Tłumacz: Serena_
Beta: unbelievable
67. Maski
W sobotę Harry obudził się wczesnym rankiem. Po cichu wymknął się z dormitorium i wyszedł z wieży, nienękany przez nikogo. Kiedy dotarł do biura Dumbledore’a, słońce było już na tyle wysoko, by przez okno oświetlać bujną rudą czuprynę siedzącego przy biurku mężczyzny.
Bill Weasley odwrócił wzrok od kominka i uśmiechnął się.
- Witaj! Dumbledore dopiero co wyszedł, by porozumieć się z profesorem Sna… z twoim ojcem.
Harry uniósł brwi ze zdziwieniem. Bill odkaszlnął, zmieszany. Po chwili Potter zorientował się, że mina, którą zaserwował koledze, należała do snape’owych specjałów.
- Jak znosi to twoja rodzina? – zapytał z ciekawością.
Bill wzruszył ramionami.
- Tak, jak można się było tego spodziewać. Mama wróciła do domu trochę podłamana, ale od tamtej pory jest pozytywnie nastawiona. Tata niezbyt ufa pomysłowi oddania cię w ręce Snape’a, ale nie ma nic przeciwko tobie. Po prostu nie ufa Snape’owi; nikt go z resztą nie może za to winić. Charlie wzruszył tylko ramionami i stwierdził, że to nie zmienia tego, kim jesteś. Fred i George uważają to za przedni żart sytuacyjny. A co z Ronem i Ginny? – spytał rudzielec. – O, oczywiście Percy o niczym nie wie – dodał po chwili zastanowienia.
- Ginny od początku zachowuje się w porządku. Za to Ron był nie do wytrzymania. Od spotkania jest trochę lepiej, ale wciąż twierdzi, że nie może patrzeć na nas razem.
Bill spojrzał na niego w zamyśleniu.
- Oglądanie waszej relacji na spotkaniu było niepokojące i pocieszające za razem. Ta delikatna różnica pomiędzy mentorstwem a ojcostwem była wyraźnie widoczna.
Harry pochylił głowę, zawstydzony.
- Nawet nie mówię do niego „tato”.
- A jednak tak go traktujesz, prawda?
- Próbuję.
Ledwie zdołał wykrzesać z siebie wstrzemięźliwy uśmiech. Chciał dowiedzieć się więcej na temat państwa Weasley, lecz Dumbledore stanowczym krokiem wyszedł z kominka, zakończywszy tym samym toczącą się rozmowę.
- Witajcie, chłopcy. – Wręczył Billowi niewielkie, porcelanowe wiadereczko. – Williamie, to jest medium, o którym rozmawialiśmy.
Weasley chwycił kubełek za ucho i wycofał się na swoje miejsce.
- Harry, wybierz sobie krzesło. – Dyrektor posłał swemu uczniowi lekko drapieżny uśmieszek. – To może chwilę potrwać.
- Och, cudownie – podsumował Harry, przygotowując się na długą przeprawę.
* * *
Stworzenie maski trwało godzinę. Bill skopiował fotografię Tonks pod postacią Harry’ego, położył duplikat na pływającej w wiaderku masie i wypowiedział zaklęcie formujące. Zdjęcie rozpuściło się, a tajemnicza substancja zmieniła kolor z purpurowo-brązowego na barwę delikatnej kawy z mlekiem, złamaną ledwie widocznym odcieniem różu. Następnie Weasley rozciągnął drugą fotografię na twarzy Harry’ego. Chłopak miał wrażenie, jakby ktoś założył mu na głowę balon z gumy do żucia. Po chwili Bill zanurzył w miksturze drewnianą szpachelkę i - nabrawszy odpowiednią ilość płynu - zbliżył przedmiot do twarzy Harry’ego. Potter przyjrzał mu się nieufnie.
- Czy ta szczotka ma włosy? – spytał, starając się jak najmniej poruszać ustami.
Bill skinął głową.
- Tak, z testrali. Możesz poczuć nieprzyjemny chłód.
Harry wzdrygnął się, gdy pierwsza warstwa mazi dotknęła jego twarzy. Bill uważnie zamalował całą fotografię. Gdy skończył, uczucie pokrycia gumą zniknęło. W zamian za to Harry miał wrażenie, że twarz przykrywa mu cieniutka warstwa wody.
* * *
Po godzinie opuścił biuro Dumbledore’a. Miał nadzieję, że nikt nie skomentuje jego zmiany w wyglądzie, która - choć subtelna - wyraźnie rzucała się w oczy, gdy tylko spoglądał w lustro. Poszedł prosto na śniadanie, rozpuściwszy włosy, by ukryć przemianę. Jadł z lekko pochyloną głową, skupiony na swoim talerzu.
- Harry? – zainteresował się Ron. – Wszystko w porządku?
Potter spojrzał na niego przelotnie.
– Tak – odparł i powrócił do pochłaniania owsianki.
Knot nie pojawił się aż do końca śniadania, więc Harry wrócił do pokoju wspólnego. Na powrót związał włosy i schował oblicze w pokaźnych rozmiarów podręczniku. Pół godziny później, gdy właśnie kończył czytać, do pokoju weszła Hermiona, chcąc się dowiedzieć, jak sobie radzi.
- Całkiem nieźle, dzięki – odpowiedział na jej troskliwe pytanie. – Jestem tylko trochę spięty.
