- 1 -
Wyobraźcie sobie, że u naszych znajomych, u państwa Kowalskich, są dwie córki. Pierwsza, Ania, liczy sobie 9 lat, a druga, Bożenka,10 lat. Podobne są do siebie jak dwie krople wody: taka sama twarz, takie same włosy, taka sama figura. Podobne są do siebie, trudno je odróżnić. Ale ich charaktery są tak różne, jak woda i ogień, tak różne jak Paweł i Gaweł z wiersza Aleksandra Fredry. Ania jest dziewczynką spokojną, wiele czyta, gra na skrzypcach. Bożenka gra też, ale... z chłopcami w piłkę nożną. A jak który źle broni bramki, to potrafi mu nawet w odpowiednie miejsce przyłożyć. Nikogo i niczego się nie boi.
Rodzice często rozmawiają ze sobą... Dziwią się: ich dzieci są podobne do siebie - i tak różne.
Ks. Machnacz J. SDB, Działanie i słuchanie BK 6 /1989/, s. 332
- 2 -
Tomasz More pisze z Tower do Lady Alington: "Zanim znalazłem się tutaj... przemyślałem najgorsze i najdalej sięgające skutki, jakie mógłbym prawdopodobnie ściągnąć na siebie. Dobrze znam moją własną kruchość, a także naturalną słabość serca, i gdybym nie ufał Bogu, że mi udzieli siły raczej wszystko znieść, aniżeli obrazić go bezbożną, przysięgą, sprzeczną z moim sumieniem, to możesz być pewna, że nie dostałbym się tutaj... A ponieważ w tej sprawie zważam tylko na Boga, stąd niewiele mnie obchodzi, gdy ludzie nazwą to, jak im się podoba, i będą mówić, że to nie sumienie, ale bzdurny skrupuł". W liście zaś do córki, Małgorzaty Roper, dodaje: "Chociaż odkryłem przy tym, że jestem nastawiony o wiele bardziej światowo i że moje ciało lęka się więcej bólu i śmierci niż to przystoi wierzącemu chrześcijaninowi, to jednak moje sumienie mówi mi w tym wypadku, że ocalenie mojego ciała oznaczałoby utratę mojej duszy. Dziękuję Bogu, że w tym konflikcie zwyciężył na koniec duch i że rozsądek z pomocą wiary rozpoznał, iż gdybym był niesprawiedliwie zamordowany, ponieważ postępowałem w sposób prawy..., będzie to przypadek człowieka, który traci głowę bez poniesienia szkody, bo w miejsce szkód otrzyma nieocenione dobrodziejstwa z Bożej ręki" [Th. More, Die Braefe des heidigen Thomas More aus dem Gefdnnisse, Freiburg i. Br. 1938, s. 32-33, 67-68).
My sami częściej jesteśmy wezwani do praktykowania wyboru Boga ponad wszystko
"UMIŁUJESZ BOGA NADE WSZYSTKO" BK 86/5
- 3 -
Gdy pewnego razu na lekcji religii, a było to w trzeciej klasie, rozmawialiśmy o niedzielnej Mszy - głos zabrał Tomek: "Proszę księdza - powiedział - ja systematycznie chodzę do kościoła, ale gdy urosnę i będę taki duży jak tata i mama, to już nie będę chodził na Mszę św." Jak się później okazało, Tomek chodził na Mszę św. tylko dlatego, by nie otrzymać kary od rodziców. Postępowanie Tomka nie podobało się nikomu. Dzieci tłumaczyły, że na Mszę św. nie chodzi się z lęku przed karą, czy za coś, lecz z miłości do Boga.
Ks. Adam Firosz "UMIŁUJESZ BOGA NADE WSZYSTKO" BK 86/5
- 4 -
Bóg w różny sposób daje ludziom znać o swojej obecności. Abrahamowi objawił się pod postacią trzech młodzieńców. Najpełniej objawił się ludzkości w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, naszym Zbawcy. Wszystkim nam objawia się każdego dnia w pięknie otaczającego nas świata. Świat jako dzieło Boże świadczy o mądrości i wszechmocy Boga.
