Samobójstwo jako problem społeczny
Samobójstwo
jest jednym z ważnych problemów społecznych, o którym rzadko się
wspomina, wręcz traktuje się go jako temat tabu. Choć nie jest ono
główną przyczyną zgonów w populacji ludzkiej, jednak sam fakt
potępiania jedynie samobójców z pominięciem otoczenia jest dużym
uproszczeniem oraz "łatwiejszą prawdą do przełknięcia".
Pomijany jest tutaj fakt, że możliwą przyczyną samej chęci
targnięcia się na życie jest brak zdrowia psychicznego.
A
jeśliby je definiować jako harmonijne współżycie z grupą
społeczną, do której się należy, grupą, która z jednej strony
daje poczucie zrozumienia i ciepła,
z
drugiej nie ogranicza indywidualności, to przecież brak zrozumienia
i choćby podtrzymania na duchu może prowadzić do samobójstwa, a
to z kolei rozkłada odpowiedzialność za tenże czyn zarówno na
osobę odbierającą sobie życie, jak
i
na otoczenie bliskie tej osobie. W takim ujęciu, jest to problem nie
tylko jednostki, dla której własna śmierć jest wyjściem z
sytuacji, lecz jest to także problem jej bliskiego otocznia, które
nie pomogło tej osobie.
Warto
byłoby zaznajomić się ze skalą problemu, czyli odpowiedzieć
sobie na kilka pytań typu "jak często ludzie próbują
popełnić samobójstwo?", "czy są to próby skuteczne?",
"czy wiek osoby ma wpływ na częstość prób?". Według
danych z 2000 roku, w Polsce popełniono ponad 5500 zamachów
samobójczych, z czego 4947 skończyło się zgonem. Do zamachów
samobójczych najczęściej dochodzi w mieszkaniu (2178 przypadków)
oraz
w
pomieszczeniach zabudowań gospodarczych (1092 przypadków). Następne
w
kolejności miejsca to piwnice i strychy (713 przypadków) a także
obszar parku i lasu (473 przypadków). Najczęstszym sposobem, jaki
wybierają ludzie jest śmierć przez powieszenie się, aczkolwiek
nie jest to jedyny sposób.
Powody, które kierują ludzi w stronę innego świata są różne, jednak często to po prostu samotność wśród ludzi. Chyba takie porównanie jest najbardziej wymowne. A wyjaśnieniem tego niech będzie fakt, że jednak plan zamachu na własne życie uzewnętrznia się, a zatem, przy odrobinie spostrzegawczości oraz dobrej chęci, można komuś pomóc, można pozwolić mu żyć. "Samobójstwo nigdy nie przychodzi bez ostrzeżenia. Zawsze towarzyszy mu wiele sygnałów, które jesteśmy w stanie rozpoznać dopiero po fakcie. Tak jakby przyszły samobójca wysyłał nam rozpaczliwe SOS."
Co można tutaj zaliczyć, jak
rozpoznać te sygnały nadawane przez człowieka
u
kresu wytrzymałości psychicznej? Jednym z sygnałów, który jest
powszechnie ignorowany jest mówienie o samobójstwie bądź o
śmierci. Większość samobójców mówiła o śmierci bądź
samobójstwie, nim dokonała tego czynu. Bardziej subtelnym sygnałem,
często nieświadomym dla osoby, która kusi śmierć, jest nagłe
zainteresowanie śmiercią. Dana osoba może mówić niewiele, lecz
gdy rozmowa zejdzie na temat śmierci, ożywia się, mówi znacznie
więcej niż na inne tematy. Jak wspomniałam, nie zawsze jest to
działanie świadome. To normalne, że rozmowa jest traktowana jako
interesująca, gdy porusza tematy,
z
którymi jesteśmy emocjonalnie bądź racjonalnie związani. Taki
typ zachowania występuje często, gdy rozmowa schodzi na temat
naszych zainteresowań, itp. Tak samo jest w przypadku potencjalnego
samobójcy. Często osoba pragnąca odejść, zaniedbuje swój
wygląd, traci kontakt
z
otoczeniem w życiu towarzyskim, w pracy. Także wszelkiego typu
alienowanie się jakiejś osoby z grupy społecznej może być
sygnałem nadawanych przez tą osobą, sygnałem o treści: "jest
mi źle". Oczywiście nie należy każdej indywidualności
diagnozować jako osobę ze skłonnościami samobójczymi, bo
przecież czasami po prostu profil grup społecznych,
z
którymi ma styczność nie odpowiada danej jednostce, zatem to jest
powód jej wyobcowania, niemniej czasem warto się zastanowić, czy
takie zachowanie nie jest wczesnym objawem samobójczych myśli danej
osoby.
