IV
ROK 1984
LXVI ROZMOWA - Mówiąc źle o innych zasmucasz Mnie
4 I 1984 r., środa, Warszawa
— Ojcze, proszę Cię, wybacz mi słowa pełne złości (do elektryków). Nie wolno mi było tak się do nich zwracać.
— To prawda, córko. Zwracając się do ludzi musisz pamiętać, że to są moje ukochane dzieci i mówiąc o nich źle zasmucasz Mnie. Czyż nie Ja jestem dawcą darów? Dałem ci więcej i więcej też wymagam. Ciebie uczono grzeczności, ich nie — więc czemu dajesz im zły przykład? Świadectwo o Mnie z ust gniewnych przyniesie plon chwastów i jadowitość daru świadczy, że nie Mnie się słucha, a nieprzyjaciela mojego. Zastanów się nad tym, a Ja ci przebaczam — tak jak ty powinnaś im przebaczyć i przeprosić za wyrządzoną przykrość.
LXVII ROZMOWA — Dary moje to nie ozdoby, a narzędzia służby
11 I 1984 r., środa, Warszawa
W odpowiedzi na moje pytanie, dlaczego w nowej grupie nie rozwijają się wcale dary Pana.
— Ja pragnę się wam udzielać. Jestem hojny nieskończenie. Nikomu nie skąpię moich darów, ale pragnę, aby były oczekiwane, i tego też, aby przyjęto to, co Ja każdemu z was przeznaczyłem, a nie to, czego wy sami dla siebie pożądacie. Bo dary moje to nie ozdoby, a narzędzia służby, do której Ja was od wieków przeznaczyłem. Proście, ufajcie Mi i oczekujcie. Odrzucajcie też wszystko, co was zamyka przed przyjęciem darów moich.
— Jak to zrobić?
— Pytajcie, módlcie się, a Ja wam odpowiem.
15 I 1984 r., niedziela, Warszawa
— Córko, nie martw się przedwcześnie. Zawsze zwracaj się ze swoimi kłopotami i bólami do Mnie. Ja pragnę tego. Chcę być twoim przyjacielem rzeczywistym, a to znaczy, że spodziewam się po tobie dość zaufania, abyś Mnie powierzała to, co cię martwi, swoje lęki i potrzeby, i to wszelkie, lecz także i to, co cię cieszy, co ciebie uradowało. Chcę też być pierwszym, który usłyszy o twoich planach i marzeniach.
— Ojcze, proszę Cię za ludzi i pytam jak pomóc, a oni odpłacają nienawiścią i intrygami. Co mam robić?
— Córko, pomyśl o tym, że Ja przyniosłem samo dobro, dałem za was życie, wykupiłem z niewoli, w którą oddaliście się sami — a oszkalowano Mnie, fałszywie przysięgając skazano na śmierć i zamordowano. Zrobiły to dzieci mojego narodu, który wychowywałem, przygotowałem i któremu wyznaczyłem rolę zaszczytną — mojego posłańca, wzorca dla innych. Pomyśl, córko, o moim męczeństwie i dołącz swój krzyż. Postaraj się przebaczyć im i proś za nimi.
Po przerwie.
— Bądź spokojna, Anno. Czyż nie wystarczy ci, że Ja ciebie kocham i moja miłość do ciebie nigdy nie ustanie? Polegaj na Mnie, nie na ludziach, bo ludzie zawodzą, ale Ja nigdy się nie zmieniam. Wybrałem cię, dziecko, do świadczenia o Mnie, a więc będziesz świadczyła — tam i tak, jak Mnie się podoba. Twoją rzeczą jest nie zrażać się i nie zniechęcać. Miej wyrozumiałość i ucz się przebaczać. Teraz przyjmij mój pokój i moją miłość, którą pragnę cię napełnić.
18 I 1984 r., środa, Warszawa
— Ojcze, oddaję pod Twój sąd, przed Twoją sprawiedliwość to, co uczyniono. Wobec oszczerstw tych ludzi jestem bezradna. Oni wykorzystują swoje stanowiska, znajomości i autorytet, a mnie nie broni nikt. Bądź Ty moim obrońcą, jeśli wszystko, co mówiłeś do Mnie, mówiłeś Ty, mój Bóg, Stwórca i Ojciec. Ojcze, jeśli tak długo będzie, to ja umrę na serce, zanim dojdę na Golgotę. A co się stanie wtedy z tekstami? Co mam robić, Ojcze?
— Córko, jestem przy tobie, Ja, Bóg twój, Ojciec i przyjaciel. Nie płacz już. Przyjąłem twoją ofiarę i użyję jej wraz z moją zbawczą Krwią na pożytek tych, przez których cierpisz. Potrzebne Mi było twoje cierpienie. A teraz proszę, przebacz im, bo nie wiedzieli, co czynią i komu służą. Dziecko, nie poddawaj się zwątpieniom, te myśli są ci podsuwane przez nieprzyjaciela, ale Ja jestem tu i bronię cię. Dlatego odłóż przewidywania i troski. Jeszcze raz oddaj je Mnie i ufaj Mi. Służ Mi spokojnie pracując dalej. Ja to widzę. Jestem sprawiedliwy i potrafię bronić tych, którzy Mi ufają. Ufaj Mi, Anno. Kocham cię nieskończenie.
Twoje cierpienie zobowiązuje Mnie do przyjścia im z pomocą
19 I 1984 r., piątek, Warszawa
— Co chcesz, Ojcze, abym teraz robiła?
— Oddaj się Mnie. Jestem z tobą. Ja znam prawdę o tobie. Dlatego nie jest ważne, co inni sądzą, i niech cię to nie przejmuje. Czy nie zauważasz mojej opieki i kierownictwa?
Bój toczy się wszędzie, w każdym człowieku. Przez wady ludzkie nieprzyjaciel ma do was dostęp. Ukazałem ci twoje własne wady i teraz staraj się opanować je i przezwyciężyć, a Ja ci dopomogę. Ze Mną nie możesz ulec, tylko chciej, dziecko.
Twoja rola tam jest skończona, ale ferment pozostanie, i tego chcę Ja, bo najgorszą dla człowieka sprawą jest stan zadowolenia z siebie, uśpienia krytycyzmu i duchowe lenistwo — stagnacja w poczuciu własnej doskonałości. Dlatego Ja burzę takie stany, czasem, kiedy potrzeba, bardzo gwałtownie. I wadami człowieka mogę się posłużyć; ale nie znaczy to, że można je pozostawić, gdy się je już zobaczy. Pomogłaś Mi, chociaż inaczej niż sądziłaś. Przeraziło cię, córko, to, co cię spotkało: fałszywe oskarżenie, oszczerstwo, kłamstwo, które ty uważasz za świętokradztwo, bo kłamano przy spowiedzi, aby cię zniszczyć. (...) Nienawiść szatana jest tak silna, iż ,wtedy, gdy ogarnie człowieka, robi on to, czego nie chciałby, i nie kontroluje sam siebie. Może też trwać w złudzeniu, że postąpił słusznie, jeśli brak mu mojego światła i pokory. Ty odeszłaś i dobrze zrobiłaś, ale Ja tam pozostanę i będę burzył ich miłość własną — nie pozostawię ich nieprzyjacielowi. Twoje cierpienie zobowiązuje Mnie, Pana sprawiedliwości, do przyjścia im z pomocą. A tego chciałaś, prawda?
— Tak, Ojcze.
— Ty nie wiedziałaś, jak wygląda ich stan duchowy, lecz Ja, który ich miłuję, znałem go i szukałem środków, które by mogły otworzyć im oczy. Stało się to.
I Ja byłem okrzyknięty „sługą szatana", „oszustem", „zwodzicielem", „kłamcą" i „wrogiem świątyni", którą Żydzi utożsamiali z Jahwe. To właśnie jest ten straszny błąd, najbardziej zaciemniający sąd o sobie niektórym z kapłanów moich: służąc Mnie sądzą, że są jednym ze Mną, i żądają dla siebie względów Mnie tylko należnych. Zapominają, że służą przede wszystkim sobie samym, a Ja jestem im pretekstem do zyskania tego, czego pragną: władzy, czci, chwały, powszechnego uznania i specjalnego szacunku. Czasem żądają więcej: uprawnień specjalnych, pierwszego miejsca wszędzie, i swoją godność obnoszą ponad tłumem wiernych. Zapominają, że Ja nie wiążę się z urzędem i stanowiskiem, a z tym blisko jestem, kto kocha Mnie. Od stopnia oddania się Mnie i służenia Mnie tylko, a nie własnym planom, zależy upodobanie moje w was.
Dlatego, córko, porzuć żal i smutek, bo wiem, że starasz się służyć Mi sobą na tyle, na ile potrafisz, i tak jak umiesz — ale ze szczerego serca bez żadnych osobistych planów. Taką chcę cię mieć i moja opieka ogarnia cię. Jesteś moja na zawsze. Cokolwiek świat by powiedział, niech cię to nie rani, bo Ja prawdę znam. Oddałaś mojej sprawiedliwości ocenę tego, co cię spotkało. Nie zawiedziesz się. Pragnę jednak, o ile chcesz uradować Mnie, ażebyś prosiła o miłosierdzie moje dla każdego, kto ci ból zadaje. Nie chodzi Mi o twoje uczucia, a o zrozumienie, że ten, kto krzywdzi bliźniego, występuje przeciw mojemu miłosierdziu i bliski jest sądu. Ponieważ i tobie zdarza się być ostrą i łatwo sądzisz innych, tym bardziej proś za swoich krzywdzicieli, a wtedy Ja zapomnę tobie wszystko i moje miłosierdzie roztoczę nad tobą. Pokój mój daję ci, córko ukochana. Tym bardziej jestem z tobą, im bardziej ludzie cię krzywdzą i opuszczają.
Uklękłam i modliłam się oddając tych, którzy mnie prześladowali, Miłosierdziu Pana. Wtedy zrozumiałam, co to znaczy, że Pan roztoczy swoje miłosierdzie nade mną. Cała ta sprawa oddaliła się, przestała boleć. Uspokoiłam się i złapałam się na tym, że nucę sobie przy pracach domowych. A martwić się zaczęłam tym, że nie dosyć kocham Pana.
LXVIII ROZMOWA — Okres twojej nauki nigdy się nie skończy
25 I 1984 r., środa, Warszawa
— Córko, przecież pomiędzy Mną a tobą nic się nie zmieniło. Dlaczego niepokoisz się?
Miałam w głowie chaos myśli. Pan je sprecyzował:
— Wydaje ci się sprzeczne to, co ci mówiłem, z tym, co wynikło ze spełnienia moich życzeń. A jednak dobrze, żeś tam była. Pomimo że efekty nie są ci znane lub są sprzeczne z twoimi wyobrażeniami, słuchaj Mnie nadal. Z tego, co wczoraj napisałaś, wynika, że wiele zrozumiałaś. Otworzyły ci się oczy i na to, co ci w służbie przeszkadza, i na to, że nie taka jest stosowna dla ciebie. A Ja uczę was na błędach waszych i pragnę, abyście sami wyciągali wnioski. Nic wam nie narzucam, wspomagam nawet w tym, czego dla was nie chcę, ale tym, którzy Mnie powierzyli siebie i pragną, bym ich objął swoją mocą i miłością, więcej i szybciej udzielam ratunku. Powiedz, córko, czy nie cieszy cię, że już nie „musisz" jechać tu czy tam, gdzie męczysz się bardziej niż zdołasz pomóc?
— To prawda.
— Widzisz, córko, pomóc można tym tylko, którzy otwarci są na to, co się im niesie. Ci, co potrzebują pomocy, przyjdą po nią. Mówiłem ci, że tu, w naszym domu, pragnę leczyć, uzdrawiać, uświęcać. Ty zaś, aby móc współpracować ze Mną, musisz serce swoje, umysł, wolę i uczucia skupić na Mnie. Potrzebujesz ciszy i spokoju, abyś mogła słuchać Mnie i pełnić moją, a nie swoją wolę.
Okres twojej nauki nigdy się nie skończy. Nie ma też końca mojej opiece, prowadzeniu cię i współdziałaniu z tobą. Potrzebuję twego czasu, uwagi i woli słuchania Mnie. Jeżeli udzielisz Mi wolności działania w sobie, Ja sam zbuduję w tobie moje mieszkanie. Więc nie przerażaj się trudnościami, ogromem braków i słabością swoją. Gdybyś ty sama miała iść ku Mnie, nie doszłabyś nigdy — nie doszedłby nikt z ludzi — ale przecież, córeczko, to ja przychodzę do ciebie. Im bardziej jestem potrzebny, tym szybciej przybywam. Wiesz, że Ja jestem z tobą. Otóż przygotować cię pragnę, oczyścić, nasycić sobą twoją chwiejną słabość, by ustaliła się we Mnie. Nic więcej Mi nie potrzeba ponad twoje „chcę". Powiedziałaś Mi to wczoraj. Długo oczekiwałem na te słowa. Kiedy kocha się tak, jak kocham Ja, pragnie się wyłączności uczucia. Ja chcę być dla ciebie wszystkim i być pragnę Jedynym. Cała reszta wynika z miłości...
— Rozumiem, Panie mój i Przyjacielu. Dlatego dzisiaj wyrzekam się każdej formy służenia, do której mnie osobiście nie poślesz. Pomóż mi we wszystkim, czego mi brakuje. Oddaję się Twojej miłości z zaufaniem. Wierzę, że będę miała Twoją pomoc i kierownictwo. Wiem, że znasz moją słabość i moje wszystkie potrzeby. Proszę, dbaj Ty o mnie. Bardzo mi tego potrzeba. Ufam Ci. Polegam na Tobie. Tylko na Tobie!
Kto ze Mną idzie, wyzwala
27 I 1984 r., piątek, Warszawa
Pytałam o Witka, który przenosił się do innego miasta (młodego nauczyciela, jednego z tych, dla których Bóg jest rzeczywistym celem).
— Córko, przyjmiemy go razem w naszym domu. Wprowadź go w sprawy ojczyzny twojej. Wskaż mu, jakie możliwości współpracy otwierają się przed jego pokoleniem. Powiedz też, że od moich dzieci oczekuję służenia Mi wedle ich zainteresowań, wiedzy i umiejętności, bo świat potrzebuje przeobrażenia. Każda służba może stać się świadczeniem o Mnie, tak jak obecnie świat służy nieprzyjacielowi, gdyż we wszystkich środowiskach i zawodach demoralizuje i okłamuje się ludzi świadomie albo działa się na szkodę społeczeństwa przez swoje wady nie kontrolowane i ujawniane bezwstydnie.
Kto Mnie służyć nie chce, nie staje się wolny; przeciwnie, wtedy dopiero staje się łupem i ofiarą sił zła. One rozwijają ludzką pychę, żądzę posiadania i władzy, aby zupełnie zniewolić duszę ludzką, która staje się wreszcie niewolnikiem robiącym wszystko to, czego wróg Prawdy, kłamca odwieczny zażąda. Kto ze Mną idzie — wyzwala, kto służy nieprzyjacielowi — zniewala i niszczy. Szukam pomocników na te straszne czasy, które nadchodzą.
W waszym kraju zapragnąłem rozszerzyć moje królestwo na całe społeczeństwo, lituję się bowiem nad wami i pragnę wspomóc wasze słabe siły, aby prośby, błagania i śmierć waszych współbraci nie były daremne. Stworzę wam warunki konieczne, abyście w pełnej wolności mogli opowiedzieć się, komu służyć chcecie — służyć czynem, pracą, a nie słowem i marzeniem.
