4229


- 1 -

Przed pięciu laty, tuż przed zakończeniem roku szkolnego, ogromne nieszczęście spotkało rodzinę ośmioletniej Asi i dwa lata młodszego Tomka. W słoneczny, czerwcowy dzień w wypadku samochodowym zginął tragicznie ich tatuś. Ogromna to była boleść. Na pogrzebie zgromadziło się bardzo wielu ludzi. Przyszli prawie wszyscy uczniowie i nauczyciele szkoły Asi. Dużo też było przedszkolaków z zerówki Tomka. Przyznam się wam, że zwilgotniały mi oczy, gdy widziałem, jak bardzo cierpieli Tomek, Asia i ich mama...

Po tygodniu poszedłem odwiedzić osieroconą rodzinę. Mama Asi powiedziała, że dziewczynka codziennie płacze szczególnie, gdy kładzie się do łóżka i zamiast, jak dotychczas dwóch całusów, otrzymuje tylko jeden, od mamy. Przeszedłem więc do pokoju Asi. Dziewczynka z płaczem zapytała: "Proszę księdza, niech mi ksiądz powie, gdzie jest mój tatuś?" - Jeżeli modlisz się dużo za niego, to z pewnością jest z Jezusem w niebie. - "To ja już nie będę tyle płakać, bo skoro jest z Jezusem, to musi być szczęśliwy".

- Tak, na pewno jest bardzo szczęśliwy.

Po pewnym czasie uśmiech wrócił na twarz Asi. Dziewczynka bardzo kochała swego tatusia, ale zdawała sobie już sprawę, że ostatecznym szczęściem człowieka jest Chrystus. On z resztą w rodzinie Asi zajmował zawsze pierwsze miejsce. Dzięki temu Asia pogodziła się z wolą Pana Boga.

Sądzę, że Asia rozumiała dobrze słowa dzisiejszej Ewangelii. Są to na pewno "bardzo trudne zdania Pana Jezusa. Można je streścić bardzo krótko: Chrystus żąda, byśmy kochali Boga ponad wszystko. Nawet ponad miłość do ojca i matki, bo przecież tylko Pan Bóg może dać człowiekowi to, co najważniejsze dla każdego - zbawienie, życie wieczne, szczęście w niebie.

Ks. Andrzejewski R., Bóg najwyższą wartością, BK 5-G /1990/, s. 325

- 2 -

Jeden z moich uczniów, Rafał z klasy szóstej, wyjeżdża z rodzicami do Włoch. Marzy o zwiedzeniu Rzymu. Pragnie widzieć Papieża na Placu św. Piotra. Interesuje się grobami wojskowymi i koniecznie chce pojechać na Monte Cassino, by zobaczyć cmentarz polskich żołnierzy, którzy tam zginęli i zostali pochowani w maju 1944 r. Na szczycie góry Monte Casino znajduje się klasztor benedyktyński, który w czasie drugiej wojny światowej został całkowicie zniszczony. Obecnie jest pięknie odbudowany. Klasztor ten zbudował 1500 lat temu św. Benedykt. W jego życiorysie czytamy, że po opuszczeniu Rzymu przez parę lat mieszkał jako pustelnik w skalnej grocie zwanej Subiaco. Tu, w ciszy leśnej, z dala od ludzi czytał Pismo święte i wiele się modlił. Żywił się chlebem, wodą źródlaną i leśnymi jagodami. Szybko odkryli Benedykta miejscowi pasterze. Chętnie przychodzili do pustelni, by słuchać jego nauk o Panu Bogu, o duszy nieśmiertelnej, o miłości do Pana Jezusa i Matki Najświętszej. W zamian za nauczanie pasterze przynosili Benedyktynowi chleb, mleko, ser oraz owoce. Byli i tacy którzy pragnęli z nim pozostać. Przychodzili też rodzice prosząc go, by przyjął ich synów na wychowanie i naukę. Dla przybywających Benedykt zbudował klasztor na Monte Cassino, skąd jego uczniowie rozeszli się po całej Europie. Przywędrowali też do Polski. To Benedyktyni i Cystersi - duchowi synowie św. Benedykta stawiali pierwsze krzyże w naszej Ojczyźnie.

