Problem męża problem małżeństwa[1]
W momencie zawierania sakramentu małżeństwa małżonkowie wchodzą do grona najbliższych uczniów Jezusa. Jednak bliskość Jezusa nie chroni przed upadkami, nie ogranicza możliwości dokonywania osobistych wyborów, nawet takich, które powodują poważne zranienia i odejścia.
Popatrzmy teraz na interesujący nas fragment:
„A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych. Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie” ( J 20, 10-20).
W chwili przybycia Marii Magdaleny uczniowie znajdowali się w dramatycznej sytuacji. Piotr trwał w stanie swojego osobistego bólu po uświadomieniu sobie faktu dokonanej zdrady. Odczuwane cierpienie potęgowała świadomość załamania się całego systemu wartości, planów i nadziei związanych z osobą Jezusa, ukrzyżowanego przez Rzymian. Z powodu odejścia Jezusa cierpiała także cała wspólnota, zachwiały się i osłabły relacje między uczniami. Wspólnota uczniów nie mogła też nie odczuwać zranienia z powodu tchórzliwego zachowania Szymona. Dopiero konfrontacja Piotra i Jana z pustym grobem doprowadza do pełnego wewnętrznego uzdrowienia samego Szymona, jak i wszelkich relacji w gronie uczniów.
Przytoczony obraz może bardzo dokładnie urzeczywistniać się w relacjach małżeńskich. Wszelkie odejścia jednego ze współmałżonków od Jezusa, a więc zdrada Mistrza, zaparcie się Go, jak i zwątpienie oraz osłabniecie wiary u obojgu powodują głębokie kryzysy w związku.
Piotr, jako przywódca i człowiek o porywczej naturze i dużej aktywności, przeżywający dramat upadku, zaparcia się, może być typem męża. Natomiast Jan, umiłowany uczeń Jezusa, wierny do końca, ten, który przytulił się do piersi Mistrza w czasie Ostatniej Wieczerzy, obdarowany naturą kontemplacyjną, większą duchowością, może być typem żony.
Dojrzałe partnerstwo w małżeństwie daje możliwość wspaniałego uzupełniania się. Mąż charakteryzuje się nie tylko dynamizmem działania, aktywnością i większym zaangażowaniem w obowiązki zawodowe, ale także posiada większe predyspozycje przywódcze. Żona częściej charakteryzuje się wewnętrznym wyciszeniem, kontemplacją, większą potrzebą modlitwy. Ją także pochłania praca, która jest raczej dodatkiem do innych wartości życiowych, takich jak małżeństwo, dom, dzieci, rodzina. Dla męża praca i aktywność są celem, a inne wartości dodatkiem. W upadkach męża, bardziej na nie narażonego ze względu na swoje bycie na zewnątrz, intensywniejsze przebywanie w świecie, żona jest tą osobą, która ma dopomagać w powstaniu, wspierać, łagodzić, doprowadzać z powrotem do Mistrza. Jej bliższy związek z Jezusem wynika ze stałości uczuciowej i z większej otwartości na cierpienie. Ilością doświadczanych cierpień kobieta także przewyższa mężczyznę, ale też potrafi przyjmować je z pokorą, czyniąc z niego w ten sposób wartość i mocniej zbliżając się dzięki temu do Jezusa. Niewątpliwie najwięcej możliwości w doświadczaniu i wykorzystaniu cierpienia ma kobieta na płaszczyźnie macierzyństwa i samego porodu. Potwierdzenie takiej prawdy znajdujemy w słowach: „Zbawiona zaś zostanie ( kobieta) przez rodzenie dzieci” ( 1 Tm 2, 15). Uczuciowo- emocjonalna natura kobiety jest także płaszczyzną, na której przeżywa ona znacznie więcej cierpień z powodu zachowań i chorób dziecka. Ta bliskość, stale pogłębiana, powoduje, że żona staje się w sposób naturalny na każdym etapie życia małżeńskiego „umiłowanym uczniem Jezusa”. Kobieta raczej nie słabnie we wierze, a wręcz przeciwnie, stale się ona w niej rozwija, umacnia i pogłębia. Szczególnie dzięki wspomnianemu cierpieniu, jego akceptacji i stałości w modlitwie.
Mężczyzna, mąż ma mniej możliwości tak intensywnego cierpienia, ale też ze względu na swoją dynamiczną naturę, słabiej znosi udręczenie, które ogranicza jego naturalną aktywność. Ze względu na inną rolę do spełnienia w życiu, ma także więcej skłonności do upadków, więcej sytuacji wychodzenia z „grona uczniów”, wychodzenia z małżeństwa, z jedności, częściej mówi małżeństwu i Jezusowi: „nie jestem Jego uczniem” ( por. J 18, 25-27). Wielokrotnie dla wygody, z powodu celów praktycznych mężowi „nie jest na rękę” przyznanie się do bycia w gronie uczniów Jezusa. Nie rzadko wchodzi na płaszczyznę zła ( nieuczciwości w pracy, niebezpieczne zależności, powiązania, korupcja), tłumacząc to jakimś pozornym dobrem, np. źle rozumianym dobrem rodziny. Jednak najpoważniejszym sposobem zaparcia się Mistrza w przypadku męża jest zdrada małżeńska. Na tej płaszczyźnie większa skłonność mężczyzny do takich zachowań uwarunkowana jest także jego naturą[2].
Nawet w tak trudnych problemach męża, ale i całego małżeństwa rola kobiety jest właśnie rolą pomagającą, wspierającą, mobilizującą, głównie dzięki bliskości wobec Jezusa, stałości swojej wiary. Punktem odniesienia, celem i źródłem ratunku będzie zawsze fakt Zmartwychwstania Jezusa, pusty grób stale urzeczywistniany podczas Eucharystii[3].