Hermiona uniosła brew, przyglądając mu się w zamyśleniu. Wzięła do ręki książkę, którą wcześniej czytał, jednak nie spojrzała na nią.
- Cofnięcie w rozwoju? – spytała uszczypliwie.
Mogła mieć na myśli podręcznik, który, jak oceniał Harry, był skierowany do nieco młodszego audytorium, jednak uśmiech przyjaciółki zdradził, że mówiła o twarzy chłopaka.
- Może trochę – odparł. – Nie było innego wyjścia. Mam nadzieję, że Knot się pokaże. – Rozejrzał się po pomieszczeniu. Współdomownicy omawiali właśnie godzinę zejścia na boisko Quidditcha. – Powienienem wyjść razem z innymi.
Hermiona prychnęła.
- A gdzie indziej miałby cię szukać?
Harry zdecydował, że mogła mieć rację. Wstał i z figlarnym uśmiechem zaoferował jej ramię.
- Czy mogę pani towarzyszyć, panno Granger?
Dziewczyna ukłoniła się delikatnie i włożyła swą dłoń w jego.
- Ależ oczywiście, panie Potter! Będę niezmiernie zadowolona.
Chichocząc, ruszyli na mecz. Dystyngowany wymarsz nieco zburzyło im przejście przez dziurę za portretem. W połowie drogi zatrzymała ich McGonagall.
- Panie Potter! Przybył Minister Magii. Życzy sobie, byś dołączył do niego w loży vipów. – Spojrzała przepraszająco na Hermionę. – Sam. Proszę za mną.
Knot siedział już obok Dumbledore’a, kiedy Harry dotarł na stadion. McGonagall zajęła wolne miejsce po drugiej stronie dyrektora.
- Jesteś wreszcie, Harry! – zakrzyknął jowialnie Minister. – Muszę przyznać, że nie mogę się doczekać meczu. Rozgrywki w Hogwarcie są zdecydowanie mniej nadęte niż oficjalne mistrzostwa. – Wskazał Harry’emu miejsce obok siebie i kontynuował tajemniczo. – Jednak to nie to samo, co w czasie meczu twojego domu, prawda?
- Niekoniecznie – odparł Harry ostrożnie. – Draco Malfoy jest bardzo dobrym graczem.
Siedząca nieopodal McGonagall zamarła, a Hagrid zamaskował nerwowy kaszel własną brodą.
- Dodatkowo Puchoni zawsze walczą do wyczerpania sił, chociaż nie mają takiej strategii, jak Krukoni.
- Slytherin – stwierdziła cierpko profesor transmutacji – ma swój własny rodzaj strategii.
Harry zaśmiał się.
- Gdyby Draco spędzał połowę czasu, który marnuje wymyślając scenariusze gry, na rekrutacji uzdolnionych graczy, wygrywaliby dużo częściej.
W tym momencie Ernie obrócił się, by posłać koledze karcące spojrzenie. Profesor McGonagall pochyliła się nad nim.
- Zapowiedz uczestników, Macmillan – rzuciła cierpko.
Kiedy tylko rozbrzmiały entuzjastyczne okrzyki, Harry usłyszał charakterystyczne brzmienie radosnych dziecięcych głosów i przypomniał sobie o uchodźcach. Siedzieli dość blisko loży vipów" po drugiej stronie Dumbledore’a. Byli przez to mniej widoczni, niż gdyby usytuowali się na dalekim końcu stadionu. Harry wygiął szyję najmocniej, jak mógł, jednak dostrzegł tylko zarys ludzi nieubranych w szaty.
- Ach, goście – prychnął Knot z dezaprobatą. – Przykra sprawa, jak przypuszczam.
- Tak właściwie to o nich zapomniałem. Są obecni tylko w czasie meczy.
Knot zaczął mówić coś innego, jednak przerwała mu pani Hooch. Piłki wyskoczyły w niebo i próby jakichkolwiek pogaduszek stały się daremne. Harry oparł się wygodnie i skupił na meczu; Knot podążył jego śladem.
Loża vipów nie była bardziej odizolowana od innych części stadionu; jedynie znajdowała się w takim miejscu, że wszystko było lepiej widoczne. Kiedy Goyle celowo puścił tłuczek wolno, by ten uderzył ścigającego Puchonów w kolano, nie tylko Harry głośno krzyczał „faul!”. McGonagall ledwie powstrzymała Erniego przed wyżyciem się na Ślizgonie, lecz Harry wiedział, że i w niej gotowało się ze złości. Severus stwierdził, że Goyle popełnił wytłumaczalny błąd.
Dziesięć minut później, gdy wynik wynosił pięćdziesiąt do sześćdziesięciu dla Puchonów, Harry zauważył błysk znicza. Leciał tuż nad trybunami, w pobliżu sektora Krukonów, którzy – oczywiście – z premedytacją go ignorowali. Nie minęła chwila, a nie był już widoczny. Kilkadziesiąt punktów później Harry znów spostrzegł małą złotą kuleczkę, wirującą tuż pod środkową pętlą Puchonów. Dostanie się do niego od tyłu było prawie niemożliwe. Od frontu zaś toczyła się gra, co samo w sobie wiązało się z niebezpieczeństwem. Dodatkowo trzeba byłoby złapać piłeczkę przenosząc ciężar ciała na drugą stronę albo używając lewej ręki. Harry zastanawiał się, czy szukający każdej z drużyn był praworęczny i stwierdził, że raczej tak.
