Religia oskarżana o fanatyzm |
Odnowił mi się problem, który miałem dawno temu, kiedy jeszcze chodziłem do liceum. Mieliśmy wtedy historyka cierpiącego na antykatolicką alergię. Ciągle mówił o inkwizycji oraz przekonywał nas, że główne znaczenie religii w dziejach ludzkości polega na tym, iż zawsze była ona źródłem polemik, wojen i fanatyzmu. Wtedy miałem z tym problem, ale skoro tylko ten pan przestał nas uczyć, to i problem się skończył. Teraz sam jestem nauczycielem i całkiem nieoczekiwanie znów muszę zmierzyć się z tezą, że jedyną nadzieją na pokój między ludźmi jest porzucenie wszelkiej religii, bo religia wznieca tylko nienawiść i fanatyzm. Jeden z kolegów ciągle to powtarza w pokoju nauczycielskim, a okazji do tego ostatnio ma dużo, bo prawie każdego dnia mamy doniesienia o kolejnych fanatykach muzułmańskich.
Brałem sobie ostatnio do poduszki pięciotomowe opracowanie ks. Zygmunta Podlejskiego zawierające krótkie biografie świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II. Pod pewnym względem była to dla mnie lektura porażająca. Wiedziałem, że Jan Paweł II beatyfikował wielu współczesnych i nowożytnych męczenników. Dotąd jednak nigdy nie uświadamiałem sobie tak mocno, że od paru wieków jest w Europie tak wiele nienawiści do religii, nienawiści fanatycznej, niewahającej się nawet zabijać ludzi za same tylko ich zaangażowania religijne.
Zanim przejdę do faktów, pragnę z naciskiem powiedzieć, że nie chodzi mi tu ani o wystawianie rachunków, ani o odrzucenie zarzutu Pańskiego kolegi poprzez skierowanie go w stronę przeciwną. Naprawdę chodzi mi o dwie rzeczy. Po pierwsze o pokazanie, że skłonność do fanatyzmu może pojawić się wszędzie, także w tych środowiskach, w których nie zwykliśmy jej zauważać.
Po wtóre chciałbym zwrócić uwagę na to, że faktów antyreligijnego fanatyzmu dokonywanych z pozycji odrzucenia wszystkiego, co wiąże się z chrześcijaństwem i Kościołem, nagromadziło się tak wiele, że najwyższa już pora zacząć społecznie o tym pamiętać. Również ten rodzaj fanatyzmu — nie tylko fanatyzm religijny — trzeba piętnować i przeszkadzać mu się rozwijać.
Zatem przejdźmy do faktów. W roku 1995 Jan Paweł II beatyfikował dużą grupę męczenników z czasów rewolucji francuskiej, którym zadano śmierć z okrucieństwem trudnym do wyobrażenia. Byli to księża i zakonnicy, którzy odmówili złożenia przysięgi na narzuconą przez wrogów Kościoła ustawę o duchowieństwie zmierzającą do oderwania Kościoła francuskiego od Stolicy Apostolskiej.
Dekret władz rewolucyjnych z 26 maja 1792 roku nakazywał deportację takich duchownych do Gujany. Otóż część tych ludzi — ponad osiemset osób — załadowano w porcie Rochefort na dwa statki, tyle że
zamiast do Gujany, statki wypłynęły na morze i zarzuciły kotwice nieopodal wyspy Aix, gdzie utkwiły na kilka miesięcy. Kapłani i zakonnicy, więzieni pod pokładem w nieludzkich warunkach, zostali poddani piekielnej próbie głodu, upokorzeń fizycznych i moralnych. Ponadto zaatakowały ich wszy i liczne choroby. Wielu nie przeżyło. Do momentu uwolnienia z grupy 829 zniewolonych zmarło 547. Ich ciała pogrzebano na wyspach Aix i Madame. Doły kopali towarzysze niedoli, którym zabraniano nawet odmówić modlitw za zmarłych 1
Niestety, nie był to jedyny akt ludobójstwa dokonanego z nienawiści do religii, którego dopuszczono się w czasach rewolucji francuskiej. Jeden moment powtarzał się zastanawiająco często: mordercy przychodzili z daleka, a rzezi dokonywano ku przerażeniu miejscowej ludności, bez litości zabijając również tych, którzy próbowali ukryć ścigane ofiary albo odważyli się przeciwko ich mordowaniu protestować.
