3 Niedziela
Niewiele się zmieniło od czasów Jana Chrzciciela.
Kryzysy nadal dręczą poszczególnych ludzi, całe społeczeństwa i narody. Nadal też trzeba podejmować wprost heroiczne wysiłki w celu ich przezwyciężania.
Jan jest jednym z nielicznych specjalistów od wychodzenia z kryzysów. Przyszło mu żyć w sytuacji głębokiego kryzysu zarówno politycznego, społecznego, jak i religijnego, który objął życie narodu wybranego. Trzeba było wskazać drogę wyjścia. Jan czyni to w sposób bezbłędny. Jego zdaniem jest tylko jedna droga przezwyciężania kryzysu - droga pracy u podstaw. Nie pomogą żadne, nawet najpiękniejsze hasła, długie dyskusje, szczegółowo wypracowane programy, jeśli nie przekona się człowieka, że on sam musi być lepszy.
Wszelkie kryzysy mają swe źródło w sercu człowieka. Jeśli uda się udoskonalić serce, kryzys zostanie przełamany; jeśli nie, kryzys się pogłębi. Praca u podstaw łączy się nierozerwalnie z ukazaniem gwiazdy nadziei lepszego jutra. To dla tego radośniejszego jutra człowiek może zmobilizować swe siły i stać się lepszym.
Zdumiewający jest jednak fakt, że samo przygotowanie do spotkania z Mesjaszem koncentrowało się na gruntownym przeobrażeniu życia doczesnego. Czegóż to bowiem Jan wymagał? Długich modlitw? Częstszego chodzenia do świątyni? Dodatkowych składek na budowę pomników? Nie. Od urzędników domagał się uczciwości; od zbierających podatki - sprawiedliwości; od żołnierzy - unikania przemocy; od wychowawców - umiłowania prawdy; od sprawujących władzę - przestrzegania prawa moralnego; od każdego człowieka - umiejętności podzielenia się tym, co posiada, z braćmi, którym brakuje środków do życia. Jan jest wielkim realistą. Wzywa do pracy nad doskonaleniem uczciwości człowieka. Traktuje uczciwość jako najbardziej podstawowy warunek wyjścia z każdego kryzysu. Tam gdzie brakuje wartości moralnych, żaden kryzys - ani polityczny, ani społeczny, ani gospodarczy, ani religijny - nigdy nie zostanie przezwyciężony. Moralnie wartościowy człowiek spełni dobrze wszystkie swoje obowiązki, a wówczas społeczeństwo może na niego liczyć, może darzyć go swoim zaufaniem i z radością korzystać z owoców jego pracy wiedząc, że są one zawsze solidne.
Jan Chrzciciel jest specjalistą od wychodzenia z kryzysów, a jego program pracy u podstaw, w historii przezwyciężania kryzysów, jawi się jako trwała wartość. Kryzys życia religijnego należy do najgłębszych i najtrudniejszych kryzysów, jakie dotykają serca człowieka. Droga, jaką wskazuje Jan, jest jedyną drogą wyjścia. To sam Bóg domaga się od człowieka pracy u podstaw. Pierwsze wezwanie łaski jest zawsze apelem o oczyszczenie serca. Jak nikt z nas nie wlewa mleka do brudnej butelki, tak Bóg nie wypełni świętością serca nieczystego. Oczyszczanie serca to właśnie praca u podstaw. Kryzysy pojawiają się wówczas, gdy serca ludzkie są tak zanieczyszczone, że w danym społeczeństwie czy narodzie nie ma w czym przechowywać wielkich wartości. Dopóki nie uporządkuje się serc, dotąd nie ma mowy o jakiejkolwiek perspektywie nowego i lepszego jutra. Za serce zaś jest odpowiedzialny każdy indywidualnie. W tym wypadku odpowiedzialność zbiorowa nie istnieje.