Dlatego dałem wam wizję prawidłowego ustroju i jeśli podążycie za nią, dam wam pomoc moją, moc i opiekę, abyście w pokoju budowali wasz i mój dom, pomimo rozpadu i katastrof innych narodów. Potrafię was uchronić przed wszelkim zagrożeniem i poprowadzić, gdy wy zapragniecie na każdym miejscu i w każdej służbie świadczyć o Mnie. Od dobrej woli każdego z was zależy, czy przyjmie plany moje i czy znajdzie swoje miejsce w ich ustanawianiu. Nie pragnę od was więcej, niż wam dałem, lecz dary moje kiedyś do Mnie przynieść będziecie musieli wzbogacone i pomnożone przez rozdanie ich potrzebującym. Bo Ja użyczam wam z mojego bogactwa, abyście miłość mnożyli i zwielokrotniali. W tym leży wasze szczęście i wasza chwała. Pracujcie w pokoju.
LXIX ROZMOWA — Swoje „chcę" musicie wciąż ponawiać
4 II 1984 r., sobota, Warszawa
— Córko! Wzywam cię, bo ociągasz się, a przecież chciałaś pełnić moją wolę...? Teraz czas już nadszedł, ażeby dzieło moje dotarło do tych, których sobie upatrzyłem. Powiedziałem, że w odpowiedniej porze sam się tym zajmę. Z tym, co ci napisano, idź do syna mego, do którego cię skierowano, i to bez lęku i bez uprzedzeń. Nieprzyjaciel usiłuje zbudować w tobie mur nieufności i podejrzliwości co do moich zamierzeń. Rozważ, czy skrzywdziłem ciebie? Czyś nie doświadczyła mojej miłości i opieki? A co on ci dał? Oszczerstwo, poniżenie, oskarżenie fałszywe i potępienie, odrzucenie i nienawiść, czyż nie tak?
— Tak, ale Tyś do tego dopuścił?
— Dopuściłem, aby odwrócić cię od spraw ubocznych, a zawrócić ku twojej służbie, w której nikt zastąpić cię nie może. Bywa tak, że szatan dając upust swej nienawiści do was odsłania sam siebie i ujawnia się w swej działalności pośród was. Ujrzenie go w jego właściwej postaci (choć poprzez człowieka działa) zawsze wywołuje przerażenie, wstręt i chęć ucieczki jak najdalej od niego — chyba że jesteście już zjednoczeni ze Mną i pewni mojej mocy, która was osłania.
Wiele spraw odsłoniło się przed tobą, wiele zrozumiałaś, a teraz znowu zaczynasz go słuchać? To on sączy ci nieufność, żal do Mnie i przekonanie o tym, że nie kocham cię.
— Jak to?
— Tak, Anno, jeśli podejrzewasz Mnie o to, że pragnę twego cierpienia szykując ci nowe badania i analizy tego, coś pisała, i to po to, aby cię znowu napoić cierpieniem i odrzuceniem, wtedy oskarżasz Mnie o okrucieństwo — Mnie, który dałem za ciebie życie, a teraz zapraszam do współdziałania...
— Proszę Cię, Jezu, przebacz mi. Jestem niewdzięczna.
— To prawda, jesteś niewdzięczna, nie inaczej niż cały wasz ród ludzki, ale Ja nie pożądam waszej wdzięczności. Pragnę was wspomagać, bronić i ratować. Abym mógł to uczynić, musi wyjść Mi na spotkanie wasza dobra wola, wasze „chcę". Ponieważ żyjecie w czasie, owo „chcę" musicie wciąż ponawiać. Twoje „tak" sprzed kilku dni już odmieniło się. Oczekuję więc na to, co powiesz dzisiaj.
— Ponawiam swoje „chcę".
— Wróć więc do mojej miłości, córko. Ufaj Mi i nie spodziewaj się ode Mnie zła, ale dobra. Odrzuć wszelki niepokój. Ja cię prowadzę i nie dam ci zginąć. Co obiecałem, tego dokonam. Spocznij w pokoju mojej obietnicy. Kocham cię zawsze.
Prosiłam o potwierdzenie przez słowo Pisma świętego. Otrzymałam z Listu św. Pawła do Filipian 3, 10-12: „...bo i sama zostałam zdobyta przez Jezusa Chrystusa" i jeszcze ciąg dalszy — 3, 13-16.
5 II 1984 r., niedziela, Warszawa
Nie wyszłam z domu, bo miałam trochę temperatury, ale gdybym Boga naprawdę kochała, nie byłoby to przeszkodą.
— Ojcze, dlaczego nie potrafię Cię kochać? Dlaczego nic nie „czuję", chociaż rozumiem Twoją wspaniałość? Pomóż mi, bo sama jestem zupełnie bezwładna.
— Moja córko, sama nic nie możesz zdziałać, a Ja ukazuję ci to, lecz nie aby cię przygnębić, a tylko dopuszczam, ażebyś poznała swój rzeczywisty stan zależności od mojej pomocy, byś chciała prosić Mnie i liczyć na Mnie.
— Prosiłam Cię, Panie.
— Czy wczoraj nie pomogłem ci?
— Tak, ale to było wczoraj.
— Bo pragnę nauczyć cię, Anno, że potrzeba ci mojej mocy w każdej chwili, a twoja prośba nigdy nie powinna ustawać.
Czy nie rozpoznajesz we wszystkim, co się dzieje z tobą, mojej troski?
9 II 1984 r., czwartek, Warszawa
Rozmawiałam w domu zakonnym z ojcem Janem. Przeczytałam te dwie rozmowy z Panem. Ojciec Jan nie znalazł żadnych błędów (niezgodności z nauką Kościoła). Natomiast w całej sprawie oszczerstwa znalazł potwierdzenie prawdziwości drogi, którą Pan mnie prowadzi: według ignacjańskich reguł odpowiada to oczyszczeniu. Najbardziej uradowało mnie, że potwierdził moje gorące pragnienie bycia w domu samej (z Bogiem!). Uważa, że nadszedł czas odsunięcia się od działania, a poddania najściślejszego Panu, tak aby być z Nim jak najbliżej i stale. Ja też pragnę tego, ale jak mam to zrobić?
— Moja, córko. Czyż nie rozpoznajesz we wszystkim, co dzieje się z tobą, mojej troski? Czyż mógłby syn mój powiedzieć ci nie to, czego Ja sobie życzę, jeśli ty zwracasz się do niego o radę we wskazaniu ci drogi do Mnie? A on prosi o tę radę Mnie i ode Mnie oczekuje jasności widzenia. Przecież prosiłaś Mnie, ażebym był z tobą. Jakże daleko ci do zrozumienia mojej prawdziwej nieustającej obecności, zawsze interesującej się każdą twoją myślą, aktem woli i pragnieniem. Wciąż spragniony jestem rozmowy z tobą, twoich próśb i pytań, twojego orędownictwa i twojego radosnego oczekiwania i uczestniczenia w rozmowie. Kochający Ojciec nieustannie pragnie się udzielać, uczyć, doradzać i wysłuchiwać. Czyż tak mało masz Mi do przekazania...?
14 II 1984 r., wtorek, Warszawa.
— Córko, weź to, co przygotowałaś, i idź spokojnie. Pamiętaj, że spełnia się zawsze moja wola. Nic z góry nie przewiduj. Bądź złączona ze Mną, a Ja ci pomogę. To są moje sprawy.
Uwaga późniejsza: Otrzymałam oficjalną pozytywną opinię na piśmie (napisaną przez ks. O. w maju—czerwcu 1984 r.). Odebrałam ją jednak dopiero na jesieni, tak bardzo nie wierzyłam, że będzie ona pozytywna. Jasno też zobaczyłam, że nie ufam w przyjmowanie światła Ducha Świętego i posłuszne pełnienie woli Pana przez Jego Kościół.
Jeśli mój dar przyjmiesz z wdzięcznością...
16 II 1984 r., czwartek, Warszawa
— Co ja mam robić, Panie?
— Posłuchaj, córko, ojca Jana — przedtem radzili ci to samo inni moi synowie — a Ja dopomagam ci w tym, abyś znalazła potrzebny ci spokój i milczenie. Cieszyłoby Mnie, gdybyś częściej pragnęła rozmawiać ze Mną.
— Nie czuję pragnienia rozmowy, wręcz boję się rozpocząć.
— Masz, córko, wolną wolę i jeżeli zapragniesz, Ja cię wspomogę. Nie jesteś spętana ani obezwładniona; to tylko sugestie twojego nieprzyjaciela. Jeżeli tłumię twoje przeżycia emocjonalne, to robię to dlatego, abyś uwolniła się od przywiązania do uczuć i nie łączyła twoich rozmów ze Mną z uczuciem przyjemności lub wzruszeniem. Pragnę mówić z tobą ponad twoją naturą emocjonalną, bez względu na to, co odczuwasz. Czy zrozumiałaś?
— Tak, Boże.
— Mów do Mnie nadal „Ojcze", gdyż jestem Nim i cieszy Mnie twoje zaufanie. A teraz pomogę ci, gdyż wiem, jak trudno sprecyzować ci myśli.
Wciąż lękasz się mojego niezadowolenia. Zastanów się, czy dobry ojciec może okazywać niezadowolenie małemu dziecku, które stawia dopiero pierwsze kroki? Ojciec wie, że to trudna nauka i że każdy upadek dziecko boli. Czyż można je ganić lub czegoś więcej wymagać? Ojciec tylko zachęca i podtrzymuje, ale musi przestać nosić je na ręku, gdyż wtedy maleństwo nigdy nie nauczy się sztuki chodzenia.
Mówiłaś Mi, że to takie ciężkie i że droga do Mnie jest tak bardzo wyczerpująca przez brak miłości ludzkiej, pomocy i oparcia. Tak, córko, to prawda. Widzisz, dziecko, kto idzie ku Mnie, zderza się ze światem, zwłaszcza teraz, kiedy świat odwrócił się ode Mnie. Ty bez przerwy spotykasz się teraz z odepchnięciem, potrąceniem, uderzeniem, bo stajesz na drodze tym w moim Kościele, którzy odwrócili się ku swoim własnym celom i mijają ciebie. Wybaczaj im, bo najczęściej nie zdają sobie sprawy z tego, że nie Mnie, a sobie służą.
Człowiek rzadko odwraca się zdecydowanie. Sumienie zbyt silnie woła o błędzie. Więc ludzie odwracają się powoli, wielkim łukiem, drobnymi krokami i w długim czasie. (Widzę z góry, z wysoka piękny park, a w nim drogę okrążającą ogromny trawnik. Ten, kto spaceruje leniwie, patrząc pod nogi, po pewnym czasie zawraca i nie zauważając tego wraca po okręgu po przeciwnej stronie trawnika do punktu, z którego wyszedł. Tylko ten, kto idzie patrząc daleko, ogarnia całość i potrafi zejść z drogi okrężnej na odchodzącą z niej prostą, prowadzącą dalej w głąb parku.)
Wtedy sumienie jest usypiane, tryb życia bowiem nie zmienia się, a tylko intencje stają się nieczyste, działania służą własnemu wyniesieniu, karierze, zdobyciu powodzenia, znaczenia, władzy, zysku lub wygody. Mówię ci, córko, o ludziach mojego Kościoła, o tych, którzy Mnie ofiarowali swoje życie, by służyć, a budują dom własnej chwały. Mówię o tych, wśród których jesteś i ty, boś też oddała Mi siebie. Chcę cię ocalić od zakłamania i złudzeń własnej przydatności wedle własnych — nie zaś moich — planów. To, co boli cię i zniechęca — świadomość własnej twojej nieprzydatności — jest moim darem, i to koniecznym ci, bo jeśli go przyjmiesz z wdzięcznością i bez niepokoju i żalu, wtedy Ja na uczynionym Mi przez ciebie pustym miejscu postawię moje plany, które dla ciebie wybrałem. Dziękuj Mi, córko, za moją dbałość o ciebie...
LXX ROZMOWA — Każdy z was jest niepowtarzalny i niezastąpiony
18 II 1984 r., sobota, Warszawa
Myślałam o dwóch znajomych paniach, które zawsze podkreślały swoje specjalne wybraństwo i to, że są bardziej niż inni kochane przez Pana.
— Ojcze! Obserwuję, jak ci, którym dużo dałeś: urody, talentu, dobrych ludzi w ich otoczeniu, którzy zaznali pochwał, powodzenia, opiekuńczości, troski i miłości bliskich, dobrobytu i uznania — jeśli odnoszą te dary do Ciebie, pewni są Twojej miłości i swojej wartości w Twoich oczach. A Ja wciąż nie mogę uwierzyć w Twoją miłość właśnie do mnie, tak samo jak i w skuteczność moich próśb za innych. Po prostu nie widzę Twojej odpowiedzi dla mnie. Dobry jesteś, Ojcze, dla wszystkich, tylko tak bardzo nierówno. Ja czuję się jedną z tych zaniedbanych — nie ukochaną córką, a służącą gdzieś w kuchni dobrego pana. On dba o wszystkich swoich domowników, ale jedni są przy nim blisko i wszystko się im układa, a inni ciężko pracują, nic im nie wychodzi, nikt im nie pomoże i dla pana nie znaczą wiele. Zawsze może ich zastąpić kim innym i ich prośby nie mają dla niego znaczenia. Takie przecież jest moje życie.
— Moje dziecko! Przypomnij sobie, co sama mówiłaś innym ludziom — że każdy z was jest niepowtarzalny i niezastąpiony, i każdy kochany przeze Mnie, który was powołałem do istnienia nie „seryjnie" ani „mechanicznie", a z ogromnej miłości, abyście żyli przeze Mnie i ze Mną w pełni szczęśliwości. Błądzi ten, kto sądzi, że jest bardziej od innych kochany, wyróżniany i wynagradzany, że kocham go więcej i obdarzam specjalnie dla jego wyższej wartości. To, widzisz, jest właśnie wynikiem pychy ludzkiej, która na moich darach opiera dobre o sobie mniemanie. Ten, kto służy Mi w prawdzie i czystości, sądzi o sobie, że sługą nieużytecznym jest — bo tak jest prawdziwie. Ci, co więcej otrzymali, powinni oddać Mi więcej plonów, bo na to otrzymali talenty, aby przynieśli Mi je pomnożone.
Przerwałam.
20 II 1984 r., poniedziałek, Warszawa
— Posłuchaj Mnie, Anno. Obdarzam każdego wedle moich zamiarów dla niego, jakie powziąłem powołując go do bytu. Ty widzisz to jako „nierówność", a przecież macie się dzielić, wspomagać i uzupełniać. Tego pragnąłem, abyście służyli sobie wzajemnie. Gdybyście słuchali słów moich, nikt nie byłby opuszczony, samotny i bezradny. Wciąż mówię o moim Kościele.
Twoje ciężary wynikają z braku miłości bliźniego, z którym wciąż się spotykasz, z niedorozwoju mojej miłości w was. Dlatego Ja sam cię wspieram i wspomagam naprawiając krzywdę, która cię spotyka.
— Ty, Panie, też nazywasz to krzywdą?
— I Ja uznaję za krzywdę wszystko to, co hamuje w was wzrastanie ku Mnie, a przede wszystkim lenistwo i niedbalstwo tych synów moich, którym się cały oddałem, aby móc wam służyć. Czyż moja pomoc nie cieszy cię?
Odpowiedziałam, że tak, wtedy kiedy wierzę, że to na pewno mówi On, ale potrzebne jest czasem potwierdzenie ludzkie i rada.
