Tłumacz: Serena_
Beta: unbelievable
64. Dobra mina do złej gry
Szlaban ciągnął się niemiłosiernie. Severus odebrał Harry’emu papierosy, jednak darował sobie słowną reprymendę. Odprowadził chłopca prosto do biura Filcha i oddał go w ręce woźnego, by ten zorganizował dlań odpowiednią karę. Harry domyślił się, że tym razem nie miał co liczyć na polubowne odkupienie win. Pod wieczór Filch zaprowadził Harry’ego do lochów.
- Jak minął szlaban? – Niewielki uśmiech zabłądził w kącikach ust opiekuna Slytherinu. – Nieprzyjemnie, jak mniemam?
- Nawet sobie nie wyobrażasz. Musiałem posprzątać irytkowy bałagan w łazience chłopców na trzecim piętrze. – Harry pozwolił sobie na chytry uśmieszek. - Filch twierdzi, że nie cierpi Irytka, ale bez niego byłby zgubiony.
- Bardzo prawdopodobne. – Severus skrzywił się. – Jednak tym razem nie wpadłem na nic lepszego. Zapal jeszcze raz, a z pewnością postaram się bardziej.
Harry wbił wzrok w plamkę na ścianie. To tyle, jeśli chodzi o cywilizowaną konwersację.
- Dobrze, proszę pana.
- Odwiedź mnie jutro.
- Słucham?
- Odwiedź mnie. – Snape spojrzał na syna spokojnie. - Skorzystaj ze świstoklika. Nie chcesz poznać mojej opinii na temat odzieży, którą nabyłeś?
- Jasne, że chcę. – Harry zorientował się, że odpowiedź, mimo wszystko, zaskoczyła ojca. – Byłoby miło. kolejności należy uzyskać wpis od prowadzącego laboratorium (ocena z datą)
We wtorek po obiedzie Harry wymknął się do dormitorium, by się przebrać. Założył spodnie w kolorze burgunda i czarne buty, po czym zastanowił się nad doborem koszuli. Purpura byłaby nadmiarem czerwieni, a zieleń sprawiała, że wyglądał jak świąteczna choinka. Wahał się pomiędzy złotem a czernią, aż w końcu postawił na to pierwsze. Zdecydował, że czerwona peleryna wystarczająco gasiła nadmiar blasku.
Skierował się na drugą stronę dormitorium, by zabrać szkolną torbę i świstoklik, kiedy drzwi za nim otworzyły się z delikatnym kliknięciem.
- Co to, do cholerym, jest?!
Harry odwrócił się szybko. Peleryna zawirowała wokół niego. Delikatne muśnięcie materiału na łydkach było niespodziewane, lecz raczej przyjemne. Ron stał w przejściu, gapiąc się na niego.
- Nowe ubrania… – stwierdził niepewnie Harry.
- Malfoy zaprosił cię do domu? A może Knot przedstawia cię jakimś panienkom?
Harry warknął.
- To tylko ubrania, Ron! Se… przyjaciel chciał zobaczyć, co kupiłem. – Szybko przeszedł w stronę łóżka i podniósł swoją torbę.
- Mogę wrócić późno – stwierdził, zakładając ją na ramię. – Nie martw się.
- Czemu miałbym? To przecież tylko ty, zachowujący się jak kretyn.
Harry skrzywił się.
- Czy moglibyśmy nie warczeć na siebie przez kilka dni?
Ron uczynił nieudaną próbę wyciśnięcia z siebie odrobiny uśmiechu. Bez skutku.
- Po prostu idź sobie – jęknął. - Nie obchodzi mnie to. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi, w porządku? Ale wyjdź.
Harry wzruszył ramionami i skinął głową. Otworzył pudełeczko i dotknął leżącego wewnątrz świstoklika. Poczuł nieprzyjemne uczucie wsysania, a świat zawirował i zniknął. Po chwili prawie potknął się o zieloną sofę Severusa.
- Miałeś rację co do… Och!
Napięty do granic możliwości Harry delikatnie zdjął torbę z ramienia i odwrócił się w kierunku zdziwionego głosu. Ten ton wybitnie nie pasował do, zazwyczaj pewnego siebie i ironicznego, Snape’a.
