Tłumacz: Pheroome
Beta: Serena_
Rozdział 71
Harry wrócił do wieży Gryffindoru o bardzo późnej porze. Z kolegów, dzielących z nim dormitorium, tylko Ron i Seamus byli ciągle w pokoju wspólnym. Rudzielec złapał go w połowie drogi do schodów i odprowadził na bok.
- Znowu pokłóciłeś się z Hermioną?
- Tak – odparł ponuro Harry.
- Po powrocie od razu schowała się w swoim pokoju. Gdy Ginny przyszła z nią pogadać, wyrzuciła ją z pokoju. – Ron wziął głęboki oddech. – Nie zrobiłeś jej nic, prawda?
- Nie, no co ty, my tylko… Powiedziałem coś, co jej się nie spodobało, to wszystko.
– Co? – Ton głosu Rona nie był przyjemny.
- Tylko… - Harry zaczerwienił się. Przyjaciel wyglądał, jakby miał zamiar go uderzyć. – Nie twój interes!
- Jeśli tylko dowiem się, że na nią naciskałeś…
Harry spojrzał na niego zaskoczony. – Co? – Nagle zrozumiał, co Ron miał na myśli. – Och, to nie to! Tylko polityka i takie tam. Ja nigdy… - Pamiętając to uczucie, gdy całował Hermionę, wyobraził sobie, jak wsuwa ręce pod jej szaty i podciąga je do góry. Wciągnął gwałtownie powietrze. – To znaczy, jeśli by nie chciała…
Ron kiwnął głową. – Dobra. Chciałem, by to było jasne.
- Więc, dla pełnej jasności, pozwól mi dodać, że czuję się znieważony.
- Harry! Ona była taka… - Ron przerwał. – Niech będzie. Przepraszam. Nie powinienem był w ogóle tak myśleć.
Potter kiwnął sztywno głową. – Zapomnij o tym. Idę już spać.
Harry odpuścił sobie śniadanie i zaklęcia, jednak nie odważył się nie pójść na transmutację, mimo, że Hermiona też miała na niej być. W czasie lekcji nie spojrzała na niego ani razu, on też nie mógł się zmusić, by na nią zerknąć. Profesor McGonagall traktowała go wyjątkowo łagodnie – nie wiedział, czy było jej przykro z powodu tego, co niedawno powiedziała, czy po prostu wyczuła, że nie jest w dobrym nastroju.
W porze obiadowej czuł się wystarczająco dobrze, by coś przełknąć. Po namyśle uświadomił sobie, że był to jego pierwszy prawdziwy posiłek w ciągu dnia. Zaczął analizować kłótnię z poprzedniej nocy. Właściwie, to nie wydawało mu się, by to, co powiedział było napastliwe, może oprócz postulowania, że mogą mieć dzieci; rozumiał jednak, dlaczego ten temat ją zirytował. Tak naprawdę nie zamierzałem o tym mówić. Nie powinienem w ogóle wspominać o takich rzeczach, gdy jestem wytrącony z równowagi i nie myślę jasno. Harry westchnął i rozejrzał się po stole Gryffindoru. Gdy zauważył Hermionę, podniósł się i podszedł ostrożnie do miejsca po przeciwnej stronie ławy. Dziewczyna była wyraźnie spięta, ale nie spojrzała na niego.
- Hermiono? Musimy pogadać.
Gryfonka odwróciła się, czerwona jak piwonia, i agresywnym ruchem wgniotła nóż w marchewkę.
- Hermiono?
- Nie chcę.
- Proszę, byłem zmęczony i…
Podniosła się gwałtownie, przewracając szklankę z sokiem dyniowym; zignorowała powstały bałagan. – IDŹ SOBIE! – krzyknęła.
Odszedł.
Do końca dnia Hermiona przekazała niemal wszystkim, że zerwała z Potterem, ale nikomu nie podała żadnych szczegółów. Ginny natychmiast go o to spytała, więc chłopak powiedział jej wprost, że to nie jej pieprzony interes. Lavender złapała go w pokoju wspólnym i zbeształa za to, że skrzywdził uczucia Hermiony.