— Chcę ci wytłumaczyć, że dary moje najczęściej otrzymujecie dla swojej słabości, a nie piękności waszej, która nigdy nie jest tak znaczna, jak to sobie wyobrażają dusze niedojrzałe jeszcze. Jeślidaję ci ciężary większe niż innym, masz też większą moją pomoc, a stałaby się ona wręcz „widzialna” dla ciebie, gdybyś zechciała więcej Mi zaufać. Nie jesteś, córko, tak słaba, jak sądzisz, a inni nie są tak mocni i dojrzali, jak ci się to wydaje i jak niejednokrotnie mniemają o sobie. Wszyscy bez mojego wspomożenia nie przeżylibyście dobrze jednej minuty. Ja jestem waszym oparciem, i od ciebie tylko zależy, czy chcesz liczyć na Mnie i tylko na Mnie, czy też trochę na Mnie, a wiele na siebie...
— Ojcze, jeszcze bardziej odbierasz mi wiarę w siebie...
— Tak, niszczę w tobie mniemanie, że sama możesz zrobić cokolwiek dobrego, ale pragnę, byś uwierzyła, że ze Mną możesz zdziałać wszystko, nawet to, co ci się niemożliwe wydaje. Dlatego uznaj swoją słabość, ale nie pogrążaj się w niej, a przejdź ponad nią do mojej mocy i oczekującego na ciebie mojego gorejącego Serca, pełnego miłosierdzia.
21 II 1984 r., wtorek, Warszawa
— Dziękuję, Ojcze, za Twoją pomoc poprzez Halinę, ale pomóż mi Ty sam, ażebym jak najlepiej wypełniła Twoje oczekiwania. Co powinnam zrobić? Oddaliłam się od ludzi. Już trzy tygodnie staram się być sama, bo mi z tym najlepiej w Twojej obecności, ale jak mogę zrobić to, czego Ty chcesz? Jak zaufać? Jak uznać swoją słabość, skoro właśnie nic zrobić nie mogę? Zaufanie Tobie, Ojcze, to jest stan zawierzenia, a nie poszczególne chwilowe akty. Ja pragnę tego, ale nie potrafię trwać, więc jak mogę tego dokonać? Ojcze, pomóż mi!
Przerywam rozmowę i czynię akt oddania się Panu. Potem Pan mówi bardzo poważnie i dobitnie:
— Córko, pamiętaj, że odtąd najważniejszym w Twoim życiu jestem Ja.
Odpowiadam: — Dziękuję — a Pan dodaje:
— Czyń Mi puste miejsce w sobie. Na nim zamiast twoich zamiarów i przewidywań — które odrzuciłaś przede Mną — rozpoczynam plany moje. Ja jestem ich sercem i środkiem. Ja czynić będę to, co chcę, i tak, jak chcę, nie licząc się z twoimi zamiarami, boś Mi je oddała. Czy zgadzasz się na to...?
— Tak, Ojcze mój. Bo najważniejsze jest, żeby wypełniły się Twoje plany. Wierzę, że nie skrzywdzisz Polski, że uratujesz nas i potrafisz uświęcić.
— Tak. A ty będziesz moim znakiem. Wytrwaj, dziecko. Cierpliwości.
LXXI ROZMOWA — Patrz moimi oczyma
28 II 1984 r., wtorek, Warszawa
— Moje dziecko. Ćwicz się w cierpliwości i wyrozumiałości. Zachowanie ludzkie można tłumaczyć na korzyść człowieka lub jego niekorzyść. Patrz moimi oczyma: usprawiedliwiaj i szukaj argumentów w obronie człowieka, a nie oskarżaj go. Nie stawaj nigdy po stronie waszego oskarżyciela, który nie zna litości ani miłosierdzia. Stawaj jako obrońca każdego, kto obrony potrzebuje. A potrzebujecie jej wszyscy.
Waszym obrońcą jest Syn mój, który zapłacił za wasze wyzwolenie tak bardzo drogo. Wspomagajcie Go w Jego dziele zbawienia w miarę waszych sił. Ale nawet wtedy, gdybyście ich wcale nie mieli, możecie wstawiać się, prosić i tłumaczyć, i nieustannie towarzyszyć w tym działaniu Maryi, Matce Miłosierdzia. Myśl działa nie potrzebując ku temu sił fizycznych. Myśl powodowana współczuciem i pragnieniem uzyskania mojej pomocy dla potrzebujących trafia do mojego serca i otwiera wrota miłosierdzia. Drodzy Mi są proszący i współczujący. Ogarniam ich moją litością i nasycam moim własnym dobrem. Daję im też moc wypraszania łask koniecznych do uzyskania mojego przebaczenia dla tych, którzy zagrożeni są moim sprawiedliwym sądem.
Cieszy Mnie, waszego Ojca, wasze współczucie, pragnienie uzyskania przez was mojego zmiłowania dla winowajców, zwłaszcza wtedy, gdy czynicie to poprzez ból i krzywdę osobistą. Kto chce być wysłuchany, kto pragnie, bym go wspomagał i moją mocą poświadczał jego wstawiennictwo, niech sam świadczy miłosierdzie — w duchu: niech przebacza, tłumaczy, usprawiedliwia, i tak czyniąc łączy się ze Mną i w moim miłosierdziu ma swój udział. Resztę wykonam Ja.
Zrozumiałam to jako przesadzenie — przeniesienie nas z gleby własnej na grunt Boży.
— Pragnę, abyście zapuszczali korzenie w mojej świętości, w wiecznie udzielającej się wam naturze Boga. Jak ojciec oddaje dzieciom wszystko, co sam posiada, ażeby czerpały z jego bogactwa i szczęśliwe były, tak Ja otwieram wam pełnię mojego Bóstwa. Czerpcie i nasycajcie się. Wszystko, czego zapragniecie, jest wasze. Mój bezmiar pragnie wypełnić wasze ubóstwo, nasycić wasz głód. Im więcej dóbr moich rozdawać zapragniecie, tym bardziej uszczęśliwicie Ojca.
Chcę, aby to, co moje, co jest prawdziwym bogactwem, nie tylko wypełniło was, lecz przelewało się i płynęło z was, rozlewając się jak najobficiej dla nasycenia całej biedy tej ziemi.
Widziałam siebie jako puste naczynie metalowe, rodzaj kielicha czy czaszy, które zaczęła napełniać woda żywa, perlista, świetlista. Spływała ona jak płynny ogień lub płynne światło i przelewała się coraz szerzej, spływając stale, bez końca.
— Niczego dać „od siebie" nie potraficie, bo nic własnego nie macie — jesteście puści. Lecz ta pustka wasza jest wezwaniem, abym ją wypełnił. Jeżeli zrozumiecie dobrze, że miłość moja ubolewa nad próżnią waszych dusz i zawsze z tym samym ogniem i wichrem spieszy, by ogarnąć was, nasycić i przemienić w istoty rozjarzone światłem, gorejące, uszczęśliwione do granic swoich możliwości, wtedy przyjmiecie pustą waszą niemoc jako dar mój dla was — nieskończonej wartości. To, co świadome jest pustki swej skorupy, Ja sam wypełnię i przemienię w naczynie swojej chwały, promieniejące i święte.
LXXII ROZMOWA — Podtrzymuj pragnienie stawania przede Mną w ciszy
8 III 1984 r., czwartek, Warszawa
— Ojcze, trudno mi teraz zwracać się do Ciebie. Słowa są monotonne i wydają mi się „puste". Nie oddają istoty sprawy ani moich pragnień, ani rzeczywistego stanu moich odczuć. Nawet psalmy są jednak tylko słowami i jest ich jakby za dużo. Nie umiem też medytować, nawet nie wiem, jak to się robi. Nie chcę sobie nic wyobrażać, zwłaszcza Ciebie, bo to nie będzie prawdziwe. Kiedy zwracam się do Ciebie, wyobraźnia zamiera, i wydaje mi się to słuszne i potrzebne, dlatego nie staram się przemagać — a może trzeba? Co to znaczy „kontemplacja"? Nie potrafię się skupić i trwać w rozważaniach. Co mam robić? Czego pragniesz Ty, Ojcze?
— Czekałem, kiedy Mnie o to zapytasz. Męczysz się zupełnie niepotrzebnie, córko. Przecież Ja znam twój organizm duchowy i fizyczny i czynię wszystko, by ułatwić ci spotkanie z sobą.
Modlitwa jest spotkaniem ze Mną. Tym jest każda nasza rozmowa. Przecież nie bierze w niej udziału tylko twoja ręka, gdy piszesz? Ona ci służy, ale zwracasz się do Mnie ty cała: twój duch, twój rozum, twoja wola (bo chcesz słyszeć Mnie), twoja natura uczuciowa. Widzisz, dziecko, kiedy zachwycasz się Mną w tym, co ci objawiam o sobie i o moim stosunku do was, nie jest to bynajmniej reakcja emocjonalna, ale jest to poznawanie Mnie w moich właściwościach przez twój intelekt.
— A wola?
— Wola już dała przyzwolenie na poznanie.
— A natura emocjonalna?
— Natura emocjonalna odbiera radość poznania, ale nie bierze udziału w rozmowie ze Mną, która jest rozmową sięgającą w głąb twojej istoty nieśmiertelnej, duchowej. Ona rozpoznaje, choć w ciemności, swojego odwiecznie umiłowanego i ku Niemu cała się zwraca. Kiedy zaś przemawiam do człowieka Ja, twój Bóg, człowiek milknie, słucha i stara się nie uronić ani słowa. To naturalne i tak dzieje się i z tobą.
Jeśli mówię ci o rzeczach trudnych i chcę, abyś Mnie rozumiała, daję ci łaskę objęcia tej prawdy — i to nazywacie kontemplacją wlaną, gdyż tylko dzięki mojemu darowi „pojmowania" możesz ją przyjąć (a nie poprzez pracę władz umysłu, gdyż nie masz odpowiedniego przygotowania). Bardzo wiele ci daję i cieszę się, że wzrasta twoje zrozumienie, bo przez ciebie poznawać Mnie będą i inni. Czasem jednak odsłaniam ci się sam z miłości do ciebie, i wtedy pragnę być z tobą tylko dla ciebie. Wtedy przerywasz pisanie i trwasz w milczeniu. Wtedy pozwalasz Mi nasycać cię moją obecnością. Nie sądź, że kiedy ciało i dusza zachowują milczenie, nic się nie dzieje. Wtedy właśnie Ja sam pracuję w tobie. Dlatego podtrzymuj w sobie pragnienie stawania przede Mną w ciszy i bez wysiłku. Chcę, byś odpoczywała we Mnie.
Niech cię nie niepokoi brak uczuć radości czy entuzjazmu. Twoja natura emocjonalna musi nauczyć się milczenia. Spokojnie powinna spoczywać na progu twojej duszy, kiedy do niej przychodzę Ja, jej Umiłowany. Władze umysłu są tu również zbyteczne, gdyż mojego świata zrozumieć nie potrafią. Mijam je i przybywam wprost do komnat sekretnych (wewnętrznych) twojego domu, który Ja zbudowałem i znam go lepiej niż ty. Dlatego oczekuj Mnie i daj się prowadzić w ciemnościach, kiedy przybywam. To nie jest czas działania, lecz okres oczekiwania i spotkań w ciemnościach nocy. Przy Mnie nic ci zagrozić nie może Bądź zatem spokojna i ufaj Mi. Pragnę cię mieć bardziej dla siebie. Niech serce twoje będzie stale otwarte, abym mógł wejść zawsze, gdy tego zapragnę.
— Czy mam przestać pisać?
— Nie wyklucza to naszych rozmów, przeciwnie, chcę ci wiele przekazać — dla innych. Lecz ciebie dla siebie mieć pragnę. Czy zrozumiałaś Mnie?
— Tak, Jezu.
Po chwili milczenia.
— Mój Panie! Czy Ty naprawdę wierzysz mi? Czy jest ktoś, kto by cię częściej zawodził niż ja? Czyż nie dosyć zawiodłeś się na mnie? Przecież ja mam same wady; nie widzę w sobie dobrej woli stałej, a tylko momenty, nie mam wytrwałości, nie pracuję nad sobą, zapominam Twoich rad. Nie idę, a wlokę się, często przystając. Chyba każdy inny człowiek więcej by przyniósł Ci pożytku. Czasami myślę, że Ty, Panie, nie znasz mnie naprawdę, że mylisz się cokolwiek budując na mnie, że Cię zawiodę.
— Córko moja. Ja upodobanie mam w słabych i bezbronnych. Znam cię tak, jak Stwórca znać może swoje własne stworzenie. Znam cię, jaką byłaś, jesteś i będziesz. Powstałaś z mojej do ciebie miłości, z miłości Boga, która jest nieskończona i niezmienna. Jeśli człowiek nie odrzuci miłości Boga, Bóg, Ojciec jego, nigdy nie odrzuci człowieka. Żyjesz w mojej miłości i z niej. Oczywiście, jesteś sama ze swej natury prochem i grzechem, lecz jakie to ma znaczenie wobec ogromu mojej miłości do ciebie? Nie ty się zmienisz, to Ja zmieniam ciebie. Czyż przekwitły owoc kwiatu jabłoni wie coś o swej przyszłej dojrzałości...? A jednak pod okiem ogrodnika, pielęgnowany troskliwie, cierpliwie poddany słońcu, wichrowi, upałowi i burzy, powoli dojrzewa ku swej pełni zamierzonej przez naturę drzewa. A każdy z was droższy Mi jest niż wszystkie owoce ziemi. Nad każdym czuwam osobiście z troską i czułością. Chronię (przyszły owoc), by nie spadł przedwcześnie, by go robak nie stoczył ani złodziej nie porwał.
Zrozumiałam, ze Pan czuje się zobowiązany do wzięcia w opiekę tych, których powierzyli Mu rodzice i chrzestni.
— Każdy, kto w moim ogrodzie, w Kościele moim wzrasta, ma moją specjalną opiekę i wspomożenie. Znam cię, córko, nie tylko w twoich błędach, lecz i w porywach serca, w zamiarach, w pragnieniach. Ból, jakiego zaznaje człowiek z powodu swej niewierności, jest dla Mnie dowodem gorącego pragnienia wierności. Ja jestem zawsze obecny. Zawsze wyrozumiale was tłumaczę. Cieszę się każdym waszym krokiem ku Mnie, nawet najmniejszym. I nie rezygnuję nigdy z troski o wasze szczęście. Nie dopuszczę, Anno, abyś mogła zginąć. Taka jest miłość Boga.
14 III 1984 r., środa, Warszawa
— Ojcze mój. Wpadłam na pomysł, aby pytać cię, czy to lub tamto mogę zrobić, i robię to. Są to maleńkie sprawy, ale na nic więcej mnie nie stać. Wiem, że one nie są tym, czego Ty byś pragnął, jednak Ty wiesz, że nie potrafię teraz modlić się, rozważać. Nawet zwrócenie się do Ciebie jest mi ciężarem. Kiedy słyszę, że można jeszcze otrzymać skierowanie do Harrisa, widzę, że mogę zawiadomić o tym wiele osób i robię to. Zatelefonowanie do ludzi z tą informacją, której może wcale nie chcą i nie potrzebują, jest tym, co zrobić mpgę. Tylko tyle.
