Jak nauczyć się rachunku sumienia, religia(1)


Jak nauczyć się rachunku sumienia

 

Podejmując temat rachunku sumienia, warto w pierwszym rzędzie uświadomić sobie, że stanowi on modlitwę, w której, jak w każdej modlitwie, ośrodkiem jest Bóg, nie zaś człowiek.

 


Stanąć przed Bogiem

 

Człowiek staje przed Bogiem, aby przede wszystkim pełniej otworzyć się na Jego miłosierdzie i głębiej go doświadczyć. Takie stawanie przed Nim jest także drogą do lepszego i bardziej autentycznego poznawania siebie, tak by móc „szukać i znajdować Boga we wszystkim”.
Będąc modlitwą, rachunek sumienia domaga się od człowieka pewnych postaw wewnętrznych, umożliwiających otwieranie się na Boga. Wśród nich można wyróżnić następujące: pragnienie spotkania Boga i postawę wiary, słuchanie i otwartość, pokorę i zaufanie, autentyzm, wytrwałość i wierność, odwagę, wielkoduszność i hojność, czystą intencję i bezwarunkowość.

 

Pragnienie spotkania Boga żywego jest głęboko obecne w każdym ludzkim sercu. Psalmista woła: „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże!” (Ps 42,2). Jest to Bóg, który zna i przenika człowieka, Bóg, który wychodzi mu na spotkanie. Pragnienie spotkania Boga żywego stanie się owocne wtedy, gdy zapragniemy Go tak, jak pragnie się świeżego powietrza, pokarmu, gdy się jest zgłodniałym, wody, gdy się jest spragnionym, jak pragnie się tego, co jest najistotniejsze dla życia. Nierzadko w naszej modlitwie rachunku sumienia na czoło wysuwa się nie tyle pragnienie spotkania Boga żywego, ile pragnienie przemiany siebie. Wówczas my sami, zamiast Boga, stajemy się ośrodkiem modlitwy. Bywa tak, że czasem, przygnieceni różnymi troskami, niepokojami, lękami, cierpieniem, odsuwamy na bok pragnienie spotkania Boga.

 

Wołanie o łaskę pragnienia spotkania Boga żywego uzmysławia nam wielkość albo małość naszej wiary. To ona jest podstawą naszej modlitwy, jest darem i łaską, na którą odpowiadamy, przyjmując Boże zaproszenie. Dzięki niej możemy pójść za mocą Bożego słowa i za Bożymi natchnieniami. To właśnie wiara pozwala uprzytomnić sobie, że w Bogu „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28), że On jest obecny w każdym miejscu i czasie, niezależnie od tego, czy w danym momencie to czujemy lub też nie.

 

Stanąć w obecności Boga” (św. Ignacy Loyola) to odkryć w wierze, że Bóg tu jest, że pragnie się z nami spotkać, do nas mówić. Wymaga to wpierw słuchania Go - w otwartości i zaufaniu. Słucha ten, kto jest otwarty na przyjęcie słowa, które może go przemienić. „Słuchaj, Izraelu” - to wołanie wciąż pozostaje aktualne i konieczne.

 

Pokora oznacza akceptację prawdy o sobie samym i całkowite powierzenie się Bogu. Ten, kto pokornie przyjmuje siebie i całą swą ufność pokłada w Bogu, nie musi grać ani przed sobą, ani przed Bogiem na modlitwie, nie musi jej sztucznie upiększać, ani przybierać jakiejkolwiek pozy, aby coś ukryć. Przykładem takiej postawy jest modlitwa psalmisty, który mówi: „Panie, przenikasz i znasz mnie, Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję. Z daleka przenikasz moje zamysły” (Ps 139,1-2). Taka postawa daje człowiekowi prawdziwą wolność. Przed Bogiem nie musimy niczego ukrywać, przeciwnie - przed Nim możemy stawać w prawdzie, być autentyczni, wyrażać to, co kryje się w naszym sercu. Jeśli radość przepełnia serce, niech modlitwa będzie jej wyrazem, niech będzie hymnem pochwalnym i dziękczynieniem, błogosławieniem samego Boga. Jeśli serce z boleści płacze, niech modlitwa wyraża tę boleść, nieszczęście, niepokój, zwątpienie. Jeśli zaś czujemy się złamani, upokorzeni przez własną słabość, niech stanie się wołaniem o Bożą moc i siły. I niech tak będzie w każdej przeżywanej przez nas sytuacji! Uczmy się modlić - jak to czynili psalmiści - wydarzeniami i życiowymi doświadczeniami.