Na przykład w ciągu czterdziestu dni
w samym Angers w czasie od 2 grudnia 1793 roku do 12 stycznia 1794 roku zabito około dwa tysiące siedemset osób. Tempo godne katów obozów zagłady z lat 1939-45. Wśród zgładzonych byli kapłani, siostry zakonne, mężczyźni, kobiety i dzieci, z przewagą kobiet (1,189).
Co do dziewięćdziesięciu dziewięciu spośród nich, z sędziwym, 83- -letnim proboszczem na czele, proces beatyfikacyjny ustalił z całą pewnością, że zostali zamordowani za swoją wiarę. W roku 1984 Jan Paweł II zaliczył ich w poczet błogosławionych.
Znamiennie podobną strukturę miały krwawe prześladowania Kościoła w Meksyku, szczególnie ostre w latach 20. XX wieku, oraz dziesięć lat później w Hiszpanii. Ze zdumieniem czyta się długą listę kapłanów meksykańskich beatyfikowanych 22 listopada 1992 roku, którzy zostali rozstrzelani, powieszeni lub pobici na śmierć za zbrodnię... udzielenia komuś sakramentów lub odprawienia Mszy świętej (3,202-205).
Natomiast w Hiszpanii w latach 1936-1939 zamordowano 4184 księży i 13 biskupów, czyli prawie jedną czwartą duchowieństwa.
W niektórych częściach Hiszpanii opanowanych przez republikanów, szczególnie w Katalonii, zabicie księdza wydawało się rodzajem obowiązku rewolucyjnego i w wielu przypadkach wykonawcy znali danego kapłana, cenili go, a mimo to czuli się zobowiązani do zabicia go. Zabiciom księży prawie zawsze towarzyszyły bluźniercze obrzędy, parodie Mszy. Przed rozstrzelaniem ofiary często były rozbierane ze swych szat, wystawiane nago na widok publiczny, lżone, niekiedy nawet kastrowane. Istniało chorobliwe lubowanie się w obnażaniu narządów płciowych ofiar dające się wyjaśnić kontekstem kultury „samczej” i tradycyjną lewicową obsesją na temat seksualizmu księży 2
W pięciu tomach ks. Podlejskiego kilkanaście rozdziałów poświęcono męczennikom zamordowanym w tamtych tragicznych dniach. Wiele wśród nich również zakonnic i kleryków, często bardzo młodych, a także świeckich pracowników Kościoła oraz osób postronnych, które udzielały prześladowanym schronienia lub w inny sposób okazywały im solidarność. Notabene znajduje się wśród nich również pierwszy wyniesiony na ołtarze Cygan, bł. Zefiryn Gimenez Malla, który ujął się za wleczonym na rozstrzelanie młodym księdzem, a kiedy w dodatku podczas rewizji znaleziono w jego kieszeni różaniec, było już rzeczą jasną, że jedyne, co z takim zbrodniarzem można zrobić, to go rozstrzelać (4,210-212).
Ktoś do mnie kiedyś napisał: „Kościół musiał w tamtych krajach strasznie zajść ludziom za skórę, skoro został tak znienawidzony”. Odpisałem mu, żeby odniósł ten argument do sytuacji Żydów w Trzeciej Rzeszy, to sam zobaczy jego niedorzeczność i niemoralność. Wśród milionów ludzi, których w ciągu ludzkich dziejów zamordowano niewinnie, tylko jeden z nich — Jezus Chrystus — był człowiekiem naprawdę bezgrzesznym. Jest zwyczajną nieprzyzwoitością mędrkować, że niewinnie zamordowani ludzie jednak mieli swoje wady albo że różne winy można zarzucić ich środowisku.
