Polska walczyła, a Oni stali na lewym brzegu Wisły - Tadeusz M. Płużański Wysłane niedziela, 9, września 2007 przez Krzysztof Pawlak |
Wojska frontu białoruskiego dowodzone przez Konstantego Rokossowskiego (późniejszego "marszałka Polski") pod koniec lipca dotarły do przedmieść prawobrzeżnej Warszawy i wydawało się, że wkrótce wkroczą do miasta. Dowództwo Armii Krajowej uznało, że jest to najlepszy moment, aby zaatakować wycofujących się Niemców, a wobec Rosjan wystąpić w roli gospodarzy. Taki plan zakładała akcja "Burza", której Powstanie Warszawskie było częścią. Stalin zatrzymał jednak Armię Czerwoną, praktycznie przy braku reakcji ze strony aliantów zachodnich. Powstanie było dla niego wymarzoną sytuacją, aby rękami hitlerowców wymordować Polaków i zrównać z ziemią niepokorne miasto.
Rozkaz o wybuchu walk w Warszawie wydał 31 lipca 1944 roku dowódca AK, gen. Tadeusz Komorowski "Bór", uzyskując akceptację Delegata Rządu Jana Stanisława Jankowskiego. Bezpośrednim powodem podjęcia decyzji właśnie w tym momencie były informacje, że do Warszawy zbliżają się sowieckie czołgi. Wywiadowcy Armii Krajowej donieśli dowództwu, że widziano je na Grochowie i na Pradze.
Władze Polski Podziemnej zdawały sobie sprawę, że zajęcie miasta przez Sowietów skończyłoby się skazaniem na śmierć żołnierzy Armii Krajowej pod pretekstem ich współpracy z hitlerowcami. "Bór" Komorowski zakładał, że jeżeli AK nie wystąpi zbrojnie, może zrobić to komunistyczne podziemie w sile około 500 żołnierzy, rzecz jasna na rozkaz Moskwy. Od 25 lipca na ulicach Warszawy zaczęły bowiem pojawiać się odezwy informujące o ucieczce Komendy Głównej Armii Krajowej i o przejęciu dowództwa nad siłami zbrojnymi podziemia przez kontrolowaną przez Sowietów Armię Ludową. Od końca lipca oddana przez Sowietów Związkowi Patriotów Polskich radiostacja "Kościuszko" wzywała warszawiaków do natychmiastowego podjęcia walki. Obawiano się, że komunistyczna dywersja może doprowadzić do spontanicznych i niekontrolowanych przez legalne polskie władze wystąpień zbrojnych przeciwko Niemcom, na czele których staną agenci Moskwy. Niemcom łatwiej byłoby wówczas pokonać Polaków, a Armia Czerwona szybciej zajęłaby Warszawę i ruszyła dalej na Zachód, niewykluczone, że zdobywając całe Niemcy. Te wszystkie elementy nie pozostawały bez wpływu na podjęcie ostatecznej decyzji o wybuchu Powstania.
Dowództwo AK zakładało, że Armia Czerwona będzie chciała szybko wejść do Warszawy. Jednym z celów ofensywy ze wschodu było przecież zdobycie miasta, które miało nastąpić do 6 sierpnia. Kontruderzenie niemieckie zatrzymało co prawda Sowietów, ale od 20 sierpnia mogli kontynuować natarcie.
Liczono również, że kiedy armia radziecka wkroczy, nie będzie miała wyjścia i pomoże Powstańcom we wspólnej walce z Niemcami. Ta pomoc polegałaby na zrzutach broni, na osłonie przestrzeni powietrznej Warszawy przed nalotami niemieckiego lotnictwa, a także na udostępnieniu sowieckich lotnisk do lądowania samolotów aliantów zachodnich, idących z pomocą walczącej stolicy.
MIKOŁAJCZYK W MOSKWIE
Premier polskiego rządu Stanisław Mikołajczyk, udający się pod koniec lipca na rozmowy do Moskwy, liczył, iż ewentualny wybuch Powstania w stolicy wzmocni jego pozycję negocjacyjną wobec Sowietów. 3 sierpnia, a więc już po rozpoczęciu walk w Warszawie rozmawiał ze Stalinem. Mikołajczyk pytał: - Dzisiaj otrzymałem telegram z wiadomością, że 40.000 ludzi rozpoczęło Powstanie Warszawskie. Proszę o dostarczenie broni na punkty, które kontrolują.
Stalin: - Nie mamy zbyt wiele informacji o tym, że Armia Krajowa dokonała czegoś ważnego.
Mikołajczyk nie dawał za wygraną: - Czy może pan pomóc tym ludziom przez dostarczenie im broni?
Stalin był bezwzględny: - Nie pozwolimy na żadną akcję poza naszą linią [wpływów, a więc do Wisły - TMP]. Dlatego musi się pan porozumieć z Komitetem Lubelskim [PKWN]. My go popieramy. Jeżeli pan tego nie zrobi, rozmowa nasza nie da rezultatów. Nie możemy mieć do czynienia z dwoma rządami [londyńskim i lubelskim].
