„UCZTA” PLATONA
O utworze:
Dialog Platona zaliczany najczęściej do średniego okresu jego twórczości (powstał prawdopodobnie pomiędzy 385 a 372 r. p.n.e.), o konstrukcji ramowej. Głównym tematem dialogu jest miłość (eros). Obok Państwa uważany jest za jedno ze szczytowych osiągnięć literackich Platona. Istnieje także dialog Ksenofonta o tym samym tytule, poruszający ten sam temat i rozgrywający się w tych samych okolicznościach.
Uczta ma skomplikowaną konstrukcję ramową o kilku poziomach narracji. O tym, co wydarzyło się na uczcie u Agatona, dowiadujemy się z rozmowy Apollodora z niewymienionym z imienia przyjacielem. Wcześniej Apollodor opowiedział o uczcie Glaukonowi (bratu Platona) i teraz powtarza swoją relację. Rozmowa toczy się około 400 r. p.n.e., dotyczy jednak uczty, która miała miejsce kilkanaście lat wcześniej i którą dramaturg Agaton wydał dla uczczenia swojego zwycięstwa w agonie podczas Dionizji w 416 r. p.n.e. Apollodor nie był obecny na tej uczcie, powtarza to, co usłyszał o niej od Arystodemosa, znajomego Sokratesa. Arystodemos opowiedział mu z kolei, o czym mówili uczestnicy uczty - Fajdros, Pauzaniasz, Eryksimachos, Arystofanes, Agaton, Sokrates i Alkibiades. Wreszcie na ostatnim poziomie narracji Sokrates opowiada na uczcie, czego dowiedział się od Diotymy.
Uczta Platona jest jednym z najważniejszych tekstów filozofii starożytnej, jej wartość można też jednak rozpatrywać w innych kategoriach - dzieła literackiego, źródła informacji biograficznych jak też o kulturze i obyczajach starożytnej Grecji.
Akcja:
Apollodor, poproszony przez przyjaciela o nieznanym imieniu i prawdopodobnie inne osoby, aby opowiedział o uczcie u Agatona, stwierdza, że ma do tego już pewne przygotowanie, ponieważ niedawno opowiadał tę historią Glaukonowi (rozmowy dotyczyły miłości):
Właściwe opowiadanie rozpoczyna się w momencie, kiedy pewnego razu Arystodemos przypadkiem spotyka Sokratesa, umytego i w sandałach, co jest jak na niego niezwykłym widokiem - Sokrates przeważnie nie dbał o powierzchowność zewnętrzną. Ten wyjaśnia mu, że idzie na ucztę u Agatona. Nie był na niej poprzedniego dnia, ponieważ bał się, że będzie dużo hołoty ,obiecał jednak przyjść nazajutrz. Sokrates zaprasza Arystodemosa, aby mu towarzyszył. W drodze Sokrates rozmyśla i każe iść Arystodemosowi przodem; kiedy ten wreszcie dociera do domu gospodarza, przychodzi bez Sokratesa. Agaton przyjaźnie wita Arystodemosa i pyta o Sokratesa. Posłany po niego chłopiec ze służby powraca z wiadomością, że Sokrates stoi w ganku u sąsiadów i nie chce wejść. Agaton jeszcze kilkakrotnie chce posyłać po filozofa, Arystodemos odradza mu to, twierdząc, że on już ma taki jakiś zwyczaj i że na pewno przyjdzie. Wreszcie Sokrates zjawia się w połowie wieczerzy, Agaton zaprasza Sokratesa, aby ten położył się obok niego, aby i on mógł skorzystać trochę z tej mądrości, którą Sokrates z pewnością zdobył, rozmyślając na ganku. Sokrates przyjmuje zaproszenie, na protekcjonalny ton Agatona reagując stwierdzeniem, że sam dzięki temu będzie mógł od niego nassać i dużo i bardzo pięknej mądrości. Jego mądrość jest licha i ledwie się świeci, podczas gdy mądrość Agatona lśni i przyrasta szybko - jest to aluzja do nagrody, jaką Agaton otrzymał za swoją tragedię wystawioną podczas Dionizjów.
Po zakończeniu wieczerzy następuje libacja i goście śpiewają hymny do bogów, po czym przystępują do picia wina. Pauzaniasz, jeden z gości, który na uczcie pełni funkcję sympozjarchy, to jest mistrza uczty, stwierdza, że po pijaństwie poprzedniego dnia pragnąłby jakiegoś odświeżenia, Arystofanes, inny z gości, i Agaton zgadzają się z nim. Lekarz Eryksimachos wskazuje na szkodliwość pijaństwa; uczestnicy uczty zgadzają się, aby pić umiarkowanie i następnie, po odesłaniu flecistki, zająć się rozmową. Jako temat do dyskusji Eryksimachos proponuje, aby każdy z biesiadników wygłosił mowę na cześć Erosa (które to słowo w języku greckim oznacza zarówno boga miłości jak i samą miłość), ponieważ jest to temat dotychczas zaniedbany przez filozofów (powołuje się tu na myśl Fajdrosa i wyjawionym przez niego żalu z powodu braku pochwalnych poematów o Erosie).