Kto zatem chce zobaczyć lepsze jutro, winien dobrze przemyśleć wskazania Jana Chrzciciela i rozpocząć pracę u podstaw - doskonalenie swego serca. Jego własna doskonałość zacznie stopniowo rzutować na doskonałość jego pracy, a ta z kolei zadecyduje o ubogaceniu społeczeństwa. Wartościowy lekarz z troską zajmie się każdym pacjentem, wartościowy nauczyciel dobrze wychowa nowe pokolenie, wartościowy budowniczy postawi dom, który będzie wymagał pierwszego remontu dopiero za lat trzydzieści. Droga wyjścia z kryzysu zostanie otwarta. Upłynęło kilka miesięcy ostrej dyskusji nad dwoma konkretnymi pytaniami. W jednym chodziło o prawną ochronę życia dziecka nienarodzonego, a w drugim o miejsce religii w programach szkolnych. Ponieważ pytania te posiadają charakter egzystencjalny, i w większej lub mniejszej mierze dotyczą każdego Polaka, pośrednio stały się one wezwaniem do złożenia osobistego wyznania. I oto społeczeństwo, czy to w ramach wioski lub miasta, czy w ramach Sejmu i Senatu, ze zdumieniem zobaczyło prawdziwe twarze dyskutantów. Czasami to zaskoczenie było bolesne, znacznie częściej jednak bardzo radosne i napawające nadzieją. Te dyskusje udowodniły, że sumienie wielu Polaków, mimo ciężkich doświadczeń ostatnich pięćdziesięciu lat, zachowało w większej mierze, niż powszechnie sądzono, poprawną ocenę tego co dobre i tego co złe. Jest to jedno z najradośniejszych stwierdzeń, jakie można postawić w naszej, ciągle niełatwej rzeczywistości. Ład moralny stoi u podstaw wszelkiego ładu, a więc również społecznego, politycznego i gospodarczego. Skoro zaś tak duży procent młodzieży, rodziców, lekarzy, radnych, senatorów zachował wrażliwość sumienia, to można realnie liczyć, że z nimi budowa nowego społeczeństwa jest możliwa. Takich prób, w których ujawniają się nasze własne twarze, potrzeba znacznie więcej. Stanowimy społeczeństwo, które przez wiele lat wypracowywało i doskonaliło metody chodzenia w maskach. Ukazanie własnej twarzy było niebezpieczne. Nastąpiła wielka, społeczna dezorientacja, do tego stopnia, że nawet w szerszym rodzinnym gronie nie bardzo było wiadomo, kto jest kto.
Ujawnienie własnej twarzy jest zawsze czynem godnym pochwały, bez względu na to, jaka jest twarz. Ten, kto się na to decyduje, dowodzi odwagi, a ta już jest dużą wartością. Twórcze spory o dobre prawo, o właściwy profil wychowania i inne ważne instytucje społeczne są możliwe dopiero wówczas, gdy poprowadzą je ludzie z odsłoniętą twarzą. Dopiero tacy dyskutanci zajmą odważnie jedno stanowisko i potrafią go bronić lub uznać się za pokonanych, uczciwie przyznając rację stronie przeciwnej.
W adwentowej scenerii, w spotkaniu ze św. Janem Chrzcicielem, pojawia się pytanie: „Kto ty jesteś?” To przy jego pomocy Jan został zmuszony do jasnego sprecyzowania, za kogo się uważa. Uchylił wszelkie podejrzenia wysuwane pod jego adresem i objawił własną twarz promieniującą tak wielkim dostojeństwem, że jego słuchacze podejrzewali, iż jest samym Mesjaszem. Tę jedną twarz zabrał do więzienia i zachował nawet po śmierci, kiedy jego głowa na misie spoczęła w ręku Herodiady.
Mimo swej śmierci, dzięki tej jednej twarzy okazał się niezwykle twórczy w budowaniu nowej wspólnoty ludzi bez maski, którą gromadził wokół siebie Chrystus. Nie należy się obawiać ujawnienia własnej twarzy. Jeśli kogoś nie stać na uczynienie tego publicznie, to winien się zdecydować na to w sakramencie pokuty. To jest ta zdumiewająca instytucja w Kościele katolickim, w której chrześcijanin sprawdza, w jakiej mierze potrafi ujawnić własną twarz przed Bogiem i przed wspólnotą wierzących, którą reprezentuje kapłan.
Każde podejście do spowiedzi wymaga odwagi i umożliwia przeżycie radości, iż człowieka stać na taki krok. Gdziekolwiek programowo zakłada się tworzenie społeczeństwa z ludzi chodzących w maskach, wyśmiewa się i atakuje spowiedź. Tam bowiem, gdzie ona jest praktykowana, wierni maskę traktują jako obce ciało i tęsknią za jej zrzuceniem. Wolą twarz ze skazami, ale własną, bo tylko z nią są prawdziwie szczęśliwi.
3 Niedziela
Pamiętam z dzieciństwa, opowiada pewien pan, jak byliśmy w harcerskiej drużynie skupieni wokół naszego drużynowego - druha Stanisława... - Był dla nas mistrzem. Potrzebowaliśmy go - nie tylko dlatego, że urządzał zbiórki a latem obozy wędrowne. Było w nim „coś”, jakaś siła przyciągająca nas, młodych ludzi. Czy tylko młodzi potrzebują mistrza? - Nie, dorośli także. W jednej z parafii, gdzie pracowałem był klub sportowy. Jego prezes był mistrzem nie tyle w kopaniu piłki, co raczej wzorem życiowej postawy. I to także dla dorosłych, i nawet „bardzo dorosłych” członków klubu. Dla innych ludzi też. W klasztorach wychowawcę (bądź wychowawczynię) zaczynających życie zakonne nie bez powodu nazywa się mistrzem nowicjatu.
