http://wiadomosci.wp.pl/title,Teoria-spiskowa-sie-sprawdzila-dowody-na-klamstwo-rzadu,wid,14202675,wiadomosc.html
Teoria spiskowa się sprawdziła - dowody na kłamstwo rządu
Konsultacje tego traktatu były kompletnie nieprzejrzyste i całkowicie za zamkniętymi drzwiami. Poza osobami zaproszonymi do tych konsultacji na podstawie zupełnie nieznanych kryteriów, nikt nie miał szansy zabrać głosu i wpłynąć na kształt ostatecznego traktatu
Michał Woźniak
Zagraniczne koncerny ustanawiające prawo w Polsce wbrew protestom społecznym, bez uwzględnienia stanowiska polskiego rządu, ale przy jego udziale - to wersja zdarzeń brzmiąca jak fabuła filmu political fiction. Ta nieprawdopodobna teoria spiskowa na temat ACTA ujawniona przez portal WikiLeaks w 2008 roku może jednak być prawdziwa. Dowodzą tego działania i wypowiedzi najwyższych polskich urzędników.
Według
portalu WikiLeaks.org, inicjatorem porozumienia ACTA mieli być
amerykańscy kongresmeni, których kampanie wyborcze sponsorują
koncerny rozrywkowe, a sam projekt ACTA był forsowany przez USA.
Początkowo kary wobec łamiących prawa autorskie i system kontroli
internautów miały być, według zapisów w ACTA, znacznie bardziej
restrykcyjne niż w ostatecznie przyjętej wersji. Po pojawieniu się
przecieków o przygotowywanym w tajemnicy traktacie, sprawą
zainteresowały się organizacje zrzeszające internautów i
informatyków, tematu nie udało się jednak nagłośnić. Nie udało
się również otrzymać oficjalnych informacji ze strony m.in.
polskiego rządu, które potwierdzałyby lub zaprzeczały przeciekom
WikiLeaks. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odmówiło
ujawnienia dokumentów związanych z ACTA.
|
|
24
listopada 2009 roku stowarzyszenie Internet
Society Poland wystąpiło do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa
Narodowego o udostępnienie treści stanowiska ministerstwa w
odniesieniu do porozumienia ACTA, dokumentów związanych z
negocjowaniem traktatu oraz imienia i nazwiska osoby odpowiedzialnej
za przygotowanie stanowiska Polski i prowadzącej negocjacje.
-
Ministerstwo kultury w ogóle nie odpowiedziało na nasz wniosek,
odpowiedź uzyskaliśmy dopiero po złożeniu wniosku do Kancelarii
Prezesa Rady Ministrów. Odmówiono nam informacji o treści traktatu
dlatego, że jest to jakaś bliżej niezidentyfikowana tajemnica Unii
Europejskiej. W polskiej ustawie o dostępie do informacji publicznej
nie było żadnej przesłanki, aby odmówić udzielenia tej
informacji, ale odmówiono - wyjaśnia Marcin Cieślak, prezes
stowarzyszenia Internet Society Poland.
Wobec
braku reakcji ministerstwa na pytanie ze strony stowarzyszenia,
posłowie Grzegorz Pisalski i Bożena Kotkowska z SLD złożyli
interpelację poselską, w której zapytali ministra Bogdana
Zdrojewskiego o utajnione negocjacje nad ACTA. - Obawialiśmy się,
że dostawcy internetowi zostaną zmuszeni do blokowania i
filtrowania stron, aby przeciwdziałać łamaniu praw autorskich i
będą musieli odcinać od sieci podejrzanych o naruszenia tych praw.
Nie chciałam, aby internet był cenzurowany i aby ktoś blokował
strony wyłącznie na podstawie podejrzeń. Zaniepokojona tą
sytuacją, chciałam dowiedzieć się, czy to prawda, dlatego
złożyłam interpelację skierowaną do ministra Bogdana
Zdrojewskiego. Chciałam, żeby rząd wiedział, że sprawa nie jest
już tajna. Interpelacja jest dostępna na stronach sejmowych, dzięki
temu można upublicznić bardzo dużo informacji. Chciałam
zainteresować tym opinię publiczną - wyjaśnia była posłanka.
