Psychologia,
a inwestowanie na giełdzie
Opracowanie: Bartosz Józefowski
Wprowadzenie
Świat finansów i ekonomii jest powszechnie uważany za bardzo ścisły, wszystkie procesy opisywane są skomplikowanymi wzorami matematycznymi. W takim kontekście mówienie o psychologii inwestora giełdowego może wydawać się nieco niepoważne. Bo w czym może pomóc psycholog, gdy mówimy o światowej koniunkturze na surowce naturalne, rezultatach finansowych spółek, wreszcie o całej sferze księgowości i sprawozdawczości tychże firm. Otóż wbrew pozorom psychologia ma bardzo dużo do powiedzenia na temat procesów inwestycyjnych. Mówi się już dzisiaj nawet o behawioralnych finansach. Moglibyśmy je uznać za pewną próbę połączenia zarówno psychologii jak i tradycyjnej nauki finansów.
Oczywiście zdania wśród naukowców i giełdowych ekspertów są podzielone. Są tacy, którzy jak mantrę powtarzają za Miltonem Friedmanem, że rynek jest efektywny, a inwestorzy racjonalni. Inni, tacy jak profesor Robert Haugen z Uniwersytetu Kalifornijskiego twierdzą, że poglądy Friedmana to nie jest w ogóle teoria naukowa, a raczej fantazja i to mająca sporo fanatycznych wyznawców. Jak to zwykle bywa prawda jest gdzieś pośrodku. Oczywiście teoria ekonomii wyjaśnia wiele procesów i zjawisk, trudno jest jednak nie zauważyć, że wielu inwestorów popełnia błędy. Nie mówimy tu o jakichś ograniczonych grupach ludzi, te nieracjonalne zachowania opanowują czasami całe rynki. Wystarczy przywołać choćby wypowiedź Warrena Buffetta, guru światowych rynków finansowych, który ogromne wzrosty indeksu Dow Jones z lat 1994-1999 skomentował jako wirus, który zaatakował głowy inwestorów powodując halucynacje. To miało być przyczyną ponad dwukrotnej różnicy, pomiędzy rynkową wyceną spółek (cenami akcji), a ich faktyczną (fundamentalną) wartością.
Chciałbym tu jeszcze przywołać dosyć znany eksperyment, w którym zmierzyli się profesjonalni inwestorzy giełdowi z szympansem. Szczerze mówiąc trudno mi było dojść do tego kto przeprowadził ten eksperyment. Jest on tak często cytowany, przerabiany na różne wersje, że trudno mi było ustalić jednoznacznie autora. W całym eksperymencie chodziło o to, że szympans wskazywał karty, na których były zapisane nazwy spółek giełdowych. Grupa ekspertów natomiast, korzystała ze swoich codziennych narzędzi. Ku uciesze mediów okazało się, że giełdowe typy szympansa były lepsze od większości profesjonalnych typów. W czym tkwi problem? Nie jest sztuką odnieść na giełdzie jednorazowy szybki sukces, sztuką jest utrzymywanie tego sukcesu przez dłuższy czas. Chodzi o umiejętność reagowania na zmiany na rynku, pojawianie się nowych podmiotów, w końcu o tworzenie długookresowych planów czy strategii inwestycyjnych. Przytaczany wcześniej Warren Buffett nie jest finansowym idolem, dlatego że udało mu się zwiększyć swój majątek w ciągu roku o powiedzmy, 30% ale dlatego, że udaje mu się to od ponad 30 lat. Gdyby ktoś z was spotkał dzisiaj młodego Warrena Buffetta i dał mu 200 złotych to za 30 lat otrzymałby milion złotych. 5 tysięcy razy więcej. Stopa zwrotu z tej inwestycji to 500 000%. Na polskim gruncie można by spojrzeć przez chwilę np. na Romana Karkosika. Działa o wiele krócej niż Buffett, więc trudno porównywać, wiemy przecież jednak, że na warszawskiej giełdzie powstał prawie, specjalny rodzaj strategii inwestycyjnej, czyli tzw.: „gra na karkosiki”. Przykłady tych dwóch osób pokazują nam dwie ważne rzeczy. Inwestowanie na giełdzie to raczej nie gra, ale proces, w którym liczą się profesjonalizm, umiejętności, wiedza. Proces, który można w dużym stopniu kontrolować, nie jest to typowa gra losowa. Drugi wniosek jest taki, że nie każdy zostanie Buffettem czy Karkosikiem.