Powyższa uwaga nie utraciłaby swojej prawdy, nawet gdyby krwawe prześladowania duchowieństwa były w rewolucyjnej Francji, Meksyku czy Hiszpanii spontanicznym wybuchem ludowego antyklerykalizmu. We wszystkich trzech przypadkach ich źródło było zupełnie inne: pomyślane zostały i narzucone społeczeństwom przez zaślepionych doktrynerów, którzy postanowili zbawić świat za pomocą szerzenia nienawiści i wprowadzania jej w czyn.
Niestety, tacy fanatycy mogą pojawić się również pod sztandarami religii, koszmarnie wypaczając w ten sposób jej sens oraz znieważając Boga, którego imieniem podpierają swoją obłąkaną doktrynę. Otóż nigdy dość przypominania, że niegodziwe jest każde rozniecanie nienawiści do innych, niezależnie od tego, czy dokonywane jest pod sztandarami religii czy antyreligii, nacjonalizmu czy internacjonalizmu. Wybiórcze potępianie fanatyzmu — np. potępianie fanatyzmu tylko religijnego — zazwyczaj samo naznaczone jest fanatyzmem, niekiedy nawet groźniejszym niż ten potępiany. Nie zapomnijmy, że podczas rewolucji francuskiej niszczono wspaniałe średniowieczne katedry jako „pomniki fanatyzmu” 3
Wiele złego się stało i nadal się dzieje wskutek tego, że w naszej Europie fanatyzm antyreligijny cieszy się szczególną ochroną: stało się niepisanym obowiązkiem ludzi dobrze wychowanych udawanie, że takiego fanatyzmu w ogóle nie ma. Wciąż nie potępiliśmy — jako europejskie społeczeństwa — jego zbrodni, nie przeprowadziliśmy poważnej debaty na temat jego źródeł. Mógł sobie znany francuski filozof publicznie marzyć o doczekaniu dnia, kiedy ostatni król zostanie powieszony na jelitach ostatniego księdza, a my i tak nie odważamy się głośno powiedzieć, że takie sianie nienawiści zaowocowało m.in. zbrodnią, której ofiarą padło setki księży zamęczonych u wybrzeży wyspy Aix.
Dowodem na to, że zbrodnie antyreligijnego fanatyzmu, których się dopuszczono podczas rewolucji francuskiej, nie zrobiły na tzw. postępowej opinii publicznej żadnego wrażenia, jest fakt, że zła tradycja pisania tekstów szerzących nienawiść do chrześcijaństwa, a zwłaszcza do Kościoła katolickiego, również po tamtych zbrodniach rozwijała się w najlepsze 4
Jestem głęboko przekonany, że gdyby świat liberalny potrafił choć odrobinę otrząsnąć się ze swoich antyreligijnych przesądów i zdobył się na odwagę potępienia zbrodni popełnionych pod jego sztandarami w okresie rewolucji francuskiej, nie doszłoby do późniejszych zbrodni w Meksyku czy Hiszpanii.
Świat liberalny musi wreszcie uznać tę złą część swojej tradycji, z której rozsiewa się nienawiść do religii i Kościoła, i się od tego wszystkiego odciąć i oczyścić. Podam parę dowodów na to, że wciąż jest to problem poważny.
