Magia Krwic

Tłumacz: jolq

Beta: Serena_, unbelievable



63. Punkt widzenia.




Harry zawitał u Madame Pomfrey, która opatrzyła jego ramię, perorując troskliwie.

- Przyjdź do mnie jutro rano na kontrolę – poleciła, patrząc na niego sceptycznie. Wcześniej, gdy dopytywała się, jak doprowadził swoją dłoń do tak tragicznego stanu, chłopak zbył ją mało wiarygodną opowieścią.

Harry, zadowolony z wyniku badania, pośpieszył do wieży Gryffindoru. Po drodze zdał sobie sprawę, że nie może bez końca unikać Draco. Miał jednak nadzieję, że uda mu się opóźnić spotkanie ze Ślizgonem do czasu, gdy będzie wiedział, o czym tak właściwie mieliby rozmawiać.

Rozdrażniony krzyk Lavender wyrwał go z zadumy.

- Nie obchodzi mnie to, Colin! Wbij sobie wreszcie do głowy: nie pójdę z tobą na bal z okazji Halloween! Jesteś natrętny, bezużyteczny i żałosny! Zejdź mi z oczu!

Harry jak w zwolnionym tempie zobaczył zdruzgotanego Colina i rękę Lavender lądującą na jego policzku. Chłopak zamarł na chwilę, po czym podniósł drżącą dłoń do czerwieniącej twarzy. Odwrócił się i uciekł, a aparat fotograficzny uderzał o jego pierś, kiedy przeciskał się przez dziurę za portretem. Lavender rozejrzała się po pokoju wspólnym z przepraszającym uśmiechem.

- Wybaczcie. Nic delikatniejszego do niego nie dociera.

Kilka osób przytaknęło jej ze zrozumieniem i dziewczyna wróciła do odrabiania pracy domowej. Choć Harry’emu szkoda było kolegi, sam tak często spotykał się z niezdrowym zainteresowaniem, że wiedział, jak musi czuć się Lavender. Przeszedł przez salon i wspiął się po schodach do dormitorium.

W pokoju zastał Rona. Harry postanowił milczeć, nie będąc do końca pewnym, czy chłodne stosunki między nimi uległy zmianie. Rzucił torbę na łóżko i poszedł przywitać się ze swoim zwierzątkiem.

Klatka była jednak pusta. Zaniepokojony, przeszukał cały pokój, jednak fretka wydawała się rozpłynąć w powietrzu.

- Cień zaginął - stwierdził w końcu na głos, nie licząc na jakąkolwiek reakcję ze strony rudzielca.

- Hermiona go zabrała – odpowiedział Ron po kilku sekundach.

- Och. - Harry odwrócił się w jego stronę, ale przyjaciel wpatrywał się uparcie w trzymaną na kolanach księgę zaklęć. - Dlaczego?

- Chciała przeprowadzić jakieś eksperymenty.

- Rozumiem. - Harry poczuł się zagubiony.

- Myślę, że poszła do Pokoju Życzeń. Prawdopodobnie wciąż tam siedzi. – Ron od niechcenia przerzucił pożółkłą stronę.

- Och. - Harry uświadomił sobie, że powiedział to kolejny razy. Zabrał ze sobą torbę, mając nadzieję, że będzie miał czas na odrobienie zaległej pracy domowej - W porządku. Dzięki, Ron.

Rudzielec zignorował go. Harry wyszedł z pokoju przepełniony irracjonalną nadzieją.

Kiedy dotarł na korytarz na piątym piętrze, drzwi do Pokoju Życzeń były już widoczne. Hermiona musiała niedawno z nich korzystać. Wszedł do środka, naciskając rzeźbioną klamkę.

Dziewczyna leżała na podłodze, a Cień biegał i skakał wokoło. Gdy Harry przestąpił próg, najpierw uciekł jak najdalej od niego, by po chwili wrócić i sprawdzić, kto przyszedł. Wygiął grzbiet w łuk i zaczął skakać w przód i tył, wydając jednocześnie ciche odgłosy. Harry usiadł na podłodze i wyciągnął do niego rękę.

- Hej, maluchu - wyszeptał chłopak, pozwalając fretce biegać szalenie w tę i z powrotem po swojej nodze - Myślałem, że cię zgubiłem.

- Harry – wyszeptała nagle Hermiona. Chłopak zesztywniał i spojrzał na dziewczynę, przypominając sobie o jej obecności. Hermiona nadal leżała na brzuchu z uniesioną głową. Jej oczy były zamknięte. – Dziwny zapach. Nie zielone.

