Tłumacz: Pheroome
Beta: unbelievable, Serena_
Rozdział 69. Poziomy
Powoli Harry uświadomił sobie, że światło ustąpiło miejsca delikatnej, lecz wszechogarniającej ciemności. Bolało go całe ciało – najbardziej nadgarstek – ale przynajmniej ból głowy nie dokuczał mu już tak bardzo. Starał się przypomnieć sobie, gdzie był wcześniej.
– Mamo?
Na lewo od siebie usłyszał cichy szelest przesuwanej tkaniny.
– Harry, twoja matka zginęła niemal piętnaście lat temu.
Tata!, pomyślał o wiele spokojniejszy. Chciał to powiedzieć, ale zrezygnował - był pewien, że istniał dobry powód, by tego nie robić.
Przyszło mu do głowy, że może będzie łatwiej, jeśli otworzy oczy. Starał się, lecz nie mógł tego zrobić.
- Moje oczy…
- Madame Pomfrey zaczarowała je tak, byś nie mógł ich otworzyć; muszą dojść do siebie po tym wszystkim. Nie sądzi, by doszło do jakichkolwiek trwałych uszkodzeń.
Harry obrócił się gwałtownie. Nie mógł poruszyć prawą ręką, więc dotknął jej lewą. Odruchowo odsunął ją, by potem powoli opuścić na miejsce. Pomacał niepewnie skórę i uznał, że te owalne pręty to pewnie jego palce. Przypuszczenie potwierdziło się, gdy obca dłoń objęła jego własną.
- To ty? – spytał trwożliwie Potter.
- Tak, to ja.
Dłoń ścisnęła go mocniej.
- Jesteś moim tatą, prawda?
- Och, do diabła – mruknął głos. Harry drgnął. – Tak, tak – dodał Severus. Starał się brzmieć uspokajająco, ale był wyraźnie poruszony.
- Tak, Harry, jestem twoim tatą. Wiesz, gdzie jesteś?
- Jasne, że nie. Przecież nic nie widzę.
- A czy wiesz, gdzie byłeś?
Wydawało się, że odpowiedź na to pytanie również powinna brzmieć „jasne”, ale było inaczej. Zupełnie nie mógł sobie przypomnieć, gdzie był. Przed oczami miał tylko żółte zasłony.
- Spotkałem mamę, która myślała, że jestem tobą – powiedział. Mężczyzna gwałtownie wciągnął powietrze. – Nie, pomyłka. Mówiła do ciebie, mnie nie widziała. Czemu? Dlaczego miałaby mnie nie widzieć?
- Ujrzałeś wspomnienie, które pozostawiła twoja matka – powiedział ostrożnie Snape. – Nie znajdowałeś się w jej czasach; dlatego właśnie nie mogła cię zobaczyć.
Severus ma wspaniały głos, pomyślał Harry. Tylko on może być tak głęboki i pełen wyrazu. Podchwycił tę myśl:
– Masz na imię Severus.
Dłoń zacisnęła się na jego ręce. Zapadła długa cisza. Chłopiec bał się, że popełnił błąd, mimo iż był pewien, że tak nie było.
– Tak – odpowiedział zdawkowo. Bezbarwny ton jego głosu nie był uspokajający.
Potter chwycił go mocniej.
– Zaopiekujesz się mną?
Znów gwałtowny wdech. Druga dłoń odgarnęła włosy z jego czoła, zostawiając ślad ostrego, ale kojącego zapachu.
- Drogie dziecko… Tak, zaopiekuję się tobą.
- Ładnie pachniesz.
- Co?
Wprawił ojca w osłupienie. Harry przysunął ich złączone dłonie do twarzy i powąchał je. Mimowolnie zmarszczył nos.
– No cóż, w sumie niezbyt ładnie – dodał, mimo że zalała go fala radości. Przypomniał sobie, jak leżał nieruchomo w ciemności. – Chociaż dobrze.
Przez chwilę mężczyzna sam sprawdzał ten zapach.
– Wydaje mi się, że to głównie smocza krew.
- Rozumiem. – Harry spróbował wyjaśnić: – Mam pewne wspomnienie. Myślę, że jest dobre, choć też trochę straszne.
Zamilkł na dłuższą chwilę, po czym odważył się zadać nieuniknione pytanie:
- Czy będę pamiętał? Powinienem sobie przypomnieć.
