Dyjariusz Samuela Maskiewicza Początek swój bierze od roku94 w lata po sobie

Dyjariusz Samuela Maskiewicza.

Początek swój bierze od roku 1594

w lata po sobie idące.


Roku 1594

Zjawił [się] Naliwajko1, Kozak zaporoski, i czynił złego siła w Litwie, mając z sobą ludzi kilka tysięcy, a hultajstwo coraz do niego się kupiło na swawolą. Ruszyły się powiaty przeciw niemu i rotmist-

rzom pieniężnym przypowiedziano[2]. Uchodził ostrożny, aż pod Łub-niami dostał się w ręce. Zaraz [go] do króla jego mości odesłano, z kilką [ludzi] znacznych. Potem [był] ćwiartowany.

Brat pan Jan na tę ekspedycją był z panem Słuszką Mikołajem.

1598. Ekspedycja do Multan za Michałem [3].

1599. Konfederacja multańska w Samborze.

1600. Król jego mość do Inflant z wojskiem [pojechał]. [Wraz z nim] hetmani obydwa: Jan Zamoyski kanclerz i hetman wielki koron­ny, Stanisław Żółkiewski hetman polny koronny4. Ja natenczas na parę koni z panem podkanclerzem litewskim Wojną. Tegoż roku brat, pan Jan, ożenił się z córką pana Chreptowicza Bogdana, referendarza Wielkiego Księstwa Litewskiego.

1 Semen Naliwajko — przywódca powstania kozackiego na Wołyniu. Pojmany i ścięty został w roku 1596.

2 Tzn. dano im listy przypowiednie, czyli zezwalające na zaciąg ochotni­ków na wyprawę.

3 Wyprawa Jana Zamojskiego do Wołoszczyzny przeciwko Michałowi, hospodarowi wołoskiemu. Działo się to jednak w 1600 roku.

4 Wojna o Inflanty w latach 1601-1602, po wtargnięciu do nich Karola Sudermańskiego.












1602. Konfederacja inflancka.

Po wyjściu królewskim z Inflant pan Radziwiłł wojewoda wileński natenczas i hetman wielki litewski w Inflanciech został z panem Ka­rolem Chodkiewiczem1 starostą żmujdzkim, natenczas jak dwaj koci.

Tegoż roku zjawił się Dymitr, syn cara moskiewskiego Iwana[2], co go zwano Tyran, u księcia Adama Wiśniowieckiego w Brahiniu, który dziwnymi sposobymi uchodząc rąk tyrańskich Borysa Hoduna3 chciwego państwa, tułał się przez lat 13 nie oznajmując się nikomu, a że upatrzył czas, tegoż roku był u króla jego mości w Krakowie z księciem Wiśniowieckim Konstantym. Pan wojewoda sędomirski i Mniszech, wziąwszy go na przejrzenie swoje, miał pieczę o nim i cór- kę mu swoją Mariannę w małżeństwo obiecał. Na tym zyskał niewiele uciechy.

1603. Carzyk szedł ku Moskwie . Pan wojewoda sędomirski z nim w słabej bardzo potędze. Zrazu jeno w 700 koni żołnierza pieniężnego roty. Chorągiew carska, chorągiew pana starosty sanockiego Mniszka5, chorągiew pana Dworzyckiego, chorągiew pana Fredrowa, chorągiew pana Nieboroskiego. Moskwa pod Nowogrodem6 stawiła im pole, dufając wielkości swoich, których było 80.000. Kniaź Mści-sławski wodzem był u nich. Nasi tę potrzebę wygrali za pomocą Bo­żą i samego Mścisławskiego byli pojmali, ale go odgromiono. Koza­ków zaporoskich było w tej potrzebie przy naszych 2.000, potem dniem przyszło ich było 10.000, ale omieszkali. Borys Hodun, car


[1]Jan Karol Chodkiewicz był wówczas hetmanem polnym litewskim. [2] Dymitr był młodszym synem Iwana IV Groźnego, zamordowanym przez Borysa Godunowa w Ugliczu w 1591 r.

[3]Borys Godunow był szwagrem syna Iwana Groźnego, Fiodora, ostatnie­go cara z rodu Rurykowiczów, po śmierci którego objął tron moskiewski.

[4]Dymitr wyruszył dopiero na jesień 1604r.

[5]Syna wojewody sandomierskiego i brata Maryny.

[6] Chodzi o Nowogród Siewierski. Bitwa odbyła się 30 XII 1604 r.

[7]Fiodor Iwanowicz Mstisławski.








moskiewski natenczas, z rozpaczy truciznę wypiwszy, sam i z żoną, i z synem pomarli1.

1605. Miesiąca lunii[2], 6 dnia. Jechałem do Moskwy z pocztem. Przymknąszy się ku granicy moskiewskiej do Brahinia książąt Wiś-niowieckich, dowiedziałem się, że już car Dymitr pierwszy poszedł na stolicę był i koronowan na święty Michał3. Nie miałem się tam po co kwapić, zostałem [więc] pod Brahiniem przy panu Janie Jundzile, gdziem się miał ledwo w niebie lepiej.

Tegoż roku o Pannie Maryi Zielnej Tatarowie w Podolu wielkie szkody poczynili i około Kijowa domów szlacheckich bardzo siła za­brawszy, białychgłów i panien szlacheckiego stanu w niewolę pobrali bardzo wiele.

Tegoż roku na kwarcianego żołnierza zaciąg czyniono. Pan hetman sam Żółkiewski; rotmistrze: pan Jan Potocki starosta krzemieniecki5, pan Jakub Potocki6, pan Andrzej Potocki, pan Struś7, pan kamieniecki Prętwic8, kniaź Rużyński9, pan wojewodzie ruski Galski10, pan halic-

1 Według Budziły, Borys Godunow zmarł na apopleksję, albo go otruto, a dopiero po poddaniu się Dymitrowi wojsk moskiewskich na wieść o śmierci Borysa Godunowa, żona Borysa podała truciznę synowi i córce; z całej trójki przeżyła tylko córka, która trucizny nie wzięła.

2 czerwca

3 29 września. Dymitra koronowano w Moskwie 31 lipca. 415 sierpnia

5 Jan Potocki był starostą latyczowskim, a od roku 1608 wojewodą bracławskim, zmarł 22 IV 1611 r. pod Smoleńskiem.

6 Jakub Potocki, brat Jana i Andrzeja, kasztelan kamieniecki; po śmierci Jana został wojewodą bracławskim; wszyscy trzej wezmą udział w wyprawie moskiewskiej.

7 Mikołaj Struś, starosta halicki, chmielnicki, śniatyński; weźmie udział w wyprawie na Moskwę.

8 Jakub Prittwitz, kasztelan kamieniecki.

9 Książę Roman Rożyński, hetman wojsk drugiego Dymitra Samozwańca, zmarł 4 IV 1610 r. w Osipowie.

10 Wojewodą ruskim był Stanisław Golski.









ki Galski , książę Wiśniowiecki Michał[2], ale go degradowano, bo nie przybył do potrzeby, pan Tworzyjański, pan Świrski.

1606 Febr3 l dnia. Wesele pana Hlebowicza z księżną Korecką w Korcu. Wziął po niej 30.000 złotych gotowych. Na wesele siostrzenicy swojej księżna Wiśniowiecka jechała do Korca; jechałem i ja przy niej, już ze wszystkim się wybrawszy z pocztem i czeladzią.

Sfebruarii pan wojewoda trocki4 przyjechał do Korca. Tamże mi nawarzono piwa, żem go ledwo zbył.

15 Febr. do Korca, die l Febr. Wesele pana Hlebowicza.

[Kiedyśmy przyjechali] do Hulów, wsi pana Jazłowieckiego, woje­wody podolskiego, chłopi zbuntowawszy się, nie chcieli do wsi chorą­gwi puścić, aże ich nasieczono i nabito. Od pana wojewody był w tej wsi pan Słupski panem.

Tegoż roku wesele króla jego mości z drugą królową5 [było]. Po­cząwszy [się] przed Bożym Narodzeniem, trwało aż do mięsopustu.

Tegoż roku w Wielki Post jego mość pan wojewoda sędomirski Mniszech córkę swoją Marynę wziął do Moskwy carowi Dymitrowi w małżeństwo, z którego się niedługo cieszył.

Tam w Chreptejowie od zbójców mieliśmy wielkie przenagabanie, że nie Iza było i na przystawstwo6 się wychylić czeladnikowi. Prze-szpiegowawszy ich, jechaliśmy i pojmali[śmy] samego herszta tych zbójców, Sałatę, którego odesłano do Baru do pana wojewody rus­kiego Gulskiego, bo on był na hetmańskim miejscu. I tamże [był] ćwiartowany [ten Sałata]. Potem się uskromiło.

Tegoż roku w poniedziałek po Świątkach koło pod Lublinem naj-pierwsze rokoszowe8 [było]. Tamże w Płoskirowie nowiny nas zaszły

Kasztelanem halickim był Jan Gulski. [2]Ojciec Jeremiego Wiśniowieckiego.

Februarii — lutego

Aleksander Chodkiewicz.

5 Wesele Zygmunta III Wazy z Konstancją Habsburżanką, 11 XII 1605 r. w Krakowie.

Przystawstwo — miejsce postoju i zaopatrzenia wojska. 7 W 1606 r. — 15 maja, Świątki — 14 maja.

Był to słynny rokosz Zebrzydowskiego.



z Moskwy niepocieszne, że Moskwa, zmieniwszy naszych, pobili, i cara swego zabili, a drugich naszych do więzienia wziąwszy na zamki różne ich rozesłali co znaczniejszych, jako pana wojewodę sędomirs-kiego Mniszka, pana starostę sanockiego, syna jego, księcia Wiśnio-wieckiego Konstantego, pana małagoskiego1, który był posłem na to wesele od króla jego mości, pana Ratomskiego, starostę ostrskiego; i same carową ze wszystkimi białogłowami polskimi, ale pierwiej im fi­giel każdej z osobna wystroiwszy.[2]

Ruszyliśmy się z Płoskirowa 12 lulii3 pod mogilnice4 na popis5, bo ten był rumor, a stamtąd odłożono go pod Gliniany, i z tego aż po­tem pod Wiśnią pro l Aug.6, gdzie nie był popis, ale koło senatorskie, którzy uradzili iść nam pod Wiślicę, bo król jego mość był w wielkim niebezpieczeństwie od rokoszan. Natenczas nowym rotmistrzom przy-powiedziano służbę, to jest panu Bałabanowi, panu Święcickiemu, pa­nu Żaboklickiemu, panu Chomętowskiemu, panu Chołoniewskiemu.

3 Augusti pod Wiślicą do obozu weszliśmy. Rokoszanie pod Sędo-mirzem i Pokrzywnicą swoje koło mają i zjazd do czego są powodem jego mość pan wojewoda krakowski Zebrzydowski i pan podczaszy li­tewski książę Janusz Radziwiłł. Natenczas starał się król jego mość z pilnością, aby rycerstwu dał pieniądze, bo już im ćwierć była wyszła[7] ale że ich w skarbie nie było, dawano w zastawie srebro królewskie stołowe, które zaraz w sześciu niedziel wykupione od nas [zostało]. Ja natenczas wjechawszy pod chorągiew pana Tarnowskiego Grotusa, to srebro odbierałem ze skarbu i oddawałem między towarzystwo. Nąj-dowały się w wojsku bunty między towarzystwem. Wykrzykując na

1 Kasztelana małagoskiego, Mikołaja Oleśnickiego.

2 W wydaniu wrocławskim (Ossolineum), opartym na rps. kórnickim, jest dalej: „Pocieszna nowina rodzicom, słysząc o takim powodzeniu córeczek swoich, bodaj oni sami na swoje pociechy takie zawsze patrzyli, co to robili. Jakoż stał Bóg za szkodą, choć potem."

3 lipca

4 W wyd. wrocławskim jest: Mogilnice.

5 przegląd wojska

6 na l sierpnia (augustii)

[7] Tj. skończył się im żołd za ćwierć roku.


146 Samuel Maskiewicz

rokosz (czego nie mniejszą przyczyną było danie po gębie od pana

Strusia towarzyszowi jednemu z roty pana Święcickiego w kole gene­ralnym) już się były zawzięły koła nieźle. Kilkakroć schodziliśmy się do koła w pole. Za marszałka mianowano było pana Sepiekiewskiego. Ledwo temu zabieżał pan hetman. Król jego mość wtenczas w Wiślicy był, kiedyśmy obozem leżeli pod Wiślicą. Ruszyło się wojsko do obozu pod Wiślicą z królem. Die 6 septembris1 ku rokoszanom [po­szło] pod Pokrzywnicę.

Die 18 septembris, doszliśmy ich pod Janowcem nad Wisłą, to jest pana wojewodę krakowskiego Zebrzydowskiego, pana podczaszego li-

tewskiego księcia Radziwiłła i pana Stadnickiego łańcuckiego[2]. Mo­gło ich być ze dwa tysiące. Postrzegłszy się Stadnicki, w kilkaset czło­wieka swoich przeprawił się przez Wisłę ku Kazimierzowi, a owi dru­dzy już nie mogli przyjść do tego, bośmy prędko nastąpili na nich. Po niemałej chwili przez kontrakty wymogli to na nich, że dali na się asekuracją3 królowi jego mości pan wojewoda krakowski i pan pod­czaszy litewski, jako więcej nie mieli turbować Rzeczypospolitej i w pokoju się rozjechać. Wzięto ich jednak było na słowo do obozu kró­lewskiego obudwu i byli tam do trzeciego dnia, aż po tej asekuracji pozwolono im [odjechać], a Stadnicki diabeł kpił z tego, za Wisłą bę­dąc.

Nie ustały jeszcze i tam bunty w wojsku. Zjeżdżało się towarzyst­wo kilkakroć do koła w pole. [Za] marszałka wzięli sobie pana Lips­kiego Gabriela z roty hetmańskiej, który żeby był nie umknął, ledwo by mu nie wzięto szję. I tak się poskromiło4.

Poseł wielki do Turek pan Daniłowicz starosta drohobycki, gdzie nic nie sprawiwszy, przyjechał, bo go i słuchać nie chciano, powiada-

1 dnia 6 września

[2]Stanisław Stadnicki, łańcucki, starosta zygwulski — szerzej o Stadnic-kim („Diable Łańcuckim") i o jego udziale w rokoszu Zebrzydowskiego moż­na przeczytać w „Prawem i lewem" Waleriana Łozińskiego.

3 ubezpieczenie

[4]Tu w rękopisie Bibl. Czartoryskich kilka dat opuszczono, tak więc następny akapit zaczyna się już po dacie 15 grudnia.


Diariusz... 147

jąć, że u was interregnum [jest] teraz. A to z praktyki Batorego , który był elektem od wojewody krakowskiego na królestwo.

Król jego mość nam na dosługiwaniu służbę wypowiedział — nie­zwykłym sposobem w niedziel dwie przed wyjściem ćwierci3.

[Roku 1607]

Die 15 lunii wjechaliśmy pod chorągiew księcia Poryckiego4. I zaraz do obozu pod Warszawę. Wojsko się ściąga do obozu pod War­szawę, co przy dostojeństwie Jego Królewskiej Mości byli. Król jego mość w Warszawie. Warszawa pogorzała wszcząt. Król jego mość do obozu.

Die 18 lunii, rokoszanie pod Warszawę, we 3 mil od nas. Słaliśmy posłów swoich do nich, aby i nas przestrzegli jako bracią, jeśliby co takiego wiedzieli o Rzeczypospolitej na kogo, abyśmy przy nich za­równo o dobro ojczyzny zastawiali się. Ci nic gruntownego nie powie­dzieli nam i kiedy już widzieli, żeśmy mieli na nich nastąpić, ruszyli się 29 lunii precz.

Die 30 lunii, zanimeśmy się ruszyli, doszliśmy ich pod Warką. Tamże, kiedy już wojsko szykować poczęto, krzyknęli niektórzy nasi, że „my się bić z bracią nie będziemy, ale raczej niechaj pan wojewoda krakowski pokazuje, co na kogo wie szkodliwego Rzeczypospolitej; my zdrajców ochraniać nie chcemy, jeno przy dostojeństwie Jego Królewskiej Mości oponujemy się5". Co widząc król, że nie mogło być inaczej, zezwolił na wszystko, chcąc dosyć czynić. I [również] pa­nowie senatorowie wszyscy. Na tym jednak rzeczy stanęły, że roko­szanie o dwie mile od Warki będąc, w mili między sobą namioty roz-

[1]

bezkrólewie

[2]Gabora Samlyo Batorego, księcia siedmiogrodzkiego. 3 W wyd. wrocławskim ten akapit jest pod datą 27 XII 1606 r.; następny akapit dotyczy już roku 1607.

[4]Księcia Janusza Poryckiego.

[5]Tutaj w znaczeniu: opowiadamy się.







148

biwszy, deputaty1 wysadzić z obu stron [mają]. Miało być [ich] po 30, po większej części z rycerstwa, którzy uznawszy, przy kim by wina zo­stawała, egzekucją czynić mieli. Rokoszanie jako się ruszyli, nie oparli się aż w Radomiu, mil 7. Dopiero król widząc ich szalbierstwo ukazał niewinność swoje rycerstwu i potrzebował, abyśmy się podpisali stać statecznie przy nim; cośmy uczynili. A tych, którzy przyczyną tych buntów byli, jako Leźnickiego z roty pana Żaboklickiego, dał ob­wiesić. Rudziński się strachu najadł, bo [o] trochę nie był tam, gdzie i drugi. Już go [bowiem] było i nakryto. Ruszywszy się za nimi spod Warki doszliśmy ich die 5 Mii pod Guzowem i Orańskiem. Tamżeś-my mieli potrzebę z nimi. Za łaską Bożą, szczęśliwie. W tej potrzebie uniósł koń twardousty2 jednego pana, co był przy królu, a mianowicie

Daniłowicza, wojewodę ruskiego, zięcia hetmana (natenczas jeszcze krajczym był koronnym), za mil 12, aż się trzeciego dnia wrócił. By to był chudszy uczynił, szkodziło by mu to bardzo, a temu kat wadzi.

W tej potrzebie był pan hetman litewski4 z kilkaset ludzi żołnierza inflanckiego, ale nie rządził niczym, jeno swoimi. Pan Żółkiewski, hetman polny koronny wojskiem sprawował.

Pod ten czas konfederacja grodzieńska była, w której i sam pan hetman Chodkiewicz Karol z nimi się skonfederował był. Po tej po­trzebie rozłączyło się wojsko z królem, bo król jego mość do Krakowa poszedł, a wojsko pod Krasnystaw.

Die8 lulii na czatę wyprawiono pana Strusia, starostę chełmnic-kiego [chmielnickiego], po pana Herburta Szczęsnego, który w kilku­set ludzi będąc, znowu na rokosz rzeczy zaciągał. Wzięto go i zaraz do Krakowa odesłano do króla, gdzie w więzieniu był.

Die 12 septembris ruszyło się wojsko z obozu pod Krasnym Sta­wem ku Zawichostowi.

[1]posłów

[2]Tj. nieokiełznany.

[3]Jan Daniłowicz był mężem Zofii Żółkiewskiej, babki Jana III Sobieskiego

[4]Jan Karol Chodkiewicz.




149

Die 26 septembris pod Zawichost do Kwina [Kosina]. Pod ten czas Dymitr1 na miejsce onego zabitego Dymitra cara moskiewskiego zjawił się i udawał to: „że ja własny ten Dymitr car moskiewski, co mnie Moskwa, przyjąwszy na stolicę i koronowawszy, zabić chcieli, alem za Bożą pomocą uszedł". A to [mówił] chcący zaciągnąć żołnie­rza sławą pierwszego Dymitra koronowanego i na oszukanie samej Moskwy, choć nie był tym; czego wszystkiego niemal już był dokazał za potęgą naszych, bo już i państwo moskiewskie wszystkie zdało się mu było, prócz trzech jeno zamków, samej stolicy, Nowogroda" i Smoleńska. Carową też sobie za żonę miał, ale brał z nią ślub pota-

jemnie. [Tego] Dymitra wskrzesił był Miechowicki[3] . Jako go nadął, tak musiał skakać, bo tamtego Dymitra wszystkie sprawy i zwyczaje wiedział.

Die 30 octobris[4] ruszyło się wojsko z obozu pod Zawichostem różno. Jedni na leżą, drudzy do Wołoch hospodara prowadzić na państwo, Konstantego syna Wieremijowego5, jako panowie Potoccy wszyscy, pan Struś, książę Wiśniowiecki Michał; i sprawili dobrze. Uspokoiwszy rzeczy, wrócili się nazad szczęśliwie, a drudzy też ku Moskwie do carzyka się udali, jako kniaź Rużyński, który tam był hetmanem u niego.

Roku 1608

16 lanuarif siostra szła za pana Łopateckiego. Tegoż roku Tatarowie gotowi w polu byli, czemu gwoli wojsko na Ukrainę ruszone było, po Świątkach7 zaraz do obozu pod Obodne,

1 Drugi Dymitr Samozwaniec.

2 Chodzi o Nowogród Wielki.

3 Mikołaj Miechowicki — zaufany Dymitra, zginął zamordowany przez Rużyńskiego.

4 października

5 Konstanty Movila (Mohyła), syn Jeremiego, hospodar mołdawski (1607-1611), wyniesiony na tron przez polskich magnatów — Michała Wiś-niowieckiego, Samuela Koreckiego, Stefana Potockiego.

6 stycznia





między Winnicą a Niemirowem, gdzieśmy byli do świętego Michała1. Pod ten czas Kozacy zaporoscy, wpadłszy do ordy, Oczaków i Pe-rekop2 wysiekli, gdzie zdobycz niemałą wzięli, o co skarga była od cesarza3 u króla.

Z obozu tego wojsko na leżą się rozeszło. My znowu do Kowla [wróciliśmy] dla bezpieczeństwa lepszego Krakowa z Węgier od Bato­rego, bo jeszcze się rokosze nie utarły były. Kazano części wojska na Podgórze od granic węgierskich [bronić].4

Roku 1609

14 lanuarii Sejm w Warszawie. Na tymże sejmie król jego mość zaciągał na wojnę moskiewską za radą niektórych senatorów, obiecu­jąc tę wojnę przez dobycie szabli skończyć; ale mu Rzeczpospolita po­zwolić nie chciała. Zamysłom swoim przecie chcąc czynić dosyć, król obrócił wojsko kwarciane , przyczyniwszy więcej rotmistrzów ku Mo­skwie. Sam idąc już w drogę król jego mość z królową był w Lublinie. Czynił protestację6 przed deputaty, że cokolwiek Pan Bóg pobłogosła­wi na tej wojnie, nic na prywatę obrócić nie chce, ale na Rzeczpospo­litą.

Zostało na Ukrainie kwarcianych rotmistrzów kilka i nowych przyczyniono coś. Wszystkich ledwo było z 1.000 koni. Na miejscu hetmańskim został Gulski, wojewoda ruski. Wojsku temu, co z królem do Moskwy [szło], dano na ćwierć jeno pieniądze i niżeśmy pod Smoleńsk przyszli, ćwierć nam wyszła.

1W 1608 r.25maja. 129 września

2 Oczaków — twierdza tatarska przy ujściu Dniepru; Perekop — twierdza tatarska u wejścia na Krym.

3 Czyli od sułtana tureckiego, wtedy Ahmeda I.

4 W tym miejscu, w rękopisie Bibl. Czartoryskich, dwa akapity opuszczo­ne, tak więc następny dotyczy już roku 1609.

5 Wojsko zaciężne, któremu wypłacano żołd w postaci tzw. ćwierci, czyli co kwartał.

Tu w znaczeniu: sprostowanie.




151

Do Moskwy wojsko ruszyło się z królem jego mością około Świą­tek.1 Ja z chorągwią księcia Poryckiego z Kowla w tydzień po Świąt­kach ku Moskwie, sam naprzód do domum się puścił. Przy poczcie zostawiłem brata, pana Gabriela, któregom odzyskał od pana Ostroro-ga bełskiego kasztelana. Pana Jana brata w Jątrzę zastałem znowu z żoną, a panią matkę w Serweczu. Wtenczas panu Gabrielowi bratu dano kilka koni z rynsztunkiem, wyprawując go na żołnierską.

Die 29 septembris król jego mość z wojskiem pod Smoleńsk

[przyszedł], w dzień świętego Michała ultro[2], z wojskiem dość świet­nym i ozdobnym, tak z ludzi pieniężnych, jako i pocztów dworskich i

pańskich, [wśród] których było niemało i wolonteriuszów[3] . Kładło się wszystkiego wojska na 12.000 oprócz piechoty i Tatarów litewskich, i Kozaków zaporoskich. Ale jaki pożytek i przysługę z tych pocztów i wolonteriuszów miał król jego mość, doznali tego kraje litewskie na sobie i Biała Ruś, gdzie i tam i sam przechodząc, szkody wielkie po­czynili. Doznało tego [również] i wojsko pieniężne, których bardzo prędko w żywność zgłodzili, wyganiając często i wielkimi stady doby­tki za granicę. Doznał [tego też] Jego Królewska Mość na sobie, któ­rego jeno przy samym pieniężnym wojsku zostawiwszy, a nic się nie bawiąc z plonem wielkim i dobytkiem, nazad się wracali.

Hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski, który z królem do Moskwy [pojechał], dniem przedtem4, niż wojsko nastąpić miało, je-chawszy pod Smoleńsk ostrożnie obozowi miejsce upatrzył i zatoczył go nad Dnieprem przy dolinie, między trzema monasterami murowa­nymi; jeden Świętej Trójcy, drugi Świętego Spasa, trzeci Najświętszej Panny, które już były wyprzątnione od Moskwy. W jednym z tych mo-nasterów, Najświętszej Panny, stanął hetman koronny Żółkiewski; w drugim, Świętej Trójcy, marszałek litewski Dorohostajski5; w trzecim,

1 W 1609 r. — 7 czerwca.

2 W wyd. wrocławskim: ultro vel altro.

3 ochotników

4 dniem przedtem — o dzień wcześniej

5 Marszałek wielki litewski Mikołaj Dorohostajski.





152

Świętego Spasa, kanclerz litewski Sapieha1. Ten niedługo się tam rozgaszczał, bo go Moskwa wystrzelała z niego, że [dopiero] aż nad Dnieprem, kazawszy sobie dwór zbudować w dolinie, miał pokój od

nich. Piechotę niemiecką położył przed obozem ku zamkowi. Tej było

2.000 z Prus z Wajerem Ludwikiem starostą puckim[2]. Ale więcej potem ich wyzdychało od niewczasu, a niż w potrzebie wybito.

O trzecim dniu król jego mość sam z hetmanem i senatorami wy­jechawszy położenie zamku upatrywał; jakim by sposobem wojsko około niego położyć, aby tak z żywnością, jako i z wiadomością od swoich trudne przejście do nich nie było. Tymczasem ochotnikowi ka­zano na harc pod zamek [iść], aby Moskwa nie zrozumiała, co by to [być miało].

Moskwa widząc, że już szańce nasi kopają, fundują się na długą [obronę?] (o czym oni nie rozumieli). Posadę3 zapaliwszy, sami wszy­scy do zamku weszli, których się kładło natenczas do 70.000. Woje­wodą u nich [był] Szeyn4, wojownik dobry i biegły i czuły w rzeczach rycerskich.

Położenie zamku i miasta smoleńskiego takie jest: między zam­kiem a miastem rzeka Dniepr bieży, to jest na jednej stronie rzeki za­mek, a na drugiej miasto. Jest jedna góra zamkowa pochyła bardzo ku Dnieprowi, rowów wiele w sobie mająca i głębokich. Gór w niej 7, gdzie z jednej do drugiej bardzo by trudne przejście było, [gdy]by nie mosty. Miasto aż do Dniepru w równiejszym miejscu siedzi niż zamek, ale błotnym. A przecież góra się wydaje dalej jako i w zaniku. Mur zamkowy [jest] wszerz na 3 sążnie5, a wzwyż na 3 kopie6. Baszt około niego tak w kwadracie, jako i okrągłych [jest] 38. Kwadratowa

1 Lew Sapieha.

[2] Starostą puckim był Jan Weiher, a Ludwik, brat Jana, był starostą koś-cierzyńskim — obaj brali udział w oblężeniu Smoleńska.

[3]Posada (z roś.) — osada położona poza murami; podgrodzie. 4 Michał Szein.

Sążeń (siąg) — rozpiętość rozstawionych ramion = 1,7 - 2,14 m. Trudno określić tę miarę, bo kopie miewały długość od 2 m najkrótsze, do nawet 5,5 m husarskie (sądząc po grubości muru, raczej to drugie).




153

baszta miała w sobie w jednej ścianie z nadworza 9 albo 10 sążni, a baszta od baszty [oddalona] na sążni 200, wokoło muru zamkowego więcej [było] niż na milę.

Oblężenie zamku smoleńskiego takim sposobem [następowało]. Z przyjazdu do Polski, z zachodu słońca nad Dnieprem, jakem wyżej powiedział, obóz między trzema monasterami dosyć szeroki i warow­ny stanął. W tym obozie król jego mość sam [był z] hetman[em]. Most

na Dnieprze w niżu pod monasterem Świętej Trójcy zbudowany [był]. Przed obozem na górze ku zamkowi w szańcach między koszami dział trzy nośnych stanęło, z których w zamku szkodę niemałą przez wierzch muru [czynili]; przy nich piechoty polskiej 300 [było] z Dobroskim i Beriałem, rotmistrzami polskimi. Dalej jeszcze ku zam­kowi w dolinie, w szańcach między koszami1, działa burzące stanęły, z których mur bito, ale zrazu nieszkodliwie, aże potem z Rygi zasiągł-szy dział potężniejszych, o czym niżej; od tych dział rowem przyszań-cowała się piechota niemiecka ku murowi bardzo blisko, [że] nie było więcej na sążni 15. Tamże nie dając się Moskwie i dziurą ukazać z muru szkodę w nich wielką czynili, skąd i podkopy pod mury po kilkakroć prowadzone były, o czym niżej. W tych szańcach pan Wajer [miał] niemiecką piechotę wszystkę i królewskich Węgrów 500 z Gra-jewskim, i Mazurów 200 [także]. Z drugiej strony przeciwko zamko­wi, za Dnieprem, na północy od zamku, obóz panów Potockich stanął na górze. Było w nim więcej nad 2.000 koni. Ci tamże około siebie straż miewali opatrzną. Od tego obozu ku zamkowi, przez Dniepr od zamku, na tym miejscu, gdzie miasto spalono, szańce marszałka li­tewskiego Dorohostajskiego były i piechoty jego 700. Dział w nich było 6, z których we środek zamku bito przez wierzch muru, bo się gó­ra zamkowa (jakom wyżej powiedział) wydała pochyła ku Dnieprowi tak, że mógłby zza Dniepra wszystkie domy w zamku zliczyć. Do tych szańców za Dniepr odważywszy się Moskwicinów 6 z zamku w łodzi jednej [przybyło] Wśród białego dnia porwali chorągiew w szańcach pieszą i uszli z nią do zamku przez Dniepr cało. Ta chorągiew była starosty sądeckiego Lubomirskiego. Z trzecią stronę na wschód słońca

[1]W rękopisie jest: Kostami.





