ROZDZIAŁ II
Pora
Tego ranka obudziłam się wcześniej niż zwykle. Słońce dopiero co ukazało się na horyzoncie. Jacob jeszcze spał i ciągle trzymał mnie w swoich ramionach. Oddychał równo i spokojnie, ale w momencie, kiedy dotknęłam jego policzków, powoli zaczął odzyskiwać świadomość. W nocy zdjął swoją koszulę i wodziłam palcami po zagłębieniach jego klatki piersiowej. Technicznie rzecz biorąc, nie były to gesty typowe dla przyjaciół, ale dla nas nie stanowiły żadnej nowości.
Jake uśmiechnął się szeroko, tak jak lubiłam najbardziej, przy okazji ukazując swoje perłowo-białe zęby, które znacznie wyróżniały się na tle jego ciemnych warg.
- Dzień dobry, skarbie - powiedział i pocałował mnie w policzek. W chwili, gdy położyłam usta na jego torsie, oboje usłyszeliśmy okrzyk: „Śniadanie!”. Jacob zaśmiał się radośnie, a ja pognałam do kuchni.
Bella i Edward stali się prawdziwymi ekspertami od śniadań, a właściwie od wszelkiego typu posiłków. W końcu kanał kulinarny u wujka Carlisle'a był czynny siedem dni w tygodniu przez dwadzieścia cztery godziny. Szkoda jednak, że dla nich wszystko smakowało jak śmieci.
Wypiłam duszkiem moją porcję świeżej, zwierzęcej krwi. Po chwili w kuchni pojawił się Jake z okropnie potarganymi od leżenia włosami.
- Mmm… Uwielbiam bekon i krew - powiedział, zajmując swoje zwykłe miejsce przy stole. Jednomyślnie się roześmialiśmy.
- Więc jakie plany mają na dzisiaj moje dzieciaki? - spytała szczerze zaciekawiona Bella.
- Spędzić trochę czasu z Nessie, polować, spędzić więcej czasu z Nessie, odwiedzić Billy'ego. Ognisko… Czy wspominałem już o spędzeniu czasu z Nessie? - odpowiedział, wplatając palce w moje długie, kasztanowe włosy.
- No tak, dzisiaj jest to ognisko… W takim razie zobaczymy się dopiero na plaży, bo wybieramy się z Bellą na polowanie - oznajmił tata, a potem on i mama równocześnie pocałowali moje czoło i szybko wyszli przez tylnie drzwi, cicho się śmiejąc.
Jacob chwycił mnie za ramię i ostrożnie przeniósł na swoje kolana. Kiedy wyczułam jego ręce na swojej talii, ciężko westchnął. Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższy czas, ale często tak robiliśmy, bo nie czuliśmy potrzeby wypełniania rozmową całego wspólnie spędzanego czasu. Przycisnęłam policzek do jego ramienia, zastanawiając się, jak on odbierał tę ewidentnie nie tylko „przyjacielską” sytuację. Ja nie miałam żadnego większego dylematu. Żyłam na tej planecie zaledwie od siedmiu lat, więc wciąż byłam dość młoda i nie chciałam niczego przyspieszać, nawet jeśli chodziło o bratnią duszę. Ale nie mogłam porównywać siebie do Jacoba. On czekał na mnie już od dłuższego czasu, a na dodatek moja mama złamała mu kiedyś serce… Czy zatem nie zasłużył sobie teraz na prawdziwy związek?
- Ness, o czym myślisz? - spytał Jake, przywracając mnie z powrotem do rzeczywistości. Po oczach poznałam, że naprawdę go to interesowało, więc położyłam mu dłoń na policzku. Pomyślałam o jego cierpieniu po zawodzie miłosnym związanym z Bellą, a także o przygnębieniu, które czułam, zadając mu taki sam ból…
- Och… - mruknął zaskoczony. - Ness, to dwie różne sprawy.
- Czyżby? Jestem osobą, z którą nie możesz być… No, może przynajmniej w tej chwili, ale męczysz się tak samo jak w przypadku z mamą…
- To całkiem inna sytuacja. Jestem z tobą, Ness, na zawsze. Ty jesteś moja na zawsze, tak?
