LEŚMIAN - SAD ROZSTAJNY
(w pracy będę używać skrótów BL = Bolesław Leśmian i SR = Sad rozstajny :P)
(to, co jest dodatkowe, piszę mniejszą czcionką)
WAŻNIEJSZE FAKTY Z BIOGRAFII
Bolesław Leśmian - właściwie Bolesław Lesman (ur. 22 stycznia 1877 (data dyskusyjna) w Warszawie, zm. 7 listopada 1937 tamże) rodził się w zasymilowanej rodzinie inteligencji żydowskiej. Młodość spędził na Ukrainie, w Kijowie. W Kijowie ukończył prawo na Uniwersytecie Świętego Włodzimierza. Pejzaże i realia Ukrainy odnajdziemy w jego poezji. Choć poezja Leśmiana jest programowo pozageograficzna, to, biorąc pod uwagę wyznania poety i charakter pejzażu w jego twórczości, uznaje się go za jednego z ostatnich poetów polskich szkoły „ukraińskiej” (z Malczewskim, Słowackim, Iwaszkiewiczem)
Od 1901 roku BL przebywał w Warszawie. Następnie udał się w podróż najpierw do Niemiec, a potem do Francji. Pierwszą miłością Leśmiana, była spokrewniona z nim malarka Celina Sunderland. W Paryżu poznał i wkrótce poślubił inną malarkę - Zofię Chylińską. W późniejszych latach emocjonalnie związany był z Dorą Lebenthal, dla której napisał cykl erotyków Malinowy chruśniak. Znalazł się w kręgu modernizmu i poprzez swojego znajomego, Zenona Przesmyckiego, rozpoczął współpracę z pismem Chimera. Od 1911 r. współtworzył Teatr Artystyczny w Warszawie. W latach 1912-1914 przebywał we Francji.
Po I wojnie światowej, jesienią 1918 r. przeniósł się do Hrubieszowa, gdzie pracował jako rejent, a następnie w 1922 r. do Zamościa, gdzie miał notariat. W 1929 r. zastępca Leśmiana skradł 20 tysięcy złotych, pozorując włamanie i uciekając. Leśmian jako odpowiedzialny za pracownika zobowiązany był pokryć całą sumę, a dodatkowo zaległe podatki. Żona ofiarowała na ten cel swój diadem, lecz Leśmian wrócił od jubilera z Warszawy bez pieniędzy, co spowodowało wyprowadzkę żony do Łomży.
W roku 1933 został członkiem Polskiej Akademii Literatury. W 1935 r. przeniósł się wraz z rodziną (żoną i dwiema córkami) do Warszawy. Problemy finansowe nie opuściły go do końca życia. Zmarł 5 listopada 1937 roku w Warszawie. Został pochowany na Powązkach.
RECEPCJA LEŚMIANA
Leśmian uznawany jest, obok Staffa, za twórcę polskiej poezji nowoczesnej. Z początku niedoceniany, dopiero później zyskuje uznanie. Jego wyjątkowośc polega na tym, że można interpretować go jako swoistego rodzaju epigona, jego sukces, zdobyty w okresie dwudziestolecia między wojennego, odbywa się przecież w ramach przebrzmiałej już, młodopolskiej estetyki. W pewnien sposób, BL akceptuje jednak ową przebrzmiałość i klęskę wcześniejszych wyznaczników, czyniąc z nich niejako punkt wyjścia, w pewien sposób je zniekształca, przeobraża. Można powiedzieć, że potrafi on tworzyć coś nowego z elementów przestarzałych, bowiem uznaje je za przestarzałe.
SAD ROZSTAJNY - OGÓLNIE O TOMIE
Został wydany w 1912. Zanim nadano mu nazwę „Sad rozstajny”, roboczymi tytułami były: „Wrótnia rozwarta”, „Kwiecień spełniony”, „Widzące kwiaty”, „Poprzez zieleń”. Jak widać, wszystkie one koncentrują się na naturze. Tom podzielony jest na części o następujących tytułach: Pieśni mimowolne, Zielona godzina, Z księgi przeczuć, Aniołowie, Oddaleńcy, Poematy zazdrosne, Nieznana podróż Sindbada-Żeglarza. Tom ten nie został przyjęty najlepiej przez krytykę. Nie dostrzegano w nim w nim nowatorstwa, raczej stwierdzano, że „przyjemnie” się je czyta.