 

Gdy modlitwa zanoszona jest w każdym czasie i w każdym miejscu, wtedy jest wytrwała i wierna - mimo trudności i oporów, lenistwa i niechęci, bólu i cierpienia, mimo braku głębszych przeżyć. Większą wartość ma modlitwa skromna, ale wierna i wytrwała, niż wzniosłe przeżycia, ponieważ wierność i wytrwałość są prawdziwym sprawdzianem miłości. Aby być wiernym i wytrwałym, trzeba mieć odwagę, gdyż wcześniej czy później doznamy wewnętrznego oporu, znudzenia, zniechęcenia, a nawet lęku. Nieraz sam Bóg, prowadząc nas przez oczyszczenie, daje nam poznać prawdę o nas samych. Zwykle jest to bolesne, dlatego trzeba odwagi, aby kroczyć tą drogą. Taka postawa przynosi błogosławione owoce, Bóg bowiem dodaje człowiekowi otuchy, umacnia go i prowadzi.

 

Św. Ignacy zachęca, aby w modlitwę wejść z wielkodusznością i hojnością. Być wielkodusznym i hojnym na modlitwie oznacza ofiarować Bogu to, co najlepsze. Rolnik, siejąc ziarno, daje ziemi najlepsze, jakie ma, aby zapewnić sobie obfitość plonów. Również ci, którzy pragną obficie zbierać plony duchowe, powinni siać dobre ziarno, dawać swój codzienny czas, niekiedy chwile wyrwane w biegu i zapracowaniu.

 

Z kolei czyste serce nie oznacza serca nieskazitelnego, bez żadnego zarzutu, bez śladu grzechu, serca, które nie jest zranione. Chodzi tu raczej o takie serce, które otwiera się na Boga i pragnie pełnić Jego wolę, serce, które nie szuka siebie, własnych przyjemności i korzyści, ale pragnie podobać się Bogu. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8). Na modlitwie Bóg oczyszcza nas, abyśmy coraz jaśniej mogli dostrzegać Jego oblicze.

 


Poznać siebie

 

Aby dobrze wejść w modlitwę, trzeba mieć odwagę poznawania siebie w różnych sytuacjach i doświadczeniach. Spotkanie z sobą samym spontanicznie może rodzić w nas pragnienie głębszego poznania siebie, odkrycia własnej niepowtarzalnej wartości, ale może także w niektórych przypadkach czy sytuacjach wywołać wewnętrzny i egzystencjalny niepokój oraz bezradność. Poznanie siebie może zatem z jednej strony ujawnić istniejące w nas głębokie pokłady samoakceptacji i budowania na wewnętrznym pokoju, z drugiej - uświadomić nam brak harmonii, trudność w przyjęciu siebie, jakiś wewnętrzny konflikt, bolesne sprawy i doświadczenia tkwiące w nas. W każdym człowieku jest i jedno, i drugie, bo każdy z nas żyje w pewnej mierze w wewnętrznym konflikcie z samym sobą, nie akceptując siebie lub tego, co dzieje się wokół. Niejednokrotnie pragnie dobra, ale go nie czyni lub go unika, albo też ulega złu i słabościom, choć tego nie chce (zob. Rz 7,14-25).

 

Tego wewnętrznego dramatu nie da się uniknąć, mimo iż wszyscy dziś zdają się mówić o potrzebie akceptacji i potrzebie „bycia sobą”. Jeśli bowiem człowiek spotyka się z brakiem akceptacji w swoim środowisku, jeśli odnosi wrażenie, że inni chcą zrobić z niego inną osobę, bo nie pasuje do ich sposobu myślenia i życia, to może w końcu doświadczyć wewnętrznego dramatu czy rozdarcia.

 

W tego typu sytuacjach jedynym wyjściem wydaje się ucieczka, jednak z biegiem czasu okazuje się, że jest ona nieskuteczna, ponieważ problem tkwi w sercu człowieka. Psalmista zdaje sobie sprawę, że nie ucieknie ani od siebie, ani od Boga, że nie pozostaje mu nic innego, jak tylko przyjąć ten egzystencjalny niepokój i uczyć się być ze sobą samym (zob. Ps 139,7-12).

