Wojna w Iraku > Demaskowanie rebeliantów
WOJCIECH GRABOWSKI
W najnowszym artykule Newsweeka w Ameryce pojawił się artykuł zatytułowany „Unmasking the insurgents” (demaskowanie rebeliantów). Pierwsza część artykułu opowiada historię Al-Sheayea oraz krótko podaje złoty środek na zwalczanie bojówek terrorystycznych w Iraku.
Nie dane było mu zginąć by móc dziś opowiedzieć o tym. 21 letni Abdullah al-Sheayea przybył do Iraku z Arabii Saudyjskiej by przyłączyć się do bojówek Abu Musaba al-Zarkawiego w jego świętej wojnie przeciwko amerykańskim innowiercom. Swe pierwsze zlecenie otrzymał w Boże Narodzenie. Ciężarówką wypełnioną materiałami wybuchowymi podjechać miał w pobliże Jordańskiej ambasady w Bagdadzie. Nie wiedział że jest śledzony przez członków grupy al-Zarkawiego. W pewnym momencie w środku miasta zdetonowali ładunek zabijając 10 irackich policjantów. Al-Shayea został wyrzucony przez przednią szybę i chyba to właśnie ocaliło go z wybuchu. Zabrany do szpitala z poparzeniami 3 stopnia. Gdy wkrótce jacyś mężczyźni próbowali zapłacić za wypisanie go ze szpitala lub jego śmierć iracka policja zainteresowała się sprawą bliżej. Zatrudniła specjalnego agenta który wyrwał Al-Sheayea ze szpitala. Mimo ciężkich obrażeń, obandażowanego ciała i trudności w poruszaniu się o własnych siłach, zaczęto przesłuchiwać. W pewnym momencie zagrożono że zostanie wydany Amerykanom wskazując na krople krwi które znajdowały się na dywanie w biurze, a które były plamami krwi po poprzednich przesłuchaniach. Al-Sheayea był przerażony i zdezorientowany. Twierdzi - w wywiadzie dla Newsweeka - że iracka policja aresztowała nawet Al-Zarkawiego w Faludży pod koniec października, jednak prawdopodobnie nie wiedząc kogo schwytali, po kilku chwilach wypuścili tego najbardziej bezwzględnego zabójcę w Iraku.
Jakkolwiek informacje Al-Sheayea pozwoliły na schwytanie kilku czołowych współpracowników (poruczników) al-Zarkawiego.
Sposobem pokonania rebeliantów jest rozdzielenie radykalnych grup takich jak grupa al-Zarkawiego od innych grup zagranicznych, walczących o "pokój". Ważnym jest odcięcie ich od zagranicy a przede wszystkim od dostaw broni.
Śledztwo Newsweeka wykazuje, że zanim Amerykanie rozpoczęli wojnę w Iraku (20 Marca 2003) Saddam przekazał miliony a wręcz biliony i niewiarygodne ilości broni na utrzymanie wojny partyzanckiej. Po porażce w wojnie z 1991 Saddam zaczął szkolić młodych oficerów utrzymujących z dyktatorem bliskie więzi. Mieli oni pomóc mu w dokonaniu zamachu stanu.
Nie często zdarza się że zamachowiec samobójca nie ginie w przeprowadzanym ataku terrorystycznym i nie często zdarza się aby jego zeznania pomogły policji. Tym razem fakt że to się udało pozwolił schwytać ludzi al-Zarkawiego. Niepokoi jednak fakt zastraszania przesłuchiwanego. Psychoza wojny strachu i wiszącej w powietrzu śmierci pozwala tłumaczyć słowne groźby ale co by się stało gdyby takimi metodami rzeczywiście działała iracka policja? Nasza stan życia w pokoju i z dala od tego wszystkiego nie pozwala nam dopuszczać myśli że mogłaby to być prawda. Przeszkoleni przez Saddama oficerowie czekają na swoją okazję. Ilu ich jest? Być może nigdy się tego nie dowiemy.
Śledztwo Newsweeka pokazało jak ważną rolę w wojnie partyzanckiej pełni zagranica. Dlatego Amerykanie powinni większe siły skierować na granice dla lepszego zabezpieczenia ich przed przepływem broni dla partyzantów. Zamknięcie a może nawet odizolowanie kraju pozwoliło by na skuteczniejszą walkę z rebeliantami.
Sadam był paranoikiem zawsze miał obsesje na punkcie wierności stąd ciągłe jego podejrzenia o zdradę wśród najbliższych mu współpracowników. Tym, który był poza podejrzeniami i który miał duży kredyt zaufania był Al-Duri, który w styczniu 1993 zorganizował zjazd dla 1000 religijnych politycznych i kulturalnych dygnitarzy z 51 państw namawiając ich do prowadzenia świętej wojny - dżihadu przeciwko Amerykanom. Al-Douri miał też zadanie naprawy stosunków z partią Baas w Syrii. Jego misje dyplomatyczne miały wpłynąć na kontakty z młodym dyktatorem Baszarem al-Assadem. Miało to istotne znaczenie podczas amerykańskiej inwazji. W lipcu Saddam napisał list do grona swych najbliższych popleczników, ostrzegając przed ewentualnym atakiem Stanów Zjednoczonych. Jeden z jego generałów, Taher Dżalil Habusz al-Tikriti, dosyć arogancko odpowiedział: ”będziemy źli jeśli Amerykanie nie zaatakują nas”. Listy Saddama miały za zadanie zorganizowanie ruchu oporu w skład którego wchodziły sabotaż i podpalanie budynków rządowych, elektrowni. Do kolejnej wojny po Afganistanie zaczęli się przygotowywać emigrujący do Iraku Talibowie wśród nich al-Zarkawi. Pracując z grupą kurdyjskich radykalnych islamistów zaczął tworzyć podziemne tunele, którymi przedostawali się fanatycy wojny z Amerykanami z Europy Turcji czy Syrii.