SR jest pierwszym tomem BL, i jedynym przedwojennym. Następne jego tomy to (kolejno): „Łąka”, „Napój cienisty” i ostatni, pośmiertny „Dziejba leśna”.
SAD ROZSTAJNY JAKO DROGA DO KRYSTALIZACJI
W SR nie zarysowała się wyraźnie jakaś tendencja twórcza. Zazwyczaj twórczość BL określana jest przez takie jednostki tematyczne czy ideowe, które pojawiają się w następnych tomach. Są jednak pewne linie łączące SR z późniejszą twórczością BL. Np. charakterystyczne dla późniejszej twórczości odwrócenie się od historycznie określonej współczesności. Nie ma tu określonego miejsca, czasu, epoki. Podejmowane są ogólnie ważne postawy dla istoty ludzkiej, propaguje „kult przygody duchowej”. Dodatkowo, widzimy krytykę rzeczywistości, bunt podobny buntowi modernistycznemu, kult cygana artystycznego, osoby z marginesu, wolnej od zobowiązań społecznych. Szerzy się kult człowieka niezaadoptowanego do trywialnej rzeczywistości, choć inaczej niż w modernizmie, gdzie bunt był naznaczony rozpaczą, w SR znajdziemy raczej zachętę do aktywności, działania, bo jak pisze BL: „trzeba mi grodzić sad, trzeba mi zboże młócić! Przyszedłem na ten świat i nie chcę go porzucić!”.
Ów modernistyczny aktywizm ma związek z nietzscheańską filozofią, z ideałem nad-człowieka, przeciwstawnego filisterskiemu społeczeństwu. Taka postawa najlepiej widoczna jest w cyklu „Oddaleńcy” z SR, którego bohaterowie, choć nieudani, zabłąkani, nieznani, szaleni, są jednocześnie w jakiś sposób wybrani. W tym „oddaleniu” - BL widział nie tylko czysty bunt, ale pewien mechanizm, ogólną zasadę dynamiki życia i rozwoju społecznego. Bowiem tylko ci „oddaleńcy”, nieprzeciętni, inny, odmienni, mają dostęp do wolności i zapewniają postęp, wprowadzają zmiany. To ci nieprzeciętni nie chcą opierać się na znanych prawdach, na tym, co jest dane, oni poznają życie w sposób bezpośredni, często intuicyjny. Takie poglądy BL opisał również w eseju „Znaczenie pośrednictwa w metafizyce życia zbiorowego” i artykule „Ludzie Odrodzenia”, dodatkowo uważał całą epokę odrodzenia za czas owej nieprzeciętności. Ta różnica, ta antynomia: poznanie pojęciowe i intelektualne kontra poznanie intuicyjne i bezpośrednie (ech filozofii Bergsona) - u BL zobrazowana została także przez antynomie: społeczeństwo nowoczesne kontra jednostka twórcza, muzeum wiedzy i wartości kontra ci, którzy tą wiedzę zdobywają. Podobna im antynomia to rozdział natura naturata i natura naturans - czyli stan utrwalony, nietwórczy i stan działający, twórczy. Przedstawicielem natura naturans był dla BL przede wszystkim człowiek pierwotny, dzięki swojej aktywności wyłonił się z natury i traktował wszechświat jako pole swojej zdobywczej działalności. Jednocześnie, obok mitu człowieka pierwotnego znajdujemy też mit natury, zachwyt nad naturą, zwrócenie się ku początkom. Właśnie próbie połączenia motywu pierwotności i powrotu do natury BL zawdzięczał swą oryginalność. Ta natura, która, w kolejnych tomach, prowadzi do dehumanizacji (zespolenie z naturą jest odejściem od własnej samoświadomości), już w SR przeraża, jak choćby w poemacie „Pantera”.
SR nie zawiera tego, co charakterystyczne dla późniejszych utworów - motywów ludowych. A przecież są one jednym z wyznaczników Młodej Polski.