Zabiegi o pomoc dla Powstania czynił też w Moskwie brytyjski premier Winston Churchill. 5 sierpnia 1944 r. Stalin odpowiedział, że wiadomości pochodzące od Polaków są znacznie przesadzone, a AK składa się z kilku oddziałów nazywających się bezpodstawnie dywizjami, które nie byłyby w stanie zdobyć miasta.
9 sierpnia odbyła się druga rozmowa Mikołajczyka ze Stalinem. Premier RP wrócił do najważniejszej dla niego i Polaków sprawy Powstania: - Prosiłbym teraz pana o natychmiastową pomoc dla Warszawy, w której wszyscy zjednoczyli się w śmiertelnej walce przeciw Niemcom.
Stalin: - Jakiego rodzaju pomoc jest im potrzebna?
Mikołajczyk: - Potrzebna jest im broń...
Stalin odparł na to, że Armia Czerwona chciałaby przystąpić do szybkiego szturmu na Warszawę, ale... z wielu przyczyn nie może. Po chwili dodał enigmatycznie, że swoją decyzję uzależnia od nawiązania należytego kontaktu z Warszawą.
Mikołajczyk: - Czy nie mógłby pan powiedzieć mi czegoś, co napełniłoby nadzieją serca Polaków w tych trudnych czasach?
Stalin: - Czyż nie przywiązuje pan zbyt wiele wagi do słów? Nie powinno się polegać na słowach. Czyny są ważniejsze.
JAKIE CZYNY PODJĘLI SOWIECI?
Przez cały sierpień i pierwszą dekadę września lotnictwo sowieckie w żaden sposób nie pomogło Powstańcom, pozwalając przy tym niemieckim Sztukasom na bombardowanie polskich punktów oporu. Rosjanie nie pozwalali nawet na lądowanie na swoich lotniskach alianckich samolotów, które zrzucały walczącej Warszawie uzbrojenie i zaopatrzenie.
Na nic zdały się również interwencje Churchilla u prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta, aby podjąć wspólną pomoc dla Powstańców, a zarazem przeciwstawić się polityce Moskwy.
Dopiero w połowie września, aby zachować pozory wobec zachodnich sojuszników, Moskwa zgodziła się na loty wahadłowe. Pomoc ta przyszła jednak za późno i jej skuteczność była ograniczona wobec skurczenia się obszaru Warszawy opanowanego przez Armię Krajową. Rosjanie rozpoczęli również symboliczne zrzuty amunicji (która nie pasowała do broni powstańców), żywności i środków opatrunkowych. Propagandowy wydźwięk miało także zajęcie przez Sowietów prawobrzeżnej Pragi, co - dodajmy - zajęło im zaledwie cztery dni.
W drugiej połowie września oddziały 2. dyw. piechoty WP próbowały uchwycić przyczółki w lewobrzeżnej Warszawie, ale same - nieliczne i pozbawione wystarczającego wsparcia ogniowego - poniosły bardzo ciężkie straty, około 2000 zabitych i zaginionych.
Mimo mydlenia oczu aliantom, Moskwa robiła wszystko, aby Powstanie Warszawskie zakończyło się klęską. Swoich prawdziwych intencji Stalin zresztą nigdy specjalnie nie ukrywał. Kiedyś wypowiedział znamienne słowa, świadczące o jego zamiarach: powstanie warszawskie jest "bezsensowną i przerażającą awanturą", a dowództwo sowieckie musi "odgrodzić się od awantury warszawskiej". Tego postanowienia, wynikającego z politycznej strategii, bezwzględnie przestrzegał.
GODZINA "W" OKIEM KOMUNISTÓW
Zarówno w czasie trwania Powstania, jak i przez cały PRL propaganda komunistyczna przedstawiała sprawy zupełnie inaczej. Ryszard Nazarewicz (partyjny historyk, po wojnie zastępca szefa stołecznego Urzędu Bezpieczeństwa w randze pułkownika; przesłuchiwał wielu polskich patriotów - podobno nigdy nikogo nie uderzył, ale nie było też osoby, której nie złamałby w śledztwie; żyje do dziś, nie rozliczony ze swojej zbrodniczej działalności) pisał w tekście "Polityczne aspekty Powstania Warszawskiego", "Nowe Drogi", sierpień 1977): "Ze względów politycznych pomniejszano również znaczenie radzieckich zrzutów broni, amunicji, żywności i lekarstw dla Warszawy, wyolbrzymiając znaczenie zrzutów z Zachodu, chociaż od pierwszych chwil Powstania władze brytyjskie stawiały różne przeszkody lotom do Warszawy".