- Nikomu nie chce powiedzieć, co jej nagadałeś, więc to na pewno było coś koszmarnego! Myślę, że jesteś okropny, tak ciągle doprowadzając ją do płaczu!
- A ja myślę, że musisz być bezmózgą idiotką, by wydawać opinie na temat rzeczy, o których nie masz pojęcia!
Colin zerwał się na nogi – Nie mów tak do niej! – wrzasnął, czerwieniejąc z każdą chwilą. Harry gapił się na niego. Nigdy nie zależało mu na pochlebstwach Creevey’a, ale poczuł się dziwnie zdradzony, kiedy młodszy kolega bronił Lavender – tak, jakby ugryzł go własny pies.
- Znajdź sobie dziewczynę, która cię polubi. Najlepiej taką, która jeszcze myśli, a nie tylko ładnie się uśmiecha. – warknął i rzucił się pędem w kierunku schodów, nim sprawy przybrały gorszy obrót.
Ron podążył za nim chwilę później, lecz Harry postanowił go olać. Przyjaciel usiadł na brzegu jego łóżka, co sprawiło, że ignorowanie go stało się trudniejsze i raczej bezsensowne. Mimo to nie zamierzał przestać.
- Co się stało? – spytał Ron.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
Nastała chwila ciszy. – Słuchaj, Harry… dwoje moich najlepszych przyjaciół jest nieszczęśliwych. Nie mogę pomóc nie wiedząc, co się stało.
- Powiedziałem coś i ona źle to zrozumiała, to wszystko! Nie mam zamiaru tłumaczyć ci, co takiego powiedziałem, ani o co dokładnie mi wtedy chodziło. To w niczym nie pomoże, wszystko jest i tak wystarczająco poplątane. Chciałbym tylko móc jej wyjaśnić, co miałem na myśli i co tak naprawdę ma dla mnie znaczenie; do czego bym doszedł, gdyby ode mnie nie uciekła… - Harry wyprostował się. – Mógłbyś ją przekonać, by ze mną porozmawiała? Tylko kilka minut? Możesz przy tym być ty, albo Ginny, po prostu muszę z nią pogadać.
- Nie wiem, czy dam radę, ale spróbować nie zaszkodzi.
Na śniadaniu następnego dnia Ron wciąż przekonywał Hermionę do rozmowy. Harry nawet nie próbował się do nich dosiąść, bo to zniweczyłoby postęp, jaki rudzielec osiągnął do tej pory. Colin nie dawał mu spokoju. Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie zaskakujące poczucie straty, jakie go z tego powodu ogarniało. Wmawiał sobie, że dzieciak po prostu wreszcie dorósł.
Usiadł z Teresą, która ciągle go gloryfikowała, i czuł się z tym raczej żałośnie. Udało mu się zjeść całkiem rozsądne śniadanie, lecz poczuł ulgę idąc wychodząc z wielkiej sali, by udać się w stronę lochów na eliksiry.
- Więc… - Draco spojrzał na niego wymownie. Harry spłonił się i opuścił wzrok na owoce jemioły. Głos Ślizgona był niski i niemal całkowicie zagłuszony przez paplaninę Parvati i Terry’ego. – Słyszałem ostatnio kilka szalonych pogłosek.
- Wspaniale. Uwielbiam być obgadywany.
- Kilka osób twierdziło nawet, że zerwałeś z nią, bo jest szlamą.
- Nie zerwałem z nią – burknął Harry.
- Więc co się stało?
- Przecież to jasne, że nie dbam o to, że urodziła się wśród mugoli! Powiedziałem tylko, że nie miałbym pojęcia jak wychowywać charłaka. Nie czuję się dobrze w niemagicznym świecie, serio, nigdy go tak naprawdę nie poznałem. A ona po prostu źle to wszystko zrozumiała i tyle.