Ojciec przyglądał mu się uważnie. Harry nie potrafił sprecyzować emocji towarzyszących temu doświadczeniu.
- Jest źle? – spytał. – Wyglądam głupio?
- Wyglądasz… – zaczął powoli Severus, wciąż się na niego gapiąc – jak bogaty, dobrze wychowany, prawdopodobnie postępowy, lecz wciąż odpowiednio ułożony, młody czarodziej. – Jego oddech zadrżał delikatnie. – Jest idealnie. – Uśmiechnął się. – To jest strój, który możesz założyć, kiedy Minister przyjedzie w odwiedziny. Na pewno mu się spodoba.
- Ronowi się nie podobało.
- Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.
Harry spojrzał w dół i potarł podłogę czubkiem wypolerowanego buta.
- Spojrzał na mnie, jakbym był Lockhartem.
Severus parsknął.
- Daleko ci do tego. Buty Lockharta byłyby tak zafarbowane, by pasować do spodni, koszula zlewałaby się z resztą, lub lekko z nią kontrastowała. Albo jeszcze lepiej - byłaby kontrastem do kontrastu. Pelerynę miałby tak wystylizowaną, by poszerzała jego ramiona, a błyszczący pas wyszczuplałby talię. No i oczywiście wszystko byłoby pokryte sporą porcją brokatu.
Harry zaśmiał się, rozbawiony i rozluźniony. Oczami wyobraźni widział strój opisany przez ojca.
- Myślę, że chłopak Weasleyów martwi się, że będziesz dla niego zbyt modny i zdecydujesz się na bardziej odpowiednie towarzystwo.
Harry zastanowił się nad reakcją przyjaciela. Ron wspomniał Draco i „panienki”. Może rzeczywiście to było problemem.
- Powinien wiedzieć lepiej – warknął.
Severus potrząsnął delikatnie głową.
- W tym nie wyglądasz jak ktoś, kogo zna. – Uniósł brwi z ironią wymalowaną na twarzy. – Mimo to, wydawać by się mogło, że zaaprobuje gryfońskie kolory.
Harry zmarszczył brwi.
- Czy Augustus mógłby się tak ubrać?
Wszelkie emocje zniknęły z twarzy ojca.
- Zbyt nowoczesne dla Augustusa – odpowiedział po dłuższej chwili zamyślonym tonem.
- A James? – zastanawiał się Harry. Próbował wyobrazić sobie ludzi, których używał jako znaczniki przeszłości.
Augustus był równie realny, co James i Lily. Wszyscy tak namacalni, jak Lucjusz uwięziony w Azkabanie, czy Syriusz powracający z podziemi i ponownie znikający w ich czeluściach. Jedynie Remus był z krwi i kości.
Severus prychnął.
- Zbyt konserwatywne. – Na moment pogrążył się w smutku. – Możliwe, że ubrałby coś takiego – przyznał – ale tylko na oficjalne okazje, na których wymaga się formalnych szat. James był świadomy, w co kiedy należy się odziać i zawsze delikatnie wybijał się z tłumu, by pokazać, że nie dotyczą go żadne magiczne zasady.
- W takim razie w porządku – stwierdził Harry. – Chciałbym jednak wiedzieć, kiedy przesadzę. Fred i George nie mogli tego zrozumieć.
- Nie jestem zaskoczony. – Severus wyciągnął rękę. – Świstoklik?
Harry zamknął wieczko i wręczył mu pudełko.
- Zmodyfikuję go później. W przeciwieństwie do dyrektora, nie potrafię dostosować świstoklika w pół sekundy.
Otworzył szufladę biurka i wyjął z niej prostokątną, miedzianą zawieszkę na łańcuchu. Podniósł ją na wysokość oczu tak, że światło lampy prześlizgiwało się po ostrych krawędziach przedmiotu.
- Kolejna rzecz, o której Dumbledore „nagle” sobie przypomniał. Należała do Jamesa. – Severus wciąż krzywił się delikatnie wymawiając to imię, jednak jego twarz szybko odzyskała swój zwyczajny wyraz. W czarnych oczach błyszczały iskierki, których wcześniej nie dało się dostrzec. – Dyrektor posiada w zamku kilka pokoi, które otwierają się tylko od wewnątrz. Wisiorek zabierze cię do znajdującego się najbliżej Wieży Gryffindoru. Zadziała z każdego miejsca w zamku.
