WIELKIE BITWY EUROPY
WOJNA-zjawisko społeczne, którego dominującą cechą jest walka zbrojna między państwami, narodami, klasami lub grupami społecznymi, ze względu na cele polityczne rozróżnia się: wojny sprawiedliwe (np.: w obronie przed napaścią, o wyzwolenie narodowe i społeczne) i wojny niesprawiedliwe (agresywne, zaborcze). Wojny mogą być lokalne i światowe (obejmujące więcej niż jeden kontynent).
BITWA-szereg jednoczesnych lub kolejnych operacji prowadzonych siłami współpracujących ze sobą grup armii lub frontów, przy udziale lotnictwa, marynarki wojennej, a mających decydujący wpływ na wynik kampanii wojskowej.
KAMPANIA WOJSKOWA-ogół operacji strategicznych na danym terenie działań wojennych, zmierzający do osiągnięcia jednego z pośrednich celów wojny.
I. BITWA POD MARATONEM
Na wschód od siedzib Greków, znajdujących się w Azji Mniejszej, powstało potężne państwo perskie. Persowie posiadali świetną jazdę i Tuczników. Mówiono o Persach, że trzech rzeczy uczą swoją młodzież: jeździć konno, strzelać z łuku i mówić prawdę.
Persowie podbili sąsiednie kraje w Azji, a nawet odległy Egipt. Również i Grecy w Azji Mniejszej dostali się pod ich panowanie. Grecy niechętnie znosili rządy perskie i dążąc do uzyskania niezależności rozpoczęli walkę z Persami. Na czele powstania stanęło miasto Milet. W toku walki mieszkańcy Miletu prosili inne państwa o pomoc. Znaczniejszej pomocy udzieliło Miletowi tylko jedno państwo-Ateny, które przysłało powstańcom 20 okrętów. Była to jednak pomoc niewystarczająca i Persowie po siedmiu latach walk krwawo stłumili powstanie. Milet został zburzony. Król perski nie tylko postanowił ukarać Ateńczyków za pomoc udzieloną powstańcom, ale przygotowywał się również do podboju całej Grecji. W trzy lata po upadku Miletu wojska perskie zostały przewiezione na okrętach i wylądowały na wybrzeżu Grecji niedaleko Aten, pod Maratonem. Do walki z najeźdźcami stanęli Ateńczycy wsparci przez oddziały sprzymierzeńców z sąsiedniego miasta. Wiódł ich doświadczony wódz Miltiades. Za radą Miltiadesa Grecy postanowili uderzyć na nieprzyjaciela na równinie pod Maratonem. Obie armie stały w odległości półtora kilometra od siebie i przygotowywały się do walki. Persowie oczekiwali, że Grecy rozpoczną walkę z pewnej odległości-wówczas świetni łucznicy perscy uzyskaliby łatwo przewagę. Miltiades jednak dobrze o tym wiedział. Dlatego na jego rozkaz Grecy rzucili się biegiem na nieprzyjaciela. Łucznicy perscy niewiele mogli zdziałać, bo Grecy szybko ich dopadli i zaczęła się zacięta walka na włócznie i miecze. W środku, tam gdzie Miltiades ustawił słabsze siły, zwyciężali Persowie, ale na skrzydłach górą byli Grecy. Zaczeli oni okrążać Persów walczących w środku. Persowie rzucili się do ucieczki ku swoim okrętom powyciąganym na brzeg. Ścigający ich grecy prawie równocześnie dopadli okrętów. Usiłowali je podpalić lub nie dopuścić do zepchnięcia ich na wodę. Persowie rąbali przeciwników mieczami i toporami. Siedem okrętów Grecy zdołali opanować, reszta odpłynęła i skierowała się ku Atenom. Persowie wiedzieli, że miasto było bezbronne, bo wszyscy zdolni do walki mężczyźni byli pod Maratonem. Grecy jednak spostrzegli to nowe niebezpieczeństwo. Starożytny historyk grecki pisze, że „Ateńczycy, ile sił mieli w nogach, pospieszyli do miasta”. Opowiadano później, że przed wszystkimi biegł goniec z wieścią o wygranej bitwie. Wpadł na rynek w Atenach, krzyknął tylko: „Zwycięstwo!” i padł martwy z wysiłku. Ateńczycy przebiegli tak 42 kilometry i dobiegli do Aten, zanim okręty perskie zbliżyły się do wybrzeży. Persowie spostrzegłszy, że miasto jest bronione, odpłynęli do Azji.