Dłoń ponownie go ścisnęła.
– Pomfrey, pielęgniarka zajmująca się tobą, twierdzi, że to prawdopodobne.
- Kiedy?
- Możliwe, że następnym razem, gdy się obudzisz. – Nastąpiła chwila przerwy. – Jeśli tak się nie stanie, będziemy musieli zapewnić ci bardziej specjalistyczną opiekę. – Kolejny ścisk. –Coś na pewno sobie przypominasz. Myślę, że będzie dobrze.
* * *
Gdy Harry obudził się następnym razem, mógł już otworzyć oczy. Światło było blade – możliwe, że właśnie świtało. Hermiona siedziała na krześle stojącym obok jego łóżka i czytała. Chciał ją zawołać, ale z jego gardła wydobył się tylko suchy charkot.
- Harry! – Dziewczyna odrzuciła książkę na bok, podbiegła do łóżka i objęła go. Gdy się odsunęła, jej brązowe oczy zaczęły studiować go z niepokojem. – Jak się czujesz? Wiesz, gdzie jesteś? Wiesz, kim jestem? Czy…
- Wody!
- Och, oczywiście!
Wzięła szklankę ze stolika i pomogła mu się podnieść. Harry, który w swoim życiu niejedną noc spędził w skrzydle szpitalnym, pił drobnymi łyczkami, zwilżając co chwilę płynem usta, nim przełknął. Od razu poczuł się lepiej.
- Jestem Harry. Ty masz na imię Hermiona i jesteś moją dziewczyną, mimo że ukryłem to przed tym dupkiem. To znaczy: Knotem. - Harry zamilkł, gdy uświadomił sobie, że obudził się już wcześniej. – Kurwa.
- Harry! – skarciła go przyjaciółka.
- Miałem przed tobą innego gościa. Wtedy nie pamiętałem zbyt wiele.
Przypomniał sobie swój własny głos – Jesteś moim tatą, prawda? – i przeklinającego Severusa. Zrobiło mu się gorąco.
Hermiona zachichotała.
– Gość w środku nocy, tak? Ktoś naprawdę musiał się o ciebie martwić.
- Co się stało?
- Nikt mi nie powiedział. – Dziewczyna wyglądała na zirytowaną. – Harry, byłeś na spotkaniu z Dumbledorem! Jak to się dzieje, że idziesz do dyrektora, a kończysz w skrzydle szpitalnym?!
- Może to przez mój wrodzony talent?
Zaśmiała się.
– Tak podejrzewam. – Wskazała na przeciwny brzeg łóżka. – Najgorzej jest z twoją prawą ręką. Przynajmniej od chwili, kiedy twój umysł wydaje się pracować poprawnie.
Harry zerknął we wskazanym kierunku. Jego prawa ręka była przywiązana do poręczy łóżka. Wyglądała, jakby była zrobiona ze szkła.
- Cholera!
- Harry! Czy mógłbyś uważać na język?
- To jest… Co to jest?!
- Madame Pomfrey uważa, że wróci do normalności. Oczywiście, o ile w międzyczasie jej nie roztrzaskasz. Włożyłeś ją do jakiejś mikstury, prawda?
- Och. – Harry przypomniał sobie, jak przejrzysta ciecz w Myślodsiewni dyrektora wciągnęła jego rękę. – Tak było.
- Harry, powinieneś być mądrzejszy!
Chłopak spojrzał na sufit. Przypomniał sobie malutkie dziecko – siebie samego! – gryzące ucho wypchanego pieska oraz Jamesa podrzucającego go w powietrze.
- Tak.
Wymienili jeszcze kilka zdań, nim Harry ponownie zapadł w sen.
* * *
Gdy Potter obudził się po raz trzeci, przyjaciółka ciągle była przy nim.
- Hermiono?
- Cześć. – Dziewczyna podniosła wzrok znad książki. Czytała tę o irańskiej czarownicy -uchodźcy. – Nie przeszkadza ci, że ona jest mądrzejsza, niż cała jej rodzina razem wzięta?
Harry mrugnął.
– To przecież główna bohaterka.
- Myślę, że to dlatego, że jest czarownicą. Autor przedstawia wszystkich mugoli jako idiotów.
Złoty Chłopiec nie pomyślał o książce w ten sposób.