Nerwowy szum publiki skierował jego wzrok na graczy. Draco nurkował, a szukająca Puchonów szybko podążała jego śladem. Razem z Draco zbliżała się szybko do pętli. Znicz uniósł się lekko, by nagle zacząć opadać ku ziemi. Draco dostosował się do jego toru i przyspieszył.
Harry spanikował: Idiota! Przecież nie da rady się tak wygiąć!
- Lewą! – krzyknął.
Jednak Draco miał swój własny plan. Zawirował wokół pętli i runął w dół. Podgiął nogi i unormował lot na prawie równoległy do ziemi. Szukająca Puchonów spanikowała i uciekła na wyższy poziom, podczas, gdy Draco z łatwością pochwycił znicz ponad swoją głową.
Harry spontanicznie skoczył na równe nogi.
– Taaak! – wrzeszczał, zachwycony – Draco!
Nagle usłyszał znajomy dźwięk krztuszenia, który Severus wydawał, gdy bardzo nie chciał się roześmiać. Harry spojrzał na Knota, który wpatrywał się w niego ze zdziwieniem.
- Myślałem, że wcześniej kibicowałeś Puchonom – stwierdził.
- Jest za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje. – Harry podskoczył jeszcze parę razy, zanim usiadł. Ernie bezskutecznie próbował przekrzyczeć tłum wiwatujących Ślizgonów. – Nie interesuje mnie, kto wygra ten mecz. Jednak był to niesamowity zwrot! Absolutnie fantastyczny!
- Ale przecież protestowałeś…
- Wtedy oszukiwali! Nie powinni tego robić. Jeśli postaraliby się o myślących pałkarzy i współpracujących ścigających, nie musieliby.
- Ach! Więc podziwiasz jego umiejętności.
Harry spojrzał ponad głową Knota i spostrzegł zadowolonego Dumbledore’a i ostre spojrzenie Mcgonagall. Żałował, że Severus siedział za nim; oddałby wiele za obserwację spojrzeń wymienianych pomiędzy ojcem i głową swojego domu. McGonagall kompletnie zignorowała ogłoszony przez Erniego ostateczny wynik meczu. Gryfon oznajmił zwycięstwo Slytherinu. Knot klasnął grzecznie parę razy, a Harry starał się nie popaść w przesadę, jednak za sobą słyszał entuzjastyczne klaskanie swego ojca.
Dumbledore wstał wraz z Ministrem. Cały stadion podążył ich śladem. Nauczyciele powoli skierowali się do wyjścia.
- Poza tym, teraz Slytherin jest w tej samej sytuacji, co my – skomentował Harry. – Nie muszę się tym martwić aż do wiosny.
Stwierdzenie zarobiło uczone spojrzenie ze strony Knota.
- Niech się cieszą póki mogą, czy tak? – Jowialny uśmiech Ministra przypomniał Harry’emu Lockharta. – Cóż, Harry. Dyrektor dał mi pozwolenie na zabranie cię do Hogsmeade na lunch, byśmy mogli lepiej się poznać. Co ty na to?
Harry wiedział czego się od niego wymaga, więc wymusił na sobie równie szeroki uśmiech.
- Brzmi świetnie! – Spojrzał niepewnie na schody. – Mógłbym jedak najpierw pogratulować Draco?
Obok niego zapanowało chwilowe zamieszanie, spowodowane przez McGonagall, która zatrzymała się gwałtownie w przejściu. Harry zignorował zdarzenie, a Knot wydawał się nieporuszony.
- Nie widzę przeszkód. Czy to tradycja kapitanów?
Harry powstrzymał parsknięcie.
- Nie do końca. Po prostu się przyjaźnimy.
Gryfon nie mógł powstrzymać szybkiego spojrzenia na profesor transmutacji. Wpatrywała się w niego jak w dwugłowego smoka.
- Muszę przyznać, że to trochę zaskakujące – zaznaczył Knot. – Sądziłem raczej, że młody pan Malfoy podąży śladami swojego ojca, co jest nieco sprzeczne z przyjaźnieniem się z Chłopcem, Który Przeżył. Naprawdę! – Poklepał Harry’ego po plecach. – Przecież nie popierasz Sam Wiesz Kogo, prawda?
- Draco nie zwraca na to uwagi – stwierdził Harry spokojnie. – Przecież nie jest jednym z nich.
A przynajmniej mam taką nadzieję – pomyślał. – W końcu nie próbował mnie jeszcze zabić.
Harry musiał krzyczeć w głąb szatni, by ktoś zawołał Draco. Gdyby nie Goyle, prawdopodobnie nikt by tego nie zrobił. Harry’emu wydawało się, że chłopak zaakceptował go jako część ekscentrycznej postawy Malfoya. Niezdarny Ślizgon rzucił mu zirytowane, lecz niemordercze spojrzenie. Przesunął wzrok na Ministra Magii, po czym bez słowa zniknął za drzwiami pomieszczenia. Moment później wystawił głowę na zewnątrz, oznajmiając, że Draco wyjdzie jak tylko się przebierze.
Draco wynurzył się parę minut później, ubrany w szkolne szaty. Był lekko zaróżowiony po prysznicu, lecz jego platynowe włosy były magicznie osuszone. Rzucił Harry’emu szybki uśmieszek, po czym spojrzał na Ministra Magii.
