Zaginione i nowo odkryte
Gran
Vilaya to obszar odległy o 650 kilometórw na północ od Limy,
położony w stanie Amazonas nad rzeką Maranon. Tam, na szczytach
wzgórz znajduje się największy kompleks kamiennych budowli w całej
Ameryce Południowej, być może jeden z największych zespołów
starożytnych ruin na całym świecie.
Wzdłuż
grani okolicznych wzgórz, na długości około 40 kilometrów
zlokalizowano 10350 kamiennych budowli tworzących gigantyczną linię
obronną do obrony równie gigantycznego miasta, którego trzy tarasy
skupiają 13600 potężnych kamiennych budowli, w większości o
okrągłym kształcie. Niektóre z nich mają 40 metrów długości i
15 pięter wysokości - pną się po zboczach góry jak schody, co
przypomina charakterystyczną zabudowę Indian Gór Skalistych w
Ameryce Północnej.
Najbardziej
interesujący są jednak budowniczowie - Chachapoyasowie, którzy
według hiszpańkich raportów przytaczających inkaskie legendy
byli... białymi ludźmi, wysokimi, o niebieskich oczach. Około 1000
lat temu ta prastara cywilizacja została podbita przez Inków, a
dziwni biali ludzie zniknęli. Obszar Gran Vilaya zarosła zaś
dżungla, bo nikt nie odważył się zamieszkać w wymarłym mieście.
Jest
bardzo prawdopodobne, iż w lasach deszczowych kryje się więcej
takich niezwykłych aglomeracji, w rejonie Gran Vilaya odkryto szereg
doskonałych kamiennych dróg niknących w dżungli...
Wszystkie
zdjęcia pochodzą z Kuelap - jednej z obronnych fortec na szczycie
góry
Machu Picchu jest najsłynniejszym po Cuzco miastem Inków. To górska twierdza, zbudowana na niedostępnm szczycie górskim, całkowicie odcięta od świata zewnętrznego, niewidoczna z dołu, samowystarczalna dzięki tarasowym uprawom. Słowem - szczyt techniki obronnej. Miasto zostało odkryte w 1911 roku tylko dlatego, że jeden z miejscowych Indian zdradził miejsce jego położenia Hiramowi Bingham. Według oficjalnej wersji Machu Picchu wznieśli uciekający przed Hiszpanami Inkowie, stąd często utożsamia się górską twierdzę z Vilcabombą - legendarną ostatnią stolicą indiańskiego imperium. Wiele jednak wskazuje na to, iż Machu Picchu kryje w sobie wiele nieodkrytych tajemnic i w rzeczywistości jest znacznie starsz niż te kilkaset lat, o których mówi nauka. Po pierwsze - nie ma śladów zniszczeń, o których mowa we wszelkich przekazach dotyczących Vilcabomby, tak więc Machu Picchu nie jest tym miastem, gdzie schronili się ostatni członkowie rodu Inki. Po drugie - na dziesięć ciał pogrzebanych w twierdzy tylko jedne zwłoki to mężczyzna. Przekreśla to więc tezę, iż do Machu Picchu uciekły resztki inkaskiej armii. Wiele przemawia raczej za religijnym znaczniem miasta, które mogło być czymś w rodzaju klasztoru. Stąd zaś niedaleko do przyjęcia założenia, iż Inkowie [tak jak robili to w wielu innych przypadkach] jedynie zaadaptowali prastare megalityczne ruiny, które to miejsca z założenia były uważane za święte. Za tą hipotezą przemawia dodatkowo fakt, iż w Macchu Picchu odnajdujemy elementy architektoniczne charakterystyczne dla znacznie starszej kultury Tiahuanaco: słoneczny ołtarz i okrągłe wieże z doskonale obrobionych głazów [patrz czwarty zestaw zdjęć]. Wreszcie wspomnieć można, iż wódz północnoamerykańskich Siuksów w czasie swojej wizyty w Machu Picchu zidentyfikował je jako miasto grzmiących ptaków, gdzie każda ulica to pióro w skrzydłach i ogonie [można to zobaczyć tylko z lotu ptaka, o czym Indianin z pogranicza USA i Kanady nie miał prawa wiedzieć] i stwierdził, iż to właśnie miejsce, gdzie jego przodkowie przybyli z czerwonego lądu, zanim ten zatonął [Atlantyda, Kassakara?]. Wspomnijmy wreszcie, iż o starożytnym rodowodzie Machu Picchu świadczy kronika z Akakor