ROZMOWA:
1) Mowa Fajdrosa
Pierwszym mówcą jest Fajdros. Określa Erosa jako najstarszego z bogów, czego dowodem ma być fakt, że u nikogo z poetów ani zwykłych ludzi (Fajdros cytuje przy tym m.in Hezjoda) nie znajdujemy imion jego rodziców. Będąc najstarszym bogiem, daje też ludziom najwięcej dobra w ten sposób, że skłania kochanków do czynów dobrych i szlachetnych: Fajdros zauważa, że najbardziej wstydzimy się czynów złych przed kochankiem, a czynów dobrych najbardziej pragniemy właśnie przez wzgląd na jego podziw - w ten sposób Eros jest siłą napędową dobra. Gdyby można było stworzyć państwo lub wojsko z samych "miłośników" i "oblubieńców", państwo takie byłoby wzorem ładu i porządku społecznego, a jego obywatele, dzięki temu, że Eros natchnąłby ich męstwem, zwyciężyliby cały świat.
Fajdros w dialogu mówi przede wszystkim o miłości między mężczyznami, przyznając aczkolwiek, że do takiej miłości zdolne są też kobiety, jak Alkestis, gotowa umrzeć za męża. Ważna jest przy tym szczerość w gotowości oddania życia za ukochanego lub ukochaną. Szczerości tej nie miał w sobie Orfeusz, kiedy zszedł do Hadesu, aby odzyskać żonę Eurydykę; miał ją natomiast Achilles, który nie bał się stanąć do walki z Hektorem, aby pomścić śmierć swojego "miłośnika" Patroklosa, i zginąć później od strzały Parysa. Kończąc swoja mową Fajdros stwierdza, że bogowie bardziej podziwiają i nagradzają, gdy oblubieniec miłośnika kocha, niż gdy miłośnik oblubieńca, ponieważ miłośnik ma w sobie coś boskiego, mieszka w nim bóg.
2) Mowa Pauzaniasza
Drugim mówcą jest Pauzaniasz, sofista i polityk grecki, z zarazem kochanek Agatona. Pauzaniasz zaczyna od stwierdzenia, że przedmiot rozmowy nie jest ściśle określony, ponieważ w rzeczywistości istnieją dwa Erosy, z których tylko jeden zasługuje na to, aby go chwalić. Ta dwoistość Erosa wynika z tego, że istnieją też dwie Afrodyty, bez których boga miłości nie sposób sobie wyobrazić. Starsza Afrodyta, nie miała matki, jest córką Nieba, i stąd jest nazywana Afrodytą niebiańską; druga, młodsza, była córką Zeusa i Diony jest nazywana wszeteczną.
Z pomocą Erosa, syna Afrodyty wszetecznej, kochają jednostki niższe: kochają one zarówno kobiety jak i chłopców, przy tym bardziej ciała niż dusze, myślą tylko o uczynku, piękno jest im obojętne; a jako że Afrodyta wszeteczna jest boginią młodszą niż Afrodyta niebiańska i ma w sobie pierwiastek męski i żeński zdarza im się za sprawą miłości czynić raz źle, raz dobrze.
Afrodyta niebiańska jest boginią starszą i ma w sobie wyłącznie pierwiastek męski; dlatego też Eros będący jej synem skłania wyłącznie do miłości do mężczyzn jako do miłości do tego, co z natury ma więcej siły i rozumu. Pederaści ogarnięci takim Erosem nie kochają małych dzieci, tylko chłopców, którzy już zaczynają myśleć, którzy weszli w wiek dojrzewania. Powinno istnieć prawo zakazujące kochania nieletnich (Pauzaniasz ma tu na myśli dzieci przed okresem dojrzewania), ponieważ z takiego chłopaka nie wiadomo jeszcze, co będzie; pederaści, którzy tak nierozważnie postępują, ściągają też potępienie na całą grupę "miłośników". Miłość jest rzeczą dobrą tylko wtedy, kiedy kochanek oddaje się kochankowi w przekonaniu, że za jego sprawą stanie się dzielniejszym i mądrzejszym.
3) Mowa Eryksimachosa
Jako trzeci przemawiać miał Arystofanes, komediopisarz grecki, ale zastępuje go lekarz Eryksimachos, bo Arystofanes dostaje napadu czkawki (element humorystyczny). Eryksimachos przyznaje rację Pauzaniaszowi, że Eros jest dwojaki; w nawiązaniu do jego mowy zaznacza jednak, że uważa ją za niedokończoną. Sądzi, że trzeba do niej dodać, że dopiero medycyna uczy, że Eros nie tylko jest dwojaki, ale ponadto mieszka nie tylko w duszach ludzkich, ale we wszystkim, co istnieje. Zgodnie z tą opinią o wartości medycyny postanawia zacząć mowę "od spraw lekarskich" - dwojaki Eros mieszka w ciałach na podobieństwo zdrowia i choroby, które jako całkiem odmienne od siebie "kochają" przeciwne rzeczy. Podobna harmonia ma istnieć według Eryksimachosa także w muzyce - przywołuje on tu poglądy Heraklita, że w jedności mimo wewnętrznego zróżnicowania panuje wewnętrzna zgodność, podobnie jak w łuku i w lutni (jedność w wielości).