II. BITWA POD TERMOPILAMI
Dziesięć lat trwały przygotowania Persów do nowej wyprawy. Król perski Kserkses zgromadził wielkie wojsko z całego swego ogromnego państwa i flotę złożoną z przeszło tysiąca okrętów. Na jego rozkaz przerzucono przez cieśninę morską dzielącą Europę od Azji most ułożony na brzeg europejski i ruszyło na Grecję od północy. W Grecji tylko Ateńczycy przygotowali się należycie do odparcia najazdu. Ateńczyk Temistokles uważał, że losy wojny rozstrzygnie flota wojenna. Namówił, więc swoich rodaków, aby dochody z kopalni srebrne obrócili na jej budowę. Idąc za rodami Temistoklesa w stoczniach ateńskich zbudowano przeszło sto okrętów wojennych. Na wieść o zbliżaniu się Persów oddział Greków pod wodzą króla Sparty Leonidasa zagrodził drogę najeźdźcom w Termopilach, a flota grecka przypłynęła na pomoc. Było to wąskie przejście miedzy górami a brzegiem morza. Zdziwił się Kserkses, gdy mu doniesiono, że ta garstka Greków nie zamierza uciekać przed jego znacznie liczniejszymi wojskami. Wysłał posła, żeby przedstawił Grekom, z jaką to potęgą chcą się zmierzyć. Poseł powiedział: „Od strzał naszych zaćmi słońce”. „Będziemy walczyli w cieniu”-odpowiedzieli nieustraszeni obrońcy Termopil. Zawrzał bój. W wąskim przejściu Persowie nie mogli wykorzystać swojej przewagi liczebnej. Daremnie rzucali do boju wciąż nowe siły. Znalazł się jednak zdrajca, który przeprowadził wroga przez góry na tyły walczących Greków. Na wieść o tym, Leonidas kazał wycofać się innym oddziałom greckim, a sam z trzystu spartanami postanowił pozostać, aby jeszcze przez pewien czas zatrzymać główne siły Persów. Ostatnią walkę obrońców Termopil tak opisał starożytny historyk grecki:
„Zwarli się z wrogiem… i wielkie mnóstwo barbarzyńców poległo, od tyłu, bowiem dowódcy oddziałów smagali biczami każdego męża, pędząc go ciągle naprzód. Otóż wielu z nich wpadło do morza i ginęło, znacznie jeszcze wieksza ilość tratowana była żywcem przez innych, o ginących zaś zupełnie się nie troszczono. Spartanie, bowiem, wiedząc, że czeka ich śmierć od strony tych, co obeszli górę, okazywali największą, jaką posiadali, siłę przeciw barbarzyńcom, lekceważąc sobie życie, odważnie do szaleństwa. Włócznie przeważnie już w tym dniu mieli pogruchotane, więc mieczami dobijali Persów. I Leonidas padł w tej walce okazawszy się najdzielniejszym mężem, a z nim inni wybitni Spartanie… Padło także Persów wielu znakomitych mężów… Nad trupem Leonidasa wywiązała się gwałtowna walka wręcz między Persami a Spartanami, aż go Hellenowie dzięki swemu męstwu wyciągnęli i czterykroć zmusili wrogów do ucieczki. Hellenowie wycofali się… i usadowili wszyscy razem na wzgórzu. Na tym miejscu broniąc się mieczami, jakie jeszcze mieli niektórzy, oraz rękami i zębami, zasypani zostali pociskami barbarzyńców…”
Na miejscu, gdzie poległ Leonidas ze swoim oddziałem, wyryto na kamieniu napis: „Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym jej syny, prawom jej do ostatniej posłuszni godziny”.
