7540


Czy Wszechświat ma Stwórcę? - 1

Michio Kaku przygląda się kwestii celowości istnienia człowieka we wszechświecie. Czy rzeczywiście jesteśmy jedynie ziarenkiem grochu w niepojętej strukturze, a może jest zupełnie odwrotnie, choćby jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że życie i inteligencja może zaistnieć tylko w przypadku spełnienia bardzo rygorystycznych warunków. Czy zatem celem wszechświata może być, jak uważają niektórzy, stworzenie istot zdolnych do jego obserwacji i determinujących w ten sposób jego istnienie? Czy możliwe, że skoro my, jako istoty żywe i obdarzone inteligencją, dopasowaliśmy się do wszechświata, to on dopasowuje się również do nas?

W 1863 r., Thomas H. Huxley napisał: „Najważniejsze ze wszystkich pytań dla ludzkości, które leży poza wszystkimi innymi i jest ze wszystkich najbardziej interesujące, dotyczy determinacji miejsca człowieka w naturze i jego związku z kosmosem.”

Huxley był słynnym obrońcą Darwina i zażarcie bronił teorii ewolucji w konserwatywnej Anglii. Tamtejsze społeczeństwo uznawało jeszcze, że ludzkość znajduje się na szczycie drabiny stworzenia - Słońce jest nie tylko centrum wszechświata, ale to ludzkość jest szczytowym osiągnięciem w jego działaniu, bowiem miał on stworzyć nas na swoje podobieństwo.

Sprzeciwiając się tej religijnej ortodoksji, Huxley musiał bronić teorii Darwina przez zakusami religijnego establishmentu starając się dotychczas panujące teorie zastąpić naukową próbą podejścia do naszego miejsca w drzewie życia. Dziś wiemy, że wśród gigantów nauki miejsce to pomogli nam znaleźć Newton, Einstein i Darwin.

Każdy z nich zmagał się z teologicznymi i filozoficznymi implikacjami swych prac mającymi określać nasze miejsce we wszechświecie. We wnioskach swych „Principiów” Newton oświadczył, że: „Najpiękniejszy system słońca, planet i komet mógł powstać jedynie za radą i pod władzą inteligentnej i potężnej istoty.” Jeśli zatem Newton odkrył prawa ruchu, musiał istnieć też nadrzędny prawodawca.

Einstein również był przekonany o istnieniu kogoś, kogo nazwał Starcem, który nie interweniuje jednak w ludzkie sprawy. Jego zadaniem było bowiem nie wychwalanie Boga, a próba „odczytania jego umysłu”. Mówił: „Chciałbym się dowiedzieć, jak Bóg stworzył ten świat. Nie interesują mnie poszczególne zjawiska. Chcę znać myśli Boga. Reszta to tylko szczegóły”. Einstein usprawiedliwiał swe zainteresowanie sprawami teologicznymi dochodząc do wniosku, że „nauka bez religii jest niepełna, jednak religia bez nauki jest ślepa.”

Darwin nie mógł jednak zdecydować się na odpowiedź na pytanie, jaka jest rola ludzkości we wszechświecie. Mimo że uważa się go za osobę, która wytrąciła ludzkość z centralnego miejsca w biologicznym wszechświecie, w swej autobiografii pisał on o istnieniu „niezwykłej trudności albo raczej niemożności pojęcia tego ogromnego i wspaniałego wszechświata, w tym człowieka obdarzonego zdolnością spoglądania daleko w przeszłość i w przyszłość, jako wytworów zwykłego zbiegu okoliczności czy też konieczności.” Jednemu ze swych przyjaciół wyznał on kiedyś: „Moja teologia to zwyczajny nieład.”

Niestety, „określenie miejsca człowieka w naturze i jego relacji z kosmosem” wypełnione jest niebezpieczeństwami, szczególnie dla tych, którzy otwarcie sprzeciwiali się panującym dogmatom. Nie dziwi zatem, że Kopernik na łożu śmierci pisał swe największe dzieło będąc już poza zasięgiem Kościoła. To także z tego powodu Galileusz, chroniony przez długi czas przez swych możnych protektorów, spotkał się z wrogością Kościoła wskutek stworzenia teleskopu - narzędzia, które odsłaniało wszechświat tak bardzo niepodobny do tego, o jakim mówiło chrześcijaństwo.

Mieszanka nauki, filozofii i religii posiada dość duży potencjał, jednak o tak zmiennej wartości, że wielkiego filozofa, Giordano Bruno, spalono na stosie w roku 1600 za odmowę wyrzeczenia się swych wierzeń odnoszących się do niezliczonej liczby planet w kosmosie, które zamieszkują również niezliczone rodzaje istot żywych. Bruno pisał: „Tak wielkość Boga powiększyła się a wspaniałość jego królestwa stała się jawna. Jest on czczony nie przez jedno, ale przez niezliczone słońca, nie przez jedną Ziemię - jeden świat, ale przez ich tysiące tysięcy.”

