Czarne kwiaty - streszczenie
Pierwszą z tych osób jest Stefan Witwicki
Autor spotyka go trzy razy - pierwszy raz widzi tylko zgarbioną sylwetkę niegdyś bardzo przystojnego młodziana, z którym czas obszedł się dość dotkliwie : spotkałem był zstępującego ze Schodów Hiszpańskich, pochylonego jako starca i kijem pomagającego chodowi swemu Stefana Witwickiego: śliczna, młodości jakiejś wiecznej pełna twarz jego i włosy, jak z hebanu mistrzowsko wyrzezane ornamentacje, w grubych partiach na ramiona spływające, szczególniej wyglądały przy tym sposobie wleczenia się o kiju, bardzo zgrzybiałym starcom jedynie właściwym. drugi raz spotyka starca u niego w domu, na tydzień przed śmiercią: widzimy tutaj schorowanego człowieka który z trudem ogromnym oddycha i usiłuje coś powiedzieć do swojego gościa . następnie Norwid opisuje jak starzec wpada w jakiś obłęd i zaczyna majaczyć, iż widzi w pokoju (w rzeczywistości pustym) wiele różnych kwiatów i pyta o ich nazwy. Jego pytania pozostają bez odpowiedzi. - trzecie spotkanie z Witwickim to spotkanie niemal na łożu śmierci: Potem - już odwiedzałem Witwickiego, kiedy leżał zdefigurowany panującą podówczas ospą i już nic nie mógł mówić.Można śmiało określić to wspomnienie jako krótkie studium śmierci i starości. Norwid obserwuje tego wielkiego człowieka, gdy jest jeszcze młodzieńcem, kiedy może on jeszcze wiele dokonać. Naturalną koleją rzeczy jest, iż na każdego z nas przychodzi starość - z każdym obchodzi się ona inaczej - nie omija ona także wielkiego człowieka. Obchodzi się z nim mało delikatnie zsyłając na niego niedołężność i chorobę. Ostatnim stadium życia ludzkiego jest śmierć - ta też nie omija nikogo i nie liczą się dla niej żadne zasługi nikogo. Drugie spotkanie jakie odbywa Norwid to spotkanie ze znanym polskim muzykiem i kompozytorem pianistą Fryderykiem Chopinem. Spotkanie ma miejsce w Paryżu. Autor z najdrobniejszymi szczegółami opisuje jak wygląda mieszkanie zajmowane przez muzyka oraz zwraca uwagę na jego niedołężność: W tym salonie jadał też Chopin o godzinie piątej, a potem zstępował, jak mógł, po schodach i do Bulońskiego Lasku jeździł, skąd wróciwszy, wnoszono go po schodach, iż w górę sam iść nie mógł. Norwid wspomina, iż był stałym gościem muzyka - razem z nim jadał posiłki i razem z nim podróżował, aż do chwili, kiedy schorowanego twórcy nie miał kto wnieść na górę do mieszkania jednego z odwiedzanych przez nich osób. Wówczas to być może zawstydzony Norwid jedynie dowiadywał się od jego siostry oraz od innych o stanie zdrowia Chopina. Wreszcie odważył się go odwiedzić, ale wówczas Fryderyk był już w tak złym stanie, iż nie chciał podejmować gości. Usłyszawszy jednak kto go odwiedził, zgodził się przyjąć Norwida u siebie wyrażając przy tym ogromną radość oraz zadowolenie. Przy tej okazji Norwid podkreśla, jak majestatycznie wygląda stary już i schorowany muzyk: On, w cieniu głębokiego łóżka z firankami, na poduszkach oparty i okręcony szalem, piękny był bardzo, tak jak zawsze, w najpowszedniejszego życia poruszeniach mając coś skończonego, coś monumentalnie zarysowanego... coś, co albo arystokracja ateńska za religię sobie uważać mogła była w najpiękniejszej epoce cywilizacji greckiej - albo to, co genialny artysta dramatyczny wygrywa np. na klasycznych tragediach francuskich, które lubo nic są do starożytnego świata przez ich teoretyczną ogładę niepodobne, geniusz wszelako takiej np. Racheli