Wiązanka z nieśmiertelników
Pierwszy
- Koniecznie musisz przyjść. W końcu to moje urodziny.
Petunia przestaje głaskać łaszącego się do niej kota. Podnosi głowę i ze zdziwieniem mierzy siostrę wzrokiem.
Urodziny? No tak. I to już dziewiętnaste.
Niewiarygodne, że czas biegnie tak szybko. Starsza Evansówna nie może pozbyć się wrażenia, że Lily nadal jest małą dziewczynką, którą trzeba się opiekować. A tymczasem to już dorosła kobieta.
Piękna. Mądra. Usuwająca w cień wszystkie swoje koleżanki.
Starszą siostrę także.
- Tunia, powiedz, że przyjdziesz. - Młoda schyla się i bierze na ręce nieco opierającego się Burasa, a potem zaczyna go drapać pod brodą.
Kot bezwładnie zwisa z jej ramienia. Przymyka oczy i mruczy głośno. Petunia nie może oderwać od niego wzroku. Z goryczą uświadamia sobie, że w jej objęciach zwierzak nie jest w stanie wytrzymać nawet pięciu sekund. Zdrajca.
- Proooszę. - Lily patrzy na nią błagalnie. - Chociaż ty mnie nie zawiedź. - Robi krok w kierunku siostry. Zaniepokojony kocur wyrywa się z jej rąk i z głuchym stęknięciem - w końcu waży swoje - zeskakuje na podłogę.
Petunia nerwowo splata palce. Naprawdę nie chciałaby sprawić Młodej zawodu, ale musi odmówić. Bez podania przyczyn.
Bo przecież nie przyzna się, że po prostu boi się spotkania z jej magicznymi przyjaciółmi, którzy przez cały wieczór będą rozmawiać o niezrozumiałych dla niej sprawach i jakby od niechcenia popisywać się swoimi sztuczkami. Dziewczyna świetnie wie, że będzie się tam czuła jak piąte koło u wozu.
Jak ktoś, kto zaproszony na wspaniały bal, musi zatrzymać się w progu i tylko słuchać muzyki dochodzącej z salonu.
- Nie mogę… - zaczyna niepewnie. - Nie mogę przyjść.
- Skoro tak - kończy rozmowę Lily. - To ja też zostaję w domu!
Petunia wzdycha ciężko. Skoro Młoda w ten sposób stawia sprawę, nie ma wyjścia, musi się zgodzić.
Drugi
- A to jest właśnie moja Tunia - mówi z dumą Lily, mocno obejmując ramieniem zdenerwowaną siostrę. Wyraźnie próbuje ją wesprzeć. Kochana smarkula. Nie, już nie smarkula.
Wszyscy zebrani bez zdziwienia przyglądają się starszej Evansównie. Tak, jakby dobrze ją znali. Jakby była tu od dawna oczekiwanym gościem.
- Rzeczywiście jesteście do siebie podobne! - stwierdza spokojnie wysoka długowłosa blondynka.
- A nie mówiłam?! - odpowiada ze śmiechem Młoda. - Tylko ja nie jestem tak ładna.
- Co ty… - zaczyna nieśmiało Petunia. Ale nie kończy, bo Lily właśnie dodaje z pełnym przekonaniem:
- Zawsze chciałam być taka, jak ona.
No nie, przesadza. A nawet kurtuazja powinna mieć swoje granice. Tym bardziej, że prawda jest zupełnie inna.
Ale Petunia nie chce wdawać się w dyskusje. Nieśmiało rozgląda się po wnętrzu i nie może pozbyć się wrażenia, że cofnęła się w czasie co najmniej o sto lat. W tym dziwnym lokalu, urządzonym starymi drewnianymi meblami, nie ma elektryczności. Tylko setki świec. Lily i jej znajomi traktują to jako coś zupełnie normalnego.
Ona po namyśle też przyznaje, że i owszem, ma to ma pewien urok.
Czas mija. Dziewczyna nerwowo pali papierosa za papierosem, pije kremowy napój, który - nie wiedzieć czemu - nosi nazwę piwa i słucha rozmów. Tak, jak podejrzewała, zupełnie nie rozumie, o czym dyskutują jej towarzysze. Uśmiecha się więc przepraszająco, kiedy ktoś zadaje jej pytanie.