Harry przypatrywał jej się przez chwilę. Ron powiedział, że miała zamiar robić jakieś eksperymenty z Cieniem. Spojrzał na zwierzątko. Nie wiedział zbyt wiele o fretkach, ale był pewien, że Cień wyglądał zdrowiej niż dziewczyna. Przyjaciółka miała niezdrowo bladą cerę i nienaturalnie wygięte ponad tułowiem ręce.

- Byłem w laboratorium eliksirów – stwierdził z wahaniem w odpowiedzi na jej nieskładny komentarz.

Hermiona przesunęła się kilka cali do przodu, po czym na powrót przestała się ruszać.

- Hermiono - zapytał Harry ostrożnie. - Jesteś tam?

- Tak, tutaj – zaszczebiotała niewyraźnie.

- Och...

Jej pozbawiona wyrazu twarz i spokojnie zamknięte oczy wytrąciły Harry’ego z równowagi. Środek uspokajający? Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Łatwiej było myśleć, kiedy nie patrzył na dziewczynę. To jakiś rodzaj magicznego wypadku lub efekt uboczny. Robiła eksperymenty z fretką. Beztroskie zwierzątko wspięło się po nim i usadowiło pod linią włosów, przykrywając w ten sposób kark chłopaka. Harry ucieszył się, że pod szatę założył gruby sweter.

- A gdzie dokładnie jest „tutaj”?

Twarz Hermiony zaczęła się marszczyć, jakby dziewczyna próbowała sobie coś wyobrazić. Harry westchnął i przysunął się do dziewczyny. Cień zeskoczył z jego pleców.

Wyciągnął rękę w stronę przyjaciółki, ale po chwili powstrzymał się, zastanawiając się, czy może jej dotknąć. Przechylił się do przodu i delikatnie dmuchnął w jej twarz.

- Hermiono.

Dziewczyna zadrżała.

- Brr.

Harry złapał ją za ramię i potrząsnął nim.

- Hermiono, co się dzieje?!

- Aj! - Z przerażającym jękiem Hermiona odwróciła się na plecy, podkurczając ręce i nogi. Ujrzawszy Harry’ego, spróbowała się wyprostować. Chłopak pomógł jej usiąść, ale nagle straciła równowagę i przewróciła się na niego.

- Och!

- Jesteś tu? - spytał ponownie Harry, tym razem poważnie zaniepokojony.

Czuł, jak jego serce bije szaleńczo, jednak postarał się opanować. Hermiona przełknęła ślinę i pokiwała głową. Harry mocno trzymał ją w swoich ramionach.

Co ty, do cholery, wyprawiałaś? Chciał krzyknąć, ale powstrzymał się. Był pewien, że sama mu powie, jeśli jej na to pozwoli.

- Coś mi się wydaje, że dobrze zrobiłem, przychodząc tutaj.

- Przepraszam. Próbowałam widzieć oczami Cienia. Nie myślałam, że się zgubię.

Harry miał ochotę warknąć. Zaklęcie postrzegania nie było łatwe do opanowania, co Flitwick i Lupin jasno im wyjaśnili.

- Hermiono, jesteś mądrą i ostrożną dziewczyną. To ja jestem tym, który z naszej trójki wiecznie pakuje się w kłopoty. Jak mogłaś zrobić coś takiego bez niczyjej pomocy?!

- To działa – odparła cicho.

- Możliwe. Ale czy mogłaś przestać? Powinnaś była tu kogoś ze sobą przyprowadzić i dobrze o tym wiesz! Następnym razem, kiedy będziesz planowała zrobić coś podobnego, zabierz ze sobą mnie lub Rona, dobrze?

- Ale ciebie nie mogłam znaleźć, a Ron był zajęty.

Harry poczuł przypływ gniewu. Jak Ron mógł myśleć, że cokolwiek jest ważniejsze od...

- Czy powiedziałaś Ronowi, że go potrzebujesz?

Hermiona zawahała się.

- No nie.

- Hermiono!

- On musiał skończyć czytać zaklęcia.

- Co mógł zrobić równie dobrze i tutaj!

- Och. Chyba masz rację.

Harry przyciągnął ją bliżej i pocałował w czubek głowy.

- Nie rób tego nigdy więcej.

- Dobrze - zgodziła się, choć była wyraźnie niezadowolona. Niepewnie rozglądała się po pomieszczeniu. Harry nie mógł przestać myśleć, że jest to rodzaj reakcji na eksperyment. Spojrzał na fretkę, która beztrosko bawiła się leżącym w jego torbie kałamarzem. Westchnął. Pióro prawdopodobnie było już zniszczone. Wyciągnął różdżkę, sprzątnął rozlany tusz i pozwolił zwierzątku kontynuować eksplorację torby.