O. Jackiewicz K. O. Cist, Kto was przyjmuje, mnie przyjmuje, BK 5-6 /1993/, s. 286

- 3 -

Przed wywiezieniem do obozu w ciasnej celi więziennej w Łodzi wraz z innymi zatrzymanymi znalazł się kapłan. Jeden z więźniów strasznie bluźnił przeciwko Bogu. Wszyscy byli okropnie zgłodniali. Nagle otworzyły się drzwi i strażnik więzienny rzucił księdzu bochen wiejskiego chleba przywieziony proboszczowi przez litościwą duszę. Ksiądz zaczął łamać chleb i rozdawać więźniom. Rzucali się jak zgłodniałe wilki. W ręku księdza został jeszcze nieduży kawałek wonnego razowca. Ksiądz zauważył, że jego przeciwnik nic nie otrzymał. Przełamał na dwie części, podszedł do tamtego i podał mu. Z wahaniem głodny bluźnierca wziął kromkę chleba i wbił w nią swe zęby. Po zjedzeniu chleba i dłuższej chwili przyczołgał się do kapłana, wyciągnął dłoń i rzekł: Dałeś mi szkołę... wybaczcie". Odtąd stali się przyjaciółmi. Już nigdy więc ów człowiek nie bluźnił.

O. Albert Antkowiak OFM ROZDAWCY BOŻYCH DARÓW BK 87

 - 4 -

W tym miejscu jestem zniewolony, by wspomnieć ks. kanonika Ludwika Walkowiaka, który przez długie lata pełnił funkcję proboszcza i dziekana w Miejskiej Górce. W książce napisanej przez ks. biskupa Franciszka Korszyńskiego pt. „Jasne promienie w Dachau” czytamy: W Dachau w obozie zawiązał się Caritas księży. Zbierali pożywienie, by ratować najbardziej głodnych, z każdego bloku jeden ochotnik szedł do tych zakażonych i wynędzniałych braci: Ks. Ludwik Walkowiak, kapłan archidiecezji poznańskiej, poszedł w imię Chrystusa jako jeden z pierwszych. Przydzielono go na blok 23, który władze obozowe skazały na zagładę. Został izbowym, aby opiekować się chorymi. A było ich 400, gdy w normalnych warunkach w jednej izbie było 80. W tej ciasnocie trudno było o zachowanie jakiejkolwiek higieny. Brakowało leków. Polski Caritas organizował przez księży różne rzecz, lecz to wszystko nie wystarczało. Chorzy więźniowie umierali jak muchy. Ks. Walkowiak robił, co było w jego mocy, by ratować. Służył im posługą kapłańską: rozgrzeszał i udzielał Komunii św. oraz przygotowywał na ostatnią chwilę życia. W końcu sam ks. Walkowiak pracując w tak okrutnych warunkach zapadł na tyfus. Stan jego zdrowia był ciężki, ale dzięki Bogu i pomocy dobrych kolegów wyszedł szczęśliwie i doczekał się wyzwolenia. Jeszcze do dziś jako miłą pamiątkę po Dachau przechowuje kartkę, na której ma spisane nazwiska podopiecznych.

O. Albert Antkowiak OFM ROZDAWCY BOŻYCH DARÓW BK 87

- 5 -

A oto inne jakże odmienne wydarzenie wzięte prosto z życia. Na ruchliwej miejskiej ulicy, wypełnionej hałasem przejeżdżających samochodów i przechodzących ludzi daje się słyszeć czyjś przepiękny, ciepły, wypełniony optymizmem i radością życia śpiewający głos. Wielu przechodzących ludzi, ten wypełniony ciepłem, miłością i pokojem śpiew, chwyta za serce. Podchodzą więc bliżej, aby zobaczyć kto tak cudownie śpiewa? Jakie wielkie jest ich zdumienie, gdy widzą, że śpiewającym jest młody człowiek bez nóg, siedzący na wózku inwalidzkim i popychający ten wózek kikutami

KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -

- 6 -

W książce Młodzież pyta ks. Jana Pałygi SAC (Warszawa 1993) znajdujemy takie zwierzenia dwudziestoletniej Beaty: "Problem, który mnie gnębi, to moja samotność. Nie polega ona na braku koleżanek czy kolegów i właściwie nie o taką samotność mi chodzi. Nie wyobrażam sobie: życia bez moich rodziców, mimo że mam rodzeństwo. Bardzo się przywiązuję do ludzi i rzeczy, a każda strata wyprowadza mnie z równowagi powodując pewnego rodzaju depresje. Ostatnio myślałam sobie, że jeżeli jedno z moich rodziców umrze, to ja odejdę razem z nim" (s. 162).