- Panie Ministrze, jak dobrze pana znowu widzieć. Przybył pan odwiedzić swego sławnego podopiecznego?
- Sądziłem, że tak będzie najlepiej… - Knot zesztywniał lekko, lecz Draco kiwnął grzecznie głową.
- Ależ oczywiście. Odwiedziny to zawsze dobry pomysł w tym przypadku. – Spojrzał na Harry’ego z wyzwaniem. - Masz mi coś do powiedzenia, Gryfonie?
- To było świetne! Ja spróbowałbym się wygiąć albo złapać znicz lewą ręką.
- Bez wątpienia dałbyś radę. Jednak wylądowałbyś później w Skrzydle Szpitalnym na dzień lub dwa.
Harry zaśmiał się.
- Masz rację. Powiedz, jak to zrobiłeś?
- Cóż, ćwiczyłem to zagranie prawie rok. Od momentu, gdy Benoit zrobił tak w finałach Ligi Europejskiej. Bałem się, że już nigdy nie będzie do tego okazji! - Draco posłał Knotowi zaniepokojone spojrzenie, po czym obrócił się delikatnie, by spojrzeć na Ministra. – Proszę o wybaczenie, proszę pana. Jestem okropnie niegrzeczny. To tylko ekscytacja po meczu. Razem z Harrym jesteśmy zapalonymi fanami Quidditcha.
- Ależ to żaden problem – stwierdził Knot z zadowoleniem. – Rozumiem ducha młodości. – Przerwał na chwilę. – Więc przyjaźnicie się, tak?
Draco posłał Harry’emu wyzywające spojrzenie
- Pomimo niezadowolenia Gryfonów…
- Mówisz tak, jakby Ślizgoni byli zachwyceni! – prychnął Harry.
- Faktem jest, że nie są – przytaknął Draco. – Dopiero od niedawna się dogadujemy. Obaj musieliśmy do tego dorosnąć. – Zawahał się wyraźnie. – Do tego mój ojciec, jego niechęć… - Tetralnie odwrócił wzrok. – Chodziło mu o nauczkę… - Zamilkł, jakby nie potrafił dokończyć.
- Wszystko dobrze – pocieszył go Harry cicho.
- Och, chłopcze – zaczął Knot niepewnie – przecież to nie twoja wina. Harry, może twój przyjaciel dołączy do nas w czasie lunchu? Nie mam nic przeciwko rozmowom o sporcie; pod warunkiem, że nie tylko o tym mowa.
Draco szybko odwrócił głowę i wbił wzrok w Harry’ego.
- Och, Draco prawdopodobnie powinien iść na imprezę z okazji swojego zwycięstwa.
- Ależ nie! Bardzo chętnie pójdę z wami! – Pasmo rozbawienia przebiło się przez rozradowany głos Malfoya. – Impreza prawdopodobnie potrwa cały dzień. – Spojrzał na Ministra. – Czy mógłbym się przebrać? Zawsze czuję się nieswojo, idąc do Hogsmeade w szkolnych szatach.
Harry wzdrygnął się. Nawet nie powiedział Draco o swoich ubraniach! Skąd ten wiedział, by to zasugerować? Niemniej jednak, Minister przystał na prośbę Ślizgona i zaproponował Harry’emu to samo. Chłopak stwierdził, że wyjaśni wszystko Dumbledore’owi i spotka się z pozostałymi w holu. Był w połowie drogi do wieży, kiedy zdał sobie sprawę, że wypowiedź Draco mogła wcale nie być tylko wspaniałym aktorskim wyczynem.
Harry z przyjemnością zauważył czyste zdziwienie na twarzach swoich towarzyszy, gdy dołączył do niech przy wyjściu z zamku. Draco otworzył szeroko oczy, a usta Ministra uchyliły się mimowolnie i pozostały w tym stanie przez dłuższą chwilę.
- Cóż, muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem. Wyrazy mojego uszanowania, panie Potter.
Harry skromnie kiwnął głową.
- To efekt oddalenia od mugoli, jak przypuszczam. Teraz mogę kupować własne ubrania. – Posłał Draco nieśmiały uśmiech. – I mam to szczęście, że mam przyjaciół, którzy mogą mi doradzić.
Malfoy wyglądał na tak zadowolonego z siebie, jakby naprawdę pomógł Harry’emu wybrać ubrania.
- Szybko się uczysz – skomentował.
Pokonali stopnie dzielące ich od stojących poniżej powozów i wsiedli do jednego z nich, zaprzęgniętego w trzy cudowne, czarne konie arabskie. Wiatr łomotał barwną flagą Ministerstwa Magii, zatkniętą na szczycie powozu. Draco obrzucił karocę usatysfakcjonowanym spojrzeniem, nim spojrzał na Harry’ego z nową uwagą.
- Liczę na to, że uporam się z przekazaniem ci wszystkich prawideł dotyczących mody do czasu, aż skończymy szkołę.
Jeden za drugim wsiedli do powozu. Knot zajął miejsce twarzą do kierunku jazdy, a chłopcy naprzeciwko niego. Zapadła niewygodna cisza. Knot odchrząknął.
- Harry, muszę przyznać, że mam wrażenie, że nasze dotychczasowe spotkania nie wróżyły zbyt przyjemnej znajomości. Zaczęliśmy zupełnie nie tak, jak trzeba! Twój proces... Widzisz, Harry, musisz wiedzieć, że twoje zeznania były, delikatnie mówiąc, mało prawdopodobne.