4) Mowa Arystofanesa
Obecność Arystofanesa w Uczcie Platona jest zagadką, ponieważ z innych źródeł znany jest krytyczny stosunek do siebie komediopisarza i Sokratesa. Arystofanes ośmieszył filozofa w swojej komedii Chmury a także w innych sztukach. Arystofanes zaczyna swoją mowę od długiej pochwały potęgi Erosa, parodiując przy tym patos mów poprzedników: Ja wam tedy spróbuję objawić potęgę jego - wy zaś innych nauczycielami będziecie! Arystofanes opowiada, że natura ludzka była niegdyś inna niż obecnie: istniały trzy płcie, złożona z połówek męskich, złożona z połówek żeńskich i złożona z połówki męskiej i połówki żeńskiej. Ciało każdego człowieka było walcowate, miało dookoła plecy i piersi, po cztery nogi, dwie twarze, czworo uszu itd., a poruszało się w dowolną stronę podobnie jak ludzie obecnie, często przy tym skacząc i koziołkując. Trzy płcie istniały po to, aby reprezentować słońce, ziemię i księżyc - męska reprezentowała słońce, żeńska ziemię, a obojnacza księżyc jako podobny jednocześnie do ziemi i słońca. Pierwotne istoty ludzkie były na tyle silne i "wolnomyślne", by przeciwstawiać się bogom. Bogowie nie chcieli wytracić całego rodu ludzkiego w obawie o utratę kultu i ofiar, postanowili więc za radą Zeusa osłabić go, przecinając każdego człowieka na dwie połowy. Rozciętych ludzi Zeus nakazał uformować na nowo Apollinowi - świadectwem rozcięcia jest do dzisiaj pępek, ku któremu zwrócona jest twarz człowieka, by mając to miejsce przed oczyma, był grzeczniejszy niż przedtem. Po rozcięciu połówki zaczęły tęsknić do siebie, splatać się w uścisku i masowo ginąć z głodu - by tego uniknąć, Zeus przeniósł ich genitalia do przodu, by mogły zaspokajać tęsknotę przez stosunek płciowy. Eros jest więc w naturze ludzkiej tym, co ulecza ją przez sprowadzanie do dawnej postaci. Każdy człowiek na świecie poszukuje odtąd swojej drugiej połówki - mężczyźni i kobiety powstali z dawnej płci obojnaczej poszukują płci przeciwnej, mężczyźni i kobiety powstali z dawnej płci męskiej i żeńskiej poszukują tej samej płci.
5) Mowa Agatona
Arystofanes ponownie przekomarza się z Eryksimachosem, który wyraża przekonanie, że Sokrates i Agaton mieliby trudności w wygłoszeniu swoich pochwał Erosa po mowie tak dobrej, jak mowa Arystofanesa, gdyby nie to, że znakomicie rozumieją się na sprawach erotycznych.
Agaton zaczyna od stwierdzenia, że jego poprzednicy chwalili nie boga Erosa, lecz dobrodziejstwa miłości, którymi bóg ten ich obdarza. Aby chwalić boga, należy jednak najpierw powiedzieć, jaki jest on sam. Eros jest najszczęśliwszym bóstwem, ponieważ jest najpiękniejszy i najlepszy, a jest najpiękniejszy, ponieważ jest najmłodszy. Eros nienawidzi starości i przebywa z młodymi. Agaton nie zgadza się tu z pierwszym mówcą, Fajdrosem, który dowodził, że Eros jest starszy od Kronosa i Japeta. Dawniej dziejami bogów rządziła Konieczność, co prowadziło do walk pomiędzy nimi, kastrowania i zakuwania w kajdany; od kiedy jest z nimi Eros, panuje wśród nich przyjaźń i pokój. Eros jest też bóstwem delikatnym, dla którego opisu potrzeba by poety na miarę Homera. Eros nie stąpa po ziemi, mieszkania zakłada w sercach i duszach bogów i ludzi i to tylko tych, którzy są wystarczająco subtelni. Jest też lotny, nieuchwytny, wkrada się w duszę człowieka niepostrzeżenie i tak z niej umyka. Ma harmonijne kształty, piękną cerę i lubi przebywać wśród kwiatów.