W wypowiedzi Beaty bardzo mocno zadziałał moment emocjonalny, ale nie o tym w tej chwili chcę mówić. Uderza także to, iż zaistnienie Beaty, jak zresztą każdego człowieka, wiąże się z faktem istnienia wokół nas innych ludzi. Są to przede wszystkim nasi rodzice: ojciec, matka. Wychowujemy się także dzięki innym: rodzeństwo, krewni, szczególnie babcie i dziadkowie; nauczyciele, koleżeństwo, współpracownicy, sąsiedzi... .

Ks. Stefan Schudy - WSPÓLNOTA WIERZĄCYCH BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996

- 7 -

Które dziecko chce być bez dobrej matki, bez dobrego ojca? Przeciwnie - każde dziecko pragnie cieszyć się ich bliskością, trwać w więzi z nimi.

Jakiś bolesny smutek oglądał pewien kapłan w oczach dzieci z V, VI klaś. Zabierał je często do samochodu w drodze do miasta, do tamtejszej szkoły. Dlaczego one były smutne? Były z domu dziecka... Wielu z ich rodziców żyło. Jednak mama np. we Wrocławiu, tata w Szczecinie. Kapłanowi było ciężko patrzeć w ich oczy bez radości. Chciałby im pomóc: W ponownym połączeniu z rodzicami...

Wielka jest więc więź rodzinna! O tym mówili szlachetni ludzie z naszej historii. Nasz wielki kompozytor narodowy, Stanisław Moniuszko, napisał operę Straszny Dwór. W niej, między innymi, opiewa urok i znaczenie więzi rodzinnej. Szczególnie pięknie, rzewnie brzmi aria Stefana Wspominającego dom rodzinny.

Człowiek ma więc potrzebę bliskości serc.

Ks. Janusz Szajkowski - WSPÓLNOTA WIERZĄCYCH BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996

- 8 -

Ktoś podpatrzył taki fakt z życia. Gdy przechodził obok żebraka wyciągającego rękę po jałmużnę, chwycił się za kieszeń, ale stwierdził, że nie ma przy sobie pieniędzy. Przeprosił więc uprzejmie żebraka mówiąc mniej więcej takie słowa: Bracie, wybacz! Chciałem ci pomóc, ale nie zabrałem ze sobą pieniędzy. Odpowiedzią były słowa wdzięczności: Dziękuję panu za słowo "bracie", to większy dar niż pieniądze. (ks. Olejnik - Homilie)

Zobaczyć w drugim człowieka, nawet w tym najmniejszym swojego brata - oto treść nauki o miłosierdziu! Zdarza się, że widzimy sprawę, jakiś wypadek czy jego skutek, a jakże często nie dostrzegamy człowieka.

Ks. Stanisław Tulin Cor - MIŁOSIERDZIE W POSŁANNICTWIE KOŚCIOŁA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(142) 1999

- 9 -

Opowiada legenda, o boskim sądzie nad młodym Wesołkiem. Śmierć nastąpiła za wcześnie - w jakimś wypadku samochodowym. Stoi więc w długiej kolejce przed bramą niebieską w oczekiwaniu na ostateczny boski wyrok i wszystko bacznie obserwuje. Co podejdzie który, aniołowie przewracają odpowiednią kartę w Księdze Żywota, a Chrystus odczytuje wyrok i jego uzasadnienie (czy pamiętacie obraz sądu ostatecznego Memlinga z kościoła Mariackiego w Gdańsku?):

- Jest napisane, że byłem głodny, a dałeś mi jeść. Wspaniale - wpuścić do środka. Następny!

- Byłem chory, a odwiedzałeś mnie. Wpuścić! Następny.

- Byłem w domu dziecka, a wziąłeś mnie na wychowanie. - I ty idź po nagrodę.

- Zostałem napadnięty na ulicy, a ty wziąłeś mnie w obronę. Wspaniale! Wejdź do radości Pana Twego. Następny.

- Wszyscy naśmiewali się ze mnie w szkole, a ty stanąłeś po mojej stronie. Witaj przyjacielu!