umie je unaturalnić, uprawdopodobnić i rzeczywiście uklasycznić... Taką to naturalnie apoteotyczną skończoność gestów miał Chopin, jakkolwiek i kiedykolwiek go zastałem... Chopin zdawał się być świadom tego, iż są to jego ostatnie dni i chwile na tej ziemi: Wynoszę się! i począł kasłać...Norwid przerodził w żart przeczucie żałosne muzyka twierdząc, iż ten wynosi się rok rocznie, a to nieprawda. Jednak tym razem Norwid się pomylił - kilka dni później okazało się, iż była to ostatnia ich rozmowa. To wspomnienie kryje w sobie pewną niewypowiedzianą dokładnie przestrogę, iż na śmierć należy być zawsze przygotowanym i że nie należy sobie z niej drwić, gdyż nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie ta ostatnia godzina na człowieka. Kolejne spotkanie Norwida to spotkanie z zacnym pisarzem ówczesnej epoki Juliuszem Słowackim. Norwid widział się z poetą tylko dwa razy. Za pierwszym razem odbył z nim i z ich wspólnym przyjacielem długą rozmowę o sztuce, omawiając wiele wybitnych dzieł. Rozmawiali także o niedawnej podróży Norwida do Rzymu. Na zakończenie rozmowy Słowacki prosił gorąco Norwida by ten przybył w przyszłym tygodniu ale nie wcześniej ani nie później, gdyż przeczuwa on swoją śmierć: Pod koniec rozmowy mówił mi: „Piersi, piersi nadwerężone mam, każą mi już tylko cukierki jeść, co chwilowo łagodzi kaszel, żołądkowi za to o tyleż szkodząc. Przyjdź jeszcze w przyszłym, w zaprzeszłym tygodniu, potem... czuję, że niezadługo i odejść z tego świata przyjdzie mi.” Gdy nadszedł tydzień wyznaczonej wizyty Norwid spotyka po drodze do Juliusza jednego z jego wiernych uczniów, który twierdził, iż Słowacki jest w bardzo złej kondycji i sam go wyprosił. Uczeń poradził, by Norwid przełożył swoją wizytę na inny dzień co też Norwid czyni. Niestety następna wizyta stała się niemożliwą gdyż w noc przed przybyciem Norwida Słowacki zmarł. Jest to w moim odczuciu jedno z cieplejszych wspomnień zawarte w całym dziele. Autor wypowiada się tutaj z wyjątkowym ciepłem o swoim przyjacielu. Podkreśla także, iż Słowacki przeczuwał doskonale i jakby znał datę swojej śmierci. Wzruszające jest moment, gdy Norwid nie zdążył się pożegnać ze swoim przyjacielem. Kolejne wspomnienie dotyczy obcej osoby, która nie zasłynęła niczym wyjątkowym. Norwid widział ją jeden raz w życiu i jak można domniemywać - zakochał się od pierwszego ujrzenia tej tajemniczej cudnej urody Irlandki. Autor wspomnień natrafił na kobietę całkiem przypadkowo gdy znajdował się na statku płynącym przez Ocean Atlantycki. Pech chciał, iż jak wspomina autor: O świcie ruch był jakiś niezwykły na okręcie - wstałem i wyszedłem na pokład. Ta osoba młoda i piękna, którą obiecałem był innym razem uważać i widzieć, nagle umarła w nocy. Zwyczaj jest, że w takim razie przeznaczonym na to czarnosafirowym żaglem, w wielkie białe gwiazdy obrzuconym, przykrywają to miejsce, gdzie zwłoki leżą - taka plama czerniła na środku pokładu o wschodzie słońca... Następną wspominaną osobą przez Norwida był Adam Mickiewicz. Norwid bardzo ciepło i z pewnym rozrzewnieniem mówił o poecie, gdyż ten wspomniał o Norwidzie w czasie jego nieobecności w Europie. Norwid odwiedził Mickiewicza w którąś pogodną niedzielę w gmachu biblioteki. Poeta przywitał swego gościa bardzo serdecznie i z wielką radością. Rozmawiali aż do zachodu słońca. Następne spotkanie obu panów przebiegło w atmosferze bardzo przytłaczającej i smutnej otóż Mickiewicz