Tak patrzył na świat św. Franciszek z Asyżu ( 1182 -1226). Świat nie zasłaniał mu Boga, ale odsłaniał przed nim Jego wielkość. Mało jest ludzi tak odczuwających bliskość Boga w kontakcie z przyrodą, jak ją przeżywał św. Franciszek. To pozwalało mu nazywać różne elementy świata swoimi braćmi i siostrami. Znana jest jego "Pieśń stworzenia", a w niej strofy: "Pochwalony bądź, Panie,
Z wszystkimi Twoimi stworzeniami,
A przede wszystkim z naszym bratem-słońcem,
Które dzień daje, a Ty przez nie świecisz,
Ono jest piękne i promieniste, A przez swój blask
Jest Twoim wyobrażeniem, o Najwyższy!"
Zob. Kalendarium duszpasterskie, t. IV, s. 600.
Kazanie Rok C
- 5 -
My nie zawsze dostrzegamy sens cierpienia, które na. spotyka. Jeżeli jednak dobrze się zastanowić, przekonamy się; jak bardzo często jest ono dla nas źródłem większego dobra. Takiego patrzenia na cierpienie uczy nas współczesny jezuita hinduski, Anthony de Mello, w jednej ze swoich anegdot. Oto ona:
"Nieszczęścia mogą prowadzić do rozwoju i oświecenia" - powiedział pewien mistrz.
I tak to wyjaśnił:
"Pewien ptak codziennie chronił się w suchych gałęziach drzewa, stojącego pośród rozległego pustynnego krajobrazu. Razu pewnego trąba powietrzna wyrwała drzewo z korzeniami, i biedny ptak musiał przelecieć co najmniej sto mil, nim znalazł sobie nowe schronienie. Dotarł wreszcie do lasu, gdzie drzewa uginały się od owoców.
I zakończył:
- Gdyby uschnięte drzewo ocalało, nic nie skłoniłoby ptaka, by wyrzekł się bezpieczeństwa i poszybował w przestworza". Anthony de Mello, Minuta mądrości, Kraków 1994, s. 224.
Kazanie Rok C
- 6 -
Historia chrześcijaństwa ukazuje nam mnóstwo przykładów odważnego wyznawania swej wiary, warto tu wspomnieć o Zofii Kossak-Szczuckiej. Jej życie przypada na lata 1890-1968. Zmarła w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. Należy do najwybitniejszych powieściopisarzy polskich XX wieku. Jest porównywana z Sienkiewiczem. W okresie okupacji działała w ruchu podziemnym: w latach 1943 - 44 była więziona na Pawiaku i w Oświęcimiu. Okres obozowy opisała w książce pt. "Z otchłani". Lata 1945 -1957 spędziła na emigracji w Anglii.
Po powrocie do kraju osiadła w Górkach Wielkich.
W roku 19b6 Rada Państwa przyznała jej nagrodę, której nie przyjęła, motywując swą odmowę przekonaniami religijnymi, a zwłaszcza nabożeństwem do Matki Bożej. W liście do premiera rządu PRL napisała:
"W uzupełnieniu wysłanego przeze mnie telegramu, pragnę wyjaśnić przyczynę, jaka mnie skłoniła do rezygnacji z przyznanej mi nagrody państwowej I-go stopnia. W pierwszej chwili wiadomość o tym zaszczytnym wyróżnieniu szczerze mnie ucieszyła. Widziałam w tej decyzji Władz Państwowych nie tylko ocenę mojego pisarstwa, jako pożytecznej służby narodowi, lecz dowód życzliwej pamięci o starej pisarce, schodzącej niebawem ze sceny. Za to jestem wdzięczna. Istnieje jednak drugi aspekt sprawy: jestem pisarką katolicką, związaną wiernie z Kościołem, żywiącą szczególną miłość i cześć do Królowej Polski Maryi, Matki Bożej, którym to uczuciom dawałam i daję częste wyrazy w moich pracach. W ostatnich dniach przebieg apolitycznych religijnych obchodów milenijnych zakłóciły wypadki znieważania kultu Matki Bożej, raniące boleśnie serca wiernych Polaków, w tej liczbie i moje. Uświadomiłam sobie wtedy, że rozdźwięk między lekceważeniem przez Władze Państwowe uczuć religijnych ludności, a równoczesnym przyznaniem przez te Władze nagrody literackiej pisarce katolickiej jest nietaktem, że zdaje się być omyłką, nieporozumieniem. Gorąca proszę o podejście obiektywne do mojego stanowiska. Nie mogę przyjąć nagrody od Władz Państwowych, wprawdzie własnych, prawowitych, lecz odnoszących się wrogo do spraw dla mnie świętych. Dlatego postanowiłam prosić o skreślenie mnie, mojego nazwiska z listy nagrodzonych, którą to prośbę niniejszym powtarzam, uznając sprawę za definitywnie zamkniętą.
