Wykład II.
Zajmiemy się dziś gatunkiem homo sapiens sapiens. Ale zanim przejdę do tego, uczynię Państwu wyznanie natury osobistej. Mianowicie, gdy wpisałem do wyszukiwarki komputerowej hasło „homo sapiens”, zgadnijcie co pojawiło się na pierwszym miejscu? Seks shop „Figielek”. Uwaga natury refleksyjnej byłaby tej natury, że homo sapiens znajduje się niedaleko homo ludens, czyli człowieka zabawiającego się. Proponowałbym potraktować tę moją przygodę internetową jako zaproszenie do jakiegoś myślenia.
Na początek przytoczę definicję encyklopedyczną człowieka rozumnego, czyli homo sapiens, bo sam nie jestem antropologiem biologicznym - „gatunek ssaka z rodzaju homo, z rodziny człowiekowatych, rząd naczelne”. Podobno pojawiło się to między 250.000 a 100.000 lat temu. „Obecnie reprezentowany przez gatunek człowieka rozumnego...” i to jest właśnie homo sapiens sapiens w odróżnieniu np. od człowieka neandertalskiego. Podoba mi się taka antropologiczno - biologiczna charakterystyka tego gatunku: „Homo sapiens sapiens charakteryzuje się postawą dwunożną, wyprostowaną, wyraźnie zarysowane podbródki, czaszka bez wałów nadoczodołowych, duża objętość mózgu (hmm..., powiedzmy) i wysoka jego sprawność. Wysoka inteligencja, stopień rozwoju psychicznego, posługuje się mową, motorem jego rozwoju jest zdolność do abstrakcyjnego myślenia i świadomego, celowego podejmowania decyzji, a także rozwój pracy nad ciągłym doskonaleniem narzędzi, co wytwarza więzi społeczne, itd.” A więc homo sapiens - co także biologia zauważyła - charakteryzuje się zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Tematem tego wykładu będzie właśnie myślenie. Spróbujemy określić, czym ono jest.
Jako motto pozwolę sobie przyjąć zdanie wypowiedziane przez Sokratesa, a zapisane przez Platona: „bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto”. Czym zatem jest myślenie i co stanowi jego przedmiot? Myślenie reprezentowane przez homo sapiens sapiens ma charakter refleksyjny i jest także myśleniem nad myśleniem. Martin Heidegger napisał bardzo interesującą książkę będącą zbiorem jego wykładów „Czym jest myślenie?”. W tym wykładzie będę korzystał z niektórych wątków podniesionych przez Heideggera. Zgodnie z wielką tradycją filozofii europejskiej, od Platona do Husserla, nigdy nie traktował myślenia jako procesu fizjologicznego. Oczywiście zdawał sobie sprawę z pewnych procesów zachodzących w mózgu, tym nie mniej pisał: „gdzie ...u kogo rejestrowanych fal mózgowych jest kwitnące drzewo, gdzie łąka, gdzie człowiek? Nie mózg, lecz człowiek, który być może umrze i nas opuści, a kiedyś do nas przyszedł. Nie przedstawienie, w którym przedstawia się drzewo, a człowiek staje naprzeciw drzewa”. Nauki empiryczne, w tym oczywiście psychologia ze swoimi różnymi szkołami, są uprawnione do badania rozmaitego typu reakcji, ale jak wiemy, każda z nauk posiada swój dokładnie określony przedmiot i rygory metodologiczne. W tym przypadku nie pytamy o procesy fizyczne, czy psychiczne, ale w tej refleksji filozoficznej nad myśleniem pytamy, czym ono jest i w jaki sposób wiąże się z ludzkim, człowieczym bytem, otoczeniem człowieka.