Inwestorzy są racjonalni, rynek efektywny, a jednak giełdowe kariery przebiegają bardzo różnie. Dlatego koncepcje w behawioralnych finansach spostrzegają inwestorów jako zwykłych ludzi, którzy popełniają błędy, ulegają rozmaitym złudzeniom, poddają się swoim nastrojom i emocjom, porównują się z innymi ludźmi. Takie spojrzenie rzecz jasna nie jest alternatywą dla tradycyjnych finansów, ale może być pewnego rodzaju rozszerzeniem, udoskonaleniem, różnych teorii. Zamiast zajmować skrajne pozycje możemy czerpać bogactwo z obu zasobów i do tego szczerze nakłaniam. Chciałbym zatem zaprezentować krótkie opracowanie wybranych zjawisk psychologicznych, które powinny zainteresować graczy giełdowych.
„Wzrośnie, czy spadnie, oto jest pytanie” - o przewidywaniach
Nasze decyzje inwestycyjne podejmujemy na podstawie różnych prognoz i przewidywań. Nawet, jeśli pomagają nam w tym maszyny i różne narzędzia analityczne to ostatecznie, to człowiek podejmuje decyzje, dlatego warto jest wiedzieć, jakie są najczęstsze błędy popełniane przy interpretacji informacji i prognozowaniu. Psychologia inwestowania wymienia ich bardzo dużo, ja chciałbym skupić się tylko na tych, które są moim zdaniem najciekawsze.
Błąd I: „Nadmierna pewność siebie”
Oczywiście prawie każdy przypadkowo zapytany człowiek powiedziałby, że nie jest zbyt pewny siebie, że zna swoje możliwości itp. Wystarczy jednak sprawdzić wyniki badań przeprowadzonych wśród szwedzkich i amerykańskich kierowców. Większość z nich uważa, że ich umiejętności są wyższe niż średnie. Interesuje nas jednak giełda i tu też można zacytować wyniki wielu eksperymentów i badań. Nadmierna pewność siebie przejawia się w bardzo prosty sposób. Inwestorzy poproszeni o dokonanie prognozy indeksu giełdowego na 2 i 4 tygodnie naprzód z prawdopodobieństwem równym 90%, niepotrzebnie mocno zawężali podawany przedział, w którym miała się mieścić wartość indeksu. Przez to prawie zawsze popełniali błędy. Trzeba dodać, że dochodzi tu również do niedoceniania procesów losowych. Nietrudno jest się domyślić, że ludzie nadmiernie pewni swoich umiejętności i wiedzy częściej dokonują transakcji, przecież wierzą, że poprzez swoją aktywność wpłyną na wysokość stopy zwrotu. Okazuje się jednak, że efekt jest wprost przeciwny. Dodatkowo trzeba pamiętać, że skłonność do przeceniania swoich możliwości mają najczęściej osoby, którym powiodło się przy pierwszych inwestycjach. Mówiąc najprościej, ktoś, komu udało się zarobić na pierwszych akcjach, ma mniejsze szanse na odniesienie sukcesu w długim okresie.
