Klonowanie terapeutyczne - to działa!
Do
doświadczeń wybrano myszy pozbawione uprzednio genu Rag2. Myszy
takie są podatne na wszelkie infekcje i mogą żyć jedynie w
sterylnych warunkach. Z ogona chorego zwierzęcia pobrano kilka
komórek, a następnie wprowadzono ich jądra komórkowe do jajeczek
innej zdrowej myszy, z których usunięto materiał genetyczny.
Jajeczka zaczęły się dzielić, tworząc mysie zarodki obarczone tą
samą wadą genetyczną. Innymi słowy, otrzymano kilka sklonowanych
mysich zarodków pozbawionych genu Rag2. Celem naukowców nie było
naturalnie powielanie chorych myszek, lecz próba ich wyleczenia za
pomocą klonowania i terapii genowej.
Teraz
nastąpił najważniejszy etap eksperymentu. Z rosnących chorych
zarodków uzyskano tzw. komórki macierzyste (komórki te mogą
przekształcić się w dowolną tkankę ciała) i wprowadzono do ich
DNA prawidłowy gen Rad2. Takie naprawione komórki naukowcy
wszczepili z powrotem chorym myszom i odnotowali wyraźną poprawę
zdrowia gryzoni.
Na
tym nie koniec. Z naprawionych w laboratorium mysich komórek
macierzystych odtworzono metodą klonowania (tym razem
reprodukcyjnego) zwierzęta, od których rozpoczął się cały
eksperyment. Tyle że "po drodze" - na etapie zarodka -
zostały one wyleczone.
Wyniki
uzyskane przez zespół Jaenischa dowodzą więc czarno na białym,
że klonowanie terapeutyczne działa nie tylko na papierze, ale także
w rzeczywistości. Jednak o tym, czy ta metoda leczenia będzie
używana u ludzi, muszą zadecydować nie biolodzy, a etycy i
politycy.
Skąd się wzięła Dolly?
Wiadomość
o sklonowaniu pierwszego dorosłego ssaka zaskoczyła wszystkich tak
dalece, iż można było odnieść wrażenie, że Dolly wzięła się
znikąd. A w rzeczywistości sklonowana owca była owocem trwającego
dziesięć lat projektu badawczego, "kierowanego bez rozgłosu
przez Iana Wilmuta - 52-letniego wówczas embriologa o nienagannej
reputacji - pisze Gina Kolata w książce "Klon" (wyd.
Prószyński i S-ka, Warszawa, 2000). "Do chwili narodzin Dolly
pracował w Instytucie Roslin od 23 lat, po 10 godzin dziennie,
opuszczając laboratorium o szóstej wieczorem, by często
kontynuować pracę w domu. Praca nad klonowaniem była długa i
nużąca. Wymagała benedyktyńskiej cierpliwości i konieczności
ślęczenia nad mikroskopem w ciasnym, ogrzanym do temperatury ciała
owcy pokoju. Była to praca, która obchodziła niewielu i której
prawie nikt nie chciał finansować".
Dolly
powstała z dojrzałej komórki, pobranej z ciała innej
sześcioletniej owcy. Dojrzałej, a więc takiej, gdzie informacja
zapisana w jądrze komórkowym już raz została odczytana. Wcześniej
sądzono, że coś takiego jest możliwe tylko z komórkami zarodka.
Dlaczego? No właśnie, dlaczego komórki skóry nie stają się ni
stąd ni zowąd komórkami serca, wątroby, czy oka, skoro wszystkie
mają takie same geny? Dlatego, że w procesie rożnicowania komórek
zaszły, wydawałoby się nieodwracalne zmiany w ich DNA. Duża część
DNA zostaje zasłonięta przez białka czyniąc dostępnymi jedynie
te jego fragmenty, które dana komórka wykorzystuje do pełnienia
swych funkcji. Aby klonowanie się powiodło Wilmut musiał więc
nakłonić DNA wyspecjalizowanej komórki do pozbycia się
blokujących go białek. W tym celu wstrzymał na tydzień dopływ
składników odżywczych. Okazało się, że wygłodzenie doprowadza
do zmian w białkowym rusztowaniu, reaktywacji uśpionych genów i
powrotu do stanu zarodkowego całej komórki.
Trzy
kroki do Dolly
Procedura
klonowania Dolly przebiegała więc tak:
*
pobranie jądra komórkowego z komórki wymienia dorosłej owcy,
*
połączenie tegoż jądra z pozbawioną uprzednio jądra komórką
jajową (oocytem).
