- 1 -
W książeczce dla was księdza Salvego Święty chłopiec o życiu św. Dominika Savio - opisane jest takie zdarzenie.
"Pewnego razu dwóch chłopców pokłóciło się bardzo ostro między sobą. , Wyzwali się na pojedynek na kamienie na łące poza miastem. Dominik miał być ich sędzią. Kiedy już ustawili się w odpowiedniej odległości, nagle klęknął niespodziewanie przed jednym, a potem przed drugim, z podniósł w górę krzyżyk, który nosił na szyi, i zawołał: Popatrzcie na;... tego Ukrzyżowanego i mówcie głośno: Jezus umarł niewinny, przebaczając swoim katom, ja zaś grzesznik chcę Go obrażać, mszcząc się na swoim bliźnim! - po czym rozpłakał się w głos. Wzruszeni chłopcy pojednali się i przebaczyli sobie".
Ks. Buczkowski G., Chrystus wyzwala, BK 6 /1989/, s. 323
- 2 -
W "Słowie Powszechnym" (14-15. VII.1979 r.) w rubryce "Nic co ludzkie" przeczytałem wypowiedź młodej dziewczyny: "Niedawno, rok temu, poznałam człowieka. Jest ode mnie trochę starszy, już żonaty. Na razie znaliśmy się dosyć oficjalnie, ale patem zaczęła się miłość, i tak jest do dziś. Naprawdę, to jest wielka miłość z jego i z mojej strony. On mieszka z żoną, ale wiem, że mnie tylko kocha, a od żony odejdzie - obiecuje mi to. Wierzę mu, nie boję się, że mnie zostawi. Właściwie to nie miałabym żadnych kłopotów ani wątpliwości, tylko czasem śni mi się moja zmarła matka i tak na mnie we śnie patrzy, e potem długo sobie nie mogę znaleźć miejsca i dopadają mnie jakieś wątpliwości. Ale potem znów się spotykamy i znów jest wielka miłość, której jestem pewna... Napisałam do pani właściwie nie z prośbą o radę, ale po to, żeby Panią spytać, co pani uważa o takim śnie"...
- "Nie będę się starała ani Cię pocieszać; ani uspokajać Twoich wątpliwości - odpowiada pani Zofia. Wręcz przeciwnie, jeśli to możliwe, chciałabym te wątpliwości jeszcze bardziej pogłębić. Dziwi mnie nawet, że z takim bezwzględnym spokojem piszesz o braku wątpliwości w tej sprawie. Czy naprawdę uważasz za sprawę bezkonfliktową fakt, że związałaś się z człowiekiem żonatym...? A chesz związać jeszcze silniej - swoje życie z nim. Czy nigdy nie zastanowiłaś się nad tym, że chcesz budować swoje życie na nieszczęściu i krzywdzie drugiej osoby - na krzywdzie rodziny?... Dążąc do urzeczywistnienia własnego szczęścia, trzeba przede wszystkim liczyć się z tym, czy nie burzymy po drodze szczęścia innych ludzi".
Nie wiem, jak jest z tą wielką miłością po sześciu latach u Jaśki z opolskiego. Jednak wiem na pewno, że własnej miłości i szczęścia nie można budować na niesprawiedliwości i krzywdzie innych ludzi. Przekreślenie sprawiedliwości - wcześniej czy później - prowadzi do śmierci takiej miłości, bądź też szarpie umysł i serce człowieka wątpliwościami i niepokojem płynącym z poczucia wyrządzonej krzywdy.
Ks. Antoni Boszko Sprawiedliwość nie podlega śmierci BK 85/5
- 3 -
Nie ma dla człowieka większej tragedii, jak znać swoje powołanie życiowe, a nie móc go w pełni zrealizować. Taką tragedię przeżywa np. kobieta, która jest małżonką, a nie może być matką. Tragedia ta była udziałem naszej królowej Jadwigi (1374-1399). Budząca podziw i szacunek w całej Europie, kochana i czczona przez swój naród, przeżywa głębokie upokorzenie z powodu dzieci. Jako kobieta i monarchini błaga Boga o dar dzieciny. Wreszcie otrzymuje tę łaskę. Na dworze królewskim i w całym kraju ogromna radość sprasza królów i książąt na przyszły chrzest. Wyprawia poselstwo do papieża Bonifacego IX o trzymanie dziecka do chrztu. Na Wawel napływają bogate dary dla szczęśliwej matki. Niestety, nadzieje wiązane z macierzyństwem Jadwigi były krótkotrwałe. W trzy dni bowiem po przyjściu na świat umiera córka Jadwigi, a ona sama w niecały miesiąc później. J. Stabińska tak odtwarza te dramatyczne chwile:
"Wydaje się, że jedna osoba nie dzieliła ogólnej radości - sama Jadwiga. Była wdzięczna Bogu za otrzymaną łaskę, ale to, że w roku 1399 nie wyjechała ani razu z Krakowa i że poród odbył się przedwcześnie dowodzi, że źle zniosła ciążę, a czując się niezdrową, myślała także często o możliwości bliskiego zgonu. (...) Na ogół jednak milcząca i dyskretna, nie tłumiła w niczym ogólnej radości, którą zamąciły dopiero w dniu 22 czerwca urodziny dziecka, dziewczynki, nie rokującej nadziei na długie życie.