- Sam-Wiesz-Kto podobno znowu...
- Aurorzy go namierzyli.
- Veritaserum?
- Za to dostanie Azkaban na bank!
- Nie żyje. To była Avada.
Dziwne słowa, które dla niej nic nie oznaczają. Które ją peszą i odbierają całą pewność siebie. I które brzmią tak złowrogo, jakby wypowiadający je ludzie szykowali się do wojny.
Co tu się dzieje? - Petunia rzuca siostrze zrozpaczone spojrzenie. Jednak Lily nie zwraca na nią uwagi, bo roziskrzonym wzrokiem wpatruje się w chłopaka, którego starsza Evansówna miała już okazję poznać.
James. Ma na imię James. Potter. Antypatyczny, zarozumiały typ. Zawzięcie szepcze coś Młodej do ucha, a ona sprawia wrażenie, jakby świata poza nim nie widziała.
No dobrze, jest już dorosła, ale na pewno mogłaby sobie znaleźć kogoś lepszego. Dojrzalszego. Przystojniejszego. Bo komu może podobać się taki chudy, rozczochrany okularnik?
- A ładnie to tak zaczynać beze mnie?! - pyta nieoczekiwanie dźwięczny męski głos. Wyraźnie słychać w nim rozbawienie.
Petunia odwraca głowę. Tuż za nią - zupełnie jakby zmaterializował się znikąd - stoi wysoki chłopak. Ma szczupłą twarz o regularnych rysach, burzę ciemnych wijących się włosów i czarne oczy o inteligentnym, nieco kpiącym spojrzeniu. Uśmiecha się łobuzersko, lekko unosząc jeden kącik ust. Jest tak piękny, że dziewczynie na chwilę zapiera dech.
- Łapa! - Na widok spóźnionego przybysza James z radosnym uśmiechem zrywa się z krzesła. Ewidentnie wczuwa się w rolę gospodarza. - Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz.
- Jestem - odpowiada po prostu przybysz, ściskając jednocześnie wyciągnięte ku sobie ręce. Jego wzrok prześlizguje się po twarzach przyjaciół i nagle zatrzymuje się na Petunii. A ona nie wie, dlaczego w tym momencie robi się jej gorąco.
- Tutaj. - Potter wskazuje mu miejsce obok siebie.
Jednak chłopak nie zwraca uwagi na to zaproszenie. Zwinnie przeskakuje ławkę i siada przy niej.
- My się chyba nie znamy - mówi, wciąż nie przestając się uśmiechać. - Łapa. To znaczy, Syriusz Black.
Syriusz?! Jakie dziwne imię. Ładne.
- Petunia Evans - odpowiada prawie bezgłośnie, myśląc jednocześnie, że z tymi przeklętymi rumieńcami musi wyglądać paskudnie.
Najgorsze jest to, że zupełnie nie wie, dlaczego tak się denerwuje.
- Ty musisz być siostrą Lily - Syriusz nie spuszcza z niej uważnego spojrzenia. - Dużo o tobie…
- Uważaj, Petunia - przerywa mu bezceremonialnie jedna z dziewcząt. Śmieje się, ale to nie jest szczery śmiech. - Łapa to znany podrywacz.
- Gadasz bzdury! - Chłopak marszczy czoło. Jest wyraźnie poirytowany tą uwagą.
Evansówna nic nie mówi. Aby ukryć zmieszanie drżącą ręką sięga po papierosa. Rozgląda się w poszukiwaniu zapalniczki. Syriusz zauważa ten manewr i zręcznym gestem wyciąga różdżkę. Jedno krótkie zaklęcie i na końcu smukłego drewienka pojawia się płomyk. Zaskoczona dziewczyna przez chwilę wpatruje się w ogień, a potem pochyla się nad nim. Papieros zaczyna się żarzyć. Petunia zaciąga się mocniej i wciąż - jak zahipnotyzowana - nie może oderwać wzroku od twarzy swojego towarzysza. I od jego oczu.
Szare.
Są szare, a nie czarne.
Trzeci
Petunia rozczesuje włosy, długie i tak samo rude, jak loki Młodej. Tylko że jej siostra wygląda w tym ich naturalnym kolorze o wiele lepiej, niż ona. Dlatego wreszcie powinna się przefarbować. Na blond. Najlepiej złoty. Może wtedy Syriusz... Może wtedy będzie bardziej mu się podobała.