Spojrzał mi głęboko w oczy, jakby mógł znaleźć w nich potwierdzenie swoich słów.
- Oczywiście, Jacob. Na zawsze.
- Widzisz, mam cię na zawsze. Może na razie nie w ten sposób, w jaki bym chciał, ale kiedyś… Belli tak naprawdę nigdy nie miałem. Zawsze należała do Edwarda, a ja zajmowałem w jej sercu dopiero drugie miejsce. Ona nigdy nie mogła pokochać mnie tak, jakbym tego pragnął, nie tak, jak ty kochasz mnie. Byłem cierpliwy, ale to nigdy by nie wypaliło… W naszym przypadku wiem, że pewnego dnia odrobimy sobie ten stracony czas, Ness, więc czekanie jest dla mnie w pewnym sensie radością. Zanim będziesz gotowa na następny krok, zrobię wszystko, aby cię uszczęśliwić.
Jak długo jeszcze mogłam zaprzeczać temu, że ja także pragnęłam go uszczęśliwić, a to nieznane mi pożądanie wzmogło się w ciągu ostatnich paru miesięcy? Nie tylko chciałam, ale wręcz potrzebowałam być z nim w „ten” sposób. Czułam, że muszę wypełnić w sobie pustkę, z którą nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Mogłam dać Jake'owi tak dużo radości, a na dodatek otrzymać ją też w zamian. Granica pomiędzy przyjaźnią, a czymś więcej stała się już bardzo niewyraźna i trudna do zauważenia. Tylko zakaz pocałunków trzymał ją w odpowiednim miejscu. Rodzina i przyjaciele dobrze wiedzieli, że choć nieraz zachowywaliśmy się z Jacobem jak zakochana para, to w rzeczywistości nią nie byliśmy. Nasze twarze często znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie i miałam mnóstwo okazji, aby zbliżyć swoje usta do jego… To wydawało się takie proste, a ja czułam, że z pewnością nie żałowałabym tej decyzji…
Usunęłam ze swojego umysłu resztki tych obrazów i wzięłam Jacoba za rękę, a następnie wyprowadziłam go na zewnątrz.
- Chodźmy odwiedzić Billy'ego. Tak długo go nie widziałam - powiedziałam.
- Jasne, strasznie się ucieszy na twój widok - zgodził się, przesuwając rękę wzdłuż mojego kręgosłupa. Złapał mnie za ramiona i posadził na swoich ciepłych plecach. Gdy zaczął biec, przytuliłam się do niego mocniej. Niezwykle rzadko przemieniał się w wilka w mojej obecności, bo oglądanie go w blasku zwierzęcej chwały było dla mnie oczywiście zakazane.
Na trawniku przed domem Billy'ego pojawiliśmy się już po kilku minutach. Jake ostrożnie postawił mnie na ziemi i złapał za rękę. Z jego tatą spędziliśmy około czterech lub więcej godzin. Pan Black zawsze bardzo chętnie przebywał w naszym towarzystwie. Okropnie tęsknił za dawnym charakterem swojego syna, bo historia niespełnionej miłości do Belli zbudowała pomiędzy nimi niewidzialny mur. Na szczęście od czasu, kiedy Jacob wpoił się we mnie, wszystko się zmieniło i myśl, żeby opuścić La Push albo Forks nawet nie przeszła mu przez głowę. Billy był wniebowzięty, widząc, że jego syn już się nie zadręcza ani nie cierpi, a ja cieszyłam się z każdego jego uśmiechu, bo mógł on rozjaśnić nawet najciemniejsze zakamarki jego serca.
Gdy opuściliśmy domek Blacków, udaliśmy się na małe polowanie. Chcieliśmy zakończyć je przed zapadnięciem zmierzchu, aby zdążyć na wieczorne ognisko. Ostatecznie pojawiliśmy się na plaży numer jeden w La Push tuż po tym, jak słońce schowało się za horyzontem. Zastaliśmy na niej trzy ogromne ogniska, wokół których igrały na piasku wydłużone cienie.
- Kocham tę porę dnia - westchnęłam z zachwytem. - Jest taka piękna… - Nie ma nic cudowniejszego niż ognisko na plaży w towarzystwie wspaniałych przyjaciół i rodziny.