Draco zmarszczył brwi. – Nie czujesz się dobrze wśród mugoli?
- Niezbyt – Harry odparł chłodno. – Nie.
- Ale teraz zaprzeczasz sam sobie.
- Uważam, że czarodzieje nie powinni ich krzywdzić. – powiedział szybko. – Mugole to ludzie, tak samo jak my. Ale nigdy w pełni nie byłem częścią ich świata i czuję się w nim dziwnie, mimo, że wiem o nim trochę więcej niż czarodzieje. – wzruszył ramionami. Zauważył, że podniósł głos, więc dalej mówił już szeptem. Severus patrzył na nich krzywo znad sterty papierów. – Czułem się tam jak na uwięzi, naprawdę. Za to Hermiona chyba czuje się w nim dobrze, tak mi się wydaje. Chciałem się upewnić co do tego, tak na wszelki wypadek.
- Rozumiem.
Przez chwilę pracowali w ciszy.
– Czy to znaczy, że jesteś wolny na bal Halloween? – spytał Draco zdawkowo.
Harry zamrugał. Miał nadzieję, że to nie był wstęp do zaproszenia. Nie wiedziałby, jak na to zareagować.
– Draco… - powiedział powoli.
- No więc? Jesteś?
Harry westchnął.
– Dam jej jeszcze kilka dni.
- Jeśli musisz. – Draco pochylił się bliżej. – Znam dziewczynę z piątego roku, szaloną na twoim punkcie. – wyznał. – Jest śliczna, czystej krwi od czterech pokoleń, lecz nie na tyle bogata i dobrze urodzona by uznać, że jesteś od niej gorszy, i z rodziny o poglądach umiarkowanych - nie miłośników mugoli, rozumiesz, ale z podejściem „żyj i daj żyć innym”. Nie szuka męża, ale ty chyba o to nie dbasz. Jeśli potrzebujesz partnerki do tańca, byłbym szczęśliwy mogąc ci ją przedstawić.
- Ślizgonka.
- Oczywiście, że Ślizgonka. Ale ty chyba nie lecisz na żadną Gryfonkę, no może oprócz Granger. – Draco uśmiechnął się szeroko. – A ponieważ ona nie jest w tej małżeńskiej grze…
Jego ton zdawał się sugerować, że gra miała znaczenie. Harry nie mógł wymyślić, jak dalej sensownie ciągnąć tę rozmowę. Cały ten pomysł, że powinni już myśleć o małżeństwie wydawał mu się niedorzeczny, choć to, że czarodzieje czystej krwi mają zwyczaj żenić się młodo, zauważył już dawno.
- Co? – spytał szeptem.
- No, przecież wiesz! Jej dziewictwo nie jest w obiegu. Serio, może pozwolić ci się tym zająć. – Draco zaśmiał się. Jego policzki poróżowiały. – Nie, żebyś z dziewczynami mógł kiedykolwiek być czegoś pewny, ale masz dużą szansę na coś więcej niż tylko tyłek.
Harry zakrztusił się. – Draco! – nie był pewien, czy do końca zrozumiał, o co mu chodziło, ale te nieliczne elementy układanki były wystarczająco jasne, by sprawić, że się zaczerwienił.
- Potter! – usłyszał ostry głos. – Gryffindoru traci 10 punktów za to, że zakłócasz lekcję swoją idiotyczną gadaniną. Przenieś się do pierwszej ławki!
Harry podniósł wzrok na zbliżającego się profesora i potem, z przerażeniem, na swój kociołek. – Ale… - przełknął. – Panie profesorze, jeśli podniosę kociołek przed dodaniem piór, zniszczę eliksir!
- Może powinieneś był o tym pomyśleć nim zacząłeś się głośno uzewnętrzniać przed swoimi kolegami. – Severus uśmiechnął się drwiąco. – Chyba, że wolisz szlaban?
- Tak, panie profesorze.
- Dobrze więc. Ósma wieczorem. Nie spóźnij się.