Górki Wielkie, 26 czerwca 1966, Zofia Kossak-Szczucka".
Cytat za: Kalendarium duszpasterskie, t. II, s. 201-202,
Kazanie Rok C
- 7 -
Różne są rodziny. Dobre i złe, udane i niezbyt udane, dobrane i zupelnie nie pasujące do siebie. Można by tak wymieniać w nieskończoność. Są też rodziny, które - niestety - nie mają dla siebie czasu. W tym miejscu przypomina mi się pewne wydarzenie zanotowane przez ks. Kazimierza Wójtowicza w Notkach:
- Tatusiu!
Ojciec wsadził akurat nos w płachtę dziennika, więc odburknął tylko od niechcenia, nie odwracając się od lektury:
- Co znowu?
- Czy ja, kiedy będę duży, muszę też czytać gazety? - Naturalnie!
- Dlaczego, tatusiu?
Ale ojciec nie dosłyszał już tego pytania, bo trafił na interesujący passus o sporcie.
- Dlaczego? Chciałbym wiedzieć! - Hm...? Dlaczego? Co dlaczego?
- Dlaczego, kiedy będę duży, muszę też czytać gazety?
- Jak się jest dorosłym, to zrozumiałe, że się czyta gazety. Trzeba być ze wszystkim na bieżąco.
- Co znaczy: na bieżąco?
- O nieba, ty brzdącu, to znaczy mniej więcej tyle, co orientować się. Rozumiesz?
- Nie.
- To porozmawiamy o tym kiedy indziej. Teraz pozwól mi wreszcie doczytać do końca.
- A dlaczego, tatusiu, nie możesz czytać, kiedy ze mną rozmawiasz?
- Bo to mi przeszkadza. Rozmowa zawsze przeszkadza. Zapamiętaj sobie, że w ogóle powinno się jak najmniej mówić.
- A nasz nauczyciel mówi bardzo dużo.
- Nie nudź! W końcu po to jest nauczycielem, aby mówił. Ale dzieci powinny być cicho! Zrozumiano?
- Tak, ale kiedy całą godzinę nie otworzę ust, to nauczyciel też nie jest wcale zadowolony
- Dosyć tego! Pozwól mi w końcu czytać! Jeżeli dalej będziesz mnie tak ogłupiał tymi swoimi pytaniami, to znajdę się wkrótce w domu wariatów.
- A czy tam też trzeba czytać gazety? - Nie, nie! Tam nie ma żadnych gazet!
- O, to fajnie - ucieszył się synek - kiedy cię odwiedzę, będę mógł z tobą normalnie porozmawiać i nie będzie ci to wreszcie przeszkadzać.
Tak, ten prosty przykład, wzięty prosto z życia, dobrze ilustruje nasze rodzinne problemy. A tymczasem Bóg zawsze docenia wartość rodziny. Powiedzmy sobie otwarcie: Bóg chce człowieka w rodzinie, dobrej rodzinie.
Ks. Jan AUGUSTYNOWICZ APOSTOLSTWO NAJPIERW W RODZINIE Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 8 -
Kiedyś czytałem opowiadanie o wielkim artyście i wynalazcy. Wybierał się on w daleką podróż. Zostawił więc synowi swe dzieła sztuki, wynalazki, maszyny, polecając mu zapoznać się z nimi i w miarę dojrzewania wykonywać jego dzieło.