Człowiek bardzo potrzebuje mistrzów w swoim życiu - najważniejszymi mistrzami naszego życia są (a na pewno powinni być) rodzice. Kto z nas miał ojca - mistrza, lub matkę - mistrzynię, ten potrafi w życiu nie tylko sobie radzić, ale cieszyć się życiem. Jest to bardzo naturalna potrzeba człowieka - ale, zapytajmy, czy to wszystko jedno, jaki mistrz? I jaka jego nauka? I jakie jego życie? Na tej tak bardzo naturalnej potrzebie budują swą rosnącą popularność sekty, zwłaszcza te wywodzące się z Azji. Proponują człowiekowi kierownictwo mistrza zwanego „guru”.
Przenieśmy się jednak nad Jordan - to dzisiejsza Ewangelia. Bród przez rzekę w okolicach Jerycha, Jan zwany Chrzcicielem, wokół tłumy ludzi... Kim Jan był dla tych ludzi? Było w nim „coś” takiego, że uważano go za autorytet. Nawet galilejski król, Herod, nie mógł oprzeć się jego wpływowi. Czy można zatem powiedzieć, że Jan był dla nich mistrzem? - Tak, on bez wątpienia był dla nich mistrzem. I właśnie dlatego musiało w pewnym momencie paść pytanie: Kto ty jesteś? Jest to pytanie, które człowiek stawia każdemu, kto miałby stać się jego mistrzem: Kto ty jesteś?
W tym pytaniu są dwa poziomy, dwie warstwy problemu:
• Pierwszy: Kogo ty reprezentujesz? W czyim imieniu przemawiasz? Czy tylko w swoim? Czy w imieniu innych ludzi? Jakich? W imieniu Boga? Udowodnij, wykaż się Bożym posłannictwem...
• Drugi: Kim ty sam jesteś? Jakie jest twoje życie? Jaka twoja przeszłość? Jakie swoje dokonania możesz nam pokazać? Co już zrobiłeś? A co przed nami ukrywasz?
Jak odpowiedział Jan znad Jordanu? Przede wszystkim nie uległ pokusie, aby własną osobę postawić na pierwszym miejscu. Odpowiada więc tak: Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważacie, nie jestem Mesjaszem, nie jestem prorokiem - jestem tylko głosem... Po drugie: mówi o tajemniczej obecności Zbawiciela - Mesjasza. Tego dnia powiedział krótko: Pośród was stoi ten, który ochrzci was nie wodą, lecz ogniem i Duchem. Kilka tygodni później wskazał Jezusa wprost, mówiąc: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata...” (J 1,29).
Jan był niewątpliwym Mistrzem tamtych ludzi. Jednak Mistrzem wszechczasów jest Jezus. Bądźmy czujni, aby naszymi mistrzami nie stali się inni: ludzie źli i cwani, ludzie głoszący swoją „prawdę” w miejsce prawdy Bożej, ludzie wyrachowani, którzy chcą nas zamienić w swoje narzędzia. Jest to szczególne ostrzeżenie przed „mistrzami” różnych sekt. Nie przeczę, że w niejednej jest wiele dobrego. Ale dlaczego nie szukać dobra w sprawdzonej od 20 wieków Ewangelii? W wielu sektach jest jednak tylko pozór dobra. A stawka, o jaką toczy się gra jest wielka i niepowtarzalna: życie. I to obecne, i wieczne. Czy ten problem nie dotknął naszej wspólnoty? Dotknął. Sekty sięgają i do nas. I jesteśmy wobec nich bezradni. Może właśnie dlatego, że ciągle za mało mistrzów wśród nas.
Dlatego rodzice niech będą mistrzami dla dzieci. Oby mistrzami byli proboszczowie i katecheci dla parafian i swoich uczniów. Oby nauczyciele byli nie tylko instrumentami przekazywania wiedzy, ale i mistrzami dla uczniów. Rodzicom wybierającym chrzestnych i kandydatom do bierzmowania podpowiadam: wybierz na świadka bierzmowania kogoś, kto dla twego dziecka będzie, kto dla ciebie już jest mistrzem chrześcijańskiego życia.
A czego można nauczyć się w szkole Mistrza - Jezusa? Zapisał to w wielkim skrócie św. Paweł, a czytaliśmy przed kwadransem. Powtórzę jego słowa: Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, w każdym położeniu dziękujcie. Ducha nie gaście i proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie - a co szlachetne zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła. - czy trzeba więcej?
3 Niedziela
Los proroków wydaje się jest nie ciekawy. Właśnie taki, że tylko przygotowują drogę, że nie mieszkają spokojnie w wygodnych domach, lecz muszą prowadzić zwój żywot ziemski jakby na obrzeżach pulsującego życiem miasta, środowiska. Los proroków jest właśnie taki, że nieustannie muszą przypominać o prawdzie, że nikt nie chce ich słuchać, ponieważ nie są wygodni. Tym rzeczą ważniejszą i konieczniejszą - według nich - jest wszystko na tym świecie, tu i teraz. Ale czy my i wszyscy nam podobni chcą pojmować nasze życie jako życie prorockie ? Bynajmniej ! Chcemy być radości swoją radością ! Właśnie dlatego, że nie możemy zadowolić się światem takim , jaki jest - trzeba nam szukać potężniejszej, trwałej rzeczywistości, aby się na niej rzetelnie oprzeć.