Spędził z nią cały wieczór. Była jedyną dziewczyną, z którą rozmawiał. Nie, trudno nazwać to rozmową. Po prostu on mówił, a ona słuchała. Wyjaśniał jej tajemnice czarodziejskiego świata chętniej i bardziej przystępnie niż kiedykolwiek robiła to Lily.
Evansówna wciąż czuje dotyk jego ręki. Widzi uśmiech, wyraz oczu i tak bardzo chce mieć nadzieję, że spotkają się jeszcze kiedyś. Ale wie, że to niemożliwe. Nie jest wystarczająco ładna, wystarczająco błyskotliwa, aby na dłużej przykuć jego uwagę. A co najważniejsze - nie ma magicznych zdolności.
Ta przeklęta magia!
Petunia po raz kolejny w życiu ma wrażenie, że coś przez nią traci.
- Nie śpisz? - Siostra zagląda do niej przez uchylone drzwi.
- Zaraz się kładę.
Młoda kilkoma susami przemierza pokój i rzuca się na łóżko. Wtula twarz w poduszkę, ale nie może ukryć błyszczących oczu i zarumienionych policzków.
- Ale było fajnie - mówi przytłumionym głosem. - Świetnie się bawiłam.
Nic dziwnego. W końcu Potter nie odstępował jej nawet na chwilę.
- Powiedz mi szczerze, co myślisz o Jamesie? - Lily spogląda na nią z niepokojem. Tak, jakby naprawdę liczyła się z jej opinią.
- Jest...
Jest zarozumiałym arogantem, myśli. Ale nie umie tego powiedzieć głośno.
- Jest... - zaczyna jeszcze raz. - Jest miły.
- Cieszę się, że ci się spodobał. - Młoda uśmiecha się promiennie. - Pamiętasz, kiedyś strasznie go nie lubiłam. Wydawało mi się, że jest zarozumiałym arogantem, ale kiedy poznałam go lepiej...
Petunia podnosi brew. Co za niebywała zgodność opinii?! Ale nie wydaje się, aby ona - w odróżnieniu od siostry - kiedykolwiek miała zmienić zdanie o Jamesie Potterze.
- Rozmawiałaś z Syriuszem - mówi tymczasem Lily, nie przestając się uśmiechać.
- Tak. Jest miły. - Spina się i powtarza tę samą zdawkową opinię. Nie umie przyznać się głośno, że ten chłopak ją zachwycił. Mogłaby... Dla niego mogłaby stracić głowę.
- Uważaj - śmieje się Młoda.
- Czemu? - niepokoi się Petunia. Czyżby ta czarownica z przyjęcia mówiła prawdę?
- Bo to wyjątkowy narwaniec. Nigdy nie wiadomo, co mu strzeli do głowy. Ale - siostra nieoczekiwanie poważnieje - to porządny chłopak. Za przyjaciół dałby się pokroić.
Czwarty
Petunia starannie wkłada do torby zeszyt z notatkami z wykładu. Arytmetyka - dowód na to, że świat jest logiczny i pełen harmonii. I nie ma w nim miejsca na rzeczy, których nie można udowodnić.
Jest wiosenny dzień, o wiele cieplejszy, niż to się rano zapowiadało. Wręcz parny. Powietrze zdaje się gęstnieć z każdą chwilą.
Evansówna żegna się z koleżankami i wolno idzie w stronę metra. Najchętniej nie wracałaby dziś do domu. Lily zaprosiła Jamesa na obiad. A ona nie ma ochoty go widzieć, ani tym bardziej udawać uroczej szwagierki.
Szare ołowiane chmury coraz szczelniej zasnuwają niebo. Gdzieś w oddali słychać pomruki grzmotów. Dziewczyna przyspiesza. Chce jak najszybciej schronić się pod dachem, bo panicznie boi się burzy.
To jedna z wielu rzeczy, których się boi.
- Petunio!
Odwraca się i nie śmie wierzyć własnym uszom. Nieopodal, na niskim murze okalającym porośnięty tujami skwer, siedzi Syriusz Black. Petunia czuje jak jej serce zaczyna uderzać mocniej. Dlaczego zadał sobie tyle trudu, aby ją odnaleźć? Czy to znaczy, że ta znajomość i dla niego jest ważna?