154 Samuel Maskiewicz

nad Dnieprem w wierzchu po tejże stronie, gdzie i królewski obóz przy monasterze Świętego Ducha [był], stał obóz kozacki, których się liczyło na 10.000, pod czas1 było więcej, a pod czas mniej, kiedy na żywność odchodzili. Hetmanem u nich [był człowiek] ze Zborowa miasteczka. Zborowskim się zwał, Kozak starynny. Z czwartą stronę zamku, na południe, straż z obozu królewskiego potężna [stała], usta­wiczna; i we dnie, i w nocy, ostrożna po górach i dolinach (których tam bardzo siła tak około zamku, jako i we środku), że się ze strażą kozacką zawsze schodziła.

Die 12 octobris, po ściągnieniu wojska pod zamek w niedziel 2, zgotowawszy petardę i przyprawy na to potrzebne, szczęścia pokusić do szturmu usiłował król jego mość. I już by były rzeczy nie biorąc dalszego zaciągu koniec swój wzięły, ale przez nierząd i niesprawę naszych Pan Bóg nie pobłogosławił, bo petarda swój efekt uczyniwszy

bramę otworzyła i wpadło już do zamku naszych było, z Nowodwors-

kim kawalerem2, który tymi petardy sprawował, z kilkadziesiąt, i już Moskwa z blanków strwożona, i z domów tłumem wielkim do cerkwi uciekać i cisnąć się poczęła była, ale widząc, że posiłku naszym nie przybywało, obróciwszy się, wyparli z zaniku. A nasi starsi nie chcąc, aby wszyscy o tym wiedzieć mieli dla zdrady, nawet i tym regimenta-rzom, co piechotą sprawowali, tego się zwierzyć nie chcieli (Marek Węgrzyn kapitanem był u króla nad piechotą i ten zdradził. Powiadają, że nie chciał iść do dziury. Czy serca tak wiele nie miał, czy na zmowie z nieprzyjacielem był), piechotę wszystkę zaprowadziwszy na dnie w inszą stronę zamku, aby okrzyk i bałuch w nocy czyniąc Mos­kwę wszystkę do siebie obrócili, co i tak było. A ówdzie zaś do dziury zgotowanej nie było komu [iść]. I tak z niczym, straciwszy swoich kil­ku, nazad do obozu, jak już był dzień, wróciliśmy się. Moskwa zaraz ostrzegłszy się, bramy wszystkie kamieniem i piaskiem zafasowaw­szy3 , sztakiety z rębów4 przed każdą z nich postawiwszy, także nafa-sowali piaskiem i kamieniem, i strażą potężną opatrzyli.

1 czasami

2 Bartłomiej Nowodworski był kawalerem maltańskim.

3 Tu w znaczeniu: pogrubiwszy, podsypawszy.





Diariusz... 155

Żywnościśmy dostatek mieli. Nieprzyjaciel nam nie przeszkadzał, bo miał zabawę z carzykiem pod stolicą. Derewnie1 w mil 18, 20 i da­lej od Smoleńska zajmowano na towarzystwo. Pacholikowie mieszkali w nich bezpiecznie, a chłopi żywność wozili do obozu. Pan Gosiews-ki2 natenczas był już ze swoim ludem pod Białą, których mogło być koni z 500 oprócz zaporoskich Kozaków, i zameczku dobywał. Leży mil 18 od Smoleńska.

Kozaków zaporoskich na różnych miejscach w Moskwie wielkość okrutna była, których więcej niż na 40.000 się liczyło, a coraz to ich więcej przybywało i ledwo nie z koszem z Zaporoża byli wyszli. Po­sługę znaczną królowi jego mości czynili. Zamków pod nieprzyjacie­lem siła, czatę ubiegłszy wysiekli, a w krótkim czasie, jako: Putiwil, Czernikow, Poczapow, Brańsk, Kozielsk, Massalsk, Mieszerek [Mie-szczersk], Wiaźmę, Dorohobuż, i innych niemało.

Przy szańcach niedaleko od muru jest cerkiew Świętego Michała Archanioła, na której za owego tyrana był wierzch złoty, powiadają, i w wielkiej powadze, cudami się u nich wsławiła była. Do tej cerkwi, gdy się ofiarował car moskiewski (podczas wtargnienia króla Stefana najpierwszy raz do Moskwy3) prosząc świętego Michała o zwycięstwo nad królem polskim, więc że mu się nie według myśli powiodło, rozgniewawszy się na nie, kazał ją złupić ze wszystkiego ochędóstwa i dostatków, i z dział zbić wierzch; i miał ją w opale4, co i dziś się z nią dzieje.

Grubiaństwo wielkie między prostym ludem około wiary [jest]. Pod ten czas, kiedy król pod Smoleńsk podstąpił, okoliczni do lasów z bydłem uciekać poczęli, biorąc z sobą i obrazy z domów (w których oni nazbyt wielką ufność pokładają). Zatem kiedy nasi żywności w le­sie szukając i trafiwszy na nie bydło im pobrali, oni, rozgniewawszy

4 Tzn. palisady.

1 z roś. —wsie

2 Aleksander Gosiewski.

3 Chodzi o wojnę Stefana Batorego z Iwanem Groźnym w latach 1579-1581.

4 w niełasce






156

156 Samuel Maskiewicz

się na obrazy, powieszali ich w górę nogami na drzewie, na wzgardę ich mówiąc: „my wam się modlim, a wy nas od Litwy1 nie strzegli"."

Po oblężeniu zamku, mając król jego mość wolą do szturmu puś­cić, że już na petardy się ostrzegłszy, Moskwa bramy zafasowali. Dra­biny robić kazano, których miało być 80, a tak szerokich, że podle siebie 5 i 6 pospołu po jednym szczeblu iść mogło, a tak wysokie, jako mogło być drzewo najdłuższe w lesie. A drugie taczane na windach były zawieszone, która była na kształt szubienicy, na której drabina wpół wisiała, i tak były przed sobą prowadzone, którymi potem Smo­leńsk wzięto. Nie zaniechywali i podkopów pod mury z szańców pro­wadzić. Kusili się po kilkakroć kilka miejsc, mając nadzieję, że jeśli jedne nie pójdą, tedy drugie. Ale Moskwa była tak ostrożna, że nie mogły się przed nimi utaić żadne podkopy, bo mur3 smoleński przez mistrza dobrego jest tak ostrożnie zmurowany, że, mając w ziemi przy murze potajne podsłuchy, czuć4 wszędzie, dokąd podkopy prowadzo­ne bywają, l tak pod fundament murowy z zamku przeciwko naszym się kopając albo z sobą się trafią, albo spodkiem pod naszych podko­pawszy się prochami wyrzucą, gdzie oraz i dziurę zepsują, i ludzi zie­mią przywalą i poduszą; kędy aże trzeciego dnia i czwartego swoich z ziemiśmy dobywali, I tak do efektu długo podkopy przyjść nie mogły. Z dział też trudno było w murze dziurę uczynić, bo nie były potężne, aże z Rygi ich zasiągłszy, i to już beze mnie się działo, zlecam to tym, co tam byli zostali. Po długim jednak czasie i podkopy swój efekt wzięły, bo do tegoż miejsca były prowadzone, gdzie i z dział bito, za czym im nie Iza było zwykłych podsłuchów odprawować na tym tam miejscu. I właśnie pod ten czas, kiedy szturmem brano Smoleńsk,

1 Litwą nazywano w Rosji także Polaków.

2 W tym miejscu w wydaniu wrocławskim:

A drugi, kiedy mu wołu z obory wywiódł złodziej w nocy, porwawszy obraz z ściany wyrzucił go oknem na oborę, że wpadł w kał, mówiąc: „ja tobe się molu, a ty mene od zacia ne boronysz". A kiedy o co prosi kogo solenni-ter, nie mówi na imię Boże albo Chrystusowe, ale na imię Mikoły."

3 W rękopisie: sznur.

4 Tu: słychać.








Diariusz... 157

sztukę niemałą muru prochy wyrzuciły i przekopę1 zarównały, którą oni w zamku uczynili, nie dufając murom, aby od dział nie były wy­walone. I [tym samym] przejście naszym do zamku bardzo dobre uczyniły.

Roku 1610

Po Nowym Lecie2 in lanuario wyprawił król jego mość posły spod Smoleńska do wojska carskiego pod stolicę: jego mość pana Stadnic-kiego"3 leskiego, kasztelana przemyskiego, jego mość pana Skumina4 starostę bracławskiego i pana Andrzeja Kazanowskiego; a ci wszyscy mieli roty swoje i inszych kilka im było przydano. Ze wszystkich do 800 koni z posłami było. Carzyk pod ten czas na Tuszynie5 obozem stał, w mili od stolicy, w potędze wielkiej wojska koronnego, które był sławą pierwszego Dymitra koronowanego zaciągnął na borg6, i w wa­rownym obozie bardzo, tak miejscem z przyrodzenia, rzekami ze dwu stron wałami wielkimi i przekopami głębokimi od rzeki do rzeki obto­czony i obwarowany [był] tak, że go kładzioną obroną do dobywania warowniejszy [był] niż sama stolica moskiewska. Skąd by się wziął i zjawił ten carzyk, zda mi się na tym miejscu powiedzieć, bo o nim rzecz.

W roku 1606, po zamordowaniu tyrańsko carzyka pierwszego, ko­ronowanego Dymitra, za którym była Maryna, córka wojewody sendo-mirskiego Mniszka, o którym na swoim miejscu wzmiankem czynił, acz niedoskonałą. Ale niżej o tym dostateczniej. W rok, to jest 1607, Miechowicki, który u pierwszego carzyka nie pośledniejszym był, tra­fiwszy Moskala podobnego kompleksją7 nieboszczykowi, jął go pro-

1 rów, fosę

2 Nowym Roku

3 Stanisława Stadnickiego.

4 Janusza Skumina Tyszkiewicza.

5 Miejsce u zbiegu rzek Tuszyn i Moskwa, poza murami ówczesnej Moskwy.

6 zaciągnął na kredyt

7 powierzchownością, budową




158 Samuel Maskiewicz

mowować1 a udawać między ludzi, że carzyk uszedł tyrańskich rąk moskiewskich, jako i pierwu w małym wieku będąc, od Hoduna. Więc że był chłop grubian wielki, obyczajów brzydkich, bezpieczny w mo­wach plugawych2, uczył go policyi i akomodować się naszym3 przy­kładem pierwszego, co był polityk większy. Czynił to Miechowicki dla swego bardziej dobrego, bo się z niego miał mieć dobrze. A że bez wojska naszego obejść się nie mogło, zaciągał Miechowicki imieniem carskim, pisząc listy do kogo rozumiał, obiecując na koń husarski po złotych 70, a kozacki 50. Do tego też, aby go bardziej wsławił u ludzi za pierwszego, wiedząc o sekretach nieboszczykowskich, co z kim i ustnie,4 i listowne obietnicą, czym już i inszymi podobieństwy siła lu­dzi do siebie, rozumieniem pierwszego Dymitra, pociągnął, a częścią też, że wojska niemało bez służby w Koronie było i radzi byli tej oka­zji; szli z wielką ochotą jak na miód.

Naprzód Kniaź Roman Rożyński, po potrzebie wygranej rokoszo­wej przy królu pod Guzowem roku 16065 przetrwawszy blisko dwóch ćwierci; i kiedy się już wojsko spod Zawichosta, jedne na leżą, drugie do Wołoch, ruszać się poczęło, a on, zaciągnąwszy wojska z 1.000 ko­ni, udał się do carzyka, który był w Orle, na granicy oczekiwując na naszych.

Pan Młocki Andrzej po konfederacji grodzieńskiej, zaciągnąwszy kilkaset koni, tamże się udał, a za nimi szło co żywo. Pan Jan Sapieha6 starosta uświacki po konfederacji brzeskiej w kilku tysięcy koni tamże się obrócił.

1 wysuwać, wynosić

2 Tj. nie zważał na plugawą mowę.

3 uczył go policyi i akomodować się naszym — uczył go ogłady i ubiegać się o względy naszych

4W wyd. wrocławskim jest w tym miejscu: „...i listownie zawierał, wmówił weń, aby pisał listy do pana wojewody krakowskiego, przypominając [mu] i ustnych mów zawarcie,..."

5 W rękopisie błędnie: 1666.

6 Jan Piotr Sapieha, został hetmanem wojsk Dymitra po odejściu księcia Rożyńskiego do obozu królewskiego; zmarł 14 września 1611 r.



Diariusz... 159

Pan Zborowski Aleksander1, zaciągnąwszy 500 koni husarza do niego też poszedł.

Pan Wielamowski2 w 700 koni, którego pułkownikiem sobie obrali

towarzystwo, tamże poszedł.

Potem Rucki w kilkaset koni tamże poszedł. Orilkowski3 i Kopy-czyński w kilkaset koni także. I innych bardzo wiele, których nie wy­mieniam dla skrócenia. Tak że w jednym roku poszedłszy prosto pod stolicę i ufundowawszy obóz na Tuszynie żywności im dodawania bronił, a drugich z wojskiem na różne miejsca rozesławszy, kto się dobrowolnie zdać nie chciał, oblec i dobywać rozkazał. I tak na sie­dem obozów wojsko polskie carzykowe w ziemi moskiewskiej stało, którego się liczyło do 40.000. Samego kopijnika i więcej, Kozaków zaporoskich w każdym obozie i z osobna na inszych miejscach, gdzie się jeno im zdało, po wszystkiej ziemi było jak mrówek. Przenosili so­witą liczbą wojsko polskie. Moskwa zewsząd się garnęła do carzyka. Jedni z chęci, jako ku panu, drudzy za rozgniewaniem Szujskiego4, a trzeci na swawolą. W obozie carskim było ich dwa albo 300.000. Zarucki5 jest z urodzenia Wołyniec, który przez wzięcie od Tatar z Podola dostał się do Moskwy, i tam wsławiwszy się mężem dobrym, przyjechał też do carzyka. A mając w zleceniu u siebie pułk niemały Moskwy od carzyka, posługę wielką mu uczynił.

Za tym i zamki mu się poczęły zdawać, widząc, że i w potęgę bo­gaty, i omyłką drudzy, że prawdziwy, tak że wszystka ziemia zdała mu się już była, oprócz kilku zamków potężniejszych, jako Smoleńska,

1 Aleksander Zborowski, syn Samuela Zborowskiego, skazanego na bani­cję a potem ścięcie za zabójstwo kasztelana przemyskiego, Jędrzeja Wapows-kiego.

2 Marek Wilamowski.

3Popr. korektorska z XIX w. w rps. Bibl. Czartoryskich: Orylkowski; wyd. wrocławskie: Orlikowski.

4Wasyla Szujskiego, który został carem po zamordowaniu pierwszego Dymitra.

5 Iwan Zarucki, przywódca Kozaków dońskich w powstaniu Bołotnikowa. Walczył z Moskwą do r. 1614. W bitwie nad rzeką Jaik wzięty do niewoli i wbity na pal.



160 Samuel Maskiewicz

Pskowa i Wielkiego Nowogroda a samej stolicy, gdzie i dumni bo­jarowie wszyscy statecznie przy Wasilu Szujskim, caru swoim, na sto­licy trwali. Oprócz tych, którzy u Szujskiego łaski nie mieli albo rozu­mieniem własnego dziedzica uwiedzeni.

Ważyli Szujski car moskiewski, widząc, że tak potężny z wojsko polskie carzyk (a będąc już ściśniony zewsząd od niego), obawiał się, aby to nie z praktyki królewskiej było wojsko przy carzyku, zatem aby i sam król nie nastąpił, mszcząc się krzywdy i lekkości1 polskiej, którą ponieśli przy zabiciu Dymitra cara przez Szujskiego, mając gotowe wojsko w Moskwie, i zabiegając temu, więźniów wszystkich, co przy tej zmienię2 pobrał był, tak mężczyzn, jako i białogłowy, do Polski wolno puścić rozkazał, z którymi i carową też prowadzono.

Dowiedziawszy się carzyk o tym, wyprawił za nimi pułk ludzi po­tężny, że carową z ojcem, wojewodą sędomirskim, do obozu zawróco­no, i choć poznała carowa, że nie był ten, co pierwu był, w milczeniu to być musiało, dla rozerwania animuszów zaczętych moskiewskich ku niemu, i aby tym był potężniejszy i bliższy stolicy. Puściwszy głosy te, że go i carowa poznała, nad którą żaden lepiej nie mógł, brał z nią ślub potajemnie i mieszkał jak z żoną.

Bezpieczeństwa wielkiego nasi zażywali po wszystkiej ziemi, za mil sto. Pacholikowie i towarzystwo na przystawstwach3 bezpiecznie i żywność, i pieniądze do obozu wozili. I już by był ledwo nie dopiął swoich rzeczy, by król nie nastąpił do Moskwy.

Wracam się do rzeczy. Za przyjściem posłów królewskich na Tu-szyn do wojska carskiego, zwątpiwszy carzyk o naszych, aby nie chcieli do króla się udać, jako do pana przyrodzonego, jego namiest-niki wydawszy albo po prostu w ręce królowi, uciekł w nocy do Kału­gi jeno w kilka koni, i carową porzuciwszy, rozumiejąc, że i za nim pójdą, kto mu przychylny będzie. Kaługa, zameczek obronny i miasto, leży o granicę z księstwem siewierskim, mil 30 od stolicy. Nazajutrz po odjechaniu carzykowym potajemnie z obozu do Kaługi wrzawa

1 Tu: zniewagi, pohańbienia.

2 z roś. — zdradzie

3 Tu w znaczeniu: przydziałach.




Diariusz... 161

niemała w obozie się uczyniła, nie wiedząc, gdzie by się carzyk po­dział. Jedni go żałowali, a drudzy temu radzi byli. I nie mogąc się zgodzić, dokąd by się obrócić mieli, wszyscy szli, kto gdzie chciał: jedni do króla, drudzy do carzyka. Do króla się udał kniaź Rożyński Roman hetman generalny wojska carskiego, a z nim pan Aleksander Zborowski, którego pułkownikiem wojsko to sobie obrało, co się do króla obrócili. A rotmistrze ci są: chorągwi pana Zborowskiego 4, pod każdą po kilkaset koni, pan Andrzej Młocki, Szymon Kopyczyński, Bobowski, Marchowski1, Bąk Lanckorońskr, Wielamowski, Rudziń-ski; z tych pod każdą po kilkaset było husarzów. Kozackie roty: Rud-nicki, Kotowski, Oszański. A do carzyka się udali: Jan Sapieha staro­sta uświacki, a ten był hetmanem po Rożyńskim u carzyka. Ze znacz­nych wojska niewiele tam poszło, motłoch wszystko, a po prostu szla­chty tam mało, jeno pod husarskimi chorągwiami, których niewiele. A te są pana Sapiehy samego chorągwi 2, Kamińskiego, Budziłowa, Strawińskiego, Talafusa, a Kozaków bez liczby. I ci poszli do Kaługi za nim; który znowu się zmocniwszy, nastąpił pod stolicę jako i kró­lewskie wojska. Ale o tym potem.

Moskwa, co przy nim była na Tuszynie, obrócili się do króla boja­rowie wszyscy i co celniejsi, między którymi i Zarucki, i car kasi-mowski 3. Do carzyka Kozactwa część [poszła], a drudzy wszyscy po­rozjeżdżali się, gdzie kto mógł.

Panowie posłowie króla jego mości ruszywszy się z tym wojskiem, co do króla pociągnęli, stanęli w pół drogi od stolicy do Smoleńska na uroczyszczu pod Szujskiem: że jednak kondycje4 zaciągu ich do króla były, jeżeli Pan Bóg pobłogosławi królowi jego mości i poda państwo moskiewskie w ręce, tedy wszystkie zasługi carskie, których było ćwierci 29, po złotych 70 na koń, z dóbr moskiewskich ich dojść mia-

1 Mikołaj Ścibor Marchocki.

2 Stanisław Bąk-Lanckoroński.

3 Car kasimowski — chan ordy nogajskiej, który dostał się do niewoli ro­syjskiej za cara Iwana Groźnego, który osadził go na Kasimowie; później słu­żył drugiemu Dymitrowi.

4 warunki




162 Samuel Maskiewicz

ły. A jeśli opak fortuna by paść miała, tedy ćwierci dwie carskich po złotych 70 na koń ich dojść ma ze skarbu króla jego mości, a donaty-wy fantami1 na złotych 40.000 ex nunc2 król jego mość obiecał im wydać; i wydał.

Moskwa na stolicy rozerwaniu wojska carzykowego rada była i ja­ko wiele mogli mieć wojska, to jest służebnego3 niemieckiego 8.000, Moskwy bojarów samych 18.000, Kozaków dońskich 24.000. Brata swego Dymitra Szujskiego za hetmana wyprawiwszy Ważyli Szujski, car natenczas moskiewski, polecił mu, aby wojsko rozerwane gromił i króla spod Smoleńska znosił, Smoleńskowi dał odsiecz. Ten Niemców kilkaset czatą wyprawił pod Białą, aby ją byli wzięli. Nic nie spra­wiwszy, precz odeszli.

Król jego mość, wiedząc zamysł wszystek nieprzyjacielski przez czułego4 i prze ważnego hetmana, nie czekając na miejscu nieprzyja­ciela, umyślił słać wojsko przeciwko niemu i uprzedzać zamysły nie­przyjacielskie. Do tego Moskwa, którzy do króla jego mości przyszli byli z Tuszyna, prosząc o królewica Władysława na państwo, między którymi był Sołtykow5 z synem, ludzie wielcy i zacni u nich, perswa­dowali królowi, aby wojsko pod stolicę wyprawił, obiecując, iż za po­wodem ich zamki się będą zdawać i Moskwa się garnąć na imię kró­lewica Władysława, co już tak konkludowano6.

Spór urósł między panem hetmanem i panami Potockimi, kto by się miał ruszyć ku nieprzyjacielowi. Chciał król jego mość, aby pano­wie Potoccy z pułkiem swoim szli, a hetman przy królu został pod Smoleńskiem. Ale Potoccy, łakomi sławy sobie jeno, tuszyli prędkiego zdania Smoleńskowi, a życząc tej wiktoryi7 sobie, nie chcieli w pole

1 zapłaty zastawami

2 od zaraz

3 zaciężnego

4 Tu: czujnego.

5 Michał Lwowicz Sołtykow — był zwolennikiem obu Dymitrów, a potem królewicza Władysława.

6 postanowiono

7 zwycięstwa



Diariusz... 163

iść, zbuntowawszy towarzystwo; to nieposłuszeństwo na wojsko włożyli. Pan hetman widząc nieszczerość ich, widząc i potrzebę tego iścia, nad przystojność i zwyczaj zostawiwszy obóz pod zamkiem i króla, szedł w pole z pułkiem swoim i pułkiem pana Strusowym. Liczba pułku hetmańskiego i Strusiowego: chorągiew Jegomość pana hetmana koni 170, chorągiew księcia Poryckiego koni 130, chorągiew pana Daniłowicza wojewody ruskiego koni 100, chorągiew pana Bała-banowa koni 130, chorągiew pana Olizarowa koni 100, chorągiew pa­na Małyńskiego1 koni 100, chorągiew pana Strusowa koni 200, cho-

rągiew pana Kalinowskiego"2 starosty bracławskiego koni 100, chorą­giew Falibogowa kozacka koni 100. — Ci wprzód z posłami poszli, z którymiśmy się złączyli pod Szujskiem. Chorągiew jego mość pana przemyskiego Stadnickiego koni 100, chorągiew pana Kazanowskiego

koni 100, chorągiew pana Firlejowa koni 100,3 chorągiew pana Skumina starosty bracławskiego4 koni 100, chorągiew pana Spodwi-łowskiego koni 100, chorągiew księcia Zbaraskiego koniuszego5 koni 100. Z tym wojskiem ruszył się jego mość pan hetman die 8 Iimii spod Smoleńska, przed Świątkami6 na tydzień. Opuściwszy prostą drogę, wyboczył ku Białej, rozumiejąc tam o Niemcach nieprzyjacielskich; tam ich nie zastawszy już, obróciliśmy się ku stolicy.

Tego nie minę. [Zanim] jego mość pan hetman ruszył się spod Smoleńska, na wsie dla żywności wyprawiono pacholików z wojska wszystkiego l .800, dla porządku lepszego po dwóch towarzystwa z ro­ty; którzy się obrócili pod Brańsk. Tam sposobiwszy bydła, nazad się wracając szli pod Rosław, zameczek drewniany obronny i miasto oparkanione, strzelby gwałt i ludzi do obrony niemało mające. Tamże

1 Mikołaja Małyńskiego.

2 Walentego Aleksandra Kallinowskiego, starosty bracławskiego i wm-nickiego.

3 W wyd. wrocławskim w tym miejscu: „...chorągiew pana Goździkows-kiegokoni 100,...".

4 Brasławskiego — kopista konsekwentnie myli starostę bracławskiego ze starostą brasławskim.

5 Księcia Krzysztofa Zbaraskiego, koniuszego wielkiego koronnego.

6 Świątki w 1610 r. — 30 maja.


164

Samuel Maskiewicz

dla zdobyczy pacholikowie spiesz\wsz\ się z koni /a sprawą pułkowników swoich. Pawia Stryińskiegcr i i omasza Nadolskiego. towarzystwa z roty regimcntarza mego księcia Poryckiego, miasto zaraz opanowali [i] w}brausz\ zapalili. Moskwa co celniejsza w zamku się zawarli. Nie chcąc się dać pacholikom przesiali do króla, aby posiał kogo zamek odebrać. Król jego mość dal to starostwem księciu Poryckiemu i kazał mu [go] odebrać. Ten zamek leży od Smoleńska mil 18. od Mścisławia mil 8. Szliśmy z chorągwią przy rotmistrzu do tego wielebnego Roslawia lasami, bagnami, gdzie ledwo ptak kiedy przeleciał. Tamże od robactwa zbytniego, a ile owych drobnych muszek, którego tam wielkie mnóstwo, konie zdychały. Przez dwie rzeki pławiliśmy się. Przyszedłszy do Rosławia nad mniemanie nasze niewieleśmy korzyści zostali i praca' się nie nadgrodziła. Odebrawszy jednak zamek i przysięgę od Moskwy, zo­stawił na nim Tomasza Nadolskiego. którego rychło potem dla jego zbytków Moskwa na pal wbiła. Samiśmy się pod Smoleńsk wrócili. Wracam się do rzeczy.

Die 22 iunii od Białej ruszywszy się ku stolicy, nadeszliśmy tamto wojsko, co się z Tuszyna do króla jego mości obróciło, i tych, co z po­słami naszymi byli poszli, obozem lezące na Szujsku od Carowego Zajmiszcza mil 4. Tamże świeża wiadomość panu hetmanowi przyszła o wojsku nieprzyjacielskim, nowo przybyłym pod Carowe Zajmiszcze, których wybrawszy 8.000 Dymitr Szujski hetman wielki wojska moskiewskiego przednich ludzi z Gregorem Wołwiowenr' posłał przed sobą, aby na Carowym Zajmiszczu miejsce dość obronne ubie-żeli i horodek zbudowali, skąd by naszych trapić i żywności bronić mogli. Wywiedziawszy się dowodnie o zamysłach nieprzyjacielskich, pan hetman, [zanim] się oni ufortyfikują, pogotowiu [zanim] się złą­czą, umyślił zaraz im dać bitwę, do czego i tego wojska nowego, co od carzyka do króla się udali, chcąc zażyć, z sobą im kazał [iść], a oni

l j zsiadlszy z koni.

[2] Pawia Slnjeńskiego. wolskiego grodzieńskiego.

'(iiigoujem Waluje\vem. ]cdnym z uczestników zamachu na pierwszego Dymitra Samozwańca


Diariusz...

165

dopiero targować, jako to bywa, [zaczęli siej i zasadziwszy się na pun­ktach pewtnch, nie chcieli iść z hetmanem, póki im się tego nie poz­woli. Nie bawiąc się z nimi dłużej hetman ruszył się sam i tych jeno przyłączywszy do siebie, co z posłami szli byli.

Die 24 nimi, nazajutrz, przyszedłszy pod nieprzyjaciela. Jużeśmy go zostali ufortyfikowanego na Carowym Zajmiszczu. Tamże z trud­nością od grobli nieprzyjaciela odegnawszy, którzy nam przejścia do siebie bronili, przeprawiliśmy się i długo na błoniu w równinie pięknej pod ostrozkiem ich równą wagą szczęścia na obie strony z nie­przyjacielem czyniąc, acz nam bardzo strzelbą szkodzili z baszt, które sobie pobudowali już byli. Wiktorii z łaski Bożej nie odnieśli, ale ustępować do jam musieli. Wtedy nam zabito pana Wajera Marcina i Spodziłowskiego rotmistrza kozackiego. A ci, co w targu stali, widząc, że ich nie proszono więcej, sami się domyśliwszy, przyszli do nas nazajutrz. Zatoczył obóz pan hetman, pominąwszy ich fortece, na gościńcu od Moskwy z przyjazdu straż potężną i we dnie, a w nocy tym bardziej około nich mając, ostrożkami wkoło ich ostawiał, na których piechoty i K.ozactwa po części mając, żywności im dodawania i prochów bronił, ze też i im do wojska swego przebyć ani do nich nikt nie mógł. Moskwa swoją fortecę w kącie łasa właśnie ufortyfikowali, ze dwu stron las mając, a z trzeciej błoto, z czwartej błonie równe, gdzie przekope głęboką rzucili jako i od lasów. I tak tymi lasami sposobnie ostrożki nasze podemknęli się pod bok nieprzyjacielowi, że wierzgać nie mógł. Tych ostrozków był mistrzem Rucki Szysz . Wy­cieczki częste od nich miewaliśmy, ale nieszkodliwe. Wojsko główne moskiewskie już się podmykało ku nam, o którym pan hetman wiado­mość mając przez szpiegi i o wielkości ich względem liczby naszego wojska, które dosyć małe. bo nas ledwo nad 3.000 coś niewiele, było. A nieprzyjacielskiego wojska nad 50.000 przewyższało do boju. Z

1 Szysz jest zapewne przezwiskiem, bo słowo to oznacza w rosyjskim ..włóczęgę" i. jak podaje Iliischbcrg. oznaczało tez w tamtych czasach ..partyzanta".




