Warszawa 6.06.2006
Wojciech Wydrzyński
E1I1
Prawo patentowe a tworzenie oprogramowania
Są powody, dla których nie ma patentów w każdej sferze dokonań intelektualnych. Patenty są udzielane na turbiny i lekarstwa, ale nie na książki, muzykę czy obrazy. Teoretycznie biura patentowe nie powinny przyznawać patentów na formuły matematyczne, i nikt nie zamierza się też ubiegać o patent, jeśli odkryje nowy chemiczny pierwiastek, czy kolejną planetę za Plutonem.
Patenty software'owe dałyby niestety zaprzysięgłym wrogom Linuxa i udostępniania kodu źródłowego potężną broń przeciw konkurencji, i utrzymywałyby europejską infrastrukturę w zależności od produktów software'owych paru amerykańskich kompanii. Linux i oprogramowanie z wolnym dostępem do źródła nie są tym wyłącznie zagrożonym przez patenty software'owe, ale jednak tym szczególnie wystawionym na ryzyko. Oprogramowanie z wolnym dostępem do źródła odniosło niezwykłe powodzenie na obszarach, na których Europejskie Biuro Patentowe udzieliło już licznych patentów (takich jak systemy operacyjne, serwery i technologie sieciowe, bazy danych, języki programowania). W tych segmentach uznanymi liderami rynku są wielkie korporacje spoza UE.
W ustawie o własności przemysłowej z 30 czerwca 2000 roku (Dz.U. z 2001 r. Nr 49, poz. 508) powiedziane jest, że patenty są udzielane na wynalazki, które są nowe, posiadają poziom wynalazczy i nadają się do przemysłowego stosowania. Wynalazek uważa się za posiadający poziom wynalazczy, jeżeli dla znawcy nie wynika on w sposób oczywisty ze stanu techniki. Nie uważa się za wynalazki odkryć, teorii naukowych i metod matematycznych, programów do maszyn cyfrowych, planów, zasad i metod dotyczących działalności umysłowej lub gospodarczej, gier oraz przedstawienia informacji.
Z wykonawczego rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 17 września 2001 r. (Dz.U. 2001 nr 102 poz. 1119) w sprawie dokonywania i rozpatrywania zgłoszeń wynalazków wynika, że 'techniczność' przejawia się wyłącznie w aspekcie materialnym rozwiązania. § 32 (1): Urząd Patentowy nie uznaje przedmiotu zgłoszenia za wynalazek jeżeli nie dotyczy on żadnego tworu materialnego określonego za pomocą cech technicznych odnoszących się do jego budowy ani określonego sposobu technicznego oddziaływania na materię.
Stąd różnice w praktyce Urzędu Patentowego RP na tle praktyki Europejskiego Urzędu Patentowego (EPO), jeśli chodzi o rozumienie zasadniczych dla oceny rozwiązania pojęć, jakimi są: charakter techniczny i wkład techniczny. Dla EPO nietechniczne są rozwiązania z dziedzin wymienionych w 'liście negatywnej' - analogicznej jak w polskiej ustawie (Art. 52 (2) EPC) - o ile 'jako takie' należą do tych dziedzin. Dla EPO każdy program działający w komputerze ma 'charakter techniczny'. UPRP nie powinien tak wąsko rozumieć wyłączeń z patentowania skoro rozporządzenie wykonawcze zawiera przytoczone odniesienie materialności. Technika rozumiana w sposób 'materialistyczny' jest sferą działalności człowieka, której bazą teoretyczną są stosowane nauki przyrodnicze wymagające weryfikacji eksperymentalnej. Przez technikę rozumiemy posługiwanie się zdatnymi do opanowania siłami przyrody dla osiągnięcia przyczynowo przewidywalnego rezultatu. Natomiast poza sferą techniki pozostają sfery praktycznej działalności ludzkiej, których bazą teoretyczną są takie nauki jak matematyka, lingwistyka, programowanie wymagające wyłącznie weryfikacji logicznej.
Dla EPO prawie każdy użyteczny aspekt programu wystarcza do zidentyfikowania 'wkładu technicznego' i rozwiązanie 'jako całość' staje się 'techniczne'. W UPRP zwykle rozumowanie jest inne. Zgodnie z nim wynalazek jest rozwiązaniem problemu w sferze technicznej. Gdy atrybutami rozwiązania (cechami konstytutywnymi, bez których ono nie istnieje) są zarówno elementy techniczne - natury materialnej, jak i nietechniczne, abstrakcyjno-logiczne, wszystkie one powinny być przedmiotem łącznego zainteresowania. Ale rozwiązanie jest patentowalnym wynalazkiem tylko wtedy, gdy w obszarze technicznym jest przynajmniej jeden nowy nieoczywisty element. Jeśli 'wkład do dotychczasowej wiedzy' leży wyłącznie w obszarze nietechnicznym, rozwiązanie należy uznać za niepatentowalne.
Ze względu na tak rozumiane wymogi i nie przywiązywanie specjalnej wagi do rynku polskiego tylko nieliczne ze wspomnianych 30 tysięcy europejskich wniosków patentowych zostały jednocześnie zgłoszone w Polsce. Spotykały się one zwykle z negatywną decyzją stosującego polskie prawo Urzędu Patentowego RP. Pojedyncze przyznane patenty związane z oprogramowaniem należą do podmiotów zagranicznych. Polscy informatycy na serio traktowali zapisy prawa wykluczające patentowania programów komputerowych i nie występowali o ochronę patentową ani w kraju, ani zagranicą. Polska już za kilka miesięcy przystąpi do Konwencji EPC i Europejskiej Organizacji Patentowej i w coraz większym stopniu zgłoszenia zagraniczne będą rozpatrywane nie w Warszawie, a np. w Monachium. Dlatego też usankcjonowanie patentowalności oprogramowania doprowadziłoby bardzo szybko do monopolizacji krajowego rynku informatycznego przez firmy pozaeuropejskie, praktycznie uniemożliwiając twórczą aktywność rodzimych firm, zwłaszcza niewielkich i nowo powstających.