Chłopak zeskakuje na chodnik i szybkim krokiem zbliża się do niej.
Petunia myśli, iż jego obecność to dowód na to, że świat jest jednak pełen niespodzianek.
Wpatruje się w Syriusza jak zaczarowana. A on sprawia wrażenie bardzo pewnego siebie. I jest taki wysoki, smukły, zgrabny. Ma w ruchach mnóstwo niewymuszonego wdzięku.
Jest wspaniały.
Ale młody. Tak niewiarygodnie młody.
Tak niewiarygodnie przystojny.
Nieoczekiwanie bierze ją za rękę. Dziewczyna mocno zaciska palce na jego zimnej dłoni. Czyżby się denerwował? Tak samo jak ona?
Zaczyna padać.
Biegną szybko w stronę stacji metra. Syriusz kluczy, jakby chciał znaleźć drogę między zimnymi kroplami. Śmieje się głośno i zaraźliwie. Petunia nie może się powstrzymać i też zaczyna chichotać. Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że bieg w deszczu może być taki zabawny.
Leje coraz mocniej. Strużki wody spływają po twarzy, zalewają oczy. Ubranie coraz bardziej przylega do ciała.
Nagle chłopak, wciąż ciągnąc ją za sobą, skręca gwałtownie i już po chwili stoją w ciemnej bramie. Nie jest to może najprzyjemniejsze miejsce, ale za to suche. Można tu spokojnie przeczekać deszcz.
Syriusz oddycha szybko i potrząsa głową, starając się pozbyć nadmiaru wody. Jego wilgotne włosy skręcają się w małe loki i wiją nad czołem. Petunia przez chwilę czuje ogromną pokusę, aby zanurzyć w nich palce. Tak bardzo chce go dotykać. I chce, aby on dotykał ją.
Nie, tak nie można! Zawstydzona dziewczyna spuszcza głowę. Nie powinna myśleć w ten sposób o zupełnie obcym człowieku. Na dodatek młodszym od niej o całe trzy lata. Kto to w ogóle widział, by zadawać się z takim smarkaczem? Nie wypada.
Gdzieś niedaleko uderza piorun. Evansówna wzdraga się przestraszona.
- Nie bój się - szepcze Syriusz i kładzie dłonie na jej ramionach.
Zbliża twarz do jej twarzy. Ona znowu wyraźnie widzi jego oczy ocienione długimi rzęsami. Spoglądają zbyt poważnie jak na jego młody wiek. A może tylko tak się jej wydaje? Faktem jest tylko to, że nigdy wcześniej nie widziała piękniejszych.
Drugi grzmot. Petunia ma wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Nie może opanować drżenia.
- Spokojnie - Chłopak już bez ceremonii przyciąga ją do siebie. Ona sztywnieje pod wpływem jego dotyku, ale nie cofa się, nie wyrywa. Jest jej niewiarygodnie dobrze.
Gdyby tylko wiedziała, czego może się po nim spodziewać. Czy może mu zaufać?
Lily uważa, że to uczciwy człowiek. Chyba może więc zdać się na opinię własnej siostry?
I nie umie już dłużej walczyć z pokusą. Nieśmiało, z ociąganiem podnosi rękę i dotyka jego włosów, policzka, ust. Boże, jakie on ma piękne usta! Ciepłe.
Syriusz świetnie całuje. Tak dobrze, że można zatracić się w tym pocałunku. Zapomnieć o całym świecie. Uwierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia.
Nagle chłopak odsuwa się od niej. Petunia jeszcze przez długą chwilę nie może dojść do siebie. Patrzy na niego, mrugając oczami. On też jest trochę oszołomiony.
- Przepraszam - mówi. - Ja…
Dziewczyna nie wie, co w nią wstępuje, ale bezwstydnie zarzuca mu ręce na szyję. Przytula się do niego ze wszystkich sił.
Jeszcze chwila i znowu czuje jego wargi na swoich ustach. I dotyk dłoni na ciele.
- Mieszkam tu niedaleko - mówi Syriusz stłumionym głosem. - Wejdziesz? - Wyraźnie obawia się jej reakcji.