Anatomiczne badanie kośćca Jadwigi wykazało pewną anomalię jej budowy: nadmierna wąskość miednicy, co wpłynęło ujemnie na przebieg porodu, a w konsekwencji - na śmierć matki i dziecka. Mała Elżbieta Bonifacja, dziedziczka trzech państw, otrzymała chrzest nieomal zaraz po swym przyjściu na świat z rąk biskupa Piotra Wysza, bez tej okazałości i pompy, jaką obiecywał sobie roztoczyć jej ojciec. Umarła trzy dni później, a choć ze względu na groźny stan zdrowia królowej starano się to przed nią zataić, Jadwiga odgadła prawdę. Jej organizm, który nie był w stanie wyjść obronną ręką z porodu, podminowany jeszcze wstrząsem psychicznym, nie rokował już nadziei przezwyciężenia kryzysu. Jadwiga umarła 17 lipca 1399 roku. Był to czwartek, południe.
Coś brutalnie bezlitosnego zaznaczyło się w tym epilogu długich błagań i krótkotrwałej euforii. Powszechny ból po odejściu umiłowanej pani oddają najwierniej świadectwa wobec tych zajść współczesne - nieomal co do godziny śmierci potrzebują też one komentarzy. Pierwsze z nich jej zgonu katedralny pozostawił charakterystykę królowej krótki niedoścignionym pięknie:
"Zmarła dziś w południe Najjaśniejsza Pani Jadwiga, królowa Polski i dziedziczka Węgier, niestrudzona szerzycielka chwały Bożej, obrończyni Kościoła, sługa sprawiedliwości, wzór wszelkich cnót, pokorna i łaskawa matka sierot, której podobnego człowieka z rodu królewskiego nie widziano na całym obszarze świata".
Dwa dni po śmierci, 19 lipca, odbył się pogrzeb. Dobrowolnie uboga, bo wyzuta z wszelkich kosztowności na rzecz ukochanego królestwa, Jadwiga otrzymała do trumny insygnia monarsze z drzewa, tylko pozłacane. Lecz ubóstwo łączyło się z wielkim pietyzmem wobec zmarłej w najdrobniejszych nawet szczegółach. Amarantowy płaszcz z adamaszku o wschodniej ornamentacji, biały welon z tiulu przepasany złotym sznurem i w skórzane pantofelki o wytłaczanym wzorze stanowiły jej ostatnią toaletę. Szczątki sukni nie dochowały się do naszych czasów. Przy boku królowej, zgodnie z jej wolą, ułożono zwłoki dziecka. Do trumny wsunięto bullę Bonifacego IX z jego pieczęciami".
Jadwiga Stabińska OSB, Królowa Jadwiga, Kraków 1969, s. 122-123.
Kazanie Rok C
- 4 -
Św. Paweł przypomina Galatom obowiązek miłości bliźniego. Miłość bliźniego może mieć różne postacie, m.in. postać patriotyzmu. Patriotyzm w naszej historii narodowej ma piękną tradycję. Szczególne miejsce zajmuje w niej Jan Ignacy Paderewski (1860 -1941). Jako pianista i jako polityk przez całe życie służył Ojczyźnie. Nie sposób wymienić wszystkich dowodów jego patriotyzmu. Do nich należy pomnik Grunwaldzki, ufundowany za jego własne pieniądze, wzniesiony na placu Matejki w Krakowie, odsłonięty 15 lipca 1910 roku, w 500. rocznicę zwycięstwa pod Grunwaldem. W wygłoszonym wówczas przemówieniu mówił:
"Dzieło, na które patrzymy, nie powstało z nienawiści. Zrodziła je miłość głęboka Ojczyzny nie tylko w jej minionej wielkości i dzisiejszej niemocy, lecz w jej jasnej, silnej przyszłości, zrodziła je miłość i wdzięczność dla tych przodków naszych, co nie po łup, nie po zdobycz szli na walki pola, ale w obronie słusznej, dobrej sprawy zwycięskiego dobyli oręża.
