Tłumacz: unbelievable
Beta: Serena_
58. Abstrakcje
W środę rano Harry był raczej zmęczony. Nie pojawił się na śniadaniu, ale umył włosy, gdyż dzień zaczynał eliksirami.
- Dzień dobry – powiedział radośnie Draco.
Potter, mając zamiar usiąść, zatrzymał się. Spojrzał na blondyna z jawną podejrzliwością.
- Lubisz poranki, prawda?
Malfoy przeciągnął się.
- To zależy od tego, co robiłem w nocy. Usiądź, Harry.
Złoty Chłopiec usiadł.
- Co sądzisz o tym balu z okazji Halloween? – zapytał Ślizgon.
Gryfon wzruszył ramionami.
- Wiedziałem wcześniej. Pod koniec wakacji postanowili go zorganizować.
- Jest ktoś, kogo zamierzasz zaprosić?
Harry skinął twierdząco głową.
- Idę z Hermioną.
Draco wzdrygnął się.
- Z Hermioną? – powtórzył z niedowierzaniem.
Potter zmarszczył z zakłopotaniem brwi.
- Kogo innego miałbym zaprosić?
- Nie wiem, ale mogłeś wybrać lepiej!
- Lubię Hermionę! – Harry oburzył się, słysząc obrazę skierowaną w stronę przyjaciółki. – W dodatku jest śliczna i inteligentna.
- Jest wystarczająco inteligentna, żeby cię zamęczyć. I wcale nie jest śliczna.
- Jest!
Draco otworzył usta, aby rzucić kąśliwą uwagę, ale widocznie zmienił zamiar.
- O gustach się nie dyskutuje – powiedział z napięciem. Westchnął głośno. – Przynajmniej ty wyglądasz odpowiednio prezencyjnie – dodał. Dla Harry’ego brzmiało to jak próba zmiany tematu. – Pasują do ciebie długie włosy.
- Dzięki. – Harry spojrzał z ciekawością na Ślizgona. Blondyn miał identyczne włosy, jak jego ojciec; idealnie zadbane i proste. Potter pomyślał, że na Lucjuszu wyglądały lepiej, zapewne przez różnicę w długości. Zawahał się. – Dlaczego nie zapuścisz swoich?
- Mój ojciec nie jest martwy, Harry.
Głos Ślizgona był ostry i zimny, czyli taki, jakim Złoty Chłopiec pamiętał go z poprzednich lat, ale ostatnio nie miał okazji słyszeć. Myśl o Malfoyu seniorze w żadnym stopniu nie złagodziła jego odpowiedzi:
- Nie, nie jest. Jest w więzieniu i nie zanosi się na to, żeby wyszedł z niego w ciągu najbliższej dekady lub dwóch.
- Malfoyowie mają więcej możliwości, niż myślisz!
Możliwości, które uratowałyby zdrajcę, podczas gdy Czarny Pan nie zamierza? – pomyślał szyderczo Potter.
- Daj spokój, Draco – powiedział głośno.
Zwykle blada twarz Ślizgona pokrył się jasnoróżowym rumieńcem. Ku uldze Harry’ego właśnie w tej chwili do klasy wszedł profesor Snape, tym samym ratując ich od kłótni. Do końca lekcji pracowali obok siebie w nieprzyjemnej ciszy.
*
Harry i Draco weszli na lekcję obrony przed czarną magią. Choć szli obok siebie, nie zachowywali się tak, jak zazwyczaj. Malfoy wyminął Gryfona w drzwiach i zajął ich zwykłe miejsce. Złoty Chłopiec zawahał się, niepewny, co bardziej rozzłości blondyna – to, czy przy nim usiądzie czy może to, że tego nie zrobi.
- Siadaj, Harry – rzucił stanowczo Draco.
To wszystko wyjaśnia, pomyślał Potter. Nie jest zły na mnie, jest po prostu wściekły ogółem. Przypuszczam, że na jego miejscu też bym był.
Młodzieniec usiadł z mieszaniną ulgi i irytacji.