- Więc? Jak to jest?

Hermiona skrzywiła się.

- Wszystko jest tak jakby zamglone. On w inny sposób postrzega rzeczywistość. Zaklęcie jest proste. Udało mi się za pierwszym razem. Za to nauka tego, jak się widzi i słyszy, jest trudna. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek uda mi się w pełni zrozumieć to, jak on odbiera zapachy.

- Próbuj dalej – powiedział Harry i spojrzał na nią gniewnie – ale z partnerem.

- Dobrze, masz rację. Następnym razem zabiorę jednego z was. A teraz przestań narzekać.

Harry pokiwał głową i uśmiechną się łagodnie.

- W porządku, ale naprawdę potrzebujesz obserwatora. Pamiętasz, co powiedziałaś kiedy wszedłem do środka?

- Ja coś mówiłam? – spytała skonsternowana.

- To było naprawdę dziwne. Leżałaś na brzuchu z podniesioną głową, wyglądałaś jak wąż i powiedziałaś „Dziwny zapach. Nie zielone.”.

- Ach, rzeczywiście. Zorientowałam się wtedy, że to ty przyszedłeś.

- Nie zielone?

- Miałam na myśli twoje oczy. Były tylko trochę ciemne. On nie widzi za dużo kolorów.

- Acha.

Hermiona przechyliła się i popatrzyła na Harry’ego.

- I ty naprawdę dziwnie pachniesz. Nie śmierdzisz, ale czuję zapach jakiegoś dziwnego eliksiru.

Przerwała i wytrzeszczyła oczy.

- Byłem w laboratorium, przyglądałem się, jak ojciec pracuje.

- Nie pomagałeś?

- Draco nadepnął mi na rękę. – Potrząsnął głową w odpowiedzi na zdziwione spojrzenie Hermiony. - Już w porządku. Byłem u Pomfrey i mnie wyleczyła. Nie zrobił tego specjalnie. Byłem niewidzialny i próbowałem się schować.

- Och. - Hermiona spojrzała w dół. - Kiedy wróciłeś?

- Około godziny temu. Dlaczego pytasz?

- Ja... - Hermiona lekko się wzdrygnęła - Harry nie bądź zły.

Harry poczuł, że ciśnienie niebezpiecznie mu się podnosi.

- Co zrobiłaś?

- Wysłałam mu sowę. Napisałam, że znowu palisz.

Zrezygnowany Harry rzucił się na miękki, wełniany dywanik.

- Dobra. Załóżmy, że nie jestem zły – odparł niechętnie.

- To nie jest tak, że chciałam sprowadzić na ciebie kłopoty.

- Więc dlaczego mu powiedziałaś? On nadal jest Snapem. Nadal jest głową Slytherinu.

Hermiona zarzuciła włosy na ramiona i zacisnęła usta w cienką linię.

- Ale nienawidzi nałogów tak samo, jak ja.

Harry zamknął oczy.

- Ach, no tak. – Wzruszył ramionami. – Na szczęście nie czeka mnie nic poza szlabanem. Poza tym Severus i tak się dowiedział. Fred nie umiał trzymać języka za zębami. – Harry spojrzał gniewnie na jedną z leżących w rogu poduszek. – Dureń.

Zastanawiał się, czy Ron powiedział jej o rodzinnym spotkaniu Weasley’ów. Jeśli nie, powinien wkrótce to zrobić.

Hermiona skrzywiła się.

- Ale jaki jest pomysłowy – rzuciła z przekąsem.

- Podobnie jak ty. – Harry uśmiechnął się ironicznie. – I ja, jak sądzę. Chcesz jeszcze raz spróbować z Cieniem? Przyniosłem swoje książki.

Hermiona dała sobie godzinny limit czasowy i ponownie rzuciła zaklęcie. Harry próbował ignorować jej sporadyczne dziwne odgłosy. Dziewczyna chciała, by sprawdził, czy fretka zachowuje się normalnie. Czuł się dziwnie wiedząc, że przyjaciółka patrzy na niego oczami zwierzątka. Na szczęście pokój dostarczył wiele przedmiotów po których fretka mogła się wspinać. Harry nie mógł się skoncentrować, kiedy Cień bawił się w pobliżu. Sięgnął po książkę dla dzieci ”Moja własna sowa”, na okładce której słodka malutka sówka zataczała szerokie okręgi na tle niebieskiego nieba.