Zaznacza, że zainteresowała się tematem, ponieważ jest
administratorem sieci i informatykiem.
Umowa powstawała w sposób bardzo swoisty. Przedstawiciele rządów, którzy negocjowali umowę, początkowo spotykali się w sposób nieformalny, a wręcz tajny. Przez długi czas materialna zawartość dyskutowanych w trakcie spotkań tematów była nieznana
Piotr Żuchowski
5
maja 2010 roku, w odpowiedzi na interpelację posłów, minister
Bogdan Zdrojewski odmówił ujawnienia informacji na temat prac nad
porozumieniem ACTA. - Odnosząc się do postulatu upublicznienia
przez rząd RP dokumentu dotyczącego negocjacji w sprawie
porozumienia ACTA o nr 6347/10, należy zająć zdecydowanie
negatywne stanowisko - czytamy w pierwszym zdaniu obszernego
oświadczenia opublikowanego na stronie internetowej sejmu (zobacz
treść oświadczenia).
Jak
twierdzi w oświadczeniu minister Zdrojewski, dokumentów nie można
było ujawnić, ponieważ mają status "zastrzeżonych".
Wskazuje jednak na jawne dokumenty na temat ACTA, które można
znaleźć w internecie i uzasadnia, że nie można ujawnić autorów
poszczególnych zapisów. - W ujawnionym dokumencie zawarto treść
wszystkich aktualnych propozycji zgłoszonych podczas negocjacji,
jednak bez ujawniania ich autorów. Informacje o stanowiskach
poszczególnych stron negocjacji, w tym Unii Europejskiej, pozostają
bowiem zastrzeżone, co jednak nie ma wpływu na możliwość oceny
ich treści przez zainteresowane środowiska i opinię społeczną.
Natomiast ujawnienie ˝autorstwa˝ poszczególnych stanowisk
pozostaje wyłącznie w gestii ich dysponentów. W tym kontekście
należy stwierdzić, że informacje dotyczące negocjacji, udzielane
przez państwa członkowskie UE, nie mogą prowadzić do ujawnienia
stanowiska Unii bez zgody odpowiednich jej organów - pisze w
oświadczeniu minister Zdrojewski.
Podczas
spotkania z przedstawicielami organizacji pozarządowych, które
odbyło się 18 maja 2011 roku, premier Tusk obiecał zbadać sprawę
odmowy udostępnienia dokumentów przez ministerstwo kultury. -
Wydaje mi się mało prawdopodobne, aby istniały przepisy
europejskie, które uniemożliwiają ministrowi kultury przekazanie
informacji, o którą pytaliście. Sprawdzę to jeszcze dzisiaj.
Jestem prawie pewien, że zastosowano wybieg bez żadnej podstawy
prawnej - mówił premier (zobacz
film ze spotkania z premierem)
Konsultacje
za zamkniętymi drzwiami
6
dni po opublikowaniu na stronie internetowej sejmu odmowy udzielenia
odpowiedzi, 11 maja 2010 roku, ministerstwo zaprosiło do konsultacji
społecznych 27 organizacji i prywatnych przedsiębiorstw, zabrakło
wśród nich m.in. stowarzyszenia Internet Society Poland, które
wcześniej wnioskowało o udostępnienie dokumentów dotyczących
ACTA.
Wśród organizacji znalazły się niemal wyłącznie stowarzyszenia
reprezentujące artystów i zainteresowane ochroną praw autorskich,
m.in. ZAiKS. Media były reprezentowane przez trzy największe
telewizje - TVN, Polsat i TVP. Zabrakło przedstawicieli pozostałych
mediów i organizacji, które wcześniej protestowały przeciw
przyjęciu ACTA przez Radę UE. - Nie uzyskaliśmy żadnego
zaproszenia na konsultacje w tej sprawie, nie wiedzieliśmy nawet, że
one się odbyły - mówi Marcin Cieślak z Internet Society
Poland.