Gdzie i kto nam zapewni prawdziwą radość ? Radość trwałą - zapewnić nam może tylko Bóg. Mamy przyrzeczenia Pana , zapowiedzi Proroków. Te słowa i obietnice nie przeminą, a żądanie, aby być gotowym na przyjście Oczekiwanego Chrystusa sięga do głębi naszych serc i nas bardzo zobowiązuje nie tylko do czuwania, ale godnego Jego przyjęcia. W gotowości na pociechę, na Tego, który jest naszą Radością, Którego oczekujemy to także wołanie samego człowieka, wołanie każdego z nas często samotnych, smutnych, pełnych tęsknoty za Prawdą. Na spotkanie z Taką Radością nie potrzebujemy niczego innego, oprócz czuwającego serca i otwartych oczu. Jeszcze jedno - nie wolno nam zaciemnić naszego spojrzenia jakby prosto w oczy wszystkim ciemnościom , które zasłaniają nam Boga i każą nam przyłączyć się do wszechobecnego narzekania.
Dzisiaj trzecia niedziela Adwentu - niedziela radości. Radość najpierw popłynie do naszych serc z racji Prawdy - całej Prawdy o Bogu i od Boga pochodzącej. Powiedzmy sobie szczerze - świat jak naczynie jest przepełniony nie tylko biedą, narzekaniem, smutkiem , nerwami, obłudą.. Jednak najgorszym jest kłamstwo . Ścieżki kłamstwa są ciemne i kręte. One nigdy nie dadzą z siebie radości, a odwrotnie zranią, zawiodą, wezwą do wstydu i odpowiedzialności, .Ktokolwiek na te ścieżki wejdzie i nimi zacznie iść wcześniej, czy później musi się zgubić, a może i zapłakać. Może dopiero wtedy odezwie się tęsknota za człowiekiem posiadającym prawdę, a nawet za Bogiem. Prawda jest zawsze jasna i prosta, choć czasem trudna do przyjęcia od zaraz. Zagubieni w krętych ścieżkach kłamstwa ludzie szukali Jana, wiedząc, że on zna prawdę o Bogu, o świecie, o człowieku, co więcej , że zna prawdę radosną , prowadzącą do zbawienia. Do tej radosnej i pięknej wyciągali ręce.
Prawda jest nie tylko prosta i piękna. Ona jest jeszcze mocna . Kto posiada prawdę - dysponuje ogromna siłą. Najniebezpieczniejszym człowiekiem dla tego świata jest ten , kto zna całą prawdę, potrafi ją powiedzieć, powołać się na nią, usiłuje nią żyć. Takiego człowieka świat najbardziej się boi, obawia się go i za wszelka cenę usiłuje go się pozbyć. Tą opinię popierają przecież wrogowie Jana Chrzciciela, a później wrogowie Chrystusa . Cóż tu powiedzieć o naszych czasach, o ludziach i ich losie , jeśli się przyznają, że znają prawdę o wielu rzeczach.
Ci, którzy szukali wybawienia - szli do Jana nad Jordan, wyznawali swoje winy , przyznawali się do czynionego zła, przyjmowali chrzest pokuty, wracali radośni i szczęśliwi drogą wiodącą do Boga, do szczęścia. Inni w tym czasie zastanawiali się , jak zamknąć usta mówiące prawdę. Cel osiągnęli - Jan oddał życie za prawdę. Jana się więc pozbyto.
Niedziela Radosna - niedziela Radości - to czas naszej odpowiedzi na wezwanie Apostoła Prawdy. Człowiek otwarty naprawdę, szukający i kochający prawdę wcześniej czy później spotka się z Bogiem - Najwyższą Prawdę - pełną Radość. To nie jest łatwe zadanie ! Nie dajmy się okłamywać zwodniczymi wieściami, aby na sobie i w swoim sercu nie przezywać dramatu zguby.
Modne są ostatnio i mocno nagłaśniane w Ameryce konferencje i programy telewizyjne , gdzie głównymi bohaterami są rzekomo eksperci, którzy podobno zbadali wszystkie dowody pozwalające określić, kim naprawdę jest Oczekiwany Pan Jezus. Od roku liczne ośrodki telewizyjne prześcigają się w programach : ,, Kim jest Jezus”, ,, Poszukiwanie Jezusa ”. Ostatnio już zatytułowano ,, Jezus w roku 2001 ”, ,, lub Bóg na trzecie tysiąclecie ” . Oddawano głos uczonym, religioznawcom świata, odnawiano, unowocześniano Pana Boga . Co najgorsze, jak mogą o Bogu mówić ludzie bez Boga w sercu, ,,eksperci”, którzy nigdy nie byli wobec Boga pokorni, nigdy nie mieli nic wspólnego ze służeniem Bogu .Ich tytuły naukowe służyły więc tylko do zwodzenia ludzi, wyszydzania Słowa Bożego i zaprzeczania Mu. Jak tu cenić mądrość bezbożnego świata, jak na przykład człowiek niewierzący może oddać dobroć i miłość Boga malując obrazy, lub ściany w świątyni katolickiej ? To wprost niemożliwe ! Prawda jest prawdą i nie znosi ustępstw, jakichś kompromisów, byle zyskać poklask od nieprzyjaciół Boga. Bóg ma całkiem odmienne zasady, odmienne kryteria..
