Iwan Kryłow
KWARTET
Z swawoli znana Małpa z dworu,
Osioł,
Kozioł
I ciężkiej łapy Niedźwiedź z boru
Rozegrać kwartet chciały.
Dostały skrzypek dwie, altówkę, nuty, bas
I w cieniu starych lip, na łące w piękny czas
Zasiadły świat zachwycać cały.
Uderzą w smyczki, lecz sens mały.
Tu Małpa wrzeszczy: „Stój, czyż tego nie widzicie,
Że kwartet idzie źle, bo źle siedzicie?
Tyś bas, Niedźwiadku mój, więc przeciw alta graj,
Ja prym, przede mną więc niech siada wtór,
A kwartet nasz zachwyci nawet raj,
Zatańczy las i szczyty gór!"
Lecz chociaż pozmieniali szyki,
Nic nie wychodzi z ich muzyki.
„Czekajcie, bracia!" Osioł beczy,
„Odkryłem sekret całej rzeczy:
Toż wtedy zgodnie grać będziemy,
Gdy wszyscy rzędem zasiądziemy".
Wedle rad Osła zmienią szyki,
Lecz nic nie wyszło z ich muzyki.
Gdy jeszcze więcej się radzono,
Kłócono,
Gdzie komu miejsce wziąć wypada,
Wtem Słowik blisko nich siada,
Więc proszą go: „Miej trochę cierpliwości,
Chciej kwartet nasz w ład, w karby wprząść,
Instrument, nuty są i wiemy, jak je wziąć,
Lecz powiedz tylko nam, jak komu i gdzie siąść!"
„By muzykantem być, trzeba umiejętności,
I lepszy niźli wy mieć słuch, panowie!"
Z powagą Słowik im odpowie.
„A więc jakkolwiek tu siadacie,
Na muzykantów się nie zdacie!"
CHŁOPI I RZEKA
Chłopi, nie mogąc ścierpieć dłużej szkód,
Które im rzeczki, strugi i strumienie
Wciąż wyrządzały nadmiarem swych wód,
O zadośćuczynienie
Poszli do Rzeki prosić uniżenie,
Do której te ruczaje i strugi wpadały.
A był skarg tych rząd niemały:
Gdzie oziminy zryte,
Gdzie młyny zburzone i zmyte,
Bydła się potopiło, że nie zliczyć wcale!
A Rzeka płynie cicho, chociaż i wspaniale.
Stoją nad nią wielkie grody,
A nie słychać, by jakie czyniła im szkody,
Więc pewnikiem ich ona za to nie pochwali.
Tak Chłopi między sobą rozmawiali.
Lecz cóż? gdy bliżej jęli podchodzić do Rzeki
I spojrzeli, to poznali,
Ze ona na swojej fali
Połowę ich dobytku w świat niesie daleki.
Więc po próżnicy nie rozwodząc żali,
Chłopi jeno oczami go odprowadzili,
Po czym spojrzenia zamieniwszy z sobą
I głową pokiwawszy, odeszli z żałobą,
A odchodząc tak mówili:
„Szkoda czasu
I ambarasu!
O prawie tam na młodszych nie będzie i mowy,
Gdzie się ci ze starszymi dzielą do połowy".
WILK W PSIARNI
Wilk nocą chcąc się dostać do owczarni,
Wpadł do psiarni.
Można sobie przedstawić, co za ujadanie
Pomiędzy psami natenczas powstanie.
Zwęszywszy zabijakę starego tak z bliska,
Wszystkie psiska
Wyjąc do bójki rwą się! Psiarze w krzyk:
„Gwałtu, zbój, złodziej!" Drzwi zaparto w mig;
Psiarnia w prawdziwe zmieniła się piekło.
Z wrzawą wściekłą
Lecą, gonią,
Ten z pałką, ten z bronią.
„Ognia! — wołają — ognia!" Przyszli z ogniem, świecą —
Nasz Wilk tymczasem siedzi, wparłszy się w kąt zadem,
Kłapiąc zębami, jeżąc sierść,
Ślepiami, zda się, chciałby wszystkich zjeść.
Widząc wszakże, że sprawa nie z baranów stadem,
Że porachunku przyszła chwila,
Na układy się chytrek wysila:
„Przyjaciele! I po co nam ten cały szum?
Dyć ja wasz dawny swat i kum!
Nie przyszedłem tu kłótni szukać, jeno zgody;
Zapomnijmy o dawnym, nowy zróbmy ład!
W przyszłości już nie tylko nie tknę waszych stad,
Lecz razem z wami bronić ich będę od szkody.
Wilczą klnę się przysięgą, że..." „Słuchaj sąsiedzie",
Przerwał mu łowczy te spowiedzie.
„Ja włosy siwe, ty masz, bracie, bure,
Znam ja od dawna wilczą tę waszą naturę,
Stąd mam zwyczaj takowy:
Nie prędzej wchodzę z wilkami w umowy,
Póki ich całkiem ze skór nie wyporę".
Tak rzecze i na Wilka puszcza gończych sforę.