- Dobrze cię wyszkolił, nie? – Nieoczekiwane słowa Rona przepełnione były obrzydzeniem. Harry mimowolnie obrócił się w stronę, skąd dobiegał głos. Obok Rona stała Hermiona, zarumieniona z zażenowania. Posłała Harry’emu przepraszające spojrzenie, czego Weasley nie zauważył. – Wyglądasz jak wierny służący, prawie jak Crabbe i Goyle.
Siedzący obok Złotego Chłopca Draco wzdrygnął się. Harry pomyślał, że wzmianka o Crabbie w niczym nie pomogła.
Ron niczego nie zauważył?
Ku zaskoczeniu Harry’ego Malfoy zignorował Weasleya, zamiast tego zwracając się do niego:
- Jak mogłeś wpaść na pomysł, żeby zaprosić tę dziewczynę na bal? Zdradziła cię dla mnie. Siedzi z nim, kiedy on traktuje cię w taki sposób. Powiedziałeś, że nie będziesz więcej się z nią przyjaźnił, a tu nagle zabierasz ją na bal?
Potter poczuł, jak jego twarz płonie. Spiorunował Ślizgona spojrzeniem.
- W przeciwieństwie do niektórych – powiedział Harry, rzucając szybkie spojrzenie na Weasleya – Hermiona ma tyle przyzwoitości, by zachowywać kłótnie z przyjaciółmi dla siebie.
Wstał, ciesząc się, że nie zdążył jeszcze rozpakować swojej torby i przeszedł przez pomieszczenie, aby usiąść z Justinem Finch-Fletchley’em. Moment później usłyszał, że ktoś się porusza. Zmusił się, by nie podnosić głowy, zanim drzwi do klasy ponownie się otworzyły. Pod pretekstem zorientowania się, kto przyszedł, Harry szybko zerknął na ławki i zobaczył, że zarówno Draco, jak i Ron siedzieli sami. Hermiona zajmowała miejsce obok Hanny Abbot.
Profesor Lupin zatrzymał się z przodu klasy. Jego czoło zmarszczyło się, kiedy obserwował pomieszczenie. Był to subtelny wzrok pojedynkowicza, który jednocześnie szukał swojego celu. Harry niemalże mógł zobaczyć trybiki w jego głowie, kiedy oceniał ich nowych kolegów z ławek. Wyraźnie usatysfakcjonowany, Remus uśmiechnął się do niego lekko, na co Potter skrzywił się i przeniósł wzrok na podręczniki.
Wiem, że nie lubi widywać mnie z Draco, ale nie musi teraz wyglądać na tak zadowolonego z siebie.
Chrząkając cicho, Lunatyk rozpoczął lekcję.
- Przez resztę tygodnia – powiedział – będziemy studiować teorię, która zapewni nam zajęcia praktyczne do końca semestru. Mam na myśli łączone czary.
Przez klasę przebiegł szmer zaskoczonych szeptów. Nawet Harry wyprostował się i spojrzał na profesora.
- Wiem, że przez lata słuchaliście o tym, jak bardzo jest to niebezpieczne. Zamierzam wam to powtórzyć. Łączone czary to skomplikowana sprawa. Jeżeli którekolwiek zaklęcie zostanie źle rzucone, rezultaty mogą być nieprzewidywalne. Nawet nieszkodliwy czar może okazać się niebezpieczny. Na początku nauczymy się zaklęć przeznaczonych jedynie do łączonej magii. Pierwszym z nich jest Expira. Czy ktoś wie, na czym polega jego działanie?
Justin pochylił się w stronę Harry’ego.
- Brzmi jak zaklęcie zabijające – wyszeptał.
- Dla mnie raczej tak, jakby gasiło działanie jakiegoś innego – odrzekł Potter.
- Justin, Harry – powiedział ostrzegawczo Remus. – Czy któryś z was chciałby podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami?
- Expira sprawia, że działanie innego zaklęcia wygasa w danym momencie – odrzekł Potter.
Lupin skinął głową.
- Dobrze, Harry. Następnym razem podnieś rękę, a może przyznam ci punkty.
Remus starał się ułagodzić naganę uśmiechem, ale tego Złoty Chłopiec już nie zauważył.