Bóg wybrał do wielkich spraw - to co proste, szczere, godne. Wybrał posługę rozmodlonego, mocnego Duchem Jana Chrzciciela, mocnych Duchem proroków, zwyczajnych, ale autentycznych ludzi, których powołał do grona apostołów. Maryja w czasie swoich objawień często trudne orędzie powierza dzieciom. To były radosne przekaźniki Bożej radości i prawdy ! O nie bały się powiedzieć wszystkiego tak, jak słyszały, jak im polecono. Takim przekaźnikiem był także Bohater z nad Jordanu - św. Jan Chrzciciel - konkretny, jasny, zdecydowany i wymagający. To go dużo kosztowało . Zamiast ludzkiej radości otrzymał niedolę więzienia, a potem wyrok ścięcia dla przyjemności wroga prawdy - Herodiady. Ludzka radość zanurzył w miłości do Chrystusa, a Chrystus ofiarował mu za to Boską radość.
Czasem może ktoś z nas w szarej codzienności zda się wołać do Boga z utęsknieniem : radości, jak cię osiągnąć ! Ks. Wojciech Węgrzyniak w swojej książce ,, Po prostu miłość” ( s.95 ) przytacza opowiadanie Franza Kafki. Na zamku umiera stary król. To już ostatnie oddechy, ostatnie uderzenia serca. Król jednak chce jeszcze przed śmiercią przekazać pewną bardzo ważną wiadomość. Wzywa posłańca i mówi mu , jaka jest sprawa. Za miastem mieszka w małym domku człowiek, który musi usłyszeć tę wiadomość od króla. Zanieś mu tę nowinę - mówi król. Posłaniec chce iść, ale przed drzwiami stoi tłum, tysiące ludzi tłoczy się przed pałacem i zapełnia przyległe uliczki. Posłaniec nie może się przedostać, a tam za miastem czeka człowiek...
Oto dziś wiecznie Żywy Król , kochający nas Bóg chce przekazać bardzo ważną wiadomość. Wzywa trzech posłańców proroka Sofoniasza, proroka Izajasza i św. Pawła - autorów dzisiejszych czytań mszalnych. Pilna wiadomość : Pan jest blisko, Radujcie się... przygotujcie Mu drogę. Sofoniasz mówi :Ciesz się i wesel z całego serca , Córo Jeruzalem, Pan jest blisko ciebie, Izajasz zaś : Głośmy z weselem, Bóg jest między nami. Posłaniec Paweł mówi : Radujcie się zawsze w Panu. Jeszcze raz powtarzam - radujcie się ! Człowiekiem z domku za miastem jest każdy z nas. Czy jednak dotrze do nas wieść o Bożej bliskości i Jego radość ?
Chcemy tej wieści od Boga ! nie wystarczą nam zimne twarze, obojętne spojrzenia, czy słone kawały. Dosyć mamy bylejakości, kłamstwa i nudy. Serce szuka prawdziwej radości, głębokiej, Bożej na nadchodzące święta. Przeszkodą jest tu tłum, przeszkodą jest lęk przed wychyleniem się, wyróżnieniem wobec innych . Chyba i wy słyszeliście : nie pójdę przez kościół do Komunii św. ,bo wszyscy będą się na mnie patrzeć . Nie przeżegnam się w autobusie, bo będą się ze mnie śmiać. Nie upomnę się w obronie Boga i prawdy, bo powiedzą że jestem staroświecki. Nie odmówię kieliszka chociaż w Adwencie, bo mnie nazwą święty. Nie przestanę przeklinać, bo znów ktoś powie - nienormalny , jakiś chory, naiwny...
Aby w nas zaistniała radość trzeba we mnie wiele zmienić. Posłaniec Jan nam podpowiada co należy zrobić, by droga dla Chrystusa Oczekiwanego była godnie przygotowana. Ludzie lęku nie poszli do Jana, bali się zapytać, co mają czynić. Oni nic z nauki Jana nie zyskali ! Przeszkodą może być chciwość, przeliczanie - co ja z tego będę miał, albo po prostu słabość. Słabość naszej woli, która nie potrafi nas oderwać od złego towarzystwa, od filmu w telewizji, od tego. Co bardzo lubię. Gorsza jeszcze przeszkodą jest nasza obojętność. Tacy nie reagowali na wołanie Jana Chrzciciela, żaden rekolekcyjny posłaniec im nie odpowiada, nie obchodzi ich Kościół, Ewangelia, religia w szkole, wychowanie dziecka, roraty w swoim kościele. Dla nich będą tylko pozory radości.