- Ależ rozumiem, panie Ministrze – rzekł Potter poważnie, przekrzykując skrzypiące podwozie. Spodziewał się, że Knot prędzej czy później poruszy ten temat i był na to przygotowany. – To znaczy… Dementor w Little Whinging! Brzmi jak bełkot szaleńca. Jednak wtedy tego nie rozumiałem. Byłem zbyt młody i zbyt mugolski. – Wywrócił oczami. – Do tego Sam – Wiesz – Kto zawsze silnie na mnie wpływał. Za każdym razem, gdy o nim pomyślałem, powracałem do momentu jego odrodzenia. Nie mogłem wtedy wiedzieć, jak dziwaczne musiało to wszystko być dla kogoś, kto nie ma moich doświadczeń, więc wyobrażam sobie, że moje wyjaśnienia były dla pana bezużyteczne.
Pozwolił by jego słowa zawisły w powietrzu i spuścił wzrok w wiarygodnej skrusze.
- Teraz rozumiem, że nie mógł mi pan uwierzyć. Dziwię się jednak, że Dumbledore dał radę.
Humor Knota z miejsca uległ oszałamiającej poprawie. Minister pochylił się tajemniczo.
- Dumbledore zapewne lubi takie rzeczy. Spektakularne pojedynki, wielkie bitwy. Wiesz, co mam na myśli.
Harry zmusił się do śmiechu.
- Jasne. Do tego te dramatyczne sektrety! Jednak wydaje mi się, że potrafi czytać w myślach. Zawsze wyczuwa kłamstwo! – dodał poważnie.
Knot pokręcił głową.
- Nie. On po prostu wie, jak zastraszyć ludzi wystarczająco skutecznie, by wyciągnąć z nich tajemnice, to wszystko. Nie potrafi niczego więcej, niż zwyczajny czarodziej.
Harry z trudem uformował z warg chytry uśmieszek.
- Co za ulga – prychnął.
* * *
Knot wciąż chichotał, gdy dotychczas szybki stukot końskich kopyt zwolnił swe tempo do miarowego stępu. Nagle karoca zatrzymała się, wbijając pasażerów w obicie kanapy. Draco subtelnie pokazał Harry’emu, by ten nie ruszał się z miejsca. Woźnica otworzył drzwi powozu i Knot wyszedł jako pierwszy. Draco skinął dłonią po raz drugi i Harry poszedł w ślady Ministra. Malfoy, zaciekawiony, wyjrzał z karocy jako ostatni. Nie rozpoznał okolicy. Rozejrzawszy się we wszystkie strony, w końcu znalazł charakterystyczny punkt. Na najbliższym rogu ulicy znajdowała się malutka księgarnia, w której bywał zawczasu. Stali na jednej z bocznych ulic Hogsmeade, naprzeciwko pokaźnego domu z dużą ilością okien.
Knot dumnie wypiął pierś.
- To moja ulubiona restauracja tutaj! Wejście tylko z rezerwacją, jednak jestem przekonany, że nie będą mieli nic przeciwko jednej dodatkowej osobie. Tym bardziej, jeśli tym kimś jest dziedzic Malfoyów.
Harry zauważył zawistne spojrzenie, które Minister posłał Draco i ledwie powstrzymał warknięcie. Musiał odwrócić wzrok, by skupić się na czymś innym.
Restauracja przypominała wielki dom prywatny z pięcioma ogromnymi stołami w przestronnej jadalni. Usiedli przy stole w rogu pomieszczenia, skąd rozpościerał się dobry widok na ogrody przed i za domem. Dwa inne stoliki również były zajęte. Jeden przez grupę elegancko odzianych wiedźm, chichoczących skrycie zza woalek. Drugi zaś przez dwóch profesjonalnie wyglądających czarodziejów, którzy wydawali się negocjować jakąś wybitnie ważną umowę z równie profesjonalnie wyglądającą czarownicą. Tej trójce wyraźnie nie było do śmiechu, jednak wszyscy co jakiś czas rzucali Ministrowi zaciekawione spojrzenia.
Knot łaskawie pozwolił Harry’emu zjeść w spokoju zamówioną zupę. Cichy brzdęk naczyń przerywały tylko pojedyncze komentarze na temat Quidditcha. Harry zdążył wbić widelec w pieczoną jagnięcinę, gdy Minister poruszył niewygodny temat.
- Harry. – Korneliusz chrząknął znad talerza. – Przejrzałem twój plan zajęć.
Harry podniósł wzrok, zaintrygowany.
- I?
- Wydaje mi się, że twoja nauka mogłaby być lepiej rozplanowana. Na przykład opieka nad magicznymi stworzeniami zdecydowanie nie jest przedmiotem dla ambitnego młodego czarodzieja. Myślę, że pasuje bardziej do klasy robotniczej. Wiesz: dla tych, którzy nie radzą sobie szczególnie dobrze. – Odchrząknął znowu, jakby delikatnie zmieszany swym doborem słów. – Zastanawiałem się również nad obroną przed czarną magią. Trudno znaleźć bardziej odpowiedni przedmiot dla ciebie, jednak biorąc pod uwagę nauczyciela…
- Lupin jest genialny! – Wybuchł Harry, zanim zdążył się powstrzymać. Usłyszawszy cichy jęk Draco, zdusił w sobie kolejne zdanie. – Straszna szkoda, oczywiście, że jest chory, jednak uważam, że jego umiejętności w dziedzinie obrony przed czarną magią są nienaganne. Poza tym, to mój ulubiony przedmiot. Zawsze tak było.