166 Samuel Maskiewicz


osobna chłopstwa z orężem do boju 20.000 [było], którzy kobyliny1 za wojskiem wozili [i] obóz ostrożyli, oprócz tych 8.000 z Wołwiem [Wałujewem], co są w ostrożku w oblężeniu u nas [znajdowali]. Wieś­ci po wieściach przychodzą ale niepocieszne. Wojsko się nie lada jako trwoży, a najbardziej z tej przyczyny, że pola sposobnego do potkania się nie mieli, bo między wielkimi lasy obóz się był położył, a do tego w tył w ostrożku nieprzyjaciela mieliśmy. Widziało się to jednak na oko, że uprosić się trudno, uchodzić nie myśleć. Jeno w samym Panu Bogu była nadzieja zwycięstwa. Pan hetman dla języka zawsze wysy­łał pod nieprzyjaciela, a ci przywiedli Niemców 4, którzy powiedzieli, „żeśmy umyślnie do was się obrócili", i o wszystkich zamysłach nie­przyjacielskich dostateczną sprawę dali. Zezwawszy pan hetman tedy do koła pułkowników i rotmistrzów, naradzili się nieprzyjaciela po­przedzić dniem. Co miał na nas nazajutrz nieprzyjaciel uderzyć, tośmy dzisiaj umyślili nastąpić na nich, bo już jeno mil 4 od nas stanął. Obesłano tedy roty cicho, aby się gotowali wszyscy na czatę, żywności z sobą na dwa dni wziąwszy. A dlatego cicho sprawowano, żeby się nieprzyjaciel w ostrożku nie postrzegł i żeby nie wiedział o odejściu naszym, bo by był bez pochyby wypadł na obóz, a mógłby i wskórać, że naszych bardzo mało zostawało w obozie. I tak za Bożą pomocą godziną przed wieczorem w sobotę wsiedliśmy na konie i cichusieńko z obozu wyszli[śmy], zostawiwszy w obozie rot kilka, to jest rotę sta­rosty bracławskiego Kalinowskiego, rotę Bobowskiego, w których by­ło koni z 700. Kozaków zaporoskich (liczyło się ich 4.000) tamże zos­tało i piechoty 200. Do potrzeby z hetmanem nie było ledwo półtrze-cia2 tysiąca wojska konnego, a piechoty 200. Wozu żadnego z nami nie było, jeno kareta hetmańska, a działek polnych 2, po 4 konie w nich. Szliśmy przez noc, mając kałauzów3 dobrych i prawie na świta­niu die 4 iulii nadeszliśmy ich niespodziewanych. Pułki jednak zadnie

1 Kobylina, kobylica — belka drewniana oparta na drewnianych kozłach, najeżona kolcami żelaznymi lub drewnianymi, służąca do stawiania łatwo usuwalnych zapór, głównie przeciwko jeździe.

2Tj. dwa i pół.

3 z roś. — przewodników


Diariusz... 167

zostali daleko, a to, że działka zapadłszy w błoto w ciasnym lesie, że ich ominąć było trudno. Hetman respektując1 i na nie, i widząc szerokie obozy nieprzyjacielskie nie śmiał natrzeć na obóz, ale w skok posławszy do zadnich, aby się spieszyli, wojsko uszykował i kazawszy derewnią zapalić, która tuż nad ich obozem była, w trąby i bębny ude­rzyć rozkazał. Nieprzyjaciel strwożony [był] nowym ludem. Moskwa ze swojego obozu kobylicami obwarowanego, dosyć szerokiego, a Niemcy ze swojego, bo osobno od nich stali, jeno się wozami ztaboro-wawszy, wypadać poczęli bez sprawy2, jako to pod ten czas według przypowieści onej: „Siodłaj portki, dawaj konia". Niemcy jednak pier­wej do sprawy przychodzili, a przy fortelach3 zwykłych stanąwszy ja­ko przy błocie, przy płocie, przy gęstwinie pieszy, szkodzili nam, ma­jąc spiśników muszkietnicy. Moskwa też, nie dufając sobie, rajtarów między się rozebrali i pospołu z nimi się uszykowali. Ćma niezliczona, aźe strach było pojrzeć na nie względem liczby małej wojska naszego. Hetman, napominając i sławę nieśmiertelną przekładając przed oczy, każe postępować do nieprzyjaciela, a za tym kapłani jeżdżąc benedyk-cją dają. Dopieroż w Imię Pańskie potka się rot kilka, a po nich dru­dzy; i znowu insi według porządku. Tym zlecam dowodniej i o tym, kto patrzył jeno, ale mnie trudno było, bom też swoją gębę oganiał. Służyłem w rocie księcia Poryckiego, atoli wszystkim, ile nas było, dostało się ochotę zegnać aże do odstępu nad nieprzyjacielem. Oprócz jednej roty, której w posiłku rozkazał hetman zostać, pana Kazanows-kiego Marcina, to jedno przypomnę, do wierzenia niepodobne, że drugim rotom się trafiło razów osiem albo dziesięć przyjść do sprawy i potykać się z nieprzyjacielem. Hetman bacząc z góry, że nasi jak w otchłań piekielną wpadłszy, długo w pośrodku ich się okrywając, za-ledwo kiedy się ukażą z chorągwią, którą a coraz do sprawy wołają już zwątpił o sobie i o wszystkich nas i jako drugi Jozue ręce do góry trzy-mając, po wszystek czas o zwycięstwo prosił. Nadziei żadnej, jeno w samej łasce Najwyższego wiktoria zostawała i Tenże z miłosierdzia

1zważając, mając wzgląd

2 bez gotowości w umocnieniach



168

Samuel Maskiewicz

Swego Świętego ku narodowi naszemu sprawić raczył, bo już po częstym do sprawy przychodzeniu i potykaniu się z nieprzyjacielem, jak znowu i rynsztunku nam ubywało, i siły ustawały (nie bez przyczyny rzeczone: nec Hercules contra plures ), konie też już na poły zemdlone mając, bo od świtania dnia letniego, aże pod obiad go­dzin 5 pewną z nimi bez przestanku czyniąc, już i siłę, z ochotą ze­gnali, nad naturę ludzką robiąc. To najbardziej przed oczyma mając, że w pół ziemi nieprzyjacielskiej sąśmy, a tak wielki tłum nieprzyja­ciela okrutnego przed sobą mając, przed którym ani ujść obronną ręką, o tym ani myśleć. Wymodlić się też niepodobna jeno w łasce Bożej, w szczęściu, a w rękach nadzieja. To jeden drugiemu często a często podawając, dodawaliśmy sobie ochoty i serca.

Na koniec i to już nam było na małej pomocy, a zwłaszcza żeśmy i kopij wszystkich już postradali zarówno z siłą, a te są husarzowi bar­dzo potrzebne i tamtemu nieprzyjacielowi bardzo straszne. Nam acz już na wszystkim schodziło, a nieprzyjacielowi i serca, i potęgi przy­bywało, nasi przed się zwykłym sposobem, z chorągwiami na czoło przeciwko nieprzyjacielowi wypadłszy, do sprawy wołają. A ono bez sił i rynsztunku próżno. Zwłaszcza rotmistrzów i pułkowników żad­nego nie widać. Przychodzim jednak do sprawy, ale nam niesporo.

Mieszamy się jak w odmęcie. Widząc nieprzyjaciel naszą już słabość,

rozkazał dwóm kornetom12 rajtarskim, którzy pogotowiu w sprawie stali przeciwko nas, aby się z nami potkali, a ci sami, za łaską Naj­wyższego, zwycięstwo nam uczynili, bo jako skoczyli do nas niegoto-wych, i zaraz wypuściwszy strzelbę, poczęli odwrót czynić zwykłym sposobem dla nabijania, a drudzy po nich następowali strzelając. My nie czekając, póki wszyscy wystrzelą, a widząc, że oni odwrót czynią, posunęliśmy się za nimi, jeno pałasze w ręku mając. A ci zapomniaw­szy nabijać, a drugi i nie wystrzelił, tył podali i wpadli na wszystkę Moskwę, która w bramie obozowej została w sprawie, i pomieszali ich wnet. Straciwszy serce Moskwa pierzchać i uciekać w obóz pospołu z Niemcy poczęli, a my na grzbietach ich jadąc, nic u bramy obozowej

1 Przysłowie łacińskie: „i Herkules nie poradzi przeciw wielu".

2 kornet — oddział, rota



Diariusz...

169

nie wziąwszy wstrętu (choć strzelców było kilkadziesiąt tysięcy, któ­rzy najmniej nie szkodzili nam z łaski Bożej), wpadliśmy do obozu ich, a ci widząc, że i tam nas zbyć nie mogą, dziurę w kobylinach obozowych uczyniwszy, pierzchać z obozu precz poczęli i w nogach ratunku i ochrony zdrowia swego szukać. I tak zwyciężonych już Pan Bóg zwycięzcami uczynić raczył. Goniliśmy ich na milę i dalej.

Wracając się z pogoni, jużeśmy rozumieli swoich zastać triumfu­jących z wygranej potrzeby, aliści ostatki konnych, a piechota wszyst­ka, strzelcy i chłopstwo, co w obozie zostali, gdzie i hetman ich jesz­cze też był, jako najprędzej obóz (po ustąpieniu naszym z niego) ob­warowali, dziury wszystkie założyli i strzelcami wkoło obsadzili, a do nich z lasów pobliskich, co się byli rozpierzchnęli. Ci znowu się kupili i obóz znowu zmocnili. Dział polnych 18 mając u siebie, przystępu zewsząd ku obozowi bronili. Niemcy też w swoim obozie piesi i rajta­rowie ci, którzy omieszkali do tego skrzydła, cośmy ich przepędzili z Moskwą pospołu, nie mniej się tworzą jako i Moskwa, a zwłaszcza widząc, jako ich pobratymowie dotrzymywają i im słowa, i nam pola. Wrzawa między nimi powstała, nie chcąc dłużej być przy Moskwie, teórym Puntus1 pozwolić nie chciał, długo ich na sobie trzymając. w Zastawszy my swoich już w kupie za pagórkiem nieco od obozu moskiewskiego, zsiadłszy z koni, a z ręku je trzymając, i samiśmy to£ uczynili, dla ufolgowania i sobie, i koniom po tak wielkiej pracy, ma­jąc i od nieprzyjaciela pokój. Nie dość mając na tym hetman, a chcąc nieprzyjaciela znosić do końca, chciał z tyłu na obóz niemiecki ude­rzyć, który był snadniejszy do wzięcia niźli moskiewski, a interim" Niemców coraz po dwa, po trzy przybiega przedając się, a z tą nowiną coraz, że i wszyscy chcą się zdać na łaskę hetmańską. Wtem kilka­naście ich razem przybiegłszy toż powiadają. Hetman chcąc pokusić z nimi kontraktów, a woląc nieprzyjaciela nimi znosić niżeli szablą, rozkazał trębaczowi trąbić, aby się mogli znieść z sobą dla rozmów. Owi bardzo radzi pozwolili i część niemała ich do hetmana przyjecha-

1 Jakub Pontusson de la Gardie, generał szwedzki, z pochodzenia Francuz (1583-1652).

2 tymczasem



170 Samuel Maskiewicz

ła, o przeszkodzie jeno od Puntusa powiadając. Pan hetman zatem sy-nowca swego, pana Żółkiewskiego1, oboźnego koronnego, i pana Borkowskiego2 wielkiego, którzy obadwu różne języki cudzoziemskie rozumieli, wysłał do nich na kontrakty, a mianowicie do Puntusa, z tym, przypominając mu przysięgę kilkokrotną jego, że z królem pol­skim nigdy wojować nie miał, i to mu obiecując, jeśli się zda na łaskę królewską, przeprawić mu ten grzech i xło łaski pańskiej znowu przy­wieść. Puntus na to dał się pociągnąć V tą kondycją, że kto będzie chciał, aby mu wolno było odjechać kirtiomowi. W pośle do Dymitra Szujskiego, moskiewskiego hetmana, z tym się deklarując, że dłużej wojska swego już nie może na sobie trzymać, aby on radził o sobie. A ów ledwo to usłyszawszy, wpadłszy na koń i kto jeno mógł, tak prędko z nim z obozu uciekali ku Moskwie, a piechota wszystka do lasów pobliższych. Straż nasza krzyknie, że Moskwa już ucieka z obozu. Dopieroż w pogonią za nimi. Gnaliśmy ich na mil dwie albo 3. Więcej w pogoni ich poległo aniżeli na placu.

Wracaliśmy się już nad wieczór do swoich. Zastaliśmy już i Niem­ców wszystkich u pana hetmana, i obozy obadwa rozszarpane. Zosta­liśmy też na mszą i „ Te Deum laudamus" śpiewając, podziękowawszy za tak wielką a niewypowiedzianą łaskę Najwyższemu. Trupy pan hetman z pobojowiska swoich zwłóczyć do kupy rozkazał i co celniej-sze, jako towarzyskie, z sobą wziąć, a drugie tam pogrześć rozkazał. Towarzystwo, postrzelane, ranne, jednych do karety swojej, drugich na noszach między dwoma końmi nieść do obozu z sobą rozkazał. Mało co koniom wytchnąwszy, a nic najmniej nie jedząc, ruszyliśmy się nazad ku swemu obozowi, a Niemcy z nami. O zachodzie słońca byliśmy w obozie swoim mil 4 odtąd, gdzie potrzeba była.

O tym odchodzeniu naszym na czatę Moskwa w ostrożku z Wołu-

jem najmniej nie wiedziała i ledwo by się byli nie rezelwowalij na

1 Adam Żółkiewski był synem Mikołaja Żółkiewskiego, podkomożego lwowskiego, czyli synowcem (synem brata) Stanisława Żółkiewskiego.

2 Piotra Borkowskiego, który wykształcenie zdobył za granicą.

3 odważyli




Diariusz... 171

obóz, jako samiż powiadali potem, by mieli pewną wiadomość odejś­cia naszego.

Naszym kazano na harc pod ostrożek, nie zsiadając z korii. Mos­kwa ścierała się dużo z nami, a nie wierzyli temu, chociaż powiadaliś­my, że wojsko ich już rozgromione i odsieczy nie będą mieć, [i] aby się zdali. Aż tymże Niemcom wszystkim rozkazał pan hetman nastąpić pod ostrożek, których gdy obaczyli, natychmiast im serce upadło i już jęli prosić do jutra na rozgowor1. Wlokło się to dni kilka, aż w piątek przebranych bojar koni 400 z Wołujem [z] ostrożka swego do obozu i namiotów hetmańskich przyjechali konno i tamże wszyscy na imię królewica jego mości Władysława przysięgę oddawali. Na noc znowu

do swego obozu odjechali.

Nazajutrz jego mość pan hetman i rycerstwa kommunika2 koni 1.000 z jego mością pod ostrożek przyjechaliśmy. Tam pułkami wy­chodzili z ostrożka, poddaństwo oddając aż do najmniejszego wszys­cy. Dla odbierania przysiąg od nich zesłał jego mość pan hetman Ru-ckiego Szysza, Bobowskiego, Dobromirskiego i mnie czwartego. Nie bawiąc się tedy na tamtym miejscu, ruszyliśmy się ku stolicy ze wszy­stkimi — to jest i Moskwa, co przysięgali, i Niemcy. Zaledwo w mil kilkuśmy byli, alić przypadnie Moskwa do pana hetmana ze stolicy, że

cara Wasila Szujskiego postrzygli w czerńce3 i Dymitra z Iwanem bracią jego rodzoną za przystawę4 dali, a na nas czekają z ochotą i chcą królewica wziąć na państwo.

Die 12 iulii pod Możajsk przyszliśmy, który był Wilczek zdrajca Moskwie podał, a sam do stolicy zjechał. Ale nas tam wdzięcznie przyjęto i [nas] popi według zwyczaju tamtego ze świątościami, z chlebem i z solą potkali5. Tameśmy tydzień zetrwali. Co dzień ze sto­licy Moskwa z nowinami świeżymi przybywała, że już, już czekają z

1z roś. — rozmowę

2 oddziału

3 Tzn. zrobili go mnichem strzygąc mu głowę. Inni pamiętnikarze podają te wydarzenia pod późniejszą datą 27 VII 1610 r.

4 Tj. dali ich pod straż.

5przest. — powitali




172 Samuel Maskiewicz

otwartymi bramami na przyjście nasze. Powoli jednak pan hetman

idąc, przyszliśmy pod stolicę die 22 iulii1, i w mili obozem stanęli.

Impostor w Kałudze, wiedząc o wygranej bitwie naszej i o tym, że Szujskiego Moskwa już do monasteru dała, pospieszył się też pod stolicę z Kaługi i stanął z drugiej strony Moskwy w mili z Sapiehą Ja­nem starostą uświackim; w Moskwie rozerwanie uczynił, bo pospól­stwo jego chciało, a bojarowie królewica. Nazajutrz bojarowie z Mos­kwy od starszych przyjechali do obozu do jego mość pana hetmana z tym, aby kupcom z towarami i żywnością wolno było przyjeżdżać do obozu, a nam tego i potrzeba było. Mieliśmy potem żywności dostatek i samym nam u stolicy wolno już było bywać dla potrzeb, a z carzy-kiem zawsze drakęJ miewali.

Po długich sporach w stolicy musiała czerń pozwolić z bojarami na królewica jego mości Władysława, za pewnymi kondycjami, z których najgłówniejsze te były:

l Naprzód, aby wiara ich ni w czym ani w czym odmiany i przeszkody nie miała.

2. Aby królewic jego mość wiary ruskiej zarazem został, a in-szych wiar aby nie wprowadzano do Moskwy. Ale tę kondycją zniósł jego mość pan hetman, mówiąc, że „pan młody, pochopny do wszyst­kiego, łacno przypadnie do wiary, kiedy mu pan Bóg do serca poda, a wierność waszą i miłość, i szczerość ku sobie obaczy"; na czym i oni przestali.

3. Aby carzyka zaraz pospołu z nimi znosili.

Było i więcej, ale pominę. Te najcelniejsze były stanęły. Tamże z obozu Zarucki, który był pod Smoleńsk do króla jego mości przyje­chał z carem kazimowskim, obraziwszy się do hetmana, że mu pod regiment nie dał Moskwy, co się garnęła do królewica jego mości, ale

1 Inni pamiętnikarze podaj ą to wydarzenie pod datą 2 VIII (Budziło), albo 3 VIII (Sapieha) 1610 r.

2 uzurpator

3 z roś. — bójkę






Diariusz... 173

Sołtykowi młodemu1, człowiekowi zacnemu tam u nich, uciekł od nas do carzyka śród białego dnia. Potem carowi kazimowskiemu sam pan hetman pozwolił odjechać do tegoż carzyka, bo tam miał syna swego.

Die 5-ta augustr bojarowie, zgodziwszy się z nami na kondycje, przyjęli dzień i miejsce do oddawania przysięgi królewicowi, w pół drogi od obozu do stolicy. Tamże namioty rozbiwszy, stawili się i przysięgę wykonywali z obu stron. Do stolicy, dla odbierania przysiąg i bojarskich, i pospólstwa, Moskwa z pośrodka siebie naznaczyła kil­ku, a pan hetman z wojska kilka żołnierzów. I tak, całe niedziel 7 ta przysięga trwała na każdy dzień, oprócz niedzieli a uroczystego święta, że czasem 8, 10 i 12.000 na dzień ich przysięgało. Więcej niż trzykroć sto tysięcy w samej stolicy przysięgało. Do zamków wszyst­kich i prowincyj temu państwu przyległych bojarów rozesłano, aby przysięgi odbierali na królewica, i tak w ćwierć roku wszystka ziemia moskiewska oprócz Smoleńska a tych zamków, co Puntus był obiegł, których potem był dostał, jako Nowogród Wielki, Psków i inszych tam przyległych kilka.

Zima już nadchodziła. Po uspokojeniu z Moskwą trzeba było woj­sko położyć po leżach. Nie zdało się jego mość panu hetmanowi, aby w stolicy mieliśmy zostać, a to dla zbytków od naszych, którymi rozu­miał, że Moskwie naprzykrzym [się] (co potem tak było), ale że się inszym zdało dla okiełznania Moskwy, pozwolił i pan hetman. Mo-żajsk jednak i Borysów osadziwszy swymi, gdzie pułk swój i pułk pa­na Strusów naznaczył. Po wykonaniu przysięgi od Moskwy, czyniąc dosyć kondycji do zniesienia carzyka, die 26 augusti ruszyliśmy się z obozu ku samej stolicy. Tamże Moskwa, bramy odemknąwszy, przez miasto nas puściła z wojskiem, bo około daleko było objeżdżać, ale carzyk postrzegłszy się uciekł do Kaługi. Wróciliśmy się nic nie spra­wiwszy nazad. Podawano mu też kondycje te, aby się pokłonił królowi jego mości, a przestał na ekonomii grodzieńskiej albo samborskiej; nie chciał, co z jego gorszym było, bo by z pokojem tam mógł i do tego

1 Iwanowi Sołtykowi, synowi Michała — wbito go na pal w Nowogrodzie Wielkim w 1611 r.

2 Inni pamiętnikarze podają to wydarzenie pod datą27 VIII 1610 r.



174 Samuel Maskiewicz

czasu jeść chleb, czego mu tam nie pozwolono. Zawarłszy już zgodę statecznie z sobą i przysięgą stwierdziwszy, prosił jego mość pan hetman, die 29 augusti, bojarów ze stolicy wszystkich celniej szych do siebie do obozu na bankiet, których znamienicie traktował, a przy tym każdego z nich udarował; koni, rzędy, pałasze, szablę, roztruchany1, czary, nalewki z miednicami, tak że nie tylko swoje ochędóstwo włas­ne, ale i rotmistrzów, i towarzystwa nabrawszy im dawał, że i naj­mniejszego darmo nie puścił. Kosztowało go też.

Die 2 septembris2 vice versa, Moskwa zaprosiła też pana hetmana na stolicę na bankiet. Kniaź Mścisławski, natenczas prymas, bo zna­czniejszej familii u nich nie było, sprawował ten bankiet. Byłem i ja z jego mość panem hetmanem. Tamże nas we trzech izbach częstowano. Potrawy moskiewskim sposobem robione, między którymi nic mi się nie podobało, jeno ciasta, które [są] na kształt francuskich. Mają i inaksze. Miody zaś rozmaite dawano, coraz naleją inszego, dając znać, że tego mnogo w carstwie. Nasi zaś prosili pilno, aby któregokolwiek chcą, jeno aby nie mieszając jednego dawano, bo chcieli sobie podpić. Nie mogli tego na nich wymóc. Darował potem hetmanowi sorok3 soboli nieprzednich. Rotmistrzom po parze jeno soboli, dla samej wzgardy jeno, aby się nie obrażała Moskwa, przyjmowano wrzkomo. Z myślistwa panu hetmanowi dał białozora4 i psa do niedźwiedzia, ale go pierwiej nim szczwał na podwórzu, zatem odjechaliśmy do obozu.

Pospólstwo przecie nie uspokoiło się było [nawet] po przysiędze; i niemały wszczęli byli z bojary rozruch, chcąc odmiany w panu, ale utarło się to złe do czasu.

Die 5 octobris5 za następowaniem zimna gospody na stanowisko rozpisywano w stolicy wojsku, po jednemu dworowi na rotę.

Roztruchan — rodzaj puchara, czary, zastępującej wielki kielich. 2 wrześni a J z roś. — czterdzieści

Czyli raroga — ptaka używanego do polowań „z sokołem". 5 października







Diariusz... 175

Die 9 octobris, potem weszliśmy cicho do stolicy zwinąwszy cho­rągwie nieznacznie, żeby nie wiedziała Moskwa o liczbie małej wojs­ka naszego.

Die 14 octobris przystawstwa rozdano na wojsko, za zgodą bojar, we stu mil i dalej od stolicy. Na moją rotę dostało się dwa gorody: Sużdał [Suzdal] i Kostromie, mil 70 od stolicy. Tameśmy rozesłali zaraz towarzystwo z pacholikami dla wybierania żywności; ale nasi jako są powściągliwi, nie kontentując się, że pokój mamy od nich, tak sobie bezpiecznie poczynali, że co się komu podobało i u największe­go bojarzyna, żona albo córka, brali je gwałtem. Czym się wzruszyła Moskwa bardzo, a miała czym zaprawdę. Za perswazją naszych, aby się tej swawoli mogło zabieżeć, postąpili nam pieniężną stacją po złt. 30 na koń, a sami już przez swoich z gorodów wybierali posłańców.

Szujski, co był carem pierwej, do monasteru w stolicy był dań za przystawę, a potem do Trójcy1 był zawiezion z bracią obiema.

Posłowie od Moskwy do królewica idą, Galiczyn2, Wasilij Sukim

[Sukin], Filaret, patriarcha by wszy5.

Jego mość pan hetman też z Moskwy do króla jego mości odjechał. Regiment zleciwszy Gąsiewskiemu Aleksandrowi, sam wziął ze sobą Szujskich wszystkich trzech, to jest cara i dwóch braci jego, i oddał ich królowi pod Smoleńskiem za więźnie.

Te pułki na stolicy zostały: pułk Zborowskiego, co się od carzyka z Tuszyna obrócił do króla, pułk Kazanowskiego, co z królem, pułk Wajerów też z królem, Niemców 6.000, którzy po potrzebie kłuszyńs-kiej do nas się obrócili, pod sprawą Borkowskiego wielkiego, pułk Gąsiewskiego też z królem, a ci do Możajska się obrócili, aby gości-

1Czyli do monasteru „Troickaja Ławra" świętego Sergiusza, położonego 60 km na płn. wsch. od Moskwy, zwykle w źródłach polskich nazywanego „Trójcą".

" Kniaź Andriej Wasiliewicz Golicyn.

Filaret Romanów, ojciec Michała, pierwszego cara z rodziny Romano-wów; patriarchą mianował go drugi Dymitr, ale został nim faktycznie dopiero w 1619 r.





176 Samuel Maskiewicz

nieć do przejechania naszym wolny był zawsze, pułk hetmański i pułk

Strusiów.

Dziewiczy monaster1, który w ćwierci mili od stolicy leży na goś­cińcu polskim, że jest potężny i obronny, rot cztery z pułku Gąsiews-kiego na nim położono: rotę Hluskiego, Hreczyniną, Oszańskiego i Kotowskiego.2

Zabiegając złemu przed czasem, za radą bojarów nam życzliwych, strzelców 18.000, którzy na stolicy ustawnie przy carze mieszkając korm i piżamie carskiej miewają, i natenczas, że tam mieszkali, roz­prawił pan Gąsiewski po gorodach, wrzkomo dla niebezpieczeństwa od Puntusa, aby tam mieszkali, a tego nam pilno było trzeba samym, żebyśmy nieprzyjacielowi potęgi umniejszyli.

Tęskno ich już było z nami, jeno nie wiedzieli, jako mogli zbyć, a pilno zamyślali. Trwogi często bywały na nas w mieście, że po 2, po 3 i po 4 razy na dzień do koni. I tak ledwo nie zawsze konie siodłane musieliśmy miewać.

Żywności dostatek wielki w stolicy za pieniądze miewaliśmy; i ta­nie. Rynków 14, gdzie z osobna na każdym, czego jeno potrzeba było, dostał na każdy dzień, bo targ zawsze co dzień. Rzemieślnik wszelaki wyśmienity, bardzo dobry, a tak dowcipny, że choć czego jako żyw nie widział, nie tylko rabiał, tedy za wejrzeniem pierwszego razu

uczyni tak dobrze, jakby na tym wzrósł, a zwłaszcza turskie0 rzeczy, jako: czołdury4, rzędy, siodła, szable, złotem nabijane rzeczy, nie ina­czej jako w Turczech samych.

1 Monaster Nowodiewiczy leżał za murami ówczesnej Moskwy ok. 8 km na południowy zachód.

2 W tym miejscu w wyd. wrocławskim następujący akapit:

Żyjem z nimi niedzi[e]l kilka nie dufając sobie z obu stron. Kumamy się z nimi, a kamień (jak oni mówią) za pazuchą; bywamy u siebie na bankietach, a przecie myślą o nas. My też ostrożność wielką około siebie miewać musieliśmy, straż we dnie i w nocy po bramach i na pewnych miejscach krzy­żowych ulic."

1Tj. tureckie.

4 z pers. — przykrycia wełniane na konie



Trafiło się też będąc na straży u jednej bramy rota Marchockiego, w której na poczcie towarzysza jednego był niejakiś Bliński, tenże upiwszy się strzelił kilkakroć do obrazu Najświętszej Panny, który był na tej bramie w murze wymalowany, o co skarga przyszła przed pana Gąsiewskiego od bojar. Osądzonoć go w kole na śmierć; i tak ręce poucinawszy na stos drew przed taż bramą złożony; włożono go na ogień i spalono.1

Die 24 septembris przyszły nowiny do stolicy, że carzyka, który był na Kałudze, zabito w polu za zającem — niejakiś Piotr Urusow Tatarzyn krzczony. Tej nowinie Moskwa niewypowiedzianie była ra­da, bo już pozbywszy tamtego nieprzyjaciela, na którego się oglądając na nas nie tak śmiele nacierali. Dopiero już wszelakimi sposoby za­myślać poczęli, jakoby nas mogli zbyć ze stolicy. Przyczynę tych za­mysłów swych kładąc nierychłe przybywanie królewica na państwo, bo oni interregnum nigdy nad trzeci dzień nie miewali. Do tego za­chodziły ich te wieści, że król sam na państwo miał być, a nie króle-wic. I aby tym gruntowniej zamysłów swych poparli i oraz wszyscy się

spotężnili, patriarcha3 natenczas w stolicy potajemnie do wszystkich grodów rozesłał listy, dając im rozgrzeszenie od przysięgi, którą kró-

1 W tym miejscu w wyd. wrocławskim następujące akapity:

Była też i o to skarga, że ktoś strzelił z łuku do krzyża na cerkwi, że strzała pod krzyżem w bani została. Czynili cjueres z pilnością i o to, ale się nie możno dowiedzieć, a pewnie by mu rękę ucięto.