- W ciągu dwóch następnych tygodni – ciągnął Lupin – będziemy uczyć się zaklęcia, które zachowuje swoje działanie podczas trwania poprzedniego. W kolejnym tygodniu zapoznam was z zaklęciem Genio, które rozprowadza efekt uroku na kilka celów. Klątw będzie kilka i powinny zająć nam lekcje aż do Bożego Narodzenia.
*
Harry uważał te zajęcia za ciekawe, nawet pomimo tego, że była to tylko teoria. Starał się również nie pamiętać incydentu z przyjaciółmi.
- Fascynujące, prawda? Nie mogę się doczekać, aż zaczniemy praktykę.
Potter skinął głową, patrząc na Justina.
- Oh! Zapomniałbym. Zajęcia GD znów się zaczynają.
Finch-Fletchley zmarszczył brwi w zdezorientowaniu.
- Przecież Lupin jest świetny!
- Tak, ale niektórym uczniom rodzice nie pozwalają uczęszczać na jego zajęcia. Wchodzisz w to czy nie? Będzie dodatkowa robota.
- Przypuszczam, że wchodzę. Chyba, że akurat będę zbyt zajęty.
Harry skinął głową.
- To zawsze jest możliwe.
Potter kończył pakować swoją torbę, kiedy usłyszał, że ktoś go woła.
- Harry? – To był Remus. – Zostań, proszę, na moment.
Złoty Chłopiec wsunął do torby ostatnią książkę.
- Nie mogę.
- Masz na myśli: nie zostanę?
- Przyjdę do pańskiego gabinetu po lekcjach, w porządku?
Lunatyk potarł ręką czoło. Wyglądał na zmęczonego i chorego, co sprawiło, że Harry’emu przez chwilę zrobiło się go żal.
- Więc zobaczymy się po lekcjach – powiedział Remus. Mięśnie jego twarzy napięły się. – Idź już.
*
Wychodząc, Harry pomyślał ponuro, że to znaczyło, iż będzie musiał znaleźć Hermionę i poprosić ją o przysługę. Oszczędzono mu jednak zakłopotania, ponieważ panna Granger czekała na niego na schodach.
- Harry?
- Słucham?
- Przepraszam. – Wyglądała na zagubioną. – Ron zachował się okropnie.
Potter skinął głową.
- To nie twoja wina.
Młodzieniec uświadomił sobie, że tak właśnie było. Hermiona nic mu nie zrobiła.
- Ale Draco…
- To też nie była twoja wina – powiedział ostro Potter. – Już wcześniej się kłóciliśmy. – Wzruszył ramionami. – Pójdziesz ze mną do Remusa?
Jej twarz wykrzywiła się od powstrzymywanego śmiechu.
- Kiedy?
- Po lekcjach.
- Oczywiście.
- Świetnie! Chodź, znajdziemy zastępcę Weasleya.
- Będziemy musieli zająć się szerzeniem informacji o GD.
- Masz rację.
*
Twarz Remusa nie pokazała żadnych emocji, kiedy otworzył drzwi i zobaczył całą trójkę. Harry podejrzewał, że jego ojciec zdążył już to z nim przedyskutować.
- Wejdźcie – rzucił profesor.
Mężczyzna usiadł w fotelu. Harry zajął najbliższy mu koniec kanapy. Ginny i Hermiona stały niepewnie, dopóki Lunatyk nie machnął w ich stronę dłonią, prosząc, aby podeszły bliżej.
- Wy też możecie usiąść.
Hermiona zajęła miejsce obok Złotego Chłopca, a panna Weasley w napięciu usiadła niedaleko.
- Więc? Panie profesorze? – dociekał Gryfon.
Remus skrzywił się.
- Chciałbym wiedzieć, co zrobiłem – przyznał z wyrzutem. – Krzywisz się za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę.
- Chodzi o sposób, w jaki się uśmiechasz.
Lunatyk zamrugał gwałtownie.
- Nie powinienem się uśmiechać?