pochował swoją najdroższą żonę. Mickiewicz z wielką czułością i miłością wyrażał się o swej żonie oraz opowiedział bardzo szczegółowo moment jej śmierci. To co utkwiło z tego spotkania w pamięci Norwida to brzmiące mu ciągle w uszach słowo : No adie! co można tłumaczyć jako Bez pożegnania. Tak też Norwid pożegnał Mickiewicza - nigdy więcej się już nie spotkali. Ostatnim wspomnieniem jakie opisuje Norwid to spotkanie z wielkim florenckim artystą panem Delaroche. Artysta malarz pokazywał jak zwykle Norwidowi swój kolejny najnowszy obraz a mieli oni w zwyczaju, iż Norwid zawsze był pierwszym który widział dany obraz i wypowiadał o nim swoje sądy. Tak samo było i teraz. Obraz jaki namalował tematyką nawiązywał do motywów biblijnych. Było na nim mnóstwo postaci takich jak Jezus Chrystus i jego najwierniejszy uczeń św.Piotr. tak o tym obrazie wyrażał się Norwid: W zaułku jerozolimskim dawało się więcej c z u ć, niż w i d z i e ć przez podobną do okna szczelinę, iż człowiek, którego zwano Mistrzem, Rabbim, Mesjaszem, królem i prorokiem, i uzdrawiającym, pewnym lekarzem, a który był Chrystus, syn Boga żywego, właśnie że jest wzięty przez straże i prowadzony od urzędu do urzędu, a może właśnie na Górę Trupich Głów. Piotr Święty, najbliżej okna owego stojąc, porywa się jak człowiek szabli szukający, a Jan Święty, na piersiach kładąc mu ręce swe, uspokaja księcia apostoła i sam zań, przezeń czuwając, w okno patrzy. Norwid wypowiedział po raz kolejny swój sąd na temat malowidła które go zachwyciło. Stwierdził, iż jest ono piękne i należałoby je kontynuować. Wówczas mistrz stwierdził, iż właśnie zamierza z dzieła tego stworzyć całą malowniczą trylogię. Powtarzał też iż jak tylko je namaluje to pokaże je Norwidowi - niestety malowidła nigdy nie powstały, bo na przeszkodzie stanęła im śmierć twórcy. To spotkanie z mistrzem było ostatnim.
Swoje rozważania na temat śmierci rozpoczyna Norwid od uwagi, że nie ma żadnego stylu, który mógłby oddać towarzyszące jej uczucia. Nie pasuje tu ani książkowy klasycyzm, ani dziennikarski formalizm.Jako pierwsze, Norwid opisuje spotkanie ze Stefanem Witwickim, polskim poetą i publicystą. Po przyjeździe do Paryża w 1832 przyczynił się do założenia Towarzystwa Braci Zjednoczonych. Szedł on po Schodach Hiszpańskich. Był mocno pochylony, poruszał się z trudem. Niedługo potem Norwid odwiedził starca w jego domu. Jak się później okazało, było to na tydzień przed jego śmiercią. Był chory na ospę, leżał więc już na kanapie, mówienie sprawiało mu trudność, mógł się poruszać tylko przy pomocy innej osoby. Tylko oczy miał nadal żywe i przytomne. Opiekował się nim Gabriel Rożniecki, ich wspólny przyjaciel.Gdy Norwid wszedł do pokoju, Witwicki podsunął mu pomarańczę, a potem, przy pomocy muzyka zaczął chodzić po pokoju. Wtedy miał jakby atak obłędu. Wskazywał ręką na nieistniejące kwiaty, pytając o ich nazwę.Przy następnych wizytach polskiego poety chory już w ogóle nie mógł mówić i leżał tylko, mając całkowicie zdeformowane ciało. Zmarł niedługo potem, ale jego śmierć poprzedził jeszcze zgon generała Klickiego, przywódcy dywizji Królestwa Polskiego.Norwid ponownie uświadamia sobie, że literackie próby opisania odejścia znajomych mu osób byłby - w ten, czy inny sposób - krzywdzące, dlatego decyduje się na wierność w oddaniu całej sytuacji: „dlatego właśnie w daguerotyp [obraz fotograficzny] raczej pióro zamieniam, aby wierności nie uchybić”.