- A ja kocham ciebie i to ty jesteś piękna - odparł Jacob i pocałował mnie w czoło. Jego wargi zbyt długo nie odrywały się od mojej skóry, więc odsunęłam się od niego tak delikatnie, jak tylko mogłam.
- Spójrz, moi rodzice już przyszli - powiedziałam. - A tam siedzą Seth i Claire. Może przyłączysz się do nich? Tak dawno ich nie widziałeś. Ja pójdę się przywitać z mamą i z tatą - kontynuowałam, mając nadzieję, że chłopak zrozumie aluzję. Chciałam zostać teraz sama i porozmawiać z Bellą na temat pewnych ważnych spraw, o których on na razie nie powinien raczej wiedzieć.
- Okej - zgodził się i dotknął wargami mojego policzka. Następnie ruszył w kierunku znajomych, a ja zaczęłam iść w stronę ogniska rozpalonego najbliżej skał, gdzie na jednym z wyrzuconych przez morze pni odpoczywali rodzice. Tata obejmował mamę ramieniem, ale gdy mnie zauważył, trochę się od niej odsunął, żebym jakoś się pomiędzy nich wcisnęła.
- Jak ci minął dzień, Nessie? - spytała Bella.
- Świetnie, bo spędziłam go z Jacobem. Cieszę sie, że już wrócił…
- Jak my wszyscy - westchnął Edward. - Nie jesteś sobą, kiedy nie ma go w pobliżu.
Dyskretnie położyłam mu rękę na policzku, żeby mógł poznać moje myśli.
Zostawisz nas chwilę same? Chciałabym porozmawiać z mamą o czymś bardzo ważnym.
- Jasne - zgodził się bezgłośnie i natychmiast ruszył do lasu, żeby za chwilę zniknąć w ciemności.
- Gdzie się podział twój ojciec? - spytała zaskoczona Bella, bo oczywiście nie usłyszała mojej niemej prośby. Teraz to jej pozwoliłam przeniknąć swój umysł, aby zorientowała się, że chciałabym z nią porozmawiać.
- O co chodzi, kochanie? - spytała z troską.
- O Jacoba - wyjaśniłam znużonym głosem. Miałyśmy już za sobą wiele dyskusji na temat jego szczęścia.
- Rozumiem. Co ci leży na sercu?
- Mamo, nie mogę już dłużej znieść, że go ciągle tak strasznie ranię. Od dnia moich szesnastych urodzin i jego wyznania, że chce teraz czegoś więcej, wszystko się zmieniło. Po upływie tych dwóch lat i w moim sercu pojawiły się nowe uczucia. Pragnę jego obecności bardziej niż kiedykolwiek, ale nie tylko jako przyjaciela… Oczywiście on to wie, ty to wiesz, ale…
- Och, Renesmee! Wreszcie macie zamiar stać się prawdziwą parą? Naprawdę?
- Nie wiem, mamo - szepnęłam. - Ciągle się boję…
Ścisnęła moją dłoń.
- Nessie, nic nie może pójść nie tak pomiędzy tobą a Jacobem. Jesteście dla siebie stworzeni, podobnie jak ja i Edward. Nie widzisz, jacy jesteśmy z twoim ojcem szczęśliwi? Z wami będzie tak samo. Oboje z Jacobem zasługujecie na szczęście…
- Jacob zasługuje na nie o wiele bardziej niż ja - wtrąciłam, starając się nie patrzeć w jej oczy.
- Nessie, jak w ogóle możesz tak uważać?
- No… Spójrz: ogromnie go teraz ranię, chociaż nie powinnam już tego robić, bo przecież jestem już wystarczająco dorosła…
- Ranisz go, bo chcesz dla niego jak najlepiej, prawda? - Pokiwałam głową, a ona kontynuowała:
- Oboje na siebie zasługujecie. Wasza miłość jest silna i taka już pozostanie. Myślę, że naprawdę nadszedł czas na poważne zmiany, Ness.
