów. Pokazywała, że Policjanci potraktowali płytę bez zadęcia, na luzie. I choć przez wielu recenzentów była traktowana jako rodzaj wypełniacza, wprowadzała na „Reggatta de Blanc" wiele życia. Została też doceniona: w 1981 roku uzykała nagrodę Grammy jako najlepsza rockowa kompozycja instrumentalna.

114

\> -ja.vy 'jUtnore, Sprowadźcie noo/Uie zniosę kolejnej goaziny iwiatia aziennegc... Oto siowa wyrażające jego pragnienie iinierai* Abstrakcyjne słowa pasują aoskonale do tej niesamowitej, prawdziwej historii*

It's Alright For You" to pierwszy na płycie z kilku utworów Stewarta, tak jak pozostałe całkowicie podporządkowany rytmowi, wykonywany z uderzeniem, ale już bez wcześniejszego silenia się na punkowość. Chociaż coś z aury punk rocka było w napisanym przez Stinga tekście na temat agonii naszego świata - zbudowanym z krótkich urywanych fraz i skandowanym z furią w głosie.

Druga po „Message In A Bottle" piosenka samego Stinga, „Bring On The Night", pojawiała się dopiero pod numerem czwartym. Wygrzebana z archiwum (Sting: Powstała prawie trzy lata wcześniej, w każdym razie wyłoniła się z czegoś, co skomponowałem w tamtym czasie..?), tak jak poprzednia miała w sobie wiele czaru. Chwytliwe zwrotki z intrygująco rozłożonymi akcentami rytmicznymi skontrastowane zostały z szybszymi refrenami w duchu reggae, a uroku całości dodawały klasyczne gitarowe arpeggia, przepuszczone przez flanger.

Poetycki tekst wydawał się wyrażać niepewność jutra. Sting interpretował go jednak na wiele różnych sposobów. W 1981 roku powiedział na przykład: Piosenka „Bring On The Night" nosiła pierwotnie tytuł,, Carrion Prince". Zaczerpnąłem go z poematu Teda Hughesa „King Of Carrion". Bohaterem tych strof był Poncjusz Piłat i pierwsza wersja mojego tekstu również odnosiła się do niego. Ostatecznie bohaterem piosenki stał się jednak Gary Gilmore (zabójca z Teksasu skazany na śmierć i stracony w 1977 roku). Zdałem sobie z tego sprawę po przeczytaniu „Pieśni kata" Normana Mailera - historii Gary 'ego Gilmore 'a. „ Sprowadźcie noc/Nie zniosę kolejnej godziny światła dziennego... " Oto słowa wyrażające jego pragnienie śmierci. Abstrakcyjne słowa pasują doskonale do tej

115

niesamowitej, prawdziwej historii. Dziś śpiewam je, mając jego na myśli. A jeśli kiedyś zrobią film o jego życiu, ta piosenka powinna pojawić się w czołówce...

Ale zupełnie inny trop odczytania słów „Bring On The Night" wskazał w 1993 roku: Siedem lat, które spędziłem w The Police, to zarazem najlepszy i najgorszy czas mojego życia. Wdrapałem się wtedy na sam wierzchołek drzewa, ale jednocześnie moje małżeństwo (z Frances) waliło się w gruzy. Poza tym musiałem mierzyć się z całym tym gównem, które niesie ze sobą sława, dociekając, czy to wszystko dzieje się naprawdę. I ta piosenka to wyraża: wykonywaliśmy beztroskie popowe kawałki, ale czasem również coś bardziej mrocznego.

Drugi owoc wspólnych wysiłków trójki muzyków na płycie to „Deathwish". Głównym kompozytorem wydaje się tu wszakże Stewart. Tak jak w innych jego utworach ton całości nadaje rytm w szybkim tempie, zaczerpnięty jakby od Bo Diddleya. Wkład Andy'ego to kaskady gitarowych akordów przepuszczonych przez echoplex. Niejednoznaczny tekst Stinga wydaje się nawiązaniem do czarnego kina (chociaż niekoniecznie do „Życzenia śmierci" z Charlesem Bronsonem, co mógłby sugerować tytuł).

Kolejny przebój z płyty, „Walking On The Moon", dzieło - jakżeby inaczej? - Stinga, to kolejny przykład dojrzałego stylu The Police. Charakterystyczna, chwytliwa melodia, rytm wywiedziony gdzieś tam z reggae, pomysłowe, ale niezwykle oszczędne opracowanie wyznaczające każdemu z instrumentów nieco inne zadanie, eteryczne, pełne przestrzeni brzmienie... I pojawiający się

t> Anay w o»roai'.u m.»^^ poaczis kręceni.. teleaysku ao piosenki ,'n.lking ó'n ib.e Mcon.

116

po raz pierwszy w nagraniach tria - na moment, w zakończeniu - syntezator gitarowy Roland GL500. Sting wyjaśniał: Mieliśmy dość rozumu, by nie udawać, że jesteśmy większym zespołem, a uczynić ograniczenia składu trzyosobowego naszym atutem. W „ Walking On The Moon " zostało trochę wielkich czarnych dziur. A ten gitarowy akord wymyślony przez Andy 'ego zwala z nóg...

Piosenka powstała podczas pobytu grupy w Niemczech. Oddajmy raz jeszcze głos twórcy: Leżałem pijany w pokoju hotelowym w Monachium, wbity w łóżko, kiedy przyszedł mi do głowy ten riff. Zerwałem się na nogi i zacząłem chodzić po pokoju, śpiewając: „Krążąc po pokoju, krążąc po pokoju". To wszystko, co miałem. W zimnym świetle poranka przypomniałem sobie, co zaszło, i zapisałem riff, który ciągle miałem w głowie. Ale „Krążąc po pokoju" brzmiało głupio, więc wymyśliłem coś jeszcze głupszego, czyli „Spacerując po Księżycu". Była już jednak mowa o tym, że nie o Księżyc tak naprawdę chodzi. Wokalista ujawnił w „Niespokojnej muzyce", że tekst „Walking On The Moon" napisał pod wpływem wspomnienia piękności, w której kochał się jako bardzo młody chłopak: Deborah Anderson była moją pierwszą prawdziwą dziewczyną. I moje powroty z jej domu zaowocowały po latach piosenką o tym, że być zakochanym to trochę jak być w stanie nieważkości...

Własne wersje „Walking On The Moon" przedstawili między innymi Jimmy Nail i zespół Hot Chocolate.

On Any Other Day", kolejny kawałek Stewarta, podobny do innych, osnuty wokół wyrazistego rytmu, zyskał jednak nieco zaskakująco oprawę, trochę w duchu twórczości Franka Zappy. Takie rozwiązanie mógł zasugerować tekst, jakby spod jego pióra, z sarkazmem ukazujący rozterki nieudacznika w średnim wieku {Żona spaliła jajecznicę/Pies ugryzł mnie w nogę/Nastoletnia córka uciekła z domu/A syn, na którego liczyłem, stał się gejem...). Sting nie chciał go zaśpiewać, twierdził, że nie potrafi oddać zawartej w nim ironii. Stewart sam więc wykonał swoje dzieło, co wypadło całkiem przekonująco. Ale „On Any Other Day" to tylko krótki żart, rodzaj przerywnika.

Następny świetny utwór Stinga, „The Bed's Too Big Without You", pochodzi podobno z czasów The Last Exit, ale na pewno uległ od tamtej pory daleko idącej metamorfozie, przekształcił się w delikatne, pełne powietrza, Police'owe reggae, z pogłosami nadającymi mu dubowy klimat. Tekst, niezbyt oryginalny, wyrażał ból po rozstaniu z ukochaną. Ale zwracał uwagę frazą prowokacyjnie niecenzuralną: Kochałem się z poduszką, ale nie było mi z tym dobrze... Jakby Sting chciał sprawdzić, czy cenzorzy z BBC odważą się nie dopuścić na antenę piosenki zespołu nwielhianeeo iuż nrzez miliony.

117

W 1981 roku „The Bed's Too Big Without You" na listy przebojów wprowadziła wykonawczyni reggae - Sheila Hylton.

Contact" Stewarta to jeszcze jeden żart. Oparty na mrocznej linii basu utwór skojarzył się pewnie grupie z dokonaniami Black Sabbath. I w takim duchu został potraktowany. Sting zaśpiewał zwrotki w niższym rejestrze niż zwykle, głosem mechanicznym, należącym jakby do robota - zupełnie jak Ozzy Osbourne.

Za zabawny przerywnik, urozmaicający całość, można też uznać następne dzieło bębniarza, piosenkę „Does Everybody Stare", budowaną przez perkusyjną, trochę kanciastą partię fortepianu i ocierającą się - mimo rockowego uderzenia i bogatych, jakby yesowych partii wokalnych - o estetykę songów z niemieckiego kabaretu z okresu dwudziestolecia międzywojennego. We wstępie natomiast pojawiał się na chwilę głos śpiewaka operowego.

Copeland wyjaśniał: Nagrywałem w domu wersję demo. Miałem w tym czasie małe studio, w którym wszędzie leżało mnóstwo kabli. Grałem partię fortepianu i jednocześnie śpiewałem tekst czy to, co miało robić za tekst tego kawałka. I kiedy skończyłem śpiewać, kable na podłodze zadziałały jak radio ipodłapały skądś sygnał -jakąś arię operową. A owe dźwięki wpasowały się idealnie w moment i w melodię, nawet ich nastrój wydawał się idealnie dobrany do mojej muzyki. Tak więc poszły na taśmę, dokładnie w tym miejscu, w którym powinny się znaleźć. To było jak przesłanie z niebios, że właśnie tak ten numer powinien wyglądać. I w nagraniu, na samym początku, wykorzystaliśmy to moje demo.

Płytę kończył utwór Stinga, „No Time This Time", odrzut z czasów „Outlandos d'Amour", wykorzystany już na stronie B singla, szybki, wręcz zagoniony, krzykliwy, nie pozbawiony brudów dźwiękowych, jakby grupie zależało, by i na ten album przedostało się coś z aury jej wczesnych, punkowych dokonań. Tekst był po prostu konstatacją, że bezmyślnie gnamy przed siebie i tak naprawdę nie mamy już czasu na rzeczy, którym przede wszystkim warto byłoby ten czas poświęcić. Miał w sobie coś z gorzkiego wyznania. Odkąd bowiem kariera The Police nabrała tempa i rozmachu - w 1979 roku grupa sprzedała pięć milionów singli i dwa miliony albumów - muzycy zupełnie nie mieli czasu dla ani siebie, ani dla swoich bliskich.

1 listopada firma Ulegał Records, należąca do Stewarta i Milesa Copelandów, wznowiła singel „Fali Out". Ruch dziwny, wprowadzający w błąd tych fanów, którzy nigdy nie słyszeli piosenki Stewarta. Wielu z nich mogło nabrać przekonania, iż rzecz pochodzi z „Reggatta de Blanc", a trudno byłoby ją uznać za dobrą wizytówkę albumu. I zapewne tylko dezorientacja słuchaczy sprawiła, że „Fali Out"

118

t> Jeill ziarnie palec, nie bęaę migi grać, nie będę mógł pracować. Po prostu.,, iiting z ochroniArzer?.,

odnotowano w tym czasie w pierwszej pięćdziesiątce list przebojów. Kolejny singel rzeczywiście promujący płytę ukazał się 23 listopada, a zawierał „Walking On The Moon" oraz wczesną, punkową kompozycję Stinga „Visions Of The Night", wykonywaną już przez Strontium 90, nagraną prawdopodobnie podczas nieudanej sesji z Johnem Cale'em - w składzie czterosobowym, z dwoma gitarzystami, Henrim Padovanim i Andym Summersem. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych wydano wreszcie małą płytę „Message In A Bottle". Ku zaskoczeniu formacji dotarła tylko do pozycji siedemdziesiątej czwartej list przebojów.

W tym czasie, 28 listopada 1979, na brytyjski rynek trafił też album „Video Flashback", zawierający nagrania wybrane z dwóch płyt zrealizowanych w 1977 i 1978 przez Eberharda Schoenera przy współudziale muzyków The Police, w tym Stinga jako wokalisty.

3 grudnia grupa zarejestrowała w Theatre de 1'Empire w Paryżu występ dla francuskiej Chorus TV. Między 4 a 7 grudnia grała w Niemczech. A 10 grudnia koncertem w Queens Hali w Leeds zaczęła wielką trasę po kraju: tego wieczoru porządkowi wynieśli z hali osiemdziesiąt omdlałych nastolatek.

119

18 grudnia wystąpiła dwukrotnie w Londynie - w Hammersmith Palais i Hammersmith Odeon. A podczas jej przejazdu z jednej sali do drugiej tysiące fanów wyległy na ulice, w rezultacie policja musiała zatrzymać ruch, aby zapanować nad tłumem - zupełnie jak w czasach The Beatles.

Sting zaczął się w tym czasie uskarżać na najbardziej natrętne, wręcz agresywne wielbicielki: Pewnego razu w Dublinie wyszedłem z klubu po jakiejś ceremonii wręczenia nagród. Było ciemno, nie mogłem znaleźć samochodu. Nagle, nie wiadomo skąd, wyłoniły się wszystkie te dziewczyny. W ciągu kilku sekund straciłem kapelusz, szal i marynarkę — zostałem w samej koszuli, w dodatku podartej na strzępy. Miałem uczucie, jakbym został pożarty żywcem przez piękne piranie. Wtedy uznałem, że potrzebuję ochroniarza. Zwłaszcza że są tacy, którzy chcą się z tobą bić tylko dlatego, że jesteś tym, kim jesteś. To nie znaczy, że sam bym sobie nie poradził. Poradziłbym sobie. Ale nie chcę. Mam zbyt wiele do stracenia. Jeśli złamię palec, nie będę mógł grać, nie będę mógł pracować. Po prostu. W rezultacie zatrudnił ochroniarza, olbrzyma z Nowego Jorku, Larry'ego Burnetta.

Ostatnim akcentem roku był wspólny koncert z zespołem Sąueeze w dniu 22 grudnia w londyńskim Lewisham Odeon pod hasłem „Reggatta de Cats". Celem imprezy o charakterze charytatywnym było wyposażenie domów dziecka Dr. Barnardo's Homes. Aby uzyskać wejściówkę, trzeba było kupić zabawkę i wysłać do Capitol Radio. Biletów przygotowano jednak tylko dwa i pół tysiąca, nie wszyscy z darczyńców mogli więc tego wieczoru posłuchać The Police...

I jeszcze anegdota. Ktoś w brytyjskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych wpadł na pomysł wykorzystania popularności The Police w kampanii werbunkowej do akademii policyjnych. Muzycy nie wyrazili jednak na to zgody, nie przyjęli też propozycji zagrania na dorocznym balu Federacji Policjantów...

120

W pierwszych dniach nowego roku muzycy wypoczywali. Ale już ] zagrali w Hamburgu na wielkim koncercie zorganizowanym prze? i pokazanym w cyklu „Rockpalast". A już kilka dni później polecieli d0 Zjednoczonych. I 20 stycznia występem w State University Of New York w Bi'$', zaczęli trasę amerykańską. Kolejne przystanki to Cleveland w Ohio, .\nn p>v w Michigan, Granite City w Illinois, Memphis w Tennessee (podczas pobytu \V '' mieście cała trójka wyskoczyła do publiskiego Tupelo, by zobaczyć miejsce moi' Elvisa Presleya), Nowy Orlean w Luizjanie, Oklahoma City w Oklahoraje n^n a, w Kolorado, Salt Lakę City w Utah, Seattle w Waszyngtonie, kanadyjski ^nco11* f Portland w Oregonie, Los Angeles w Kalifornii, a wreszcie Honoluluna[jawaja #>

12 lutego grupa odleciała do Tokio, gdzie miała rozpocząć tournee świat10 ft-obejmujące oprócz Japonii czy Australii i Nowej Zelandii także kraje, d0 kt&rf\A rzadko docierają gwiazdy rocka, chociażby Indie czy Egipt. Miles Cope^/('> wyjaśniał: Większość zespołów czeka z wyjazdem poza Stany i Europą donomft> je kiedy ich kariera dobiega już końca. Ja chcę pokazać The Police na cabrn śwfó $ teraz, kiedy mają mnóstwo energii i robią największe wrażenie. Tournee p%gotc? #n bardzo starannie. Sam wcześniej pokonał całą trasę i zwłaszcza \t krą>r ^> egzotycznych, rzadko odwiedzanych przez zespoły rockowe, badał grunt. Sprawcd /f > \ na jakie przyjęcie mogą liczyć jego podopieczni. Szukał lokalnych pn-noto;1"*^1 \ sprawdzał możliwości zorganizowania koncertów, wybierał hotele. \ k{ófy \

muzycy mogliby się zatrzymać. s ię, \

Miles wszędzie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Ale też pr7^ onaj •■ vV. ^J że w krajach takich jak Indie i Egipt wpływy z występów nie pokryrybjkoszfc' ^ Mimo to zdecydował się włączyć je do programu trasy. Liczył bowiem1 na e f'/)w

122

grupa The Police jest pierwszą, która wdarła się w najdalsze zakątki świata i podbiła je swoją muzyką. Zaprosił też do udziału w wyprawie ekipy filmowe i telewizyjne, a owocami ich wysiłków były między innymi reportaże „The Police Around The World", zrealizowany przez anonimowy zespół, i „The Police In The East", zrealizowany przez małżonków Kate i Dereka Burbridge'ów (nie mówiąc o tym, że wszystko filmował też Stewart i po latach wykorzystał w swoim dokumencie „Everyone Stares: The Police Inside Out"). Miles liczył też na to, że koncerty w miejscach, które inne zespoły pomijały, przyniosą The Police wymierny zysk w przyszłości - uczynią formację gwiazdą na tamtejszych rynkach, co przełoży się na wyniki sprzedaży płyt. Tak się zresztą rzeczywiście miało stać: w późniejszych latach w Indiach czy Grecji nagrania tria biły rekordy powodzenia.

Sting skomentował pomysł trasy żartobliwie: Poznamy jakąś fajną muzykę etniczną, z której później będziemy mogli zrzynać. W nieco przewrotny sposób odniósł się tym samym do powtarzanego przez dziennikarzy zarzutu czerpania przez grupę całymi garściami z reggae. Chciał tym samym uciąć falę nienawistnych recenzji, ale niczego nie wskórał. Tym bardziej że część mediów nie dostrzegła ironii zawartej w jego wypowiedzi i odczytała ją na poważnie...

t> ;'r Japonii lepiej się 'j&wlllimy I azuliimy się mniej osamotnieni niż p odo z as koncertów w azanach*,*

123

Warto dodać, że ponieważ trasa miała objąć różne miejsca, także takie, które nie należą do najbezpieczniejszych, Miles zaangażował na nią brygadę ochroniarzy, która miała dbać o to, by muzykom nie spadł włos z głowy. Andy powiedział później przy jakiejś okazji, że miał podczas tej wyprawy wrażenie uczestnictwa w operacji wojskowej. Oddajmy mu głos: Miles wynajął tych gości, pana Udo i „jego chłopaków", jak o sobie mówili. Udo wyglądał jak jakiś Al Capone, a „jego chłopaki" nosili kurtki z logo The Police, w dłoniach przez cały czas dzierżyli walkie-talkie i nie odstępowali nas na krok Jeśli gdzieś jechaliśmy, byli w wozie przed nami i w wozie za nami. I cały czas coś nadawali do tych swoich walkie-talkie. Zawsze odprowadzali nas do hotelu, wchodzili za nami do pokojów, żeby sprawdzić, czy wszystko gra. A rano, niezależnie od tego, o której wstawaliśmy, byli już tam, za drzwiami, zwarci i gotowi. „ Właśnie schodzi na śniadanie" — nadawali przez walkie-talkie. „Przechodzi przez korytarz". Kompletne szaleństwo, ale z czasem zaczęło nam się to nawet podobać...

Wróćmy jednak do początku trasy, do Japonii. Grupa, podróżując po kraju szybkimi pociągami, dała tam sześć koncertów: 14 i 15 lutego w Nakano Sun Plaża w Tokio, 17 lutego w Shibuya Kokaido w Tokio, 18 lutego w Aichiken Kinro Kaikan w Nagoi, 19 lutego w Festival Hali w Osace i 20 lutego w Seibu Kodo na uniwersytecie w Kioto. Stewart tak opowiadał o nich w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi tygodnika „Record Mirror": W Wielkiej Brytanii jesteśmy dwadzieścia razy bardziej popularni. Ale tu, w Japonii, publiczność szaleje podczas naszych występów pięćdziesiąt razy bardziej. Niestety, służby pilnujące porządku są bardzo restrykcyjne. Niedawno na koncercie Ritchiego Blackmore 'a zabito kogoś i od tej pory nie ma mowy, by któryś ze słuchaczy wstał. Jeśli ktoś spróbuje, natychmiast sadza się go siłą. A jednak w dwóch z czterech miast, w których graliśmy, dzieciakom udało się wedrzeć na scenę! Sting musiał chlusnąć w nich wiadrami wody... Z kolei Andy zanotował: W Japonii lepiej się bawiliśmy i czuliśmy się mniej osamotnieni niż podczas koncertów w Stanach. W swojej książce opisał też, jak wraz z kolegami spędzał wolny czas podczas niemal dwutygodniowego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni: na zakupach w sklepach elektronicznych, ale też na przykład na zwiedzaniu ogrodów i klasztorów zen w Kioto.

Podczas pobytu w Japonii grupa zrealizowała w studiu filmowym Aoyama w Tokio teledysk do piosenki „So Lonely", wznowionej w tym czasie na singlu i odnotowanej w Wielkiej Brytanii na szóstym miejscu list przebojów. Sting zaproponował nakręcenie scenki, w której wykonuje harakiri, ale powstało coś tak kontrowersyjnego, że gotowych ujęć nie wykorzystano. Do mediów trafiły jedynie zdjęcia zrobione podczas zainscenizowanej ceremonii.

124

> Andy Suaaers i siaki .Sin. jlcarzysts. w swojej książce z«żirtcw*<, że Jego u a z i £ < w tej nierównej wiilce m 6 g -ć być i w i i d e c t w e r* n i e u i w i *. d •* m innych a o tamtej pory skłonności masochistycznych***

Z kolei Andy wpadł na pomysł sfilmowania z myślą o reportażu „The Police Around The World" jego walki z zawodnikiem sumo, Yaki Sanem. Rzecz zrealizowano w Koiwie na północ od Tokio, a zmagania filigranowego gitarzysty z potężnym wojownikiem wypadły przekomicznie. W swojej książce Andy zażartował, że jego udział w tej nierównej walce może być świadectwem nieuświadamianych do tamtej pory skłonności masochistycznych...

Ciekawe, że grupa znalazła też w Japonii czas na nagrania. 23 lutego zaszyła się w tokijskich Alpha Studios, by zarejestrować podkłady do dwóch nowych utworów: „Driven To Tears" i „Canary In A Coalmine".

Następnego dnia formacja - z Andym chorym na grypę, której nabawił się wskutek pojedynku z Yaki Sanem w nieogrzewanym pomieszczeniu, na gołej betonowej podłodze - poleciała z Tokio do Hongkongu, by dwukrotnie zagrać, 26 i 27 lutego, w tamtejszym klubie nocnym Today's World Disco. Po jednym z tych koncertów do garderoby wtargnęło kilku kadetów miejscowej szkoły policyjnej i zaproponowało muzykom, by wymienili się z nimi koszulkami. Pomysł zabawny, jeśli wziąć pod uwagę, że na jednych i na drugich widniał napis: Policja... Targu dokonano ku zadowoleniu obu stron.

125

fc" Stmg na zakupach w Tokio. Pan lido i lego chłopaki dyskretnie usunęli się z widoku.

128

i> Spotkanie z fanem?

W łych dniach z Londynu nadeszła wiadomość, że grupa zwyciężyła w jakiejś brytyjskiej ankiecie na najlepszy młody zespół i najlepszy album minionego roku. Na zapleczu Today's World Disco zorganizowano więc krótką uroczystość, która drogą satelitarną była transmitowana przez angielską telewizję. Miles zdobył dla muzyków na tę okazję chińskie szaty cesarskie i otoczył pięknymi miejscowymi modelkami. Andy napisał we wspomnieniach, że czuł się jak Marsjanin, który gdzieś z końca świata pozdrawia do kamery bliskich: Wyobraziłem sobie mamę i tatę siedzących na kanapie przy filiżance herbaty, szturchających się z uśmiechem, i mamę mruczącąpod nosem: „ Uważaj na siebie, kochany ". Zastanawiałem się też, czy oglądają mnie Kate i Layla; ze względu na dużą różnicę czasu dość dawno ze sobą nie rozmawialiśmy...

29 lutego grupa wylądowała w Christenchurch w Nowej Zelandii. Ciekawe, że Andy pominął w „One Train Later" ten etap wyprawy, jakby zupełnie o nim zapomniał. A może obraził się na nowozelandzkich celników, którzy przetrzymali jego i kolegów na lotnisku aż cztery godziny, przeszukali wszystkie bagaże, ba, poprosili całą trójkę na kontrolę osobistą. Liczyli zapewne na to, że znajdą narkotyki.

127

Zwłaszcza że prasa brukowa od jakiegoś czasu pisała o kontaktach Stinga i spółki z kokainą. Nikt z całej trójki nie miał przy sobie jednak żadnych nielegalnych substancji i skończyło się na niezgrabnych przeprosinach.

Wieczorem tego samego dnia grupa zagrała w Christchurch Town Hali Auditorium, ale następne koncerty w Nowej Zelandii odwołano, ku rozpaczy miejscowego promotora, który ogłosił bankructwo. Jako powód podano infekcję gardła Stinga. Na zwołanej pospiesznie konferencji prasowej Miles przekonywał, że wokalista nie może wydobyć z siebie głosu. Jego choroba była jednak zaskoczeniem. Aż do tamtej pory miał świetną kondycję. Bardzo zresztą o to dbał: od kilkunastu miesięcy intensywnie ćwiczył na siłowni, biegał po trzy mile dziennie, siłował się ze swoim ochroniarzem. Czyżby powodem była więc wspomniana kokaina? A może chorobę Stinga wymyślono, aby opuścić jak najszybciej kraj, w którym muzycy zostali potraktowani jak pospolici przestępcy? Chyba jednak nie, ponieważ z powodu problemów Stinga z głosem przesunięto też o kilka dni występy w Australii, co z kolei uniemożliwiło grupie zagranie zaplanowanych na 21 i 22 marca koncertów w Bangkoku.

W każdym razie między 12 a 23 marca grupa objechała Australię, a trasa po tym kraju objęła kolejno Sydney, Canberrę, Melbourne, Adelajdę, Perth i znowu Sydney. Także tam Miles zorganizował podopiecznym dwie jednodniowe sesje. 16 marca w Metropolis Studios w Melbourne, lepiej znanych jako Armstrong's Studios, Policjanci kontynuowali pracę nad „Driven To Tears". A pięć dni wcześniej w Trafalgar Studios w Sydney zaczęli miksowanie dokonanych w tym czasie nagrań koncertowych z myślą o planowanym albumie na żywo. Często wracali do tego projektu w następnych miesiącach i latach, ale zestaw „The Police Live!" ukazał się dopiero w 1995 roku, wiele lat po rozwiązaniu grupy, zresztą w kształcie zupełnie innym, niż planowano pierwotnie.

Sting wykorzystał wolny czas spowodowany prolemami z głosem na zwiedzanie australijskich miast. Ale zainteresowały go nie tyle miejsca z przewodników dla turystów, co raczej mroczne zaułki Sydney bądź Melbourne. Tak o tym mówił kilka tygodni później w wywiadzie udzielonym Paulowi Morleyowi z tygodnika „New Musical Express": Bardzo inspiruje mnie jako autora piosenek margines społeczny. Podczas trasy jest okazja, aby przyjrzeć mu się z bliska: wybrać się do szemranych dzielnic, popatrzeć na prostytutki, otrzeć się o świat przestępczy. W Sydney jest niesamowite miejsce, które nazywa się Kings Cross. Zasadniczo mieści się tam zoo, ale jedną z ulic onanowalr <?eip,. Chociaż nie iestem veiem. snedziłem tam fascynujące chwile.

128

Przyglądać się tym ludziom szukającym miłości i czułości w sposób, z jakim wcześniej się nie zetknąłem, okazało się mocnym przeżyciem. A wyjaśnienie, że pod wpływem takich właśnie doświadczeń pisze piosenki, które są metaforami osamotnienia, puentował zaskakująco gorzką refleksją: Każdy z nas czuje się samotny. Ja czuję się samotny nawet, kiedy kocham się z żoną. Każdy z nas ma poczucie odizolowania od innych, bez względu na to, jak bliska mu jest jakaś osoba czy nawet setka osób. Zawsze jest się całkowicie odizolowanym...

24 marca grupa przybyła do Bombaju w Indiach, by - podobno -jako pierwsza formacja rockowa w ogóle zagrać w tym mieście, dla miejscowej publiczności. Występ w Rang Bhavan dla trzech i pół tysiąca słuchaczy zgodziła się zorganizować miejscowa agencja Time And Talent, nie mająca w tej dziedzinie żadnych doświadczeń, bo i skąd - aż do tamtej pory sprowadzała wyłącznie artystów z kręgu muzyki poważnej. Reprezentujące ją wytworne damy, ubrane w wielobarwne sari i -jak napisał w swojej książce Andy -przypominające egzotyczne ptaki, postawiły Milesowi jednak warunek: cały dochód przeznaczony zostanie na cele charytatywne, a dokładniej na leki dla dzieci. Menażer zgodził się, licząc na to, że koncert The Police w Indiach odbije się szerokim echem na całym świecie. I nie pomylił się, chociaż powody zainteresowania mediów imprezą niekoniecznie były takie, na jakie liczył. W doniesieniach prasowych dominował bowiem wątek wielkiej burdy, w jaką spotkanie formacji z indyjską publicznością się przerodziło.

Kiedy grupa zaczęła próbę dźwiękową, tłum ciekawskich zgromadzony pod Rang Bhavan, przekonany, że impreza już trwa, zaczął nacierać na klub i policja musiała użyć pałek, aby uspokoić co bardziej agresywne jednostki. Żeby uniknąć zamieszek, otwarto drzwi na oścież, aby każdy zainteresowany mógł wejść do środka

[> Z-.bijanie nuay podczas podróży saraolotera. Sting tZ&wRze zwycięski) i Anay.

129

- bilety przestały obowiązywać. Kilka zdań o samym występie zaczerpniętych z książki Andy'ego: To piekło - od początku do końca, z chmarami owadów rojących się w snopach światła z reflektorów, żarem bijącym od podłogi i ścianą wrzeszczących twarzy tuż przed nami. Trudno nie wybuchnąć śmiechem, ponieważ czujesz się, jakbyś surfował na wielkiej fali albo dryfował w samym środku zamieszek w domu wariatów. Kończymy prawdopodobnie najlepszą wersją,, Can 't Stand Losing You ", jaką kiedykolwiek zagraliśmy na żywo, ale czujemy się, jakbyśmy wzięli raczej udział w jakimś powstańczym zrywie niż w koncercie muzyki pop.

Stewart w jednym z późniejszych wywiadów powiedział: Publiczność oszalała. Przyjęcie było takie samo jak w Londynie, Glasgow czy Cleveland. Ale zaraz dodał, że nie rozumiał tej reakcji, ponieważ w Indiach właściwie nikt nie znał The Police: Dla nich byliśmy jedynie trzema facetami z Zachodu grającymi bardzo głośną muzykę.

Spotkanie z Indiami było dla muzyków mimo wszystko bardzo interesującym doświadczeniem. Tak o tym mówił Sting dwa lata później w wywiadzie dla pisma „Hot Press": Amimdsen był pierwszy na Antarktydzie, my byliśmy pierwsi w Indiach. Pobyt tam był czymś niewiarygodnym. Dla mnie - zdarzenie roku. Było tak przyjemnie... I tak strasznie. Ta podróż mnie zmieniła. Zmieniła mój sposób myślenia. Kontakt z kulturą tak różną od naszej to powalające doświadczenie. Zwłaszcza z jednej rzeczy zdałem sobie sprawę - i nie dowiesz się tego z pism kolorowych czy z telewizji - a mianowicie z tego, że chociaż ci ludzie żyją w absolutnym ubóstwie, zasadniczo są bardziej szczęśliwi niż przeciętny mieszkaniec Mosside czy Belfastu albo też biednych dzielnic Birmingham. Duchowa strona ich życia pozwala im zracjonalizować nędzę - ci ludzie nie znają rozpaczy. A w Londynie rozpacz widzi się na każdym kroku. Wystarczy, że ruszę się na kilka kroków z domu, w którym mieszkam, by zobaczyć rozpacz. W Indiach nie ma o tym mowy...

27 marca, w piątek, grupa przybyła do Kairu, gdzie następnego dnia miała zagrać dla studentów miejscowego uniwersytetu. Niestety, okazało się, że ponieważ w Egipcie jest dzień świąteczny, jej sprzęt, nadany ze względu na tańszą taryfę jako fracht lotniczy, a nie jako dodatkowy bagaż, utknął na lotnisku. Miles, który w dzieciństwie mieszkał w Egipcie i dobrze znał panujące tam stosunki, próbował załatwić sprawę krzykiem, ale nic nie wskórał. Polecono mu zjawić się w poniedziałek. I wszystko wskazywało na to, że zaplanowany na sobotę koncert się nie odbędzie.

Miles nie zamierzał się poddawać. Ściągnął na lotnisko jednego z szefów miejscowego oddziału firmy A&M i ten, trochę przez przypadek, podpowiedział mu,

130

> A Łgipcie Jest dzie: twiąteczny...

w jaki sposób rozwiązać problem. Miles wpomina: Gość z wytwórni płytowej zapytał: „Czy znacie kogoś z władz? ". Jedyną osobą, który przyszła mi na myśl, był ochroniarz Nassera - nasz sąsiad z czasów, gdy mieszkaliśmy w Egipcie. Wymieniłem jego nazwisko, a facet mówi: „Przecież on jest teraz wicepremierem!" Zadzwoniłem do niego i było po kłopocie. Rzeczywiście, pułkownik Hasan Tuhani, bo o niego chodzi, wysłał na lotnisko agenta rządowego, który bez trudu wydobył sprzęt The Police z magazynu.

Nie był to jednak koniec problemów, jakim grupa musiała stawić czoło podczas krótkiego pobytu w Egipcie. Okazało się bowiem, że wzmacniacze - sprowadzone na prośbę Milesa z Grecji - nie mają wystarczającej mocy, a w pięciu z sześciu reflektorów brakuje żarówek. Nie bardzo już wiadomo, jak poradzono sobie z nagłośnieniem. Natomiast oświetlić scenę pomogły zespołowi ekipy filmowe, towarzyszące mu podczas trasy, w tym ekipa reprezentująca angielski program telewizyjny „Old Grey Whistle Test", udostępniły bowiem swoje reflektory.

Sam koncert zapisał się w pamięci muzyków głównie ze względu na przykry incydent z udziałem Stinga i miejscowego szefa policji: gdy w pewnej chwili jeden z fanów wspiął się na ramiona drugiego, by lepiej zobaczyć, co się dzieje na scenie, pojawił się szef policji, chwycił chłopaka za ubranie i zaczął brutalnie ściągać go w dół. Oddajmy głos Milesowi: Sting zobaczył, co się dzieje, i posłał gościowi wiąchę. Cóż, nie robi się czegoś takiego szefowi policji. Ktoś przyszedł wtedy do mnie i mówi: „Słuchaj, Sting właśnie obraził szefa policji, który może was tak urządzić, że nigdy stąd nie wyjedziecie ". Musiałem więc po koncercie pójść do Stinga i powiedzieć: „Słuchaj, gość, na którego się wydarłeś,

131

nie był jakimś tam ochroniarzem, lecz szefem policji. Musisz go przeprosić. Zwłaszcza że jestem w kłopotliwej sytuacji. Musiałem prosić wicepremiera, żeby nam pomógł, nie chcę więc, byśmy znaleźli się w trudnym położeniu i mieli kłopoty z wydostaniem się stąd. Dlatego proszę, byś zdobył się łaskawie na uprzejmość wobec gościa". A Stingna to: „Nikogo nie będę przepraszał". Mówię mu więc: „Dobra, stań z boku i tylko skiń głową, a ja przeproszę go w twoim imieniu ". Poszliśmy do faceta, a Sting stoi, jakby go zamurowało. Mówięwięc: „Proszęwybaczyć, ale staliśmy przed całym tym tłumem dzieciaków i podekscytowani tym, co się działo, nie zauważyliśmy, kim pan jest. Całe to zdarzenie było przykrym nieporozumieniem. Kolega nie chciał obrazić ani pana, ani pańskiego kraju. Z wielkąprzyjemnością tu wystąpiliśmy i mam nadzieję, że puści pan w niepamięć to, co się wydarzyło ". Facet zwrócił się do mnie i mówi: „Dobra, tym razem wybaczę". Okazał się gościem z klasą, ale faktem jest, że został obrażony i nie wiadomo, co w kraju takim jak Egipt mogło z tego wyniknąć. Skończyło się dobrze, ale to ja musiałem zjeść tę żabę za Stinga.