Kolejną ważną dla Norwida osobą jest Fryderyk Chopin. Poeta mówi, że muzyk mieszkał przy ulicy Chaillot, niedaleko Pól Elizejskich. Mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze; z balkonu rozpościerał się widok na ogrody i Panteon. „(…)mieszkania główną częścią był salon wielki o dwóch oknach, gdzie nieśmiertelny fortepian jego stał, a fortepian bynajmniej wykwintny - do szafy lub komody podobny, świetnie ozdobiony jak fortepiany modne - ale owszem trójkątny, długi, na nogach trzech, jakiego, zdaje mi się, już mało kto w ozdobnym używa mieszkaniu.”.Chopin jadał w domuo piątej, a potem udawał się zawsze na spacer do Lasku Bolońskiego, skąd wracał po pewnym czasie i wnoszono go na górę, jako że przez chorobę był to dla niego zbyt duży wysiłek.Przyjaciele spędzali razem dużo czasu. Raz byli wspólnie z wizytą u Bohdana Zaleskiego, nie wchodząc jednak na górę - Fryderyka nie miał kto wnieść do mieszkania. Siedzieli więc we trójkę w ogrodzie poety, patrząc na zabawę jego syna.Później nie widzieli się przez długi okres. Gdy Norwid zdobył się pewnego dnia na wizytę, służąca powiedziała mu, że muzyk śpi. Ten zostawił mu zatem wiadomość. Okazało się jednak, że Chopin tylko nie chce się z nikim widzieć, ale gdy zobaczył karteczkę od poety, poprosił go do siebie. Czarne kwiaty. Białe kwiaty - cykle prozy Cypriana Kamila Norwida. Drukowane w Czasie w latach 1856-1857. W obydwu autor nie starał się narzucać sobie jakiegokolwiek stylu literackiego - zależało mu na wierności faktom. Uważane za arcydzieło polskiej prozy[potrzebne źródło].Czarne kwiaty - przymiotnik "czarne" oznacza żałobny lub nekrologiczny charakter zapisków. Opisują spotkania i rozmowy z poetą Stefanem Witwickim, Chopinem, Słowackim, Mickiewiczem i malarzem Delaroche'm. Zawierają także wspomnienie o nagłej śmierci nieznanej Norwidowi "podobno Irlandki".Białe kwiaty - Tworzą zbiór fragmentów zaczerpniętych z dziennika autora. Zawierają opisy estetyki ciszy, nieobecności i "przemilczenia", charakterystycznego dla twórczości Norwida. Brak w tym cyklu patosu i pretensjonalnej ekspresywności.
NORWID:- urodził się 24 września 1821 roku we wsi Laskowo-Głuchy na Mazowszu, w rodzinie szlacheckiej, wcześnie stracił rodziców- uczył się w warszawskim gimnazjum i szkole malarskiej Aleksandra Kokulara, a następnie w pracowni malarskiej Jana Klemensa Minasowicza- debiutował w roku 1840 wierszem Mój ostatni sonet w „Piśmiennictwie Krajowym”, dodatku do warszawskiej „Gazety Porannej”, później publikował swoje wiersze w „Bibliotece Warszawskiej” i nawiązał kontakty z innymi młodymi literatami, choć nie hołdował modzie na bycie „poetą-cyganem”- w roku 1842 wyjechał przez Niemcy do Włoch, we Florencji studiował rzeźbę i rytownictwo; tam poznał Marię Kalergis, w której przez wiele lat był nieszczęśliwie zakochany- w Rzymie przyjął sakrament bierzmowania, wybrał imię Kamil, na pamiątkę pierwszej miłości, Kamili L.- w latach 1845-1846 przebywał w Berlinie, uczęszczał jako wolny słuchacz na wykłady uniwersyteckie; aresztowany wskutek podejrzenia o kontakty z wielkopolską konspiracją, w berlińskim więzieniu nabawił się początków głuchoty- wrócił do Rzymu, poznał tam Zygmunta Krasińskiego i Adama Mickiewicza- w roku 1849 przybył do Paryża; poznał - w ostatnich miesiącach przed śmiercią - Juliusza Słowackiego i Fryderyka Chopina; żył w wielkiej biedzie, utrzymywał się głównie z pożyczek i prac dorywczych- w 1851 roku ukazał się drukiem Promethidion; jego utwory pojawiają się też na łamach poznańskiego „Gońca Polskiego”, a wraz z nimi - nieprzychylne oceny krytyków (wedle ich opinii jego dzieła to „hieroglify”, które „warto by było na język polski przełożyć”, oraz „płody epileptycznej wyobraźni”)- w roku 1852 popłynął do Ameryki, ale nie czuł się tam dobrze - już po dwóch latach wrócił do Europy - Londynu, a następnie Paryża- w Dodatku do krakowskiego „Czasu” z roku 1856 pojawiły się Czarne, a następnie Białe kwiaty- w roku 1862 w lipskim wydawnictwie Brockhausa wyszedł tom Poezje Cypriana Norwida, który oprócz wierszy zawierał też utwory prozą; w drugim tomie poeta planował zamieścić cykl wierszy Vade-mecum, ale gdy prace nad nim zostały ukończone, Brockhaus zrezygnował z wydania- w 1877 roku przenosi się do Zakładu Św. Kazimierza w Ivry pod Paryżem, z dala od ważnych ośrodków życia kulturowego; tam zmarł 23 maja 1883 roku; jego ostatnie słowa to: „Przykryjcie mnie lepiej!”