Był w połowie trzeciego rozdziału (11-letnia Ethie próbowała namówić swojego kuzyna do wysłania listu do rodziców), kiedy fretka ponownie zaczęła skakać i prychać. Zaoferował jej resztki pióra, którym się wcześniej bawiła. Cień zajął się nim na chwilę. Kawałek pogniecionego pergaminu zaciekawił go jednak na dłużej. W końcu przestał się bawić i zwinął się w małą kulkę na wierzchu pustej torby Harry’ego.

Chłopak spojrzał na Hermionę, ale ona nie wydawała się jeszcze wrócić do normalności. Spojrzał na swój zegarek. Zorientował się, że za 5 minut powinien włączyć się jej alarm i wrócił do książki. Kiedy budzik w końcu zabrzęczał Harry przestał czytać i zaczął obserwować dziewczynę. Hermiona drgnęła, ale - zgodnie z instrukcjami - Harry czekał z interwencją na drugi dźwięk alarmu. W tym czasie Hermiona sama otworzyła oczy.

- Czas?

- W sam raz. Twój budzik właśnie włączył się drugi raz.

Hermiona podniosła się na czworaka, a potem powoli usiadła. Znowu wyglądała na zdezorientowaną.

- Myślę, że na dzisiaj wystarczy - powiedział Harry łagodnie. - Wolę cię jako dziewczynę.

- Nie jestem w jego umyśle ani nic takiego!

- Tak, ale nie jesteś też sobą. – Harry przygryzł wargi. – Bądź ostrożna, dobrze?

Hermiona wyglądała na zmęczoną. Rozejrzała się po pokoju.

- Dobrze.

Przez chwilę zdawało się, że nie wie, co powiedzieć. Harry stwierdził, że jest to dość niepokojące. W końcu dziewczyna skupiła wzrok na jego rękach.

- Co czytasz?

- To książka dla dzieci czarodziejów. – Harry podniósł ”Moją własną sowę” i pokazał Hermionie okładkę. – Wydaje się mówić o dorastaniu. Bohaterka dostała już list z Hogwartu, ale nadal są wakacje i spędza je ze swoimi kuzynami. Ojciec chce jej kupić szczura, ale dziewczynka planuje z mamą, jak namówić go na kupno sowy.

Hermiona zaśmiała się.

- Po co to czytasz?

- Próbuję zrozumieć czarodziejskie społeczeństwo. Ktoś zaproponował, żebym o nim poczytał w książkach dla dzieci i bardziej klasycznych opowieściach.

Hermiona zmarszczyła brwi.

- Pozwól, że zgadnę. Snape?

Brzmiała prawie jak stara Hermiona, ale Harry nadal czuł się rozdrażniony.

- Właściwie to był Lupin.

- Och.

Harry spakował do torby tyle książek, ile mógł, a resztę wziął pod pachę.

- Możemy już iść?

- Myślę, że tak.

- Chodźmy więc.

Kiedy wrócili do wieży Gryffindoru, Harry poszedł prosto do dormitorium odłożyć swoje książki, na których smacznie spał Cień. Ron wciąż był naburmuszony. Harry zamknął fretkę w klatce i zaczął wyjmować zawartość torby na łóżko. Zauważył, że robi to ostrożnie i cicho, jak gdyby bał się, że rudzielec zauważy jego obecność.

- Znalazłeś Hermionę?

Harry prawie upuścił trzymany w ręku podręcznik. Ucieszył się, że znajdował się zbyt daleko od Rona, by ten mógł zobaczyć jego reakcję.

Spróbował mówić normalnie, ale ton jego głosu zdradzał zdenerwowanie.

- Tak, bez problemu. - Zastanawiał się czy na tym poprzestać, co było by niewątpliwie bezpieczniejsze, ale postanowił, że Ron powinien wiedzieć o wcześniejszych wydarzeniach. - Ćwiczyła nowe zaklęcia. Była w kiepskim stanie. Przyprowadziłem ją z powrotem.

- Co?!

Harry zatrzasnął kufer.

- Używała zaklęcia, dzięki któremu widziała oczami fretki i utknęła.

Ron wypuścił z sykiem powietrze.

- Czy ona nie wie jakie to niebezpieczne?

- Najwyraźniej nie. - Harry wypuścił wstrzymywany oddech. - Albo myśli, że jest za mądra, żeby mieć problemy. Powiedz, o co pytała, kiedy chciała się dowiedzieć, czy jesteś zajęty?

- Nie miałem zielonego pojęcia...

- Wiem. - Harry rzucił się na łóżko, splótł dłonie za głową i wbił wzrok w baldachim. Ron milczał przez chwilę. Harry miał nadzieję, że nie był urażony.