- Wiem, że nie lubisz widywać mnie z Draco, ale nie musiałeś wyglądać na tak zadowolonego! – Harry zaczerwienił się. Lunatyk nie wyglądał na zawstydzonego i nie próbował się bronić. Był po prostu zdezorientowany. – Tylko mi nie mów, że tego nie zauważyłeś – ostrzegł Złoty Chłopiec. – Widziałem, że sprawdzasz, kto z kim siedzi.
Remus wolno skinął głową.
- Oczywiście, że to robiłem. Jak zawsze. Zauważyłem, że nie siedzisz z Draco, Hermioną ani Ronem. – Lupin podniósł ręce w obronnym geście. – Nie uśmiechałem się z tego powodu.
Młodzieniec skrzyżował ramiona na piersi, pochylił głowę i obnażył zęby.
- Harry! Wyglądałeś ponuro. Pomyślałem, że spodoba ci się ta lekcja, to wszystko.
- Och. – Potter zarumienił się i wolno wyprostował. – Przepraszam. – Uśmiechnął się przepraszająco do Lunatyka. – Naprawdę podobała mi się ta lekcja.
- Cóż, dobrze. Miło, że chociaż to już sobie wyjaśniliśmy. – Remus potraktował go dość podejrzliwie. – Co było powodem przerwy z panem Malfoyem?
Harry wzruszył ramionami.
- Sądzę, że tylko mała wymiana zdań. Ron był dla mnie niegrzeczny, a Hermiona mnie nie broniła, więc Draco powiedział, że nie powinienem zabierać jej na bal.
Remus ukrył twarz w jednej dłoni. Nie udało mu się do końca ukryć rozbawienia.
- Boże! Jedno małe spotkanie towarzyskie wystarczy, żeby młodzież się pokłóciła. To okropne!
- Ale to nie jest problem Rona – powiedziała Hermiona.
Remus wyglądał na zaciekawionego. Potter wyciągnął różdżkę.
- Harry?
- Ten pokój jest zabezpieczony?
Lunatyk machnął lekceważąco dłonią, jednocześnie kręcąc przecząco głową.
- Nie potrzebuję detali. Dowiedział się czegoś, czego nie powinien?
- I nie przyjął tego zbyt dobrze.
- I jeszcze te ataki! – wtrąciła Ginny. – Jego to nie obchodzi! Wszystko, co ma znaczenie, to Durand oraz to, jaki ten wypadek będzie miał wpływ na Quidditcha!
- Teraz chyba naprawdę…
- Ginny ma rację – przerwała panna Granger. – Może ci powiedzieć o każdym meczu, który został przełożony na inny termin i kiedy tak stało się ostatnio, ale nawet nie zauważa, że jego siostra spotyka się z chłopakiem mugolskiego pochodzenia!
Remus przez dłuższą chwilę utrzymywał kontakt wzrokowy z Harrym. Młodzieniec wiedział, że nie denerwuje go zachowanie przyjaciela, choć nie potrafił powiedzieć dlaczego. Wzruszył lekko ramionami, co sprawiło, że Lunatyk przeniósł swoją uwagę na dziewczyny.
- Myślę, że jesteście na tyle wyrozumiali, że zrozumiecie uczucia własnego przyjaciela.
- Pan nie rozumie… - zaczęła panna Weasley.
- Ginny, proszę – powiedział Remus. – Posłuchajcie przez chwilę. Myślę, że w tym przypadku byłbym w stanie zrozumieć Rona. – Spojrzenie profesora przeniosło się na stół. – Syriusz miał niemalże identyczny charakter. Ron czuje się bardziej komfortowo, jeżeli chodzi o konkretne rzeczy, a nie abstrakcje…
- Śmierć dziewięciu osób nie jest czymś konkretnym? – krzyknęła Ginny. Ucichła pod wpływem spojrzenia Lunatyka. – Przepraszam, profesorze.