- Wydaje mi się, że radzisz sobie celująco bez względu na instruktora – zapewnił Knot. – Jednak będę się upierał, że pobieranie nauk u wilkołaka jest nieroztropne, w szczególności w obecnej sytuacji politycznej.
- Rozumiem pańskie wątpliwości. – W duchu Harry aż zwijał się z pragnienia, by wrzasnąć na Knota, ale powstrzymał się. – Jednak przecież Lupin nie zaatakuje mnie w klasie, a nigdy nie jestem z nim sam na sam.
Draco uniósł brwi w niedowierzaniu. Szybko schylił się po wystającą z szaty nić, by ukryć spontaniczną reakcję.
- Ludzie plotkują. Dzięki temu, że jest twoim nauczycielem, jest bardziej respektowany niż zazwyczaj, a to dziwi.
- Ludzie gadaliby bardziej, gdybym zmienił przedmiot w środku semestru, nie podając żadnego racjonalnego powodu – argumentował Harry. – Nie skończyłoby się to zbyt dobrze dla żadnego z nas. Nie powinniśmy poczekać, aż moje decyzje będą mniej podejrzane?
Knot odchylił się w fotelu z ukontentowaniem.
- Ależ naturalnie! Wszystkie zmiany będą musiały poczekać na koniec semestru. – Stanowczym ruchem przeciął swój stek na połowę. – Będzie wtedy można łatwiej je ukryć, bo zostaną przyćmione przez inne decyzje – zasugerował sprytnie. – Biorę pod uwagę przeniesienie cię z Hogwartu do zupełnie innej szkoły. Na przykład do Brytyjskiej Akademii Wiedzy Czarodziejskiej.
- Gdzie?
- To mniejsza placówka – stwierdził Knot. – Przyjmują tam nieco bardziej wyselekcjonowaną młodzież. To zdecydowanie bardziej odpowiednie środowisko dla rozwijającego się umysłu politycznego.
- Mnie nie interesuje polityka.
Knot parsknął śmiechem.
- Co nie zmienia faktu, że polityka niezmiennie interesuje się tobą. Dobrze by było, gdybyś posiadał chociaż podstawowe obycie w towarzystwie. Londyńska Akademia jest dość popularna wśród rodzin dyplomatów. Z pewnością mają mniej kontrowersyjny personel. Również studenci są ogólnie lepiej wychowani.
Harry stracił panowanie nad sobą. Wprawdzie dał radę nie protestować gwałtownie, jednak nie potrafił powiedzieć nic pożytecznego. Draco wyświadczył mu przysługę i włączył się do dyskusji.
- To godna rozważenia propozycja, panie Ministrze – zaczął uniżonym tonem. – Jednak słyszałem to i owo o tej szkole i z własnego doświadczenia wiem, że bardziej zróżnicowane środowisko ma wiele zalet.
Knot uśmiechnął się do niego wyrozumiale.
- Może wystarczająco dużo jak dla ciebie. Jednak w przypadku Harry’ego zaczynamy od zupełnie innych podstaw.
- Przyglądam się poczynaniom Pottera już od jakiegoś czasu. – Ton głosu Draco był grzeczny, jednak chłopak uniósł arogancko głowę. – Harry rozwija swoje umiejętności budowania koalicji z każdym dniem i ma silne wpływy w trzech hogwarckich domach. Te umiejętności mogłyby zaniknąć w homogenizowanym środowisku Akademii, nie uważa pan?
- Bardziej się martwię o to, czego Harry nie umie, a nie o to, w czym jest dobry.
- Osobiście uważam, że specjalizowanie się jest bardzo ważne. Mocne strony Harry’ego są jasne.
- Poza tym tęskniłbyś za nim, nieprawdaż? – zasugerował Knot.
Harry nie spodziewał się, że Draco przystanie na taki kierunek dyskusji, jednak chłopak szybko kiwnął głową.
- Strasznie bym się nudził! Błagam! – Draco dostosował ton do dziecinnego zachowania. – I proszę pomyśleć, jak wiele straciłby Harry, nie mogąc przebywać w moim towarzystwie!
Wygranie kłótni nie było celem Draco, jedynie próbował ukazać Gryfona w lepszym świetle. Harry zdał sobie sprawię, że on także nie musiał aż tak bardzo się starać. Przecież chodziło tylko o zapobiegnięcie nagłym zmianom w jego życiorysie. Zmianom, które wystawiłyby jego ojca na niebezpieczeństwo.
Rozmowa zeszła na obracanie się w wyższych kręgach czarodziejów i Harry wygrzebał z pamięci parę zabawnych historii o swych szczenięcych latach, kiedy to - jako mały, wychowany wśród mugoli chłopiec - został przedstawiony światu czarodziejów. To przypomniało mu o Arturze Weasleyu próbującym używać zapałek, co uczyniło konwersację z Ministrem jeszcze lżejszą. Harry opowiedział również o niezliczonych próbach rozgryzienia czarodziejskiego stylu ubierania oraz innych rzeczy, które dla magów z tradycyjnych rodzin były oczywiste. Z zaskoczeniem przyjął umiejętność rozbawiania słuchaczy zapomnianymi historiami z dzieciństwa.