 

Brak akceptacji własnej sytuacji prowadzi do życia w nieustannym, choć nie zawsze uświadomionym, napięciu i niepokoju. Człowiekowi, który nie akceptuje siebie, nie jest łatwo uwierzyć w bezinteresowną miłość czy przyjaźń. „Sądzi, iż serdeczność drugich można wyłącznie kupić lub musi się na nią zapracować ciężkim osobistym wysiłkiem. Z takim przeświadczeniem trudno mu również uwierzyć w bezinteresowną miłość Boga do jego osoby, tak przecież nędznej i kruchej. Jego więzi z Bogiem ograniczają się do wykonywania praktyk religijnych i przestrzegania ko-deksu jego praw, aby zasłużyć na Jego miłość i na nagrodę życia wiecznego: trudno przychodzi mu wierzyć” (A.Vergara).

 

Poznanie siebie prowadzi do miłości i akceptacji. Poznanie wypływa z uświadomienia sobie tego, co jest wewnątrz nas i poza nami, tego, co tworzy nas od środka i od zewnątrz. W tym kontekście słuszne wydaje się stwierdzenie, że „poznanie byłoby pozbawione treści, gdyby jego motywem nie byłoby zainteresowanie. Istnieje wiele warstw poznania; poznanie, które jest aspektem miłości, nie ogranicza się do peryferii, lecz przenika do samego sedna” (E. Fromm). Na takiej drodze miłości człowiek ma przede wszystkim uczyć się przekraczania samego siebie. Jest to droga, na której prowadzi on nieustanny dialog miłości, a pytanie: „Czy miłujesz Mnie?” domaga się również pytania: „Czy kochasz siebie?”. Modlitwa rachunku sumienia wpisuje się w ten duchowo-psychiczny proces, krok po kroku uzdalniając człowieka do większej miłości.

 


Zaangażować się w pełni

 

Człowiek, który poznaje siebie, uczy się w pełni angażować we wszystko, co czyni. Ma to miejsce także w modlitwie rachunku sumienia, podczas którego osoba modląca się zdaje sobie sprawę z wszelkich uczuć i poruszeń, które jej w danej chwili towarzyszą. Zdarza się, że wiążemy modlitwę ze sferą przemyśleń, że włączamy w nią tylko swoją głowę. A modlitwa ze swej natury domaga się serca z całym jego bogactwem i ubóstwem, domaga się włączenia w nią także uczuć. Czasami może odezwać się w nas (najczęściej podświadomie) lęk i strach, i wtedy w ich miejsce wchodzą pobożne frazesy, idee i przemyślenia. Tymczasem w modlitwie uczymy się wypowiadać także wszystkie swoje uczucia. Chciejmy zauważyć, że Hiob przeklina dzień, w którym Bóg go stworzył, Jeremiasz wyrzuca Bogu, że zrobił z niego głupca, psalmista zaś obrzuca klątwami swoich wrogów. Czasami lękamy się, że Bóg nie będzie nas lubił z naszym gniewem, i udajemy, że go nie ma, co wskazuje na brak akceptacji siebie. Na modlitwie rachunku sumienia powinniśmy odkrywać, jak Bóg porusza najgłębsze struny naszego wnętrza, świat naszych pragnień i uczuć, naszą wyobraźnię, pamięć i intuicję.

 

Nierzadko człowiek na modlitwie tylko myśli i nie wypowiada tego w słowach. Jednak od strony ludzkiego przeżycia mówienie bywa bardziej znaczące niż myślenie, ponieważ myślenie niekoniecznie stawia nas przed drugim, natomiast zawsze gdy mówimy, mówimy „do kogoś”. Taka postawa jest lepszym wyrażeniem wiary w obecność Boga towarzyszącego nam.

 

Tym, co przeszkadza w pełni zaangażować się w modlitwę, są rozproszenia. Powinno się je w pierwszym rzędzie przyjąć i ofiarować Bogu, czyniąc z nich także przedmiot modlitwy. Rozproszenia są w nas. Gdy wchodzimy w samotność, udajemy się na pustynię, wtedy codzienne życie daje o sobie znać, pragnie na siłę wepchnąć się w ten nowy świat. Rozproszenia na modlitwie są niczym jesienne liście, które spadły z drzew i leżą na drodze. Gdy chodzimy po nich, szeleszczą i zwracają na siebie uwagę, ale jeszcze tak bardzo nie przeszkadzają w chodzeniu. Jeśli jednak zbytnio zwracamy na nie uwagę, możemy się potknąć i upaść. Gdy myśli, wspomnienia, wyobrażenia są tak natarczywe, że nie pozwalają się skupić, warto zmienić formę modlitwy i przejść do modlitwy ustnej, rytmicznej, powtarzalnej, takiej jak Różaniec czy koronka. Po ustaniu natarczywych rozproszeń można powrócić do podjętej wcześniej modlitwy rachunku sumienia.