Twórca pomnika i wszyscy, co mu przy pracy pomocni byli, składają ten hołd dziękczynny świętej praojców pamięci; składają go na ołtarzu Ojczyzny jako wotum pobożne, błagając te wysokie, świetlane duchy, od wieków już z Bogiem złączone, by wszystkie dzieci tej ziemi natchnęły miłością i zgodą, by rozszerzyły serca nasze, by wyprosiły dla nas i wiary moc, i nadziei pogodę, rozwagę, cierpliwość i tę dobrą wolę, bez której nie ma ani cnót cichych, ani sławnych czynów.
Niechże więc Naród w osobie najwyższego wszystkich ziem polskich Swego Dostojnika tę ofiarę serc naszych niech przyjąć raczy. Niech każdy Polak i Litwin dzielnic Ojczyzny czy zza oceanu, spoglądając jako opieszałości, świadectwo wspólnej chwały, będzie zachętą do jeszcze owocnej pracy.
Prastarej; ukochanej - stolicy naszej oddajemy to dzieło we władanie wieczyste. Do prześwietnej Rady Królewskiego Stołecznego Grodu Miasta Krakowa, do jej dzielnego, zasłużonego prezydenta gorącą i wielką zanosimy prośbę, by nad tym pomnikiem zechcieli życzliwą i troskliwą rozciągnąć opiekę".
Ignacy J. Paderewski, Myśli o Polsce i Polonii (opr. M. Drozdowski), Paryż 1992, s. 58.
Kazanie Rok C
- 5 -
Musimy pamiętać, że jesteśmy chrześcijanami, a jak mawia Chiara Lubich "życie chrześcijanina ma swoje korzenie w Niebie, a nie tylko na ziemi".
Przytoczmy na koniec dzisiejszych rozważań pouczającą scenę z Małego Księcia, w której to Mały Książę, przechodząc przez pustynię, spotkał nagle samotny kwiat... nędzny kwiat o trzech płatkach.
- Dzień dobry - powiedział mały Książę. - Dzień dobry - odrzekł kwiat.
- Gdzie są ludzie? - grzecznie zapytał mały Książę. Kwiat widział kiedyś przechodzącą karawanę, więc odpowiedział:
- Ludzie? Jak sądzę, istnieje sześciu czy siedmiu ludzi. Widziałem ich przed laty. Lecz nie wiadomo, gdzie można ich odnaleźć. Wiatr nimi miota. Nie mają korzeni - to jest bardzo niedobrze dla nich.
Tak, jeśli nie będzie w nas miłości do drugiego człowieka, obrony życia każdego człowieka, to stracimy korzenie i to zarówno niebiańskie jak i ziemskie.
Ks. Jan AUGUSTYNOWICZ APOSTOLSTWO NA RZECZ PRAWA DO ŻYCIA Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 6 -
Słusznie więc pisał poeta:
Ciasno mi, Panie, na kolumnie Pychy samotnej, gdzie choć stoję, Trwam sztywny jakbym leżał w trumnie I są spętane ruchy moje;
Wolności pragnę nade wszystko, Daj mi szerokie pole kołem,
Bym mógł przed Tobą klękać nisko I jeszcze niżej w krąg bić czołem!
(Leopold Staff, XIX-XX w.)
Czy nie stąd bierze się owa bylejakość życia, niewolniczy styl? Po czym można było z reguły poznać niewolników? Żyli bez dóbr duchowych i materialnych, bez godności i bez przyszłości. Cóż najmocniej tłoczyło ich kark ku ziemi? Cóż im w zasadzie wystarczało? Chleb, do chleba i ciepło na zimę...
Ks. Leszek NOWAK SDS WYZWOLENIE Z MOCY ZŁEGO Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 7 -
Reasumując to rozważanie, wsłuchajmy się w słowa naszego wieszcza:
Długo by mówić, przechodzić okropnie, Wszystkie od chwały do niewoli stopnie; Dosyć jest wiedzieć, że nikt nie zagrzebie Ducha swobody - chyba on sam siebie Bo własne tylko upodlenie ducha
Ugina szyję wolnych do łańcucha...
(Adam Mickiewicz, XIX w., Konrad Wallenrod)
O, Panie, spraw, bym był z Twoich wiernych, a niewolnikiem nie był! Amen.