Pacholik też jeden bojarzynowi, idącemu z łaźni z żoną i córką, wziął mu córkę gwałtem, że nie znał, nie wiedział, na kogo się skarżyć, aże w niedziel dwie córka jego do domu przyszła, dopieroż skarżył. Tego, kiedy sądzono w kole, chcieli niektórzy prawem naszym sądzić go na gardło, ale Bobowski po­dał sposób i dobry, na który wszyscy przypadli, żeby go moskiewskim pra­wem sądzono, czym się i Moskwa, i on kontentować mogą. I tak ci go knu-tami po ulicach knucono, a chłop wolał, że mu szyję nie ucięto, Moskwa też była kontenta/'

2 Piotr Urusow wywodził się z książąt tatarskich. Zabójstwo Dymitra było zemstą za zabicie cara kasimowskiego, którego był powinowatym. Data nadejścia wiadomości jest podana mylnie, gdyż stało się to 22 XII 1610 r.

3 Hermogenes — patriarchą był od 1606 r.

178 Samuel Maskiewicz

lewicowi czynili, a napominając pilno, aby się do kupy garnęli, a jako najprędzej do stolicy się stawili i o wiarę chrześcijańską gardeł i dos­tatków swych nie litowali, czynić z nieprzyjacielem, którego już, po­wiada, „po większej części mamy w ręku, a tego kiedy zsadzim z kar­ków swoich, państwo od wszystkich ciężarów uwolnim, rozlewanie krwi chrześcijańskiej uśmierzym, wolną elekcją na cara będziemy mieli, którego ze krwi swojej będziemy woleli obrać i być pewni nie­naruszenia wiary chrześcijańskiej, w której jest ziemia statecznie ugruntowana, aniżeli z tego łacińskiego rodu przyjmować cara, które­go nam gwałtem w ręce tkają, za którym upadek wszystkiej ziemi i narodowi naszemu, a rozorenie chramów1 i wiary chrześcijańskiej tuż w tropy idzie".

Doszły nas te nowiny od bojar nam życzliwych, którzy acz szcze­rze z nami postępowali, ale aby o tym pewniejszą wiadomość wziąć, rozkazano Waszczyńskiemu2 w 700 koni iść w ziemię die 25 Decem-

bris3 dla języka, który autentice przyniósł nam, pojmawszy jednego kursora z listami patriarszymi. Dopieroż trwoga musiała na nas przy­paść po wzięciu pewnej wiadomości i już musieliśmy potężniej i os­trożniej, i we dnie, i w nocy straż odprawować niż przedtem; w bra­mach wozów zestrząsając, jeśliby armaty5 jakiej nie mieli, bo był za­kaz w stolicy, aby żaden mieszczanin, pod gardłem, nie śmiał u siebie w domu rucznicy chować, ale aby ją do carskiego skarbu oddał. I tak się znajdowało pałubie6, jako długie i wielkie rucznice pełno nałożo­nych, a z wierzchu zbożem jakim przysutych, to się oddawało do Gą-siewskiego i z chłopy, a on ich pod lód kazał coraz sadzać.

1 z roś. — zniszczenie świątyń

2 Seweiynowi Wasiczyńskiemu.

3 grudnia

4 prawdziwie

5Tzn. broni palnej.

6 Pałubie — przykrycie na wóz.







Diariusz... 179

Roku 1611

Na święto Bożego Narodzenia wielki konkurs1 ludzi tam bywa, a na Trzy Króle, to jest na Wodokrzczenie2, jeszcze więcej, bo ze wszy­stkiej ziemi bojarowie się zbierają dla tak wielkiej ceremonii przez sa­mego patriarchę odprawowanej na rzece Moskwie, gdzie około prze­rębli szranki poczynione ludzi zatrzymywają, a majestat carowi ochę-dożnie i kosztownie tamże przybiorą, który się niepomału delektuje na taki tłum ludzi patrzając, których bywa (jako ci powiadali, co tego dostatecznie wiadomi) po 3 i 4-kroć sto tysięcy; co się i na oko wi­działo, acz nie tak wiele dla rozerwanej ziemi, ale siła przecie; i pod taki zjazd myśleli z nami zacząć zmianę3. Nasi się postrzegłszy o ich zamysłach już nie strażą, ale wszystkim wojskiem byli w pogotowiu jak do potrzeby, przed Bożym Narodzeniem począwszy aż po Krzcze-niu, nim się rozjechali, i we dnie, i w nocy koni nie rozsiodływając; co oni obaczywszy zatrzymali się z tą radą na inszy sposobniejszy czas, bo nas chcieli w śpiączki pobrać, bez szkody w swoich. Trudno już tedy było bezpiecznie się wysypiać, będąc w pośrodku nieprzyjaciela tak okrutnego i potężnego. Skąd inszej nadziei wyjścia nie mogliśmy mieć, jeno mężnie ręką z nieprzyjacielem czyniąc przy wiktorii z woli Najwyższego. I przetoż wszyscy na tak częste trwogi (których przez dzień jeden 4 i 5 bywało razy), na tak gęstą straż w kolei przy­padającą, bo potężna być musiała, a wojsko niewielkie, ile w tak cięż­ką zimę. Towarzystwo wszystkie ochotne i sposobne było, bo każde­mu nie o rzemień szło, ale o skórę całą.4

1zgromadzenie

2 Prawosławne święto Jordanu, w czasie którego święci się w rzekach i jeziorach.

3 z roś. zmiena —zdrada

4W tym miejscu w rękopisie Bibl. Czartoryskich opuszczony jest obszer-ny fragment pamiętnika dotyczący obyczajów i życia ludzi w Moskwie.







180 Samuel Maskiewicz

Sądy moskiewskie.

Sędziów tak wiele, jako się może wynaleźć spraw różnych. Na przykład inszy sędzia złodzieja sądzi, inszy rozbójnika, inszy rzezi­mieszka, choć to wszystko jedno rzemiosło, jednaki eksces , a cóż w różniejszych sprawach; a wszyscy ci osobny dom sądowy, każdy z

nich, mają, a zowią go rozrad, i na każdy dzień sądzą z poranku, póki

do cerkwi na wielką obiedną" nie zadzwonią, a skoro dzwon usłyszą, sądy wszystkie ustają. O eksces największy i krwawy3 nie karzą gard­łem, jeno knutem, oprócz i najmniejszego podejrzenia zdrady strony osoby carskiej, tego bez sądu i prawa na najmniejszego oskarżenie pod lód sadzają i sprawy nie pozwalając dać o sobie.

Dłużnik zaś, kiedy na pomieniony rok nie odda, pozwany przed sędziego, w rozradzie stanowi się; przyznali się do długu, a rzecze, że nie ma czym oddać, to mu każe sędzia stanąć przed rozradem, co go z okna widzi, a sługa rozradowy (których bywa po kilku w każdym roz­radzie, na kształt siepaczów), palcat4 mając w ręku, na półtora łokcia wzdłuż, w tylkę5 go bije stojącego, na każdy dzień po godzinie, niż zadzwonią do cerkwi, poty, póki dosyć nie uczyni stronie. A tych by­wa zawsze do kilkunastu przed rozradem, toteż kilka sług musi około nich chodzić, rozdzieliwszy między się, a każdy sobie w rząd ich po­stawi i od końca do końca chodząc maca ich po tyłkach każdego, po trzykroć zajmując. Wolno też dłużnikowi nająć za siebie kogo do roz-radu, a najdzie prędko za deńgi6.

Trzeźwość wielką zachowują między sobą. Starszym i pospólstwu bardzo j ą zalecaj ą, zakazując pijaństwa, i przetoż karczem (według ich nazwiska kabaków) ani piw i gorzałek na przedaj nigdzie nie masz po wszystkiej Moskwie. Na koniec, człowiekowi pospolitemu, oprócz bojarzyna, nie wolno i sobie gwoli robić w domu [tego], czym by się

1 występek

2 z roś. obiednia — uroczysta msza

3Tzn. za zabójstwo.

4 pręt, laskę

5 łydkę

6z ros. — pieniądze




Diariusz... 181

miał upić, bo często szpiegowie chodząc upatrują. Starostowie re­widują domy, a przecie najdowywali się tacy, że do fundamentu w piec beczkę gorzałki zamurowywać umieli; ale i tych szlakowano, a nie bez karania uszli. A kogo pijanym obaczono, do turmy go zaraz wzięto Braźnej; bo osobna u nich turma, jako i każdych złoczyńców. Po niedziel kilku za instancją bywa puszczony. Drugi raz w tymże do­świadczony, po siedzeniu długim w turmie, knutami go okrutnie sieką, po ulicach wodząc kaci, i bywa puszczony. Trzeci raz już i knuciwszy, choć długo siedziawszy w turmie, znowu go tamże; i znowu po kilku dni knucaj i znowu do turmy; bo mają prawo takie: „biwszy knutom da w turmu". Bywa tego razy do dziesiątka, że mu omierzą pijaństwo, coraz wywodząc a knucąc, a na koniec nie poprzestanieli, tedy go i zgnoją w turmie. Nauk też tam żadnych nie ma ani ich używają, bo zakazane są, a to temu gwoli, aby się który mędrszym nad cara nie znalazł, za czym by mir (to jest pospólstwo), wzgardziwszy panem, tamtego za pana sobie wzięli, bo tam mir siła może. Było to, po­wiadają, za tyrana owego1, że kupiec od nas (bo oni w przejazdach

wolność mieli z towarami) przywiózł tam minucji2 wóz, jakom słyszał od bojarzyna, tego to Gołowina, co się pierwiej o nim pisało3. Dowie­dziawszy się car rozkazał tych ksiąg do siebie przynieść część; że były według ich zdania bardzo mądre, bo i sam car [z] nich nie rozumiał nic. Obawiając się, aby tego ludzie nie nawykli rozumieć, rozkazał wszystkie do siebie na zamek wziąć i zapłaciwszy tak, jako kupiec sam chciał, na ogień ich wrzucić kazał. Z tych jeszczem jedne widział u tego to Gołowina, który mi tak o tym prawił, że miał brata rodzonego, wielce pochopnego do cudzych języków, ale jemu nie wolno było publice4 się w nich ćwiczyć. Chował Niemca, o których tam w Mos­kwie nietrudno. Trafił mu się też Polaczek, co łaciński język rozumiał,

1caraIwanaGroźnego 2kalendarzy, poradników praktycznych

3Maskiewicz wspomina o nim we wspomnianym wyżej fragmencie doty­czącym obyczajów moskiewskich, którego nie zawiera kopia Bibl. Czartorys-kich.

4jawnie





182 Samuel Maskiewicz

i tych skrycie po moskiewsku wodząc1 miał. W pokoju się z nim zawierając długo, nabywszy ksiąg łacińskich i niemieckich. I nawykł był od nich siła; jakożem sam widział ręki tamtego pisanie, z łaciń­skiego na polski przekładając język; i ksiąg siłam widział łacińskich i niemieckich, co mu się po śmierci bratniej dostały; a cóż kiedy by tam nauka przystąpiła do tego dowcipu.

W rozmowach z nimi nasi zalecali im wolność, aby sią z nami spoiwszy, tejże nabyli, a oni po prostu: „wasza wolność wam dobra, a nasza niewola nam; wolność bowiem wasza — prawi — swawolą jest; azaż tego nie wiemy, — powiada — że u was możniejszy chudszego gnębi; wolno mu wziąć chudszemu majętność i samego zabić, a przez prawo wasze dochodząc sprawiedliwości, powlecze się lat z kilkanaś­cie, niż dojdzie, a na drugim nigdy. U nas — powiada — najbogatszy bojaryn najchudszemu nic uczynić nie może, bo za pierwszą skargą car mię od niego oprosta2; a jeśli sam car jakie mi bezprawie uczyni, to jemu wolno jako Bohu, bo on i karaje, i żałuje3; Nie tak mi jest żal jak od swego brata to cierpieć, kiedy mnie car skarżę, który jest wszy­stkiego świata panem"; bo oni tak rozumieją, że monarchy większego pod słońcem świata nie ma nad ich cara i żaden mu wydołać nigdy nie może, i przetoż go nazywają: „Sonco, Prawiedność, Swietło Ruskoje".

Car sam w Krym-Gorodzie4 ma pałace swoje, ale każdy car nas­tąpiwszy buduje mieszkanie według fantazji swojej, połamawszy tam­to. Najforemniejsze jednak między wszystkimi Dymitra pierwszego, bo na kształt polskich. Szujski po nim insze budował; tamte opuścił.

Pałac jest murowany, którego oni zowią Zołataja Połat; w tym ma­lowani są wszyscy kniaziowie moskiewscy i carowie, złotem wyżej na ścianach; i sklepienie [z] rozmaitymi historiami Starego Zakonu5. Okna w nim, bardzo wielkie, idą we dwa rzędy, jedne drugich wyżej;

1ubierając 2 z roś. — wybada 3 z roś. — łaską obdarza

4Krym-Gorod, czyli Kreml, był wtedy osobną obwarowaną częścią Mos­kwy.

5 Czyli Starego Testamentu.





Diariusz... 183

tych jest 19. Piec podziemny, że dziurami jeno ciepło idzie, a choć tak wielka machina, bo go bliżu 20 sążni jednej strony, a kwadratowy jest, tedy jest sklepiony. Filar ma jeden we środku, na którym sklepienie wszystko wisi. Car się tam pospólstwu ukazuje, z osobna i czasów pewnych z carową.

Ja w tym pałacu, z kilką towarzystwa czas niemały stałem, a to gwoli ognia, bo często nas Moskwa kulami ognistymi nawiedzała, a konie nasze w sieni tego pałacu stały; czego snadź przedtem Moskwa nigdy nie doznała, bo i dumnemu bojarzynowi bez pozwolenia cars­kiego do tego pałacu wniść, „z ostrachom Boha widety".

Pałac drugi jest, gdzie posłów przyjmują cudzoziemskich, ale nie tak wielki.

Podle tych pałaców, zaraz cerkiew Zwiastowania Panny Maryi, w której car zawsze nabożeństwa słucha. Na tej na wierzchu krzyż złoty.

Cerkiew Preczystej Boharodzicy na staje od tej. A ta jest najgłów-niejsza. W tej stolicy sam patriarcha odprawuje. Tam car bywa koro­nowany i w święta uroczyste nabożeństwa tam słucha.

Między nimi jest cerkiew Michała Archanioła, w której carowie się grzebią, ale nie bardzo baczne groby. Przy każdym grobie [jest] obraz jego własny, albo na ścianie, albo na grobie wyhaftowany na aksamicie. Tamżem widział grób i onego dziecięcia Dymitra, co się u nas był na miejscu jego zjawił, bo Szujski po zabiciu tego Dymitra, co u nich panem był, wstąpiwszy na państwo, a chcąc ten błąd z siebie znieść, przeniósł ciało Jubilecz [z Uhlicza] dziecięcia jakiegoś, mia­nując, że to Dymitr, własny syn cara moskiewskiego Iwana, od Borysa Hoduna zabity jeszcze w dziecięcym wieku, „a to — prawi — zmyślo­ny był, co wstąpił był państwo", i położył go między cary.

Inszych cerkwi jest do 20 w tym zamku Krym-Gorodzie. Między tymi jest cerkiew Świętego Iwana, jakoby w pół zamku stoi. Na tej wszystkiej cerkwi wieża bardzo wysoka wymurowana, z której widać daleko na wszystkie strony stolicy. Dzwonów na niej jest wielkich, niemal takich, jaki Zygmunt w Krakowie, 22, bo we trzy rzędy idą, jedne nad drugimi, a mniejszych 30 kilka. [Byłem] z wielkim podzi-wieniem, jako tak wielki ciężar ta wieża znosi. To jej na pomocy jeno,




184 Samuel Maskiewicz

że tych dzwonów nie kołyszą, dzwoniąc jak u nas, ale za serca ciąg­nąc, biją w nie, którego jednak chłopów 8 i 10 pod czas ciągnie.

Niedaleko tej cerkwi jest dzwon na zuchwał1 ogromnie ulany. Stoi [on] na drewnianej baszcie, na dwa sążnie wysokiej, aby tym znaczniej

mógł być widziany. Serce tego dzwonu chłopów 24 ciągnie". Nie­długo przed wyjściem naszym ten dzwon nakrzywił się ku Litwie, co oni sobie za dobry znak wzięli i niedługo też nas potem zbyli.

Zamek ten wszystek zabudowany dworami bojarskimi, cerkwiami, monasterami, że miejsca nie masz gołego, ledwo jak w podwórzu szlacheckim. Bram w tym zamku 4, jedna ku rzece Moskwie, druga do Iwan-Gorodu3 [wychodzi]. Na jednej z tych bram, którą nazywają Frołowskoje Worota, orzeł na gałce płatany4, którego Moskwa na herb używa. Od tego zamku, Krym dzieli mur miąższy i wysoki, i przekopa głęboka, omurowana z obu stron. Zamek drugi Kitaj-Go-rod . O tym by siła było co pisać, ale niepodobna wyrazić wszystko, jako kramów siła, których jest 40.000, jako porządek wielki w tym, że każda kupią6 ma swoje miejsce. I najmniejszy rzemieślnik w kramie robi, nawet i barwierz goli w kramie. Jako armaty burzącej i rozmaitej niezliczona rzecz po basztach, bramach, murach i na ziemi stojącej wszędy pełno. Między którymi widziałem działo jedne, co stem kuł bywa nabite i sto razy strzeli, a jest tak wysokie, że mnie stojącemu [sięga] po ramie. Kula jak gęsie jąje. To [działo] przeciwko bramie Wodnej żywego mostu7 stoi.

1 ponad miarę

2 Mowa tu o dzwonie zwanym „car kołokoł", który w XVIII w. pękł.

3 Iwan-Gorod, zwany częściej Białymi Murami lub Biełgorodem — od­dzielała go od Krym-Gorodu i wspomnianego dalej Kitaj-Gorodu rzeczka Nieglinna, wpadająca do rzeki Moskwy.

4Tj. blaszany.

5 Kitaj-Gorod był osobną obwarowaną częścią Moskwy, dzielnicą hand­lową i cudzoziemską.

6 budka handlowa

7 Tj. mostu na tratwach lub łodziach.





Diariusz... 185

W pół rynku leży działo moździerz, na przepych snadź jeno ula­ne1 , bo ja kiedy w nim siędę we środku, tedy piędzią nie dosiężę od głowy mojej krawędzi drugiej działa; a za zwyczaj to miewali pacholi-kowie nasi: wlazło ich 3 we środek działa i tam aże w kąt pod zapał i w karty grywali. Cerkiew Świętej Trójcy stoi przy rowie od Krymgo-rodu, w tym ołtarzów 30. Do tej cerkwi na Kwietnia Niedzielę" patri­archa na ośle albo koniu białym jedzie z procesją od cerkwi Preczystej Bohorodzicy, a pod nim sam car za cugle konia albo osła wiedzie i potem go pod rękę zsadza. Duchowieństwo, jako ich wiele jest, wszys­tko z obrazami w procesji idzie i wielka ceremonia bywa; ścielą mu też ludzie, na ziemi zabiegając, kosztowne materie, po których idzie. I zgromadza się natenczas siła ludzi do stolicy.

Około tych dwu zamków jest trzeci zamek Iwan-Gorod, który i wałem, i murem jest owiedziony białym; i stąd jego drudzy Białym Murem nazywają; w tym zamku bram 10 i baszt tak wiele. Pod te trzy zamki rzeka Moskwa idzie, ma miejscami brody, ale jednak lgnąca bardzo i przetoż woleli nasi płynąć niż brodem iść.

I ten jednak zamek wszystek zaciśniony budowaniem, i bojarskim i posadzkich ludzi, że placu gołego najmniej nie ma, jeno przy bramach w Krym i Kitaj-Gorodów do niego są; i to trochę. I od murów jednak i parkanów daleko budowanie sadzą; że tam przestrzeństwo do obrony nieprzyjacielowi wielkie.

Około tych wszystkich trzech zamków parkan drewniany, którego

oni powiadali na 7 mil polskich3 około, dwakroć rzekę Moskwę prze­chodził, to już było miasto samo, bardzo gęsto i wysoko nasiadło. Par­kan ten był zwyż na 3 kopie, bramy gęste, a baszt po dwa i po trzy między bramami, a na każdej baszcie i bramie dział po 4; a na drugiej 6, oprócz polnych działek; niezliczona rzecz tego to tam było; wymie­nić trudno.

1Prawdopodobnie chodzi o działo zwane „car puszka".

2Niedzielę Palmową

3 mila polska =7146 m





186 Samuel Maskiewicz

Parkan wszystek z ciosanego drzewa, i baszty i bramy; kształtnie bardzo ubudowany, deskami z wierzchu nakryty, znać, że nie za jeden to dzień stanęło było.

Cerkwi bardzo gęsto wszędzie, i murowanych, i drewnianych, że kiedy do obiedni zadzwoniono we wszystkich cerkwiach, coś się dziw­nego zdało słyszeć.

A przecie my to wszystko we trzech dniach w popiół obrócili; tak wielkie ozdoby miasta tego w króciuchnym czasie zniknęły, jeno zam­ków dwa w Krym i Kitaj-Gorodzie, w których my sami zostali ochro­nieni od ognia. Jakoż potem Kitajgorod przez nich spalony [został], a Krymu [my] całego odjechaliśmy.1

[Roku 1611]

W poniedziałek po Kwietniej Niedzieli" dadzą szpiegowie znać, że Lepunow3 z rzezami [z Riazania] idzie w 80.000 wojska, i już [jest] w mil 20. Drugi [szpieg] przybywszy [powiedział], że Zarucki od Kaługi w 50.000 wojska idzie, i już też niedaleko; trzeci [zaś] o Proszowiec-kim4, w 15.000 wojska idącym ku stolicy powiada. Zewsząd pociechy dosyć. Zbroja z grzbieta nie schodzi. Ale nie tym zbyć.

1 W tym miejscu w wyd. wrocławskim następujące dwa akapity: „Ostrożni jesteśmy, szpiegi wszędzie mamy. Moskwa nam życzliwa często nas napomina, abyśmy czuli o sobie. Dadzą nam znać szpiegowie nasi, że ze trzech stron wojska idą wielkie ku stolicy (a było w post wielki na roztoku właśnie, Kwietna Niedziela przybliża się, na którą więc wielki konkurs ludzi zwykł bywać w stolicy). My już nie strażą, ale wszystkim wojskiem gotowi zawsze i we dnie, i w nocy nie rozsiodływając koni.

W Niedzielę Kwietnia acz silą ludzi było na tę ceremonią, ale albo ostro­żności się naszej obawiali, albo wojsk idących sobie na posiłek czekali, że się o nas nie kusili, oraz wszyscy uderzyć chcieli."

2 Kwietna Niedziela, Niedziela Palmowa, w 1611 r. — 27 marca.

3 Prokop Liepunow, wojewoda riazański; jeden z przywódców powstania moskiewskiego.

4 Andriej Zacharowicz Proszowiecki — dowódca Kozaków drugiego Dy­mitra; po jego śmierci przeszedł na stronę przeciwników królewicza.



Diariusz... 187

Była rada i o tym, abyśmy nie czekali nieprzyjaciela na miejscu, ale na nie skupionych jeszcze natrzeć i po różnu ich bić1. Na tym było stanęło, żeśmy mieli wychodzić kilka mil przed stolicę, uprzedzić zamysły nieprzyjacielskie.

Aliści we wtorek z rana, [gdy] jeszcze drudzy mszy świętej słucha­ją, w Kitajgorodzie zwada się zaczęła z Moskwą. Tego twierdzić nie mogę dobrym sumieniem, kto zaczął. Jeśli z naszych albo z Moskwy przyczyna. Ale bliżej tego, że nasi dali przyczynę do tego rozruchu, uprzątając pierwiej w domu, niż drudzy nastąpią. Żal uwiódł któregoś podobno, a potem już i hamować trudno było. Dadzą wiedzieć panu Gąsiewskiemu, że się już nasi ścierają z Moskwą. [Ten] wypadł na koniu, aby hamował. [A] że już trudno było, [bo] trupa niemało padło ze strony ich, musiał im dać pokój, żeby już kończyli zaczętą robotę.

Marca 29 we Wtorek Wielki naprzód się wszczęła burda w Kitaj­gorodzie, gdzie prędko lud kupiecki targowy wysiekli, bo tam kramów samych było 40.000. W Białym Murze potężni nam byli bardzo, bo posada większa, a lud bitny. Działek polnych wnet z baszt dobyli i w ulicach zasadziwszy, parzyli naszych. My co się do nich z kopiami pomkniemy, to się oni wnet zarzucą tamą, [w] pogotowiu stoły, ławki, klosty2 drew mając. My znowu, chcąc ich od tych fortelów wywabić, to poczniem wrzkomo ustępować nazad. Oni w ręku to wszystko nio­sąc za nami postępują, i aby najmniej postrzegą, że nasi ku nim się obracają, to wnet ulice wszystkie zarzucą. Od tych tarasów z rusznic bili, żeśmy im nic uczynić nie mogli. [Mając] pogotowie z górnie wszędzie, z okien, to z samopałów, to kamieńmi, to drągami przez dy­lowanie nas razili. I już nas (to jest jazdę) ku Krymgorodowi przyparli byli, ażeśmy dla piechoty rzucili się do pana Gąsiewskiego, których nam na posiłek przypadło 100. Acz względem wojska nieprzyjaciels­kiego [był to] bardzo słaby posiłek, ale jednak nam i ten był potrzeb­ny, bo przy nich i nas część koni spieszywszy się, rozrzuciliśmy ich sztakiety, iż musieli pierzchać. Ale jednak tymeśmy nie wygrali, bo oni znowu przyszedłszy do sprawy, armatą nam bardzo szkodzili

1Tzn. gdy jeszcze są rozdzieleni,

2kloce, kłody




188

Samuel Maskiewicz

wszędzie, bośmy na czworo, albo na pięcioro z nimi się byli rozerwali gwoli ciasnym ulicom. I tak każdemu już niemal było znojno od nich, radyśmy sobie dać i nie mogli, i nie umieli, aż ktoś krzyknie „ognia! ognia! palcie domy!" Zapalili pacholikowie dom jeden, który się jąć żadną miarą nie chciał. Wierzę, że ogień był zaczarowany, bo i drugi, i trzeci, i 10 raz było, [że] czym podpalają, to więc zgore, a dom cały. Aże smoły dopadli, przędziwa, łuczywa smolnego. Też ledwo ogień wzniecili, a drudzy na drugich miejscach też ogień pokładli, gdzie kto mógł. Jako też ogień wziął moc swoją, a wiatr od nas popędzał ku nim; tak ci ich z fortelów ich zraził. A myśmy za ogniem postępowali. Zatem noc nas rozwadziła. Wszyscy żeśmy ustąpili do Krymgorodu i Kitajgorodu. Jam miał stanowisko w Białym Murze, ledwo co mi wię­kszego wychwycono rzeczy do Krymgorodu, a wszystko diabeł pobrał. Jedno poszarpali, a drugie pogorzało. I żywność wszystka [poszła] wniwecz.

Uradzili też, aby we środę wyszedłszy miasto wszystkie, palić, pó­ki się tylko może zasiać. I tak godzin 2 na dzień wyszliśmy we środę, pożegnawszy się z tymi, co na zamkach zostali, małą nadzieję mając widzieć się już z[e] sobą. Wyszło Niemców z nami 2.000. Husary nasi też pieszą [wyszli], oprócz dwie chorągwie na koniach: moją pod któ-rąmem służył, gdziem i porucznikiem był, albo raczej rotmistrza mego księcia Poryckiego i pana Skuminowa starosty bracławskiego [bra-sławskiego], na której był porucznikiem Ludwik Poniatowski, co po­tem Stadnicką łańcucką pojął. I takeśmy konni po ledzie rzeką postę­powali, bo indziej przestrzeństwa nie było. Wtem postrzegła nasza straż na Iwanie, wieży wysokiej w Krymgorodzie, że pan Struś nastą­pił pod stolicę i ugania się z Moskwą, którzy mu nie chcą dopuścić z nami się złączyć. A też nie masz którędy. W parkanie drewnianym wszystkie bramy pozamykano. Straż wielka Moskwy u nich [była] i ciż to wycieczkę do pana Strusia uczyniwszy, uganiają się z nim. Da­dzą nam znać o tym z zamku, abyśmy posiłek jakikolwiek panu Stru­siowi dali. Nie wiedząc, jako inaczej ratować, zapaliliśmy parkan w kilkoro. Prędko się [za]jął, bo ze smoliny samej, z drzewa ciosanego był bardzo kształtnie ubudowany; który ledwo opadł, jeszcze płomień gorzał, a węgle ognistego [z niego] co wiedzieć jako wiele a ile z ta-


Diariusz...

189

kiej machiny [było]. Pan Struś, człowiek wielkiego animuszu i serca, nie czekając dłużej, zwarłszy konia ostrogami, krzyknie: „za mną, dzieci, kto cnotliwy", l tak przez ten płomień i węgle dnia 30 marca wpadł do nas, a za nim wszyscy. I tak cośmy mieli jego posiłkować, on nas posiłkował. Radziśmy mu byli jak Bóg dobrej duszy. Otrzeź­wieliśmy trochę, serca nam przybyło. I tak więcej nad to, co za parka­nem było, nie przyszło nikomu tego się dnia z nieprzyjacielem ścierać, bo ogień gwałtowny opanował domy, a wiatr srogi popędzał płomień na nie. I tak przed ogniem samym ustępować musieli, a my po cichu za nimi. l takeśmy aż do samego wieczora w ten dzień podniecali ogień, aż nas wieczór przygnał do zamku. Tej nocy, kiedy już okrutny srogi ogień opanował miasto, widno tak w zamkach było, jako w najświet-lejszy dzień. Dymy tak okrutnie szpetne zinąd pokazywały się śmier­dzące, nie inaczej, jeno jak o piekle powiadają. Tedyśmy już bezpiecz­ni byli, bo ogień wokoło nas strzegł.

We czwartek znowu palić miasto [poczęliśmy], bo go jeszcze trze­cia część została, tak prędko go ogień pożreć nie mógł. Bojarowie nam życzliwi radzą, i koniecznie potrzebę tego okazują, aby się paliło mia­sto, póki się będzie mogło zasiać dla ufortyfikowania nieprzyjacielowi. I tak znowu palić [musieliśmy], a ostatek aże w piątek dorobiliśmy tej roboty, właśnie jak ów wiersz w Psalmie. „A miasto pańskie tak umio-tę". Oj myć tam nie zostawili nic, a mogę śmiele rzec, i kołu.