Nan
Madol to maleńka polinezyjska wysepka w pobliżu Ponape. Została
odkryta w 1595 roku przez Fernandesa de Quiros i od tamtego czasu
pozostaje jedną z największych zagadek Oceanii. Całą powierzchnia
wyspy jest zabudowana w niezwykły sposób - olbrzymimi, ważącymi
kilka ton bazaltowymi belkami, które niewiadomo jak zostały
przetransportowane z sąsiedniej Ponape, zwłaszcza, że liczbę
kamieni szacuje się na ponad 400 tysięcy! Tworzą one system murów,
z których głowny ma długość 860 metrów i sięga 14 metrów w
górę. Archeologowie twierdzą, iż kamienie zostały
przetransportowane pod wodą, podczepione do łodzi. Jednak ta metoda
jest na tyle uciążliwa, że samo zwiezienie materiału trwało by
kilkaset lat, a trzeba było jeszcze poskładać wszystko do kupy. Co
więcej znaczna część konstrukcji znajduje się pod wodą w
rozległym systemie kanałów obejmującym całą wyspę...
Ruiny
Nan Madol nie są piękne. Na surowych kamiennych murach brak
najmniejszej oznaki artystycznego zaparcia budowniczych, wszystko
jest surowe i, gdyby nie ogrom konstrukcji, można by rzec, że
prymitywne.
Przeznaczenie
budowli pozostaje do dziś nierozwiązaną zagadką. Jej wiek określa
się na 500 lat, ale te ustalenia można spokojnie sobie darować. Po
pierwsze ustalono ten okres na podstawie resztek ogniska, które
równie dobrze mogło być rozpalone tysiące lat po powstaniu
twierdzy. Po drugie w ciągu ostatniych pięciu wieków poziom wody w
Pacyfiku nie ulegał zmianom, a przecież znaczna część Nan Madol
jest obecnie zalana wielometrową warstwą wody.
Wreszcie
możemy odwołać się do mitologii, w której przetrwały legendy o
latających smokach, które wyorały nosami kanały i następnie
zabudowały wyspę bazaltowymi konstrukcjami. Naukowcy oczywiście
stwierdzili, iż mit ten opowiada o zabłąkanym krokodylu, mimo iż
tych nie ma w promieniu czterech i pół tysiąca kilometrów, a już
na pewno nie ma latających krokodyli. Zaś latające smoki to jeden
z najpowszechniejszych symboli stosowanych na określenie
bogów-astronautów
Na Altiplano - boliwijskim płaskowyżu, w pobliżu jeziora Titicaca znajdują się ruiny Tiahuanaco, które razem z pobliskim Puma Puncu są przykładem najwspanialszej sztuki kamieniarskiej świata. Starannie wypolerowane elementy, idealne kąty prosty i krzywizny, wykonane z chirurgiczną precyzją bruzdy, nacięcia, ślady po wierceniu w skałach tak twardych, że jedynie najdoskonalsze współczesne wiertła dałyby radę. Wreszcie wyłuskiawnie idealnie prostokątnych kwałaków skał, co wymaga naprawdę nowoczesnych narzędzi kamieniarskich i pomiarowych. Nie można zapomnieć o 'wodociągach', które charakteryzują się tym, iż składają się jedynie z górnej części rury, a więc wodociągami nie były. Budowę Tiahuanaco archeologia przypisuje Aimarom - prymitywnym indianom z okolic Titicaca, którzy nie znali metali, pisma... Można to określić tylko jednym słowem - śmieszne
Yonaguni
to mała japońska wysepka położona pomiędzy Tajwanem, a wyspami
Ishiguki i Iriomote na Morzu Wschodnio-Chińskim. Ten niewielki
skrawek lądu [10 na 4 km] kryje u swych wybrzeży jedną z
największych tajemnic archeologicznych - odkryte dopiero w 1995
podwodne miasto. Yonaguni to olbrzymi kompleks kamiennych piramid,
kręgów zbudowanych z monumentalnych megalitów, wykutych w litej
skale schodów, rozległych placów... Centralną budowlą jest tzw.