- W większości są to dla niego abstrakcyjne ofiary, podobnie jak nie potrafi zrozumieć powodów ich śmierci. Nie widzi też połączenia ich żyć z jego własnym. – Remus podniósł zwój pergaminu i zaczął obracać go w dłoniach. – Rozmowa o tym wymaga przemyślenia statusów społecznych i kwestii czystości krwi. Musiałby zastanowić się, czy straszniejsza jest śmierć czy pocałunek dementora. Sądzę, że miną tygodnie, zanim Ron zacznie mówić otwarcie, co myśli o czymś tak złożonym, a co z dnia na dzień… cóż, zniknęło z jego codziennych rozmów. Łatwo się z nim rozmawia o Durandzie. Trent jest pojedynczą osobą, o której Ron myśli, że niemalże ją zna. Nie miał żadnego połączenia z konfliktem, którego ofiarą się stał. Do tego to Quidditch. Ron wie, jak o nim rozmawiać, więc nie sprawia mu to problemów. Nie sądzę, by kierował nim brak uczuć. Po prostu nie wie, jak je wyrazić.
Hermiona nagle zalała się łzami. Ginny, wpatrująca się z wściekłością w podłogę, nie zrobiła nic, aby ją pocieszyć, więc Harry niezdarnie poklepał ją po plecach, a ona wtuliła się w niego, łkając.
- A co z nią? – Ginny wskazała na Hermionę, przenosząc spojrzenie na Remusa. – Nie jest abstrakcją. Jest częścią jego życia.
- Łączenie Hermiony – Remus machnięciem dłoni wprawił w ruch powietrze, gdy wskazywał na pannę Granger – z urodzonymi wśród mugoli jest dla niego abstrakcją. Wie, że tak jest. Nie jest idiotą. Jestem pewien, że rozumie implikacje, ale po prostu nie chce ich przyswoić.
Harry uzmysłowił sobie, że tak właśnie było. Ron byłby w stanie tak się zachowywać – to całkowicie w jego stylu. Kiedy sprawy stawały się zbyt skomplikowane, mówił tylko o tej części, którą rozumiał. Często mówił zbyt wiele na tematy, o których dużo wiedział.
Remus skinął głową w stronę Hermiony.
- Ty to ty. Nie zostałaś zamordowana.
- To jest powód, dla którego to wszystko może pójść tak daleko! – rzuciła ze złością panna Granger. – Ludzie nie chcą wiązać się w ten sposób!
Dziewczyna z niecierpliwością otarła łzy z twarzy.
- Ale przecież to jest właśnie to, co cenisz w Ronie, prawda? Widzi ciebie jako zwykłą osobę, a nie jako urodzoną wśród mugoli czy cudowne dziecko. – Remus niespokojnie poruszył się w fotelu. – Pamiętam, jak przerażające to było, kiedy pierwszy raz zobaczył mnie w postaci wilkołaka. Spodziewałem się, że okaże się jedną z osób, która nie będzie mnie więcej traktowała jak człowieka. Ale kiedy spotkaliśmy się następnym razem, zwracał się do mnie „profesorze Lupin” i był dla mnie milszy niż większość początkowo tolerancyjnych czarodziejów. – Twarz Lunatyka wykrzywiła się w krótkim uśmiechu. – Oczywiście, to znaczy, że byłby w stanie powiedzieć okropne rzeczy o wilkołakach w moim towarzystwie i nawet nie zorientowałby się, co zrobił.
Harry skinął głową. Remus napotkał jego wzrok, zanim ponownie spojrzał na dziewczyny.
- To Ron. Znacie go. Wyjaśnijcie mu wszystko, ale nie uważajcie, że mniej się martwi, jeżeli nie znajduje słów, którymi mógłby to wyrazić.
Potter przycisnął Hermionę mocniej do siebie, by oboje poczuli się lepiej. Po chwili odważył się zadać pytanie, które do tej pory go rozpraszało.
- Dlaczego Durand? Wiesz?
Lupin wzdrygnął się.
- Nie miałem z tym nic wspólnego, Harry. Przysięgam.
- Ale wiesz dlaczego on?
Remus rozsiadł się wygodniej, wzdychając drżącym głosem.
- Słyszałem przemówienia Randolpha. Durand nie robił tajemnicy z tego, po której stronie stoi w tej wojnie.