Ktoś mógłby stwierdzić, że takie zachowanie jest cechą ludzi niedoświadczonych, zajmujących się giełdą zupełnie amatorsko. Otóż nie. Wiele błędów wynikających ze zbyt dużej pewności siebie popełniają też profesjonaliści. Znakomitym przykładem jest historia amerykańskiego funduszu inwestycyjnego LTCM. W latach 1994-1998 fundusz ten stał się gwiazdą finansową. Dwóch noblistów w dziedzinie ekonomii, wielu specjalistów o ogromnym doświadczeniu, w sumie 24 osoby z tytułem doktorskim, zarządzały po kilku latach kapitałem równym 4 miliardy dolarów. Financial Times pisał o LCTM: „fundusz, który myśli, że jest zbyt mądry żeby upaść”. Trudno mówić jednak o upadku, dokonała się bowiem raczej katastrofa finansowa, w ciągu jednego miesiąca przy niekorzystnej sytuacji na rynku, wielkość kapitału funduszu zmalała do prawie 0,5mld dolarów. Żeby nie spowodować krachu i paniki interweniować musiał Bank Rezerwy Federalnej. Jak widać sprawa jest jak najbardziej poważna. Inwestor giełdowy powinien zawsze z pewną rezerwą podchodzić do eksperckich komentarzy i z pewną nieufnością do własnych prognoz. Sama świadomość, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości, że nasza wiedza i możliwości są zbyt małe, już może ustrzec nas przed poważnymi błędami. Ernest Rutherford - jeden z najwybitniejszych fizyków atomowych powiedział kiedyś: „Ktokolwiek spodziewa się uzyskania energii z atomu, opowiada głupstwa”. Gdyby ten wybitny naukowiec powiedział wtedy, że jest pewny, powiedzmy, na 75%, że nie da się uzyskać energii z atomu, nie byłby pewnie cytowany dzisiaj w dziale „największe pomyłki świata”.
Błąd II: „Błąd konfirmacji”
Zanim zacznę omawiać kolejny mechanizm psychologiczny proszę abyście spróbowali przeprowadzić szybko pewne doświadczenie. Wyobraźmy sobie, że przygotowałem 4 karty, opisałem je z obu stron. Jedną stronę oznaczyłem literą, a druga liczbą. Teraz wykładam je przed tobą tak jak na rysunku.
Jedyne, co mogę jeszcze wyjawić to, że przy opisywaniu kart kierowałem się pewną zasadą. Jeżeli na jednej stronie jest samogłoska to na drugiej zapisywałem liczbę parzystą. Proszę, żebyś się mocno skoncentrował i jeszcze raz przeczytał tę regułę: Jeśli po jednej stronie karty znajduje się samogłoska, to po jej drugiej stronie jest liczba parzysta. Teraz oczywiście proszę, żebyś sprawdził czy ta reguła została rzeczywiście zachowana. Możesz odwrócić tylko dwie karty, bardzo proszę żebyś się dobrze zastanowił. To pozornie banalne ćwiczenie jest autorstwa psychologa Petera Wasona. Znakomicie pozwala ono pokazać istotę błędu konfirmacji.
Dobrze, mam nadzieję, że już wskazałeś dwie karty, które mają zostać odwrócone. Jeżeli wskazałeś karty z literą „A” i cyfrą „4” to wiedz, że jesteś w większości, ale niestety w większości, która popełnia błąd szukania potwierdzenia. Przeanalizujmy to zadanie jeszcze raz. Odwrócenie karty z literą „A” jest jak najbardziej zasadne. Gdyby na jej odwrocie była liczba nieparzysta mielibyśmy dowód przeczący regule, liczba parzysta byłaby jej potwierdzeniem. W regule nie ma ani słowa o spółgłoskach, dlatego odwracanie karty z literą „F” nie miałoby sensu. Nikt nie powiedział, że na odwrocie spółgłoski nie może być liczba parzysta. Przechodzimy w końcu do karty z liczbą „4”. Gdybyśmy na odwrocie znaleźli samogłoskę byłoby to potwierdzenie reguły, dodać trzeba, że już kolejne, więc przyznajmy, że niemające już tak dużego znaczenia. Gdyby była spółgłoska to... No właśnie, wtedy nie moglibyśmy nic powiedzieć o regule, przypomnę, że nie mówi ona przecież nic o kartach ze spółgłoską. W końcu sięgamy po kartę z liczbą „7”. Jeżeli na odwrocie będzie spółgłoska wtedy nic się nie dzieje, jeśli jednak byłaby tam samogłoska mamy dowód przeczący regule, chyba wszyscy mogą przyznać, że istotnie zmienia on rozwiązanie całego zadania. Należy odwrócić zatem kartę z literą „A” i z liczbą „7”.