Ks. Leszek NOWAK SDS WYZWOLENIE Z MOCY ZŁEGO Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 8 -
W listopadzie 1994 r. odbył się w Rzymie konsystorz, na którym godność kardynalską, najwyższą godność w Kościele Katolickim, otrzymał o. Yves Congar, dominikanin. Jan Paweł II w książce Przekroczyć próg nadziei napisał: "szczególnie wiele zawdzięczam Ojcu Yves Congarowi".
Kim był i jest o. Congar? Urodził się w 1904 r. w Sedanie we Francji. Po trzyletnim pobycie w seminarium diecezjalnym wstąpił w 1925 r. do zakonu dominikanów. Po święceniach kapłańskich, otrzymanych w 1930 r., oddaje się z pasją studiom, głosi liczne konferencje, prowadzi wykłady, rekolekcje i dni skupienia. W latach 1940 - 1944 jako jeniec francuski był więźniem w obozie niemieckim. Po wojnie wrócił do nauki i zaczął najbardziej twórczy okres swego życia. Jego poglądy na temat Kościoła, ekumenizmu, wydawały się jednak zbyt śmiałe i nowatorskie dla Kurii Rzymskiej. Został przez nią zmuszony do opuszczenia Francji i publikacji pod innym nazwiskiem. Z chwilą otwarcia Soboru Watykańskiego II w 1962 r. został powołany do soborowej komisji teologicznej. Z perspektywy czasu można śmiało powiedzieć, że o. Congar był jednym z największych teologów epoki soborowego przełomu. Za najważniejsze w jego teologii uważa się określenie i wyjaśnienie natury Kościoła terminami biblijnymi.
Dlaczego przywołujemy na pamięć osobę o. Congara? Jest on bowiem świadkiem wierności Kościołowi, mimo podejrzeń i niesłusznych oskarżeń ze strony Kurii Rzymskiej, jest także świadkiem poszukiwania prawdy. Swoim życiem pokazuje zarazem, że powołanie chrześcijańskie, powołanie kapłańskie i zakonne może być naznaczone cierpieniem i niezrozumieniem. Warto to podkreślić w kontekście dzisiejszej Ewangelii.
Ks. Bogdan GIEMZA SDS RYZYKO POWOŁANIA Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 9 -
Trzeba budować prawdziwą wspólnotę. Może czasami jest to trudno, tak jak w bajce o jeżozwierzach. Arthur Schopenhauer żyjący w latach 1788-1860, znany filozof, pisał także bajki czy opowiadania o zwierzątkach. W jednej opowieści relacjonuje, jak to w pewien zimowy, mroźny dzień zebrały się jeżozwierze, aby w gromadzie ogrzać się wzajemnie ciepłem własnego ciała. Wkrótce jednak poczuły ukłucia kolcami i musiały się znowu rozejść. I tak kolejno: siarczysty mróz i potrzeba ciepła pchały je do siebie, a potem kolce rozpędzały. Tak więc biednym gryzoniom dokuczało albo nieznośne zimno, albo nieznośne kolce sąsiada. W końcu znalazły stosowną odległość, tak że mogły się wzajemnie ogrzać, nie zadając sobie przy tym kłutych ran.
Podobnie jest wśród ludzi. Ileż to nieraz trzeba wysiłku, prób, wzajemnych ustępstw, dogadywania się, by zbudować wspólnotę. Bo dopiero autentyczna, a nie pozorna wspólnota może się naprawdę modlić. A to świadectwo wspólnoty modlących się ludzi jest nie do przecenienia. Jest ogromnie budującym przykładem dla innych. Rację ma Aleksiej Chomiakow: "Nikt nie będzie uratowany sam. Ten, kto będzie uratowany, będzie nim w Kościele, jako jego członek, w jedności z innymi członkami".
Starajmy się budować tę wspólnotę modlących się w naszych rodzinach, szkołach, zakładach pracy, stowarzyszeniach i w grupach nieformalnych. Oby nie miał racji Tadeusz Różewicz, który w jednym ze swoich wierszy tak napisał:
Jak my się kaleczymy roztargnieni spieszący się jak my się kaleczymy wzajemnie okrutni
w skupieniu czujni
nieomylni w zadawaniu ciosu.