- Rozumiem, że wybrano urzędników Ministerstwa – odparł Harry. – Nawet im współczuję. To ludzie, którzy podejmują decyzje i je egzekwują. Wrogowie, jeżeli tak wolisz ich nazywać. Ale dlaczego celem był gracz Quidditcha? Nie mógłby nic dla nich zrobić i wydaje się, że nie miał z nimi żadnych zatargów.
- Durand był celem ze względu na swoją popularność. Jedynym powodem zakażenia była chęć przekonania się, jak społeczeństwo zareaguje na wieść, że ich idol stał się wilkołakiem.
- Nie rozumieją sławy! Ludzie odwrócą się od niego, niektórzy już to zrobili. Nie dociera to do nich?
- Nie, niestety nie. – Remus odłożył pergamin. – Sądzę, że niewielu ludzi to rozumie. Ty na przykład. Ja też, bo przez lata obserwowałem twoje zmagania. – Mężczyzna zmarszczył brwi. – Randolph jest głupcem. Ludzie, którzy za nim podążają, są tak zdesperowani, by cokolwiek zmienić, że każdy jego pomysł brzmi dla nich obiecująco.
- Niszczą swoje szanse na wsparcie…
- Wiem o tym, Harry!
- Więc dlaczego nie mogę ci zaufać?! – krzyknął Złoty Chłopiec.
Nastała długa cisza. Hermiona skuliła się i powiedziała drżącym głosem:
- Harry, jestem pewna, że możesz…
Remus przerwał jej w połowie zdania.
- Myślę, że tyle wystarczy jak na popołudniową wizytę. Harry, twoja dyskrecja wciąż pozostawia wiele do życzenia. – Profesor wstał i formalnie skinął w ich stronę głową. – Przyjdźcie, proszę, mnie czasem odwiedzić.
Znaleźli się na korytarzu. Na twarzy Hermiony widać było świeże łzy, ale dziewczyna nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Ginny wyglądała na zaniepokojoną i zranioną. Harry z kolei miał ochotę coś uderzyć. Zorientował się, że żałuje, że zaprzyjaźnił się z Draco – potrzebował kogoś, z kim mógłby się kłócić, wypominając wszystkie urazy. Oczywiście mógł kłócić się z Ronem, ale rudzielec mógłby powiedzieć coś niepożądanego o pochodzeniu Harry’ego.
*
Kiedy Potter wrócił do swojego dormitorium, zauważył, że na jego poduszce leży zapieczętowana koperta.
- Skąd to się tu wzięło? – zapytał Seamusa, jedynego obecnego współlokatora.
- Nie mam pojęcia.
Harry otworzył kopertę. Wewnątrz znajdowała się krótka notatka, zapisana precyzyjnym pismem Snape’a.
Przyjdź do mnie dzisiaj podczas kolacji. Użyj świstoklika.
Potter wsunął notatkę do wewnętrznej kieszeni, podobnie postąpił ze świstoklikiem leżącym na nocnym stoliku. Dopiero potem zszedł do Pokoju Wspólnego. Kiedy pojawiła się Hermiona, poinformował ją, że nie będzie go na kolacji. Zasugerował, aby powiedziała każdemu, kto będzie pytał, że nie ma go, bo się dąsa. Spędzili chwilę rozmawiając o dodatkowych zajęciach i sporządzając listę osób, których należało jeszcze powiadomić. Zanim ludzie zaczęli gromadzić się w Wielkiej Sali na kolacji, Harry poszedł na spacer. Musiał znaleźć miejsce, w którym nikt nie zauważy jego nagłego zniknięcia.
*
Kiedy pojawił się w salonie Mistrza Eliksirów, Potter doświadczył chwili dezorientacji. Przed kominkiem stał mały stolik – tak, jak podczas pierwszych dni Harry’ego w lochach – przez co pomieszczenie wydawało się mniejsze i bardziej zatłoczone. Złoty Chłopiec rozejrzał się szybko. Severus stał przy regale z książkami, tuż obok obrazu burzy na statku.
- Pierwsza podróż świstoklikiem. – Snape skinął głową. – Kolacja powinna pojawić się za chwilę. Przypuszczam, że najpierw serwują ją w Wielkiej Sali.
