Problem starzenia się w miłości Starość Italo Svevo
Początek miłości zawsze wprowadza w życie człowieka niesamowite doznania. Często nikt nie spodziewałby się, że te odczucia mogłyby po jakimś czasie przygasnąć i definitywnie się zmienić. Nikt na początku nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Wydaje się, że miłość będzie trwała do końca świata i jeszcze dłużej. Niestety rzeczywistość jest zupełnie inna.
Bohater powieści Starość Itala Svevo, Emilio Brentani ma już i dopiero trzydzieści pięć lat. Jednak jak na swój wiek czuje się wystarczająco dojrzale. Można go nazwać panem własnego losu. Uznaje się za cynicznego znawcę życia, ulega fatalnemu zauroczeniu w niewłaściwej osobie. Emilio swoje życie przeżywa podwójnie: w marzeniach i w rzeczywistości. Wyobraźnia podpowiada mu logiczne i proste rozwiązania, jednak on stale nie potrafi ich wprowadzić w życie. Bohater wiele razy sam siebie pozbawia godności, wciąż obiecując sobie zerwanie znajomości z Angioliną, która jest piękna, próżna i z powodzeniem kokietuje wieloma mężczyznami. Jednym z nich właśnie jest nieszczęsny Brentani. „Bodajże Hemingway w "Komu bije dzwon" pisał o ludziach, którzy urodzili się starzy. Być może Emilio Bretani, bohater powieści Italo Svevo należy do tej kategorii 'urodzonych na miejscu śmierci'. Na pewno "Starość" jest dziś wciąż interesującą pozycją książkową przede wszystkim dzięki jego kreacji. To w nim skupia się oś konstrukcyjna fabuły, a jego introspekcyjne przemyślenia stanowią jej wolne, analityczne koło napędowe. Po obu jego stronach kobiety - kochanka Angelina i siostra Amalia - w tle mienią się ulice i kamienice Triestu, lecz trudno przywołać kartę książki pozbawioną ducha i myśli człowieka, którego poznajemy jako fircyka w zalotach, żegnamy zaś - dosłownie i metaforycznie - utracjusza.”
Na początku mogłoby się wydawać, że to właśnie Emilio jest nazbyt pewny siebie i to on knuje zły plan w stosunku do pięknej i niewinnej kobiety. „Bardzo cię kocham i dlatego umówmy się, że dla twojego dobra będziemy bardzo ostrożni” oznajmia bohater kobiecie. Autor szybko sprostował to zdanie słowami „Bardzo mi się podobasz, ale w moim życiu możesz być niczym więcej jak zabawką. Mam inne obowiązki karierę, rodzinę”. Co prawda karierą jego pracy nie można nazwać ani też jednej siostry, która w niczym mu nie przeszkadzała, rodziną. Stwierdził tak, ponieważ od zawsze ostrożnie kroczył przez życie i trzymał się z dala od wszelkich niebezpieczeństw, jak również przyjemności i szczęścia. Obawiał się samego siebie, jednak nigdy nie zrobił nic z czego mógłby nabrać tych obaw.
Zanim doszło do krytycznych sytuacji między parą kochanków to można byłoby rzec, że sprawy nie układały się źle. Każdy praktycznie dostawał to czego chciał. Angiolina była taka jakiej chciał sam Emilio i dawała mu miłość bez zobowiązań i zagrożeń. Zatem ona, możliwe, że kochała go, jednak mimo tego stanowił w jej życiu „zabawkę”, którą na początku miała być ona sama. Najgorsze dla Brentaniego było oszukiwanie siostry, przyjaciela i przede wszystkim siebie na temat wagi tej przygody. Przyjacielowi ciągle opowiadał o tym jak osoba Angioliny potrafi być denerwująca. Pewnego razu powiedział „Angiolina z afektacją wymawia słowa na modłę toskańską, co w rezultacie nadaje im akcent nie tyle toskański, ile może angielski. Wcześniej czy później zwalczę to u niej, bo mnie drażni” albo „Trzyma wiecznie głowę przechyloną na prawe ramie. Oznaka próżności, według Galla” lub najgorsze co powiedział nie będąc świadomym przebiegu dalszych wydarzeń „Jest łakoma, lubi jeść dużo i dobrze; biada temu, kto ją sobie weźmie na głowę!”. W ten sposób Emilio wykształcił w sobie i w swoim otoczeniu dwie oddzielne kreacje jednej osoby, które żyły spokojnie obok siebie i nie starał ich ze sobą pogodzić. Znów gdy był z dziewczyną to oddawał się cały uczuciu. On ją kochał i pragnął tak samo. Widząc ją bezbronną i kruchą ogarnęła go chęć otoczenia dziewczyny troską, a „brak inteligencji był jeszcze jedną słabością, która wymagała pieszczot i opieki”. Twierdził, że, aby jej nie skrzywdzić potrafiłby się jej wyrzec. Rozpłyną się rozmarzając o dziewczynie, której nigdy nie było pisane być z nim. Ange, bo tak ją zdrobniale nazywał, ponieważ najbardziej ten zwrot pasował do jego wyobrażenia, była cała dziełem jego wyobraźni. Sam ją stworzył, sam przypisywał jej cechy jakie posiada. Jednak w świetle dziennym okazywało się, że czar pryskał i prawdziwe oblicze Angioliny psuło mu efekt wyobrażenia.