W tym momencie uświadomiłam sobie, że mama rzeczywiście miała rację i przyszedł czas na następny krok. Nagle poczułam, jak wszystko się we mnie zagotowało. Chciałam… Nie, pragnęłam Jacoba jak nigdy wcześniej. Wydawało mi się, że ktoś nacisnął w moim sercu jakiś przełącznik i nagle zalało je oślepiające światło, w którym ujrzałam twarz młodego Blacka. Jego uśmiech zamienił wszystko w lśniące złoto… Wątpliwości zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Położyłam dłoń na policzku Belli, by poznała moje zamiary.
- Idź, Nessie! - Na jej twarzy zagościł uśmiech, który kochałam i podziwiłam. Wszyscy uważali, że go po niej odziedziczyłam, podobnie jak jej czekoladowe oczy sprzed przemiany w wampira.
Pobiegłam do miejsca, w którym siedział Seth ze swoją dziewczyną, Claire. Wpoił się w nią ponad trzy lata temu i od tamtej pory stali się niemal nierozłączni. Bardzo się cieszyłam, że przyjaciel Jacoba znalazł wreszcie drugą połówkę, bo naprawdę zasłużył sobie na prawdziwą miłość.
- Cześć! Nie wiecie może, gdzie jest Jake?
- Um… A co? - spytał podejrzliwe Seth. Lekko się zawahał, co nie było u niego typowe, więc coś się musiało stać.
- Claire, dlaczego twój chłopak zrobił się nagle taki nerwowy?
Wiedziałam, że ona na pewno powie mi prawdę. Przyjaźniłyśmy się prawie tak mocno jak ja i ciocia Alice. Ale Claire odwróciła wzrok, przygryzając dolną wargę.
- No dalej! - nalegałam. - Mam do niego sprawę dotyczącą bycia więcej niż tylko przyjaciółmi! To nie może czekać!
Jak tylko skończyłam mówić, na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy.
- Naprawdę? Nadeszła już ta odpowiednia pora i zdecydowaliście się na coś więcej? - zapytał Seth nieco sceptycznie, ale nie dziwiłam mu się. W końcu po dwóch latach moich odmów wiadome było, że ludzie nie uwierzą mi tak łatwo.
- Tak, Seth. Nie mogę już dłużej ranić Jacoba, jak robiłam to do tej pory - odparłam szybko, bo zaczynałam się coraz bardziej niecierpliwić. Chciałam już w tej chwili przytulić się do Jake'a i natychmiast poczuć jego wargi na swoich!
- On ogląda teraz wasz… to znaczy jego dom na najwyższym klifie w La Push - powiedziała Claire. - Znasz tę część wybrzeża?
- Och… Najwyższy klif? Nie mam pojęcia, gdzie to może…
Nie dokończyłam zdania, bo Seth wsadził mnie sobie na plecy i już gnał wzdłuż klifu z wilczą wprawą i precyzją.
- Za moment będziemy na miejscu. Pewnie Jacob się wścieknie, że zdradziliśmy ci jego tajemnicę, ale ta twoja sprawa faktycznie nie może czekać. Chyba powstrzyma się przed urwaniem mi głowy, kiedy oznajmisz mu, że za chwilę spełnią się jego największe marzenia.
Seth miał głos przepełniony szczęściem. Wyobraziłam sobie, jak Jacob uśmiecha się szeroko jak nigdy wcześniej, kiedy oznajmiam mu, że może mnie mieć. Całą mnie…
Tylko o jakim domu mówiła Claire? Jacob kupił jakieś mieszkanie? Kiedy? I po co? Chyba nie mógł aż tak bardzo chcieć uciec od Billy'ego, prawda?
- To tutaj - oznajmił nagle Seth i pomógł mi zejść ze swoich pleców. - Jake, Jake! Zobacz, kogo ci przyprowadziłem!
Na dźwięk głosu przyjaciela Jacob po chwili wybiegł z budynku. Miał na twarzy szeroki uśmiech, który zniknął zaraz po tym, jak chłopak zorientował się, że stałam parę metrów od niego.
- Nessie? Co ty tutaj robisz? - spytał szorstko. Był zły, bo najwidoczniej odkryłam jego sekret, a chciał się nim ze mną podzielić dopiero w odpowiednim czasie. Nieważne kiedy, ale zdecydowanie nie w tej chwili. Miałam jednak nadzieję, że moja wiadomość sprawi, że ten gniew minie.