Bieg obojgu do Stołu Pańskiego jest źródłem siły do przetrwania kryzysów i najskuteczniejszym sposobem podnoszenia w upadku. W tym biegu żona prawie zawsze wyprzedza męża. Wyprzedza w sensie naturalnej, wewnętrznej bliskości wobec Jezusa. Ale też w znaczeniu lepszej znajomości drogi, która częściej przemierza ( drogi modlitwy). Jednak w odpowiednim momencie musi zatrzymać się i poczekać na współmałżonka, dać mu szansę powrotu do pozycji lidera w małżeństwie, w rodzinie. Jan poczekał, aż Piotr dobiegnie, nie wszedł pierwszy, zatrzymał się. Ważny obraz. Jeżeli w podążaniu do Jezusa żona nie będzie się oglądała do tyłu za mężem i w pojedynkę będzie wchodziła do pustego grobu ( przystępowanie do Eucharystii), nie pomoże mężowi przezwyciężyć kryzysu. Konieczne jest techniczne zatrzymanie się i poczekanie na męża, co nie umniejszy siły jej osobistej więzi z Jezusem. Owo czekanie także może być aktywne. Nie tylko przycupnięcie i nic nie robienie, lecz wyciąganie ręki, ukazywanie sposobu wyjścia z kryzysu, rozmowa, modlitwa za męża, podtrzymanie, pokazanie kierunku[4].
Małżonkowie od początku małżeństwa idą razem do pustego grobu, ale w tej drodze miejsce męża jest szczególne: jest pierwszy na mocy nadania mu tego przywileju przez Jezusa. Żona musi mu to umożliwiać, uświadomić, przez swoją stałość, ale i przez ciągnięcie do..., przez mobilizowanie. Często będzie to wymagało z jej strony zatrzymywania się i czekania, przyhamowywania i holowania. Co zawsze jest związane z ofiarą i wysiłkiem.
Zjednoczenie, powrót do siebie, przybliżanie się dokonuje się w kontakcie z tajemnicą pustego grobu. W wierszu 9. czytamy, że: „Dotąd bowiem nie rozumieli”. Jak długo małżonkowie nie będą razem uczestniczyć Eucharystii, tak długo nie będą rozumieli siebie, istoty małżeństwa i ról, jakie mają w nim do spełnienia, ale i głębi tajemnicy Zmartwychwstania, jako źródła ich mocy i łaski. Uczniowie przyszli oddzielnie, ale weszli razem, z lekkim wyprzedzeniem czasowym Piotra, potrzebnym, aby mógł na nowo zrozumieć swoją pozycję. Małżonkowie przychodzą oboje inaczej[5], ale jednoczą się w pustym grobie i dzięki niemu. I dopiero tu powracają do siebie, do pełnej jedności z sobą i z Jezusem. Ujrzenie i uwierzenie, powrót do siebie, do ponownego bycia razem dokonuje się poprzez przybycie do pustego grobu, z balastem wszystkich doświadczeń rozbicia, upadków, przyjścia oddzielnie.
Mąż i żona często odchodzą od siebie przez różne sytuacje, problemy, upadki szczególnie męża. Jednak wspólne przybycie do kościoła ( nawet wewnętrznie oddzielne) stwarza możliwość powrotu do siebie[6]. Prawda ta jest wielką tajemnicą, której nie trzeba za wszelka cenę rozumieć, trzeba jej doświadczać, uczestniczyć w niej. Trzeba jak najczęściej biec do grobu, nawet biec oddzielnie. Wybiegnięcie razem nastąpiło poprzez sakrament małżeństwa. Różne sytuacje życiowe powodują oddzielania się, ale powrót do siebie, do istoty sakramentalności związku jest możliwy tylko dzięki bezpośredniemu spotkaniu z Jezusem w Eucharystii. Powrót do Jezusa i do siebie jest także powrotem do Kościoła, do wspólnoty, bez której także nie jest się w stanie korzystać z wielu innych źródeł siły i wsparcia.
[1] Bezpośrednią inspiracją do napisania poniższej refleksji stała się treść referatu ks. prof. Henryka Wityczka pt. „Rola umiłowanego ucznia względem Piotra nie przyznającego się do Jezusa ( J 18-21)”, wygłoszonego podczas 41 Sympozjum Biblistów Polskich w dniu 17 września 2003 r. w Koszalinie. Treść tego referatu zawierała przede wszystkim opis etapów upadku Piotra, a następnie powrotu do wcześniejszej pozycji, w którym to powrocie bardzo dużą rolę odegrał św. Jan.
[2] „A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” ( Mt 5, 18). Zastosowany tu przez Jezusa zwrot : „Każdy- na kobietę” nie jest przypadkowy, gdyż to właśnie mężczyzna ma częściej problemy z patrzeniem pożądliwym, ze względy na swoją „wzrokowość”.
[3] Por. Bp Z. Kiernikowski, Eucharystia i jedność, Częstochowa 2000 r., s. 238-239.
[4] Bardzo czytelnym sposobem traktowania osoby dotkniętej jakąkolwiek formą niedostatku, a taką osobą w małżeństwie jest przede wszystkim współmałżonek, jest Mateuszowy Sąd Ostateczny. Por Mt 25, 31- 46.
[5] Różność natur, ról, zadań, ale także różny poziom relacji z Jezusam.
[6] Spełniając jeszcze inne konieczne warunki, przede wszystkim realizując sakrament pojednania i wybaczając sobie wszelkie krzywdy.