— Córko, mówiłem ci, że teraz jest dla ciebie czas przygotowania się, oczekiwania i trwania w cierpliwości. Bądź cierpliwą względem siebie samej. To Ja cię wspomagam w twoich drobnych próbach miłości bliźniego. Więcej nic nie możesz, jak to, co ci wskazuję sam. Trwaj w tym usposobieniu. Wszystko ponad to, co robisz, rozbijałoby stan oczekiwania na napełnienie pustego naczynia twojej duszy moją łaską. Wiesz, że nie masz żadnych zasług, które pozwalałyby ci przynaglać Mnie i prosić. Wiesz też, że Ja kocham cię i nie pozostawię sobie samej. Wierzysz w moją miłość do ciebie i to pozwala ci trwać w spokoju i bez lęków czy przeciwności. Tego chcę, córko. Tak być powinno. Cieszę się, że chcesz być Mi uległą, że odrzuciłaś zniecierpliwienie. Bądź bardziej jeszcze łagodna w stosunku do swojej natury emocjonalnej, swojej słabej woli i pamięci, bo cała potrzebujesz mojego uzdrowienia.
Wiesz, bo mówiłem ci, że Ja działam powoli, delikatnie i cicho. Nieważne jest, czy spostrzegasz rezultaty mojego leczenia. Jedyne znaczenie ma twoja wiara w moją miłość i moje starania o ciebie. Niech ufność twoja opiera się na mojej do ciebie miłości. Rosnąć i rozwijać się ma twoja ufność, zawierzenie Mi, wiara we Mnie, nie w siebie. Moja miłość uczyni cię zdolną do miłowania, nie odwrotnie. Ja działam, ty poddajesz się memu działaniu z chęcią i spokojem. Jestem obecny przez twoją wiarę, nie odczuwanie. Przyjmij pokój mój.
LXXIII ROZMOWA — Nie odrzucaj siebie, bo Ja ciebie kocham
26 III 1984 r., poniedziałek, Warszawa
— Posłuchaj Mnie, córko. Czujesz się nieszczęśliwa, bo sądzisz, że oddaliłem się od ciebie. Nie odczuwasz już mojej bliskości. Wydajesz się sobie pusta i pozbawiona jakiejkolwiek wartości. Nic cię nie raduje. Nie sprawia ci dawnej radości to, co dawniej lubiłaś. Czyż nie tak?
— Tak, Panie. Wiem, że mam same grzechy i że nie mogę się z nich wydobyć. Widzę, ile we mnie jest złości, porywów gniewu, niecierpliwości, ile niechęci do ludzi. Nie chcę nikogo widzieć, z nikim rozmawiać, nie pragnę czytać, pisać, nic nie chcę oglądać. Modlić się też nie chcę i z Tobą rozmawiać mi trudno. Wciąż odkładam pisanie, bo nie wiem, co mogę Ci powiedzieć, tak bardzo mi źle ze sobą. Nie mogę się skupić ani rozważać cokolwiek. Co mam robić?
— To, co teraz robisz, Anno. Powinnaś posłuchać Mnie, bo Ja mam ci wiele do powiedzenia. Wcale nie pragnę, abyś biernie poddawała się smutkowi i żalowi, tym bardziej zniechęceniu. Twój stan jest o wiele gorszy niż to, co spostrzegasz. I taki jest stan duchowy każdego człowieka, dopóki żyje on „o własnych siłach", a nieskończoność dzieli grzeszny rodzaj ludzki od świętości Boga.
Dlatego Ja przybyłem do was z domu Ojca mego, ażeby was wprowadzić weń. Ja was prowadzę, uczę, oczyszczam i uświęcam. Czynię tak z każdym, kto Mi na to zezwoli. Dlaczegóż o tobie jednej miałbym zapomnieć? Wciąż jeszcze nie możesz zawierzyć miłości mojej do ciebie. Tak mało Mnie znasz. Czyż nie jestem wierny? Czy mogę odrzucić tę, za którą oddałem życie? Czy jestem zmienny i niestały jak wy...?
Ukochałem cię przed wiekami i dlatego istniejesz. Dlatego żyjesz jeszcze, że chronię cię i osłaniam. Wciąż uczę cię siebie, jakim jestem, abyś przestała wątpić i obawiać się Mnie. I nic od ciebie nie wymagam — proszę tylko o zaufanie. Polegaj, córko moja, na mojej niezmiennej miłości do ciebie. Wtedy nic ci straszne nie będzie.
Stawiam przed tobą lustro, ażebyś sama przyjrzała się sobie. Poza zobaczeniem się nic więcej zrobić nie możesz. Lustro, coraz jaśniejsze, w większym świetle moim niejeden raz postawię przed tobą. Ty zaś w rozmowach ze Mną mów Mi, co ci się nie podoba, czego ci nie dostaje, co pragnęłabyś zmienić, a co chciałabyś posiąść. Ja mogę spełnić twoje pragnienia i chcę tego. A więc kiedy coś ci się w tobie nie podoba, mów Mi to, a Ja obmyślę środki zaradcze. Ojciec twój oczekuje próśb twoich, aby je wysłuchać. Na inne sprawy przyjdzie czas, teraz jest czas na umycie się, oczyszczenie i przywdzianie tych szat, jakie Ja przygotowałem dla ciebie. Są to sprawy pomiędzy tobą a Mną, pomiędzy dzieckiem a Ojcem. Wciąż oczekuję słów twoich...
27 III 1984 r,, wtorek, Warszawa
— Jezu, mój Przyjacielu, pomóż mi.
— Powiedz Mi o wszystkim, co cię martwi, bo pragnę wysłuchać cię i pocieszyć.
— Martwi mnie moja słabość wewnętrzna i psychiczna, moja stale podwyższona temperatura i zmęczenie. Martwię się tym, że nic mi się nie chce. Teraz nie chcę z nikim rozmawiać, chyba o Tobie. Nie chcę nikogo widzieć, przestają mnie obchodzić sprawy dawniej ważne, książki mnie nudzą, są „martwe". Nic mnie nie pasjonuje ani nie pociąga. Czy to jest normalne? Czy to nie jest objawem choroby albo gwałtownego starzenia się? A może ja naprawdę nie jestem zdolna do miłości Ciebie i ludzi...?
Zrobiłam się absolutnie bierna, jeśli Ciebie osiągnąć nie mogę — a nie mogę. Nie mogę zmienić nawet najmniejszej swojej wady, a one piętrzą się, pomimo że nie robię rachunku sumienia. Boję się, bo i tak jest ze mną źle. Powinnam z pasją czytać książki teologiczne i te z zakresu życia wewnętrznego, tymczasem muszę się do nich zmuszać, tak jak i do czytania Pisma świętego. Chciałam być Tobie uległa, a jestem po prostu martwa. Poradź mi, pomóż mi, bo tylko Ciebie mam, a Ty jesteś tak nieosiągalny. I jeszcze brak mi bojaźni Bożej. Właściwie brak mi wszystkiego, a przy tym jestem zarozumiała i gardzę „chamstwem". Wykładam przed Tobą, Jezu, ten spis nieszczęść. Zobacz sam, co można z takiej istoty zrobić.
Po pewnym czasie Pan odpowiada:
— Idziemy, Anno, przez ciemną dolinę — razem. Ja cię prowadzę, idź więc spokojnie. W mojej obecności nic ci nie grozi, dlatego odrzuć wszelkie lęki i daj Mi rękę. W ciemnościach tym bardziej jestem ci potrzebny. Nic nas nie rozłączy. Ty oddałaś się Mnie, a Ja oddałem się tobie — wcześniej, na krzyżu, abyś nie zginęła. Łączy nas miłość moja, która stanie się naszą wspólną miłością, jeśli trwać będziesz przy Mnie. Wtedy staniesz się zdolna kochać z całej swej mocy to, co Ja kocham.
Teraz proszę, nie odrzucaj siebie, bo Ja ciebie kocham. Twoja wartość leży w mojej bezgranicznej, cierpliwej, wyrozumiałej miłości. Myśl o Niej, nie o sobie, bo ty siebie prawdziwie zobaczyć nie możesz. Tylko Ja znam ciebie, dziecko moje, ukochane bezgraniczną miłością, bo Ja jestem Nieskończonością Miłości. Na niej oprzyj się mocno i broń swego zawierzenia. Nie daj się wyrwać z mego serca. Wolą miłości kochaj Mnie.
Daję ci pokój mój, Anno. Odpocznij w nim.
6 IV 1984 r., piątek, Warszawa
Był ksiądz Jakub. Z miejsca wystąpił z krytyką, nie dopuszczając mnie do słowa. Po wysłuchaniu jego opinii mogłam mu wyjaśnić, że moja sytuacja zmieniła się, że odeszłam od „Ruchu" (którego on nie znosi) i od dwóch miesięcy pozostaję na uboczu, w domu, bo zrozumiałam, że najważniejszy jest Bóg, i tylko On sam liczy się w moim życiu. Obecna była Baśka, czytająca właśnie na moją prośbę ostatnie słowa Pana. To spowodowało, że tym bardziej surowo ks. Jakub wystąpił z potępieniem dawania do czytania tych słów, które przecież Pan mówi do nas, najczęściej od razu w liczbie mnogiej, i które są nam tak bardzo pożyteczne. Zgodziłam się na przyjście Baśki (której nie jest łatwo w pracy pod Waszawą i która rzadko może się oderwać od swych obowiązków), ponieważ sądziłam, że ks. Jakub nie przyjdzie wcale (tak już było dwa razy). Żałuję, iż nie pozwoliłam jej wyjść, kiedy chciała, to znaczy zaraz po przyjściu księdza, który spóźnił się o dwie godziny. Ks. Jakub czuł się w obowiązku stać na stanowisku strażnika czystości wiary (tym bardziej w obecności młodej dziewczyny) i robił to z wielką pewnością siebie, gdyż przyszedł ze z góry wyrobioną opinią. Potem powoli zmieniał usposobienie, w miarę jak mu mówiłam o zmianach i prosiłam o rady. Nie mówiłam tego, co Pan mi mówi (a co, jak on uważa obecnie, mówię sama sobie), bo tego sobie nie życzył, ale pytałam, czy takie postępowanie, jak Pan mi radził, w takiej sytuacji jest właściwe. Z każdą radą zbliżał się do wskazań Pana, wreszcie mówił to samo. Dziwne, że nie straciłam spokoju ani cierpliwości, ani życzliwości.
— Proszę Cię, Boże mój, o radę i wskazówki.
Spojrzałam na kalendarz werbistów. Otworzyłam czytania na dzień dzisiejszy: J 10, 26-30 (Owce w ręku Boga są!).
— Dziękuję, Panie, że nikt mnie z Twojej ręki nie wydrze, a Ty prowadzisz mnie drogą prawdy i nie dasz mi zbłądzić. Ty wiesz, jak jestem naiwna i prostoduszna, i bronisz mnie przed złudzeniami. Ufam Tobie!
— Dziecko moje, nie obawiaj się, że mógłbym cię opuścić. Polegaj na mojej miłości do ciebie, a ta jest niezmienna. Opinie ludzkie niejeden raz będziesz miała przeciw sobie i nie chcę, abyś wtedy czuła się winną, nie ma twej winy w tym, że przyjmujesz ode Mnie takie zadanie, jakie przeznaczyłem dla ciebie. Zbierz swoją odwagę i męstwo i idź za Mną. Do zmartwychwstania wiedzie droga trudna i bolesna dla natury człowieka, ale to jest moja droga. Ja przeszedłem ją w całej długości, a wy towarzyszycie Mi krótko i nie jesteście sami.
Nie mógłbym zawieść tego, kto ufa Mi i liczy na moją pomoc. Czyż mógłbym pozostawić samo tak małe i biedne dziecko, jakim ty jesteś? Ze względu na swoją słabość masz większe niż mocni i silni prawo do mojej opieki i na nie się powołuj, gdy będziesz atakowana. Ja wszystko widzę, jestem zawsze blisko i nigdy cię nie opuszczę. Choćby cały świat mówił ci, że się mylisz i błądzisz, ufaj mojej miłości do słabych i bezbronnych. Ja jestem ich tarczą, obrońcą i pasterzem. Ufaj mojej miłości.
LXXIV ROZMOWA — Nie posyłam cię do „świętych", lecz do grzesznych
7 IV 1984 r., sobota, Warszawa
— Ojcze, czy Ty chcesz, żebym pojechała na Kongres Miłosierdzia?
— Tak, dziecko. Zawieziesz im wtedy moje słowa. Ale ty sama zachowaj milczenie. Słuchać będziesz, a jeśli rozmawiać, to tylko prywatnie. Wszystko ci podam. Teraz zaś napisz list.
14 IV 1984 r., sobota, Warszawa
— Córko, czemu się trapisz? Zatelefonuj i proś o rozmowę, a sądzę, że otrzymasz przychylną odpowiedź. Bądź dobrej myśli. Chciałbym, żebyś przyjmowała każde wydarzenie jako wyraz mojej woli bez względu na wyniki przykre dla ciebie czy też radosne. Ja jestem we wszystkim, co cię spotyka, a Jeśli dopuszczam tak wiele sytuacji smutnych, bolesnych lub upokarzających, to dlatego, ażebyś w nich sprawdziła sama siebie. Uczę cię, dziecko, poprzez twoich bliźnich. I nie jest ważne twoje stwierdzenie, że ludzie są „przykrzy", „złośliwi", „nieżyczliwi", że ranią obojętnością i brakiem dobroci, bo tacy jesteście wszyscy, tacy właśnie: poddani złu tego świata bardziej niż Mnie. Lecz tęsknicie za Mną i moim światem, królestwem Miłości, nieszczęśliwi bez niego i głodni. Takich was kocham, współczuję wam i ratować pragnę. Ty masz wybierać, czy dzielisz moje pragnienia, czy też w zetknięciu się ze „światem" potępiasz swoich bliźnich i osądzasz wraz z oskarżycielem rodzaju ludzkiego. Nie posyłam cię do „świętych", lecz do grzesznych, biednych, potrzebujących pomocy. Dlatego nie spodziewaj się po nich dobroci, ale ty bądź dla nich dobra. Pomoc masz we Mnie.
— Nie mam nic do dania.
— To prawda, sama nic im dać nie możesz, ale dawaj im moją miłość. Jestem twoim przyjacielem. Korzystaj z mego bogactwa, udostępniaj je. Oddawaj tych, których słabość i grzech spostrzegasz — Mnie, a Ja dla twojej troski zajmę się nimi. Za ciebie też proszono i nadal proszą. Ty czyń to innym. Oczekuję tego od ciebie.
16 IV 1984 r., poniedziałek Wielkiego Tygodnia, Warszawa
— Weź, córko, nową kartkę papieru i pisz.
Napisałam „Słowo Pana o Miłosierdziu". Oddałam dwóm znajomym księżom w czasie Kongresu Miłosierdzia w Częstochowie (25-29 IV 1984 r.).
8 V 1984 r., wtorek, Warszawa
Wzywałam Pana, żeby móc pisać i oddawałam swoją całkowicie bierną wolę, by pomógł mi.
— Dziecko, jakżeż miałbym nie pomóc ci, kiedy wołasz? Wiedz, że czujnie nasłuchuję twego wołania, aby przyjść. Boli Mnie twoje milczenie, a nie wzywanie Mnie, ponieważ wiem, jak bardzo potrzebny ci jestem i jak ciężko ci samej.
Umarła córka mojej kuzynki.