A ona wie, że nie powinna się zgodzić. Ale zauroczenie jest silniejsze niż strach. Na samą myśl, o tym, co może wydarzyć się za kilka chwil, zalewa ją fala gorąca.
Nie umie mu odmówić.
Nie chce.
Piąty
Godzinę później Petunia leżąc w objęciach Syriusza, patrzy jak jej sukienka wala się po podłodze razem z jego koszulą.
Evansówna przeczesuje palcami miękkie włosy chłopaka i zastanawia się, gdzie podział się cały jej wstyd. Co prawda już od kilku lat spotyka się z mężczyznami - przede wszystkim dlatego, aby całemu światu, i sobie samej, udowodnić, że naprawdę jest warta pożądania - ale jeszcze z żadnym nie kochała się z taką pasją i żarliwością, jak z tym. Sama nie może się temu nadziwić.
Milczą oboje. Nie przeszkadza jej ta cisza. Jemu chyba też nie.
Petunia dyskretnie rozgląda się po skromnie urządzonym, nieco zapuszczonym wnętrzu. Na pierwszy rzut oka widać, że mieszka tu samotny mężczyzna. Nieoczekiwanie przychodzi jej do głowy myśl, że skoro Syriusz zdecydował się przyprowadzić ją do takiego bałaganu, to raczej nie planował cynicznego uwiedzenia.
A może to ona uwiodła jego? Nieważne. Wciąż nie może uwierzyć, że to stało się naprawdę. Że są tu razem - ona i on. I że chłopak patrzy na nią tak, jakby była najpiękniejszą kobietą na ziemi.
Gdyby jeszcze tylko powiedział, co naprawdę myśli o tym wszystkim. Czy uważa, że jest dla nich jakaś przyszłość? Dla czarodzieja i mugolki.
Mugolka. Paskudne słowo. Tak samo obraźliwe jak dziwadło. Dziewczyna porusza się niespokojnie - nie, nigdy nie powinna była tak mówić o własnej siostrze, ani o nikim z jej znajomych. Nawet w zdenerwowaniu. Nawet w histerii.
Tym bardziej, że Syriusz wcale nie jest dziwny. Jest najcudowniejszy na świecie.
Dziewczyna głaszcze go po policzku, a potem nieśmiało dotyka świeżej czerwonawej blizny biegnącej wzdłuż jego ramienia.
- Co ci się stało? - pyta cicho.
- Drobiazg. - Chłopak wyraźnie stara się zbagatelizować sprawę. - To tylko odprysk zaklęcia.
- Zaklęcia? - powtarza bezwiednie Petunia. Wciąż nie mieści jej się w głowie, że istnieją czary mogące naprawdę zrobić komuś krzywdę. Kiedyś myślała, że to tylko bajki.
- Nie przejmuj się, to nic groźnego - uspokaja ją tymczasem Syriusz, ale ona - nie wiedzieć czemu - zupełnie mu nie wierzy. Zbyt wiele pamięta. Zbyt wiele potrafi skojarzyć. Zmartwiona twarz siostry, jej strach, słowa zasłyszane na przyjęciu, ta paskudna blizna na jego ręce - to wszystko niesie ze sobą jakąś trudną do sprecyzowania grozę.
Chciałaby upewnić się, czy jej obawy są słuszne.
Chciałaby też dowiedzieć się czegoś więcej o swoim kochanku. Ale on nie sprawia wrażenia człowieka skłonnego do zwierzeń.
- Mieszkasz sam? - pyta ostrożnie. - A twoja rodzina? Masz chyba jakąś?
- Mam. - Syriusz opiera się na łokciu i patrzy na nią, marszcząc brwi. - Ale parę lat temu postanowiłem żyć na własny rachunek.
Petunia przytula się do niego, myśląc, że sama też powinna wreszcie się na to zdecydować. Wyjść spod ochronnego klosza rodzicielskiej troski. Jeśli on będzie przy niej...
Może uda jej się nawet polubić czary. W końcu to część jego życia. A także życia Lily.
Może wreszcie pozbędzie się żalu, który czuje od wielu lat.
Od dnia, w którym dostała tamten list.
W tej chwili dręczy ją jeszcze jedno pytanie.
- Dlaczego ja? - Spogląda na Syriusza z obawą, ale i z ciekawością. - Przecież jesteśmy tacy… inni.