Myślenie odsyła nas do tajemniczego pytania; co to znaczy być, skoro aby myśleć trzeba być? Odsyła nas również do czegoś innego, nie tylko do tego, co znaczy być, ale i do tego, co być powinno. A więc refleksja filozoficzna od samego początku łączy myślenie i paideię (gr. paideia - sztuka wychowania, sztuka kształcenia, droga rozwoju). Myślenia nie można ograniczyć jedynie do racjonalnego dyskursu, ani do procesu, w którym posługujemy się tylko abstrakcyjnymi pojęciami. Myślenie bowiem jest czymś znacznie bogatszym. Za chwilę przedstawię przegląd różnych typów myślenia. Heidegger na przykład wyróżnia „myślenie sztuki”. Sztuka też jest formą twórczego myślenia, aczkolwiek niewątpliwie nie polega na tworzeniu pojęciowych systemów i pojęciowych opisów rzeczywistości.
W jaki sposób można byłoby sprecyzować problemy, z którymi spotykamy się mówiąc o myśleniu. Pierwszy z nich to problem, co określamy słowem „myślenie”? Niby zawsze jest ono dla nas czymś oczywistym. Kiedy myślimy o myśleniu wydaje nam się, że wiemy czym jest. Ale z wszystkimi problemami i słowami, które są dla nas pozornie oczywiste jest tak, jak ze słynnym powiedzeniem św. Augustyna o czasie - „wiem, czym jest czas, jeżeli o nim nie myślę, ale jak zacznę myśleć o nim, to nie wiem, czym jest czas”. Z myśleniem jest podobnie.
Co dotychczasowa nauka, np. logika rozumiała przez myślenie? I następne pytanie; jakie są warunki poprawnego myślenia? Czy w ogóle można stawiać takie warunki, skoro - jak powiedziałem na samym początku - samo myślenie jest procesem bardzo złożonym. W jaki sposób na przykład można żądać od artysty, aby w swym artystycznym myśleniu posługiwał się logiką formalną. I wreszcie: co powoduje, że myślimy? Może właśnie od tego zacznę.
Co jest początkiem myślenia? Filozofowie sądzą, że początek myślenia, które miałoby swoje źródło właśnie w człowieku, a nie czerpałoby z przekazu, objawienia, mitologii, został określony w Grecji. To myśl grecka stanowi swoisty paradygmat, czy wzorzec myślenia, w każdym razie w naszej europejskiej kulturze. Istnieją różne anegdoty o starożytnych mędrcach. Jedna z nich mówi o Pitagorasie, który został zapytany przez jednego z władców, czym właściwie się zajmuje. On odpowiedział, że nie ma żadnego zawodu, ponieważ jest filozofem. Władca poprosił go o bliższe wyjaśnienie tego problemu. Pitagoras zaproponował mu przyjrzenie się ludziom, którzy przybywają na igrzyska, na olimpiadę. Jedni przybywają, aby zdobyć nagrodę i sławę. Inni przyjeżdżają, aby coś sprzedać i kupić, albowiem zawsze zjawia się tu mnóstwo gapiów. Wreszcie przybywają ci, którzy zadawalają się wyłącznie oglądaniem wszystkiego, co się dzieje - i to są właśnie filozofowie. Nie pragną zdobycia nagrody, nie są też zainteresowani obrotem towarowym, po prostu patrzą. I patrząc poszukują zrozumienia tego, co naprawdę jest rzeczywiste, na co w normalnych, codziennych działaniach nie mamy czasu, ani szczególnej ochoty.