Bóg przychodzi w gościnę, jest już bardzo blisko . Co zrobić ? Trzeba kochać. Kto kocha - ten nigdy nie będzie obojętny. Kto kocha - ten jest radosny . Pokochaj Boga tak, jak tylko potrafisz, jak tylko umiesz . Poproś - Boże, Maryjo , pomóżcie mi się zmienić.
Psychologowie stwierdzają jakąś powszechną znieczulicę na świecie. A przecież widzi się tyle kochania na ulicy, w parkach, tyle kochania na pokaz. Wydaje się, że niczego na świecie nie ma , jest tylko samo kochanie. Trzeba zobaczyć, co się dzieje, gdy takie kochanie minie. Jak wygląda życie potem ? Trzeba zrobić miejsce na drugie kochanie, na mocniejszą, pełną radość. Bo przecież tak duża u nas łez, rozpaczy, cierpienia, poniewierania ludźmi starszymi, rodzicami, chorymi.
Ludzkie kochanie, gdy się skończy - jest brutalne jak wojna, bezwzględne jak wojna, brutalne tak wojna, zimne jak pacyfikacja ( Ks. Sedlak - Boży Kram s. 180) Po takim kochaniu przychodzi znieczulica, wrogość, zazdrość, a nawet podłość. Człowiek wtedy umiera na ból serca.
Ktoś nazywa nas ludźmi z defektami, z kompleksami, egoistami szukającymi swojej przyjemności, korzyści. Cóż warte cierpienie bez miłości ? Dlaczego jest coraz gorzej na świecie , choć tyle kochania, tyle pięknych słów, tle deklaracji po potrzebach człowieka, tyle rozrywek w adwencie, tyle też skandali ? Jaki jest los niekochanego dziecka ? Czy nie jest to tragiczna pusta życia zagłuszana głośna muzyką i tańcem ?
Janie z nad Jordanu - idziemy do Ciebie - powiedz , co mamy czynić ? Janie pełen odwagi, posłańcu Boży - powiedz, co musimy w życiu poprawić, aby odzyskać radość serca ? Człowieku z niezłomnym charakterem, o tobie powiedziano , że nie byłeś trzciną chwiejącą się na wietrze, trzciną kołysaną wiatrem, ani człowiekiem w miękkie szaty odzianym . Tu chodzi o sprawy wielkie, nie tylko o nawrócenie, odbycie kolejki spotkania, ale o utrwalenie tego nawrócenia, o kształtowanie charakteru . Charakter - zespół cech wyróżniających człowieka - to prawdziwe bogactwo człowieka - to niepokonana radość. To, że nie jestem gwiazdą - nie jest powodem, aby starał się stać się chmurą - powiada anonimowy autor . Tam, gdzie rządzą nami żądze, tam niestety ja nie rządzę.
Niech mi wolno będzie zakończyć słowami z pamiętnika dziecka : ,, Bądź jednym z tych, co przyjaźń znają. Bądź jednym z tych, co łzy rozumieją. Bądź jednym z tych, co serce mają. Bądź jednym z tych, co kochać umieją. Amen.
3 Niedziela
Kochane Dzieci!
Jak na pewno zauważyliście, obydwa dzisiejsze czytania a także psalm, który przed chwilą wspólnie śpiewaliśmy mówią o radości.
Ktoś może się zapytać co ma wspólnego Adwent, który teraz przeżywamy z radością. Ma wspólnego bardzo wiele. Przede wszystkim jest czasem oczekiwania, ale radosnego. Chyba każde dziecko dobrze wie, co to znaczy oczekiwać kogoś z radością. To jest tak, jak czekanie na jakiegoś gościa, którego bardzo, bardzo lubimy. Ja kiedy byłem mały w taki właśnie sposób czekałem na swoją ciocię. Kiedy miała przyjechać, nie mogłem się tego doczekać.
W taki właśnie sposób my wszyscy czekamy w Adwencie, czekamy na Pana Jezusa. Przecież Boże narodzenie już za 10 dni! Dzieci może czekają jeszcze bardziej, bo Boże narodzenie kojarzy im się także z choinką i z prezentami, ale wszyscy dobrze wiemy, że to nie prezenty są tutaj najważniejsze. Najważniejszy jest oczywiście Pan Jezus, który przyjdzie, aby dać każdemu z nas wiele swoich darów, swoich prezentów.
To bardzo ważne, żeby być człowiekiem radosnym. Ktoś kiedyś powiedział tak: „Smutny święty, to żaden święty”. I to prawda, Pan Bóg chce, abyśmy wszyscy byli ludźmi radosnymi.