II. BITWA POD LEGNICĄ
Jesienią 1236 roku, potężna, bo liczaca ponad sto tysięcy wojowników, armia mongolska pod wodzą Batu-chana, wnuka Czyngis-chana, wyruszyła na Zachód. W grudniu 1240 roku, po zdobyciu Kijowa i pokonaniu wojsk książąt ruskich, Mongołowie stanęli u granic Polski i Węgier. W połowie XIII wieku najsilniejszym władcą na ziemiach polskich był Henryk I Brodaty, który dzięki swej dalekowzrocznej polityce gospodarczej uczynił ze Śląska najbogatszą dzielnicę Polski. Jego zasługą było rozwinięcie kolonizacji, czyli zakładanie nowych wsi, zwłaszcza na Przedgórzu Sudeckim, oraz miast (np. Złotoryja, Lwówek). Następcą Henryka I Brodatego, panującego na Śląsku, w księstwie krakowskim i zachodniej Wielkopolsce, był jego syn, Henryk II Pobożny. Mongołowie, którzy w sile około 10-tysięcznego korpusu pod wodzą Ordu-chana, stanęli zimą 1240/41 roku u polskich południowo-wschodnich rubieży, wysłali najpierw (w styczniu 1241 roku) w głab kraju niewielki oddział zwiadowczy, mający rozpoznać siły przeciwnika. Do pierwszego znaczniejszego starcia armii mongolskiej z siłami polskimi (rycerstwem sandomierskim i krakowskim) dojść miało 18 marca pod Chmielnikiem. Wedle relacji Jana Długosza Polacy uzyskali przewagę w pierwszej fasie bitwy, ostatecznie jednak przegrali, uległszy wielokroć stosowanemu przez Mongołów fortelowi. Otóż ci, do czołowego starcia z przeciwnikiem wystawiali zazwyczaj słabsze siły, szybko zresztą pozorujące ucieczkę. Następnie na rozpoczynającego pogoń przeciwnika ruszały ze skrzydeł doborowe oddziały i niezawodnie przechylały szalę zwycięstwa na stronę mongolską. Sukcesy militarne Mongołów były w dużej mierze zasługą nie tylko ich przewagi liczebnej, ale także wysokiego poziomu sztuki wojennej dowódców. Najprawdopodobniej w końcu marca wojska mongolskie zgięły opuszczony przez mieszkańców Kraków i spaliły miasto, nie zdobywszy jednak Wawelu. Z Krakowa Mongołowie ruszyli w kierunku na Racibórz i Opole, docierając do Wrocławia. W tym czasie Henryk II Pobożny koncentrował swoje wojska w Legnicy, najnowocześniejszej podówczas twierdzy na ziemiach polskich, położonej dogodnie w centrum Dolnego Śląska. Po krótkim obleganiu Wrocławia w stronę Legnicy ruszyli Mongołowie, chcąc przeszkodzić połączeniu się wojsk księcia Henryka II i króla Wacława I, o których zbliżaniu się doniósł wywiad. Nagłe pojawienie się wojsk nieprzyjacielskich zmusiło księcia Henryka II do samodzielnego wystąpienia przeciwko Mongołom, wbrew wcześniejszym uzgodnieniom z królem czeskim Wacławem I.