A jak zapamiętał zdarzenie sam Sting? Podczas koncertu jakiś gość ubrany po cywilnemu zaczął popychać ludzi, którzy wstali, i domagać się, żeby usiedli z powrotem na krzesłach. Wrzasnąłem do niego ze sceny: „ Odpierdol się! Kto cię tu prosił?" Ale ten się nie przejął i zaczął mi grozić, zawołałem więc do mikrofonu: „ Widzicie gościa? Na niego!" I wszystkie te dzieciaki ruszyły w jego stronę. Okazało się, że to szef policji w Kairze, a mnie trochę poniosło. Po koncercie Miles przyszedł do mnie blady jak ściana i mówi: „ Facet oczekuje przeprosin ". Ja na to: „ Spieprzaj ",

S> Stewart i Anay próbują się rozerwić poacaas krótkiego pobytu w agipcie.

132

> Ateny podczas pobytu The P o1i c e »

a Miles: „ Sting, proszę, proszę ". Wtedy pojawia się i sam gość, stoi i tylko gapi się na mnie. Jego honor został splamiony. Nie mogłem się przemóc, złapałem torbę i wyszedłem. Ruszył za mną w stronę samochodu, czułem jego oddech na plecach. Pomyślałem, że lepiej chyba przeprosić, bo jeszcze skończę w pierdlu. Obróciłem się, ale słowa utknęły mi w gardle. Nie mogłem nic z siebie wydusić. Wtedy podleciał Miles i nadaje:,, Sting chciał powiedzieć, że ogromnie, ogromnie mu przykro ". Na co facet: ,, Widzę, że jest pan człowiekiem honoru. Przyjmuję przeprosiny ". I wyszedł. Cóż, taki jestem. Nie cierpię sytuacji, kiedy ktoś obnosi się ze swoją władzą...

30 marca grupa poleciała z Kairu do Aten, by dać dwa koncerty w tamtejszej Hali Sportowej - tego dnia i następnego. Przed przybyciem do Grecji muzycy chyba nie zdawali sobie sprawy, że od jedenastu lat nie zapraszano tam wykonawców rockowych. Po przejęciu w 1968 roku władzy przez juntę wojskową wydano zakaz organizowania imprez tego rodzaju (chociaż jeszcze w 1969 w Atenach zagrali The Rolling Stones). Dla spragnionej rocka ateńskiej młodzieży przybycie The Police było więc zdarzeniem szczególnym i trudno się dziwić, że wyległa na ulice, aby chociaż otrzeć się o swoich idoli, o kupieniu jednego z dziesięciu tysięcy biletów na koncerty od dawna nie było już bowiem mowy.

I tym razem do akcji musiała wkroczyć policja, ale muzycy przyjęli ten fakt bez nerwowości, jaką w Kairze okazał Sting. Ze wspomnień Andy'ego wynika wręcz, że dla niego pojawienie się służb porządkowych na ulicach miasta było dużą ulgą. Zwłaszcza kiedy autokar, którym grupa jechała na koncert, znalazł się w kleszczach zdziczałego tłumu. A gitarzyście towarzyszyła córeczka, Layla... Dopiero uzbrojeni w pałki policjanci utorowali muzykom, w tym Andy'emu z dziewczynką na ręku, drogę na zaplecze i do garderoby.

133

Niestety, w dalszej części trasy europejskiej, w której formacji towarzyszył zespół The Cramps, było podobnie. Andy napisał w „One Train Later", że koncertom The Police towarzyszyły coraz częciej chaos, bałagan, wrzawa.

2 kwietnia w Mediolanie we Włoszech tłum wdarł się do środka Palalido, obiektu mogącego pomieścić osiem tysięcy słuchaczy, i grupa musiała stawić czoło publiczności dwa razy bardziej licznej. Na szczęście nie doszło do większych awantur. Ale już następnego dnia, w Reggio, sytuacja się powtórzyła. Osiem tysięcy fanów bez biletów już o szesnastej przedarło się przez kordony służb porządkowych i dostało do środka. Zespół nie był w stanie odbyć próby dźwiękowej. Policja, aby zapanować nad sytuacją, użyła gazów łzawiących, co tylko rozsierdziło młodzież. Andy: Noc dopadła nas uwięzionych w garderobie, gdy na zewnątrz trwały zamieszki: policja, gazy łzawiące, płonące samochody. Rockowy cyrk w wydaniu ekstremalnym.

4 kwietnia w Turynie obawiano się eskalacji rozruchów i aby do tego nie dopuścić, sprowadzono wojsko, które otoczyło tamtejszy Palaspott. Tym razem udało się zachować spokój. Natomiast planowany na dzień następny koncert w Rzymie po prostu odwołano. Można się było bowiem obawiać, że służby porządkowe nie utrzymają w ryzach agresywnej młodzieży ze stolicy.

I tak toczyła się ta trasa - wśród burd i rozrób. A dodatkowym utrudnieniem były powtarzające się problemy Stinga z głosem. To one dały powód do odwołania koncertów w Zurychu w Szwajcarii, Montpellier we Francji i Kieł w Niemczech. Natomiast występ 19 kwietnia na festiwalu rockowym w Hanowerze trzeba bvło nrzerwać

> ;\QXAnne"i A raoż< co .ledn&k zA^rać

n* bis?


134

l> Aoe dopnał* nas uwięzionych w garderobie, gdy na zewnątrz trwały zamieszki: policja, gazy izawiące, pionące samochody, rockowy cyrk w wydaniu ekstremalnym...

Kiedy Sting zdał sobie sprawę z tego, że nie dotrwa do końca, poprosił kogoś z ekipy technicznej, by w połowie „Roxanne" wyłączył prąd, aby stworzyć wrażenie, że kontynuowanie imprezy uniemożliwiła awaria prądu. Tylko kilka koncertów odbyło się bez większych przeszkód: 6 kwietnia w Deutschlandhalle w Berlinie Zachodnim, 8 kwietnia w Palais des Sports w Lyonie we Francji, 11 kwietnia w Pabellón Deportivo del Juventud w Barcelonie w Hiszpanii, 14 kwietnia w Palais des Sports w Paryżu we Francji, 16 kwietnia w Ahoy Sportpaleis w Rotterdamie w Holandii i 1.7 kwietnia w Jaap Edenhall w Amsterdamie w tym samym kraju.

Grupa nie dokończyła tej części trasy i 21 kwietnia wróciła do Londynu. A tydzień później zamknęła tournee dwoma występami w Newcastle City Hali, w rodzinnym mieście Stinga. Aż czterdzieści tysięcy chętnych nadesłało zamówienia na bilety, ale tylko co dziesiąty znalazł się na liście wylosowanych. Cały dochód z obydwu koncertów przekazano organizacji Northumberłand Association of Boys Clubs. Miles zorientował się w tym czasie, że wszelkie wpływy z występów The Police w Wielkiej Brytanii przejmuje Urząd Skarbowy, postanowił więc, że formacja będzie grała w kraju wyłącznie koncerty chrytatywne. Następnym krokiem było utworzenie fundacji Outlandos Trust, wspierającej utalentowane muzycznie dzieciaki - w następnym okresie za pieniądze, które udało się uratować przed urzędem podatkowym, kupiono na przykład sprzęt nagłaśniający i instrumenty dla kilku prowincjonalnych klubów młodzieżowych.

W maju i czerwcu grupa przygotowywała się do nagrania trzeciego albumu, „Zenyatta Mondatta". W tym czasie muzycy tylko sporadycznie dawali znać o sobie. Na przykład 2 maja Sting pojawił się na koncercie zaprzyjaźnionego zespołu punkowego Chelsea w Notre Damę Hali przy Leicester Square w Londynie

135

i nieoczekiwanie wskoczył na scenę, by wykonać z nim trzy utwory „Right To Work", „Trouble Is The Day" i „Urban Kids". Natomiast dwa tygodnie później nakładem A&M trafił na rynek trzeci singel Klarka Kenta, czyli Stewarta Copelanda - „Away From Home"/„Office Talk", ale tak jak poprzedni nie zrobił furory na listach przebojów.

Mniej więcej w tym samym okresie wytwórnia postanowiła też zarobić na The Police i wydała w pięćdziesięciu tysiącach egzemplarzy albumik „The Police Six Pack", zawierający pięć starszych singli, od „Roxanne" po „Walking On The Moon", a dodatkowo premierowy, chociaż ze znanymi piosenkami - „The Bed's Too Big Without You"/„Truth Hits Everybody". Właśnie ta bonusowa płytka uczyniła zestaw atrakcyjnym dla fanów i sprawiła, że mimo powtórkowego materiału oraz dość wysokiej ceny - pięć funtów i dziewięćdziesiąt dziewięć pensów - dostał się do dwudziestki list przebojów.

Sting i Andy, aby nie płacić wysokich, sześćdziesięcioprocentowych podatków, przeprowadzili się w tym czasie do Irlandii. Sting kupił piękną starą posiadłość w Galway, natomiast Andy zdecydował się - nie od razu - na niewielki dom w wiosce rybackiej Kinsale w Cork. Gdy media zarzuciły im nieobywatelską postawę, oburzony Sting wyjaśnił, że z podatków buduje się stanowiska dla amerykańskich głowic nuklearnych oraz wysyła dzieciaki z rodzin robotniczych, aby tracili życie w Belfaście. I dodał: Nie będę za to płacił. Nie miałby też racji ktoś, któ zarzuciłby mu chciwość. Sting w tym czasie zaczął przeznaczać ogromne kwoty na różne cele charytatywne, od wspierania ofiar kataklizmów w różnych częściach świata po tworzenie stypendiów dla uzdolnionych dzieci afrykańskich.

136

D> Przystanek autobusowy?

.'metrze studia

.'*isseloora w obiektywie

Chyba szczerze mówił: Ciągle nie mogę pogodzić się z bogactwem. Kiedy zaglądam na rachunek bankowy, to nie matematyka. To astronomia...

Ponieważ Sting i Andy mogli w następnym okresie przebywać w Wielkiej Brytanii tylko czterdzieści dni w roku, o nagraniach w Wielkiej Brytanii nie było mowy. Kolejną sesję trzeba więc było zorganizować poza krajem. Z początku grupa myślała o Francji, ale ostatecznie wynajęła za trzydzieści pięć tysięcy funtów - włącznie z kosztem zaangażowania Nigela Graya jako realizatora i współ-producenta - Wisseloord Studio w Hilversum w Holandii. Miałem sposobność je zwiedzić -jako gość zespołu Scorpions. Maleńki, parterowy budyneczek stoi na poboczu miasta, ukryty w zaroślach. Wydaje się, że mieszkańcy nie zdają sobie sprawy z tego, co się w nim mieści. Chociaż bowiem w Wisseloord nagrywają największe światowe gwiazdy, nikt nie czatuje przed wejściem na autografy, nikt nie nagabuje wchodzących i wychodzących artystów, nikt niepożądany się tam nie kręci. To zaś sprawia, że w studiu ma się poczucie oderwania od świata. Można się całkowicie skupić na pracy. A w koncentracji pomaga bardzo skromny wystrój - jedyne szaleństwo to czerwona budka telefoniczna w korytarzu, przywieziona pewnie z Anglii, no i oprawione zdjęcia największych znakomitości, które się przez te wnętrza przewinęły. Mała przeszklona kantyna służy za miejsce spotkań i dyskusji podczas przerw na posiłki czy na kawę.

W czasach, gdy w Wisseloord nagrywała grupa The Police - dotarła na miejsce 7 lipca - studio wyposażone było w dwudziestoczterośladową konsoletę Studera. Na miejscu jest trochę instrumentów, ale Policjanci zwieźli całą masę swoich gitar, basów, w tym także

137

kontrabas, bębny, a także syntezatory, o czym za chwilę. Pracowali zwykle od południa do północy. A wypoczywali w pobliskim T'Kampus Motel. Tylko dwa razy wybrali się do Amsterdamu - kiedy nagrania dobiegały już końca. W studiu oprócz nich pracował Telly Savallas, legendarny Kojak, który czasem też śpiewa i właśnie rejestrował piosenki w rodzaju „Some Broken Hearts Never Mend" i „Love Is Such A Sweet Surprise" na single dla firmy Papagayo. Doszło tylko do przelotnego spotkania z aktorem.

Sting w wywiadzie udzielonym „New Musical Express" niedługo przed sesją: Nagraliśmy dotychczas tylko dwa albumy, ale sprzedaliśmy więcej płyt niż ludzie, którzy mają w dorobku po dziesięć tytułów. W Anglii nasz debiut zdobył już poczwórną platynę czy coś w tym rodzaju. Nieustającym wyzwaniem jest: zapomnieć

0 tym, ponieważ sukces nie pozwala się skupić, naprawdę. Twoim zadaniem jest nadal próbować i tworzyć wartościową muzykę, a nie taką, która będzie pożywką machiny przemysłu rozrywkowego, jaka nagle wyrosła wokół nas. Zespół taki jak Joy Division zajmuje ciągle peryferyjną pozycję, nie ma nad głową całego tego biznesu, z którym musiałby walczyć. To sytuacja sprzyjająca kreatywności. Natomiast my jesteśmy w pułapce. Wokół nas wyrosła cała armia ludzi, których los zależy od

The Police. Wytwórnia oczekuje, że w ciągu roku wyprodukujesz tyle i tyle singli, tyle

1 tyle płyt, tyle i tyle egzemplarzy produktu, którym będzie mogła handlować - stała się od ciebie zależna. Stacje radiowe czekają na to, co zrobisz, czekają fani, tymczasem ty chciałbyś nadal tworzyć muzykę, jaka podoba się tobie samemu, muzykę, która odpowiada twoim oczekiwaniom, nie przemysłu rozrywkowego. Oto problem.

Nie chciał jednak zdradzić żadnych szczegółów dotyczących płyty. Zagadnięty o to przez dziennikarza tygodnika „Sounds" ironizował: Ludzie pytają mnie, czym nasz następny album będzie się różnił od poprzednich dwóch, a ja mam na to tylko jedną odpowiedź: „Będzie zawierał inne piosenki".

W podobnym tonie wypowiadał się na łamach pisma „Guitar" Andy: Ideałem byłoby odejść od tego, co robiliśmy do tej pory. To jedna z rzeczy, o których rozprawiamy: nie chcemy odtwarzać tego, co już zrobiliśmy, ani trzymać się kurczowo dotychczasowej formuły tylko dlatego, że uczyniła nas milionerami. Ale trudno o tym w tej chwili mówić. W studiu w znacznym stopniu zdajemy się na instynkt. Tu nie chodzi o główkowanie, tego nie da się przygotować na papierze, a potem wejść do studia i przenieść na taśmę. Jeśli mam ujawnić jakieś szczegóły, to powiem, że Sting i ja zaczęliśmy eksperymentować z syntezatorami - obaj kupiliśmy sobie syntezatory. Co jednak nie oznacza, że podążymy śladem

Kraftwerk, po prostu interesują nas nowe technologie. Nie chodzi o otoczenie się całą baterią gadżetów, ale te gadżety istnieją i dostrzegamy sens w sięgnięciu po nie.

Nieco inaczej natomiast widział sytuację zespołu przed sesją Stewart: Jesteśmy w takiej sytuacji, że moglibyśmy eksperymentować. Moglibyśmy odlecieć i pójść w absolutnie nieoczekiwanym kierunku. Ale wielu byłoby zawiedzionych. Dla ludzi The Police to określone brzmienie i oczekuje się od nas, byśmy dali więcej muzyki o takim właśnie charakterze. Nie możemy się na nich wypiąć. Dlatego niełatwo nam eksperymentować. Ale niełatwo też być komercyjnymi. Ludzie gadają, że się sprzedałeś i stałeś się zbyt komercyjny, jakby tak łatwo tworzyło się muzykę, która trafi na listy przebojów.

Mówił też, że on sam odczuwa presję sukcesu: Ciężko nagrywa się płyty. Zwłaszcza tę płytę. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Pierwsze dwa albumy były wyzwaniami. Początkiem przygody. ,, Czy The Police podbiją świat? " Ekscytujące doświadczenia - bez żadnej presji, ponieważ dopiero startowaliśmy. Teraz, gdy właściwie podbiliśmy świat, odpowiedzialność jest większa. Jest bardziej nerwowo.

Z kolei Sting uskarżał się na to, że sukces odebrał mu motywację do twórczego wysiłku: Kiedy wybierasz drogę artystyczną, musisz być głodny, aby tworzyć, a moje życie stało się zbyt łatwe. Mam wszystko. Artysta we mnie domaga się śmierci, domaga się zniszczenia. Artyści są perwersyjni. Nie są normalni. Nie są! A ja jestem taki normalny...

Zagadnięty przez jednego z dziennikarzy, czy pisze na podstawie własnych przeżyć, ciekawie opowiedział o tym, co zmieniło się w tym czasie w jego tekstach: Nie wydaje mi się, żeby to było niezbędne. Agatha Christie napisała setki książek o zabójstwach, a nie sądzę, by sama popełniła jakąś zbrodnię czy choćby była w nią zamieszana. Rzecz w sile wyobraźni. Nie ma nic zasługującego na wyróżnienie w czymś, co zostało napisane na podstawie własnych doświadczeń. To prawdopodobnie najłatwiejszy sposób tworzenia, ponieważ można się oprzeć na czymś, co się dobrze zna. Czerpanie z wyobraźni to zupełnie inna para kaloszy. Ale moje piosenki mają w sobie i odrobinę jednego, i odrobinę drugiego. Większość tekstów na temat samotności i wyalienowania nosi piętno moich odczuć. Poza tym odkąd tyle podróżuję, widzę różne rzeczy i mój obraz świata ulega zmianom. Jeśli nowy album będzie się czymś różnić od dwóch poprzednich, to przede wszystkim tym, że tamte dotyczyły jednostki, jednostkowej sytuacji, a ta ma więcej wspólnego z doświadczeniem wszystkich ludzi.

139

t> Ciężko n&grywź się płyty* Zwłaszcza tę płytę* Teraz, g pośbillirny śwżat, odpowieazialnoić Jest większa* Jest bi

dv wi&śclwle

.razie 1 nerwowo.

m

141

które nadadzą ton całości: „Don 't Stand So Close To Me ", „De Do Do Do, De Da Da Da", „Driven To Tears", „When The World Is Running Down, You Make The Best Of Whats Still Around". Stopniowo wyłania się coś na kształt albumu, ale brakuje nam materiału. Mam kawałek instrumentalny, który chciałbym nagrać, zakręconą kompozycję „Behind My Camel" opartą na jakby nawiedzonym temacie w klimacie Bliskiego Wschodu. Napotykam na pewien opór. Zgoda, to nie popowy szlagier, ale jednak coś interesującego. Sting nie zgadza się w tym zagrać, co nie ułatwia sprawy, ale Stewart jest chętny, sam więc sięgam po bas, a partię gitary dodam później. Gdzieś w połowie pracy Sting — pół żartem, pół serio — ukrywa nam taśmę w ogrodzie na tyłach studia. Macham na to ręką, ale następnego dnia odnajduję taśmę i ostatecznie kompozycja trafi na płytę...

Relacja ciekawa, ujawnia bowiem, że praca nad albumem przebiegała niekoniecznie w zgodnej atmosferze. Zwłaszcza że Sting zaczął w tym czasie narzucać kolegom swoją wizję muzyki The Police. Andy w „One Train Later" napisał co prawda, że i tym razem cała trójka pracowała nad aranżacjami, nadając piosenkom wokalisty Police'owy charakter. Ale sam Sting wyjaśnił przy jakiejś okazji, że mniej więcej od tej pory często narzucał kolegom opracowanie - przynosił gotowe demo, a rola Stewarta i Andy'ego sprowadzała się do odtworzenia go: Z dumą mogę powiedzieć, że w wielu przypadkach aranżacje, które przygotowałem na etapie demo, pojawiły się na płycie. „Don 't Stand So Close To Me " zostało zasadniczo takie samo jak na mojej taśmie, podobnie „De Do Do Do, De Da Da Da".

Takie rozwiązanie bez wątpienia nie odpowiadało pozostałej dwójce. Andy w jednym z wywiadów mówił co prawda: Kiedy Sting zaczyna rządzić, trzeba mu się podporządkować, nie ma innego wyjścia. Ale nawet on, najspokojniejszy i najbardziej zgodny z całej trójki, niemal pobił się z wokalistą podczas nagrywania solówki gitarowej do utworu „Driven To Tears". Sting to zresztą potwierdza, ale zarazem podkreśla, że konflikt posłużył muzyce: Powiedziałem mu, że nie wyjdzie ze studia, dopóki nie zagra tak jak trzeba. Był wściekły. Tłumaczę mu: „Słuchaj, to ma być solówka, która rozpieprzy wszystkie solówki gitarowe świata! Całą nienawiść, jaką czujesz do mnie, właduj w to pieprzone solo!" I wtedy zagrał świetnie...

Najczęściej spory wybuchały jednak na linii Sting-Stewart. Sting mówił w tym czasie: Stewart daje z siebie za dużo i zbyt często. To problem bębniarzy. Wszyscy są szaleni. A także: Zawsze ze sobą rywalizujemy - ja i Stewart. On siedzi z tyłu, a chciałby być z przodu. To gitarzysta solowy w przebraniu perkusisty. A ja, oczywiście, jestem gitarzystą solowym w przebraniu basisty. Tak więc,

142

kiedy Stewart jest dobry - jest naprawdę świetny. Ale kiedy mu nie idzie - jest okropny. Dobry perkusista nie traci z oczu pulsu. Oczekują od niego pulsu, nie popisów. Po latach zaś potwierdził: Walczyłem zębami i pazurami o to, na czym mi zależało. Stewart ma bardzo podobny charakter i dlatego byliśmy ciągle w konflikcie. Walki na pięści były w zespole na porządku dziennym. Traktowaliśmy się okropnie.

Stewart nie wynosił sporów ze Stingiem jednak na forum publiczne i w wywiadach wypowiadał się z zaskakującą skromnością: To głos i piosenki Stinga zapewniły The Police pozycję, jaką zespół zajmuje dzisiaj. Wiem, że się rzucam, ale też doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że grupa The Police odniosłaby sukces z każdym bębniarzem trzymającym rytm... Czy rzeczywiście? Inaczej widział to chociażby jeden z najbliższych współpracowników całej trójki, Kim Turner: To nie jest zespół Stinga. Nigdy nie osiągnąłby tego, co zdobył, bez Stewarta i Andy'ego. 1 nie chciałbym, by Sting spróbował zdominować pozostałych - nigdy by mu na to nie pozwolili.

Jedno jest pewne. Sting z kolei nie dopuszczał nawet myśli o tym, by koledzy wtrącali się w jego partie wokalne. Może nie było takiej potrzeby? Oddajmy głos Nigelowi Grayowi: Nikt na świecie nie może powiedzieć Stingowi, jak ma zaśpiewać. Słucha kawałka i nagrywa swoją partię w jednym podejściu. Potem cofamy taśmę, dodaje harmonie i po wszystkim. Nigdy nie nagrywałem wspanialszego głosu.

Być może zresztą źródłem konfliktów nie do końca była muzyka, nad którą cała trójka pracowała. Sting sugerował w każdym razie, że Stewart i Andy zarzucali mu przede wszystkim to, że kiedy grupa odniosła sukces, zaczął eksponować w mediach swoją osobę, promować głównie siebie, a nie The Police. Zgadzał się zresztą, że w pewnym sensie tak jest: Na swój sposób robię to, ale taka jest moja rola. Jestem frontmanem - zarówno na scenie, jak i poza nią. I obaj muszą się z tym pogodzić. Mam gdzieś ich żale w tej hi'estii.

W pewnym momencie musiał jednak wkroczyć Miles i aby zapobiec sporom, ustalił z agentem prasowym, że większość wywiadów będą w tym czasie udzielać Stewart i Andy. Co Sting skomentował jednym słowem: Żałosne.

Konflikty mogły oczywiście doprowadzić do rozbicia The Police. Sting zresztą już wtedy podzielił się z dziennikarzem pisma „Hot Press" pomysłem nagrania albumu solowego. Mówił: Byłoby to interesujące. Kusi mnie pomysł zrobienia czegoś całkowicie na własny rachunek. Z lokalnymi muzykami. Chciałbym robić inne rzeczy, ponieważ koncertowanie w Stanach z The Police przez pół roku jest potwornie nudne. Także Andy wyznał w rozmowie z wysłannikiem miesięcznika „Guitar",

143

że rozważa nagranie swoich kompozycji i wydanie na płycie. Zwłaszcza że w lipcu minialbumu doczekał się Klark Kent, czyli Stewart. Płyta zatytułowana po prostu „Klark Kent" i wydana przez A&M była jednak tylko zbiorem nagrań z singli - dotychczasowych i kolejnego, wydanego w sierpniu „Rich In A Ditch'7„Grandelinquent". Okazała się podsumowaniem i finałowym akcentem działalności Kenta. W tym czasie bowiem właściciele praw do postaci Supermana zażądali od perkusisty zmiany pseudonimu. Próbował jeszcze działać jako Klerk Kent, ale zaraz potem zamknął ten rozdział swojej kariery.

Tymczasem udało się złagodzić napięcia w The Police, ale praca nad płytą została nieoczekiwanie przerwana. Oddajmy głos Andy'emu: Dano nam miesiąc na nagranie tego albumu, a to — biorąc pod uwagę, ile się na nim dzieje bardzo mało czasu. Co gorsza, ten miesiąc skrócił się do trzech tygodni, kiedy okazało się, że musimy przerwać sesję, by poświęcić tydzień na występy w Milton Keynes w Anglii i Leixlip Castle w Irlandii.

t> Andy cor»z

-L*.-ć w tym czasie o nagraniu p-ćyty solowej,,.


Miies, nie bacząc na to, że trwa sesja, zgodził się, by grupa pojawiła się jako główna gwiazda na dwóch wielkich imprezach rockowych: 26 lipca na koncercie charytatywnym zatytułowanym odpowiednio Reggatta de Bowl w Milton Keynes, gdzie zagrały też zespoły Skafish (obrzucony butelkami), Sector 27 Toma Robinsona, Sąueeze i UB40, oraz nastąpnego dnia na festiwalu na terenach Leixlip Castle pod Dublinem, gdzie zagrały też zespoły Sąueeze i U2. Drugi z tych występów nieomal zakończył się tragicznie. Kiedy formacja grała „Roxanne", rzucona przez kogoś z pobliczności butelka trafiła Stewarta w głowę i zraniła. Koncert przerwano, ale po opatrzeniu rany wznowiono...

Grupa prosto z Dublina wróciła do studia, a czasu na nagrania zostało jej niewiele, ponieważ 9 sierpnia koncertem na Werchter Festival w Belgii miała rozpocząć trasę po Europie. Nie mogła z niczym nadążyć. W rezultacie kończyła pracę w nocy z 8 na 9 sierpnia. Andy wspomina: Ostatniego dnia przed wyruszeniem na trasę po Europie dochodzimy do wniosku, że płyta jest źle zmiksowana i rzutem na taśmę miksujemyją do białego rana na nowo.

Teraz już tylko trzeba było dostarczyć taśmę do Londynu, co okazało się nie takie łatwe. Oddajmy głos Stewartowi: Taśmę zabrał do Anglii jeden z naszych technicznych. Umieścił ją w bagażniku samochodu razem z mnóstwem innych rzeczy., Celnicy zobaczyli dużą dwucalową taśmę z nazwą The Police na wierzchu i mówiąĄ „Ach tak, chciał pan to wwieźć do kraju, nie zgłaszając do oclenia!" A przecież by to kawałek używanej taśmy wart może z dziesięć funtów. Ale nie dla celników, którzy uznali, że gość wwozi do kraju nowy bestsellerowy album The Police i dowalili cło w wysokości trzydziestu patoli. Nasz techniczny stwierdził, że nie zapłaci i w takim razie wraca z taśmą do Holandii. Ale celnicy nie popuścili, uznali, że próbował wwieźć taśmę nielegalnie, dowalili ogromną karę, a taśmę skonfiskowali. Taką postawa sprawia, że w Anglii nie da się pracować. Właśnie dlatego tylu artystó\ opuszcza ten kraj.

Wytwórnia A&M próbowała protestować, ale czas uciekał, tłocznia czekała na nagraf nia i ostatecznie szefowie zdecydowali się zapłacić karę. Taśma została odzyskana.

Tymczasem grupa między 9 sierpnia a 3 września podróżowała w towarzystwie* supportującego ją zespołu XTC wielkim autokarem po Europie. Grała kolejno we Francji, Hiszpanii i Portugalii. Nie obyło się bez problemów. 18 września na godzinę przed koncertem w Parć des Sports d'Aguilerra w Biarritz we Francji Stewarta dopadły takie bóle żołądka, że na scenie musiał go zastąpić techniczny, Jeff Seitz. Zdumiewające, ale większość widzów nawet nie odnotowała zamiany.

145

3 września muzycy wrócili do Londynu. Sting jeszcze tego dnia wybrał się do teatru Old Vic na premierę szekspirowskiego „Macbetha" z Frances w roli Lady MacbetK, Peterem O'Toole'em w roli króla i niejaką Trudie Styler w małej rólce jednej z czarownic. Wokalista przyznaje w „Niespokojnej muzyce", że poznał Trudie na początku 1977 roku, i nie kryje, że już wtedy go zauroczyła, ale zapewnia, że dopiero we wrześniu 1980 roku nawiązał z nią bliższą znajomość. Tak czy inaczej, już niebawem Trudie zostanie nową partnerką życiową wokalisty.

We wrześniu grupa miała kontynuować trasę po Europie, tym razem w Niemczech, ale znalazła wymówkę - przemęczenie - by ją odwołać. Wolała pozostać w kraju, by promować singel zapowiadający nowy album: „Don't Stand So Close To Me"/„Friends". Ale płytka promocji właściwie nie wymagała. Już w pierwszym tygodniu sprzedaży rozeszła się w pięciuset tysiącach egzemplarzy i osiągnęła szczyt list przebojów w Wielkiej Brytanii, co dobrze rokowało dużej płycie.

Ta ukazała się 3 października. Otrzymała znowu tytuł w dziwnym Milesowym języku: „Zenyatta Mondatta". Stewart zapytany, cóż on oznacza, wyjaśniał: Wszystko. Tak jak dwa poprzednie.

\> iicing tnus ni premierę z udzi.iiłem ż

iii zdążyć-


146

Nie ma żadnego konkretnego znaczenia, jak „Police Brutality", ,,Police Arrest" czy inne przewidywalne tytuły tego rodzaju. Przez swą mglistość mówi dużo więcej. Można interpretować go na wiele sposobów. Nie chodziło o to, by zabrzmiał tajemniczo, a o połączenie sylab, które zabrzmi interesująco, jak melodia, która nie ma słów, a przecież coś mówi. Ujawnił też, że grupa brała pod uwagę kilka innych równie mglistych propozycji, w tym „Trimondo Blondomina" i „Caprido Von Renislam".

Płyta odniosła jeszcze większy sukces niż dwie poprzednie. W Wielkiej Brytanii, gdzie pomogła ją wypromować telewizja BBC, która w tym czasie pokazała film „The Police In The East", z miejsca dostała się na pozycję pierwszą list bestsellerów. A w Stanach dotarła do miejsca piątego i nie wypadła z dwudziestki najlepiej sprzedawanych albumów przez pół roku. Za oceanem dopiero ona uczyniła z The Police megagwiazdę. Za to recenzje miała wszędzie gorsze niż „Outlandos d'Amour" i „Regatta de Blanc". Ich ton najlepiej oddaje pytanie zadane przez Julie Burchill, dziennikarkę „New Musical Express": Gdzie jest Cherry Yanilla, kiedy tak bardzo jej potrzebują?

Tym razem jednak muzycy wydawali się przyznawać krytykom rację. Sting podkreślał, że grupa za bardzo się pospieszyła z nagraniem „Zenyatta Mondatta". Trzy lata później w wywiadzie dla pisma „Musician" wspominał: Ten album powstał w złym momencie. Nagle odnieśliśmy wielki sukces w Anglii i całej Europie, niemal w każdym kraju świata nasza poprzednia płyta była na jedynce, byliśmy więc napędzani tym faktem, jakbyśmy mieli stuwol-towe baterie w tyłkach i myśleli: „Bierzmy się do nagrania następnego albumu - teraz! To nasz czas!"

147

Pogalopowaliśmy więc do studia i wysmażyliśmy jakieś pięćdziesiąt piosenek... i niektóre z nich były niezłe, ale niektóre wręcz straszne. Ale czuliśmy, że musimy wyskoczyć z czymś tak szybko jak to tylko możliwe, w przeciwnym razie przegapimy naszą szansę. To nauczyło mnie nie robić nigdy nic, dopóki człowiek nie jest do tego gotowy. Dlatego tak wiele czasu przygotowywaliśmy się do sesji „ Synchronicity". A na pytanie, jaki przede wszystkim zarzut postawiłby „Zenyatta Mondatta", odpowiadał: Przede wszystkim taki, że nic nie zostało przemyślane. Na „ Zenyatta Mondatta" jest naprawdę niewiele dobrych piosenek: „Driven To Tears", „Don't StandSo Close To Me", „ When The WorldIs RunningDown... " i „De Do Do Do... "

0 reszcie można zapomnieć. To nasza najsłabsza płyta. I ze śmiechem puentował: Zaskakujące, że to ona wyniosła nas na szczyt.

Z kolei Andy w 1982 roku w rozmowie z dziennikarzem miesięcznika „Creem" mówił z żalem w głosie: Wiele piosenek, które Sting wtedy przyniósł, słyszeliśmy już wcześniej. Miał je od dawna. Trochę je przerobił, ale nie zmienia to faktu, że były to w dużej części stare numery. Ujawnił też: Kiedy nagrywaliśmy „Zenyatta Mondatta ", byliśmy w nie najlepszym stanie psychicznym. Niemal na granicy rozpadu, na przykład Sting upierał się, że zagra w filmie, chociaż nie było na to czasu.

Czy przyszłość The Police nie była więc zagrożona? Andy: Nie. Oczywiście zawsze są napięcia i trudności. Jest mnóstwo nacisków, co oczywiste w sytuacji takiej jak nasza. Są wybuchy gniewu. Ale nigdy nie chowamy urazy na dłużej. Dochodzi do sytuacji kryzysowych, ale zawsze odnajdujemy wspólny językpozostajemy dobrymi kumplami. Gdybyśmy byli przyjemniaczkami, którzy się we wszystkim ze sobą zgadzają, The Police nie byłoby tym zespołem, którym jest. Te napięcia sąpotrzebne. Między nami trwa rywalizacja: każdy z całej trójki chce się jak najlepiej zaprezentować przed pozostałymi. I mimo wszystko jest w tym mnóstwo koleżeństwa.

W wywiadzie udzielonym wiele lat później, w 2006 roku, pismu „Record Collector" Andy zwracał przede wszystkim uwagę na to, że „Zenyatta Mondatta" powstała w atmosferze pośpiechu: Ze względu na różne zobowiązania mieliśmy jakieś trzy tygodnie na nagranie tej płyty. Powinniśmy byli poświęcić jej więcej czasu, zwłaszcza że miała przypieczętować nasz sukces. Ale chociaż przez lata powtarzał: To obciachowa płyta, w cytowanym wywiadzie zdobył się już na ocenę bardziej wyważoną: Chociaż często rozmawialiśmy o tym, że należało się postarać

1 nagrać coś znacznie lepszego, warto pamiętać, że to właśnie dzięki „Zenyatta Mondatta" przebiliśmy się w Stanach. Bez wątpienia są tam niezłe piosenki, chociaż z całości nie byliśmy zadowoleni. Wepchnęliśmy tam kilka kawałków instrumentalnych,

148

\> ij% wybuchy gniewu. Ale

które można postrzegać jako wypełniacze, ale to, co jest na tej płycie dobre, moim zdaniem jest naprawdę dobre.

Płytę znowu zdominował jako kompozytor Sting. Mimo że sam przyznawał w późniejszych latach, iż tylko kilka jego piosenek spełniało oczekiwania. A jednak,

o czym była już mowa, nie chciał dopuścić na „Zenyatta Mondatta" jedynego utworu Andy'ego „Behind My Camel". Tym razem nie dał też poszaleć Stewartowi, który przebił się tylko z dwoma numerami: „Bombs Away" i „The Other Way Of Stopping".