Wcześniejsze próby samobójcze też są czynnikiem, który powinien zwracać uwagę na daną osobę. Tutaj też czasem panują mity w stylu "jeśli ktoś próbował, a się nie zabił, to się nie zabije". A czy nie jest to po prostu łatwa do przełknięcia bajeczka, którą utożsamia się z prawdą? Jeśli raz się czegoś spróbuje, dana rzecz będzie już zawsze pociągać. Ta sentencja może odnosić się także do nałogów. Niemniej, raz przekraczając jakąś granicę, drugie jej przekroczenie jest dużo łatwiejsze.
Kto
najczęściej ucieka się do samobójstwa? Według psychoterapeutki z
Zespołu Pomocy Psychoterapeutycznej Na Ikara w Warszawie, Anny
Sieminskiej szczególnie narażone na zachowania samobójcze są
osoby, które mają słabą kontrolę impulsów - nie umieją objąć
refleksją tego, co się dzieje, a na wszystko reagują bardzo
impulsywnie. Szukając metod zredukowania napięcia mogą posunąć
się do samobójstwa. Druga grupa ryzyka to osoby, które mają mało
do stracenia. Nie mają rodziny, przyjaciół, bliskich, czyli tego,
co ich utrzymuje przy życiu. Trzecia grupa to młodzież, która nie
ma świadomości upływu czasu, który leczy rany. Okres młodości
jest pełen silnych emocji i wielkich problemów, będących dla
młodych ludzi prawdziwymi tragediami, których nie sposób
rozwiązać. Brakuje im również oparcia w rodzinie, ponieważ czas
młodości to przede wszystkim bunt przeciwko rodzicom. Wiek młodych
ludzi, którzy dokonują zamachów samobójczych, z roku na rok się
drastycznie obniża i na ogół stoi za tym rozpad rodziny. Mimo, że
reprezentowany tutaj pogląd jest dosyć stereotypowy, jednak na
logikę coś w nim jest. Znane są już dane statystyczne, które nie
przemawiają za takim stwierdzeniem, niemniej nie wolno ignorować
buntu dzieci i młodzieży przeciw właściwie całemu światu.
Ale
chcąc to uogólnić, dochodzi się do jednego wniosku: osoby
próbujące popełnić samobójstwo są w pewnym sensie samotne - nie
mają nikogo, z kim można porozmawiać o wszystkim. W grupie
młodzieży często najważniejsze jest to, aby nie wypaść przed
rówieśnikami gorzej, więc zakłada się maskę udając nie wiadomo
kogo. Nie neguję istnienia przyjaźni wśród młodych ludzi, bo
każdy ma jakieś miłe wspomnienia z tego okresu, że miało się
przyjaciela, któremu można było wszystko powiedzieć. Jednak nie
zmienia to faktu niedojrzałości i buntu przeciw reszcie świata
oraz chęci udowodnienia, że jest się kimś więcej niż naprawdę.
Można
zatem spróbować odpowiedzieć na pytanie, jaki jest potencjalny
samobójca, co go charakteryzuje. Jeden z poglądów mówi, że
"osoba
o
skłonnościach samobójczych jest generalnie samotna, zamknięta w
sobie, nie umie sobie poradzić z przystosowaniem się do świata".
Co z tym związane, osoba będzie samotna, nie tylko wtedy, gdy nie
ma "bratniej duszy", kogoś
z
kim może porozmawiać o wszystkim, co przygnębia, lecz tyczy to
również osób chorych psychicznie, które ze względu na swój stan
psychiczny mają trudności w nawiązaniu kontaktu z otoczeniem. Z
drugiej strony, i ono nie pozostaje bez winy, gdyż dobrze wiadomo,
jakie jest ogólnie podejście do osób niezrównoważonych. A to
niestety nie pomaga, wręcz jeszcze bardziej izoluje chore jednostki.
Inna grupa ludzi, których dotyka samotność, to osoby
w
starszym wieku. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy osoba, powiedzmy
siedemdziesięciopięcioletnia, zostaje sama, bo umiera jego bądź
jej współmałżonek, dzieci w najlepszym przypadku odwiedzają tą
osobę raz na tydzień. I załóżmy, że na razie wszystko jeszcze
jest jako tako w porządku.