Książę Henryk II Pobożny podzielił swe wojska na 4 hufce: w pierwszym, dowodzonym przez księcia czeskiego Bolesława, walczyli krzyżowcy, ochotnicy różnych narodowości i górnicy ze Złotoryi; drugi tworzyło rycerstwo krakowskie i część wielkopolskiego, pod wodzą komesa Sulisława. Trzeci hufiec stanowił oddział księcia opolskiego Mieszka Kazimierzowica, czwarty zaś składał się z rycerzy śląskich i wielkopolskich. Badacze podają, że Mongołowie podzielili swoje wojska także na cztery oddziały. W pierwszej fazie bitwy walka była bardzo wyrównana. Jak pisał Jan Długosz, którego kronikarski opis zmagań pod Legnicą jest najbardziej szczegółowy, „pierwsze wszczęło walkę wojsko złożone z krzyżowców, ochotników i kopaczy złota (…) obie strony zwarły się w ostrym natarciu. Krzyżowcy i obcy rycerze rozbili kopiami pierwsze szeregi Tatarów i posuwali się naprzód…”. Tym razem strona polska, wyciągnąwszy wnioski z przebiegu bitwy pod Chmielnikiem, nie dała się wyciągnąć w pogoń za pozorującym ucieczkę centralnym oddziałem mongolskim. Jednakże ostatecznie o zmianie korzystnej dla Henryka II sytuacji i o wyniku bitwy zdecydowała ucieczka z pola walki oddziału księcia opolskiego Mieszka. Strona polska poniosła klęskę; Henryk II Pobożny nie poległ jednak na polu bitwy, jak podaje Długosz, lecz został zabity po wzięciu do niewoli. Zwycięzcy Mongołowie nie próbowali zdobywać legnickiej twierdzy i wycofali się w okolice Otmuchowa. Z początkiem maja 1241 roku ruszyli w kierunku Węgier.
IV. BITWA POD GRUNWALDEM
W roku 1385 w Krewie na Litwie została zawarta umowa miedzy panami polskimi a Jagiełłą. Zakon Krzyżacki od pierwszej chwili dokładał wszelkich starań, by doprowadzić do zerwania unii polsko-litewskiej. Gdy starania te okazały się daremne, postanowił zniszczyć przeciwników w wojnie. Bezpośrednia przyczyną wojny stała się sprawa Żmudzi. Żmudź, opanowana przez Zakon, nie poddawała się jarzmu krzyżackiemu. Ustawicznie wybuchały tam powstania tłumione okrutnie przez krzyżaków. W roku 1409 wybuchło na Żmudzi wielkie powstanie, które poparł Witold. Wielki mistrz Zakonu starał się powstrzymać Polskę od udziału w wojnie po stronie Litwy. Gdy Polska wyraźnie i jasno oświadczyła, że Litwy nie opuści, Zakon urządził najazd na ziemie polskie. Tak rozpoczęła się w roku 1409 wielka wojna z Krzyżakami. Decydująca rozprawa odbyła się dopiero w roku następnym, 1410. Zakon rozwinął szeroką akcję w całej zachodniej Europie w celu uzyskania jak najliczniejszej pomocy zachodniego rycerstwa. Jako sojusznik zakonu wypowiedział Polsce wojnę Zygmunt Luksemburski. Również papież poparł Zakon. Licznie pociągnęło do Prus rycerstwo zachodnie, aby wziąć udział w wojnie po stronie krzyżaków, znęcone rzekomą łatwością zwycięstwa i perspektywą obfitych łupów. Ze strony polskiej wyprawa przeciw Zakonowi była przygotowana bardzo starannie. Opracowano szczegółowo jej plan. W największej tajemnicy wykonano części składowe mostu pontonowego, aby ułatwić przeprawę przez Wisłę pod Czerwińskiem, gdzie połączyły się wojska polskie z litewsko-ruskimi. Chodziło o przerzucenie przez most w krótkim czasie znacznej liczby ludzi i taboru. Po przejściu przez most wojska polsko-litewskie skierowały się ku Malborkowi, stolicy państwa krzyżackiego. Gdy armia krzyżacka wyszła im naprzeciw, 15 lipca 1410 doszło pod Grunwaldem do decydującej rozprawy. Krzyżacy rozpoczęli bitwę pewni zwycięstwa. Na czele wojsk krzyżackich stał wielki mistrz Ulrich von Jungingen, naczelne dowództwo zaś nad połączonymi siłami polsko-litewsko-ruskimi sprawował Jagiełło. Była to jedna z największych bitew w średniowieczu. Krzyżacy wystawili 33 000 żołnierzy, wojska polsko-litewskie nieco tę liczbę