Liryka
Zaledwie niewielka część twórczości Norwida ukazała się za jego życia. Dopiero pod koniec XIX wieku odkrył ją i zaczął publikować Zenon Przesmycki (Miriam). Stąd utarło się przekonanie, że Norwid jako twórca został odrzucony przez współczesnych, by być zrozumianym dopiero przez następne pokolenia „późnych wnuków”. Wśród historyków literatury natomiast trwają spory, na ile był romantykiem, a na ile istotnie wyprzedzał swoją epokę. Norwid był krytyczny wobec romantyzmu w ujęciu Mickiewicza i jego epigonów. Jak pisze Zofia Stefanowska, podejmował romantyczne pytania dotyczące sztuki, społeczeństwa, historii, ale udzielał na nie odmiennych odpowiedzi, był kontynuatorem przez zaprzeczenie. Nie aprobował mesjanizmu i prymatu tematyki narodowej, kwestionował podporządkowanie jednostki racjom nadrzędnym. Ważna dla niego była chwila bieżąca i rzeczywistość. Krytykował zdobycze cywilizacji, ale też zdawał sobie sprawę z ich doniosłości, był poetą miasta, który swoją twórczość traktuje nie jako misję wieszczenia słuchaczom prawd objawionych, ale jako zajęcie, pracę, także współpracę autora z czytelnikiem.Stawiał swoim czytelnikom wysokie wymagania. Łamał ich przyzwyczajenia, zaskakiwał dwuznacznym użyciem słów i ironicznym zabarwieniem. Poza tym Norwid posługiwał się odrębną poetyką, daleką od śpiewnej, sielskiej liryczności. Jego poezję charakteryzują powściągliwość i refleksyjność często wyrażane za pomocą przemilczenia lub ironicznego dystansu. Ironia wg niego jest „koniecznym bytu cieniem”. Towarzyszy wszelkim czynom człowieka, niweczy je i wypacza. Ironii rzeczywistości odpowiada więc ironia jako kategoria estetyczna. W twórczości Norwida pełni ona taką samą funkcję jak światłocień w malarstwie.Norwid odrzucał gatunki charakterystyczne dla poezji romantycznej, takie jak ballada, powieść poetycka czy dramat romantyczny. Stosował osobliwy zapis swoich wierszy, pełen podkreśleń, neologizmów, archaizmów, specyficznej interpunkcji o bogatym ładunku znaczeń. Jego poezja jest nasycona symboliką religijną, a zarazem czerpie z tradycji klasycznej, jest dialogiem twórcy i czytelnika, co najpełniej oddaje tytuł cyklu Vade-mecum (łac. Idź ze mną).