Słowo filozofia wywodzi się filein (kochać, miłować, być w przyjaźni) i sofia (biegłość, wiedza, mądrość). Dokładniej mówiąc, filozofia nie jest mądrością, lecz umiłowaniem mądrości; nie stanem jej posiadania, lecz stanem dążenia do niej. Żaden z bogów nie filozofuje; on już jest mądry. Przeciwieństwem mądrego boga jest głupiec, który nie chce dążyć do żadnej mądrości. Filozof sytuuje się pomiędzy nimi, i dlatego jego patronem i przewodnikiem jest Eros. Ale Eros z tekstów platońskich dialogów to nie ten sam, którego nasza współczesna kultura nieco zwulgaryzowała. Eros jest dzieckiem Biedy i Dostatku. Nie jest bogaty, ale też już wyszedł z biedy i dąży do bogactwa; do bogactwa w sensie wartości - dobra, piękna - a nie w sensie materialnym. Filozofowie to ci, którzy znajdują się pomiędzy jednym a drugim - biedą i dostatkiem. Jeden z nich to właśnie Eros; dlatego Eros jest koniecznie potrzebny filozofom. Jako filozof znajduje się jednak pomiędzy mędrcem a nie wiedzącym. Dlatego też greckie słowo „filozofia” stworzono dla przeciwstawienia się określeniu „mędrzec” czyli sofos. Oznacza umiłowanie wiedzy, dążenie do niej, które nigdy nie doznaje spełnienia, nigdy się nie kończy. Jest to bardzo ważna wskazówka, która pozwoli nam potem scharakteryzować samo myślenie. W każdym razie w jedno ze znaczeń tego terminu wskazuje na jakąś nieustanną pracę zmierzającą w kierunku zrozumienia, przy jednoczesnej świadomości, że zrozumienie nigdy nie będzie doskonałe i pełne. Oczywiście istnieją mędrcy filozofowie, którzy pojmują ów filozoficzny wysiłek jako dążenie do zbudowania systemu ogarniającego całość; wtedy - jak pisał Hegel - filozofia „przestaje być miłością wiedzy, a staje się wiedzą rzeczywistą”. Tak mniej więcej ryzuje się początek owego filozoficznego myślenia, które stanowi punkt wyjścia wszelkiego myślenia.
Można jeszcze wskazać na coś, co jawi się nawet jako ważniejsze od tego początku w sensie historycznym. Mianowicie próbując odpowiedzieć na pytanie skąd się bierze myślenie, należy wskazać źródło myślenia. Początek ma charakter historyczny; źródło to impuls, w który wciąż na nowo pobudza do myślenia. Wskazywano różne źródła i myślę, że trudno byłoby ustalić jakąś skończoną liczbę, ale przynajmniej trzy z nich są stale obecne i można znaleźć je w myśleniu bardzo wielu filozofów. Pierwsze, najstarsze, chętnie wymieniane przez Greków, zwłaszcza Platona, to zdumienie, lub zdziwienie; innymi słowy świadomość nieoczywistości rzeczywistości, która nas otacza, a zarazem próba poszukiwania, skąd to się bierze, skoro nie jest tak oczywiste. I właśnie z tego oglądu wszechświata, oglądu drugiego człowieka rodzi się chęć poznania. Platon pisze w „Stąd doszliśmy do filozofii”(?):
„A większego dobra wróg śmiertelny nie dozna, ani nie dostanie nigdy w darze od bogów, jak owo zdumienie”. Zdumienie to głębokie przekonanie, iż to, co mnie otacza wcale nie jest takie oczywiste, jak nam to sugeruje codzienne doświadczenie. Codzienny obraz świata, jaki znamy to świat oczywistości, której obecność jest dla nas konieczna, abyśmy mogli funkcjonować.
Niewątpliwie kolejne źródło myślenia stanowi wątpienie. Greccy filozofowie to nie tylko Platon i Arystoteles, którzy budowali wielkie, ale także sofiści - wędrowni myśliciele, zaprawiani w zaprawianiu innych do zdobywania argumentów. Pamiętajmy, że narodziny filozofii, oprócz podejmowania tak wspaniałych tematów jak sumienie, itp., miały również pewien kontekst socjologiczny, którym była demokracja. A demokracja żyje z wymiany argumentów, ze sztuki przekonywania. Sofiści sprowadzili filozofię w dużym stopniu do sztuki formułowania przekonywujących argumentów, poddających w wątpliwość tezy przeciwników. Oczywiście mistrzem w kulturze europejskiej, który ze zwątpienia uczynił jakby fundament, dokładniej punkt wyjścia swego myślenia, był Kartezjusz z jego słynnym „cogito ergo sum” - „myślę, więc jestem”. Sformułowanie tej zasady jeszcze lepiej wyraża „dubio, ergo sum” - „wątpię, więc jestem”. W myśl tego wszystko jest wątpliwe i wszystko mogę podważyć. Doświadczenie zmysłowe wciąż przekonuje nas o tym, w jaki sposób zmysły mogą wprowadzać nas w błąd. Na przykład trzymam w ręku prosty, długi kij, który włożony do wody wydaje się być skrzywiony. Jaki jest prawdziwy? Czy ten, który oglądam po włożeniu do wody, czy ten, który trzymam w ręku wydaje się być prosty? Niewątpliwie wątpienie jest jednym z bardzo wyraźnych impulsów zmuszających człowieka do szukanie, do myślenia.