Pewnie słyszeliście o świętym Janie Bosko. On opiekował się młodymi chłopcami. I bardzo zwracał uwagę na to, żeby nie chodzili smutni i przygnębieni. Mówił, że w życiu każdego człowieka, a już na pewno w życiu każdego dziecka musi być czas na wszystko: na modlitwę i skupienie, na pracę, ale także na zabawę, radość i rozrywkę.
Opowiem Wam o dwóch dziewczynkach: Ani i Kasi. Chodziły obydwie do tej samej klasy. Pewnego dnia obydwie dostały piątki z klasówki z matematyki. I jedna wróciła do domu bardzo szczęśliwa, a druga smutna.
Ania mówi do mamy: Mamusiu, jak to wspaniale, że dostałam piątkę, jaki dzisiaj jest piękny dzień, jak ładnie świeci słoneczko, to nic, że po drodze do domu ochlapał mnie autobus.
Kasia kiedy wróciła do domu, najpierw nie chciała się do nikogo odzywać, potem nie zjadła obiadu. W końcu tak się odezwała: „Ale dzisiaj jest paskudny ten dzień, najpierw dostałam tylko piątkę z klasówki a Marta dostała szóstkę, a potem jeszcze opryskał mnie jakiś wstrętny samochód I jeszcze to okropne słońce!”
Zobaczcie obydwie dziewczynki spotkało to samo, ale tylko jedna potrafiła się tym ucieszyć, być naprawdę radosną osobą.
Moi kochani!
Kiedy tak dobrze się zastanowimy, to przecież wszyscy mamy bardzo wiele powodów do radości - a możemy mieć jeszcze więcej. Przypomnijcie sobie, kiedy zrobiliście dla kogoś coś dobrego, na pewno potem ogarniała Was wielka radość. Jest to nagroda, jaką Pan Bóg nam daje za nasze dobre czyny.
Pamiętacie o serduszkach z dobrymi uczynkami? Na pewno te dobre czyny bardzo cieszą Pana Jezusa, ale przecież dużo radości dają i każdemu z nas.
Zauważcie, że człowiek, który czyni dobro zawsze jest radosny, a ten, kto coś przeskrobał, ma coś na sumieniu, często chodzi smutny, z nosem przy ziemi.
Wy też starajcie się być radośni, cieszyć się z życia, z tego wszystkiego dobrego, co was spotyka, a przede wszystkim z tego, że jesteście bardzo, bardzo kochane. Najpierw przez Waszych Rodziców, ale jeszcze bardziej przez Pana Jezusa. Niech to będzie Wasz prawdziwy powód do radości.
Prośmy Pana Boga o radość - dla nas samych, dla naszych rodziców, kolegów i koleżanek i dla wszystkich naszych bliskich.
Radość chrześcijanina
Ewangelia zbawienia
Pan mnie posłał, bym głosił dobrą nowinę ubogim, bym opatrywał rany serc złamanych, bym zapowiadał wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; abym obwieszczał rok łaski u Pana. Przed chwilą czytaliśmy te właśnie słowa proroka Izajasza. To jego Pan posłał w czasach trudnych, aby głosił ubogim dobrą nowinę. Jaką nowinę? Otóż tę, że choć są ubodzy, uciskani przez możnych, poniewierani, wykorzystywani - to przecież są ludźmi wolnymi, a dla Boga zawsze są dziećmi. Powie ktoś, że łatwo tak mówić, ale czy wolny człowiek zrozumie niewolnika? Czy syty człowiek zrozumie głodnego? Czy wypoczęty zrozumie zapracowanego na śmierć? I czy piękne hasła o tym, że Bóg jest Ojcem wszystkich, nie stają się wtedy okrutnym żartem? A jednak orędzie proroków było przyjmowane przez ludzi zniewolonych z radością i nadzieją. I to nie oni zabijali proroków, lecz ci, którzy sami syci i bogaci, czuli się panami świata i mieczem uciszali wysłanników Boga.
Czy dziś tego problemu nie ma? Jest. Duża część społeczeństwa - także naszego - jest wolna tylko w niektórych obszarach swego życia, zniewolona w innych. Praca bywa niewolnicza - sami tego doświadczacie. Spółdzielcze czy deweloperskie mieszkania zamieniają rodziny w niewolników - wielu przekonuje się o tym na własnej skórze. Banki przez kredyty czy leasing przejmują nad wieloma ludźmi pełną kontrolę. Nawet to, co ma być służbą - myślę o różnych formach lecznictwa - zamienia się nieraz w uzależnienie pacjenta i jego rodziny od urzędników. Za naszych dni kolejna reforma systemu oświaty (a nie ma w tym ani systemu, ani reformy) zmierza ku kolejnemu zniewoleniu rodzin.
Głoszenie Ewangelii, czyli dobrej nowiny ubogim, opatrywanie duchowych ran, zapowiadanie wyzwolenia wciąż jest potrzebne i oczekiwane przez miliony ludzi. Posłannictwo proroków nie zostało zamknięte.