-
To bardzo dziwne, że pan premier Tusk podpisuje to porozumienie
bez wcześniejszej dyskusji w parlamencie. Dziwne również, że
wszystko odbywa się w utajnieniu i bez dyskusji ze społeczeństwem.
Sprawę specjalnie próbowano uciszyć - twierdzi Bożena
Kotkowska.
Podobnego
zdania byli również przedstawiciele organizacji pozarządowych,
którzy brali udział w spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem 18
maja 2011 roku. Niemal jednogłośnie skrytykowali sposób
prowadzenia konsultacji i utajnienie dokumentów. - Konsultacje tego
traktatu były kompletnie nieprzejrzyste i całkowicie za zamkniętymi
drzwiami. Poza osobami zaproszonymi do tych konsultacji na podstawie
zupełnie nieznanych kryteriów, nikt nie miał szansy zabrać głosu
i wpłynąć na kształt ostatecznego traktatu - mówił na spotkaniu
z premierem Michał Woźniak z Fundacji Otwartego i Wolnego
Oprogramowania.
-
Jedyną organizacją, spośród biorących udział w konsultacjach,
która nie jest stricte związana, ani z produkcją treści objętych
prawami autorskimi, ani z telewizjami, była Polska Izba Informatyki
i Telekomunikacji, która zresztą ustosunkowała się do ACTA
negatywnie. Można było to przedyskutować i w tym właśnie tkwi
problem, ponieważ można przyjmować różne modele polityczne, a
ten traktat jest jakimś kierunkiem politycznym. My uważamy, że
traktat AKTA jest szkodliwy dla gospodarki polskiej i dla internetu.
Można natomiast ustalać kierunek biorąc pod uwagę interes różnych
stron, również producentów. Nie twierdzę, że zawsze mamy rację,
ale do takich rozmów musi dojść. Problem polega na tym, że
konsultacje były jednostronne, zaproszono do nich tylko jedną
stronę zainteresowanych podmiotów i traktat przeszedł bez dyskusji
- wyjaśnia Marcin Cieślak.
Od 2010 roku, kiedy zostaliśmy skreśleni z takiej bardzo symbolicznej listy, na której przedstawicielstwo handlowe rządu Stanów Zjednoczonych umieszcza kraje, które łamią prawo europejskie, znaleźliśmy się w gronie tych państw, które w sposób jednoznaczny muszą bronić prawa własności intelektualnej
Piotr Żuchowski
Polska
Izba Informatyki i Telekomunikacji rzeczywiście była jedynym
podmiotem spoza grupy zainteresowanej przyjęciem ACTA i jedyną
organizacja, która wyraziła swój sprzeciw wobec tego traktatu. -
PIIT popiera każdą formę ochrony własności intelektualnej,
dlatego jest przekonana, że należy odnieść się pozytywnie do
założonych celów ACTA, ale naszym zdaniem należy także poprzeć
rezolucję Parlamentu Europejskiego o zaopiniowanie ACTA przez
Trybunał Sprawiedliwości (ETS). Obecnie podtrzymujemy konieczność
zbadania umowy ACTA przez ETS. Równocześnie w Memorandum, PIIT
wskazała na szereg wątpliwości dotyczących interpretacji zapisów
w tekście umowy ACTA. Nie dziwimy się, że są one zbieżne z
wieloma obecnie prezentowanymi zastrzeżeniami. Niestety żaden z
adresatów naszego Memorandum nie podjął dyskusji ani wyjaśnień
na ten temat - wyjaśnia organizacja w oświadczeniu zamieszczonym na
stronie internetowej piit.org.pl.
Wymuszony
traktat?
31
sierpnia 2011 roku, gdy media i społeczeństwo interesowały się
głównie kampanią wyborczą, odbyło się posiedzenie sejmowej
Komisji do Spraw Unii Europejskiej, pod przewodnictwem posła
Stanisława Rakoczego z PSL (zobacz
zapis z prac komisji).