– Ona jest najważniejszą postacią, to wszystko.
- Ta książka pozornie ma postępowe przesłanie, ale tak naprawdę tylko umacnia istniejące uprzedzenia! – Rzuciła mu piorunujące spojrzenie. – Może powinieneś pozwolić komuś innemu wybierać sobie książki.
Harry poczuł falę irytacji.
– Gdybym czytał tylko te książki, które podobają się tobie, to niby czego bym się nauczył? Chodzi właśnie o uprzedzenia! Muszę się dowiedzieć, co je powoduje, czym one grożą. Ty też powinnaś!
- Bym sama mogła się dostosować, tak?
- Nie musisz się do tego dostosowywać. – Harry poczuł, że się trzęsie – To jest wiedza, Hermiono! Jak możesz jej nie chcieć?
Zauważył, jak powstrzymuje się od gwałtownej odpowiedzi.
– Nie czas na takie rozmowy – powiedziała. – Przechodzisz rekonwalescencję.
- Nie traktuj mnie tak protekcjonalnie! – Spojrzał na nią ze złością. – Nie podoba ci się nic, czego nie możesz kontrolować. Jesteś gorsza niż Malfoy.
- Ty… - Hermiona zaczerwieniła się.
Zanim Harry zdążył podjąć decyzję czy przeprosić, czy naciskać dalej, przerwano im.
- Harry! Słyszałem, że już nie śpisz. Nie bądź na mnie zły, że nie przyszedłem wcześniej. To dlatego, że byłem na treningu.
To był Ron. Podbiegł do łóżka Harry’ego i uśmiechnął się szeroko. Zerknął na Hermionę, udając, że nie widzi, jak jest spięta.
– Kiedy cię wypuszczają? Lupin powiedział nam, co opuściliśmy: zaklęcie zmuszające trujące opary do pozostania przy ziemi. Pokrywa je jak prześcieradło. Hermiona ci już powiedziała? – Rudzielec pochylił się i szepnął: – Bardzo zależy mu na tym, żebyśmy oznaczyli kluczowe części Błoni.
- To super. – Harry powoli przeniósł wzrok z Rona na Hermionę, która myślała o czymś w skupieniu. – Nie wiem, kiedy wyjdę. Jeszcze nie rozmawiałem z Madame Pomfrey.
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Rozmawiałeś z nią dziś rano przez kilka minut.
- Naprawdę?
- Tak – odpowiedziała, przygryzając wargę. – Nie pamiętasz?
Pokręcił przecząco głową. Chwilę później Hermiona zawołała Madame Pomfrey. Najwyraźniej cała jej złość rozpłynęła się, przechodząc w troskę. Pielęgniarka wysłuchała jej i zapewniła Harry’ego, że takie luki w pamięci są czymś absolutnie normalnym.
- Bez wątpienia mogłeś stracić rozum – zbeształa go. – Niemniej jednak, wnioskując z tego, co słyszę, na pewno do tego nie doszło. Pierwszego dnia możesz mieć kilka białych plam w pamięci. Myślę, że do poniedziałkowych lekcji dojdziesz do siebie.
- Będę musiał tu zostać aż do poniedziałku?
Machnęła w stronę jego ręki.
– Zobaczymy, jak pańska dłoń będzie wyglądała po lunchu, panie Potter.
* * *
Dłoń - ku uldze Harry’ego - po obiedzie wyglądała całkiem dobrze, choć paznokcie połyskiwały w świetle niczym zrobione z diamentów. Pierścień, co dziwne, wyglądał normalnie. Pomfrey zapewniła go, że ten efekt minie w przeciągu dnia lub dwóch. Dostał nakaz informowania jej o jakichkolwiek zanikach pamięci, po czym zostawiła młodzieńca samego, by mógł się ubrać.
Chłopak stukał delikatnie wierzchem kryształowego paznokcia o ramę łóżka, wydając czysty i donośny dźwięk - przy tym przez jego palce przechodziły dziwne wibracje - gdy kilka minut później pojawili się jego przyjaciele.
- Mogę iść – powiedział, chowając rękę do kieszeni. – Zaczynajmy.
