OPOWIASTKI
„Prowadzi nas przecież Ojciec” (Ojciec niebieski czuwa nad swoimi dziećmi - Opatrzność Boża)
Okręt wśród srogiej burzy na otwartym morzu. Pasażerowie biegali przerażeni niespokojnie po pokładzie. Tylko pewien mały chłopiec stał spokojnie i odważnym okiem patrzył na huczące bałwany.
Dziecko - zawołała jedna z przerażonych i trzęsących się ze strachu pań - czy ty się nie boisz?
Cóż miałbym się bać? Przecież mój ojciec prowadzi okręt.
Słusznie chłopczyku - rzekła owa pani głęboko wzruszona - płynie się dobrze i pewnie, gdy prowadzi nas ojciec.
I wszyscy, którzy usłyszeli te słowa, jakie wypowiedział chłopiec, czuli - że znika ich małoduszność. Zapomnieli na chwilę, że wszyscy posiadamy Ojca w niebie, który nam na drogach naszych przewodzi.
„Telefon do nieba” (Ojciec niebieski czuwa nad swoimi dziećmi - Opatrzność Boża)
Sześcioletni Piotruś - sierota. Opiekuje się nim ciocia, poczciwa, ale niecierpliwa kobieta. W domu panuje bieda, nieraz jest chłodno i głodno. Pewnego dnia wyrusza do miasta bez śniadania, za to dostaje parę szturchańców. Wychodzi smutny. Bawi się na ulicy. Nagle z otwartego okna słyszy dzwonek. Potem „Halo... Czy to mówi pan Snarski?”.
Chłopczyk patrzy - widzi pana przy skrzynce - w ręce jakiś przyrząd - przykłada do uch i ust.
- „Panie, proszę mi przynieść dziś paręset złotych pożyczonych, bo są potrzebne - jak najprędzej.”.
Przerwa. -
„A więc dobrze - czekam .”
Piotruś czeka. Za pół godziny samochód zajeżdża - pan wychodzi, - rozmowa w pokoju - dziękuję, do widzenia.
„Co za cudowna rzecz - myśli Piotruś - ten aparat. Mówią na to telefon: Co się chce, to się powie i jest... A może tak przemówić do nieba? Ta ogromna rura do deszczu na rogu kamienicy - to jeszcze lepszy telefon - na pewno słychać aż do nieba.”
Ukląkł, przyłożył usta i mówi, jak może najgłośniej:
Panie Boże, to ja, Piotruś, mówię do Ciebie. Ty możesz i wiesz, że ciocia nie ma dziś ani kawałka chleba i żeśmy od wczoraj nic nie jedli. Mówią, że Ty wszystko możesz, zrób więc tak, aby ciocia miała znowu trochę pieniędzy i żebyśmy już nigdy nie byli głodni. Proszę Cię o to, mój dobry Boże i będę za to bardzo, bardzo grzeczny.
Co teraz będzie? - pomyślał.
Za parę minut stoi przy nim uśmiechnięty młody mężczyzna. Technik, który na dachy robił antenę i słyszał modlitwę.
- Pan Bóg wysłuchał Twą modlitwę.
Piotruś był zdziwiony. Zapytał - Czy pan jest anioł czy święty?
- Nie, ale przyszedłem do ciebie z woli Boga. - Zaprowadził chłopca do mleczarni na śniadanie. Chłopiec pół bułki zachował dla głodnej cioci.
Pan zaprosił go do domu. Dał zasiłek. Postarał się dla cioci o lepszą pracę - zajął się wychowaniem Piotrusia, bo był bezdzietny.