8
sierpnia 1970
M
a h a r a j: Jesteście wszyscy przemoczeni tym ulewnym deszczem. W
mojej ojczyźnie panuje zawsze piękna pogoda. Nie ma tam nocy ani
dnia, nie ma upału i zimna. Nie dokuczają mi żadne troski czy
przykrości. Mój umysł jest wolny od myśli, ponieważ nie mam
żadnych pragnień i nie jestem niczym związany.
R
o z m ó w c a: Czyżby istniały dwa światy?
M:
Pański świat istnieje tylko w pana wyobraźni. Dla mnie zaś
istnieje tylko jeden świat. Może mi pan opowiadać o swoim świecie,
co się panu podoba i choć będę słuchał, nawet z
zainteresowaniem, to ani na chwilę nie zapomnę, że pański świat
nie istnieje i że pan go śni.
R:
Czym różni się pański świat od mego?
M:
Mój świat nie posiada żadnych cech, na podstawie których mógłby
go pan zidentyfikować. Nic pan o nim nie może powiedzieć. Ja sam
jestem moim światem, a mój świat jest mną. Jest on pełny i
doskonały. Każde wrażenie jest wymazane, każde doświadczenie
odrzucone. Niczego nie potrzebuję, nawet siebie samego, gdyż siebie
samego utracić nie mogę.
R:
Czy Boga również?
M:
Wszystkie te pojęcia i rozróżnienia powstają w pana świecie; w
moim niczego takiego nie ma. Mój świat jest jedyny i bardzo prosty.
R:
Czy nic się w nim nie dzieje?
M:
Cokolwiek się dzieje, to dzieje się w pana świecie. Tylko w nim
posiada znaczenie i wywołuje reakcje. W moim świecie nic się nie
zdarza.
R:
Sam fakt, że doświadcza pan istnienia swego świata świadczy o
dwoistości, tkwiącej zresztą w każdym doświadczeniu.
M:
Słownie - tak. Jednak pańskie słowa mnie nie dosięgają. Mój
świat nie jest światem słów. W pana świecie nie ma miejsca na
niewypowiedziane. W moim zaś słowa i ich treść nie mają żadnego
znaczenia. W pana świecie nic nie jest stałe, a w moim nic się nie
zmienia. Mój świat jest realny, pański zaś jest tworem snu.
R:
A jednak rozmawiamy.
M:
Owszem. Rozmowa odbywa się w pańskim świecie. W moim trwa wieczne
milczenie. Moje milczenie śpiewa, moja pustka jest pełna. Niczego
mi nie brakuje. Nie może pan znać mojej ojczyzny, jeśli w niej pan
nie jest.
R:
Zdaje się, że tylko pan znajduje się w swoim świecie.
M:
Jak można mówić "sam" lub "nie sam", skoro
słowa do tego się nie stosują? Rzecz jasna jestem sam, ponieważ
jestem wszystkim.
R:
Czy kiedykolwiek przychodzi pan do naszego świata?
M:
Czymże jest dla mnie przychodzenie i odchodzenie? Jestem. Skąd mam
przyjść i dokąd mam pójść?
R:
Jaką korzyść mogę mieć z pańskiego świata?
M:
Powinien pan raczej zastanowić się nad swoim własnym światem i
zbadać go krytycznie, a wtedy pewnego dnia nagle znajdzie się pan w
moim.
R:
Co przez to zyskamy?
M:
Nic. Pozostawi pan za sobą to, co nie jest pana własne, a odkryje
pan to, czego nigdy nie stracił - swój prawdziwy byt.
R:
Kto jest władcą pańskiego świata?
M:
Nie ma w nim żadnego władcy ani podwładnego. Nie ma też
jakiejkolwiek dwoistości. Sam wyłącznie rzutuje pan swoje własna
pojęcia. Wasze pisma, i wasi bogowie nie mają w nim żadnego
znaczenia.
R:
Nadal jednak posiada pan imię i postać, jest pan świadomy i
czynny.