Stanowisko rządu przedstawiał Piotr Żuchowski, sekretarz stanu w
Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zaznaczył, że AKTA
powstało, aby zwalczać handel podrabianymi towarami i
przeciwdziałać kradzieży własności intelektualnej. Wyjawił
również, że traktat powstawał w tajemnicy. - Umowa powstawała w
sposób bardzo swoisty. Przedstawiciele rządów, którzy negocjowali
umowę, początkowo spotykali się w sposób nieformalny, a wręcz
tajny. Przez długi czas materialna zawartość dyskutowanych w
trakcie spotkań tematów była nieznana - mówił Piotr
Żuchowski.
Według
informacji ujawnionych przez portal WikiLeaks.org,
inicjatorzy porozumienia przyjęli strategię, według której
rzeczywiste negocjacje nad warunkami ACTA miały odbywać się w
wąskim gronie państw w pierwszej fazie tworzenia porozumienia.
Pozostałe państwa miały zostać zaproszone do traktatu w drugiej
fazie negocjacji, w której nie miało być możliwość dokonywania
żadnych zmian w ACTA, a podpisanie umowy miało być wymuszone na
tych państwach presją polityczną.
Nieświadomie
tę wersję potwierdził sekretarz ministerstwa kultury podczas
swojego wystąpienia 31 sierpnia 2011 roku. - Pragnę przypomnieć,
że negocjacje wstępne były zainicjowane przez Japonię, później
włączyły się Stany Zjednoczone. Były one prowadzone absolutnie
poza krajami UE. Była to Australia, Kanada, Korea, Meksyk, Maroko,
Nowa Zelandia, Singapur. Była też Szwajcaria. Mówiąc wprost,
została wynegocjowana umowa handlowa, która w sposób globalny ma
walczyć z naruszeniami prawa własności intelektualnej. W momencie,
kiedy w sposób oficjalny w UE pojawiły się pytania, czy ona może
być przyjęta, czy jest zgodna z prawem UE, z zasadami procedowania
tego typu umów UE, pojawiły się oceny negatywne. W sposób
szczególny była to opinia europejskich środowisk naukowych (opinia
25 profesorów prawa - przyp. red.)., która podnosiła różnice
między zapisami ACTA a prawem europejskim. Jednak 27 kwietnia br.
Komisja Europejska przedstawiła szczegółowe stanowisko w tej
sprawie mówiąc jednoznacznie, że ACTA może być przyjęta w
ramach struktur UE. Polskie stanowisko w tym względzie może być
absolutnie jednoznaczne. Od 2010 roku, kiedy zostaliśmy skreśleni z
takiej bardzo symbolicznej listy, na której przedstawicielstwo
handlowe rządu Stanów Zjednoczonych umieszcza kraje, które łamią
prawo europejskie, znaleźliśmy się w gronie tych państw, które w
sposób jednoznaczny muszą bronić prawa własności intelektualnej
jako szczególnego dobra i to bronić w sposób skuteczny - twierdził
Piotr Żuchowski.
Nikt
nie liczy się z polskim stanowiskiem
W
tym kontekście stanowisko Polski w negocjacjach było nieistotne,
ponieważ z założenia nie miało być brane pod uwagę. Być może
właśnie dlatego stanowisko Polski i UE musiało pozostać tajne.
Dodatkowo, według ministerstwa, nie mieliśmy prawa negocjowania
traktatu, ponieważ, jak czytamy w oświadczeniu ministra
Zdrojewskiego, robiła to za nas UE. - Rząd RP będzie kontynuował
udział w pracach formacji roboczych Rady w celu wypracowania jak
najbardziej wyważonych regulacji w zakresie egzekwowania praw
własności intelektualnej.