Młodzieniec podziwiał precyzyjne narzędzia, maszyny, malowidła i projekty, a z ust jego wyrywały się słowa zachwytu i podziwu dla genialnego ojca. Z biegiem czasu zaczął sam tworzyć. Z początku nieudolnie, potem coraz lepiej. Jednocześnie obraz ojca zacierał się w jego pamięci. Pewnego dnia na widok swego wspaniałego dzieła zawołał: Ach. Jaki ja jestem wielki i mądry. już nie potrzebuję ciebie, ojcze. Ty już dla mnie nie istniejesz. Byłeś tylko mitem. Zapomniał, że przecież ojciec polecił mu kontynuować tę pracę.
Powyższa historia przypomina nam o wiele większego artystę i głębszą prawdę. Oto Bóg stworzył świat i ludzi, polecając im czynić sobie ziemię poddaną. I trzeba przyznać, że człowiek, podobnie ja ów syn artysty, wykonywał to zadanie. Podziwiał dzieła Boże, opanowywał ziemię i czynił ją sobie poddaną, aż uniesiony pychą na widok swoich dzieł, zawołał: Ty Boże, nie istniejesz. Jesteś mitem. Człowieku XX wieku! Wróć do Boga! Człowieku! Co masz, czego nie otrzymałbyś od Boga? Ziemia, na której żyjesz, jest Boża. I wszystko na ziemi jest Boże. I ty jesteś Boży, bo od Boga wyszedłeś i do Boga zdążasz.
Ks. Henryk KIEMONA PRACA I KONTEMPLACJA Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 9 -
"Nie wystarczy wiedzieć, jak być człowiekiem, ale trzeba po prostu być człowiekiem. Nie wystarczy wiedzieć jak wygląda miłość, ale trzeba miłować. Nie wystarczy być pełnym mądrości, ale trzeba mądrze żyć. Nie wystarczy znać obowiązki rodzicielskie, ale trzeba być rodzicami".
Ma rację ks. A. Henel, że "nie wystarczy wiedzieć...", ale pozostaje pytanie: jak być człowiekiem, synem, małżonkiem, jak żyć mądrze, jak kochać? Niepodważalna jest prawda, że środowiskiem, w którym się tego uczymy, jest rodzina - powinna być każda rodzina! Część odpowiedzi na powyższe pytania jest w innej refleksji wspomnianego autora: , Pozwól, Panie, miłować ich tak, jak Ty ich miłowałeś. Pozwól z nimi mówić, jak Ty rozmawiałeś. Pozwól przebaczyć, jak Ty przebaczyłeś. Pozwól dla nich cierpieć, jak Ty cierpiałeś. Pozwól być znakiem Ciebie, jak Ty byłeś znakiem Ojca".
Czy ktoś się dzisiaj tak modli? Który ojciec, matka, dziecko? Czy ktoś się tak stara kochać przebaczać, cierpieć, być "znakiem"? Czy są takie rodziny?
Ks. Ireneusz Folcik - RODZINA PIERWSZYM OBSZAREM DZIAŁALNOŚCI APOSTOLSKIEJ BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(134) 1995
- 10 -
Jeżeli ojciec zawiesza krzyż na ścianie, idzie do kościoła, to wychowuje i apostołuje bez słów. leżeli rodzice klękają do pacierza w domu czy w namiocie, jeżeli szanują się, to jest apostolstwo przykładu. Wielu młodocianych zostaje przestępcami, bo ich nikt nie kochał. Jeżeli dzieci nie zaznają miłości, będą często same do niej niezdolne, będą załamane lub agresywne. Rozdźwięki między rodzicami powodują cierpienia dzieci, które potrzebują nie pieniędzy ale miłości ojca i matki. Obecność i zainteresowanie to najpiękniejszy podarek dla dzieci i równocześnie ewangelizacja.
Ks. Ireneusz Folcik - RODZINA PIERWSZYM OBSZAREM DZIAŁALNOŚCI APOSTOLSKIEJ BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(134) 1995
- 11 -
Teresa Tyszkiewicz w artykule "Między niebem a światem" ("W drodze", 1994 nr 7), ukazując życie francuskiej tancerki i zakonnicy, Mireille Negre, pisze m.in., że jej rodzina, to idealna rodzina, w której głęboka miłość wzajemna rodziców stworzyła dzieciom klimat bezpieczeństwa i ciepła. Z domowego wychowania religijnego zapamiętała wizyty swego dziadka, który przy tej okazji lubił dzieciom opowiadać Biblię. Szczególne wrażenie, jak wspomina Mireille, zrobiło na niej pytanie Samarytanki: Czy Ty jesteś tym, którego się oczekuje? - i odpowiedź Jezusa: Tyś powiedziała. Te słowa zostawiły w niej nutę tęsknoty za spotkaniem z Chrystusem. Dzięki rodzicom, dziadkowi, odkryła Ewangelię i przekonanie, że chce i musi należeć do Boga, i to całkowicie. Niełatwe jej życie można streścić w słowach: "Współpracuję z Bogiem w podnoszeniu upadłej ludzkości, na swoją miarę". A wszystko zaczęło się w rodzinie...