M:
Tak się przedstawiam w pańskim świecie. W moim jednak mam tylko
byt. Nic ponadto. Wy ludzie jesteście bogaci w pojęcia posiadania,
ilości i jakości. Ja zaś jestem zupełnie pozbawiony pojęć.
R:
W moim świecie istnieje chaos, udręka i rozpacz. Pan wydaje się
utrzymywać z jakichś ukrytych dochodów, gdy ja tymczasem muszę
niewolniczo się mozolić aby zarobić na życie.
M:
Niech pan robi co się panu podoba. Może pan jednak swobodnie
porzucić swój świat dla mojego.
R:
Jak się to może dokonać?
M:
Niech pan dostrzega swój świat jaki jest naprawdę, nie zaś tak
jak pan go sobie wyobraża. Rozróżnianie doprowadzi pana do braku
przywiązania, brak przywiązania zapewni panu właściwe działanie,
właściwe działanie zbuduje wewnętrzny most wiodący do pańskiego
prawdziwego bytu. Działanie jest dowodem dojrzałości. Niech pan
robi to co powiedziałem pilnie i z wiarą, a wszelkie trudności się
rozwieją.
R:
Czy jest pan szczęśliwy?
M:
W pańskim świecie byłbym najbardziej nieszczęśliwy. Budzić się,
jeść, mówić, znowu spać - co za udręka!
R:
A więc nawet nie chce pan żyć?
M:
Żyć, umierać - Jakież to bezsensowne słowa. Kiedy widzi pan mnie
żywego, jestem martwy. Kiedy myśli pan, że nie żyję, jestem
żywy. O jakiż pan zaplątany.
R:
Dlaczego jest pan taki zaplątany? Wszystkie troski naszego świata
nic pana nie obchodzą.
M:
Nie ma obawy, w pełni zdaję sobie sprawę z pańskich problemów.
R:
A zatem, co pan robi w związku z nimi?
M:
Nie ma niczego, co musiałbym robić. Przychodzą one i mijają.
R:
Czy mijają one tylko przez to, iż zwracamy na nie uwagę?
M:
Tak. Mogą być trudności fizyczne, emocjonalne lub mentalne, lecz
zawsze są one problemem indywidualnym. Wszelkie nieszczęścia są
sumą niezliczonych indywidualnych losów i potrzeba czasu, aby je
uśmierzyć. Jednak śmierć nie jest nigdy nieszczęściem.
R:
Nawet jeśli człowiek zostaje zamordowany?
M:
Wtedy nieszczęście spada na zabójcę.
R:
W dalszym ciągu wydaje mi się, że istnieją dwa światy: mój i
pana.
M:
Mój jest realny, pański zaś jest wytworem umysłu.
R:
Niech pan wyobrazi sobie skałę, w skale dziurę, a w dziurze żabę.
Żaba może tam spędzać życie w doskonałym szczęściu, bez
niepokoju i problemów. Na zewnątrz świat podąża swoją koleją.
Gdyby powiedzieć żabie o świecie zewnętrznym, to rzekłaby: "Nic
takiego nie istnieje. Mój świat jest spokojem i szczęśliwością.
Twój jest tylko słowną strukturą, a więc nie istnieje".
Podobnie ma się rzecz z panem. Kiedy mówi pan, że nasz świat po
prostu nie istnieje, nie ma żadnej wspólnej podstawy do dyskusji.
Lecz weźmy inny przykład: idę do lekarza i skarżę się na
dolegliwości żołądkowe. Lekarz bada mnie i mówi: "Jesteś
zdrowy", "Jednak czuję ból" - powiadam. "Ten
ból jest mentalny" - stwierdza on. "Nic mi to nie pomoże,
jeśli wiem, że mój ból jest mentalny. Jesteś lekarzem, więc
wylecz mnie z bólu. Jeżeli nie możesz mnie wyleczyć, to nie
jesteś lekarzem."
M:
Zupełnie słusznie.
R:
Zbudował pan tory, ale z braku mostu żaden pociąg nie może
przejechać. Niech pan zbuduje most.
M:
Żaden most nie jest potrzebny.
R:
Musi być jakieś połączenie między pana światem i moim.