Ufam, że dzięki ćwiczeniu Wasona wszyscy rozumieją już błąd myślenia konfirmacyjnego. Ludzie szukają faktów, które potwierdziłyby jakąś hipotezę, a unikają faktów, które jej przeczą. Nie trudno sobie wyobrazić, jakie wielkie niebezpieczeństwo może stworzyć taka pomyłka dla inwestora. Ktoś formułuje opinię, że opłaca się inwestować w spółki informatyczne. Żeby sprawdzić jego poglądy, przeglądamy listę najbardziej zyskownych spółek i znajdujemy na niej cztery spółki informatyczne. Czy już kupujemy akcje? Inwestor, który zdaje sobie sprawę ze swojej skłonności do myślenia konfirmacyjnego sprawdza pozostałe spółki informatyczne na giełdzie albo przegląda listę spółek powodujących najwyższe straty. Powiedzmy, że odnajduje tam trzy spółki informatyczne. Inwestor interesujący się behawioralnym podejściem do finansów, potrafi zmodyfikować tą hipotezę do postaci bliższej prawdy, czyli, że ceny spółek informatycznych osiągają bardzo skrajne wartości, są zatem obciążone dużym ryzykiem.
Analizę tego mechanizmu chciałbym zakończyć wyróżniając jeszcze dwie jego odmiany: tendencyjność i chybienia. Pierwszy rodzaj polega na lekceważeniu faktów przeczących sprawdzanej hipotezie. Chybienia natomiast polegają na ignorowaniu dowodów świadczących za hipotezą przeciwną. Oczywiście większość inwestorów popełniających te błędy potrafi je świetnie tłumaczyć i wręcz uzasadniać. Mogła zawinić koniunktura, albo zmieniły się warunki, dane nie są istotne, bo wtedy działały inne siły, w interesującym nas horyzoncie czasowym dany wskaźnik jest nie istotny itd. Niestety straty spowodowane błędną decyzją są bardzo realne i dla większości dosyć istotne, aby ich uniknąć przede wszystkim trzeba zwiększyć swoją czujność poznawczą.
Błąd III: „Błąd kotwiczenia”
„Najważniejsze jest pierwsze wrażenie” - to powiedzenie znają chyba wszyscy. W tej wersji brzmi ono raczej niegroźnie. Niestety okazuje się, że proces przywiązywania się ludzi do pierwszej informacji jest bardzo silny i może spowodować poważne błędy w szacowaniu różnych wielkości. Już sama nazwa sugeruje nam istotę tego błędu. Gdy zaczynamy zajmować się jakąś wielkością pada jakaś liczba, może ona być nawet zupełnie przypadkowa. Zatrzymuje się ona jednak w naszej głowie, działa jak kotwica i zmniejsza swobodę szacowania. Niemieccy psychologowie przeprowadzili ciekawe badanie. Inwestorzy mieli przewidzieć wielkość indeksu, którą osiągnie za 12 miesięcy. Najpierw jednak, połowie z nich zadawali pytanie, czy wartość indeksu będzie niższa niż 4500 punktów, pozostałym czy będzie wyższy niż 6500 punktów. Dopiero później inwestorzy mieli przedstawić swoje prognozy. Te dwie liczby, które przed chwilą przeczytałeś działały jak kotwica. Mimo iż nie było żadnego racjonalnego powodu by odnosić się w swoich przewidywaniach do tych liczb, inwestorzy z pierwszej grupy (niska kotwica) podawali prognozy średnio o 200 punktów niższe niż ci z grupy o wysokiej kotwicy. Podobne doświadczenia były wykonywane jeszcze wiele razy. Wniosek jest zawsze ten sam: liczba, na której skupiamy się przed przeprowadzaniem jakichś szacowań i prognoz, wpływa na formułowane przez nas przewidywania. Niestety nie jest to jedyne spostrzeżenie psychologów. Okazuje się bowiem, że oceny finansowe mogą być wrażliwe na informacje kotwiczące zupełnie niezwiązane z przedmiotem prognozy. Możemy tych informacji nawet nie pamiętać. Zjawisko jest dosyć proste do zrozumienia, niestety walczenie z nim jest bardzo trudne. Właściwie jedyne co możemy robić to porównywać swoje oceny z sądami innych inwestorów. Trzeba też bardzo dokładnie śledzić wszystkie interesujące nas wskaźniki, sprawdzać czy nie przywiązaliśmy się do jakichś danych z przeszłości, tu ułatwieniem może być prawidłowość, że przywiązujemy się najczęściej do danych skrajnych. Oczywiście w takiej sytuacji należy sprawdzić czy owe skrajne wartości nie były wynikiem jakichś wyjątkowych warunków.
