Lata 40. XIX wieku to burzliwy okres, jednak nie ze względu na rewolucyjne zrywy, ale z powodu wprowadzenia w żucie niekonwencjonalnego myślenia. Hasła pozytywistyczne całkowicie zmieniły dotychczasowy światopogląd, przez co początkowo trudno im było zaistnieć. O ile jednak praca u podstaw czy praca organiczna znalazły aprobatę u szerokiej rzeszy ludzi, o tyle problem emancypacji kobiet przez długi czas pozostawał w cieniu. Co więcej - chyba o żadne z założeń II połowy XIX wieku nie trzeba było tyle walczyć, jak właśnie o równe prawa kobiet.
Należałoby zauważyć, iż o „wolność, równość i braterstwo” płci pięknej walczyły nie tylko damy. Również mężczyźni dostrzegli potrzebę rozwoju i pełnego ukształtowania swoich wybranek. Chcieli widzieć w nich równe sobie towarzyszki rozmów, a bez wykształcenia lub wypracowanych poglądów byłoby to niemożliwe. Sam Prus postulował o to, aby kobiety przestały uczyć się jedynie tańca i malarstwa, a zaczęły inwestować w samorozwój, również naukowy.
Niejako wyrazicielem jego myśli jest Klara Howard, jedna ze znaczących postaci „Emancypantek”. Energiczna, przeciwna wrzucaniu Kobiet do szufladki oznaczonej `kura domowa' czy `bywalczyni salonów' jest jednak personą co najmniej groteskową. Zarówno jej fizjonomia („twarz jednostajnie różowej barwy, włosy płowe jak woda wiślana, figura o tyle gładka, o ile wyprostowana”), jak i zachowanie (ciężki chód, autorytarny, głośny sposób wyrażania się) sugerują, że autor powieści niekoniecznie akceptuje tę wersję kobiecości. Kobieta pozornie wyzwolona, chcąca być panią własnego zycia i decydująca o samej sobie nie została przez Prusa wykreowana zbyt pozytywnie. Nie bez kozery tytułowana jest we wszystkich tomach `panną Howard'. Służyć to miało uwydatnieniu jej sprzeciwu wobec instytucji małżeństwa. Całym sercem broniła prawa kobiet do decydowania o swoim losie, czego dowodziło ostatecznie wstawienie się za Joanną. Była również zwolenniczką wolnych związków, co wyrażało się w jej akceptacji stanu panny Latter - rozwodniczki, pozostającej w separacji z drugim mężem. Dodatkowo przez większość czasu pogardzała mężczyznami. Jednak Klara Howard tylko pozornie, zewnętrznie była osobą walczącą o lepszą sytuację kobiet - swoim nachalnym wręcz sposobem bycia maskowała niepewność. Nie będąc piękną i utalentowaną chciała zwrócić na siebie uwagę w inny, przystępny dla niej sposób. Jej nieumiejętność trzeźwej oceny sytuacji związanej z adoracją Kotowskiego również o tym świadczy. Taką też tezę przyjmuje Prus - niezależnie od stanu, poglądów czy uczuć każda kobieta potrzebuje akceptacji i miłości, które najpełniej może odnaleźć w małżeństwie.
„Emancypantki” to powieść jednak nie tylko o kobietach brzydkich, poszukujących swojej faktycznej wartości. Helena Norska, panna Joanna czy Eufemia to typy kobiet, które diametralnie różnią się od Klary Howard. Fizjonomia każdej sugerowała wielkie powodzenie. Helena, blondynka o czarnych oczach i czarnych brwiach, w której skupiały się wszystkie wdzięki kobiece, świadomie korzystała z darowanych jej cech. Samo imię, o tak niezwykłym naznaczeniu mitologicznym, sugerowałoby jej istotną rolę w świecie spraw damsko-męskich. Jej pojawienie się w towarzystwie zawsze wywoływało poruszenie - nie tylko wśród mężczyzn. Epatowanie erotyzmem, wykorzystywanie czy wręcz: nadużywanie swojego piękna plasowało ją na pozycji kobiety inteligentnej, ale jednak - kokietki. Jednak i ona mogłaby otrzymać usprawiedliwienie swojego zachowania. Oto bowiem jej matka, pani Latter, od zawsze przeznaczała ją do jednego - do godnego zamążpójścia, znalezienia dobrej partii i życia w dobrobycie. Jakże się więc można dziwić postępowaniu młodej panny Norskiej, która w pewnym sensie starała się tylko spełnić oczekiwania rodzicielki.