W roku 1992 Jan Paweł II beatyfikował Izydora Bakanja, młodego Afrykanina z Konga Belgijskiego, który był służącym u niejakiego pana van Cautera, skądinąd człowieka programowo postępowego. Owego pana denerwował szkaplerz, który jego służący nosił na swojej piersi. Na szyderstwa i docinki Izydor nie reagował i wciąż ten szkaplerz nosił, dlatego van Cauter pewnego dnia wpadł w gniew i kazał mu natychmiast szkaplerz zdjąć. Izydor tego nie zrobił, za co został ukarany chłostą. Chłosta okazała się jednak nieskuteczna, bo służący nie chciał się rozstać ze swoim szkaplerzem. Van Cauterowi tego już było za wiele. Osobiście zerwał mu szkaplerz i kazał go tak wychłostać, żeby to sobie zapamiętał na całe życie. Zmaltretowany Izydor Bakanja po czterech dniach umarł. Wszystko to miało miejsce w XX wieku, w roku dokładnie 1909 (4,7-9).
To prawda, że zbrodni dopuścił się konkretny człowiek, van Cauter. Jednak wina za to, że ten człowiek był antyreligijnym fanatykiem, obciąża również wielu innych ludzi. Tych, którzy zakładali doktrynerskie filtry na debaty skierowane przeciwko fanatyzmowi, tak żeby fanatyzm nikomu się nie skojarzył z postawami antyreligijnymi. Również tych, którzy aktywnie uczestniczyli w budowaniu nienawiści do religii, do Kościołów i do duchowieństwa. I tych wreszcie, którzy biernie przypatrywali się temu, jak postawy takiej nienawiści rozwijają się wewnątrz ich ideowych formacji.
Przypadki skrajne zazwyczaj stanowią wierzchołek góry lodowej, ale właśnie dlatego powinny nas pobudzać do uświadomienia sobie, że ta góra istnieje i że trzeba coś robić, żeby ją rozkruszać. Wyciąłem sobie kiedyś informację podaną przez niektóre gazety na początku grudnia 1997 roku:
Michael Carneal, 14-letni uczeń w West Paducah w stanie Kentucky zabił 1 grudnia trzy swoje koleżanki, a zranił pięciu innych uczniów, gdy kończyli oni odmawianie modlitwy szkolnej. Sprawca, określający sam siebie jako ateistę z wyboru, już uprzednio drwił z modlących się osób. Naoczni świadkowie mówią, że w feralnym dniu odczekał, aż 35 osób przestanie się modlić, po czym zaczął do nich strzelać ze skradzionej broni 5
Owszem, jest to przypadek wyjątkowo skrajny, patologiczny. Od kogoś jednak ten młody człowiek nienawiści się nauczył. Tego tematu jednak publicznie poruszać nie wolno. Problem fanatycznych postaw antyreligijnych jest w krajach naszej cywilizacji tematem tabu co najmniej od czasów oświecenia. Jak zaś rozkruszać górę lodową, skoro istnieje milcząca zmowa, żeby udawać, iż tej góry w ogóle nie ma? Kiedy w roku 1989 wracała u nas religia do szkół, cała postępowa opinia publiczna zamarła z przerażenia na myśl o tym, jaki los czeka teraz w Polsce dzieci pochodzące z rodzin niewierzących.
Podam inny przykład, też skrajny, ale na szczęście bez porównania mniej drastyczny. Oto deklaracja, którą swojego czasu złożył publicznie ówczesny lider bydgoskiej Frakcji Młodych SdRP:
Podkreślam, że to moje prywatne zdanie, ale uważam, że Kościół katolicki powinien być zdelegalizowany. Cały katolicki kler powinno się zapakować w bydlęce wagony i wywieźć tam, gdzie ich miejsce, a więc do Watykanu. Majątek powinien zostać rozdany biednym, bezdomnym oraz ofiarom powodzi 6
Rozumiem, że był to wybryk młodego człowieka, którego nazwiska nie podaję, bo zapewne do tej chwili już wydoroślał i zmądrzał. Przywołuję tamto niesławne wydarzenie jako świadectwo, że niektórzy — być może, liczni — współcześni Europejczycy w ogóle nie są świadomi faktów straszliwych nieraz prześladowań chrześcijaństwa, które miały miejsce w krajach naszej cywilizacji na przestrzeni ostatnich stuleci. Nawet sobie nie wyobrażam, żeby tamten młody człowiek mógł coś takiego powiedzieć, gdyby choć trochę wiedział o tych faktach.