- Więc Harry...

Harry miał nadzieję, że rudzielec nie zobaczył wielkiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, gdy ten odezwał się, jakby wciąż byli przyjaciółmi.

- Tak?

- Myślisz, że Lavender zgodzi się pójść ze mną na bal z okazji Halloween, jeśli ją o to poproszę?

Harry wzruszył ramionami.

- Myślę, że tak. Nie jesteś Colinem.

- Ani trochę.

Harry zastanowił się.

- Zrób to, kiedy on będzie nieopodal. Wtedy Lavender będzie chciała go spławić i z pewnością przyjmie twoje zaproszenie. Ale wydaje mi się, że ona chce znaleźć kogoś jak najszybciej, więc nie czekaj zbyt długo.

Ron milczał przez minutę.

- Chyba masz rację - powiedział w końcu.

Harry wydał wymijający dźwięk. Ron wstał.

- Powinienem pouczyć się w pokoju wspólnym.

- Dobry pomysł. Poobserwuj ją.

- Eeee... tak. Dobranoc.

Z tymi słowami Ron opuścił pokój. Harry leżał na łóżku, uśmiechając się do baldachimu, dopóki nie zaczęły go boleć policzki.


W poniedziałkowy ranek Ron usiadł blisko Harry’ego na śniadaniu. Nie rozmawiali dużo, ale też nie ignorowali się. Ani jeden, ani drugi nie przyznał, że cokolwiek się zmieniło. Harry byłby pewnie szczęśliwy, gdyby jego następną lekcją nie były Eliksiry. Wiedział, że w lochach nie uniknie Malfoya.

Draco, podobnie jak Ron, starał się udawać, że nic się nie stało. Robił uszczypliwe komentarze na temat innych studentów, a Harry czuł się zobowiązany do okazania zainteresowania. Severus posyłał mu gniewne spojrzenie za każdym razem, kiedy blondyn coś szeptał i zgrzytał zębami, kiedy Harry krztusił się ze śmiechu.

- Potter!

- Przepraszam, profesorze. Przykro mi…

- Dopiero będzie. Szlaban. Dzisiaj wieczorem, natychmiast po kolacji.

Draco nie interweniował, ale posłał Harry’emu współczujące spojrzenie i przestał go zagadywać.

Harry nie był zdziwiony, gdy chłopak złapał go za rękaw, kiedy pakował torbę po skończeniu lekcji.

- Zostań. Musimy porozmawiać.

Zdenerwowany, kiwnął głową. Wiedział, że jeżeli teraz nie wyjaśnią sobie wszystkiego, to ich znajomość szybko trafi szlag, a do tego nie zamierzał dopuścić. Severus przyglądał im się, gdy razem z Draco, z celową powolnością, chowali swoje książki do toreb.

- Zdecydowałeś się zostać na zajęciach dla pierwszej klasy, Potter? - Severus uśmiechnął się ironicznie. – W twoim przypadku mogłoby się to okazać niegłupim rozwiązaniem.

Szare oczy Draco zajaśniały.

- Poprosiłem go, żeby poczekał, proszę pana. - Podniósł swoją torbę. – Chodźmy, Harry.

Gryfon spróbował nie reagować na dominujący sposób bycia Draco i, unikając spoglądania na ojca, wyszedł za nim z klasy.

Ślizgon poczekał, aż korytarz opustoszeje i zaczął mówić cichym głosem.

- Muszę ci powiedzieć, że jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałem się spotkać w prywatnym pokoju Snape'a. Tylko kilku nielicznych uczniów z jego domu tam było.

Harry wzruszył ramionami. Spędził większą część poprzedniej nocy na wymyślaniu odpowiedzi na ten temat. Wiedział, że w pewnych momentach tej rozmowy będzie musiał improwizować, ale odpowiedź na to pytanie miał już gotową.

- On jest jednym z doradców przy moim projekcie i często go widywałem, kiedy spędzałem tu wakacje. Prywatnie dobrze się dogadujemy.

- Nie powinieneś mu ufać.

Harry spodziewał się wyznań na temat publicznej wrogości Severusa względem niego, a nie ostrzeżenia.

- Zaufanie to trochę za dużo. Lubię go, ale mu nie ufam.

Draco zatrzymał się pośrodku długiego korytarza. Palące spojrzenie uważnie śledziło Harry’ego.

- Wydaje się, że on myśli, że tak jest.

Harry ponownie wzruszył ramionami.

- Często kiwam głową i uśmiecham się bezmyślnie. Naprawdę nie wiem, czemu ludzie przypuszczają, że jestem łatwowierny. Byłbym martwy już tysiąc razy, gdyby tak było, nie uważasz?