O pannie Joannie nie wiadomo wiele. Nie można stwierdzić, czy jej zachowanie jest uzasadnione wychowaniem wyniesionym z domu, czy też warszawskim stylem życia bądź po prostu tego rodzaju charakterem. Jej powodzenie u mężczyzn, zwłaszcza u Kazimierza Norskiego, jej samej pochlebia. To dla mężczyzn ubiera się „jak na bal”. Prus pisze, że wychodząc na pamiętne wieczorne spotkanie „miała szeleszczącą kremową suknię z wybornie dopasowanym stanikiem, otwartym z przodu jak drzwi uchylone, spoza których ostrożnie wyglądał gors podobny do listków białej róży”. Dodatkowo - plotka o ciąży Joasi nie tylko jej nie krępuje, ale wręcz cieszy. Świadczy bowiem o żywym zainteresowaniu opinii publicznej jej osobą. Jej rozwiązłość nie jest jednak dostatecznie mocno piętnowana - sugerować to może, że Głowacki nie potępia takiego zachowania, przyznaje kobiecie prawo do decydowania o swoim życiu: również tym seksualnym.
Dramaty miłosne nie były jednak domeną tylko `wielkiego świata'. Również w Iksinowie spotkać można łamaczkę męskich serc. Femcia, podobnie jak panna Howard, w każdym mężczyźnie widzi uwielbienie dla swojej osoby - nie bezpodstawnie. Miętlewicz, Krukowski czy nieszczęsny samobójca - Cenaderowski to prawdopodobnie tylko niektórzy z jej adoratorów. Nic jednak prostszego - oto dobrze urodzona i usytuowana, młoda dziewczyna stała się ulubienicą młodych, iksinowskich mężczyzn. Jednak przyjazd Madzi Brzeskiej zburzył Eufemii obraz bycia idealną heroiną. Okazało się nagle, że wystarczyło kilka słów panny Magdaleny, by to ona stała się nową `pierwszą damą Iksinowa'. Tym samym kokieteria, a raczej łaskawe zezwolenie na adorowanie podsędkówny zeszło na drugi plan. Niewątpliwie właśnie to wydarzenie zadało cios próżności panny Eufemii. Nie śmierć Cenaderowskiego, nie afera na koncercie, ale właśnie ta cicha rywalizacja spowodowała, że Femcia nigdy nie mogłaby tytułować się przyjaciółką Madzi. Bo jakże mówić o przyjaźni, kiedy człowiek jest skupiony jedynie na sobie samym?
Prezentowane wcześniej typy postaci pokazują świadomą kobiecą grę - mającą na celu zarówno połechtanie próżności, jak i znalezienie odpowiedniej partii do małżeństwa. Któż jednak może grać lepiej niż aktor? Stella, a właściwie Marta Owsińska była śpiewaczką, doskonale wczuwającą się w rolę. Jej nieformalny związek z Sataniellem spotykał się z nieustannym piętnowaniem ze strony mieszkańców miasteczka (w późniejszym czasie również błogosławiony stan Stelli spowodował niemałe poruszenie). Jednak jakim prawem ludność mogła oceniać siłę miłości? Wędrowna śpiewaczka „była młodą, szczupłą blondynką, z cerą zużytą i niebieskimi oczyma”, ze wszech miar przywiązaną do swojego ukochanego. Pod jakim względem była gorsza od Heleny Norskiej czy Joanny? Wszak to ona trwała przy Franciszku Kopenszteterze, mimo niedogodności finansowych i życiowych. Mimo tego właśnie Stella zmarła w podrzędnym przytułku, otoczona aurą skandalu i pogardy. Czy w ten sposób Prus chciał ukazać niesprawiedliwość ludzką? Ciągłe pokutowanie podziału na klasy społeczne i zasoby majątkowe? W tej sytuacji należałoby się zastanowić czy istnieje potrzeba jedynie równouprawnienia kobiet, a nie równouprawnienia w ogóle…
Manifestacje prawa do wolności poprzez nadmierne epatowanie seksualnością ma swoje wytłumaczenie. Czy nie świadczy to o ogromnej potrzebie bycia dostrzeżoną i zaakceptowaną? Wydaje się, że właśnie tak drastyczne i wciąż pozostające w strefie tabu zachowania mogą wstrząsnąć społeczeństwem. O ile obecnie niewiele może już szokować, o tyle w wieku XIX wybujały, nieskrępowany erotyzm stanowił istotne novum. Można powiedzieć, że dziewiętnastowieczne kobiety dopięły swego, były prowodyrkami nowego ruchu, tak cennego we współczesnym świecie. Ale czy podejmując to wyzwanie były szczęśliwe?...