Die 4 aprila , w Poniedziałek Wielkanocny, dano znać, że Prosze-wicki [Proszowiecki] idzie w 15.000 wojska. Pan Struś ze swoim się pułkiem wymknął, aby szedł przeciwko niemu, a nie miał, jeno 500 koni w pułku. I tak przydawszy mu koni 200 pan Gąsiewski wyprawił go w imię Pańskie nań. Potkał pan Struś Proszewickiego w mil 4 od stolicy, który hulaj grodami szedł, to jest na saniach wielkich wrota na kołowrocie stały, mając dziur kilka w sobie dla strzelania z samo­pałów. Do tych sań każdych po 10 strzelców przystawiono, ci i sanie przed sobą pchną, i strzelają stanąwszy jak z zamurza. A takich sań tak wiele, jako tabor jego potrzebował, że wszędzie tak na zadzie, bokach, jako i na przedzie taboru wkoło podle siebie były prowadzone. Nie

1kwietnia

190 Samuel Maskiewicz

mając nigdzież dziury od taboru, nie Iza było naszemu kopijnikowi, jeno spieszyć się z koni a rozerwać tabor; i tak uczynili. Wpadłszy za tym 700 człowieka, za pomocą Najwyższego pobili i pogromili nie­przyjaciela znacznie; więźniów nie kazał mieć, co się nawinęło ścinać, siec. Sam Proszewicki uciekł za czasu, a i dobrze poradził, bo i każdy niczym, jeno nogami ochronił zdrowie swoje. W tej potrzebie z na­szych bardzo mało zginęło. Ze znaczniejszych jeno porucznik starosty bracławskiego Kalinowskiego, gdzie brat pan Daniel służył, Wojciech Dobromirski zabity. Nazad się wrócił z wiktorią, za łaską Najwyższe­go, z niewymowną radością naszą.

Die 5 aprila, nazajutrz, to jest we wtorek, Lepunow z Rezanu [Riazania] przyszedł w 80.000 wojska.

Die 6 aprila po nim Zarucki w 50.000 od Kaługi po zabitym ca-rzyku przyszedł i z nim się złączył.

Proszewicki skupiwszy się z rozproszonymi ostatki wojska swego z nimi się też złączył i stanęli u Siemionowa monasteru1, nad Moskwą rzeką, niżej stolicy w mile jakoby od zamków, bo bliżej nie mieli przy czym się przygarnąć, [gdyż] popalono wszystko.

Die l aprila, we czwartek, wyszedł pułk Kazanowskiego Marcina, koni 1.300 w nim, pod ten Siemionowy monaster, chcąc się z nimi zetrzeć (bo się postanowili byli pułkami wychodzić do nich). Nakara-wszy się świeżą przegraną Proszewickiego, nie śmieli nam pola sta­wić, jeno z harcownikiem uganialiśmy się. Potem pod wieczór zeszliś­my z pola nic znacznego nie sprawiwszy.

Insze pułki zaś na swych miejscach, według porządku chodzenia w wojsku, wychodziły ku nim, a nic nie wskórawszy, jako i my, wracali się nazad z większą czasem szkodą swoich niż z pożytkiem; a też niepotrzebne rzeczy to były i bardzo, cośmy potem sami tego doznali, ale nie w czasie.

Die 16 aprila z kolei wojskowej znowu przypadło pułkowi nasze­mu, to jest Kazanowskiego Marcina. Wyszliśmy w sobotę już na insze miejsce niż pierwu, chcąc ich koniecznie zwabić do potkania. Więc że

1 Monaster Siemionowy położony był poza murami ówczesnej Moskwy na południowy wschód od niej.




Diariusz... 191

choć i pułk był potężny, przydano nam jeszcze Niemców 1.000, nad którymi był kapitanem Borkowski1, długich goleni bardzo, ale tchórz. Wywiedli i oni swoje wojsko w pole, dufając swojej wielkości, bo ich i z tymi, co w stolicy byli, było pod dwakroć sto tysięcy i więcej do boju. Pola okiem ledwo rzucić może, a jak lasem odział, tłumem tego pogaństwa. Nie bez fortelów jednak wojska swoje stawili. Było błoto przed ich wojskiem lgnące, przeprawa ciasna, która nas od nich dzie­liła w polu; za tę przeprawę harcownika ich wyszło do nas więcej niż wojska naszego. Stały wojska w sprawie, patrzały na się, a harcownik się ścierał. Szczęściło się naszym z łaski Bożej. Przeganialiśmy ich aż pod las na dobrą ćwierć mili też harcownikiem, a wojska nie śmiały się najmniej ruszyć na posiłek swoim, aby z tyłu nieprzyjaciel ich nie rozerwał, nie dowierzając jeden drugiemu. Trupa padło niemało ze strony ich. Więźniów też do zamku się odesłało znacznych z potrzebą. Nie przestając na tym, chciał pułkownik nasz Kazanowski kusić się o ten gmin wstępnym bojem. Borkowskiemu z piechotą niemiecką roz­kazał był, z jednej strony obszedłszy błoto, z boku im uderzyć, a sam z drugiej strony z jazdą miał na nie napaść. Borkowski nie chciał słu­chać; „takiżem ja pułkownik, jako i ty"; ale to zając w nim sprawował. Widząc tedy Kazanowski, że on nie chciał, a sam się swymi jeno kusić nie śmiał, nie do końca i Niemców dufając, aby na nas z tyłu nie uderzyli, rozkazał się umykać chorągwiom pomału ku zamkowi. Chorągiew księcia Poryckiego, że na czele samym stała, pod którą jam służył, kiedy się już kazano umykać po trosze ku domowi, Kowalski, co chorągiew nosił, acz był serca wielkiego, choć statury małej, ale że

nie był experient2, co miał w miejscu, jako stał, konia obrócić głową, gdzie był zad; i tak każdy, i towarzysz, i pacholik, miał uczynić, że szeregi żadne iść nieprzyjacielowi miały, a przednie na zadzie z chorągwią, dla snadniejszego obronienia się ku nieprzyjacielowi, je­śliby nacierał; to on z szeregiem nawrócił wszystkim nazad, w oczach patrzającego nieprzyjaciela, który wielkie serce stąd wziąwszy, rozu­miejąc, że uchodzim, wszystkim tłumem pocisnął się za nami. Obróci

1Jan Borkowski.

2doświadczony



192 Samuel Maskiewicz

się chorąży nasz do nich, damy trochę wstrętu nieprzyjacielowi, ale cóż, kiedy ten tłum wszystek na nas jedzie, a chorągwie, co nam w posiłku miały być, dobrze w przód uchodzą, ani się nazad obejrzy nikt. Widząc, że sami tak gęstego nieprzyjaciela nie możem zatrzymać na sobie, albo raczej dać odporu, uchodzim w sprawie obronną ręką. Kilkakroć obracał chorągwią Kowalski, ale próżno było. Moskwa tak resolute1 wpadała do szeregów naszych, żeśmy się tak wrącz z nimi z koni ściągali. Z łuków też nam szkodzili, co rzadka u nich, ale takim jednak sposobem, że ugadzali tam, gdzie zbroje nie było, a do tego z blizu. Borkowski, choćby mógł ratować nas, nieprzyjaciela rozerwać nie chciał. W tej potrzebie pod chorągwią naszą towarzystwa 5 zabito, a Zaruckiego Zachariasza pojmano. Pacholików z 10 zginęło, a naj­więcej na przeprawie, bośmy mieli bardzo złą przeprawę na błocie, od nich idąc ku zamkowi. W inszych rotach i jeden nie zginął, bo dobrze uciekali. Z Niemców też żaden [nawet z] rucznicy nie wystrzelił.

Tym szczęściem nieprzyjaciel zbezpieczniawszy, podemknął się tej nocy pod Mury Białe, położył się obozem pod samymi ścianami między Nieglinną a Moskwą rzekami, w dobrym miejscu, skąd nam bardzo już straszny i silny był, dokąd mu się zewsząd kupiło od razu więcej. Musieliśmy straż pilno po murach odprawować, wycieczki już piechotą więcej czyniąc niż konno, po których nam było nic, bo siła nam ubywało nimi, a im kat wadzi, na jednego zabitego miejsce 10 przybędzie im. Obaczyliśmy, ale już nie w czas, kiedy doprano.

Patriarchę' dano za przystawę, jako pryncypała tych buntów, Ma-lickiemu jakiemu, poruczonego z roty MałyńskiegoJ towarzyszowi, który go tak pilnował, że nikt bez wiadomości jego i pozwolenia do patriarchy nie wszedł, a samego i za próg nie wypuszczał. Z tego mie­szkania umarł potem w pół roku.

Zdobycz wielką czeladź miała i towarzystwo niektóre, a ile z pułku Zborowskiego, bo oni w Kitajgrodzie stali, a tam wszystkie kupie moskiewskie, kramy i towary, choć ich wielką liczbę kładziono, i za-

1 odważnie, zdecydowanie

2 Hermogenesa

3 Mikołaja Małyńskiego.




Diariusz... 193

prawdę było co widzieć i zadziwować, a jednak do wieczora we wto­rek pierwszego dnia zmiany, i jeden kram cały nie został; jedni się bili, a drudzy łupili. I przetoż, wszyscy na majdan składać się musieli i przysięgali wszyscy, towarzystwo i pacholikowie, rotą od wojska napi­saną w kole przed tym towarzyszem, co majdan przedawał (a w każ­dym pułku był osobny majdan). U nas był Andrzej Rusecki, z naszej roty towarzysz. A rzeczy tych przedawanie tak było namówiono, za co by kupiec albo szynkarz dawał tak wiele, tedy towarzyszowi samemu wolno (będzieli to chciał kupić) połowicę tych pieniędzy dać za tamto. Nie oddawali niektórzy wszystkiego, choć przysięgali, a nawet i z to­warzystwa, za co niektórych znacznie Pan Bóg karał.1

Częstośmy na wycieczki wychodzili pieszą, bośmy pobliżu siebie byli, ale nie tak naszym chceniem, jako [nas] musem przycisnęli. Jako nasi dla trawy koniom wyszli, to wnet zwada z nimi. To my swoich posiłkujemy, a oni swoich, i tak „pod czas krwawa draka, a pod czas smiertnaja2 draka", jak oni zowią, z wielką szkodą jednak naszych, bo wynidzie u nich na wycieczkę tak wiele, jako że my i wojska nie

1 W wyd. wrocławskim dalsze dwa akapity na ten temat:

Grało z sobą dwaj towarzyszów nie oddawszy na majdan; mieli i pienią­dze, i klejnoty, i fanty między sobą (a w zamknieniu jeno dwaj, żeby ich nie wydano). W tym snadź się powadziwszy o coś (bo nikt o tym wiedzieć nie może), przebił jeden drugiego, ale nie mienią, kto i z czyjej roty, sztychem na wylot, że oba zaraz pomarli. Naleziono i te rzeczy, i ich już nieżywych. Zna­cznie pan Bóg i wojsko wszystko karał po tej przysiędze, znać, że tam siła by­ło niesprawiedliwych przysiąg.

Ja nicem nie kupował na majdanie, bo nadziei żadnej odsieczy sobie nie mieliśmy. Dziś, jutro obiecywaliśmy sobie uchodzić obronną ręką kiedy by nam, uchowaj Boże, przyskwarło. Z tych przyczyn wolałem kopę gotową [go­towe pieniądze] chować, którą snadniej uwieźć niżeli fant. Drudzy nie respe­ktowali na to, nakupili dostatek, a potem dziesięciorako pieniądze brali za to; ja zaś i swego własnego, com z sobą ochędostwa miał i szat, nicem nie wy­wiózł, a com był kupił trochę a insze z kaźmy [skarbca — Red.] wziął w kar­mowych pieniądzach, to tamże zostało i moje własne przy tym, kiedy nas gro­miono w Rodni pod Starzycą. Mąjdanowych pieniędzy po złotych 28 na koń wojsku wszystkiemu dostało się."

2 przest. — śmiertelna



194 Samuel Maskiewicz

mamy. Częstośmy i na zasadzki w nocy wysyłali za Moskwę rzekę konno, a potem dawszy przyczynę przywodzili ich na nie. Bywałoć z łaski Bożej często, że nie daremna praca bywała, ale jednak nam stąd korzyści niewiele, chyba [że] więźnie na odmianę za swoich dając. Tymeśmy się handlem jeno bawili.

Wziąwszy wiadomość o zmienię stolicy, pan Jan Sapieha, który jakoś po zabiciu carzyka odszedłszy od Kaługi leżał w Massalsku i około po włościach z ludem swoim, mil 60 od stolicy, wezbrał się do stolicy z wojskiem swym, dawszy się z tym słyszeć, że „bić się z Mos­kwą nie będzie, jeno umawiać kontrakty z nimi"; o czym Moskwa mając wiadomość, a wiedząc już o nim w Możajsku, wysyłają posłów swoich do niego, znosząc się z nim i chcąc go wyrozumieć, z jakim umysłem idzie. Upewnił [Moskwę Sapieha] i przez posły ich, i przez swoich znowu, że z dobrym dziełem do nich idzie. Oni potem, sami celniejsi bojarowie, (kiedy był pan Sapieha w mil 6 od stolicy, u mo-nastera Wiazomy1 nazwanego) do niego jechali z czołem bitem. O czym się tam namawiali, trudno wiedzieć, to tylko, że zawsze [było to] na straży, kiedy się z nami Moskwa swarzyła. To więc [Moskwa] po­wiadała, że „na was Sapieha idiot k'nam". Moskwa jednak, choć się z nim znosili, nie dowierzając mu, ufortyfikowała obóz swój potężnie ostrogiem i przekopą głęboką z czunkiem, który dotąd tak stał bez wszelakiej opatrzności.

Die 17 Maia2 pan Sapieha przyszedłszy pod stolicę3, a nie prze­chodząc rzeki Moskwy między monasterami Dziewiczym i Siemiono-wym, na górze obóz położył. Do stolicy ani sam, ani towarzysz z woj­ska jego żaden do nas nie postał. Dziwujemy się i czekamy, co dalej będzie. Znaszając się z sobą, bywając u siebie, my ni o czym nie wie­my w zamku. Chcąc wyrozumieć zamysły jego, die 21 maia4 uczynili

1Nazwa monastera od miejscowości Wiaziemy. 2 maja

3Sapieha w tym czasie przebywał w Smoleńsku u króla, wyjechał stamtąd do swojego wojska pod Możajsk dopiero 26 V, gdzie przybył 7 VI. Pod Moskwę wojska Sapiehy przybyły dopiero 17 VI.

4Działo się to później — według pamiętnika Sapiehy: 23 VI.





Diariusz... 195

wycieczkę starsi nasi, zasadziwszy w nocy kilka chorągwi w zakrytym miejscu, ale jednak dali o tym znać panu Sapiezie, nie wzywając go do tej potrzeby, ale jednak rozumiejąc, że i sam się domyśli, czego potrzeba. Wywabiliśmy Moskwę prawie im pod nos, na błonie dosyć szerokie i równe, które między stolicą i obozem pana Sapiehy leży. On swojemu wojsku wszystkiemu kazał stać w sprawie przed obozem, patrząc z daleka na naszych. Kiedy się już i długo z nieprzyjacielem czyniło, i byliśmy mu za Bożą pomocą silni, znać, że mu niemiło było, przysłał do naszych, aby z pola schodzili. W takowym razie, kiedy się nieprzyjaciela ma po woli, rad by człowiek i z gruntu go wywrócił. Nie chcieli nasi takiej zabawki opuścić. On drugi raz przyśle, aby schodzili z pola, kazawszy to powiedzieć, że „z zadu na was uderzę". Już tu mus. Radzi nieradzi musieli ustąpić do zamku. Wiktoria przecie przy nas z łaski Bożej. W tej potrzebie pan Zienkowicz Eliasz był we złej toni, bo to skrzydło, na którym on był, słabieć z nieprzyjacielem w czynieniu (dla wielkości tłumu nieprzyjaciela na nie obróconego) poczęło było. Zaczem i jemu uchodzić przyszło z drugimi. Błoto mu się trafiło, tamże i konia zbył, pieszą uchodził. Nieprzyjaciel już go był oskoczył i znać, że żywo chciał pojmać (bo by był mógł zabić, mając po woli), łuk mu już na szyję zakładać począł; zatem nasi od-gromili go i nieprzyjaciela porazili. O panu Sapiezie takie natenczas tam głosy były, że sam chciał na carstwo i przetoż tak łaskawie do nich przyjeżdżał i znaszał się, z nimi traktował pierwu znać o sobie, ale że mu nie po szwu1 rzeczy szły, kusił i nas z nimi godzić przez traktaty. Więc że i w tym nic nie sprawił (bo Moskwicin hruby ni do czego się pociągnąć nie dał), opuścił ich i udał się ku nam. Dopiero z panem Gąsiewskim się znosić, co dalej robić. Znosić nieprzyjaciela nie podo­bno, [gdyż] obóz dosyć warownie ufortyfikowany. Pogaństwa tego ćma niemała i myśleć próżno, a żywności już też nam nie stawało. Postanowili, aby pan Sapieha z wojskiem swym, którego było ze 2.000, w ziemię się puścił nieprzyjacielskim sposobem, ogniem i mie­czem pustosząc. Namże też żywności potrzeba było, dla której umyśl­nie to iście pana Sapiehy uczyniono, a przy tym i ten głos puszczono,

1nie po myśli



196 Samuel Maskiewicz

że mieczem i ogniem plądrować, aby ich mógł co do kommizeracyi1 ziemi przywieść. Nie ruszyło to nic Moskwy przedsię. Posłaliśmy jed­nak z panem Sapiehą czeladzi dla żywności, kto co mógł, dnia 29 maia2; jam był 4 posłał, owa że wszystkich było l .500, dawszy im Ruckiego Szysza za starszego.

Die 31 maia, trzeciego dnia po odejściu czeladzi z panem Sapiehą od nas, przyszła nowina, że pan hetman Wielkiego Księstwa Li-

tewskiego3 idzie (a on jeszcze był pod Pieczorami natenczas, na gra­nicy inflanckiej, mil 80 od stolicy). Triumfować naszym przyszło z tej nowiny. Dzwoniono we wszystkie dzwony, których bardzo siła u nas była. Bito z dział wszystkich. Strzelano z ręcznej strzelby. A ta naszą nagość wydała, bo przez odesłanie czeladzi rzadko nas na murze było, rzadka i strzelba też być musiała. Porozumiał nieprzyjaciel zaraz o słabej potędze naszej, i zaraz tejże nocy, jakośmy z wieczora triumfo­wali, przypuścił do szturmu godzinę przede dniem.

Była w Białym Murze baszta, od Kitajgrodu pierwsza, która że na wielkiej przeszkodzie byłaby nam, by miała być u nieprzyjaciela, osa­dziliśmy ją byli dobrze. Rota cała Bobowskiego, koni 400 w niej było. A ta też baszta i im szkodę wielką czyniła, i była im prawie jak sól w oku u nas. Do tej szturmować poczęli i wzięli ją zaraz, znienacka tra­fiwszy na ubezpieczonych. A jako prędko wzięli, tak pręciusieńko przysposobiwszy od siebie prochów, kuł, działa, które na się mieli ob­rócone, na nas już narychtowali. Przypadnie pan Gąsiewski, a widząc z wielkim niebezpieczeństwem naszych stracenie tej baszty, przełoży towarzystwu i rotę Młockiego tam obróci, a oni i sami z ochoty, a ile widząc swoje złe resolute z szablami jeno skoczyli do nich po murze, po blankowaniu, którędy od nas do niej przejście było, gdzie tak wąs­ko, że ledwo dwaj pospołu iść mogli. Wpadłszy do baszty wysiekli ich z niej wrącz, i basztę opanowali. Prochu beczek kilka znaleźli, co go oni byli przyprowadzili. Natenczas dwóch towarzystwa nam zabito

1 pożałowania

2Sapieha i Budziło podają datę 14 VII.

3 Jan Karol Chodkiewicz, hetman polny litewski, wyruszył na odsiecz do­piero 25 IX.






Diariusz... 197

dobrych: Dudzińskiego i Bobrownickiego Nikodema. Moskwa, straci­wszy tę basztę, obrócili się na drugą stronę tłumem wielkim po Białym Murze ku Krymgorodowi, bośmy połowicę Białego Muru, od Krym-gorodu począwszy aż po Zwierską [Twerską] bramę, osadzili, i bramy, i baszty. Oni z tym umysłem poszli, aby ten mur odebrali u nas, czego prędko dokazali przez słabość potęgi naszej.

Przyszło nam imperate1 wychodzić do nich goło. Jakośmy na mu­rze byli wpadają w chorągwie, a pod każdą ledwo 20, a najwięcej 30 człowieka. Dopiero po zbroje słać musieliśmy i tam się w nie ubierać, ale jednak nie pomogło to nic. Musieliśmy uchodzić do zamków przed mnóstwem nieprzyjaciela (okazawszy już tamtych, co na murze, bra­mach i basztach są); znacznie na nas jechali aż do samych bram zam­kowych. Tamże ci, co na bramach byli, jeśli nie wszedł z nami który do zamku, to im się w ręce dostał. Na bramie Mikulskiej [Nikolskiej], która od Zwierskiej bramy pierwsza, było Niemców naszych 300, bo też Zwierską brama była od Moskwy dobrze osadzona, a co za Zwier­ską bramą było muru aż do samej baszty, tej gdzie Bobowski straż miewał, co ją byli nam wzięli, to Moskwa trzymała i osadzała. Przy tej części muru i obóz swój mieli za murem od nas. A co zaś na drugą stronę za bramą Mikulską aż do samego Krymgorodu, to my trzymali i osadali. Ten mur wszystek do tej Mikulskiej bramy szturmowali potęż­nie Moskwa. A myśmy jeno patrzyli, a ratunku im dać nie mogli. I [gdy]by mieli proch Niemcy, obronili by się im, ale tylko z beczkę go mieli. Nie spodziewając się tak nagłego nieprzyjaciela, i ten wystrzela­li do szczętu, że już kamieńmi, cegłami z góry bronili się im; dopieroż prawie gołą ręką, bo ich wzięli na wiarę, i choć żywo ich do obozu zaprowadzili, tam jednak jednym szyje poucinali, a drugich potopili. Toż i wszystkim basztom, które już nie miały takiej potęgi, działo się [podobnie]. Jest baszta o pięciu wieżach na zakrzywieniu zamku, jako­by albo na rogu w tym Białym Murze nad rzeką Moskwą, na tej było piechoty polskiej 300 Grajewskiego2. Porucznikiem u nich [był] Kra-jewski, a ten tylko przy piechocie był. Do tych kiedy przyszło po-

1niespodziewanie

2Piotra Grajewskiego.

198 Samuel Maskiewicz

żarem, bronili się zawarłszy się na baszcie dużo nieprzyjacielowi i bronili by się, by był ich nie zdradził dobosz, który natenczas przeda-wszy się do Moskwy od nich, powiedział, że kuł ognistych i przypraw rozmaitych do zapalenia pełno w tej baszcie na dole, na samej ziemi, która na kształt brony1 dziurę miała do tego tam miejsca. A nie za­warta była, bo i wrót nie było. Tamże oni, wnet strzał parę przypraw-nych zapaliwszy, wystrzelili między te kule, że się tam wszystko og­niem zajęło zaraz. [A] że piątra w tej baszcie były drewniane, nie sklepione, trudno było naleźć miejsca i na czwartym piętrze, bo tak wysoka. Do drzwi już też trudno było, choćby i chcieli wypaść resolu-te, bo płomień prędko wielki opanował, i tak oknem za mur nad rzekę po powrozie spuszczać się musieli, choć i tam śmierć swoją przed oczyma widząc, bo ledwo który ziemi dopadnie, to go wnet na szab­lach rozniosą Moskwa, których tam było gwałt. Jednak woleli [tak zginąć], niżeli od ognia zgorzeć. Pogorzało ich jednak niemało [tych], co się i do okien nie domieścili. Patrzaliśmy na wszystko z zamku. Serce od żalu bolało. Radzić nic nie mogliśmy. Siły nie było. Z tych jeno porucznik wyszedł potem na zamianę, a wszyscy poginęli. Tak Mur Biały wszystek odjęli nam od Krymgorodu.

W tej wycieczce zabito Gozdzikowskiego, rotmistrza husarskiego, do któregom ja był wjechał tygodniem przedtem na koni osiem i mu­sieliśmy pod taż chorągwią dosługować ćwierci, gwoli kwaterze, coś­my ją w poruczeniu u siebie mieli do straży. Pana Zienkowicza w szy­szak postrzelono, ale nie przepuścił.

Die 5 lunii, potem w kilka dni nieprzyjaciel, wziąwszy armaty i ludzi z potrzebę, szedł pod Dziewiczy monaster, na którym ludzi naszych było rot konnych 2 kozackich, Hłuskiego i Orszańskiego, Niemców służących 200, Niemców moskiewskich, co już tam w sto­licy żyli, ale przy nas byli, było 300. I ciż zdradę uczynili, że swoje kwaterę zaraz podali, ledwo strzelono kilkakroć z działa.

Przed tym dniem albo dwoma, chcąc Gąsiewski dać znać panu hetmanowi litewskiemu o tym obegnaniu naszym od nieprzyjaciela ze wszystkich stron (bo i za rzeką Moskwą przy cerkwi murowanej uczy-

1 Tj. bramy zamykanej kratownicą.




Diariusz... 199

nili sobie horodek, gdzie kilka tysięcy ludzi mając, bronili nam wyjś­cia z zamku i kulami ognistymi często nas stąd nawiedzali), wyprawił koni 70 [lO]1 towarzystwa, na dobrych koniach, każdemu z osobna dawszy listy do hetmana, mając nadzieję, że któryżkolwiek doniesie. Dzień był bardzo pogodny i jasny, a wolał wtedy ich wysłać, bo oni nie tak we dnie pilną straż odprawują, jako w nocy, a do tego się i przesypiają w południe. Ci jako przyjechali nad rzekę się pławić, z malusieńkiej chmurki deszcz tak okrutny spadł, że człowieka przed sobą nie widać było, i w tym zaburzeniu przeprawiwszy się 9, bo jeden koń nie chciał iść wpław żadną miarą, mimo ostrożek nieprzyjacielski przejechali, że ich nie postrzeżono, w minucie godziny deszcz przestał i światło było po staremu.

Postrzegli już, ale daleko nasi byli; choć i gonili, nic nie wskórali, bo do monasteru Dziewiczego nasi wpadli do swoich, na których już straż mieli po drodze wszędzie; ci jednak nie razem wszyscy z monas­teru w drogę wyjeżdżali ku hetmanowi; rozdzieliwszy się na dwoje, je­dni wprzód jechali, a drudzy po nich w kilka dni mieli wyjechać, ale nie przyszło im do tego, bo biorąc monaster Moskwa, i ich wzięli, a tamci pierwsi przenieśli listy jednak do hetmana.

Pan Sapieha 25 iunif2 wrócił się do stolicy i czeladź nasza z żyw­nością przyszła z nim. Moskwa, chcąc i takiego przejścia nam z zamku zabronić, drugi ostrożek przeciw Krymgorodowi postawili za rzeką. A od tamtego pierwszego do tego rów głęboki wykopali i osadzili ludem lorodki obadwa i rów.

Rucki z czeladzią naszą nie mogąc już tymi bramami do nas przy­chodzić przez Biały Mur, którędy wyszedł, bo już to w ręku nieprzyja­cielskim było, poszedł około Dziewiczego monasteru po zarzeczu, ży­wność w obozie pana Sapiehy zostawiwszy, i przypadł insperate mię­dzy te horodki na rów, o czym ani on wiedział, ani też Moskwa rozu-

1 Wyraźny błąd kopisty — powinno być 10, jak wynika z dalszego tekstu.

2 Sapiecha był rzeczywiście 24 VI w Moskwie, ale działo się to podczas pierwszego podejścia jego wojsk pod stolicę; natomiast powrót z żywnością nastąpił dopiero 14 VIII. — Patrz też poprzednie przypisy dotyczące chrono­logii.



200 Samuel Maskiewicz

miała, żeby tam miał napaść. Z rowów prędko uciekli, co w nim byli, a nasi zsiadłszy, a zrównawszy rów, przebyli go bez trudności i wpław zaraz do nas przez rzekę się puścili. Tych zaraz gotowi czekaliśmy przed bramą nad wodą, których do zaniku nie puszczając, spieszywszy się z koni, poszliśmy już potężniej do nich w Biały Mur; a ci zaraz nie czekając nas, zaledwo postrzegłszy, żeśmy się do nich puścili, po­rzuciwszy bramy i baszty wszystkie, co u nas wzięli, pouciekali. Na bramie Horwackiej [Arbackiej] zawarło się było z półtorasta Moskwy, dufając obronie tej bramy, i nie chcieli uchodzić. Wzięliśmy ich sztur­mem, ale nie stoi za nasze. Takeśmy mur swój wszystek od nich reku-perowali1, cokolwiek przedtem trzymaliśmy. Monaster Dziewiczy też porzucili, który my znowu osadzić musieli. Pan Sapieha umarł w sto­licy 8 iulli, mało co chorzawszy. Wojsko to, co pod jego sprawą było, odeszło na włości dnia 18 iulli, w niedziel półtory po śmierci jego od stolicy. Nie chcieli naszemu regimentarzowi być posłuszni, ba, i nikomuż; na się robili, czatami się bawili4. Królowi nie służyli, jeno tak wiele, jako pod stolicą byli. Niedziel kilka jakoś. [Tom] słyszał, [że] wżdy za 10 ćwierci wzięli zapłatę. Ciało pana Sapiehy oniż z sobą wziąwszy, do Litwy potem odesłali.

Pan Witowski dworzanin królewski, [który] był w poselstwie od króla do bojar, [również] pod tenże czas umarł.

Pokrzepiliśmy się znowu [na] Moskwie i byliśmy im tak silni, jak i oni nam. Zatem, że trzeba nam było zbudować horodek przeciwko bramie Żwierskiej [Twerskiej], na której Moskwa potężnie się była ufortyfikowała, a nam na przeszkodzie była i na zniewagę ich (choć­byśmy mogli bezpieczniej w nocy zabudować bez szkody) die 21 mlii

1 odzyskali

2 Sapieha umarł w nocy z 14 na 15 IX 1611 r. o godzinie 4 nad ranem po chorobie trwającej od 3 IX.

3 Wojska Sapiehy odeszły od Moskwy dopiero 21 X z powodu braku żyw­ności; może chodzi mu o część która odjechała samowolnie, jak podaje pamiętnik Sapiehy, 5 IX.

4W wyd. wrocławskim zdanie kończy się następująco: „...dupy mos­kiewskie przypiekali i mieli się stąd dobrze".




Diariusz... 201

śród białego dnia budować to poczęli. A tego Borkowski był przyczy­ną. Rozumiał, że Niemcami miał Moskwę ustraszyć, których tam było natenczas 200. Moskwa, potęgą wypadłszy z obozu swego, Niemców jak wiele było wszystkich zagarnęli. Borkowski uciekł. Takeśmy zna­cznie Niemców chudziąt tracili, a przyznać im to trzeba, że bardzo dobrze się stawili. Wszędzie, gdzie się trafiło.