*
wszczepienie tak spreparowanej komórki jajowej matce zastępczej.
Kluczowy
był etap drugi. By się powiódł, Keith Campbell - współpracownik
Wilmuta zastosował mały "elektrotrick". Po umieszczeniu
jądra komórki wymienia w oocycie całość poddał trwającemu
mikrosekundy elektrowstrząsowi. Miało to dwa skutki:
-
na powierzchni styku wytworzyły się pory ułatwiające połączenie
obu struktur,
-
do wnętrza oocytu przedostały się jony wapnia, co komórka
odczytała jako efekt zapłodnienia i sygnał do rozpoczęcia
rozwoju.
Dolly
urodziła się za 277 podejściem.
Część
co bardziej zszokowanych naukowców powątpiewało, czy rzeczywiście
jest ona klonem. Ich zdaniem Willmut mógł wyhodować ją nie z
jakiejś obecnej w wymieniu niezróżnicowanej komórki. Na szczęście
uczony miał w zamrażarce część oryginalnych komórek wymienia.
Stosując metodę genetycznego odcisku palca wykazał, że DNA tych
komórek i komórek Dolly są identyczne i żadne nie przypomina ani
DNA białej owcy - dawczyni komórki jajowej, ani DNA owcy o czarnym
pysku - matki zastępczej Dolly.
Sklonowane
jagnie okazało się kamyczkiem wywołującym lawinę. W ciągu paru
następnych lat sklonowano dziesiątki myszy i cieląt (w tym kilka
transgenicznych), a ponoć nawet uzyskano w ten sposób
kilkukomórkowy zarodek ludzki.
Po co Wilmut sklonował Dolly?
By
opracować metodę otrzymywania żywych fabryk leków. Zwierząt,
które wytwarzały by je dużo taniej, niż teraz czynią to firmy
farmaceutyczne. Idea jest prosta: trzeba by pobrać komórki np. od
krowy, wprowadzić do nich geny kodujące produkcję potrzebnego
lekarstwa i z takich komórek sklonować transgeniczną krowę, która
wraz z mlekiem produkowałaby ów lek. A najlepiej sklonować stadko
takich krów. Firmie biotechnologicznej pozostawałoby tylko je doić,
odzyskiwać lek z mleka, i na koniec wysyłać go do szpitali bądź
aptek.
Jest
też inna możliwość. Zamiast leczniczego genu można by wczczepić
gen... chorobotwórczy. I w ten sposób otrzymywać zwierzęce modele
ludzkich chorób, np. mukowiscydozy. Takie zwierzęta byłyby
nieocenione przy ocenie nowych metod leczenia ludzi.
Realna
jest też hodowla ludzkich tkanek czy narządów do transplantacji
idealnie "przypasowanych" do konkretnego dawcy, a więc nie
grożących reakcją odrzucenia.
Ale
nie łudźmy się. Gdyby chodziło tylko o postęp w medycynie
klonowanie nie gościło by tak często na czołówkach gazet. Powód
jest inny: człowiek, a ściślej sondowanie możliwości klonowania
ludzi. Większość naukowców sądzi bowiem, że na zwierzętach się
nie skończy, i że narodziny sklonowanego człowieka są kwestią
najbliższych 5-10 lat. Choć do widoku ludzkich klonów powinniśmy
już dawno przywyknąć (w końcu są nimi wszystkie bliźnięta
jednojajowe), rozpropagowane przez filmy wizje zastępów
identycznych ludzi budzą ogromne emocje. A może taki ludzki klon
będzie - podobnie jak Dolly - będzie starzał się w przyspieszonym
tempie? Czy opanowaliśmy technikę klonowania w wystarczającym
stopniu? Czy widok osoby identycznej genetycznie, tyle że o 30 lat
starszej nie będzie zbytnim obciążeniem psychicznym dla ludzkiego
klonu?
Jedno
jest pewne: klonowanie stało się faktem.
Do dziecka trzeba dwojga
Każdy
z nas, ssaków, otrzymuje dwa komplety genów: jeden od matki, drugi
od ojca. Keverne i Surani udowodnili jednak, że ich aktywność nie
jest identyczna. Z zapłodnionej komórki jajowej myszy usunęli
jądro i zastąpili je jądrami z dwóch innych nie zapłodnionych
niezapłodnionych komórek jajowych. Otrzymana komórka miała co
prawda podwójny komplet genów, ale wyłącznie matczynych. Zrobili
też jej męski odpowiednik - z dwoma kompletami ojcowskich genów.