- Ludzie przypuszczają, że jesteś łatwowierny, ponieważ jesteś w Gryfindorze.

- Właśnie. W Gryffindorze, a nie w Hufflepuffie. - Harry postanowił uchylić rąbka tajemnicy. – Poza tym jestem w Gryfindorze tylko dlatego, że nie pozwoliłem Tiarze umieścić się w Slytherinie.

- Co? - Darco zatrzymał się i wbił wzrok w chłopaka.

Harry uśmiechnął się ironicznie. To powinno zdekoncentrować go na jakiś czas. Nie chciał przyznać, że bał się, jak może się potoczyć dalsza rozmowa.

- Dzięki temu - stwierdził beztrosko – moje gryfońskie motywacje są z góry brane za dobre. - Zlitował się, widząc szok na twarzy Draco. - I takie zazwyczaj są – dodał, mrugając.

Draco wyjął swoją różdżkę, obracał ją przez chwilę, a potem znowu ją schował.

- Harry, czy mogę zadać ci pytanie, które może być dla ciebie obraźliwe?

- Nie sądzę, żeby to zrobiło jakąkolwiek różnicę. – Harry wzruszył ramionami, pod uważnym spojrzeniem Draco – Pytaj.

Malfoy kiwnął głową. Rozejrzał się po pustym korytarzu, a potem spojrzał na Harry’ego zdecydowanie.

- Czy sypiasz ze Snapem z powodu jakiejś przysługi, długu czy czegokolwiek innego?

- Co?! - krzyknął Harry.

Draco znowu uśmiechnął się ironicznie.

- Wezmę to za nie - westchnął. - I tak odpadła moja najprostsza teoria. - Kopnął delikatnie ścianę, potem w zamyśleniu potarł posadzkę czubkiem buta.

- Dlaczego w ogóle tak pomyślałeś?!

Chłopak posłał mu niedowierzające spojrzenie.

- To wyglądało tak, jakbyś miał hasło do jego prywatnych kwater. Nawet ja go nie mam, a przecież jestem jego ulubieńcem. A kiedyś spędziliście w jego zamkniętym laboratorium ponad godzinę. Podobno nie jesteś tak dobry w eliksirach, żeby mu pomagać. Nie wygląda na kogoś, kto cię lubi, cokolwiek byś mówił, więc w to musi być wmieszany jakiś rodzaj interesów.

Harry parsknął.

- Możliwe, że jest. Albo jestem lepszy w eliksirach niż to pokazuję. Obiecuję ci, że to na pewno nie jest seks. - Zawahał się - Dziękuję, że zapytałeś.

- Słucham? - Zmieszany Draco podniósł głowę.

- Ktoś inny pomyślał w ten sam sposób, co ty, ale nie zaprzątał sobie głowy pytaniem o cokolwiek. To przysporzyło wiele kłopotów.

Draco parsknął.

- Granger?

- Nie. Inny nauczyciel. To było latem.

Oczy Draco rozszerzyły się.

- Kłopoty?

- Tak. Ale teraz jest już w porządku.

- Hmm… - Draco podniósł jedną brew. - Więc on uczy cię Czarnej Magii?

Harry zamarł. Nagła zmiana tematu, którą Draco bez wątpienia zaplanował, zaskoczyła go. Pamiętając słowa Severusa z wczorajszego spotkania, ostrożnie zmienił wyraz twarzy w lekko płaczliwy, który zdaniem Severusa miał wtedy, kiedy kłamał.

- Nie - odpowiedział.

Draco obserwował go przez chwilę.

- Chodźmy więc - powiedział beznamiętnie. - Spóźnimy się na obronę.

Kiedy doszli pod klasę, drzwi były już zamknięte. Spojrzeli na siebie przelotnie, zanim Harry zdecydował się na ich otwarcie. Profesor Lupin przerwał swój wykład i z niezadowoleniem obserwował ich wejście.

- Spóźniliście się dziesięć minut. Macie mi coś do powiedzenia?

Harry zaczerwienił się i pokręcił głową. Draco patrzył wyzywająco.

- Dziesięć punktów od Gryffindoru i Slytherinu - powiedział Lupin zimnym głosem - Obaj zostaniecie po lekcji na podsumowanie.

Harry przełknął ślinę.

- Ja... ja nie mogę, proszę pana.

- Dlaczego nie?

Harry poczuł, że robi mu się sucho w ustach. Oczywiście. Remus po prostu musiał o to zapytać. Czy nie wiedział, co robi?