Żeśmy głodni byli i w kopę, i w żywność, nalegaliśmy starszych naszych, aby sposobów takich szukali, jakoby wojsko czym zatrzy­mać, ponieważ z Polski żadnych posiłków, ani ludźmi, ani pieniędzmi nie słychać. Oni zatem z bojary porozumiewać się. Zgodziwszy się z

sobą, pozwolili z kaźni1 carskiej ze dwie ćwierci wojsku dać fantami

(ponieważ pieniędzy nie było w skarbie) w kramowych [karmowych2 ] pieniądzach, które byli umówili nam dawać po złotych 30 na koń. I [tak też] wydali.

Deputaci do odbierania tych fantów od wojska, nie będą botów ły-

kiem szyć, bo dobrze nas kradli .3 A drugi to sobie nie miał za grzech, od soboli ogonki pourzynawszy delią podszyć. Chodził publice w niej. A to i tam rzeczy droższe niżeli same sobole. A cóż tu u nas.

W wojsku nieprzyjacielskim, acz było pułkowników kilka, co woj­skiem władnęli, jako Zarucki, Trubecki4, Proszowicki, ale Lepunow głową wszystkich był, którego i ci słuchać musieli. Zazdrość była między nimi, bo Zarucki sobie życzył hetmaństwa bardzo, l drudzy, każdy sobie [tego życzyli].

Gąsiewski sztuki zażył. Porwano raz na wycieczce Moskwicina, znacznego bojarzyna tam u nich, któremu Gąsiewski bez wszelakiego miłosierdzia rozkazał szyję uciąć rzekomo o jawne krzywoprzysięs­two, że królewicowi przysiągłszy wiary nie dotrzymał. A ówdzie na-

1 z roś. — skarbca

2Tj. przeznaczonych na opłacenie żywności.

3Zdanie zaznaczone ... odtworzone zostało na podstawie wyd. wrocław­skiego, gdyż ten fragment w odpisie Bibl. Czarteryskich jest bardzo niejasny i brzmi następująco: „Deputaci do odbierania tych fantów od bojar z kaźni, deputowani od wojska nie będą, bo tu łykiem szyć, bo dobrze nas kradli."

4Kniaź Dymitr Timofiejewicz Trubecki.



202 Samuel Maskiewicz

szych subordynował1, aby go przywodzili znowu do obowiązania się przysięgą królewicowi, który choć śmierć przed sobą widząc, za ledwo przypadł i przysiągł znowu. Gąsiewski już temu, jako dufałemu czło­wiekowi rzekomo, począł się zwierzać, że się znosi z Lepunowem, i chcąc to przezeń zrobić, przywiódł go obietnicami wielkimi łaski kró-lewicoskiej i datkiem niemałym zaraz, że się podjął tego. Zatem mu list od Lepuna do siebie ukaże zmyślony i rękę jego uformowaną, któ­rą ten Moskwicin bardzo dobrze znał, samemu tylko na pokoju skry­cie, ażeby o tym nikt nie wiedział, upewnił go i zaklął. Zatem mu dał też listy do Lepunowa, odpisując na ten do siebie [list] pisany, aby był też skrycie do niego oddany. Upewnił go także i do siebie znowu od Lepuna przeniesienie gramoty obietnicę odniósł2. Ażeby się nań do­myślić nie mogli, na zamianę go za naszego dał jako i drugiego więź­nia.

On przyszedłszy do obozu swego, a zapomniawszy znowu i drugiej przysięgi, co miał do Lepuna z tymi listy, to on do rozradu i bojarom wszystkim opowiedział, twierdząc za pewne, że sam widział u Gą-siewskiego gramoty własnej ręki Lepunowej pisane, „gdzie z nim zdradę o was knuje". Zarucki też chciwy na te rządy podbił bębenka Duńcom, że się wraz na Lepuna rzuciwszy, na szablach go roznieśli i zabili3. Po nim Zarucki głową wojska był u nich. Ten był poniekąd nam życzliwy, jeno publice nie mógł tego pokazać nigdy, karząc się przed sobą zabitym Lepunowem. Ja, dosłużywszy z Goździkowskim, wjechałem pod chorągiew pana Strusiową.

Strzelali często do nas kulami ognistymi z moździerzów i kulami rozpalonymi ż dział. Aleśmy mieli ostrożność [taką], że się nie dało zająć nigdy. Upatrzyli czas pogodny, kiedy wiatr srogi był [i] z moź­dzierzów 10 zaraz wystrzelili ognistymi kulami do Kitajgorodu, die 8

1 zobowiązywał

2obietnicę odniósł — dostał obietnicę

3Budziło podaje te wydarzenia jeszcze za życia Sapiehy, gdy ten był pod Perejesławiem, czyli w drugiej połowie lipca; nie wspomina nic o podstępie Gosiewskiego.





Diariusz... 203

septembris1. Jużeśmy [go] ratować nie mogli. Przez wiatr srogi, i na-wałność ognia, spalili nam Kitajgrod wszystek, jeno kramy murowane zostały, i cerkwie murowane, i cokolwiek od cegły było. Towarzystwo się do nas do Krymgorodu wnosiło. Rotmistrz kozacki Rudnicki upa­trzył sobie sklep2 w cekhauzie3 próżny, z którego prochy już wystrze­lano było, i chcąc się tam wprowadzić dla mieszkania, rozkazał ognia przynieść chłopcowi, aby upatrzył, jeśliby miał kędy ogień kłaść, bo już zimno zachodziło. I jak prędko ogień na ziemi położył, tak się w skok zajęło fuss4 on, co, nigdy nie chędożony, od prochów tam na ziemię napadł, którego niemal na piędź5 było, bo od sta lat i dalej, jako zamurowany, a prochy w nim poczęły stawiać. Tak ich wszyst­kich wyrzucił, których natenczas było tam 18. Samego najbardziej po­rozrzucało, że sztukę do sztuki przybrać nie mogli. Dwaj jednak z tej liczby cało i zdrowo zostali. Choć ich wysoko było wyrzuciło, bez ob­razy na ziemię padli.

Ja też obawiając się ognia, dla warowniejszego schowania zamk­nąłem rzeczy swoje w sklepie tegoż cekhauzu, podle tego właśnie, co go wyrzuciło, i [gdy]by nie było tam rzeczy czeladnych, moje by mu­siały przepaść. Bo obawiając się coraz nagłego wyrzucenia którego sklepu, kiedy do prochów przyjdzie, żaden nie śmiał tam przystąpić. Do drugich bowiem sklepów, gdzie przyprawy rozmaite do ognia [były], ogień już szedł. Wódki, kule, strzały, haki, osęki [tak się pali­ły], że jak[by] w piekle gorzało [przez] kilka dni. I tak czeladź swoim rzeczom gwoli i moich ratowali. Ale jednak co wilk ozionął, korzyści [mi?, im?] z tego nie mieć.

Die 6 octobris, z wielką nas radością przyszedł dawno pożądany jego mość pan hetman litewski Chodkiewicz pod stolicę, wszystkiego wojska ledwo 2.000 mając, i to ze Smoleńska ledwo nie większą część

1 Według Budziły działo się to 25 IX. 2 sklepione pomieszczenie, piwnica

3zbrojowni

4 osad

5Piędź — odległość końców kciuka i małego palca rozwartej dłoni = ok. 23 - 40 cm.




204

Samuel Maskiewicz

wziął, niźli co z nim przyszło inflanckiego z Litwy. A jako go z wielką ochotą czekali i radzi przyjściu jego byli, tak wnet sobie omierziwszy serce stracili wszyscy oprócz niektórych nas, [co] to w liczbie było. Zaczem zaraz i o konfederacji pilniej myśleć niż przedtem poczęli. Posły do króla i do prymasów koronnych z ostatnią rezolucją i z wy­powiedzeniem służby posłali, że nie więcej, jeno ad 6 lanuarii1 1612 trwać mieli. Po grodach wszędzie, gdzie jeno mogą ich zasiać, protes-tacje czynić (że o tak wielkim głodzie, bez posiłków pieniężnych, nie­przyjaciela wielkości nie mogąc utrzymać, trwać dłużej nie będą) roz­kazali. Posłani pułkowników 2, Kazanowski i Borkowski, rotmistrzów 2, Marchocki i Hreczyna, poruczników 2, Wojtkowski i Śrzedziński, z towarzystwa 2 — tychem zapomniał.

Przyczyna tak nagłej obrazy wojska ku jego mość panu hetmanowi [taka była]: napadłszy na tak rozbiegłe koła swawoli w wojsku eks­cesów bowiem żadnych Gosiewski sądzić nie chciał, na pana hetmana wkładając, a w takowych rzeczach, jeśli zrazu pierwszych ekscesów nie skarżą, zabiegając złemu a dalej się wodzy im popuści, jużeż trud­no powściągnąć, bo jeden drugim się wymawia, czemu pierwszego nie skarano. Że tedy jego mość pan hetman surowie sądzić począł, czym siła odtrącił od siebie. Postrzegł ci się już potem, ale nie w czas. Byli też tam niektórzy między nami ekscesniczkowie inflanccy, na których się pan hetman gniewał i z wojska inflanckiego precz kazał [iść], nie chcąc ich mieć pod swoim regimentem. Ledwo [ich] nie wytrąbiono.

Ci kwitę czyniąc, nie chcieli pod regimentem jego mości być, pod­bijając drugim bębenka do wypowiedzenia służby, a zatem i do konfe­deracji. A owym nie potrzeba już było siła perswadować. Zajątrzone serca sprawiwszy, jeno początku patrzyli, że już też było głodem woj­sko przyciśnione. Najbardziej konie nas trapiły, bo zboża wór był dro­ższy niż wór pieprzu. Do tego trawy za obozem nieprzyjacielskim za­sięgać musieliśmy, kędyśmy wielką szkodę w czeladzi ponosili. Konie jednak zamorzyli i dla odżywienia ich, [jak też] dla wytchnienia sobie koniecznie nam trzeba było na włość wyniść. Radziśmy też, że świe­żego wojska doczekali, zdajemy stolicę jego mość panu hetmanowi,

1stycznia



205

aby nas już wyzwolił z niej, prosimy, obiecując mu i żywności doda­wać, i odsiecz prędką, gdzie by tego potrzeba ukazywała. Wielkie jego mość pan hetman miał racje, dlaczego stolicy wziąść i w niej zostać

nie chciał.

Sposobu jednak szukając, jakoby stolicę osadzić [i] wojsko odży­wić, prędko ten wynaleźli. Pozwoliwszy służbę murową towarzyszowi po złotych 20, a pacholikowi po złotych 15 na miesiąc, kto by na sto­licy został. A ci, którzy by w pole iść mieli, aby i tych konie wzięli z sobą, co na murze zostają, dla odżywienia, a pod chorągwią służba, pod jaką kto służył i na jaki poczet, też im miało iść z pełna. Więc murowa służba niezwyczajna [była]. [Ani] gotowych pieniędzy nie było, ani upewnienia żadnego, za czym by czekać, choć bojarowie obiecywali i upewniali słownie. Towarzystwo nie dali się pociągnąć najmniej na nie, choćby z kaźni i było czym płacić, ale spodziewając się wraz królewica na państwo, nie chcieli bojarowie skarbu gołocić. Dla powagi przy koronowaniu cara, jako insygnia wszystkie do koro­nacji należące [zostawili]: szaty carskie, służby1 złote i srebrne, wiel­kie stołowe złoto. Oprócz srebra, klejnoty kosztowne, nuż stoły kosz­towne, stołki oprawne z kamieniem, obicia szczerozłote, kobierce haf­towane, perły. Siła tego tam było, com ja swymi oczyma widział. Nie wspominam kosmatych rzeczy2 przednie cudnych, które oni jeno dla samego cara chowają i nigdzie na kupią z państwa swego nie wypusz­czają. Nie wspominam i tego skarbu, kędy relikwie świętych chowają w złotych szufladach. Ten jest jako na 5 sążni wzdłuż sklepiony, okna [ma] we dwu ścianach przeciwko sobie. Tam przy trzech ścianach stolarskiej roboty szafa od ziemi do wierzchu [stoi], w której wzdłuż na pół łokcia szuflady złote końcami jednymi po wtykane. A na koń­cach litery, co za relikwie w nich są. Środkiem też dwie szafy idą aż do samego wierzchu, w których z obu stron szuflady złote. Nigdzie miejsca próżnego nie było. I tak przy 7 ścianach, od ziemi aż do dołu, tych szuflad nawtykano.

1zastawy

2Tj. futer.





206 Samuel Maskiewicz

Choć było — mówię — czym płacić, nie chcieli skarbu niszczyć. Dali nam zastawy, które mieli prędko wykupić. A te są: koron dwie carskich, jedna Hodunowa, a druga Dymitra, co Mniszkównę miał (nie dorobiona jeszcze była), rogów jednorożcowych1 dwa albo trzy, po-

soch2 carski jednorożcowy, po końcach oprawny we złoto z diamenty, siodło husarskie tegoż Dymitra z kamieńmi i perłami we złoto opraw­ne. Na te zastawy pozwoliwszy, wzięliśmy, i towarzystwo do nich de-putowawszy, podali im w ręce. Kto żywność miał, a do tego chciał zostać, został na murze sam, a drudzy czeladź zostawowali, sami wy­chodząc w pole, że z bliżu 3.000 w służbie wojska zostało na murze.

Wyszliśmy tedy die 10 novembris3 ze stolicy w wilią św. Marcina; obróciliśmy się ku Wołdze, gdzieśmy o żyźniejszym kraju rozumieli. I jam wyszedł na włość, bom nic żywności nie miał. Jego mość pan hetman z wojskiem swym wszystkim z nami pospołu szedł4.

Die 14 do Rohaczewa 4 dnia przyszliśmy i tam stanęli, dokąd już i żywności zasięgali [z]za Wołgi. W ciągnieniu, niżeśmy stanęli na miejscu w Rohaczewie, drogę bardzo lgnącą mieliśmy i ode dżdżów częstych, zatem ci świeży, co z jego mość panem hetmanem przyszli, wozy mając naspiżowane' ciężkie, wielkiej trudności zażyli, inszych bowiem wozów w błocie i odjechać niektórzy musieli. A jednak żyw­nością z nami dzielić się nie chcieli. A jeśli który przedał, dobrze ją sobie ocenił. Tak że nasi musieli płacić, jak oni chcieli. A nasi nie­którzy konie pocztowe w błocie musieli rzucać, bo tak okrutnie po-nędznieli w stolicy. Wiatr ich powiewał, ścianę bowiem najmiąsiejszą na wylot przegryzali w stajni. Słaliśmy z Rohaczewa za Wołgę czeladź po żywność. W niedziel 3 przywieźli nam żywności dostatek wielki. Wtenczas mi przywiodła czeladź chłopca małego, zwanego Potap. Jam go Ezopkiem nazwał i dałem go na cymbale wyuczyć.

1 Za rogi jednorożca uważano wtedy kły morsa, albo też znajdowane na Syberii ciosy mamuta.

2 Posoch — rodzaj berła o kształcie laski, także pastorał. 3 listopada

4Budziło podaje, że wojsko hetmana odeszło do Rohaczewa tuż po 22X.

5 Tj. pełne spyży, czyli żywności.



Diariusz... 207

Z żywnością do stolicy szliśmy die 18 Decembris. Kniaź Korecki pułkownikiem był. Szedłem i ja był z nią. Wszystkich ledwo było 500 człowieka do boju. Mrozy wielkie natenczas były. Niż się obóz ściąg­nął przychodząc do stolicy (bo ogniów kłaść dla postrzeżenia nieprzy-jacielów, nie pozwolono), zmarzło nam ludzi i naszych po części, ale Moskwy więcej 360. Wypadła Moskwa i odgromiła wozów coś z żyw­nością, ale niewiele. Mnie jednak samemu 5 wzięli. Uganialiśmy się z nimi długo na samej rzece i odparli nieprzyjaciela. Ręce nam do pała­szów przymarzali. Siła towarzystwa i pacholików palce u rąk, u nóg i nogi same odmrażali. Nie było tak ciężko nigdy na naszych od zimna, jako wtedy. I cokolwiek kto [ś] w Moskwie [coś] odmroził, [to wtedy] natenczas te wszystkie [odmrożenia się stały]. Sam kniaź Korecki pal­ce u rąk i nóg natenczas odmroził.

Nazad ze stolicy do Rohaczewa przyszliśmy 24 Decembris w wilią Bożego Narodzenia. Jam natenczas jeno o tłoknie1 ją odprawił.

Roku 1612

Die 6 lanuarii służba, na którą termin [był], wychodziła nam już według listów przypowiednych. Posłom swoim zleciliśmy królowi je­go mości służbę wypowiedzieć, i protestacje po grodach nawet czynić, że „dłużej służyć nie możemy, i ludzka natura nie znosi z głodem, zi­mnem i nieprzyjacielem bez posiłków pieniężnych dalej trwać". Tego dnia tedy zjechaliśmy się do koła w polu. Pan hetman swego Ciekliń-skiego do nas przyśle perswadując, abyśmy zaniechali tych kół, a słu­żyli. Nie sprawił nic. Rozruchaliśmy się natenczas, rzekłszy sobie, [że] jutro się zjechać dla namowy porządku wojskowego w iściu do stolicy [trzeba], bośmy bez tamtych, co w stolicy byli, nic poczynać nie mogli.

Nazajutrz zjechaliśmy się znowu. Pan hetman sam do nas wyje­chał, szerokimi słowy i długo odwodząc od przedsięwzięcia nas. Nic nie sprawiwszy, odjechali. Porządek wojskowy namówiliśmy takim sposobem: pułkownikiem starszym obraliśmy Cieklińskiego Józefa,

1mące jęczmiennej






208 Samuel Maskiewicz

porucznika Kopyczyńskiego, który wojskiem miał rządzić, póki do stolicy dojdziem, bośmy marszałka bez tamtych nie mogli obierać; w pułkach wszystkich z osobna pułkowniki obraliśmy. W pułku Zbo-rowskiego 3 pułkowników: Sienkiewicza, Hryca1, Kościuszkiewicza i Balińskiego; z pułku hetmańskiego, Sławski Walenty; Strusiowego, Woronicz Teodor; z Wajerowego, Bogdaszewski; z Kazanowskiego, Poniatowski Ludwik; i tak w tym porządku szliśmy do stolicy już ze wszystkim. Pan hetman z nami i z wojskiem swym. Żywności nam bardzo siła Moskwa odgromiła.

Die 13 ianuarii w stolicy.

Die 14 konfederacją podnieśliśmy; tamże, już porządek stateczny namawiając wojskowy. Ciekiińskiego, cośmy go byli na czas starszym uczynili, marszałkiem obrano. Pułkowników tamtych wszystkich, coś­my obrali, nie ruszyli. Deputatów do marszałka przydali 7: Gajkows-kiego, Suliszewskiego, Kowynickiego (a tenże był i sędzią w wojsku, i potem w konfederacji przez wszystek czas), Przylatkowskiego, Świ-żyńskiego, Lipskiego, Gąsiewskiego młodszego. Ze stolicy zaraz iść, panu hetmanowi ją oddawszy w ręce, chcieliśmy. Ale widząc małość wojska z panem hetmanem, daliśmy się na perswazją jego mości na­mówić, żeśmy zostawili towarzystwo swoje na stolicy do dnia 14 mar­ca, na który dzień pan hetman obligował się im stawić do stolicy i zwieść ich. Z osobna oni nas taż przysięgą związali: „lubo będzie albo nie będzie pan hetman", abyśmy koniecznie byli do nich z końmi na ten dzień.

Die 18 ianuarii wróciliśmy się znowu do Rohaczewa ze stolicy,

zostawiwszy ich na murzech, ale jednak służba nam polna wszystkie-

mu wojsku za asekuracją2 jego mość pana hetmana szła dotąd, póki ze stolicy nie zwiedzieni swoich. A im z osobna murowa [była], na za­stawy, bo już listy przypowiednie nie służyli nam na służbę w konfe­deracji.

1Nie wiadomo, do którego nazwiska odnosi się to przezwisko; w wyd. wrocławskim po słowie „Hryca" nie ma przecinka.

2 zabezpieczeniem





Diariusz... 209

Die 26 ianuarii ruszyliśmy się z Rohaczewa w kraje żyźniejsze, już ku granicy jakoby. Ruszył się i pan hetman z nami. Stanął na Fedoro-wsku, w mil 20 od stolicy na prość jadąc, a my od siebie się puściwszy przyszliśmy nad Wołgę w żyzne kraje wprawdzie i stanęliśmy po wło­ściach szeroko w mil 4 od siebie, a od jego mość pana hetmana w mil 12; ale bardzo we złym miejscu, między 5 zamków nieprzyjacielskich, które we 3, 4, a najdalej w 5 milach od nas były; a na każdym Moskwy było gwałt. A te są: Stary Carzów1, Pohorele2, Wołoczek, Kozielsko, a my prawie między nimi we środku trafili sobie na odpoczynek.

Jam z panem Strusiem natenczas służył. Staliśmy we wsi nad samą Wołgą (ze wszystkim pułkiem Strusiowym, a nie było nas i 200 w nim, bo się na murze pozostawali); zwano ją Rodnia. Chłopi tam po­winności żadnej inszej nie mieli, jeno kapustę do kuchni carskiej da­wać; a przetoż u każdego prawie bielusieńkiej kapusty dołów 2 i 3 na-leźliśmy pełne kadzie, ale tak pięknej, jakiej tu u nas albo rzadko, albo nigdzie nie najdzie; kwaszona w głowach z anyżem i allandrą4, tak smaczna że się najeść jej nie mogliśmy ale wyszła nam ta kapusta bokiem. Mając szpiegów po nas Moskwa, kiedy się towarzystwo do koła rozjechało, a wiedząc też, żeśmy straży nie mieli koło siebie, łyż-nicy i konnych część napadli nas śród białego dnia. A kilką dni przedtem wyprawiliśmy posłów do pana hetmana, brata, pana Daniela i pana Chrząstowskiego, upominając się słowa, aby słał do stolicy zwodzić towarzystwo, jako się obligował, bo już dzień 14 marca na­stępował. Pan brat odjeżdżając przy mnie zostawił skrzynię swoje i wszystkie rzeczy. Moskwa jako napadła bez wieści na nas, że ledwoś-my do koni przyszli, drudzy i to nie osiodłając. Strzymać nie mogliś­my jednak nieprzyjacielowi, bo nas nie było i 50, a ich 4.000. Ale i to by mniejsza. Śniegi okrutne na wielkiej przeszkodzie nam były, żeśmy łyżnikom nie mogli nic radzić. Ustąpiliśmy z gospod na Wołgę, bośmy

1Czyli Starica.

2 Czyli Pogoriełoje.

3W tym miejscu w wyd. wrocławskim jest wymieniony jeszcze Rżew. 4Tj. kolendra.

5J- piesi na „łyżach", czyli (z roś.) nartach.


210 Samuel Maskiewicz

nawet i rusznicy żadnej nie mieli. Wszystkie na murze zostali. A oni wpadłszy, po woli się im działo. I moje, i pana brata przy inszych towarzyskich rzeczach zabrali, żem nie został, jakom siedział na klaczy. A jeszcze na moje nieszczęście czeladź mi niemal wszystka chora była i na szczęście ich Moskiewka była tak życzliwa, że ich ukryła w łaźni pod połem1 i nie powiedziała o nich, a pewnie by do jednego ich pozabijano. Zabito mi jednak wyrostka foremnego, Poręb-skim go zwano z Podgórza, zabito i krawca Andrzeja z Cyryna, który był natenczas przy mnie, a czeladź druga zdrowa moja (kiedy to Pan Bóg chciał karać) w tej trwodze nie trafiwszy do swoich koni, na cu­dze powpadali, i tak towarzyskie pouwodzili, a moje Moskwie zosta­wili w gospodzie. Pobrali ich też. Przyjedzie brat od pana hetmana z responsem2, że słać nie może na ten pomieniony dzień, bo czeladzi z Zawołgi z żywnością nie masz, a on gwoli temu umyślnie kazał się bawić tam na czasie, że wojska jeszcze nie miał, którego się spodzie­wał, czym by miał stolicę osadzić. Trafił na pociechę do nas nieborak, ano, ognie się kurzą ze spalonej wsi, a nieprzyjaciel wszystko zabrał.

Ja umyśliłem zostać na stolicy i czekać królewica, ponieważem wszystko stracił. I tak na ten pomieniony dzień 14 marca towarzystwo, według umowy z tamtymi [na murach], słali [do nich] swoich, [by] zwodzić ich [z murów] nie patrząc na hetmana. Koni i żywności po części im prowadząc, pułkownika Kościuszkiewicza wyprawili. Jam sam z dobrej woli poszedł z tym umysłem, jakobym tam został, ale na szczęście moje nikt z wojska naszego tam nie został, tom też i ja

odmienił zamysł3.Przyszliśmy do niego nazajutrz. Wyprawiło mnie towarzystwo i pułkownik do hetmana z panem Podhorodyńskim, upominając się słowa. [Ten] z tymże nas odprawił, z czym pierwej tamtychże. „Czeladzi nie ma, chce tego po nas, abyśmy czekali u

1 z roś. — pod podłogą, w piwnicy

2 odpowiedzią

3 W tym miejscu w wyd. wrocławskim: „Ale doczekałbym się go ledwo nie w turmie, aż go pożegnawszy się z bratem i z towarzystwem. A droga nam że przez stanowisko hetmańskie była ku stolicy, przyszliśmy do niego nazajutrz."



Diariusz... 211

niego, póki przyjdą z czaty"; zwłócząc umyślnie czas, zaczem by nad-spiało1 wojsko które w stolicy zostać miało.

My sami jednak (acz trudne przyjście do stolicy widzieliśmy w tak słabej potędze, w jakiej byliśmy; byłoć nas ze 300, ale każdy pacholik dwóch, trzech koni wiódł; jakoż się ten miał bić) poszliśmy. I ledwo-śmy byli w mili albo dalej od pana hetmana, napadli na nas szyszowie, którzy snadnie nas ponękalł, bo Moskwa, co wozy z żywnością wiozła, zaraz od wozów do swoich pouciekali, a drudzy wozami w poprzek drogi zatarasowawszy dla nieprzebycia, bo śniegi niewypowiedziane wielkie były. Z drogi jeśli z trudnością konia zepchnął, tedy w jak najokrutniejsze błoto [wpadł], że się wybić nie mógł. Nie radziliśmy im nic i tak nas rozerwali. Połowica do hetmana się wróciła, a po­łowica, co na przedzie byli, przebiwszy się przez nie (gdziem i ja był) do Możajskaśmy ledwo z trudnością, przeszli. Trafiliśmy chłopa sta­rego we wsi Wiszeńce i wzięliśmy go żywo dla prowadzenia drogi,

abyśmy do Wołoku2 nie zbłądzili. Ten prowadząc nas mimo Wołok o milę, kędy nieprzyjaciel potężny był, a w nocy umyślnie do Wołoka

się z nami obrócił i już nie byliśmy od niego na wiorstę3, ale na szczęście nasze Rucki, co na Ruzie z rotą swoją leżąc kozacką w mil 4 od Wołoka mieszkał, i przeprowadziwszy towarzystwo ze stolicy do hetmana posłane pod same ściany Wołoku wracał się nazad i trafił się z nami. Wrócił nas, żeśmy sami w ręce nieprzyjacielowi trochę nie weszli. Uciętoć szyję chłopowi, ale strachu nikt nie nadgrodzi.

Jako śniegi zbiegły [i] ziemia nadeschła, pan hetman ruszywszy się z Fiedorowska ku Możajsku przyszedł. Stał w mili obozem. Poszli i my do niego, a za częstym molestowaniem naszym ruszył się ku sto-

1Tu: zdążyło (dotrzeć). 2 Wołok Łamski, obecnie Wołokołamsk. 3 wiorsta = ok. 1067 m

4W tym miejscu w wyd. wrocławskim następujący akapit: "Na rękę to było hetmanowi, bo i ci, co do hetmana się wrócili, i my, co do Możajska przybyli, musieliśmy wiosny i przysuszy czekać. Ja w Borysoło-wie u Chwaliboga u rotmistrza kozackiego mieszkałem z kilko swoich towa­rzystwa i mieliśmy się na kobylinie dobrze."




212 Samuel Maskiewicz

licy pomału, oczekiwując na wojsko. W Możajsku natenczas pan Jan Zienkowicz, sędzia nowogrodzki, chorzawszy z tydzień, umarł. Stanął pan hetman nad rzeką Moskwą, w mil 6 od stolicy, i staliśmy tam niedziel 4, oczekiwając na pana Strusia, który z Rohaczewa jeszcze ruszywszy się, rozłączył [się] z nami i poszedł ku Smoleńskowi, mając wolą już do domu jechać stamtąd. Tamże znowu chętka niezbędna sławy ruszyła go, że się łatwo dał namówić nazad iść z ludźmi i zostać w stolicy i dotrzymać ją królewicowi. Do tego obozu towarzystwo ze stolicy kilkakroć do pana hetmana przyjeżdżało, tamże asekuracją, która jest u mnie, otrzymali od pana hetmana z upewnieniem służby wszystkiego wojska, od podniesienia konfederacji dotąd, .póki na sto­licy nasi byli. Tam na grzebiotki1, ptaszeczki owe, co w brzegu nad wodą się legą w ziemi, mieliśmy się dobrze. Kiedy już był w Możajsku

pan Struś, a nas wiadomość doszła, ruszyliśmy się ku stolicy; w dzień

świąteczny właśnie pod stolicę przyszliśmy2. Pan Struś w kilka dni po nas mając 3.000 z sobą, ale głodnego wojska, pod stolicę też przy­szedł. Stanęliśmy obozem pod Dziewiczym monasterem, przeprawi­wszy się przez rzekę Moskwę. Pan Struś osobno tamże też stanął obozem.

Była zazdrość sławy pomiędzy Gąsiewskim a panem Strusiem w dotrzymaniu stolicy królewicowi. Życzyli [jej] sobie oba i już był Gą-siewski spraktykował tak, że niemała część wojska stołecznego miała zostać na stolicy, gdzie by on był został. Gąsiewski ustąpić musiał z wojska stołecznego. Nikt też nie został. Dobrze się tak stało, za przej­rzeniem Najwyższego, bobym i ja koniecznie został na stolicy, by z naszego wojska kto został, a byłbym w łykach jako i drugi.