Udali się wspólnie do Wieży Gryffindoru, by zabrać niekompletną mapę z kufra Harry’ego oraz rzeczy potrzebne do jej ukończenia; w tym świeży eliksir z pokoju Hermiony. Zeszli na dół do Jednookiej Wiedźmy i nanieśli na mapę tunel do Miodowego Królestwa, w którym bliskość słodyczy pokonała ich moralność i zabrali trzy wielkie tabliczki czekolady i trochę Musów-świstusów, zostawiając w zamian galeona Harry’ego. Była to naprawdę hojna zapłata. Nawet Hermiona poddała się, gdy poczuła, jak wspaniały zapach wypełnia tunel.
- Wiedziałem, że będziesz chciała jedną. – Harry uśmiechnął się, wręczając jej trzecią tabliczkę.
- Wasza dwójka ma na mnie okropny wpływ, wiesz? – narzekała, odłamując niewielki kawałek czekolady. – Nie powinnam jeść między posiłkami. – Zamknęła z rozkoszą oczy, gdy słodycz trafiła do jej ust.
Gdy wrócili, zaczęli odkrywać tunele, przed którymi Fred i George przestrzegali Harry’ego, gdy pierwszy raz wręczyli mu Mapę Huncwotów. Pierwszy był ten za lustrem na czwartym piętrze. Wejście do niego było o wiele wygodniejsze niż to, którego strzegła Jednooka Wiedźma: suche i proste. Szli około dziesięciu minut, nim trafili na osuwisko, o którym powiedzieli im bliźniacy. Ciągle całkowicie blokowało przejście. Harry był pewien, że poplecznicy Voldemorta nie będą mogli tędy przejść.
Potem zaczęli sprawdzać tunele, o których Filch wiedział i wiadomo było, że je sprawdzał. Byli o wiele bardziej ostrożni, nanosząc je; jedna osoba stała na straży przy wejściu, gdy reszta pracowała w środku. Pierwszy z nich prowadził aż do Hogsmeade i nanoszenie go zajęło Ronowi i Hermionie ponad godzinę. Drugi był zawalony jeszcze pod zamkiem, więc Harry i Hermiona skończyli sprawdzanie dostępnej części w pięć minut.
Wejście do trzeciego znajdowało się w lochach. Harry, który wiedział więcej o korytarzach i pustych pomieszczeniach w tej części zamku, doprowadził ich niepostrzeżenie do wejścia. Raczej nie było używane . Duży fragment korytarza, mniej więcej minutę drogi od niego, był zaśmiecony papierkami po cukierkach, pustymi fiolkami i – co zaskoczyło Harry’ego – nawet kilkoma niedopałkami papierosów.
- Fuj. – Ron skrzywił się. – Ślizgoni to takie świnie!
- Przestań! – rzucił Harry. – To mogli być Puchoni.
Ron patrzył na niego z niedowierzaniem przez dłuższy czas. Ostatecznie chyba uznał, że jego przyjaciel żartował.
– Tak – powiedział, wywracając oczami. – Jasne.
Tunel kończył się blisko skraju Zakazanego Lasu w miejscu, którego nie było widać nie tylko z chatki Hagrida, ale i z każdego miejsca w zamku - oprócz najwyższych wież. Jedyną użyteczną stroną tego miejsca wydawało się być jego odosobnienie. Harry obszedł okolicę i znalazł rzadko używaną ścieżkę wiodącą do lasu. Wieczorne niebo było zachmurzone i zaczynało się ściemniać. Nawet Harry nie był chętny, by o takiej porze sprawdzić szlak.
Gdy wrócili, Hermiona była blada.
– Cztery razy prawie zostałam złapana! – wysyczała. – Macie pojęcie, jak długo was nie było?
- Przepraszam. – Harry podszedł do niej. – Znaleźliśmy miejsce imprez Slytherinu.
Odwróciła się do niego plecami, rzucając mu rozdrażnione spojrzenie. Odruchowo złapał ją od tyłu, kładąc dłonie na jej biodrach. Chwyciła jego rękę, by ją odepchnąć, ale w zamian on chwycił jej. Zamarła.
- Myślałem, że zwaliłeś to na Puchonów.
- Tak. - Harry złapał dłoń Herminy mocniej i przyciągnął ją do siebie, odpowiadając Ronowi.
Dziewczyna zachichotała i odwróciła się.
– Przecież wiemy, że wszystkie problemy w szkole powodują Gryfoni i Ślizgoni.
- Cóż za odkrycie, Potter – wysyczał zimny głos.