- Zostawię was samych - powiedział Seth ze złośliwym uśmieszkiem i szturchnął mnie łokciem. Zerwał się gwałtownie i pobiegł szybko do lasu, a jego głośny chichot odbijał się echem wśród drzew.
- Jake, wiem, że ten dom to pewnie jakiś rodzaj tajemnicy, ale…
- Wracaj mi tu natychmiast, Seth! - zawołał z wściekłością Jacob. Był o krok od przemienienia się w wilka i wszczęcia pogoni za przyjacielem. Nie wróciłby przez co najmniej kilka godzin, a potem wpadłby w jeszcze większą furię, gdyby dowiedział się, że ze swojej winy odwlekł w czasie nasz pierwszy pocałunek... Na myśl o jego ustach poczułam na plecach przyjemne dreszcze… Musiałam działać szybko! Przysunęłam się do niego i objęłam go w pasie. Kiedy stałam tuż obok, nie mógł się przemienić. Od pocałunku dzieliło nas zaledwie chwile… Jacob oczywiście nie wiedział, dlaczego mój oddech przyspieszył, a bicie serca przeszło w szaleńczy galop.
- Nessie? O co chodzi? Stało się coś złego, tak? - Jego serce także przyspieszyło, ale nie z tego samego powodu, co moje. Przynajmniej w tej chwili..
- Jake, ostatnio dużo myślałam… Tak właściwie to myślałam nad tym przez ostatnie dwa lata… - zaczęłam, ale po chwili się zawahałam... Nie było już odwrotu. - Nadeszła pora, Jake.
- Pora na co? - spytał z zaskoczonym wyrazem twarzy. Zachichotałam, bo kiedy był zdezorientowany, wyglądał bardzo uroczo.
Wzięłam go za rękę i pociągnęłam w kierunku krawędzi klifu. Blask księżyca oświetlał znajdujące się tam skały. Usiadłam na jednej z nich, a ciągle niczego nieświadomy Jake bez słowa zajął miejsce obok. Objęłam go ramieniem i przytuliłam się mocno do jego torsu, a on odwzajemnił uścisk. Nic nadzwyczajnego, zawsze tak robiliśmy. Położyłam obie dłonie na jego rozpalonych policzkach. Noc była chłodna, więc emanujące od niego ciepło sprawiało mi przyjemność. Wpatrywał się we mnie intensywnie, ale nadal nie wiedział, o co mi chodziło. To zachowanie również nie odbiegało od normy. Ponownie cicho się zaśmiałam. My chyba naprawdę mieliśmy już za sobą wszystkie fizyczne gesty. Oprócz jednego…
- Jake, nie będziemy dłużej tylko przyjaciółmi - oznajmiłam i pozwoliłam mu poznać swoje myśli, w których pojawił się przebłysk tego, jak moim zdanie powinna wyglądać sceneria naszego pierwszego pocałunku. Do złudzenia przypominała ona obecne otoczenie…
- Ness, naprawdę? Teraz to wszystko ma sens… Nadeszła pora… na następny krok? - Pożerał mnie wzrokiem, ale w jego głosie wyczułam nutkę sceptycyzmu. Pokiwałam gorliwie głową i niespodziewanie wybuchłam śmiechem. Jacob zamknął oczy, uśmiechając się szeroko, a blask księżyca oświetlał jego postać. Po chwili podniósł powieki i wziął moją twarz w swoje ogromne dłonie. Przysunął się bliżej, a jego usta dzielił od moich zaledwie cal…
W chwili, kiedy poczułam jego wargi na swoich, ogień pożądania, który do tej pory jedynie słabo się we mnie tlił, rozżarzył się z całą mocą i stał się wręcz nie do zniesienia. Skoncentrowałam się tylko i wyłącznie na próbach złączenia naszych ust w jedno… Moje ciało przenikała dziwna elektryczność… Nagle uświadomiłam sobie, na co Jacob z takim utęsknieniem czekał przez te wszystkie lata. I na co ja czekałam, nawet nie będąc tego świadomą… Teraz nie mogłam sobie wyobrazić reszty życia bez doznawania tego codziennie…