Trzeba przyznać, że ówczesne kierownictwo SdRP odcięło się od tamtego wyskoku młodego partyjnego towarzysza. Chociaż była to reakcja tylko naskórkowa, to ucieszyłem się nią bardzo, bo jednak była ona właściwa. Ufajmy, że w końcu (może już niedługo?) przyjdzie dzień, kiedy większość naszych środowisk lewicowych jednoznacznie zdystansuje się wobec periodyków i wydawnictw, które programowo zajmują się szerzeniem nienawiści i pogardy wobec chrześcijaństwa, a zwłaszcza wobec katolickiego duchowieństwa. Tak by się chciało, żeby przeciwstawianie się fanatyzmowi — religijnemu i antyreligijnemu — stało się wspólną sprawą nas wszystkich, zarówno ludzi wierzących, jak i niewierzących!
Jacek Salij OP
1 Zygmunt Podlejski, Sól ziemi i światłość świata. Święci i błogosławieni wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II, t. 4, Kraków 2000, Wydawnictwo Księży Sercanów, s. 112- -113. Odtąd będę się powoływał na to dzieło poprzez podanie dwóch liczb, z których pierwsza wskazuje na tom, druga na stronę.
2 „Wiadomości KAI” z 15 marca 2001 roku, s. 19.
3 Przykład fanatyzmu bez porównania bardziej umiarkowanego, ale jednak fanatyzmu, odnotowuje w swoim Dzienniku Gustaw Herling-Grudziński. Zapis znajduje się pod datą 8 lutego 1987 roku: „Hasło »fanatyzm« brzmi w Nowej Encyklopedii Savinio tak: »26 października 1786 Goethe przyjechał pierwszy raz do Asyżu, kazał sobie pokazać świątynię Minerwy zbudowaną w czasach Augusta i doskonale wciąż zachowaną, długo ją podziwiał i równie długo tegoż dnia opisywał w swoim dzienniku, nazajutrz zaś wyruszył do Foligno, nie postawiwszy nogi w Bazylice świętego Franciszka. Goethe, jak wiemy, nie znosił wszelkich form fanatyzmu i dlatego miał niechętny stosunek do religii i kultów religijnych. Ale czy nie jest to także forma fanatyzmu — fanatyzmu odwróconego?«”.
4 Odnotuję dla przykładu fragmenty kuriozalnego tekstu Fryderyka Nietzschego, pt. „Ustawa przeciwko chrześcijaństwu. Wydana w dniu zbawienia pierwszego dnia roku 1 (30 września 1988 roku według błędnej chronologii)”. Tekst znajduje się na ostatniej stronie książki tegoż autora pt. Antychrześcijanin, Kraków 1996, Wydawnictwo Nomos: „§ 4. Występkiem jest wszelka sprzeczność z naturą. Najwystępniejszym rodzajem człowieka jest kapłan: naucza on sprzeczności z naturą. Kapłana zwalcza się nie argumentami, ale więzieniem. § 5. Wszelki udział w nabożeństwach jest zamachem na obyczajność publiczną (...). § 6. Przeklęte miejsce, w którym chrześcijaństwo wysiadywało swe bazyliszkowe jaja, ma zostać zrównane z ziemią i być postrachem dla całej potomności jako miejsce nikczemne. Należy na nim hodować jadowite węże. § 14. Spożywanie posiłku z kapłanem przy jednym stole wyklucza, ekskomunikuje z prawego społeczeństwa. Kapłan jest naszym czandalą — należy go poniewierać, morzyć głodem, przegnać na wszelką pustynię”.
5 „Wiadomości KAI” z 9 grudnia 1997 roku, s. 19.
6 „Życie” z 12 stycznia 1998 roku, s. 3.