— Chcesz dowiedzieć się o nią, by pocieszyć twoją kuzynkę. Ja silniej tego pragnę niż ty. Ona jest Mi tak droga jak ty i cierpię nad jej bólem, opuszczeniem i smutkiem. Dlatego teraz zaraz powiedz jej, że tak, jak to obiecałem jej ojcu, któremu wiele odpuściłem ze względu na jego nagłą i przedwczesną śmierć (został rozstrzelany przez Niemców na Pomorzu jako zakładnik w październiku 1939 r.), zabrałem ich córkę do siebie w dniu przyrzeczonym (tj. w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, Niedzielę Miłosierdzia). Ona jest ze Mną. Możesz to z pełną odpowiedzialnością powiedzieć jej matce. Zrób to zaraz!
To Ja życzyłem sobie, aby pierwsza niedziela po święcie mojego Z-martwych-powstania czczona była jako dzień Miłosierdzia Bożego nad wami, dzień, w którym wszystko stać się może udziałem łych, którzy zawierzą mojemu miłosierdziu. Zmiłuję się nad każdym, kto Mnie wezwie i mojej miłości zaufa. Któż z was zaś bardziej Mi ufa niż ci, którzy już zmiłowania dostąpili i oczekują w tęsknocie i pragnieniu spotkania z Miłością, skruszeni, świadomi swoich win i zaniedbań i opłakujący je?
Niczego bardziej nie pragnę, aniżeli byście żyli w prawdzie — nie w kłamstwie. Kiedy przechodzicie w świat duchowy, stajecie wobec prawdy o was samych i o waszym stosunku do mojej miłości, którą odkrywacie w waszym istnieniu i o mojej dla was pomocy i trosce, teraz poznanej i zrozumianej. Jeśli tylko otworzycie się na tę prawdę i zapragniecie całą mocą ducha odpowiedzieć miłością na miłość, którą was ogarniam, szczęście moje jest tak wielkie, że zapominam wam wszystko zło całego waszego życia i przygarniam do serca. Jestem zawsze tym samym Ojcem synów i córek marnotrawnych. Radością moją jest mieć was przy sobie.
Moja kuzynka, niestety, mimo że sama pytała, nie chciała nawet przyjść i przeczytać słów Pana, ponieważ nie wierzy. Jak wielką przykrość zrobiła córce i matce (też niedawno zmarłej).
LXXV ROZMOWA — Gdy tylko zwątpisz w miłość moją, upadasz
11 V 1984 r., piątek, Warszawa
— Anno! Oczekuję na twoje „chcę".
— Daję Ci je, Panie.
— Czy nie widzisz, dziecko, że beze Mnie usychasz? Niemożnośc modlitwy i pisania jest skutkiem, a nie przyczyną twojego odejścia. Stajesz wtedy bezbronna wobec nieprzyjaciela twojej duszy, twojego narodu, całej ludzkości. On obezwładnia cię i utrzymuje w tym odrętwieniu duchowym w jakim się teraz znajdowałaś.
Jestem pasterzem idealnym. Nigdy nie zrezygnuję z odnalezienia zagubionej owcy. Lecz kiedy ona ucieka, stan jej pogarsza się. Jest bardziej spragniona i głodna niż byłaby wzywając Mnie głośno i nieustępliwie.
Jeśli — pozornie — nie jestem przy tobie obecny, nie odchodź ku swoim zajęciom, lecz czekaj cierpliwie. Mów do Mnie, wzywaj Mnie, proś o sprawy twoich bliźnich i wierz z całej mocy serca, że jesteś kochaną. Gdy tylko zwątpisz w miłość moją, upadasz. Poddajesz się smutkowi i zniechęceniu, odwracasz się ode Mnie i nie chcesz już przestawać ze Mną. Czyż taka jest miłość?
Pragnę być stale obecny w twym sercu, w twych myślach, planach i rozmowach. Zrób to już teraz. Zaproś Mnie do udziału w filmie, który chcesz oglądać, a Ja zwrócę ci uwagę na to, co będę uważał za potrzebne. Dziękuj Mi też za tych, którzy wykorzystali dane im dary rozumu i umiejętności i opracowali odpowiednie przyrządy (TV). Dziękuj za talenty dane aktorom, za to też, że możesz widzieć. We wszystkim zawsze jestem Ja w mojej miłości i hojności dla was.
Podczas oglądania „Much" Sartre'a Pan powiedział ze smutkiem:
— Widzisz, co robią niektórzy filozofowie z danym im przeze Mnie darem rozumu? Obracają go przeciw Mnie. Wykorzystują go, aby odwracać ludzi ode Mnie przekonując ich pozornie logicznie i umiejętnie.
Sartre głosił, że nie istnieje wina i kara, więc niepotrzebna jest skrucha, żal i pokuta. Boga nie ma, ludzie są wolni (ale sami — poza Miłością). Zrozumiałam, jak wielką winą jest działanie na szkodę dusz ludzkich. Prosiłam za Sartre'a.
LXXVI ROZMOWA — Zapragnąłem stać się bratem cierpiącego człowieka
12 V 1984 r., sobota, Warszawa
— Jezu, mój Przyjacielu, oglądałam dzisiaj odcinek „Polskich dróg" — Ty wiesz o tym. Powróciłam do lat i klimatu mojej młodości i ogarniałam to nieskończone morze cierpień ludzkich. Chciałam cię spytać, jak Ty, który masz również całą naszą ludzką naturę, przy Twojej delikatności, czułości, współczuciu i miłości — jak Ty, Boże-Człowieku, możesz to wytrzymać? Jak może znosić to Maryja — pełny człowiek? Przecież cały świat jęczy, wyje z bólu i płacze bez ustanku. Jak może być szczęśliwy Bóg, Ojciec stworzenia, Ty, Jezu, i Duch Święty, Duch miłości? A zwłaszcza Ty w swojej człowieczej naturze?
— Posłuchaj, Anno. Ja żyję w każdym człowieku i ponieważ przenikam go, odczuwam jego wszystkie smutki, cierpienia i bóle głębiej i jaśniej niż on sam. Dlatego moje współczucie i miłosierdzie jest bezgraniczne. Dlatego jestem dla was litościwy i przebaczający zawsze, jeśli tego zapragniecie. Ale to nie wszystko.
Przeszedłem w moim ziemskim życiu przez wiele różnych cierpień. Wedle swej wrażliwości odbierałem całe zło świata z ogromną siłą. Doświadczyłem głodu i lęku, bezdomności i odrzucenia, pogardy i szyderstwa, okrucieństwa, tortur i zdrady. Uderzało we Mnie kłamstwo, fałsz, pycha, przewrotność, obojętność i nienawiść. Niewdzięczność była moją strawą codzienną. Niezrozumienie spotykało Mnie nawet od najbliższych.
Chciałem obudzić i oczyścić mój naród, aby móc go uratować, a oni wybrali śmierć i zatracenie, zwłaszcza w Jerozolimie, mieście świętym mego Ojca. Ja zaś wiedziałem, co stanie się z nimi, i byłem bezradny.
Cierpienie towarzyszyło Mi na ziemi. Ono jest z ziemią związane aż do dnia Sądu.
Dlatego zapragnąłem stać się bratem cierpiącego człowieka. I jestem nim! Każdy z was, który cierpi, jest bratem moim, bratem Jezusa cierpiącego, konającego, umęczonego, zamordowanego i zmartwychwstałego.
Ja, Jezus, z martwych powstały, wieczyście żyjący, od tamtej nocy (Nocy Zmartwychwstania) pocieszam braci moich w cierpieniu, dając im udział w mojej chwale, chwale nieskończonej i niewymiernej. Cierpię w każdym człowieku — wraz z nim — tak silnie, że gotów jestem wszystko darować, całe, nawet największe zło mu wybaczyć, aby natychmiast za granicą śmierci ciała móc zanurzyć go w mojej miłości.
Nie ma szybszej drogi do Mnie jak przez cierpienie. Odjąć go wam nie mogę, bo ono jest gruntem ziemi skażonej grzechem, ale zarazem jest ono pewnością zbawienia dla tych, którzy nic innego na swoje usprawiedliwienie nie mają (uwaga: jeśli oczywiście nie gardzą Bogiem i nie odrzucają Go aż do ostatniej chwili — świadomie i dobrowolnie, a nawet i wtedy, jeżeli to odrzucenie Boga jest zawinione przez grzech lub wady czy złe postępowanie innych chrześcijan).
Bądź pewna, że moje współczucie niezdolne jest bezstronnie osądzić cierpiącego: miłość moja pochłania wtedy sprawiedliwość i przebacza grzech, słabość i zdradę. Współczucie Boga jest współczuciem prawodawcy, który gdy zechce, zawiesi własną sprawiedliwość, by wylać bezmiar miłosierdzia.
Ja naprawiam zło świata. W moim królestwie szczęście przybywających z cierpienia i wielkiego ucisku przewyższa szczęście sprawiedliwych, bo jest w nim braterstwo krwi z Jezusem Ukrzyżowanym.
Twój naród, dziecko, jest blisko mojego serca. Może wszystko wyprosić u Mnie, bo zawarłem z nim braterstwo krwi. Ze względu na to „morze cierpienia" (o którym mówiłaś, ale nie znasz jego całej głębi — jak Ja — i nie wiesz, jak potężnie za wami oręduje) Matka moja zapragnęła wziąć was w specjalną opiekę, a Ja daję wam teraz, na ziemi, Zmartwychwstanie — moje!
Będziecie — jako naród — przemienieni, bo nie o własne, a o moje prawa walczyć będziecie, a Ja dam wam łaskę przemiany duchowej, potrzebną wam, i moc, abyście zdolni stali się powstać i budować pierwsze na ziemi zarysy mojego królestwa — królestwa pokoju, braterstwa, miłości wzajemnej i wolności ducha. Taki oto dar obmyśliłem ze względu na cierpienie wasze — Mnie oddawane, ze względu na Mnie samego — Boga współczucia i miłosierdzia.
Dlatego nie odwiedzie Mnie od zamierzenia mojego ani wasza słabość, ani grzech, ani to, co się wam najgorsze wydaje — sprzeniewierzenie się swojej własnej godności (godności dziecka Bożego). Wszystko możliwe jest ufającemu, kiedy bratem jego staje się Wszechmogący Bóg w szacie zmiłowania. Dlatego też ufaj Mnie, córko, i kochaj swój naród, choć teraz jest on jak Hiob pokryty wrzodami, cuchnący i brzydki. Podniosłem Hioba — i was podniosę, podtrzymam, uzdrowię i poprowadzę. Ufaj, córko, współczującej miłości Boga-Człowieka — brata człowieczego.
Daję ci, Anno, błogosławieństwo moje i moc moją.
(Pan wiedział, jaki mam żal do Niego o Polskę. Wciąż żądałam sprawiedliwości, a nie mogłam uwierzyć, że Bóg jest i będzie dla nas sprawiedliwy. Dlatego Pan to powiedział.)
LXXVII ROZMOWA — Jestem Ojcem waszym: Ojciec wychowuje, nie zaś karze
22 V 1984 r., wtorek, Warszawa
— Panie, powiedz, co chcesz, abym robiła w ośrodku wypoczynkowym?
— Córko, chcę, ażebyś była ze Mną we wszystkim, co będzie się działo, w dzień i w nocy. Pragnę nauczyć cię sposobu życia razem. Dlatego uczyć cię będę stale, a ty zapraszaj Mnie do każdej swojej czynności. Jedziesz, aby wyzdrowieć i rób wszystko to, co ci pomaga, a Ja będę z tobą. Dlatego też niewiele bierz kartek. Ten czas poświęcimy nauce rozpoznawania Mnie we wszystkim i we wszystkich. Teraz zaś rozpocznij swoje zaplanowane czynności. Ja pomogę.
28 V 1984 r., poniedziałek, pod Warszawą
— Dziękuję Ci, Boże, za chorobę i za to, że się skończyła. Dziękuję za pobyt tu i za pogodę, która robi się coraz lepsza. Dziękuję za niespodziankę z czterema koźlakami (o tej porze roku!). Dziękuję za wszystko. Powiedz, Ojcze, co mam robić? Jak pomóc panu Zdzisławowi?
- Córko, znów odeszłaś ode Mnie, a Ja tak pragnę być z tobą w każdej chwili. Mów Mi, że potrzebujesz Mnie, że moja obecność cieszy cię, że chcesz Mnie słyszeć i uczyć się ode Mnie - tak jak dziecko cieszy się, kiedy nie jest samo, a z ojcem. (...)
Nie obawiaj się nikogo z mojego królestwa. Tu wszelkie błędy zostały naprawione, a oczy moich dzieci patrzą jasno i widzą świat wasz objęty moją troską i czułością. Bo taka jest rzeczywistość. Kto ode Mnie przychodzi ku wam, niesie wam moją miłość i - z mojej woli a wedle swoich wysiłków w życiu na ziemi - może wam służyć. Tu nic już dzieci moich ode Mnie nie oddziela, dlatego pełnia ich miłości zanurzona w mojej kieruje ich wszystkimi staraniami. (...) Bądź spokojna, córko.
2 VI 1984 r., sobota, pod Warszawą
— Moja córko. Życzyłbym sobie, abyś częściej przebywała ze Mną. Nie znaczy to, że mamy rozmawiać ze sobą. Chcę, abyś dopuściła Mnie do wnętrza twego serca, tak bym mógł dzielić z tobą wszystkie twoje radości i smutki.
— Jak mam to zrobić?
— Zapraszaj Mnie, chciej dzielić się ze Mną tym, co dla ciebie w tej chwili jest ważne.
Mówię Panu o tym...
— Musisz wiedzieć, córko, że nie każdemu możesz pomóc, i dlatego wszystkie osoby, o które się martwisz, oddawaj Mnie Tak zrób z panem Zdzisławem.
Wolna wola człowieka często mówi „nie" wszystkiemu, co zmusiłoby go do zmiany, wysiłku, konieczności przemyślenia swojej postawy i swojej hierarchii wartości. A najtrudniej jest oddać Mnie „świątynię", którą zbudował sobie człowiek sam i w której adorował samego siebie. Im dłużej tak żył, tym boleśniejsze jest „stawanie w prawdzie" o sobie.
Pokora jest drogą najprostszą. Lecz póki człowiek — dzięki moim darom — otaczany jest uznaniem, ma powodzenie, lub więcej jeszcze: sławę, władzę i bogactwo, a nie starał się żyć ze Mną, dopóty o pokorze nie myśli, a swoje plany na swoich wartościach opiera. I w ten sposób żyje w błędzie (bo przywłaszcza sobie moje dary).
Mówiłem już, że pokora, to życie w prawdzie, a prawda jest jedna: że żyjecie z mojej miłości i w niej. Ze jesteście ograniczeni i zależni, słabi i krótko żyjący. Tylko miłość moja — która dała wam istnienie — strzeże was, wspomaga i ratuje. Miłość moja, tak dla was wyrozumiała, cierpliwa i niestrudzona, obdarza was wszystkim, czego tak pragniecie, nawet jeśli wam to szkodzi.
Chociaż jestem nieskończenie dobroczynny, to jednak nie mogę pozwolić, by dzieci moje ginęły na wieki z powodu swojego nienasycenia, łakomstwa, z jakim chłoną wszelkie trucizny. Dlatego nieraz przed ich zachłannością stawiam mur lub wielkie przeszkody. Daję poniżenia, trudności, choroby. Wszystkie te dary moje mają na celu ograniczenie zła, jakie sam sobie wyrządza człowiek. Daję mu czas na zastanowienie, przerwę w działaniu, często niepotrzebnym lub szkodliwym dla niego samego lub jego bliźnich. Jednak dobroć moja najczęściej dopuszcza, by człowiek doszedł do końca swoich możliwości i przekonał się sam, jak mało zyskał, a jak wiele stracił. Jestem Ojcem waszym. Ojciec wychowuje — nie zaś karze.