Eros nie znosi też gwałtu, nie czyni nikomu krzywdy, ani jej od nikogo nie zaznaje. Każdy go chętnie słucha, co świadczy o jego sprawiedliwości. Eros jest również niezrównany w umiarkowaniu, bo jako bóg miłości panuje nad wszystkimi żądzami i rozkoszami, i męstwie, bo potrafi rozpalić miłość pomiędzy samym Aresem, bogiem wojny, a Afrodytą. Eros cechuje się wreszcie mądrością; jest tak mądry, że i innych czyni twórcami, np. w zakresie sztuki muzycznej (gdyby sam nie posiadał tych talentów, nie mógłby przekazać ich innym). Również umiejętności praktyczne zawdzięczamy Erosowi - dzięki niemu łucznictwo, medycynę i wieszczbiarstwo wynalazł Apollo, u niego muzy uczyły się muzyki, Hefajstos - kowalstwa, Atena - tkactwa, Zeus - rządzić bogami i ludźmi.
Tragediopisarz Agaton kończy swoją mowę pełnym egzaltacji hymnem na część Erosa, wyliczając jego cechy i wywołując swoimi zdolnościami oratorskimi ogólny zachwyt i podziw zebranych.
6) Mowa Sokratesa
Pod maską zakłopotania Sokrates stwierdza, że po tak wspaniałej mowie Agatona nie wie, co powiedzieć i że najchętniej uciekłby z uczty, gdyby miał dokąd. Potem jednak przechodzi do swoich rozważań o Erosie. Na początku zauważa, że wszyscy uczestnicy uczty jakby tylko umówili się odgrywać pochwały Erosa, zamiast chwalić go naprawdę. Sam nie potrafi wygłaszać takich pochwał, spróbuje jednak odkryć, jaka jest prawdziwa natura bóstwa. W następującej po tym rozmowie z Agatonem znajdujemy jedyny w dialogu przykład zastosowania metody elenktycznej przez Sokratesa, polegającej na takim kierowaniu rozmową, aby wykazać sprzeczność i absurdalność twierdzeń interlokutora. Zadając mu odpowiednie pytania, Sokrates skłania Agatona kolejno do przyznania, że:
1. Eros jest miłością czegoś.
2. Jeżeli jest miłością, to znaczy, że czegoś pragnie.
3. Jeżeli czegoś pragnie, to znaczy, że tego nie ma.
4. Agaton stwierdził w swojej mowie, że od kiedy Eros nastał wśród bogów, zapanowały wśród nich porządek i piękno; Eros jest więc miłością do piękna.
5. Jeśli Eros jest miłością do piękna, znaczy to, że brakuje mu piękna. Eros nie może być więc piękny.
6. To, co jest dobre, jest też i piękne. Jeśli więc Erosowi brakuje piękna, brakuje mu też dobra.
Agaton nie potrafi wyjaśnić tej sprzeczności.
W dalszej części mowy Sokrates wyjaśnia zebranym, że kiedyś omawiał te kwestie z niejaką Diotymą z Mantinei, która doskonale się rozumiała na tych jak i na innych sprawach (dzięki niej Ateńczykom udało się również kiedyś odroczyć zarazę o dziesięć lat). Otóż Diotyma (prawdopodobnie wieszczka lub kapłanka) swoimi pytaniami doprowadziła go wtedy do takiego samego uwikłania się w sprzeczności, do którego Sokrates doprowadził teraz Agatona. Prowadząc go następnie ku prawdzie, Diotyma (która w dialogu reprezentuje poglądy i naukę samego Platona) najpierw wyjaśniła Sokratesowi, że fakt, że Eros nie jest piękny i dobry, nie oznacza, że musi być szpetny i zły. Dalej uświadomiła filozofowi, że ten wcale nie uważa Erosa za boga, ponieważ odmawia mu przymiotów dobra i piękna. Z drugiej strony Eros też nie jest człowiekiem, lecz czymś pośrednim pomiędzy światem bogów i światem ludzi. Eros jest wielkim duchem, tłumaczem pomiędzy bogami a ludźmi, dzięki któremu możliwe są sztuka wieszczbiarska, ofiary kapłanów i rozmowy bogów z ludźmi, we śnie i na jawie.
Eros w najgłówniejszym znaczeniu jest to wszelkiego rodzaju dążenie do dobra i do szczęścia , w ramach tych dążeń i pragnień myśli ludzi są jednak skierowane ku różnym rzeczom: pieniądzom, gimnastyce, filozofii i tylko czasami miłości w zwykłym rozumieniu tego słowa. Przedmiotem miłości jest jednak zawsze wieczne posiadanie dobra, a sposobem prowadzącym do tego celu jest zapładnianie tego, co piękne, zarówno co do ciała jak i co do duszy, które to słowa można odnieść do biologicznego popędu seksualnego, ale też sfery duchowej życia. Miłość w istocie goni za płodzeniem, tworzeniem w pięknie, bo w zapłodnieniu jest jakiś pierwiastek wiekuisty, nieśmiertelny, o ile to być może w istotach śmiertelnych (206e), tak więc musi człowiek i nieśmiertelności pragnąć, jeżeli przedmiotem miłości jest wieczne posiadanie dobra
Wreszcie na końcu tej drogi (Platon w najbardziej dobitny sposób wkłada tu w usta Diotymy swoją własną naukę o ideach i duchach nadziemskich) człowiekowi odsłania się piękno samo w sobie, ono samo w swojej istocie , piękno wieczne, które nie powstaje i nie ginie i nie rozwija się, ani nie więdnie […] a wszystkie inne przedmioty piękne uczestniczą w nim jakoś w ten sposób, że podczas gdy same powstają i giną, ono ani się pełniejszym nie staje, ani uboższym, ani żadna w ogóle zmiana go nie dotyka . Na tym szczeblu dopiero życie jest coś warte: wtedy, gdy człowiek piękno samo w sobie ogląda. W kulminacji i na zakończenie mowy pochwalnej na cześć tej jedynie rzeczywistej idei piękna Diotyma kieruje do Sokratesa pełne patosu słowa: Czy nie uważasz, że [człowiek] dopiero wtedy, gdy ogląda piękno samo i ma je czym oglądać, potrafi tworzyć nie tylko pozory dzielności, bo on nie z pozorami obcuje, ale dzielność rzeczywistą, bo on dotyka tego, co naprawdę jest rzeczywiste. A skoro płodzi dzielność rzeczywistą i rozwija, kochankiem bogów się staje, i jeśli komu wolno marzyć o nieśmiertelności, to jemu wolno.