 


Ignacjański rachunek sumienia

 

Modlitwa rachunku sumienia, do której św. Ignacy często zachęcał i zapraszał, służy codziennej całościowej refleksji nad własnym życiem. Warto na nowo sobie uświadomić, że celem tej modlitwy jest pomoc w spotkaniu Boga żywego. Ignacjański rachunek sumienia składa się z pięciu punktów, które tworzą kolejne jej etapy:

 

1. Dziękczynienie. Wdzięczność jest pierwszą postawą chrześcijanina, który odkrywa wielkość i dobroć Boga. Św. Ignacy zaprasza, by dziękować Bogu za otrzymane dobrodziejstwa. Postawa wdzięczności otwiera człowieka na dobro i Boże działanie w jego życiu oraz zaprasza do włączenia się w czynienie dobra.

 

2. Prośba o światło. Prosząc o światło Boże i dar Ducha Świętego, chrześcijanin pragnie poznać prawdę o swoim życiu, o własnej słabości, o rzeczywistości grzechu. Ten, kto odkrył, jak bardzo został obdarowany przez Boga, nie lęka się otwarcia na łaskę poznania własnych słabości i grzechów oraz odrzucenia ich, ponieważ wie, że fundamentem wszystkiego jest nieskończona miłość Boża. Każdy człowiek potrzebuje Bożego światła, aby mógł w pokorze stanąć przed Bogiem.

 

3. Rewizja. Postawa ta otwiera nas na nasze życie, któremu się przyglądamy i które na nowo odkrywamy dzięki łasce i światłu Bożemu. Ważne jest, aby spojrzeć na miniony dzień, tydzień czy inny okres całościowo, widząc w nim także poszczególne części. Św. Ignacy zaprasza, aby przyglądać się kolejnym wydarzeniom swojego życia i z nich uczynić przedmiot swojej modlitwy. Każde z ważnych i mniej ważnych przeżyć, doświadczeń może stać się drogą poznawania siebie i zbliżania się do Boga. Warto zatrzymywać się na tych wydarzeniach i szukać ich znaczenia. Pytanie: „Dlaczego?” winno stać się na tyle istotne, abyśmy nie zatrzymywali się na powierzchni zdarzeń, ale wchodzili w głąb.

 

4. Prośba o przebaczenie. Ponownie odkrywając świat własnych słabości i grzechu, dochodzimy do prośby o przebaczenie. Ta postawa uświadamia nam, że zawsze istnieje w nas jakieś napięcie, jakiś trud, niepokój, jakaś słabość, które nie pozwalają nam kroczyć drogami Bożymi albo nam to utrudniają. Uznanie się za grzesznika prowadzi chrześcijanina do Boga bogatego w miłosierdzie.

 

5. Otwarcie się z nadzieją na przyszłość. W tym momencie rachunku sumienia św. Ignacy zaprasza, aby przy pomocy łaski Bożej postanowić poprawę. Taka postawa jest wyznaniem, że Bóg ma moc przemienić ludzkie serce, z serca kamiennego uczynić serce z ciała (zob. Ez 36,26). Na koniec rachunku sumienia św. Ignacy poleca odmówienie modlitwy „Ojcze nasz”.

 


Droga wzrostu

 

Pięć kroków, do których zaprasza św. Ignacy Loyola, obrazuje pięć postaw modlitewnych człowieka stającego przed Bogiem i odkrywającego przed Nim własne słabości i niedoskonałości. Przede wszystkim człowiek spogląda na swoje życie w perspektywie dobra, które od Boga otrzymał. Pierwsza jego myśl skierowana jest do Boga, któremu wyraża on wdzięczność za wszelkie dobro. Kolejne punkty wskazują, że cały rachunek sumienia koncentruje się na Bogu. W tej modlitwie człowiek staje przed Bogiem, który obficie go obdarowuje (dziękczynienie), oświeca (prośba o światło), inspiruje i animuje (analiza wydarzeń), który mu przebacza (prośba o przebaczenie) i daje nową szansę (postanowienie poprawy). Człowiek, patrząc w tej modlitwie na siebie, nie traci z perspektywy Boga, dzięki łasce którego może się zmienić.