Błąd IV: „Stawianie na trendy”
Sam mechanizm stawiania na trendy nie jest zbyt skomplikowany i raczej nie jest zaskakujący. Inwestorzy indywidualni chcą po prostu dołączyć do tzw. zwycięskiego składu. Przejawia się to skupowaniem akcji, które od pewnego czasu drożeją i opiera się głównie na wierze, że trend wzrostu będzie trwał nadal. Używając kolokwializmu powiedzielibyśmy o owczym pędzie, czy stadnych zachowaniach na giełdzie. Problem polega głównie na tym, że inwestor indywidualny oczekuje zachowania kursu akcji analogicznie do poprzedniego roku, nie uwzględniając, że sytuacja rynkowa prawie na pewno się zmieniła. To, co jednak wydaje mi się najciekawsze, ujawniły dopiero badania profesora De Bondt'a. Po pierwsze w warunkach hossy, aż 62% graczy oczekiwało kontynuacji trendu, w sytuacji bessy na trend stawiało tylko 38% inwestorów. Drugi wniosek jest jeszcze ciekawszy. Gdy skrócimy horyzont czasowy naszych prognoz, stawianie na trend w czasach hossy będzie tylko nieco mocniejsze. Widoczna różnica pojawia się natomiast w sytuacji bessy. Wtedy nie ma już tak dużego optymizmu, na dalsze spadki cen, czyli kontynuację trendu stawiało 54%.
Teraz nieco bardziej optymistycznie!
Nasuwają się proste pytania: Czy już nic nie możemy zrobić? Czy jesteśmy skazani na te dziwne zjawiska w naszych głowach? Dlaczego one w ogóle tak działają?
Człowiek w swoim życiu musi podejmować wiele decyzji. Niektóre trudniejsze i bardziej skomplikowane od innych. Ludzki mózg mógłby sobie z tymi tysiącami decyzji po prostu nie poradzić. Pamiętamy chyba bajkę, w której: „Osiołkowi w żłoby dano, w jednym owies, w drugim siano.” Gdyby nasz mózg nie wypracował uproszczonych mechanizmów decyzyjnych to pewnie jak ten osiołek w rozterce padlibyśmy w końcu z głodu. Myślenie heurystyczne jest właśnie tym procesem uproszczonego myślenia, które pomaga nam w różnych życiowych sytuacjach. Niestety przytoczone wcześniej błędy inwestorów są wynikiem stosowania tego prostszego modelu w złych sytuacjach. Głównie wtedy, gdy mamy wystarczająco dużo czasu i możliwości by dokładnie zbadać historię spółki i jej akcji. Możemy zebrać wszystkie dane statystyczne i je przeanalizować, oraz możemy sprawdzić opinie innych graczy na rynku. Myślenie heurystyczne może nam natomiast pomóc w decyzjach wielowymiarowych. Niemiecki psycholog Gerd Gigerenzer wykazał, że ludzie bardzo dobrze potrafią ułożyć portfel inwestycyjny wybierając z pośród wszystkich notowanych spółek te, które wydają im się najprężniej działające, po prostu najlepsze. Taki mechanizm heurystyczny najlepiej stosować w czasach silnego rozwoju rynku. Wtedy dociera do nas mnóstwo informacji o najlepszych firmach, mimo że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich od razu ogarnąć to przez mechanizmy choćby takie jak efekt kotwiczenia wpływają one na nasze prognozy.