Najlepsze dwie piosenki poszły na otwarcie. Pierwsza, „Don't Stand So Close To Me", bardzo przebojowa, potwierdzała widoczny na „Reggatta de Blanc" zwrot ku muzyce lżejszej niż na samym początku The Police, aranżowanej oszczędniej, gładszej, pełnej przestrzeni. Stewart głośno myślał: Rzeczywiście, nie ma tu, podobnie jak w żadnym innym utworze na „ Zenyatta Mondatta ", nic z heavy metalu, co zdarzało się na pierwszych dwóch płytach. Żadnej sfuzzowanej gitary. Jest natomiast solo na syntezatorze gitarowym Rolanda, który w dalszej części albumu powraca nie raz, chociaż Andy podkreślał, że nie można przesadzać z nowinkami: Trzeba się nauczyć stosować je tak, by całość zabrzmiała dobrze, a nie puścić na żywioł. Dźwięki uzyskiwane z syntezatorów muszą być zintegrowane z pozostałymi, muszą być ich naturalnym przedłużeniem. Sting z kolei z satysfakcją wskazywał „Don't Stand So Close To Me" jako przykład na to, że elementy reggae zostały wtopione głęboko w tkankę Police'owego grania i stały się niemal niewidoczne.

1 jeszcze jedno spostrzeżenie: w nagraniu słychać oddalone szczekanie psa, przywołujące na myśl podobne efekty zespołu Pink Floyd, zwłaszcza z albumu „Animals".

149

Dozowane ostrożnie odgłosy z otoczenia stały się w tym czasie integralną częścią muzyki The Police.

Bez wątpienia zwracał uwagę napisany przez Stinga tekst „Don't Stand So Close To Me" na temat namiętności, jaka rodzi się między uczennicą i nauczycielem, zilustrowany z kolei absolutnie niewinnym teledyskiem, nakręconym w szkole tańca w Clapham. Niektórych pewnie bulwersował, ale bez wątpienia przemawiał do wyobraźni nastoletnich fanek The Police, śniących o Stingu.

Druga piosenka na płycie, „Driven To Tears", nie miała w sobie tej przebo-jowości co „Don't Stand So Close To Me", ale dla wielu pozostała najwspanialszym momentem zestawu. Wysmakowana pod względem melodycznym, pełna napięcia w warstwie rytmicznej, również z subtelnie zaznaczonym wpływem reggae, obfitująca w niepokojąco rozwibrowane dźwięki gitary, nabrzmiała podskórną goryczą... Tekst potwierdzał zwrot Stinga ku kwestiom bardziej uniwersalnym - dotyczył bezradności Zachodu wobec problemu głodu w krajach najuboższych. Sam autor mówił, że napisał go, ponieważ nie mógł już dłużej przyglądać się bez słowa, jak na jego oczach — w telewizji — Trzeci Świat umiera każdego dnia albo kartkować przy porannej niedzielnej kawie kolorowy dodatek do gazety ze zdjęciami jakiegoś dziecka zagrożonego śmiercią w męczarniach...

Niestety, dalej nie było już tak dobrze. Sting zaliczał co prawda „When The World Is Running Down, You Make The Best Of Whafs Still Around", następną swoją kompozycję, do lepszych momentów „Zenyatta Mondatta". Ale wywiedziony, jak twierdzi Stewart, z jazzu utwór, w wersji ostatecznej nasycony raczej funkową aurą, raził monotonią - mimo wszystkich cech charakterystycznych dla stylu The Police, nie wyłączając prawdziwie intrygujących dźwięków gitary. Brutalne wyciszenie wydaje się zresztą świadczyć o tym, że nawet sami muzycy obawiali się pociągnąć go dłużej. Mimo następujących wyjaśnień Stewarta: Często nagrywamy dziesięć numerów i okazuje się, że żaden z nich nie ma zakończenia. Drapiemy się w głowy, próbujemy wymyślić jakieś zakończenia. Aż ktoś wstaje, żeby zrobić herbatę, i już nie wracamy do tematu. Moim zdaniem wyciszenie to dobry sposób na zakończenie nagrania, ponieważ wtedy w twojej głowie nigdy się ono nie kończy. Wyciszenia nie przeszkadzają. Myślę, że powinno to być nam wybaczone.

Nie bardzo też przekonywał tekst utworu: narzekania na świat, który schodzi na psy, ze wspomnianym mimochodem filmem pornograficznym „Głębokie gardło" jako swoistym lekarstwem na poczucie osamotnienia...

158

1> <śdy'oy£my byli przyjetriniAczkiUni, którzy się we wszystkim ze sobą zgiiaz^Ją, 'The Police nie byłoby zyr*. zespoietn, którym Jesz*,*

Piosenka „Canary In A Coalmine", mimo gorzkiego tekstu skoczna, mająca w sobie coś z ducha calypso, była czymś tak trywialnym muzycznie, że słuchając jej, chciało się zakrzyknąć cytowanymi już słowami Julie BurchiH: Gdzie jest Cherry Vanilla, kiedy tak bardzo jej potrzebują?

Nie bardzo bronił się też utwór następny, „Voices Inside My Head", mający w sobie coś z afrykańskiego ducha, co uwypuklał chóralny, jakby plemienny śpiew, ale też z jazzrockowego, nasyconego funkiem grania spod znaku chociażby Weather Report. Nie warto chyba zastanawiać się nad znaczeniem słów, które się w nim pojawiają, narodziły się bowiem równocześnie z melodią, jako ich dopełnienie.

Ming opowiadał: Komponowanie wymaga intymności. Zwykle siadam w domu

z gitarą i automatyczną perkusją. Tak powstała piosenka „ Voices Inside My Head".

oprogramowałem automat na latynoski rytm i zacząłem grać na gitarze riff.

o em dodałem partię basu. Wiele moich kompozycji rodzi się z partii gitarowych.

nie jest tak, że najpierw układam melodię, a potem dobieram do niej słowa. Melodia

151

i słowa często rodzą się jednocześnie. To magiczny moment, kiedy masz tylko ciąg akordów, progresję akordową, i nagle przychodzą ci do głowy i muzyka, i słowa...

Pierwszy na płycie utwór Stewarta, „Bombs Away", oparty na przetworzonym - skomplikowanym - rytmie samby, miał w sobie wyrafinowanie jazz rocka i, w warstwie wokalnej, art rocka spod znaku Yes. Świetne solo gitary potwierdzało, że mistrzami Andy'ego byli muzycy z kręgu elektrycznego jazzu, jak Ralph Towner, John Abercrombie, Philip Catherine czy Larry Coryell.

Nie tylko przy okazji tego numeru zarzucano Stewartowi, że za bardzo wyeksponował na płycie bębny, na co odpowiadał: To mój zwykły wkład. Nie, nie sądzę, że głos jest za bardzo odsunięty. Jest przecież dobrze słyszalny. Zgoda, to ważny element. Ale wiele zespołów zapomina, że bębny powinny być bardzo głośne. I nie chodzi o to, że perkusista chce zwrócić na siebie uwagę — beat jest naprawdę ważny. Posłuchajcie The Beatles czy Fleetwood Mac — perkusja zawsze była w ich nagraniach wyeksponowana i głośna.

W każdym razie chyba nie do końca pasował do tej zakręconej, zintensyfikowanej rytmicznie muzyki napisany przez samego Copelanda tekst: satyryczny obrazek dwulicowych, zakłamanych elit władzy w krajach Trzeciego Świata.

Na pozycji siódmej następował najbardziej przebojowy obok „Don't Stand So Close To Me" utwór na płycie, „De Do Do Do, De Da Da Da". Potwierdzał talent Stinga do tworzenia zabójczo chwytliwych melodii i umiejętność ubierania ich w skromne, ale zachwycające szaty dźwiękowe, ale tym razem w muzyce, zwłaszcza w refrenie, było coś infantylnego. Ten sam zarzut stawiano zresztą tekstowi. Ale chociaż Sting przyznawał, że tytuł „De Do Do Do, De Da Da Da" zainspirowały równie głupkowate tytuły dawnych hitów w rodzaju „Da Doo Ron Ron" The Ronettes czy „Doo Wah Diddy Diddy" Manfreda Manna, samych słów bronił. Nie bez gniewu mówił: Piosenka „De Do Do Do..." została przez większość recenzentów niezrozumiana. Jej tekst mówi o zbanalizowaniu, o nadużywaniu słów. Tymczasem większość dziennikarzy pisała:,, Och, to gaworzenie dziecka". Zdaje się, że słyszeli tylko refren. Ale ci ludzie prawdopodobnie nigdy nie przebrnęli przez pierwszy rozdział „Finnegan ś Wake" JamesaJoyce 'a, bo to dla nich również gaworzenie dziecka. W innym zaś wywiadzie wyjaśniał: Chciałem napisać o tym, jak perwersyjne mogą być słowa, jakie niebezpieczeństwo w nich drzemie. A w jeszcze innym dodawał: Wiem, że to brzmi pretensjonalnie, ale w tej piosence próbowałem powiedzieć coś trudnego - że ludzie, ktoś taki jak politycy, jak ja nawet, używają słów, by manipulować ludźmi i że trzeba być bardzo ostrożnym. To dość poważna piosenka, ale ponieważ jest piosenką The Police, została spisana na straty jako śmieć.

152

Kompozycja instrumentalna Andy'ego, „Behind My Camel", skrytykowana przez Stinga i nagrana bez niego, wyłącznie ze Stewartem, miała w sobie coś z obrazu dźwiękowego. Pełna ciemnych gitarowych barw (pierwotnie: organowych), wyobrażała jakby ociężały ruch karawany przez pustynię. Na niezbyt udanej płycie wyróżniała się na korzyść, ale tak naprawdę intrygowała jedynie sonorystyką partii gitary i syntezatora gitarowego.

Man In A Suitcase" to powrót do muzyki Stinga i do bardziej przebojowych klimatów, skoczna muzyka w duchu ska z odgłosami z lotniska, ilustrującymi gorzki tekst o życiu na walizkach, w pokojach hotelowych, które są jak cele więzienne.

Andy twierdził, że utwór następny, „Shadows In The Rain", to muzyka wyim-prowizowana w studiu, wynik wspólnego wysiłku raczej niż kompozycja Stinga, jak wynikało z opisu na okładce. Mimo że to basista poddał rytm, wywiedziony z jazzu, koledzy zaproponowali przekształcenie go i nadanie mu klimatu reggae. Powstała dość mroczna całość, z motoryczną grą sekcji rytmicznej, z pojedynczymi dźwiękami fortepianu i kapitalną improwizacją gitarową najeżoną sprzężeniami i mnóstwem dźwięków nie z tej ziemi w tle. Tekst był jakby dopełnieniem poprzedniego: mówił o schizofrenii życia w drodze, kiedy człowiek po przebudzeniu nie wie, gdzie jest, i dlaczego zasnął w ubraniu.

Finał albumu tylko formalnie należał do Stewarta. Podpisany przez niego utwór „The Other Way Of Stopping" to bowiem po prostu wspólny instrumentalny jam, przesycony jazzową aurą i - niestety - niezbyt porywający.

Grupa zaczęła promocję swojego dzieła od trzech występów w Niemczech: między 14 a 18 października w Monachium, Wiesbaden oraz Essen, gdzie po raz drugi zaprezentowała się widzom popularnego programu telewizyjnego „Rockpalast" (jej koncert w tamtejszej Gruggahalle pokazano też w Anglii - w specjalnym wydaniu „Old Grey Whistle Test"). Natomiast od 21 października do 8 grudnia 1980 znowu grała w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, a właściwie w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, ponieważ pierwszy koncert odbył się w Winnipeg, ostatni zaś w Sunrise Theater w Fort Lauderdale na Florydzie. Podczas pobytu w Kanadzie, dokładnie w miejscowości Grey Rock w Quebeck, zrealizowała teledysk do piosenki „De Do Do Do, De Da Da Da" , która w tym czasie ukazała się na singlu (z prostym, rock'n'rollowym utworem „A Sermon" Stewarta na stronie B) i na całym świecie zrobiła furorę na listach przebojów. Warto dodać, że w Miami Sting zaszył się na kilka godzin w studiu, by nagrać japońską i hiszpańską wersję „De Do Do Do...".

I

153


\> Wiele kobiet ok&zuje mi swoje względy i wystarczy, bym je delikatnie sp row ok o \Ym if a iv je a n ej oh w i li są gotowe pćjić ze mn% o. o sćżk& + 0 +

154

Trasa amerykańska odbyła się bez większych perturbacji - z jednym wyjątkiem. 29 listopada, kiedy grupa miała już wyjść na scenę w teatrze Capitol w Passaic w stanie New#erscy, nagle zapalono światła i promotor John Scher poinformował słuchaczy, że odebrał wiadomość o podłożonej bombie. Powiedział też: Ktoś chciałby zobaczyć, jak wybiegacie stąd na ulicę, ale nie zagramy w jego grę! I dodał: Chciałbym, aby każdy zajrzał pod swoje krzesło, a jeśli znajdzie coś, co nie należy do niego, niech powiadomi tych gości - i wskazał strażaków wezwanych na pomoc. Nic nie znaleziono, występ się odbył. Muzycy twierdzili później, że był to jeden z|iajlepszych koncertów, jakie zagrali.

W połowie trasy amerykańskiej, 15 listopada, formacja wybrała się na jeden dzień do Mexico City, by wystąpić w tamtejszym Hotel de Mexico. Nie było to jednak przyjemne przeżycie. Koncert zorganizowano w mieszczącej dwa tysiące osób sali balowej na piątym piętrze. A ponieważ budynek nie robił wrażenia solidnego, muzycy obawiali się, że podłoga nie wytrzyma rytmicznego skakania publiczności i wszyscy polecą cztery piętra w dół...

Ze Stanów Zjednoczonych grupa miała się udać na dwa występy w dniach 10 i 11 grudnia do Caracas w Wenezueli, ale kłopoty zdrowotne Stinga i Andy'ego zmusiły do przełożenia ich na 29 i 30 lipca następnego roku. Na szczęście panowie dość szybko wydobrzeli i dalsza część trasy odbyła się zgodnie z planem.

14 grudnia grupa przybyła do Buenos Aires w Argentynie. I jeszcze tego samego dnia zagrała w tamtejszym klubie New York Disco, następnego na miejscowym Estadio Obras Sanitarias, a kolejnego w teatrze Radio City w Mar del Pląta. Stingowi i Stewartowi podczas wyprawy do Ameryki Południowej towarzyszyły żony. Natomiast Andy podróżował tym razem sam. I nie krył, że z odzyskanej wolności czerpie pełnymi garściami, co nie miało najlepszego wpływu na jego małżeństwo. W jednym z wywiadów udzielonych w tym czasie mówił w każdym razie: Wiele kobiet okazuje mi swoje względy i wystarczy, bym je delikatnie sprowokował, a w jednej chwili są gotowe pójść ze mną do łóżka. A także: Nic nie znacząca przygoda erotyczna stała się stałym elementem życia we współczesnym świecie. Taka przygoda nie musi być czymś pospolitym i wstrętnym. Jeśli mam być całkowicie szczery, traktuję zawsze taką przygodę jak nagrodę.

Pomysł zorganizowania koncertów w Argentynie, gdzie od 1976 roku rządziła junta wojskowa, nie był wszakże najszczęśliwszy. Andy wspomina: To czas brudnej wojny, czas generałów. Ludzie znikają bez śladu, porwani przez zielone wojskowe samochody w bocznych ulicach Buenos Aires, los Desaparecidos: ci, którzy zniknęli.

155

> Tak Hotel de Mexioo wita* grupę The Police.

Matki maszerują przez Avenida de Mayo, trzymając w dłoniach zdjęcia swych zaginionych dzieci. W mieście panuje strach i milczące oburzenie na to, co dzieje się w Argentynie. Ludzie boją się o tym mówić, bo każdy, kto powie za dużo, powiększy liczbę tych, którzy zniknęli. Wojskowe bandy nazywane la Patota działają nocą, wpadają do domów swych ofiar, uprowadzają je, torturują, a w końcu dokonują egzekucji. Ofiary są chowane w nieoznaczonych grobach, wrzucane do morza obciążone betonowymi blokami albo palone w zbiorowych mogiłach. Organizacje walczące o prawa człowieka ustaliły, że tylko między 1976 a 1978 w Argentynie zaginęło trzydzieści tysięcy osób. Zniknęły z powierzchni ziemi nie tylko wszystkie polityczne instytucje, jakie istniały w tym kraju, ale - zgodnie z nakazem władzy autorytarnej - wszelka swobodna wymiana myśli...

Trudno się więc dziwić, że występy w Argentynie okazały się jednym z najbardziej ponurych doświadczeń w całej historii The Police, zwłaszcza pierwszy, który zakończył się incydentem podobnym do tego z Aten. Wtedy jednak głównym bohaterem był Sting, teraz - Andy.

150

W przepełnionym New York Disco porządku pilnowali policjanci. A ich zachowanie nacechowane było wyjątkową butalnością. Nie było mowy o tym, by ktoś spróbował wstać z miejsca i zaczął tańczyć. Każda taka próba prowokowała natychmiastową interwencję sił porządkowych. I kiedy jedna z dziewcząt siedzących tuż pod sceną podniosła się i zbliżyła do Andy'ego, umundurowany grubas zaczął popychać ją drewnianą pałką w stronę krzesła. Nastolatka zapewne pod wpływem bólu zalała się łzami. Andy nie wytrzymał, postawił stopę na ramieniu odwróconego do niego tyłem policjanta i pchnął go tak gwałtownie, że ten niemal się przewrócił. Tłum zawył, by dać wyraz aprobacie. Rozwścieczony grubas podszedł do sceny i zaczął wygrażać gitarzyście. Według niektórych źródeł Andy kopnął go wtedy w twarz. Sam muzyk nie potwierdza tego w swoich wspomnieniach. Co było potem?

Oddajmy głos Milesowi Copelandowi, który jako menażer towarzyszył zespołowi w podróży: Przyszedł do mnie promotor i mówi:,, Mój Boże, aresztują Andy 'ego i nie zobaczysz go do świąt. Kto zresztą wie, co będzie? " Ja na to: „Jak to? " Na co on: „Nie robi się takich rzeczy w Argentynie!" Sting zobaczył, co się dzieje - że gadam z promotorem i wyglądamy na zdołowanych, a gość z lokalnego CBS też spuścił nos na kwintę. Podszedł więc do nas i pyta ze sceny: „ Co się dzieje? ". Wyjaśniam:,, To koniec. Andy kopnął policjanta. Zamkną go do pierdla". A Sting: „Ale przecież Andy nadal gra ". I zwrócił się do Andy 'ego, który akurat wymiatał solówkę: „Do zobaczenia po świętach, idziesz do pudła". Po czym spokojnie podszedł do mikrofonu i zaczął śpiewać. No więc Andy zbliżył się do nas i pyta: „ O co chodzi? " Wyjaśniam mu: „Słuchaj, chcą cię zamknąć. Jeśli zaraz po koncercie zobaczysz oddział policji zmierzający w twoją stronę, błagaj, by ci wybaczyli, bo spędzisz Gwiazdkę w argentyńskim więzieniu". Na co on: „Nikogo nie będę o nic błagał". I kiedy koncert dobiegł końca, szybko zniknął za sceną, tak że policji nie udało się go dopaść. Potem wyszedł jeszcze na bis i znowu zaszył się w garderobie. Wtedy pojawiła się policja i zmierza prosto do Andy'ego. Ale Andy wymiękł i mówi: „Proszę posłuchać, naprawdę mi przykro. Poniosło mnie, nie miałem zamiaru tego zrobić, popełniłem błąd, ale... U nas w kraju zwykle panujemy nad tłumem, popełniłem więc błąd, mam nadzieję, że przyjmiecie moje przeprosiny". Po dziesięciu minutach burzliwej dyskusji policjanci uznali, że wychodzą z tego z twarzą, przyjęli przeprosiny i się wynieśli. Andy był wolny.

Inaczej zapamiętał scenę w garderobie angielski dziennikarz Gordon Blair, który przygotowywał obszerny artykuł na temat The Police i w tym czasie towarzyszył na każdym kroku: Jeden z gliniarzy chwycił Andy'ego za gardło, uniósł do

157

[> rotogr*f uchwyei< moment, kiedy rozwścieczony policjant podszedł do sceny i zaczął wygrażać-gitarzyście.

góry i rzucił na szafkę tak, że ten uderzył głową o kant. Wszyscy zamarli. Mój fotograf chwycił aparat, aby zrobić kilka zdjęć, ale policjanci mu nie pozwolili. Andy był nadal miotany na szafkę. Miles krzyczał do tłumacza: „Na miłość boską, zrób coś z tym!" Panował chaos. Miles wrzasnął: „ Musi być jakiś sposób, by to załatwić ". Tłumacz na to: „ Owszem, musicie im dać w łapę ". Nie widziałem, ile im dali. Ale wszyscy się uspokoili. Andy usiadł na ławce obok szafek, drżał jak liść, kiedy reszta nadal spierała się ze sobą w różnych językach. Wtedy policjanci podeszli do drzwi i przywołali jakiegoś gościa w garniturze, a ten przyprowadził gliniarza, którego Andy kopnął. Miles powiedział do Andy'ego: „Musisz go przeprosić. Publicznie ". Mieli ze sobąfotogrąfa i domagali się, aby Andy i gliniarz podali sobie z uśmiechem dłonie. Chcieli historię przeprosin Andy'ego dać do prasy: pokazać miejscowym dzieciakom, że coś takiego nikomu nie może ujść na sucho. Kiedy zrobiono już zdjęcie, wszyscy się rozeszli. Ja i mój fotograf zostaliśmy sami z Andym, który się trząsł i płakał. Powiedziałem do niego: „Stary, już po wszystkim, już po kłopocie". Odwieźliśmy go do hotelu, bo zostawili go samego sobie. W samochodzie odwróciłem się do niego i zaproponowałem: „ Chodźmy w trójkę gdzieś się napić, nie powinieneś być teraz sam ". Ale Andy, skulony na tylnym siedzeniu, cały roztrzęsiony powiedział tylko: „Nie mam ochoty. Chcę wrócić do pokoju i zostać sam ".

<* 4

158

Zdarzenie przerażające, a jednak Sting i Stewart, którzy nie byli świadkami przepychanki w garderobie, potraktowali je dość lekko. Następnego dnia wokalista przed kolejnym koncertem w Buenos Aires zwrócił się do Andy'ego ze słowami: Ty ciągle tutaj? Myśleliśmy, że cię zamknęli...

Prosto z Argentyny grupa udała się do Brazylii, gdzie miała 2&<gc?iś, dwa koncerty: 17 grudnia w Sao Paulo i następnego dnia w Rio de Janeiro. Już na miejscu okazało się, że zostały one odwołane, zapewne z powodu miernej sprzedaży biletów, ale nie wiemy tego na pewno, ponieważ Miles Copeland zadbał, by żadna szczegółowa informacja na ten temat nie dostała się do zachodnich mediów. Muzykom nie pozostało nic innego, jak zrobić sobie w Rio kilkudniowe wakacje. A następnie udali się do Londynu, gdzie 21 i 22 grudnia mieli zagrać w wielkim ogrzewanym namiocie cyrkowym rozstawionym na terenach krykietowych w dzielnicy Kennington.

Zgodzili się na realizację tak kontrowersyjnego pomysłu, ponieważ dobrze wspominali występ Strontium 90 w maju 1977 roku w namiocie cyrkowym w Paryżu. Ale koncerty londyńskie nie miały w sobie nic z niewymuszenie radosnej atmosfery paryskiego show sprzed trzech lat. Na oba przyszły tłumy, po dziesięć tysięcy osób, dwa razy tyle, ile przewidziano, a ponieważ scena była za niska i ci, którzy stali dalej, nie widzieli zespołu, doszło do przepychanek, a następnie do zamieszek. Wiele osób doznało obrażeń, co w następnych dniach prasa brytyjska rozdmuchała, zarzucając muzykom, że nie zadbali, by zapewnić fanom podstawowe warunki bezpieczeństwa.

Grupa naraziła się zresztą mediom dodatkowo, ponieważ 22 grudnia, po drugim z owych niefortunnych występów, zorganizowała sobie wielką fetę w Holiday Inn w Chelsea, zakończoną w basenie. Tego było dziennikarzom za wiele: muzycy, zamiast zatroszczyć się o rannych fanów, piją do rana w luksusowym hotelu. A czarę goryczy przelały aroganckie wypowiedzi Stewarta, dominujące w wywiadach, których udzielił w tym czasie. Na przykład taka: Pobiliśmy wszelkie rekordy - frekwencji na koncertach i sprzedaży płyt. Albo taka: Nie ma już nikogo między nami i The Beatles. Nawet jeśli było w tym sporo prawdy. Pod warunkiem oczywiście, że podejmie się próbę odczytania tego, co perkusista chciał powiedzieć. Porównując The Police do The Beatles wcale bowiem nie twierdził, że jego zespół zbliżył się do Liverpoolskiej Czwórki pod względem artystycznym. Chodziło mu raczej o to, że The Police to pierwszy zespół od czasów The Beatles, którego muzyka trafia do słuchaczy bez względu na wiek, pochodzenie społeczne, wykształcenie. Zdeklarowanymi fanami tria byli bowiem nawet wybitni muzycy, jak Carlos Santana i Chick Corea - obaj pojawili się na koncertach tria w Stanach Zjednoczonych.

159

I>!iieziplsiiow«ne w&k&cje w aio. tinki The Polisę w obiektywie Anayiegc,

160

t> K r 61 k u. c h w i 1 * intyrinoici tuż orzea w y J i c i e r; ni s c e n ę «

Grupa zakończyła rok koncertem 23 grudnia w Bingley Hali w Stafford. Także tam przybyło dziesięć tysięcy osób, ale tego wieczoru obyło się na szczęście bez awantur i burd. Następne dni muzycy mogli spędzić z bliskimi. Ale już na początku następnego roku czekała ich podróż do Kanady - występem w Montrealu mieli rozpocząć kolejną trasę światową.

161

Tym razem tylko dwa tygodnie grupa koncertowała na kontynencie amerykańskim. Wystartowała 7 stycznia w Que - Centre Sportif de l'Universite de Montreal, skończyła 20 stycznia w Neal Blaisdell Center Arena w Honolulu. 10 stycznia udało jej się zagrać w słynnym Madison Sąuare Garden w Nowym Jorku. Była ponoć pierwszą grupą z kręgu nowej fali, która tam wystąpiła. Zainteresowanie przeszło najśmielsze oczekiwania: dwadzieścia jeden tysięcy biletów sprzedano w trzy dni. Ale i tu nie obyło się bez incydentu.

Kiedy formacja wykonywała „De Do Do Do, De Da Da Da", pijany słuchacz cisnął w stronę sceny butelką po wódce. Na szczęście nikogo nie trafił. Ale flacha wbiła się w bęben basowy i rozdarła membranę. Trzeba było założyć nową, a to oznaczało nieprzewidzianą przerwę w imprezie. Sting, przerażony, że może dojść do zamieszek, narzucił tłumowi zaśpiewanie ludowej pieśni „The Yellow Rosę Of Texas" o bohaterce z okresu wojny o niepodległość Teksasu, ciemnoskórej Emily D. West. Tak to później wspominał: Całą energię włożyłem w to, by nie wyglądać na przerażonego. Publiczność musiała nam pomóc. Co sprawiło, że sala stała się mniejsza. Poruszające przeżycie. Podobało mi się, jak śpiewali. Byłby to mniej znaczący koncert, gdyby nie to zdarzenie. Ono uczyniło go czymś specjalnym...

Dodajmy, że podczas pobytu w Nowym Jorku Sting dokonał w Soundmixers Studio solowego nagrania - zarejestrował balladę Boba Dylana „I Shall Be Released" do filmu telewizyjnego Michaela Tuchnera „Parole" o młodocianym przestępcy, który próbuje powrócić na łono społeczeństwa.

Inny pamiętny koncert omawianej trasy amerykańskiej odbył się 16 stycznia w Variety Arts Theatre w Los Angeles. Miles uznał, że ponieważ jest to występ dla niewiele ponad tysiąca słuchaczy, nada mu szczególny charakter. I, nawiązując do image'u tria, ogłosił, że na salę będą wpuszczani wyłącznie blondyni i blondynki.

162

A pod teatrem ustawił stoiska z perukami w kolorze blond, aby umożliwić także fanom nie mającym jasnych włosów wysłuchanie The Police. On sam opowiadał później: Przyszedł szef wytwórni A&M i ledwie sobie prysnął jasnym spreyem na włosy, więc mu mówię: „Nic z tego, idź po perukę". Nie wpuściliśmy nikogo, kto nie miał włosów blond. Nawet ja włożyłem durną perukę. Był więc niezły ubaw. Coś w rodzaju balu przebierańców nikt się nie wyłamał. 1 wtedy zespół wyszedł na scenę - wszyscy w czarnych perukach!

Od 25 stycznia do 7 lutego grupa koncertowała znowu w Japonii, w tym 2 lutego w słynnej sali Budokan w Tokio. A od 10 do 26 lutego występowała - jednak - w Nowej Zelandii, tym razem bez żadnych przeszkód, i w Australii, między innymi 16 lutego dla dwudziestu pięciu tysięcy słuchaczy na Showground w Sydney.

10 marca formacja miała zacząć w Stuttgarcie trasę po Niemczech, ale muzycy się zbuntowali. Zażądali od Milesa, by odwołał tę wyprawę i dał im trochę czasu dla siebie. Zgodzili się jedynie nakręcić 19 marca w Bremie występ telewizyjny, który później został pokazany w popularnym programie „Musikladen".

Sting mówił: Musimy na jakiś czas uwolnić się od nacisków. Ja potrzebuję tego chyba bardziej niż pozostali. Ale tylko Stewart i Andy rzeczywiście zrobili sobie wakacje. Polecieli na Bali, gdzie przez kilka dni bawili się w towarzystwie popularnego aktora Johna Belushiego, znanego z filmu Johna Landisa „Blues Brothers", dziś już nieżyjącego. Stewart zdecydował się zostać tam na dłużej, a Andy zrobił sobie wycieczkę do Indii i Nepalu. W swojej książce przyznaje, że ten zorganizowany naprędce urlop bez żony dobił ostatecznie jego małżeństwo

\> 16 s t y c z n i i 19 B1 roku, Los Angeles, ^ting przed w y J i c i e m n £ scenę - Już w czarnej peruce.

> Stąpanie po enocJoM nej linie - oo^iędzy >' gwiazdy a do„e». Ali**' Layla.

----------------------- TUTTMf--------K-l ajt

- latem tego roku zażądała od niego rozwodu. Opuścił wtedy Irlandię i nie bacząc

wysokie podatki wrócił do Londynu. ^

Kilka lat później wyjaśniał: To The Police rozbiło nasze małżeństwo. Kobie/fi

bardzo ciężko trwać w związku z facetem, który cały czas jest poza domem. Ki/ę) zaczęliśmy odnosić sukcesy, na świat przyszło dziecko. Stąpałem po emocjonalJ^

linie - pomiędzy rolą gwiazdy a domem. Nasze drogi zacząły się rozchodź/J Nie rozstaliśmy się w goryczy i wzajemnej zaciekłości, ale w smutku, peł\i współczucia dla siebie. Mówił też: To bardzo ważne - rozwijać artystyczna stro/jł swojej natury. Niestety, zwykle niszczy to życie prywatne. Niszczy związki i czyni c / niewolnikiem innej kochanki - muzyki... 'o

Nie zawsze jednak zniszczenia są nieodwracalne. Historia miłości Andy'eg^V i Kate ma szczęśliwe zakończenie. W 1986 roku, kilka lat po rozwodzie, obój*/ zdecydowali spróbować znowu żyć ze sobą. I są małżeństwem do dziś. aO

Wróćmy jednak do Stinga, który zaraz po koncertach w Australii poleciał &f,ó Londynu. Ale podróż, którą wtedy odbył, wspominał w ™źnieiszvch latarh i/

164

g ArCarnis 82.

t> Joili &ŹE f^ii dc ZAofe-rowanii aoi lepszego niż seks, bez wątpienia zschoiyał co dla siebie. Jedna ze zdobyczy Andyego.

koszmar: jeden z silników odmówił posłuszeństwa, samolot szukał pomocy kolejno w Singapurze, Bombaju i Bahrajnie, dotarł na miejsce z wielogodzinnym opóźnieniem.

Wokalista nie miał, niestety, czasu na wypoczynek. Już 1 marca stanął na planie filmu „Artemis 81", realizowanego przez Alastaira Reida dla telewizji BBC. Zgodził się w nim zagrać Helitha, Anioła Miłości, który ma ocalić świat przed złą boginią Magog. Na pytanie dziennikarza, dlaczego odrzucił rolę w „Tylko dla twoich oczu", a przyjął

o wiele mniej efektowną w „Artemis 81", odpowiedział, że filmy bondowskie są zbyt tandetne

1 wolał udział w przedsięwzięciu bardziej ambitnym. Zdjęcia trwały z przerwami do 23 kwietnia, głównie w hrabstwie Suffolk - w wiosce Chasfield, w Orford Castle i na plaży Shingle Street koło Woodbridge, ale też na terenie elektrowni w północnej Walii, w Birmingham i nawet w Danii.

W tym czasie Sting udzielił najbardziej chyba kontrowersyjnego wywiadu w całej karierze, otwarcie podejmującego temat seksu. W rozmowie z Arabellą Campbell-McNair-Wilson, młodą dziennikarką z magazynu „Interview", powiedział między

165

innymi: Jeśli Bóg ma do zaoferowania coś lepszego niż seks, bez wątpienia zachował to dla siebie. Opowiadał, że kocha się każdej nocy, co musiało dać wiele do myślenia Frances, z którą widywał się przecież w tym czasie rzadko. Mówił, że lubi uprawiać seks na stołach: Jest w tym element ofiary...

W kwietniu w Stanach Zjednoczonych ukazał się singel „Don't Stand So Close To Me" i również tam odniósł sukces na listach przebojów - dotarł do pozycji dziesiątej.

W maju Sting po krótkich wakacjach w Kanadzie zaszył się na tydzień w paryskich Pathe Marconi Studios i sam nagrał wersje demo utworów, które zdążył skomponować na następną płytę - „Ghost In The Machinę". Już po powrocie do Anglii, gdzie odebrał prestiżową nagrodę Ivora Novello, spjbtkał się z pozostałą dwójką w Surrey Sound Studios, ale krótka sesja była jetłynie przymiarką do właściwej pracy nad kolejnym albumem. Zarejestrowano głównie nową. wolniejszą wersję starszej kompozycji „Truth Hits Everybody". W czerwcu grupa przeniosła się do Super Bear Studios w Miraval na południu Francji, ale i tam ograniczyła się do nagrania instrumentalnych drobiazgów, podobno z myślą o którymś z filmów dokumentalnych na jej temat.

Właściwa praca nad „Ghost In The Machinę" trwała od 20 czerwca do 26 lipca w studiu AIR należącym do George'a Martina, legendarnego producenta Beatlesów, na wyspie Montserrat na Karaibach. Koszty wyniosły sto tysięcy dolarów, dużo więcej niż kiedykolwiek w przeszłości, ale w obliczu sukcesu The Police nikt nie myślał o oszczędnościach. Stewart wyjaśniał w wywiadzie dla „Hot Press": Biorąc pod uwagę popularność poprzednich płyt, było pewne, że poniżej określonego poziomu sprzedaży nie zejdziemy. Warto dodać, że grupa po raz pierwszy w karierze zgodziła się zainkasować od wytwórni zaliczkę na poczet wpływów ze sprzedaży płyty i to niemałą, w wysokości miliona funtów. Zwłaszcza że w umowie znalazł się zapis o bezzwrotności tej kwoty - nawet gdyby z jakichś powodów album przepadł na rynku, muzycy zachowaliby wypłacone im pieniądze. Sting kpił później z firmy: To wielka pokusa dać im taśmę z godziną pierdzenia. Milion i tak zatrzymalibyśmy dla siebie.

Sesja na Montserrat była zupełnie nowym doświadczeniem dla muzyków. Po raz pierwszy pracowali nad swoją muzyką w luksusowych warunkach, w doskonale wyposażonym studiu, bez rozpraszających przerw. Zdecydowali się też na zmianę producenta czy raczej współproducenta. Zrezygnowali z usług Nigela Graya, który co prawda pomógł im się przebić, ale przecież nie był fachowcem z najwyższej półki, a na takiego mogli już sobie pozwolić. Andy Partridee z XTC Dolecił im

166

t> Sesji ni Montserrat w obiektywie Andy»ego. i Paagham.

Hugh Padghama, który - głównie jako realizator, ale o takiego kogoś przede wszystkim chodziło - miał udział w sukcesach Petera Gabriela i Phila Collinsa. Wszystko wskazywało na to, że pomoże The Police udoskonalić i unowocześnić brzmienie.