Ks. Bogdan GIEMZA SDS RYZYKO POWOŁANIA Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 10 -
O dotkliwym braku powołań kapłańskich i zakonnych w krajach Europy Zachodniej można usłyszeć z różnych źródeł, bądź przekonać się o tym osobiście. Taka sytuacja była m.in. w diecezji S - Hertagenbosch w Holandii. Jednakże biskup Ter Schure nie chciał się pogodzić łatwo z tym, że seminarium jego diecezji stoi od kilku lat puste. Wezwał on wiernych do intensywnej modlitwy w intencji powołań kapłańskich i zakonnych, Zostały utworzone grupy modlitewne skupione wokół seminarium, do których należy 3000 członków. W samym seminarium każdego dnia odbywa się w tej intencji dwugodzinna adoracja Najświętszego Sakramentu. Od roku akademickiego 1987-1988 seminarium zostało na nowo otwarte. Liczba kandydatów do kapłaństwa powoli zaczęła wzrastać i wynosiła 51 alumnów w roku 1993-94. Ta inicjatywa modlitewna wymownie przekonuje o potrzebie i znaczeniu modlitwy w budzeniu powołań kapłańskich i zakonnych (za: Wegbereiter nr 4 /1994/).
Ks. Bogdan GIEMZA SDS MODLITWA W INTENCJI POWOŁAŃ KAPŁAŃSKICH I ZAKONNYCH Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 11 -
W 1934 r. została zainicjowana przez ks. Paschalisa Schmida, salwatorianina, w katedrze berlińskiej praktyka Dnia Kapłańskiego. Polega ona na ofiarowaniu Bogu w pierwszy czwartek lub pierwszą sobotę miesiąca wszystkich modlitw, Mszy św. i Komunii św., radości, prac i cierpień w intencji kapłanów i osób zakonnych oraz w intencji wyproszenia nowych powołań kapłańskich i zakonnych. Dalszą odpowiedzią na wezwanie Chrystusa są dni i tygodnie modlitw o powołania obchodzone każdego roku w Kościele Powszechnym.
Ks. Bogdan GIEMZA SDS MODLITWA W INTENCJI POWOŁAŃ KAPŁAŃSKICH I ZAKONNYCH Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 12 -
Jan Paweł II w orędziu na XXXI Światowy Dzień Modlitw o Powołania, obchodzony w Międzynarodowym Roku Rodziny w 1994 r. stwierdził, iż rodzina nadal pozostaje najpełniejszą i najbogatszą szkołą człowieczeństwa. Rodzina, jeśli jest świadoma swego powołania, wychowuje do świętości. Przygotowuje w ten sposób dobry klimat dla budzenia i rozwoju powołań kapłańskich i zakonnych. Wspomniany już ks. Paschalis Schmid uzasadniał to w następujący sposób: "dużo zależy od tego, czy rodziny katolickie wciąż jeszcze będą obdarzać Kościół potrzebną ilością kapłanów, czy już nie. Gdzie rodzice, a z nimi dzieci, dzięki żywej wierze mają właściwe pojęcie i właściwe odniesienie do kapłanów i zadań kapłańskich, z tych rodzin, z tej młodzieży° Opatrzność rozbudzi sługi Zbawiciela. To jest i będzie normalne: życzliwa kapłaństwu, szanująca kapłaństwo rodzinna atmosfera jest najlepszym podłożem powołania kapłańskiego. Duch i usposobienie rodziców do wiary i kapłanów przechodzi na dzieci".
Ks. Bogdan GIEMZA SDS MODLITWA W INTENCJI POWOŁAŃ KAPŁAŃSKICH I ZAKONNYCH Materiały Homiletyczne Nr 151 Rok C - Kraków 1995
- 13 -
W małym polskim miasteczku jest taki uczciwy lekarz ginekolog, który - jak opowiada Wanda Półtawska - w sposób niekonwencjonalny usiłuje ratować dzieci nie narodzone. Oto jeden z przypadków... Przyszła do niego kobieta z żądaniem przerwania ciąży. Ponieważ nie miała z kim zostawić starszego dziecka, trzynastoletniej dziewczynki, wzięła ją ze sobą. Wiedziała z prasy, że to taki zabieg jak "wyrwanie zęba", więc ambulatoryjnie można to zrobić. Powiedziała lekarzowi, że ma trudne warunki, więc nie może mieć dziecka. Doktor wysłuchał, pokiwał głowa, na chwilę wyszedł i wrócił z wielkim nożem kuchennym. Wziął za rączkę małą dziewczynkę, a matce powiedział: "Wie pani, ta duża więcej kosztuje, a mnie wszystko jedno, które dziecko uśmiercę, to ja pani tę starszą zabiję". I zrobił gest, jakby chciał zabrać dziecko. Kobieta wyrwała córkę lekarzowi i uciekła. On jeszcze dodał: "To pani nie wie, że tamto to też pani dziecko?" - Kiedy się to drugie dziecko urodziło, posłała lekarzowi kwiaty z podziękowaniem za jego uratowanie ( za: K. Wójtowicz, Przyczynki ).