M:
Nie ma żadnej potrzeby łączenia realnego świata z wyobrażonym,
gdyż nie jest to możliwe.
R:
A więc co mamy robić?
M:
Musi pan obserwować swój świat, zwrócić na niego uwagę i
krytycznie go przebadać, rozważyć dokładnie każde pojęcie
odnoszące się do niego. Proszę to zrobić.
R:
Świat jest za wielki, aby go można było zbadać. Wiem tylko, że
istnieje świat, że on mnie dręczy i ja jego.
M:
Moje doświadczenie mówi mi, że wszystko jest szczęściem. Ale
pragnienie szczęścia rodzi ból. Tak oto szczęście staje się
nasieniem bólu. Cały świat bólu rodzi się z pragnień. Proszę
zaniechać pragnienia przyjemności, a nie będzie pan nawet wiedział
czym jest ból.
R:
W jaki sposób przyjemność miałaby być nasieniem bólu?
M:
Ponieważ z braku przyjemności dopuszcza się pan wielu grzechów. A
owocami grzechów są cierpienie i śmierć.
R:
Mówi pan, że świat nic nam nie daje oprócz udręki. Czuję, że
tak być nie może. Bóg nie jest takim głupcem, świat wydaje mi
się wielkim przedsięwzięciem, skoro możliwości stają się
faktami, materia - życiem, a nieświadomość pełną świadomością.
Aby urzeczywistnić Najwyższe, musimy spotykać przeszkody. Podobnie
jak przy budowie świątyni potrzebujemy kamienia i zaprawy
murarskiej, drewna, żelaza, szkła i dachówek, tak i dla
przeobrażenia człowieka w bożego mędrca, mistrza życia i
śmierci, potrzeba materiału samych doświadczeń. Tak jak kobieta,
udaje się na targ, kupuje różnego rodzaju artykuły, przychodzi do
domu, gotuje, piecze i karmi swego męża, tak i my przypiekamy się
posłusznie na ogniu życia i żywimy naszego Boga.
M:
Dobrze. Jeżeli pan tak myśli, to niech pan według tego postępuje.
Niech pan żywi swojego Boga wszelkimi sposobami.
R:
Dziecko chodzi do szkoły i uczy się wielu rzeczy, z których nie
będzie miało potem żadnego pożytku. Lecz podczas nauki dorasta.
Tak jest i z nami, gdy przechodzimy przez niezliczone doświadczenia.
Zapominamy je wszystkie ale wzrastamy przez cały czas. A czym jest
mędrzec /dżniani/, jeśli nie genialnym człowiekiem? Mój świat
nie może być przypadkowy. Ma sens. Musi być jakiś plan poza nim.
Mój Bóg posiada swój plan.
M:
Jeżeli świat jest fałszywy, to plan oraz jego twórca również są
fałszywe.
R:
Znowu zaprzecza pan istnieniu świata. Nie ma miedzy nami żadnego
pomostu.
M:
Nie jest potrzebny żaden pomost. Pański błąd leży w przekonaniu,
że się pan urodził. Nigdy się pan nie urodził i nigdy nie umrze.
Pan natomiast wierzy, że się urodził w określonym czasie i
miejscu oraz że to jednostkowe ciało jest pana własne.
R:
Istnieje świat i ja istnieję. To są fakty.
M:
Dlaczego troszczy się pan o świat, zamiast troszczyć się o siebie
samego? Chce pan zbawić świat, nieprawdaż? Czy może pan zbawić
świat, zanim zbawi pan siebie? Co znaczy: być zbawiony? Zbawionym
od czego? - Od złudzeń. Zbawieniem jest widzieć rzeczy takimi,
jakimi są. Naprawdę nie uważam, że jestem związany z kimkolwiek
lub czymkolwiek. Ani nawet z jakąś jaźnią, czym by ona nie była.
Trwam zawsze i zawsze jestem nieokreślony. Jestem wewnątrz i na
zewnątrz, bliski i nieosiągalny.
R:
Jak pan do tego doszedł?