Weszło wojsko z panem Strusiem do stolicy, a nasze ustąpiło do obozu za rzekę uczyniwszy most żywy przez nie z drzewa domów bu­dowanych. Staliśmy obozem kilka dni, z bój ary traktując o zapłatę nam murową, na cośmy i zastawę mieli od nich (o której wyżej pisa­łem co za jest). Ale widząc, że pieniędzy nie mieli, wzięliśmy te zasta-

1 Czyli jaskółki brzegówki.

2 Inni pamiętnikarze podają datę 16 VI. Tak więc może tu chodzić o niedzielę Trójcy Świętej, w 1612 r. — 17 czerwca.



Diariusz... 213

wy z sobą, a oni też nam obiecali, niż do granicy dojdziem, z pienię­dzmi dogonią i wykupią [ją] od nas — na czym mieliśmy 18.000 zło­tych polskich. Ruszyliśmy się od stolicy w dzień Bożego Ciała1, już za łaską Bożą ku granicy. Były przeszkody od szyszów, aleśmy ich znosili za łaską Bożą. Od stolicy w mil kilka, na kształt szyszów pie­szą w lesie, zastąpiło nam było na przeprawach z osiem tysięcy Mosk­wy z obozem ich. Aleśmy ich na głowę porazili, a przy każdym trzo­sów i trzy, i cztery naleźli czczych; „to na dęgi — mówi — te co ze stolicy wieziecie". Podobni [byli] Niemcom pode Czcowem. Więź­niów wszystkich tamże na pal kazano powbijać, a drudzy rzemieślni­ków rozmaitych brali sobie, których między nimi gwałt było, i wywie­źli do Polski. Do Smoleńska przyszliśmy w półtory niedziele. Tamże sobie z tydzień wytchnąwszy, szli w drogę do Polski. Jam też był po­został trochę w Smoleńsku u brata pana Gabriela, a umyślniem to uczynił, abym przez Litwę z wojskiem nie szedł. I tak w kilka dni po nich w szkucie2 do Orszy popłynąłem, a stamtąd sam ku domowi lą­dem. Tamte wojsko nasze z marszałkiem, skoro nas wyprawili do sto­licy po towarzystwo, sami ruszyli się z tamtych stanowisk. Brat pan

Daniel [ruszył też] z nimi. Przez święta pod Smoleńskiem byli. I tam

przesuchy3 doczekawszy się, szli w drogę przedsięwziętą. Dowiedzia­wszy się król, że ustąpili nasi ze stolicy (bo nie rozumiał tego przedsię i posłów naszych deklaracji nie wierzył), wydać rozkazał uniwersały do grodów wszędzie, że swawolnik z Moskwy wychodzi, aby go wszę­dzie bito i nie przepuskano. Sapieżyńcy też, skoro się dowiedziawszy o podniesieniu konfederacji u nas, sami się też skonfederowali i za sannej drogi jeszcze z Moskwy do Litwy przyszli. Wjechali w Grodno, w Brześć, w Mohylów. Z tymi się nasi porozumieli, abyśmy bezpiecz­niej zasług dojść i potężni przeciwko tym uniwersałom być mogli. Obiecawszy im posiłki, a oni też nam, przyj dziel i gwałt na kogóż. I tak sprawili tymi uniwersałami, że miasto dwóch albo 3 ćwierci sapie-żyńcom (bo i tak wiele nie służyli) dali im dziesięć. A my też swego z

1W 1612 r. — 21 czerwca. 2 na statku 3Czyli pory, gdy już wyschną pola po odwilży.




214 Samuel Maskiewicz

pełna doszli. Darowaliśmy jednak po stu złotych z konia zasług włas­nych swoich Rzeczypospolitej. Brat pan Daniel, jako skoro jeno za granicę wyszedł, zaraz na zdrowiu szwankować począł, któremu przez wszystek czas w stolicy bardzo dobrze służyło. Chory do Serwecza przyjechał do pani matki, chory i odjechał do wojska, z której choroby i nie wstał. Umarł w Czarnym Ostrowiu na Podolu, miasteczku księcia Wiśniowieckiego Konstantego, miesiąca septembra.

Przyjechałem do Serwecza do pani matki Iulii, gdziem zastał zdrową guidem1, ale bardzo sturbowaną o nas. Zmieszkawszy z ty­dzień, puściłem się za swoimi. I trafiłem się z nimi w Słonimie, gdzie kilka dni odpoczywali. Tamże mieliśmy posłów od króla do siebie; Lanckorońskiego wojewodę podolskiego i Mikołaja Frąckiewieża Ra-dzimińskiego starostę mścisławskiego, żądając, abyśmy się wrócili z królem do Moskwy. Pod ten czas właśnie, po tak długich deliberac-jach, rezolwował się król sam do Moskwy na państwo, i mając kilka tysięcy z sobą wojska polskiego i cudzoziemskiego, dosyć w słabej potędze na nieprzyjaciela tamtego ruszył się był, nie mniej się na nas, cośmy tam jeszcze byli, spodziewając, co go omyliło; bo i my wrócić się nie mogli przez zejście na wszystkim. I król niż do stolice przy­szedł, Moskwa już pana Strusia i wszystkich naszych była traktatami wzięła na stolicy, przez nieznośny głód, ale im w niczym słowa nie dotrzymali (co oni każdemu zwykli czynić). I tak z niczym się wrócić musiał.

Hetman litewski natenczas z królem jego mością był Jan Karol Chodkiewicz. Koronny hetman Jan Żółkiewski tknąć się nie chciał te­go, bo zawierając z Moskwą traktaty przysiągł im wzajem dotrzymać, gdzie królewica na państwo dać obiecał, na którego imię wszelakie uspokojenie z Moskwą zawarto, a o królu i wzmianki. Co iż zaraz, przy oddaniu cara i z bracią jego Szujskich za więźnie pod Smoleńs-

kiem, deklarował królowi jego mości, na czym stanęły pakta2, aby im były dotrzymane. Nie widział nadziei ich ani wdzięczności za tak

1wprawdzie

2umowy





Diariusz... 215

wielką przysługę; bo nad przysięgę jego coś inszego król zamyślał, a jemu też o sumienie szło, i tak otrząsł proch.

Byli natenczas bowiem tak dobrzy senatorowie przy boku pańskim, że do zawziętego animuszu nie przeszkodzili panu (bo już radzić mało trzeba było w zamyśle ufundowanym), na praktyce wszystkę wojnę zasadziwszy, i w głos to niektórzy więc mawiali: „przedtem rozum szabli ustępował, a teraz szabla rozumowi ustąpić musi; co praktyką zwojują, czas pokaże". Głos był taki, że król, wziąwszy carstwo, z ręku swoich synowi dać miał; ale iż nie przyszło do tego, łyczko też było.

Pod ten czas Potocki Stefan starosta feliński, zięć hospodara woło­skiego Mohiły, po śmierci jego prowadząc szwagra swego na hospo-darstwo wołoskie z niemałym wojskiem polskim, bitwę sromotnie z Turki i Wołochy przegrał. Sam do więzienia się dostał, z wielką osła-wą i ohydą narodu polskiego. Wojsko wszystko stracił, bo czego nie­przyjaciel nie pokonał, to w Prucie albo Dzieży rzekach (gdyż tam bit­wę zwiedli) uchodząc potonęli. Tysiączny ledwo się wrócił. Płacz i narzekanie wielkie matek nań było w Polsce o stracenie dzieci, bo akademie ze szkół wywiódł był na tę wojnę; i potracił też łacno1.

Do Tyszowca na odpoczynek przyszliśmy z chorągwią Lanckoroń-skiego, którą po śmierci Herburtowej był wziął pod Smoleńskiem je­szcze; bo pod tą ze dwu pułków towarzystwo szło, co na murze byli w stolicy, Strusiowego i Kazanowskiego pułku. Staliśmy tam niedziel z dziesiątek, a potem do stanowisk swoich rozwinęliśmy się, gdzie czyja chorągiew stała. Ja z panem Grabanią obróciliśmy się do chorągwi książęcia Poryckiego (bo ją podniesiono było znowu w konfederacji dla zasług, choć już zwiniona była ćwiercią przed wyjściem służby) do Sambora, bośmy tam zrazu stanowisko mieli, a drudzy do swoich chorągwi.

W Tyszowcach nowina nieszczęśliwa mię zaszła o śmierci miłego brata pana Daniela, o czymem zaraz dał znać do pana podsędka

brata2. W Samborze stało rot 4: Kazanowskiego, Skuminowa, księcia

1 Opisuje te wydarzenia Walerian Łoziński w „Prawem i lewem".

2Tj. Jana Maskiewicza.




216 Samuel Maskiewicz

Poryckiego i Abrama Tatarzyna kozacka, dla posługi. Zwiodłem po­czet nieboszczyka brata pana Daniela spod chorągwi starosty bracław-skiego1 pod też chorągiew, gdziem sam służył u księcia Poryckiego.

Koło [było] w Samborze, [na którym] przystawstwami podzieliliś­my się. Dostały się 4 łany na koń. Mnie na koni 12 dostało [się] łanów 48 wsi w górach, w Besledzie, na samej granicy węgierskiej, gdzie acz owsy się dobrze rodzą, bo nic nad owies tam i nie sieją, jenoż o przywiezienie [go] trudno; bo wozem stamtąd nigdy nie jeżdżą do Samboru i targi wszystkie swoje w Węgrzech mają, a wołami ko­wanymi albo końmi te góry przebywają. Mnie w jukach poczęli byli nosić, ale i tak źle, że się musiało pieniędzmi od nich wziąć, poracho­wawszy, po czemu żywność w Samborze płaci. Tego uczyniło z łanu po złotych 18 na pierwszą ćwierć. Na drugą ćwierć z łanu po złotych l O wzięliśmy, na trzecią ćwierć [zaś] po złotych 4 z łanu tylko braliś­my. Oprócz działu dał mi był pan Pawłowski, co u nas w rocie przy-stawstwa rozdawał, wieś pode Lwowem, na samym przedmieściu, ła­nów 6, a panu Grabiance [Grabani] drugą taką. „I ty cyt, i ja cyt." Po­trzebna mi była bardzo dla przyjechania do Lwowa, bom z niej wszys­tkiego, jak z folwarku, dostatek miał.

Marszałek i deputaci w Krośnie stanęli na Podgórzu, bo pułki dru­gie w Wielkiej Polsce stały i około Krakowa, póki smoleński żołnierz nie nastąpił, którym ustąpiliśmy Wielko Polski. Marszałek i deputaci w Bydgoszczy stali.

Roku 1613

Natenczas pod przyjście nasze właśnie pan Opaliński kasztelan poznański dojechał końca Stadnickiemu łańcuckiemu, co go Diabłem zwano, z pomocą księżnej Jarosławskiej, że mu kozak szyję uciął. Żo­na jego ledwie wytrwawszy z rok, szła za Poniatowskiego Ludwika, pułkownika naszego2.

1 Raczej brasławskiego, czyli Jana Skumina Tyszkiewicza.

2 Opisane wydarzenia działy się dużo wcześniej, bo Stanisław Stadnicki łańcucki zginął 20 sierpnia 1610 r.






Diariusz... 217

W dalszych przystawstwach dostało się na nasz pułk: Lwów, Chełm, Bełz, Krasnystaw, Lublin. Wyprawiliśmy towarzystwa z każ­dej roty po 2. Z naszej jam jechał z panem Grabanią, czymem i porzą-dzał. Zjechaliśmy się wszyscy do Lwowa, aby się pierwiej tu umówiła stacja, jako w głównym mieście, a indziej już towarzystwo podzieliw­szy rozesłać. Lwowianie, że prawa wielkie mają od królów dawnych, nie tylko stacji, których nikomu nie powinni dawać, i samemu królowi, ale kto jest rajcą lwowskim, szlachcicem polskim jest, tymi się nam szczycili i od stacji uwolnienia chcieli. Ale u nas prawo natenczas u boku, tamtegośmy nie przyjmowali, a nie mogąc też stacji od nich otrzymać, gospody na roty podzieliwszy rozpisywać kazałem dla postrachu, najwięcej powiadając, że tu wojsko przyjdzie na stanowis­ko, odje sowitą stacją.

Oni się uląkłszy tego, jakośmy odeszli do gospod na noc na przed­mieście, kędyśmy stanęli, bramy zamknąwszy, jako tego zawsze tam zwyczaj jest, obiedwie, bo ich [tyle] tylko też, nazajutrz odemknąć [ich] nie chcieli. I tak się już zawarli, nie chcąc na stanowisko puścić do miasta. Ja, tamte towarzystwo na przystawstwa wyprawiwszy dal­sze, samem z panem Grabanią we Lwowie został. Dałem znać pułko­wnikowi, co z tym czynić. Oni bram przedsię nie odmykają, jeno fortę, którą i żywności z przedmieścia, i drew zasięgali. Ja, pacholików 10 u mostu do forty postawiwszy, rozkazałem, aby z żywnością nikogo do miasta nie puszczali. Nie mogli się nam sprzeciwić, choć mieli służałej piechoty 200, a z osobna wszystkim mieszczanom w pogotowiu być rozkazali. Czym się ich tak było wymorzyło przez trzy dni, że chleb, mięso, drwa powrozami przez mur ciągnęli; tak porządne jest miasto. Nam wolno było i wnijść do miasta, i wynijść. Tośmy sami widali, że kiedy rybę robiono (bo to w poście było), tedy niecki i insze domowe naczynia rąbano na ogień; a cóżby nieprzyjaciel nie miał wymorzyć głodem bardzo prędko. Trafiło się jednego czasu, żeśmy zamierzkli w mieście [i] posłaliśmy do burmistrza, aby forty nie kazał zamykać póki do gospod [nie] odejdziem. On bojąc się znowu jakiej zdrady „rozkażę — mówi — odemknąć, kiedy pójdą panowie". Wtem, idąc już, daliśmy znać, aby odemkniono. Sami do forty idziem ze świecą, a za nami jeno pacholików 2, a chłopiec jeden. Widzimy, że ludzi wszędzie


218 Samuel Maskiewicz

po ulicach pełno z orężem. Wtem jakoś się zwadzą z czeladnikiem na zadzie i poczną go razami okrywać; skoczyliśmy ratować, dopieroż i do nas. Nie był w stolicy1 w zmianę taki stras2 na nas, jako tam. Pachołka nam jednego zabito zaraz, drugiego raniono. Pana Grabanię też okrutnie pobito cepami żelaznymi i goleń mu przetrącono, który od tychże razów umarł. Czeladnik [również został] ranny. Mnie z łaski Bożej nic szkodliwego [nie spotkało], bo mię prędko ratował gospo­darz, u któregośmy byli, Mościcki, krawiec. Godzilić potem, niż umarł pan Grabania. Kosztowałoć to ich z 15.000. Nam nie dali [nic] jeno 3.000. Jam jeno 100 złotych wziął, bo nie było za co; a wolałem też insze na podarki panom senatorom, jako hetmanowi, wojewodzie rus­kiemu, wojewodzie poznańskiemu, podskarbiemu; a panom więcej, aby się w to włożyli, od nich rozeszło. A co się też folwarków im nadskubało, tymeśmy się i za stacjąkontentowali od nich.

Die 14 mai koło w Krośnie, gdziem i ja był, i pan Bokiej ze mną. Tam o porządku wojskowym, o zasięganiu żywności, skąd który pułk, i o ustawie jej namowa była. Sądy wojskowe, których ani sędzia ani pułkownik, oprócz koła generalnego, nie odprawi, sądzone były. Naj­bardziej o bezpieczeństwie naszym, póki zapłata zupełna zasług na­szych dojdzie, radziliśmy. Oglądaliśmy się pilno (a ile nasz pułk, coś­my w Rusi stali) na człowieka potężnego w Polsce i w Rusi, Adama Stadnickiego ze Żmigroda, kasztelana natenczas kaliskiego, przemyśl-skiego starosty, który już to był i przyobiecał snadź królowi, czegośmy pewne wieści mieli ode dworu, nas w Rusi znieść. A przetoż i respek­tem tego i inszych niebezpieczeństw postanowiono było, aby za naj­mniejszym daniem znać od marszałka do pułkowników (któremu czu­łość wszystkiego i bezpieczeństwo wojskowe poruczono) towarzysz każdy pod chorągwią, na jak wiele pocztu służy, piechoty tak wiele sposabiał, a za drugimi uniwersałami, aby pod chorągwiami zostawali. Z sapieżyńcami też zsyłaliśmy się, bo to inaczej być nie mogło. Woj­ska naszego było konnego 7.000, tyle drugie piechoty być miało.

1Tj. w Moskwie.

2Tj. strach.




Diariusz... 219

Die 8 iunii ruszyliśmy się z chorągwiami pode Lwów, bo koło 10 dnia szczęśliwie przypadało, aby się tym bezpieczniej mogło odpra­wić. Uniwersałami przedtem dano znać wszystkiemu wojsku, aby się z miejsc swoich ruszywszy, ku Lwowu się ściągali do obozu pod Gró­dek.

Die l lulii do obozu wszedłem z chorągwią.

Sejm o zapłatę nam i o moskiewską ekspedycją w Warszawie był zaraz po Wielkiej Nocy; pod który sejm mieliśmy koło w Lublinie. Jam tam nie był. W Podole do Żuchowiec i Czarnego Ostrowia drogę miałem. Uchwalono na nim poborów coś, ale się i tymi nam nie za­płaciło. Byli w Lublinie komisarze do porachowania i komputowania1, jak wielka liczba zasług naszych wynosi, a przy tym i z prośbą do wojska od króla i Rzeczypospolitej, abyśmy co puścili. Darowało wojsko pod ten czas po 100 złotych z konia Rzeczypospolitej włas­nych zasług swoich.

Z obozu posłów do króla wyprawujem, aby się nam zapłata stała. Cieszą, a nic ze wszystkiego. Wojsku skupionemu o żywność trudno, nie mniej włościom około obozu ciężko [było]. Przyszło nam do pańs­kich majętności udać się w Podole.

Przystawstwa ja dzieliłem na wszystkie wojsko ź Komorowskim z roty Skuminowej.

Siła tam nabiegania miałem od okolicznych obywatelów w bliskich

przystawstwach o krzywdy od roty stające się, a najbardziej i naj-

częściej od pana wołyńskiego natenczas, od Lahodowskiego2, który za sobą ma księżną Wiśniowiecką, co była za Czartoryskim powinna moją. Już i szwagierstwo, i pokrewnienie nie na pilnym baczeniu było, choć się pierwej gniewał, żem z rotą stał z tydzień w majętności jego pode Lwowem-, niż do obozu weszliśmy. Zabiegało się jednak, co się mogło, ze wszystkich sił, że mu się atoli akomodowałoj, ba i wszyst­kim; ale to powinowactwo czasu potrzeby jeno było. W obozie mieliś­my posła od wojewody siedmiogrodzkiego Gabora Batorego, dworza-

1 zliczania

2Jana Lahodowskiego, kasztelana wołyńskiego.

3 podobało




220 Samuel Maskiewicz

nina jego, niejakiegoś Budajego, zaciągając na służbę do siebie. Dano mu respons, żeśmy uczynić tego nie mogli, póki nas zapłata zasług naszych nie dojdzie, a do tego za granice koronne z chorągwiami, bez pozwolenia królewskiego, konstytucje bronią. Wielamowski, z wojska naszego rotmistrz, wziąwszy coś pieniędzy na zaciąg Batorego, zebrał był pod 3.000 wojska do niego na służbę, ale nic z naszego zaciągu. Poszedł przez węgierską do siedmiogrodzkiej ziemi i prawie mu był w czas przybył, ale Turcy i Siedmiogrodzianie, snadź którzy nie byli mu affecti1, straciwszy nadzieję wygranej swojej, przenajęli sług jego własnych, którzy go zabili w karecie jadącego widzieć wojsko pols­kie", bo już o mil 3 od niego było. Przyczyna ta wojny przeciwko nie­mu była, że z poddanymi się srogo obchodził. Temu to Betlem Gaba-rowi, poddanemu swemu, co to po nim na państwo wstąpił, żonę wziął, bo nadobna była. Ten się do cesarza tureckiego udał, i otrzy-mawszy pomoc od niego, łacno miał obywatelów tamecznych po so­bie, którzy też krzywdy od Batorego mieli. I tak zabiwszy go, sam na państwo wstąpił za pomocą Turczyna. Ale się pierwiej poturczył3. Nasi z niczym nazad się wrócili.

Pod ten czas panu podkanclerzemu litewskiemu, Gabrielowi Woj­nie, uciekł syn, pan Jan, starosta opeski natenczas, dając tę przyczyną, że go ojciec na służbę nie chciał wyprawić, i odmieniwszy nazwisko, zwał się Wojnowski. Szedł był z tymi, co w zaciągu Wielamowskiego do siedmigrodzkiej ziemi szli byli. Ojciec, wszędzie rozesławszy posłance szukać go [począł], [lecz] nigdzie wiadomości o nim wziąć nie mógł. Kosztowało go to do 3.000 złotych i dalej [jeszcze]. Wróci­wszy się stamtąd z niczym, jako i drudzy, do Biecza na Podgórze przyjechał. Trafił do gospody Dudzińskiego pod chorągwią Młockiego i był przy nim blizu pół roku za pachołika. Tego w Jazłowcu przy Dudzińskim sługa księcia pana trockiego4, niejakiś Żabka, poznał i powiedział księciu. Książę Dudzińskiemu oznajmił, upewniwszy go,

1 przyjaźni

227X 1613 r.

3Tj. przeszedł na islam.

4 Jana Jerzego Radziwiłła, kasztelana trockiego.



Diariusz... 221

aby nań miał oko i straż, a tak jakoby on o tym nie wiedział, że go po­znano, aby gdzie dalej nie uciekł; a tym biesem dał książę jego ojcowi znać, aby przysłał do Lublina po Wielkiej Nocy, gdzie Dudzińskiemu rozkazał z nim natenczas bywać, obiecawszy mu 200 złotych, co i ziścił, a Dudziński znowu od ojca złotych 300 wziął; dobrze mu wy­szedł. A temu biskup wileński Benedykt Wojna, stryj jego, po śmierci ojca jego starostwo mereckie odmienił za opeskie, a opeskie młodsze­mu Stefanowi, co Merochę miał ale żal mu się Boże, bo wielki kiep1 z niego i teraz. Po śmierci ojcowskiej z domu ludziom się nie ukaże, choć to pierwej uciekał, rzekomo dla służby.

Dnia 15 septembris pan Poniatowski Ludwik ze Stadnicką się oże­nił w Łańcucie. Rzekomo ją gwałtem brał, ale z jej to wolą było. [Zaś tamjto dla przyjaciół i opiekunów czyniła. Potem żyli z sobą dobrze. Z pasierby nie wiem jako, bo ich trzech zostało i córka.

Przedtem mało ożenił się Ratowski niejakiś z wojska naszego; po­jął Ocieską, starościnę olsztyńską, Mielecką z domu, z majętnością wielką. Rzemień, majętność sławna w Polsce, jej też 30.000 intraty z nią wziął, a chudzieńki pachołeczek; nie był jednak bezpieczen od przyjaciół jej, ale w konfederacją nic mu uczynić nie mogli, a przed zapłatą też trochę jechał do Włoch i tam lat dwie zmieszkał, niż tu pi­wo to się utarło.

W Przemyślu miałem gospodę na rogu u Zająca. Pan Herburt Szczęsny często bywał u mnie i tam stawał. Wielką mi przyjaźń ofia­rował. Siła niekiedy ze mną o rzeczach wielkich mawiał, bom i puł­kownikiem po ożenieniu Poniatowskiego został i cożkolwiek w wojs-kum mógł. Jeszcze w nim rokoszowe humory nie ustały. Zaciągał, aby my z chorągwiami pod Warszawę szli, pod sejm blisko przyszły. „I potężnie królowi staniecie (mówi) i zasług dojdziecie, i powetujecie wszystkiego, i jeśli się co pod rokosz opuścić mogło, snadno teraz po­przecie, mając i szlachty niemało przy sobie, a pójdziem (mówi) wszyscy z wami". Kiedy mu się przekładało skwirk ubogich ludzi i

1Oryginalnie w rękopisie jest „k." — wtedy słowo to miało znaczenie obsceniczne.

2dochodu




222 Samuel Maskiewicz

krzywdę nieznośną za skupieniem wojska, „oto (mówi) święteż to ja­łowice, święteż to kokoszki, które pokój i pierwszy wiek złoty wolnoś­ci ojczyźnie przywrócą". Ale nic nie wskórał. Bywałem u niego i w Dobromylu, mil 3 od Przemyśla, bo też mial dom swój, jeno na ustro­niu. Byłem raz u niego na weselu, gdzie trzech się żeniło młodzień­ców: dwaj panny pojmali, a trzeci wdowę — za jednym stołem wszys­cy siedzieli, każdy ze swoją. Na województwo siedmiogrodzkie by] [on] też kandydatem po zabiciu Batorego. Człowiek [to] wielkiej pre-zumpcji1 o sobie. Nikomuż pod słońcem świata przed sobą, i w uro­dzeniu, i w dowcipie, nie dający. Miał za sobą księżnę Zasławską Zo­fią, takiejże dumy.

Nie widząc nadziei prędkiej zapłaty zasług, a już się też nam ten skwirk i narzekanie ubogich ludzi naprzykrzyły, szukając sposobu do prędszego dość uczynienia sobie, ten wynaleźliśmy porachowawszy intratę starostw i dzierżaw wszystkich w Polsce królewszczyzn, tak też z biskupstw i opactw, widzieliśmy, że połowicą dochodów rocznych nam zasługi wszystkie zapłacić się mogły. Naznaczono już było towa­rzystwo do wszystkich królewszczyzn i biskupstw, którzy połowicę in-traty rocznej odbierać mieli, i do kupy to zniósłszy, płacić sobie zasłu­gi mieliśmy. Mnie do przemyskiego starostwa naznaczono było 10.000 złotych odbierać. Czym panowie senatorowie i dzierżawcy dóbr kró­lewskich, duchowieństwo też poruszeni, pilno króla solitacją2 o sejm; otrzymali. Złożony jest sejm decembris 3, a już to drugi tego roku ad

hunc solum actunf 3 do zapłaty zasług żołnierzowi moskiewskiemu, który nie dłużej, jeno niedziel 3 trwać miał. Zatrzymaliśmy się z tym przedsięwzięciem swoim do sejmu; jako żem ja listów miał ze 3 od pana kaliskiego4 do siebie, abyśmy do sejmu jeno wytrwali, obiecując pewną i prędką zapłatę.

Żyliśmy już po wyjściu z obozu z grosza, nie biorąc stacji, [wszyst­ko wojsko. Strawne pieniądze z tychże polporów,] co na zapłatę były

1 wyobrażenia

2Tu w znaczeniu: niepokoili.

3 w tej samej sprawie

4 Czyli kasztelana kaliskiego.



Diariusz... 223

gotowane, nam dawano od komisarzów za wiadomością i pozwole­niem króla i Rzeczypospolitej. Na dwie ćwierci dano nam zupełne strawne, a trzeciej ćwierci miesiąc jeden.

Na sejm posłów czterech od wojska naszego wyprawiono: mnie, Ścibora, Białaczewskiego i Paryszewskiego. Ja instrukcji nie chciałem

się podjąć, bo ostra bardzo była, Scibor ją odprawował przed królem. Ja insze łagodniejsze zlecenie wojskowe i petita [miałem]. Białacze-wski w kole poselskim perorował. Paryszewski nie tykał się niczego. Po złotych 300 dano nam wszystkim na strawę.

Poszanowanie wielkie mieliśmy na tym sejmie. Miejsca nam nie uczynili. Jeden przed drugim na bankiety się uganiali, tygodniem przedtem i dalej zapraszając nas na nie. A drugi się i nie domieścil. Pan kanclerz litewski2 wielką też chęć, a osobliwie mnie, pokazał, już za swego mnie mając, i gospodarstwo mi zlecał, i łaskawym bardzo obiecał być, ale ten jako i wszyscy, tak ci co teraz, jako inszy dawniej, jeśli cokolwiek kto uczynił co dla którego z nas, więcej z bojaźni niże­li z chęci; bo prędko po spaleniu konfederacji odmiana się we wszyst­kich pokazała, jakim mnie kanclerz litewski potem; bodaj mu tak wszyscy ludzie na świecie i sam Bóg częściej i nazbyt było, a żaden nie dał, oprócz Gąsiewski atłasu łokci osiem dał mi. Z responsem do­brym odjechaliśmy. Zapłatę pewną i prędko na sejmie umówiono. Po­borów 6 pozwolono. Komisarzów do uspokojenia komputów wojsko­wych, do zniesienia sumy, do sądów kryminalnych, którym w sądziech taka moc, jako na sejmie dana jest, i do uspokojenia wszystkiej zapłaty naznaczono, i do Lwowa do nas, i do Bydgoszczy do smoleńskich, i

do Brześcia do sapieżyńców; de nomine3 w konstytucją ich wpisaną wszystkich ja namienię.4

O asekuracją nam było trochę trudności na sejmie. Pierwiej na punkta w niej zgodzić nie mogliśmy się, a potem że ręczną nas chcieli

1 prośby

2 Lew Sapieha.

3 z nazwiska

4W wyd. wrocławskim koniec tego zdania brzmi: „...w Konstytucją ich wpisano wszystkich — ja nie mienię”



224 Samuel Maskiewicz

byli odbyć nie wpisując jej do konstytucji sejmowej jako sapieżyńców, dając tę przyczynę, że sejm ekstraordynaryjny1 trzema niedzielami się zawarł [i] konstytucje żadne być nie mogą. Ale kiedy deklaracją usły­szeli naszą, że i po wzięciu zapłaty nie chce się wojsko rozjechać z kupy bez słusznej asekuracji, by i do inszego sejmu czekać, pozwolili tak, jakośmy jeno chcieli. Otrzymaliśmy nad insze wojska warowniej-szą asekuracją, ale skąd wynikają prawa, stąd i zaraza powietrza na nich wychodzi. Czują dobrze drudzy na sobie, a wszystkim gęba zwią­zana, albo raczej sami powodem: „hodie mihi, cras tibi"2.

Pod sejm koło mieliśmy we Lwowie 10 decembra. Byli posłowie od króla do koła: pan Jan Frąckiewicz [i] Radzimiński, nowogrodzia-nin nasz. A nas zatrzymano z responsem, póki się oni wrócili nazad. Aże ich doczekawszy, nas odprawiono. Widziałem się z panem Aksa-kiem na sejmie, sędzią kijowskim, bratem moim, który też był posłem

z Kijowa. Z Warszawy ultima decembris3 wyjechałem, doczekawszy responsu. Drudzy wprzód odbieżeli. Gospodę nam ukazał stanowniczy królewski na Mostowej ulicy, dom szlachecki, który sobie był przed­tem najął książę Korecki za 100 czerwonych złotych; na tenże sejm musieliśmy się zgadzać z nim o tej jednej gospodzie.