I wreszcie - trzeba to wyraźnie powiedzieć - niewątpliwym impulsem do myślenia jest doświadczenie, które może nieco patetycznie nazwałbym „wstrząsem egzystencjalnym”. Stoik - Epiktet - tłumaczył, że źródłem filozofii jest spostrzeżenie własnej słabości i niemocy. Jeden z tych czynników, który uruchomił proces myślowy u innego rzymskiego filozofa, św. Augustyna, to śmierć jego przyjaciela. Dotkliwe poczucie samotności sprawiło, że - jak mówił - „sam stał się dla siebie pytaniem”. Pytaniem, co to znaczy być, skoro czeka mnie taki właśnie nieuchronny kres. Bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto - tego cały czas nauczał Sokrates, który uważał, że uczenie myślenia jest czymś najważniejszym; że poznanie samego siebie jest najważniejszym zadaniem, które ludziom zostało dane od bogów. Ale ludzie muszą przygotować się do tego, muszą jakby zmienić swoje życie.
Gdy mówi się o Sokratesie, to warto zaznaczyć, jak określali go starożytni myśliciele; był on dla nich jednocześnie gzem, akuszerką i drętwą. Drętwa to gatunek ryby, który powoduje drętwienie mięśni u każdej żywej istoty, która się z nią zetknie. Co znaczy, że był gzem? Giez gryzie, kąsa. I Sokrates kąsał swoich współobywateli, którzy do końca życia byli niepokojeni pytaniami i wyzwaniami, które przed nimi stawiał. Do czego miał ich zachęcać? Do myślenia, aby to co zawsze było dla nich oczywiste, nagle stało się zagadką; aby posługując się ciągle terminami takimi jak prawda, sprawiedliwość, przez chwilę zastanowili się, o czym tak naprawdę mówią. O wielu rzeczach jest się przekonanym, ale czasem nie wie się właściwie, o czym się tak naprawdę mówi. Sokrates przykładał wielką wagę do tego, że jego matka była akuszerką. Twierdził, że jego zadaniem nie jest pouczanie kogokolwiek, lecz pomoc innym w „rodzeniu” myśli; po to, żeby inni myśląc, wydobywali z siebie te myśli jak radosne dzieci, a nie martwe jaja - takiego używał określenie. Czasami idąc przez Planty, pod potokiem ptasiej grypy, która skrzeczy na drzewach, boję się, że mi takie „martwe jajo” spadnie na głowę. Sokratesowi chodziło o to, aby ludzi pozbawić opinii. Opinia rozumiana jest tu jako niesprawdzone przedsądy, które w większości zajmują głowy ludzi. Takie gotowe opinie zwalniają ludzi od myślenia.
Najbardziej niepokojące jest chyba przyrównanie Sokratesa do drętwy, owej ryby powodującej drętwienie całego organizmu, z którym się owa ryba skontaktuje. Jak rozumiem tę metaforę, chodzi o to, że ów zewnętrzny paraliż ma oznaczać obudzenie najwyższej aktywności wewnętrznej, czyli właśnie myślenia. Ciekawe, że Sokrates w gruncie rzeczy nie jest filozofem, albowiem jawi nam się jako ktoś, kto poucza. Zobaczył coś, odkrył coś i teraz chce innych przekonać do odkrytej przez siebie prawdy rzeczywistości. Interesujące, że myślenie sokratejskie, które samo wskazuje nam na pewien rys tego, czym jest myślenie, nie polegało na dawaniu odpowiedzi, lecz na stawianiu pytań. Co rodzi nasze myślenie? Zdumienie, wstrząs egzystencjalny, czy wątpienie? U Sokratesa z tym wątpieniem nie jest tak łatwo. Nie buduje on na tym wątpieniu żadnej metodologii, lecz stawia pytania.