Szybko zmienił zdanie co do swoich zamiarów, chociaż ciągle myślał, że to on steruje znajomością z Angioliną Zarrą. Rozczarował się, gdy usłyszał o dziewczynie bardzo złe słowa. Nie chciał w nie uwierzyć, jednak coraz więcej sytuacji nakłaniało go do wiary w negatywną osobowość Angioliny. Bohater stale borykał się ze swoją naiwnością oraz kłamstwami jakie prosto w twarz były mu insynuowane. Choć mimo tego wszystkiego wciąż wmawiał sobie, że kocha dziewczynę i jest w stanie jej wiele wybaczyć. „W miłości człowiek jest kochany takim, jakim jest. Można też widzieć drugiego człowieka przez pryzmat wartości, jaką stanowi, wartości, której nie da się zdefiniować. Tę drugą osobę widzi się nie jako przedmiot, ale jako odnośny obraz samego siebie.”. Możliwe, że to właśnie był jego błąd, który za każdym razem powielał. Staranie się tłumaczenia czynów kokietującej każdego mężczyznę, dziewczyny wpędzała go w pewnego rodzaju koło, z którego coraz ciężej było mu się wydostać. Po pewnym czasie całkowicie jej zachowanie było do zaakceptowania, tym bardziej w momentach, w których przebywał z nią sam na sam. Jednak w sytuacji, w której ujrzał na własne oczy jak zuchwale i jawnie uwodzi jego najlepszego przyjaciela Stefano Balliego, zrozumiał, że to dla niego zbyt wiele. Nie był w stanie wybaczyć takiego zachowania ukochanej. Najgorsze dla niego było to, że żadne z nich nie potrafiło go zrozumieć i postawić się w jego sytuacji. Każdy odniósł się jedynie do własnego punktu widzenia przez co Emilio musiał znieść cierpienie podwójnie. Bohater był wszak bierną postacią, przez co wprost przez długi czas nie wyjawił swojej urazy i musiał znosić katusze.
Po kolei reasumując wewnętrzne zmiany jakie zachodziły we wnętrz bohatera można dojrzeć wielu istotnych obserwacji. Jeszcze wcześniej przed przygodą z Angioliną, Emilio chciał „wyjść ze swojej skorupy i nawiązać kontakt z tłumem; musiał się wycofać, zirytowany pełen pogardy”. Może to go pchnęło do idealizowania, niektórych rzeczy czy osób. Żył w swoim małym środowisku, z którego się nie wynurzał. Na wiele jego zachowań, nawet on sam nie miał wpływu, co jego przyjaciel Balli. Emilio nie był wystarczająco pewny siebie. Szukał szczęścia, był go spragniony, ale nie znalazł go. Po części od początku był spisany na straty i nie powodzenie. Powoli z czasem dostrzegał, że już nie robi takiego wrażenia na Angiolinie, że jej słowa to, tylko słowa, że wpadł w jej sidła i nie ma wystarczająco siły, aby się z nich wyrwać. Na początku uważał, że przyjęłaby od niego każdy warunek, jednak z czasem spostrzegł, iż to nieprawda. Jego życie bezustannie było niewesołe. Cierpiał zawsze dłużej, ale mniej intensywnie, przez co cierpienie rozpościerało się przez całe jego życie. Nigdy nie zawładnęło nim silniejsze uczucie. Był jak starzec, który przeżył wiele różnych sytuacji i już żadna nie robi na nim wrażenia, jedynie pozostając gdzieś głęboko w sercu, godził się ze swoim losem. Zdawał się być stale znużony sobą, Ballim, Angioliną. Myślał, że gdy już będzie sam, będzie mu dużo lepiej niż teraz. Jednak ciągle gdzieś w głębi duszy tlił się promyk nadziei, że wydarzy się coś czego wyczekuję, choć sam nie może tego nazwać i określić.