W kolejce panowała cisza. Wesołek w mig pojął wszystko, zaczął gwałtownie grzebać w swej pamięci przypasowując tamte zdania do siebie, ale nic nie pasowało. Ani nikogo nie karmił, ani odwiedzał w szpitalu, ani bronił na ulicy, więc też pełen trwogi i niepewności stanął przed Najwyższym. Chrystus dłużej niż zwykle patrzył w księgę, aż podnosząc głowę powiedział: Niewiele o tobie napisano, ale coś jednak jest: "Byłem smutny i przygnębiony, a ty swymi kawałami zmusiłeś mnie do śmiechu i przywróciłeś mi odrobinę radości. Idź i ty do radości Pana Twego" (por. K.Wójtowicz, Przypiski, Poznań 1985).

To tak dla przykładu, że gdy się ma gościnne serce zawsze można coś dobrego zrobić; nawet wtedy, kiedy się ma puste kieszenie, kiedy nie można nic sensownego wymyślić, przecież można jakoś tam pomóc innemu człowiekowi i uradować Boskie Serce.

Ks. Stanisław Tulin Cor - MIŁOSIERDZIE W POSŁANNICTWIE KOŚCIOŁA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(142) 1999

- 10 -

W lipcu minęły dwa lata od wielkiej powodzi, która nawiedziła nasz kraj w 1997 r. Ludzie w jednej chwili tracili wszystko - cały dobytek swojego życia. Wiele osób zginęło zaskoczonych tak wielkim kataklizmem. Pierwszą osobą, która zginęła, był mężczyzna w Stroniu Śląskim w Kotlinie Kłodzkiej, który zauważył na betonowym moście grupkę dzieci. Gdy woda napierała na most, on nie bacząc na niebezpieczeństwo, wskoczył na ten most i sprowadził dzieci na brzeg. Sam jednak już nie zdołał się uratować: woda zniosła most, a jego nieżywego odnaleziono kilka kilometrów dalej w Lądku Zdroju. Powiemy: to bohater! Uratowane dzieci do końca życia mogą być mu wdzięczne. Uratował dzieci, sam oddając życie.

Powodzianom pomagał wtedy cały Kościół w Polsce. Działająca w Kościele organizacja Caritas - tzn. "Miłość", cieszyła się największym zaufaniem. Wielu ludzi pomagało finansowo, składało dary rzeczowe. Caritas pomagała w remoncie domów, zagospodarowywaniu poddaszy na zimę, stawiała kontenery do zamieszkania, organizowała wyjazdy dla dzieci z rodzin dotkniętych powodzią. A wszystko to dzięki wielkiej ofiarności ludzi wierzących w całej Polsce!

Ks. Grzegorz Robaczyk - MIŁOSIERDZIE W POSŁANNICTWIE KOŚCIOŁA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(142) 1999

- 11 -

W takim domu, z domowymi skarbami, mieszkał pewien chłopiec o dziwnym imieniu: Domicjusz, a Mama wołała na niego: Domek. Ten dom Domka miał pięć balkoników, werandę, ganeczek, ogródeczek i bardzo wysoki płot. Był ten dom niby domek z piernika - taki słodko kolorowy, a czarodziejką w nim była Mama. Mama chuchała, dmuchała, kurze ścierała, dwa razy na dzień sprzątała i wciąż powtarzała: "A najważniejsze jest, drogi Domeczku, by dom był czysty i w porządeczku!" Domek słuchał tego rano i wieczorem.

Jego pokoik podobny był do komnaty królewicza, z białym dywanem, telewizorem i komputerem, z wielkimi pudłami klocków Lego, z tapetami z Disneylandu, z pełną szafą bajek i komiksów... Tylko, że Domkowi było w tym pokoju jakoś dziwnie zimno, nawet w lecie, choć Domek wcale nie był zmarzlakiem. Pod domem Domka była psia buda, też bardzo ładna, wygodna i czysta, a mieszkał w niej pies Bandyta, przed którym drżał każdy obcy, bo ten pies zawsze tylko warczał, szczerzył kły, szczerzył albo wył, nigdy nie kręcąc ogonem, czyli nie ciesząc się, zupełnie jak robot-strażnik...

Choć Domek miał dom nadzwyczajny, to chodził do zwyczajnej szkoły i wracał z niej z bardzo zwyczajnym chłopcem o imieniu Walek, czyli Walenty.