Ron i Hermiona wyszli z opieki nad magicznymi stworzeniami razem. Harry pośpieszył się, by ich dogonić.
Hermiona przyspieszyła, jej kroki stały się długie i szybkie.
- Hermiona?
- Harry, proszę! Nie chcę z tobą rozmawiać. – Jej głos drżał. – Po prostu… nie chcę.
- Dobrze – Harry chwycił Rona za ramię. – Ron, muszę z tobą pogadać!
Hermiona przyspieszyła. Harry powstrzymał Rona od podążenia za nią.
- Harry?
- Chcę żebyś jej coś powiedział.
- Jeśli będzie słuchać…
- Przypomnij jej, że byłem wytrącony z równowagi jeszcze nim zaczęliśmy rozmowę. Nie myślałem jasno. - Harry rozejrzał się dookoła i zabrał Rona trochę dalej od wydeptanej ścieżki wiodącej z chatki Hagrida do szkoły. – Powiedz jej, że Remus rozmawiał ze mną. Nie martwiłem się tylko o nią.
Chłopak wyglądał na oszołomionego. – Remus…?
- Nie tutaj.
Na obiedzie Ron siedział obok Hermiony, a Zoë i Dean obok Ginny, która również solidarnie unikała Harry’ego, więc Harry dosiadł się do grupy czwartoklasistów, których niemal nie znał. Potem zabrał swój płaszcz i poszedł na szlaban.
Severusa nie było w jego gabinecie, więc Harry użył świstoklika, by przenieść się do swojego pokoju. Niepewnie otworzył drzwi do pustej kuchni. Przemknął bezszelestnie przez przytulne pomieszczenie i zerknął do salonu. W palenisku migotał niewielki płomień. Jego ojciec stał w drugim końcu pokoju opierając się jedną ręką o biurko.
- Proszę pana?
Severus odwrócił się twarzą do niego. W ciągu chwili wyraz jego twarzy zmienił się z obojętnego na wściekły.
- Coś ty narobił?
Chłopaka zaskoczyło pytanie zadane tak ostrym tonem – Ja nie…co?
- Cały Slytherin mówi o tym, że z nią zerwałeś. Połowa mojego domu twierdzi, że jesteś zmęczony chodzeniem z dziewczyną mugolskiego pochodzenia.
- Co oni niby mogą wiedzieć?! – Harry wybuchnął – Nie zerwałem z nią! Nie miałem nawet zamiaru – chciałem tylko coś wyjaśnić, a ona źle to zrozumiała!
To nie złagodziło miny Severusa. Zbliżył się do chłopca, ten zmusił się do pozostania w miejscu.
- Czemu w ogóle cię to obchodzi? – chłopak parsknął– Wydawało mi się, że nie chcesz, żebym…
Severus wymierzył mu policzek tak mocny, że Harry’emu aż zabrzęczało w uszach. Zachwiał się i potknął.
- Nie chcę, by ten idiotyzm ciągnął się kolejne pokolenie! – Severus wrzasnął – Powinieneś być wystarczająco inteligentny, by to zrozumieć! – Choć jego oddech był krótki i szarpany, stał nieruchomo, patrząc z wściekłością na syna. Ściszył głos – Po przekroczeniu pewnej granicy to powinno przestać mieć znaczenie.
Odwrócił się. Uniósł drżącą rękę do gzymsu kominka i oparł się na nim. – Gdy w przyszłości opowiesz swoim dzieciom o tym… szaleństwie, powinny zaśmiać się i zawołać “Och, tato, jesteś taki stary!”
- Ojcze?
- Wyjdź.
Harry stał skamieniały. W uszach pulsowało mu echo wcześniejszych słów Remusa. Severus rozluźnił ramiona. Ogień dosiągł kornika żerującego na polanie i pochłonął go z cichym pyknięciem.
-Wróć jutro – dodał Severus – to postaram się zachowywać odpowiednio. Teraz najwyraźniej nie jestem w stanie.