Patrzysz, Anno, z bólem na morze krzywd, przez które tylu ludzi cierpi, i wydaje ci się, że nie jestem sprawiedliwy. Wymawiasz Mi łagodność wobec zła i bezczynność wobec zbrodni. Pomyśl o sobie. Jak długo żyłaś odrzucając moją pomoc i moje starania? (Nie wierzyłam w miłość Boga do mnie.) Czyż mimo to nie pomagałem ci? Czyż nie szukałem drogi do twego serca? Czy nie obdarzyłem cię moimi darami wtedy, kiedy byłaś zupełnie nieświadoma ich wartości, niewdzięczna i nieczuła dla Mnie?
Zawsze, córko, Ja daję pierwszy to, co każdemu z was od wieków dać zapragnąłem. Wasza jest tylko odpowiedź.
Wiesz, córko moja, że pragnę wzajemności waszej dla waszego szczęścia. Jesteście przeze Mnie, i beze Mnie jesteście nieszczęśliwi, bowiem Ja jestem pełnią i życiem. Dlatego strzegę was i stale przy was jestem. A kiedy człowiek odwraca się od wszystkiego, co nie jest Mną, ku Mnie, ma całą moją miłość, pomoc i przebaczenie. Szczęście moje wtedy jest nieskończone.
Ty, dziecko, uczyniłaś tak i teraz jesteś już moja. Ja bronię cię i prowadzę. Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś bezpieczna. Moja ludzka miłość wyrywa się ku tobie. Pragnę uczynić cię radosną, szczęśliwą i spokojną. Chcę, byś pozbyła się poczucia zagrożenia i niepokoju. Ja czuwam nad twoim życiem. Ty rośnij, dziecko, odpoczywaj i zdrowiej. Daję ci dar cierpliwości; chroń go i używaj. Ty zaś oddawaj Mi twoich bliźnich zamiast kłopotać się o nich. Nie ty, a Ja im pomogę, ale ty proś za nich.
LXXVIII ROZMOWA — Potrzebna Mi jesteś ty, a nie twoje dokonania
9 VI 1984 r., sobota, wigilia Zesłania Ducha Świętego, Warszawa
— Musisz zaufać Mi, dziecko. Wiesz, że kocham cię nieskończenie, więc jak mogłoby wydarzyć się to, że oszukuję i kłamię tej, która Mi wierzy i oddaje Mi siebie? Czy byłbym tym Jezusem, którego znasz z Jego czynów, słów i pomagania, a nawet służenia ludziom dla ich dobra? Czy Jezus, który poświadczył prawdę słów swoich własnym życiem, mógłby ciebie zwodzić? Ten, który jest zwodzicielem i kłamcą odwiecznym, on pragnie przyodziać Mnie — który odkupiłem ciebie — w swoje własne cechy, ażeby cię zniechęcić i odwrócić ode Mnie. Kiedy dzieje się tak z tobą, weź, proszę, Ewangelię i sprawdź, jakim byłem naprawdę.
Przepraszam Pana.
— Ranicie Mnie wszyscy nieustannie. Moja ludzka natura wciąż cierpi znosząc wasze odrzucenie, podejrzliwość i niecheć, nie mówiąc o tych, którzy Mnie nienawidzą i gardzą Mną — dlatego właśnie, żem jest dobry, że nie mszczę się, nie karzę was i nie niszczę „złych", jak byście chcieli to widzieć. Jestem tak dobry, że cierpliwie znoszę waszą złą wolę i wszystko, co z niej się wywodzi.
Dobroczynność, uszczęśliwianie was, uzdrawianie i podnoszenie z prochu ziemi ku sobie — to czynię zawsze i będę tak działał do końca ziemi.
Czy pragnę straszyć cię, dziecko? Czy wymagam tak dużo od ciebie? Nic, prawda? Cokolwiek ci mówię, robię to dla twojego dobra, by ulżyć ci, uspokoić cię. Kiedy ulegasz podszeptom nieprzyjaciela, stajesz się strapiona, smutna i niespokojna. A Ja mówię ci: Zaufaj Mi. Polegaj na Mnie. Zdaj się na Mnie we wszystkim. Odpoczywaj przy Mnie bez troski o jutro, bo o nie Ja się zatroszczę. Ciesz się każdym dniem wolnym i spokojnym; po to ci je daję. Przyjmij ten pokarm, który Ja ci przygotowałem na każdy dzień.
Potrzebna Mi jesteś ty, a nie twoje dokonania — które będą wtedy, kiedy Ja zadecyduję dlatego nic nie przyspieszaj, niczym się nie martw, a przede wszystkim nie myśl źle o swojej przyszłości Skoro Mnie ją oddałaś, jak mogłaby być smutna?
Przepraszałam.
— Ja ci przebaczam. Kocham cię zawsze tak samo. Jestem przy tobie. Pamiętaj, że to nieprzyjaciel wasz atakuje cię, a ty przeciwstawiaj się mu wiarą we Mnie i zaufaniem do Mnie. Na to on broni nie ma.
10 VI 1984 r., niedziela — Zielone Świątki, Zesłanie Ducha Świętego, Warszawa
Pierwszy raz zwróciłam uwagę (w Ewangelii dzisiejszej) na to, że Jezus przyszedł do „swoich" w dzień Zmartwychwstania.
— Zawsze jesteś, Panie mój, ten sam. Wyrywasz się do nas. Twoje Serce nie chce czekać. Spieszysz do nas, jak możesz najprędzej. I do mnie przemówiłeś przy pierwszej możliwości, jaką Ci dali znajomi księża (wtedy klerycy), chociaż nic nie wiedziałam jeszcze o „darze języków" i byłam nie przygotowana na usłyszenie Ciebie mówiącego specjalnie do mnie. Ale Ty znałeś mnie. Wiedziałeś, że dziesiątki lat nie mogłam uwierzyć, że możesz mnie kochać. Czułam się odrzucona. I Ty pospieszyłeś, aby powiedzieć mi: „Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś kochana". Trzy razy to powtórzyłeś. I nic mnie bardziej nie wzrusza i nie napełnia ciepłem Twojej miłości, jak to właśnie, że tak gwałtownie pobiegło do mnie Twoje współczucie, Twoja miłość. Dziękuję Ci, Panie mój, Przyjacielu mój i Ojcze, że takim jesteś!
A my? My powinniśmy stwarzać Ci możliwości działania, prawda? Jednak odeszłam. Nie służę tymi darami, jakie oddałeś mi do dyspozycji, bo tak mało mogłam je używać. Ludzie szukają Cię i potrzebują Ciebie, a tak trudno przyjąć im Twoje słowa. Tyle zazdrości dookoła, niewiary, rywalizacji, zawiści. Tak mało przez to mogłam dać. Czy jestem winna w Twoich oczach, że nie służę Twoim darem? Powiedz, Panie...
— Dziecko, nie winie cię; przeciwnie, tego chciałem. Bo jest czas działania i czas milczenia, w którym Ja sam was przygotowuję. Spójrz na przyrodę. Zboża są jeszcze zielone, kłosy dopiero się tworzą, jeszcze rosną. Daję im teraz deszcze, nasycam wilgocią, gdy zakwitną, ześlę im wiatr i dużo słońca, by dojrzały. Tak dbam o to, co moje jest — o was, dzieci, abyście mieli dostatek ziarna na czasy złe. Bo teraz już moja opieka roztacza się nad wami. Nadchodzi pora obiecana. Trzeba do niej przygotować się właściwie: wzmocnić nadzieję i wiarę, otwierać się na miłość moją. Przyjmować musicie te środki, którymi obdarzam was na dzień dzisiejszy, bo one są najlepsze z możliwych.
Daję ci, córko, czas, spokój i wytchnienie, bo jesteś jak świeżo przesadzona roślina: korzenie ma ona jeszcze małe i wątłe, chwieje się i potrzebuje specjalnej troski, aby się przyjęła. Otaczam cię wielkim staraniem, a ty zamiast cieszyć się i dziękować Mi za to, że przeniosłem cię do mojego ogrodu i tak bardzo cię pielęgnuję, ty tracisz siły na martwienie się, że nie masz kwiatów i owoców Mi nie przynosisz. Przyjdzie na to pora, bo Ja nie dopuszczam, aby moje kwiaty więdły. Wszystkie dojrzeją i każdy stanie się w pełni sobą pod okiem ogrodnika doskonałego, jakim jestem.
Daję ci porównanie obrazowe i łatwe dla twojej wyobraźni, a siebie lubię porównywać do ogrodnika dbałego o ogród swój. W tym ogrodzie gromadzę wszystkich, którzy pragną rosnąć dla Mnie i wedle mojej woli, którzy zdają się zupełnie na moją umiejętność i ufają w moją miłość do nich. Nie od razu jednak taka ufność i oddanie się Mnie są mocne. One też rosną w czasie. Lecz Mnie wystarczy wasze pragnienie, świadomy i nie jednorazowy, a utrwalony akt woli, ażebym przygarnął was do serca. Wiem, jak ogromnie potrzebny wam jestem i ile wam mogę dać w waszej całkowitej nędzy.
Anno, córko moja! Niczego ci nie zabraknie w moim ogrodzie. Mam bogactwa tak wiele. Będziemy razem zawsze i dam ci udział w szczęściu obdarzania, tak jak ci to obiecałem, i więcej niż byś sobie wyobrazić mogła, ale chciej przyjmować zawsze i wszystko to, co ci daję, abyś mogła dojrzeć do darzenia i służby w czasie przewidzianym.
Uwaga dopisana 25 XI 1985 r.: To się już sprawdziło.
LXXIX ROZMOWA — Każdego z was prowadzę sam, kiedy oddajecie Mi siebie
18 VI 1984 r., poniedziałek, Warszawa
Byłam ze Zbyszkiem na spotkaniu prowadzonym przez protestantów. Przy „Chrzcie w Duchu Świętym" mówiliśmy między sobą o tym, czy dar języków jest koniecznym jego następstwem, czy też nie jest nim. Pan mi na to odpowiedział i sprostował nasze błędne mniemanie, że coś może działać „automatycznie" poza osobistą wolą Stwórcy.
— Dziecko, przecież byłem z wami. Wiem o was wszystko, znam każde, nawet najlżejsze poruszenie waszych serc. Dzisiaj posłużę się tobą jako moją łączniczką, czy zgadzasz się na to?
— Tak.
— Przekaż więc jutro moje słowa:
Pragnę, abyście zrozumieli, że Ja jestem twórcą praw i Panem ich, a nie kimś, kto im podlega. Dary moje są nieprzebrane, jak i hojność moja, lecz Ja działam dla waszego dobra i obdarzam was stosownie do waszej potrzeby. Wy siebie nie znacie, lecz Ja znam was i wiem, czego i kiedy, i w jakiej ilości wam udzielać, byście rośli zdrowo. Jeżeli odmawiam wam mojego dobra, którego pożądacie znaczy to, że mam inne zamiary dla waszego pożytku. Każdego z was prowadzę sam, kiedy oddajecie Mi siebie — a każdy z was jest inny i innego pokarmu potrzebuje. To prawda, że wtedy, gdy jedno z was oddaje Mi swoje życie i ufa w miłość moją, radość moja jest nieskończona, gdyż wiem, że to dziecko już nie zginie, bo mogę bronić je wedle swojej mocy, nie skrępowany w działaniu waszym sprzeciwem. Pragnę wtedy wylać na nie wszystkie moje dary. Lecz delikatna ludzka roślina mogłaby nie znieść mocy mojej, dlatego bardzo powoli i cicho podchodzę.
Mówienie językami wyzwala was i ubogaca waszą mowę, kiedy zwracacie się ku Mnie. Pragnę tego dla was. Jeżeli jednak dar ten stałby się dla was stopniem, na który wejdzie wasza pycha, nie dam wam go aż do chwili, gdy przestanie być dla was niebezpieczny. Są też inne powody i jest to sprawa pomiędzy Mną a każdym z was. Wy zaś, nie znając ich, proście o każdego z taką wiarą i ufnością, jak prosilibyście za waszych najbliższych i najbardziej kochanych. Tego pragnę dla was. Ja jestem dawcą i nauczycielem, ale wy bądźcie sobie braćmi prawdziwie.
Jeżeli nie przyjmiecie Miłości Boga, aby nią żyć, jaką inną miłość mieć możecie?
19 VI 1984 r., wtorek, Warszawa
Zaprosiłam do siebie Zbyszka i jego znajomego (z Zagórnej), zielonoświątkowca, protestanta, który pragnie zakładać grupy „otwarte" (ze wszystkich wyznań chrześcijańskich), aby doprowadzić ludzi do spotkania z Jezusem poprzez Pismo święte. Chcę mu w tym pomóc, bo tam przychodzi również wielu katolików, nawet z naszej grupy, a chciałabym, żeby nie zmieniali wyznania. Ponadto Pan i o. Ludwik zachęcali do starań o każdego dla ułatwienia mu zbliżenia do Pana. Pan powiedział nam:
— Kocham was wszystkich jednakowo: bezgranicznie i niezmiennie. Wszystkich was przygarnąć pragnę i obdarzyć szczęściem. Tak jak Ja kocham was — pomimo wszystko — tak wy kochajcie się nawzajem. We Mnie i tylko we Mnie możecie pokochać się prawdziwą miłością: bezinteresowną, darzącą, nie żądającą niczego dla siebie, pragnącą największego dobra dla każdego człowieka: życia ze Mną teraz i w wieczności, a więc życia w miłości mojej. Wszystko, co przeszkadza w tym, co hamuje w was wzrost miłości, co was wzajem od siebie oddziela, co przeczy mojemu przykazaniu miłości bezwarunkowej, ogarniającej każdego i wszystkich — nie moim jest dziełem.
Ja pragnę, abyście się społem miłowali, abyście byli jednym we Mnie tak, jak Ja i Ojciec Jednym jesteśmy. Prosiłem Ojca, kiedy byłem z wami: „aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich" (J 17, 26).
Jeżeli nie przyjmiecie miłości Boga, aby nią żyć, jakąż inną miłość mieć możecie? Miłość jest z Boga i Bóg jest Miłością. Kto chce mieć życie wieczne, musi włączyć się w tę miłość już, teraz. Starajcie się, dzieci, żyć moją miłością. Daję ją wam w obfitości zawsze, wszędzie, w stosunku do każdego z bliźnich waszych, drogocennych i ukochanych dzieci moich. Nie odrzucajcie darów moich; ponad wszystkie wyższa jest miłość. Otwieram wam moje serce: bierzcie, nasycajcie się i obdarzajcie braci waszych; nie bliższych i dalszych, swoich i obcych, dobrych i złych — a wszystkich i zawsze!
Wszyscy moi jesteście: stworzeni z miłości, powołani do miłości, opłaceni Krwią Boga-Człowieka, odkupieni ofiarą miłości. Nie żądam od was aż takiej ofiary. Pragnę, byście naśladowali Mnie w życiu codziennym. Wasze umieranie jest umieraniem miłości własnej — umiłowania siebie ponad wszystko inne — by ponad tym błędem przejść do miłości prawdziwej — mojej — i ze Mną, we Mnie i przeze Mnie ukochać to, co Ja kocham i obdarzać to, co Ja obdarzam. Zapraszam każdego z was do udziału w miłowaniu świata, do służby Miłości.
Szczególnie potrzebna jest miłość w czasach obecnych, kiedy dzieci moje umierają z głodu miłości. A Ja potrzebuję was, abyście moją obfitość nieśli światu. Potrzebuję przyjaciół rozumiejących troskę moją, „abyście wszyscy stanowili jedno", „aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich".