Ks. Ireneusz Folcik - RODZINA PIERWSZYM OBSZAREM DZIAŁALNOŚCI APOSTOLSKIEJ BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(134) 1995
- 12 -
Po urodzeniu córeczki wnet zdecydowali się na drugie dziecko. Po cichu marzyli, by był teraz syn. Zaczęły się komplikacje z ciążą. Matka zdecydowała się jednak na wszystko. Po pewnym czasie syn Andrzej szczęśliwie przychodzi na świat. Jednak matka musi ponieść ofiarę - zostaje całkowicie sparaliżowana. Przez prawie 30 lat przykuta do łóżka cierpi z miłości.
Swoim cierpieniem jest zawsze przy mężu - bezradnie patrząc na przygotowane przez męża posiłki, słuchając z utęsknieniem o jego pracy, wpatrując się w jego troskę o dobre wychowanie dzieci. Otoczona ogromną miłością najbliższych - ich poświęcenie oplata swoim cierpieniem i modlitwą. Mały bunt czy trochę gorzkości zawsze ustępują, gdy w każdy I piątek miesiąca odwiedza ja ksiądz spowiadając i przynosząc jej Komunię św.
Nikt nie zdziwił się, że odeszli z tego świata prawie równocześnie - ona i mąż. Na fundamencie takiej miłości rodzinnej syn i córka szczęśliwie ułożyli sobie życie.
Bez wątpienia Jezus w tej rodzinie miał swoje miejsce. Zadajcie sobie pytanie: a jak jest w naszych domach? Jak jest w twojej rodzinie? Jaki jest twój dom i rodzina?
Ks. Henryk Gościniak - RODZINA PIERWSZYM OBSZAREM DZIAŁALNOŚCI APOSTOLSKIEJ BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(134) 1995
- 13 -
Powiem wam o dwóch dobrych wydarzeniach, które stały się przez rodzinę i w rodzinie. Dwa lata temu, chodz4c po kolędzie, wszedłem do jednej rodziny. Była sympatyczna rozmowa z rodzicami i dwojgiem dzieci. Chłopiec z kl. II miał przystąpić do I Komunii św.
Mama tego chłopca w pewnej chwili powiedziała: "Czy ksiądz mógłby mi w czymś pomóc? Jestem bez chrztu. Tak bardzo bym chciała przed I Komunią św. synka przyjąć chrzest..." To mnie zdumiało. "To moje dzieci, które s~ ochrzczone, one sprawiły, że tak szczerze zatęskniłam, aby zbliżyć się do Boga..." I tak się stało. Tej mamie udzieliłem chrztu, zanim jej synek przystąpił do I Komunii św.
W ostatni Adwent - a była to sobota wieczór - przychodzi kobieta, która bardzo prosi, aby przyjść do ciężko chorego ojca. Sama mówiła, że ojciec całe lata nie był u spowiedzi i był daleko od Boga. "Tyle razy próbowaliśmy - mówi córka - namówić ojca, aby pojednał się z Bogiem, i ciągle było jedno słowo: nie. Dziś poprosił mnie do łóżka i powiedział: Przyprowadź mi księdza." Poszedłem, była rozmowa. A później: "Ostatni raz byłem u spowiedzi na I Komunię św." - a miał 72 lata! Widziałem, jak był szczęśliwy, jak bardzo mi dziękował! Powiedział: "Długo walczyłem, ale dzięki córce tak się stało". Gdy przyjmował Komunię św. wszyscy domownicy z radości płakali...
Drogie dzieci, to właśnie dzieci były dobrymi apostołami rodziny!