przewyższały, było ich około 39 000. W szeregach armii Zakonu znajdowali się rycerze z 22 feudalnych państw. W składzie polskich wojsk znajdowały się trzy zaciężne pułki Czechów i Polaków ze śląska. W ich szeregach walczył Jan Żiżka, późniejszy głośny wódz taborytów. Pierwsze ruszyły do walki chorągwie litewsko-ruskie, ale lekko uzbrojone, nie mogły utrzymać nacisku szyków krzyżackich i zaczęły się cofać, opuszczając pole walki. Tylko trzy chorągwie smoleńskie walcząc bohatersko, nie ustąpiły z pola. Główny ciężar walki spoczął na tych chorągwiach polskich, które walczyły na prawym skrzydle. Walka toczyła się tu z ogromną zaciętością. Krzyżacy rzucali do walki coraz to nowe oddziały, nie mniej jednak nie udało się im złamać szyków polskich walczących z niezwykłym męstwem i uporem. Rezerwy krzyżackie coraz bardziej topniały, Mistrz Ulrich von Jungingen rzucił wówczas do walki ostatnie siły-16 wyborowych chorągwi zakonnych. Próbował zajść szeregi polskie z boku, uderzyć na prawe skrzydło i tyły Polaków. Dzięki jednak szybkiej orientacji Jagiełły, zwrotności polskich kolumn i niespodziewanemu wykorzystaniu nieużytych dotąd przez króla rezerw polskich i litewskich, rachuby wielkiego mistrza zostały przekreślone. Chorągwie Krzyżackie zostały otoczone i zniszczone. „A lubo Krzyżacy przez jakiś czas wytrzymywali natarcie, w końcu jednak, poważną liczbą wojsk królewskich, zewsząd otoczeni, pobici zostali na głowę. Prawie wszystko rycerstwo walczące pod owymi szesnastoma znakami legło na placu boju lub dostało się w niewolę”-pisze o tej walce Jan Długosz, wybitny historyk polski z XV wieku.
Bitwa zakończyła się całkowitą klęską Zakonu. Padł w niej wielki mistrz Ulrich von Jungingen oraz kwiat rycerstwa zakonnego i zachodniego. Zdobyto całą artylerię i 52 chorągwie krzyżackie. Po bitwie zdobyto szturmem umocniony obóz krzyżacki. Szturm ten był dziełem „pospolitego ludu”, głównie chłopów, którzy w czasie wojny towarzyszyli wojsku w charakterze pachołków, ciurów, woźniców itp. Wszystkie miasta i zamki krzyżackie poddały się królowi.
V. BITWA POD WIEDNIEM
9 września armia Sobieskiego: 26 tysięcy Polaków, 18 tysięcy Austriaków, 29 tysięcy Niemców z elektoratów Rzeszy stanęło naprzeciw około 115-tysięcznej armii Kora Mustafy usiłując przerwać się do Wiednia. Zawrzała uporczywa i krwawa walka, angażująca coraz większe masy fanatycznych wyznawców proroka. W tym czasie kawaleria polska i artyleria znakomitego Kątskiego dokonywała istotniejszego, z punktu widzenia operacji, posunięcia: przebywała w ulewnym deszczu, przez kamieniste, kręte wąwozy i gąszcze Las Wiedeński. Cały dzień uporczywie przedzierano się do przodu, niosąc nieraz ciężkie armaty na rękach i pasąc zmordowane konie z ręki liśćmi. Żołnierze polscy, którzy zeszli wreszcie z kamienistych wzgórz byli głodni, źli i zziębnięci, ale tym bardziej pałali chęcią walki. Rano 12 września, Sobieski rozkazał Karolowi Lotaryńskiemu ruszyć znów na Turków. Wódz austriacki, wywiązał się z postawionego zadania doskonale; ziejące ogniem regimenty posuwały się krok za krokiem ku zbawczym bramom Wiednia i wreszcie przerwały pierścień okrążenia. Kara Mustafa był już pewien, że na jego prawym skrzydle niewierni chcą rozstrzygnąć walkę. W tym czasie jenerał Kątski przykrywa ogniem pozycje obronne janczarów, ułatwiając pracę polskiej piechocie. Janczarzy ustępują ze zdobytych wzgórz. Ale Sobieski boi się pułapki: dokonuje rozpoznania walką, wysyłając na samobójczą szarżę chorągiew husarską Zwierzchowskiego. Turcy wycinają znaczną część chorągwi, pada z odrąbaną głową, mimo misiurki, nasz starosta halicki Stanisław Połocki, ale Sobieski wie, że na drodze szarży nie ma zasadzek.