- Do czego służą te pokoje? – spytał Harry.
Severus wzruszył ramionami z głębokim westchnieniem.
- A jak myślisz?
Harry westchnął, zirytowany.
- Jako kryjówka?
- Dokładnie tak. – Snape uśmiechnął się ironicznie. – A jednak było to w zakresie twojej dedukcji, nieprawdaż?
Harry usiadł na sofie, by ukryć zakłopotanie. Narzuta zmarszczyła się przy jego szyi i wstał, by ją poprawić. Gdy wygładzał materiał zauważył stojącą za meblem biblioteczkę. Zaciekawiony, obszedł sofę, by przyjrzeć się książkom. Nie były ułożone tak ściśle, jak zapamiętał. Tu i ówdzie wyraźnie brakowało niektórych pozycji, a inne zastąpiono mniejszymi, nie pasującymi do reszty. Niektóre półki zajmowały tomy położone na płask, zaburzając harmoniczny porządek.
- Ojcze? – spytał ostrożnie. Nie doczekawszy się reakcji, odwrócił się. Siedzący na ulubionym fotelu Severus odłożył pełną bursztynowego płynu szklankę na ławę. Odwrócił się i posłał synowi wyzywające spojrzenie.
- Słucham?
- Co się stało z książkami?
- Zdałem sobie sprawę, że posiadam wiele pozycji, których już nigdy nie przeczytam po raz drugi, a tobie z pewnością nie pozwolę nawet zacząć. – Jego twarz stężała. – Pozbyłem się ich.
- Pozbyłeś się! Co, jeśli będziemy ich jeszcze potrzebować? Co z tą, którą oglądałem?!
- Wyjaśniłem ci, że nie będziemy z niej korzystać. Sądzę, że wyraziłem się jednoznacznie.
Harry wpatrywał się w ojca w przerażeniu. Brakowało przynajmniej setki książek, nie wspominając o bibliotece.
- Chyba ich nie zniszczyłeś? – Na pewno gdzieś je przeniósł, przecież nie pali się książek!
Snape spuścił wzrok.
- Nie. Zniszczenie czegoś takiego znaczy tyle, co stracenie do tego dostępu. Przez to nie ma jak się temu przeciwstawić. Sama treść wciąż gdzieś istnieje. – Ze zniecierpliwieniem zmienił pozycję. – Dałem je Dumbledore’owi; tylko jemu ufam w takich sprawach.
Severus wskazał na sofę i Harry bezmyślnie skierował się w tamtą stronę. Przystanął z boku, z jedną ręką na oparciu.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś.
Snape warknął.
- Ja nie wierzę, że naprawdę zamierzałeś rozpocząć studia nad więżeniem, opętywaniem i niszczeniem dusz!
Harry gwałtownie pokręcił głową.
- Nie zamierzałem! Zapytałbym przecież.
- Najbardziej przeraża mnie to, że w ogóle o tym pomyślałeś. – Severus wyglądał na dziwnie zagubionego. Potarł czoło, jakby rozbolała go głowa. – Po co mi były te książki? – Machnął w stronę biblioteczki z irytacją. – Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Wcześniej wszystko było… prywatne.
- Ale…
- Harry. – Zaczął ojciec cicho. – To w porządku. Powinienem był się ich pozbyć lata temu. Mam teraz miejsce na inne rzeczy. Usiądź.
Harry posłuchał. Wciąż czuł się winny, jakby niechcący coś potłukł.
- Z pewnością mamy coś ciekawszego, o czym moglibyśmy porozmawiać. Co się stało z młodym Malfoyem?
Harry zaczerwienił się i wymamrotał przybliżoną wersję konwersacji z Draco. Pochwalił się też, że sprawy z Ronem nie wyglądały już tak ponuro. Przynajmniej do momentu, kiedy przyjaciel zobaczył go w nowym ubraniu. Później zmienił temat na apelację w sprawie przyznania ojcostwa Knotowi. Następnie dyskusja zeszła na prace nad nową Gwardią Dumbledore’a, które miały zostać wznowione już nastepnego dnia.