"A
co, jeśli ta osoba zachoruje, będzie mieć świadomość
nieuchronnej śmierci,
a
podczas ostatniego okresu życia będzie zdana jedynie na pomoc ze
strony innych". Jest możliwe, że taka osoba będzie mieć po
prostu dość życia. Może bądź to zauważyć, bądź to wmówić
sobie, że inni opiekują się nią, "bo tak wypada". Jeśli
poczuje się, że jest się ciężarem dla otoczenia (niezależnie od
tego, co myślą i czują inni), łatwo będzie się zdecydować na
przyspieszenie własnej śmierci. Jeżeli wspomni się statystyczną
skuteczność samozagłady dla osób powyżej 71 roku życia, to
widać, że taki tok rozumowania może być skuteczny. Tutaj nie ma
krzyku, że "jest mi źle, zobaczcie to!". Wręcz
przeciwnie, to jest odejście ciche, w spokoju, aby nie męczyć
innych. Pojawia się tutaj pojęcie samobójstwa altruistycznego,
czyli takiego, aby poświęcić siebie dla innych. Skrajnym
przykładem może być sytuacja, gdy są dwie osoby dla siebie
bliskie, zakochane w sobie i nagle pojawia się taki wybór: albo
popełnisz samobójstwo, albo ja zabiję twoją ukochaną. Jest to
skrajny przypadek, niemniej oddaje bardzo dobrze pojęcie samobójstwa
altruistycznego.
Oczywiście przykładów takich można przytoczyć mnóstwo, jednak wszystkie byłyby w mniejszym lub większym stopniu powtórzeniem tego dość skrajnego przypadku.
Następna
cecha, która w mojej opinii jest również czynnikiem ryzyka, to
osobowość samotnika. Nie mam na myśli tutaj skrajnego przykładu
izolacji człowieka od innych ludzi. O to raczej ciężko, aczkolwiek
wiadomo, że są ludzie, którzy dobrze czują się w dużym
towarzystwie, mają mnóstwo znajomych, kolegów, przyjaciół, w
zasadzie nigdy nie są sami w tym sensie, że w danym momencie nie ma
przy nich jakiejś drugiej osoby. Inni natomiast mają oczywiście
swoje grono znajomych i przyjaciół, jednak dużo mniejsze, na
przykład maksymalnie kilkuosobowe, poza tym cenią sobie chwile
samotności, gdy mogą być gdzieś tylko sam na sam ze sobą i
własnymi myślami. Pragnę zaakcentować, że ani jedno ani drugie
nie jest złe. Chwile samotności same
w
sobie nie są niczym złym, nie należy ich potępiać, wręcz
przeciwnie - powinny być należycie uszanowane. Jednak mogą one być
również czynnikiem ryzyka dla potencjalnego samobójcy. Z czego to
wynika? Jeśli ktoś nie jest jednostką wyizolowaną, aczkolwiek
lubi czasem być sam, to ten fakt sugeruje, że tą osobę zna może
jedna, może dwie inne osoby, niekoniecznie na tyle, aby móc się
domyślać, co dana osoba może mieć na myśli mówiąc pewne słowa
bądź zachowując się specyficznie. Tutaj dochodzi pojęcie
otwartości danej jednostki na świat. Mała liczba znajomych
sugeruje, że dana osoba niechętnie mówi o sobie, bądź po prostu
nie ma ochoty być znaną przez wiele osób. Może to doprowadzić do
izolacji, gdy zaczyna brakować kogoś z jej otoczenia.
To
może być na przykład czyjś wyjazd kilkudniowy, bądź choroba,
która uniemożliwi bezpośredni kontakt np. w pracy, czy na uczelni.
Może wtedy dojść do sytuacji, gdy osoba zostaje niemal sama wśród
ludzi, których nie zna,
a
z drugiej strony z różnych względów nie chce poznać (wydaje się,
że głównym powodem ku temu, jest fakt, że żeby poznać kogoś,
trzeba dać poznać też siebie), a to doprowadza do krótkotrwałej
alienacji od ludzi. Z kolei izolacja od kontaktów międzyludzkich ma
duży wpływ na nastrój człowieka, a co z tym związane, może być
w tym mechanizmie czynnikiem ryzyka popełnienia samobójstwa.
Nie bez znaczenia jest podejście do codziennych problemów. Można mówić bowiem o optymistach i pesymistach. Wiadomo, że pozytywne nastawienie to spora część sukcesu, natomiast postawa rezygnacyjna, generalnie jako nie motywująca, nie pozwala osiągać takich wyników w życiu, jakich mogłoby się oczekiwać, co może prowadzić do obniżania samooceny. Tak zaczyna się błędne koło między pesymizmem a spadkiem samooceny.
Nie zamierzam tworzyć tutaj kompletnego obrazu psychologicznego potencjalnego samobójcy, a jedynie zwrócić uwagę na kilka czynników ryzyka. Nie jest powiedziane, że występowanie wyżej wymienionych cech (bądź szeregu innych) świadczy o tym, że dana osoba w przyszłości zginie z własnej ręki, bo można być zamkniętym w sobie pesymistą, który ma niewielu znajomych, jest wrażliwy aż do bólu i nigdy nie próbować nawet targnąć się na własne życie, jednak warto byłoby zwrócić uwagę, że takie osoby mają większe predyspozycje do tego, aby zauważyć lub wmówić sobie powód do samobójstwa.