„Zapomniał o tym, co zdarzyło mu się już dawniej” tęsknił za jakimkolwiek uczuciem. Za Angioliną, którą wykreował w swojej głowie na ideał przez co sam stworzył to kłamstwo. W końcu uświadomił sobie prawdziwe oblicze dziewczyny i pogodził się z tą sytuacją i uświadomił sobie co było prawdą, a co wymysłem. Przez co mógł nareszcie odczuć młodość. Nie czuł już nienawiści, ponieważ „młodość wróciła. Płynęła w jego żyłach.”. Angiolina również stała się już inna niż na początku. Mniej zależało jej, tym bardziej, że Emilio zawsze do niej wracał spragniony uczuć. Spóźniała się na spotkania, stawała się coraz bardziej szorstka, kiedy miała dość pieszczot odpychała go brutalnie, czuć od niej było obecność innych mężczyzn. Kiedy zachorowała siostra Emilio, Amelia - zrozumiał jak zły miała na niego wpływ znajomość z Angioliną. Uzmysłowił sobie, że nigdy dla niego nie będzie tak ważna jak chociaż jego siostra. „Angiolina nigdy nie była przedmiotem snu zrodzonego z tak silnego pragnienia”. Chciał się od niej uwolnić na zawsze. Stefano nie uwierzył mu, bo po tylu próbach nikt nie zrobiłby tego. Jednak sam Bertani był tego pewny jak nigdy wcześniej. Dorósł do myśli, że kochał nie ją, a swój wytwór wyobraźni. Nie pożądał już ani jej, ani niczego na świecie. Umarła jego siostra, która była na pierwszym miejscu, a Emilio przez Angiolinę zaniedbywał ją u kresu życia. Nie zauważywszy, że nadużywała alkoholu. Zadawał sobie pytanie czy aby nie najlepiej byłoby tą kobietę, która jest winna tylu złym rzeczom „rzucić na ziemię i skopać?”. Lecz „istota inteligentna nie może uciekać się do przemocy, tam gdzie nie ma miejsca na nienawiść”.
Po nowej znajomości ze swoją sąsiadką Eleną Giovanni doszedł do wniosku, że poświęciła dla niego oraz jego siostry więcej, niż w całej znajomości, Angiolina. Uznał, że znając się od niedawna, jeden dzień związał ich bardziej niż całe lata zażyłości. Po latach zaczął patrzeć na ten okres z zachwytem. Wręcz nazwał go najpiękniejszym. „Żył nim jak starzec żyje wspomnieniami młodości”. Najbardziej żałował oraz odkrył analogię między dwoma związkami z Angioliną i Amelią, że na koniec nie powiedział żadnej z nich ostatniego słowa, które złagodziłoby wspomnienia o nich. W teorii życie Emiliowi wydawało się pozbawione jakichkolwiek konkretnych treści. Nie wierzył w szczęście i nigdy go nie szukał. Dzięki życiu pozbawionym poważnych treści nawet taka osoba jaką była Angiolina, wydawała mu się potrzebna. Myślał, że „nieszczęście polega na inercji”. Gdyby od niego zależałoby cokolwiek na świecie to może byłby bardziej przygotowany na nie ugięcie się pod ciężarem losu. Możliwe, że byłby bardziej silniejszy i mniej nieszczęśliwy. Jednak to pytanie pozostawia wiele do myślenia. Emilio Bertani od początku wydawał się należeć do ludzi nieprzystosowanych do życia i skazanych na klęskę. „Bohaterowie Sveva cierpią na nieuleczalną chorobę woli, na abulię, która nie pozwala im na żadne konkretne działanie. Zamiast żyć, przyglądają się swojemu życiu z boku, analizują każdy krok, zanim go jeszcze postawią. Kiedy dochodzi do sytuacji wymagającej działania, bohater, który wielokrotnie przeżywał i analizował ją w myśli, czuje się całkowicie wypalony i do żadnego czynu niezdolny.”
BIBLIOGRAFIA
http://www.biblionetka.pl/
2 Starość - Italo Svevo, Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, Warszawa 2002
3 http://repozytorium.uni.lodz.pl
http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=36041
Starość - Italo Svevo, Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, Warszawa 2002
http://repozytorium.uni.lodz.pl:8080/xmlui/bitstream/handle/11089/3581/Dzi%C4%99gielewska.pdf?sequence=1
7