Sting przybył na sesję lepiej przygotowany niż poprzednio, z całą masą nowych kompozycji, w większości nagranych już we wstępnych wersjach i nawet opracowanych do ostatniego dźwięku, jak „Invisible Sun" i „Spirits In The Materiał World". Koledzy natomiast specjalnie się nie wyrywali z własnymi pomysłami. A Stewart wręcz publicznie przyznawał, na łamach „Musician's Only", że stracił wenę: Jedyny problem, jaki mnie nęka w tej chwili, to brak pomysłów na nowe piosenki.

Sting nie był niewielką aktywnością twórczą kolegów zaskoczony. Mówił: Nie ulega dla mnie wątpliwości, że kiedy zbliża się moment nagrania płyty, Stewart i Andy myślą: „Napiszemy parę piosenek, niech będzie, ale Sting pewnie ma już cały materiał". Ale też przyznawał, że pewnie byłoby mu trudno, gdyby koledzy wyskoczyli nagle z numerami lepszymi niż te, które sam napisał. Chociaż zapewniał:

167

Gdybym ujrzał w którejś z piosenek napisanych przez nich. materiał na przebój, na pewno byłbym za wydaniem jej na singlu. Czy było jednak możliwe, by taki materiał w propozycjach kolegów rzeczywiście zobaczył? Był dla nich przecież zawsze bardzo krytyczny i nic w tej mierze się nie zmieniło. O Summersie mówił na przykład: Andy nie ma daru do komponowania atrakcyjnych melodii. I dodawał: Ja nie jestem wielkim muzykiem, ale potrafię, pisać dobre piosenki.

Z inicjatywy Stinga grupa postanowiła wprowadzić na szerszą skalę dodatkowe instrumenty. Jej muzykę miały ożywić zwłaszcza partie instrumentów klawiszowych w wykonaniu całej trójki, głównie jednak Stewarta, a także riffy saksofonowe - w wykonaniu samego wokalisty. Sting opowiadał: Grałem na saksofonie jako nastolatek, ale nie na poważnie. Układ palców pozostał jednak w pamięci, a ponieważ znam nuty, powrót do grania na instrumencie był dość łatwy. W styczniu kupiłem dwa saksofony Yamachy altowy i tenorowy, i od tamtej pory ćwiczyłem po dwie godziny dziennie. Nie jestem oczywiście Charliem Parkerem, ale kiedy udaje mi się wymyślić prosty riff, a potem dodać do niego harmonię, mam dużą satysfakcję.

O To była wielka pokus*. - asi im csiaę z godziną plerazenia* Milion i tak zatrzymalibyimy ala

108

Instrumenty klawiszowe zwykle łagodzą brzmienie. Ale Andy w jednym z późniejszych wywiadów zapewniał: Chociaż ludzie przy czwartej płycie zwykle łagodnieją, dla nas było bardzo ważne, by album miał siłę, by miał uderzenie. Dlatego na przykład partie bębnów były nagrywane nie w studiu, a w stojącym obok domu, w ogromnym salonie z drewnianą podłogą. Andy: Dopiero tam perkusja zabrzmiała świetnie, w studiu była jak zdechła.

Sesję rozpoczęto od nagrania piosenki „Demolition Man", nieco starszej, wykonywanej już przez Grace Jones. Andy tak o tym opowiadał w wywiadzie dla pisma „Creem": Tym razem Sting napisał większość piosenek specjalnie z myślą

0 „ Ghost In The Machinę ". Wcześniej miał ,,Every Little Thing She Does Is Magie ", a także „Demolition Man", którą oddał Grace Jones na płytę „Nightclubbing". Od tego numeru zaczęliśmy. Jakoś trzeba było przełamać lody, a ten kawałek wydawał się czymś łatwym. To bardzo prosta rzecz. Posłuchaliśmy wersji Grace Jones

1 zgodziliśmy się: „Do cholery, potrafimy zrobić to lepiej". I nagraliśmy naszą wersję w jednym podejściu. Moim zdaniem jest bardziej z jajem niż wersja Grace Jones. Taki był początek sesji. Dobry początek, bo nastawił nas pozytywnie do pracy. Nie bez znaczenia był też fakt, gdzie nagrywaliśmy, ponieważ czuliśmy się na Montserrat komfortowo. Opalaliśmy się, pływaliśmy. Nabraliśmy kondycji i energii. Bardzo nam było tego potrzeba, ponieważ przed przyjazdem na sesję byliśmy wykończeni.

Oczywiście i tym razem nie obyło się bez konfliktów. Stewart twierdzi, że coraz trudniej pracowało się ze Stingiem. Sonja Kristina, jego żona, zapamiętała, że wokalista był w tym czasie pod ogromnym wpływem kokainy, a ta czyniła go bardziej wyniosłym, aroganckim i męczącym. Sting zresztą zgadza się z tą diagnozą: Dlatego jakiś czas po nagraniu „ Ghost In The Machinę" zażyłem japo raz ostatni, wypowiedziałem jakieś zaklęcie i resztę wyrzuciłem. Nigdy potem nie sięgnąłem po kokainę...

28 lipca, już po zakończeniu nagrań, grupa zobowiązała się polecieć z Montserrat

do Caracas w Wenezueli, aby zagrać tam dwa koncerty, które nie odbyły się

w grudniu ubiegłego roku. Niestety, udało jej się znaleźć tylko jeden samolot,

rozsypującą się dwusilnikową Dakotę z czasów drugiej wojny światowej, która, jak

'twierdzi Andy, robiła wrażenie poskładanej do kupy bandażami elastycznymi i gumą

£ do zlk ta. Co goręza, kiedy maszyna osiągnęła już wysokość dziesięciu tysięcy stóp,

pogoda zac/ęła się gwałtownie psuć. Nad Karaibami przeszedł huragan. Samolot

potrząsany gw ałtewnie przez wiatr zaczął tracić części, w pewnej chwili urwały się

drzwi'. Szansę ira utrzymanie się w powietrzu i przeżycie były coraz mniejsze.

169

t> Ale bez znaczenia by< też fakt, gazie nagrywali*!??, ponieważ czullm* na Montserrat komfortowo. Opalaliśmy się, piywaliirty. habraliimy koni' i energii...

170

Andy pisze w „One Train Later", że wycie huraganu dochodzące przez wielką wyrwę w bocznej ścianie było jak krzyk śmierci... To, że dwójce pilotów udało się posadzić maszynę na ziemi, nazywa cudem (dokładnie: ingerencją siły wyższej...). I dodaje, że po lądowaniu jeden z członków załogi padł na kolana i zrobił znak krzyża, drugi zaczął wycierać zlane potem czoło.

Pobyt w Caracas również okazał się doświadczeniem wielce nieprzyjemnym. Wenezuela była wówczas w stanie wojny z Kolumbią o skrawek ziemi. I po jednym z koncertów w hali El Poliedro, gdzieś na obrzeżach miasta, muzycy oczekujący na autokar byli świadkami wstrząsającej sceny. Z samochodów, które podjechały pod wyjście, wypadli żołnierze i wyciągali z tłumu nastoletnich chłopców, by na miejscu wcielić ich do armii: ubrać w mundury, uzbroić i jeszcze tej nocy przewieźć w rejon walk. Andy tak opowiadał o tym w jednym z późniejszych wywiadów: Gówniarzy prosto z koncertu porywano do wojska. Wychodzili z sali nieświadomi tego, co się dzieje, tymczasem wrzucano ich na ciężarówki i wieziono na granicę, by walczyli o swój kraj. Byliśmy zaszokowani, czemu następnego dnia daliśmy wyraz w wywiadzie dla miejscowego radia.

Pierwsze dwa tygodnie sierpnia grupa spędziła w Morin Heights w Quebec w Kanadzie. Chociaż dopiero co ukończyła pracę nad płytą studyjną, poświęciła ten czas na zmiksowanie nagrań koncertowych z lat 1980-1981, wybranych na kolejną już wersję zestawu „The Police Live!". Była zdecydowana wydać go wiosną 1982 roku, pół roku po „Ghost In The Machinę". Stuart w wywiadzie udzielonym w tym czasie miesięcznikowi „Musician" zapowiadał: Nie ulega wątpliwości, że będzie to nasz najlepszy album. A Sting w rozmowie z reporterem tego samego pisma dodawał: Mamy w tej chwili osiemdziesiąt cztery minuty materiału. Moim zdaniem powinniśmy zrobić z tego dwupłytowy album - tam nie ma już miejsca na nic więcej. Dlatego prawdopodobnie nie włączymy żadnych piosenek z „ Ghost In The Machinę ".

Jak wiadomo, zestaw nie trafił na rynek w zapowiedzianym terminie. W końcu 1982 roku Stewart zapytany przez dziennikarza magazynu „Modern Drummer" o powody wyjaśniał: Ciężko to zmiksować i nadal nie mamy satysfakcjonujących wersji nagrań koncertowych, ale jest tam mnóstwo świetnego grania. Więcej zaś dodał na temat albumu kilka miesięcy później, wiosną 1983 roku, w wywiadzie dla pisma „Down Beat": Pracujemy nad nim. Za każdym razem, kiedy myślimy, że już go wydamy, nagrywamy płytę studyjną i aby włączyć do programu nowy materiał, musimy czekać

do knlp.inp.i tmsv Alp tvrn rn7Pm ipstpimv 7dptprminnwani hv umdnr Icnnrprtńwke.

111

173

Wierzę, że powinna ukazać się latem. Nie ukazała się ani w 1983 roku, ani w następnych latach. Trafiła na rynek dopiero w maju 1995 roku, w kształcie zapewne innym, niż planowano, z nagraniami z 1979 i 1983 roku.

21 sierpnia muzycy byli już w Nowym Jorku, na ślubie Milesa Copelanda z piękną Mary Pegg — Sting jako drużba, Stewart i Andy po prostu jako goście. Podczas uroczystości weselnych, zorganizowanych w Tavern On The Green w Central Parku, cała trójka wzięła udział w jamie - razem z przedstawicielkami i przedstawicielami dwu innych zaproszonych zespołów, The Go-Go's i Oingo Boingo. Wykonano między innymi kilka przebojów Elvisa Presleya. Warto na marginesie dodać, że cztery miesiące wcześniej, 10 kwietnia, w Nowym Jorku na ślubnym kobiercu stanął Kim Turner, szef tras koncertowych The Police, a podczas uczty weselnej również doszło do szalonego muzykowania. Ale w tej uroczystości

t> Sonjs. i S'. ilubie KirsŁ

e w ii r t turner

l> Martin co w pewnym sensie uosobienie zia, ale Jest też na swój sposób dobry - 1 to mi się w nim spodobaio, balansowanie między Jednym a drugim, między kirei gięboko religijnym a demonem. Czasem czuję, Jakbym sam byi kimi takim...

172

wzięli udział tylko dwaj Policjanci, Stewart i Andy. Sting był zbyt zajęty, by dzielić tę chwilę szczęścia z jednym ze swoich najbliższych współpracowników.

22 sierpnia, nazajutrz po ślubie Milesa, grupa wystąpiła przed szesnasto-tysięcznym tłumem na terenie wyścigów konnych Liberty Bell Horse Racetrack w Filadelfii. Był to koncert o tyle ważny, że tego dnia Sting po raz pierwszy zagrał publicznie na saksofonie. Następnego dnia formacja zagrała dla dwudziestu pięciu tysięcy słuchaczy w Grove w Oakville w kanadyjskiej prowincji Ontario. A potem drogi muzyków znowu się rozeszły, ponieważ w końcu miesiąca Sting zaczął w londyńskich Shepperton Studios kręcić film „Brimstone And Treacle", czyli „Syrop z siarki i popiołu", według sztuki Dennisa Pottera, w reżyserii Richarda Loncraine'a. Otrzymał w nim jedną z głównych ról, demonicznego uwodziciela Martina Taylora, niemal wcielenie diabła, na tyle kontrowersyjną, że odrzucił ją nie stroniący przecież od kontrowersji David Bowie.

Sting wyjaśniał: Martin to w pewnym sensie uosobienie zła, ale jest też na swój sposób dobry - i to mi się w nim spodobało, balansowanie między jednym a drugim, między kimś głęboko religijnym a demonem. To o wiele bardziej interesująca postać niż zwykły bohater filmowy, który jest albo dobry, albo zły. I dodawał: Odnajduję w niej coś z sobie. Czasem czuję, jakbym sam był kimś takim. W innym zaś wywiadzie mówił: Dennis Potter stawia pod znakiem zapytania zasady moralne, to, co dobre, i to ,co złe. Działania uważane za złe nie zawsze przynoszą złe owoce, tak jak działania uważane za dobre nie zawsze przynoszą dobre owoce. W moralności i sprawiedliwości nie ma logiki. Jestem dumny, że gram w filmie, który jest ekscentryczny, zakręcony, niecodzienny. Nie jestem pewien, czy ma on szansę na sukces, ale też nie ma zamiaru konkurować z „ Gwiezdnymi wojnami".

Film „Brimstone And Treacle" ma w historii The Police znaczenie szczególne, ponieważ Sting zgodził się stworzyć do niego muzykę i to, przynajmniej częściowo, wraz z zespołem. Ale o tym dalej.

W okresie trwania zdjęć Sting dwukrotnie zaprezentował się publiczności. 9 września mimo problemów z gardłem wystąpił obok Erica Claptona, Phila Collinsa i innych w londyńskim Theatre Royal na dorocznym koncercie charytatywnym organizowanym przez Amnesty International pod hasłem The Secret Policeman's Other Bali. Bez pomocy Policjantów zaśpiewał dwa Policyjne hity: „Roxanne" i „Message In A Bottle". A 18 września został na jeden wieczór w londyńskim klubie Greyhound basistą zaprzyjaźnionego punkowego zespołu Chelsea. Tak o tym później opowiadał: To było bardziej stresujące niż występ z The Police na Wembley.

173

ii t i n g z muzyk«.mx zaprzyjaźnionego zespołu Chelsea - dwukrotnie wspart ich ni scenie Jako basista.

174

t> Ulice iself asru w teledysku Lnvisible iun. To mrożący krew w żytach film, ciarki chodzą rei po grzbiecie za każdym razem, gay go oglądam.,.

Z The Police może pierdzieć przez dwie godziny, a i tak będzie owacja. Tak czy inaczej, występ w Greyhound przywołał przyjemne wspomnienia. Graliśmy tam z The Police jeden z pierwszych koncertów, jeszcze w 1977 roku, i aż do tej pory nigdy tam nie wracałem.

Tego samego dnia w Wielkiej Brytanii ukazał się singel zapowiadający już płytę „Ghost In The Machinę". Zawierał piosenkę Stinga „Invisible Sun" i kompozycję instrumentalną Andy'ego „Shambelle" z jego popisową partią gitary.

Wybór właśnie „Iiwisible Sun" na pierwszą małą płytę miał w sobie coś z chęci zamanifestowania jeszcze bardziej zdecydowanego niż na „Zenyatta Mondatta" zwrotu ku ważkim treściom społecznym. Sting napisał tekst utworu pod wrażeniem pobytu w Belfaście, poruszony faktem, iż życie - życie wszystkich bez wyjątku, także najmłodszych - toczyło się tam w atmosferze ciągłego zagrożenia. W jednym z wywiadów wyjaśniał: Pierwsze słowa brzmią: „Nie chcę spędzić reszty życia wpatrzony w lufę karabinu". I są to słowa dwuznaczne, ponieważ patrzysz w lufę, jeśli sam ją trzymasz w dłoniach albo jeśli ma ci za chwilę odstrzelić głowę. A więc piosenka jest o ludziach, którzy powinni mieć w życiu wybór, ale z powodów od nich niezależnych go nie mają. Jest antypolityczna w taki sam sposób, w jaki ja jestem antyreligijny. Byłem katolikiem, zostałem wychowany na katolika i nienawidziłem tego. W Belfaście żyją dwie bardzo podobne do siebie społeczności, które się wzajemnie ignorują i które się wzajemnie boją. Jednym z powodów jest katolicyzm, ale polityka nie rozwiąże problemu... W innym zaś wywiadzie z tego okresu dodawał: Od dawna wiele mnie łaczv z Irlandia.

175

Poślubiłem dziewczynę stamtąd i bardzo mnie martwi to, co się tam dzieje. Chociaż mówił też: Z początku rzecz dotyczyła Belfastu i warunków życia w tym mieście, ale od momentu, kiedy ją napisałem, sytuacja w innych brytyjskich miastach upodobniła się do tej, w Belfaście.

Teledyk ilustrujący „Invisible Sun" zawierał ujęcia z zachodniego Belfastu: wozy pancerne, brytyjskich żołnierzy, graffiti na murach, pogrzeb, a także dzieci bawiące się na ulicach, pośród owych wozów pancernych, uzbrojonych po zęby żołnierzy, graffiti, konduktów żałobnych. Ponieważ, jak wyjaśniał Sting, tymi, którzy zawsze cierpią najbardziej, są dzieci. I chociaż były to niemal te same obrazy, które w tamtym czasie można było zobaczyć w każdym dzienniku, klip został przez telewizję BBC uznany za deklarację polityczną i zakazany.

Sting poproszony o skomentowanie tej decyzji mówił: Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego BBC to odrzuciło, ale nie zgadzam się z tą decyzją. Uważam, że właśnie z tych powodów, dla których nie pokazano ludziom naszego teledysku, powinien być im przedstawiony. To mrożący krew w żyłach film, ciarki chodzą mi po grzbiecie za każdym razem, gdy go oglądam. Naprawdę była szansa pokazania, że muzyka pop może podejmować ważkie tematy, ale BBC do tego nie dopuściło. Wniosek jest taki, że muzyka pop powinna być bezmyślna, banalna i głupia.

Zakaz poruszył też pozostałych Policjantów. Stewart mówił: Wklipie nie ma ujęć dzieci walczących w zachodnim Belfaście. Powtarzam to po raz kolejny. Nie ma gwałtu, nie ma wojska w akcji, nie ma starć. To film ukazujący życie ludzi w tym mieście, chociaż równie dobrze mógłby być zrobiony w Kalkucie czy Bejrucie. To przejmujący teledysk, który oglądam ze smutkiem, ale też z przekonaniem, że ludzie w nim pokazani są pełni wewnętrznej siły. Tak więc nie o politykę chodzi w naszej piosence, a o ludzkie istnienia i ich ciężką sytuację.

Nawet Andy zabrał głos: Myślę, że ktoś, kto podjął decyzję o zakazie, przesadził. Nie jesteśmy ani za czymś, ani przeciwko czemuś. Chcieliśmy tylko zwrócić uwagę na to, jak się tam żyje... Chcieliśmy odejść od tego, co dominowało we wcześniejszych teledyskach. Zwykle były dość niewinne, pokazywały nas, wyglądających na zadowolonych z siebie i popierdujących przed kamerą w stmjach nauczycieli czy kogoś tam... Zauważył też:

176

t> OhoolAŻ ludzie przy czwartej piyele zwykle iagoanieią, dla nas 'oyio bardzo ważne, by album miał slię, 'oy miał Uderzenie.,,

W dziennikach BBC pełno jest przemocy, ale kiedy ten sam temat zostaje ujęty w formę artystyczną, wolą go zakazać - a robiąc to, zapewniają mu promocję. Miał oczywiście rację: chociaż klip nie został pokazany w „Top Of The Pops", singel w ciągu dwóch tygodni dostał się na szczyty brytyjskich list przebojów.

Już po rozwiązaniu The Police zapytałem Stinga, jak to się stało, że w pewnym momencie zaczął pisać piosenki o treściach społecznych, politycznych. I jako jeden z przykładów wymieniłem właśnie „Invisible Sun". Odpowiedział: Nie było nigdy moim zamiarem pisanie piosenek o tematyce społecznej, chyba że udawało mi się znaleźć metaforę, z pomocą której mogłem wyrazić pewne myśli o charakterze społecznym czy politycznym. Wiesz, pisanie piosenek propagandowych to nie moja rzecz. Nie jestem dziennikarzem. Jeśli jednak udawało mi się znaleźć metaforę, która pomagała mi wyjaśnić jakąś sytuację, chętnie to robiłem. Metafora jest czymś takim, z czym nie można się spierać. Nie dyskutuje się z prawdą przekazaną za pomocą metafory. Możesz kwestionować to, co mówi aparat propagandy, możesz dyskutować z poglądami dziennikarzy. Nie możesz pokłócić się z metaforą.

Zapytałem Stinga również, czyjego zdaniem piosenka o wydźwięku społecznym, politycznym, może dokonać przełomu w myśleniu ludzi o świecie. Odparł szczerze, jakby stawiając pod znakiem zapytania zasadność pisania piosenek takich jak „Invisible Sun": Nie wiem. Chociaż sam piszę piosenki o wydźwięku politycznym, nie mam żadnej pewności, że twórczość tego rodzaju w ogóle oddziałuje na ludzi. Przecież ci, którzy decydują o losach świata, nie słuchają mojej muzyki. Generał Pinochet nigdy nie słyszał,, They Dance Alone" ani też żadnej innej mojej piosenki.

177

Nie sądzę, by generał Jaruzelski znał moje piosenki. Ale wiesz, być może znają je wnuki tych ludzi. I może myśli zawarte w moich piosenkach zostawiąjakiś ślad w ich umysłach. I za dwadzieścia, trzydzieści lat te piosenki przyniosą jakieś owoce. Ale to nie jest tak, że napiszesz piosenką i to wystarczy, by obalić rząd.

Przypomniałem wtedy, że w latach sześćdziesiątych wielu rockowych twórców wierzyło, iż może mieć wpływ na losy świata. Natychmiast odparował: Ale przecież go nie zmienili. W każdym razie nie zmienili go w jakiś istotny sposób. Świat ciągle robi swoje. I trudno już dziś nie traktować tych, którzy chcieli zmieniać go z estrad, z pewną dozą cynizmu. Chociaż czy ja wiem? To trudna kwestia. Być może z perspektywy następnego stulecia będzie można w sposób bardziej wiążący powiedzieć, czy udało im się zmienić świat, czy też nie...

Ciekawe, że w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach na pierwszy singel towarzyszący albumowi wybrano nie „hwisible Sun", obawiając się zapewne, że wzbudzi kontrowersje, a utwór niewinny i chwytliwy - „Every Little Thing She Does Is Magie".

2 października na rynek trafiła wreszcie płyta „Ghost In The Machinę". Sting w okresie poprzedzającym jej ukazanie się powiedział w jakimś wywiadzie, że nastały czasy, w których żaden zespół nie jest w stanie nagrać więcej niż trzy udane tytuły. Wszyscy byli zgodni, że „Ghost In The Machinę" jest trzecim udanym dokonaniem The Police - po „Outlandos d'Amour" i „Reggatta de Blanc". Niewypału w postaci „Zenyatta Mondatta" nie licząc. Album chwalili recenzenci. A publiczność wyniosła na pozycję pierwszą list bestsellerów w Wielkiej Brytanii i druga w Stanach.

178

Dzieło przyjęto jako udaną próbę odświeżenia dotychczasowej formuły - na każdym polu. Nawet okładka i tytuł różniły się od poprzednich. Na okładce po raz pierwszy nie było zdjęcia. Zastąpiły je czerwone cyfrowe symbole, w których należało się dopatrzyć podobizn muzyków, od lewej Andy'ego, Stinga - z nastroszonymi włosami i Stewarta - z grzywką. Zrezygnowano również z dziwnego, Milesowego języka w tytule. Zastąpiła go, po prostu, angielszczyzna. A cóż znaczyły słowa „Ghost In The Machinę" - „Duch w maszynie"?

Sting wyjaśniał: Tytuł pochodzi z książki psychologicznej Arthura Koestlera. Wynika z niej, że człowiek coraz bardziej przypomina maszynę. A ja chcę na płycie powiedzieć, że nie powinniśmy być jak maszyny. Jesteśmy o wiele bardziej skomplikowani, bardziej twórczy, bardziej destrukcyjni. I ponieważ rzeczywiście poszczególne utwory - może nie wszystkie - w sposób mniej lub bardziej swobodny

> Oyien wykosiczony i wkurwiony: aosyć z tym, co tu Jeszcze można zrobić? i pierwsza rzecz, Jaką zrobiiem tego ranka, to pet prostu aograiem bębny do wersji aeuo...

179

rozwijały ten wątek, powstała całość, którą można było traktować jako rodzaj concept albumu. Mimo że wcześniej Sting zastrzegał się, iż jest to idea, która dawno poszła do lamusa.

Płyta „Ghost In The Machinę" przeczyła też - absolutnie świadomie - innym wcześniejszym założeniom The Police. Zwłaszcza koncepcji tria, tworzącego muzykę pełną napięcia, melodycznej i harmonicznej finezji oraz żywych barw w oparciu o jak najoszczędniej dozowane dźwięki podstawowych instrumentów.

Sting tak odpowiadał dziennikarzowi miesięcznika „Guitar World" na pytanie, czym różni się nowe dzieło zespołu od wcześniejszych: Jeśli użyć analogii z malarstwem, powiedziałbym, że jest na nim więcej barw niż na poprzednich. Na pierwszej płycie było nas trzech i zaczęliśmy od dozowanych oszczędnie dźwięków basu, perkusji i gitary oraz pojednyczego głosu. I takie oszczędne użycie czterech barw zapewniło nam wyrazistą tożsamość. Na drugiej płycie paleta została wzbogacona, a na trzeciej dodaliśmy jeszcze parę rzeczy. Czwarta ma prawdopodobnie najbardziej złożoną fakturę.

Rzeczywiście, na „Ghost In The Machinę" bardzo odcisnęło się wykorzystanie w sposób cokolwiek rozrzutny różnych instrumentów klawiszowych i elektronicznych, od fortepianu po syntezatory gitarowe i basowe Rolanda. Sting tłumaczył: Cztery czy pięć piosenek na tę płytę skomponowałem na klawiszach, a skoro tak, zdecydowałem się też wykorzystać klawisze w ich opracowaniu. Mówię między innymi o „Invisible Sun". A więc w jakimś sensie wyłamaliśmy się z czegoś, co z nami kojarzono. Ale być może zatoczyliśmy koło i w przyszłości wrócimy do skromniejszych opracowań.

Równie wielki wpływ na brzmienie nowej muzyki tria miało sięgnięcie przez Stinga po saksofony tenorowy i altowy, zwłaszcza że w wielu nagraniach ich partie zostały z pomocą studyjnych nakładek zwielokrotnione i uzyskano wrażenie potężnej sekcji instrumentów dętych.

Również partie wokalne zostały potraktowane inaczej niż dawniej. Do tej pory bowiem nakładki głosu Stinga służyły zazwyczaj jedynie wzbogaceniu harmonii, natomiast tym razem, przynajmniej w niektórych nagraniach, stworzono skomplikowane wielogłosowe faktury. Sam Sting wyjaśniał, że w kilku miejscach płyty wprowadził do siedmiu niezależnych linii wokalnych jednocześnie.

Nie miał więc racji Stewart, który zapytany o nowe rozwiązania aranżacyjne powiedział: Z naszego punktu widzenia to nic nowego z wyjątkiem gry Stinga na saksofonie, rzecz tylko w tym, iż wcześniej wszystkie te elementy były mniej wyeksDonowanc

180

Wynikiem była płyta pełna muzyki o bardziej zagęszczonej fakturze oraz bogatszym, nowocześniejszym, silnie zelektronizowanym brzmieniu, bez wątpienia odpowiadająca duchowi czasu, w którym powstała. Może dlatego aż tak bardzo usatysfakcjonowała zarówno zespół, jak i publiczność. Andy zapewniał: To mocny album; czuje się na nim pozytywne wibracje, których brakowało poprzedniemu. Ale podczas pracy nad następną płytą zarówno on, jak i pozostali muzycy The Police dojdą do wniosku - chyba słusznego - że duch grupy tkwi gdzie indziej. A Andy powie: Muszę wyznać, że jestem zawiedziony kierunkiem, jaki obraliśmy na „ Ghost In The Machinę ". Kiedy pojawiły się dęciaki i syntezatory, przepadł ten fantastyczny feeling podstawowego tria, który był źródłem naszej kreatywności i dynamiki. Staliśmy się tłem dla śpiewaka wykonującego swojepopowe numery...

Ghost In The Machinę" otwierała mroczna ballada „Spirits In The Materiał World". Sting opowiadał, że wysnuł ją z kilku przypadkowych dźwięków, które wystukał na prościutkim instrumencie klawiszowym Casio. Sam też zaproponował aranżację, eksponującą powtarzane uporczywie, proste syntezatorowe figury i nadające całości charakterystyczne dla początku lat osiemdziesiątych, zelektronizowane brzmienie oraz, zapewne celowo, mechaniczny, monotonny puls

- mimo delikatnie zaakcentowanych w partiach basu i bębnów nawiązań do reggae. W nagraniu słychać było przez chwilę ciche zawołanie saksofonu Stinga

- zapowiedź jego bardziej zuchwałych wejść w dalszej części albumu. Andy z kolei wzbogacił kolorystykę utworu barwami tajemniczego, orientalnie brzmiącego instrumentu. Zapytany o to przez dziennikarza miesięcznika „Guitar Player" wyjaśnił: W rzeczywistości to dźwięki gitary, bardzo wysokie, wygłuszone - wiesz, dłoń na strunach. Zmieszałem je z brzmieniami syntezatora Prophet-5, aby uzyskać ten właśnie rodzaj brzmienia...

Mroczny tekst był echem podróży zespołu do Indii oraz refleksji, jakie zrodziła. Sting powtarzał to, co mówił wcześniej: W Indiach ludzie umierają na ulicach, żyją w tekturowych pudlach, ale w ich oczach trudno zobaczyć beznadziejną rozpacz, jaką widzi się w każdym brytyjskim mieście czy w wielu miastach w Stanach. Mówił też: W Europie zatraciliśmy nasze dusze - zostaliśmy odhumanizowani przez przemysł i procesy industrializacyjne, które ciągną się od kilku setek lat. I właściwie nie ma od tego odwrotu. To rozpaczliwa sytuacja. Naprawdę obawiam się, że koniec świata, prawdziwy czy symboliczny, jest bliski... A wreszcie: Straciłem wiarę w to, że nasze problemy można rozwiązać drogą procesów politycznych. Myślę, że odpowiedzi na te

n^zeo^a-c ren t mn t&sz vcz'-< feei~

t> Hieny pojzwiiy się aę

który by<

182

Największy przebój z płyty, „Every Little Thing She Does Is Magie", to zarazem najstarszy utwór, jaki się na niej znalazł. Powstał w czasach przed utworzeniem zespołu, a jego wczesna wersja demo, nagrana przez samego Stinga jesienią 1976 roku, ukazała się blisko dwadzieścia lat później na płycie „Police Academy", zawierającej muzykę zespołu Strontium 90.1 jest coś gorzkiego w fakcie, że spośród wszystkich utworów zawartych na „Ghost In The Machinę" najwięcej blasku ma numer wyciągnięty gdzieś z dna szuflady, jakby Stinga nie było już stać na skomponowanie czegoś równie atrakcyjnego.

Stingowa ballada, jaką znamy w wersji pierwotnej z „Police Academy", zyskała efektowną Police'ową oprawę, ale bliższą płyt wcześniejszych niż „Ghost In The Machinę", z rozbudowaną partią fortepianu, z mnóstwem powietrza i przestrzeni, chociaż i tu nie zabrakło zabiegów zmierzających do zagęszczenia faktury z obowiązkowym syntezatorowym pulsem w tle, trochę w stylu The Who.

Stewart przyznawał: Ta piosenka przysporzyła nam więcej kłopotów niż cała reszta razem wzięta. Wszyscy się zgadzali, że to murowany numer jeden, a to było

ymy ao stuaia po kolacji i w oięC »inu; nagraliśmy poakiaa. Jeśli potrafisz zi-0'jli to szybko, rezultat zawsze Jest najlepszy.,,'

183

powodem szczególnej presji podczas pracy. Opowiadał też: Sting przyniósł wersję demo i nie ulegało wątpliwości, że to będzie wielki hit. Ale potem przystąpiliśmy do nagrania i po każdym kolejnym podejściu ktoś mówił: „ To zupełnie nie brzmi jak numer jeden, a przecież demo brzmiało". Próbowaliśmy wszystkiego. Ponieważ w wersji demo zagrał pianista Jean Roussel, ściągnęliśmy go do studia. Męczyliśmy się z tym cztery dni. Podchodziliśmy do utworu trzydzieści, a może nawet czterdzieści razy. I ciągle było nie tak. Piątego dnia mieliśmy dosyć. Byłem wykończony i wkurwiony: „Dosyć z tym, co tu jeszcze można zrobić?" I pierwsza rzecz, jaką zrobiłem tego ranka, to po prostu dograłem bębny do wersji demo. A potem dograliśmy też wszystkie inne instrumenty, stopniowo zastępując te, które były tam oryginalnie. I ten sposób okazał się najlepszy. Natomiast cała reszta poszła łatwo. Podczas sześciu tygodni nagrywania zrobiliśmy sobie dwa, może trzy dni przerwy i tylko podczas tych dwóch-trzech dni czuliśmy presję sukcesu, jak w okresie pracy nad „ Zenyatta Mondatta ".

Ponieważ piosenka powstała wcześniej niż pozostałe utwory, także pod względem literackim bardzo się od nich różniła. Zwykły tekst o miłości nie miał w sobie nic z ambicji, głębi i mroku takich utworów jak „Spirits In The Materiał World". Sting mówił: To piosenka o byciu zakochanym. Stworzyłem ją jakieś pięć lat temu. Nie muszę być zakochanym, by pisać o miłości. Jest w niej pełno ukrytych znaczeń. A kiedy zarzucono mu, że napisał błahostkę, przytakiwał: Zgoda, to piosenka miłosna, niespecjalnie oryginalna. Ale dlaczego miałbym nie pisać takich rzeczy? Jest porządnie zrobiona, czego nie można powiedzieć o większości muzyki, jaką słyszy się wokół.

Piosenka „Every Little Thing She Does Is Magie" doczekała się wielu wersji. Wykonywali ją tacy artyści, jak Shawn Colvin, John Barrowman, The Nylons i Ra. Na pozycji trzeciej grupa umieściła pierwszy singlowy przebój z płyty

- „Invisible Sun". Jego źródłem była prosta sekwencja akordowa, którą Sting wystukał na syntezatorze Oberheim. Powstał kolejny silnie zelektronizowany utwór, pełen chłodu

- mimo wyeksponowanych partii żywych instrumentów, w tym solówki gitarowej, monotonny, zaśpiewany w beznamiętny sposób. Pod względem muzycznym kojarzył się trochę z dokonaniami Gary'ego Numana. Ale ze względu na tekst, portretujący mieszkańców Belfastu, ktoś porównał go do punkowych hymnów The Clash. Andy nie bardzo się jednak z takim punktem widzenia zgodził. Myślę - stwierdził - że można przekazać przesłanie polityczne z większą dozą humoru i większą subtelnością niż w całym tvm wrzasku. którv moim zdaniem sprawia, że ludzie się wyłączają...

184

'ransvsku*

> Po angielsku nie da się powieaziei tego, ao można wyrazić po

rrancuski lepiej oddaje rnyśli erotyazne„» M*. zdlęol^ch kolejna zaobycz

Anay<ego.

W późniejszych latach intrygujące wersje „Invisible Sun" przedstawiły zespoły Therapy? i Edge Of Sanity.

Zmianę klimatu na bardziej beztroski wprowadzała piosenka „Hungry For You (Taurais toujours faim de toi)" - bliska funk rocka, podkreślonego riffami saksofonowymi, ale równie monotonna. Tekst w języku francuskim - poza jedną strofą - mówił o pożądaniu. Sting tłumaczył: Po angielsku nie da się powiedzieć tego, co można wyrazić po francusku. Francuski lepiej oddaje myśli erotyczne. Dobre ćwiczenie dla studentów romanistyki.

Kolejny utwór, „Demolition Man", powstał z myślą o płycie „Zenyatta Mondatta". Sting przyznawał, że podczas poprzedniej sesji grupa sobie z nim nie poradziła. Dlatego odstąpił go Grace Jones. Przyznawał: Podobała mi się jej wersja. I dodawał: My zrobiliśmy ten numer w konwencji chicagowskiego bluesa... Rzeczywiście, „Demolition Man" w wykonaniu The Police miał w sobie coś z długiego bluesrockowegojamu, z gitarowymi szaleństwami w duchu Erica Claptona, z zawodzeniem saksofonów. Przyspieszone tempo i rozkołysany rytm przydawały mu wszakże tanecznej werwy. Tym razem grupa zrezygnowała z elektroniki.

185

Zelektronizowaną wersję kompozycji przedstawił natomiast zespół Manfred Mann's Earth Band.