7) Mowa Alkibiadesa
Nagle ktoś z hałasem zaczyna się dobijać do drzwi, wreszcie do pomieszczenia, w którym przebywają biesiadnicy, wchodzi w towarzystwie flecistki i kilku innych osób pijany Alkibiades w wieńcu z bluszczu i fiołków i wstążkami na głowie. Jak Agaton i Arystofanes, Alkibiades jest postacią historyczną. Był uczniem Sokratesa, wybitnym wodzem i politykiem, ale też postacią bardzo kontrowersyjną, oskarżanym przez Ateńczyków o rozwiązłość, świętokradztwo, później nawet o zdradę. Alkibiades usprawiedliwia się, że poprzedniego dnia nie mógł przyjść na ucztę, teraz jednak prosi o wpuszczenie go, a przede wszystkim pragnie ustroić wstążkami głowę Agatona - najmądrzejszego i najpiękniejszego człowieka. Agaton i pozostali zapraszają go, aby wszedł. Wygłasza on mowę pochwalną o Sokratesie. Filozof jest wzorem panowania nad sobą. Sokrates naprawdę pogardza i pięknościami i majątkiem; Alkibiades już raz zajrzał do jego wnętrza i mógł przekonać się, jakie prawdziwe skarby kryły się w nim.
W dalszej części mowy Alkibiades opisuje męstwo Sokratesa podczas wojny pod Potidają, kiedy to Sokrates jak nikt inny potrafił znosić głód i mrozy. Raz podczas bitwy ocalił nawet życie Alkibiadesowi i nie chciał przyjąć za to nagrody, a kiedy armia wycofywała się spod Delion, nie uciekał w panice, lecz do końca zachował zimną krew i opanowanie (Alkibiades opowiada tu o II wojnie peloponeskiej pomiędzy Atenami i Spartą).
Kończąc swoją mowę pochwalną na cześć Sokratesa, Alkibiades stwierdza, że u niego to jest najdziwniejsze, że on nie jest podobny do nikogo z ludzi, ani dawnych, ani dzisiejszych. Sokratesa można przyrównać tylko do sylenów i satyrów; jego słowa wydają się na pierwszy rzut oka śmieszne, jak w statuetkach sylenów kryje się w nich jednak głęboki sens i skarby dzielności. W ostatnich słowach Alkibiades aczkolwiek ostrzega, że Sokrates już wobec wielu udawał "miłośnika", w końcu jednak zawsze doprowadzał do tego, że to inni się w nim zakochiwali, czyli sam zostawał "oblubieńcem" (te słowa ostrzeżenia Alkibiades kieruje przede wszystkim do Agatona)
Przez otwarte drzwi, które ktoś zapomniał zamknąć, wpada gromada pijaków, którzy zaczynają pić bez żadnego porządku, pod przymusem i nad miarę . Dlatego część gości idzie do domu, Arystodemos (który cały czas był ukrytym narratorem Uczty Platona) zapada w sen, a kiedy budzi się, widzi, że czuwają i piją wino jeszcze tylko Agaton, Arystofanes i Sokrates. Sokrates jako jedyny z nich zachowuje jasność umysłu i dowodzi rozmówcom, że dobry dramatopisarz powinien umieć napisać zarówno komedię jak i tragedię. W końcu Arystofanes i Agaton zasypiają, a Sokrates opuszcza scenę uczty, idzie do Lykeionu, bierze tam kąpiel, spędza cały dzień tak, jak to zawsze czynił, a wieczorem idzie do domu odpocząć.
Forma dialogu:
Uczta jako apoteoza Sokratesa. Sokrates, nie mógł więc spełnić roli opowiadacza.
Cały dialog opowiada Apollodoros. Zapalony, dogmatyczny, prostoduszny, wielbiciel Sokratesa. Relacjonuje wszystko kilku inteligentnym Ateńczykom.