Towarzystwa naszego było niemało, co po swych potrzebach na sejm pojechali. Tamże z nami stali, bośmy mieli izdeb 5. Mieliśmy wielką wolność na tym sejmie. W nocy, o północy zbroić co, posiec, zabić wolno [nam było]. Żaden nie śmiał słowa rzec. Warty więc mi­mo idą, a nasi co takowego robią, nie rzekną nic, jakby nie widzieli. I już natenczas w przysłowie było weszło, gdzie którego obaczono z na­szych idąc albo brojąc, to „siedem tysięcy za nim chodzi, dać im po­kój"; bo naszego wojska tak wiele było do żywności. Zabili nasi dra-banta4 królewskiego — nie wykonywalić egzekucji, choć pod sejmem i pod bokiem królewskim, ale sami z ugodą nas szukali, aby się co­kolwiek dało względem Boga. Dano złotych 80.

1 nadzwyczajny

2 „dzisiaj mnie, jutro tobie"

3 ostatnim dniem grudnia

4 żołnierza straży przybocznej



Diariusz... 225

Żegnaliśmy króla na pokoju; pan podkanclerzy koronny odprawo-wał Kryski1, te słowa w mowie jego były: „król jego mość, ojcowską obmyśl i wając zapłatę zasług rycerstwa tamtego, przywieść raczył sta­ny obojga narodów, iż podatki tak wielkie pozwolili, jakich ojcowie nasi nigdy nie widali". Z dobrą nadzieją odjechaliśmy i pewną już za­płatę w obietnicy otrzymaliśmy.

Roku 1614

Do Lwowa z responsem przyjechałem 24 ianuarii, bom się w Prze­myślu na stanowisku zabawił.

Złożono koło generalne do zapłaty i do zniesienia komputów, są­dzenia ekscesów i uspokojenia wszystkich spraw w pierwszą niedzielę postu, do którego koła panowie komisarze naznaczeni sejmem zjechali się, więc że bez nas, nas sądzić nie mogli. A były ekscesa wielkie w wojsku. Do tego komputy znosić, rachunki czynić, regestra pocztów w rotach miarkować. Bez nas to być nie mogło, dla czego i konstytucja sejmowa wyraziła, aby wojsko swoich deputatów przydało do ich mość panów komisarzów sejmowych. Deputowano z wojska siedmiu towarzystwa do panów komisarzów na te sądy. Z każdego pułku po jednemu, bo tak wiele pułków było, między którymi jam też był depu­towany na te sądy, których sądów dekreta takowej wagi były, jako sej­mowe. Infamia w ręku naszych była. Te sądy we Lwowie się odpra-wowały przez cały post aż do Wielkiej nocy.

Bywał też z nami często u sądów pan Jan Szwykowski, bo był z pieniędzmi przyjechał do Lwowa z Litwy, z tymi, co panowie litews­cy, donatywę 50.000 z dóbr królewskich pozwoliwszy na przeszłym sejmie, obiecali z tej donatywy do Lwowa na zapłatę stołecznemu żoł­nierzowi.

Zastawę z Moskwy murowych zasług mieliśmy z pełna na kupie, z którą tęskno nas było, bo wolelibyśmy pieniądze gotowe. Słaliśmy do króla, nie chciał. Słaliśmy do cesarza chrześcijańskiego, do książąt brandenburskich, do Rzeszy Niemieckiej, do gdańszczan i gdzieśmy

1Szczęsny Kryski.






226 Samuel Maskiewicz

jeno rozumieli, żeby te klejnoty mógł kto kupić. Nigdzie nic nie wskó­raliśmy, aże dopiero zapłatę nam odłożywszy ci panowie komisarze poczęli traktować o te klejnoty z nami. 100.000 dawali, a [do] 80.000 [prosili] abyśmy upuścili. Tego chcieli. I na to by my już przypadli byli, by mieli gotowe pieniądze, ale oni fantami chcieli nam dawać, po które jeszcze do Lublina słać było [trzeba]. Już na to się nie pozwoliło, bo jakiego oszukania obawiali się, a to stąd, że już zapłatę z pełna otrzymawszy, konfederacją spaliwszy, rozerwałoby się wojsko, bo nie wszyscy mieli na tych zastawach. I tak mogliby nas niepotężnych pokropić hizopem, a to wziąć darmo; i tak rezolwowaliśmy się łamać te klejnoty między się. Połamano koron dwie (jedną Fiedorową, drugą Dymitrowa), siodło husarskie w złoto oprawne z kamieńmi, jednoroż­ców trzy, a posoch cały został. Ten się dostał Gąsiewskiemu i Dun-kowskiemu w zasługach murowych, z szafirem z korony na dwa pal­ce1 wielkim, we 28.000 złotych. Kamień ten u nas szacowano 4.000 złotych, a w Moskwie 10.000 rubli, bo u nich najdroższy i nad diament szafir, a posoch jednorożcowy we 24.000 złotych. Drugim, acz nie wszystko, atoli się dostało ledwo nie dziesiąta część, co miało przy­chodzić. Mnie się dostało diamentów ostrych trzy, rubinów cztery, zło­ta za 100 złotych. Jednorożcu łutów2 dwa, i to za faworem mi się tak wiele dostało, a drugim samym jednorożcem płacono, łut po 300 zło­tych. Doszła nas zupełna zapłata na Przewodnią Niedzielę3. Mnie aresztowano było zasługi o Szabłowskiego i musiałem płacić Mazu­rom, a Kossakowski także przy nich był się przywiązał. Spaliliśmy konfederacją4 we wtorek po Przewodniej Niedzieli, 8 aprila5, w koś­ciele u fary. Ja do Przemyśla obróciłem się, do stanowiska swego.6

1 Czyli cale; cal = 2,3 - 2,4 cm.

2 łut = ok. 12-13 g

3 W 1614 r. — 6 kwietnia.

4 Na znak zakończenia konfederacji palono akt jej zawiązania.

5 kwietnia

6 Tutaj w rękopisie Bibl. Czartoryskich opuszczono obszerny fragment zawieraj ący wydarzenia z lat 1614-1615.




Diariusz... 227

Rok 1616

Pan Jan Onihimowicz Unihowski żenił się z panną Wołodkiewi-czówną w Mińsku. Proszono mię tam i byłem.

W tym roku umarł wielki i potrzebny bardzo, a przedni filar w oj­czyźnie naszej, świętej i godnej pamięci Mikołaj Krzysztof Radzi­wiłł1 , wojewoda wileński, na Ołycu i Nieświżu książę, wielkich cnót i pokory pan, i pobożności wielkiej, a tak, że z trudna w którym z tak wysokich familii wszystko to znaleźć się może, czym go był Pan Bóg obdarzył. Ten i po śmierci bez wszelkiej pompy grześć się rozkazał. Trumny aby niczym nie nakrywano. Ubodzy ciało aby nieśli, których bracią nazywał. W pielgrzymskim odzieniu położyć się kazał, a bez tych katafalków, bez niesienia mar próżnych, bez koni ubranych, bez

kruszenia kopii2. Owo zgoła najmniejszej ceremonii nie potrzebował w czym wszystkim działo się dosyć woli jego, że człowiek tak wysoki z urodzenia i tak zacny, i wzięty w ojczyźnie ledwo kilka łokci kiru3 mógł mieć do obicia trumny po śmierci. Pogrzeb był w Nieświżu u Je­zuitów po Wielkiejnocy prędko. Byłem tam z rozkazania książąt.4

Rok 1617

Faransbach Wolmar5 w Inflanciech zdrajca, ze Szwedami condic-tamen6 uczyniwszy, Diament [Dynemunt] im podał i Pernawę, na co musieliśmy się poborami składać. Hetman polny7, książę Krzysztof Radziwiłł, wykurzył ich z Inflant, ale temu zdrajcy nie wiem na co

1 Zwany „Sierotką"; pozostawił opis swej pielgrzymki do Ziemi Świętej.

2 Jest to aluzja do bardzo rozbudowanego ceremoniału pogrzebowego, zwłaszcza wśród towarzyszy pancernych i husarskich.

3 czarnego płótna żałobnego

4 Tu znowu opuszczone fragmenty. Dotyczą one zarówno wydarzeń z roku 1616, jak i z początku roku 1617.

5Wolmar Farensbach był gubernatorem Inflant.

6 zmowę

7 Hetman polny litewski.






228 Samuel Maskiewicz

folgował, że mu nie dał szyję uciąć mając go w ręku. Będzie tego żałował, ale nie w czas.

Uważało się to pilno, jeśli to stratagema1 jaka czyli też z góry po-błażenie było, jako on udawał, ale nie znalazło się nic, jeno ze szczerej niecnoty własną zdradę uczynić chciał, i uczynił. Natenczas hetman wielki Wielkiego Księstwa Litewskiego Jan Karol Chodkiewicz Moskwą się zabawiał.

Skinder Basza, z wojskiem cesarza tureckiego za Dunaj przepra­wiwszy się w Podole zmierzał za pobudką Kozaków zaporoskich na­szych, którzy im wielkie szkody poczynili. Czajkami wpadłszy mo­rzem miast kilka wysiekli i korzyść wyłupili. Zaszedł im hetman ko­ronny wielki Stanisław Żółkiewski z wojskiem z tamtej strony Niestru [Dniestru] i nie przyszło im do ścierania się z sobą.

Królewicz jego mość Władysław, mając prawo na monarchią mos­kiewską przez poprzysiężenie poddaństwa jemu, idzie do Moskwy z wojskiem niemałym, a sam osobą swą, wziąwszy część wojska, ku Po­dolu się obraca dla postrachu tamtemu nieprzyjacielowi. I będąc w

obozie zawierają kontrakty ze Skinder Baszą na naszą stronę nie bar-

dzo ucieszne, bośmy się wyzuli z podawania hospodara wołoskiego2. Chocim straciliśmy. Iwonie na Chocimiu będącego niewinnie dał het­man ściąć k'woli Turkom i w ręce im Chocim dał, nie upatrując tego, że co raz podmyka się nam pod bok poganin. Po chwili Kamieńca mu się będzie chciało. A też niedaleko z Chocimiem od siebie, jeno mil 2 leżą.

Roku 1618

Sejm walny februarii 13 w Warszawie. Sejmiki w powieciech 2 ianuarii. Posłowie na sejm z Nowogródka [deputowani ci są]: pan Kiersnowski, podwójewodzi nowogrodzki, i pan Jan Frąckiewicz.

Die 30 ianuarii zjazd główny w Słonimie. Dwa pobory nam przy-niesionio z tego sejmu.

1 podstęp wojenny

2 Hospodarstwo Wołoskie było lennem Polski.






Diariusz... 229

Obóz nasz pod Oryninem1 w Podolu albo w Wołoszech. Hetman koronny Stanisław Żółkiewski w obozie głową. Niezgoda i niedufhość między panięty ukrainnymi a hetmanem stąd [jak] się ludzie domyśli-wają, że jakoby hetman nie życząc księciu Koreckiemu w Wołoszech sławy i zwycięstwa przeszłego roku, sobie ten regiment przywłaszcza­jąc, do którego go uprzedził Korecki, spraktykował wojsko, którzy właśnie, kiedy się bić przyszło, odstąpiło go i na mięsne go jatki wy­dało, że się musiał w ręce nieprzyjacielowi dostać i był więźniem cesarza tureckiego z tym hospodarczykiem, co go prowadził na pań­stwo, i z matką jego, którzy snadź się i poturczyli. A on dziwnym spo­sobem z tego niepodobnego więzienia wyszedł i żonę wyswobodził.

Jego też hetman chciał właśnie, bo miał przy sobie Hauryłaszka, syna Bogdanowego, który był po Weremieju, bracie swoim, za niedoj-ściem lat syna jego, hospodarem, i tego chciał hetman wsadzić na ho-spodarstwo wołoskie, a nie Weremejowego syna. I obawiał się snadź, aby mu za tą okazją z Tatary figlu Korecki nie wystroił, bo miał ludzi niemało z sobą. Do tego książęta Zbarascy, Wiśniowieccy, Sieniawski, Czartoryscy, którzy osobami swymi w obozie byli, nie chcieli się pod regiment hetmański podać mając tak piękne i chętne wojsko, że nie tylko potęgą równać z nieprzyjacielskim mogli, ale w liczbie ledwo nie tak wiele, jako nieprzyjacielskiego, naszych się liczyło. Żal się Panie Boże takiej niezgody, na którą nieprzyjaciel patrząc tak w górę wyniósł i znieważył naszych, że śród białego dnia mimo obóz nasz ru­szywszy się i poszedł w ziemię dalej na mil 30 za obóz. A nasi nie ja­ko rycerscy ludzie [zachowali się], ale baby właśnie, albo raczej kur­wy. Z obozu nie śmiał żaden wystąpić do nich. Niesłychana, ach i ża­łosna nowina do obozu mężom o zabranie żon, dzieci, synom ojców, matek, braci, sióstr przyniesiona. Żałośniejsza sowito i niewypowie­dzianie, kiedy oczyma swymi patrzali z obozu na nie. Ano nieprzyja­ciel pędzi, prowadzi ciężko narzekających, a o ratunek tylko Boga sa­mego wołających, w nieznośną niewolą. Nie był tam tak cnotliwy mąż, syn, brat, aby jeśli nie w nieprzyjacielu, tedy w wodzu samym, za którego sprawą o taką szkodę przyszli, szablę utopił. I tak włos im z

1 Te wydarzenia dzieją się już we wrześniu 1618 r.



230 Samuel Maskiewicz

głowy nie spadł, ze wszystkim plonem i dobytkiem uszli cało. A jeśli kiedy ten poganin znaczną a wielką szkodę uczynił, jako natenczas, bo ludzie wszyscy na obóz nasz w polu ubezpieczyli się, mając go za największą twierdzę przeciwko temu nieprzyjacielowi.

Rok 1619

Królewic jego mość z Moskwy wraca się zdrów z łaski Bożej, ale z nizczym. Sam lekko w sankach jednym koniem bieży do Warszawy, chcąc być na konkluzją sejmu, zostawiwszy wszystkich swoich pozad, a kozaków 50 za nim. Tamże po przywitaniu króla jego mości i królo­wej jej mości królewicowie młodzi witając go, jeden starszy, loannes Carolus, syn teraźniejszej królowej pani naszej, jakoby rzec miał: „ra-dziśmy przyjechaniu Waszmości, ale ja wolałbym tam zostać, niżeli z taką hańbą wracać się". Traktaty z Moskwą zawarto takim sposobem: przymierze na lat...

Die 15 augusta przystałem rękodajnie do księcia jego mości pana Krzysztofa Radziwiłła, hetmana polnego Wielkiego Księstwa Litews­kiego. Jurgieltu1 postąpiono złotych 500 i bławatu na parę szat do roku.

Rok 1620

Die 9februarii na weselu pana Chreptowicza Aleksandra z księżną Zyzemską w Wierzbkowicach pod Mińskiem.

Tegoż roku, nie wiem z jakiego pretekstu, hetmani koronni: Stani­sław Żółkiewski, hetman wielki i kanclerz koronny, i Mikołaj Ko-niecpolski, polny hetman, z wojskiem koronnym przeciwko Turkom wyciągnęli do Wołoch i na Cecorze obozem stanęli, mając wojska z sobą wszystkiego, tak zaciągowego za pieniądze, jako i pocztów sena­torskich i panięcych do 6.000, a z osobna włości kilka ukrainnych. Domyśliwali się ludzie, iż to praktyka k'woli cesarzowi chrześcijańs-

1żołdu









Diariusz... 231

kiemu1 uczyniona była, bo iż wojował z ewangeliki i miał ich z ka-

szel2, a do tych jeszcze tureckie wojsko miało się przyłączyć, któremu przeszkodzić i zabawić chcąc, zaszli im w drogę. Nadeszło tedy i tu­reckie wojsko na Cecorę, ze Skinder Baszą, a tatarskie z Gałgą3, kto-

rego bardzo wiele było. Ścierając się z sobą kilka dni, choć dość w nierównym poczcie naszym z nimi, dawał się jednak nieprzyjacielowi, za łaską Bożą, znaczny wstręt i odpór. Jedno niezgoda naszych, jako to w woluntaryjskim wojsku, którego tam była niemal większa część, a zazdrości sławy niezbędnej wydarli nam z ręku zwycięstwo nad nie­przyjacielem i o ostatnią zgubą wszystkich przywiedli. Bo po kilku dni pan hetman wyrozumiawszy siły nieprzyjacielskie wielkie, a między naszymi bacząc zachodzącą już niezgodę, choć by mogli zwłóczyć temu nieprzyjacielowi bitwy, a z obozu go trapić wycieczkami, czata­mi, a zatem naprzykrzywszy się im, przewloką samą by ich zwyciężyli byli. l tak dla tej niezgody naszych wielką bitwę zwieść i rozprawić się z nieprzyjacielem oraz, niż się nasi rozwiną (bo taki był zamysł), umyślili. I wywiedli z obozu wojska w pole, obóz tylko strażą osadzi­wszy. Trwała bitwa w pół ranią począwszy aże ku wieczorowi na obie strony jednakim szczęściem. W nieprzyjacielu jednak większą szkodę nasi, za Bożą pomocą, czynili, aniżeli ją od nich mieli. Zatem już prawie nad wieczór, napadłszy nieprzyjaciel wielką potęgą na skrzydło prawe, której iż nasi strzymać nie mogli, musieli tył podać. I tak mijając i obóz prosto wpław przez Prut koniom niektórzy wypuścili. Hetmani, widząc tamto skrzydło już zniesione, uwodzili wojsko do obozu z placu, strzegąc, aby nieprzyjaciel szkody w nich nie uczynił. I uwiedli dobrze. Noc zatem nastąpiła, a bardziej trwoga na wszystkich, a to stąd: Kalinowski, starosta kamieniecki, który i z ludem swoim był w tym skrzydle, co go porażono przez nieprzyjaciela; nie wiem, kto komu dodawał ochotki, jeśli sam swoim ludziom, czy ludzie jemu; chociaż wielkiej prezumpcji był i wysokiego animuszu człowiek, serca znać niewiele, bo straciwszy serce z tej przegranej na swym skrzydle

1 Ferdynandowi II.

2Tj. miał z nimi dużo do roboty.

3 Dewlet Girej Gałga, sułtan krymski.



232

Samuel Maskiewicz

bitwy, zaraz, skoro mrok nastąpił, ze swoim ludem bez wiadomości i woli hetmanów obóz przełamawszy precz uszedł; trwogę wielką i ze-psowanie serca w obozie uczynił, tak iż wszystko wojsko rozumiejąc, iż już hetmani uchodzą, a ich na rzeź nieprzyjacielowi wydają, wzbu­rzyło się wielką trwogą i do koni się rzuciło uchodzić. O tym bałuchu w obozie hetman usłyszawszy, a wiedząc, co się stało przez starostę kamienieckiego i jakie rozumienie w wojsku o sobie ma, rozkazawszy świec lanych tak wiele, ile ich miał natenczas w obozie, zapalić dla światła, aby go wszędzie widzieć możno przy nim, sam na koń wsiadł i jeździł po wszystkim obozie od pułku do pułku, od roty do roty, aby go widziano, animując ich i dodając serca swym. Zostało ich niemało, widząc hetmana w obozie, ale wielka część za tymi, co się porwali, wypadła z obozu. Nazajutrz po dniu, widząc hetman, iż wielkiej liczby wojska nie dostaje, a tak wielkiej potędze nieprzyjacielskiej już wy-dołać tym ostatkiem słaba nadzieja, umyślił i postanowił taborem uchodzić ku Dniestrowi. I tak wywiódłszy wojsko z obozu szedł całe sześć dni, nieprzyjaciela z wielką potęgą nad sobą mając, i we dnie, i w nocy potężnie mu odpierając. Zmorzeni głodem, a bardziej niespa-niem, ufatygowani ustawiczną, co godzina z nieprzyjacielem zabawą, że już prawie bez wszelkich sił zostając, ręką Boską obronę mieli nad sobą dotąd, i już w mili od Dniestru, stęskniwszy się czerń, której było w obozie z kilka włości, i pacholikowie, chciwi na łup, umyślili do Dniestru, jako kto może najprędzej, choć wkoło siebie wszystkę potę­gę nieprzyjaciela mając, rzucili się wprzód do łupów, wozy, skrzynie hetmańskie i towarzyskie, gdziekolwiek rozumieli, co wziąć, odbija­jąc. Tumult wszczęli. Konie towarzyskie co lepsze pobrawszy, bo się pieszo wszyscy w taborze odstrzeliwali nieprzyjacielowi, tabor rozer­wali. Drogę nieprzyjacielowi ukazali i podali do starcia i zniesienia siebie, czego byli godni, i wszystkich [innych], pożal się Boże, już prawie do progów ojczystych przychodzących. Bo za swawolą tych niecnotliwych ludzi już i tabor zawrzeć się nie mógł, i bronić się nie było w nim komu. Musieli w rozsypkę wszyscy pójść, Boga tylko o szczęście, obroną zdrowia swego mając. Tamże nieprzyjaciel jaką od­niósł uciechę i triumf z nieszczęścia naszego, łacno uważyć. Zabity hetman wielki, polny pojmany, Korecki, Struś, Żółkiewski, syn het-


233

mański, i Ferencbek, i drugi Żółkiewski, i innych niemało do więzienia pobrano. Więźniami ostatek szabla pogańska pożarła, a z tysiąca led­wo jeden uszedł z tej potrzeby żywo. Tak Pan Bóg znacznie obłudę w ludziach gani i karze nieszczyrość.

3 novembris sejm walny w Warszawie. Ja z księciem panem het­manem polnym1 na sejm [pojechałem].

Die 15 novembra, w niedzielę, nazajutrz po przyjechaniu naszym do Warszawy króla jego mości szwank potkał w kościele od Michała Piekarskiego takim sposobem. Ten isty Piekarski miał dwie siostry, za Domaszewskim, starostą łukowskim, i za Płaza, wielkorządcą krakow­skim, którzy to szwagrowie, uczyniwszy go szalonym, wyprawili kura­telę u króla, majętności mu zabrawszy, samego i nędznie, i ladajako chowali. A natenczas będąc przy Domaszewskim, przyjechał z nim na sejm i wziął znać rankor2 do króla, iż to dał nań kuratelę, jako na sza­lonego, czym się on być nie znał, zaczem mu wszystko pobrano. I chcąc się tego mścić na królu, zmyślił tak niecnotliwy postępek, czego

i dokazał.

W niedzielę, jako jest zwyczaj, kiedy publice król jego mość mszy słuchać ma, szedł do kościoła ze zwyczajną gwardią. Dwór i senat wszystek naprzód. Pod ręce króla jego mości dwaj biskupi prowadzili. Królewica za królem tuż prowadzono, a pacholęta i młódź za nim. Trafiło się wchodząc w kościół, iż pismo jakieś nowe do drzwi koś­cielnych było przybite, które czytając królewic jego mość zatrzymał się trochę, a król jego mość, zwyczajnie idąc, nikogo nie miał za sobą, ponieważ wszystka gwardia, to jest halabardnicy i piechota, u drzwi kościelnych zostawszy, a pacholęta i młódź wszystka przez królewicza jego mość we drzwiach czytając[ego] tamto pismo zatrzymana, plac goły za królem jego mością czyniły. A ten isty Piekarski, utaiwszy się za drzwiami kościelnymi, co się w kościół otwierają, a mając czekan w ręku, wypadł za królem jego mością, mając plac goły i snadny przy­stęp, i okrzykiem wielkim uderzył obuchem prosto w głowę królews­ką. Pan Bóg chciał, iż chybił w bok trochę. Potem i drugi raz popra-

1Hetmanem polnym litewskim, Krzysztofom Radziwiłłem.

2urazę


234 Samuel Maskiewicz

wiwszy się nie uczynił jednak szkodliwego razu, jako chciał. Król jego mość na ziemię upadł. Księża uciekli, króla na ziemi odbieżeli. Żoł­nierz jeden podniósł króla z ziemi. Jego też tam zaraz złapano. Rumor wielki w kościele się wszczął. Trwoga. Rozmaicie każdy rozumiał i mówił. Pomyślano było o wielkich stanach, zatem o zmianach przena-jęci od Turków. Jako po świeżej porazie naszych z hetmany nie ostra-chało się jeszcze było serce. I tak [wołano], iż już Tatarowie na Pra­dze. Już się przeprawują przez Wisłę — drudzy twierdzili. Z kościoła się [wszyscy] rozwinęli [i] miasto zamknęli. Aż [dopiero kiedy] się rozpatrzyli, że Tatarowie aż w ordzie jeszcze byli, toż [wtedy] miasto odemkniono.

Piekarskiego do więzienia wzięto. Sądzono go w senacie, osądzo­no na gardło. Tracono takim sposobem: był prowadzony na wozie czterema końmi, na którym uczyniono było siedzenie wysoko [jemu] i katom, iż widać ich było wszystkim ludziom. Wyjechali z zamku na wał bramą, a wjeżdżając na Przedmieście Krakowskie, także z ulicy w rynek wjeżdżając, i z rynku w ulicę ku Nowemu Miastu, także na Nowe Miasto w rynek wjeżdżając, siepał go kat kleszczami rozpalo­nymi, a tam mu na Nowym Mieście teatrum było zbudowane, na które z nim wszedłszy oprawcy pod ręce na zad zawiązane podsadzili dymnicę z ogniem, siarki weń nasypawszy, palili je mieszkami dyma­jąc. Potem zszedłszy z nim z góry, te cztery konie wyprzągłszy z wo­zu, poprzywięzywali postronki do rąk i do nóg, chcąc go roztargnąć, ale iż temu dosyć nie mogli uczynić, nacinał kat siekierą, a wycinając konie, urwali mu nogę prawą. Zatem samego wziąwszy i te targane członki włożyli na stos drew i spalili. Twierdzili potem różni ludzie, a ile przekupki białegłowy, iż widywać było na tamtym miejscu, po kil­ka nocy, światłość jakąś, jakoby świecę zapaloną. [Tak] prawdali. Nie twierdzę, [że tak było,] bom sam nie widział, ale [jeno] słyszał od róż­nych.








Diariusz... 235

Roku 1621

Nowiny z Turek słychać niedobre. Armują1 się przeciwko nam. Już w głos wołają po wszystkiej ziemi na lato wojnę do Polski. Prze­strogi z różnych stron i [z] Konstantynopola od agentów cudzoziems-

kich i od naszego Otwinowskiego2 pewne przychodzą. Przyczyna tej wojny [taka]: przeszłych lat po dwakroć wtargnienie do Wołoch Ste­fana Potockiego i Koreckiego Samuela z hospodarczykiem wołoskim, chcąc go na państwo wsadzić, i po dwakroć też straciwszy bitwę nie­przyjaciela zajuszyli, a sobie pęta na nogi i ciężkie łańcuchy na szyję wrzucili. Do tego i ta świeża obu hetmanów przegrana bitwa i strata wojska wszystkiego wielkie serce nieprzyjacielowi rozrażonemu przez Kozaki, na Czarne Morze chodzące i wielkie szkody czyniące w ziemi jego, czyniła, że z Persem zaniechawszy naturalnej wojny, wszystkie siły do Polski obrócić zamyśla.

Dnia 3 maja popisy w powieciech. Ja w Nowogródku popisowałem się.3

Die 23 augusta sejm walny w Warszawie, z wielką szkodą Rze­czypospolitej, o czym potem.

Nowiny o niebezpieczeństwie z Turek [z Turcji] już nam istotne doświadczenie przynoszą i strach wielki. Cesarz turecki Suliman suł­tan4, człowiek młody, zjadły, zapalczywy, tyran nade wszystko więk­szy, nieprzyjaciel okrutny chrześcijan, nie może się rozeznać, jeśli Pan Bóg na nas, czyli samiśmy go na się przywiedli. Zebrawszy wojska takie, jakich już większych mieć nie mógł, ze wszystkich państw i prowincji sobie hołdujących, uczyniwszy pokój ze wszystkimi wkoło siebie sąsiady, wszystką moc i siły ottomańskie zgromadziwszy na je­dno miejsce, wszystkie potęgi swoje obrócił na nędzną, lichą Polskę.

1 zbroją

2 Hieronim Otwinowski był posłem do Konstantynopola.

3 W tym miejscu w wyd. wrocławskim kilka drobnych notatek, z których najciekawsza:

Dnia 21 tegoż maja zaćmienie straszne słońca widać było, co nic dobrego nie znamionowało".

4 Osman II.




Już przychodzą szpiegowie, że mosty na Dunaju budują. Już dają znać, że się z Konstantynopolu ruszył, już z Adrianopola, już Dunaj przechodzi; a nam, oprócz łaski i obrony Najwyższego, żadnej nadziei do obrony nie masz. Ostatniej zguby i upadku naszego strach wszyst­kich zaprawdę bardzo obleciał, Panu Bogu się jeno poruczając. A jed­nak, iż się ręku opuszczać nie godziło, w takowym razie czyniliśmy, cośmy mogli. Wojnę uchwaliliśmy na sejmie w przeszłym roku z Tur-ki na lat sześć, poboru osiem zaraz dać pozwoliliśmy, za które wojska pieniężnego rozmaitej kondycji miało być 60.000, to jest: husarzów, rajtarów i kozaków, piechoty niemieckiej i polskiej na rok cały.




KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dyjariusz Samuela Maskiewicza
Dyjariusz Samuela Maskiewicza., STUDIA i INNE PRZYDATNE, Historyczne teksty źródłowe
Adam Nożka Oporzadzenie towarzyszy husarskich od poczatku XVII w do 1776 roku
Okręgi wojskowe od roku 1999, wiedza o siłach zbrojnych
Obliczenia cw 2, studia, materiały od roku wyżej, Inżynieria genetyczna, inżynieria
sem 3 z immunów od 2 roku
zabawy od roku od grenty
Pytania z tkanek, studia, materiały od roku wyżej, tkanki
nefra - gielda 2004-2005, IV rok, IV rok CM UMK, Nefrologia, Nowy folder, POZDROWIENIA OD 5 roku ,
NOWE ZALECENIA ŻYWIENIA NIEMOWLĄT OD ROKU 2007, MEDYCZNE, PEDIATRIA i PIEL PEDIATRYCZNE
PYTANIA Z EGZAMINU, studia, materiały od roku wyżej, mikroby, gielda z kola mikro przem
zabawy dla dzieci od 1 roku zycia
mikroby, studia, materiały od roku wyżej, mikroby
Gielda nefra, IV rok, IV rok CM UMK, Nefrologia, Nowy folder, POZDROWIENIA OD 5 roku , giełda, wyj
Nowożytna architektura militarna twierdze z okresu końca XVII do początków XX wieku (do roku14)