'zamek' - obronna twierdza zlokalizowana pośrodku kompleksu, którego
granice wytycza kamienna droga na dnie oceanu. Do miasta wiodą
schody, prowadzące z brzegów wyspy 25 metrów w głąb morza.
Yonaguni pozostaje do dziś bardzo tajemnicze, naukowcy bardzo
ostrożnie podchodzą do całej sprawy. Budowle datuje się na okres
nie później niż 4 tysiące lat wstecz, ale podaje się też liczby
8 i 10 tysięcy lat. Przypuszcza się, iż miasto to jest
pozostałością olbrzymiej cywilizacji, która kwitła na wschodnich
wybrzeżach Azji przed podniesieniem się poziomu wody w oceanach.
Cytując badającego kompleks profesora Terauki Ishi: "Pewne
jest właściwie tylko to, iż kiedyś z Okinawy musiał prowadzić
most poprzez Tajwan do Chin.[...] Jeśli budowle mają rzeczywiście
ok. 10 tysięcy lat, można przypuszczać, że ich twórcami
kierowali ludzie z kontynentu - z Chin.
Jedną
z ciekawszych budowli podwodnego miasta jest piramida. Mierzy ona 30
metrów wysokości, tak że jej czubek wystaje ponad powierzchnię
wody. Budowla ma 20 metrów szerokości, przy czym jej symetria jest
zakłócona przez ogromny czarny, oszlifowany głaz zlokalizowany w
jednym z narożników. Archeologwie snują przypuszczenia na temat
jego religijnego znaczenia.
Yonaguni
jest jednym z bardzo wielu przypadków podwodnych budowli. Są one
dowodem na to, iż wspaniałe cywilizacje istniały już kilkanaście
tysięcy lat temu... W czasach przed potopem.
----------------------------------
Albo
to kij w mrowisko albo myślisz że na forum sa głupcy. Na poczatek
się zastanów dlaczego kazda nastepna piramida w Egipcie jest gorsza
technologicznie? Czy to zjawisko występuje w technice? Zastanów sie
również jaki głupiec buduje dużo większe wejście do swojego
gniazda od siebie samego? Zobacz zamki gdzie konno mozna wjechać do
sypialni. Wskaż te uczelnie które uczyły dział artystycznych
wykonywanych obsydianem (kamień nierówny kamieniowi) i według tego
samego wzoru na całej Ziemi. Ciekawe jak pobudujesz budowle wysoko w
górach z 300 tonowych głazów? Może osłami tam wciągniesz i
ustawisz to? Budowle pod wodą to juz inna zagadka. Pewnie Syreny je
rzeźbiły obsydianem. Zainteresuj sie wyrobiskami np miedzi gdzie
potrzeba naszych 5 cywilizacji aby sprostać takiemu zapotrzebowaniu.
Nie zamierzam Cię przekonywać ale tylko chcę abyś zaczął myśleć
poprawnie polityczny watykanisto. Prawie wszystko co ci podano na
tacy jest faszywe, chyba że rzymianie najpierw pobudowali Cloake
Maksima a potem swoja wiochę Rzym w przerwach miedzy podbojami, a
nie potraflili pobudować murów obronnych i dzikusy hasali po
Rzymie. Na koniec - gdzie dokumentacja i szkoły potrzebne do
wybudowania zamków i Rzymu?