Ks. Stanisław Tulin Cor - APOSTOLSTWO NA RZECZ PRAWA DO ŻYCIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(134) 1995
- 14 -
Stanisława Leszczyńska była położną w Łodzi, to znaczy, że pracowała w szpitalu na oddziale, gdzie rodzą się dzieci. W czasie okupacji niemieckiej została aresztowana i wywieziona do obozu śmierci w Oświęcimiu. Tu również przyjmowała dzieci przychodzące na świat. Ale w obozie istniał straszny nakaz władz niemieckich, aby zabijać noworodki. Stanisława Leszczyńska stanowczo odpowiedziała: "Nie, nigdy nie wolno zabijać dzieci". W obronie życia niemowlęcia była gotowa oddać życie, jak Chrystus na krzyżu. W ciągu dwóch lat pobytu w obozie była przy urodzinach trzech tysięcy dzieci, a okropne warunki obozowe przeżyło tylko trzydzieścioro. Więźniarki oświęcimskie nadały jej najpiękniejsze imię - „Matka".
Po wyjściu z Oświęcimia nadal mieszkała w Łodzi. Codziennie uczestniczyła we Mszy św. i przyjmowała Komunię św. Przebywając w szpitalu razem z innymi chorymi odmawiała różaniec. Zmarła dwadzieścia lat temu (1974), mając siedemdziesiąt osiem lat. Podczas pogrzebu, gdy trumnę zmarłej przykrywano wiekiem, jej dzieci oraz rodzina przyklękła, jak przed największa świętością, by uczcić wielką miłość "Matki" do nie narodzonych jeszcze dzieci. Tak! Przed matką się klęka, matkę się czci i w rękę całuje!
Łódzka położna pozostanie na zawsze pięknym wzorem dla wszystkich rodziców, lekarzy i pielęgniarek broniących ludzkiego życia od chwili-poczęcia, aż do naturalnej śmierci.
O. Korneliusz Jackiewicz O. Cist. - - APOSTOLSTWO NA RZECZ PRAWA DO ŻYCIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(134) 1995
- 15 -
Z pewnością w czasach współczesnych otrzymałby - jak Matka Teresa pokojową nagrodę Nobla! Był człowiekiem wolnym, w szarym habicie franciszkańskiego tercjarza. Po ludzku sądząc, mógł zrobić wielką karierę. Pomógłby mu w tym wielki talent malarski rozwijany studiami. Współcześni mu nazwą go "najwspanialszym człowiekiem pokolenia" (A. Nowaczyński) i "ucieleśnieniem wszystkich cnót chrześcijańskich i najbardziej płomiennego patriotyzmu" (H. Modrzejewska). Będzie natchnieniem dla poetów okresu międzywojennego i postacią sceniczną wielu sztuk teatralnych. Jedna z nich, pisana piórem młodego kapłana archidiecezji krakowskiej, Karola Wojtyły, przyszłego Jana Pawła II - doczeka się również wejścia na ekrany.
Trudno nie dojrzeć w życiu przyszłego świętego brata Alberta Chmielowskiego analogii do życia starotestamentalnego proroka Elizeusza. Zanim stanie się następcą proroka Eliasza, stanie się dobrowolnie jego sługa. Taką samą postawę służby - daru miłości, ukaże nasz rodak, wielki jałmużnik w tercjarskim habicie. Swój radykalizm ewangelicznego opuszczenia tzw. "kariery" i rodziny wyrazi najlepiej w bezkompromisowym stwierdzeniu: "Jeżeli by Cię zawołano do biedaka, idź natychmiast do niego, choćbyś był w świętym zachwyceniu, gdyż opuścisz Chrystusa... dla Chrystusa".
Ks. Bogdan Walczykiewicz SDB - DUCH WEWNĘTRZNEJ WOLNOŚCI I POKOJU BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(140) 1998
- 16 -
W tych dniach będziemy przeżywać wzmożony ruch na dworcach kolejowych, autobusowych, płytach lotnisk i na placach naszych podwórek. Wiele dzieci, dzięki trosce swoich kochających rodziców i wychowawców, cieszyć się będzie długo upragnionym czasem wakacji.