Stanowisko polskiego rządu było takie, aby nie zmieniać nic w polskim prawie. Z treści ACTA wynika jednak, że zmiany będą potrzebne, co oznacza, że polskie stanowisko nie zostało uwzględnione
Marcin Cieślak
Planowany jest też udział przedstawicieli Polski w kolejnej rundzie negocjacyjnej porozumienia ACTA, chociaż - z uwagi na wyłączne kompetencje UE w zakresie polityki handlowej oraz przyjęty mandat negocjacyjny - państwa członkowskie nie biorą bezpośredniego udziału w negocjacjach, a jedynie w wypracowaniu stanowiska UE - pisze w oświadczeniu z 5 maja 2010 roku minister Zdrojewski.
Polskie
stanowisko w sprawie ACTA zostało po raz pierwszy ujawnione na
wniosek Internet
Society Poland, który przy kolejnej próbie uzyskania informacji
został częściowo uwzględniony. - Stanowisko polskiego rządu było
takie, aby nie zmieniać nic w polskim prawie. Z treści ACTA wynika
jednak, że zmiany będą potrzebne, co oznacza, że polskie
stanowisko nie zostało uwzględnione - wyjaśnia Marcin
Cieślak.
Jak
zauważa prezes ISP, z ACTA wynika, że przestępstwa związane z
łamaniem praw autorskich będą ścigane z urzędu, w tej chwili
dzieje się to tylko na wniosek właściciela praw autorskich. -
Każda Strona zapewnia swoim właściwym organom, w stosownych
przypadkach, możliwość działania z własnej inicjatywy, by
rozpocząć dochodzenie lub działanie prawne w odniesieniu do
przestępstw określonych w art. 23 (Przestępstwa) ust. 1, 2, 3 i 4,
dla których Strona ustanawia procedury karne i kary - czytamy w
ACTA.
Kto
skorzysta na ACTA?
Na
ACTA
może skorzystać nie tylko przemysł rozrywkowy. Niejasno
sformułowane przepisy mogą być interpretowane również jako
rozszerzenie możliwości patentowania m.in. na oprogramowanie. - To
złożona kwestia, dlatego należy mówić o tym ostrożnie, ale z
tego co wiemy, do 2008 roku takie plany były - informuje Marcin
Cieślak.
Wcześniejsze
próby ujednolicenia prawa patentowego dotyczącego oprogramowania w
UE nie powiodły się (lobbowały za tym m.in. największe koncerny
wytwarzające oprogramowanie). Obecnie o możliwości patentowania
oprogramowania każdy kraj UE decyduje indywidualnie. Gdyby takie
rozwiązania weszły w życie, byłyby korzystne dla dużych firm z
najbardziej rozwiniętych krajów, jak np. Microsoft. Straciłyby na
tym małe i średnie przedsiębiorstwa działające w tej branży i
pochodzące z biedniejszy państw, które przyjęły ACTA.
Zahamowałoby to także rozwój otwartego oprogramowania, dostępnego
bezpłatnie w internecie.
Dzisiaj rano dowiedziałem się, że głosowałem za ACTA. Serio. I nie mam zamiaru się tego wypierać. Czy wiedziałem, za czym głosuję? Nie. Czy zawsze wiem, za czym głosuję? Rzadko. Czy inni posłowie i europosłowie wiedzą więcej? Nie
Marek
Migalski
Marcin
Cieślak z ISP zauważa, że ACTA reguluje nie tylko sankcje za
łamanie praw autorskich, ale również prawo celne. - Zakładając,
że w Polsce cyfrowa kompresja obrazu nie jest poddana opatentowaniu,
polska firma produkująca dekodery do telewizorów może eksportować
je np. do Japonii lub Stanów Zjednoczonych. Przy takim porozumieniu
międzynarodowym jak ACTA może się okazać, że taki sprzęt będzie
konfiskowany na granicach dlatego, że polski producent nie wniósł
opłaty firmie, która opatentowała podobną technologię w jednym z
państw, w których obowiązuje ACTA i w przeciwieństwie do krajów
UE, można tam patentować oprogramowanie. ACTA ma być w założeniu
narzędziem egzekucji tego prawa przez służby celne. Warto zadać
pytanie, czy polscy eksporterzy innowacyjnych technologii będą
mieli przez to problemy w innych krajach - mówi Marcin Cieślak.