Efekt? Pomimo, że obie komórki jajowe miały wymaganą liczbęy,
podwójny "garnitur" genów, nie rozwijały się normalnie,
lecz obumierały. Przyczyna? Pewne geny zachowują się różnie w
zależności od tego, czy pochodzą od matki, czy od ojca.Do
prawidłowego rozwoju embrionu potrzebne są geny pochodzące nie od
jednego, lecz od obojga rodziców. Wniosek? Do prawidłowego rozwoju
embrionu potrzebne są geny pochodzące od obojga rodziców.Pewne
geny zachowują się różnie w zależności od tego, czy pochodzą
od matki czy od ojca.
Później ustalono, że tym, co je różnicuje geny, jest tzw.
metylacja, czyli przyłączanie reszty metylowej do DNA tworzącego
gen, której . sSkutkiem metylacji jest czasowe unieczynnienie genu.
Istnieją przy tym geny, które ulegają zmetylowaniu tylko wtedy,
gdy pochodzą od matki, oraz takie, których unieczynniane są tylko
ojcowskie kopie. Już pod koniec lat 80. znaleziono pierwszy taki gen
u myszy i ludzi - IGF-2 (na insulinopodobny czynnik wzrostu typu II).
Dziś nawet sceptycznie nastawieni uczeni są zdania, że mamy ich
blisko pół setki.
Jądrowe
qui pro quo
Istotą
klonowania jest zastąpienie jądra komórki jajowej (wyposażonej w
jeden komplet genów) jądrem komórki ciała (z dwoma kompletami
genów). W efekcie, prawie wszystkie geny klonu pochodzą od jednego
tylko osobnika (to "prawie" jest zasługą genów
mitochondrialnych otrzymywanych w spadku po dawczyni komórki
jajowej).
Jest jeszcze inna istotna różnica: o ile informacja zapisana w
DNA zapłodnionej komórki jajowej nigdy wcześniej nie była
odczytywana, tak o tyle genetyczny zapis komórki z podmienionym
jądrem - raz już był wykorzystany. I właśnie w błędach
związanych z powtórnym jej odczytaniem genetycznej informacji
upatrywano głównąej przyczynęy tak marnej wydajności klonowania.
Czy słusznie? By się o tym przekonać Yanagimachi, Jaenisch oraz
David Humpherys i Hidenori Akutsu (też z Uniwversytetu Hawajskiego),
użyli do klonowania myszy komórek macierzystych. Główną cechą
tych komórek jest niewiarygodna wręcz plastyczność: - niczym
wytrawni aktorzy potrafią wcielić się w dowolną niemal rolę (lub
raczej tkankę). Wydawało się, że ta ich uniwersalność powinna
poprawić wydajność klonowania. I rzeczywiście, choć 10-20-
procentowy wzrost trudno uznać za imponujący.
Czwórka uczonych doszła do wniosku, że na przeszkodzie musi stać
coś jeszcze.
Z komórek macierzystych pochodzących od jednego osobnika, a
następnie podhodowanych w laboratorium, otrzymali szereg mysich,
pozornie zdrowych klonów. Mimo pewnych różnic w wielkości
wszystkie były identyczne genetycznie. Różnice wyszły dopiero
przy pomiarach aktywności genów. U niektórych osobników była ona
nadmierna, u innych niedostateczna. Najbardziej nieprzewidywalne
okazały się geny piętnowane.
Co
zrobi gen?
Jaenisch:
- Z pary takich genów tylko jeden ma prawo być aktywny. Niestety,
nie ma takiego testu, który pozwoliłby przewidzieć, jak zachowa
się konkretny gen się zachowa, czyli mówiąc fachowo - na ile jest
stabilny.
Yanagimachi:
- W tej sytuacji plan terapeutycznego wykorzystania techniki
klonowania trzeba będzie odłożyć na później. Dużo później.
Ów
plan zakładał hodowlę tkanek lub nawet całych "zamiennych"
organów z własnych komórek pacjenta. Jednak nieprawidłowości w
obrębie genów piętnowanych grożą m.inn. zespołem Angelmana
(głęboki stopień upośledzenia umysłowego, zaburzenia rozwoju
mowy i równowagi) oraz Pradera-Williego (otyłość będąca efektem
niepohamowanego apetytu, upośledzenie umysłowe w stopniu
umiarkowanym, zaburzenia zachowania, snu i oddychania).
