"Rozmowa z Quilem"
Dotarłszy do La Push mogłem wreszcie trzeźwo myśleć. Rytm mojego serca bardzo przyspieszył i nic nie zapowiadało się na to, by ten puls miał zwolnić. Sam nie wiedziałem, czym się tak przejąłem. Na pewno nie Rosalie - jej fochy pozostawały mi obojętne. Musiało upłynąć trochę czasu, bym to zrozumiał. Poraz pierwszy od czasu, gdy zakochałem się w Belli, poczułem ukłucie zazdrości. Wiedziałem, że moje zachowanie jest irracjonalne, przecież Renesmee nie powiedziała nic niepokojącego. Mimo to byłem przygnębiony. Bowiem Nahuel był jedynym przedstawicielem gatunku Renesmee przeciwnej płci. A do tego w żaden sposób nie był z nią spokrewniony. Czy ten aby temat zataili przede mną Cullenowie? Nie chcieli mi mówić, że prawdobodobnie będę miał konkurencje - zresztą kolejny już raz? Poniekąd zacząłem się do tego przyzwyczajać.
Weszłem do domu, by trochę odpocząć i być sam na sam z myślami. Kiedy przechodziłem przez kuchnię, Billy właśnie jadł obiad. Gdy mnie zobaczył zrobił zdziwioną minę.
- Jacob! - zawołał, kiedy zmierzałem do swojego pokoju.
- Cześć tato - mruknąłem, zatrzymując się na schodach.
- Myślałem, że będziesz u Cullenów trochę dłużej... Wszystko gra? - spytał. - Może coś zjesz?
- Nie, nie jestem głodny. Byłem na polowaniu z Renesmee.
- Ach tak - mruknął tylko i już nic nie powiedział, kończąc posiłek.
Ja natomiast zamknąłem się w swoim pokoju i włączyłem muzykę. Mimo tego, że próbowałem się skoncentrować tylko i wyłącznie na granym utworze, moje myśli nadal dotyczyły Nessie. Miałem już tego dość - to musiałem przyznać. Miałem dość ukrywaia prawdy przed Renesmee. Dopiero teraz zrozumiałem jak ciężko musi mieć Quil. Clarie miała dopiero siedem lat... Leżałem tak na kanapie, próbując uporać się z mymi myślami. Na próżno. Nawet sen by mi nie pomógł.
Nagle usłyszałem czyjeś głośne kroki, a potem dzwonek do drzwi. Zerwałem się szybko, by otworzyć drzwi. Może to było głupie z mojej strony i wręcz niedorzeczne, ale miałem nadzieję, że w drzwiach pokaże się Nessie.
Oczywiście były to tylko nadzieję. Kiedy otworzyłem, w drzwiach stanął Quil. Tego się nie spodziewałem. Gestem pokazałem, by wszedł. Miał jakiś dziwny błysk w oku. Nie miałem pojęcia, co mu chodzi po głowie. Przywitał się z Billy'm i usiadł wygodnie na kanapie. Włączyłem telewizor, ale nic ciekawego nie leciało.
- Jak tam u ciebie? Dawno cię tu nie było. Gdzie Clarie?
- W domu - uśmiechnął się krzywo. - Wiesz, chcę jej dać trochę swobody. Ma w końcu siedem lat i nie muszę wszędzie za nią łazić... nawet jeśli bym chciał. A, że nie miałem nic do roboty, to wpadłem do ciebie. Dziwię się tylko, że zastałem cię w domu. Ostatnio nie rozstajesz się ze swoimi krwiopijcami.
Puściłem jego uwagę mimo uszu. Wiedziałem, że niektórzy moi kumple z watachy Sama krzywo patrzą na moje stosunki z wampirami. Hmm... Właściwie wszyscy oprócz Setha.
- Właśnie... - zacząłem niepewnie. - Może to głupie, ale czuję się zagrożony.
Quil zamrugał gwałtownie, wpatrując się we mnie.
- Zagrożony? Jake, kim niby? Renesmee spędza czas z tobą i Cullenami. Sam mówiłeś, że nie ma przyjaciół wśród ludzi.
- Właśnie. Wśród ludzi - mruknąłem, oglądając reklamy.
- Nie wiem, do czego pijesz - przyznał się.
- Wiem, że to irracjonalne, ale dziś na polowaniu Nessie wspomniała, o kimś, o kim dawno już zapomniałem. Teraz dopiero przejrzałem na oczy i wiem, czemu Bella tak krzywo patrzyła na tego... Nahuela.
- No... Opowiadałeś coś o nim - przypomniał sobie, ale kiedy spojrzałem na niego szybko odwrócił wzrok. Chciał ukryć przede mną jakiś fakt. To było widać.
- Zdałem sobie sprawę, że ten... chłopak jest dla niej bardzo odpowiedni, gdyż pochodzą z tego samego gatunku. Ty od razu się skapnąłeś, prawda? Od dnia, kiedy ci to powiedziałem? - Pokiwał ponuro głową. - Świetnie. Widać, jaki byłem ślepy.
- Jake, sądze, że to nic nie zmienia. Jeśli wierzyć twoim słowom, wspominałeś, że pochodzi z innego kontynentu. Nie masz się, o co zamartwiać.
- Raczej mam - zaprzeczyłem szybko. - I dziwię się, że ty też ich nie masz. Spójrz na to obiektywnie: twoja Clarie jest jeszcze młodsza od Renesmee. Obie nie mają pojęcia o wpojeniu i mają prawo same wybrać swoją miłość... To, że jesteśmy w nie wpojone, nie znaczy, że są nasze. Kim może jest Jareda. Rachel może jest Paula, ale one są już dorosłe... Wiedziały o wpojeniu, ale jak mówiłem Nessie i Clarie są jeszcze młode i nie zdawają sobie sprawy, jakim obsesyjnym uczuciem je darzymy.
- Poniekąd masz rację. I też się nad tym zastanawiałem, ale póki co nie ma powodów do obaw. Myślę tylko, że powinieneś już powoli wprowadzać Renesmee, co do naszego plemienia i legend. Jeśli powiesz jej o wpojeniu, może sama zrozumie aluzje... A może i nie. Mimo to w najbliższym czasie musisz jej o tym powiedzieć.
- Muszę, ale najpier muszę porozmawiać...
- Tak, tak - przerwał mi. - Musisz skonsultować się z krwiopijcami, bo bez nich nie możesz nawet kiwnąć palcem.
Spojrzałem na niego spode łba.
- Twój sarkazm mnie nie wzrusza. A i myślę, że tak będzie właściwiej. Może i znam bardzo dobrze Nessie, ale jej rodzice będą wiedzieć lepiej, w którym momencie mam jej to powiedzieć.
- Tak, bo my wpojeni mamy zamydlone oczy i sądzimy, że każdy moment jest właściwy - odparł ze śmiechem Quil.
- Tak... - westchnąłem.
Kiedy dyskretnie wyjrzałem przez okno, słońce zaczęło już zachodzić. Wiedziałem, że jutro będę musiał podjąć się poważnej rozmowy o przyszłości.
____________________________________