Głos wciąż woła na pustyni
Czasy proroka Izajasza były trudne, bo narodowi wciąż zagrażała przemoc obcego mocarstwa, i to niejednego. Za dni Jezusa oprócz ogromnych różnic społecznych zmor narodu była presja okupanta - czyli cesarstwa rzymskiego. A w naszych czasach? Nasz naród długo doznawał zniewolenia zewnętrznego. Przez ponad sto lat zaborcze mocarstwa niszczyły kraj i ludzi. Po krótkich dwudziestu latach wolności przyszła wojna i dwóch najeźdźców, którzy zrujnowali miasta i wioski, zniszczyli co się zniszczyć dało i ponad sześć milionów Polaków uśmiercili - by nie wspomnieć o Żydach i innych nacjach, które zamieszkiwały Polskę. Gdy skończyła się wojna, nie skończyła się niewola. Perfidnego okupanta pozbyliśmy się niespełna dwadzieścia lat temu. Kto nas teraz zniewala? Kto wykorzystuje? Kto krzywdzi? Już nie sowieci, nie Niemcy. I nie Unia. Nawet nie międzynarodowe koncerny. Owszem - z wielu stron doznajemy trudności, czasem nawet znacznych. Ale krzywda, zamęt w życiu społecznym i politycznym, chaos w ekonomii, ruina wielu obszarów gospodarki, pogarszająca się kondycja służby zdrowia, niepokój o los oświaty... To wszystko dokonuje się rękami Polaków, nas samych. Rękami tych, których wybieramy. Może nie potrafimy wybierać? Może nie ma spośród kogo wybierać?
Może. Dlatego głos ludzi mądrych, wołających o opamiętanie, wciąż jest głosem wołającym na pustyni. Czasem wołają co rozsądniejsi politycy. Woła część dziennikarzy, wołają poeci. Wciąż woła Kościół. I wciąż to samo - każdy głos rozsądku ginie na pustyni naszego życia. Tak wołali dawni prorocy. Tak wołał Jan Chrzciciel. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest głosem na pustyni. A jednak wołał. Wiedział, że czeka go śmierć za to - mimo to wołał. I zginął z rąk Heroda. Niewiele później uśmiercono na krzyżu Jezusa. Czy i my chcemy się wpisać w ten ciąg szaleństwa niszczącego dobro, prawdę, życie? Na szczęście głos wołający o opamiętanie nie milknie. I to jest nasza nadzieja.
„On tego dokona”
Jak co tydzień stawiam pytanie: A co na to chrześcijanin? Chrześcijan ponoć w Polsce 95 %. Choć przeczą temu statystyki praktyk religijnych, w jeszcze większym stopniu kroniki policyjne i sądowe. Ale pytać trzeba: Co na to chrześcijanin? Odpowiedzi szukam w Bożym słowie. A dziś podpowiada ono dwie ważne myśli.
Najpierw wołanie i całe posłannictwo Jana znad Jordanu: Prostujcie drogę Panu! Jan wzywał do naprawy życia, do zmiany postępowania. I wskazywał na najprostsze, codzienne sprawy: sprawiedliwość, dobroć, dzielenie się z potrzebującymi, uczciwość w małżeństwie (i to przypłacił życiem). Chrzest w ówczesnym obyczaju był znakiem odrzucenia moralnego zła, oczyszczenia się od niego.
My też musimy zdecydowanie odrzucać zło. W tym zwyczajnym, codziennym wymiarze. Nie czekając na innych, nie usprawiedliwiając swego postępowania tym, że są gorsi ode mnie. Apostoł Paweł nakazuje: Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła! Każdy na miarę swego miejsca w społeczeństwie - dziecko w rodzinie i w szkole. Dorosły - w małżeństwie i w pracy. Polityk - na miarę przyjętej odpowiedzialności w gminie, powiecie czy w rządzie. Ksiądz - wobec Boga i parafian. Nauczyciel - wobec dzieci i ich rodziców.
Drugi motyw odnajduję w słowach apostoła Pawła: Wierny jest Ten, który was wzywa, On też tego dokona. „On tego dokona” - nie ja, nawet nie wspólnie z innymi ludźmi. Podejmuję wysiłek ku dobremu, nieraz udaremniony przez własną słabość lub przez złość innych ludzi. Często wszystko wydaje się próżne i daremne. Chrześcijanin mówi wtedy, powtarzając za apostołem: Wierny jest Ten, który was wzywa, On też tego dokona. Jeśli moje wysiłki okażą się jeszcze raz nieskuteczne, ufam, że to Bóg dokończy tego, co z mozołem zaczynam po raz kolejny. A jeśli nawet miałbym nie doczekać owoców moich wysiłków, to i tak ich nie zaprzestanę. Już samo czynienie dobra jest moją radością - radością chrześcijanina, który zaufał Jezusowi.