Vade-mecum
Cykl stu wierszy, zachowany w postaci niekompletnej, nieopublikowany za życia poety, który - wedle jego słów - miał dokonać „skrętu koniecznego w poezji polskiej”. W przedmowie Do czytelnika Norwid zamieszcza cytat z Byrona głoszący, że „po mężu, który ukształca smak swego narodu, najgenialniejszym bywa ten, który go psuje”. Istotnie, Norwid chciał „psuć” uformowaną przez wieszczów, a zwyrodniałą w twórczości epigonów romantyczną liryczność, będącą dla jego pokolenia normą. Krytykował współczesną cywilizację „pieniądza i pracy”, wykładał swoje rozumienie zadań sztuki i artysty oraz swoje pojmowanie historii. Z pierwszego wiersza zbioru, z Ogólników, pochodzi słynny cytat - postulat: „Odpowiednie dać rzeczy słowo!”. To rzeczywistość bowiem miała być szeroko pojętym obiektem zainteresowań poezji. Ale każdy przedmiot, zdarzenie, szczegół odnoszą się do wyższych sensów. Dlatego zarówno wiersze Norwida, jak i jego teksty prozą odznaczają się parabolicznością, są dwupoziomowe, przypominają ewangeliczne przypowieści, których treść jest tylko pretekstem do przekazywania sensów wyższych. Do pełnego odczytania ich wieloznaczności potrzebny jest sumienny i aktywny czytelnik, w jakiejś mierze ich współtwórca. Zwłaszcza że nie tylko same słowa są w nich ważne, ale także to, co zostało przemilczane, ale zasygnalizowane choćby za pomocą specyficznego, wydobywającego znaczenie etymologiczne, zapisu wyrazów.
Klaskaniem mając obrzękłe prawice
Ujawnia przepaść pomiędzy poetą a współczesnością. Przyszedł on na świat nie w porę, pisze teksty prywatne, „listy” oraz „pamiętnik [...] Ogryzmolony i w sobie pochylon” i adresuje je „na Babilon do Jeruzalem”. Babilon jest symbolem zepsutej współczesnej cywilizacji, Jerozolima zaś to ziemia obiecana, symbolizuje ona krąg rzeczywistych odbiorców jego twórczości. Poeta zostanie zrozumiany dopiero przez następne pokolenia.
W Weronie
Spojrzenie na tragedię szekspirowskich kochanków z perspektywy czasu, z dystansu. Obraz spadającej z „oka błękitu” gwiazdy zostaje dwojako odczytany: wg cyprysów to „łza znad planety”, wg ludzi zaś to kamienie. Ujawnione zostają dwa odmienne sposoby widzenia świata: kierujący się uczuciami oraz podporządkowany rozumowi. Ci, którzy mówią „uczenie”, mają ograniczoną perspektywę poznania; ogrom wcześniejszych zdarzeń i ich symboliczne, ponadmaterialne znaczenie są dla nich niedostępne.
Fortepian Szopena
Nawiązuje do akcji odwetowej z roku 1863, po zamachu na cesarskiego namiestnika w Królestwie Polskim, generała Teodora Berga, kiedy wyrzucono z okien Pałacu Zamoyskich na bruk fortepian, na którym grywał Fryderyk Chopin. Ale ironia historii sprawia, że czyn w zamierzeniu bestialski staje się znakiem wielkości muzyki Chopina. Ma ona bowiem według Norwida siłę podnoszenia rzeczywistości do ideału, jest „Doskonałym-wypełnieniem”, godzi to, co ludzkie, z tym, co narodowe. Kończące poemat słowa: „Ideał - sięgnął bruku” świadczą o pogodzeniu doskonałości z życiem, zło zostaje zniwelowane przez potęgę dobra.
Bema pamięci żałobny rapsod
Poświęcony pamięci Józefa Bema, bohatera powstania listopadowego i Wiosny Ludów, napisany w rocznicę jego śmierci. Przedstawia jego pogrzeb, wystylizowany na uroczystość łączącą w sobie elementy tradycji antycznej, chrześcijańskiej oraz starosłowiańskiej. Słowa Hannibala będące mottem wiersza - „Przysięgę ojcu złożoną aż po dziś dzień zachowałem” uwypuklają główne cechy charakteru Bema - męstwo i miłość do ojczyzny.
Ale równie ważnym bohaterem wiersza jest czcząca pamięć Bema zbiorowość. Korowód żałobników w zakończeniu wiersza stanowi symbol ludzkości, dla której szlaki wyznaczają takie jak generał Bem wybitne postaci historyczne.