Ks. Henryk Gościniak - RODZINA PIERWSZYM OBSZAREM DZIAŁALNOŚCI APOSTOLSKIEJ BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(134) 1995
- 14 -
C. M. Martini, obejmując diecezję mediolańską, skierował do wiernych list poświęcony "kontemplacyjnemu wymiarowi życia". We wstępie pisał: "Wśród tylu różnych rzeczy, które mogłem zaobserwować i podziwiać w tych miesiącach, obok wspaniałych inicjatyw, które rozwijają się wszędzie w diecezji dzięki niezmordowanej działalności ochrzczonych, kapłanów i świeckich, wydawało mi się rzeczą pożyteczną przypomnieć doniosłość refleksji kontemplacyjnej, nie po to, by zmniejszyć zaangażowanie, lecz by uczynić je bardziej świadome i uważne... chciałbym, żeby te słowa były orędziem dla wszystkich ludzi dobrej woli z Mediolanu i całej diecezji, często obciążonych nadmiarem codziennych trudów i różnorodnych zajęć". Arcybiskup miał odwagę zapracowanym i zabieganym lombardczykom przypomnieć kontemplacyjny wymiar życia. Zdaniem C. M. Martiniego równowaga między zaangażowaniem w pracę, a modlitwą i kontemplacją jest podstawowym problemem dzisiejszego Kościoła.
Ks. Józef Kudasiewicz - MODLITWA I DZIAŁANIE Współczesna Ambona - Kielce 1989 Rok XVII Nr 3
- 15 -
"Karol de Foucauld... postanowił uprawiać życie kontemplacyjne w gwarze ulicy, żyjąc tak samo jak wszyscy ludzie. To jest o wiele bardziej trudne! Bóg pragnie, żeby wszyscy ludzie uczynili również ten krok. Dlatego też Karol de Faucauld jest zwiastunem nowej epoki, w której wielu ludzi będzie usiłowało pogodzić kontemplację ze swoją działalnością zewnętrzną, urzeczywistniające w codzienności życia pierwsze przykazanie Pana: miłuj Boga nade wszystko, a bliźniego swego jak siebie samego" (C. Caretto).
Ks. Józef Kudasiewicz - MODLITWA I DZIAŁANIE Współczesna Ambona - Kielce 1989 Rok XVII Nr 3
- 16 -
"Pewien kapłan był mocno zaniepokojony częstymi wizytami w kościele ubogo ubranego mężczyzny. Jego podejrzenia wzbudził przede wszystkim charakter tych wizyt. Człowiek ten wchodził, przystawał w tyle kościoła na kilka sekund, po czym wychodził. W trosce o swoje skarbonki ksiądz kazał kościelnemu, by miał tego gościa na oku.
Traktowała ona Chrystusa jak zwykłego gościa, któremu trzeba coś dać. Jednego dnia kościelny zaczepił go i zapytał, co on takiego robi tu w kościele.
- Rozmawiam z Bogiem - padła odpowiedź.
- Jak to możliwe - pytał kościelny, zaledwie wejdziesz, już wychodzisz. I ty to nazywasz modlitwą? Na to nieznajomy odpowiedział:
- Ja po prostu patrzę w górę na Niego i mówię: Jezu, to ja Jim".