- Nie. - Chłopak jakby od niechcenia nawija na palec pasmo jej włosów. - Jesteśmy dokładnie tacy sami.
Nie mówi nic więcej, tylko delikatnie wypuszcza z ręki złocisty lok i sięga po różdżkę. Bierze ze stołu kartkę papieru i coś szepcze. Kartka momentalnie zamienia się w kwiat petunii.
- To dla ciebie - mówi, nie patrząc jej w oczy.
Dziewczyna z radosnym zdumieniem patrzy, jak delikatne różowe płatki rozchylają się na jej dłoni. Ma wrażenie, że w tej chwili, po raz pierwszy w życiu, naprawdę udało jej się dotknąć magii.
Szósty
Tego dnia zajęcia kończą się godzinę wcześniej. Petunia, nie namyślając się długo, postanawia wykorzystać wolny czas i odwiedzić Syriusza. Być może nie powinna sprawiać mu niespodzianki, ale nic nie umie poradzić na to, że tak bardzo za nim tęskni. Za ciepłem jego ciała. Dotykiem smukłych palców. Pozbawiającymi tchu pocałunkami.
Dziewczyna uśmiecha się do siebie i przyspiesza kroku. W ciągu zaledwie kilku minut mija dwie przecznice i odnajduje bramę ozdobioną charakterystyczną secesyjną sztukaterią. Potem przeskakując po trzy stopnie, pokonuje schody i wreszcie staje pod drzwiami mieszkania swojego chłopaka, które - wbrew zwyczajom gospodarza - są uchylone. Ze środka dochodzą jakieś stłumione odgłosy. Syriusz nie jest sam. Jeszcze chwila i Petunia nie ma wątpliwości, że towarzyszy mu ten okropny James.
Evansówna nie lubi podsłuchiwać i tak naprawdę, nigdy tego nie robi. Ale tym razem pokusa jest silniejsza od niej. Dlatego dziewczyna wstrzymuje oddech i przytula się do futryny. Nie chce uronić ani jednego słowa z tej konwersacji. Niestety, docierają do niej tylko strzępy zdań. Mężczyźni są za daleko i mówią za cicho, aby mogła słyszeć ich wyraźnie. Jednak wszystko wskazuje na to, że i tym razem rozmawiają o dziwnych i niezrozumiałych dla niej sprawach.
Śmierciojady, Cruciatis, feniks. Zakon? A może po prostu rozkaz.
Petunia nerwowo przestępuje z nogi na nogę. Czuje się fatalnie, sprzeniewierzając się własnym zasadom. Jednocześnie zastanawia się nad tym, czy wejść do środka, czy jednak się wycofać. Tęsknota za Syriuszem walczy w niej z niechęcią do chłopaka siostry i strachem przed konfrontacją. Wreszcie strach zwycięża.
Jak zawsze.
Dziewczyna czuje, że za nic nie zdoła przekroczyć tego progu. Odwraca się, aby odejść i wtedy nieoczekiwanie słyszy swoje imię wypowiedziane głośno przez Jamesa. Znowu przywiera do futryny. Jej serce zaczyna bić szybciej. Dlaczego znowu rozmawiają tak cicho?
- Niezły numer. Wielmożny panicz Black i mugolka. - Dochodzą do niej wreszcie słowa Pottera. Albo jej się wydaje, albo w jego głosie wyraźnie słychać rozbawienie.- Ciekawe, co na to twoja…
Evansówna zupełnie przestaje oddychać.
Mugolka.
- ...ponura. Stara...* Szlag ją trafi na miejscu. Na pewno wydaje jej się, że ty... Dla zabawy... Będzie chciała, żebyś się ożenił. Na jej warunkach. - James sprawia wrażenie niezwykle pewnego swojej opinii. Dziewczyna w tej chwili nienawidzi go ze wszystkich sił.Przeklęty smarkacz!
Wreszcie odzywa się Syriusz. Przez chwilę mówi cicho, ale w końcu podnosi głos:
- Moje zabawy to moja sprawa! I nie obchodzi mnie, czego ona chce! - stwierdza dobitnie. - W żaden sposób nie zmusi mnie do takiego małżeństwa. Jest tylko...