Apollodoros niedawno opowiadał niedawno wszystko Glaukonowi i dlatego później referuje tak płynnie, robi już to po raz drugi. Sam nie był na uczcie, słyszał o niej od Arystodema.
Częściowo Uczta jest historyczną prawdą.
Czas akcji:
Rozmowa wstępna Apollodora z przyjaciółmi toczy się około roku 400 p.n.e., a więc w ostatnich latach życia Sokratesa, a dotyczy zdarzeń, które miały miejsce przed piętnastu, szesnastu laty.
Treść:
Rozmowie wstępnej nadaje Platon zabarwienie uliczne, Apollodor mówi zrazu od niechcenia, stylem przekupki ateńskiej. Z czasem gdzieś on rozpływa i słyszymy figury zupełnie żywe: każda mówi swoim indywidualnym stylem, każda się rusza po swojemu.
Arystodemos spotyka się z Sokratesem. Obaj są oryginalni, Sokrates w tej scenie jawi się jako figura czynna, samodzielna, myśląca, chytra, ale w złym tego słowa znaczeniu, silna. Arystodemos słabnie, staje się komiczny.
Agaton najpierw (na tle Arystodemosa) jawi nam się jako uprzejmy, elegancki gospodarz domu, później zyskuje nowe rysy(na tle Sokratesa): pretensjonalnego i próżnego eleganta.
Agaton jest młodym tragikiem, w chwili uczty zaledwie po trzydziestce, piękny, zamożny, wykwintny, doskonale wychowany, lubi literatów i filozofów, subtelny w odczuwaniu uczuć, woli przenośnie od trzeźwego i logicznego roztrząsania, potrafi mówić, kocha czule i cieszy się wzajemnością sofisty Pauzaniasza, do tego czynią mu dyskretne aluzje Sokrates i Arystofanes. Lubi gdy się go chwali.
Potrzebny był w roli gospodarza właśnie Agaton, bo na tym tle mógl najwyraźniej wystąpić Sokrates.
Platon stale operuje kontrastami.
Wszystko następuje po sobie, jak w uwerturze muzycznej.
Osoby dialogu:
Pauzaniasz: sofista, zakochany w Agatonie, wykształcony mówca, pewny siebie, zajęty sprawami publicznymi i kwestiami społecznymim da w swojej mowie zbiór praw i przekonan etycznych na temat miłości skierowanej ku chłopcom, a rozbiór ten posłuży mu do powiązania jego osobistych poglądów na tę sprawę z poglądami ogólu.
Fajdros: ubogi i niezbyt genialny, wielbiciel krasomówstwa, ciekawy kwestii filozoficznych. Przekręca religijne mity, powtarza niekiedy jedne i te same zdania, jest właściwie wstępem do Pauzaniasza, tak samo jak Arystodemos był przedsmakiem Sokratesa.
Arystofanes: tradycyjny wesołek, przekomarza się Eryksimachosem, kpi ze współczesnych stosunków, żartuje, a później mówi podniośle w stylu platońskim, kończy znów żartem dla zatarcia krótkiej chwili stanu religijnego. Mowa jego jest bogata, bujna, pełna obrazów, wolna od sztuczności, przesady i pozy.
Eryksimachos: syn Aukmenosa, lekarz, znany z niezwykłej wstrzemięźliwości. Mówi sucho, zawile, nudzi. Przyjaźni się z Fajdrosem. Wielce oczytany. I Arystofanes i Eryksimachos to motywy komiczne, tylko, ze Arystofanes rozśmiesza świadomie, Eryksimachos się sam ośmiesz mimo woli, ile razy się z czymś odezwie.
Na tym kończy się uwertura. Następuje przejście do właściwego dramatu i krótki przegląd całego towarzystwa.
Podział dialogu:
Akt pierwszy to pięć pierwszych mów o Erosie, akt drugi to mowa Sokratesa, trzeci to opowiadanie Alkibiadesa o Sokratesie. Zakończenie - scena ostatnia.
Pomiędzy aktami znajdują się większe intermezza sceniczne.
Pierwszy akt zaczyna Fajdros, i on i następni powiedzą, każdy po swojemu, jak który z nich pojmuje miłość.
Fajdros po lekkim, żartobliwym nastroju, uderza w uroczyste tony prastarych pieśni orfickich. Robi poważny nastrój, przeskakuje na tematy z życia społecznego i rozpatruje miłość jako czynnik podnoszący społeczną sprawność i wartość człowieka.
Fajdros wierzy w to, co mówi. Kobiety były wykluczone z życia publicznego i towarzyskiego w Atenach. Dopiero w wiekach średnich kobieta zaczęła występować jako człowiek bliski, słabszy, ale subtelniejszy. Tę rolę kiedyś musieli objąć musieli wobec mężczyzn o żywszym temperamencie i subtelniejszym życiu uczuciowym chłopcy o znamionach niewieścich. Ta przyjaźń gorąca, w której pocałunek i uścisk staje się chwilami koniecznym i naturalnym symbolem, znakiem widomym dziwnego czaru, jaki dwoje czy dwóch ludzi osnuwa, ta przyjaźń jest i dziś rzeczą zrozumiałą. Dziś taki przyjaźnie trafiają się tu i ówdzie pomiędzy ludźmi młodymi i nikogo mądrego nie rażą - odrazę dziś budzi pederastia, jako ordynarne zboczenie popędu płciowego. Fajdros pojmuje pederastię szlachetnie. Mówi o niebie jako o nagrodzie za odwagę, moc, za siłę woli - nie za tęsknoty i cierpienia bierne.