Jeszcze odważniejsze koncepcje formułuje holenderski psycholog Ap Dijksterhuis. W prawdzie nie zajmuje się on giełdą, ale jego prace dotyczą teorii wyboru, co dość łatwo przenieść na interesujący nas grunt. Cały problem polega na naszych możliwościach „obliczeniowych”. Nasza świadomość ma ograniczoną pojemność, gdybyśmy używali analogii do komputerów mówilibyśmy o zbyt małej pamięci operacyjnej. Przez to w każdym momencie mamy do dyspozycji tylko kilka argumentów lub cech, spośród których wybieramy. Nie możemy natomiast jednocześnie porównać wszystkich czynników. Dodatkowo w czasie naszych świadomych rozważań możemy ulec jakimś zewnętrznym wpływom, które mogą spowodować, że przecenimy wagę jakiegoś argumentu. To wszystko prowadzi do niekorzystnych decyzji. Holenderski badacz prowadził eksperymenty, które pozwoliłyby mu rozstrzygnąć, czy przed ważną decyzją, należy ją bardzo mocno przemyśleć i przeanalizować, czy raczej jak mówi powiedzenie lepiej się z tym problemem przespać. Ta druga droga to „myślenie bez udziału uwagi”.
Metoda badawcza była dosyć prosta. Uczestnikom eksperymentu pokazywano cztery ogłoszenia mieszkaniowe. Podzielono ich następnie na grupy. Pierwsza grupa mogła dowoli rozważać i analizować wszystkie ogłoszenia. Druga grupa natomiast, po przeczytaniu ogłoszeń miała wykonać szereg ćwiczeń, które zajmowały ich uwagę. Nie mogli zatem świadomie rozważać problemu, ale mogło dojść do myślenia bez udziału uwagi. Okazuje się, że obiektywnie rzecz biorąc to druga grupa podejmowała trafniejsze wybory. Różne wariacje tego ćwiczenia wykonywano na różnych grupach. Generalnie okazuje się, że gdy stoi przed nami mało skomplikowany wybór, powinniśmy się kierować świadomą analizą problemu. Gdy jednak problem staje się wielowymiarowy, jest dużo różnych cech branych pod uwagę, wtedy efektywniejszą metodą jest tzw. przespanie się z problemem, czyli po zapoznaniu się z faktami trzeba zająć się czymś innym i po pewnym czasie podejmujemy decyzję. Jako ostateczny dowód zacytuję tylko wyniki badań przeprowadzonych na klientach sklepu Ikea. Po kilku tygodniach od dokonania zakupu kontaktowano się z klientami i okazało się, że nieświadomie myślący byli bardziej zadowoleni ze swoich nowych mebli.
Oczywiście zastosowanie tych koncepcji na giełdzie nie byłoby najrozsądniejszą strategią, nie znamy jeszcze wszystkich czynników mających znaczenie, potrzebujemy jeszcze sporo danych empirycznych potwierdzających te wnioski. Warto jednak wiedzieć o takich mechanizmach, być może uda się tą wiedzę wpleść w już opracowane strategie inwestycyjne. Kto wie, może jest to droga, którą podążą finansiści za kilka lat?
Dla osób, które potrzebują „czegoś na teraz”, czyli chciałyby natychmiast popracować nad psychologiczną stroną swojego inwestowania mam kilka ważnych wskazówek:
samoświadomość - trzeba poznać siebie. Jeżeli zwiększymy swoją czujność, będziemy się skupiać na naszych motywatorach, emocjach, psychologowie powiedzieliby o dokonywaniu introspekcji (zaglądaniu w głąb), prawdopodobnie uda nam się poznać nasze inwestycyjne skłonności. Wytrwała i regularna praca, oraz obserwacja samego siebie, może zwiększyć pewność naszych decyzji, a nawet zniwelować niektóre z wymienionych błędów.