Podniosłość utworu podkreśla użyta forma metryczna, będąca odpowiednikiem antycznego heksametru. Rapsod to uroczysty, utrzymany w patetycznym tonie utwór sławiący ważnego bohatera, wywodzący się z antyku, niegdyś rozpowszechniany przez wędrownych recytatorów zwanych rapsodami.
Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie...
Wiersz powstał w związku z emigracyjnymi sporami, gdzie pochować Adama Mickiewicza, w Stambule czy Paryżu. Jego pierwsza część składa się z siedmiu pytań skierowanych do siedmiu niedocenionych przez współczesnych wielkich osobowości i bohaterów: Sokratesa, Dantego, Kolumba, Camoensa, Kościuszki, Napoleona, Mickiewicza. Ostatnia postać niedawno zmarła, dlatego losy jej grobu zostają przemilczane, można jedynie przypuszczać, że stanie się z nim podobnie jak z grobami poprzedników. Dopiero po śmierci zasługi wszystkich bohaterów zostają zauważone i docenione. Wielkie postaci historyczne przekraczają więc swoją epokę, ale ich czyny nie idą w zapomnienie. Poniżenie i cierpienie jest ich przeznaczeniem za życia, są niejako ceną, jaką wybitna jednostka musi zapłacić za swoją ponadprzeciętność.
Moja piosnka II
Tytułowa „piosnka” sugeruje rzewność, prostotę, śpiewność wyznania poety. Przedstawia obraz wytęsknionej przez poetę Polski jako kraju tradycją uświęconych zwyczajów. Zostają wymienione trzy najważniejsze: szacunek dla chleba, bocianiego gniazda czy imienia Chrystusa w pozdrowieniu. Jednak tęsknota dotyczy też bliżej nienazwanej „rzeczy innej, / Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie”, „bez-tęsknoty”, „bez-myślenia”, a więc czegoś idealnego, nierzeczywistego, kraju „tych, co mają tak za tak - nie za nie”. Tęsknota podmiotu lirycznego zostaje więc poddana gradacji: nie dotyczy już miejsca, ale czegoś nieokreślonego, stanu uczuć - jasności, prostoty, niewinności.
Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem
Poemat złożony z dwóch wierszowanych dialogów, zatytułowanych Bogumił i Wiesław oraz epilogu prozą. Tytułem nawiązuje do mitu o Prometeuszu, mitycznym nauczycielu sztuk i rzemiosł („Promethidion” - gr. potomek Prometeusza). Był on dobroczyńcą ludzkości, ale też buntownikiem - wykradł z Olimpu ogień wbrew woli Dzeusa. Formą zaś - do tradycji dialogów Platona. Główni bohaterowie dialogów formułują swoje opinie poprzez polemikę z poglądami innych.Całość dotyczy współczesnej sytuacji sztuki. Norwid nawiązuje do Platońskiej triady Piękna, Dobra i Prawdy. Piękno winno być powiązane z dobrem, nazwane zostaje „kształtem miłości”, oraz z pracą: „Bo piękno na to jest, by zachwycało / Do pracy - praca, by się zmartwychwstało”. Sztuka powinna być więc użyteczna, powinna łączyć idee z materialną praktyką, duchowość z fizycznym trudem. Ma ona wymiar sakralny, podnosi to, co doczesne, do sfery sacrum. Każde dzieło sztuki ma pobudzać do czynu, każdy artysta - organizować wyobraźnię narodową.
Proza
Nowele: „Ad leones!”, Stygmat, Tajemnica lorda Singelworth oraz nowele-legendy: Bransoletka, Cywilizacja - poza przedstawieniem konkretnych zdarzeń zawierają prawdy ogólne, są bliskie przypowieści. Ujawniają wyczulenie na szczegół, ale narrator spieszy z wyjaśnieniem nadrzędnego sensu wypadków, oceniając je według jasno określonego systemu wartości moralnych, pośrednio lub bezpośrednio.Nowela „Ad leones!” razem ze Stygmatem oraz Tajemnicą lorda Singelworth tworzy tzw. trylogię włoską, bowiem akcja wszystkich trzech nowel dzieje się we Włoszech. Pierwsza z nich poświęcona jest problemowi niezależności twórcy we współczesnym świecie. Tytułowa rzeźba przedstawiająca męczeństwo pierwszych chrześcijan zostaje poddana uwspółcześniającej przemianie, by ostatecznie stać się „Kapitalizacją”. W Tajemnicy... szybujący balonem lord Singelworth symbolizuje przesadną ucieczkę od nieczystości cywilizacji. Stygmat mówi o tym, że minione wydarzenia wyciskają piętno na osobowościach ludzi i narodów, zostają oni naznaczeni stygmatem czasu, co sprawia, że niekiedy trudno im się porozumieć.
