uczuciowego, oddziałuje w niszczycielski, postępujący sposób na każdą sferę życia osoby uzależnionej. Dotyczy ono sfery uczuć i sfery fizycznej, wpływa na osoby postronne (dzieci, sąsiadów, przyjaciół, współpracowników), jak również wywołuje u kobiety uzależnionej od związków uczuciowych różne inne objawy chorobowe w sferze zachowań, na przykład, przymus jedzenia, kradzieży, czy zbyt intensywnej pracy. Wykresy ujawniają także podobieństwa w procesach powrotów do normalności osób uzależnionych od używek i od związków uczuciowych. Należy podkreślić, że wykres postępów choroby i powrotu do zdrowia w wypadku choroby alkoholowej jest bardziej reprezentatywny dla mężczyzn, a w wypadku uzależnienia od drugiej osoby raczej dla kobiet, które kochają za bardzo. Zresztą, jak wynika z wykresu, różnice spowodowane różnicą płci nie są najistotniejsze. Zresztą, zadaniem tej książki nie jest specjalne zajmowanie się tą kwestią, ale ułatwienie zrozumienia, w jaki sposób kobiety kochające za bardzo zapadają na te chorobę i jak mogą się uratować.
Trzeba także pamiętać, że historia Margo nie była oparta na wykresie ani też, że wykres nie został wykonany, żeby ją zilustrować. Miała wielu partnerów i przeszła przez te same stadia choroby co inne kobiety kochające za bardzo tylko jednego mężczyznę. Jeżeli uzależnienie od przymusowego szukania związków uczuciowych lub pozostawania w nich jest chorobą podobną do alkoholizmu, to ich fazy są również możliwe do zidentyfikowania, a postępy równie łatwe do przewidzenia.
W następnym rozdziale będziemy omawiać szczegółowo sprawę powrotu do zdrowia wykazaną na wykresie, teraz jednak skupmy się pokrótce na sprawie uczuć i zachowań w przebiegu choroby.
Jak widać ze wszystkich historii opisanych w tej książce, kobiety kochające za bardzo pochodzą z rodzin, w których były jako dzieci albo bardzo samotne i odizolowane od innych, albo odrzucane, albo obarczane nieproporcjonalnie wielką odpowiedzialnością. W rezultacie stały się nadmiernie skłonne do pouczania i poświęcania się. Mogły też żyć w atmosferze całkiem pozbawionej jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa, wobec czego rozwinął się w nich przemożny instynkt kierowania i ludzimi, i sytuacjami. Jasne jest, że kobieta ze skłonnościami do pouczań czy kierowania będzie mogła postępować w ten sposób tylko z partnerem, który przynajmniej toleruje takie zachowanie, jeśli nie wręcz zachęca do niego. Nieuchronnie połączy się ona z człowiekiem nieodpowiedzialnym przynajmniej w pewnych
182
dziedzinach życia, ponieważ taki mężczyzna będzie potrzebował jej wsparcia, pouczania i kierowania. I wtedy zacznie się jej walka mająca na celu jego metamorfozę za sprawą silnego trwałego uczucia.
Właśnie w tym wczesnym stadium, gdy kobieta zaczyna spostrzegać, iż jej stosunki uczuciowe z partnerem nie są takie, jak się spodziewała, pada pierwszy cios. Trzeba pamiętać, że negacja jest procesem odbywającym się poza naszą świadomością, automatycznym i spontanicznym. Marzenia kobiety o tym, jak powinno być, i jej wysiłki, żeby to osiągnąć, wypaczają rzeczywistość i przestaje ona zdawać sobie sprawę z aktualnej sytuacji. Każde rozczarowanie, klęska czy zdrada we wzajemnych stosunkach są albo lekceważone, albo rozumowo odsuwane. „Nie jest aż tak źle", „Nie jesteś w stanie zrozumieć, jaki on naprawdę jest", „Nie miał złych intencji", „To nie jego wina". To tylko kilka przykładów typowych zdań, które kobieta kochająca za bardzo wygłasza w tym początkowym stadium, żeby ochronić swojego partnera i swoje z nim stosunki.
W tym samym czasie kiedy mężczyzna zawodzi ją i rozczarowuje, ona coraz bardziej uzależnia się od niego uczuciowo, ponieważ jest coraz bardziej skupiona na nim, na jego problemach, pomyślności, a przede wszystkim na jego stosunku do niej. Starania, by go zmienić, pochłaniają większość jej energii. Pomału mężczyzna staje się jedynym źródłem wszelkiego dobra, jakie może jej dać życie. Jeśli nie jest jej dobrze z partnerem, usiłuje jakoś się z tym uporać. Ale ponieważ jest tak zaabsorbowana samym problemem, nie szuka więc ani gdzie indziej zaspokojenia uczuciowego, ani nie próbuje naprawdę uporządkować sprawy między sobą a mężczyzną. Jest po prostu przeświadczona, że jeżeli uczyni go szczęśliwym, będzie ją lepiej traktował, a wtedy ona również będzie szczęśliwa. Starając się mu przypodobać, staje się jednocześnie czujnym strażnikiem jego dobrego samopoczucia. Za każdym razem, gdy on wpada w złość, ona odbierajego niezadowolenie jako osobistą porażkę i czuje się winna, bo nie jest zdolna zapobiec jego nieszczęściu ani naprawić jego błędów. Ale najbardziej chyba czuje się winna, że sama nie jest szczęśliwa. Jej instynkt „nie przyjmowania do wiadomości" mówi jej: u niego wszystko jest w porządku, wobec tego wina musi leżeć po jej stronie.
Popadłszy w rozpacz, wywołaną według jej opinii zwykłymi prze-ciwnościami i drobnymi niepowodzeniami, zaczyna odczuwać gorącą potrzebę omówienia tego wszystkiego ze swoim partnerem. Następują długie dyskusje (jeśli on w ogóle wyrazi na nie zgodę), ale najczęściej
183