Przekonuje Pauzanius, jednak przerywa mu Arystofanes, który dostał czkawki przy końcu uroczystych okresów Pauzaniasza.
Intermezzo I
Arystofanes dostaje czkawki, być może jest to kpina z pozy Pauzaniasza, a jeszcze ważniejszym, że tym jest skończona pierwsza para motywów aktu pierwszego.
Eros w świetle nauki
Zaczyna mówić Eryksimachos, intelektualista, badacz, widz, moralista. Zaczyna od słów szacunku dla swej szkoły naukowej, dla swej zawodowej wiedzy. Z pewnym przekąsem odzywa się o mowie swego poprzednika, a później poprawia myśli, do których tamten nie dorósł. Przejmuje podział od Pauzaniasza, jednak wchodzi na inny grunt. Obchodzi go kosmos, wszechświat, stosunki społeczne porusza dopiero w drugiej części mowy.
Intermezzo II
Znów nawiązanie do czkawki, żartobliwe.
Eros w sztuce mitu
Arystofanes. Jego mit bardzo barwny, plastyczny, wesoły, szczególnie po suchych morałach swojego poprzednika. Momentami subtelny, szlachetny, jasny, mówi stylem Platona.
Intermezzo III
Bardzo długie. Ma przyjść ostatnia scena aktu pierwszego - mowa Agatona. Ta mowa ma być już tylko tłem i kontrastem dla Sokratesa.
Popis retoryczny
Prowadzi rzecz swą Agaton, pieści Erosa, słodzi, okadza, chce zabawić towarzystwo i błysnąć kwiecistym dowcipem. Tak naprawdę to lanie wody. Robi koziołki logiczne, mówi płynnie, olśniewa, pozuje. Kończy wierszem i ustępem rytmicznej, wymowanej prozy, podniosłym finałem w tonie hymnu. Sens dla niego był na drugim planie, forma na pierwszym. Agaton był piękny, głos modulował misternie, przeszedł wszystkich poprzedników. Zyskał zupełnie towarzystwo, w którym „kult formy zewnętrznej” był we krwi.
Prostota maską
Sokrates zaczyna robić towarzystwu wymówki, że mówią rzeczy piękne bez względu naprawdę lub fałsz. Prowadzi formę dialogu z Agatonem, typowy, nielitościwy, koci dialog. Odsłania jego „maszynerię”, Agaton się gubi, daje się wciągnąć w inny grunt. Przyciska Agatona do muru, zarzuca go pytaniami i wykazuje mu co to za nonsens wynika z takiej gry słów jakich użył w swojej mowie. Podsuwa mu Erosa w znaczeniu czysto abstrakcyjnym . Agaton ma przyznać i musi przyznać, że Eros nie jest, ani dobry, ani piękny. Agaton jest u granic rozpaczy. Na wszystko się zgodzi, byle Sokrates dał mu już spokój. O to szło mu w gruncie rzeczy, by Agaton musiał się wstydzić, jednak nie pokazuje tego - przyodziewa „maskę”.
Platon mówi ustami Sokratesa
Rozwija swój wymyślony dialog z Diotymą. Teraz Ona mówi takim, delikatnym, pańskim tonem, jakby mówił Agaton, gdyby miał rozum Sokratesa, a Sokrates robi niedołężne, ciężkie kroki myślowe i stawia głupie pytania. Zachowuje się jak „kołek”. Diotyma podobnie nim kręci, jak on przed chwilą wywijał Agatonem. Są to przeprosiny dla gospodarza. Ów niewiasta spełnia jeszcze inne zadanie. Była potrzebna nie tylko Sokratesowi, ale również Platonowi. Chciał Platon przez usta Sokratesa odsłonić rąbek swej własnej „nauki” o ideach i o duchach nadziemskich.
Idea dobra zaczyna świecić
Dopiero teraz popęd wystąpi w jasnym, boskim świetle, jako nieświadome dążenie do nieśmiertelności, Pokaże, że istoty żywe dlatego tylko zapłodnienia pragną, że zapłodnienie uczestniczy jakoś w wielkiej idei „nieśmiertelnego dobra”.
Równocześnie w toku rozdziału, dobro zaczyna stale nazywać się „pięknem” i rozwija się przed nami obraz stosunku Sokratesa do Platona: stosunku między tym, który pełen nasienia twórczego szuka dusz młodych, aby je zapładniał, i tym pięknym młodzieńcem o pięknej duszy, który z nasienia mistrza rodzi nawet wtedy, „kiedy ich obu tylko pamięć wiąże”.