- Szczerze, Potter! – zaśmiał się Draco, podczas gdy Knot chichotał z powodu stwierdzenia Harry’ego, że równie dobrze mógłby być nagi, gdyby miał porzucić spodnie. – Nic dziwnego, że tak dobrze dogadujesz się ze szlamami!
Knot się wzdrygnął.
- Draco! - ostrzegł Harry.
- Dokładnie, uważaj na język!
Minister rzucał ukradkowe spojrzenia na inne stoliki, jednak nawet jeśli ktoś podsłuchiwał rozmowę, nikt nie zareagował na przekleństwo Draco.
Malfoy zaróżowił się aż po czubek głowy.
- Przepraszam – powiedział słabo. Wykonał delikatny ruch ręką, wskazując bogato przystrojone pomieszczenie. – Po prostu czuję się tu prawie jak w domu.
- A tam mówisz w ten sposób? – Knot zmartwiał.
Zmieszanie Ślizgona przekształciło się w delikatne rozbawienie.
- Ależ oczywiście, proszę pana. Sądził pan, że mój ojciec nazywa ich inaczej?
- Cóż, oficjalnie nie jest tak grubiański.
Harry podejrzewał, że gdyby wciąż byli w powozie, komentarz Draco zarobiłby tylko blady uśmiech. Minister musiał być przyzwyczajony do oszczerstw Lucjusza w prywatnych rozmowach. Draco jedynie wzruszył ramionami.
- Harry dobrze wpływa na moje maniery, jak przypuszczam.
Ślizgon spojrzał na Gryfona z zastanawiająco nieśmiałym uśmiechem. Potter był ciekaw czy mina miała coś znaczyć, czy była tylko kiepską próbą Draco, by wyglądać jak skruszone dziecko.
- Musi się dużo nauczyć, jednak ja mógłbym się oduczyć jeszcze więcej.
Harry skinął głową arogancko, co sprowokowało Draco do wywrócenia oczami. Po chwili milczenia chłopcy nie wytrzymali napięcia i wybuchnęli śmiechem.
- Pomijając język, masz rację. – Po chwili Harry ponownie chwycił za widelec. – Ludzie mają skłonność do zadawania się z tymi, których rozumieją.
Blade brwi Malfoya powędrowały w górę.
- Tak sądzisz? W takim razie cóż takiego sprawiło, że my zaczęliśmy tolerować swoją obecność w tym samym pomieszczeniu?
- Detektor Kernera – wyszeptał Harry tajemniczo, po czym znów się zaśmiał.
Knot odchrząknął niecierpliwie.
- Och, prosimy o wybaczenie! – krzyknął Harry. – To taki prywatny żart.
- Detektor…
- To magiczny artefakt, który pokazał nam profesor Lupin – stwierdził Draco, czym zarobił zaciekawione spojrzenie Ministra.
- Ciebie również uczy ta istota?
- Jak wiele szans będę jeszcze mieć na bezpośrednią obserwację wilkołaka? – Odparł śmiało Draco i uniósł lekko podbródek. – Poza tym, kiedyś ojciec chciał, bym rzucił ten kurs, jednak nie mogłem się powstrzymać przed wywołaniem u niego mdłości, dlatego zdecydowałem się kontynuować naukę.
* * *
Kiedy tylko Minister Magii odszedł na chwilę od stołu, Draco uniósł delikatnie brwi.
- Jestem pod wrażeniem – szepnął.
Harry pochylił się ku niemu i jeszcze bardziej zniżył głos.
– A mnie chyba zaraz zemdli.
Draco błysnął groźnie oczami.
- Uważaj, nie przy ludziach.
Potter pozwolił, by jego głos stał się głośniejszy i nieco zdenerwowany.
- Wiesz, ty dorastałeś w takim środowisku. Ważni ludzie, bankiety, drogie restauracje. Dla mnie to dość stresujące. Bądź co bądź, to Minister Magii.
Draco wywrócił oczami.
- Biedny malutki. – Mrugnął do Harry’ego. – Jedz obiad.
Malfoy spojrzał na leżącą przed Harrym baraninę.
- Można ufać, że zawsze wybierzesz najbardziej przyziemne danie w menu, nawet tutaj! Może chciałbyś spróbować mojego bażanta?
* * *
W czasie drogi powrotnej do Hogwartu, Harry zgodził się na przejrzenie broszur Brytyjskiej Akademii Wiedzy Czarodziejskiej. Uważał, by przypadkiem nie pozwolić Knotowi na transfer, a Minister – prawdopodobnie równie uważnie – starał się nie dać Harry’emu żadnego zapewnienia związanego z jego życzeniami. Jednak atmosfera pomiędzy nimi była dość dobra. Harry’emu wydawało się, że udało mu się pozostać grzecznym. Starał się skupić na tematyce czarodziejskiego społeczeństwa i używać słów wystarczająco wyrafinowanych, jak na swój wiek i klasę.
Odczuł głęboką ulgę, gdy wyszli z powozu. Knot miał iść na spotkanie z McGonagall, by przyjrzeć się ocenom Harry’ego, a później na herbatę do Dumbledore’a, by dzień zakończyć kolacją przy stole nauczycielskim. Harry nie musiał się już martwić o nic więcej, jak tylko o swoje maniery przy jedzeniu. Pomyślał, że - dzięki pomocy Draco - spotkanie przebiegło pomyślnie. Pochylił się ku Malfoyowi, podczas gdy Knot gramolił się na zewnątrz karocy.