Warto jest czasem pomyśleć nad sobą w kategoriach socjologicznych, gdzie pojęcie jednostki nie oznacza jedynie danej osoby, nas samych, lecz jest raczej wyrazem tego, jak człowiek egzystuje wśród innych osób. Często definiuje się zdrowie jedynie jako brak choroby somatycznej bądź psychicznej, a pomija się fakt, że człowiek nie jest wyizolowaną jednostką żyjącą sama dla siebie, lecz jest częścią większej grupy - społeczeństwa, czy choćby grona bliskich lub znajomych. I właśnie w tym ujęciu doskonale uwidacznia się to, że aby być zdrowym, aby naprawdę dobrze się czuć, to nie tylko należy być zdrowym fizycznie i psychicznie, lecz także umieć harmonijnie współistnieć ze swoim otoczeniem.
Dobrze
by było, gdyby stosunki międzyludzkie układały się zawsze
pomyślnie, lecz rzeczywistość okazuje się brutalna...
Wcześniejszy przykład odnośnie osoby wrażliwej wcale nie musiał
być wyssany z palca. Wszyscy wiemy, jak wyglądają stosunki
międzyludzkie, że, delikatnie mówiąc, nie są idealne. I nie
dotyczy to samobójstw, lecz właściwie każdego problemu
społecznego. Czy osoby niepełnosprawne mogą czuć się dobrze, gdy
są traktowane jak piąte koło u wozu? Czy osoby psychicznie chore
mogą szybko i łatwo odzyskać bądź zdobyć satysfakcjonujące
stanowisko w hierarchii społecznej? Czy mogą być wysłuchane i
zrozumiane w taki sam sposób, jak osoby mieszczące się granicach
"norm"? Czy można czuć się bezpiecznie, gdy późnym
wieczorem przejdziemy się na spacer po parku? Odpowiedzi nie są
niestety obiecujące... Niestety, taka jest rzeczywistość; można
zaobserwować patologiczną sytuację
i
"dosłownie ręce opadają", gdy widzi się pewne
zachowania, bądź wzorce zachowań, jakie istnieją w niektórych
grupach społecznych, które zaprzeczają, jakoby człowiek miał być
istotą najbardziej rozwiniętą w porównaniu do zwierząt. Nie
trzeba wspominać chyba o fali przemocy i stosowanej w brutalny
sposób przez nieletnich i też przemocy wobec nieletnich, o coraz
śmielszych
i
właściwie bezkarnych przestępstwach. I nie dzieje się nic, aby to
zmienić. Zdarzyła się nawet taka sytuacja, że pewien mężczyzna
był na spacerze
i
zobaczył jak trzech młodych ludzi okrada osobę niepełnosprawną.
Stanął
w
obronie tego człowieka, przepędzając napastników. Następnie oni
nadal bezkarnie chodzą po ulicy, natomiast ten mężczyzna był
ciągany po komisariatach za napaść na nich. Gdy wszystko się
skończyło, powiedział: "nigdy już nie stanę w niczyjej
obronie". Czy można się mu dziwić? Dlaczego o tym wspominam?
Bo to silnie wiąże się między innymi z samobójstwami. Żyjemy w
takich czasach, gdzie więzi społeczne zostały silnie rozluźnione,
o ile nie zerwane. Każda osoba myśli o sobie i swoich najbliższych.
Nie najlepsze warunki ekonomiczne sprawiają, że ludzie gonią za
pieniądzem, bądź popadają w rezygnację, że może być lepiej,
oraz w nałogi a czasami w konflikt z prawem. Czy można winić za to
ludzi? Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek był w stanie wskazać
jedną osobę jako winną. Z tego powodu, że skoro społeczeństwo
jest chore (z wszystkimi tego konsekwencjami), to nawet najgorętsze
starania jednej osoby nic nie zmienią. Jedyne na co można mieć
nadzieję, to wspólne próby poprawy swojego zachowania wobec
innych. Jednakże i to nie będzie możliwe, gdy nie będzie po
prostu na to czasu, gdyż w większości spędza się go na tym, aby
zarobić pieniądze, aby móc godnie żyć. Czego zatem oczekuję?
Chciałabym, aby z biegiem czasu, ludzie stali się dla siebie
bardziej otwarci, aby nauczyli się słuchać i rozumieć drugiego
człowieka oraz aby stereotypy powoli zanikały. Nie oczekuję, że
stanie się to z dnia na dzień, jednak mam nadzieję, że tak kiedyś
będzie.