To oczywiste kłamstwo. Brytyjczycy rzeczywiście nie kwapili się z wysyłaniem pomocy, ale odnośnie stanowiska Stalina premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill zauważył kiedyś słusznie: "Rosjanie pragnęli doprowadzić do całkowitego zniszczenia polskich antykomunistów przy jednoczesnym zachowaniu pozorów, że idą im na pomoc".
Inny komunista Zenon Kliszko (od 1931 r. członek Komunistycznej Partii Polski, potem PPR i PZPR) twierdził, że wybuch Powstania opóźnił "wyzwolenie" Polski przez Sowietów. Przypominał, że w międzyczasie powstała jedyna realna siła - Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, prawdziwy reprezentant polskich interesów. A zatem - zdaniem komunistycznych propagandystów - Powstanie przerwało sielankę oczekiwania na Armię Czerwoną.
"Wielcy myśliciele" poprzedniego okresu wysuwali jeszcze jeden "argument" - AK nie uzgodniła swoich planów z Armią Czerwoną. Ryszard Nazarewicz: "Dowództwu Armii Radzieckiej prowadzącej już na terytorium Polski operacje, które decydowały o skróceniu niewoli i uratowaniu milionów Polaków, nie tylko nie dano możliwości wypowiedzenia się co do celowości Powstania i sposobów współdziałania z nim, lecz nie powiadomiono go nawet o tym zamiarze".
Tylko jak można było podjąć współpracę z ZSRS, który nie ukrywał swoich zaborczych i zbrodniczych planów, ze Stalinem, który nazwał Powstanie "warszawską awanturą". Konstanty Rokossowski takimi oto słowy miał (po latach) ocenić szanse Powstania: "Oto kiedy był najbardziej sprzyjający moment do rozpoczęcia powstania w stolicy Polski! Jeśli nastąpiłoby jednoczesne uderzenie wojsk Frontu ze wschodu, powstańców zaś w samej Warszawie (ze zdobyciem mostów), to można byłoby w tym momencie liczyć na wyzwolenie Warszawy i jej utrzymanie".
To czysta demagogia. Po pierwsze, wariant, o którym mówił Rokossowski, mógł zostać zrealizowany. Po drugie i najważniejsze - Sowieci nie myśleli o wyzwoleniu Polski, ale o jej zajęciu i zniewoleniu. Po 17 stycznia 1945 r., kiedy w wyniku sowieckiej ofensywy Armia Czerwona weszła do ruin zniszczonej przez Niemców Warszawy, NKWD rozpoczął brutalną rozprawę z AK. Już w marcu 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego "zaproszono na rozmowy", po czym aresztowano i skazano. Tak wyglądała współpraca ze strony Stalina.
NIE ZOSTALIŚMY 17. REPUBLIKĄ ZSRS
Wspomniany już Zenon Kliszko pisał: "Powstanie było konfrontacją idei, programów ludzi - historyczną konfrontacją obozu polskiej reakcji z obozem polskiej demokracji. W wyniku tej konfrontacji powstał szeroki prąd demokratyczny, skupiający wszystkie antyfaszystowskie stronnictwa, partie i grupy polityczne na platformie ideowej Krajowej Rady Narodowej".
W praktyce ten "szeroki front" stanowiły nie "stronnictwa, partie", ale importowana z Moskwy zbrodnicza grupa pod nazwą PPR, inspirowana przez Stalina. W wyniku tej "konfrontacji idei" Polska na 45 lat znalazła się pod jarzmem obcego państwa i straciła niepodległość.
Brak sowieckiej pomocy dla Powstania Warszawskiego wynikał z konsekwentnej realizacji przez Moskwę scenariusza, który sprowadzał się do stworzenia wasalnego rządu w pozornie suwerennej Polsce. Rozbicie przez Niemców największego polskiego ośrodka walki o niepodległość stwarzało wymarzoną sytuację dla Stalina i zależnego od niego PKWN, przekształconego w noc sylwestrową 1944 r. w tzw. Rząd Tymczasowy, we wprowadzaniu w życie tego planu.
Pojawiające się do dziś twierdzenia, że podjęcie decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego było błędem i w efekcie straciliśmy kwiat patriotycznej młodzieży - przyszłej polskiej elity - nie biorą pod uwagę faktu, że gdyby Niemcy nie zabili i wymordowali polskich patriotów, zrobiłyby to NKWD i UB. Stalin, wstrzymując ofensywę, miał zatem ułatwione zadanie. Z drugiej jednak strony, przywódca Związku Sowieckiego, widząc bohaterską walkę Polaków, zrozumiał, jak trudno będzie ich zsowietyzować i musiał zrezygnować z planów stworzenia z naszego kraju 17. republiki ZSRS. Zatrzymując prawie na pół roku na linii Wisły Armię Radziecką, ocaliliśmy także Niemcy, które nie zostały w całości zajęte przez Sowietów. Dzisiejsza Europa byłaby inna.
Tadeusz M. Płużański