Wprowadzenie patentów na oprogramowanie ułatwi dużym koncernom informatycznym dalszą monopolizację rynku i eliminację mniejszej konkurencji. W efekcie wzrośnie cena oprogramowania, przez co stanie się ono trudniej dostępne. Monopolizacja doprowadzi również do spadku jakości programów: wzrośnie liczba problemów z niedopracowanym oprogramowaniem, bezpieczeństwem i wirusami internetowymi. Wprowadzenie dyrektywy patentowej jest też wielkim zagrożeniem dla rozwoju tzw. Wolnego Oprogramowania. Darmowe i tworzone przez tysiące bezinteresownych informatyków na całym świecie programy takie jak system operacyjny Linux, pakiet programów biurowych OpenOffice.org, przeglądarka internetowa Mozilla Firefox i program pocztowy Mozilla Thunderbird stają się dziś poważną konkurencją dla oprogramowania tworzonego przez wielkie koncerny.
Różnice w ocenie tych samych zgłoszeń przez EPO i UPRP nie są - co zrozumiałe - łatwo akceptowane przez zainteresowanych. Prawo przewiduje procedury odwoławcze i szereg negatywnych decyzji zostało zaskarżonych do NSA.
Nie omija też Polski obecna w krajach członkowskich Europejskiej Organizacji Patentowej, a szczególnie tych które do niej dopiero wstępują tendencja naśladowania decyzji EPO. Stad biorą się niezbyt liczne zaakceptowane w Polsce patenty na oprogramowanie. To że dotyczą programu jest w nich zwykle zamaskowane. Opisy patentowe będące wynikiem stosowania tych technik wywołują rozbawienie fachowców, nie wyłączając autorów, którzy nie rozpoznają swoich pomysłów. Do tej grupy należy seria zgłoszonych tego samego dnia przez ten sam zespól autorski IBM kilku wariantów komunikacji serwer klient w których jest charakterystyczne, że w kliencie uruchamiane są dwie aplikacje a pamięć podręcznej służy do naprzemiennego przechowywania strumienia danych z każdej aplikacji. W opisach patentowych nie podano żadnych istotnych dla fachowca informacji o konstrukcji składniowej i strukturze danych (programy są przecież wyłączone), natomiast sprawa jest przedstawiona jakby chodziło o zautomatyzowane przetwarzanie w czasie rzeczywistym sygnałów elektrycznych, czy też o wykorzystanie sprzętu komputerowego do wspomagania urządzeń elektronicznych przeznaczonych do analizowania szybko zachodzących zmian parametrów sygnałów elektrycznych między nadajnikiem (serwerem) i odbiornikiem (klientem).
Patenty takie jak seria IBM są bardziej wynalazkami przemysłu usług prawnych niż przemysłu oprogramowania. Byłoby dużą szkodą gdyby stały się w Polsce nie tylko incydentalne. Nie powinno być powodem żadnej satysfakcji, że wtedy nie tylko zagraniczne, ale także krajowe zgłoszenia byłyby rozpatrywane zgodnie z aktualną praktyka EPO. Bo mamy już takie polskie zgłoszenia 'wynalazków edukacyjnych' analogicznych do tego co brytyjskie władze rządowe starają się unieważnić by szkoły nie musiały płacić licencji. Przykładem jest zgłoszona w grudniu 2000 metoda zdalnego uczenia języków obcych przy pomocy środków technicznych, w szczególności przez telewizję .
Bez wątpienia, nie wszyscy tracą na patentach na oprogramowanie- gdyby tak było, system patentowy dawno by zniesiono. Wielkie firmy mają wiele patentów imogą zmuszać większość innych firm, dużych i małych, do wzajemnego udzielania sobie licencji. Unikają większości kłopotów powodowanych przez patenty, jednocześnie ciesząc się wielkim udziałem we władzy ofiarowywanej przez patenty. Właśnie dlatego głównymi stronnikami patentów na oprogramowanie są ponadnarodowe korporacje.
Zdarza się, że na patencie zyskują i małe firmy, jeśli ich produkt jest tak prosty, że mogą uniknąć naruszenia patentów wielkich firm i dzięki temu nie są zmuszone do udzielenia im licencji na zasadach wzajemności. Z kolei są też posiadacze patentów, którzy nie konstruują żadnych programów, a tylko wyciskają pieniądze z tych, co się tym zajmują, żyją sobie dostatnio nie przejmując się tym, że blokują rozwój.
Jednak i większość konstruktorów programów, i użytkownicy, tracą na patentach. Bardziej służą one tworzeniu przeszkód w rozwoju oprogramowania, niż go wspierają.
Wolne oprogramowanie nazywano kiedyś absurdalnym pomysłem, twierdząc, że nie ma możliwości, by wytworzyć dużą ilość oprogramowania. Projekt GNU obalił to empirycznie, konstruując szerokie wiele potężnych programów, które szanują wolność użytkowników. Jest on w stanie dać społeczeństwu pełen zakres programów ogólnego przeznaczenia.