Jeden z biografów Sokratesa, Ksenofont, porównał myślenie do wiatru. Wiatr sam jest niewidzialny, lecz to co uczynił, jest dla nas widzialne. Myśląc mamy uczucie, że zbliżamy się do rzeczy widzialnych.
Jak wspomniałem, mówiąc o greckiej filozofii opieram się w pewnym stopniu na lekturze książki Heideggera „Czym jest myślenie”. A propos myślenia sokratejskiego, autor wypowiada ciekawą myśl: „Sokrates przez całe życie, nawet za cenę śmierci nie czynił nic innego, jak tylko stawał w tym przeciągu myśli i w nim trwał. Dlatego jest najczystszym myślicielem Zachodu. Dlatego nic nie napisał. Kto bowiem przechodzi od myślenia do pisania, musi nieuchronnie równać się ludziom, którzy uciekają przed zbyt silnym przeciągiem w osłonięte od wiatru miejsca”. Pod wpływem tych słów zastanawiałem się, czy pisząc i mówiąc o tym też się gdzieś nie chowam. Czy zajmując się filozofią, czyli słuchając o tym, co inni robili, jesteśmy obserwatorami, którzy schowali się i obserwują bieg tych myśli. Czy on się w ogóle rodzi w nas? Czy tylko jesteśmy gawędziarzami mówiącymi o myśleniu? „Pozostaje tajemnicą historii wciąż jeszcze zakrytą, że wszyscy myśliciele zachodni po Sokratesie, mimo swej wielkości, byli takimi uciekinierami. Myślenie przeszło w literaturę”. Sam Heidegger napisał, że tyle, że jeszcze do tej pory nie wydano krytycznie wszystkich jego dzieł; co nie znaczy, że myślał w jakiejś osłoniętej od wiatru kanciapie. Proszę zwrócić uwagę na termin użyty przez Heideggera dla opisania roli Sokratesa, że był „najczystszym myślicielem”, który nie bał się tego „wichru myśli” i bynajmniej nie dążył do zbudowania żadnego systemu. Był najczystszy, ale to nie znaczy, że największy. Heidegger nie wskazał, kto byłby tym największym, ale ośmielę się twierdzić, że Platon.
Czy można zasadnie powiedzieć, że ta filozoficzna - nazwijmy już ją do końca - właśnie metafizyka - jest najgłębszym nurtem i kolebką myślenia europejskiego? To wydaje się być absurdem. Przecież nie tylko ci, którzy zajmują się filozofią, czytają filozofów, lub samodzielnie filozofują mają do czynienia z myśleniem. Myślenie jest powszechnym udziałem tych „zwierząt rozumnych” - animal rationalae - jak zdefiniował człowieka Arystoteles, zaznaczając, iż jest zwierzęciem myślącym. Tym nie mniej niewątpliwie ta refleksja filozoficzna w dalszym ciągu jest źródłem i szkołą myślenia. Może powiem kilka słów o metafizyce. Przeciętny uczestnik współczesnej kultury kojarzy ją - często za sprawą innych filozofów, głównie pozytywistów - z łapaniem czarnych kotów w ciemnym pokoju, czyli czymś niezwykle archaicznym. Sama nazwa „metafizyka” jest zresztą zupełnie przypadkowa. Otóż jeden z wydawców Arystotelesa, wydał po śmierci filozofa jego „Fizykę” - czyli opisy, w jaki sposób sam Arystoteles badał zachowanie ciał cielesnych, ich ruch, itp. Przy tym natrafił na zbiór opisów o zupełnie innym charakterze, próbujących wyjaśniać pojęcia abstrakcyjne, np. co to jest przyczyna. Postanowił również je wydać i opatrzył tytułem „Meta-fizyka”, czyli „to, co jest po fizyce”. Tak narodziło się to pojęcie, w którym nie było nic tajemniczego, podczas gdy od XVIII wieku jest używane na zmianę z ontologią. Na ogół w uniwersyteckich podręcznikach