NATURA U LEŚMIANA
U Leśmiana obserwujemy ciekawy zabieg związany z naturą. Oprócz porządków natura naturans i natura naturata, a także mitu natury i człowieka pierwotnego, o których mowa wyżej, obserwujemy także ciekawy zabieg. Natura staje się uczłowieczona, natomiast człowiek ulega depersonalizacji, odczłowieczeniu. Dehumanizacja ma na celu spojrzenie na świat z perspektywy nieantropocentrycznej. Taka perspektywa łączy się z zanikiem świadomości ,z anihilacją podmiotu. Znajdziemy także utwory, w których natura jest uwielbiana, a zadaniem poety jest oddanie w swojej poezji rytmu natury. Poeta ma być łacznikiem z naturą, ponieważ jest świadomy tej pierwotnej więzi jak także świadomy utraty tej więzi z naturą. O ile człowiek pierwotny nie wyodrębnia się z natury, o tyle człowiek cywilizowany tą łączność z naturą tracvi, wyodrębnia się. A poezja Leśmiana ma na celu znów „włożenie” człowieka w naturę, odpersonalizowanie go. Wejście w naturę może być ekstazą, może być śmiercią, może być utratą świadomości jednostkowej, zwrotem ku naturze rozumianej jako chaos, nieuporządkowanie.
RYTM U LEŚMIANA
Ważnym dla poezji BL pojęciem jest również rytm. Jak pisze Bl w swoich rozważaniach teoretycznoliterackich: „rytm pozwala gromadzić w wierszu coś, co się rozwija i upływa w słowach i poza słowami, coś co albo zastępuje istotę czasu, albo jest samym czasem”. Zachowanie rygorów regularnej rytmiki sylabotonicznej wiąże się więc u BL z jego estetyczno-filozoficznymi przemyśleniami. W wierszach BL widać koncepcję czystej polifonii, zachodzących na siebie odrębnych a równoległych układów, ponieważ poeta potrafi rozbić monotonię biegnącego rytmu czymś zakakującym: innym układem zdania, inwersją, neologizmem. Gdy zaś układ słów i zdań wydaje się być normalny, zakłóca się go zaskakującym rytmem.
MIŁOŚĆ I DZIEWCZYNA U LEŚMIANA
Erotyki zajmują znaczną część liryki leśmianowskiej, szczególnie znany jest jego późniejszy cykl, „w malinowym chruśniaku”. Jednak i w SR znajdziemy utwory traktujące w pewien sposób o miłości. W niektórych z nich ujawi się postać dziewczyny niedopowiedzianej , w jakiś sposób „niebyłej”. Niebyt owej kochanki staje się jej cechą charakterystyczną także w kolejnych tomach poezji. Ta kochanka w pewien sposób się nam wymyka, jest nierealna, czasem martwa (połączenie śmierci z miłością i wątki przypominające nam nekrofilię są częste u BL), czasem po prostu niedookreślona. Daje się być półrealnym bytem z pogranicza snu i jawy. Bytem lub pół-bytem. Jej niewyjaśniony czy dziwny status kładzie ją w sferę marzeń, wkłada w świat nieosiągalnych pragnień.
SYMBOLIZM EGZYSTENCJALNY I REALIZM METAFIZYCZNY
Symbolizm BL jest przeciwstawny symbolizmowi europejskiemu spod znaku Mallarme'a czy Zenona Przesmyckiego. U BL znajdujemy kult konkretu, ten konkret ma mieć jedno własne, nie zaś symboliczne znaczenie. Symbolika BL wychodzi od konkretu i do niego dąży, nadbudowuje znaczenie nieosiągalne dla weryzmu. Można powiedzieć, że poezja BL jest „masywnie konkretna”. Symbol u BL staje się wartością odmienną i dwuznaczną, pozytywną i negatywną, bowiem, odrywa nas od rzeczywistości konkretnej, ale podobnie jak język, uporządkowuje struktury i klasy rzeczy, pozwala na panowanie rzeczywistości. A jednak, jednocześnie ten sam symbol zafałszowuje rzeczywistość, staje się strukturą autonomiczną, oderwaną. Symboliczność o BL jest jednocześnie krytyką symbolizmu. W odniesieniu do jego poezji używa się także pojęcia „pusty symbolizm”, „symbol pusty”, który ogołaca to odniesienie od mitu ze swego przekazu, odnosi do pustki. Symbol nie odkrywa bytów konkretnych, lecz nicość. Rozumienie symbolizmu u BL można też przyrównać do „mitologii momentalnej”, to pewnien most, przejście, które łączy nas z nielogicznością istnienia i rzeczywistości. Te sprzeczne elementy, łączące się w poezji BL, można też opisać w ramach „symbolizmu egzystencjonalnego”, gdzie symbol widziany jest jako konkret, a także swoisty konkretyzm, zaprzeczenie transcendencji w filozofii ezystncjonalistycznej. I choć to swoiste przedefiniowanie symbolizmu jest niezwykle wazne dla odbioru twórczości BL, niektórzy badacze uważają, że w SR ten zwykły, żeby nie rzec, klasyczny symbolizm jeszcze się znajduje, bo nie wydobywa się tu przez symbol konkretności, a ideową esencję zjawisk, skondensowanie pewnych postaw.