systematyczność - ważne jest żeby nie tylko działać według pewnej logiki, ale też prowadzenie notatek. Pomocne mogą okazać się, krótkie zapisy, w których uzasadniamy podejmowane decyzje. To pomoże uczyć się nam na własnych błędach.
otwarty umysł - najgorsze, co może spotkać inwestora to zaszufladkowanie. Inwestor, który krytykuje wszystkie opinie eksperckie oprócz podobnych do swoich własnych, przy odpowiednim szczęściu może przez jakiś czas zarabiać. W dłuższym okresie trzeba być elastycznym. Nie można się przywiązywać np. do jednego sektora, a nawet do samej giełdy. Czasami łatwiej i lepiej jest się na pewien czas wycofać niż grać przeciwko wyprzedaży.
zanim zadasz sobie pytanie, jakich zysków oczekujesz, jakie zyski uważasz za satysfakcjonujące, najpierw zadaj sobie pytanie ile jesteś gotów stracić?! Jeden z maklerów proponował nawet kiedyś, żeby usiąść przed gotówką, którą zamierza się zainwestować i kolejno palić banknoty. Podobno, jeżeli jesteśmy w stanie spalić 30% naszej gotówki możemy śmiało ruszać po akcje, niestety instrumenty pochodne dostępne są przy wyższych wartościach procentowych.
(powyższe wskazówki są nieco żartobliwe, ale pytanie o straty jest jednym z najważniejszych, które trzeba sobie zadać)
zrozum, że nie przewidzisz wszystkiego - wobec papierów wartościowych trzeba mieć nieco pokory. Mimo, że można zaobserwować pewne prawidłowości na rynkach finansowych, to nie da się sformułować żadnych praw. Przy tych samych warunkach, wskaźnikach, giełda może zachować się bardzo różnie. Gdy uświadomisz sobie, że nie wygrasz z rynkiem, że nie przegonisz rynku, że nie odnajdziesz złotej reguły inwestycyjnej, oszczędzisz sobie sporo przykrych emocji, nerwów, wstydu, pochopnych decyzji, a najważniejsze oszczędzisz nieco kapitału. Chodzi o to, żeby zarobić, a nie o to żeby wygrać.
Na zakończenie wyniki analiz, które bardzo mnie rozbawiły. Pokazują jak daleko jesteśmy od zrozumienia giełdy i zachowań inwestorów. Trzej ekonomiści, Garcia, Edmands i Norli analizując dane z 31 lat, 1162 meczy rozegranych przez reprezentacje 39 krajów, doszli do wniosku, że złe wyniki reprezentacji w piłce nożnej, są skorelowane ze spadkami wartości papierów wartościowych. Autorzy raportu stwierdzili jednoznacznie, że im wyższa ranga meczu, tym większy ma wpływ na samopoczucie inwestorów.
Behawioralne finanse proponują zamiast wliczania w analizy giełdowe coraz większej liczby, coraz bardziej niedorzecznych czynników, obserwację własnego nastroju i aktywne wykorzystywanie, tych wydawać by się mogło, nieprofesjonalnych zjawisk do formułowania swoich strategii. To opracowanie miało tylko przybliżyć, czym zajmuje się psychologia inwestora, mam nadzieję, że chociaż część czytelników skłoni się do poważniejszej lektury na ten temat. Osobiście polecam!
Bibliografia:
Zaleśkiewicz Tomasz (2003) Psychologia inwestora giełdowego. Gdańsk: GWP.
Zielonka Piotr (2006) Behawioralne aspekty inwestowania na rynku papierów wartościowych. Warszawa: CeDeWu.
Nofsinger John R. (2006) Psychologia inwestowania. Gliwice: Helion.
Zaleśkiewicz Tomasz Fatalna gra na giełdzie. Charaktery 07/2006
Dijksterhuis Ap Samo się myśli i wybiera. Charaktery 12/2006
„Psychologia, a inwestowanie na giełdzie.”
jozefowski.pl 2
„Psychologia, a inwestowanie na giełdzie.”
jozefowski.pl 11
A
F
4
7