Kara Mustafa wie już, że wpadł w straszliwą pułapkę zgotowaną mu przez przeklętego Lwa Lechistanu; jego Turcy zaczynają rejterować przez wąski most. Ale olbrzymia masa dwudziestu tysięcy jeźdźców w przeciągłym grzmocie kopyt końskich stacza się ze wzgórz coraz szybciej i szybciej, niczym, niepowstrzymana lawina, rozbijając wszystko w pył po drodze. Przerażona armia turecka pod naporem największej w dziejach nowożytnych szarży kawalerii pęka i ucieka, pozostawiając zwycięzcom cały przebogaty obóz z legendarnymi wschodnimi kosztownościami, koniami arabskimi, które dadzą początek polskim arabom i aż 15 tysięcy trupów. Wybawieni wiedeńczycy wybiegają zza murów, płaczą ze szczęścia całując wybawców polskich. I mimo, że Polacy chcą kontynuować pościg, nie mogą: karmione liśćmi konie nie wytrzymują trudów gigantycznej szarży i pościgu.
VI. BITWA POD WARSZAWĄ
13 sierpnia 1920 roku rozpoczęła się bitwa warszawska. W jej przebiegu zarysowały się wyraźnie trzy kompleksy wydarzeń, a mianowicie: bój na przedmieściu warszawskim, walki nad Wkrą i manewr znad Wieprza. Już w pierwszym dniu wielkiej bitwy warszawskiej nastąpiło gwałtowne natarcie dwóch radzieckich związków taktycznych, jednej dywizji z 3 armii Łazarewicza i jednej z 16 armii Sołłohuba. Parły one na Warszawę z kierunku północno-wschodniego i pokonały 11 dywizję polską pułkownika Bolesława Jadźwińskiego, która wycofała się na bezpośrednie przedpola stolicy. W rękach obu formacji radzieckich znalazł się Radzymin. Niepowodzenie to zaniepokoiło dowódcę polskiego Frontu Północnego i skłoniło go do wydania dyspozycji, zgodnie, z którymi 5 armia generała Sikorskiego, nieznajdująca się jeszcze w pełnej gotowości bojowej, była zmuszona przejść do działań zaczepnych z obszaru Modlina. Chodziło o niezwłoczne obciążenie 1 armii generała Lotnika osłaniającej Warszawę. W dniu następnym, to jest 14 sierpnia, zacięte walki wywiązały się już wzdłuż wschodnich i południowo-wschodnich umocnień przedmieścia warszawskiego, czyli na odcinku od Wiązowej po rejon Radzymina. Siły polskie stawiały wszędzie twardy opór i nacierające wojska przeciwnika nie uzyskały poważniejszych sukcesów. 15 sierpnia koncentryczne natarcie odwodowych dywizji polskich (10 dywizji generała Żeligowskiego i 1 dywizji litewsko-białoruskiej generała Jana Rzadkowskiego), zespolonych w grupę taktyczną pod dowództwem Żeligowskiego, po całodziennych zażartych bojach przyniosło duży sukces. Odzyskany został Radzymin, który przeprowadził kilkakrotnie z rąk do rąk i formacje polskie wróciły na pozycje utracone przed dwoma dniami. 16 sierpnia na liniach bojowych przedmościa warszawskiego toczyły się nadal intensywne walki, ale sytuacja wojsk polskich uległa częściowej poprawie. Pod wpływem trwożnych wiadomości, które napływały z rejonu Warszawy oraz Włocławka i Brodnicy, naczelny Wojska Polskiego zdecydował się przyspieszyć zaczepny manewr, jaki przygotował nad dolnym Wieprzem. Uderzenie podjęte w ramach tego manewru rozpoczęło się 16 sierpnia rano. Dywizje grupy manewrowej, mające ogromną przewagę nad słabą radziecką grupa mozyrską, ruszyły szerokim frontem i już w drugim dniu natarcia winne były dotrzeć do szosy Warszawa-Brześć. Rokowało to wyjście na tyły wojsk radzieckich pod Warszawą. Prawe skrzydło natarcia osłaniała 3 dywizja piechoty skierowana na Włodawę i Brześć. Pod Warszawę wojska radzieckie zostały związane energicznym zwrotem zaczepnym sił polskich przedmościa, wspartych czołgami; ich działania szły w kierunku na Mińsk Mazowiecki. Postępy uzyskane już w pierwszym dniu natarcia były znaczne. 