mówi się o ontologii jako jednej z podstawowych nauk filozoficznych, nauce o bycie. Metafizyka stała się bowiem przedmiotem krytyki, przynajmniej z dwóch stron. Współcześnie również Państwo tego doświadczacie. Dowodem na to są rozmaite teksty, z którymi macie do czynienia, także z dziedziny psychologii. Podstawowy przejaw krytyki myślenia metafizycznego wyraził się w nurcie filozoficznym nazwanym pozytywizmem. Jego twórcą i zasadniczym autorem podstawowych pojęć z nim związanych był August Comte, myśliciel XIX-wieczny, który twierdził, iż wiedza, czyli ludzkie myślenie przechodzi przez pewne etapy. Pierwszy z nich to etap mitologiczny - ludzie opowiadali sobie różne historie o bogach. Następny etap, etap metafizyczny - to okres działalności Platona i Arystotelesa, którzy rozważali co to jest idea, co to jest byt. W końcu ludzkość musiała to wszystko zostawić i wziąć się za nauki pozytywne, czyli empiryczne. Wiązało się to oczywiście z naturalnym rozwojem ludzkiego myślenia i zdobywaniem nowych narzędzi, co nastąpiło w XIX wieku. Wybitny polski historyk filozofii, profesor Tatarkiewicz, nazywa to parcelacją filozofii. Wtedy powstała psychologia, socjologia, jako podstawowe dziedziny wiedzy o człowieku. Z kolei w XX wieku filozof amerykański pochodzący z Austrii - Rudolf Carnap - twórca neopozytywizmu, zasłynął z tego, że „znęcał” się nad Heideggerem - nie w sensie fizycznym, lecz intelektualnym. Szczególnie umiłował sobie jedną frazę z tekstów heideggerowskich, rzeczywiście bardzo ciemnych, gdzie była mowa o „nicującej nicości”.
Mimo miażdżącej krytyki przeprowadzonej przez pozytywistów muszę powiedzieć, że nadal metafizyka jest żywa. Jedną z najlepszych książek na temat właśnie pozytywizmu napisał polski filozof Leszek Kołakowski. Stanowi to bardzo ważny etap na jego drodze wiodącej od pozytywizmu. Twierdził on, że scientyzm to nurt myślowy, zgodnie z którym jedynie nauki szczegółowe są w stanie informować nas o rzeczywistości; czyli przy rozwiązywaniu jakichkolwiek problemów trzeba odwołać się do nauk empirycznych. A więc nie pytamy co to jest dobro, tylko robimy ankietę, co ludzie uważają za dobro. Tak samo postępujemy w przypadku zła i wtedy wychodzi nam bardzo precyzyjna wiedza, np., że 67,6% twierdzi, że to dobro czy zło jest tym, 30% - że czymś zupełnie innym. Potem podsumowuje się wyniki i na tej podstawie pisze się pracę, a następnie robi się doktorat.
Do mnie trafia najbardziej pogląd Kołakowskiego, że po prostu za scientyzmem stoi pewna koncepcja człowieka. Chce on znaleźć wiedzę pewną, która uchylałaby ważność wielkich problemów, dla człowieka nierozstrzygalnych; sens życia, śmierci, cierpienia, istota rzeczywistości, istnienia, sensu. Pozytywiści uważają - zresztą nie bez racji - że to są tematy dla poetów, dla poetyzujących filozofów, troszkę natchnionych, więc niepoważnych. Zaznaczam tylko, iż ten nurt w myśleniu XIX i XX -wiecznym nie odniósłby całkowitego zwycięstwa. To nie jest takie proste. Niewątpliwie pewne tezy myślenia metafizycznego zostały odrzucone, ale nadal pozostaje samo jądro problemu. W metafizyce chodzi bowiem ostatecznie nie tyle może o byt, co chodzi o człowieka, który pyta o to, skąd jest, kim jest i dokąd zmierza.