Ron zesztywniał, a Harry obrócił się powoli. Profesor Snape – a w tamtej chwili bardzo przypominał dawnego profesora Snape’a – przyglądał im się tryumfalnym wzrokiem drapieżcy.
Harry był świadom, że ciągle nie wypuścił z uścisku ręki Hermiony. Trzymał ją mocno, mimo iż zmuszało go to do objęcia jej całej talii.
- Tak, profesorze?
- Powiedz mi, Potter, jakie problemy wy, Gryfoni, powodujecie teraz?
- Żadne, profesorze. My tylko spacerujemy.
Snape uniósł brwi.
– Po lochach?
Głos mężczyzny stał się niebezpiecznie cichy, gdy podszedł bliżej. Hermiona przysunęła się do Harry’ego, gdy Snape zaczął wąchać powietrze dookoła nich. Chłopak przypomniał sobie wczorajszą wymianę zdań na temat smoczej krwi i zmusił się do powstrzymania uśmiechu.
- Dookoła was unosi się dość niezwykły zapach. Gdybym nie wiedział, że nie jesteście do tego zdolni, zaryzykowałbym stwierdzenie, że warzyliście eliksiry.
Harry nie mógł się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.
- Czy to cię bawi, Potter?
Harry wyszczerzył zęby.
– Niezdolni?! Ja i ona?
Severus, zwrócony plecami do głównego korytarza, uśmiechnął się.
– Bezczelny bachor. - Ta zniewaga brzmiała raczej czule, więc mężczyzna się skrzywił. Od razu zmienił ton głosu na ostrzejszy. – Proszę oddać mi tę fiolkę, panno Granger.
- To nie jest pańska sprawa.
Hermiona puściła rękę Harry’ego i ścisnęła fiolkę mocniej.
- Ja to ocenię, nie pani. – Mistrz Eliksirów zacisnął usta. Po sekundzie kiwnął nieznacznie głową. – Wasza trójka pójdzie ze mną. Teraz. A jeśli gdzieś po drodze fiolka zaginie, ukarzę was zgodnie z moimi najgorszymi przypuszczeniami dotyczącymi tego, co mogło się w niej znajdować.
Obrócił się wirując szatami i zdecydowanym krokiem opuścił korytarz. Musieli się śpieszyć, by za nim nadążyć.
Gdy doszli do gabinetu, Severus zamknął drzwi, ale nie nałożył żadnych barier. Usiadł za swym biurkiem, lustrując chłodno każdego Gryfona po kolei.
- Fiolkę poproszę – powiedział. – I wywróćcie kieszenie na lewą stronę.
Hermiona i Ron zerknęli nerwowo na Harry’ego, który jedynie wzruszył ramionami i zaczął opróżniać kieszenie. Bez wahania wyciągnął szmacianą kulkę; zabawkę fretki, zapałki i dwa galeony na stół. Drgnął nieznacznie, wyciągając pół tabliczki czekolady i Musy-świstusy. Przykrył je mapą, robiąc to jednak sztucznym, teatralnym gestem, będąc pewnym, że Snape zauważy jego działanie. Różdżkę zatrzymał w dłoni.
- Słodycze, Potter? – Usta Severusa drgnęły.
- Wie pan, jestem jeszcze chłopcem.
Severus zakrztusił się, starając się ukryć dłonią uśmiech, po czym rzucił zaklęcia wyciszające na drzwi i kominek. Wyraźnie się rozluźnił i machnął na pozostałych.
– Wy także. Wszystko. I proszę oddać mi tę fiolkę, Granger.
Snape wziął eliksir, nim cokolwiek innego wylądowało na biurku. Sprawdził jego zapach, a następnie wylał kilka kropel do cienkiej zlewki, by sprawdzić kolor i konsystencję.
- Jest zupełnie nieszkodliwy – powiedziała ostro dziewczyna.
Severus usiadł, ciągle oglądając zlewkę. Podniósł ją krytycznie; jak kieliszek z niesprawdzonym winem. Opuścił ją i zerknął ponad nią na każdego ucznia po kolei, kończąc na Harrym.
– Do czego, tak właściwie, potrzebna jest wam mikstura aktywująca? - Chwycił woreczek z bylicą ze stosiku Hermiony i wyciągnął szczyptę połamanych, suchych liści. – Katalizator?