Mimo powstających planów wszystko było jeszcze w rozsypce gdy Amerykanie uderzyli na Irak. Blitzkrieg prowadzony przez Amerykanów zaowocował schwytaniem lub zabiciem wielu czołowych popleczników Saddama. Siły amerykańskie popełniły jednak pewien błąd. Podczas nalotu na jedną z willi brata Saddama Amerykanie nie zabili krewnego Saddama lecz w wyniku ataku zginął Malik al-Charbit, plemienny przywódca, który aktualnie pracował wspólnie z CIA i jordańskim wywiadem starając się obalić Saddama Husajna. Na dodatek zmarło też 21 członków jego rodziny włączając w to małe dzieci. Potencjalni przyjaciele stali się więc od tej pory wrogami. Członków tego plemienia było ok. 2 milionów od Falludży poprzez Ramadi, Kaim na Rutbah skończywszy. Teren ten znany jest jako trójkąt sunnicki.
Saddam zwolnił jeszcze przed atakiem wielu kryminalistów z więzień. Potrzebny był ruch który zamieniłby stare budynki w coś więcej niż otwarte rebelie. I al-Zarkawi to uczynił. W lipcu i sierpniu 2003 miały miejsce pierwsze poważne ataki samochodów pułapek. Zdetonowane przed Jordańską ambasadą oraz kwaterą Organizacji Narodów Zjednoczonych. Od tego czasu Amerykanie zaczęli mówić otwarcie o powstaniu.
Amerykanie w tej rebelii widzieli jednak jeden wielki chaos. Istniały różne grupy, lecz nie było jasno sprecyzowanego celu. Jedni byli motywowani politycznie inni religijnie jeszcze inni byli po prostu kryminalistami. Porozumiewano się różnymi kanałami od biznesu poprzez rodziny religie a skończywszy na miejscach zamieszkania.
Amerykanie zaczęli powoli tracić kontrolę nad bagdackimi ulicami. Ci którzy otrzymywali groźby że zostaną zabici musieli wyjść na ulicę i publicznie proklamować, że już dłużej nie będą pracowali w organizacjach wymierzonych przeciwko powstaniu. Ruch oporu rósł w zastraszającym tempie. W kwietniu w Falludży czterech amerykańskich ochroniarzy zostało uwięzionych a następnie podpalono ich ciała i powieszono na moście a całą akcję nagrano kamerą wideo, następnie zamieszono nagranie w Internecie. Jeśli mówi się o bezpieczeństwie to mówi się o wydarzeniach przed i po kwietniową egzekucją, mówi jeden z koalicjantów. Tego samego miesiąca wybuchła rebelia w szyickiej części kraju której przewodził renegat Muktada al-Sadr. Jednak najgorszym, co mogło przytrafić się Amerykanom byłby układ między sunnickimi powstańcami a szyickimi rebeliantami. Na szczęście dla Amerykanów al-Zarkawi wpłynął na powstańców. Napisał on list do Osamy Bin Ladena który został przechwycony w lutym ubiegłego roku. W liście tym chwalił się samobójczymi zamachami, które przeprowadził wraz ze swymi ludźmi. Napisał także, iż sunniccy nacjonaliści są ludźmi słabej woli którzy nie lubią Amerykanów, chcieliby ich wycofania i są łatwą zdobyczą dla politycznych mediów. Nie byli zainteresowani świętą wojna - pisze al-Zarkawi. Chodziło im raczej o taniec (mowa o tańcu ceremonialnym) i skończenie tego „wielkiego posiłku.”
Niektóre irackie źródła mówią, że al-Zarkawi został schwytany bądź zabity, powołując się na źródła, które zwykły się z nim kontaktować.
Jednak w sierpniu stało się coś, czego iracki rząd nie może rozszyfrować. Nagle wrogie wypowiedzi między nacjonalistami a al-Zarkwim skończyły się. Jego otwarty list do Osamy bin Ladena - oświadczenie w Internecie o nie ignorowaniu Irackich kolegów. Teoria Bahama Salih'sa: Nacjonaliści zostali przegrupowani i zdezorganizowani. Wcześniej mieli pieniądze w Iraku i Syrii. Kontakty z kluczowymi kolegami Saddama zostały przerwane przez inwazję. iracki ruch oporu to potwór z głową w Syrii i ciałem w Iraku stwierdza Baham. Ludzie al-Zarkawiego dostarczali bomby zaś nacjonaliści pieniędzy i strategii.
Media stępiły naszą wrażliwość na sprawy Iraku. Codzienne doniesienia o zabitych i rannych, zamachy bombowe, filmy na których dokonuje się egzekucji, wszystko to staje się dla nas codziennością.
Amerykańskie wojska prą wbrew ponoszonym ofiarom, walczą nie tylko z ludźmi ale tez z ich ideologią, przekonaniami, religią, polityką, ekonomią, biznesem. Terroryści zaczynają współpracować ze sobą, bo zrozumieli że tylko razem można coś zdziałać. Świetnym przykładem jest współpraca nacjonalistów i ludzi Zarkawiego: pieniądze + plan = udany zamach. Moim zdaniem Amerykanie powinni większą uwagę położyć na wywiad, gdyż podziemia oraz przepływ informacji ciągle jest dużym atutem oporu w Iraku.
Wojciech Grabowski, Uniwersytet Gdański, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu,redaktor portalu www.terroryzm.com
Źródło:
http://www.msnbc.msn.com/id/6885867/site/newsweek/