3 Dywizja piechoty zajęła Włodawę, 1 dywizja piechoty odcinek Wisznice-Wołyń, a dywizje 21, 16 i 14 osiągnęły rubież rzeki Wilgi, zajęły Garwolin i wysunęły patrole pod Wiązowną. 2 Dywizja piechoty przerzucona z zachodniego brzegu Wisły, przejęła rolę odwodów grupy manewrowej. 17 sierpnia siły polskie osiągnęły linię Biała Podlaska-Międzyrzec-Siedlce-Kałuszyn-Mińsk Mazowiecki. Nastąpiło też przesilenie w bitwie warszawskiej. Sytuacja armii radzieckich była trudna i, wbrew oczekiwaniom ich dowódcy Tuchaczewskiego, który jeszcze liczył na powstrzymanie natarcia polskiego, znalazły się w odwrocie i zatrzymały się dopiero nad Niemnem. We wrześniu 1920 roku działania wojenne znowu przybrały na sile. Zacięte walki toczyły się na Wołyniu, głównie w rejonie Równego i na Białorusi, gdzie w okresie od 20 do 28 września rozegrała się kolejna wielka bitwa, znowu zwycięska dla strony polskiej. Była to bitwa nad Niemnem. W wyniku długotrwałych zmagań nastąpiło wzajemne wyczerpanie sił i obustronne dążenie do zawarcia traktatu pokojowego.
VII. BITWA O ANGLIĘ
Przygotowania hitlerowskie trwały półtora miesiąca od upadku Francji i 8 sierpnia 1940 roku rozpoczęła się ofensywa, „ostatni akt wojennego dramatu, który-jak zapewniał butny tyran-miał się zakończyć jesienią rozbiciem w puch Imperium Brytyjskiego”. Niemcy w tej ofensywie nowej broni nie wymyślili; na Anglię rzucili się wypróbowanym systemem: lotnictwem. Owa najstraszliwsza awangarda, siejąca zniszczenie wymową tysięcy bomb, torowała dywizjom hitlerowskim drogę do zwycięstw we wszystkich kompaniach: w Polsce, Norwegii, Holandii, Belgii, Francji, tam Luftwafte decydowała. Lotnictwo zdecydować miało tutaj też, w Brytanii. Od dnia 8 sierpnia począwszy roje zbrojnych maszyn napływały na Anglię. W pierwszym dniu przybyło ich trzysta, kilka dni później już sześćset. Rozgorzała bitwa, znana pod mianem bitwy o Brytanię, The Battle of Britain, trwająca pełne dwa miesiące, bitwa jedna z najdziwniejszych w dziejach ludzkości, a zarazem jedna z donioślejszych. Najdziwniejsza, bo rozgrywała się wyłącznie w powietrzu, którego broniło kilkaset brytyjskich myśliwców przed nawałą kilku tysięcy wroga. Raz zdobyte przez wroga panowanie nad powietrzem Anglii zdałoby ja prawdopodobnie na jego zupełną łaskę, a dalsze zburzenie wszystkich jej ośrodków życie i obrony byłoby już tylko kwestią czasu i ilości bomb. Ażeby ten cel osiągnąć, Luftwafte wykonała w ciągu owych dwóch miesięcy 98 głównych ataków i użyła do tego około 6000 bojowych samolotów. Fale po falach szturmowały niebo Anglii z nieprzerwaną gwałtownością. Mordy maszyn siejących spustoszenie wdzierały się od wschodu i od