Błogosławię was, dzieci i ogarniam miłością moją.
LXXX ROZMOWA — Proś o usunięcie wszystkiego, co cię ode Mnie oddziela
29 VI 1984 r., św. Piotra i Pawła, pod Warszawą
Miałam wyjechać na pierwsze ignacjańskie rekolekcje.
— Panie, czy chciałbyś mi dać wskazówki?
— Córko, będę cię prowadził i uczył. Dlatego weź ze sobą ten blok i pióro. Słuchaj Mnie uważnie, gdyż przemawiać będę poprzez ludzi, sytuacje i wszystko, co cię otacza. Pragnę, byś czuła się zaproszona przeze Mnie, twojego Ojca, do Jego domu — bo to jest mój dom. Dlatego jedź z radością, oczekując spotkania ze Mną, mojej pomocy i wspomożenia. Wyjazd twój i pobyt oddaj Mi już teraz.
l VII 1984 r., niedziela, drugi dzień rekolekcji
Na spacerze, kiedy nie byłam pewna, czy nie powinnam inaczej tego czasu wykorzystać, usłyszałam:
— Jestem z tobą. Jestem z tobą.
Przy rachunku sumienia prosiłam Pana, żeby wskazał mi, co Go boli we mnie najbardziej. Pan powiedział, że to, iż oskarżam ludzi, których błędy mnie rażą, przed Nim. Powiedziałam:
— Chyba przed ludźmi, gdy o tym mówię.
Ale Pan odpowiedział z powagą:
— Nie. Przede Mną.
I zrozumiałam, że Pan chce, abym pamiętała, iż On jest zawsze obecny.
— Dzisiaj zrozumiałam, Panie, ile razy mi przebaczyłeś — tysiąc... dwa tysiące razy? — ile razy wskrzesiłeś mnie ze śmierci grzechu do życia. Jesteś moim wskrzesicielem. I nie tylko moim: wszyscy moi bliscy żyją z Tobą dzięki Twojej śmierci za nas.
Upadam przed Tobą i korzę się najgłębiej przed nieskończoną miłością Twoją do nas, przed Twoim miłosierdziem, przed Twoją dobrocią. Uwielbiam Twoją decyzję przyjścia do nas; twój plan Zbawienia przez osobistą ofiarę: przez wzięcie przez Ciebie na krzyż naszych win, przez wyzwolenie nas.
— Córko, umiłowałem was, jak Ojciec może miłować dzieci swoje przez siebie powołane do istnienia. Umiłowałem was dla słabości waszej i waszego zagrożenia tak bardzo, iż postanowiłem swoją mocą wyzwolić was. A mocą moją jest miłość. Co dla człowieka byłoby trudne, a nawet niemożliwe w skutkach, to dla miłości Ojca jest proste: Ojciec gotów jest zginąć za dzieci swoje.
I oto Słowo Ojca przyszło, aby was odkupić. Czy może być większy ból niż ten, iż dzieci odkupione wciąż giną? A każde ukochane i do szczęścia przeznaczone przeze Mnie...
Dzieci! Pomóżcie Mi w ratowaniu świata, aby zyskali życie ci, co idą w przepaść kuszeni kłamstwem, ciemni i ślepi.
— Jak, Panie?
— Kochajcie, kochajcie, kochajcie tak, jak Ja ukochałem was — bezwarunkowo, pomimo wszystko i na zawsze.
2 VII 1984 r., rekolekcje
Spytałam Pana podczas medytacji:
— Czy możliwe jest uzdrowienie całej natury chorej?
— Jest to możliwe, jeżeli Ja tego chcę.
— Co mam robić?
— Oddawać Mi codziennie wszystko, co cię gnębi i przeszkadza.
— Nic więcej?
— Nic więcej Mi nie trzeba, ale codziennie.
Po drugiej medytacji usłyszałam:
— Nie wracaj do twoich grzechów — wybaczyłem ci je. Nie myśl za dużo o swoich winach i niedoskonałościach. W tym wszystkim jesteś ty; nie myśl za dużo o sobie. Myśl o Mnie, o mojej miłości do ciebie — pomimo tego, jaka jesteś. Myśl o tym, że Ja kocham cię i dlatego trudzę się nad tobą — Ja sam. Ty bądź uległa. Chciej poddawać się moim staraniom z przyzwoleniem, radością i nadzieją. Mów Mi o wszystkim: o tym, co przeszkadza ci, co cię boli i co cieszy. Proś o usunięcie tego, co cię ode Mnie oddziela — bez pośpiechu, w miarę jak ukazywać ci to będę. Ja cię uleczę, córko. Dałem ci istnienie, byś żyła ze Mną w miłości wzajemnej. Wszystko, co czynię w tobie, ma na celu przygotowanie cię do tego życia.
Podczas spaceru w lesie podniosłam mały, kłujący zielony spadły kasztan i usłyszałam pytanie:
— Do czego on się nadaje?
— Do niczego — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Na to Pan:
— Ja wiem, że w nim ukryte jest życie przyszłego dorodnego wielkiego drzewa. I dbam o to, by ono mogło zapuścić korzenie, rozwinąć się i rosnąć. O ileż bardziej dbam o każdego z was.
4 VII 1984 r.
W czasie medytacji o Zwiastowaniu Maryi rekolekcjonista zalecił nam zakończyć ją rozmową z jedną z osób: Maryją lub Archaniołem Gabrielem. Przyjęłam to jako polecenie i zapytałam Maryję — wyobrażając Ją sobie jako młodziutką panienkę — dlaczego właśnie tak odpowiedziała wysłańcowi. Usłyszałam:
— Bo Bóg mnie stworzył, abym Mu służyła i wielbiła Go.
Zrozumiałam, że Maryja w całej wolności chciała służyć i chciała wielbić Boga (gdy szatan powiedział: „Nie będę służył"). Bo służba dobrowolna to współpraca z Bogiem nad uświęceniem świata; że wielbić to znaczy wypełniać wolę Boga — tak jak Jezus najbardziej uwielbił Ojca na krzyżu. Każdy z nas też wybiera: służyć lub nie, i każdy uwielbia Boga poprzez wypełnienie zadania danego mu. Zadanie Maryi było ogromne, a nasze — maleńkie, ale (też) powinno być wykonane w pełni (na naszą miarę).
Później w pokoju rozważałam to zdanie i wiem, że nie ma innego uwielbienia Pana jak wypełnianie Jego woli i że Maryja jest wzorem postawy właściwej.
7 VII 1984 r., rekolekcje — ostatnia Msza święta
Zapytałam Pana po Komunii, jak mogę uwielbić Go najbardziej. Pan odpowiedział:
— Już to zrobiłaś oddając Mi swoją wolność. Uznałaś przez to, że jestem godzien zaufania.
Zrozumiałam ogromną dostojność człowieka, jego wolności, i to, że Pan odnosi się do nas z wielkim szacunkiem dla wyboru naszej woli, naszej prawdziwej wolności.
LXXXI ROZMOWA — Kto ma dawać, jak nie ten, który otrzymał?
28 VII 1984 r. Podtatrze
Byłam przy „Oazie" prowadzonej przez ks. Stanisława. Wczoraj wieczorem była wspólna modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne. W czasie milczenia prosiłam za innych, lecz mało tu osób znam, więc raczej powierzając je Duchowi Świętemu. Potem prosiłam Pana o Jego miłość, aby nią żyć, bo dawno stwierdziłam, że po prostu nie mam w sobie miłości. Przypomniałam Panu, że już tyle lat temu, przy „Chrzcie w Duchu" prosiłam o miłość i nadal jej nie mam — a bez miłości nic dobrego zrobić nie mogę.
Dzisiaj przyjechał autobus — którym mieliśmy jechać na spływ Dunajcem i w Pieniny — za mały w stosunku do ilości osób. Ksiądz Stanisław powiedział, że trzy osoby mają wysiąść. Wstałam i wyszłam bez wahania, bo inaczej któreś z młodzieży nie pojechałoby. Chłopcy pozostawieni pobiegli do autobusu, ja — do domu. Ale zrobiło mi się bardzo smutno, bo w Krościenku jest Msza święta i „Chrzest w Duchu", na którym mogłabym im służyć; po to jestem tu. A jednak miłość bliźniego jest ważniejsza.
Uwaga późniejsza: „Chrztu w Duchu" tam nie było, a tylko cztery godziny spowiedzi.
— Dziecko, oddaj Mi ten dzień. Ja cieszę się, żeś tak postąpiła. Miłość bezinteresowna to ta, która oddaje innym, a nie zagarnia ku sobie.
Prosiłaś Mnie, córko, o dar mojej miłości. Mówiłaś Mi, że nie chcesz żyć swoją miłością, bo jej nie masz, lecz moją, bo ona tylko jest prawdziwa. I tak jest. Wszelka miłość prawdziwa z mojej wypływa. Ja jestem Źródłem, Pierwszą Przyczyną, Miłością samą w sobie.
Jeśli ktoś zapragnie miłości mojej, otrzyma udział w niej, który nigdy nie zamrze, bo Ja udzielam się w nieskończoności. Kto z mego źródła pije, ten sam zostanie przemieniony, a strumienie wody żywej popłyną zeń dla zbawienia świata.
Moja miłość nasyca głodnych, podnosi upadających, oczyszcza i do Mnie upodabnia tego, kogo Ja żywię pokarmem moim.
Obdarzam cię, córko, wedle pragnienia twego serca. Teraz, kiedy napełniłem cię miłością moją, masz udział w życiu Boga, udział żywy w miłości mojej, która pragnie nade wszystko szczęścia swego stworzenia. Twoje szczęście jest we wspólnocie ze Mną, w zażyłości wciąż wzrastającej, pogłębiającej i przemieniającej serce twoje. U Mnie jest przystań twoja, odpoczynek i nasycenie.
Już nie będziesz tęsknić, szukać i oczekiwać. W moim sercu jest twoje mieszkanie. Nie gościem jesteś, lecz domownikiem miłości mojej — która nie jest uczuciem, lecz działaniem, darzeniem dobrem.
W każdej chwili życia masz możność — bo daję ci ją — obdarzać potrzebujących tym, czego im brak. Dzisiaj zrezygnowałaś z wycieczki dla dobra kogoś innego, kto musiałby wysiąść zamiast ciebie. Zrobiłaś to bez wahania, bo miłość Boża spoczęła na tobie i rozpoczęła swoje dzieło.
Kiedy człowiek kieruje się miłością własną, chce ku sobie przyciągnąć to wszystko, w czym widzi jakąś wartość, a wszelkie oceny przechodzące przez jego umysł skażone są rozeznaniem wartości danego dobra wedle przydatności dla rozeznającego. I to stanowi miarę oceny. Wszystko co istnieje ustawia wtedy człowiek w szeregu, od dóbr najbardziej pożądanych aż do odrzuconych i wzgardzonych przez niego. Jakże często wartością najbardziej pogardzaną jestem Ja — Stwórca i dawca dóbr...
Widzisz, córko, do czego prowadzi ocena subiektywna. Taką jest każda przechodząca przez serce kochające siebie ponad wszystko.
W miłości mojej każde dzieło rąk moich jest dobrem. Miłuję to, czemu nadałem istnienie, i w oczach moich nie ma podziału na złe i dobre, pożyteczne i niepotrzebne byty i stworzenia ziemi.
Miłując moim sercem nauczyć się musisz widzenia świata moimi oćzvma: niczego nie odrzucać ani nie potępiać, wybierać zaś to, co lepsze, słuszniejsze, pożyteczniejsze na drodze twojej ku mojemu królestwu. Ponieważ nie sama idziesz, a z bliźnimi twymi, trzeba ci będzie wybierać to, co lepsze dla was. Skoro zaś wiesz już, w jakiej miłości masz żyć, w wyborze twoim ta miłość moja — aktywna i darząca — oświecać cię będzie, abyś przechylała szalę sprawiedliwości na korzyść braci swoich (kosztem siebie, a nigdy odwrotnie).
Ty bowiem wszystko masz w miłości mojej. Bogactwo twoje jest w mojej nieskończonej skarbnicy niebieskiej. Oni zaś potrzebują, a kto ma dawać, jak nie ten, który otrzymał? Poznawać będziesz życie ze Mną wedle moich miar. Duch Miłości nauczy cię i poprowadzi.
Teraz, córko, przyjmij błogosławieństwo moje.
LXXXII ROZMOWA — W rozmowach towarzyszę ci i wspomagam swoją radą
25 VIII 1984 r., sobota, Warszawa
— Pomóż mi, Panie, bo żyję w przekonaniu, że Ty nie chcesz ze mną teraz mówić, a nie wiem, kiedy ten okres skończy się.
— Czyż powiedziałem ci kiedykolwiek, córko, że mówić z tobą nie chcę?
— Ale powiedziałeś. Panie, że teraz ukryjesz się w wierze i że pójdziemy ciemną doliną. Ty wiesz, że nie mam żadnego spowiednika — z Twojej woli przecież — i nikt mi nic nie tłumaczy. Nie wiem, co mam robić.
— Najważniejsze jest, żebyś trwała przy Mnie, a ty uciekasz i nie zwracasz się do Mnie. Przypomnij sobie, co ci powiedziałem, że teraz tym bardziej będę ci potrzebny.
Posłuchaj, dziecko. Słuchaj słów moich, bo Ja sam cię prowadzę i sam tłumaczę ci wszystko, o co pytasz. Chciej zatem pytać, a wszelkie „przekonania" i „wrażenia" pozostaw na boku, bo to są sugestie nieprzyjaciela. Słabość twoja powoduje, że nigdy nie pozostawiam cię samej, lecz ty nie pragniesz mego nauczania, i wiele tracisz, a także opóźniasz się. Wiem, że to rozumiesz. A twój bezwład i słabość wykorzystuje twój wróg, by opóźniać dzień po dniu i godzina po godzinie twój powrót do Mnie, który wciąż czekam na ciebie.
Chcę też, abyś wiedziała, że wraz z tobą słucham i pragnę pomagać tym, którzy mówią tobie o swoich zmartwieniach i bólach. W takich rozmowach towarzyszę ci i wspomagam swoją radą.
Dlatego wsłuchuj się cierpliwie i cicho w głos mój, pozwalając mówić twoim gościom, a także od razu ich sprawy Mnie oddawaj i proś o moją pomoc, radę i pociechę. Pozostawiaj Mi miejsce i ciszę w tobie, abym mógł być słyszany.
LXXXIII ROZMOWA — Choroba, cierpienie bywa często waszym usprawiedliwieniem
28 VIII 1984 r., wtorek, Warszawa
— Słyszę cię, Anno. Powiedz twojej kuzynce, że jestem nieskończenie miłosierny i przebaczam natychmiast wszystkie zaniedbania, obojętności całego życia, winy wobec bliźnich i Mnie — temu, kto żałuje, przeprasza i prosi Mnie o ich darowanie. Wytłumacz jej, że każdy człowiek przechodząc przez bramę śmierci staje przed moją prawdą. Widzi sam siebie w przebiegu swego życia, jakim ono było w rzeczywistości — w moim świetle i nie jest możliwe, aby mógł pozostawać w kłamstwie. Chyba że je wybierze świadomie; wtedy staje się niewolnikiem ojca kłamstwa na wieczność. Lecz ci, którzy poznając siebie w moich oczach, takimi jakimi byli w rzeczywistości w stosunku do miłości, do Mnie i do siebie wzajemnie, żałują i boleją nad wszelkim popełnionym złem i błędem — już teraz nie do naprawienia - ci skruszeni otrzymują moją łaskę, przebaczenie i pomoc w oczyszczaniu się, o ile tego potrzebują.