Czułam w ustach gorący oddech Jake'a i wodziłam rękami po jego ciele. Nasze języki poruszały się w tym samym rytmie… Przylgnęłam do niego jeszcze mocniej, a on czule gładził moją twarz… moje plecy… Wplotłam dłonie w te czarne, długie włosy…
Zdałam sobie sprawę, dlaczego podświadomie nie chciałam dopuścić do takiej sytuacji. Siła tego pocałunku była taka ogromna, że albo mogła wzmocnić nasze relacje, albo je zniszczyć…
Nie odrywaliśmy się od siebie przez jakiś czas, który dla mnie zdawał się wiecznością. Moje serce biło gorączkowo, podobnie jak serce Jacoba. Staraliśmy się jak najbardziej odwlec moment końca tej wspaniałej chwili, ale przeklęte płuca bezlitośnie domagały się tlenu. Ścisnęłam go mocniej i w przerwach na oddechy całowałam każdą część jego ciała, jaką mogły dosięgnąć moje usta. On postępował podobnie, a jego ręce bezwiednie błądziły po moim ciele…
W końcu wylądowaliśmy na skrawku przydomowego trawnika. Jake ciągle trzymał mnie w objęciach. Delikatnie, ale zarazem pewnie złapał moją dłoń, a potem pocałował koniuszek każdego z jej palców i przeniósł ją sobie tam, gdzie biło serce. Zauważyłam, że dosłownie chciało mu się wyrwać z piersi. Położyłam jego lewą rękę i swoją prawą na mojej klatce piersiowej, żeby mógł poczuć to samo. Nasze szalone serca wybijały ten sam rytm, niczym bębny albo muzyka… Jak pieśń wyrażająca emocje dwojga kochających się ludzi…
- Kocham cię, Jake - szepnęłam, kiedy się już trochę uspokoiliśmy.
- Ja ciebie też, Ness. Zawsze kochałem i zawszę będę cię kochał. Od tej pory należymy do siebie… Zobaczysz, jak strasznie szczęśliwi będziemy.
Uwierzyłam mu. Poczułam, że powinnam go przeprosić za moje zachowanie w ciągu ostatnich lat. Dlaczego postępowałam jak skończona idiotka? Nie moglibyśmy być szczęśliwi z dala od siebie. Stanowiliśmy dwie części pewnej unikalnej całości.
Wziął mnie za rękę i poprowadził w kierunku domu… Właśnie. Z tego wszystkiego zapomniałam o tajemniczym domu.
- Jake, czyj jest ten dom? - spytałam, gdy znaleźliśmy się naprzeciwko wejściowych drzwi.
- Um… Nasz… To znaczy mój… Chyba. - Przerwał i ponownie mnie objął, jednocześnie patrząc głęboko w oczy. - Jest nasz, jeśli chcesz, żeby tak było.
- Och… - wyrwało mi się. Starałam się ukryć zaskoczenie, ale głos mnie zdradził. - A kiedy… To znaczy… Planowałeś, żebyśmy zamieszkali w nim jako przyjaciele czy przygotowywałeś go na przyszłość?
- I to, i to. Chciałem teraz mieć swój własny kąt, a akurat to miejsce było na sprzedaż. Budynek niczego sobie, świetna lokalizacja… Ale teraz wszystko zaczyna się świetnie układać. Chyba wybrałem idealny moment…
Przytulił mnie jeszcze mocniej, o ile w ogóle było to możliwe…
- Tak właściwie to na pewno wybrałem idealny moment - wyszeptał, składając pieszczotliwy pocałunek na moim uchu, a potem delikatnie zjechał ustami wzdłuż szyi. Pod wpływem jego namiętnych i gorliwych gestów serce znowu zaczęło mi gwałtownie bić. Poczułam pożądanie silniejsze niż kiedykolwiek, więc wyglądało na to, że nie tylko pragnęłam całować się z Jacobem… Przed nami pozostała jeszcze reszta nocy…
Ledwo zdążyłam o tym pomyśleć, on już wziął mnie na ręce i ostrożnie wniósł do środka. Znowu zaczęliśmy się całować, ale kiedy znaleźliśmy na szczycie schodów, Jacob delikatnie mnie na nich posadził. Lekko się od niego odsunęłam, ale to go w ogóle nie zaniepokoiło. Cały czas uśmiechał się szeroko i w pewnym momencie przestraszyłam się nawet, że wystające kości policzkowe przebiją mu skórę.