południa. Odparte, wracały; rozgromione, wciąż wracały-łby Hydry, zaklęte w skrzydła z krzyżami. Luftwafte chciała najpierw sparaliżować brytyjską żeglugę w Kande i zburzyć porty i przybrzeże lotniska. Nie zburzyła i nie sparaliżowała; bramy do inwazji nie otworzyła: przeszkodzili temu alianci myśliwcy. W drugiej fazie bitwy sztab hitlerowski chciał zdusić alianckie lotnictwo RAF-u w gniazdach i zniszczyć lotniska broniące Londynu. Nie udało się: władzę w powietrzu zachowywali wciąż alianci myśliwcy. W trzeciej, ostatniej fazie bitwy, we wrześniu, chodziło już o sam Londyn, o jego istnienie i jego duszę: Londyn się ostał, duszy mu nie wyrwano. W połowie owego miesiąca nacisk Niemców doszedł do szczytu. Między 15 a 20 września zamierzali dokonać ostatecznej inwazji; więc przedtem lotnictwo niemieckie miało rzucić piekło na Anglię, sterroryzować ją i skruszyć. W dniu 15 września przypuściło dwa szturmy generalne. Miały one zdecydować o wszystkim. W każdym z nich leciało do ataku przeszło 250 maszyn o łącznej sile bojowej 400 000 koni mechanicznych i odpowiedniej potędze ognia i bomb. Anglii broniło wtedy na polu bitwy 250 myśliwców władających ogniem dwóch tysięcy ciężkich karabinów maszynowych. Broniło i obroniło. Jak obroniono-wiadomo. 185 samolotów niemieckich-przeszło jedna trzecia ich ogółu-legło w szczątkach na polach Surreyu i Kentu; drugie tyle, nic nie zdziaławszy, pohartowane ratowało się ucieczką. Niemiecka armada powietrza poniosła klęskę: do inwazji nie doszło. Zwycięstwo w Bitwie o Brytanię nie tylko uchroniło od zagłady całe Imperium, lecz uwolniło ludzkość od złego czaru. W tym także leży jego znacznie: ludzie są przekonali, że hitlerowców można bić, że nie są niezwyciężeni, że ich broń, choć straszliwa, nie jest wszechwładna. W lipcu 1940 roku lotnictwo ich było jeszcze upiorem, grożącym całemu światu. Dwa miesiące później urok prysł: ludziom dobrej woli słońce zaczęło znów świecić a chleb codzienny znów smakować. Dokonała tego garstka alianckich myśliwców, wspaniałych, młodych, jakże młodych, mężnych, niezachwianych, prawdziwych bohaterów. Ludzi skromnych uśmiechniętych, zdrowych i nocnych. Luftwafte rzuciła do boju swój doskonały, najlepszy sprzęt i swych najprzedniejszych lotników. Lecz Hurriczny i Spitfiry okazały się sprzętem jeszcze lepszym, a alianci myśliwcy-mistrzami wobec tamtych asów.
Winston Churchill już po pierwszej fazie bitwy oddał brytyjskim myśliwcom najwyższy honor. Wyrażający się często dosadnie, wypowiedział o nich wiekopomne słowa: „Nigdy w dziedzinie ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”. W tym dzielnym hufcu walczyli obok brytyjskich towarzyszy także polscy myśliwcy. Ich dywizjon, stacjonujący w Northalt pod Londynem-sławny Dywizjon 303-wszedł do bitwy w ostatniej, decydującej fazie i walczył przez 43 dni, od 30 sierpnia poprzez wrzesień do 11 października 1940 roku. Był to dywizjon o najchlubniejszej i starej tradycji, znany jako Eskadra Kościuszkowska. Obecnie, wierny Kościuszkowskiemu godłu, zadziwił świat swą bitnością i w obronie ziemi angielskiej śmiało stanął obok swych brytyjskich kolegów.
7