Ja tak bardzo boleję nad waszymi cierpieniami, że tym, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, otwieram mój dom szybko, jak najprędzej pragnąc ich uszczęśliwić. Dlatego choroba, cierpienie, zło, które tak często was prześladuje, bywa często waszym usprawiedliwieniem.
Córka twojej kuzynki jest ze Mną od niedzieli, którą ustanowiłem dla was dniem szczególnego miłosierdzia, dniem przebaczenia i zmiłowania się nad wami, mojego bowiem miłosierdzia wszyscy potrzebujecie. Matka zaś twojej kuzynki wiele przecierpiała duchem, który znosił długie uwięzienie w ciele pozbawionym jasności rozumu; jakże mógłbym jej ból przedłużać? Dałem jej radość prawdy mojej, przebaczając wszystko, czym kiedykolwiek wobec Mnie zawiniła. Obie są w moim domu ciesząc się pełnią takiego szczęścia, jakiego nie znały przedtem ani nie spodziewały się zaznać.
Powiedz jej jednak (kuzynce), że cierpienie tych, którzy odrzucali lub lekceważyli prawa moje znając je, jest bardzo ciężkie, gdyż łamie się ich pycha, ich fałszywe wyobrażenie o sobie samych, i sami nic na swoje usprawiedliwienie znaleźć nie mogą, gdyż oskarżają ich ci, którzy mniej ode Mnie otrzymali. Sądzi ich odrzucanie wszelkiego dobra, którym ich obdarzyłem. Jest nim: wejście w obręb mojego Kościoła, możliwość poznania Mnie i życia ze Mną w bliskiej zażyłości, możliwość niesienia Mnie innym, służenia Mi sobą w obdarzaniu świata moimi dobrami, które stawiam dzieciom moim do dyspozycji. Zaprawdę, wiele cierpienia trzeba wam przejść, aby miłosierdzie moje przeważyło nad sprawiedliwością. To przekaż jej i powiedz, że ma jeszcze czas. Niech go wykorzysta dla dobra swej duszy. Bo dusze jej córki i matki nie potrzebują niczego, gdyż wszystko otrzymały ode Mnie i nasycone są, ona zaś nie; więc niech rozważy głód swojej duszy i wróci do Mnie, póki może to zrobić. Ja czekam...
LXXXIV ROZMOWA — Moje nauki powtarzam tak długo, aż je zrozumiecie
25 XII 1984 r., Boże Narodzenie (wtorek), Warszawa
— Ojcze, dziękuję Ci, że mogłam być na Pasterce. Chciałam ten dzień oddać Tobie, ale nie wiem, jak to zrobić.
— Córko moja. Postępujesz tak jak inni ludzie: wiele czasu, oddajesz swoim przyjemnościom czy zainteresowaniom, a Mnie pozostawiasz minuty. Po prostu nie wiesz, jak Mnie zabawić. Traktujesz Mnie jak gościa, a Ja, który jestem Osobą najbliższą, nie potrzebuję zabawiania. Chcę być z tobą, brać udział w twoim życiu, cieszyć się i martwić wraz z tobą.
Toteż teraz oddaj Mi wszystkie twoje wrażenia, odczucia i spostrzeżenia i proś, abym wraz z tobą słuchał muzyki, oglądał filmy czy widowiska. Tak zrobiłabyś, gdyby był przy tobie twój ojciec, prawda? I dzieliłabyś się z nim swoimi opiniami? Zrób tak i teraz. Mnie cieszy, jeśli wy cieszycie się tym, co moimi darami obdarowani ludzie dają wam, by was wzruszyć lub rozradować. Chcę, ażebyś przy Mnie była swobodna i szczęśliwa, no i abyś wiedziała, że jest ktoś, z kim możesz podzielić się wszystkim. Spróbuj dzisiaj, dziecko, czas przeżyć ze Mną, czas beztroski i spokojny. Będziemy razem, dobrze?
26 XII 1984 r., środa, Warszawa
— Ojcze, nie mogę zrozumieć pewnych spraw. Na przykład, dlaczego Ty chcesz, żebym oddawała Ci swoje odczucia, wyobrażenia i spostrzeżenia? Przecież Ty je i tak znasz. Przecież i tak wiesz, co robię i czuję. I jesteś przy mnie. Gdyby tak nie było, czułabym straszną samotność, bo taką ona jest w oczach innych ludzi.
Powiedz mi też, Ojcze, jak to jest, że ta znajoma mówi o sobie, że jest „zjednoczona" z Tobą, a jest tak nieczuła i niemiłosierna. (...) Czy można bliskość Ciebie połączyć ze sprytem, obrotnością i tak wielkim wyobrażeniem o sobie...?
— Nie wierz, córko, temu, co ludzie mówią o swojej doskonałości. Najbardziej wybujałą ze wszystkich waszych cech jest, nieposkromiona miłość własna. A z niej wyrasta pycha. Każdy z was buduje swój obraz niezmiernie pochlebny, i moja dobroć i litość, i miłosierdzie — dzięki którym obdarowałem waszą nędzę — są w nim użyte, aby go moim złotem wzbogacić, złotem dawanym każdemu i darmo.
Widzisz, dziecko, nic z tego, co czynicie nie ma żadnego znaczenia dla was, jeśli nie jest całkowicie dobrowolne. Dla pomnożenia zaś ilości świętych wzorców na ziemi nie ma innej drogi, jak samemu zostać jednym z nich. Mówicie, że niektórym łatwiej, bo mają „start" lepszy. Otóż masz przykłady, sama je podałaś, jak wiele sądzi o sobie człowiek, który wiele od początku otrzymał lub tak mniema o sobie. Dary za wcześnie dane wymagają wielkiej pokory; bez tej cnoty mogą zniszczyć człowieka. Kto był zbyt wcześnie chwalony i podziwiany, ten może stanąć w miejscu, a bardzo trudno mu o sąd obiektywny o sobie. Łaską moją jest, kiedy zabezpieczam was od tego, tak jak ciebie.
— Ale ja byłam dzięki temu chorobliwie nieśmiała i do tej chwili mam kompleks niższości, nie wierzę w siebie i nie lubię siebie. To skutek braku pochwał, zachęty, wiary we mnie, podtrzymania przez otoczenie. Bardzo trudno z tego wyjść.
— Tak, to prawda, że ten, kto jest kochany i chwalony jest przez to podtrzymywany, ma więcej energii, wiary w siebie, odwagi i pewnosci. Tak, lecz dokąd go to prowadzi? Czy do Mnie, czy do świata...? Owszem, do zwycięstwa „w świecie" są to cechy przydatne. Tobie ich nie dałem, żebyś nie odeszła ode Mnie i nie zagubiła się.
Trudny jest powrót do pokory. O wiele lepiej mieć ją od początku, a pokora rodzi się z niskiego mniemania o sobie. Ponieważ z jednej strony otrzymałaś więcej od innych, z drugiej poskąpiłem ci podziwu ludzkiego, powodzenia, znaczenia i majątku, bo one zniewoliłyby ciebie. Gdybyś, córko, stała się znaną artystką, nie miałabyś już czasu dla Mnie i żyłabyś w świecie blichtru i pozorów, walcząc z zawiścią i intrygami. Oszczędziłem ci tego, lecz tyś Mnie sama prosiła, abym ze wszystkich dóbr i w zamian za nie dał ci możność służenia swojej ojczyźnie. I przyniesiesz jej chwałę, obiecuję ci to! A to dlatego, żeś się nie odwróciła od swego wyboru przez wiele lat, które wydawały ci się bezużyteczne, „puste". Tak, córko, nie mogłaś Mi służyć, lecz nie przyjęłaś też żadnej innej służby, a to świadczyło o twojej decyzji ustalonej i pewnej. Na niej też zacząłem budować dzieło moje — sama przyznaj, że bez względu na twoje przygotowanie w służbie mojej. I długo trwało, nim zrozumiałaś, że to Ja jestem Królem ojczyzny twojej, Ja w ręku mam jej losy i o nią się troszczę. Jeszcze nie wiesz jak bardzo, ale i o tym się przekonasz.
Każdy człowiek ma jakąś dominującą cechę charakteru. U ciebie jest to miłość do Polski, czynna i gorąca, więc na samej sobie zobacz, jak Ja taką cechę rozwijam, oczyszczam i ukazuję w niej człowiekowi samego siebie w barwie dla niego najbliższej, najbardziej pożądanej, by potem powoli poszerzać jego zakres pojmowania aż do pełni możliwej dlań do przyjęcia. Poznawanie Mnie rozpocząć można z każdego punktu widzenia, lecz musi ono zawierać w sobie pragnienie poznania prawdy i służenia jej. Ja ukrywam się pod wieloma pojęciami, jako dobro, piękno, mądrość, wiedza o prawach moich, współczucie, miłosierdzie, opiekuńczość, pragnienie tworzenia, darzenia, dzielenia się, niesienia pomocy czy ratunku. Do każdego z was zwracam się wedle tego daru, jaki umieściłem w nim. I jeśli człowiek nie zabił go, odpowie Mi, a wtedy Ja sam go dalej prowadzę.
Powiedziałam Panu, że ma dla mnie nieskończoną cierpliwość.
— Ja jestem dla was samą cierpliwością. Sądzisz, że inni nie nadużywają Mnie? Mylisz się. Nie ma człowieka, nad którym nie pochylałaby się nieskończenie cierpliwa łagodność moja. Moje nauki powtarzam tak długo, aż je zrozumiecie — ponieważ tu o wasze zrozumienie chodzi, a każdy mały krok prowadzi was ku Mnie. Właśnie mozolnie, maleńkimi krokami, przy wielu upadkach, przerwach, odpoczynkach, odwrotach i powrotach odbywa się nauka chodzenia i wtedy dobrze jest, jeśli rodzice wzywają dziecko i wyciągają do niego ręce. Dziecko potrzebuje zachęty, bo jeszcze niepewnie chodzi, upadki go bolą, a i męczy się szybko.
Tak jest też na mojej drodze. Jest inna niż te, do których przywykłaś, dlatego Ja sam uczę cię i podnoszę. Boli cię, że nie czujesz radości, że w czasie naszych rozmów nic nie odczuwasz. Tak być powinno, gdyż Ja z tobą obcuję ponad uczuciami Nasycam cię pokojem i przenikam duszę twoją, lecz uczucia pozostają na boku. Rzeczywistość duchowa nie potrzebuje emocji, przeciwnie, są one zbędną przeszkodą. Wydaje ci się, że jesteś pusta i sucha, że nie reagujesz jak trzeba na mój głos, prawda? Pomyśl, córko, czy reakcje niemowląt są niezbędne starszym dzieciom. No a ty rośniesz i teraz już inaczej do naszych rozmów podchodzisz. Taka jest prawidłowość wzrostu.
Przekornie zapytałam, czy taka oschła postawa jak moja cieszy Pana.
— Pytasz, czy jestem zadowolony, że zamiast radować się, wielbić Mnie i okazywać radość przystępujesz do pisania bez uczuć. Tak, jestem zadowolony, że chcesz pisać systematycznie, że rozumiesz, jaką to będzie pomocą dla innych ludzi i że uważasz, że wtedy właśnie twoje życie ma sens, kiedy ty moje słowa utrwalasz. Cieszę się, żeś zrozumiała i przyjęła te służbę, do jakiej cię przeznaczyłem, że pełnisz ją chętnie. Czyż to nie ważniejsze niż objawy emocjonalne? Wiem, córko, że odczuwasz pustkę, bo nie wiesz, co umieścić na wolnym po emocjach miejscu. Ja je zapełnię sam. Zdaj się i w tym na Mnie samego. Pomimo że nie „czujesz" tego, jesteś teraz bliżej Mnie i lepiej Mnie rozumiesz, kiedy moją naukę ci podaję.
Chcesz dalej Mojej odpowiedzi? Przemyśl sobie to, o co Mnie pytałaś. Ja poczekam, a ty proś o światło Ducha mojego.
Abyście zapragnęli być współpracownikami moimi
31 XII 1984 — 1 I 1985 r., Warszawa
Prosiłam Ducha Świętego o wskazanie mi miejsca w Piśmie świętym właściwego dla mnie na ten rok. Otrzymałam psalm 103 od wiersza 15: „Dni człowieka są jak trawa" do końca 22: „Błogosław, duszo moja, Pana!"
— Ojcze mój, proszę Cię, pogłęb moje zrozumienie tego tekstu w stosunku do mnie.
— Dobrze, dziecko. Pragnę, abyś w tym roku zrozumiała, że życie wasze jest tak bardzo krótkie. Tylu z was wciąż przemija nie pozostawiając śladu swojego istnienia. Inaczej jest z tymi, którzy Mnie służą, gdyż Ja przyoblekam ich chwałą moją. Jestem łaskawy i opiekuńczy dla was, kiedy się do Mnie garniecie i pragniecie być ze Mną. Wskazuję wam wtedy wielkość moją, wprowadzam w zrozumienie praw moich, planu mojego względem was, abyście pojęli jego sens i zapragnęli być współpracownikami mymi. A wtedy Ja w swej mocy i władzy staję za wami i udzielam się wam, a niebo całe wspomaga was. Stajecie w prawdzie i życie wasze poszerza się i wzbogaca. Przed oczyma waszej duszy ujawnia się miłość i mądrość moja, które oglądacie we wszystkim i wszędzie. Kiedy zaczniecie widzieć świat wasz poprzez moją obecność i działanie, stanie się on dla was jakiś inny, odmieniony, wspanialszy, Mną przepojony, pełen doskonałości i godzien nie tylko wdzięczności, lecz i nie ustającego nigdy dziękczynienia.
— Jak wyrazić dziękczynienie?
— Błogosławicie Mnie, kiedy oddajecie Mi to, co Mi się od was słusznie należy, gdy każdej sekundy życia korzystacie z mojej własności darmo wam danej — życie bowiem wasze zależne jest od mojej miłości do was. Kiedy to zrozumiesz, Anno, sercem swoim, nie umysłem, wdzięczność twoja rozwinie się jak kwiat i nie będziesz musiała „uwielbiać" Mnie słowami ani dziękować Mi za tę lub tamtą rzecz, bo życie całe pogrąży się we wdzięczności, radości i uwielbieniu — są to bowiem stany ducha, a nie modlitwy lub ujawnianie emocji.
— Ojcze, Ty słuchałeś dzisiaj mojej spowiedzi, wiesz wiec, że żałuję, że jestem niewdzięczna — ale nie wiem, jak z tej wady wyjść. Wiem, że wciąż narzekam, żalę się, mam do Ciebie mnóstwo pretensji, poczucie krzywdy, tyle Ci wymawiam — a tak rzadko dziękuję. Dlaczego tak jest? Co powinnam zrobić, by to zmienić?
— Bądź, dziecko, cierpliwa względem siebie samej. Ziarno długo w ziemi spoczywa, nie widać go i może się żalić, że umiera w ciemnościach, bez pożytku. Ale przychodzi z wiosną słońce i ciepły deszcz, i wyrasta piękna wysoka roślina; kiedy zaś przyjdzie pora plonów, pełna jest owoców swoich. A wszystkie pochodzą z tego jednego znikomego ziarenka, które zniknęło w ziemi. Nie jesteś zdana na siebie. Ja cię prowadzę. Ufaj Mi.