- Nie mogę - powtórzył.

Złowrogi wzrok Lupina stał się ponury.

- Rozumiem. W takim razie nie jestem odpowiedzialny za twoją ignorancję. Może panna Granger wytłumaczy ci wystarczająco dużo z tego, co straciłeś.

Harry przytaknął i szybko podszedł do wolnego miejsca. Dopiero co skończyli temat, więc dzisiejsza lekcja obejmowała podstawy niezbędne do opanowania materiału z następnych dwóch tygodni. Miał nadzieję, że uda mu się to szybko nadrobić.

Zaklęciem, które dzisiaj omawiali zdawało się być Terminio, służące do ograniczania czasu trwania czaru lub uroku. Harry wiedział, że będzie musiał przepisać notatki Hermiony, ale ulżyło mu, gdy ćwiczenie praktyczne nie poszło mu źle. Podzielili się w pary i ćwiczyli kombinacje Terminio z niegroźnymi zaklęciami. Efektem ubocznym okazała się być poświata każdego z uroków.

Nie do końca nieszkodliwe pomyślał Harry, czekając aż jego partner zlikwiduje skutki luminescencji. Nie chciałbym tak świecić w czasie nocnej bitwy.

Po zajęciach Harry poczekał na Rona i Hermionę. Zajęty pytaniami Justina Remus, nie spojrzał w jego stronę. Przyjaciele zaakceptowali jego obecność, ale nie zadawali zbyt wiele pytań, kiedy szedł z nimi po schodach.

Ron kontynuował milczenie podczas obiadu, ale usiadł po drugiej stronie Hermiony. Moment później dziewczyna pobiegła do biblioteki. Ron wstał zaraz po niej i spojrzał na przyjaciela.

- Ja chyba też chciałbym wcześniej wyjść. Idziesz?

Mile zaskoczony Harry podniósł się ze swojego miejsca.

- Jasne, oczywiście. Już skończyłem.

Czując się dziwnie, podążył za Ronem przez Wielką Salę.

Rudzielec wyszedł na zewnątrz. To był słoneczny, choć zimny dzień i Harry czuł, że w zapiętej pod szyję szacie jest mu wystarczająco ciepło. Pomimo nagłego wzrostu wciąż był niższy od Rona. Idąc długimi, zamaszystymi krokami, Weasley sprawiał, że Harry musiał niemalże truchtać obok niego. Nagle zatrzymali się nad brzegiem jeziora.

- Pozwolili ci zostać wczoraj na spotkaniu.

Jego głos był rozgoryczony. Harry spróbował mówić jak najspokojniejszym tonem.

- Przez większość czasu. Profesor Dumbledore zdecydował, że lepiej informować mnie o tym, co dla mnie planują. Przynajmniej z grubsza.

- To chyba dobrze. - Ron skrzywił się. – Chciałbym, żeby i mnie pozwolono zostać.

Harry wzruszył ramionami.

- Ale ty nie musisz o tym słuchać. - Rozejrzał się - Nie powinniśmy tutaj o tym rozmawiać. Wieczorem, mój pokój?

Ron potrząsnął głową. Wyciągnął swoją różdżkę i mówiąc, Include, zaznaczył przestrzeń wokół nich. Niebieskie koło błysnęło z trawy i blado niebieska kopuła wyrosła nad nimi. Harry spojrzał na prześwitującą barierę.

- Co to robi?

- Powstrzymuje praktycznie wszystko, wliczając w to dźwięk, od dostania się do środka czy wydostania się na zewnątrz. Nie możesz jej utrzymywać za długo, bo skończy ci się powietrze - Ron wziął głęboki wdech - Do wieczora chyba bym zwariował. - Wyglądał na naprawdę nieszczęśliwego. - Co do profesora Snape'a...

- Tak?

- To było dziwne patrzeć na ciebie... Patrzeć, jak ty tak po prostu z nim rozmawiasz. Wy się lubicie.

Harry niepewnie pokiwał głową.

- On mnie bardzo dobrze zna. Mieszkałem w jego komnatach.

- Co? - Ron krzyknął w szoku.

Harry wiercił się nerwowo.

- Kiedy Dursley'owie zmarli, a ja byłem tutaj, Dumbledore zmusił go do zabrania mnie do siebie.

- To musiał być horror.

- Właśnie w tym rzecz, że nie był. Pierwszy tydzień był trudny, ale mieliśmy sporo tematów do rozmowy. On pomagał mi w eliksirach, czasami jedliśmy wspólne posiłki. Moja mama napisała do niego list, prosząc w nim, żeby się mną zaopiekował i to właśnie robił. - Harry uśmiechnął się delikatnie. – Nie, żeby wiedział jak to robić, ale próbował nawet, kiedy mówił, że nie będzie.