Ten Walek mieszkał we wsi Błotniska, w której nie było szosy, tylko mnóstwo kałuż. Buty miał zawsze ubłocone, tym błotem pochlapany tornister, a nawet włosy i uszy. Walek musiał czekać po lekcjach na zimnej i brudnej stacji dwie godziny na pociąg do Błotnisk, i zawsze wracali z Domkiem jedną drogą -właśnie do stacji, koło której Domek skręcał do swojego domu. Po drodze Walek opowiadał Domkowi o krowie Krasuli, która ryczy, jak pół orkiestry dętej i daje kąpiel w błocie; o psie Kamracie, który liże każdego, nawet obcego; o chałupie Walka, bardzo ciasnej, w której mieszka on z mamą, tatą, dwoma dziadkami, jedną babcią, trzema ciotkami i z pięcioma siostrami, a w której jest tak wesoło, że dziwią się ludzie wokoło...

Domek myślał czasem, by zaprosić Walka do siebie, ale kiedy przypomniał sobie Mamę: "Najważniejsze jest, drogi Domeczku, by dom był czysty i w porządeczku!" i wyobraził sobie buty Walka na swoim białym dywanie, no i psa Bandytę, który chciał gryźć każdego obcego, to tylko, to tylko cicho wzdychał i żegnał Walka pod stacją, i szedł do swojego nadzwyczajnego domu. Kiedyś chciał pojechać do Walka, lecz Mama powiedziała: "Nie będziesz się włóczył po jakichś brudnych norach!"

I przyszedł listopad. Pewnego dnia było tak zimno, taki wiał wiatr ze śniegiem i z deszczem, że jak to ludzie mówią, psa nie można wygonić w taką pogodę. Mama zabroniła wychodzić Domkowi z domu, żeby się w tym błocie i plusze nie zaziębił i nie ubrudził. Domek stał przy oknie i patrzył na ociekający deszczem świat. Nagle zobaczył, że przez jakąś dziurę w płocie wbiegł na podwórko kundel włóczykij przezwany Łachudra. Był tak chudy, ociekający błotem i deszczem, taki drżący, jak ostatni listek na drzewie, że aż żal było psa. Domek przeraził się, bo pomyślał, że jeśli Bandyta dopadnie Łachudrę, to go zagryzie... Włożył szybko kalosze i wybiegł na podwórku. Tam stanął zdumiony jak słup soli, bo oto Bandyta, ten groźny i okrutny Bandyta, nawet nie szczeknął, tylko popychał nosem Łachudrę, by ten wlazł do jego ciepłej i wygodnej budy. Nie do wiary! Istny cud! I wtedy Domek pomyślał o Walku, który też chyba siedzi na stacji, też mokry i drżący z zimna. Włożył szybko pelerynę i nie pytając Mamy, pobiegł na stację. Tak, Walek siedział w kącie drżąc i kaszląc. Domek przyprowadził Walka do domu, a Mamie, która stała w drzwiach i przerażona patrzyła na buciory Walka, powiedział: "Jeśli nie wpuścimy Walka, to on na pewno rozchoruje się na tej stacji!" Wpuścili Walka, który zdjął buty i rozglądał się ciekawie po domu, jak po muzeum. A kiedy weszli do Domkowego pokoju, to Domek podprowadził Walka do okna i pokazał mu w budzie Bandyty dwie psie mordki przytulone do siebie.

- "Wiesz, to istny cud!" - powiedział. A Walek, który się trochę jąkał odpowiedział: "Bandyta też po-potrafi kochać bli-bliźniego, jak się-siebie samego". - "A kto to jest bliźni?" - spytał Domek, który nie chodził na religię, a w komiksach tego słowa nie było. - "Bli-bliźni, to ktoś, kogo trzeba przybliżyć do serca, jak Bandyta Łachudrę" - odpowiedział Walek i dodał - "tego uczył Pan Jezus". - "A kto to jest Pan Jezus?" - spytał Domek, który na ścianie, zamiast krzyża miał Bruce'a Lee. - "To ty nie wiesz? - zdziwił się Walek - On jest Panem Bogiem, któ-który wszystkich ko-kocha i chce nauczyć tego kochania każdego bli-bliźniego. On jest całkiem niewidzialny, a jest tam, gdzie jakiś bliźni jest dobry dla drugiego bliźniego. Pewnie to On stał przy budzie Bandyty i teraz jest tutaj, bo ty jesteś dzisiaj dobry dla mnie, ja-jak Pan Jezus". Domek zaczerwienił się i przyniósł Walkowi herbaty z sokiem malinowym, od której policzki Walka też stały się malinowe i gorące. A potem pomyślał po cichu: "Trzeba będzie dowiedzieć się czegoś więcej o tym Panu Jezusie, bo takie kochanie bliźniego to jakoś rozgrzesza w środku i chce się tańczyć nawet w taką psią pogodę".