W innej odsłonie, poezję BL możemy interpretować w kategorii „ realizmu metafizycznego”, gdzie poezja to osobiste wyznanie, to twórczość osobista, liryki miłosne, wspomnieniowe, elegijne. To poezja elementarnych uczuć i sytuacji, psychologii ludzkiej.
OMÓWIENIA WYBRANYCH UTWORÓW
Czy można streścić wiersz, a już zwłaszcza leśmianowski, w kilku zdaniach? Zapewne nie, więc to, co przeczytacie powyżej, to tylko próba streszczenia, omówienia.
„A oto godzina”
Wiersz. Jest to godzina zadania sobie samemu śmierci, popełnienia samobójstwa. Dlaczego? Życie przyjmuje się z cudzej ręki, na własne narodzenie nie ma się żadnego wpływu, ale można mieć wpływ na własną śmierć. Ta decyzja to wypowiedzenie własnej siły, rzeźbienie z siebie boga, zaprzeczenie ustalonej hierarchii. Samobójstwo jest bowiem wolą mocy, oporem wobec ludzkiego postrzegania. Tutaj śmierć potwierdza własną świadomość, indywidualność, to akt samostanowienia. Dzięki temu samobójca sam sobą rządzi ,staje się kreatorem samego siebie. Przerywa władzę ojców i władzę natury, ma siłę i odwagę na aut ostanowienie. Widzimy tu emanację siły, lecz takie postrzeganie nie będzie kontynuowane w kolejnych tomach BL - tak istnienie stanie się wybrakowane, będzie je można określić jako pół-życie. Tutaj widzimy wezwanie do aktywności, potwierdzenie i stwarzanie własnego istnienia - choć przez odebranie sobie życia. Ponieważ dzięki temu, osoba mówiąca „w piersi własnego dorąbie się boga”.
„Pantera”
Poemat. W nim osobą mówiącą jest nieuporządkowany byt człowieczo-zwierzęcy, mówiący o sobie w 1. osobie, w rodzaju żeńskim. Znajdujemy tu połączenie przeciwstawnych sobie porządków: erotyzm jest zespolony ze śmiercią, stwórca ze stworzonym, rozkosz z cierpieniem. Natura jest tutaj wszystkim co żyje, cechuje ją pierwotne niezróżnicowanie, wielośc w jedności i jedność w wielości. Natura i bohaterka znajdują się pomiędzy różnymi kategoriami bytu. Sam byt wydaje się istnieć poza egzystencją, granice zostają unieważnione. Okazuje się, że poza ludzką egzystencją może istnieć wiele innych egzystencji i dostrzeżona jest tu powaga egzystencji innych istnień. Dodatkowo, znajdziemy tu naturę zdynamizowaną, dynamikę wielu sił. U bohaterki zauważamy wolę mocy, bunt i siłę życia. Jest tu jakaś walka, jakieś uniesienie erotyczne, gra ze śmiercią, próba sił, zmierzenie, a może zespolenie z siłą tworzącą, z siłą większą. Powtarzającą się frazą kończącą co trzecią strofę są słowa: „gdy ja się słońcu przeciwzłocę”.