Gwarancja rysów
Alkibiades uważa Sokratesa za półboga i z szeregu wspomnień osobistych buduje mu spiżowy pomnik. Sokrates rośnie ponad głowy wszystkich.
Finale
Scena nowa, obce, nieznane, przykre, niskie, bezwładne elementy. Wpada gromad pijaków. Następuje powolne rozluźnienie towarzystwa. W dusznej atmosferze ogólnego upadku jeden Sokrates panuje niezwalczony.
Utwór obejmuje 39 rozdziałów, 5 intermezz.
Życie Sokratesa (nie wiem, ale może się przydać, różnie bywa)
Wróg sofistów.
Ojciec jego miał pracownię rzeźbiarską. Zbyt dobrze im się nie wiodło. Matka pomagała jako akuszerka.
Sokrates - duża głowa, wyłupiaste oczy, kopytkowaty nos, grube wargi, zdrowy, odporny na choroby. Od młodości zdolny, nad wiek mądry, nie dbał o pieniądze, nie dbał o szacunek. Nie pilnował interesu ojca. Włóczył się całymi dniami, rozmawiał z chłopakami. Ciągle gadał. Zawsze robił „durnia” ze starszych. Zadawał pytania udawał głupiego, a w ostateczności to sam ośmieszał. Obśmiewał sofistów, paniczyków. Nie biegał nigdy za dziewczynami. Królewska dusza w ciele ulicznika. Nic mu nie imponowało, nie zniósłby niczyjej przewagi moralnej. Potrzebował poczucia mocy. Panował nad sobą, odganiał wszystkie pragnienia. Nie słuchał świadomie uczuć, słuchał tylko rozumu. Nie był zależny od nikogo, nie chciał być walczył z tym. Uważał, ze rozum daje człowiekowi wyższość nad otoczeniem i nad sobą samym w chwili słabej. Sądził, iż racje zawsze ma ten, który zna i potrafi określić, ująć znaczenia słów. Wierzył, że ludzie nie są źli sami z siebie, to przez głupotę stają się źli przez głupotę. Przez całe życie dymny, patrzył z politowaniem na rozkwit życia ateńskiego.
Chodził ulicami, boso, rozczochrany, w towarzystwie młodych chłopców. Ciągle gadał o znaczeniach wyrazów i panowaniu nad sobą. Nikt nie wiedział, czy mówi serio, czy żartuje, nabiera tylko drugiego. Kompromitował starszych, uczonych. Poskramiał i opanowywał tych, którzy chcieli mu i innym imponować. Sława jego rosła. Przepadali i chodzili za nim młodzi. Wszyscy zaczęli, tak jak on gardzić doczesnością, nie pracowali, trawili noce i dnie na dysputach z Sokratesem. Teorie i definicje, tym poczęli się zajmować. Sokrates nauczył kpić z autorytetów. Obywatele widzieli w nim zgorszenie i trudno im się dziwić. Nie było dla niego świętości ani powagi, a robić mu się nie chciało. Sokrates był bardziej popularną i dostępną figurą niż uczeni sofiści, znaną na mieście i nienawidzoną przez poważne, pobożna, tępe koła obywateli.
Był niego obywatel prawy, kiedy było potrzeba szedł na wojną, zadziwiał odwagą i spokojem w chwilach popłochu. Jednak za mądry był, jak na pospolitego obywatela, i zbyt niepospolity, zbyt się codziennemu, instynktownemu zyciu przeciwstawiał, zbyt kochany i popularny u młodych - zadziobany być musiał.
W 399 r. p.n.e. oskarżono go o herezję, ateizm i psucie młodzieży. Przed śmiercią, w sądzie, jeszcze raz błysnął intelektualizmem, zaczął po swojemu pobłażliwe morały prawić a z oskarżycielami dialog prowadził, jak gdyby tu nie o jego śmierć szło, tylko o dyskusję na rynku.
Już za młodu powiedział, że będzie panem swego życia, aż do końca. Ne chciał umrzeć zmożony chorobą, w łóżku, prosić lekarzy. Skorzystał z sposobności skargi i procesu i wiedząć, ze tym sposobem popełnia samobójstwo, zaczął otwarcie drwić z sądu. Wiedział, że się w tych ludziach żółć wzburzy po takiej obronie. Wszyscy czekali jego łez i strachu, jego próśb, jako jedynej rekompensaty za swój własny wstyd. Wziął od nich to czego chciał: wyrok śmierci.
Kriton proponował mu ucieczkę z więzienia, odmówił. W ostatnią godzinę rozmawiał jeszcze z młodymi, trzymał się, stróż przyniósł mu truciznę, wypił cykutę w ciszy, żaden muskuł nie drgnął na jego twarzy. Wszyscy płakali, on ich za to ganił, i jeszcze ostatni żart powiedział :A nie zapomnijcie koguta ofiarować Asklepiosowi”, bo to w zwyczaju było, że tę ofiarę składał każdy, kto po długim cierpieniu przychodził w końcu do siebie. Skończył.