- Dzięki – wyszeptał.
Całą trójką skierowali się do zamku. Harry już miał się odwrócić, by życzyć Ministrowi miłej wizyty, gdy usłyszał wołającą go Hermionę.
- Harry, tutaj jesteś! Rozmawialiśmy z Lupinem i wszędzie cię szukaliśmy! – Rozpoznawszy Ministra, Hermiona zamarła. Zasłoniła dłonią usta. – Och, tak mi przykro, panie Ministrze! Nie zdawałam sobie sprawy…
- Nic się nie stało, moja droga – uspokoił ją Knot.
Odwrócił się do Harry’ego z pytającym wyrazem twarzy. Potter zdał sobie sprawę, że oczekuje się od niego, by przedstawił koleżankę. Wiedział, że - nawet mimo nieszczęśliwego doboru słów Draco - Knot preferował studentów z rodzin czystej krwi. Uśmiechnął się grzecznie.
- Panie Ministrze, za pańskim pozwoleniem chciałbym przedstawić panu Hermionę Granger, jedną z moich najdawniejszych przyjaciół.
Zdecydował, że wspominanie o ich związku byłoby nieroztropne – podobnie, jak wypominanie Ministrowi, że poznał Hermionę już wcześniej. Przypominanie mu o nocy, podczas której uciekł Syriusz Black prawdopodobnie nie było zbyt dobrym pomysłem. Jeśli Knot zacząłby obrażać Syriusza, Harry prawdopodobnie nie mógłby nad sobą zapanować i cała misternie uknuta intryga ległaby w gruzach.
- Granger, tak? – Knot przyjrzał się dziewczynie, gdy wymieniali uścisk dłoni. – Korzenie australijskie?
Twarz Hermiony stężała. Z kurtuazją, którą Harry z miejsca ocenił jako niebezpieczną, stwierdziła:
- Nie, proszę pana, brytyjskie. Moi rodzice są mugolami.
Potter rzucił dziewczynie ostrzegawcze spojrzenie, a ona uniosła delikatnie jedną brew, nim ponownie spojrzała na Knota.
- Było mi przyjemnie pana poznać, panie Ministrze, jednak obawiam się, że muszę powrócić do swych obowiązków.
Knot przypatrywał jej się, gdy wspinała się po schodach.
- Dziwna dziewczyna. Nieco humorzasta, nieprawdaż?
Mimo tego, że normalnie Harry bez mrugnięcia okiem zgodziłby się z tą oceną Hermiony, nagłe wyrzuty sumienia sprawiły, że głos odmówił mu posłuszeństwa. Draco nie miał tych samych skrupułów.
- Zaskakująco. Ma też niezły prawy sieprowy. – Rzucił Gryfonowi rozbrajający uśmiech, po czym spojrzał na Knota. – Dziękuję za uroczy lunch, panie Ministrze. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – Przyjął dumną postawę i uśmiechnął się. – Teraz proszę mi wybaczyć, z pewnością znajomi oczekują mnie na zwycięskiej imprezie.
- Baw się dobrze. – Harry starał się brzmieć lekko.
Draco wyszedł. Potter pożegnał się z Ministrem, wziął od niego ulotkę i odszedł, by poszukać Hermiony.
Nie znalazł jednak ani jej, ani Rona. Wciąż nie chciał, by ludzie zauważyli, że wygląda nieco inaczej, więc powstrzymał się od pytania o przyjaciół w Gryffindorze oraz spacerowania po zatłoczonych korytarzach. Zamiast tego udał się do dormitorium, by poczytać. Zauważył, że problemy, z którymi się borykał, zdziałały cuda z jego ocenami. Pomyślał o Remusie („tej istoty”, echo glosu Knota rozbrzmiało w jego głowie), ukrywającym się w bibliotece w czasie swojego szóstego roku. Poczuł nagłe obrzydzenie do tego, co mówił Knot.
- Osiągnąłem to, co zamierzałem – powiedział na głos.
Taka była prawda, jednak nie sprawiło to, że poczuł się choć trochę lepiej. Nie spodobał mu się również ton jego głosu. Zastanawiał się, czy Ślizgoni też się tak czasem czuli, czy po prostu nic ich to nie obchodziło.
Ciekawe, czy Percy tak się czuje…
W pamięci stanął mu obraz brata Rona, który z szalonym błyskiem w oku notował uwagi na „przesłuchaniu” Dumbledore’a rok wcześniej.
Czyli nie, z pewnością Percy nie czuje się podobnie. Ale to dobrze. Poczucie winy to dobry znak. Przynajmniej wiem, że wszystko ze mną w porządku.
Zdecydował, że powinien przeprosić Hermionę jak tylko ją zobaczy. Chyba, że byłoby to podczas kolacji, kiedy Knot będzie mu się przyglądał.
Z pewnością nie będzie zachwycona, gdy zacznę jej unikać!
Zastanowił się. Musiał przedyskutować z drużyną strategię na najbliższy mecz. Jeśli zrobiłby to w czasie obiadu, Hermiona nie miałaby ani okazji, ani ochoty usiąść obok niego. Zadowolony, wrócił do pokoju wspólnego i poprosił Iggy’ego, by przekazał wieść dalej.