- Jake, może zabierzesz mnie na wycieczkę po naszym nowym domu? - powiedziałam, akcentując słowo naszym, aby w pełni dotarło do niego to, że właśnie zaczęła się nasza wspólna przyszłość. Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, więc natychmiast załapał, o co mi chodziło.
- Okej, najpierw pokażę ci naszą sypialnię - odparł, obejmując mnie w talii i prowadząc w kierunku drzwi w końcu korytarza. Moje serce zadygotało na dźwięk słów „nasza sypialnia”. Za pewien czas będziemy się pewnie zachowywać jak stare małżeństwo…
Widok pomieszczenia, około trzech razy większego od pokoju Belli i Edwarda, autentycznie zaparł mi dech w piersiach, co wydawało się w tym przypadku rzeczą niemożliwą. Moja dawna sypialnia wyglądała przy nim jak jakiś schowek na miotły. Masywne, okrągłe łóżko, podobnie jak reszta bardzo eleganckie, stało na środku, a zewsząd otoczyły mnie różne odcienie brązu i koloru rudego. Odniosłam wrażenie, że ten pokój urządzono specjalnie dla nas: brązowe tony odzwierciedlały ciepło Jacoba, a rudawe akcenty - moje kasztanowe włosy, które on tak uwielbiał.
- Jake, to jest… - Aż zabrakło mi słów.
- Wiem, wiem: niesamowite. Esme bardzo mi pomogła. - No tak. Za czymś tak cudownym mogła stać tylko ona. Jacob włączył światło i wszystkie ściany prezentowały się teraz bez żadnych cieni ani niewidocznych miejsc.
To, co zobaczyłam… Ten widok… wzbudzał respekt. Po prostu zachwyciłam się tym spektakularnym pięknem. Okazało się, że każda ściana była zrobiona ze szkła. W normalnych warunkach mogłoby to stanowić pewien problem, bo przecież wilkołak i pół-wampirzca nie powinni się zbytnio afiszować, ale na szczęście ten dom zbudowano na totalnym odludziu, więc zachowanie prywatności nie stanowiło najmniejszego problemu. Wzdłuż linii wybrzeża i horyzontu odbijało się w wodzie jasne światło księżyca. Fale uderzały o skały, ale nie gwałtownie, tylko łagodnie i uspokajająco. Wiedziałam, że te dźwięki, podobnie zresztą jak miarowy oddech Jacoba, niejednokrotnie pomogą mi zasnąć.
- Jake, to jest… - Nie byłam w stanie oddać w słowach targających mną emocji. Moje oczy ledwie to wszystko ogarnęły. Pojedyncza łza spłynęła mi bezszelestnie po policzku, ale uśmiechnięty Jake natychmiast delikatnie ją otarł. Znowu położyliśmy dłonie na naszych sercach i poczuliśmy, że ciągle biły w tym samym rytmie. Spojrzałam w górę i zaskoczona dostrzegłam, że na jego twarzy także pojawiło się kilka łez. W tym momencie wiedziałam już na pewno, że właśnie otrzymałam to, czego chciałam, to, co kiedykolwiek mogłabym chcieć i to, co chciałam od zawsze, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Jacob pochylił się i złożył na moich ustach kolejny pocałunek, namiętny i natarczywy, a potem przeniósł mnie na ogromne łoże.
- Kocham cię, Ness. Właśnie teraz wszystko zaczyna się na nowo - powiedział lekko drżącym głosem, więc pewnie denerwował się tak samo jak ja. Przez cały czas czekałam na tę chwilę, a on czekał na nią prawie całe swoje życie…
- Jestem gotowa, Jake. Nadeszła już pora - wyszeptałam w jego tors, a potem wziął mnie w swoje objęcia i tej nocy żadne słowo nie padło już z naszych ust…