Podszedł do stolika, dzięki czemu Harry mógł dokładniej mu się przyjrzeć. Stała tam zastawa dla dwóch osób – czarne talerze kontrastowały z białym obrusem. Kryształy – szklanki z ciętego szkła oraz gładkie puchary – odbijały blask palących się świec.
Severus usiadł. Jego włosy były czyste i eleganckie; błyszczały w świetle ognia.
- Więc? – zapytał niecierpliwie. – Co się stało?
Harry musiał pomyśleć nad odpowiedzią.
- Czuję się, jakbym był uwodzony.
Przyznając to, Potter schylił przepraszająco głowę. Przez chwilę ojciec wpatrywał się w niego z zaskoczeniem, poczym wybuchnął śmiechem, starając się złapać powietrze. Złoty Chłopiec uśmiechnął się do niego i usiadł. Snape odgarnął włosy z twarzy.
- Zaskoczyłeś mnie tym rodzajem niepokoju – rzucił. – A to czyni wszystko zabawniejszym, jak przypuszczam. Ostatnio trochę się pokłóciliśmy, więc pomyślałem, że podobna wizyta, podczas której będziemy udawali cywilizowanych ludzi, trochę pomoże.
- Aha. – Harry spojrzał na stół. – Nie muszę się martwić, co tu się dzieje, ale za to zastanawiam się, co ty myślisz o mnie.
- Harry… - Severus podniósł swój pusty puchar i spojrzał na niego badawczo. Ostatecznie jego uwaga zatrzymała się na Złotym Chłopcu. – Jestem z ciebie dumny.
Potter nie był pewien, czy w to uwierzył. Jego niedowierzanie musiało być idealnie widoczne na twarzy, ponieważ Mistrz Eliksirów z westchnięciem odstawił puchar.
- Jesteś zbyt ufny i zbyt lekkomyślny, a to czasami sprawia, że zachowujesz się nieodpowiedzialnie. Martwię się o ciebie i jednocześnie jestem z ciebie dumny.
Harry przełknął głośno ślinę.
- Dziękuję.
Kolacja – a przynajmniej wino, woda, pieczywo i zupa – w końcu się pojawiła. Z oczywistą ulgą Severus wziął łyk wina, poczym wziął bułkę i zaproponował pół Harry’emu. Młodzieniec wziął ją z lekkim skinieniem głowy i falą ciepła przepływającą po sercu. Snape wskazał na puchar Gryfona, w którym również było wino – choć o wiele mniej.
- Powiedziałem im, czego chcemy. To prostsze, niż przechodzenie po raz kolejny przez to, co było. Powinieneś dojść do wniosku, że to da się pić.
Harry, gdy tylko przełknął kęs bułki, spróbował wina. Naprawdę smakowało lepiej niż poprzednie, ale uwaga Severusa sprawiła, że Potterowi nie smakowało aż tak, jak powinno.
- Lepsze?
- Tak. Jestem beznadziejnie naiwny, prawda?
Snape westchnął.
- Nie bycie naiwnym szesnastolatkiem czyni bardzo nudnym dorosłym lub, co gorsze, człowiekiem pokroju Lucjusza Malfoya.
Potter spróbował zupy. Była przyjemnie ciepła, ale nie znał jej smaku.
- Przypuszczam, że nie jest nudny.
- Nie, dopóki nie przejdzie mu okres fascynacji albo terroru; to zależy od tego, po której jesteś stronie.
Złoty Chłopiec roześmiał się.
- Albo wściekłości.
- Ty byłbyś do tego zdolny.
Harry zaśmiał się ponownie.
- Słyszałem w pokoju nauczycielskim, że twoje wyniki w nauce uległy znacznej poprawie.
- Tylko dlatego, że moi przyjaciele przez większość czasu się do mnie nie odzywali.
- Nie miałeś nic lepszego do zrobienia?
- Dokładnie.
Mistrz Eliksirów skinął głową.
- Ubogie życie społeczne czyni cuda z ocenami. Tego właśnie nienawidziłem w Jamesie. Udawało mu się być wyjątkowo popularnym i mieć bardzo dobre wyniki w nauce.
- Pewnie nie tak dobre, jak mogłyby być. Fred i George są genialni.