Kogo
to obchodzi?
Mimo,
że ACTA mogą zachwiać delikatną równowagę między interesami
dysponentów praw autorskich i patentów, a przedsiębiorstwami z
krajów rozwijających się i szeroko rozumianą swobodą i
anonimowością korzystania z internetu, media nie zainteresowały
się tym tematem aż do akcji Anonymous,
w wyniku której przestały działać rządowe strony internetowe.
Jeszcze przed akcją Anonymous, 27 grudnia 2011 roku sprawę
szczegółowo opisał portal prawo.vagla.pl. W konsultacjach na temat
ACTA w maju 2010 roku brały udział trzy największe telewizje.
Wcześniej sprawą próbowali zainteresować media posłowie SLD
Grzegorz Pisalski i Bożena Kotkowska.
-
Nikt w sejmie, poza mną i posłem Grzegorzem Pisalskim, nie próbował
drążyć tej sprawy. Nie wiem, dlaczego nie zainteresowali się nią
dziennikarze. Udało mi się zwrócić uwagę tylko mediów
lokalnych. Artykuł na ten temat opublikowała po mojej interpelacji
gazeta "Super-Nowa" z Bielska-Białej, gdzie mieszkam. Nie
rozumiem, dlaczego nie udało się wzbudzić większego
zainteresowania. Sprawa była wyciszana przez rząd, wygląda na to,
że miało to na celu utajnienie całego przedsięwzięcia, udawano,
że temat nie istnieje - mówi Bożena Kotkowska
Wobec
ACTA obojętni byli również politycy. 31 sierpnia 2011 roku, na
posiedzeniu sejmowej Komisji do Spraw Unii Europejskiej, gdy
sekretarz ministra kultury Piotr Żuchowski mówił o ACTA, obecni
byli również europosłowie z opozycji: Tadeusz Cymański, Ryszard
Czarnecki, Paweł Kowal, Jacek Kurski, Marek Migalski, Tomasz Poręba,
Jacek Protasiewicz i Zbigniew Ziobro. Jak pisał na swoim blogu Marek
Migalski, europosłowie nie znali treści ACTA. Jak twierdzi
Migalski, sprawa nie była im znana również podczas głosowania w
Parlamencie Europejskim w październiku 2010 roku. Wszyscy wymienieni
europosłowie głosowali "za" ACTA.
-
Dzisiaj rano dowiedziałem się, że głosowałem za ACTA. Serio. I
nie mam zamiaru się tego wypierać. Czy wiedziałem, za czym
głosuję? Nie. Czy zawsze wiem, za czym głosuję? Rzadko. Czy inni
posłowie i europosłowie wiedzą więcej? Nie. Mógłbym dziś coś
ściemniać na okoliczność mojego głosowania w PE z 24
października 2010 roku - że jednak uważam, że część zapisów
jest sensowna, że moja grupa zgłaszała swoje uwagi, że istnieje
konflikt między wolnością internetu, a prawami własności
intelektualnej. Jestem na tyle inteligentny, że coś wiarygodnego
bym wymyślił. Ale prawda jest inna - w 90% przypadków posłowie i
europosłowie nie mają pojęcia o tym, nad czym głosują. Dlaczego
się tak dzieje? Bo ilość aktów prawnych jest tak duża, że
normalny poseł nie jest w stanie zorientować się, o czym decyduje.
Mamy do czynienia z zalewem ustaw, uchwał i rezolucji i nie ma
szans, żeby jeden deputowany był w stanie zorientować się, co
jest przedmiotem głosowania, w którym bierze udział - wyjaśnia na
swoim blogu na portalu salon24.pl
Marek Migalski.
Marcin
Bartnicki, Wirtualna Polska