"Wakacje" - to łacińskie słowo oznacza "czas wolny od zajęć" i "czas pokoju" - błogosławionej ciszy z dala od gwaru szkół i boisk. Wierzę, że wiele dzieci pozna lepiej z każdym wakacyjnym dniem piękno swojej ojczystej, polskiej ziemi. Sam nie wiem, co może być piękniejszym przeżyciem dla ciekawych świata dzieci... Czy zobaczyć w słonecznym blasku łańcuch tajemniczych Tatr z niebotycznym krzyżem na Giewoncie, czy też cieszyć się pływaniem w wodach mazurskich jezior oraz obserwacją ognistej kuli zachodzącego słońca, kryjącego się w konarach zielonych drzew? Wiem tylko, że każde spotkanie z cudami natury - najwspanialszego daru Stwórcy dla dzieci i dorosłych, trafnie odzwierciedlają słowa oazowej piosenki:
- Gdy szukasz Boga, popatrz na kwiaty, popatrz na góry i ciemny las. Z każdej wędrówki wrócisz bogaty i nową treścią wypełnisz swój czas, Bo cały świat jest pełen śladów Boga i każda rzecz zawiera Jego myśl: Wspaniały szczyt, błotnista wiejska droga, to Jego znak, który zostawił ci."
Ks. Bogdan Walczykiewicz SDB - DUCH WEWNĘTRZNEJ WOLNOŚCI I POKOJU BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(140) 1998
- 17 -
Bing Crosby, słynny artysta filmu i muzyki rozrywkowej, usłyszał przed sześćdziesięciu laty od bardzo bogatego swego przyszłego teścia: "W tym samym dniu, w którym poślubi pan moją córkę, zostanie ona całkowicie wydziedziczona". Ojciec słowa dotrzymał, a małżeństwo przez młodych zawarte przetrwało już 60 1at... Czasem trzeba stracić, aby wiele zyskać. Ta zasada, wymagająca w ekonomii niekiedy drastycznych decyzji, obowiązuje także i w dziedzinie ducha. Zwłaszcza od czasów Chrystusa Który w swej zbawczej ekonomii roztoczył przed człowiekiem niezwykłe perspektywy. Święci Kościoła są chyba najlepszym przykładem, że warto "inwestować" w imię przyszłych dóbr, których "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć" (1 Kor 2,9).
Ks. Edward Chmura - UMIEĆ REZYGNOWAĆ DLA WYŻSZYCH WARTOŚCI Współczesna Ambona - Kielce 1989 Rok XVII Nr 3
- 18 -
Ileż uroku ma to powołanie, o którym wspomina Anna Kamieńska w swoim "Notatniku 1973-79": S. Katarzyna Sokołowska - rzeźbiarka, wstąpiła do klasztoru Franciszkanek, rozstając się ze swoim narzeczonym Frankiem. Równocześnie zdecydował się on wstąpić do zakonu Redemptorystów. Umarli oboje jednego dnia, nic o sobie nie wiedząc.
Ks. Tadeusz Śmiech - CZY CHCESZ PÓJŚĆ ZA TAKIM CHRYSTUSEM? Współczesna Ambona - Kielce 1989 Rok XVII Nr 3
- 19 -
Kiedy ktoś pytał Majstra Biedę: "Czemu ty nie masz żadnego bagażu?", odpowiadał: "Czy ktoś widział ptaka z plecakiem lub walizą na kółkach?". Pytali go też czasem: "Jak to jest, że ty nic nie masz, a masz szczęście?". Odpowiadał im Majster Bieda: "Bo szczęście nie lubi tych, co mają wszystko". Kiedyś, gdy prosił piekarza o bułkę, ten zapytał go: "Czy jesteś żebrakiem?". Majster Bieda na to: "Nie, jestem królewiczem Bożego Królestwa. Za bułkę dam ci bilet wstępu do pałacu w niebie". Piekarz pomyślał, że Bieda zwariował z głodu, rzucił mu więc dwie bułki i rogalik. Zdziwiony patrzył, jak Bieda dzieli się nimi z ptakami, szepcze im coś i posyła jakby do nieba. W nocy piekarzowi przyśniła się jego zmarła matka. "Synku - powiedziała - tak długo czekałam przed drzwiami do nieba na twój jeden gest dobroci. I dziś ptaki przyleciały i opowiedziały Bogu o tych bułkach i rogaliku. Jestem w niebie! Ale ty jesteś biedny". "Jak to? - spytał kucharz - Mam wielką firmę piekarniczą". "Tutaj jest tak, że to masz, co dasz, a czego poskąpisz, straciłeś na amen". Piekarz na drugi dzień odnalazł Majstra Biedę i zawołał: "Żebraku!". Ale Bieda się nie odwrócił. Kiedy piekarz krzyknął: "Królewiczu!", ten odwrócił się i powiedział: "Co, chcesz znów kawałek nieba? Przyprowadzę ci kilku głodomorów. Ty im dasz chleba, a Bóg da ci dobroć. Przecież jej nie masz prawie wcale".