Harry kiwnął głową. Miał nadzieję, że Severus po prostu mu uwierzy. Mistrz Eliksirów skruszył kilka, powąchał je i usiadł z powrotem.
– Powiedzcie mi, co robiliście.
Harry, ku wyraźnie narastającemu przerażeniu Rona, zrobił to. Wyjawił wszystko, przypominając także, że zarówno Remus, jak i Severus zachęcali ich do sprawdzenia dróg prowadzących do zamku.
– Jeśli i pan, i profesor Lupin zgadzacie się w tym temacie, to naprawdę powinniśmy to zrobić.
Miał nadzieję, że tym stwierdzeniem zakończy sprawę, lecz wzrok jego ojca nie stał się wcale mniej potępiający. Spojrzał na nich gniewnie, jeszcze raz zerknął na mapę, po czym oddał ją nie Harry’emu, lecz Hermionie.
– Świetnie. Zabierajcie swoje śmieci i idźcie już.
Gdy Harry zbliżył się, by wziąć swoje rzeczy, Severus chwycił go za nadgarstek. Przez chwilę wpatrywał się w jego kryształowe paznokcie. Przejechał wierzchem swojego po jednym z nich.
– Oprócz ciebie. – Chłopak uniósł w zdziwieniu brwi. – Chyba, że wolisz wysłuchać wykładu w ich obecności?
Harry zaczerwienił się.
– Nie, proszę pana.
Czuł się upokorzony takim traktowaniem przy przyjaciołach, więc w jego głosie słychać było urazę. Severus szarpnął go za nadgarstek.
- Nie zachowuj się jak dziecko! Mogłeś trwale utracić pamięć i zdolność do myślenia! Resztę życia spędziłbyś w Świętym Mungu! Nie obchodzi mnie, czy zostałeś wychowany przez Mugoli czy nie, powinieneś wiedzieć, że nie dotyka się cieczy, o których się nic nie wie!
- Przepraszam. Ja… nie pomyślałem.
- To akurat wiem. – Machnął lekceważąco na Rona i Hermionę. – Za drzwi! Już!
Przyjaciele Harry’ego rzucili się do drzwi, wciąż kurczowo ściskając zawartość kieszeni. Kiedy zniknęli, Severus odnowił bariery.
– Harry…
- Musisz mnie tak traktować w ich towarzystwie?
- Owszem, gdy zachowujesz się tak głupio!
- Staram się sprawić, by uwierzyli, że zwykle jesteś dla mnie miły!
- To nie jest mój problem.
- Przecież przeprosiłem!
- Nie chcę słuchać twoich przeprosin! Chcę, byś więcej tego nie robił!
- Nie będę. Słowo.
- Naprawdę?
- Obiecuję.
Severus westchnął i ukrył twarz w dłoniach.
– Harry, to było przerażające. Dotykanie tej mikstury byłoby wystarczająco niebezpieczne, a ty zmieszałeś ze sobą dwa kompletne zapisy wspomnień. To mogło zniszczyć twój umysł i oba te wspomnienia. Według Dumbledore’a przetrwały tylko dlatego, że były ze sobą tak blisko związane. Dotyczyły tych samych ludzi, podobnego czasu, jednego tematu.
- Sprawdziłeś to drugie?
- Tak, zaraz po tym, jak Pomfrey stwierdziła, że wyzdrowiejesz.
- Jak udało jej się to ocenić?
- Nie mam pojęcia. Rzuciła na twoją głowę trzy zaklęcia, z każdym kolejnym rozpogadzając się coraz bardziej.
Severus odetchnął głęboko i opadł na krzesło. W tej chwili wyglądał bardziej na zmęczonego, niż złego.
Harry spojrzał na swoją dłoń. Kryształowe paznokcie zabłyszczały. Wyglądało to raczej dziwnie, bo były krótkie i zaniedbane. Każda drobinka brudu za nimi była widoczna. Zerknął na lśniący delikatnie szmaragd pierścienia.
- To, co było w pierścieniu, to testament?
- Tak. Lily najwyraźniej uznała, że go sprawdzę. Teraz myślę, że to ma sens. - Severus zmarszczył brwi. – Pójdziesz ze mną do laboratorium? Zostawiłem eliksiry na wolnym ogniu.
- Po co?
Snape zacisnął zęby.