(J. A. Feehan, Opowiadania na niedzielę, s. 118)
Ks. Stanisław WRONKA - GOŚĆ W DOM, BÓG W DOM Materiały Homiletyczne Nr 195 Rok C - Kraków 2001
- 17 -
Babcia Marta powtarzała często swojej wnuczce: "Martusiu, bądź bardzo gościnna, bo nie wiadomo, w którym gościu zawita do ciebie sam Jezus. Gość w dom - Bóg w dom". I uczyła Martusię robić śniadania, desery, napoję i pięknie podawać do stołu, bo któż nie lubi być ugoszczony, czymś smacznym poczęstowany? Kiedyś zadzwonił do niej jej wujek, ksiądz Tymoteusz. Miał bardzo smutny głos, więc Martusia zaprosiła go do siebie. Rodziców nie było, więc poczuła się gospodynią. Zaczęła piec ciasteczka, robić sałatkę, nakrywać stół ze świecami i kwiatami. Jej mała siostrzyczka plątała się jej pod nogami i przeszkadzała. Kiedy więc wszedł ksiądz, kazała małej Marysi siedzieć przy nim, a sama zaczęła robić koktajl. Ksiądz Tymoteusz co i raz wołał ją z pokoju, ale Martusia wpadała tam tylko, żeby jeszcze coś na stole postawić, i znów biegła do kuchni. Kiedy ksiądz powiedział jej smutnym głosem, żeby usiadła z nim, bo on ma tylko pięć minut czasu, to Martusia krzyknęła już z kuchni, że za "minutkę" poda szarlotkę. Wpadła z szarlotką i zobaczyła, że ksiądz ubiera się do wyjścia. "Czym mogę księdza ugościć, żeby ksiądz został z nami?" - spytała. "Widzisz, Martusiu - powiedział ksiądz Tymoteusz - bardzo chciałem z kimś usiąść, opowiedzieć o swoim smutku, a ty wciąż tylko biegałaś po kuchni. Nie zjadłem nic prawie, choć tyle przygotowałaś. Marysia mi więcej dała. Cały czas patrzyła mi w oczy, słuchała mnie i miała dla mnie to, czego ty nie miałaś...". "Co?!" -zapytała Martusia. "Czas-powiedział ksiądz Tymoteusz - godzinkę czasu dla mojego serca. Czasem stokroć ważniejsze jest nakarmić komuś serce, a nie żołądek". "A czy ma ksiądz jakiś przepis na smakołyk dla serca?" - zapytała Martusia, nie rozumiejąc zagadki księdza. Ale on nic nie odpowiedział, bo wychodził. Marysia podbiegła do okna i jeszcze długo machała rączką na pożegnanie. Martusia westchnęła: "Tyle się namęczyłam, a tu nikt nic nie zjadł, a ksiądz odszedł głodny...".
Jaki jest przepis na smakołyk dla serca, a nie dla żołądka?
Brat Tadeusz RUCIŃSKI FSC - SMAKOŁYK DLA SERCA Materiały Homiletyczne Nr 195 Rok C - Kraków 2001
- 18 -
Sześciu chłopców w wieku trzynastu i piętnastu lat z katolickiej szkoły koło Bath w Anglii postanowiło zbadać starą, opuszczoną kopalnię. Co było do przewidzenia, szybko zagubili się w długich, zawiłych podziemnych chodnikach tej kopalni.
Po paru godzinach błądzenia stwierdzili, że sytuacja jest beznadziejna: jedzenia mieli niewiele, a świece też już się kończyłv. W końcu znaleźli się w jakiejś dość obszernej grocie. Usieclli i zaczęli głośno odmawiać różaniec. To ich trochę uspokoiło.
Nagle jeden z nich, oświetlając ścianę groty, zauważył mały, nie grubszy od ołówka, okrągły otwór idący do góry.
- Musiał go zrobić jakiś robak! - zawołał. - Więc nie jesteśmy daleko od powierzchni ziemi - wywnioskowali inni. W szkole uczono ich, że żaden robak nie schodzi w głąb ziemi poniżej 15 stóp.
Zaczęli ryć ziemię w kierunku, w jakim szedł robak. Pracowali na zmianę po kwadransie. Jeden rył ziemię przy pomocy scyzoryka, drugi mu świecił, pozostali zaś modlili się głośno. Po paru godzinach wytężonej pracy otwór osiągnął powierzchnię ziemi. Poczuli powiew świeżego powietrza i ujrzeli gwiaździste niebo nad sobą.
Dzięki Bogu! Jesteśmy uratowani! - zawołali. Cieszyli się nie tylko oni, ale i ich rodzice, którzy rozpoczęli już rozpaczliwe poszukiwania (Znak 1962).
Nie wiemy, czy to ocalenie było nadzwyczajnym, cudownym, czy też zwykłym wydarzeniem. Zachowanie tych chłopców jednak było z pewnością naprawdę chrześcijańskie. Pracę łączyli z modlitwą. Modlitwa dała im spokój. Dzięki temu nie biegali nerwowo w podziemnych chodnikach, ale obserwując je spokojnie dostrzegli zbawienny otwór. To pozwoliło im wyrwać się z niebezpiecznej pułapki.
Ks. S Klimaszewski MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988