„Nieznana podróż Sindbada-Żeglarza”
Poemat. Mężczyzna (nigdzie w treści poematu nienazwany Sindbadem), opowiadający o sobie w 1os lp wyrusza na morze, ponieważ kocha bez wzajemności. On wierzy, że miłość może być tylko jedna i pierwsza - jako miłość prawdziwa. Wypływa więc na morze, uciekając od tego uczucia bądź tej osoby, po pewnym czasie widzi piękną wyspę, oraz jej idealne odbicie w morzu. Na wyspie jest chata przeźroczysta, a w tej chacie piękna dziewczyna, w której się zakochuje. On opowiada jej o wcześniejszej dziewczynie, która nie odwzajemniała jego uczucia, a ta dziewczyna z wyspy mówi, by tamtą wcześniejszą „zabić myślą”. Tutaj następuje prawdopodobnie konsumpcja nowego związku („wszystkie nam naraz zaszumiały kwiaty” - tak opisuje ten stan obopólnego uniesienia). Po spędzanych z nową dziewczyną dniach i nocach, nasz bohater zauważa, że dziewczyna jest błękitnooką blondynką rano, a czarnooką brunetką wieczorem. Ona mówi, że jest „ranem - zaranną, wieczorem - wieczorną, wobec kresów, jak one - bezkresną, a wobec jezior, jak one - jeziorną”. Niestety, po pewnym czasie nasz bohater się odkochuje, wspomina tamtą pierwszą. Ciemno-jasna dziewczyna to dostrzega, pyta się, czy przysięgi miłosne muszą być złamane, a on odpowiada, że tak, tak samo jak wiosna przysięga wiosnę, tak i przysięgi miłosne nie tylko mogą, ale i muszą być złamane. Nasz bohater chce ową ciemno-jasna dziewczynę zabić we śnie, ale tylko odcina jej warkocz. Dziewczyna wtedy ciemnieje, budzi się i twierdzi, że on zabił jej jasną połowę. Poczym mówi, że jest z rodu, który umiera wtedy, gdy pierwszy raz pomyśli o zgonie, i mówi o sobie: „w śmierci się złocę”. Dziewczyna umiera, jeszcze tylko jej warkocz rośnie, bujnieje, aż dopełza do rąk swej właścicielki, poznaje, że jest martwa i sam „zwikłał się w sobie i tak zanieszumiał”. Bohater chciała swoją ciemno-jasną dziewczynę myślami po śmierci poślubić, ale uznał, że to się nie uda. Uciekł z wyspy na morze z wielkim poczuciem winy. W ostatniej części utworu w powtarzających się apostrofach zwraca się do swojego ducha, pyta się sam siebie, gdzie dąży, wzywa siebie do aktu pokory. Błogosławi wszystkiemu, co się wydarza, całej przyrodzie, bo tym wszystkim można się zachwycić („i maluczkością świata się oszołom”). Mówi też o dziewczynie, że „być mogła, a nie była naszą”, jej także „błogosławi”, jak i wszystkim innym dziewczynom i wszelkim zdarzeniom i snom, które mogą się przydarzyć.
„Nieznana podróż…” - zamyka tom SR. Można powiedzieć, że wyraża ona kult przygody i zachwyt naturą. Uwielbienie natury prowadzi tu do ekstazy. Pojawia się tutaj także pewna nutka katastrofizmu, przekonanie o pewnej nieuchronności. BL łączy miłość ze śmiercią do takiego stopnia, że przypomina to aż nekrofilistyczne wyznania: „Jak kochać zmarłą? Co zmarłej obiecać? I czym nasycić? I jak przyhołubić?”
Topielec. Wiersz z tomu „Łąka”. W tym wierszu wyrażone jest pragnienie poznania, pragnienie powrotu do natury. Tutaj umożliwione jest ono przez śmierć. Do natury prowadzi dehumanizacja, odczłowieczenie, spojrzenie na świat z perspektywy nieantropocentrycznej. Ta perspektywa - nieantropologiczna - opiera się na zaniku świadomości, anihilacji podmiotu. Wchodząc w naturę, wchodzi się w pewien chaos, brak uporządkowania, traci się jednostkową świadomość. Odchodzi się tu od dychotomii podmiotu i przedmiotu. Patrzy się na świat oczami natury, co oznacza policentryzm, poczucie jednego wielkiego integralnego świata złożonego z wielu cząstek. Trzeba sobie uświadomić, że natura tak samo tęskni do człowieka, jak człowiek do niej.
WIERSZE
Klęska
Dawniej mi się zdawało, żem z mroków chaosu
Wybiegł w świat - niepochwytny i wolny od losu.
Że najtrwalszy ze wszystkich przewidzeń i dziwot -
Sam o sobie śnię powieść - sam klecę mój żywot.
Że powoli, niechętnie i niepostrzeżenie
W złych snach mi się z dnia na dzień - ciuła przeznaczenie.