Przerwy w rozmowie wydłużały się, a cisza stała się bardziej wygodna niż niepokojąca. Teraz, gdy pierwszy szok minął, Harry zauważył, że puste miejsca na półkach są wręcz zapraszające. Możliwe, że mógłby dać ojcu coś, co ten umieściłby w jednej z przerw.
- Mogę o coś zapytać? - spytał, gdy znalazł lukę wystarczająco dużą, by zmieścić przedmiot, który miał na myśli. Severus uniósł pytająco brwi, więc kontynuował. – Jak ścisła jest reguła jednego zwierzęcia? Wiem, że w liście z pierwszego roku była mowa o jednym, ale jeśli chciałbym kupić zwierzę, to mógłbym?
- Zwierzę? – Severus brzmiał na zdegustowanego. – Nie trzymamy zwierząt w szkole.
- No cóż. Mam przecież sowę.
- To nie tylko zwierzę, Harry. To chowaniec*.
Chłopak zamrugał.
- Myślałem, że chowaniec pomaga w rzucaniu zaklęć i takich rzeczy.
- W przyszłym roku nauczysz się znaczenia tego terminu. Póki co wiedz, że chowaniec bardzo dobrze reaguje na twoje potrzeby i pragnienia.
- Och.
- Jeśli kupisz kolejne zwierzę i to będzie tylko pupil, nie spowoduje to żadnego problemu. Jednak jeśli zwiążesz się z tym zwierzęciem na poziomie magicznym, może to zepsuć twoje relacje z… Hedwigą?
- Tak – prychnął Harry. – Więc jak mam się nie związać z innym zwierzęciem?
- Cóż, tylko z niektórymi istotami może się to udać. O jaki gatunek chodzi?
Harry podejrzewał, że bezpośrednia odpowiedź będzie równoznaczna przyznaniu się do posiadania zwierzątka. Westchnął.
- Kiedy byliśmy w Hogsmeade, Hermiona przyglądała się fretkom. Zastanawialiśmy się…
- Fretka?
- No, tak. Fretka to taki udomowiony członek rodziny łasiczkowatych, wiesz? – Harry starał się, by jego odpowiedź zabrzmiała sarkastycznie.
- Używana w polowaniach na króliki, tak, wiem. – Severus westchnął. – I dlaczego Granger chce mieć fretkę?
- Ponieważ to małe zwierzę. Może się wszędzie dostać.
- Słucham?
- Hermiona chce spróbować posługiwania się oczami zwierzęcia za pomocą czarów. Wpadła na ten pomysł, gdy śledzili mnie razem z Ronem.
- To byłoby niebezpieczne. Na szczęście, dla większości ludzi taki zaklęcia są za trudne.
- W jaki sposób niebezpieczne?
Severus odwrócił się, słysząc napięcie w głosie syna. Jego zdziwienie szybko ustąpiło miejsca delikatnemu rozbawieniu.
- Mówiłeś, że jak bardzo teoretyczny jest to problem?
- Hermiona już próbowała. W niedzielę wieczorem. Ze wzrokiem i słuchem. Jeszcze nie zabrała się za świadomość pozycji fretki. Chociaż to bardziej moje zwierzę. Ja się nim zajmuję, bawię się z nim, chociaż nie przeprowadzam na nim żadnych eksperymentów.
Severus westchnął przeciągle.
- Naprawdę potrafisz wpakować się w tarapaty.
- To mój drugi największy talent.
- Zaraz po Quidittchu?
- Nie, raczej „nie umieraniu”.
Usta Snape’a wykrzywiły się w krótkotrwałym uśmiechu, jednak wciąż nie spuszczał syna z oczu.
- Zdumiewające. – Potrząsnął głową. – Proponuję, żebyś udał się do biblioteki. Nie znam odpowiednich pozycji, ale mógłbym poszukać ich dla ciebie. Prawdopodobnie jednak nie jesteś zagrożony powstaniem nowej magicznej więzi. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Za to panna Granger powinna uważać. Musi być bardzo ostrożna z zaklęciem kotwiczącym.