- Ta dwójka?!
- Naprawdę. Mówiłem ci o Nastrojowych Skrzydełkach?
*
Harry opowiedział Severusowi historię o bliźniakach Weasley, sprawiając, że Mistrz Eliksirów znów się roześmiał. Snape uskarżał się na rutynę ponurych, szkolnych dni, które od czasu do czasu przerywały ich wyskoki. Wspomnieli słynne już bagno. Harry wyznał, że został sponsorem Magicznych Dowcipów Weasleyów i w pewnym sensie jest współwłaścicielem, co Severus przyjął śmiechem.
- Merlinie, Harry. Rozważałeś kiedyś problem związany z odpowiedzialnością?
- Czasami. Dlatego powiedziałem im o wykorzystywaniu krwi. Wspomniałem, że użycie nasienia będzie równie skuteczne, choć legalne.
- Ty… co?
- Byli zszokowani. To było świetne!
Potter pomyślał, że być może wino miało na niego jakiś wpływ. Puchar był ponownie napełniany – choć tylko do połowy – kiedy tylko go opustoszał. Jego ojciec wyglądał na rozbawionego, a nie przepełnionego dezaprobatą, dlatego Potter zdecydował się poruszyć poważniejszy temat.
- Co do Remusa…
- Harry…
- Tylko jedno pytanie. Wiem, że nie możemy być go pewni, ale czy musisz odbierać to aż tak osobiście? To wszystko dzieje się teraz, a nie kiedyś. To osobne historie. Remus nie jest sobą. Przecież wiesz, że zawsze był dobrym człowiekiem.
Potter nagle poczuł, jak jego oczy wypełniają się łzami, choć udało mu się je powstrzymać. Snape uśmiechnął się ironicznie, patrząc w swój puchar z winem.
- Jestem mistrzem uprzedzającego ataku. Spróbuję się powstrzymać.
- Jesteś dla niego taki niemiły.
- A ty go kochasz. Wspomniałem już, że martwi mnie to, jak ufny jesteś?
Harry pomyślał, że Severus mógł być również przestraszony uczuciami, jakie on sam żywi do Lunatyka.
- Jest dobrym człowiekiem – przekonywał niewyraźnie Gryfon.
- Nie możesz mu ufać.
- Wiem.
Severus spojrzał ostro na syna.
- Skąd to przekonanie?
- Powiedział mi. Twierdził, że byłoby łatwiej, gdybym mu nie ufał.
Snape wyglądał ponuro.
- W co on się pakuje? Prawie mi go żal.
Harry spojrzał z niedowierzaniem na Mistrza Eliksirów.
- Tylko czasami. – Severus odstawił puchar i ponownie rozsiadł się wygodnie. – Nie rozmawiajmy o nim więcej, bo w końcu się pokłócimy.
- Więc nie mówmy również o Draco.
Severus spojrzał na niego ostro.
- A co zrobił młody pan Malfoy?
- Trochę się pokłóciliśmy, to wszystko.
- O co?
- Zabieram Hermionę na bal z okazji Halloween.
- Oh.
Po bezceremonialnym wyjaśnieniu Harry’ego zapadła nieprzyjemna cisza. Po minucie Potter przerwał ją ostrożnie.
- To w porządku?
- Co? A, tak. Oczywiście. – Severus poruszył się niekomfortowo. – Jak treningi Quidditcha?
Harry jęknął.
- To okropne, kiedy kłócę się z Ronem, a teraz nawet Ginny miała z nim sprzeczkę. Mamy trening jutro o szóstej, a ja modlę się tylko o to, żeby wszyscy wrócili z niego w jednym kawałku. Przynajmniej nie gramy na tej samej pozycji.
Snape uśmiechnął się kpiąco.
- Szkoda, że w ten weekend nie gracie ze Slytherinem.
*
Harry wrócił do swojego dormitorium dość późno. Widział, jak oczy Rona błyszczą w świetle różdżki przez moment, ale chwilę później rudzielec ponownie je zamknął.
- Ron? – wyszeptał Potter.
Oddech rudzielca pogłębił się, gdy ten udawał, że już śpi.