I że musi upłynąć bardzo dużo czasu,
Nim mrok pozna mnie w kwiatach lub stwierdzi śród lasu...
Dziś wiem, że w zło się trzeba jak w szelest zasłuchać -
Że je łatwiej wykrwawić niźli udobruchać.
Mgła mi z ręki wróżyła... Pamiętam szept cienia...
Nim cios we mnie uderzył - wprzód zbrakło zbawienia.
A gdym wołał o pomoc - tak nagle się stało,
Jakbym najpierw miał ranę, a później - to ciało...
Bo między mną a klęską - żaden czas nie płynął
I nie było tych godzin, gdym jeszcze nie zginął.
A Oto Godzina
Zamarły róż okrzyki ku słońcu w wyżynie,
I lasów rozechwianych śpiew o samym śpiewie
Szmer przykazań miłosnych w płomienistym krzewie
Wszystko nagle zamarło w tej oto godzinie!
A życie wśród zamarłych tak łatwo się płoszy,
Że samochcąc przelana domyślnym strumieniem
Krew własna purpurowym jest tylko stwierdzeniem
Tego, co już się stało!... O, stwierdzeń rozkoszy!...
Twój wybraniec, dbający o cześć swej korony,
Na miecz ją w swoich ogniach przetopił samotnie,
I miecz, ostrzem ku światu tak długo zwrócony,
Zwróci teraz ku sobie natychmiast, bezzwrotnie!...
Lecz jarzma wyczekiwań nie wdzieje na szyję,
Nikomu nie zawdzięczy przepychu swej męki!
Choć życie przyjął z ręki jakiegoś: Niech żyje!"
Śmierć ów pokarm ostatni przyjmie z własnej ręki!
Śmiało w ślepie zaziera szalonej ochocie
On, co więcej zdobywa, aniżeli traci!
Niech mu dusza nie będzie leniwą w odlocie!
Niech się serce o jeden miecz jeszcze wzbogaci!
Bo może w tej godzinie, w tej najmniej zwodniczej,
Znajdzie w sobie godnego swej napaści wroga,
I rażąc siebie mieczem, spragnionym zdobyczy,
W piersi własnej własnego dorąbie się boga!
Pantera
Ani mię zgnębią zórz krwawe zawiście,
Ni złote groźby słonecznej potęgi!
Grzbiet mój w złość słońcu czerni się plamiście
W przeciwsłoneczne, przeciwzłote pręgi!...
Gotowam słońce rozszarpać na ćwierci!
Na ziemi - ryk mój, milczenie me - w niebie...
Z nieznanych światów czaję się na ciebie
Ja - rozpląsana dookoła śmierci!
Przeciwzłocącą się - porwij w ramiona,
Bym z ciebie życia wydarła niemoce,
Bym czuła nozdrzem ten szał, że ktoś kona
W chwili, gdy ja się słońcu przeciwzłocę!
W róże mię uwieńcz, w zmierzch winnicy prowadź,
W pałaców głębie - na marmur i kwiaty,
Gdzie win purpura i śmiechu szkarłaty
Chcą falę życia do dna rozfalować!
Wśród dziewcząt - jedna jest tylko w żałobie,
Niepewna losu... zapatrzona w cienie...
Jej ciało - biały sen o samej sobie,
Tym snem objęta - czeka na skinienie.
Rzuć ją w mą żądzę, w puchy mego łona,
Na okamgnienie - nie na długie noce,
bym nozdrzem czuła szał, że miłość kona
W chwili, gdy ja się słońcu przeciwzłocę!...
Ten, kto mię stworzył dla krwi i pieszczoty,
Dał mi skok zwinny, co w śmierć mię przerzuca,
Kły moje wygiął w kształt własnej tęsknoty
I własnym rykiem natężył me płuca!
On we mnie ryczy, szaleje zbłąkany
W moich żył sieci i kości gęstwinie!
Raniąc mię, sobie zadaje te rany,
Które mi w gniewu przeznaczył godzinie!
On razem ze mną hen - w dzikim ostępie
Z wiecznym się głodem w zapasach szamocze,
A ja z nim wspólnie zmorę życia tępię,
I z nim się wspólnie słońcu przeciwzłocę!
Kimkolwiek jesteś - czy Lwem niewidzialnym,
Czy wszechobecnym raczej Jaguarem -
Węszę Twe tropy w błękicie upalnym
I kuszę ciała wonnego wyparem!...