Ron nie wyglądał na złego, więc Harry kontynuował.

- Na początku roku szkolnego nie chciałem wracać do Gryffindoru ani udawać, że dalej się nienawidzimy. Czasami chciałbym po prostu pójść na dół do lochów i schować się w moim pokoju, w którym nie muszę nikogo grać.

- Masz tam swój pokój?

Harry uśmiechną się smutno.

- Tak. Dumbledore dodał magiczne okno, które pokazuje widok z wieży Gryffindoru, dzięki czemu jakimś sposobem nie przypomina to mieszkania pod ziemią. Przy oknie jest idealne miejsce do czytania, czy rozmyślań. Jeżeli zostawię otwarte drzwi mogę zobaczyć, kiedy Severus wchodzi do kuchni - przerwał i przygryzł wargę. Ron wpatrywał się w niego swoimi dziko niebieskimi oczyma.

- To nie tak, że nie lubię Gryffindoru - spróbował wytłumaczyć. - Kocham mój dom, ale muszę tam spełniać tyle oczekiwań, że czasami aż boli mnie głowa! Muszę być bohaterem. Muszę być kapitanem drużyny. Muszę być jednym z najbardziej spektakularnych uczniów starszych klas, ale muszę być także dostępny dla młodszych. Chciałem móc zostawić to wszystko wtedy i chciałbym teraz.

- Ale nie możesz. Nikt z nas nie może. - Ron ochoczo włączył się do rozmowy. – My jesteśmy tutaj. Nasze rodziny są gdzie indziej. Podczas roku szkolnego Gryffindor jest naszym domem.

Harry zgodził się.

- Masz rację, ale ja nigdy wcześniej nie miałem prawdziwego domu. Nikogo, kto by o mnie dbał. Niecałe cztery tygodnie to naprawdę za mało.

- Myślisz, że on dbał wtedy o ciebie?

Harry wpatrywał się w Rona.

- A jak sądzisz?

Usta Rona skurczyły się, kiedy powstrzymał naturalną odpowiedź. Stał chwilę w ciszy.

- Przypuszczam, że tak - zgodził się. - W pewnym zakresie wie, jak. - Złość wzięła przewagę i spojrzał z grymasem na Harry’ego.

- Ale to oślizgły morderca! Śmierciożerca! Drań!

Harry drgnął niespokojnie.

- Nie zamierzam upierać się, że jest miły, - powiedział zimnym głosem – bo nie jest. I tak, zabijał, ale zmienił strony. Tak, ma skłonność do kłamstwa, ale teraz to ratuje mu życie.

Ron przeczesał ręką włosy.

- Ja po prostu nie rozumiem.

Harry westchnął.

- Ja też, naprawdę. Proszę, po prostu uwierz mi. On nie bawi się ze mną w żadne sekretne gierki ani nic takiego.

- Zachowywałeś się jak niezły popapraniec.

- Ale to nie jego wina. To przez to, jak wszystko się zmienia. Rozumiesz?

Ron pokiwał głową i ścisnął ramię przyjaciela.

- Dobrze. Spróbuję, w porządku?

- Dzięki.

Ron ponownie wyjął swoją różdżkę.

- Cieszę się, że nie muszę już chodzić na eliksiry. Boję się, że mógłbym coś niechcący powiedzieć.

Stanowczym ruchem nadgarstka zdjął błękitną osłonę.

- Chodźmy do Hagrida – stwierdził i, nie patrząc na Harry’ego, skierował się w stronę lasu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Magia świec(1)
Magia Magiczne symbole (2)
BRZOZOWA MAGIA, okultyzm i magia, magia, szamanizm
TAROT- magia i wiedza(1), Dla Poszukujących, Magia, Tarot i Drzewo Życia
O Aniołach, Biała Magia
Magia imion żeńskie
Okultyzm,magia, spirytyzm,czary, wróżby,New Age,bioenergioterapia,medycyna alternatywna,niekonwencjo
magia anten begerage cz1
Co to jest Wicca, Magia, Czarostwo & Wicca
Współczesna biała magia, Magia Wicca(1)
1.Herosi umysłu, psychologia, Magia, Enneagram, Krzysztof Wirpsza
Magia żywiołów, okultyzm i magia, magia, szamanizm
Sercowa zagadka, wolsung magia wieku pary, Szybkostrzały (scenariusze)
Bidruny i Sygile runiczne (Magia Runiczna)