Harry podniósł dłoń do policzka. Ciągle piekł, ale to wcale niczego nie zmieniało.
- Niech będzie – odparł cicho i wyszedł.
- Harry?
Chłopiec spojrzał znad stosu poduszek, leżącego w kącie chwilowo bardzo małego Pokoju Życzeń. Hermiona stała w drzwiach, patrząc na niego uważnie.
- Hej, Hermiono – odpowiedział delikatnie, jakby była strachliwym kotkiem. – Proszę, wejdź.
Dziewczyna zrobiła krok do przodu pozwalając drzwiom zamknąć się za sobą. – Myślałam, że możesz tu być, na papierosie, albo czymś w tym stylu.
Harry odgarnął zaplątane kosmyki z twarzy. – Pewnie bym zapalił, gdybym jeszcze jakiegoś miał.
Gdy dziewczyna uśmiechnęła się, w jej policzkach pojawiły się dołeczki
– Pokój tego ci nie zapewni?
- Nie wiem, nie próbowałem. Poprosiłem tylko o miejsce, w którym mógłbym bezpiecznie i wygodnie zwinąć się w kłębek i być nieszczęśliwym. – Hermiona stanęła obok. Harry wyprostował się, opierając plecy o miękkie poduszki i spojrzał na nią. – Kocham cię. –powiedział szczerze.
- Wiem. – odpowiedziała. Usiadła na brzegu spiętrzonych puf i wyciągnęła do niego rękę. Chwycił ją mocno. – Wiedziałam nawet wtedy, gdy wciąż byłam na ciebie zła.
Jego uścisk zelżał. Obrócił się i ucałował wierzch jej dłoni. – Czy to znaczy, że już się na mnie nie gniewasz? – Pocałował jeden z jej palców po czym powoli przesunął nad nim ustami. Dotyk jej aksamitnej skóry pobudził każdy nerw w jego wargach. Hermiona jęknęła i zabrała stanowczo rękę.
- Nie rób tak. Staram się z tobą porozmawiać.
Harry położył się i odrzucił włosy opadające mu na oczy. – Mów więc, najdroższa.
- Przestań – powiedziała zimno. Chłopak odwrócił wzrok.
- Przepraszam.
- Dobrze… po prostu więcej tego nie rób. – Hermiona wzięła głęboki oddech. – Przyszłam powiedzieć, że jest mi przykro. Przesadziłam.
Harry spojrzał na nią zaskoczony. – Moje wyjaśnienia były niejasne – przyznał. – Przepraszam, że cię skrzywdziłem. Nigdy nie chciałem sprawić, byś myślała, że te sprawy mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Kiwnęła głową. – Uspokoiłam się wystarczająco, by móc komuś powiedzieć, co się stało. Opisałam wszystko Ginny i… no cóż, mam dobrą pamięć, sam wiesz. Kiedy zaczęłam powtarzać twoje słowa, nie brzmiały już tak okropnie. Myślę, że to przez to, jak zacząłeś, jak się zachowywałeś… Bałam się jeszcze, nim zacząłeś mówić, co zmieniło mój odbiór twoich słów.
Harry kiwnął głową – Od razu zrozumiałem, że spieprzyłem sprawę, ale potem zacząłem gadać bez sensu i tylko pogorszyłem sprawę. Przepraszam. Przestraszyłem się, że…
- …poczuję się znieważona i ucieknę?
- Tak. – Harry podniósł się i oparł plecami o ścianę, po czym poklepał poduszki leżące obok.
- Usiądź ze mną.
Spojrzała na niego ostrożnie – Żadnego tulenia.
- Och, więc tylko częściowo mi wybaczyłaś. – stwierdził Harry z przekąsem. – Rozumiem. Uśmiechnął się szeroko i znowu poklepał poduszki. – Więc usiądź ze mną jak koleżanka, dobrze?
Hermiona zachichotała i usiadła.
- Wiesz, Severus jest na mnie wściekły. – Harry wyznał.
- Za co?