Wyjdź na swe żery z jaskini lazurów!
Otom - gotowa!... śnij uczty weselne!
Chcę być radością dla twoich pazurów,
Chcę krwią upoić twe kły nieśmiertelne -
I chcę cię zdradzić, gdy przywrzesz do łona,
Pokąsać w strzępy twą wieczność, twe moce,
By chłonąć nozdrzem ten szał, że Bóg kona
W chwili, gdy ja się słońcu przeciwzłocę!
Topielec
W zwiewnych nurtach kostrzewy, na leśnej polanie,
Gdzie się las upodabnia łące niespodzianie,
Leżą zwłoki wędrowca, zbędne sobie zwłoki.
Przewędrował świat cały z obłoków w obłoki,
Aż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobie
Zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie.
Wówczas demon zieleni wszechleśnym powiewem
Ogarnął go, gdy w drodze przystanął pod drzewem,
I wabił nieustannych rozkwitów pośpiechem,
I nęcił ust zdyszanych tajemnym bezśmiechem,
I czarował zniszczotą wonnych niedowcieleń,
I kusił coraz głębiej - w tę zieleń, w tę zieleń!
A on biegł wybrzeżami coraz innych światów,
Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów,
Aż zabrnął w takich jagód rozdzwonione dzbany,
W taką zamrocz paproci, w takich cisz kurhany,
W taki bezświat zarośli, w taki bezbrzask głuchy,
W takich szumów ostatnie kędyś zawieruchy,
Że leży oto martwy w stu wiosen bezdeni,
Cienisty, jak bór w borze - topielec zieleni.
Piła
Idzie lasem owa zmora, co ma kibić piły,
A zębami chłopców nęci i zna czar mogiły.
Upatrzyła parobczyna na schyłku doliny:
"Ciebie pragnę, śnie jedyny - dyny moje, dyny!
Pocałunki dla cię, chłopcze, w ostrą stał uzbroję,
Błysk - niedobłysk na wybłysku - oto zęby moje!
Oczaruj się tym widokiem, coś go nie widywał,
Ośnijże się tymi snami, coś ich nie wyśniwał!
Połóż głowę na tym chabrze i połóż na maku,
Pokochaj mnie w polnym znoju i w śródleśnym ćmaku!"
"Będę ciebie kochał mocą, z którą się mocuję,
Będę ciebie tak całował, jak nikt nie całuje!
Będę gardził dziewczętami, com je miał w swej woli,
Bo z nich każda od miłości łka, jak od niedoli.
Chcę się ciałem przymiarkować do nowej pieszczoty,
Chcę się wargą wypurpurzyć dla krwawej ochoty!
Chcę dla twojej, dla zabawy tak się przeinaczyć,
Abym mógł się na twych zębach dreszczami poznaczyć!"
Zazgrzytała od rozkoszy, naostrzyła zęby:
"Idę w miłość, jak chadzałam na leśne wyręby!"
Zaszumiała ponad nimi ta wierzba złotocha -
Poznał chłopiec, czym w uścisku jest stal, gdy pokocha!
Całowała go zębami na dwoje, na troje:
"Hej, niejedną z ciebie duszę w zaświaty wyroję!"
Poszarpała go pieszczotą na równe części:
"Niech wam, moje wy drobiażczki, w śmierci się poszczęści!"
Rozrzuciła go podzielnie we sprzeczne krainy:
"Niechaj Bóg was pouzbiera, ludzkie omieciny!"
Same chciały się uciułać w kształt wielce bywały,
Jeno znaleźć siebie w świecie wzajem nie umiał.
Zaczęło się od mrugania ległych w kurzu powiek -
Nie wiadomo, kto w nich mrugał, ale już nie człowiek!
Głowa, dudniąc, mknie po grobli, szukająca karku,
Jak ta dynia, gdy się dłoniom umknie na jarmarku.
Piersią, sobie przywłaszczoną, jar grabieżczo dyszy,
Uchem, wbiegłym na wierzchołek, wierzba coś tam słyszy!
Oczy, wzajem rozłączne, tleją bez połysku,
Jedno brzęczy w pajęczynie, drugie śpi w mrowisku.
A ta ręka, co się wzniosła w próżnię ponad drogą,
Znakiem krzyża przeżegnała nie wiadomo kogo!
9