-
Przesczczepienie otrzymanego w ten sposób serca, nerki lub innego
organu można uznać za równoznaczne z podarowaniem bomby z
opóźnionym zapłonem. A zapowiedzi reprodukcyjnego klonowania ludzi
- za doprawdy makabryczny żart - podsumowuje Yanagimachi.
Mimo tych zastrzeżeń - Panayiotis Zavos i Severino Antinori -
dwójka światowej sławy specjalistów w badaniach nad sztucznym
zapłodnieniem i bezpłodnością - ani myśli wycofać się z danej
wiosną obietnicy sklonowania pierwszego człowieka w ciągu dwóch
lat.
- Naiwnością jest twierdzenie, że klony Homo sapiens będą wolne
od defektów, skoro te wystąpiły u klonów pięciu innych gatunków
ssaków -, zżyma się Jaenisch. Jego zdaniem pierwszymi ofiarą
ofiarami genetycznej niestabilności padły bybyłyby inteligencja i
osobowość, a więc najcenniejsze ludzkie atrybuty.
Etyczny
opór
Wszystkie
eksperymenty naukowców w zakresie inżynierii genetycznej,
niezależnie od korzyści praktycznych, jakie mogłyby z tego
wynikać, wywołują burzliwe dyskusje w różnych środowiskach. W
wielu krajach liczące się opinie na te tematy pochodzą od
specjalistów zasiadających w narodowych komitetach etyki.
Profesor
David Shapiro z Komitetu Bioetyki w Londynie dementował sugestie o
rychłym klonowaniu ludzi, powołując się na podpisany w 1990 roku
akt (Human Fertilisation and Embriology Act) zakazujący stosowania
tej technologii w przypadku ludzi. Prezydent USA Bill Clinton zażądał
rozpatrzenia etycznych aspektów takich eksperymentów i zapowiedział
zakaz klonowania człowieka. Przedstawiciele 22 krajów nie
należących do Rady Europy, w dniu 12 stycznia 1998 roku podpisali w
Paryżu dokument zakazujący klonowania ludzi.
Niestety
doświadczenie uczy, że człowiek nie zawsze wykorzystuje odkrycia
we właściwy sposób. Nie wszyscy naukowcy rozróżniają w swojej
praktyce między: można to robić a powinno się to robić. Brak
pewności co do nieskazitelnej postawy etycznej niektórych badaczy
rodzi wątpliwości, czy zakazy prawne zapobiegną klonowaniu ludzi.
W Polsce nie ma żadnego publicznego forum dla przedstawienia i
omówienia tych problemów, choć poświęcone były im posiedzenia
Komitetu Etyki w Nauce (Polska Akademia Nauk). Powinny one stać się
przedmiotem debaty nie tylko w środowisku naukowców i lekarzy.
Dlaczego klonowanie jest kuszące?
Według
zwolenników, klonowanie stwarza źródło immunologicznie zgodnych
organów do transplantacji, obiecuje ?zastąpienie? umierającego
dziecka, daje ostatnią możliwość przypadku niepłodności,
zapowiada ?produkcję? geniuszy, artystów, bohaterów, parom
homoseksualnym daje nadzieję na ?własne? dziecko. Przeciwnicy prób
klonowania argumentują następująco:
Nie
wiemy, kto w przyszłości będzie potrzebował organów do
transplantacji. Czy w takim wypadku naukowcy zamierzają klonować
każdego po urodzeniu i zamrażać embriony? Czy zamrożone embriony
powinny urosnąć do użytecznych rozmiarów??
Opracowanie
nowych technik klonowania ludzi będzie związane z dużą liczbą
straconych embrionów (praca doktora Wilmuta jest rezultatem 176
śmiertelnych prób), jakkolwiek ci, którzy nie uznają życia
embrionalnego jako życia ludzkiego, będą mogli prowadzić
doświadczenia na zarodkach w imię postępu.
Produkowanie?
zupełnie identycznych osobników wydaje się nieprawdopodobne, gdyż
następnie są oni kształtowani przez różne środowiska. W czasie
klonowania istnieje możliwość i niebezpieczeństwo mutacji czy
przeniesienia rzadkich chorób genetycznych.