W rozbujanym funkowo czy wręcz dyskotekowo rytmie, podkreślonym ostro ciętymi riffami dęcia-ków, toczyła się też następna piosenka - „Too Much Information". Andy twierdził w tym czasie: Głos Stinga obejmuje dziś szerszą skalę niż dawniej. Na początku brzmiał trochę jak głos Jona Andersona z Yes, dziś ma więcej dołu. Ale właśnie w „Too Much Information" wokalista znowu przypominał trochę Andersona. Melodia jego partii, zaśpiewanej głosem zwielokrotnionym chóralnie, przydawała utworowi coś z ducha muzyki latynoskiej. A pełna gwałtowności solówka gitarowa wprowadzała do końcówki niemal metalowy czad.

Zapytany o wymowę tekstu Sting tłumaczył: Ponieważ staliśmy się globalną wioską, jesteśmy zalewani taką ilością informacji, że łatwo możemy w nich utonąć. Świat był bardziej normalny, kiedy nie wiedzieliśmy, co dzieje się w innych jego częściach.

Rehumanize Yourself' to pierwsza z dwóch na płycie kompozycji Stewarta, osnuta wokół interesującej figury rytmicznej, opracowana bez eksponowania elektroniki, ożywiona przejmującym zawodzeniem saksofonu.

Tekst napisał Sting. Ale Stewart miał ambicję, by go po swojemu zinterpretować: Świat jest coraz bardziej gwałtowny i coraz więcej w nim wszelkiego rodzaju skrajności. Maszyny biorą nad nami górę i przemoc triumfuje. Czasami człowiek musi sobie przypominać, że jest jeszcze coś innego i że ciągle pozostajemy istotami ludzkimi. Na temat wymowy „Rehumanize Yourself wypowiadał się też Andy: To komentarz do tego, co obecnie dzieje się w Zjednoczonym Królestwie.

186

To krzyk protestu przeciwko bezinteresownej przemocy i przeciwko Frontowi Narodowemu. Ale najbardziej celne było oczywiście wyjaśnienie autora: Tracimy nasze ludzkie cechy, tracimy nasze kontury, tracimy naszą wielowymiarowość, a więc to wszystko, co czyni nas istotami ludzkimi. Tłumowi kibiców piłkarskich podczas meczu wystarcza to, że jest masą, by utracił wszelkie cechy ludzkie. W polityce zjawisko to również jest dość powszechne, zwłaszcza w skrajnej polityce, jaką reprezentuje chociażby Front Narodowy.

Na płycie nie mogło zabraknąć kompozycji wywiedzionej wprost z reggae. Taki charakter miał song „One World (Not Two)", nawet zaśpiewany przez Stinga pod Boba Marleya, wzbogacony riffami saksofonowymi w duchu ska, ożywiony dubowymi efektami brzmieniowymi. Andy opowiadał: Nagraliśmy to w jednym podejściu. Przyszliśmy do studia po kolacji i w pięć minut nagraliśmy podkład. I oczywiście jeśli potrafisz zrobić to szybko, rezultat zawsze jest najlepszy muzyka jest wtedy pełna uczucia.

Sting o wymowie tekstu: Mamy tendencję do myślenia o Trzecim Świecie jak o jakiejś odległej planecie. Rzecz w tym, że problemy, przed jakimi stoi, prędzej czy później staną się naszymi problemami. Im szybciej zaczniemy myśleć o jednym świecie, a nie o trzech, które są sztuczną kreacją, tym łatwiej będzie nam przezwyciężyć nasze własne problemy.

Andy przeforsował na płytę jedną swoją kompozycję, w dodatku z własnym tekstem: „Omegaman". Pełna pędu i niesamowitego drive'u, była popisem możliwości brzmieniowych gitary z licznymi efektami stosowanymi przez Summersa, ale też syntezatora gitarowego. Przeładowana aranżacja czyniła ją jednak chwilami mało czytelną. Melodia partii wokalnej miała w sobie wystarczająco wiele uroku, by firma A&M zechciała umieścić rzecz na singlu, na co jednak nie zgodził się Sting. Andy tak o tym opowiadał w wywiadzie udzielonym w 2006 roku pismu „Record Collector": Powiedział mi o tym Miles Copeland. Ale było to wiele lat po fakcie. Nie wiem, czy gdybym wiedział wtedy, walczyłbym ze Stingiem o swój numer. Nie sądzę, bym wtedy oczekiwał, że któraś z moich piosenek zostanie wydana na singlu. To miłe, że ludzie z A&M wierzyli w mój kawałek, ale nie było szans, aby trafił na singel. Tak natomiast objaśniał napisany przez siebie tekst: Pisałem tę piosenkę, myśląc o Johnie Lennonie, ale nie tylko. Myślałem o takich chwilach, kiedy wykraczasz poza ograniczenia świadomości i objawia ci się inna rzeczywistość...

Barwami syntezatora gitarowego Roland GR-300 i gitary elektronicznej GR-101 przykuwa uwagę następny utwór na płycie, hipnotyczny i znowu trochę yesowy

187

Secret Journey", tak jak poprzedni trochę zbyt przeładowany aranżacyjnie. Andy zapewniał: Jeśli można sobie wyobrazić piosenkę rockową tchnącą Himalajami, „Secret Journey" na pewno nią jest. A Sting, kompozytor i autor tekstu, dodawał: To piosenka niby-mistyczna. Musisz coś zrobić, pójść gdzieś, aby wydostać się z siebie. Napisałem ją pod wpływem lektury książki „Spotkania z wybitnymi ludźmi" Georgija Gurdżijewa, która mówi, że trzeba odbyć podróż. Nie musi to być prawdziwa podróż, może to być podróż w głąb umysłu.

A na koniec jeszcze raz Copeland, tym razem zarówno w roli kompozytora, jak i autora tekstu. Utwór „Darkness", łagodniejszy i bardziej melancholijny niż inne dzieła perkusisty, przesiąknięty prawdziwie intrygującymi brzmieniami gitarowymi i elektronicznymi, miał w sobie zaskakująco wiele czaru. Sam Stewart zapewniał: To najlepsza piosenka, na jaką mnie stać. Andy zgadzał się: Piękna rzecz. Jedynie Sting pozostał obojętny. Zresztą to on wyśmiał pierwotny tekst napisany przez Stewarta, o dzielnicy czerwonych świateł w Bejrucie. Ale perkusista się nie poddał i szybko dostarczył następny, pełen poezji. Sting nie miał wyjścia: musiał zaśpiewać o ciemności, która sprawia, że szukamy klucza do drzwi, nawet gdy są szeroko otwarte.

Grupa zaczęła promocję płyty „Ghost In The Machinę" od koncertów w Niemczech. Między 1 a 9 października wystąpiła w halach sportowych Stuttgartu, Essen, Kassel, Freiburga, Riisselsheim, Heidelberga i Monachium. Na życzenie Stinga powiększyła się na tę trasę o sekcję instrumentów dętych The Chops z New Jersey w składzie: Darryl Dixon, David Watson, Marvin Daniels. Wokalista domagał się też zaangażowania pianisty, ale koledzy się sprzeciwili.

Andy i Stewart zgodzili się, że dęciaki przydadzą ich utworom dynamiki. Ale pianista? Andy tłumaczył: Poruszalibyśmy się obaj po tym samym obszarze harmonicznym. I nie bardzo byłoby wiadomo, co należy do kogo. Dla mnie przyjemność grania w tym zespole polega na tym, że nie muszę z nikim walczyć. Moim zdaniem jednym z powodów, dla których zespół osiągnął taki poziom techniczny, jest klarowność brzmienia. To coś, co przemawia do ludzi. Podobny pogląd przedstawił zresztą po latach, w 2006 roku, w cytowanym już wywiadzie dla pisma „Record Collector": Nie był to rodzaj muzyki, który skorzystałby na rozszerzeniu składu. Tworzyliśmy zwarty organizm, którego siłą była cudowna harmonia, panująca między naszą trójką. Absolutnie nie było potrzeby dodania kogoś jeszcze. Wprowadziłby tylko zamęt. Zresztą z perspektywy czasu również dodanie sekcji instrumentów dętych wydało mu się naruszeniem dotychczasowego status quo.

t> The Chops grają dobrze i wzmacniają oryginalne linie meloayczne Htinga, a jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, źe ic.h. parcie to zbędne wtrącenia, które rozrywają więf., Jaka łączy naszą trójkę.,.

Opisując w „One Train Later" koncerty z tego okresu zauważył: The Chops grają dobrze i wzmacniają oryginalne linie melodyczne Stinga, a jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ich partie to zbędne wtrącenia, które rozrywają więź, jaka łączy Stewarta, Stinga i mnie.

10 grudnia grupa udała się z Niemiec do Londynu, gdzie Sting wrócił na plan filmu „Brimstone And Treacle". W tym czasie również w Wielkiej Brytanii ukazał się singel z piosenką „Every Little Thing She Does Is Magie". Na drugiej stronie zawierał wspólną kompozycję instrumentalną całej trójki „Flexible Responses": nagrany w sierpniu w Kanadzie porywający funkrockowy jam z szaloną solówką gitary i dodanymi później riffami sekcji dętej. Płytka, jak to przewidzieli muzycy, dostała się na sam szczyt list przebojów. Natomiast w grudniu na rynek angielski i w marcu następnego roku na amerykański trafił kolejny singel, zawierający na stronie A „Spirits In The Materiał World", a na odwrocie starszą piosenkę Stinga

189

Low Life", przypominającą trochę ballady Jimiego Hendrixa w rodzaju „Little Wing". Po obu stronach Atlantyku dostał się tylko do drugiej dziesiątki zestawień. Z tego okresu pochodzi też składanka „Urgh! A Musie War", zawierająca niepublikowane nagrania koncertowe takich zespołów, jak The Go-Go's, Echo And The Bunnymen, XTC, Orchestral Manoeuvres In The Dark i także The Police. Stewart, Sting i Andy zaprezentowali się na płycie w surowej wersji „Driven To Tears", zarejestrowanej 28 sierpnia 1980 roku w Frejus we Francji.

12 grudnia grupa zagrała w londyńskim klubie Marąuee dla członków swojego fan clubu. Ale za właściwy początek jej trasy po kraju uważa się koncerty 14, 15 i 16 grudnia w wypełnionej po brzegi Wembley Arena. W następnych dniach Policjanci występowali w halach w Brighton, Birmingham, Deeside, Leeds, Stafford i Edynburga. Tournee miało jednak dość chaotyczny przebieg. Komplikowały je problemy techniczne, mrozy powodujące spóźnienia samolotów, kłopoty zdrowotne muzyków.

Sting przedpołudniami nadal kręcił „Brimstone And Treacle". I 18 grudnia, w dniu występu w Brighton, w scenie wyskakiwania przez okno zranił się w rękę. Tournee kończył z niesprawną dłonią - jedynie śpiewał, a partie basu wykonywał - ponoć całkiem nieźle - jeden z członków ekipy technicznej, Danny Quatrochi.

Z kolei 19 grudnia, na kilka godzin przed wyjściem na scenę w Birmingham, podczas udzielania wywiadu pismu „Rolling Stone" Andy poczuł ból w boku. Przewieziono go do miejscowego szpitala i usunięto kamienie z nerek.

190

t> Szing z ręką n* temblaku. i\ia«l oeien energii.

Kiedy obudził się z narkozy, Miles wymógł na nim, by natychmiast opuścił szpital, udał się wynajętym Rolls Royce'em do hali i zagrał dla czternastu tysięcy oczekujących tam fanów...

191

Trasa brytyjska zakończyła się 31 grudnia, a już 3 stycznia wystartowała europejska, obejmująca występy w Sztokholmie i Goteborgu w Szwecji, Kopenhadze w Danii, Hamburgu w Niemczech, Leiden w Holandii i dwukrotnie w Paryżu we Francji (w Parć des Expositions du Bourget, z The Go-Go's). Od 15 stycznia do 13 lutego formacja grała w Stanach Zjednoczonych - zaczęła w Boston Garden w Bostonie, skończyła w Cow Pałace w San Francisco, a po drodze wystąpiła między innymi, 22 stycznia, w Madison Sąuare Garden w Nowym Jorku. Natomiast między 16 a 20 lutego dała po dwa koncerty w Ginasio do Maracanazinho w Rio de Janeiro w Brazylii i Quinta Vergara Anfiteatro w Vina del Mar, malowniczym dziewiętnastowiecznym miasteczku, które przed laty było głównym portem południowoamerykańskim na wybrzeżu Pacyfiku, w Chile. Podczas pobytu w Rio spotkała się - podobnie jak wcześniej Sex Pistols - z ukrywającym się tam przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości, legendarnym uczestnikiem napadu stulecia Ronniem Biggsem. Zabawa była ponoć przednia. Czego nie można powiedzieć o pobycie w Chile, gdzie od dziewięciu lat krwawe rządy sprawował generał Agusto Pinochet.

Po powrocie do Londynu Sting znalazł czas, by nakręcić ostatnie sceny do „Brimstone And Treacle" oraz dokonać nagrań solowych w studiu RAK, prawdopodobnie pierwszych utworów do tego filmu. A już 12 marca grupa rozpoczęła koncertem w Hollywood Sportatorium w Miami na Florydzie kolejną wielką trasę amerykańską, zakończoną dopiero 22 kwietnia w Nassau Veterans Memoriał Coliseum w Uniondałe w stanie Nowy Jork. Kiedy przebywała w Stanach, ~~ Frances urodziła Stingowi córkę, Fuchsię Katherine. Ale małżeństwo było już'"1*' w rozsypce. Sting od dawna romansował z Trudie Styler. Frances dowiedziała sie^ o tym, zażądała zerwania z przyjaciółką i przenosin z Irlandii, gdzie Trudie wynajęła

192

D> & c i n g i nowi towarzyszki życiu, Iruaie iityler.

w tym czasie dom, z powrotem do Londynu, a kiedy przekonała się, że rywalka nie zniknęła z życia męża - wyrzuciła go na bruk.

Sting, mimo trudnej sytuacji osobistej, znalazł w sobie dość sił, by w maju ukończyć w studiu Abbey Road w Londynie, wraz z kolegami z The Police, nagrywanie muzyki do filmu „Brimstone And Treacle".

W tym samym czasie Andy pracował w londyńskich Island Studios nad „I Advance Masked", wspólnym albumem z Robertem Frippem, przyjacielem z lat młodzieńczych, liderem zespołu King Crimson, gitarzystą o równie nowatorskim sposobie gry. Wyjaśniał: Chciałem zrobić coś, co nie byłoby nakierowane na piosenki. To synteza muzyki dwóch facetów, którzy dorastali, grając na gitarach, słuchając Beatlesów, słuchając jazzu, będąc pod wpływem muzyki orientalnej i Steve a Reicha, ale tak się złożyło, że nadał tworzą w ramach rockowego idiomu.

193

t> Uzy można nie skorzyscać z takiego zaoroszenia?

Stewart z kolei nawiązał współpracę z Peterem Gabrielem i wsparł go jako bębniarz w nagraniu „Across The River", a później, 18 lipca, wystąpił w jego zespole na pierwszym festiwalu WOMAD w Shepton Mallet. Przyjął też propozycję stworzenia muzyki do filmu Francisa Forda Coppoli „Rumbie Fish". A ponadto spróbował swoich sił w innej roli - pojechał z kamerą w trasę punkowych zespołów Anti-Nowhere League, Chelsea, Chron-Gen i The Defect po kraju i udokumentował ją półgodzinnym reportażem „So What".

Działania indywidualne całej trójki mogły skłaniać do zadumy nad przyszłością The Police. Zwłaszcza że Sting w jednym z wywiadów powiedział wówczas: Dopóki grupa jest mi potrzebna w karierze, zostanę. Ale gdy tylko przestanie mi być potrzebna, odejdę. Nie związaliśmy się na całe życie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Pieprzyć to! To bardzo ograniczające. Nigdy nie byłem w żadnej pracy tak długo jak w tej. Chcę odmiany. Ale Stewart, poproszony o komentarz, pohukiwał, że Sting byłby pieprzonym idiotą, gdyby odszedł. Mówił też: Jest w tym zespole gwiazdą. Wszystko kręci się wokół niego. Jeśli odejdzie, to musi mieć naprawdę dobry powód. A jeśli będzie to naprawdę dobry powód, to będzie dobry także dla mnie.

W maju w Stanach Zjednoczonych ukazał się kolejny singel towarzyszący płycie „Ghost In The Machinę". Zawierał piosenkę intrygującą, ale niezbyt przebojową - „Secret Journey" i ledwie dostał się do pięćdziesiątki listy tygodnika „Billboard".

2 i 4 lipca grupa The Police przypomniała o swoim istnieniu dwoma koncertami we Włoszech - w Bolonii i Mediolanie. Stamtąd miała pojechać na występy w Splicie w Jugosławii i w Budapeszcie na Węgrzech, ale zostały odwołane.

W tym samym miesiącu Sting wytoczył proces swojemu wydawcy muzycznemu, Virgin Publishing. Żądał unieważnienia niekorzystnej dla niego umowy, podpisanej w czasach, gdy był jeszcze nieznanym muzykiem. Twierdził, że firma wykorzystała jego niewiedzę i trudną sytuację materialną. Podczas procesu, który rozpoczął się 13 lipca, przedstawił na potwierdzenie swoich słów pamiętniki z tamtego okresu. Frances zeznawała na jego korzyść: Byliśmy bardzo naiwni, para idiotów, jeśli mam być szczera. A Sting nie interesował się niczym poza śpiewaniem i graniem...

Impulsem do ataku mogło być pojawienie się wiosną tego roku piosenki „Don't Stand So Close To Me" w reklamie telewizyjnej dezodorantu Body Mist. Sting był wściekły, że ludzie z Virgin Publishing, nie pytając go o zgodę, udostępnili melodię do spotu, zwłaszcza że w grę wchodziło marne pięć tysięcy funtów.

Wydawnictwo próbowało obalić zarzuty, ale po dwóch tygodniach procesu zaproponowało ugodę, która została przyjęta. Zgodzono się zwrócić Stingowi w 1990 roku prawa do wszystkich piosenek napisanych dla The Police (według umowy stracił je na zawsze) oraz powiększyć wszystkie należne wokaliście stawki, dawne i przyszłe, o siedem i pół procent. Odstąpiono też od ściągania należnej Virgin Publishing części honorariów autorskich ze sprzedaży kolejnej płyty grupy, jeszcze nie nagranej, poza Wielką Brytanią i Irlandią. Ponadto zaś pokryto koszty sądowe w wysokości dwustu tysięcy funtów. Sting nie był chyba jednak w pełni usatysfakcjonowany, ponieważ w późniejszych latach wielokrotnie nazywał ze sceny Richarda Bransona, twórcę i szefa Virgin, dupkiem. Co ten komentował ze zdumiewającym spokojem: W takich sprawach nie ma mowy o całkowicie przyjaznym rozwiązaniu.

24 lipca Sting pokazał się w Hermitage Hotel w Monte Carlo na przyjęciu urodzinowym saudyjskiego handlarza bronią Adnana Khashoggiego w towarzystwie Trudie Styler. Kiedy nazajutrz na lotnisku Heathrow w Londynie fotoreporterzy chcieli zrobić Trudie zdjęcie, do akcji wkroczył ochroniarz wokalisty - dwóch najbardziej natarczywych przedstawicieli prasy zrzucił ze schodów. W następnych dniach prasa brukowa wypomniała Stingowi kontakty z Khashoggim, zdradę żony i brutalność w stosunku do dziennikarzy. Tak czy inaczej, nie było już mowy o ukrywaniu przed światem rozpadu małżeństwa z Frances i związku z Trudie. Chociaż Frances dopiero w kwietniu następnego roku wyznała publicznie: Ta część mojego życia dobiegła końca. Nie ma szans na jej odbudowanie. Proszę od tej pory uważać mnie za samotną matkę, a nie za żonę gwiazdy muzyki pop...

195

Tymczasem grupa The Police przypomniała się na trzech koncertach: 28 lipca zagrała w Maxwell Hali w Aylesbury, nazajutrz w Gaumont w Southampton, a ostatniego dnia miesiąca na festiwalu na stadionie lekkoatletycznym w Gateshead niedaleko Newcastle z udziałem U2, Lords Of The New Church, Gang OfFouriTheBeat.

Na początku sierpnia Sting nagrał w londyńskim studiu Maison Rogue przy pomocy kilku przypadkowych muzyków, między innymi gitarzysty Mickeya Gee i basisty Johna Davida, dwa standardy, „Tutti Frutti" Little Richarda i „Need Your Love So Bad" Williego Dixona, do komedii „Party Party" Terry'ego Winsora, wydane w grudniu na płycie.

Ale już kilka dni później, 9 sierpnia, grał znowu w The Police - w Norfolk w Wirginii. Właśnie tam grupa ropoczęła kolejną trasę po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Zakończyła ją 6 września występem w Memoriał Coliseum w Las Cruces w Nowym Meksyku.

W tym czasie, 3 września, ukazała się płyta z muzyką Stinga i The Police do dramatu „Brimstone And Treacle", promowana singlem z dwoma solowymi nagraniami wokalisty, „Spread A Little Happiness" i „Only You". A kilka dni później, 9 września, na ekrany kin trafił też film.

Płyta „Brimstone And Treacle" nie jest zaliczana do oficjalnej dyskografii Stinga i The Police, ponieważ zawiera też kilka nagrań innych artystów, w tym The Go-Go's i Sąueeze. A jednak stanowi ciekawe uzupełnienie dorobku Policjantów. Utwory Stinga i zespołu, które się na niej znalazły, układają się w interesującą całość, w rodzaj suity - w poszczególnych kompozycjach powracają charakterystyczne motywy i wątki melodyczne.

19E

^iiting: dopóki gruo* Jes*- "ii potrzebna w karierze, zost&nę* Ale gzy tylko przestanie ;r;i 'cv^ pot rzewna, oaejaę, C*:cę oamiAny***

Ponieważ nagrań dokonano szybko, opracowania są bardziej oszczędne niż na „Ghost In The Machinę", ale muzyka tylko na tym zyskała. Być może zresztą właśnie praca nad tymi kompozycjami uświadomiła Stingowi, że do takiej skromniejszej oprawy powinien powrócić na następnej płycie The Police.

Perłą albumu była nagrana w pełnym składzie The Police nastrojowa piosenka „I Burn For You" z chóralnym finałem w duchu muzyki rytualnej. Napisana w czasach The Last Exit, miała się znaleźć na „Zenyatta Mondatta", ale skrytykowana przez Stewarta i Andy'ego wypadła z albumu. Zresztą i pozostałe utwory firmowane przez The Police intrygowały: subtelny, ilustracyjny „How Stupid Mr. Bates" i napędzany przez bębny Stewarta, pełen wściekłego kobiecego wrzasku, A Kind Of Loving". Niestety, wybrana na singel Stingowa wersja sentymentalnej piosenki Vivian Ellis „Spread A Little Happiness" z lat trzydziestych ubiegłego wieku dawała całkowicie wypaczony obraz albumu.

W tym samym czasie co „Brimstone And Treacle" na rynek trafiła wysmakowana gitarowa płyta Andy'ego Summersa i Roberta Frippa „I Advance Masked". Potwierdzała ambicje i klasę gitarzysty The Police, odniosła też pewien sukces - w Stanach Zjednoczonych dotarła do pozycji sześćdziesiątej list bestsellerów.

197

3 grudnia Stewart i Sting polecieli na Montserrat, następnego dnia dołączył dej, nich Andy. I znowu z Hugh Padghamem jako realizatorem i współproducentem grupa przystąpiła w studiu AIR do pracy nad piątym albumem - „Synchronicitjf. Nie od razu zdecydowała się na sesję na Karaibach. Rozważała wynajęcie Polar Studios w Sztokholmie, ale po namyśle odrzuciła ten pomysł. Obawiała się, że ponura zimowa aura odbije się na jej muzyce. Wróciła więc na Montserrat, gdzie nawet w grudniu panuje przyjemna, wakacyjna atmosfera.

Sting w jednym z późniejszych wywiadów narzekał: Pisanie materiału i nagrania trwały tym razem długo. To najcięższy album The Police. A jednak sesja trwała tylko pięć tygodni, mniej więcej tyle co poprzednie. Być może wokalista miał na myśli coś innego - konflikty, które tym razem eksplodowały z siłą większą niż kiedykolwiek w przeszłości i bez wątpienia zaciążyły na wspólnej pracy.

Tak o tym mówił Stewart w wywiadzie udzielonym w 2006 roku pismu „Record Collector": To było piekło na ziemi! Ale nie pańszczyzna. To była niezwykła wciągająca praca i byliśmy jej całkowicie oddani. Co nie znaczy, że była przyjemna czy łatwa. Była ciężką harówką. Ale gdybym nazwał ją pańszczyną, oznaczałoby to, że wykonywaliśmy ją znudzeni. Tam nie było chwili nudy.

Dodawał też: Sting miał absolutne prawo nagrać piosenki, które stworzył, w sposób, w jaki je sobie wyobraził. Nie musiał czekać na to, by sekcja perkusyjna, czyli ja, powiedziała mu, jak ma wyglądać rytm w tym czy innym kawałku. Ależ kolei z punktu widzenia mojego czy Andy ego nie byliśmy w tym zespole po to, by jedynie realizować czyjeś nieodwołalne decyzje.

Niewiele to jednak obchodziło Stinga, który przyznawał: Jestem dość agresywny, uparty i czasem pełen niszczycielskiej siły. Ale robię wszystko z dobrych powodów, to znaczy - dla muzyki. W ostatecznym rozrachunku muzyka okazuje się dobra, więc o co chodzi? Mówił też: Kiedy mam pomysł, do którego jestem absolutnie przekonany, zabiłbym dla niego i mam nadzieję, że podobnie czują Stewart i Andy. Oto źródło napięć i złości między nami i nie jest to zła rzecz. A gdy dziennikarz zauważył, że żaden z muzyków The Police nie zabrzmiałby równie porywająco bez pozostałej dwójki, wyznał: Zgadzam się. Ale jednocześnie odczuwam silną potrzebę wolności.

198

t> Atpriwaę czasem czuję się tak, Jakbym byi w ouiapae, i dotyazy to wszystkich sfer mojego żysia. Muszę wtedy się poanieić i kopni, i walić, walić. Taką mam osobowoić. To mój psyehc-logiazny problem...

Naprawdę czasem czuję się tak, jakbym był w pułapce, i dotyczy to wszystkich sfer mojego życia. Muszę wtedy się podnieść i kopać, i walić, walić. Taką mam osobowość. To mój psychologiczny problem. Tak, potrzebuję tego zespołu. To najlepsi muzycy, jakich mógłbym znaleźć. Ale... Gdyby ,,Roxanne"pozostała bossa novą, też mogłaby brzmieć fajnie. Duch piosenki pozostaje ten sam. Piosenka jest przebojem, zanim dostanie się w tryby machiny, jaką jest zespół...

Gorzkie to słowa. Czytane po latach brzmią właściwie jak zapowiedź rozwiązania The Police. Ale wtedy nikt ich tak nie odczytał. Nikt nie dostrzegł w nich groźby. A konflikt udało się w końcu załagodzić. Chociaż nie od razu.

Andy pisze w „One Train Later", że w chwili największego kryzysu cała trójka chciała się zwrócić do kogoś z zewnątrz z prośbą, by podjął się roli mediatora. Mógł to być George Martin, właściciel studia, słynny producent Beatlesów. Andy wybrał się do niego na rozmowę. Ale choć George przyjął go w swoim domu na Montserrat, na godzenie skłóconych muzyków nie miał ochoty. Stwierdził zresztą, że konflikty w zespole to zwykła rzecz. I dodał, że trzeba sobie z nimi poradzić samemu. A jego autorytet sprawił, że panowie wzięli sobie tę radę do serca. Spróbowali zracjonalizować źródła konfliktów. Andy: To nie podobieństwa stanowią ten zespół, lecz różnice. Gdybyśmy nieustannie we wszystkim zgadzali się ze sobą, nie byłoby twórczego napięcia. Wchodzilibyśmy co jakiś czas do studia, by wyprodukować kolejny śmieć. Jestem przekonany, że aby zespół przetrwał, potrzebne jest w nim twórcze napięcie.

11 stycznia 1983 roku grupa zarejestrowała ostatnie dźwięki na „Synchronicity".

20 stycznia grupa wznowiła pracę nad „Synchronicity" w Le Studio w Montrealu: przystąpiła do miksowania nagrań, co zajęło jej kolejne dwa, może trzy tygodnie. A potem drogi muzyków rozeszły się na kilka miesięcy.

Sting zatrzymał się wtedy wraz z Trudie w Chateau Marmont w Hollywood, gdzie przygotowywał się do mających się rozpocząć w maju w Meksyku zdjęć do filmu „Diuna" Davida Lyncha. Tak opowiadał o tym projekcie: Nie pojawię się w każdej scenie, ale moja postać jest istotna dla intrygi. Jeśli znacie powieść, to jeden z Harkonnenów, nikczemnych panów feudalnych na jakiejś mrocznej planecie. Zdjęcia potrwają osiemnaście miesięcy, ale moją rolę wciśnięto w sześć tygodni, abym mógł koncertować z zespołem...

Stewart pracował w Kalifornii nad oprawą dźwiękową „Rumbie Fish" oraz komponował suitę baletową „Król Lear" dla trupy San Francisco Ballet. Andy zamieszkał w hotelu American Stanhope w Nowym Jorku i zajął się tworzeniem muzyki na drugi wspólny album z Robertem Frippem, „Bewitched", oraz redakcją książki „Throb" - zbioru fotografii artystycznych, które zrobił podczas podróży The Police po świecie.

Cała trójka spotykała się w tym czasie tylko sporadycznie, na przykład 3 marca w Hollywood nakręciła teledysk do „Every Breath You Take", a 18 kwietnia w siedzibie wytwórni A&M w Los Angeles na scenie imienia Charliego Chapiina następny - do „Wrapped Around Your Finger".

20 maja na rynek trafił singel zapowiadający „Synchronicity": „Every Breath You Take"/„Murder By Numbers". Piosenka tytułowa okazała się największym hitem The Police. Niemal wszędzie dostała się na szczyty list. W Stanach nie schodziła z pozycji pierwszej przez osiem tygodni. Sting stworzył ją- podobnie jak kilka innych utworów z tego okresu - na Jamajce, w domu należącym przed latv do

200

lana Flemminga, autora książek o przygodach Jamesa Bonda. Obecnie - wyjaśniał - właścicielem jest Chris Blackwell (założyciel wytwórni Island, producent Boba Marleya), który pozwolił mi tam pomieszkać, bym pozbierał się do kupy. Dodawał też, że był wtedy w kiepskim stanie psychicznym, a jako powody depresji wskazywał z jednej strony rozstanie z Frances, z drugiej - trudy kariery.

Gorzki tekst „Every Breath You Take" jest refleksem tego, co wokalista wtedy przeżywał. W jednym z wywiadów mówił: To bardzo smutna piosenka i poddaję się jej smutkowi, ponieważ to piękny smutek. Powstała w okresie okropnego osobistego bólu i pisanie jej było dla mnie

\> iiiiibei we wiasnei osobie.

201

okresu

cudownym katharsis. Chociaż w innej rozmówienie Ma! już dla s

nawet odrobiny czułości: To dość wstrętna piosenka m temat iY^l°

.... .-■»,. z ■ .. •■ ■„ f, 7 ■ s takim hitem,

posiadania i zazdrości. Nie mogłem się nadziwić, -e ^>ata się i'*-

Sprzedała się w milionach egzemplarzy!

Tekst „Every Breath You Take" łatwo odnieść do przeżyć f>)ioga rozpadu jego związku z żoną. Ale w rozmowie zemnąartysta podkreś'' utworach sytuacje, które znam z doświadczenia, de bohaterem nieki1'1

ja sam. ,,1'm So Happy I Can't Stop Crying" z albuffl11 ..Mercury '

,ii- , ■ , ■ ..,- , i ■' •„ \a znam taką

przykład piosenka o trójkącie, o trójkącie miłosnym- ' oczywiści?

sytuację z własnego życia, a jednak doświadczenie bohotera utworf

> ■ «i o sytuacjach, doświadczeniem. To cos troszeczkę innego. Podsumowuje ~ śpiewa"'

h nv"ZPŻvc*idCrl które znam z doświadczenia, a jednak nie śpiewam o "1Oic'! własnym

A także: Nie odczuwam potrzeby dzielenia się: ludźmi moim pry^'lS

, r ,, „ , .,■„„,. innych wspom-

Chcę zachować prywatność dla siebie. Autor oczywiści* ^erpie z w>/<>'

, , , , ' . „„ ■ i .liisną historię,

nien, z własnych doświadczeń, ale nie oznacza to, ze "Powiada vv'

Ja nie opowiadam w piosenkach mojej własnej historii-

Melodia „Every Breath You Take" narodziła się bardz° szybko. St'nS °P0Wia & ' że podczas pobytu w domu lana Flemminga tropikalny uPał i moskity mu spać. Wstał więc w środku nocy, usiadł przy fortepianie i w " skomponował całą piosenkę. Twierdzi też, że od początku wierzy

cyjność: Kiedy komponowałem tę melodię, wiedziałem, ze "{dzie wię^ "

. ,/' ją na płycie

wszystko, co stworzyliśmy wcześniej. Dlatego tak łatv:o tyb umiesf

- mimo marudzenia reszty zespołu, że jest muzycznie zbyt trywialna. n

Koledzy nie przyznają się już dziś, że krytykowali „Every Brea ;)

Stewart opowiada: To była jedna z najprostszych piose»ek na „P-

',:,.,. „tamy zajebisty ale jej nagranie kosztowało nas najwięcej trudu. WieOzmKmy, ze /'

. -, •/ aby wydobyć

kawałek, i nie chcieliśmy go spieprzyć. Musieliśmy się 0ezk nagłowi0'

jego prostotę bez popadania w sztampę czy komunały.

, , h ■ a ■ ■/■ w^s)1 wPro'

Grupa próbowała rożnych rozwiązań aranżacyjnycn> * jednej '■

wadziła na przykład organy Hammonda, ale nie była zadowolona z ^

' . . .a która spra-raz oddajmy głos Stewartowi: W końcu Andy mmśłuPS^ę gitaro-**

wiła, że wszystko poszło jak z płatka.

Sam Andy opisał pracę nad „Every Breath You Take

. . , , ■„,'. • -*fnal klasyczną

pisma „Musician : Niektóre piosenki na „ SynchroniC"} mają nit-

t -,tth You Take

jorme. mam na mvśli .. Wraoned Around Your Fineer • -tvery ilr&

w artykule dla

202

czy nawet „Synchronicity". Wszystkie one przypominają klasyczne piosenki z lat pięćdziesiątych. W przypadku „Every Breath You Take" wydawało się, że najlepszym wyjściem będzie podążyć za partią wokalną i wytworzyć coś w rodzaju atmosfery z lat pięćdziesiątych czy raczej uzyskać futurystyczne brzmienie w duchu lat pięćdziesiątych. To piosenka bardzo działająca na emocje i błędem byłoby opracować ją w sposób odwracający uwagę od partii wokalnej. Wymagała jedynie bardzo skromnego kostiumu. I dalej: Sting oryginalnie przyniósł własne demo z potężnie brzmiącym riffem syntezatorowym w stylu Ricka Wakemana, ale poprosił mnie, bym zastąpił go riffem gitary. Wymyśliłem go w kuchni podczas pracy z Robertem Frippem nad płytą ,,I Advance Masked". Inspiracją był jeden z duetów skrzypcowych Bartoka. Zwolniłem go jedynie trochę i pasował idealnie. A po latach, w wywiadzie udzielonym w 2006 roku pismu „Record Collector", dodał: Umówmy się, bez tej gitarowej partii nie ma tej piosenki. Ona ją ocaliła. To moja gitara nadała jej nowoczesny szlif i zrobiła z niej kawałek, którego się nie zapomina...

Prosta aranżacja „Every Breath You Take", eksponująca partie gitary, basu i perkusji, sygnalizowała, że na „Synchronicity" grupa odeszła od przeładowanych faktur z okresu „Ghost In The Machinę". Chociaż nie zrezygnowała z wykorzystania dodatkowych instrumentów: rytm został tu zagrany przez bębny i automat perkusyjny, a tło współtworzyły wraz z frazami gitarowymi motywy fortepianowe i barwy syntezatorowe. Zachowano mimo wszystko wrażenie prostoty, co Stewart komentował słowami: Czasem mądrzej zagrać mniej.

I jeszcze słów kilka o utworze „Murder By Numbers", w tym czasie dostępnym tylko na stronie B singla, ale w późniejszych latach dodanym do albumu „Synchronicity". Jazzujący song Andy'ego, udziwniony akordami gitarowymi wprowadzającymi nieco schizofreniczną atmosferę, został opatrzony przez Stinga tekstem, który zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych wywołał spore kontrowersje. Miałem z tym sporo problemów w Ameryce - tłumaczył autor -ponieważ tam nie ma czegoś takiego jak rysowanie po numerkach i ludzie nie wiedzieli, o co chodzi. Natomiast w Anglii dla wszystkich było oczywiste, że to ironiczny kawałek. Ale w Stanach wiele osób odczytywało tekst dosłownie. Dostawałem listy od poirytowanych rodziców, którzy pytali: „Jak możesz podburzać nasze dzieci, by nas pozabijały?" Tymczasem piosenka była oskarżeniem Ameryki o to, że ułatwiając ludziom dostęp do broni, sprzyja zbrodni.