Heidegger też na swój sposób przeprowadził krytykę metafizyki, ale jemu chodziło o coś zupełnie innego. Twierdził, że pewien typ myślenia filozoficznego doprowadził do triumfu świata „naukowo- technicznego” - jak on to nazwał. Świat naukowo techniczny został całkowicie podporządkowany zasadom utylitaryzmu, czyli skuteczności. Powiadał, że kultura pozytywistyczna ceni przede wszystkim to, co jest korzystne, skuteczne, przeciwstawiając się określeniom pewnych podstawowych wartości, jak rzetelność, uczciwość, itd.
Do tej pory mówiłem o źródłach myślenia, o tym co je uruchamia i o nurcie, w którym myślenie się kształtowało, i z którego wypływały inne sposoby myślenia. Czas spróbować odpowiedzieć na pytanie, czym w ogóle jest myślenie? Platon sformułował to następująco: „Myślenie jest rozmową, jaką dusz sama ze sobą prowadzi, cokolwiek weźmie pod uwagę”. Rozmowa zakłada obecność jakiegoś głosu, jakiejś świadomości. Ale oczywiście bardzo trudno podać definicję myślenia. Można raczej wskazywać pewne jego cechy, opisywać wiele stylów i sposobów myślenia. W jaki sposób możemy myśleć? Ktoś ma np. umysł analityczny, myśli analitycznie. Inny natomiast bardziej syntetycznie. Przypomnijcie sobie Gombrowicza i jego słynny pojedynek analityka z syntetykiem. Analityk mówi „nos”, a syntetyk mówi „byt” - i tak sobie rozmawiają. Inny rodzaj to myślenie problematyczne, czyli dialektycznie. Paradoksalnie wygląda to w praktyce bardzo chaotycznie i wcale nie jest powiedziane, że to myślenie chaotyczne nie jest twórcze. Myśl postępuje różnymi drogami, rozwija się, nawraca, cofa.
Jakie możemy wskazać cechy naszego myślenia? Wątpienie stanowi jedno z jego źródeł, ale nie tylko, bo jest również jedną z jego najbardziej charakterystycznych cech. Myślenie jest przesycone wątpieniem. Ten, kto myśli, nie przyjmuje wiedzy, informacji bezkrytycznie. Myślenie jest nieustannym podważaniem wszelkich oczywistości. Francuski myśliciel Gaston Bachelard(?) powiedział, że „aby myśleć, trzeba najpierw oduczyć się tylu rzeczy”. To chyba dobra sentencja dla wszystkich nauczycieli akademickich, którzy są przekonani, że trzeba nauczyć, żeby myśleć. Ta uwaga Bachelarda jest interesująca i prowokująca zarazem. Czasami człowiek musi się oduczyć, żeby zacząć myśleć. Jeżeli wątpię, nie przyjmuję łatwo jakiejś oczywistości, to znaczy stawiam problem pod znakiem zapytania. Ale wątpienie wymaga stawiania znaków zapytania i wskazuje na bardzo istotną cechę myślenia. Myślenie jest ściśle związane z wolnością. Myśląc stanowię o sobie. Myśląc, choćbym był zniewolony, jestem u siebie. A więc myślenie nie posiada granic. Z samej swej istoty nie przyjmuje żadnych ograniczeń; co jest zresztą powodem bardzo częstego popadania w błąd, albo wręcz w obłęd. Inaczej bowiem myślenie, tak mocno związane z samą istotą człowieczeństwa staje się również ułomne i podatne na zranienie, podobnie jak człowiek. Myślenie nie ma nigdy charakteru anonimowego, zawsze jest ten, kto myśli. Myślenie zawsze ma autora, którym jest człowiek.
Gdy mówimy o myśleniu, kojarzy nam się ono najczęściej z rozumowaniem, czyli z pewną procedurą myślową, odpowiadającą określonym regułom metodologicznym. Najlepszym przykładem takiego utożsamienia myślenia z rozumowaniem był Arystoteles, który twierdził, iż należy przyjąć pewne zasady i pewne normy wyciągania wniosków z tych zasad i na tej podstawie zbudować jakiś logiczny system. Wtedy metafizyka zastępowała wszystkie inne gałęzie wiedzy, bo wtedy jeszcze inne nauki nie wydzieliły się z filozofii.