Grzechem Galileusza i Bruno było nie to, że odważyli się porwać na odwieczne prawa ustanowione przez niebiosa. Prawdziwe przewinienie wiązało się z detronizacją ludzkości z jej dotychczasowego miejsca w centrum wszechświata. Dopiero po 350 latach Watykan zdecydował się rehabilitować Galileusza. Bruno już takiego szczęścia nie miał.

Z PERSPEKTYWY HISTORYCZNEJ

Od czasów Galileusza nastąpiła seria rewolucji w naszym pojmowaniu wszechświata oraz tym, jaką rolę w nim odgrywamy. W wiekach średnich wszechświat uznawany był za ciemne i zakazane miejsce. Ziemia była mała płaską sceną, na której rozgrywały się spektakle przesiąknięte znamionami upadku człowieka oraz grzechem. Otaczała ją tajemnicza niebieska sfera, na której okazjonalne pojawianie się omenów w postaci komet wywoływało strach królów i ich poddanych. Jeśli zaś człowiek nie oddawałby czci Bogu w należyty sposób, mogła czekać go kara wymierzona rękoma losu lub Kościoła.

Newton i Einstein wyrwali człowieka z pęt mistycyzmu i przesądu. Pierwszy z nich przekazał nam dokładne mechaniczne prawa rządzące wszystkimi ciałami niebieskimi, w tym również naszą planetą. Einstein z kolei zrewolucjonizował nasze postrzeganie życia jako sceny. Nie tylko bowiem nie dało się zdefiniować jednej miary czasu i przestrzeni, ale sama scena była nieco zakrzywiona. Zastąpiła ją wizja gumowej maty, która wciąż się rozciąga - wszechświata.

Rewolucja kwantowa dała nam jednak jeszcze dziwaczniejszy obraz naszego świata. Z jednej strony upadek determinizmu oznaczał, że ludzie - kukiełki występujące na scenie, podcięły sznurki i zaczęły żyć same. Przywrócono wiarę w wolną wolę, jednak za cenę wiecznej niepewności. Oznaczało to w wymiarze kwantowym, że aktorzy na scenie świata mogli nie tylko przebywać w dwóch miejscach jednocześnie, ale nawet znikać i pojawiać się na powrót. Okazało się, że nie da się nawet powiedzieć, w którym miejscu dokładnie znajduje się aktor i jaki jest dokładny czas.

Dziś koncepcja multiwszechświata sprawia, że dokonuje się kolejna zmiana. Samo słowo „wszechświat” wydaje się nawet nieco przestarzałe. Wraz z multiwszechświatem pojawia się wiele równoległych scen, na których toczy się spektakl życia. Jedna znajduje się nad drugą, a wszystkie razem łączą zapadnie i ukryte przejścia. Jednak same sceny dają życie nowym scenom i nowym prawom fizyki w niekończącym się procesie bezustannego genesis. Najprawdopodobniej tylko niektóre z tych scen pozwalają, aby pojawiło się na nich życie oraz istoty świadome swojego istnienia.

Dziś ludzkość to aktorzy żyjący w czasie trwania I aktu sztuki o życiu we wszechświecie. Znajdujemy się na początku odkrywania tajemnic kosmosu. W akcie II, jeśli w międzyczasie nie zniszczymy naszej planety wskutek wojen i zanieczyszczeń, będziemy być może w stanie ją opuścić w celu badania gwiazd i innych ciał niebieskich. Z czasem uświadomimy sobie jednak, że istnieje także akt III, końcowy. W nim scena staje się tak zimna, że dalsze przebywanie na niej jest niemożliwe. Sztuka kończy się, aktorzy znikają. Jedynym możliwym rozwiązaniem staje się wówczas opuszczenie naszego miejsca przez któreś z ukrytych przejść i rozpoczęcie całego przedstawienia od nowa.

ZASADA KOPERNIKAŃSKA I ANTROPICZNA

W przechodzeniu od mistycyzmu wieków średnich do fizyki kwantowej, rozumienie naszej roli w kosmosie zmieniło się radykalnie. Świat zaczął ewoluować zmuszając nas do zmiany naszej własnej koncepcji o nas samych. Kiedy patrzy się na to z perspektywy historycznej, można spotkać się z dwoma przeciwstawnymi nastawieniami. Rozmyślając o niezliczonej ilości gwiazd we wszechświecie czy też liczbie form życia na Ziemi można dojść do wniosku, że jest się niczym wobec potęgi wszechświata. Blaise Pascal, rozmyślając nad tym problemem napisał: „Wieczne milczenie tych nieskończonych przestrzeni napawa mnie przerażeniem.” Z drugiej jednak strony nie można nie fascynować się zdumiewającym zróżnicowaniem form życia i kompleksowością naszego biologicznego istnienia.