Kiedy odprowadzał Walka na stację, zajrzeli do budy Bandyty. Łachudra spał, przytulony do Bandyty, a ten się... uśmiechał, chyba pierwszy raz w swoim psim życiu. - "Chyba jednak - Ktoś tu przyszedł" - pomyślał Domek i objął ramieniem Walka, który był przecież jego BLIŹNIM.

Br. Tadeusz Ruciński - O DOMU DLA BLIŹNIEGO Współczesna Ambona 1999

- 12 -

Po wysłuchaniu słów Pana Jezusa - jakie przed chwilą wszyscy usłyszeliśmy - rzekł pewien chłopczyk do księdza: "Przecież ja bardzo kocham mamę, tatę także. Temu chłopczykowi wydawało się, że Pan Jezus zabrania miłować rodziców, rodzeństwo,   a nawet wszystkich ludzi.

O takim chłopcu, który lubił się modlić, rezygnując nawet ze wspólnej zabawy, opowiedzieli Ojcowie Oratorianie. Urządzili dla     chłopców wycieczkę. Podjęto zabawę na leśnej polanie. Po krótkiej chwili odsunął się od tej zabawy Alfons Liguori i ukrył się w gąszczu krzaków. Wieczorem wszyscy chłopcy rozbiegli się w poszukiwaniu Alfonsa. Tak był zatopiony w modlitwie przed obrazkiem Matki Bożej, że nie spostrzegł chłopców stojących w pobliżu     przez pewien czas. Jeden z tych chłopców, który przedtem powiedział Alfonsowi brzydkie słowo, wykrzyknął: „co ja uczyniłem? Ubliżyłem świętemu”.

 

Siedmioletnia dziewczynka imieniem Katarzyna z Racconigi zrozumiała słowa Pana Jezusa, które również dzisiaj usłyszeliśmy: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Tej dziewczynce ukazał się Jezus w postaci dziesięcioletniego chłopca niosącego krzyż. Najpierw uspokoił przestraszoną dziewczynkę, a następnie włożył jej ten swój krzyż na ramiona i wypowiedział takie słowa: "Z początku ten krzyż wyda ci się twardy i ciężki,1ecz stanie się dla ciebie słodki i lekki, w miarę jak moja miłość będzie wzrastać w tobie". Ukazał jej także wieniec pięknych róż, mówiąc: "Wszystkie twoje cierpienia, jeżeli je będziesz chętnie znosiła, staną się w moich oczach różami". Od tej chwili Katarzyna uczuła gorące pragnienie cierpienia z miłości do Chrystusa. Tak się ono w niej wzmagało, że choć była jeszcze małym dzieckiem, pragnęła udać się w dzikie kraje, do ludzi niewierzących, by tam głosić naukę swego Pana i tam ponieść śmierć męczeńską. Po śmierci ogłoszono ją błogosławioną.

  Ks. T. Dusza MSF Miłość do Boga - nade wszystko s. 120-121 Materiały Homiletyczne Maj/Czerwiec nr 157.

-  13 -

Kiedyś powiedział do mnie starszy już, prosty, nieuczony człowiek, mój parafianin: "Proszę księdza, źle dzieje się w naszym kraju i będzie jeszcze gorzej, bo ludzie o Bogu zapominają, nie liczą się z Nim. Kiedy przed dwudziestu laty powstała Solidarność, często jeździłem na różne spotkania Solidarności Rolników Indywidualnych i zawsze te spotkania rozpoczynane były modlitwą, a często i mszą św. Liczyliśmy się z Bogiem i nie skakaliśmy sobie do oczu. A teraz wszyscy są mądrzy, o Bogu nie pamiętają i stąd te gorszące podziały. Nie liczą się z Prawem Bożym, ale swoje prywaty przedkładają nad wspólne dobro". To prawda, gdy Boga nie postawi się w swoim życiu na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na niewłaściwym miejscu. I w życiu osobistym i rodzinnym i społecznym.

Ks. Szymon NOSAL - PRAWO MIŁOŚCI Materiały Homiletyczne Nr 195 Rok C - Kraków 2001



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
4229
4229
4229
4229
praca-licencjacka-b7-4229, Dokumenty(1)
4229
4229
4229
4229
4229
4229

więcej podobnych podstron