- Cóż, za drugim razem udało jej się samodzielnie wrócić do swojego ciała.
Severus zamarł.
- A za pierwszym musiałem nią tylko trochę potrząsnąć, chociaż pewnie miała szczęście, że ją znalazłem.
- Wychowani przez Mugoli ignoranci! Czy w ogóle macie jakiekolwiek pojęcie z czym igracie?
Harry powstrzymał się przed cofnięciem.
- Chyba raczej nie. Nie, o ile twoja reakcja jest odpowiednia.
- Masz szczęście, że twoja głupia dziewczyna nie straciła duszy! Czy ona w ogóle cokolwiek pamięta?
- O, tak. Mówi, że wszystko wydawało się bardziej wyraziste. Poza tym była w stanie odpowiadać na moje pytania.
Severus odetchnął z sykiem. Zacisnął żeby i spojrzał na syna z wyrzutem.
- Opowiadaj. Wszystko od początku.
Tajemniczy medalion przeniósł Harry’ego do pustego, zimnego pokoju o kamiennych murach i drewnianej podłodze. Na jednej ze ścian widniało zabite deskami okno i proste drzwi z miedzianą zasuwą. Harry zatrzymał się przy nich. Spojrzał na swoje ubrania i torbę. Przypomniał sobie, że nie zabrał ze sobą peleryny niewidki. Był poza Wieżą Gryffindoru, więc musiał się dostać do dormitorium tak, jak był ubrany. Przez chwilę brał pod uwagę pozostanie w pokoju aż nie usną wszyscy jego współdomownicy, jednak szybko porzucił ten pomysł. Gryfoni nie chodzili wcześnie spać. Trudno byłoby przewidzieć, kiedy Pokój Wspólny opustoszeje, a pojawienie się tam o drugiej nad ranem w stroju arystokraty byłoby równoznaczne godzeniu się na wszelkiego rodzaju komentarze i plotki.
- Dlaczego nigdy nie pamiętam o powrocie? – wymamrotał zirytowany Harry. Wziął głęboki oddech, uwolnił zasuwkę i wyłonił się z pokoju. Korytarz był pusty. Harry odwrócił się, by obejrzeć drzwi od zewnątrz i z zaskoczeniem stwierdził, że w ogóle nie są widoczne na tle ciosanego kamienia. Rozejrzał się po korytarzu i dostrzegł dwie siekiery bitewne, wiszące nad wieńczącym przejście łukiem. Zorientował się, że był na najwyższym piętrze zamku, tuż powyżej Domu Gryffindora. Schody znajdowały się zaraz za rogiem.
Zdeterminowany, by wyglądać na pewnego siebie, Harry stanął przed portretem Grubej Damy. Gdy tylko wszedł do Pokoju Wspólnego zwykle panujący tam zgiełk przycichł nieco. Gdy był w połowie drogi do dormitorium, ze wszystkich sił starając się wyglądać jak najnormalniej, pokój wypełniły rozbawione szepty i chichoty.
- Harry – zaczęła Hermiona – nie masz na sobie mundurka.
Chłopak zatrzymał się w miejscu.
- Taa. Mały wypadek ze świstoklikiem – rzucił przez ramię i kontynuował swą wędrówkę w górę schodów. Jego napięcie nieco opadło. Zdał sobie sprawę z natury większości chichotów wypełniających pomieszczenie. Mógł się założyć, że dziewczyny wcale nie uważały, że wyglądał głupio.
Ron wpadł do dormitorium minutę po nim.
- Wypadek ze świstoklikiem, tak?
- Czekaj. – Harry wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie wyciszające na drzwi i okna.
- No więc?
- Myślałem, że wrócę trochę później, za pomoca Fiuu, ale Dumbledore miał na ten temat inne zdanie. Zdecydował, że będzie bezpieczniej, jeśli użyję czegoś innego. Poza tym ojciec życzył sobie, żebym wrócił o przyzwoitej porze.
- Ojciec życzył sobie – przedrzeźniał go Ron. – Brzmisz jak Malfoy.