I jeszcze angedota. Popularny amerykański kaznodzieja telewizyjny Jimnry Swaggert wyklął piosenkę w swoim programie i powiedział, że została napisana

203

iiting gri birazo srautną piosenkę.

204

7"*/£ POLICE S.1NCHH.OfJ:C-'

przez samego diabła. Kiedy ktoś puścił ten program Stingowi z wideokasety, powiedział: Nie, ja to napisałem.

10 czerwca, kiedy piosenka „Every Breath You Take" biła na całym świecie rekordy powodzenia, ukazał się album „Synchronicity". I nie tylko powtórzył jej sukces. Dla nikogo nie ulegało wątpliwości, że jest najwybitniejszym dokonaniem The Police, a zarazem jedną z pereł rocka tamtego okresu. Kolejnym już arcydziełem w dorobku grupy.

Intrygująca okładka przedstawiała znowu podobizny muzyków, ale sfotografowanych osobno - każdy miał na niej swój pasek, od góry Stewart, Sting i Andy, a czarno-białe zdjęcia autor projektu maznął odpowiednio na niebiesko, żółto i czerwono (w wydaniu amerykańskim paski żółty i czerwony zamieniono miejscami). Sting wyjaśniał przed premierą płyty: Miałem silne uczucie, że ten album powinien powiedzieć światu, iż jesteśmy trzema indywidualnościami, nie zaś trójgłową Hydrą. Połączyliśmy siły w znacznym stopniu przez przypadek, a silne ego sprawia, że bardzo się różnimy. Ale każdy z nas ma swój wkład w to, co robimy. Co ilustruje okładka. Moim pomysłem było, by każdy otrzymał własny pasek i mógł zaprezentować się na zdjęciach, w jaki tylko chce sposób, nie wiedząc, co planują dwaj pozostali. Ja poznam zdjęcia Andy'ego i Stewarta dopiero, kiedy ukaże się album. Mam nadzieję, że będą do siebie pasowały.

Słowo „Synchronicity", po polsku „Synchronia", to termin z teorii świadomości zbiorowej Carla Gustava Junga. Sting opowiadał: Dużo wówczas czytałem. Czytałem różne prace psychologiczne, czytałem Carla Junga, poznałem jego teorię synchronii, która mówi o przypadku nabrzmiałym

205

I>'Ten Sim kontrabas pojawi się w teledysku avery tireach xou Take. Koszulki z myszką Mickey - nie.

znaczeniem - nasze życie jest pełne przypadków i Jung próbował powiedzieć, że niektóre są czymś znaczącym, że mogą nas czegoś nauczyć. Ta teoria przemówiła do mnie jako autora, napisałem więc dwie piosenki o synchronii.

A w innym wywiadzie kontynuował: Tytuł odnosi się do przypadku, do tego, co łączy rzeczy bez żadnego logicznego związku. I tak na przykład utwór ,,Synchronicity II" dotyczy sytuacji w rodzinie, w której mamy faceta bliskiego szaleństwa, a kiedy jego choroba się rozwija, w szkockim jeziorze pojawia się potwór symbolizujący jego niepokoje. Obu tych sytuacji nie łączy nic, co dałoby się wytłumaczyć logicznie, ale jest między nimi związek symboliczny i emocjonalny.

I:

206

\> Kieay człowiek aojrzewz, ohoi^.i'oy stworzyć

bardziej

I dalej: Są takie chwile w życiu każdego człowieka, kiedy napotyka na coś, co może odebrać jako symbol stanu umysłu, w jakim się znajduje. Jak w utworze „King Oj Pain", gdzie wyczarowałem symbole bólu i odniosłem je do stanu mojej duszy. Czarny punkt na Słońcu objawił mi się jako bardzo bolesny obraz i miałem uczucie, że widzę tam na Słońcu swoją duszę. Rzecz w ujęciu własnego stanu umysłu w postać symboli, zupełnie jak w poezji.

Tytuł „Synchronicity" nie pozostawiał wątpliwości, że album został pomyślany jako dzieło bardziej ambitne i poważniejsze niż poprzednie. Sting potwierdzał taki punkt widzenia: Zaczynaliśmy jako zespół singlowy, myślę zresztą, że nagraliśmy jedne z najlepszych singli, jakie powstały w tamtym czasie. Jestem z nich dumny. Ale dotarło do mnie, że nie można tego ciągnąć w nieskończoność. Kiedy człowiek dojrzewa, chciałby stworzyć coś bardziej znaczącego i podejmującego więcej ważkich tematów, jakimi zaczyna się interesować z wiekiem. Tak więc z każdym albumem próbowaliśmy rozszerzyć terytorium, na którym wyrażaliśmy siebie, a w rezultacie każdy kolejny album był dziełem bardziej wyrafinowanym,

207

zarówno w warstwie literackiej, jak i muzycznej, a „ Synchronicity " było zwieńczeniem tego procesu. Była już mowa o tym, że Sting, jak zwykle główny twórca repertuaru, podczas pracy nad albumem czerpał w jakimś stopniu z własnych doświadczeń. W jednym z późniejszych wywiadów rozwinął ten wątek: Praca nad ,,Synchronicity" zbiegła się z kryzysem w moim życiu. Jego źródłem była sytuacja rodzinna, jego źródłem był sukces i napięcia z nim związane, jego źródłem było bogactwo, które spadło na mnie po latach życia w ubóstwie. Sukces to kij, który ma dwa końce. Fajnie zarabiać kupę kasy, ale kupa kasy niesie ze sobą mnóstwo problemów. Człowiek zaczyna stawiać sobie pytania. Co zrobię z tą forsą? Gdzie ją ulokuję? Czy na nią zasłużyłem? A co z wszystkimi biednymi tego świata? Jeśli jesteś człowiekiem myślącym, musisz zmierzyć się z wszystkimi tymi problemami. I dalej: Na ,,Synchronicity" wszystkie napięcia, jakim byłem wówczas poddany, znalazły ujście. W jakimś sensie płyta jest więc bardzo pozytywnym wynikiem nagromadzenia się bardzo negatywnej energii. W innym zaś wywiadzie mówił: Jestem wdzięczny, że przeszedłem przez ten kryzys. Kosztowało mnie wiele wysiłku, by przetrwać. Dojrzałem. „Synchronicity", moje najlepsze dzieło do tej pory, jest wynikiem zmagań z wszystkimi problemami tego okresu.

Ale fakt, że Sting traktował album jako swoje dzieło, nie bardzo odpowiadał Stewartowi i Andy'emu. Stewart w ogóle nie chciał zaakceptować niektórych napisanych przez Stinga tekstów. Mówił: Były jego osobistą wędrówką przez wszystkie te dziwne miejsca w umyśle, ale nie mogłem się powstrzymać, by od czasu do czasu nie przebić którejś z baniek, ponieważ nie było w tym wiele więcej ponad to, co studiowałem w college 'u.

\> Powieaziei komui, źe Jego piosenka Jest ao niczego, to Jak powiedzieć tnu, że Jego matka Jest poczwarą,..

208

Ale Sting mimo wszystko forsował swoją wizję „Synchronicity": Chciałem, by na płycie znalazły się tylko moje piosenki. Uważałem, że to najlepsza rzecz, jaką może zrobić zespół. Natomiast koledzy domagali się włączenia do programu swoich kompozycji. Ostatecznie Sting zaakceptował dwie: „Mother" Andy'ego i „Miss Gradenko" Stewarta. Inne udało mu się, nie bez trudu, wypchnąć poza nawias. Tak o tym opowiadał: Powiedzieć komuś, że jego piosenka jest do niczego, to jak powiedzieć mu, że jego matka jest poczwarą. Nie jest to łatwe, ale trzeba to zrobić. W przeciwnym razie miałbyś płytę, pełną kawałków, które znalazły się na niej tylko dlatego, że ktoś je skomponował, co przecież nie jest wystarczającym powodem. Moim zdaniem albumy The Police są dobre, ponieważ walczyliśmy o to, by znalazły się na nich rzeczywiście najlepsze kawałki, zresztą w pewnym sensie te najlepsze kawałki same walczyły o miejsce dla siebie.

Stewart i Andy właściwie tego nie kwestionują. Stewart po latach: Andy i ja zjawialiśmy się z jedną trzecią, a nawet połową materiału na płytę, ale Sting miał zawsze w zanadrzu tyle piosenek, że można by wypełnić nimi dwa albumy. I kiedy siadaliśmy, żeby wszystko przesłuchać, zwykle okazywało się, że najlepsze piosenki były jego dziełem. I Andy po latach: Nie zawsze zgadzałem się z wyborem materiału na płytę, ale zazwyczaj piosenki Stinga okazywały się tak dobre, że trudno się było spierać o to, czy mają wejść na album. A także: Z trudem wcisnąłem coś własnego na płyty The Police. Jakieś trzy czy cztery kompozycje oraz kilka rzeczy, których byłem współtwórcą. Prawda jest jednak taka, że Sting okazał się niezwykle zręcznym autorem i szybko przejął w tej dziedzinie palmę pierwszeństwa. Miał zresztą pełne szuflady piosenek. Pierwsze demo, jakie mi puścił, to kawałek „Every Little Thing She Does In Magie ", który nagraliśmy dopiero na czwarty album, Ghost In The Machinę ". Zawsze nosił ze sobą tę wielką księgę pełną tekstów, które pisał od lat. Był twórcą z krwi i kości, to nie ulega wątpliwości, trochę trudno było z nim więc walczyć. Wydaje mi się, że też potrafię komponować fajne rzeczy, ale tak to już jest. W zespole trzeba się z czymś takim pogodzić.

Sting zaakceptował natomiast sugestię kolegów, że na „Synchronicity" grupa powinna powrócić do muzyki oszczędniej aranżowanej, skromniejszej, znowu tworzonej głównie przez trzy podstawowe instrumenty: perkusję, bas i gitarę, a jedynie ożywianej barwami syntezatorów czy saksofonu.

Wokalista wspominał: Praca nad „ Ghost In The Machinę " sprawiła mi radość. Fajnie było bawić się wszystkim możliwościami, jakie daje studio, dodawać różne brzmienia i mnożyć głosy. Świetna zabawa. Ale kiedy posłuchałem tego, pomyślałem:

209

ieraóir. Czioirie> j Ją ulokuję? i',zv n~

niesie ze sc-'O'._ -inśsrwo pr ia. Co zrobię z tą Xorsą<-

z~.$<uźyie".'i

210

\> ^deoydcwiiliimy się zupeinie uwolnić się oa mnahiny i użyć... setnych siebie*

Hej, mój głos bez żadnych dodatków brzmi równie dobrze jak z piętnastoma nakładkami, więc może raczej tym razem spróbuję bez dodatków. Odrzuciłem też partie saksofonowe, znudziły mnie. Cieszę się, że nagraliśmy „ Ghost In The Machinę". Nie żałuję tego. Ale czas był najwyższy, by znowu zmienić zasady. Tak więc na tym albumie chodzi w pewnym sensie o to, by przemówić własnym głosem. Każdy z nas miał możliwość powiedzieć coś cicho i z głębi serca. Na ,, Synchronicity " zdecydowaliśmy się zupełnie uwolnić się od machiny i użyć... samych siebie.

Nie do końca potwierdzała to otwierająca płytę piosenka „Synchronicity I". Wydawała się raczej pomostem pomiędzy „Ghost In The Machinę" i „Synchronicity". Porywająca zwłaszcza pod względem rytmicznym, ujawniała chęć wzbogacenia faktury w sposób charakterystyczny dla poprzedniej płyty: za sprawą chóralnych wielogłosów czy wyrazistych tematów syntezatorowych.

Ale już utwór „Walking In Your Footsetps" urzekał cudowną prostotą formy i opracowania. Przesycony jakby afrykańskim duchem, rozpisany został głównie na kongi, barwy fletu i - wtopione głęboko w tło - gitary oraz głos. Początek kompozycji dał prosty jednoakordowy motyw sekwencerowy. Miał w sobie coś kroczącego - opowiadał Sting. Pewnego dnia szedłem przez łąkę, słuchając go przez słuchawki i do głowy przyszły mi słowa: „ Walking In Your Footsteps ". Pomyślałem: „O czym mogłoby to być? Czy można te słowa ubrać w jakąś historię?" A także: „ Czyimi śladami idziemy?" No więc planetą władały kiedyś dinozaury i jestem przekonany, że sądziły, iż tak będzie zawsze. Myliły się. Dinozaury wyginęły. I moim zdaniem z nami może być tak samo. O tym jest ta piosenka. Myślimy, że jesteśmy bystrzakami, a wcale tak nie jest. Dinozaury miały mózgi wielkości ziarnka grochu.

211

c;i.*ż Ariciv % niechęcią %vvpowiiŁaw{ się o orzeas^^wicielkiAC^ nej w oiosense Motner, n*.a*l niz.t z nlrti aobre stosunki...

Niektórzy prezydenci nie mogą się pochwalić nawet tym. Nie sądzę więc, byśmy \ zaszli aż tak daleko jak dinozaury. To dosyć przygnębiająca piosenka.

W bardziej osobiste tony uderzał Sting w równie subtelnie potraktowanym, roztańczonym i ożywionym partią saksofonu utworze „O My God" o samotności i zwątpieniu w Boga, głuchego na nasze modlitwy.

Mother" Andy'ego to zmiana nastroju o sto osiemdziesiąt stopni. Demoniczny song oparty na skalach arabskich, w metrum 7/4, ale z tradycyjnie bluesową partią wokalną, raczej wykrzyczaną przez samego twórcę niż zaśpiewaną, opowiadał o tym, jakim koszmarem może się stać życie w cieniu zaborczej, apodyktycznej matki. Bogata faktura, nasycona brzmieniami syntezatora gitarowego, czyniła go czymś bliższym „Ghost In The Machinę" niż „Synchronicity".

212

t> Andy my* 11 o biednej, starej, kochinel mamusi.

Andy zwierzał się w cytowanym już artykule dla pisma „Musician": Kiedy pisałem „Mother", nie miałem jeszcze przygotowanego wyjaśnienia dla mojej drogiej mamy, która, jak sądzę, może poczuć się zraniona i doznać szoku, kiedy wreszcie usłyszy mój utwór. Chociaż i tak by nie zrozumiała, bo to przecież numer dla wszystkich facetów świata, nie dla mojej biednej, starej, kochanej mamusi. Z „One Train Later" dowiadujemy się jednak, że mama gitarzysty nie obraziła się na niego za „Mother"

- po wysłuchaniu piosenki wybuchnęła śmiechem.

Z tego artykułu Andy'ego dla „Musician" dowiadujemy się też, dlaczego tak rzadko występował na płytach The Police jako wokalista: Zanim zaśpiewałem „Mother", moim jedynym popisem wokalnym z The Police była piosenka, którą napisałem w 1973 roku, zatytułowana „Be My Girl — Sally". Opowiadała o nadmuchiwanej gumowej lali. W początkach The Police brakowało nam materiału, więc „ Be My Girl Sally " znalazło się w programie, a czasem wykonywaliśmy to nawet dwukrotnie jednego wieczoru. Ale podczas pewnego koncertu* w samym środku, coś uderzyło mnie w głowęl Obejrzałem się i okazało się, że techniczni wrzucil\ na scenę wielką gumową lalę. Wykorzystałem ją jak rekwizyt podczas wykonywania „Be My Girl

Sally ", ale od tej pory nie śpiewałem z The Police. ..I

Andy twierdzi dziś, iż nie wierzył, że uda mu siq wcisnąć „Mother" na „Synchronicity", poniewa piosence bliżej do Captaina Beefhearta niż The Police. Ale Stingowi rzecz się spodobała, poniewa jest tak zwariowana - całkowicie odjechano. Jego zdaniem Andy na żadnej wcześniejszej płycie The Police^ nie zaproponował czegoś równie dobrego jak piosenk „ Mother", która jest cudowna. Zabawna, dowcipna. |

213

gruz)'

Mniej entuzjastycznie wokalista wypowiadał się natomiast na 'emat utwór*' Stewarta „Miss Gradenko" - w rytmie samby, z wymyślną, jazzując* Part'ą gitar/ w tle. Zapytany o kompozycję perkusisty Sting zdobył się tylko naje™° zdania' To piosenka Stewarta, jak mi się wydaje, na temat rządów totalitarni""'

Synchronicity II" to kolejna cudownie chwytliwa komp°zycJa Sting^

- rozpędzona pod dyktando bębnów Stewarta i niemal metalowy0'1 Andy'ego. Tekst chyba najpełniej wyjaśnia ideę synchronii. Sting: II" opowiada o koszmarze przedmieścia zestawionym z historią wylazł z jeziora w Szkocji. Życie pewnego biedaka z przedmieścia v>0" Sl%

- żona suszy mu głowę, szef opiemicza, w dodatku gość utknął w W™- A jest coraz bliżej i bliżej, no i w końcu atakuje osiedle. Tak więc int)my synchronii - potwór jest symbolem życia i szaleństwa bohatera.

Atak potwora został wyrażony także w warstwie dźwiękowej ~ gitarowych sprzężeń w tle, która powstała trochę przez przypadek. Andy'emu: Wymyśliłem do „Synchronicity" riff który powtarzał wstępu m°fyw, aU czułem, że utwór wymaga czegoś więcej, nie bardzo jednak wiedilt'"smy czego< Wszedłem więc do studia, podpiąłem się do stuwatowego Marshalla, r°z ?e'few gd na fuli, aby gitara zawyła wskutek sprzężenia. Nie usłyszałem w słucha^®0" tygnału, że mogę zaczynać, ale byłem przekonany, że taśma z nagraniem „'.'' ^icity" ruszyła. Wiedziałem zresztą, że się kręci. I przez następne pięć, mo"e szesć minu/ jazgotałem na gitarze, kombinując z wszelkimi możliwymi wariacji1 sP*zężeń.

rodzaj

t> ,t rytmie s*f

214

212

W końcu odłożyłem gitarą i udałem się do reżyserki. Wszyscy stali tam z wybałuszonymi gałami. Okazało się, że nie włączyli „ Synchronicity ", ale nagrali mnie na osobnej taśmie - jedyne, co mieliśmy, to sześć minut gitarowych konwulsji-Wykorzystaliśmy je później w „ Synchronicity II".

Uważny słuchacz rozpozna w kakofonii gitarowych brzmień w „Synchronicity II" także odgłosy chrapania. Andy opisuje w „One Train Later", że pewnego popołudnia Tam Fairgrieve, jeden z członków ekipy technicznej zespołu, zasnął. Znudzeni pracą muzycy postanowili zrobić mu kawał: wysypali na twarz zawartos'ć popielniczki i inne śmieci. A dochodzące spod warstwy nieczystości chrapanie nagrali i wykorzystali właśnie w „Synchronicity II" jako element ryków szkockiego potwora...

Na pozycji siódmej grupa umieściła na płycie przebój singlowy - „Every Breath You Take". A na ósmej - równie piękną piosenkę „King Of Pain". Osnuta wokół fortepianowych motywów i pojedynczych dźwięków marimby była kolejnym przykładem efektywnego wykorzystania najprostszych rozwiązań aranżacyjnych. W warstwie literackiej była trzecim po „Synchronicity" i „Synchronicity II" ogniwem cyklu na temat synchronii.

Sting mówił: Napisałem „King Of Pain" na Jamajce, bodajże w 1982 roku. Trwała wojna o Falklandy, czy raczej wojna o Malwiny, jak nazywają te wyspy w Argentynie. Był upalny dzień, spojrzałem na Słońce i zobaczyłem na nim czarny punkt. Powiedziałem do siebie: „Na Słońcu jest dziś czarny punkt". Byłem przygnębiony, byłem pijany i wydaje mi się, powiedziałem do siebie: „ To moja dusza tam w górze ". Od tego wyszedłem, pisząc tekst,, King OfPain ".

Po „King Of Pain" następowała smutna, delikatna ballada „Wrapped Around Your Finger" oparta na rytmie wywiedzionym z muzyki karaibskiej, subtelnie ożywiona barwami gitarowymi i elektronicznymi. Sting niezbyt chętnie wypowiadał się na jej temat. Stwierdził tylko: Ludzie mówią mi, że ta piosenka jest częścią mojej trylogii na temat małżeństwa i rozwodu. I być może rzeczywiście tak jest.

A płytę wieńczyła jeszcze jedna, cudownie eteryczna ballada „Tea In Sahara", przesycony trochę nierealną, jakby baśniową atmosferą. Jej niezwykły klimat współtworzyły dźwięki gitarowe przepuszczone przez echoplex, przywołujące jakby obraz rozedrganego żarem afrykańskiego powietrza.

Sting wyjaśniał: „ Tea In Sahara "powstała z inspiracji powieścią Pauła Bowlesa „Pod osłoną nieba". Została tam przytoczona piękna historia, tradycyjna historia arabska, o trzech siostrach, których jedynym pragnieniem jest spotkać się na pustyni na herbatce z arabskim księciem. On zgadza się i obiecuje zjawić się za rok.

[> iNi olinie teleavsku J>vnchronlaitv Xi.

216

P> ijtewirt podczsis reiliz*.cji teledysku tiynchronioity ii.

Czekają więc niecierpliwie, ale on nigdy się nie zjawia. Zinterpretujcie to sobie jak chcecie! Moim zdaniem to piękna historia, bardzo smutna. I myślę, że ta piosenka to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie nagraliśmy.

Tak kończyła się najbardziej dojrzała, najbardziej wysmakowana, najwspanialsza płyta The Police. Niestety - płyta ostatnia. Stewart narzekał po latach: Jestem bardzo zawiedziony, że nie było nas stać na nagranie jeszcze z trzech albumów. Ale chociaż zespół planował zrealizowanie szóstej płyty studyjnej, skończyło się na zamierzeniach.

Mało kto pamięta, że grupa była bliska nagrania kolejnego albumu wkrótce po ukończeniu „Synchronicity". Stewart i Andy mówili o tym wtedy w wywiadach. Miała to być jednak pozycja nietypowa w ich wspólnym dorobku - zbiór nowych opracowań standardów ery rock'n'rolla. Stewart z entuzjazmem opowiadał dziennikarzowi pisma „Down Beat": Ten pomysł powraca od jakiegoś czasu. I może pewnego dnia go zrealizujemy. Wybraliśmy fajne kawałki, jak „ Wake Up Little Susie ". To mój ulubiony utwór - pierwszy kawałek, jaki pamiętam z dzieciństwa. A Andy dodawał: Od jakiegoś czasu żywimy się nadzieją nagrania albumu z piosenkami z lat pięćdziesiątych, z samą klasyką: „Summertime Blues", „Peggy Sue", „High Heeled Sneakers", numerami Ehisa. To, czym człowiek nasiąka w młodych latach, w jakimś sensie powtarza przez resztę życia.

Pomysł narodził się podczas prób dźwiękowych przed koncertami, kiedy grupa często wykonywała rock'n'rollową klasykę. Chociaż nie tylko. Andy: Podczas prób dźwiękowych gramy prawie wszystko, co znamy. Sting uwielbia „Respect".

217

J eay robi^ cokolwiek, czv m.ąrrw*i*. o<vtę, czv ąrart

'rasę, czy Jem posiłek, czy kocha* cię, cokolwiek, cr~k'cuj<z to '■ak, J«>5v to '■>y< ostatni raz, ponieważ takie poaej*cie wz'jog~c~. życie",,.

218

Gramy rockabilly, rzeczy Jimmy'ego Smitha, rhythm'n'blues, jazz... Dochodzimy do Jamesa Blooda Ulmera, do funku, a czasami do jakichś kompletnie odlotowych rzeczy. Kiedy jesteś w długiej trasie i każdego wieczoru grasz na koncercie te same numery, próba dźwiękowa daje ci możliwość odświeżenia.

I jeszcze jedna wypowiedź Stinga na temat „Synchronicity". W 1988 roku dziennikarz BBC zapytał wokalistę, czy podczas pracy nad albumem miał poczucie, że powstaje ostatnie dzieło The Police. Sting odpowiedział filozoficznie: Owszem. Od bardzo już dawna kiedy robię cokolwiek, czy nagrywam płytę, czy gram trasę, czy jem posiłek, czy kocham się, cokolwiek, traktuję to tak, jakby to był ostatni raz, ponieważ takie podejście wzbogaca życie. Oznacza, że musisz włożyć wszystko, całego siebie, w tę jedną chwilę. Kiedy nagraliśmy pierwszą płytę, pomyślałem: ,, Dobra, to by było na tyle, miałem swoją szansę zostania gwiazdą i schrzaniłem ją". Druga płyta była drugą szansą i znowu miałem wrażenie, że już po wszystkim. Z piątą płytą było podobnie: to był ostatni raz - okazało się, że rzeczywiście był - ale byłem na to przygotowany.

Album „Synchronicity" przyniósł trzy kolejne przebojowe single. Po „Every Breath You Take" na rynku brytyjskim ukazały się: w sierpniu „Wrapped Around Your Finger"/„Someone To Talk To" (dość nijaka, rytmiczna piosenka Andy'ego, zaśpiewana przez niego, z wejściami saksofonu w wykonaniu Stinga), w październiku „Synchronicity II"/„Once Upon A Daydream" (mroczna, zelektro-nizowana kompozycja Andy'ego z tekstem Stinga, napisana i nagrana w okresie „Ghost In The Machinę"), a w styczniu następnego roku „King

219

!

t> M i 1 e s i Andy w rozmowie n * ** e "■. *' t " u a ć ~ powstają ujęci* ao fllrnu ~ve?vonc ^'jzr

z r £ s » S c e w « - * z k * "*- : The Police j.nsiia

Of Pain"/„Tea In The Sahara". Wszystkie odniosły sukces na listach. A jeszcze większe powodzenie miały w Stanach, z tym że tam ukazały się w innej kolejności, najpiem „King Of Pain", później „Synchronicity II", a na końcu „Wrapped Around Your Finger".

28 czerwca w Londynie przyszedł na świat syn Sonji i Stewarta - Jordan Daniel. Ale trzy tygodnie później bębniarz musiał opuścić rodzinę, by wyruszyć w kolejmi trasę The Police. Co prawda planowane na 18 i 19 lipca koncerty w londyńskim klubie Marąuee nie odbyły się z powodu problemów Stinga z głosem. Ale już 23 lipca występem w Comiskey Park w Chicago grupa rozpoczęła tournee po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, zakończone 11 września na stadionie Ratcliffe we Frcsno w Kalifornii.

220

t> St6»»rt bez kiacry. uziewczyny bardziej zainteresowane Andy:«, który robi zajęcie.

Tym razem Miles Copeland umieścił muzyków w strzeżonej posiadłości w Hampton, siedemdziesiąt mil na wschód od Nowego Jorku, i stamtąd przerzucał ich wynajętym samolotem na kolejne występy. Marmurowe posadzki, kryształowe żyrandole, kominek, sala gimnastyczna, basen, trzech kucharzy serwujących posiłki na każde zawołanie w dzień i w nocy - to wszystko miało przekonać całą trójkę, że koncertowanie nie musi być męką. Narzekania na trudy tras były bowiem jednym z zagrożeń dla przyszłości The Police. Ale Sting myślał już o zakończeniu wspólnej działalności. I kiedy 18 sierpnia grupa zagrała dla sześćdziesięciu siedmiu tysięcy słuchaczy na nowojorskim stadionie Shea, gdzie przed laty pamiętny koncert dali Beatlesi, uznał, że to najlepszy moment na zamknięcie historii The Police. Mówił później: Wiedziałem, że nigdy nie uda nam się tego powtórzyć. To był najlepszy moment, by się zatrzymać. To było najlepsze, co mogliśmy wtedy zrobić. Byliśmy na samym szczycie. Nie mogliśmy wznieść się wyżej. Ale prawda jest taka, że miał też inny, bardziej przyziemny powód, by zakończyć ten rozdział swojego życia. Po koncercie na Shea Sting i Stewart skoczyli sobie do oczu. Nie znamy powodu bójki, wiemy, że Stewart złamał Stingowi żebro, z czego ten z początku nie zdawał

221

sobie sprawy. I przez trzy dni chodził z potwornym ibólem w klatce piersiowej. A 23 sierpnia trafił do szpitala w St. Paul w Minnesocie n^ oddział intensywnej terapii z podejrzeniem zawału. Oczywiście lekarze szybko ustalili prawdziwy powód bólu...

Ale chociaż Sting był zdecydowany odejść z The Police, uległ namowom Milesa i zgodził się zostać jeszcze jakiś czas. A Miles, który zdawał sobie sprawę z tego, że dni grupy są policzone, postanowił wyeksploatować ją do samego końca. I w następnych miesiącach grupa koncertowała na całym świecie bez chwili wytchnienia. Między 17 września a 14 października grała w Europie: w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Holandii, Danii i Szwecji. Między 28 października a 28 listopada objechała znowu Amerykę w składzie poszerzonym o trzy wokalistki: Tessę Niles, Dolette McDonald i Michelle Cobbs, a koncerty 2 i 3 listopada w Omni w Atlancie zostały po latach, w maju 1995 roku, udokumentowane drugą płytą albumu „The Police Live!". W repertuarze dominują utwory z „Synchronicity", ale nie brak też starszych rzeczy, jak przypomniane w swobodnych wersjach „Roxanne" czy „So Lonely". Opracowania bez elektroniki, ale z dodanymi żeńskimi głosami służą muzyce The Police. Zwłaszcza że zespół gra lepiej niż kiedykolwiek, z niesamowitym drive'em i czadem. A na urzekający klimat całości składa się też żywiołowe zachowanie publiczności, która takie utwory, jak „De Do Do Do, De Da Da Da", „King Of Pain" i „So Lonely" wzbogaca chóralnymi zaśpiewami.

Niemal przez cały grudzień formacja występowała w Wielkiej Brytanii, a tournee zakończyły cztery wielkie koncerty na Wembley Arena.

222

223

Na początku 1984 roku grupa na prośbę Stinga zrobiła sobie przerwę. W tym czasie, 19 stycznia, Trudie urodziła mu syna - Mickeya. Ale już 30 i 31 stycznia muzycy zabawiali włoskich fanów szczelnie wypełniających rzymski Palaeur.

Koncertem 4 lutego w Carrier Dome w Syracuse w stanie Nowy Jork formacja rozpoczęła kolejną trasę amerykańską. 29 lutego zagrała na Western Springs Stadium w Auckland w Nowej Zelandii: pięć tysięcy fanów wdarło się do środka bez biletów, doszło do zamieszek. A 2 i 4 marca występowała w Sydney i Melbourne w Australii. Tymi koncertami zakończyła trasę towarzyszącą płycie „Synchronicity". Finałowym akcentem było wręczenie muzykom wielkiego tortu. Sting zgodził się wygłosić okolicznościową mowę, ale nagle przerwał ją, uniósł ogromny tort w górę i zwalił na głowę Stewarta. W odpowiedzi Stewart i Andy zgarnęli z podłogi garście ciasta i rozsmarowali na twarzy Stinga. A następnego dnia cała trójka rozjechała się w różne strony świata: Stewart na Fidżi, Andy do Sri Lanki, a Sting do Londynu.

Sting jeszcze w tym miesiącu przystąpił do nagrania solowej płyty „The Dream Of The Blue Turtles". O The Police słyszało się coraz rzadziej. Na lato obiecywano album „The Police Live!", ale -jak wiemy - fani musieli poczekać na niego jeszcze jedenaście lat. Ukazała się natomiast wideokaseta „The Police Synchronicity Concert".

Mówiło się, że na koniec 1984 roku muzycy wstępnie zarezerwowali studio AIR na Montserrat, ale nigdy tam nie dotarli.

W marcu 1985 roku do mediów dotarła wiadomość, że formacja zakończyła działalność. Ujawniono wówczas, że decyzja ojej rozwiązaniu zapadła po koncercie na stadionie Shea i kłótni Stewarta ze Stingiem - zakończonej bójką. Sting stwierdził: Niewiele nas już łączy. The Police nigdy już nie nagrają płyty.

224

W lipcu tego roku Bob Geldof próbował namówić muzyków, by wystąpili na jednym z koncertów pod hasłem Live Aid, ale Sting, który promował wydań właśnie album „The Dream Of The Blue Turtles", nie wyraził zgody.

A jednak w 1986 roku drogi Stewarta, Stinga i Andy'ego znowu się zeszh] 11 czerwca grupa The Police nieoczekiwanie dla wszystkich wykonała pięć utworów w Omni w Atlancie w stanie Georgia jako jedna z gwiazd- obok U2, Petera Gabriel| i Lou Reeda - trasy pod hasłem Conspiracy Of Hope, zorganizowanej przez Amnest International. Wystąpiła też na dwu kolejnych koncertach tournee - 13 czerwc^ w Rosemont Horizon w Chicago w stanie Illinois i 15 czerwca na Giants Stadiur w East Rutherford w stanie New Jersey. Ale potem znowu zniknęła z pola widzenial A Sting nie dawał fanom nadziei na jej kolejny powrót. Kilka miesięcy później mówił: Dla mnie koncerty The Police podczas trasy Amnesty International byt absolutnie formą powiedzenia; „Żegnajcie". Zrobiliśmy swoje.

Tymczasem jednak 21 lipca muzycy spotkali się w londyńskim studiu nal wspólnej sesji. Mieli zabrać się do pracy nad nową muzyką. Niestety, Stewart tużl przed sesją spadł podczas gry w polo z konia i złamał obojczyk. W dodatku jego stan I nie tylko się nie poprawiał, ale wręcz ulegał pogorszeniu - pierwszego dnia sesji perkusista musiał stawić się do szpitala i spędził tam dwa dni. W rezultacie podjęto I decyzję o nagraniu na składankę „Every Breath You Take - The Singles" nowych

I> T o Miles namówi-c 61 i n g u., by z o s c * -ć w z e s o o X e trochę diużej*

t> Jeszcze

225

227

dniowym działalność

't Stand So |ała wielką

You Take kim hitem, marnie, ^002 roku

feath You

irozstania [awierafy mojego rodnego \ całość, odniósł \ki ruch 'obiłem, fomnej 'Police, tym. gestem Ifić na

226

D> niewiele n*s Już łączy. The Police nigdy Jui nie n&grzjii piyty...

O The Police* 4ostało tv 1 ko tvle'(

wersji dwóch wspólnych hitów, „Don't Stand So Close To Me" i „De Do Do Do, De Da Da Da", z wsamplowanym pulsem perkusyjnym zamiast żywych bębnów. Ale ten puls okazał się powodem kolejnego konfliktu między Stewartem a Stingiem. Pierwszy preferował Fairlight, drugi - Synclavier, jeden taką ścieżkę perkusyjną, drugi inną.

Andy tak o tym mówił w 2007 roku w wywiadzie dla pisma „Rolling Stone": Studio było wynajęte na trzy tygodnie. Gdyby Stewart nie spadł z pieprzonego konia, pewnie byśmy jamowali i może powstałoby coś nowego. Zamiast tego zostaliśmy z Syncla-vierem i Fairlightem, i wielką bitwą o to, co lepsze. Ja nagrałem swoją partią gitary pierwszego wieczoru. Pozostałe dwadzieścia dni upłynęło tym dwóm na kłótni o to, czyja maszyna lepsza.

Sting w tym samym czasie tak spuentował nieudaną sesję: Było za wcześnie na reaktywowanie zespołu. Pod koniec sesji to on wszakże zdobył się na żart, który miał załagodzić konfliktową sytuację. Przyszedł do studia z żółtą różą dla Stewaita, a potem nagle wyciągnął zza pleców drugą dłoń, w której trzymał dwunastocalowy nóż sprężynowy. Obaj wybuchnęli śmiechem.

I

227

W końcu sierpnia grupa nakręciła jeszcze w studiu filmowym w południowym Londynie teledysk do „Don't Stand So Close To Me '86". I na tym jej działalność rzeczywiście zakończyła się na wiele lat.

Składanka „Every Breath You Take - The Singles", zawierająca „Don't Stand So Close To Me '86", ukazała się w październiku 1986 roku i zyskała wielką popularność. Podobnie jak odpowiadająca jej wideokaseta „Every Breath You Take - The Videos". Ale singel „Don't Stand So Close To Me '86" nie był wielkim hitem. Dodajmy, że nagranie „De Do Do Do, De Da Da Da '86" wypadło tak marnie, iż w ogóle nie zdecydowano się go wydać. Ukazało się dopiero w 2002 roku w kolejnej edycji wspomnianej składanki, przemianowanej na „Every Breath You Take - The Classics", ale tylko w wersji z dźwiękiem DTS.