M:
Ufając memu Guru. Powiedział: "Ty tylko jesteś", a ja w
to nie wątpiłem. Długo łamałem sobie nad tym głowę, aż
wreszcie stwierdziłem, że jest to absolutnie prawdziwe.
R:
Przekonanie dzięki powtarzaniu?
M:
Dzięki urzeczywistnieniu. Stwierdziłem, że jestem świadomy i
absolutnie szczęśliwy i tylko błędnie dotychczas mniemałem, że
byt-świadomość-szczęście zawdzięczam ciału oraz światu ciał.
R:
Nie jest pan człowiekiem wykształconym. Dużo pan nie czytał, a to
co pan czytał lub słyszał, nie zawierało sprzeczności. Ja zaś
otrzymałem dobre, staranne wykształcenie, dużo czytałem i
stwierdziłem, że książki i nauczyciele beznadziejnie sobie
zaprzeczają. Dlatego cokolwiek czytam lub słyszę, przyjmuję to z
powątpiewaniem? "Może tak być, a może i nie być" -
taka jest moja pierwsza reakcja. A ponieważ mój umysł nie potrafi
zdecydować co jest prawdziwe, a co fałszywe, tkwię na mieliźnie z
moimi wątpliwościami. Wątpiący umysł niezmiernie w jodze
przeszkadza.
M:
Mój Guru także uczył mnie wątpić - we wszystko i absolutnie.
Powiedział: "Zaprzeczaj istnieniu wszystkiego oprócz siebie
samego. Pragnieniem stworzyłeś ten świat wraz z jego cierpieniami
i przyjemnościami".
R:
Czy musi on być także bolesny?
M:
A jakżeby inaczej? Przyjemność z natury jest ograniczona i
przemijająca. Z bólu rodzi się pragnienie, w bólu szuka
spełnienia, a kończy się bólem rozczarowania i rozpaczy. Ból
jest tłem przyjemności, wszelka pogoń za przyjemnością powstaje
w bólu i w bólu się kończy.
R:
Wszystko co pan mówi, jest dla mnie jasne. Ale kiedy napotykam
trudności fizyczne czy psychiczne, umysł mój staje się tępy i
przyćmiony albo szuka rozpaczliwie pomocy.
M:
O co chodzi? To przecież umysł jest głupi i niespokojny a nie pan.
Proszę spojrzeć: wiele różnych rzeczy dzieje się w tym pokoju.
Czy to ja sprawiam, że się one dzieją? One po prostu się dzieją.
Tak jest i z panem - koło przeznaczenia toczy się samo i wypełnia
to co jest nieuniknione. Nie może pan zmienić biegu wydarzeń, ale
może pan zmienić swą postawę. Rzeczywiście chodzi tylko o
postawę a nie o zdarzenia. Ten świat jest siedliskiem pragnień i
lęków. Nie można w nim znaleźć spokoju. Przyczyną i korzeniem
tego świata jest miłość własna. To przez nią szukamy
przyjemności i unikamy bólu. Zamiast miłości własnej niech pan
przyjmie prawdziwą miłość, a obraz się zmieni. Brahman-Stwórca
jest sumą całkowitą wszystkich pragnień. Świat jest narzędziem
ich wypełnienia. Dusze wybierają przyjemność, pożądają jej i
płacą za to łzami. Czas rozlicza wszystkie rachunki. Prawo
równowagi panuje nad wszystkim.
R:
Aby stać się nadczłowiekiem, trzeba najpierw być człowiekiem.
Rodzaj ludzki jest owocem niezliczonych doświadczeń. Ku
doświadczeniom popychają nas pragnienia. Stąd we właściwym
czasie i na właściwym poziomie pragnienia są słuszne.
M:
Wszystko jest prawidłowe na swój sposób. Ale przychodzi dzień,
kiedy okazuje się, że dosyć już pan nagromadził i trzeba zacząć
budować. Wtedy selekcja i odrzucanie /wiweka-wajragja/ staje się
bezwzględnie konieczne. Wszystko musi być dokładnie zbadane i to
co zbędne, należy bezwzględnie usunąć. Być płomiennie
beznamiętnym - to się liczy przede wszystkim.