Dziś, gdy nauka zbliża nas do odpowiedzi na pytanie o naszą rolę we wszechświecie, pojawiają się dwa sprzeczne punkty widzenia reprezentowane przez fizyków: zasada kopernikańska i antropiczna.

Pierwsza z nich mówi, że w naszym położeniu w kosmosie nie ma nic nadzwyczajnego. Jak do tej pory zdawały się na to wskazywać wszystkie obserwacje astronomiczne. Kopernik wytrącił Ziemię z położenia w centrum wszechświata, zaś Hubble uczynił to samo z Droga Mleczną, zastępując wszystko wizją rozrastającego się kosmosu z miliardem galaktyk. Ostatnie odkrycia związane z ciemną materią i energią wskazują, że wyższe pierwiastki, które tworzą także nasze ciała stanowią jedynie 0.03 procenta całkowitej zawartości materii w naszym wszechświecie. Wraz z pojawieniem się teorii o inflacji kosmologicznej, musieliśmy zmierzyć się z faktem, że widzialny wszechświat jest jak ziarnko piasku osadzone w znacznie większym od niego płaskim wszechświecie, zaś ten może wciąż wydawać na świat coraz to nowe podobne mu twory. Ostatecznie, jeśli potwierdzi się teoria - M, będziemy musieli zmierzyć się z faktem, że liczbę wymiarów, do której się przyzwyczailiśmy będzie należało zwiększyć do jedenastu. Nie tylko zatem wyrzucono nas ze środka wszechświata, ale skazano nas na bycie maleńką jego cząstką.

Biorąc to pod uwagę, Stephen Crane napisał:

Człowiek powiedział do wszechświata, „Panie, ja jestem!”
„Jednakże” - odparł wszechświat, „
Ten fakt wcale nie wzbudza we mnie,
Poczucia obowiązku”.

Po drugiej stronie znajduje się z kolei zasada antropiczna, która sprawia, że zdajemy sobie sprawę z tego, że istnieje cudowny zestaw zbiegów okoliczności, który sprawił, że istniejemy w trójwymiarowym wszechświecie. Istnieje bowiem nazbyt wąski zakres parametrów, który pozwala na istnienie inteligentnych form życia, a nam się jakoś to udało. Stabilność protonów, rozmiar gwiazd, istnienie wyższych pierwiastków i inne czynniki sprawiają, że wszystko wydaje się być odpowiednio dostosowane do powstania złożonych form życia i świadomości. Można spierać się oczywiście, czy jest to zamierzony akt stworzenia czy też może kolejny przypadek, jednak nie da się zaprzeczyć, że istniejemy tylko dzięki bardzo zawiłym procesom.

Stephen Hawking zauważył kiedyś: „Jeśli współczynnik ekspansji wszechświata po wielkim wybuchy byłby mniejszy choćby o jedną część na sto tysięcy milionów, wszechświat zapadłby się zanim osiągnąłby dzisiejszy rozmiar… Istnieje wiele przeszkód na drodze do tego, aby nasz świat nie wyłonił się ze zdarzenia, jakim był wielki wybuch. Myślę, że być może są tu jakieś religijne wątki.”

Często nie doceniamy, jak cenne jest życie i jego świadomość. Zapominamy, że coś tak prostego, jak woda w stanie ciekłym może być najbardziej cenną substancją w kosmosie. Być może również nasz mózg jest jednym z najbardziej kompleksowych obiektów, jakie natura stworzyła w całym układzie słonecznym. Kiedy spoglądamy na jaskrawe, choć pozbawione życia pejzaże na Marsie czy Wenus, uderza nas fakt, że nic tam zupełnie nie ma. We wszechświecie to pewnie nie wyjątek. Istnieją całe światy pozbawione życia, a już na pewno znacznie więcej jest tych, na których brak inteligentnych form życia. Choćby z tego powodu powinniśmy uświadomić sobie kruchość istnienia oraz fakt, że pojawiło się ono na Ziemi.

Zasady kopernikańska i antropiczna są w pewnym sensie sprzeczne, jeśli chodzi o widzenie naszej roli w kosmosie. Pierwsza z nich nakazuje nam spojrzeć na bezkresność wszechświata, a może nawet i multiwszechświata, podczas gdy druga wskazuje nam na fakt, jak rzadkie może być występowanie form życia oraz rozwiniecie się świadomości.