Kiedy sam zapytałem Stinga, co przede wszystkim skłoniło go do rozstania z kolegami z The Police, powiedział mi: Wszystkie albumy The Police zawierały i utwory bardzo udane, i zupełnie beznadziejne. To był główny powód mojego odejścia z zespołu. Chciałem, by moja twórczość nabrała bardziej jednorodnego charakteru, by wszystkie utwory, które nagrywam, układały się w pewną całość. Dodał też: Wiesz, to była bardzo trudna decyzja - odejść z zespołu, który odniósł ogromny sukces. To nie był oczywisty wybór. Wiele osób uznałoby pewnie taki ruch za błąd. Mój instynkt podpowiadał mi jednak, by zacząć od nowa. Tak też zrobiłem. I dziś mogę powiedzieć, że moja solowa kariera jest dla mnie źródłem ogromnej satysfakcji. Jestem już w tej chwili solistą dłużej, niż byłem muzykiem The Police. I odniosłem jako solista większy sukces niż z The Police. Ale rzecz nie w tym. Najważniejsze jest to, że jestem dziś człowiekiem szczęśliwszym niż wtedy. Jestem człowiekiem o wiele szczęśliwszym, ponieważ nie muszę w swojej twórczości iść na żadne kompromisy. Robię to, co chcę.

228

229


POWRÓT

22 sierpnia 1992 roku Sting po latach wspólnego życia z Trudie zawarł z nią związek małżeński. A wśród gości zaproszonych na ucztę weselną do angielskiego domu państwa młodych, Lakę House w Wiltshire, nie zabrakło Stewarta, z drugąjuż żoną Fioną, i Andy'ego, nadal z Kate. Tego wieczoru trzej byli muzycy The Police, mocno już wstawieni, zdecydowali się zagrać ze sobą. Jak pomyśleli, tak zrobili - wykonali ku uciesze równie podchmielonych przyjaciół kilka swoich dawnych przebojów. Był to pierwszy od dawna i ostatni na długo występ słynnego tria.

O grupie przypominały natomiast kolejne wydawnictwa, jak składanka „Greatest Hits" z września 1992, rodzaj dzieł zebranych „Message In A Box - The Complete Recordings" z października 1993, album koncertowy „The Police Live!" z maja 1995, zbiór nagrań Strontium 90 „Police Academy" z lipca 1997.

Do następnego, równie krótkiego występu tria doszło 10 marca 2003, podczas uroczystości wprowadzenia go do Rock'n'Rollowego Salonu Sławy. Po kilku dniach prób grupa zagrała w nowojorskim hotelu Waldorf Astoria trzy utwory: „Roxanne", „Message In A Bottle" i „Every Breath You Take" - ostatni z gościnnym udziałem Stevena Tylera z Aerosmith, Gwen Stefani i Johna Mayera. A stosunki między muzykami, całkiem dobre w tym czasie, jeszcze się poprawiły, kiedy ukazała się książka Stinga - „Niespokojna muzyka. Wspomnienia". Stewart po jej przeczytaniu zadzwonił do Henriego i z ulgą zawiadomił go: O żadnym z nas nie miał złego słowa do powiedzenia.

Kiedy w grudniu 2004 roku doszło do trzęsienia ziemi na Oceanie Indyjskim i potężne fale tsunami zabiły ponad dwieście tysięcy ludzi w południowym i południowo-wschodnim rejonie Azji, Stewart odważył się wysłać pocztą elektroniczną list do Stinga. Zaproponował mu zorganizowanie wielkiego koncertu The Police w ramach akcji zbierania pieniędzy dla najbardziej potrzebujących

230

w związku ze spustoszeniami spowodowanymi przez wielką falę. Niestety, Sting nie wykazał żadnego zainteresowania inicjatywą kolegi. Odpowiedział, że przygotowuje już własny koncert na rzecz ofiar tsunami. Tak czy inaczej, Stuart ma dziś pełne prawo powiedzieć: Wyprzedziłem Stinga z pomysłem reaktywowania zespołu. A same okoliczności mojej propozycji dowodzą, że nie chodziło o podbudowanie własnej kariery...

Do kolejnego spotkania muzyków doszło 21 stycznia 2006 roku. Pretekstu dostarczyła huczna premiera na prestiżowym festiwalu Sundance filmu dokumentalnego, „Everyone Stares: The Police Inside Out", zmontowanego przez Stewarta ze zdjęć, które robił kamerą Super 8 w okresie działalności tria. Bębniarz, który wiele godzin poświęcił na zrobienie reportażu i jego promocję, sam się sobie dziwił: Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłem, by The Police po raz drugi zawładnęło moim życiem. Straciłem na to mnóstwo czasu. Gdybym przewidział, jak bardzo będę się musiał w to zaangażować, zastanowiłbym się dwa razy, zanim zabrałbym się za zrobienie tego filmu.

Na premierowym pokazie „Everyone Stares: The Police Inside Out" pojawił się Andy, a podczas przyjęcia zorganizowanego z tej okazji w restauracji w Park City w Utah do niego i Stewarta dołączył niespodziewanie Sting. Stewart twierdzi dziś, że właśnie to spotkanie doprowadziło do reaktywowania The Police: Już tam zrodził się odpowiedni klimat: trzy blondwłose głowy odbijające od czerni jako jedność. Andy wydaje się z nim zgadzać: Bez wątpienia wyglądaliśmy jak zespół. Jeśli o mnie chodzi, to już wtedy zostało zasiane ziarno pod powrót The Police. A i Sting przytakuje: No tak, myślę, że piwko zaczęło się warzyć.

Na pewno też wydana w tym samym roku wspomnieniowa książka Andy'ego, „One Train Later", sprawiła, że panowie powrócili myślami do czasów The Police. A w długim wywiadzie udzielonym w ramach promocji dzieła pismu „Record Collector" gitarzysta tak odpowiadał na pytanie dotyczące możliwości przywołania zespołu do życia: Myślę, że kiedyś w przyszłości może do tego dojść, ałe ja bynajmniej nie siedzę przy telefonie, obgryzając nerwowo paznokcie w nadziei, że zadzwoni. Minęło wiele czasu i na pewno przyniosłoby to ogromną kasę, ale nie jest to jedyny powód, dla którego warto byłoby to zrobić. Wiele osób nigdy nie widziało The Połice na żywo, a bardzo chciałoby zobaczyć... I kontynuował: W przeciwieństwie do tego, co mogą myśleć ludzie, nie ma między naszą trójką jakiegoś większego rozdźwięku. Stewart mieszka pięć minut ode mnie, tu w Los Angeles, i w ostatnim czasie często ze sobą rozmawiamy. Być może w przyszłym roku

231

zrobimy coś razem. A ze Stingiem byłem ostatnio kilka razy na obiedzie, utrzymujemy więc przyjacielskie kontakty. Kto wie, co przyszłość przyniesie? Nigdy nie mówi się nigdy.

Decyzja o reaktywowaniu The Police zapadła w połowie listopada 2006 roku, kilka tygodni po ukazaniu się cytowanego wywiadu. Inicjatorem był nieoczekiwanie Sting, który zadzwonił do Stewarta i Andy'ego, i zaproponował im wspólne granie. A kiedy się zgodzili, poprosił jedynie, by na razie utrzymali powrót zespołu w tajemnicy.

Sting tak o tym opowiadał w wywiadzie dla gazety „Guardian": Obudziłem się pewnego ranka. Moja płyta z muzyką Johna Dowlanda („Songs From The Labyrinth") właśnie weszła na listy, co było powodem do zadowolenia. I pomyślałem: ,, Co zrobię teraz? Czym zaskoczę ludzi? Czym zaskoczę nawet siebie? " I cichutki głosik podpowiedział mi: ,, Reaktywujesz The Police ". Ale wtedy odezwał się inny cichutki głosik: „Nie bądź śmieszny, nie potrzebujesz tego". Jednakże natarczywy pierwszy głosik upierał się: „Nie, to naprawdę wszystkich zaskoczy. A zaskoczenie jest przecież wszystkim w tym biznesie". Spotkałem się więc z moją menażerką, Kathryn Schenker, i kiedy opowiedziałem jej o pomyśle, spadła z krzesła. Zadzwoniliśmy do Andy 'ego i Stewarta, a oni również nie mogli uwierzyć, ponieważ zawsze byłem w tej kwestii niewzruszony. Nawet dzień wcześniej na pytanie o możliwość reaktywowania zespołu odpowiedziałbym: „Pojebało cię? Nie mam na to ochoty..."

Kiedy kilka miesięcy później pytano Stinga, dlaczego w tym akurat momencie zdecydował się na ów krok, odpowiadał: Miałem uczucie, że to odpowiednia chwila. Zgiełk wokół zespołu i sprzedaż biletów na nasze koncerty to potwierdzają. To doskonały czas.

Sting, którego majątek szacuje się na sto osiemdziesiąt pięć milionów funtów, podkreślał, że nie skrzyknął kolegów dla pieniędzy. Zresztą część dochodów ze wspólnych koncertów cała trójka postanowiła przekazać na cele charytatywne, przede wszystkim na fundusz organizacji Water Aid, która ma na celu poprawę warunków sanitarnych w krajach najuboższych.

W późniejszym wywiadzie dla pisma „Rolling Stone" Sting zapewniał: Nie mógłbym tego zrobić, gdyby jedynym motywem była forsa. Jeśli chodzi o mnie, muszę się dobrze bawić - widząc, jak dojrzewa w nas muzyka. To czyni mnie szczęśliwym. Zresztą zależy mi na tym, żeby i koledzy mieli przy tym ubaw. Ale robię to przede wszystkim dla siebie. Naprawdę.

232

rótpowrótpowrótpowrótpawrólpowrótpow otp owrńtpawr6tp

Sztuki i Literatury, P * r y ż, 1 OA^dziernikii £007 r o k u •

W innym zaś wywiadzie dodawał: Jestem nie tyle oddany idei The Police co idei ożywienia związku z tymi dwoma facetami, aby zobaczyć, co z tego będzie. Jestem najzwyczajniej w świecie ciekawy.

Sting wyjaśniał też, że on, Stewart i Andy powinni się zejść, aby oddać hołd bliskim współpracownikom sprzed lat, którzy odeszli na zawsze: łanowi Copelandowi, współorganizatorowi amerykańskich koncertów The Police (zmarł w 2006), i Kimowi Turnerowi, szefowi tras zespołu (zmarł w 2003).

Panowie założyli, że zejdą się na rok. A co dalej? Sting: Na razie nie mam żadnych planów.

Głównym celem reaktywowania The Police miała być wielka trasa światowa. Nie mówiło się natomiast o nagraniu płyty z premierowym materiałem, chociaż był

233

llpownKpowrótpowrńtpo*

rólpowrótpowrÓTpo wńtp owrótpowrótpowrdlpowrótpflwrótp owról

brany pod uwagę pomysł uzupełnienia planowanej dwi^omPaktoweJ składanki „The Police" nowym opracowaniem jednej ze starszych piosenek oraz zarejestrowania akustycznych wersji dawnych przebojów.

Stewart przyjął takie rozwiązanie z zadowoleniem: To wielka ulSa! Gdybyśmy żywili się nadzieją, że Sting napisze nowe kawałki i n^Sramy P¥^. « potem pojedziemy w następną trasę, musielibyśmy każdego dnia c(rowacw UP^'

Inaczej widział to Andy: Chciałbym, abyśmy nagJ1 P^' P°nieważ sił twórczych nam nie brakuje. Założenie jest takie, żejedziem) w trasę ' damy z siebie wszystko, jak zawsze. Ale myślę, że świetnym dopełnieniem Purnóe byłoby nagranie albumu, dopóki nie brakuje nam weny. A już po rozpoczęci11 trasy dodawał: Myśle, że Sting miał zamiar napisać parę piosenek, ale jak dotąd tenie zrobii- Nie jest jednak typem faceta, który lubi być naciskany. Zresztą pod()Pme'■•lalcJa-

Stewart natomiast przy każdej okazji rozwiewał nadzil*Je na jakikolwiek ciąg dalszy wspólnej przygody: Czy nagramy kolejny album? Nie dałbym za t0 łamanego centa. Kochani, będzie wspaniale, jeśli dotrwam)' razem do kohca trasy-Zresztą nie mam zamiaru tkwić w tym kolejne trzy lata. Oeka nas wsPaniafy roL Po co chcieć więcej?

Jedno jest pewne. Pomysł Stinga został zrealizowany ^ zaskakująco szybkim tempie. Andy: Wszystko potoczyło się z prędkością światła.

11 stycznia 2007 roku Stewart i Andy przyszli na końce!1 Stinga w Walt Disney Concert Hali w Los Angeles. W mediach zaroiło się wów^<zas od Plotek na temat możliwości reaktywowania The Police. Natomiast 22 stycznia tajemnica przestała byc tajemnicą. Pismo „Side-Line" ujawniło bowiem, że grupa wy^*1 za Xrz^ tV&iAme na uroczystości wręczenia nagród Grammy, a potem odbędzie tras*? swlatowa--

26 stycznia grupa zamknęła się w Lion's Gate StudioS w Vancouver i zaczęła próby. Bardzo się jednak trudziła, by przywołać ducha wspólnych dokonań sPrzed lat. Pamiętać trzeba o tym, że Stewart i Andy zajęli się po rozwiązaniu The Police zupełnie inną muzyką. Zwłaszcza Stewart, którego głów^"1 zaJCciem stało sie-komponowanie muzyki filmowej i na kilka lat niem^1 zerwał z Perkusją. Do powrotu do bardziej regularnego grania namówili go w 2^°° roku Trey Anastas10 i Les Claypool, muzycy znani z zespołów Phish i Primus, i razem z nim ^m^ efemeryczną grupę Oysterhead. Z kolei Andy zwrócił się W stronę Jazzu- Kllka lat temu mówił mi na przykład: Thelonious Monk i CharleS MinSus t0 wyjątkowe postaci. Artyści, którzy wykreowali własne muzyczne światy. Hest czyms oczywistym, że ktoś taki jak ja sięga do ich dokonań...

234

Andy tak podsumowywał pierwsze wspólne próby The Police od lat na łamach „New York Times": Jak na razie nie gramy najlepiej. Kiedy zaczęliśmy w ubiegłym tygodniu, brzmieliśmy jak zespół z liceum. Potem byliśmy jak zespół uniwersytecki. Wczoraj wznieśliśmy się na poziom zespołu z baru. Dziś brzmimy jak... No, powiedzmy, że moglibyśmy się już z tego utrzymać. Ale nie gramy jeszcze tak, by móc pokazać się na stadionie. Jesteśmy już jednak na dobrej drodze, by wznieść się na ten poziom.

Sting od samego początku był jednak dobrej myśli: Pierwsza próba przyjemnie mnie zaskoczyła. Bez wątpienia nie szło zbyt gładko. Ale mimo wszystko były chwile, kiedy człowiek myślał sobie: „A, to dlatego byliśmy tacy dobrzy, dlatego odnieśliśmy sukces"...

Nadszedł wreszcie 11 lutego. Grupa rozpoczęła wykonaniem „Roxanne" uroczystość wręczenia nagród Grammy w Staples Centre w Los Angeles.

A następnego dnia, podczas konferencji prasowej w klubie Whiskey A Go Go w Los Angeles, panowie zapowiedzieli wielką trasę światową. Najpierw jednak z taśmy poleciał stary wywiad ze Stingiem. Padły słowa: Jeśli kiedykolwiek reaktywuję The Police, możecie uznać mnie za chorego umysłowo. Co sam Sting skomentował na gorąco słowami: Tak, mam już biały kaftan. Policjanci dali też krótki występ. Wykonali „Message In A Bottle", „Voices Inside My Head", „When The World Is Running Down, You Make The Best Of Whafs Still Around", „Can't Stand Losing You" i „Roxanne".

14 marca Stewart i Andy stawili się we włoskim domu Stinga, II Palagio w Figline Valdarno w Toskanii. I w następnych dniach grupa kontynuowała przygotowania do trasy. Próby trwały niewiele ponad tydzień, do 23 marca.

Sting mówił: Jak na razie świetnie się bawimy. I dodawał: Jest inaczej niż przed laty. Potrafimy poruszać się w tym wszystkim z większym wyczuciem. Pozostać przyjaciółmi... Mam nadzieję. Gwarancji nie ma. A Stewart na pytanie, czy nie obawia się odrodzenia się dawnych konfliktów, podkreślał: Sting to przecież mój chłopak. Ja go odkryłem. Jestem z niego dumny.

27 maja grupa wystąpiła w Vancouver w Kanadzie. Aby rozgrzać się przed trasą, zagrała dla członków swojego fan clubu. Ale już 28 i 30 maja dała w tym mieście pierwsze regularne koncerty, niezbyt co prawda udane, skrytykowane nawet przez samego Stewarta. I ruszyła w wielką trasę światową, która miała się zakończyć w lutym 2008, ale została przedłużona do początku lipca tego roku. Okazała się zaś największą i najbardziej dochodową trasą w całej karierze Stinga - jak twierdzi „Daily Telegraph", całkowite wpływy przekroczą sto milionów funtów.

23S

)tpowfótpowr6tpowratpowrólpown5tpQ'vrótpowrót|

Wydarzeniem szczególnym był występ The Police 7 lipca na Giants Stadium w East Rutherford w New Jersey na jednym z koncertów zorganizowanych przez Ala Gore'a pod hasłem Live Earth. Dodajmy, że następnego dnia muzycy zjedli w nowojorskim domu Stinga śniadanie z byłym wiceprezydentem i jego rodziną.

13 lipca panowie mieli w Miami zagrać w programie „MTV Unplugged", a występ mógł zostać udokumentowany płytą z akustycznymi wersjami Policyjnych przebojów. Niestety, grupa wycofała się z realizacji tego projektu - bez podania powodu. Kilka dni później, 18 lipca, pojawiła się wszakże w nowojorskich Legacy Studios i zarejestrowała nowe opracowanie piosenki „Truth Hits Everybody" z myślą o wydaniu na singlu towarzyszącym trasie, ale nagranie do dziś się nie ukazało. Dodajmy, że dwukompaktowy przekrojowy album „The Police", który trafił na rynek już w czerwcu, zawiera oczywiście starą wersję utworu.

t> JA

piSiii recenzent: Czu<o się, że panów ie K£j% frajdę z grani* razom po

236

rotpowrótpowrótpowrói p ow rotp owrńtpowrotp owrótpawrótp owrólpowról p ow rótpowról powrótpowró (powrót p owrdlpowrdtpowrotpowrbipcAratp oujrótpowrót powtótpowról powrótpońTólpowriit

Koncertem 5 sierpnia na wspomnianym Giants Stadium w East Rutherford grupa zakończyła pierwszy amerykański etap tournee. A już od 29 sierpnia grała w Europie, kolejno w Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii, Szwajcarii, Austrii, Portugalii, Hiszpanii, Francji i Belgii (niestety, kilka występów zostało odwołanych, w tym praski). 1 października podczas pobytu w Paryżu każdy z Policjantów został odznaczony przez francuską minister kultury, panią Christine Albane, Orderem Kawalera Sztuki i Literatury. Występ 20 października na Wembley Arena zakończył pierwszy europejski odcinek trasy.

Na koncert 19 września w wiedeńskiej Stadthalle dotarł wysłannik miesięcznika „Teraz Rock", Michał Kirmuć. Oto obszerny fragment jego relacji.

Ostatni wyszedł na scenę Sting, w momencie gdy Summers zaczynał już „Massage In A Bottle". Sting właściwie mógł nie śpiewać. Publiczność robiła to od samego początku do końca piosenki za niego. Zresztą rytm wygrywany przez Copelanda też ledwie przebijał się przez rytmiczne klaskanie. Czuło się, że panowie mają frajdę z grania razem po latach przerwy. Najbardziej okazywał to Sting, choć i kamienna twarz Summersa chwilami rozjaśniała się, a zwierzak Copełand wydawał się być w swoim żywiole, biegając pomiędzy jednym a drugim zestawem perkusyjnym i bębniąc jak oszalały w swoich białych rękawiczkach.

Po tym dynamicznym wstępie Policjanci nie zamierzali uspokajać atmosfery. Wprost przeciwnie. Następny w kolejności był „ Synchronicity II", w którym Copełand zdecydował się nieco przearanżować partię perkusji, tak by była bardziej zróżnicowana. Obsesyjnie wręcz zabrzmiało ,, Walking On The Moon", po którym muzycy pozwolili sobie na odejście na chwilę od przebojów. Najpierw Sting zaczął intonować „ Fbices Inside My Head", który jednak zaraz przerodził się w dynamiczny ,, When The WorldIs Running Down... "

The Police tym razem postanowili na scenę wyjść sami. Bez dodatkowych wokalistów czy sekcji dętej. Nie rozpraszając się nawet syntezatorami czy syntezatorem gitarowym. Tych syntetycznych dźwięków trochę mi zabrakło w „Don't Stand So Close To Me". Choć ekspresja, z jaką wykonali za moment takie utwory jak „Driven To Tears ", „Hole In My Life " (z cytatem z „Hit The RoadJack") czy „ Truth Hits Everybody", szybko sprawiły, że zapomniałem o tych niedogodnościach. „Every Little Thing She Does Is Magie" przywróciło repertuar przebojowy, dając publiczności kolejną sposobność, do śpiewania. (...)

Wrapped Around Your Finger" okazał się być jednym z najbardziej wyjątkowych momentów tego wieczoru. Większą część utworu Stewart odegrał na

237

^ r a, powrótpowrlStp owrótpowrótp ow rótpowrii powritp ewnitpowróti

, , , ogromne bębny

drugim zestawie perkusyjnym, w którym znalazły się także

,,. i , , ,, , , odgrywał główny

orkiestrowe czy gong. Miał tam też rodzaj cymbałów, na których

t 7 , , . , . , .. „ ., , . . , siczny fragment

temat. La właściwą perkusję wrócił tytko na najbardziej dyw

, , Psny •'^>e Do Do

utworu. Kontrastem dla tej nostalgicznej kompozycji okazał się rtf1

daganego końca. Do, De Da Da Da". Powoli jednak koncert zbliżał się do niew

ry . , . . J ■ .,, rr , „ ,. , . , , . SOMe ZtldC ^ak

Został jeszcze poruszający „Inviswle Touch (tutaj znowu dał 0

syntezatorów) i „ Walking In Your Footsteps", w którym 5'

, , , tetu zabrzmiało

umiejętnością gry na fletni. Na zakończenie podstawowego

rozbudowane „Can't Stand Losing You", w którym publiczni

pośpiewania na zmianę ze Stingiem.

Wbrew temu, co śpiewa w tej kompozycji Sting, to oczywiście

Je mogło być ich

(i wypełnioną do ostatnie pożegnanie. Nie mogło byc mowy, aby tak zostawi'

, - , c ,, „ „■ , 7, ii znowu wkroczyli

ostatniego miejsca wiedeńską Stadtnalle. Kiedy po dłuższej chwil1

, . , , . , , którą wisiało pięć

na scenę, światła, umieszczone na owalnej ruchomej rampie (nadp

, ,j mógł zabrzmieć

ekranów) zmieniły się na czerwone. Oczywiście w tej scenerii ni"

, ,,." - zaintonował

żaden inny utwór. „ Roxanne, you don t have to put on the red ligh'1

cv- • ; j 7 i . u uj ■ v, ■■ ^iększy hit, dając

Stingjak za dawnych lat. Panowie bardzo rozciągnęli ten swój na)

,,. , , ,, Po czym Stewart

znowu publiczności sposobność zabawy we wspólne śpiewanie.

- i - j j- j / , jczątek„KingOj

jeszcze raz przeniósł się za swój drugi zestaw, gdzie odegrał cały y o ■ " d -u- a- ■' z ■ właściwy zestaw,

Pain . Po czym, rzucając za siebie pałki, przeniósł się za

by dokończyć utwór. Ale to nie był jeszcze koniec bisów. Cała trójli1

w radosny „ So Lonely ", by w końcu przepięknie wykonać „Every P

n , r r, , , , , oelandem zniknął

Po którym Sting grzecznie pożegnał się z publicznością i wraz z CV"

,, „ ......, , , , , „ Jeco oschłą miną

za sceną, lylko Summers najwyraźniej nie miał ochoty kończyć. Z "

t i - m ■ i j u , ; ■ ; ■ icena- kolegów i..,

stanął na środku, spojrzał z dezaprobatą na chowających się za t>

, , , . , , , ,tf „Next To You '

z siłą jak w latach debiutu The Police zaczął grac agresywny rijJ , t- i i i jZ, by w ten nieco

Nie było rady, sekcja rytmiczna musiała pojawić się jeszcze na rL>

punkowy sposób zakończyć niezwykły występ.

,, ,. . , , • , „ .„ ,. „ Sąuare Garden

31 października na koncercie halloweenowym w Madisor . „ .

.,. . . izy mnymi Sting

muzycy The Police pojawili się na scenie w kostiumach, mię'7

.i u t i t a ■ ' , irugi amerykański

wystąpił przebrany za Jokera. Ten niecodzienny wieczór otworzył <?

A. Od 24 listopada

etap wyprawy, zakończony 20 listopada w San Antonio w Teksasi^ ,,/,., . . , . , . ..,.,... Które tak chętnie

do 11 grudnia tormacja grała w krajach Ameryki Łacińskiej, r

odwiedzała przed laty: Meksyku, Argentynie, Chile, Brazyli'

się publiczności Natomiast między 17 stycznia a 2 lutego 2008 roku pokazała

238

powrótpowrńtpowriti

w Nowej Zelandii i Australii. Następnie zaś, między 4 a 17 lutego, koncertowała kolejno w Singapurze, Makau, kilku miastach japońskich oraz Honolulu na Hawajach.

Niestety, atmosfera w zespole była coraz gorsza. Dawne spory między muzykami odżyły ze zdwojoną siłą. Stewart tłumaczył to tak: Dla Stinga muzyka to religia. Dla mnie - czysta przyjemność. Dla niego to coś, co budujesz i konstruujesz, dla mnie - coś, co czujesz i grasz bez zastanowienia. Podkreślał też jednak, że nie ma mowy o trwałym konflikcie: Walczyliśmy ze sobą przed laty i walczymy nadal. Dziś wszystko odbywa się jednak w trzy-, może czterodniowych cyklach. Jesteśmy dla siebie mili, ale potem zaczynają się drobne tarcia, wiesz, „ Stewart, nie tak!", „ Sting, chciałbym, abyś... " Co przeradza się w: „Ty pieprzony...!" Zaczynam odchodzić od zmysłów i zastanawiam się, po co mi to. Ale potem znowu wszystko się odwraca. ,, Sting? " „Stewart? " „ Wiesz, że cię kocham, stary". ,, Wiesz, że ja też cię kocham ". Dwa starepryki zaczynają się całować i obejmować ze łzami w oczach...

t> Anay; GzASźmi dochodzimy dc cakiego miejsc*, kieay /r>.ó\vimv sobie na Jem! Jesze* pieprzonym gównem, iv ogóle nie umiesz ą?AĆ&»*

239

rólpowrótpowrótpowróti

rótpowrótp owrótpowról |

rńl pcwrótpowrćipowrótpowrótpo

Oddajmy też głos Andy'emu: Czasami dochodzimy do takiego miejsca, kiedy mówimy sobie nawzajem: ,, Jesteś pieprzonym gównem, w ogóle nie umiesz grać". A potem śmiejemy się z tego i znowu się kochamy. Trzeba mieć do tego dystans buddysty, w przeciwnym razie można by dostać zawału.

A jednak z wypowiedzi Stinga wynikało, że już nacieszył się współpracą z dawnymi kolegami i ma jej serdecznie dość. Z tego okresu pochodzi w każdym razie takie jego zapewnienie: Nie będzie nowej płyty, ani następnej wielkiej trasy. Kiedy skończymy tournee, to koniec The Police.

Zresztą wkrótce potem Stewart w wywiadzie udzielonym Robertowi Sankowskiemu z „Gazety Wyborczej" potwierdził, że na kolejną płytę tria nie ma już najmniejszej szansy: Artystyczny konflikt, który zawsze istniał w tym zespole, był dobry ćwierć wieku temu. Dziś nie ma sensu do tego wracać. Dość już się naużeraliśmy, przygotowując nowe wersje starych piosenek, żeby teraz jeszcze zabierać się do nowych. To napięcie, które wytwarza się między nami, świetnie działa na scenie, ale nie sprawdziłoby się w studiu. Sting ma inne poglądy niż ja na to, co jest dobre, złe lub brzydkie. A gdybyś zapytał naszego gitarzystę Andy'ego Summersa, jego wizja tego, co dobre, złe lub brzydkie byłaby zapewne jeszcze inna. Dlatego świetnie gra mi się z tymi facetami muzykę The Police, ale nie mam ochoty podejmować z nimi nowych artystycznych wyzwań. Wszyscy mamy swoje życie, wszyscy eksplorujemy własne artystyczne światy. Kiedy byliśmy młodsi, byliśmy bardziej elastyczni. Dziś każdy z nas to zatwardziały beton...

A jednak 3 czerwca koncertem w Marsylii grupa rozpoczyna drugi etap trasy europejskiej, który ma objąć Francję, Niemcy, Belgię, Norwegię, Danię, Wielką Brytanię, Hiszpanię, a także Polskę - koncert 26 czerwca na Stadionie Śląskim w Chorzowie będzie jednym z ostatnich akcentów tournee. Wielki finał nastąpi kilka dni później, podczas festiwalu Rock In Rio w... Madrycie.

Czy po tym występie drogi muzyków, których płyty sprzedano w czterdziestu milionach egzemplarzy, rozejdą się na zawsze? Przywołajmy raz jeszcze cytowaną wyżej wypowiedź Andy'ego: Nigdy nie mówi się nigdy...

240

rótpowcótpowrótpowrólpcwrńtpow r^powrótp cwrńtpowrótpow rótpowrót powrótpowrótpowrótpow rótpowrótpo*TÓtpawrótpowrótpowrótpowrótpowrńtpowrótpowrćt[


257

rgii adys koerafiadyskogi^fi ad / 5 kografiatfyskografi a dyskografiadyskograli ad;

ugrafiadyikografi ad , WogratisdyikoErafi ady skoera iiadyska;

DYSKOGRAFIA

THE POLICE

Dyskografia grupy obejmuje płyty wydane w Wielkiej Brytanii, z pominięciem singli z powtórkowym materiałem.

Single

Fali Out'7„Nothing Achieving"

(Ulegał IL 001, 1977)

Roxan ne"/„ Pean uts" (A&M AMS 7348, 1978)

Can't Stand Losing You7„Dead End Job"

(A&M AMS 7381, 1978)

258

adyskografi adYskografiadysfcografi adys kografiadyskoĘ rafi ad ys kografc

grafiady5kografiady5kogiafi ad

idyskograli adysfco srafiadyskografiadyskografiadyskografiad;

So Lonely"/„No Time This Time"

(A&M AMS 7402, 1978)

Message In A Bottle"/„Landlord"

(A&M AMS 7474, 1979)

Waiking On The Moon"/„Visions Of The Night"

(A&M AMS 7494, 1979)

Don't Stand So Close To Me"/„Friends"

(A&M AMS 9001, 1980)

„De Do Do Do, De Da Da Da"/„A Sermon"

(A&M AMS 7578, 1980)

The Police Six Pack"

(A&M AMPP 6001, 1980) Łączne wznowienie singli „Roxanne"/„Peanuts", „Can't Stand Losing You"/„Dead End Job", „So Lonely"/„No Time This Time", „Message In A Bottle"/„Landlord" i „Waiking On The Moon"/„Visions Of The Night", wzbogacone premierowym „The Bed's Too Big Without You'7 „Truth Hits Everybody" (nagranie koncertowe).

259

jafiad/skografi adyskograliad, skflgraliadyskogrsfiadyikografiaOyskografi adystograliadeskogruliadystografi sdyskograliadyskografi adysfct

Irwisible Sun7„Shambelle"

(A&MAMS8164, 1981)

Every Little Thing She Does Is Magic"/„Flexible Strategie*"

(A&MAMS8174, 1981)

Spirits In The Materiał WorWA.Low Life"

(A&MAMS8194, 1981)

Every Breath You Take"/„Murder By Numbers"

(A&MAM 117, 1983)

Singel wydany też w wersji wzk°gacorieJ

nagraniem koncertowym „Man In A Suitcase".

Wrapped Around Your Finger"/„Someone To Talk To"

(A&MAM 127, 1983)

Singel wydany też w wersji mak8'1 „Wrapped

Around Your Finger"/„SomeonC To Talk

To"/„Message In A Bottle" (nagrame

koncertowe)/„I Burn For You" CA&M AMX 127,

1983).

Synchronicity ll"/„Once Up<?n A Daydream"

(A&MAM 153, 1983)

260

grafiadyskoj>j-ali adys kogrsfiadyskogra^ ad;

STtNB, - THE POLICE

RQXANN|97

King Of Pain"/,Jea In Sahara"

(A&MAM 176, 1984)

Don't Stand So Close To Me '86"/„Don't Stand So Close To Me" (nagranie koncertowe) (A&M AM 354, 1986)

W kompaktowej edycji singla oprócz nagrania tytułowego trzy inne wersje tego samego utworu: „Don't Stand So Close To Me '86" (Dance Mix), „Don't Stand So Close To Me" (wersja oryginalna) i „Don't Stand So Close To Me" (nagranie koncertowe) (A&M AMY 354).

Can't Stand Losing You" (nagranie koncertowe)/„Roxanne" (nagranie koncertowe) (A&M 581037-7, 1995) W kompaktowej edycji singla dodatkowo dwa miksy nagrania „Voices In My Head": (E-Smoove Pump Mix) i (Classic Mix) (A&M 581037-2). Ponadto ukazały się wersje kompaktowa, maksisin-glowa i dwupłytowa płytki, zawierającej różne miksy nagrania „Voices In My Head".

Roxanne '97" (Puff Daddy Remix)/„Walking On The Moon" (Roger Sanchez EVA Edit)

(A&M 582455-7, 1997)

W kompaktowej edycji singla dodatkowo nagrania „Walking On The Moon" (Roger Sanchez Darkside Of The Moon Mix) i „Roxanne" (wersja oryginalna) (A&M 582455-2), a w maksisinglowej dodatkowo „Walking On The Moon" (Roger Sanchez Darkside Of The Moon Mix) i „Walking On The Moon" (Roger Sanchez Darkside Of The Dub) (A&M 582455-1).

261

yslografiadyskografiadyckografiat^skografi adys kografiadyskografi adysł<oSrafiadyikosrali adyskctfrafi adyskografiadyskosrafi adyskogra(iadyskojfs(ad^koSrafladyjVciS.

Albumy

Outlandos cTAmour"

(A&M AMLH 68502, 1978)

1. „Next To You" (Sting)

2. „So Lonely" (Sting)

3. „Roxanne" (Sting)

4. „Hole In My Life" (Sting)

5. „Peanuts" (Sting, S. Copeland)

6. „Can't Stand Losing You" (Sting)

7. „Truth Hits Everybody" (Sting)

8. „Born In The 50's" (Sting)

9. „Be My Girl - Sally" (Sting, A. Summers) 10. „Masoko Tanga" (Sting)

Nagrano między styczniem a marcem 1978 w Surrey Sound Studios. Produkcja: The Police.

Reggatta de Blanc"

(A&M AMLH 64792, 1979)

1. „Message In A Bottle" (Sting)

2. „Reggatta de Blanc" (Sting, S. Copeland, A. Summers)

3. „It's Alright For You" (S. Copeland, Sting)

4. „Bring On The Night" (Sting)

5. „Deathwish" (S. Copeland, A. Summers, Sting)

6. „Walking On The Moon" (Sting)

7. „On Any Other Day" (S. Copeland)

8. „The Bed's Too Big Without You" (Sting)

9. „Contact" (S. Copeland)

10. „Does Everybody Stare" (S. Copeland)

11. „No Time This Time" (Sting)

262

ografi adyskogr-afiadyskografi adyskografi

oErafiadyskoEraliadyskoErafi adyskografiadysko^afiadyskografadyskografi adys ko

ografiadyskografiadysto ^

a

iadysW^

Nagrano między lutym a sierpniem 1979 w Surrey

Sound Studios.

Produkcja: The Police i Nigel Gray.

Zenyatta Mondatta"

(A&MAMLH 64831, 1980)

1. „Don't Stand So Close To Me" (Sting)

2. „Driven To Tears" (Sting)

3. „When The World Is Running Down, You Make The Best Of Whafs Still Around" (Sting)

4. „Canary In A Coalmine" (Sting)

5. „Voices Inside My Head" (Sting)

6. „Bombs Away" (S. Copeland)

7. „De Do Do Do, De Da Da Da" (Sting)

8. „Behind My Camel" (A. Summers)

9. „Man In A Suitcase" (Sting)

(0. „Shadows In The Rain" (Sting)

11. „The Other Way Of Stopping" (S. Copeland)

Nagrano między lipcem a sierpniem 1980 w Wisseloord Studios, Hilversum, Holandia. Produkcja: The Police i Nigel Gray.

