Program polskich pozytywistów (publicystyka).
Młode pokolenie odwróciło się od szczytnych ideałów romantyzmu, zarówno od przekonania, że "Polska jest Chrystusem" czy "Winkelriedem narodów", jak i od nakazów konieczności walki z wrogiem, nie przyjmując ani metody "lisa", ani "lwa". Chcąc obudzić naród z marazmu, z atmosfery zniechęcenia i beznadziejności, przekonać, że i w takiej, jak nasza sytuacji, można szukać dróg uratowania Polski, głoszono konieczność pracy nad podniesieniem stanu gospodarki, poziomu materialnego i moralnego społeczeństwa. Tak więc, ogólnie mówiąc, w epoce romantyzmu naczelnym hasłem była walka, w pozytywizmie - praca. Pozytywiści polscy na plan pierwszy wysunęli dwa zasadnicze hasła programowe: "pracy organicznej" i "pracy u podstaw".
Praca organiczna. Herbert Spencer wysunął koncepcję traktowania społeczeństwa jako żywego organizmu, którego właściwe funkcjonowanie może zapewnić tylko prawidłowa działalność wszystkich organów. A więc, by społeczeństwa osiągały coraz wyższe stadia rozwoju, muszą pomnażać swe bogactwa, doskonalić wszystkie dziedziny gospodarki i kultury. Dlatego propagować trzeba działalność ludzi z inicjatywą, z konkretnym fachem w ręku, przedsiębiorczych dziedziców, pomysłowych i wykształconych inżynierów, gdyż w nich jest droga prowadząca do aktywizacji innych, do podniesienia i unowocześnienia gospodarki i wreszcie do ogólnego dobrobytu kraju. Należało więc wszczepić narodowi zasadę utylitaryzmu, by przekonać o konieczności działania na rzecz wspólnego dobra. W ówczesnej prasie tak definiowano tę zasadę: "Utylitaryzm, to owa wielka społeczna zasada, która nakazuje człowiekowi być użytecznym wszędzie i zawsze, uczy stawiać sobie jasno określony cel i ku niemu wytrwale zmierzać"
Praca u podstaw. Pozytywiści rozumieli konieczność pracy na rzecz najbiedniejszych i najbardziej upośledzonych warstw narodu, które mając możność normalnego życia, swoją pracą pomnożą bogactwo ogólnonarodowe. Sięgnąć należało więc do tych, którzy zajmując miejsce u podstaw społeczeństwa, stać się mogą mocnym i trwałym filarem. Kierowano więc apele do warstw wykształconych, do nauczycieli, lekarzy, społeczników, by "szli w lud", zbliżyli się do problemów wsi, wydobyli ją z wiekowego zacofania, podnieśli stan zdrowotny jej mieszkańców i uświadomili im rolę, jaką mogą spełnić w odbudowywaniu siły narodu. Podobną troską otoczono rodzący się proletariat, wyzbytą majątków szlachtę, biedotę bez zawodu, nawołując do konkretnego działania, do szukania sposobu polepszenia ich losu, gdyż "każdy mieszkaniec kraju obdarzon jest od natury uzdolnieniem, które zdrowe pojmowanie dobra ogólnego spożytkować może". Głoszone przy tym hasła emencypacji kobiet, które pozbawione były praw społecznych i asymilacji Żydów, którym starano się umożliwić ludzką egzystencję w ramach polskiego społeczeństwa. Wszystkie te dążenia zamykające się w założeniach omawianego hasła, wynikały z wiary w możliwość harmonijnej współpracy wszystkich warstw dla dobra ogólnego, w stopniowy wzrost dobrobytu, w możliwość rozwoju kraju, mimo niewoli i całego dramatu społeczeństwa.