- Cóż, ja… - Harry przerwał na chwilę. – Zazwyczaj mówię do niego Severusie. Tata wydaje mi się zbyt delikatne, czy coś w tym stylu. I za bardzo pasuje do Jamesa. – Nerwowo przełknął ślinę. – To słowo wciąż jest zarezerwowane dla niego.
Gniew opuścił twarz Ron tak szybko, jak się pojawił. Usiadł na łóżku.
- To chyba dość skomplikowane.
- Tak. – Harry usiadł obok niego. – Nawet nie wiesz, jak.
- Wyglądasz strasznie sztywniacko! Ubrałeś się tak dla niego?
- Nie do końca. Chciałem mu to tylko pokazać. Przez to, co powiedzieli Fred i George chciałem mu opowiedzieć, co kupiliśmy i przekonać się, czy dobrze to opisałem. Chciał zobaczyć ubrania i zasugerował, żebym założył je w dniu odwiedzin Knota.
- Nie powinieneś się stroić dla Knota!
- Chyba jednak powinienem – stwierdził Harry, który długo zastanawiał się nad tym pomysłem. – Muszę mu zaimponować, pokazać, jak dobrze sobie radzę w społeczeństwie, żeby nie wpadł na pomysł przeniesienia mnie do innej szkoły.
- Nie śmiałby!
- A jednak. Pamiętaj, że boi się profesora Dumbledore’a. Poza tym jestem pewien, że chce mnie do czegoś użyć. Z pewnością będzie mu łatwiej, gdy będę z dala od przyjaciół i bliskich.
- Ale chyba nie…
- Przysłał mi list. Napisał, że przyjedzie ocenić poziom mojej edukacji. To brzmiało, jakby zamierzał szukać dziury w całym, żeby mnie pogrążyć.
- Co za dupek! – warknął Ron. Wskazał palcem na Harry’ego. – Przebierz się. Nie mogę normalnie rozmawiać z kimś, kto tak wygląda.
Harry zdecydował się ubrać od razu w piżamę. Zdjął już pelerynę i buty, gdy nagle go olśniło.
- Ron, chodź na chwilę.
- Po co?
Ron wstał i niepewnie podszedł do przyjaciela. Z głupim uśmieszkiem Harry zarzucił mu pelerynę na ramiona. Ron zamarł.
- Hmm. Nie pasuje do twoich włosów. W niebieskim byłoby ci lepiej.
Ron zdarł z siebie materiał i ze złością rzucił pelerynę na łóżko Harry’ego.
- Nie waż się! Nie potrzebuję twoich cholernych prezentów!
Harry upierał się przy swoim.
- Jestem jedynym dziedzicem dwóch bardzo bogatych rodzin, Ron. Potterów i Blacków. Co chciałbyś, żebym zrobił z tymi pieniędzmi? Mam kupować obrazy? Biżuterię? Członków Wizengamotu?
Ron parsknął śmiechem. Harry rzucił mu krótki uśmiech.
- Poza tym zawsze mogę to wszystko stracić, kiedy ludzie się dowiedzą. Powinienem wydać chociaż trochę do tego czasu.
Ronowi opadła szczęka.
- Nie mogą zabrać twoich pieniędzy!
- Cóż, możliwe, że jakiś daleki kuzyn zacznie się upominać. Przynajmniej o część Potterów. Nikt nie odnalazł testamentu. – Harry wzruszył ramionami. – Wygląda na to, że fortuna Blacków wciąż przypada mnie, bo Syriusz mi ją zapisał. Jego testament pojawił się razem z oficjalną deklaracją niewinności na biurku Shacklebolta w Ministerstwie. – Spojrzał na Rona konspiracyjnie. – Tak więc pomóż mi wydać trochę mojej obecnej fortuny. Hogsmeade w następny weekend?
Usta Rona zadrgały, jak gdyby chłopak zastanawiał się, jak zareagować.
- No dalej – nakłaniał Harry - będzie super!
Ron zdecydował się na zdystansowany uśmiech. – No dobrze. Niech ci będzie.
---
* Chowaniec – słowo zapożyczone z gier i fantasy; oznacza zwierzę obdarzone magicznymi mocami, silnie związane z właścicielem.