- Słyszał, jak ktoś mówił, że rzuciłem cię, bo pochodzisz z mugolskiej rodziny. Powiedziałem mu, że to nieprawda, bo tak właściwie nie rzuciłem cię w ogóle, nie chciałem też cię obrazić. Mimo to wyczuł, że na tym opierało się nasze nieporozumienie i wykrzyczał, że nie możemy ciągnąć tej głupoty przez kolejne pokolenie i, że miał nadzieję, że mam więcej rozumu.
Gdy Hermiona przemówiła, jej głos był bardzo cichy. – Myślałam, że on nie chce, byś widywał się ze mną.
- Nie czuje się z tym dobrze. – Harry chwycił jej dłoń i ścisnął ją delikatnie. – Ale chciałby to zmienić. Gdy podchodzi do tego racjonalnie rozumie, że jesteś równie dobrą czarownicą jak każda inna, nawet cię podziwia, choć uważa, że pożądasz więcej pochwał niż ci się należy. On po prostu nie może… nie może…
Ścisnął jej dłoń mocniej. – Wychowywano go w pogardzie dla takich, jak ty. – wyznał. – I walczył z tym przez pewien czas, gdy przyjaźnił się z moją matką i gdy byli razem. Potem, gdy rozstali się na wakacje, porzucił te starania. Spędził większość swego dorosłego życia jeśli nie szczerze wierząc, że mugole i ich potomstwo to niższa forma ludzi, to przynajmniej twierdząc tak. Teraz jednak ma półkrwi syna wychowanego przez mugoli – jednak mimo tego stara się nie postrzegać mnie jako beznadziejnie mugolskiego – który zakochał się w dziewczynie niemagicznego pochodzenia, jednak stara się. Wkłada w to mnóstwo wysiłku. Nie chciałem cię zdenerwować; ważne było dla mnie, byś zrozumiała, że patrzenie, jak trzymamy się za ręce to dla niego męka i nic nie mogę na to poradzić.
- Ale jest zły na ciebie ponieważ…
- Chce uwierzyć, że po pewnym czasie nie będzie to miało znaczenia dla jego potomków. Ma nadzieję, że gdy opowiem o tym wszystkim moim dzieciom one zaśmieją się tylko i powiedzą „och, jesteś taki stary!”
Hermiona wybuchła śmiechem. – Podoba mi się ta myśl. – szepnęła.
- Mnie też. – Harry przytulił ją mocniej. – To jest takie głupie.
- Jednak ma dla ciebie znaczenie.
- Przysięgam, że nie.
- Nie bezpośrednio. – odsunęła się. – Ale zwracasz uwagę na to, czy ludzie zaakceptują twoją dziewczynę.
- Byłoby miło, ale to nie jest ważne.
- Ale jednak. I nie chodzi ci tylko o Snape’a. Co z Draco? Jego to na pewno obchodzi.
Harry wzruszył ramionami. – Może trochę. Uważa, że nazwisko i pieniądze umożliwią mi poślubienie kogoś, kto mógłby „poprawić moją pozycję społeczną”. – zaśmiał się. – Tyle, że on myśli, że zna moje pochodzenie, a to nie prawda.
- Hermiona wyglądała na zaintrygowaną. – Snape jest czystej krwi, czyż nie?
- Tak, ale nie jest Potter’em. Tu chodzi o status. Nie proś mnie, bym to wyjaśnił – sam do końca tego nie rozumiem. Wiesz jednak, że Draco w ogóle nie szanuje Weasley’ów, a Snape, gdy dorastał, był jeszcze biedniejszy niż oni.
- Czy ciągle będzie się z tobą przyjaźnił, gdy się dowie?
- Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.
- Czemu?
Harry westchnął. – On potrzebuje jakichś przyzwoitych przyjaciół. Lubię myśleć, że się do takowych zaliczam. A ja potrzebuję przynajmniej jednego, który nie dba zbytnio o moje zachowanie… cóż, może też o moralność i przekonania ideologiczne, w każdym razie.