Głośne uderzenia serca i szum w głowie sprawiają, że Petunia nie słyszy, za kogo tak naprawę uważa ją ten chłopak.
Zresztą nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Mugolka...
Dziewczyna całym ciężarem opiera się o ścianę, a potem osuwa w dół, aż wreszcie - nie zważając na kurz i błoto - siada na zimnych, kamiennych schodach.
Nie może powstrzymać łez. W piersiach czuje wręcz niewyobrażalny ból. Ma wrażenie, że jej serce właśnie pęka na tysiące kawałków.
Ten podły drań nawet przez chwilę nie traktował jej poważnie.
Ciekawe, co na to twoja…
Kto? Dziewczyna? Narzeczona? Żona?
Zresztą nieważne. I tak na pewno to czarownica.
Dla zabawy...
A ona uwierzyła w jego dobre intencje.
Jak mogła zapomnieć się do tego stopnia, aby związać się z kimś takim?
Ta przeklęta magia niszczy wszystko! Wszystko zabiera.
I nie daje nic w zamian.
Petunia zrywa się z brudnego stopnia i, rozmazując tusz, wyciera oczy wierzchem dłoni. Nie, nie zamierza dłużej płakać.
Nie pozwoli też nikomu traktować w taki sposób.
Ostatnie słowo będzie należało do niej.
Siódmy
Godzinę później Petunia - spokojna i opanowana jak zwykle - sięga po słuchawkę telefoniczną i starannie wykręca numer.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
Wreszcie, kiedy już prawie traci nadzieję, po drugiej stronie odzywa się niski męski głos.
- Vernon, to ty? Dzień dobry. - Dziewczyna za wszelka cenę stara się mówić spokojnie. - Jeśli nadal chcesz, chętnie się z tobą zobaczę. Tak. Jak najszybciej.
Kończy rozmowę, ale wciąż trzyma w ręku słuchawkę i wpatruje się w okno. Z trudem powstrzymuje łzy uparcie cisnące się do oczu. Stara się nie myśleć o Syriuszu Blacku.
O tym, że mu zaufała.
I o tym, że zaufała Lily, jej opinii o tym mężczyźnie.
A oni oboje z niej zakpili. I może nawet założyli się, że... Albo rzucili na nią jakiś czar. Bo przecież to niemożliwe, aby tak łatwo mogła stracić głowę dla zupełnie obcego chłopaka.
To boli, ale Petunia wie, że nie ma innego wyjścia. Pierwsza musi zerwać znajomość z Syriuszem. Musi zakończyć tę farsę jednym szybkim cięciem.
Wtedy nikt się nie dowie o jej upokorzeniu.
O tym, że była na tyle głupia, aby zakochać się w czarodzieju.
Ósmy
Następnego dnia Syriusz czeka na nią pod bramą uniwersytetu, nonszalancko oparty o ogromny czarny motor. Przechodzące dziewczyny - wszystkie, jak jeden mąż - przyglądają mu się z nieukrywanym zainteresowaniem. A Petunia na jego widok czuje, że wszystkie jej postanowienia niebezpiecznie zaczynają chwiać się w posadach.
Black jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała, wliczając w to Vernona.
Ale jest także czarodziejem, który potraktował ją w haniebny sposób.
Na wspomnienie jego okrutnych słów, dziewczyna mocno zaciska pięści. Ze wszystkich sił stara się opanować, lecz serce bije jej stanowczo za szybko.
- Dzień dobry - mówi Syriusz, uśmiechając się do niej. - Zabieram cię na wycieczkę. - Wyciąga rękę, aby ją objąć.
- Zostaw mnie - rzuca zimno Evansówna i zręcznie wywija się z jego uścisku.
- Co się stało? - Jest wyraźnie zaniepokojony. - Źle się czujesz?
- Ja… Ja nie chcę się już z tobą widywać. - Petunia unosi dumnie głowę i próbuje przybrać obojętny wyraz twarzy. Nieszczególnie jej się to udaje. Nigdy nie potrafiła przekonująco kłamać.
- Dlaczego? - Chyba traktuje jej słowa jak żart. - Wydawało mi się...
- Za dwa miesiące wychodzę za mąż - przerywa mu bezlitośnie.