Ostatecznie jednak debata między zwolennikami obu koncepcji nie jest w stanie wyjaśnić nam naszego położenia, bowiem wymaga to spojrzenia z większej perspektywy, tj. z punktu widzenia teorii kwantowej.

ZNACZENIE KWANTOWE

Świat nauki kwantowej rzuca nam wiele światła na to, kim jesteśmy w kosmosie, jednak czyni to w bardzo oryginalny sposób. Jeśli komuś odpowiada interpretacja paradoksu o żywym-martwym kocie, jaką przedstawił Winger, zatem wszędzie możemy widzieć „świadomą rękę”. Nieskończony łańcuch obserwatorów przyglądających się sobie nawzajem sprawia, że dochodzimy w końcu do ostatniego z nich - kosmicznego obserwatora, którego ktoś może nazwać Bogiem. W tym scenariuszu, wszechświat istnieje dlatego, że patrzy na niego bóstwo. Jeśli interpretacja Wheelera jest poprawna, cały wszechświat zdominowany jest przez świadomość i informację.

Punkt widzenia Wingera zainspirował Ronnie Knoxa do napisania wiersza o spotkaniu sceptyka z Bogiem, w którym poruszany jest dawny problem, czy jeśli drzewo przewraca się w miejscu, gdzie nikt go nie widzi, to czy ono istnieje?

Był człowiek, który rzekł: „Boże
Wydać ci się dziwnym może,
Jednak ktoś jest pewien fest,
Że to drzewo jednak jest,
Chociaż nikogo nie ma wokoło.”

Anonimowy autor odpowiedział mu następującym utworem:

Drogi panie, już dość biadolenia,
Zawsze gdzieś jestem,
I dlatego,
Jest też drzewo,
Bo na nie patrzę, Bóg. Pozdrowienia.

Innymi słowy, drzewa istnieją, ponieważ jest też kwantowy obserwator.

Interpretacja Wingera spycha sprawę świadomości do samego centrum podstaw fizyki. Są to echa słów wielkiego astronoma, Jamesa Jeansa, który napisał: „Przed 50 laty na kosmos patrzano jak na maszynę… Gdy dostosujemy się do którejś z opcji, czy to kosmosu jako całości, czy też do wnętrz atomu, mechaniczna wizja natury nie wytrzymuje. Mierzymy się z tworami lub zjawiskami, które nie są w żadnym sensie mechaniczne. [...] Wszechświat zdaje się być bliższy wizji wielkiej myśli aniżeli wielkiej maszyny.”

Znalazło to swe rozwinięcie w teorii Wheelera. „My nie tylko dostosowujemy się do wszechświata. Wszechświat dopasowuje się także do nas.” Innymi słowy, tworzymy swoją własną rzeczywistość przez dokonywanie obserwacji. Wheeler nazywa ten proces „genesis przez obserwację”. Twierdzi on, że żyjemy w „uczestniczącym wszechświecie”.

O tym samym wspomina laureat Nobla, biolog George Wald. „Źle byłoby być atomem we wszechświecie, jeśli nie byłoby fizyki. Fizycy z kolei składają się z atomów. Fizyk to zatem sposób atomów, aby dowiedzieć się o samych atomach.” Gary Kowalski podsumowuje to w tych słowach: „Wszechświat, można rzec, istnieje aby celebrować siebie i odsłaniać swe własne piękno. Jeśli rasa ludzka jest jedną z płaszczyzn kosmosu na drodze do osiągnięcia swej własnej świadomości, naszym celem musi być przetrwanie i napędzanie naszego świata, jak i badanie go, nie zaś niszczenie czy profanacja tego, czego stworzenie zajęło tak wiele czasu.”

Według tej linii myślenia, wszechświat posiada sens w postaci tworzenia istot podobnych do nas, które mogą obserwować to, że on sam istnieje. Zgodnie z tym, najwyższy cel wszechświata związany jest z możliwością stworzenia inteligentnych istot, które mogą go obserwować.

Interpretacja teorii kwantowej autorstwa Wingera może się wielu ludziom podobać. Istnieje jednak wyjaśnienie alternatywne, które wiąże się z perspektywą wielu światów i daje nam zupełnie inne spojrzenie na rolę ludzkości we wszechświecie. Kot Schrödingera może być zarówno martwy, jak i żywy tylko dlatego, że wszechświat dzieli się wtedy na dwa oddzielne twory…



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
7540
7540
7540
praca-magisterska-wa-c-7540, Dokumenty(2)
7540
7540
7540
7540
7540
Zetor 7520, 7540, 8520, 8540, 9520, 9540, 10540 kabina kierowcy
zetor 7520,7540,8520,8540,9520,9540,10540

więcej podobnych podstron