Czarne kwiaty
Sześć wspomnień dotyczących ostatnich spotkań poety z różnymi osobami, na krótko przed ich śmiercią: romantycznym poetą Stefanem Witwickim, Fryderykiem Chopinem, Juliuszem Słowackim, Adamem Mickiewiczem, Pawłem Delaroche'em, malarzem i przyjacielem poety, oraz nieznaną piękną Irlandką, spotkaną na statku podczas podróży do Ameryki. Z tych spotkań wyławia szczegóły (np. opis wnętrza mieszkania Chopina, strój Mickiewicza) oraz momenty znaczące - jakby zapowiedzi śmierci.
Białe kwiaty
Są teoretycznym uzasadnieniem Czarnych kwiatów. Omawiają funkcję ciszy, która jest w dramacie tym, czym biel, brak koloru, w malarstwie.
Dramaturgia
Trudno ją porównać z dramatami romantycznymi Mickiewicza i Słowackiego, czy też z wcześniejszymi dokonaniami klasyków teatru. W dramatach Norwida - a napisał ich siedem - mało jest zwrotów akcji, konfliktów i wynikającego z nich napięcia. Wszystko, co najważniejsze, toczy się w monologach lub dialogach bohaterów. Scena miała być bowiem „krzywym zwierciadłem” rzeczywistości. Poprzez fikcyjną rzeczywistość zdarzeń dramaty miały odsłaniać i demaskować fikcję i pozór prawdziwego życia.
Pierścień Wielkiej Damy, czyli Ex-machina Durejko
Norwid nazwał ją „białą tragedią”, bo nie kończy się cierpieniem czy śmiercią bohaterów, nie ma w niej krwawych scen, „komedią wysoką”, bo dotyczącą życia wyższych sfer. Jej tematyka jest współczesna, ale wszystkie wydarzenia, choć pozornie realne, są parabolicznym oddaniem sensów wyższych. Biedny, młody poeta Mak-Yks kocha się w swej dalekiej krewnej, bogatej Hrabinie Harrys. On jest uosobieniem „szlachetnego ubóstwa”, ona - niewolnicą konwenansów; nie dostrzega bowiem nędzy swego krewnego, choć ostentacyjnie nosi książeczkę do nabożeństwa i kieruje Towarzystwem Miłosiernym. Mak-Yks zostaje posądzony o kradzież jej pierścienia, ale nie chce poddać się rewizji, bo wstydzi się zebranych okruchów chleba. Hrabina próbuje mu pomóc, mówiąc, że jest on obłąkany i że sama podarowała mu pierścień, a tym samym ujawnia, że nie wierzy w jego niewinność. Kiedy pierścień zostaje odnaleziony, zawstydzona hrabina ofiaruje Mak-Yksowi swoją rękę. Zakończenie jest niejasne - można je interpretować jako szczęśliwe, będące oznaką wewnętrznej przemiany Hrabiny, ale też jako ironiczne, wedle słów jednej z bohaterek: „Fikcja wyśmienita!...” Podarowanie pierścienia nie jest darem bezinteresownym, podobnie jak dwa pierścienie na niebie są tylko sztucznymi ogniami. Przecież Hrabina chciała uniknąć skandalu... Swoistym motorem zdarzeń, istnym deus ex machina jest sędzia Durejko, który sobie przypisuje zaistniały obieg spraw, jako że wielokrotnie przyczyniał się do pogarszania losu Mak-Yksa, m.in. posądził o kradzież i sprowadził policję. W jego osobie Norwid krytykuje pewien emigracyjny typ szlachcica, zapatrzonego w Mickiewicza, ale hołdującego ideałom mieszczańskim.