 

Dla św. Ignacego rachunek sumienia jest także środkiem i pomocą w procesie porządkowania samego siebie. Polega on na przemianie, w którą człowiek angażuje się osobiście, odpowiadając na łaski, które Bóg mu daje. Bóg nie przemienia człowieka bez jego świadomego udziału, zaś człowiek sam z siebie, bez łaski Bożej, nie jest w stanie się zmienić. Tak rozumianą współpracę Ignacy wyraził z jednej ze swoich maksym: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła”. Mieczysław Bednarz SJ, komentując tę sentencję, wyjaśniał, że „jest to zasada ufnej i rozumnej, odpowiedzialnej współpracy z Bogiem. Trzeba łączyć ufność z własnym wysiłkiem. Nie wolno popadać w żadną krańcowość: ani w aktywizm nieliczący się z koniecznością Bożej pomocy, ani w kwietyzm zwalniający człowieka od wysiłku pod pozorem ufności Bogu”.

 

U św. Ignacego ciągle powraca przekonanie, że człowiek, który porządkuje swoje życie, winien wszystko odnosić do Boga. Wtedy gdy ma na uwadze swoją osobistą drogę świętości, winien dokonywać wyborów ze względu na większą chwałę Boga. „By wasz umysł i miłość nie zajmowały się rzeczami przyziemnymi i rozpraszały się na różne strony, Bóg zechciał, byście wszyscy zjednoczeni mogli się poświęcić celom, dla których was stworzył, mianowicie szerzeniu Jego czci i chwały, waszemu osobistemu zbawieniu oraz niesieniu pomocy bliźnim” - pisał Ignacy w jednym ze swoich listów. Człowiek, wprowadzając ład w swoim życiu, zostaje przez Boga przemieniony w tym, co najbardziej intymne i osobiste. Działanie Jego łaski dokonuje w ludzkiej duszy radykalnej operacji. To Bóg przemienia w człowieku jego sposób myślenia i odczuwania.

 

Rachunek sumienia pojmowany w duchu św. Ignacego Loyoli jest praktyczną drogą rozeznawania duchowego. Dzięki tej modlitwie chrześcijanin też odczytuje Boże wezwania, dlatego trudno go praktykować bez odniesienia do całego życia modlitewnego, do innych form modlitwy, takich jak kontemplacja i medytacja. Bez tego odniesienia stanie się on tylko ludzką refleksją w celu zdobywania własnej doskonałości. Na konieczność takiej perspektywy w praktykowaniu modlitwy „szukania i znajdowania Boga we wszystkich rzeczach” zwracał uwagę sam św. Ignacy. Podkreślał, że ćwiczenie szukania obecności Boga we wszystkich rzeczach, takich jak: rozmowa, chodzenie, patrzenie, słuchanie, myślenie i wszelkie inne czynności, może stać się przedmiotem rachunku sumienia.

 

Zwykle rachunek sumienia trwa około 15 minut. Dobrze jest odprawiać go w miarę często i regularnie, najlepiej codziennie. W praktyce modlitwy rachunku sumienia warto znaleźć nań dobry czas w ciągu dnia. Życie uczy, że nie można zostawiać rachunku sumienia na ostatni moment dnia. Jesteśmy bowiem wtedy już tak zmęczeni, że nie przyniesie on oczekiwanych owoców.

 

Tadeusz Kotlewski SJ
(ur. 1959), teolog duchowości, psycholog kliniczny, psychoterapeuta, wykładowca teologii duchowości i psychologii na Papieskim Wydziale Teologicznym „Bobolanum” w Warszawie, rekolekcjonista. Ostatnio opublikował książkę Z sercem hojnym i rozpalonym miłością. O mistyce ignacjańskiej.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak nauczyć się rachunku sumienia
Jak nauczyć się żyć w ciele
Jak nauczyć się widzieć aure, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,paranormal
Mnemotechniki 13 Jak nauczyć się dat, Mnemotechniki
Jak nauczyć się wcześnie wstawać
Woititz Janet G Małżeństwo na lodzie Jak nauczyć się żyć z alkoholikiem
Rachunek sumieni3, religia(1)
Rachunek sumieni1, religia(1)
Rachunek sumieni2, religia(1)
Jak nauczylem sie osmiu
Uzdrawiajacy sen Jak nauczyc sie snic sny ktore uzdrowia Twoje cialo umysl oraz przywroca Ci energie
JAK NAUCZYĆ SIĘ WIDZIEĆ
Woititz Janet G Małżeństwo na lodzie Jak nauczyć się żyć z alkoholikiem

więcej podobnych podstron