- Za mąż? - Chłopak sprawia wrażenie zupełnie skołowanego. I szczerego. - Niemożliwe. A my? - Patrzy na nią tak, jakby robiła mu krzywdę. Jakby go zawiodła.
A to przecież on kpi sobie z niej w żywe oczy.
Tak, na pewno tylko udaje biednego pieseczka. Albo próbuje rzucić na nią jakiś czar.
Jednak nie uda mu się już żadna sztuczka, bo Petunia wie, że to koniec. Że za nic w świecie nie może mu ulec. Dlatego lekceważąco wzrusza ramionami i mówi:
- My? Chyba nie myślałeś, że potraktuję poważnie smarkacza, który na dodatek bawi się magią? No nie mów? Myślałeś? - dodaje po chwili z udawanym zdumieniem. - Naprawdę myślałeś?! - Zaczyna śmiać się urągliwie.
Ciepłe błyski w jego oczach momentalnie gasną. Tęczówki tracą świetlistą barwę i stają się zupełnie czarne. Syriusz zaciska mocno usta. Blednie. Wygląda teraz tak wyniośle i patrzy na nią z taką pogardą, jakby pochodził co najmniej z królewskiej rodziny. Panicz Black - Potter powiedział chyba coś takiego.
- Rozumiem - mówi lodowatym tonem. - W takim razie, wszystkiego najlepszego. - Ostatnie słowa brzmią jak obelga.
Nie prosi jej o nic. Nie nalega. Nie przekonuje. Wyraźnie widać, że nigdy naprawdę mu niej nie zależało. Że tylko się nią bawił.
Nareszcie pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Petunia ma pewność, że postępuje słusznie. Ale kiedy tak patrzy w ślad za odjeżdżającym Syriuszem, uświadamia sobie, iż właśnie traci coś bezpowrotnie. Czuje okropny ból w sercu, ale ze wszystkich sił stara się zachować spokój. Powtarza sobie, że bardzo dobrze się stało.
Że najwyższa pora przestać żyć mrzonkami.
Dziewiąty
Lily zamyka czytaną właśnie książkę i przygląda się Petunii z niedowierzaniem.
- Wychodzisz za mąż? - pyta, jakby miała problemy ze słuchem. - Za tego paskudnego Vernona? Kompletnie oszalałaś!
- Bądź uprzejma nie mówić w ten sposób o moim narzeczonym - odpowiada zimno dziewczyna, spuszczając wzrok. - Ja nie obrażam twojego Pottera. - W ostatnie słowo wkłada całą pogardę i lekceważenie, na jakie ją stać.
Jednak Młoda zupełnie nie zwraca na uwagi na ton tej wypowiedzi, tylko wciąż kręci głową z dezaprobatą. Zachowuje się tak, jakby ta sprawa naprawdę ją obchodziła. Jakby przejmowała się losem starszej siostry. Jakby życzyła jej szczęścia.
Cholera jasna, na pewno tylko udaje taką dobrą, troskliwą i współczującą, a w duchu się z niej naśmiewa!
- Nie możesz tego zrobić - mówi z namysłem. - Przecież ty i Syriusz...
- Syriusz! - prycha gniewnie Petunia, z trudem panując nad sobą. - Syriusz to łobuz.
- Tunia?! - Lily rozwiera szeroko powieki. - Dlaczego tak mówisz?! Zrobił ci coś?
Nie. Absolutnie nic. Wcale jej nie skrzywdził. Tylko najzwyczajniej w świecie, zupełnie przypadkiem złamał jej serce.
Ale do tego dziewczyna nie przyzna się siostrze za żadne skarby.
Może za to w inny sposób wyrzucić z siebie żal. Może powiedzieć tej wstrętnej smarkuli, że przejrzała jej grę. Że już nigdy więcej nie pozwoli zrobić z siebie idiotki.
- To wszystko przez ciebie! Nienawidzę cię, ty wstrętna kłamczucho!
- Tunia, ty nie możesz naprawdę tak myśleć?! - Lily otwiera szeroko oczy. Jest blada i mocno zaciska ręce na poręczy krzesła. - Tunia. Przecież ja nigdy...
Petunia nic nie mówi, tylko odwraca się do niej plecami. Nie chce mieć nic wspólnego z tą czarownicą.
Nie chce mieć nic wspólnego z żadnym z tych dziwadeł.