105. MĘKA I ZMARTWYCHWSTANIE KOŚCIOŁA
16.6.1978 r.
Ojciec Pio: Pisz synu, jestem O. Pio. Dołączam swój głos do innych głosów z Nieba. Będąc jeszcze na ziemi, widziałem już wyraźnie, za łaską Bożą, jaka będzie przyszłość Kościoła. Widziałem jego pracę i wstępowanie na drogę Kalwarii. Widziałem ciemność, która Go otoczy i w której pogrążać się będzie coraz bardziej. Widziałem "Judaszy" i następstwa ich zdrady. Widziałem męczenników, widziałem skazańców, widziałem jak krew obficie spływa na ziemię. Lecz widziałem również pączki pełne życia, widziałem jutrzenkę wiosny, widziałem bolesną mękę Kościoła i jego promienne zmartwychwstanie, a wśród tego wszystkiego widziałem też i ciebie, synu mój. Widziałem jak idziesz ze swym krzyżem za Barankiem po drodze na Kalwarię. Widziałem ciebie z bagażem utrapień na plecach, gdy ogłaszasz Kościołowi główny problem duszpasterstwa. Wielka liczba duchownych w imię jakiejś reformy, lub też jakiegoś Soboru, postanowili wszystko zmienić, wszystko przebudować: Biblię, Ewangelię, Tradycję. Spychano na bok Chrystusa, prawdziwego Boga i coraz otwarciej opowiadali się za Jego Człowieczeństwem, zaprzeczając istnieniu Jego Bóstwa. Chęć "zreformowania" Boga, Jego Nauki i Moralności oznacza dojście do najwyższego stopnia zarozumiałości i pychy, do jakiej tylko człowiek jest zdolny dojść.
Synu mój, w przeszłości Kościół znał również ludzi w rodzaju tylu obecnych zarozumiałych teologów, ale ukazywali się oni na scenie Kościoła tylko sporadycznie, nigdy w tak wielkiej liczbie, jak teraz. Nigdy też nie dyskutowano o całym Objawieniu i Prawie, co spowodowało obecnie zatracenie sensu Dobra i zła, rzeczy dozwolonych i zakazanych.