– Chcę słyszeć twój głos po to, by upewnić się, że to głupie szczęście znowu cię uratowało.
To musiało być straszne: słuchać mnie tamtej nocy, pomyślał Harry. Przypomniał sobie Severusa; tak czułego w tamtej chwili, uspokajającego go i odgarniającego włosy z twarzy. Był pewien, że ojciec uznał, że Harry nie pamiętał tej rozmowy. Przez chwilę czuł się kochanym, ale to wrażenie szybko zepsuło przekonanie, że Severus nigdy by się tak nie zachował, gdyby Harry był w pełni świadomy.
- W porządku – powiedział. – Zostanę do obiadu.
Okazało się, że Severus ma swoje własne, sekretne przejście wiodące pod podłogą, przecinające kilka korytarzy i kończące się na tyłach jego prywatnego laboratorium.
- Genialne! – zawołał chłopak z aprobatą.
Niestety, gdy Severus wziął się do pracy, jego złość powróciła. Potter zastanawiał się, czy Ron i Hermiona martwią się o niego.
- O czym teraz myślisz? - spytał niecierpliwie Severus, sprawdzając konsystencję warzącego się eliksiru.
Harry zaczął szukać jakiegoś bezpieczniejszego tematu do rozmowy, gdy przypomniał sobie coś, co nurtowało go od dłuższego czasu.
- Mam koleżankę, która uwielbia eliksiry.
- I?
- To Zoë, Gryfonka z piątego roku. Mówiła, że jesteś dla niej okropny. Kojarzysz ją?
- Nie po imieniu. Jak wygląda?
- Ma długie, proste, ciemnobrązowe włosy. Wygląda dość figlarnie.
Severus zmarszczył brwi, myśląc.
– Jest półkrwi?
Chłopak spojrzał na niego gniewnie.
– Jak możesz znać pochodzenie dziewczyny, której imienia nawet nie pamiętasz?
- Prawdę powiedziawszy, zbieranie informacji na temat tego, czy uczniowie byli wychowywani w czarodziejskim domu, jest bardzo przydatne dla nauczycieli.
- Przecież nie robisz z tymi informacjami niczego użytecznego! – Teraz, dla odmiany, to Harry był wściekły. – Używasz ich tylko po to, by nas obrażać i gnębić.
Severus usiadł powoli.
– Gwarantuję ci jedno, Harry – powiedział po chwili krępującej ciszy. – Gnębię wszystkich Gryfonów. Panna Weasley w mojej klasie nie ma o wiele łatwiej niż Zoë.
- Tak, jej też nienawidzisz.
Severus odepchnął się gwałtownie od ławki.
– Nie nienawidzę jej! Nie bądź śmieszny!
- Więc staniesz się dla nich milszy?
Severus warknął rozdrażniony.
– Nie! – Odwrócił się przodem do Harry’ego. – Nigdy nie polubię uczenia Gryfonów. Podejmujecie idiotyczne ryzyko z niezrozumiałych przyczyn i agresywnie się bronicie!
- A co niby powinniśmy robić? Pozwolić ci na poniewieranie nami?
- Odsłonić swoje gardło jak dobrzy podwładni.
Harry’emu z szoku i oburzenia odebrało mowę. Potem uderzyła go absurdalność tej chłodnej, bezbarwnej wypowiedzi i wybuchnął śmiechem. Severus przez chwilę wpatrywał się w chłopca, po czym uśmiechnął się.
- Powinniście. Nie macie szacunku do starszych.
- I dobrze. Nie byłbym bezużyteczny, gdybym go miał?
Severus pokręcił przecząco głową, ale wciąż się uśmiechał.
– Przestałeś już się dąsać?
Harry ukrył twarz w dłoniach.
– Przepraszam. Hermiona mówi, że jestem ostatnio bardziej nieprzewidywalny niż zwykle. To, że wiesz o Zoë tak niewiele, wydaje się być strasznie obraźliwe…
- Znam jej nazwisko.
- Och. – Harry zarumienił się. – To chyba ma sens. – Po krótkiej chwili, w nagłym napadzie szczerości dodał: – Ja nie.
- Leland. Dziewczyna jest ponadprzeciętnie zdolna, ale niecierpliwa. Błędy popełnia głównie w wybuchach złości. Powinna nauczyć się, jak je kontrolować.