Paradoksalnie, taką próbę zbudowania z filozofii systemu, który ogarniałby wszystko, podjął także wielki matematyk i filozof Leibniz. Utożsamienie myślenia z rozumowaniem zawarł w pytaniu, jakie właściwie stanowi streszczenie całej problematyki filozoficznej, w której - niczym w kosmosie - tkwi bez mała „czarna dziura”. Zapytał mianowicie: dlaczego istnieje raczej coś niż nic?
Trzeba powiedzieć, że myślenie i rozumowanie bynajmniej nie są tym samym. Oczywiście w myśleniu zawiera się rozumowanie, ale tych dwóch pojęć nie można utożsamiać. Nie każde myślenie zmierza do poznania. Można przecież pytać, marzyć, bawić się swoimi myślami - to też jest forma myślenia. Myślenie może być rozumieniem, jeśli chcę przez nie coś zrozumieć; to tyle, co przyjąć to, co mówi druga osoba. A może nawet więcej? Rozumieć to przyjąć drugiego, takiego jakim jest. Myślenie polegające na rozumieniu stanowi niewątpliwie drogę prowadzącą do porozumienia. Ono też jest niemożliwe bez pracy myśli.
Powiedziałem na samym początku, że myślenie w wydaniu greckim łączyło niewątpliwie logos (czyli myśl, ale także słowo) i paideię. Myśl - słowo i rozumienie - porozumienie miały służyć nie tylko ogarnięciu myślą otaczającego nas świata, ale także służyć budowaniu tego, kim jest człowiek.
Rozważaliśmy nurty współczesnej myśli filozoficznej o nachyleniu humanistycznym, nie tym brytyjskim, analitycznym, niewątpliwie poddanym rygorom pozytywistycznym, z których dopiero teraz się wyzwala. Filozofia kontynentalna, bardziej humanistyczna, z wielką uwagą pochyla się nad wątkami, które próbują pomóc poszerzyć nasze rozumienie myślenia. Homo sapiens to nie jest tylko ten, który się wiele nauczył i umie poprawnie budować logiczne dowody. To w ogóle człowiek myślący i korzystający z myśli.
Na zakończenie chciałbym podzielić się z Państwem moim drugim odkryciem internetowym. Mianowicie znalazłem stronę, która nazywa się „encyklopedia brutussica”, a jej adres brzmi dość znajomo, nieco obscenicznie: uj.edu.pl. Oto co znalazłem pod hasłem naukowiec: „Scientus erectus; gatunek z rzędu naczelnych, blisko spokrewniony z homo sapiens; dzieli się na wiele podgatunków, takich jak astronom, fizyk, humanista, glacjolog, woźny; pewne cechy fizyczne upodabniają go do człowieka, główne różnice występują w konstytucji psychicznej; żyje w stadach zwanych instytutami, które gromadzą się w wielkie kolonie uniwersyteckie; rozdzielnopłciowy, całkowicie zdominowany przez samce - ponad 90% populacji ( z tym się nie zgadzam, patrząc choćby na salę); rozwój osobniczy naukowca wydziela się na następujące stadia: larwalne, młodociane (uczeń, student), dojrzewające (magister), dojrzałe (doktor, docent, profesor) oraz starcze (emeryt); stado naukowców ma silną strukturę hierarchiczną, na jego czele zwykle stoi dorodny, doświadczony samiec - profesor; kieruje tzw. radą złożoną z kilku profesorów lub docentów; osobniki młodociane podlegają szczególnej opiece starszych członków stada; życie dojrzałego naukowca koncentruje się wokół pisania publikacji; pozycja naukowca w stadzie silnie zależy od liczby publikacji twardych i rozmiarów cytatów; osobniki o licznych cytatach często zdobywają przywództwo stada; brak publikacji lub cytatów może doprowadzić do wykluczenia ze stada; osobnik wykluczony najczęściej zaczyna robić szmal; w nielicznych wolnych chwilach naukowiec zajmuje się pracą naukową”.