- Och. – Hermiona spuściła wzrok. – Czy my jesteśmy przyjaciółmi? – spytała.
- Proszę cię! – żachnął się Harry.
- Dzięki. – rozluźniła się. – Wiesz, że dla mnie moralność i przekonania mają ogromne znaczenie?
- Tak, to prawda. – przyznał Harry. – Ale ty nigdy nie rzucasz zaklęć niemarszczących na moje szaty w trakcie lekcji, co daje ci kilka punktów więcej.
Hermiona parsknęła – Nie wierzę, że to zrobił!
- A jednak. – Jego rozbawienie wzrosło. – Więc… ciągle mnie lubisz?
- Tak.
- Mimo, że zachowuję się jak oportunista?
Zagryzła wargi. – Przepraszam. To było… jesteś dobrym człowiekiem, Harry.
- Dziękuję. To, że tak myślisz, naprawdę wiele dla mnie znaczy. – przejechał palcem po aksamitnych poduszkach. – W takim razie pójdziesz ze mną na bal Halloween?
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo. – Nie mogę. Obiecałam Lydii, że pójdziemy razem. Zaprosiła mnie, gdy tylko usłyszała, że zerwaliśmy, a byłam na ciebie tak zła…
- Lydii? – powtórzył z niedowierzaniem. Hermiona owijała kosmyk włosów wokół palca. – Kto to jest?
- Lydia Garson. Krukonka, chodzimy razem na numerologię.
Harry wybuchł śmiechem. Przewrócił się na poduszki, nieustannie chichocząc. Hermiona obserwowała go, początkowo zaniepokojona, potem, gdy nie mógł przestać, coraz bardziej podirytowana. Ostatecznie Harry dał radę przemówić.
- Och, do diabła! Już widzę, jak Ron to komentuje!
- Co?
- Na pewno stwierdzi: Byłeś tak koszmarnym chłopakiem, że zmieniłeś ją w lesbijkę!
- Harry!
- Oj, na pewno tak będzie, bez dwóch zdań. Zakład o dziesięć galeonów?
Hermiona uśmiechnęła się – Pięć.
- Dobra.
Potrząsnęli krótko dłońmi. Hermiona usiadła obok Harry’ego, który niepewnie objął ją ramieniem.
- Nie zraziłem cię do chłopaków, prawda? – Harry spytał z obawą.
- Nie. Wiesz, wciąż umiecie przyprawiać mnie o dreszcze.
- A mimo to nie chcesz, byśmy znowu byli razem. A może chcesz? Po balu?
- Nie teraz. Chcę, byś najpierw uporał się z tym, przez co przechodzisz.
- Czyli teraz możemy mieć swoje małe romanse z innymi ludźmi, ale potem znów będziemy razem?
- Jesteś głupkiem, wiesz?
- Cóż mogę powiedzieć, łatwo mi się przy tobie rozluźnić – uścisnął ją mocniej. – I pod względem praktycznym byłabyś idealną partnerką. – Musnął ustami jej włosy i poczuł, jak uczucie ociepla wypełnia jego serce. – Opowiedz mi o Lydii.
- Jest pilna, inteligentna i także piękna. Ma brązowe, kręcone włosy sięgające połowy pleców, czerwone, kształtne usta i idealną skórę.
- Mmm. Jak całuje?
Hermiona zachichotała. – Z troskliwością i perfekcyjnym wyczuciem.
Harry wciągnął powietrze. Zastanawiało go, czemu nie był bardziej zazdrosny. – Baw się dobrze.
- Ty też… znajdź sobie kogoś, okej?
- Zobaczę. I tak będę na balu… muszę założyć tamte spodnie.
- Mój Boże! – Hermiona obróciła się w jego ramionach i spojrzała na niego zszokowana. – Snape?
- Dokładnie – odparł Harry z diablim uśmieszkiem.
- Chcesz, by twój ojciec dostał szału?
Harry zaśmiał się miękko. – Przez coś, co kompletnie nie ma znaczenia.