Brat Tadeusz RUCIŃSKI FSC - KRÓLEWICZ BIEDA Materiały Homiletyczne Nr 195 Rok C - Kraków 2001
- 20 -
Był kiedyś zakonnik, ojciec Damian, który bardzo długo pracował na wyspie Molokai wśród ludzi trędowatych. Gdy kiedyś siedział wśród trędowatych dzieci, z poczty przyniesiono list z jego rodzinnego kraju. W tym liście wyczytał bardzo smutne, dla siebie wieść: zmarł jego ojciec. Kiedy trędowate dzieci zobaczyły, jak ten biały człowiek, który niczego się nie bał, który był bardzo silny i odważny, ten człowiek, który ich pocieszał i ocierał ich łzy i rany, teraz ten człowiek płacze, tak jak tylko dziecko może płakać po śmierci ojca. Trędowaty mały Chinczyk dotknął wtedy pochylonej głowy kapłana i powiedział: „Nie płakać, Ojcze. Jutro ja klęczeć przed ołtarzem i modlić się za twego ojca. Wtedy pójdzie on do Boga w niebie. Tak sam mówiłeś, że dopiero w niebie wszyscy mamy dom”. Misjonarz pochwycił okaleczoną dłoń chłopca i powiedział: „Masz rację, w niebie wszyscy mamy dom. Zapomniałem o tym na chwilę”. Następnego dnia mały Chińczyk gdzieś zaginął. Był wieczór, a trędowatego niewidomego dziecka nie było. Zniknął gdzieś razem ze swoim kolegą. Ojciec Damian oczekiwał na dzieci zaniepokojony, był nawet zagniewany, że poszli gdzieś i nie powiedzieli mu dokąd. Miał już zamiar iść ich szukać, ale zobaczył, jak pośród drzew wychodzą obaj mali winowajcy. Na pytanie, gdzie byli, mały Chińczyk odpowiedział: - Rwaliśmy kwiatki, a potem poszliśmy nad morze i wszystkie kwiatki rzuciliśmy do morza. Morze zabierze kwiaty i zaniesie je na grób twojego ojca. I już się nie gniewasz? Ojciec Damian zamknął drzwi, ukląkł i dziękował Bogu za miłość tych dzieci.
Ks. Przech Cz., Może i mnie Bóg woła do kapłaństwa, BK 6(98) /1977/, s. 265
- 21 -
Do jednej ze szkół, oprócz dzieci katolickich, uczęszczała również dziewczynka, której rodzice byli świadkami Jehowy. W domu nieraz słyszały uwagi krytyczne o wyznawcach tej religii. Dlatego niektóre nie były wobec niej grzeczne. Inne jednak zaprzyjaźniły się z nią. Pod ich wpływem zaczęła uczęszczać na lekcje religii. Podobała się jej zwłaszcza nauka Pana Jezusa o miłości i wybaczeniu.
Pewnego dnia, wracając ze szkoły, usłyszała, jak w ich domu kilka pań rozmawiało o jej rodzicach:
- To są jehowici - mówiły - z nimi nie można rozmawiać. Takim lepiej nawet ręki nie podawać.
Pomyślała wówczas, że jeśli katolicy tak zachowują naukę Pana Jezusa o miłości, to lepiej nie mieć z nimi nic do czynienia. I przestała uczęszczać na lekcje religii.
Ks. S Klimaszewski MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988
- 22 -
Często zdarza się, że dzieci w szkole nie różnią się ani narodowością ani religią a tylko charakterem i wychowaniem. W jednej z klas - opowiada nauczyciel - był chłopiec dobry, ale całkowicie różny od swych kolegów. Nie brał udziału w zabawach, żartach i kawałach, jakie dzieci zwykle robią, gdy są w dużej grupie. On siedział zawsze cicho i spokojnie w ławce. Miał inny temperament i wychowanie w rodzinie. To drażniło jego kolegów. Zaczęli mu dokuczać i wyśmiewać się z niego.
Spokojny chłopiec zaczął się bać swych kolegów. Czasem z tego powodu nie przychodził do szkoły. Podczas jego nieobecności nauczyciel zwrócił uwagę klasie na jej niegrzeczne zachowanie się. Dzieci na to odpowiedziały: Gdyby on był taki sam jak my, to zostawilibyśmy go w spokoju. Dlaczego jednak on zachowuje się inaczej niż wszyscy?
Tym dzieciom brakło cnoty tolerancji, to jest pogodnego znoszenia, że niektóre z nich są inne, zachowują się inaczej niż większość.
Ks. S Klimaszewski MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988