NA JEZIORZE
Była piękna, słoneczna i bezwietrzna pogoda. Wypłynąłem łodzią na środek jeziora. Odłożyłem wiosła i położyłem się na plecach. Twarz zakryłem koszulką. Słyszałem jedynie leciutki poszum fal uderzających o burtę. Czułem się wspaniale. Pełny relaks. Starałem się o niczym nie myśleć. Nie wiem, ile czasu upłynęło, gdy nagle usłyszałem jakiś głos:
- Hej! hej!
Odsunąłem koszulkę i uniosłem głowę. Głos dochodził gdzieś z brzegu. Spojrzałem w tamtą stronę. Zobaczyłem kobiecą sylwetkę. Byłem od niej w odległości około dwustu metrów. Kobieta machała do mnie ręką. Podpłynąłem bliżej. Uroda nieznajomej miała w sobie coś niezwykle pociągającego. Czarne włosy, ciemna cera, kształtna figura, a przede wszystkim uśmiech i spojrzenie składały się na tę całość, wobec której żaden mężczyzna nie może być obojętny. Jej powabnie zaokrąglone kształty świadczyły, że była już w pełni rozwiniętą kobietą. Mogła mieć nie więcej niż trzydzieści lat. Patrzyłem jak urzeczony. Im bardziej się do niej przybliżałem, tym bardziej uczucie to wzrastało.
- Dzień dobry! - powiedziała, gdy byłem już przy brzegu. - Czy mógłby mnie pan przewieźć na drugą stronę jeziora?
- Ależ ... oczywiście ... proszę bardzo ... - wymamrotałem, starając się bezskutecznie opanować uczucie podniecenia.
Zdjęła sandały i weszła do wody. Stojąc już przy burcie, podała mi rękę.
- Mam na imię Alicja - powiedziała.
Pomogłem jej wejść do łodzi. Z wrażenia zapomniałem się przedstawić.
- A pan? - zapytała, siadając na ławeczce naprzeciwko mnie.
- Krzysztof.
Kilkoma pociągnięciami wioseł wyprowadziłem łódź na jezioro. Do drugiego brzegu było jakieś półtora kilometra.
- Dlaczego tak blisko? - westchnąłem w myślach. - Czy to jezioro nie mogłoby być szersze?
Każde pchnięcie wioseł przybliża mnie do tamtego brzegu. Czy będzie on również kresem tej nieoczekiwanej przygody? Co powinienem zrobić, by nasza znajomość nie zakończyła się na tym krótkim rejsie przez jezioro? Nie chciałem być nachalny. Byłem pod tak wielkim wrażeniem jej urody, że nie mogłem zdobyć się nawet na próbę jakiegoś flirtu. Ściskałem mocno rękojeści wioseł i pracowałem rytmicznie, choć jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że w ten sposób przyspieszam kres tej przygody. - Panie Krzysztofie - odezwała się po chwili - nic pan nie mówi. Czemu jest pan taki zamyślony? Przeszkodziłam w czymś ? ...
- Ależ nie. Przyszła mi tylko do głowy ta zagadka, jak przewieźć jedną łodzią wilka, owcę i kapustę... - próbowałem żartować.
Zaśmiała się.
- Czy mnie uważa pan za wilka? A może za owcę lub kapustę?
- Ależ, pani Alicjo...
Jeszcze bardziej nacisnąłem na wiosła.
- Nie musi pan się tak męczyć, panie Krzysztofie - powiedziała. - A może nie ma pan czasu i dlatego tak się spieszy?
- Ależ nie, jestem tu na wczasach.
- Tu jest tak uroczo. Taki spokój. Jeśli o mnie chodzi, to nie musimy się wcale spieszyć. Czy nie miałby pan nic przeciwko temu, gdybym się rozebrała?
Z wrażenia przestałem wiosłować.
- Ależ ... proszę ... oczywiście ... - wymamrotałem.
Zdjęła bluzkę i spódnicę. Następnie, patrząc mi przy tym w oczy i uśmiechając jak Gioconda, sięgnęła do zapięcia stanika... Po chwili jej pełne i jędrne piersi kąpały się w blasku słońca. Moje osłupienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy z tym samym spojrzeniem i uśmiechem zdjęła majteczki. Następnie zanurzyła rękę w wodzie, po czym przeciągnęła mokrą dłonią po swojej muszelce.
- Mam pomysł - powiedziała.
- Czy moglibyśmy zamienić się miejscami?
Kiwnąłem potakująco głową. Gdy zbliżyłem się do niej, jej zapach wypełnił moje nozdrza. Usiadła i rozchyliła nogi, jej ręce trzymały rękojeści wioseł, ale nie wykonywały żadnego ruchu. Zamknęła oczy. Nie mogłem się opanować. Przysunąłem się do niej i położyłem głowę między rozchylone, gorące uda... Zacząłem delikatnie pieścić jej muszelkę, najpierw palcami, a następnie językiem. Czułem, jak jej łechtaczka twardnieje, a wagina robi się coraz bardziej wilgotna. Moje ruchy językiem stały się coraz szybsze i bardziej rytmiczne. Słyszałem jej głośny, przyspieszony oddech. W pewnym momencie puściła wiosła i chwyciła mnie za głowę, wydając przy tym jęk rozkoszy. Leżeliśmy tak przez kilka minut. Łódź dryfowała na środku jeziora. Mój stwardniały, przygnieciony do podłogi penis rozpierał szorty.
- Zmiana - powiedziała krótko.
Powróciłem do wioseł. Teraz ona pochyliła się nad moim podbrzuszem. Poczułem jej ciepły oddech. Położyła swą dłoń na mych piersiach i zaczęła powoli przesuwać ją w dół, bawiąc się lekko kosmykami mego owłosienia. Gdy dojechała do szortów, odpięła wszystkie guziki i uwolniła z nich naprężonego penisa. Ujęła go prawą ręką, jakby chciała zmierzyć jego wielkość.
- Już dawno mi tak nie stał - pomyślałem.
Kilka razy poruszyła zaciśniętą dłonią w górę i w dół. Następnie odsłoniła nabrzmiałą żołądź i zaczęła wodzić po niej językiem. Myślałem, że zaraz eksploduję. Starałem się jednak powstrzymać, gdyż chciałem, by chwila ta trwała jak najdłużej.
- Jak to dobrze - przemknęło mi przez myśl - że wczoraj zrobiłem to własną ręką.
Podniecenie jednak rosło i coraz trudniej było mi powstrzymywać kumulujące się napięcie.
Gdy poczułem, że bierze mojego penisa w usta, a jej wargi obejmują ciasno jego obwód i wykonują rytmiczne ruchy, straciłem wszelką kontrolę. Ciałem moim wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Wyprężyłem się cały i wystrzeliłem. Przyjęła cały ładunek. Trzymając żołądź w ustach, ścisnęła ręką nasadę penisa, jakby chciała wydobyć ze niego jeszcze więcej życiodajnego płynu. Drugą ręką wędrowała po moim brzuchu. Zdawało mi się, że tracę przytomność.
* * *
Po chwili do mojej świadomości dotarło, że ktoś woła. Przebudziłem się. Byłem w łodzi sam. Szorty miałem zlane spermą.
Otworzyłem oczy i zsunąłem z twarzy koszulkę. Spojrzałem w stronę, z której dochodziło wołanie. Na brzegu stała młoda kobieta i machała do mnie ręką.
- Hej, hej!
Podpłynąłem bliżej.
- Dzień dobry! Czy mógłby mnie pan przewieźć na drugi brzeg? Bardzo pana proszę...