Ghost In The Machinę"

(A&M AMLK 63730, 1981)

1. „Spirits In The Materiał World" (Sting)

2. „Every Little Thing She Does Is Magie" (Sting)

3. „Invisible Sun" (Sting)

4. „Hungry For You (Paurais toujours faim de toi)" (Sting)

5. „Demolition Man" (Sting)

263

d /$ kografiadyskograli adysKografiadyskografi adys k0grafiadyskc£raf adyskografiadyskografiadysko^afiadyskografiadyskcgrafi adyskografiadyskofirafi adyskogr-a riadyskogiafi a d;

6. „Too Much Information" (Sting)

7. „Rehumanize Yourself' (Sting - S. Copeland)

8. „One World (Not Two)" (Sting)

9. „Omegaman" (A. Summers) i o. „Secret Journey" (Sting)

II. „Darkness" (S. Copeland)

Nagrano między czerwcem a sierpniem 1981 w AIR Studios, Montserrat, i Le Studio, Morin Heights, Quebec. Produkcja: The Police i Hugh Padgham.

Synchronicity"

(A&M AMLX 63735, 1983)

1. „Synchronicity I" (Sting)

2. „Walking In Your Footsetps" (Sting)

3. „O My God" (Sting)

4. „Mother" (A. Summers)

5. „Miss Gradenko" (S. Copeland)

6. „Synchronicity II" (Sting)

7. „Every Breath You Take" (Sting)

8. „King Of Pain" (Sting)

9. „Wrapped Around Your Finger" (Sting) io. „Tea In Sahara" (Sting)

We wznowieniach dodatkowo „Murder By Numbers" (Sting - A. Summers).

Nagrano między grudniem 1982 a lutym 1983 w AIR Studios, Montserrat, i Le Studio, Morin Heights, Quebec. Produkcja: Hugh Padgham i The Police.

264

i d yskografiadyskografi adys koj

i^ra fiadyskograli adyskografi adyskografiadyskografffldyskogra'"!] dyŁ

'"•-«.»„,.

THE POI-ICJE

********** *********** *********** *********** ***********

***********

Every Breath You Take - The Singles"

(A&MCDEVECD 1, 1986)

1. „Roxanne"

2. „Can't Stand Losing You"

3. „Message In A Bottle"

4. „Walking On The Moon"

5. „Don't Stand So Close To Me '86" 6 „De Do Do Do, De Da Da Da"

7. „Every Little Thing She Does Is Magie"

8. „Invisible Sun"

9. „Spirits in The Materiał World" 0. „Every Breath You Take"

11. „KingOfPain"

12. „Wrapped Around Your Finger" Na CD dodatkowo: „So Lonely".

Greatest Hits"

(A&M CD 5400302, 1992)

1. „Roxanne"

2. „Can't Stand Losing You"

3. „So Lonely"

4. „Message In A Bottle"

5. „Walking On The Moon"

6. „The Bed's Too Big Without You"

7. „Don't Stand So Close To Me"

8. „De Do Do Do, De Da Da Da"

9. „Every Little Thing She Does Is Magie"

10. „Invisible Sun"

11. „Spirits in The Materiał World"

12. „Synchronicity II"

13. „Every Breath You Take"

14. „KingOfPain"

265

idy* kogcalladyskografi fld yskogr-afiadysfcograiiadysłłograftadyskog raii a dys kogra Pi adyskografi a dysfcQ£rariadyskograłiadysfcografiady5kograliadyskograf>ady&kogra(iadyskO£rafŁadyskQgr afiadyskografi adyskogr-flfiadyskografi adys kografiadyskografi adyskografiadyskografi ai

15. „Wrapped Around Your Finger"

16. „Tea In Sahara"

Message In A Box - The Complete Recordings"

(A&M540 150-2, 1993)

CD!

. „Fali Out" (S. Copeland)

2. „Nothing Achieving" (S. Copeland)

3. „Dead End Job" (Sting, S. Copeland, A. Summers)

4. „Next To You" (Sting)

5. „So Lonely" (Sting)

6. „Roxanne" (Sting)

7. „Hole In My Life" (Sting)

8. „Peanuts" (Sting, S. Copeland)

9. „Can't Stand Losing You" (Sting)

10. „Truth Hits Everybody" (Sting)

11. „Bom In The 50's" (Sting)

12. „Be My Girl - Sally" (Sting, A. Summers)

13. „Masoko Tanga" (Sting)

14. „Landlord" (Sting, S. Copeland) (nagranie koncertowe)

15. „Next To You" (Sting) (nagranie koncertowe)

16. „Landlord" (Sting, S. Copeland)

17. „Message In A Bottle" (Sting)

18. „Reggatta de Blanc" (Sting, A. Summers, S. Copeland)

19 „It's Alright For You" (S. Copeland, Sting)

20. „Bring On The Night" (Sting)

21. „Deathwish" (S. Copeland, A. Summers, Sting)

206

lyskografi adys kogra fiadyskografi ad r skografiadyskografi adysfcografiadysfcogiafi ady^kograftadrskOErafiad^kografi adyskograliadyskoerafi adyskograliadyskografi adyskografiadyskogiafi adyskografiadyskogfafiadyskografiadyskografi adyskografiadyskogralladyskografiadyskograli adyskosrafia

CDI

. „Walking On The Moon" (Sting)

2. „On Any Other Day" (S. Copeland)

3. „The Bed's Too Big Without You" (Sting)

4. „Contact" (S. Copeland)

5. „Does Everyone Stare" (S. Copeland)

6. „No Time This Time" (Sting)

7. „Visions Of The Night" (Sting)

8. „The Bed's Too Big Without You" (Sting) (mono)

9. „Truth Hits Everybody" (Sting) (nagranie koncertowe)

10. „Friends" (A. Summers)

11. „Don't Stand So Close To Me" (Sting)

12. „Driven To Tears" (Sting)

13. „When The World Is Running Down, You Make The Best Of Whafs Still Around" (Sting)

14. „Canary In A Coalmine" (Sting)

15. „Voices Inside My Head" (Sting)

16. „Bombs Away" (S. Copeland)

17. „De Do Do Do, De Da Da Da" (Sting)

18. „Behind My Camel" (A. Summers)

19. „Man In A Suitcase" (Sting)

20. „Shadows In The Rain" (Sting)

21. „The Other Way Of Stopping" (S. Copeland)

CD3

1. „A Sermon" (S. Copeland)

2. „Driven To Tears" (Sting) (nagranie koncertowe)

3. „Shambelle" (A. Summers)

4. „Spirits In The Materiał World" (Sting)

5. „Every Little Thing She Does Is Magie" (Sting)

6. „Invisible Sun" (Sting)

267

kografi adya kografiadyskografa

7. „Hungry For You (Taurais toujours faim de toi)" (Sting)

8. „Demolition Man" (Sting)

9. „Too Much Information" (Sting)

10. „Rehumanize Yourself (Sting, S. Copeland)

11. „One World (Not Three)" (Sting) 2. „Omegaman" (A. Summers)

13. „Secret Journey" (Sting)

14. „Darkness" (S. Copeland)

15. „Flexible Strategies" (Sting, S. Copeland, A. Summers)

16. „Low Life" (Sting)

7. „How Stupid Mr. Bates" (Sting, A. Summers,

S. Copeland) 18. „A Kind Of Loving" (Sting, A. Summers,

S. Copeland)

CD4

1. „Synchrinicity I" (Sting)

2. „Walking In Your Footsteps" (Sting)

3. „O My God" (Sting)

4. „Mother" (A. Summers)

5. „Miss Gradenko" (S. Copeland)

6. „Synchronicity II" (Sting)

7. „Every Breath You Take" (Sting)

8. „King OfPain" (Sting)

9. „Wrapped Around Your Finger" (Sting) ! 0. „Tea In Sahara" (Sting)

11. „Murder By Numbers" (Sting, A. Summers) i 2. „Man In A Suitcase" (Sting) (nagranie koncertowe)

13. „Someone To Talk To" (A. Summers)

14. „Message In A Bottle" (Sting) (nagranie koncertowe)

! 5. „I Burn For You" (Sting)

ikografiadyskagrafiadyskografi ac

Jys kografiadyskografiady5kografiadysk<

16. „Once Upon A Daydream" (Sting, A. Summers)

17. „Tea In Sahara" (Sting) (nagranie koncertowe)

18. „Don't Stand So Close To Me '86" (Sting)

The Police Live!"

(A&M 540 222-2, 1995)

CDI

1.

Next To You"

2.

So Lonely"

3.

Truth Hits Everybody"

4.

Walking On The Moon"

5.

Hole In My Life"

6.

Fali Out"

7.

Bring On The Night"

8.

Message In A Bottle"

9.

The Bed's Too Big Without You

10.

Peanuts"

II.

Roxanne"

12.

Can't Stand Losing You"

13.

Landlord"

14.

Born In The 50 's"

15.

Be My Girl - Sally"

CD2

1. „Synchronicity I"

2. „Synchronicity II"

3. „Walking In Your Footsteps"

4. „Message In A Bottle"

5. „OMyGod"

6. „De Do Do Do, De Da Da Da"

7. „Wrapped Around Your Finger"

8. „Tea In Sahara"

9. „Spirits In The Materiał World"

269

fafi adyskografiadyskografiadyskoEraliadyskografiadyskograliadyskoBrafi adyskograliadyskografi at

10. „King Of Pain"

11. „Don't Stand So Close To Me"

12. „Every Breath You Take"

13. „Roxanne"

! 4. „Can't Stand Losing You"

15. „So Lonely"

Nagrania koncertowe z 7 listopada 1979 z Orpheum

w Bostonie oraz z 2 i 3 listopada 1983 z Omni

w Atlancie.

Produkcja: Andy Summers.

Skład: Sting - voc, b; Andy Summers - g, voc;

Stewart Copeland - dr; oraz w nagraniach z 1983".

Tessa Niles - voc, Dolette McDonald - voc;

Michelle Cobbs - voc.

The Police"

(A&M 1736149,2007)

CD

1

i.

Fali Out"

2.

Can't Stand Losing You"

3.

Next To You"

4.

Roxanne"

5.

Trath Hits Everybody"

6.

Hole In My Life"

7.

So Lonely"

8.

Message In A Bottle"

9.

Reggatta de Blanc"

to.

Bring On The Night"

II.

Walking On The Moon"

12.

Don't Stand So Close To Me"

13.

Driven To Tears"

14.

Canary In A Coalmine"

270

ograliadysŁogr

fiadyskografiadyskografiadyskogi^fiadyskografia^Łkografiadyskografiattyskograliadyskogtafiadysko^

CD2


i.

De Do Do Do, De Da Da Da"

2.

Voices Inside My Head"

3.

Invisible Sun"

4.

Every Little Thing She Doeas Is Magie"

5.

Spirits In The Materiał World"

6.

Demolition Man"

7.

Every Breath You Take"

8.

Synchronicity I"

9.

Wrapped Around Your Finger" y

10.

Walking In Your Footsteps" a^ŚM

1 1.

Synchronicity II" ^^H

12.

KingOfPain" ^H

13.

Murder By Numbers" ^^H

14.

Tea In Sahara" ^^H

Ponadto ukazała się składanka „The Very Best Of Sting & The Police" (A&M 540428-2, 1997), zawierająca przeboje Stinga jako solisty i The Police, w tym nowe miksy dwóch nagrań zespołu: „Roxanne '97" (PuffDaddy Remix) i „Walking On The Moon" (Roger Sanchez EVA Edit).

W przygotowaniu czterokompaktowy album „Message In A Box - The Complete Recordings, Vol. 2", zawierający muzykę z „The Police Live!", inne nagrania koncertowe, rzadkie nagrania studyjne i remiksy.

271

iyskogiafiadystoerafiadyskoerafiadjsko^nadyskografiadyikogrsfiadyskografiadyskografiaaw^ ..

PłMtw i munflcą rożnych

Urgh! A Musie War"

(A&M AMLX 64692, 1981)

Zawiera nagranie koncertowe „Driven To Tears", dokonane 28 sierpnia 1980 w Les Arenes we Frejus.

Brimstone & Treacle - Original Soundtrack"

(A&M AMLH 64915, 1982)

Zawiera trzy nagrania The Police: „How Stupid Mr. Bates" (Sting, A. Summers, S. Copeland), „I Burn For You" (Sting) i „A Kind Of Loving" (Sting, A. Summers, S. Copeland), a także pięć nagrań Stinga.

One And Only - 25 Years Of Radio I" (BandOfJoyBOJ25, 1992)

Zawiera, piosenkę „Can't Stand Losing You'' nagraną podczas sesji dla Radia BBC.


^ f>sv>. • T' inJlW* ■ C-

272

-f^kografiadysko grafradyskografiadyskografi adyskografiad;

Bon Jovi BOYZ IX MEK

Bryon Adoms

ZliCC-HEBO

The Police

SCORPIONS

m-ooni slucs

santana SUZANNEVEGA 4PM

I£RIT1AINt IACKSON

^ra fadyskog rafi a dys kografiadyskografi a dys kografiadyskogfafi adyskografiady5kograi]ady5kografiady5kogral]adyskografifldł'&kografiady$kogi'afi adyskograliadyskografi adyskogra lia1

Stars In Spanish" (PolyGram Latino, 1995)

Zawiera hiszpańskojęzyczną wersję piosenki „De Do Do Do, De Da Da Da", wydaną w wielu krajach na singlu.

WBCN Naked Disc"

(WBCN, 1997)

Zawiera nagranie koncertowe „Fali Out", dokonane 7 kwietnia 1979 w Paradise Theater w Bostonie.

Live Earth - The Concerts For A Cilmate in Crisis" (Warner, 2007)

Zestaw składający się z 1 CD i 2 DVD, zawiera na dysku audio nagranie koncertowe „Driven To Tears", a na DVD klip filmowy dokumentujący wykonanie tego utworu. Obie rejestracje pochodzą z imprezy Live Earth, która odbyła się 7 lipca w East Rutherford w stanie New Jersey.

273

rafiadys^grafiadyskagrafiadyskografFadyskografiadyskoerafiady&kograliadyskografi a

STRONTIUM 90

Police Academy" (PangaeaARK21, 1997)

1. „Visions Of The Night" (Sting)

2. „New World Blues" (M. Howlett)

3. „3 O'Clock Shot" (Sting) (nagranie koncertowe)

4. „Lady Of Delight" (M. Howlett)

5. „Electron Romance" (M. Howlett)

6. „Every Little Thing She Does Is Magie" (Sting) (solowe nagranie Stinga)

7. „Towers Tumble" (M. Howlett)

8. „Electron Romance" (M. Howlett) (nagranie koncertowe)

9. „Lady Of Delight" (M. Howlett) (nagranie koncertowe)

W wydaniu japońskim dodatkowo dwa nagrania koncertowe: "New World Blues" i "Towers Tumble".

Nagrań studyjnych dokonano w lutym 1977 w Visual Earth Studios w Londynie, nagrań koncertowych 28 maja 1977. Nagranie solowe Stinga pochodzi z jesieni 1976. Skład: Sting - voc, b, g; Mikę Howlett - b, voc; Andy Summers - g; Stewat Copeland - dr.

274

^

EBERHARD SCHOENER

Muzycy The Police - Sting, Andy Summers i Stewart Copeland lub tylko Sting i Andy Summers - wzięli udział w kilkunastu nagraniach Eberharda Schoenera, wydanych w 1978 roku w Niemczech na dwóch płytach, „Flashback" i „Video-Magic", a w późniejszych latach także w innych krajach na kilku składankach. Poniższy wykaz zawiera najważniejsze z tych albumów.

„Flashback"

(Harvest 1C 066-32 839, 1978)

Trans-Am"

Why Don't You Answer"

Only The Wind"

2. 3.

4. „Powerslide"

5. „Flashback" 6 „Epilogue"

7. „Rhine-Bow"

8. „Loreley"

9. „Magma" (utwór przemianowany później na „Koan")

Nagrano w listopadzie 1977 w Monachium. Skład: Eberhard Schoener - k, b, voc; Sting - voc, b; Andy Summers - g; Stewart Copeland - dr, perć; Hansi Stroer - g, b, p; Olaf Kiibler - ts, as; Orkiestra Opery Kameralnej z Monachium.

li a d yskogra fodyskograiiadyŁkografi ady

Video-Magic"

(Harvest 1C 066-45 234, 1978)

Octogon"

Speech Behind Speech"

Natural High"

Code-Word Elvis"

Video-Magic"

Night Bound City" (nagranie instrumentalne,

bez udziału muzyków The Police)

San Francisco Waitress"

Koan" (wersja instrumentalna, z udziałem

tylko Andy'ego Summersa)

Nagrano w maju 1978. Skład: Eberhard Schoener - k; Sting - voc, b; Andy Summers - g; Evert Fraterman - dr, perć; Olaf Kiibler - ts, as; Orkiestra Opery Kameralnej z Monachium.

Video Flashback"

(Harvest SHMS 2030, 1979)

I.

Trans-Am"

2.

Only The Wind"

3.

Speech Behind Speech"

4.

Koan"

5.

Octogon"

6.

Frame Of Mind"

7.

Signs Of Emotions"

8.

Code-Word Elvis" (wersja skrócona)

9.

Video-Magic"

Brytyjska składanka z niemieckich płyt „Flashback" i „Video-Magic".

276

jBrafady5ko8rafi adystiDgrafiadyskografiatłyskografiadyskograli adyikoarafiaityskogr-afi.ldyikcgrafiadyskognifiadyskografi.

Video-Magic"

(HarvestST 12171, 1981)

1. „Trans-Am"

2. „Why Don't You Answer"

3. „Natural High"

4. „Signs Of Emotion"

5. „Flashback"

6. „Octagon"

7. „San Francisco Waitress"

8. „Code-Word Elvis" (wersja skrócona)

9. „Powerslide"

EBERHARD SCHOENER

Amerykańska edycja niemieckiego albumu „Video-Magic".

Eberhard Schoener/Sting/Andy Summers"

(Mercury 830824-2, 1986)

1. „Rhine-Bow"

2. „Natural High"

3. „Speech Behind Speech"

4. „Code-Word Elvis" (wersja skrócona)

5. „Video-Magic"

6. „Night Bound City" (nagranie instrumentalne, bez udziału muzyków The Police)

7. „San Francisco Waitress"

8. „Koan" (wersja instrumentalna, z udziałem tylko Andy'ego Summersa)

277

rafiadł'5*:o£l"a''a^ys kografiadyskografiadyskografradyskografi adysfcO£i"afiadyskogrfl(iady$l!Ogi"a1i ady& k ografiadyskografi acłyskografiadyskogfałi adyskografiadyskografiadyskografiadyskografiadystogr

Wideografia

The Police Around The World"

(Thorn EMI Video SNE 901302 3, 1982) Film dokumentujący koncerty grupy na całym świecie między lutym 1980 a styczniem 1981.

„Synchronicity Concert"

(PolyGram Video AMV 858, 1984) Rejestracja koncertu 3 listopada 1983 w Omni w Atlancie w stanie Georgia.

Every Breath You Take - The Videos"

(PolyGram Video 041472-2, 1986) Zestaw teledysków.

„Greatest Hits"

(PolyGram Video 089552, 1992)

Zestaw teledysków.

Outlandos To Synchronicity - A History OfThe Police Live!" (PolyGram Video 634826, 1995) Rejestracje koncertowe z lat 1978-1983.

The Very Best Of Sting & The Police"

(PolyGram Video, 1997)

Zestaw teledysków The Police i Stinga jako solisty.

278

dyskograftódyskograliadyskogrdfi ady^kograliadyskografi adyskografladyskografi adyskografiady&kografiadyskogrBfiadyskografiadyskaai

Live Ghost In The Machinę"

(VAP Video VPBR 11344, 2001)

Rejestracja koncertu 31 lipca 1982 na International

Stadium w Gateshead. Wydanie japońskie.

Live 79 At Hatfield Polytechnic"

(VAP Video VPBR 11523, 2002)

Rejestracja koncertu 21 lutego 1979 na politechnice

w Hatfield. Wydanie japońskie.

Every Breath You Take - The DVD"

(A&M 069493640-9, 2003) Zestaw teledysków.

„Synchronicity Concert"

(Universal 0602498735824, 2005) Rejestracja koncertu 3 listopada 1983 w Omni w Atlancie w stanie Georgia.

Everyone Stares: The Police Inside Out"

(Universal 987999-6, 2006) Film Stewarta Copelanda oparty na jego rejestracjach z lat 1978-1984.

Rock Milestones - Reggatta de Blanc - The Essential Albums Of Ali Time"

(Edgehill Publishing, 2007)

Historia powstania płyty „Reggatta de Blanc".

W planach DVD „The Police Around The World".

279

idyskografi adyskografiadyskografi;

^

Bibliografia

> Clarkson Wensley, „Sting. The Secret Life Of Gordon Sumner"

(Blake Publishing Ltd, Londyn, 1996)

t> Goldsmith Lynn, „The Police 1978-1983"

(Little, Brown And Company, Nowy Jork - Boston

- Londyn, 2007)

i> Miles, „The Police. A Visual Documentary"

(Omnibus Press, Londyn - Sydney -Nowy Jork, 1981)

o Padovani Henri, „Secret Police Man"

(Flammarion, Paryż, 2006)

t> Pidgeon John (red.), „Classic Albums.

lnterviews From The Radio One"

(BBC Books, Londyn, 1991)

o Sandford Christopher, „Sting"

(C&T, Toruń, 1998, tłumaczenie:

Maciej Majchrzak, Wojciech Słomczewski)

> Sellers Robert, „Sting. Biografia" (Britannica Press & Education, Poznań, 1992; tłumaczenie: Jędrzej Polak)

o Sting, „Niespokojna muzyka. Wspomnienia" (Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2003, tłumaczenie: Janusz Margański)

> Summers Andy, „Tli Be Watching You. Inside The Police 1980-83"

(Taschen, Hongkong - Kolonia - Londyn - Los Angeles - Madryt - Paryż - Tokio, 2007)

> Summers Andy, „One Train Later" (Thomas Dunne Books, Nowy Jork, 2006)

> Welch Chris, „The Complete Guide To The Musie Of The Police & Sting" (Omnibus Press, Londyn - Sydney - Nowy Jork, 1996)

280

STEłfARTCOPElANO

(Stewart Armstrong Copeland; 16.07.1952, Alexandria, Wirginia, Stany Zjednoczone)

Pomysłodawca, założyciel, lider i współtwórca repertuaru The Police. Perkusista zespołu. Sporadycznie grał też na gitarze i instrumentach elektronicznych. A w nagraniach solowych czasem śpiewał. Jego matka, Lorraine Copeland, była słynnym archeologiem, ojciec, Miles Copeland Jr. - trębaczem w orkiestrze Woody'ego Hermana, później agentem CIA, a ostatecznie konsultantem politycznym koncernów naftowych. Dzieciństwo upłynęło Stewartowi w Kairze w Egipcie, w Bejrucie w Libanie oraz w Milfield w Anglii. Od trzynastego roku życia grał na perkusji w amatorskich zespołach rockowych. Przez brata, Milesa Copelanda, menażera Wishbone Ash, został wciągnięty w świat brytyjskiego rocka. W 1974 został najpierw szefem tras, a później perkusistą zespołu Curved Air (poślubił jego wokalistkę - Sonję Kristinę). Od 1977 do 1984 kierował The Police.

Już w okresie działalności tria zaprezentował się jako solista na kilku płytach sygnowanych pseudonimem Klark Kent; były wśród nich przebojowy singel „Don't Care" (Kryptone, 1978) i minialbum „Musie Madness From The Kinetic Kid" (Kryptone, 1980), a po latach ukazała się też składanka „Klark Kent Kollected Works" (IRS, 1995). Po rozwiązaniu The Police nagrał płytę „The Rhythmatist" z własnymi kompozycjami opartymi na afrykańskich rytmach (A&M, 1985).

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych kierował zespołem Animal Logic (Deborah Holland - śpiew, Stanley Clarke - bas); nagrał z nim albumy: „Animal Logic" (IRS, 1989) i „Animal Logic II" (IRS, 1991). W 2000 utworzył z gitarzystą Treyem Anastasio i basistą Lesem Claypoolem, muzykami formacji Phish i Primus, supergrupę Oysterhead, która zostawiła po sobie płytę „The Grand Pecking Order" (Asylum, 2001). W 2005 założył z gitarzystą Davidem Fuczynskim kolejny zespół - Gizmo.

Zdobył uznanie jako twórca muzyki do wielu filmów, w tym „Rumbie Fish" (1983, reż. Francis Ford Coppola; nagrodzona Złotym Globem), „Wall Street" (1988, reż. Oliver Stone), „Rozmowy radiowe" (1989, reż. Oliver Stone), „Nieśmiertelny 2" (1990, reż. Russell Mulcahy), „Gra o przeżycie" (1994, reż. Ernest Dickerson), „Four Davs In Sentember" (T998. reż. Bruno Barretol ..Gang braci" (2002, reż. Scott

281

Kalvert) i „Amazon Forever" (2004, reż. Jean-Pierre Dutilleux), oraz do seriali telewizyjnych w rodzaju „The Eąualizer" (1987) i „Dead Like Me" (2003). Oprócz licznych soundtracków wydał album koncertowy z suitą swoich kompozycji filmowych „Orchestralli" (Ponderosa, 2004).

Dla zespołu San Francisco Ballet skomponował w 1987 suitę baletową opartą na motywach szekspirowskiego „Króla Leara", a na zamówienie Cleveland Opera napisał w 1989 operę „Holy Blood And Crescent Moon". W 1993 stworzył muzykę do „Horse Opera", sfilmowanej przez Boba Baldwma z nim w roli Jesse'ego Jamesa. Wydał płytę „Noah's Ark" (Lightyear, 1995) z kompozycjami ilustrującymi biblijną opowieść o potopie. Jego karierę podsumowuje składanka „Anthology" (Koch, 2007).

282

lgstingstingstingsti ngstmgsti ngsti ng5ting&urLgstingsKngstinESti ng

gsli ngslmgslingstingslingsti ngsti ng.

STIN6

(Gordon Matthew Thomas Sumner; 2.10.1951, Wallsend-on-Tyne, Wielka Brytania)

Frontman i główny twórca repertuaru The Police. Wokalista i basista, gra też na gitarze, saksofonie, instrumentach klawiszowych. Syn fryzjerki, Audrey Sumner, i montera w zakładach mechanicznych De la Rue, a później kierownika mleczarni, Ernesta Sumnera. Karierę zaczynał w zespołach jazzowych i jazzrockowych w Newcastle, jak Earthrise, The Phoenix Jazzmen, The Newcastle Big Band i The Last Exit. Od 1977 do 1984 w The Police.

Od 1984 z wielkim powodzeniem kontynuował karierę jako solista takimi albumami, jak „The Dream Of The Blue Turtles" (A&M, 1985), „...Nothing Like The Sun" (A&M, 1987), „The Soul Cages" (A&M, 1991), „Ten Summoner's Tales" (A&M, 1993), „Mercury Falling" (A&M, 1996), „Brand New Day" (A&M, 1997) i „Sacred Love" (A&M, 2003), oraz koncertowymi, jak „Bring On The Night" (A&M, 1986) i „...Ali This Time" (A&M, 2001). Razem z Bryanem Adamsem i Rodem Stewartem zaśpiewał przebój „Ali For Love" z filmu „Trzej muszkieterowie" (1993, reż. Stephen Herek). Zaskoczył wielbicieli płytą „Songs From The Labyrinth" (Deutsche Grammophon, 2006) z muzyką szesnastowiecznego kompozytora Johna Dowlanda na lutnię. Zaśpiewał partię Dionizosa w płytowej wersji opery Steve'a Nievego „Welcome To The Voice" (Deutsche Grammophon, 2007). Gościnnie wspierał w studiu tak różnych artystów, jak Gil Evans, Frank Zappa, Tina Turner, Nicole Scherzinger, Dire Straits i Black Eyed Peas. Uczestniczył też w nagraniach Andy'ego Summersa - zaśpiewał w „Round Midnight", zagrał na basie w „Charming Snakes". Otrzymał honorowy doktorat Berklee College Of Musie. W ramach swoich solowych tras kilkakrotnie występował w Polsce: 18 czerwca 1996 na stadionie Gwardii w Warszawie, 13 stycznia 1997 i 13 marca 2000 w Spodku w Katowicach, 19 czerwca 2001 znowu na stadionie Gwardii oraz 24 września 2005 na terenie wyścigów konnych na Służewcu w Warszawie.

Jest popularnym aktorem. Do najważniejszych pozycji w jego filmografii należą „Quadrophenia" (1979, reż. Franc Roddam), „Syrop z siarki i piołunu" (1982, reż. Richard Loncraine), „Diuna" (1983, reż. David Lynch), „Obfitość" (1984, reż. Fred Schepisi), „Burzliwy poniedziałek" (1987, reż. Mikę Figgis), „Groteska" (1995, reż. John-Paul Davidson) i „Porachunki" (1998, reż. Guy Ritchie). Grał też w teatrze - z sukcesem

283

wcielił się w Macheatha, czyli Mackiego Majchra, w „Operze za trzy grosze" Bertolta Brechta na deskach National Theatre w Waszyngtonie (1989, reż. John Dexter). Jest autorem słuchowiska radiowego według cyidu powieściowego „Titus Groan/Gormenghast" Mervyna Peake'a, nagranego z jego udziałem i wydanego na kasecie (BBC, 1991).

Dał się poznać jako aktywny działacz Amnesty International oraz założyciel Rainforest Foundation, stawiającej sobie za cel obronę lasów tropikalnych. Uwielbia szachy, w 2000 zmierzył się z Gerrim Kasparowem.

Jest komandorem Orderu Imperium Brytyjskiego.

Opublikował książkę „Niespokojna muzyka. Wspomnienia" (2003).

284

ANDY SUMMERS

(Andrew James Somers; 31.12.1942, Poulton-le-Fylde koło Blackpool, Wielka Brytania)

Kompozytor i gitarzysta, gra też na sitarze, a sporadycznie śpiewa. Starszy od pozostałych muzyków The Police, po gitarę sięgnął w 1957 i już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku poznał smak sukcesu jako muzyk zespołów Zoot Money's Big Roli Band, Dantalian's Chariot, Soft Machinę czy Eric Burdon And The Animals. Na kilka lat przerwał karierę, aby studiować grę na gitarze klasycznej w California State University w Northridge oraz grę na sitarze. W późniejszych latach występował w grupach Kevina Coyne'a i Kevina Ayersa oraz działał jako gitarzysta sesyjny - w tej roli wspierał artystów tak różnych jak Neil Sedaka i Jon Lord. Był brany pod uwagę jako następca Micka Taylora w The Rolling Stones. W The Police zastąpił w 1977 Henriego Padovaniego.

Już w okresie działalności tria nagrał dwa albumy w duecie gitarowym z Robertem Frippem: „I Advance Masked" (A&M, 1982) i „Bewitched" (A&M, 1984). W późniejszych latach zrealizował wiele płyt z ambitnym repertuarem ciążącym zazwyczaj w stronę jazzu, jak „XYZ" (MCA, 1987), „Mysterious Barricades" (Private Musie, 1988), „The Golden Wire" (Private Musie, 1989), „Charming Snakes" (Private Musie, 1990), „World Gone Strange" (Private Musie, 1991), „Synaesthesia" (CPM, 1996), „The Last Dance Of Mr. X" (RCA Victor, 1997), „Green Chimneys - The Musie Of Thelonious Monk" (RCA Victor, 1999), „Peggy's Blue Skylight" (RCA Victor, 2000) i „Earth + Sky" (R&M, 2004), a poza tym z Johnem Etheridge'em „Invisible Threads" (Mesa, 1994), z Victorem Biglione „Strings Of Desire" (RCA Victor, 1998) i „Splendid Brasil" (Rare, 2005) oraz z Benem Verderym „First You Build A Cloud" (R.A.R., 2007). Gościnnie wystąpił w nagraniu „The Lazarus Heart" Stinga z płyty „...Nothing Like The Sun" (A&M, 1987).

Tworzył muzykę filmową, między innymi sparafrazował charakterystyczny temat „Also sprach Zarathustra" Richarda Straussa do „2010" (1984, reż. Peter Hyams) oraz przygotował oprawę „Końca linii" (1987, reż. Jay Russell) i „Weekendu u Berniego" (1989, reż. Ted Kotcheff). Próbował trudów aktorstwa, chociażby w komedii „Sobowtór" (1991, reż. Maurice Phillips). 5 lipca 1996

285

wystąpił na festiwalu Gdynia Summer Jazz Days w trio z gitarzystą Larrym Coryellem i perkusistą Trilokiem Gurtu.

Jest artystą fotografikiem, a swoje zdjęcia z czasów The Police zebrał w dwóch albumach: „Throb" (1983) i „Pil Be Watching You. Inside The Police 1980-83" (2007). Ma w dorobku publikacje na temat gitary, jak „Light Strings - Impressions Of The Guitar" (2004, z Ralphem Gibsonem). Wydał wspomnienia: „One Train Later" (2006); Lauren Lazin realizuje na ich podstawie film dokumentalny.

286

HENRIPAOOVANI

(13.10.1952, Bastia, Korsyka, Francja)

Pierwszy gitarzysta The Police. Na instrumencie gra od 1963, od jedenastego roku życia. W 1968 założył szkolny zespół Lapsus. W końcu 1976 przyjechał do Londynu na zaproszenie muzyków grupy The Flamin' Groovies, których poznał we Francji. We wrześniu 1977, po krótkim epizodzie w The Police, związał się z formacją Wayne County And The Electric Chairs. Od 1980 kierował własnymi zespołami Mystery 5, The Flying Padovanis czy Samourai oraz wspierał jako gitarzysta tak różnych wykonawców, jak Nico i Kim Wilde. Tylko z The Flying Padovanis dokonał istotnych nagrań, wydanych na płytach „Font L'enfer" (Skydog, 1981), „They Cali Them Crazy" (Razor, 1987) i składankowej „Three For Trouble" (Diesel Motor, 2007).

W 1984 przerwał na długie lata karierę muzyka i najpierw, do 1993, pełnił funkcję wiceprezesa działu międzynarodowego wytwórni IRS Records Milesa Copelanda, a później, od 1994 do 2000, opiekował się jako współmenażer - razem z Milesem - popularnym piosenkarzem włoskim Zucchero.

Po 2000 wrócił do grania. Nagrał płytę solową „A croire que c'etait pour la vie" (CIA - Copeland International, 2007), a do wspólnego wykonania utworu „Welcome Home" pozyskał Stewarta Copelanda i Stinga. 29 września 2007 podczas koncertu The Police w Paryżu dołączył do grupy i wykonał z nią piosenkę „Next To You". W tym czasie na krótko reaktywował The Flying Padovanis. Dał się też poznać jako twórca muzyki filmowej.

Opublikował wspomnienia „Secret Police Man" (2006). O jego życiu i karierze opowiadał film „The Flying Padovani" (2005, reż. Andre Marriagi).

287

SPIS TREŚCI

wstęp .............................................................5

1977 ............................................................ I I

1978 ............................................................57

1979 ............................................................95

1980 ........................................................... 121

1981 ........................................................... 161

1982 ........................................................... 191

1983 ........................................................... 199

1984-1986 ...................................................223

powrót .......................................................229

portfolio ......................................................241

dyskografia ....................................................257

portrety........................................................280


SPIS TREŚCI

wstęp .............................................................5

1977 ............................................................ II

1978 ............................................................57

1979 ............................................................95

1980 ........................................................... 121

1981 ........................................................... 161

1982 ........................................................... 191

1983 ........................................................... 199

1984-1986 ...................................................223

powrót .......................................................229

portfolio ......................................................241

dyskografia ....................................................257

portrety........................................................280




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
para zakochanych spaceruje po parku DBUHO3S6UOW24BQU7GKWURQXHCRWLK3NVEMXFUY
The police exception and the domestic?use law
Ostatni spacer po starej Europie tekst z teczki
Folk R The Police Academy March(concertband)
Spacer po jesiennym lesie, scenariusze zajęć kl. I-III
Inscenizacja SPACERKIEM PO MŁAWIE, SPACERKIEM PO MŁAWIE
Spacer po układzie słonecznym 3
ruch, spacer po górach, SPORT TO ZDROWIE / GÓRY
Spacer po układzie słonecznym
Spacer po ogrodzie
recenzja filmu The Last Legion po angielsku
#0334 – Hiding from the Police
Robards Karen Spacer po północy
Spacerownik po warszawskich cmentarzach Majewski Jerzy S Urzykowski Tomasz
Spacerując po miasteczku Shark