- Ma być pokorna?
- Częściowo tak. Mogłaby przynajmniej udawać, że taka jest. – Severus spojrzał na niego gniewnie. – Po tym, jak nasza tajemnica się wyda, postaram się coś zrobić w kwestii, którą poruszyłeś. Teraz nie zamierzam niczego zmieniać. Czy to jasne?
- Tak, panie profesorze. Dziękuję.
Severus westchnął i spojrzał do kociołka.
- Coś się stało?
- Czasami… - Severus zamilkł. Harry widział, jak zesztywniał; zupełnie jakby nałożył na siebie niewidzialną zbroję. – Nic.
Odsunął na bok miskę ognistych strąków.
- Czy zrobiłem coś źle, proszę pana?
- Nie.
Severus uniósł wzrok i utkwił spojrzenie w płomieniach; gdzieś ponad Harrym. Odchrząknął.
- Draco powiedział mi, że doskonale poradziłeś sobie z Knotem.
- Tak powiedział? Świetnie! Myślę, że staję się lepszy w tego typu sprawach. – Harry westchnął. – Niemniej jednak, oczywiście, obraziłem przy tym Hermionę. Powinienem był wcześniej z nią porozmawiać.
- Co byś jej powiedział?
- Powiedziałbym jej, że nie przedstawię jej jako swojej dziewczyny.
Severus potarł grzbiet swojego nosa. Wyglądał, jakby bolała go głowa.
- Harry…
- Nie spodziewaj się, że przy tobie też będę udawał. Knot był tutaj tylko przez jedno popołudnie.
Severus spojrzał na niego ze złością.
– Nie spodziewam się ani, tym bardziej, nie chcę, byś kłamał w temacie swojego prywatnego życia.
- Mimo to nie lubisz o tym słuchać - odpowiedział chłopak. – Spinasz się za każdym razem, gdy o niej wspomnę.
Severus ponownie westchnął. Ognisty strąk, wrzucony do eliksiru, wybuchł i opadł na dno.
– To jest trudne - rzekł szorstko, wpatrując się w kociołek. – Mówię o patrzeniu na to, jak chodzisz z dziewczyną z mugolskiej rodziny. Wiem, że to śmieszne, zważywszy na to, kim była twoja matka, ale nic na to nie poradzę. To wciąż gdzieś we mnie tkwi.
- Nie akceptujesz jej.
- Wręcz przeciwnie. Jest inteligentna i zwykle rozsądna, a do tego, w przeciwieństwie do ciebie, także ostrożna. – Włosy opadły kurtyną dookoła twarzy Severusa, gdy ten pochylił się nad kociołkiem. – Po prostu, gdy widzę was razem, czasem wpadam w panikę – powiedział, tym razem powoli. - Ty już jesteś półkrwi; ona jest mugolakiem. Wasze dziecko miałoby w sobie tylko jedną czwartą czarodziejskiej krwi. Co, jeśli okaże się być niemagiczne?
- Przecież się z nią nie żenię! – zaprotestował chłopak. – Po prostu zabieram ją na bal!
Severus wreszcie na niego spojrzał.
– Wątpię, czy kiedykolwiek będę mógł patrzeć na ciebie trzymającego dziewczynę za rękę bez zastanowienia się, jaką żoną by dla ciebie była. Podejrzewam, że to instynkt. Będę myślał o tym, czy uda mi się ją zaakceptować.
Zgasił ogień pod kociołkiem i uspokoił miksturę zaklęciem chłodzącym, które wyprodukowało mnóstwo koszmarnie śmierdzącej mgły. Harry odkaszlnął.
- Co to robi?
- Na szczęście nic, jeśli jest tylko wdychane. - Severus obrócił się w jego stronę. – Harry, nie mogę zaprzeczyć, że czułbym się pewniej, gdybyś chodził z kimś czystej krwi albo po prostu pochodzenia czarodziejskiego, ale Hermiona to dobra dziewczyna. Jej wiedza doskonale pasuje do twojej siły, a jej ostrożność do twojej lekkomyślności. Zabierz ją na bal. Ożeń się z nią, jeśli chcesz. Obiecuję, że jeśli będziecie razem, zmuszę się, by wprost powiedzieć jej, że ją doceniam. Zrozumiałeś?
Harry, niezbyt tego pewny, kiwnął jedynie głową.